Serini
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęW 1927 roku z okazji jubileuszu kościoła luterańskiego w Pabianicach kazanie wygłosił Karol Serini (1875-1931) – duchowny Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, profesor na Wydziale Teologii Ewangelickiej Uniwersytetu Warszawskiego i wolnomularz, autor prac dotyczących masonerii.
Kazanie wygłoszone na obchodzie 100 rocznicy poświęcenia kościoła w Pabianicach
Wartkim prądem płynie życie obecne w tych ośrodkach miejskich, które czerpią swe zasoby z p[przemysłu. Zagadnienia zarobkowe obok społecznych i politycznych utrzymują umysły w stałym napięciu. Tętnem swego życia pociąga miasto i skłania do porzucenia tych siedzib, gdzie ludzie żyją tradycją przeszłości. Tam całe jestestwo człowieka jest zespolone z łanami pól zbożowych, z bielą kwitnących sadów, z zielenią łąk umajonych, z poważnym tłem oddalonych lasów i borów. Ziemia pod stopami a niebo nad głową są częścią tej ojcowizny, z którą się dusza zrosła i w której szuka wytchnienia po gorączkowym napięciu życia miejskiego.
Tam człowiek wrósł w ziemię, czuje jej ożywcze tchnienie i stanowi z nią jedność, tu – wyrzucony na bruk miejski jest wolny wolnością bezdomnego. Zerwane zostały nici, wiążące człowieka z ziemią, pustka rozpaczliwa opanowuje duszę i każe mu szukać tanich uciech, aby zapełnić czcze życie.
Chwile radości są krótkotrwałe; walka ciężka zmusza do szukania wypoczynku istotnego, którego nie da ani towarzystwo, ani nawet rodzina. Spragniony prawdziwej łączności duchowej znajduje ją człowiek w obcowaniu z Bogiem i z tymi braćmi i siostrami, którzy szukają i znajdują Boga. Dlatego we wszystkich religiach istnieje spójnia przyjmująca kształt widomy organizacji religijnej; chrześcijaństwo zaś od zarania swych dziejów jest przesiąknięte pierwiastkiem społecznym do tego stopnia, że w niektórych wyznaniach z biegiem czasu Kościół zapanował nad jednostką i uczynił z niej powolne narzędzie swych dążeń.
Nasze wyznanie stara się pogodzić ze sobą oba pierwiastki: indywidualny i społeczny, nie niwecząc żadnego z nich, a z tego dążenia powstała organizacja naszego Kościoła, wprawdzie niedoskonała jak wszelki twór ducha ludzkiego, a jednak odbijająca w sobie ów Kościół prawdziwy, kierowany przez Ducha Świętego.
W imię więc potrzeb duchowych, ku wspólnemu zbudowaniu, jako symbol prawdziwego Kościoła Chrystusowego powstał przed stu laty ten zbór chrześcijański, ewangelicko-augsburski, luterski. Zapragnął on posiadać swą świątynię i stanął gmach ku chwale Pańskiej, będący ośrodkiem życia religijnego licznego zboru. Dziś i jutro zamierzamy obchodzić uroczystość jubileuszową stuletniego istnienia zboru i poświęcenia świątyni na służbę Bożą przeznaczonej.
Harmonijnie łączyć się mają trzy kościoły: gmach, organizacja religijna i ów niewidzialny, a jednak zaznaczający swą obecność Kościół Chrystusowy, wzajemnie sobie służyć i wzajemnie się przenikać. Kościoła tego ostoja – Słowo Boże, Jego treścią – życie Chrystusowe.
W tej godzinie wieczornej, gdy zmrok zapada nad spracowaną ziemią, gdy oko nie może dojrzeć konturów i wobec tego skierowuje się ku wnętrzu duszy, myśl ulatuje w przeszłość i widzi ową gromadkę braci Chrystusowej, która wśród licznych trudności, w ciężkim znoju wykuwała lepszą przyszłość.
Spracowani i zmęczeni, zatroskani i czasem zniechęceni poszukiwali pociechy i otuchy. I znajdowali, czego szukali i pożądali. Słowo Boże w postaci Pisma Świętego karmiło dusze i napawało nadzieją, wiarą i miłością. Było więc ono ostoją w ciężkim okresie tworzenia nowego bytu w tych przełomowych czasach, które przechodziła Europa po okresie wojen napoleońskich.
Liczne rozlegają się obecnie skargi na ciężkie warunki, w jakich nasze pokolenie utrwala swoje istnienie. Gmachy, niegdyś pełne rozgwaru pracy wytężonej zalega czasami milczenie grobowe, a tam gdzie zmartwychwstanie nowy ruch, wkrada się wielokrotnie niepewność jutra. Umiejętnie w dodatku podsycana tłumi ona rozmach, zabija przedsiębiorczość, pozbawia wiary w przyszłość i niweczy siły. Dlatego tyle jest cichego zwątpienia lub głośnych skarg.
Nie mniemajmy, jakoby tylko na nas w wyniku wielkiej wojny spadło brzemię ciężkich doświadczeń i trudnych zmagań. W niektórych rodzinach żyje aż po dzisiejszy dzień żywa tradycja owych ciężkich lat, gdy praojcowie wśród głodu i chłodu kładli podwaliny pod nowy gmach życia. Bieda była tak powszechna, że jednostki zniechęcone lub zgorzkniałe rzucały swe sadyby na wolę losu i szły dalej, do tej wymarzonej lepszej przyszłości w urojeniu, zaś w rzeczywistości ku upadkowi i zgubie. Jakaż moc, jakaż siła była ostoją tych, którzy wytrwali i byli niezrażeni ciężkim przeżyciami i wykuwali lepsze jutro.
Było to Słowo Boże, owe biblie prastare, przechowywane jako spuścizna po przodkach, obecnie przez jednych lekceważone, przez drugich wysoko cenione. Z pożółkłych kart owych starych ksiąg przemawia do nas duch praojców i matek wytrwałych w pracy, cierpliwych w smutku a ufnych w Boga.
W czasach, gdy ledwo zapadło postanowienie wybudowania Świątyni Pańskiej, a położenie kamienia węgielnego nie dawało pewności urzeczywistnienia zamierzeń, każdy dom był przybytkiem pańskim, a stół – ołtarzem Chrystusowym. Łączyła się rodzina z domownikami w czytaniu Słowa Bożego i we wspólnej modlitwie, nim stanął wreszcie gmach poświęcony służbie Bożej.
Na ołtarzu złożone zostało Pismo Święte, jako oznaka jego ewangelickiego dostojeństwa i ostrzeżenie, że tak długo on się utrzyma, jak Słowo Boże będzie jego ostoją. Zdawać by się mogło, że dziwny konserwatyzm występuje w tcy zwietrzałych formach, istotnie myśli i dążenia , poglądy i pożądania uległy radykalnej zmianie, a obecnie gonią się, jak ptactwo igrające wokół wieży kościelnej.
Ówczesne pokolenie dawno wymarło, znaczna część rodów nie ma już przedstawicieli na dzisiejszej uroczystości- wszystko się zmieniło, lecz po dawnemu leży Pismo Św. na ołtarzu i jest głoszone z kazalnicy tej w ujęciu uznanym przez Kościół nasz za jedynie słuszne. Liczni słudzy Chrystusowi opowiadali jako duszpasterze tutejszemu zborowi słowo Ewangelii, różnili się temperamentem, charakterem, wiekiem, doświadczeniem, a jednak wszyscy jedno głosili – Chrystusa Zbawiciela. Słowo to Boże było i jest ostoją Kościoła.
Przez usta proroka Izajasza oznajmia Pan Zastępów : „Takie będzie słowo moje, które wyjdzie z ust moich i nie wróci się do mnie próżno, ale uczyni to co mi się podoba, i poszczęści się mu w tym na co je poślę”. Prorocze te słowa winny dodawać otuchy sługom Pana, którzy pełnią swą służbę przy tej Świątyni i w tym zborze. Przypuszczać należy, że i przed 100 laty nie brakło w tutejszemu zborze osób obojętnych na Słowo Boże: jest to znane zjawisko, że pewne jednostki nie mają zrozumienia dla zagadnień religijnych ani nie garną się do życia religijnego. Wprawdzie dawniej zwyczaj uświęcony nakazywał zachowywanie form pobożności i wstrzymywał od lekceważenia życia kościelnego.
Pod tym względem zapatrywania uległy daleko idącej zmianie: nie tylko jednostki lecz nawet grupy zerwały łączność z Kościołem i albo stoją poza wszelką religią, albo odrzucają jej kościelną formę. Jest to rozpowszechnione i znane zjawisko, którego nie zmienią ani prośby, ani gromy rzucane z kazalnic. Świat obecny jest nastawiony na pewien swoisty ton, on pragnie i pożąda rzeczywistości, nie mniemajmy, jakoby się korzył jedynie przed rzeczywistością zmysłów, równie silnie przemawia do świadomości człowieka obecnego rzeczywistość ducha.
Krytycznym, badawczym okiem spoglądają liczne rzesze na nas, którzy uważamy się za chrześcijan i pragną stwierdzić czy treścią duszy religijnej jest istotnie życie Chrystusowe. Wszak nie po to przybył Chrystus na świat i zawisł na krzyżu, aby w Jego imieniu tworzono zbory lub dla niego budowano kościoły. O sobie mówi: Czy mniemam, że przyszedłem dawać pokój na ziemi? Ogień na ziemię rzucić przyszedłem i jakżebym chciał, żeby się już rozpalił.
W ogniu Jego Ducha Świętego muszą się spalić - nasze sobkostwo, nasza zmysłowość i nasza gnuśność , natomiast płomieniem życiodajnym zapłonąć mają serca w miłości, ofierze i poświęceniu. Szczytny nadziemski ideał nakreślił nam Pan w swych słowach i urzeczywistnił w swym życiu ofiarnym i do tego życia garnie się świadomie lub bezwiednie ludzkość, szukając w nim ukojenia i uzdrowienia dla swych cierpień.
Obecnie zaś silniej niż kiedykolwiek przemawia życie Chrystusowe do ludzkości, spragnionej duchowej rzeczywistości, a nie pozorów, słów lub westchnień. Nasze twarde czasy wymagają stanowczości i siły Chrystusowej w jednostce i zborze.
Dziś wspominając dawne czasy zdaje się, jakbyśmy stawieni byli przed oblicze przodków i uszu naszych dolatują ich słowa: co uczyniłeś zborze pabianicki ze skarbem tobie przez nas powierzonym, czyś tylko czerpał z zasobów przeszłości, aż zużyłeś je, czy też troszczyłeś się o pomnożenie swego dobytku duchowego. Czy jesteś godnym spadkobiercą swych przodków?
Gdy późniejszy znany filantrop Jan Falk stanął jako student przed senatem swego rodzinnego miasta, aby z rąk przewodniczącego otrzymać stypendium na dalsze studia usłyszał słowa następujące, pożegnalne: „Jeżeli kiedykolwiek w przyszłości zwróci się do ciebie dziecko i wyciągnie rączynę z prośbą o pomoc, to wiedz o tym, że to my starzy senatorowie stajemy przed tobą i żądamy, Janie - spłać swój dług”. On go spłacił.
Gdy ty, zborze pabianicki, w zaraniu swych dziejów szykowałeś się do dalekiej drogi w przyszłość, wtedy twoi ojcowie, których kości bieleją w ziemi poświęconej, wręczyli tobie skarb, krwią ojców zdobyty i służbą ofiarną pomnożony. Czyż nie słyszysz ich słów, gdy po stu latach stanie przed tobą dziecię lub starzec, kaleka lub nędzarz, upadły lub zrozpaczony – „pamiętaj my przychodzimy do ciebie i żądamy spłać swój dług miłości, wiary i nadziei, a wtedy żyć będziesz”. Żyj więc, zborze, na długie lata życiem Chrystusowym. Karol Serini (Głos Ewangelicki nr 25/1927 r.)
Autor: Sławomir Saładaj