Szkoła ceniona
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęNa początku XX wieku pabianicka Szkoła Handlowa była cenioną placówką edukacyjną nie tylko w naszym mieście. Uczęszczali do niej także m. in. mieszkańcy Łowicza.
Przypadkiem znalazłem się w Pabianicach, niezbyt od Łowicza oddalonym mieście, korzystam więc ze sposobności, aby podzielić się z czytelnikami „Łowiczanina” wrażeniami. A wiele można skorzystać przypatrzywszy się porządkom, jakie tu panują. Ulice czyste, szerokie, pięknie zabrukowane, zaopatrzone w wygodne trotuary; ratusz w pięknym zamku, niegdyś biskupów krakowskich, przedstawia się okazale; place targowe, przy niedzieli, pięknie wymiecione, że nikt by się nawet nie domyślił, że się tu targi odbywają. Wspaniała ulica Zamkowa, wysadzona drzewami, z aleją do spaceru. Wszak to chyba nigdy nieziszczone marzenie Łowicza.
Aby dopełnić obrazu trzeba dodać, że ogród spacerowy, tuż obok ratusza (może ze sześć razy większy od łowickiego „Ogrodu Saskiego”) byłby bardzo miłym miejscem spacerów, gdyby nie przepływająca rzeczka, wydająca woń nieprzyjemną, gdy z fabryk doń wpuszczą rozmaite odpadki. Wszystko byłoby piękne w tym mieście, gdyby nie duża ilość Niemców tam zamieszkałych, że nawet wśród inteligencji miejscowej niewielu się można doliczyć Polaków, dlatego też i polska Szkoła Handlowa nie może liczyć na wielkie poparcie.
Założona przed kilkunastu laty przez fabrykantów miejscowych, jako szkoła „z prawami”, jedyna miejscowa ta uczelnia średnia zrzekła się w roku 1905 „praw” i poparcia potentatów miejscowych i zamieniona została na polską. Rozwija się i prosperuje wcale nieźle, dzięki koedukacji, bo na 300 wychowańców w rb. prawie połowę stanowią dziewczęta.
Dziwna to doprawdy szkoła, jedyna w swoim rodzaju! Wszak tak trudno przekonać rodziców, że koedukacja nie tylko szkody nie przyniesie, ale pożytek dać może duży, zarówno chłopcom, jak dziewczętom. W Pabianicach dziś wszyscy to rozumieją doskonale i nikt nie protestuje przeciw koedukacji, a zarówno nauczyciele, jak i sami uczniowie twierdzą, że wspólne nauczanie przyniosło dobre rezultaty, bo dziewczynki przez rywalizację bardziej przykładają się do nauki, a chłopcy w zachowaniu swym, pod wpływem łagodniejszego usposobienia dziewczynek, zmienili się bardzo na korzyść. Nie ma też w Pabianicach tego niezdrowego flirtu, jak w innych miastach, gdzie uczniowie i pensjonarki spotykają się na ulicach lub za miastem. Tutaj panują normalne, koleżeńskie stosunki.
Dlatego też harmonia w tej szkole panuje niezwykła, stosunek nauczycieli do uczniów jest wzorowy, a niezwykle światły i wykształcony prefekt utrzymuje ścisły kontakt z młodzieżą i zasłużył sobie na miłość i szacunek młodzieży, która wyraża się o nim z uwielbieniem. Rozwijaj się więc nadal Szkoło Pabianicka i świeć innym przykładem!
Jedna wada Pabianic to fatalne oddalenie dworca Kolei Kaliskiej od miasta, częściowo jednak brak ten daje się zastąpić wyborną komunikacją z Łodzią za pomocą tramwaju elektrycznego, który w przeciągu trzech kwadransów zawiezie nas do drugiego, co do wielkości grodu w Królestwie. (Łowiczanin nr 17/1911 r.)
List matki ucznia
Jako matka ucznia Szkoły w Pabianicach pragnę odpowiedzieć słów kilka na list Szanownego Pana, umieszczony w numerze 9 „Łowiczanina”. Dziękuję Szanownemu Panu bardzo za zajęcie się losem mego syna i za udzielone mu rady. Jakkolwiek jestem biedną służącą i zaledwie trochę czytać umiem, obchodzi mnie bardzo nasze pismo „Łowiczanin” i zawsze ktoś z domu, w którym służę już lat 30, czyta mi na głos „Łowiczanina”.
Gdy przeczytano mi, ze losem syna mego Władysława zajęła się nasza gazeta, że ludzie zacni składają pieniądze na jego naukę, to wielka radość wstąpiła we mnie. Bo pragnieniem życia mego było zawsze, aby syn mój, jedyna w życiu moim pociecha, posiadał naukę. Postanowiłam sobie wszystkiego odmawiać, pracować ile mi sił starczy, byleby on mógł ukończyć szkołę.
Był dobrym uczniem w szkole polskiej, nauczyciele chwalili go, mówili, że jest zdolny, kształcił się jak tego pragnęliśmy, ja i on. Za trzy lata byłby szkołę ukończył. Tymczasem stało się nieszczęście. Szkołę miejscową zamknęli, tego dnia okropnego nie zapomnę nigdy. Gdy powiedziano mi o tym nieszczęściu, padłam jak nieżywa i myślałam, że już nie powstanę.
Cała moja nadzieja ukończenia szkoły przez mego syna przepadła, do klasy V-tej doszedł, a miał już szkoły nie oglądać. Zamożniejsi koledzy wyjeżdżali do Warszawy, do Włocławka, gdzie kto mógł, tylko mój Władek chodził smutny, wyglądając, czy skąd nie nadejdzie jakaś pomoc cudowna, aby i on mógł uczyć się dalej. Ile nocy przepłakałam razem z nim, ile wycierpiałam, trudno byłoby mi wypowiedzieć. „Bóg czuwa nad sierotami” powtarzaliśmy sobie wciąż i okazał Pan Bóg pomoc swoją.
Za staraniem dobrych ludzi przyjęto Władka bez opłaty wpisowej do szkoły w Pabianicach, a jest ona również handlowa jak nasza była. Inni ludzie zajęli się zebraniem pieniędzy, aby mógł wyjechać do Pabianic. Może Pan Bóg da, że pragnienie mego życia spełni się. Choć nieuczona rozumiem dobrze, że syn mój po ukończeniu całej szkoły, gdy zostanie handlowcem rzemieślnikiem, będzie mógł z większym pożytkiem i lepiej pracować, niż po ukończeniu czterech klas.
Cztery klasy Szkoły Handlowej jeszcze go rzemiosła nie nauczyły żadnego, powinien iść jeszcze do szkoły rzemieślniczej. Czyż nie lepiej, że ukończy pełny kurs Szkoły Handlowej. Już ma obiecane dobre zajęcie w fabryce po ukończeniu szkoły. Wyżej kształcić się mój syn nie myśli, gdyż jest na to za biedny, a szkołę pragnie ukończyć, a że jest zdolny, pracowity, zaradny, o suchym chlebie i herbacie żyć potrafi, to może Bóg da, że szkołę przy pomocy Boskiej i dobrych ludzi ukończy. Władka swego nazywam rycerzem, bo zaradny jest i na wszelkie niewygody wytrzymały.
Byłam u niego w Pabianicach, mieszka w nieopalonym pokoju, który sobie wraz z kolegą wynajął – „chleba nie żałuję sobie, matko” – mówi mi – „chleb daje siłę i zdrowie, gdy wszystkie biedy przetrzymam, skończę szkołę, będę pracował w fabryce, wtedy matkę do siebie wezmę i pracować nie pozwolę”.
Więc choć jestem zmęczona pracą jeszcze lat parę chcę być w służbie, aby spełniło się pragnienie życia mego. To jest moje pragnienie, które wydrukować proszę w „Łowiczaninie”. Wszystkim co przyczynili się i w przyszłości przyczynić się zechcą do umożliwienia synowi dalszej nauki w Szkole w Pabianicach składam ze łzami wdzięczności w oczach „Bóg zapłać”. (Łowiczanin nr 10/1912 r.)
Otwarcie
Szkoła Handlowa w Pabianicach. Długo oczekiwana chwila otwarcia 7-klasowej Szkoły Handlowej w Pabianicach nareszcie wchodzi w fazę rzeczywistości. Dzięki energii tych ludzi, którym dobro ogółu zawsze leży na sercu Pabianice pozyskują tak pożyteczną instytucję jaką jest wymieniona szkoła.
Jakkolwiek za każdy krok zmierzający do podniesienia oświaty należy się szczera podzięka. Otwarcie Szkoły Handlowej w Pabianicach zasługuje na szczególne zaznaczenie, ponieważ chęć do założenia jej wyszła z małego kółka osób, którzy się rejentalnie zobowiązali pokrywać corocznie z własnych funduszów wszelkie deficyty, które są niezbędne, gdy szkoła ma odpowiadać wszelkim wymaganiom współczesnym.
Lista założycieli pabianickiej Szkoły Handlowej, pomiędzy którymi fabrykanci odgrywają, jak we wszystkich filantropijnych zakładach Pabianic największą rolę, jest następująca: Teodor Ender i Feliks Krusche, reprezentanci firmy Krusche i Ender; Juliusz Kindler i Oskar Kindler, reprezentanci Akcyjnego Towarzystwa R. Kindler; Izydor Baruch i Teodor Baruch, reprezentanci firmy „Bracia Baruch”, Robert Saenger, Ludwik Schweikert, Emanuel Froelich, Herman Faust, Rudolf Scholz, pastor emer. Wilhelm Zimmer, Jan Bobakowski, Tadeusz Makulski, Teodor Hadrian, Stanisław Robowski, Herman Preiss, Beniamin Goldman, Samuel Alter, Ignacy Broniewski, Oskar Krusche.
Szybkie urzeczywistnienie projektu otwarcia 7-klasowej Szkoły Handlowej pabianickiej zawdzięczamy darowi obywateli pabianickich, którzy zakupiwszy przed kilku laty gmach obszerny 3-piętrowy z dwoma oficynami, ofiarowali go obecnie na szkołę. Odrestaurowanie i upiększenie gmachu pokryli także tutejsi obywatele za pomocą dobrowolnych składek. Okazały ten budynek, znajdujący się w centrum miasta i zawierający dziewięć sal obszernych dla wykładów, oprócz sali do rysunków, pomieszczenia na laboratorium, biblioteki i dwóch mieszkań dla nauczycieli, będzie bezwarunkową ozdobą i chlubą Pabianic.
Następujące osoby zapisały ofiary na przebudowę i upiększenie gmachu szkolnego: Krusche i Ender – rs. 5000, Akc. Tow. R. Kindler – rs. 2500, pabianickie kupiectwo – rs. 900, Schweikert, Froelich i O. Saenger po rs. 500, Faust, Goldman i R. Scholz po rs. 300, L. Mὕller, R. Budziński senior, R. Budziński jr, Fr. Nawrocki, August Stentzel po rs. 200, Jakub Wlazłowicz rs. 150, Karol Kolbe, Józef Hans, Rudolf Rozenfeld, Hamburger i Bornstein, Ludwik Hille, dr Józef Langer, Amalia-Krusche-Wende, Tadeusz Markiewicz, Teofil Stentzel, Franciszek Offenberger, A. Kleidienst, F. Lὕhne, pastor R. Szmidt, K. Merkert, A. Lorentz, August Hegenbart jr, Edward Kratsch, Edward Lehman, A. Illingworth, Amalia Krusche-Kreske, J. Roensch, Gustaw Preiss, Franciszek Szebeko, Z. Szołowski, L. Knothe po rs. 100, A. Lὂffler jr rs. 75, Hieronim Wlazłowicz, S. Prasse, J. Piotrowski, G. Prὕfer, A. Lὂffler senior, Edward Dawid, August Prodoehl, Teodor Budziński, Adolf Schulz, F. Krusche, dr Schroeter, K. Knothe, L. Hennig, K. Pączkiewicz, dr Auspitz, Hirchberg i Birnaum, T. Krusche, A. Hegenbart, T. Bucholtz, A. Kosiński, Karol Seidel, B. Markowski, S. Wolfowicz, T. Kłys, F. Missala, A. Jaroschka, W. Scherfer po rs. 50, J. Biczuński, Józef Szulc, G. Neumann po rs. 40, Ch. Neumann, August Piel, Stanisław Jankowski, Jakub Grelus po rs. 30, A. Schroeter, Karol Jankowski, A. Józefowicz, K. Goszczyński, J. Nowicki, J. H. Jakubowicz, Leon Jaroschka, G. Fὕnfstὕck. J. Hegenbart po rs. 25.
Na posiedzeniu założycieli i protektorów Szkoły Handlowej pabianickiej, odbytym w dniu 11 lipca rb. wybrano na prezesa rady opiekuńczej p. Oskara Kindlera, a na członków rady panów: Teodora Endera, Izydora Barucha, Oskara Saengera, Ludwika Schweikerta, Teodora Hadriana, Ignacego Broniewskiego.
Protokół posiedzenia został już wysłany do ministerium skarbu do zatwierdzenia. Rada opiekuńcza wybrała spomiędzy siebie p. Ludwika Schweikerta na kasjera i p. Teodora Hadriana na sekretarza. (Rozwój nr 170/1898 r.)
Wiec rodziców i nauczycieli
Dnia 17 bm. w pabianickim Domu Ludowym (MOK) odbył się wiec rodziców i ciała nauczycielskiego. Z 230 wezwanych osób zebrało się zaledwie sześćdziesiąt kilka. Smutnie to świadczy o naszym zapatrywaniu się na sprawę tak ważną jak edukacja naszych dzieci.
Posiedzenie pod przewodnictwem sędziego Nowickiego zagaił p. Lipski, dyrektor pabianickiej handlowej szkoły. Dyskutowane były trzy sprawy. Przy omawianiu pierwszej (o wzajemnym stosunku uczących się i nauczających) proponowano w celu zbliżenia uczących się do szkoły, urządzać wycieczki botaniczne, odczyty, zabawy pod kierunkiem nauczycieli. Proponowano również, aby stosunek nauczycieli do uczniów nie był jak dawniej sztywny, a uwzględniał duszę i pojęcia młodzieży. Dalej poddano pod obrady projekt utworzenia stałej rady rodzicielskiej i opiekuńczej.
Szkic projektu podany przez kilku nauczycieli i prefekta szkoły wzorowany był na uchwałach powziętych w gimnazjum gen. Chrzanowskiego i świeżo urządzonej rady rodzicielskiej przy szkole Radwańskiego. Zaakceptowano go i wybrano opiekunów i opiekunki dla klas w których wprowadzono koedukację, po 2 osoby, oddzielnie dla dziewczynek i chłopców, w klasach zaś niezłączonych po jednej osobie. Osoby te stanowią stałą rodzicielską radę, obieralną corocznie na początku roku szkolnego, do niej ma wejść z grona nauczycielskiego dyrektor i dwóch profesorów. Tu wyłoniło się pytanie, czy nie byłoby pożyteczne wezwać do owej rady doktora i księdza. Powstała burzliwa i gwałtowna dyskusja. Zdania ścierały się i ostatecznie większością głosów zdecydowano do rady prosić tylko doktora, gdyż jeżeliby wezwano księdza, jako księdza, to trzeba by wezwać duchownych innych wyznań.
Z kolei przyszła sprawa koedukacji. P. Lipski zaznaczył, że pabianicka szkoła jest pierwszą w kraju, która weszła na nowe tory i wprowadziła u siebie koedukację. Dała ona podobno dodatnie wyniki.
Na propozycję przewodniczącego powstaniem z miejsc wyrażono gorącą podziękę p. dyrektorowi Lipskiemu, zarówno za zastosowanie koedukacji, jak i za pracę podjętą koło urządzenia wiecu i stałej rodzicielskiej rady. P. Nowickiemu podziękowano za łaskawe prowadzenie wiecu. (Rozwój nr 64/1907 r.)
Unikalne materiały o Henryku Lipskim od jego prawnuka
Autor: Sławomir Saładaj