Projekty
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęNa przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku rozlegały się utyskiwania na brak okazałych gmachów i niedostatki infrastruktury miejskiej. Przeważała niepozorna, parterowa najczęściej drewniana zabudowa. Przybywało urzędników państwowych i samorządowych, którzy nie mieścili się już w wynajmowanych lokalach. Powstał nawet projekt wielkiego budynku dla wszystkich biuralistów, zwanych niekiedy” pracownikami intelektualnymi”. Kryzys ekonomiczny udaremnił większość ambitnych, zakrojonych na szeroką skalę projektów.
Spójrzmy na zestawienie liczbowe wybudowanych na terenie m. Pabianic domów i izb mieszkalnych, których to danych udzielił nam uprzejmie prezydent tego miasta p. inż. Aleksander Orłowski. W roku 1919 na terenie Pabianic wybudowano zaledwie cztery domy, w tym 25 izb; w roku 1921 – 9 domów – 48 izb; w roku 1920 – 2 domy – 8 izb; w roku 1921 – 9 domów – 48 izb; w r. 1923 – 19 domów- 98 izb; w r. 1924 – 23 domy – 96 izb; w 1925 – 42 domy – 408 izb; 1926 r. – 71 domów -638 izb; w 1927 r. – 107 domów – 1226 izb; w r. 1928 – 86 domów – 1650 izb.
Jak widać z powyższego ruch budowlany z każdym rokiem wzrastał. Mimo to jednak miasto liczące 48 tysięcy mieszkańców cierpi głód mieszkaniowy. Rok bieżący, jak dotąd, zdaje się zawodzić nadzieje. Wszystkie zamierzenia w kierunku podjęcia akcji budowlanej rozbijają się o brak kredytów. Ożywienie ruchu budowlanego w sezonie bieżącym również mocno uzależnione jest od wyasygnowania funduszów przez sfery gospodarcze.
Niedawno na terenie Pabianic powstała inicjatywa kilku rodzin robotniczych w kierunku wybudowania domu spółdzielczego według najnowszych wymogów techniki i higieny. Plac pod budowę tego domu został już zakupiony, teraz pozostaje kwestia kredytów, które wypatrują robotnicy ze strony rządu.
Ruch prywatny w Pabianicach jest nad wyraz słaby. Jeśli chodzi o inicjatywę samorządu, to przedstawia się ona dość skromnie. Działalność rozwinięta została w pierwszym rzędzie w kierunku wykończenia nowoczesnej rzeźni z chłodniami oraz zakładu kąpielowego, dookoła którego roboty trwają już od jesieni ub. roku. Sprawa wykończenia zakładu kąpielowego jest mocno uzależniona od funduszów, które samorząd czerpie z własnej kasy.
Również wybudowanie wielkiego stadionu sportowego dla celów wychowania fizycznego uzależnione jest od funduszów jakie wyznaczą na ten cel władze. Stadion ten o obszarze 9 morgów posiadać ma rozmach iście europejski. A więc obok bieżni, skoczni, strzelnicy, kortów posiadać będzie wielki basen i szereg innych niezbędnych dla wychowania fizycznego miejsc.
Jeśli chodzi o roboty publiczne, to do tych w pierwszym rzędzie zaliczyć należy regulację rzeki Dobrzynki, a więc pogłębienie koryta i uregulowanie brzegów oraz doprowadzenie do realizacji prac rozpoczętych w ubiegłym roku, a więc zabrukowanie ulic na przedmieściach.
Mimo tych robót bezrobocie w Pabianicach, które w stosunku do ilości zatrudnienia jest znaczne, wynosi bowiem półtora tysiąca – nie bardzo zmaleje, ponieważ przy robotach tych zatrudnieni zostaną w pierwszej linii robotnicy wykwalifikowani.
Stan finansowy miasta jest niezły, gdyż nie jest ono zadłużone i z pożyczki ulenowskiej nie korzystało (w 1925 Bank Gospodarstwa Krajowego podpisał umowę kredytową z amerykańskim koncernem budowlanym Ulen&Co. Z tego kredytu nazwanego „ulenowskim” finansowano inwestycje infrastrukturalne w niektórych miastach). Dochody jednak w stosunku do potrzeb są niewystarczające. Dlatego też miasto, posiadając tak trudne zagadnienia do rozwiązania musi stosować bardzo ostrożną i celową gospodarkę, by w ramach możliwości finansowych zaspokoić szereg nowoczesnych potrzeb miasta, jak bruki, kanalizacja, rozbudowa instytucji opieki społecznej, rzeźnia itd. oraz zatrudnienie licznych rzesz bezrobotnych bez poważniejszych wstrząsów i narażania gminy, i obywateli na nadmierne ciężary.
Miasto korzystając z wprowadzenia w ub. r. wielkiej stacji transformatorowej o sile 35 tysięcy Voltów, eksploatuje ją powoli, lecz systematycznie. Wiele fabryk znajdujących się na terenie Pabianic, które dotąd używały siły parowej - elektryfikuje się, a zgłoszeń o siłę elektryczną jest coraz więcej.
Wybudowanie w ostatnich czasach kilku podstacji transformatorowych umożliwia samorządowi wprowadzenie światła elektrycznego do miejscowości okolicznych. W ten sposób tonące dotąd w egipskich ciemnościach osiedla podmiejskie – Ksawerów, Karniszewice, Bychlew, Jutrzkowice, Młodzieniaszek otrzymają prąd. Roboty dookoła zainstalowania światła rozpoczną się niebawem.
Jak widać Pabianice wydzielone z powiatu w r. 1919 po wydaniu dekretu o samorządzie miejskim rozwijają się dość znacznie, gdyby tylko ruch budowlany był w stanie ożywić się, miasto stanęłoby niewątpliwie na mocnych fundamentach rozwojowych. (Echo nr 106/1929 r.)
Według ostatnich obliczeń Magistratu na terenie Pabianic znajduje się domów murowanych parterowych – 857, jednopiętrowych – 639, dwupiętrowych - 176, trzypiętrowych i wyższych -34. Drewnianych parterowych 897, drewnianych jednopiętrowych -24. (Republika nr 234/1929 r.)
Gmach
Dotychczas poczta i telegraf mieściły się w ciasnym lokalu prywatnym. Ponieważ z każdym rokiem zakres pracy poczty stale się rozszerza, powstała konieczność wzniesienia specjalnego gmachu dla pomieszczeń poczty. W tym roku w budżecie ministerstwa poczty wstawiono sumę 40.000 zł. Kwota powyższa ma być przeznaczona na kupno odpowiedniego placu.
Ponieważ w Pabianicach żadna państwowa instytucja nie posiada specjalnego gmachu, w którym pomieściłyby się takie urzędy, jak sąd grodzki, policja, poczta, ekspozytura kasy skarbowej i inspekcja szkolna, w tej sprawie zwrócono się do magistratu o wyszukanie odpowiedniego placu i bezpłatne oddanie go państwu, co przyśpieszyłoby zrealizowanie planu budowy gmachu rządowego. Magistrat nosi się z zamiarem przyłączenia się do powyższych instytucji państwowych i chce w wielkim gmachu znaleźć pomieszczenia również swych biur.
Projektowany budynek byłby największym gmachem Pabianic i osłabiłby głód mieszkaniowy, gdyż obecnie instytucje państwowe i miejskie zajmują w mieście kilkadziesiąt lokali w domach prywatnych. Na plenarnym posiedzeniu Rady Miejskiej Magistrat m. Pabianic wystąpił z wnioskiem o uchwalenie kredytów na kupno placu pod budowę ratusza. Nowy ratusz ma być wielkim 5-piętrowym gmachem, w którym znajdą pomieszczenia nie tylko rozrzucone po całym mieście biura magistrackie, ale i takie instytucje państwowe, jak policja, sędzia śledczy, kasa skarbowa, poczta, inspekcja szkolna itd.
Zajmowany przez Magistrat dawny zamek kapituły krakowskiej ma być zamieniony na muzeum krajoznawcze powiatu łaskiego. (Republika nr 245/1929 r.)
Podatki
Państwo, w dobrze zrozumianym interesie ludności – oswobodziło od wszelkich danin i ciężarów nowo wznoszone budowle, a nawet stara się wspomagać materialnie. Toteż władze rządowe wydają pozwolenia na budowę za opłatą stemplowa 2 zł 60 gr oraz po 40 groszy za każdy załącznik.
Tymczasem Rada Miejska i Magistrat prześwietnego naszego grodu popierają budownictwo na swój sposób. Otóż pozwolenie na wzniesienie budowli wymaga podania z markami stemplowymi miejskimi o wartości jak wyżej, potem dopiero Magistrat „kalkuluje” ile to może kosztować taki budynek i zaraz łupi na niego podatek w ilości od 1 do 5 procent kosztorysu – uzależniając pozwolenie na budowę od zapłacenia tego podatku.
Właściciel pewnego młyna w Pabianicach pan X. chciał coś tam przybudować. Od razu mu łupnęli podatek z górą coś 3.000 złotych.
Mamy kilku dobrych znajomych w tym sławnym mieście, którzy mówią:
- Ja bym też budował! Ale po co? Za ten podatek to ja utrzymam się rok cały.
Może nie jest to jedyny skrupuł, o który rozbijają się ich projekty budowlane, ale niewątpliwie poważna przeszkoda, z którą przy dzisiejszej drożyźnie pieniądza każdy liczyć się musi.
Znajomy nasz Żydek, p. Seid z Łodzi, chciał wybudować fabryczkę biszkoptów i czekolady w kraju. Kiedy zważył, że ma zapłacić na „zakład” dla ubezpieczenia robotników od nieszczęśliwych wypadków, na fundusz bezrobocia, na kasę chorych, na urlopy, na żłobki dla „ciężarnych robotników”, na różne inne podatki w rodzaju owego zachęcającego w Pabianicach – drapnął do Niemiec. Postawił fabryczkę pod Dreznem w Loschwitz, gdzie miasto oddało kawałek gruntu miejskiego, oswobadzając go na 5 lat od wszelkich podatków, elektrownia doprowadziła kabel, z rozpłatą na lat 18, Rada Miejska i Magistrat m. Loschwitz zdają sobie jasno sprawę, że każdy warsztat pracy to złotodajna żyła dla miasta, to zmniejszenie ilości bezrobotnych, to więcej ludzi zamożnych w mieście.
Ale to głupi hakatyści niemieccy tak robią- my w Pabianicach sprowadzamy czekoladę z Niemiec, każdego co chce coś tworzyć lub pracować walimy kłonicą” bez łeb” i bajońskimi podatkami po kieszeni i przy każdej sposobności śpiewamy – „nie damy ziemi skąd nasz ród”.
Przez czas dłuższy urząd burmistrza m. Pabianic sprawował p. Jankowski, uczciwy rzemieślnik, któremu nic zarzucić nie było można, za wyjątkiem może tego, że sprawował urząd, który stanowczo należał się innemu z odpowiedniejszym wykształceniem i kwalifikacjami.
Czuła to bardzo dobrze również Rada Miejska, która też rozpisała konkurs na tę posadę na wszystkie końce Rzeczypospolitej. Nawet w krakowskich pismach czytaliśmy ogłoszenie. Żądano od kandydata diabeł wie jakich kwalifikacji. Mimo to znalazło się aż 30 ofert ludzi najpoważniejszych – adwokatów, inżynierów, prawników, którzy zajmowali już tego rodzaju stanowiska i odpowiadali postawionym wymogom. Przysłali najpochlebniejsze referencje, odpisy świadectw, prace naukowe z dziedziny samorządu. Rezultat? Burmistrzem został znowu p. Jankowski, który żadnej oferty nie podawał i do spółki z p. Skowrońskim z Narodowej Partii Robotniczej rządzą miastem.
Oferty ofertami informował nas jeden ławnik, oglądając się trwożliwie dookoła – dopóki Pabianice Pabianicami to rządzić będzie partia, nie przystoi bowiem, żeby inny jakiś „jenteligent” odbierał ludowi to co mu się należy. Po co więc hipokryzja i pabianickie sypanie piaskiem w oczy poważniejszym jednostkom niż nawet partyjne filary miasta Pabianic. (Rozwój nr 177/1925 r.)
Pabianice dla pabianiczan?
Miasto nasze nie jest pozbawione szkodliwych chorób społecznych. W lokalach Zarządu Miejskiego biurokratyzm i protekcjonizm szerzą się z zastraszającą siłą. Przyjmuje się do pracy krewnych, znajomych, protegowanych różnych prezesów związków. Aczkolwiek będąc bezstronnym stwierdzić należy, że działalność Zarządu Miasta w dziedzinie gospodarki wypadła dotychczas dodatnio, to jednak protekcjonizm jest tą złą stroną Zarządu, o której ostatnio coraz więcej się mówi i pisze.
Znany jest fakt, że zwolniono starego i rutynowanego pracownika, dla którego praca ta była jedynym i wyłącznym źródłem utrzymania, aby na jego miejsce przyjąć pewną kilkunastoletnią panienkę z ukończonymi kilkoma oddziałami szkoły powszechnej. Panienka ta jest jednak krewną tego, czy owego wpływowego człowieka, przyjmuje się ją przeto do pracy, wypłaca pensję, aczkolwiek pracować ze względów rodzinnych nie potrzebuje. Gorsza sprawa, że na posady miejskie ściąga się ludzi obcych z innych miast, ludzi społeczeństwu zupełnie nieznanych, którzy jednak decydują o majątku miejskim, będącą własnością wszystkich obywateli.
Tymczasem rdzenni pabianiczanie bez protekcji „szlifują bruki” – chodzą bez pracy i przyglądają się jak inni szybko porastają w pierze. Toteż utarło się już przekonanie, że Pabianice to takie miłe miasto, w którym każdy się może „dorobić” – tylko nie pabianiczanin.
Pabianiczanie muszą być dla pabianiczan, jak Polska dla Polaków – oto hasło nasze. Panoszące się w naszym mieście zło tępić trzeba i rugować z życia społecznego. Gdyby nie plaga protekcjonizmu nie byłoby tyle i tak licznych defraudacji w Zarządzie Miasta. W biurach Zarządu pracować winni ludzie pracy, fachowcy w danej dziedzinie, inteligentni i wykształceni. Ludzi takich Pabianice mają w bród. Ludzie ci chcą żyć i pracować, aby zarobić na życie, jednak żyć im się nie daje.
Przypomnijmy sobie mowy premierów naszych Prystora i Sławka, i zacznijmy wreszcie postępować w myśl wytycznych w mowach zawartych. Nie ma żadnego podziału na lepszych lub gorszych obywateli. Wszyscy jesteśmy Polakami, kochamy kraj swój ojczysty i zawsze gotowi jesteśmy oddać życie za jego wolność. Lecz każdy z nas widzieć musi, że istnieją, jednakże prawa dla wszystkich Polaków, jednakie prawo do życia, prawo do pracy. (Głos Pabianicki nr 1/1934 r.)
Gazeta Pabianicka replikowała: Od pewnego czasu niektóre jednostki, a nawet pewne odłamy prasy, starają się urabiać opinię, że w urzędach i instytucjach powinni być zatrudniani tylko ludzie miejscowi, a więc w Pabianicach pabianiczanie, w Łodzi – łodzianie, w Sieradzu – sieradzanie itd.
Pogląd taki reprezentują przede wszystkim bezrobotni pracownicy umysłowi, co zresztą jest zupełnie naturalne. Wydaje nam się, że zagadnienie to jest bardzo poważne i należy rozpatrywać je na płaszczyźnie obiektywizmu bez jakichkolwiek partykularnych zabarwień.
Szerzenie i ugruntowywanie poglądu, że ludzie miejscowi posiadają specjalne przywileje, gdy chodzi o obsadzenie takiego czy innego stanowiska, wytworzyłoby niewątpliwie niebezpieczną i niepożądaną atmosferę w społeczeństwie i mogłoby przynieść poważny uszczerbek sprawom ogólnym.
Rozpatrzmy więc zagadnienie to w odniesieniu do terenu własnego miasta. Jeżeli będziemy stali na stanowisku, że w Pabianicach winni być zatrudniani tylko pabianiczanie, to musimy się zgodzić z tym, że pabianiczanie nie mogą szukać zajęć w innych miejscowościach Polski, bowiem odmienne stanowisko byłoby niekonsekwencją. A każdy zapewne zgodzi się z nami, że takie stawianie sprawy doprowadziłoby nas do zupełnego nonsensu i absurdu.
Bo iluż to pabianiczan zajmuje w innych miastach bardzo wybitne stanowiska. Nie chcemy tylko wymieniać nazwisk, ale moglibyśmy przytoczyć ich bardzo wiele. Pabianiczanie zajmują stanowiska profesorów wyższych zakładów naukowych, profesorów szkół średnich, wiele poważnych stanowisk w służbie państwowej, samorządowej, prywatnej, w przemyśle, a iluż to Pabianice wypuściły nauczycieli i nauczycielek szkół powszechnych itd. To samo można powiedzieć o innych miastach. A cóż zrobilibyśmy z tą inteligencją, która pochodzi ze wsi, przecież dla niej wieś nie posiada odpowiednich stanowisk, a jest już rzeczą bezsporną, że ludzie ci stanowią najzdrowszy element, że są to ludzie w olbrzymiej większości zdolni, bo inaczej nie zdobyliby wykształcenia, jakie posiadają, bowiem wieś znajduje się w bardzo trudnych warunkach, jeśli chodzi o kształcenie dzieci i tylko wybitne jednostki mogą wykształcenie to zdobywać.
Nie ma wątpliwości, że jeśli o wolne stanowisko ubiegać się będzie dwóch ludzi, posiadających jednakowe dane, z których jeden będzie miejscowy, a drugi zamiejscowy, to pierwszeństwo zawsze ma kandydat miejscowy. I to jest zupełnie naturalne, bo tego miejscowego znamy lepiej, a stąd mamy większą gwarancję należytego wywiązywania się z włożonych nań obowiązków.
Zrozumiałą również jest rzeczą, że w okresie kryzysu i bezrobocia łatwo rodzą się różne niezdrowe pomysły, lecz opinia publiczna musi z nimi zawczasu walczyć. Polska jest dla Polaków, ale absolutnie żadnej roli nie może odgrywać argument, że o takie czy inne stanowisko lub pracę w danej miejscowości mogą ubiegać się tylko ludzie miejscowi. (Gazeta Pabianicka nr 1/1935 r.)
Autor: Sławomir Saładaj