Gazeciarze
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęPracę sprzedawców gazet w międzywojennych Pabianicach przedstawił Julian Podoski w reportażu „Dwaj Edkowie”.
Stanowią zupełnie zgodną parę, Edward Er. ma lat 64, młodszy również Edek, 16-cie. Najciekawsze zaś jest to, że zbratali się dopiero wtedy, gdy uświadomili sobie – wspólność imion. Obydwaj sprzedają gazety w tym samym okręgu w okolicach Nowego Światu (obecnie Powstańców Warszawy) i ul. Świętokrzyskiej.
- Nie robicie sobie wzajemnej konkurencji?
- Owszem, dlaczego nie, robiliśmy – wyjaśnia młodszy – ale tylko dopóki nie zrobiliśmy „sztamy na całego”. Kiedy dowiedzieliśmy się, że ja Edek i on Edek, po chorobę się kłócić?
Spojrzałem z ciekawością na obu Edków, z których jeden jest cztery razy starszy od drugiego. „Tykają się” jak równy z równym. Poza cechami zewnętrznymi wynikającymi z wieku, różnią się tylko – w sposobach handlu. Chłopiec bezustannie biega. Stary przeważnie na tym samym miejscu. Chłopiec dość niedbale trzyma gazety pod pachą. Stary ma je porządnie poukładane w torbie.
Młody jest na ogół daleko energiczniejszy od tamtego i zdradza więcej praktycznego doświadczenia. Umie swój towar narzucić, wmówić lub wkręcić. Drugi – proponuje go grzecznie. Pewna niemrawość sześćdziesięcioczteroletniego Edka często wywołuje niezadowolenie u szesnastolatka:
- Ruszaj się stary, bo z kretesem zbankrutujesz, jeśli będziesz ciągle stał, jak żebrak o proszonym chlebie!
Zgromiony stary zdobywa się na nieco energii i zaczyna przemierzać trzy kroki tam i trzy z powrotem. Moim zdaniem niepotrzebnie, ponieważ i on ma własną klientelę, troszkę różną od tej, którą obsługuje młody. Starość zdobywa sobie prawa nawet na ulicy. Są tacy przechodnie (nawet liczni), którzy u nikogo innego gazety nie kupią. Poza tym dodają jeszcze parę groszy ponad cenę nominalną.
Chłopiec doskonale wie o ostatnim szczególe:
- Dobrze, że ma minę dziada, bo mu z tym lepiej żyć … i niech go tam, że mu dodają, przecie, po prawdzie, on nie jest już żaden szczeniak, tylko człowiek z latami, dla mnie to najważniejsza rzecz – obrót.
Dlatego wierci się, jak fryga i tylko co pewien czas przybiega na „stóję narożną”, kiedy ma poważne kłopoty.
- Eduś, masz zmienić jednego złotego?
Jeśli stary grzebie się zbyt długo, mały zrzędzi:
- Na własne wesele można się nie śpieszyć, zawsze się zdąży, ale w handlu musi być ruch w interesie, no dajesz czy nie…?
Zgromiony nie gniewa się, nie odcina i nie karci smarkacza. Dzięki przymierzu ma spokój z resztą nieletnich konkurentów. Żaden z łobuzów nie śmie go tknąć, boby miał do czynienia z młodszym Edkiem. Jeśli zaś jakiś inny starowina , lub starsza sprzedawczyni wejdzie w drogę przyjacielowi, zjawia się jak spod ziemi.
- Odwal się pani, bo my tu mamy monopol państwowy na miejsce i żadna jedna niechaj tutaj nie włazi!
Skorzystawszy z wolniejszej chwili, zapytałem o przeszłość starego. Niegdyś był szewcem, zelowaczem, ale od czasu, gdy córka najstarsza wyszła za młodą konkurencję w tym fachu, nie ma co robić w domu. Wyszedł na ulicę i siedzi na niej przez cały „środek dnia”. Zarabia na czysto trzy i cztery złote. Dla niego wystarcza i do domu może jeszcze coś niecoś zanieść „za spanie”, lecz u dzieci nie jada.
Po skończonym dniu pracy, w zgodnej parze z „mniejszym Edkiem”, wędrują do którejś z wędliniarni. Chłopiec czeka przed sklepem. Stary kupuje „okrawki” (sześćdziesiąt groszy za kilo), bo staremu: „zawsze lepsze dodadzą”.
Później konsumują w którejś z zacisznych wnęk, lub w mniej ruchliwej bramie. Mały śmieje się beztrosko. Stary żuje powoli i z rozwagą. Poza przyjemnością jedzenia, ma wtedy czas na przeżywanie jeszcze innej:
- Nikomu nie zawadzam i dzieciom własnym pomagam.
To zaś jest więcej, niż coś. To w dzisiejszych czasach, jest dla starych ludzi z ulicy – nie byle jakie szczęście – wolność!
Zapytany o plany na przyszłość odpowiedział szczerze:
- Jakie mogą być nadzieje w moich latach? Niczego się nie spodziewam, ale dobrze jest tak, że nie jest gorzej.
Podając ognia do „fajki” (papierosa) młodemu przyjacielowi, zdobył się na jedno wyznanie:
- I jak się to dziwnie u ludzi układa, ten mały od tego zaczyna życie, na czym ja stary kończę… (Gazeta Pabianicka nr 24/1935 r.)
Autor: Sławomir Saładaj