www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Lubowski

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Karol Lubowski to błyskotliwa postać  przedwojennych Pabianic, znamionowała go wszechstronność  uzdolnień i talentów. Z równym wdziękiem brylował na boiskach sportowych, jak i na estradzie czy w radiowym studiu. Był dyrygentem, kompozytorem, akompaniatorem, wokalistą, organizatorem imprez muzycznych, a nawet  cenionym piłkarzem. Po wojnie został także dyrektorem Banku Spółdzielczego w Pabianicach i trafił do… więzienia.

Prasa codzienna skrupulatnie odnotowywała sukcesy idola pabianiczan.

„W dniu 25 ub. m. w sali Kina Miejskiego odbył się popis kwintetu muzycznego. Program koncertu świetnie skonstruowany przez kierownictwo zawierał cenne i wartościowe dzieła współczesnej literatury muzycznej. Wykonanie bez zarzutu, zespół dobrze zgrany. Spośród zespołu wysuwa się na czoło p. Karol Lubowski, bezsprzecznie  jeden z najbardziej wrażliwych muzyków, człowiek o nieprzeciętnych zdolnościach i gorącym sercu. Wystarczy widzieć jego uśmiechniętą i uduchowioną twarz podczas produkcji muzycznych, aby wynieść wrażenie jak najlepsze i zrozumieć, czym taki człowiek może być dla zespołu, dla towarzystw, które z nim zechcą pracować.

Pomysł wystawienia koncertu skrzypcowego z towarzyszeniem kwintetu okazał się bardzo dobry, wykazując wielką sprawność i na szeroką skalę rozwiniętą muzykalność całego zespołu. Solistką koncertu była p. Olga Nitschówna, która z dnia na dzień zdobywa nowe szczeble sztuki muzycznej. Z I Koncertu skrzypcowego g-moll Maxa Brucha najlepiej wypadła część III-a, gdzie solistka przeszła samą siebie, opanowując całkowicie problem techniki, szafując wdzięcznie i żywo w przeciwieństwie do części II-ej, gdzie ekspresja i uczucia występują na pierwszy plan.

Nie możemy ominąć pozostałych pp. Staszewskiego Zygmunta i Morgensterna Adolfa, którzy dopełniają tej artystycznej i sympatycznej piątki. Kierownikowi koncertu p. Karolowi Lubowskiemu należy się uznanie za wartość imprezy. Nadzwyczaj staranna produkcja, wielkie poczucie piękna i zrozumienie – oto główne walory, które w pracy muzycznej całego zespołu pozostawiły niezatarte wrażenie”. (Gazeta Pabianicka nr 33/1934 r.)

„W lokalu czytelni miejskiej przy ul. Kościuszki 7 odbyło się walne zebranie Orkiestry Symfonicznej im. Fryderyka Chopina w Pabianicach. Sprawozdanie tymczasowego zarządu orkiestry przyjęto do zatwierdzającej wiadomości, po czym uchwalono absolutorium ustępującym władzom oraz wyrażono specjalne uznanie za niezmordowaną pracę dla dobra orkiestry. Nowy zarząd przedstawia się następująco: Brunon Dąbrowski – prezes, Teodor Nowak, Brunon Hagenbart, Kornel Pawełczyk, Witalis Missala, Karol Adamkiewicz, Arno Heintze, Tadeusz Woldański i Karol Lubowski”. (Echo nr 53/1934 r.)

„Onegdaj staraniem Obywatelskiego Komitetu Niesienia Pomocy Bezrobotnym w Pabianicach w sali Teatru Miejskiego przy ulicy Gdańskiej odbył się wielki koncert na rzecz najbiedniejszych. Na całość koncertu złożyły się występy chóru Towarzystwa Śpiewaczego im. St. Moniuszki, kwintetu muzycznego, występ znanej skrzypaczki pabianickiej p. Olgi Nietschówny z towarzyszeniem orkiestry kameralnej i kwartetu rewelersów. Przy pulpicie dyrygenta stanął znany szerokiej publiczności jako kierownik podobnych imprez  i wybitnie uzdolniony muzyk p. Karol Lubowski, odnosząc prawdziwy sukces.

Począwszy od „Wesela” Karola Prosnaka, oddanego przez chór mieszany z wielkim odczuciem treści i przy doskonałych efektach głosowych poprzez Rapsodię węgierską Liszta nr 2 wykonaną przez kwintet muzyczny, tak wymowny w swej przebogatej treści dźwiękowej, a skończywszy na występie kwartetu rewelersów, znanego z występów przed mikrofonem Rozgłośni Łódzkiej Polskiego Radia, którzy na bis dorzucili jeszcze kilka piosenek ze swego bogatego repertuaru – wszystko zachwycało słuchaczy.

W części drugiej orkiestra kameralna wykonała „Marzenie” Schumana, przy czym instrumentowaną przez siebie solową partię fortepianu wykonał świetnie p. Arno Heintze, następnie skrzypaczka p. Olga Nietschówna odegrała z towarzyszeniem orkiestry Koncert skrzypcowy d-moll H. Wieniawskiego. Zdolności muzyczne p. Nietschówny zabłysły w pełni na tym koncercie i zgromadzona publiczność rzęsistymi brawami nagrodziła dzielną skrzypaczkę.

Ostatnie dwa utwory „W górach” Lachmana i „Wschodnią opowieść” Prosnaka wykonał chór męski im. Moniuszki z wielką dynamiką w sposób doskonały. Całość koncertu wypadła bardzo dobrze, a to dzięki energii i pracy kierownika całości, dyrygenta p. Karola Lubowskiego, który świetną organizacją, subiektywnym zdolnościom muzycznym, i walorami czysto muzycznymi i walorami czysto artystycznymi umiał skupić energię wszystkich wykonawców na jednym celu – doskonałej całości.

Życzymy dalszej owocnej pracy na tym polu. Wykonawcom koncertu również należy się pochwała za ofiarne współdziałanie na rzecz najbiedniejszych. Zaznaczyć należy tylko, że publiczność nie dopisała tak jak powinna ze względu na cel koncertu”. (Echo nr 57/1937 r.)

„W sali Teatru Miejskiego przy ul. Gdańskiej wystawiona została w środę staraniem Towarzystwa Śpiewaczego im. St. Moniuszki w Pabianicach pod kierunkiem prezesa tegoż stowarzyszenia p. Karola Lubowskiego melodyjna operetka  Roberta Stolza „Taniec szczęścia” z muzyką i tańcami. Pomimo kończącego się sezonu teatralnego ze względu na pięknie rozwijające się wczesne lato, sala teatru wypełniona była po brzegi publicznością, na co wpłynął fakt, że wszelkie imprezy Towarzystwa Śpiewaczego im. St. Moniuszki dzięki dzielnemu kierownictwu  Lubowskiego mają już ustaloną swoją markę i nie zawodzą oczekiwań. Oprawa muzyczna operetki w wykonaniu orkiestry symfonicznej pod dyrekcją Karola Lubowskiego potraktowana została w sposób artystyczny i subtelny.

Z wykonawców na wyróżnienie zasługują przede wszystkim panie Zofia Lubowska i Zofia Cieniewska w dwóch głównych rolach kobiecych. Obie wykonawczynie zdradzają talent aktorski i rozporządzają miłymi głosami – zwłaszcza p. Lubowska. W głównych rolach męskich wystąpili znani już na gruncie Pabianic wykonawcy pp. Siciński, Stawiszewski i Rogoziński. Głos p. Sicińskiego stale się wyrabia, zaś gra jego, jak również panów Stawiszewskiego i Rogozińskiego stała na nieprzeciętnym poziomie, wysoko przewyższając wszelkie występy amatorskie.

Całość wypadła znakomicie, udatnie i ku zupełnemu zadowoleniu publiczności, która wykonawcom nie szczędziła oklasków, a nawet kwiatów (wykonawczyniom). Niektórzy wykonawcy ról męskich nie umieli należycie swoich ról, improwizując indywidualne wkładki, co przedłużało niepotrzebnie akcję operetki. Nic też dziwnego, że w tych warunkach praca suflera była zbyt głośna i rażąca. Poza tym dekoracje Teatru Miejskiego znajdują się w opłakanym stanie. Czas już, aby zarząd miejski pomyślał o nowych dekoracjach”. (Echo nr 140/1937 r.)

„Umocniona pozycja i uznanie jakim się cieszy dyrygent „Moniuszki” Karol Lubowski tak w Polskim Radio, jak i na niwie śpiewaczej w województwie łódzkim, dają szerokie możliwości rozwinięcia skrzydeł do lotu artystycznego chórów  Towarzystwa Moniuszki. Już w dniu 12 sierpnia chór męski „Moniuszki” śpiewać będzie w Radio na całą Polskę. Zatwierdzony program przez Warszawę bezsprzecznie stawia zespół śpiewaczy Towarzystwa Moniuszki w rzędzie chórów o dużej kulturze i dobrej klasie”. Niezależnie od tego projektowane są liczne występy w nadchodzącym sezonie. Zarząd Towarzystwa zdaje sobie sprawę z żywotności , jaką może dać ta placówka, która posiada element śpiewaczy chętny do pracy i rozumny, dla kultu krzewienia pieśni. Nic też dziwnego, że zarząd wytęża wszystkie siły, aby zadaniu sprostać.

Jeśli weźmiemy pod uwagę, co w zeszłym sezonie chóry zrobiły, a więc 5 audycji przez radio (3 męski zespół i 2 mieszany), 2 koncerty, szereg udziałów w akademiach, to przyznać musimy, że pracowały one sumiennie, wykorzystując wszystkie możliwości i zdolności ich dyrygenta Karola Lubowskiego, który jest duszą tej placówki. Los Towarzystwa Śpiewaczego im. St. Moniuszki w takich warunkach jest zapewniony, a jest to pełny zgodny rozkwit towarzystwa, któremu nikt w takim wyścigu pracy u nas nie dorówna”. (Echo nr 194/1938 r.)

„Onegdaj w sali Domu Katolickiego przy ul. ks. Piotra Skargi 1 odbył się wielki koncert poświęcony kompozycjom Karola M. Prosnaka, zorganizowany przez przodujące na tutejszym terenie Towarzystwo Śpiewacze im. St. Moniuszki z prezesem p. Karolem Lubowskim na czele. Koncert przyniósł pełny sukces kompozytorowi Karolowi Prosnakowi, który swymi pieśniami i muzyką zdobył sobie ostatecznie serca całego społeczeństwa miasta.

W koncercie wzięli udział: p. Łucja Guzowska-Ozimińska (sopran), p. Eugeniusz Szumpich – artysta operowy, chóry męski i mieszany Towarzystwa Śpiewaczego im. St. Moniuszki w Pabianicach, orkiestra salonowa. Dyrygował p. Karol Lubowski, akompaniament śpiewów solowych – kompozytor Prosnak. Słowo wstępne przed rozpoczęciem koncertu wypowiedział p. M. Jurakowski, po czym wykonano utwór chóralny „Na cześć pieśni”, a następnie „Wiązankę pieśni ludowych” i „Wesele” – poemat ludowy. W części drugiej koncertu p. Szumpich odśpiewał cztery pieśni Prosnaka, zaś p. Guzowska-Ozimińska trzy pieśni, z których najpiękniejsza była dumka Jagusi z utworu „Za późno” Prosnaka. Na zakończenie chór męski „Moniuszki” z towarzyszeniem orkiestry wykonał ostatnie dwa utwory Prosnaka ”Balladę o żołnierzu” i „Wschodnią opowieść”.

Podnosząc swoiste piękno i urok, wiejący z wszystkich utworów Prosnaka, które niechybnie przyczynią się do powiększenia naszej skarbnicy pieśni regionalnych podkreślić również należy zasługi ich wykonawców. Chóry Towarzystwa Śpiewaczego im. St. Moniuszki w Pabianicach pod dyrekcją Karola Lubowskiego znajdują się już dziś na wysokim poziomie artystycznym i stale robią postępy. Niewątpliwie to zasługa dyrygenta p. Lubowskiego, który z całym poświęceniem pracuje na tym polu. Całość wypadła bardzo mile i wzruszająco. Rzęsiście  oklaskiwanemu kompozytorowi wręczono kilka wiązanek kwiatów. Wyróżnienie to spotkało również p. Ozimińską i p. Szumpicha.

Na zakończenie kompozytor w gorących słowach podziękował wszystkim wykonawcom, dyrygentowi Karolowi Lubowskiemu oraz licznie zgromadzonej na sali publiczności za tak miłe przyjęcie jego skromnych prac. Długotrwałe oklaski były mu na to odpowiedzią”. (Echo nr 92/1938 r.)

„W dniu 18 września o godz. 21 Rozgłośnia Łódzka nadaje na wszystkie stacje polskie wesołą audycję pt. „Warto żyć” pióra red. Benedykta Stefańskiego. Jest to groteska oscylująca między fantazją a rzeczywistością, której akcja odbywa się w New Yorku. Wykonawcami słuchowiska będą artyści Teatrów Miejskich: Barbara Ludwiżanka, Janina Polakówna, Władysław Krasnowiecki, Władysław Hańcza, Włodzimierz Matuszkiewicz, Roman Urbański, reżyseruje dr Jerzy Ronard, ilustrację muzyczną opracował Karol Lubowski”. (Echo nr 258/1938 r.)

„Radio- program. Niedziela, 4 XII 1938 r., godz. 19.30-20.00. Arie i pieśni w wykonaniu Edmunda Reinholda, akompaniuje Karol Lubowski”. (Republika nr 333/1938 r.)

„Bank Lubowskiego”

„Jeśli od pewnego czasu co bardziej wtajemniczeni pabianiczanie nazywali swą Kasę Spółdzielczą „Bankiem L”, to nie tylko i nie głównie dlatego, ze oficjalna nazwa kasy brzmiała: Bank Ludowy. Znacznie bardziej zaważyło na tym nazwisko długoletniego kierownika kasy, które zbiegiem okoliczności  również zaczynało się na dwunastą z kolei literę alfabetu. Inna rzecz, że  bardzo mało kto wiedział już wówczas, iż Karol Lubowski „przyzwyczaił się” traktować bankowy skarbiec, jako źródło „prywatnej tezauryzacji”.

Dziś jest to już powszechną tajemnica, a określenie  Kasy Spółdzielczej w Pabianicach mianem „Banku Lubowskiego” uzyskało realne potwierdzenie w … dowodach śledczych. Dowody te jeszcze w bieżącym miesiącu będą przedmiotem skrupulatnych badań Sądu Wojewódzkiego, który na sesji wyjazdowej w Pabianicach rozpatrzy sprawę nadużyć dokonanych przez Lubowskiego i innych.

Nim jednak sprawiedliwości stanie się zadość, nim społeczeństwo zażąda  spłaty rachunków wraz z proporcjonalnymi do indywidualnych „zasług” oskarżonych „odsetkami” – warto zapoznać się z niektórymi chociażby faktami, znaczącymi drogę na której punkt startu wybrali sobie sami oskarżeni, ale na której meta nie jest już zależna od ich woli.

Akt oskarżenia zarzuca Lubowskiemu, że od marca 1956 r. systematycznie przywłaszczał sobie różne kwoty pieniężne (w sumie co najmniej 146 tys. zł), że celowo ukrywał niedobory kasowe, spowodowane przez kasjerów oraz, że nie dopełnił obowiązków służbowych w zakresie właściwego zorganizowania pracy banku i kontroli. Zgodnie z przepisami prawa, sa to trzy różne zarzuty. Już pobieżna jednak tylko analiza faktów wskazuje na ich wzajemny splot i nierozerwalny związek. Można też związek ten uchwycić w sposobie, w jaki Lubowski zareagował na wiadomość, że  - mimo jego chytrych metod – kontroler Łódzkiego Związku Spółdzielni Oszczędnościowo-Pożyczkowych, ujawnił poważne niedobory.

I choć już wówczas, w kwietniu roku ubiegłego, mówiło się o wysokiej sumie 103 tys. zł. Lubowski stara się sprawę zatuszować. Pisze oświadczenie, w którym zobowiązuje się w terminie pięciodniowym „pokryć wszystkie niedobory wynikłe z niedokładnego prowadzenia Banku Ludowego w Pabianicach”. I nie przestaje na oświadczeniu. Szóstego dnia rano wpłaca do kasy 103 tys. zł. Lubowski pisze w swym oświadczeniu o niedoborach „wynikłych z niedokładności prowadzenia banku”.

Organa śledcze wiele miejsca w zebranych dowodach poświęcają „bałaganowi panującemu w Pabianickiej Kasie Spółdzielczej”, złej organizacji obiegu dokumentów, dokonywanym wbrew przepisom „na ogólnej sali” – z pominięciem kasy – operacjom finansowym. Karol Lubowski – jak już powiedzieliśmy-  był długoletnim kierownikiem banku; więcej dobrym organizatorem i wiedział co należy do jego obowiązków.

Wiedział m. in., że nie wolno mu ukrywać manka kasowego, tym bardziej, że ówczesna kasjerka sama go po raz pierwszy o tym zawiadomiła, gotowa ponieść konsekwencje karne. Lubowski sprzeciwia się temu kategorycznie; przeciwnie poleca dokonanie fikcyjnych operacji, pod którymi ukrywa 10 tys. zł niedoboru. W ten sam sposób reaguje na wieści o następnych brakach kasowych. Czyżby Lubowski robił to wszystko „z dobrego serca”. Pytanie to – mimo pozorów – nie nosi w sobie nic z rozważań natury psychologicznej. Lubowski wiedział, że ujawnienie jakiegokolwiek przestępstwa na terenie banku, to konieczność kontroli, to w konsekwencji ujawnienie skandalicznego bałaganu w tej dziedzinie. A on przecież – dobry organizator – nie tylko ów bałagan tolerował, on po prostu bałagan celowo organizował.

Wszak tylko w bałaganie mógł ukrywać swoje poczynania, płacąc spółdzielczymi pieniędzmi swoje prywatne długi, obciążając swymi prywatnymi wydatkami konta bankowych dłużników, dokonywać przelewów z kont, które … nie istniały, mógł fałszując podpisy zaciągać długi na nazwiska ludzi, którzy wcale o tym nie wiedzieli, mógł wreszcie – przyjmując pieniądze z pominięciem kasy – „zapominać” o obowiązku ich przekazania we właściwe ręce! A gdy wreszcie nie udało się już dłużej ukryć niedoborów, gdy kontrola wpadła na ślad przestępstw, Lubowski jeszcze wówczas mógł pisać o niedoborach „wynikłych z niedokładności prowadzenia banku”. Zawsze przecież być kiepskim administratorem , to nie to samo, co narażonym na szczególne potępienie w oczach opinii społecznej złodziejem.

Metoda „bałaganu” nie jest nową, ani też wyjątkową metodą, której chwytają się różnego kalibru amatorzy społecznego mienia. I –choć w wypadku Banku „L” – nie spełniła ona roli, jaką jej przeznaczono, zdarza się przecież, że niczym dymna zasłona kryje ona rzeczywistych złodziei i malwersantów. Notabene dość długo też krył pod nią nadużycia swoje i innych Karol Lubowski”. Janusz Krajewski (Dziennik Łódzki nr 35/1962 r.)

Skazany na 14 lat więzienia

Późnym wieczorem 28 lutego br. sąd ogłosił wyrok w procesie przeciwko aferzystom z Banku Ludowego w Pabianicach, Główny oskarżony w tym procesie, były dyrektor banku, Karol Lubowski został skazany na 14 lat więzienia, 150 tys. zł grzywny (z zamianą w razie nieściągalności na dalsze 3 lata więzienia), przepadek mienia w całości oraz pozbawienie praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 10 lat. (…)

Sylwetka oskarżonego. „Straszny fanatyk muzyki” i „dziwnie skryty człowiek”

Prawie przez cały tydzień – od 22 do 28 lutego 1962 roku – społeczeństwo Pabianic pozostawało pod wrażeniem toczącego się w trybie doraźnym procesu przeciwko aferzystom z Banku Ludowego. Ponieważ sala rozpraw mogła pomieścić zaledwie 50 osób, część publiczności zalegała korytarze gmachu sądu, gromadziła się przed budynkiem, wyczekując na przerwy, by od bezpośrednich obserwatorów uszczknąć co nieco aktualnych informacji o przebiegu procesu.

Publiczność ta była bardzo różnorodna: można tu było natknąć się zarówno na ludzi podszytych „setką” futrach, jak i na ludzi w wytartych ubraniach, urzędników. Trafiło się też widzieć człowieka w kufajce, zaciągającego się nerwowo „Sportem”. Podobnie różnorodne, jak publiczność były komentarze. Jednych pasjonował mechanizm przestępstwa, drugich ciekawiło, co on – Lubowski robił z takimi pieniędzmi?, jeszcze inni – o bardziej filozoficznym usposobieniu – zadawali pytanie: „I co ten człowiek teraz powie?”.

Dla wszystkich jednakże był to szoking. Boć przecież Lubowski – to człowiek znany i szanowany powszechnie, choćby z racji stanowiska dyrektora Banku Ludowego. Funkcję tę piastował już od dawna, a przecież jeszcze na długo przed wojną był tego banku współzałożycielem. A ponadto Lubowski – to muzyk i nauczyciel muzyki, „człowiek, który umuzycznił  i rozśpiewał Pabianice”, który organizował wiele koncertów, pracowity działacz kultury i niezmordowany społecznik, Lubowski to, jak mówiono (a i pisano) „chluba pabianickiego grodu”.

I to wszystko było prawdą. Ale wszystko to – jak to potem podkreślił sąd w uzasadnieniu swego wyroku – nie stanowiło jeszcze pełnej sylwetki oskarżonego. Proces o skradzione grube pieniądze w Banku Ludowym odkrył również drugie oblicze Karola Lubowskiego. Od paru ładnych lat ten szanowany dyrektor, ten powszechnie lubiany muzyk, przywłaszczał sobie systematycznie poważne sumy. Nie była to doraźna kradzież popełniona w gorączce pośpiechu z jednego koncertu na drugi – na jakąś raptowną potrzebę – ale kradzież wyrafinowana, robiona z wielką fachowością księgowego i bankowca.

Skradzione i brakujące sumy ukrywał potem Lubowski na różnych kontach, zwłaszcza pożyczkowych, fałszował skrypty dłużne, podrabiał podpisy, brał pieniądze a conto przelewów, które potem nigdy nie wpłynęły itd. itp. Przyjrzyjmy się z bliska temu dość skomplikowanemu mechanizmowi, w oparciu o fragmenty zeznań Lubowskiego i świadków.

Lubowski był oskarżony m.in. o przywłaszczenie na szkodę banku sumy co najmniej 146 tys. zł. Na pytanie sądu, czy przyznaje się do winy odpowiada:

- Nie przyznaję się. Jak sobie obliczyłem, obciąża mnie najwyżej suma 48.300 zł…

(Charakterystyczna terminologia: Lubowski w czasie trwania procesu ani razu nie powiedział: „przywłaszczyłem” lub „ukradłem”, lecz: „Ta suma mnie obciąża”, „To też stanowi mój dług” itp.)

I teraz zaczyna się wyliczanie pozycji składających się na te 48.300 zł.

- Mój stary znajomy, Jozef Kanar, sprzedał domek i przyniósł 23.500 zł, bym mu je nieoficjalnie  zdeponował. Dałem mu pokwitowanie depozytu, ale Kanar po 2 dniach przyszedł i wycofał pieniądze, bo chciał je komuś pożyczyć. Ale potem znowu przyniósł, mówiąc, że tamten człowiek jest niepewny… Wtedy zaproponowałem mu, że może mnie pożyczy? Zgodził się, z tym tylko, że 3.500 zł zastrzegł dla siebie, a 20 tys. złotych miałem przekazać jego dzieciom w razie jego śmierci. Po tygodniu przyszedł: „Potrzebuję na gwałt tysiąc złotych”. Poleciłem wypłacić mu tę sumę z pozycji przejściowych banku. Po tygodniu znów przyszedł po resztę, tj. 2.500 zł. Więc znów poleciłem, by mu wypłacono… Potem niespodziewanie umarł. Wtedy (latem 1960 r.) przyszły jego dzieci, a ja chcąc uczynić zadość woli zmarłego poleciłem wypłacić im 20 tys. zł z pieniędzy banku.

Przewodniczący komitetu sądzącego: - Jakiego rachunku?

Lubowski: Z rachunku, który obciąża mnie samego.

Przewodniczący: -Czy oskarżony wpłacał pieniądze Kanara do banku?

Lubowski: - Tak.

Przewodniczący: - Kiedy?

Lubowski: - W czasie kontroli w 1961 roku.

Tak. Podczas kontroli, która wykryła nadużycia, niedobór gotówki w Banku Ludowym wynosił 557 tys. zł. Wtedy Lubowski, dopóki go jeszcze nie aresztowano, gorączkowo wpłacał „obciążające” go kwoty.

Przewodniczący: - Ile oskarżony wpłacił po rozpoczęciu kontroli?

Lubowski: 103 tys. zł, gotówką i skryptami.

Przewodniczący: - To dlaczego tyle skoro jak oskarżony mówi, „obciążało” go tylko 48 tys. zł?

Lubowski: - Bo tu jeszcze, proszę sądu, wchodzą w rachubę kwoty, które byłem winien prywatnym osobom, a one z kolei miały do regulowania należności w Banku Ludowym.

Te kwoty – wyjaśnijmy od razu – to nic innego, jak pożyczki wzięte w Banku Ludowym przez znajomych Lubowskiego – dla niego. Lubowski stale potrzebował pieniędzy. Często proponował swoim znajomym: „Niech pań weźmie dla mnie pożyczkę, a ja potem będę ją spłacał”. Gdy dochodziło do terminu spłaty, po prostu „organizował” nową pożyczkę, albo też … Zresztą, posłuchajmy zeznań świadków. Zeznaje Karol Madej.

Przewodniczący: - Czy świadek brał pożyczki w Banku Ludowym?

Madej: - Tak (tu świadek wymienia daty i kwoty).

Przewodniczący: - A 2 lipca 1960 r. 5 tys. zł świadek nie brał?

Madej: - Nie, złożyłem wprawdzie, proszę sądu, w tym czasie podanie o pożyczkę na kupno krowy, ale powiedziano mi, że nie dostanę, to przestałem chodzić…

Przewodniczący: - Niech no świadek podejdzie. Tu jest skrypt na wasze nazwisko, przez was pokwitowane.

Madej: - Owszem, proszę sądu, podpis jest podobny, ale nie mój. Ja zupełnie inaczej „m” piszę…

Prokurator: - Czy oskarżony przyjmował spłaty poza bankiem?

Lubowski: - Tak. Kilka razy w domu.

Prokurator: - Czy odprowadzał potem te kwoty do banku?

Lubowski: - Nie zawsze.

Przewodniczący: - Na co szły te sumy?

Lubowski: - Tymi kwotami ratowałem swoje należności, które wynikły tylko z mojej nieudolnej pracy, m.in. społecznej. Ja, proszę sądu, pakowałem dużo w organizowanie imprez koncertowych na cele społeczne, bo znajdowałem w tym ogromną przyjemność. A imprezy te, niestety, nie zawsze były dochodowe. Musiałem płacić współwykonawcom. Ja jestem fanatykiem muzyki i dziwnie skrytym człowiekiem. Żonie mówiłem, że te koncerty są dochodowe. Pracowałem społecznie, przede wszystkim w różnych towarzystwach śpiewaczych. Bezinteresownie, proszę sądu.

I tu już Lubowski się zagalopował! Bo przecież na początku wyjaśnień stwierdził, że z działalności muzycznej zarabiał miesięcznie ok. 2.000 zł. A jako dyrektor Banku Ludowego 1.800 zł. (Życie Pabianic nr 10/1962 r.)

Piłkarz

Biogram Lubowskiego zamieścił Witold Woźniak w książce „Pabianickie Towarzystwo Cyklistów. Piłka nożna 1909-1999”.

Lubowski Karol: ur.04.08.1904 Pabianice, zm. 25.12.1964 Pabianice. Ekonomista. Niezwykle utalentowany zarówno sportowo, jak i artystycznie – piłkarz, malarz, muzyk. Grał w piłkę w PTC w latach dwudziestych, a w 1927 był trenerem pierwszej drużyny. Karierę sportową zakończył w 1932. Jego największą pasją była jednak muzyka. Prowadził szeroką działalność artystyczną na terenie Pabianic – kierował chórami i zespołami artystycznymi. W latach okupacji był członkiem AK. Po wojnie pracował w Banku Ludowym w Pabianicach, potem został jego dyrektorem. Za działalność w ruchu  artystycznym odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi i wieloma innymi odznaczeniami. Pochowany w rodzinnym grobowcu na cmentarzu w Pabianicach.

Leon Knul, weteran pabianickiego futbolu, wspominał: (…) Byłem najmłodszym graczem w drużynie. Nie wiodło się nam najlepiej w tym meczu, bo do przerwy wynik brzmiał 3:0 na naszą niekorzyść. W czasie przerwy kierownik drużyny wykazał każdemu jakie błędy czyni. Mnie powiedział tylko:

- No cóż… Bardzo słabo.

- Kiedy, proszę pana, ja mam za duże buty i osiem par skarpet. Nie tylko biegać nie mogę, ale i kopnąć piłki – starałem się usprawiedliwić.

Słysząc moje słowa Karol Lubowski, dzisiejszy dyrygent w Pabianicach, a wówczas zawodnik drużyny rezerwowej spojrzał na moje nogi, bez słowa otworzył walizkę, wyciągnął parę bucików i podał. Pasowały jak ulał, Karol Lubowski wyciągnął z torby cieniutkie, jedwabne skarpetki i kazał je założyć. Żal mi się zrobiło tych skarpetek, bo jeszcze w życiu takich nie miałem, ale co miałem zrobić – usłuchałem i założyłem. (…)

Edigey

Sprawa Lubowskiego i jego współpracowników z Banku Ludowego w Pabianicach znalazła odbicie w kryminale Jerzego Edigeya „Strzały na dansingu” : (…) uzyskanie tych papierów przez prokuraturę, czy przez milicję pomogłoby, być może w wyświetleniu niejednej afery gospodarczej. Choćby dla przykładu, sprawy Banku Ludowego w Pabianicach.

- No, to chyba już dostatecznie jasne. Przecież jest już akt oskarżenia.

- Nie jestem zupełnie pewny, czy tak jest. Zgadzam się, że lista głównych oskarżonych jest pełna, lecz czy  wszystkie powiązania są  już rozszyfrowane! (…)

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij