Apasze
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęApasze to członkowie grup przestępczych w Paryżu na przełomie XIX i XX wieku. Nazwę otrzymali od plemienia, ponoć okrutnych, Indian. W Pabianicach brutalnych opryszków także określano w podobny sposób. Nie brakowało ich w międzywojennym mieście, byli postrachem lokalnej społeczności. Terroryzowali mieszkańców, wymuszali haracze od sklepikarzy, na” zlecenie” wierzycieli odbierali pieniądze dłużnikom, na „prośbę” właścicieli mieszkań zastraszali lokatorów, którzy nie płacili czynszów. Prowadzili również krwawe walki między sobą. Nie przebierali w środkach, ignorując nawet stróżów prawa. Prasa łódzka regularnie informowała o wyczynach pabianickich apaszów.
Amerykańskie metody załatwiania sporów między hersztami band
Rozwijające się coraz bardziej życie przestępcze po wojnie wywołało powstanie szeregu instytucji (gangów), łączących i chroniących wszelkie elementy przestępcze. Instytucje takie powstały najpierw w wielkich miastach, a potem przeniosły się na prowincję. Nawet w niewielkich Pabianicach istnieje szereg band złoczyńców stale między sobą konkurujących, gdy chodzi o lepszą „robotę”, toczących o podział łupów długie, zacięte i krwawe walki. Jednak dziwnie solidarnych i zdecydowanych, gdy chodzi o wspólne działanie przeciw władzom bezpieczeństwa.
Do najgroźniejszych band na terenie Pabianic należały organizacje Michała Golanowskiego i Stanisława Stusio. Dwie te szajki od szeregu lat niepokoiły mieszkańców Pabianic swymi ustawicznymi „występami”, krwawymi porachunkami wzajemnymi. Policja często interweniowała, wielu członków pokutowało za kratami, ale po ich uwolnieniu, dalej słyszeć było można, na odludnych uliczkach odgłosy strzałów, krzyki, jęki.
Szczególnie niebezpiecznym i zatwardziałym złoczyńcą był Stusio, który przed czterema laty zamordował niejakiego Milczka, członka bandy konkurencyjnej. Sąd Okręgowy w Łodzi skazał go wówczas na cztery lata więzienia, które odcierpiał, opuszczając dopiero niedawno mury więzienne. Odpokutowana kara nie poprawiła jednak zatwardziałego złoczyńcy zupełnie, wprost przeciwnie poprzysiągł on zemstę wrogiej siatce.
Gdy tylko znalazł się na wolności znów zawrzała zacięta walka. Przed kilkoma dniami spotkał przypadkowo Stusio Golanowskiego. W trakcie rozmowy wywiązała się kłótnia, a następnie bójka. Golanowski, będąc nadzwyczaj silny fizycznie uzyskiwał już przewagę nad Stusiem, gdy ten nagle wydobył rewolwer i oddał do Golanowskiego strzał w głowę. Podczas gdy ten padł na ziemię, zalewając się krwią, Stusio zbiegł.
Policja pabianicka pod wodzą kom. Gizińskiego wszczęła energiczne śledztwo, które pozwoliło ująć w dniu wczorajszym zbiegłego opryszka. Rana Golanowskiego okazała się niezbyt groźna, na skutek czego można było rozpocząć przesłuchanie. Ku wielkiemu jednak zdumieniu policji, zarówno ranny Golanowski, jak i niedoszły morderca Stusio odmówili wszelkich zeznań w tej sprawie. Policja musiała więc ustalić drogą okrężną przyczyny i przebieg zajścia. W wyniku tego osadzono Stanisława Stusio w więzieniu przy ul. Kopernika w Łodzi. Jak udało się nam ustalić banda Golanowskiego postanowiła zemścić się za rany swego herszta na szajce Stusia. (Głos Poranny nr 296/1931 r.)
Potworna zbrodnia apaszów pabianickich
Wczoraj Pabianice były terenem krwawego samosądu złodziejskiego. Na notorycznego przestępcę Józefa Wilczka wypuszczonego niedawno z więzienia łódzkiego, po odbyciu dwuletniej kary napadło trzech znanych apaszów Leon Łaski, Teodor Szlaps, Jan Izaszek, którzy rozpłatali mu brzuch nożem.
Zaalarmowano policję i pogotowie, które przewiozło ciężko rannego w stanie agonalnym do miejscowego szpitala Kasy Chorych. Wszczęte przez policję dochodzenie zostało uwieńczone pomyślnym skutkiem, ponieważ udało się ująć wszystkich trzech napastników.
Badani przyznali się do zarzucanego im czynu oraz zeznali, że chcieli się zemścić na Wilczku. Wszystkich trzech osadzono w więzieniu do dyspozycji sędziego śledczego. (Głos Poranny nr 264/1929 r.)
Napad na posterunkowego
Przed kilku dniami donieśliśmy o zbrodniczym napadzie zuchwałych opryszków na posterunkowego Nygę Bolesława, będącego na służbie, którego zdziczali ludzie pobili do nieprzytomności zadawszy mu kilka niebezpiecznych ran w głowę, łamiąc mu przy tym nogę.
Szczegóły napadu przedstawiają się następująco: Posterunkowy Nyga Bolesław, patrolując ulicę Ostatnią zauważył kilku awanturujących się podejrzanych osobników, którzy opuścili spelunkę, w której na większą skale prowadzony jest nielegalny wyszynk wódki. Posterunkowy Nyga wezwał awanturników do udania się z nim do komisariatu celem wylegitymowania się. Opryszki śmiechem i pogróżkami przyjęli polecenie policjanta i umknęli na podwórko pobliskiego domu.
Posterunkowy Nyga udał się za nimi, zachowując wszelkie środki ostrożności. W pewnej chwili, gdy wchodził do bramy tego domu zaczajeni tam awanturnicy zaatakowali laskami i kijami. Posterunkowy Nyga wyjął w obronie własnej rewolwer, lecz jeden z łobuzów usiłował odebrać mu broń, chwyciwszy go za rękę. Wskutek szamotania rewolwer wypalił, raniąc posterunkowego w lewą dłoń.
Złoczyńcy byli na tyle zuchwali, że mimo alarmu domowników i katowanego posterunkowego nie kwapili się do ucieczki, a dopiero gdy policjant upadł nieprzytomny na ziemię, obficie brocząc krwią napastnicy zbiegli w niewiadomym kierunku. Rannym niebezpiecznie posterunkowym zajął się gospodarz tego domu – p. Mik, który sprowadził policję, która przybywszy na miejsce napadu odwiozła posterunkowego w stanie poważnym do szpitala, a za zuchwałymi opryszkami wszczęła pościg.
Dotychczas zostali ujęci dwaj sprawcy napadu, którzy przyznali się do winy. Pozostałych napastników policja dotychczas nie ujęła, lecz jest już na ich tropie.
Trzeba dodać, że w ciągu ostatnich kilku dni Pabianice były widownią krwawych rozpraw konkurujących ze sobą band łobuzów. Poza tym notowano napady apaszów na spokojnych mieszkańców miasta w celu wymuszenia od nich pieniędzy. Wypadek pobicia posterunkowego nie jest pierwszy i władze bezpieczeństwa postanowiły z większą jeszcze energią zająć się mętami miasta. (Echo nr 344/1932 r.)/p>
Bójka na pięści i noże
9 grudnia br. ulica Pusta w Pabianicach była widownią krwawej bójki jaka rozegrała się na tle porachunków osobistych. Na ulicy Pustej przed domem, w którym mieści się biuro Funduszu Bezrobocia, spotkały się dwa powaśnione ze sobą obozy apaszów pabianickich, mających do siebie jakieś bliżej nieznane pretensje. Wywiązała się bójka, początkowo na pięści, później zaś poszły w ruch noże. Raz jedna strona walczących brała górę, za chwile druga strona osiągała przewagę. I niewiadomo jak długo kapryśne szanse zwycięstwa przechylałyby się na jedną i drugą stronę, gdyby nie policja, która przybyła w porze najgorętszej walki.
Na widok mundurów policyjnych wszyscy uczestnicy bójki rozpierzchli się na wszystkie strony, pozostawiając na ziemi jednego uczestnika awantury. Był to Czapliński, zamieszkały w Pabianicach przy ul. Świętokrzyskiej 50, który odniósł szereg ran zadanych mu nożem w głowę, plecy i brzuch. Rannego odwieziono do szpitala Kasy Chorych przy ul. Żeromskiego. Za zbiegłymi uczestnikami bójki urządzono pościg i w rezultacie przytrzymano dwóch sprawców poranienia Czaplińskiego: Brożka Alfonsa lat 30, zam. przy ul. Grabowej 3 i Eppla z ul. Moniuszki 27. (Echo nr 340/1932 r.)
Wyjął rewolwer
17 XII. W dniu wczorajszym o godz. 10 wieczorem niejaki Leon Łaski napadł na p. Cezarego Hauschilda, zam. przy ul. Łąkowej 43. P. Hauschild w obronie własnej wyjął rewolwer i strzelił do Łaskiego, raniąc go niebezpiecznie w pierś. Łaskiego odwieziono do szpitala, zaś. P. Hauschilda policja aresztowała, jednak po stwierdzeniu, że p. Hauschild użył broni palnej w obronie własnej został zwolniony.
W ciągu ostatniego miesiąca donosiliśmy o wyczynach Łaskiego, który stał się ostatnio plagą Pabianic. Nie było formalnie dnia, w którym by Łaski nie pobił kogoś lub zrobił awanturę. Człowiek ten jest pozbawiony praw i policja m. Pabianic nie może dać sobie z nim rady. Terenem jego operacji były przeważnie peryferie miasta. Jak się dowiadujemy, grono obywateli miasta Pabianic, właścicieli nieruchomości położonych na krańcach miasta złożyło petycję do władz bezpieczeństwa publicznego, w której proszą o ostateczne unieszkodliwienie niebezpiecznego apasza. (Echo nr 348/1932 r.)
Postrach Pabianic w więzieniu
W Pabianicach przez dłuższy czas grasował bezkarnie 29-letni Bolesław Cyran, który wraz ze swym kamratem Łaskim tak dalece dał się we znaki mieszkańcom miasta, że ci przezwali go „postrachem Pabianic’’. Łaski przed niedawnym czasem na mocy wyroku sądu znalazł się za kratami więzienia, wczoraj taki sam los spotkał Cyrana. Cyran w dniu 27 listopada wszczął w jednej z małych restauracji w Pabianicach bójkę. Przybyłego posterunkowego przyjął stekiem wyzwisk, a gdy posterunkowy chciał go aresztować, stawił mu czynny opór. Dopiero kilku posterunkowych zdołało go doprowadzić do aresztu.
Cyran przed sądem do winy się nie przyznał, tłumacząc, że o niczym nie pamięta, gdyż był pijany. Sąd skazał go za czynny opór władzy na siedem miesięcy więzienia i za zniesławienie policji na trzy miesiące. (Express Wieczorny nr 188/1934 r.)
Apasz Kosiński
Pabianice, 5 kwietnia br. W środowisku zamieszkałym na peryferiach miasta znany był ze swych wyczynów awanturniczych apasz pabianicki niejaki Kosiński, zam. przy ul. Pułaskiego u swych krewnych, ludzi uczciwych i spokojnych. Długi czas Kosiński był postrachem dla spokojnych mieszkańców przedmieść, wodząc prym we wszelkiego rodzaju awanturniczych eskapadach i bójkach.
Tego rodzaju postępowanie spowodowało, że Kosiński miał sporo wrogów, którzy postanowili ukrócić jego poczynania. W dniu onegdajszym na Kosińskiego napadło kilku osobników rekrutujących się właśnie spośród jego wrogów, którzy nożami zadali mu kilkanaście ran ciętych całego ciała. Ręce Kosińskiego tak pocięte zostały nożami, że zachodzi obawa trwałego kalectwa. Nieprzytomnego i obficie broczącego krwią Kosińskiego odwieziono w stanie ciężkim do szpitala ubezpieczalni.
Jeden z napastników, niejaki Choberski zamieszkały przy Karolewskiej odniósł kilka poważniejszych ran, zadanych mu nożem przez Kosińskiego podczas walki. Choberskiego opatrzyło pogotowie ubezpieczalni. (Echo nr 91/1934 r.)
Wilczek grasuje
Wilczek znowu grasuje. Osławiony apasz pomścił wiarołomność kochanki. Władysław Wilczek współuczestnik głośnego w swoim czasie zabójstwa Stasiaka, aranżer nie mniej głośnej rewolwerowej kanonady na mieście po parutygodniowym pobycie w szpitalu z powodu usiłowania samobójstwa, znowu dał znak życia o sobie.
Był to, oczywiście, jak zwykle, znak krwawy. Tym razem „naznaczył” swą ex- przyjaciółkę Apolonię Piesiak. „Czarna Polka” – tak nazywają ją po spelunkach podmiejskich apaszów – uprzykrzyła sobie zaloty Władka i postarała się o innego adoratora. Zdradzony Wilczek zapałał zazdrością. Najpierw działając pod bezpośrednim wrażeniem nurtujących go uczuć – targnął się na własne życie. Lecz … co ma wisieć nie utonie – mówi znane przysłowie. Wilczek więc po kilkunastu dniach kompletnie zdrowy opuścił mury szpitalne.
W międzyczasie dojrzał w jego mózgu plan wywarcia zemsty na wiarołomnej kochance. Z nożem w ręku udał się na ulicę Legionów. Nie bawił się w długie przemowy zza cholewy dobył sprężynowego noża i uderzył Piesiakówną w pierś. Krzyknęła, zemdlała, upadła. A Wilczek z krwi otarł nóż, złożył go starannie, włożył za cholewę i z zimną krwią opuścił teren swej bestialskiej zemsty.
Ocknęła się Czarna Polka z omdlenia. Mimo ran zawlokła się do komisariatu policji. Tymczasem zuchwały apasz skrył się gdzieś przed argusowym okiem policji, która daremnie usiłuje dostać go w swe ręce. (Express Wieczorny nr 305/1926 r.)
Notoryczni apasze
Znany apasz pabianicki J. Sztrajch wraz z godnym siebie kompanem Romaldowskim mocno pijani zażywali spaceru na mieście. Nagle przy zbiegu ulic Kilińskiego i Grobelnej zauważyli oni na przeciwnej stronie ulicy dwóch swych zaciętych wrogów również notorycznych apaszów – Redę i Wilczka. Romaldowski i Sztrajch błyskawicznie dobyli rewolwerów i z okrzykiem – stój, ani kroku dalej! – zasypali ich gradem wystrzałów.
Napadnięci nie ulękli się kul rewolwerowych i odpowiedzieli na nie kanonadą z kamieni. Przerażeni przechodnie, przypadkowo znajdujący się w sferze działań wojennych apaszów, w panice poczęli kryć się po bramach.
Tymczasem Wilczek i Reda, wobec niebezpieczeństwa grożącego im od kul przeciwników, szukali ratunku w odwrocie. Romaldowski i Sztrajch nacierali dalej. Wstrzymywały ich kamienie uciekających z furkotem rozdzierającym powietrze. Przypadkowo nadbiegli im z odsieczą policjanci.
Sytuacja uległa radykalnej zmianie. Na widok munduru policyjnego apasze Sztrajch i Romaldowski zaniechali dalszego natarcia, ostrzeliwując się uniknąć chcieli grożącego im niebezpieczeństwa. Romaldowskiego -z dymiącym rewolwerem w ręku - udało się schwytać policjantowi Sałagackiemu.Sztrajch na razie zbiegł i dopiero później ujęto go w młynie Treiera w Karolewie pod Pabianicami. W rezultacie strzelaniny, trwającej około pół godziny, szczęśliwym trafem tylko jeden Reda uległ postrzeleniu ręki. (Express Wieczorny nr 269/1926 r.)
Vendetta apaszów
Pabianiccy apasze podzieleni są na dwa wrogie obozy, na czele których stoją: z jednej strony Józef Sztrajch a z drugiej – wsławiony Wilczek, od kilku miesięcy toczą między sobą nieubłaganą walkę, nie przebierając w środkach.
Nie tak dawno donosiliśmy o rozprawie rewolwerowej odbytej na ulicach miasta między obu bandami, zainicjowanej przez Sztrajcha. Ostatnio znowu miała miejsce strzelanina na mieście, tym razem będąca odwetem ze strony bandyty Władysława Wilczka. Oto przebieg zajścia: Józef Sztrajch idąc ul. Narutowicza natknął się na dwóch swych antagonistów W. Wilczka i Feliksa Redę. Zanim zdołał zorientować się w sytuacji ujrzał wymierzoną w swą stronę lufę rewolweru. Huknęło sześć strzałów.
To Wilczek strzelał do Sztrajcha, mszcząc się na nim za ostrzeliwanie go przed niedawnym czasem. Sztrajch ugodzony kulą w okolice serca, padł na bruk uliczny. Po dokonaniu zbrodni dwaj apasze zbiegli. Na miejsce wypadku przybyła policja. Za zbrodniarzem zarządzono pościg. Jednego z apaszów mianowicie Wilczka schwytano i osadzono w więzieniu. Sztrajcha w stanie beznadziejnym umieszczono w szpitalu. Jest to drugi śmiertelny wynik krwawych walk pabianickich apaszów. Pierwszą ofiarą był Stanisław Stasiak bestialsko zakłuty nożami. (Express Wieczorny nr 339/1926 r.)
Na cmentarzu
Pabianice przez długi okres czasu żyły pod wrażeniem bestialskich czynów znanego nożownika miejscowego Władysława Wilczka, skazanego ostatnio na cztery lata za usiłowanie zabójstwa, który obrał sobie dwóch godnych siebie kompanów: Teofila Szlapsa i Feliksa Franka.
Trójka ta pewnego wieczoru spotkała na ulicy prostytutkę Genowefę Brzozowska. Apasze zaciągnęli ją do jednej z miejscowych restauracji i zmusili do wypicia kilku kieliszków wódki.
- Pójdziesz teraz z nami na cmentarz – oświadczyli jej po wyjściu z knajpy. Brzozowska nie chciała przebywać w ich towarzystwie. Apasze rozwścieczeni jej odmową, przerzucili ją przez płot, ogradzający cmentarz.
- Do trupiarni! – rozkazał jej Wilczek.
- Ulitujcie się nade mną! Puścicie mnie! – na kolanach błagała opryszków dziewczyna.
- Milcz, bo cię zakatrupię, jeśli mnie nie będziesz słuchać – groził opryszek
Drzwi trupiarni były zamknięte. Opryszki zaniosły więc na rękach opierającą się dziewczynę na cmentarz. Tu rozciągnęli na wpół przytomną dziewczynę na jednym z grobów i rozkazali jej by się rozebrała.
- Ratunku! Pomocy! – wołała nieszczęśliwa, lecz nikt nie słyszał jej okrzyków.
Opryszki bili ją tak długo, dopóki nie zgodziła się spełnić ich żądania. Drżąca z zimna (było to w lutym) uległa im. Opryszki nawet po zaspokojeniu swych zwierzęcych instynktów nie pozwolili się jej ubrać.
- Musisz teraz tańczyć – rozkazali jej. I nieszczęśliwa dziewczyna tańczyła, zalewając się łzami. Okrucieństwo apaszów nie miało granic. Po upływie pewnego czasu, gdy na skostniałe z zimna ciało zarzuciła suknię, znów przemocą ją rozebrali. Brzozowska wyrwała się z ich rąk i rzuciła się do ucieczki. Bestialscy apasze pochwycili ją jednak i wrzucili do rowu napełnionego wodą i pozostawili ją tam na łasce losu.
Nieszczęśliwa dziewczyna po ich ucieczce resztkami sił wydostała się z rowu i udała się do domu. Wieść o straszliwych przygodach Brzozowskiej lotem błyskawicy obiegła całe miasto. Apasze zostali aresztowani. Wczoraj znaleźli się oni przed Sądem Okręgowym, który sprawę tę rozważał pod przewodnictwem sędziego Arnolda w asyście sędziów Wilkowskiego i Olbromskiego. Sąd skazał Wilczka na 3 lata więzienia, Franka, pięciokrotnie już karanego za kradzieże i Szlapsa po roku i 6 miesięcy więzienia. (Republika nr 231/1927 r.)
Krwawa rozprawa
Nie przebrzmiały jeszcze echa krwawej wendetty pabianickich apaszów, w rezultacie której ranny w okolice serca Sztrajch po dziś dzień walczy w szpitalu ze śmiercią, a już mamy do zanotowania świeżą krwawą rozprawę.
Tym razem bestialskie zajście miało miejsce nie na ulicy, a w prywatnym mieszkaniu. Oto Stanisław Kamerdyniak – pabianicki apasz niejednokrotnie notowany w policyjnej kronice wpadł w ubiegłym tygodniu do mieszkania Kazimierza Gwiazdy zamieszkałego przy ul. Krótkiej 4 celem wywarcia na nim krwawej zemsty. Zastawszy prócz Gwiazdy Konstantego Kosterę bez słowa rzucił się na nich, raniąc obu kilkakrotnie nożem, dobytym z kieszeni. Zajście zlikwidowała policja. Ciężko rannego Kosterę odwieziono do szpitala miejskiego. Gwiazdę po nałożeniu opatrunku pozostawiono na miejscu. Kamerdyniaka osadzono w areszcie. (Express Wieczorny nr 346/1926 r.)
Strzelanina
W Pabianicach w mieszkaniu Stusio Stanisława, zamieszkałego przy ul. Warszawskiej 55 miała miejsce krwawa awantura i strzelanina. Oto Stusio podejmował swoich dwóch przyjaciół Walentego Karmelickiego i Leona Łaskiego. Między biesiadnikami pod wpływem alkoholu, około północy, wynikła sprzeczka, która następnie zamieniła się w bójkę.
Karmelicki wyciągnął rewolwer i oddał w kierunku Łaskiego dwa strzały, raniąc go w głowę i brzuch. Po dokonaniu tego czynu Karmelicki zbiegł. Śmiertelnie rannego Łaskiego przewieziono w stanie agonii do szpitala miejskiego przy ul. Szpitalnej. Wszczęte przez policje poszukiwania doprowadziły do aresztowania Karmelickiego w mieszkaniu przyjaciółki. Osadzono zbrodniarza w więzieniu w Łodzi do dyspozycji władz sądowych. (Rozwój nr 268/1931 r.)
Apasz Alfons Brożek
W dniu wczorajszym znany apasz i awanturnik Alfons Brożek, zamieszkały przy ul. Grabowej 7 w stanie nietrzeźwym wszczął awanturę z pewnymi osobnikami. W rezultacie interweniowała policja. Brożek o herkulesowym zile rozbroił przemocą posterunkowego, po czym zbiegł. Policja zarządziła pościg za awanturnikiem. (Echo nr 19/1933 r.)
Policjant poturbowany
Do mieszkania Bolesława Ochmana, zamieszkałego w Pabianicach przy ulicy Barucha wtargnęło późnym wieczorem trzech osobników, którzy pobili rodzinę Ochmana a następnie zaczęli niszczyć urządzenie mieszkania, tłuc naczynia i okna, rozbijać meble. Zaalarmowana policja musiała stoczyć formalną walkę zanim apaszów uspokoiła. Okazali się nimi: Józef Reda, Władysław Wilczek i Bolesław Bębnowski, będący prawdziwym postrachem Pabianic.
W drodze do komisariatu Bębnowski usiłował zbiec, a zatrzymany poturbował jednego z eskortujących go policjantów. Bębnowski i Wilczek mają za sobą bogatą przeszłość kryminalną. Bujną zwłaszcza posiada Wilczek, który swego czasu sprofanował cmentarz katolicki, na którym dokonał gwałtu i następnie swą ofiarę pobił krzyżem wyrwanym z mogiły. Innym razem Wilczek zniszczył na tymże cmentarzu kilka nagrobków. Redę, Wilczka i Bębnowskiego przewieziono do więzienia w Łodzi. Awanturnikom grozi kara kilku lat więzienia. (Echo nr 304/1933 r.)
Mania zabójstw i samobójstw
Przemoc w miasteczku była na porządku dziennym. Kryzys ekonomiczny, powszechna bieda, bezrobocie, łatwy dostęp do broni palnej, ustawiczne konflikty między kapitalistami a robotnikami prowadziły do zachowań patologicznych. Gazeta Pabianicka ostrzegała: Od pewnego czasu miasto nasze ogarnęła mania zabójstw i samobójstw. Temu lub owemu nie podoba się jakaś osoba, wyjmuje więc z kieszeni broń i bez żadnego zastanowienia wali w swą ofiarę, a potem w większości wypadków wymierza sobie sprawiedliwość, co może jest i słuszne, bo gdy taki „rabuś” (apasz) zostanie przy życiu, to tylko z nim zmartwienie: śledztwo, sądy, a potem jakaś amnestia, urlop zdrowotny i „rabuś” znów jest na wolności, znów szuka świeżej krwi. (Gazeta Pabianicka nr 30/1936 r.)
Autor: Sławomir Saładaj