Swary
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęPo odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku występowały niekończące się swary między socjalistami i narodowcami. Tyle tylko, że teraz browninga zastąpił list do redakcji i artykuł prasowy. Ówczesne gazety publikowały często paszkwile i polemiki.
W publikacji narodowców czytamy: „Otrzymaliśmy kilka egzemplarzy dwu pism pabianickich (Prawda Pabianicka i Gazeta Pabianicka), w których toczy się spór o to, kto zabijał w czasach walki z caratem swych braci, kto świadczył przeciw zabójcom, kto jest bohaterem, kto walczył, kto zwalczał, kto zdradzał. Dziejopisom pabianickim zapewne chodzi o walki z lat 1905-1907. Jeśli tak to przecież nie straciliśmy pamięci i przypominamy sobie jak to narodowców bito po fabrykach za okrzyki na cześć Polski, jak socjaliści kpili z „białej gęsi” i jak dowodzili na wiecach i w swoich publikacjach, że walczyć o Polskę to wymysł burżuazji.
Jeśli oni strzelali do żandarmów, jeśli rzucali bomby na gubernatorów, jeśli napadali na kasy pocztowe, to przecież czynili to nie w imię haseł na rzecz Polski, ale dla rewolucji, która tak samo toczyła się w całym Imperium Rosyjskim. To była rewolucja o obalenie cara i wprowadzenie w państwie rosyjskim socjalistycznego ustroju. To nie była walka o niepodległość Polski, to była walka o socjalizm.
Jeśli oni walczyli o niepodległość w 1905-1907, a myśmy ich zwalczali, to dlaczego w każdym procesie przeciwko enzeterowcom (członkom Narodowego Związku Robotniczego), gdy rosyjskie sądy skazywały naszych kolegów za dążenie do oderwania od cesarstwa guberni Królestwa Polskiego, podczas gdy socjalistów skazywano za dążenie do zmiany ustroju społecznego w „Gosudarstwie” (państwie)”. (Kiliński – Narodowy Związek Robotniczy: pamiętniki, opisy, wspomnienia - nr 2/1936 r.)
Liderzy socjalistów
„Było rzeczą ogólnie znaną jeszcze przed wojną, że Pabianice pod względem kulturalno-oświatowym i uświadomienia społecznego stały wyżej od Łodzi. Złożyło się na szereg przyczyn, spośród których dominujące miejsce należy przyznać poważnemu ruchowi spółdzielczemu, ogniskującemu się w apolitycznych, stojących na gruncie narodowym kooperatywach „Społem”.
Dużo zasług w zorganizowaniu tych kooperatyw położył dzisiejszy Prezydent RP p. Wojciechowski, który często w czasach przedwojennych gościł w Pabianicach, propagując usilnie ruch spółdzielczy, założono też tam szereg spółek wytwórczych, sklepów spółdzielczych etc.
Wszystko to wpłynęło też ogromnie dodatnio na poziom kulturalny towarzyszy, którzy nie chcąc pozostać w tyle zorganizowali „Światło” – ekspozytura oświatowa PPS oraz założyli kooperatywę socjalistyczną „Związkowiec”, która notabene znacznie lepiej prosperowała niż łódzkie osławione kooperatywy „Łodzianin”. Silna przy tym organizacja zawodowa była powodem, że po pierwszych wyborach do samorządów PPS w pierwszej Radzie Miejskiej w Pabianicach zdobyła dominującą przewagę.
Atoli makiaweliczna polityka CKW (Centralny Komitet Wykonawczy) i przemożny wpływ napływowego żydostwa galicyjskiego odstręczyły od PPS mnóstwo zwolenników. Toteż przy wyborach do nowej Rady Miejskiej pepeesowcy stracili dwie trzecie posiadanych mandatów i stanowią w dzisiejszej Radzie mniejszość, która do nowych władz miejskich pozostaje w stosunku destrukcyjnej opozycji.
Na czele organizacji PPS w Pabianicach stoi poseł Szczerkowski, który jest głównym kierownikiem Zawodowego Związku Przemysłu Włóknistego. Z zawodu tkacz-samouk o niezbyt wysokim poziomie umysłowym, który z czasem przedzierżgnął się w zawodowego polityka, otrzymując z rąk CKW mandat poselski, tak do Sejmu Ustawodawczego, jak i obecnego. Oprócz tego jest on członkiem CKW PPS. Do plusów jego działalności politycznej dla dobra PPS należy rozbicie dawnej lewicy PPS, która połączyła się z komunistami. Od tej właśnie komunizującej lewicy Szczerkowski oderwał lwią część jej stronników – przeważnie niepodległościowców i wstąpił z nimi do dzisiejszej PPS. Za ten to właśnie czyn partia w dowód wdzięczności obdarzyła go obu piastowanymi dziś w partii godnościami.
Drugim asem pabianickiego PPS jest tow. Pluskowski, niedoszły katecheta, usunięty z seminarium duchownego. Pan ten w demagogii i krzykactwie prześcignął wszystkich starych i młodych pepeesowców na terenie Pabianic, naturalnie jako niedoszły ksiądz robi konkurencję tow. Czapińskiemu, zwalczając na gruncie Pabianic Kościół i Pana Boga.
Jak diabeł święconej wody obawiają się dzisiejszy lider pabianickiego PPS współpracy z inteligencją, odsuwając się od niej na każdym kroku. Z tego powodu cały kulturalniejszy element rekrutujący się z nauczycieli, lekarzy, pracowników intelektualnych (urzędników) opuścił szeregi partyjne. Miało to ten skutek, że wyłączny monopol na apostołowanie zasad Marksa pozostaje w ich ręku.
Trzecią wielkością jest tow. Raczyński, przywódca frakcji radnych PPS w Radzie Miejskiej. Karierę towarzysza Raczyńskiego w partii można uważać za rzeczywiście bajeczną. Z powołania ex-konduktor kolejek dojazdowych, który przejął się tak głęboko ideą Marksa, że będąc na tej posadzie dzielił się dochodami z urzędem kolejek, przewożąc pasażerów bez biletów na własny rachunek. Naturalnie, że zarząd kolejek, gdy ujawnił te „dowcipne” manipulacje, pozbył się momentalnie tego akcjonariusza. Zamierzano pierwotnie wsadzić go do kozy, lecz po dłuższym zastanowieniu nie oddano go w ręce prokuratora. Dziś piastuje tow. Raczyński wysoką godność w Kasie Chorych m. Pabianic, jest członkiem OKR i przewodniczy frakcji radnych.
Czwarty z kolei to ex-wiceprezydent poprzedniego czerwonego Magistratu tow. Gramsz, który nawet przez dłuższy czas pełnił zastępczo funkcję prezydenta m. Pabianic. Po upadku czerwonego Magistratu bezrobotnego wiceprezydenta zatrudnili towarzysze w „Związkowcu” jako sprzedawcę w sklepie z obuwiem. Tutaj p. Gramsz postępował tak jakby był rodzonym bratem tow. Raczyńskiego. Nałykawszy się frazesów o socjalistycznej wspólnej własności zatracił pojęcie o tym co „jego, a co nie jego” tak dalece, że zapomniał o wskazaniach Marksa, który w swoim dziele „Kapitał” twierdził, że jedyną wartością w społeczeństwie jest praca, a pożeraczem nadwartości jest burżuj-kapitalista, i zamienił się całkowicie w tego burżuja.
Robił to w taki sposób, że za sprzedawane towarzyszom obuwie pobierał od biednych proletariuszy na każdej parze po kilka złotych więcej ponad cenę wyznaczoną przez „Związkowca”, obracając uzyskane nadwyżki na potrzeby własne. Trwało to dość długo aż wreszcie przechwycono go na tych operacjach i… cichaczem, udzielono mu dymisji. W ustroju kapitalistycznym tow. Gramsz powędrowałby jeszcze za kraty, w ustroju natomiast socjalistycznym nie uczyniono tego, aby biedne owieczki proletariackie nie dowiedziały się nigdy, że przez były strzyżone przez towarzysza.
A niektórzy towarzysze pabianiccy, będąc współpracownikami „Głosu” i „Republiki” nadsyłają do tych pism zamiejscowych korespondencje o różnego rodzaju „zbrodniach” i „aferach” dzisiejszej większości rządzącej, imputując jej wszelkie możliwe i niemożliwe kryminały. Tak więc te korespondencje w świetle postępowania towarzyszy wyglądają. W każdym razie można stwierdzić, że bagienko socjalistyczne jest dostatecznie cuchnące i jako prognostyk można mu zacytować słowa z pieśni rodzimego „Czerwonego Sztandaru, że co złe to w gruzy się rozleci. I rzeczywiście rozlata się, a skład dzisiejszej Rady Miejskiej jest wymownym tego dowodem”. (Rozwój nr 45/1925 r.)
„W „Dzienniku Robotniczym” (PPS) z dnia 3 bm., nr 58 w korespondencji z Pabianic znajduje się cały szereg napaści na kierownika Polskiego Związku Zawodowego (NZR) ob. Skupińskiego za to, że nie dopuścił do strajku powszechnego. Zaznaczyć trzeba, iż cała korespondencja jest dosłownym powtórzeniem przemówień posła „Stympla” – Szczerkowskiego wygłoszonych w dniu 28 lutego, a które jakiś życzliwy towarzysz napisał niepiśmiennemu posłowi.
W korespondencji tej piszą o ob. Skupińskim, że zabijał socjalistów, o czym rzekomo mają świadczyć mogiły pomordowanych socjalistów na cmentarzu, dalej następuje opis niemoralnego życia ob. Skupińskiego. Nie ma zamiaru bronić ob. Skupińskiego, gdyż da on sobie sam radę i na pewno znajdzie zadośćuczynienie na innej drodze. Tutaj chcę tylko dodać, że gdyby w czasie walk bratobójczych ob. Skupiński nie zatrzymał wszystkich fabryk w Pabianicach, co się przyczyniło do natychmiastowego ich zaprzestania, to te walki trwałyby jeszcze dłużej.
Towarzysze wytykają swym przeciwnikom politycznym różne czyny nieetyczne, a sami czyż nie są bez winy? W korespondencji mej umieszczonej 16 bm. w „Pracy” pisałem o pijaństwie delegatów i przyjmowaniu robotników za łapówki, tj. fundę. Inny znów towarzysz A. Dłużyński delegat w fabryce Kindlera, 21 lutego spity spał w bawełnie i dopiero na rozkaz kierownika inni delegaci musieli go stamtąd wyciągać. Nie lepiej przedstawia się moralność towarzyszy –delegatów i w innych fabrykach (delegat fabryczny- przedstawiciel pracowników z ramienia związków zawodowych, w takich sprawach jak warunki pracy, płace, bezpieczeństwo).
Dużo się też mówi w Pabianicach o działalności tow. Wojtaszka i tow. Gryzla, którzy do niedawna biedni jak myszy kościelne w krótkim czasie tak się dorobili na obronie proletariatu przed wyzyskiem i kapitałem, że kupili sobie do spółki dom przy ul. Letniej 7. Ano pewnie im szczęście sprzyja choć jeszcze wtedy ani mowy o „milionówkach” (rodzaj loterii) nie było. Ale tow. Wojtaszek znany u nas jest z tego, że będąc swego czasu urzędnikiem państwowym i na pensji państwowej jako kierownik biura pośrednictwa pracy, wciąż jeździł służbowo na koszt państwa naturalnie, we wszystkie strony, gdzie miał interesy partyjne, związków klasowych, no i inne jeszcze osobiste.
Co robił tow. Gryzel od 1906 roku, to nie wiadomo, gdy po napadzie na ulicy Kaplicznej na robotnika Jabłońskiego i przestrzeleniu mu ręki musiał uciec za granicę, skąd niedawno wrócił i z powodzeniem udaje towarzysza – machera partyjnego.
Naturalnie nie będę tu szczegółowo opisywał działalności tow. Fuksa, kierownika PPS w Rudzie Pabianickiej, którego za defraudacje i nadużycia w łonie organizacji PPS pepeesowski sąd partyjny wykluczył ze swego łona, o czym pisał także „Dziennik Robotniczy”. Oto tak wygląda działalność pepeesowskich, którzy innym robią uwagi jak żyć i postępować, ale sami nie patrzą na to, jak oni żyją i co na ich sumieniu przeszłości ciąży. Kwiatków takich byłoby daleko więcej i na życzenie towarzyszy mogę się zająć ich ujawnieniem.
Na zakończenie nie mogę też milczeniem pominąć naszego krzykacza pepeesowskiego tow. posła Stympla-Szczerkowskiego, nazywanego u nas ogólnie „Trzymaj portki”. Tow. Stympel na zebraniach w dniu 28 lutego, zamiast o strajku wciąż tylko mówił o niemoralności, zdradzie, pijaństwie i bandytyzmie enperowców. Zdawać by się mogło, że ten co tak wymyśla jest inny, musi mieć sumienie czyste jak łza i nie mieć ani jednego grzechu. Ale, że tak nie jest i sam tow. Stympel widocznie zapomniał, niech świadczy przypadek, który posłowi Szczerkowskiemu po jego mowach „moralnych” przypominają robotnicy pabianiccy.
Czy to towarzysz poseł Szczerkowski zapomniał, jak to w czasach wolnościowych poźgał nożem na ulicy o pannę robotnika Ungra (do dziś żyjącego w Pabianicach) i musiał 30 rubli za leczenie zapłacić, i jeszcze prosił, aby sprawy do sądu nie oddano. Tak, tak towarzyszu pośle Stemplu-Szczerkowski. Widocznie towarzysz zapomniał o tym jak również o staropolskim przysłowiu: nie ciągnij psa za ogon …, bo ci więcej jeszcze rzeczy przypomną. (Praca nr 85/1921 r.)
Strajk powstrzymany
W mieście naszym, jako „centrum” wpływów kacyka pepeesowskiego tow. Szczerkowskiego ujawniła się terrorystyczna akcja pepeesowców w sprawie ostatniego strajku w stopniu największym, ale też i największą klęskę za to i u nas PPS-owcy ponieśli.
Już kilka dni przed strajkiem tow. Wojtaszek urządzał zebrania zdemobilizowanych żołnierzy, obiecując im prace oraz inne udogodnienia, a w rezultacie chodziło o skaptowanie sobie owych zdemobilizowanych do terrorystycznej akcji strajkowej. W niedzielę 28 lutego tow. „Stympel” – Szczerkowski z całym komitetem na przystanku agitował tramwajarzy z dojazdów ki do strajku i z góry się już cieszył, że dojazdówki staną, nie wiedząc jakiego mu psikusa urządzą tramwajarze, gdyż ani jeden z nich nie strajkował. W tymże dniu tow. Gryzel młodszy, w mundurze sierżanta WP zrywał odezwy przeciw strajkowe Polskiego Związku” Praca”.
W poniedziałek 28 lutego poseł Szczerkowski z całym komitetem PPS wraz z macherami związkowymi na czele całej bandy andrusiaków, kochanek i podstępnie skaptowanych, zdemobilizowanych żołnierzy, którzy przeważnie nic wspólnego z pracą fabryczną nie mają i nie mieli, obchodził fabryki celem przerwania pracy. Charakterystyczne były wydawane komendy: „zdemobilizowani żołnierze naprzód”, a sami prowodyrzy szli na końcu. Nadto wielu towarzyszy, jak Owczarek, Miler, Dłużyński, Leks i inni, żony swe i córki posyłali do pracy, a sami udawali wielkich działaczy.
Po nieudanym zatrzymaniu fabryk Singera i Adler-Rotberga, cała czereda zwaliła się do fabryki Kindlera. Tu jednak wraz z nimi zjawili się delegaci Polskiego Związku Zawodowego – Skupiński i Błoch, wzywając robotników do pozostania przy warsztatach, wobec czego tow. Wojtaszek oświadczył, żeby tylko zatrzymać maszyny na czas odbycia wiecu, w ten sposób chcieli spowodować strajk, aby mowami swymi zawrócić głowy.
Gdy się ta sztuczka nie udała, po wiele znaczącej wypowiedzi tow. Wojtaszka: „my to sobie zapiszemy”, urządzono wiec na sali przy huku maszyn. Tow. Szczerkowski całą swoją mowę poświęcił osobistym wycieczkom pod adresem delegata Skupińskiego i NPR, nic natomiast nie mówiąc o strajku i sprawach robotniczych. Gdy po nim chciał mówić nasz delegat Bloch, to go tow. Gryzel zepchnął i potem kazał go bić, a wciekły tow. Szczerkowski krzyczał aż ochrypł: „iść na salę i bić wszystkich”.
Dzięki energicznej postawie naszych dwóch delegatów skończyło się na pogróżkach, przy czym na pogróżki i wyzwanie delegaci nasi odpowiedzieli: „dobrze my wasze wyzwanie przyjmujemy i stosownie do tego będziemy postępować”.
Na ponowne wezwanie opuszczenia pracy, po oświadczeniu posła Szczerkowskiego, że „trupem padnie, a fabryka stać musi” odpowiedziały członkinie klasowych związków socjalistycznych, że jak im poseł za strajk zapłaci, to wtedy porzucą pracę. Gdy tow. Szczerkowski na czele tej bandy andrusiaków (łobuzów) wpadł do fabryki Kindlera, to administrator sądził, że to jest napad. Zwrócił się on do posła Szczerkowskiego, że na niego spada cała odpowiedzialność. Na co tow. poseł po bolszewicku odpowiedział, że to nie jest jego – administratora fabryka, a nasza robotnicza i możemy wszystko tu robić, co zechcemy. Wobec tego zarząd fabryki zwrócił się o pomoc do policji.
Po nieudanym zatrzymaniu fabryki Kindlera cała banda z posłem Szczerkowskim udała się do fabryki Krusche i Ender z okrzykami „zdrajcy i łamistrajki”, gwizdami i wrzaskami. Tu również urządził poseł Szczerkowski awanturę, znowu czyniąc osobiste wycieczki pod adresem naszego delegata Skupińskiego. Potem udali się do „Dobrzynki”, gdzie chciano zgasić ogień pod kotłami, a towarzysz Gryzel młodszy – sierżant Wojska Polskiego chciał zatrzymać maszynę parową. Robotnicy, w tej liczbie i towarzysze z klasowych związków (PPS) zamknęli bramę i poczęstowali krzyczącą hałastrę wodą, pędząc ich przez rozpaloną szlakę i tylko przyjście policji przeszkodziło dalszemu „uświadamianiu” wodą, strajkujących towarzyszy z posłem Szczerkowskim na czele.
W fabryce Hermana Prajsa, strajkujący grozili pobiciem delegatów i robotników. W fabryce Szmidta sami towarzysze ze związków klasowych pracowali, a na wezwanie towarzysza Wojtaszka do strajku odpowiedzieli, że o ile dostaną zapłacone za strajk i drożyźniane, to robotę rzucą, a teraz tego nie zrobią, bo ani kolejarze, ani poczciarze nie strajkują.
W fabryce mebli, gdzie na 120 klasowców trzech tylko naszych pracuje, o jedenastej wpadli strajkujący i zatrzymali maszyny, w ten sposób siłą zmusili swych towarzyszy do bezrobocia. Gdy cała czereda z posłem Szczerkowskim przechodziła przez ulicę Ogrodową to wykrzykiwano „precz z Górnym Śląskiem”. W południe udali się strajkujący na salę gimnastyczną, która była zamknięta, towarzysze wyłamali zamek i po wejściu na salę urządzili wiec, na którym znowu poseł Szczerkowski robił osobiste wycieczki pod adresem delegata Skupińskiego z NPR (Narodowa Partia Robotnicza), a w tłumie wykrzykiwano: „trzeba wystrzelać tych zdrajców”.
Wobec tego terrorystycznego strajku i wobec bandyckiego zachowania się towarzyszy z posłem Szczerkowskim na czele, zapytujemy się robotników pabianickich: Jak zareagują nasi posłowie z NPR na bandytyzm i prowokatorstwo posła Szczerkowskiego, z czyjego rozkazu tow. Gryzel – sierżant WP zrywał odezwy i zmuszał do strajku zatrzymując maszyny czy policja pociągnie do odpowiedzialności towarzyszy za włamanie do sali gimnastycznej? Czy towarzysze z PPS zastanowili się nad tym, że wywołują walkę bratobójczą? (Praca nr 64/1921 r.)
Im dalej od nieudanego strajku pepeesowsko-komunistycznego, tym więcej wychodzi na wierzch „kwiatków” terrorystycznej akcji pepeesowskiej w naszym mieście. W dniu 27 lutego odbyło się w klasowych związkach zebranie w sprawie strajku, tu również zapowiedziano, że kto z klasowców nie będzie strajkował, to go wyrzucą ze związków. Jak wielka jest wśród towarzyszy karność i wyrobienie dowodzi fakt, że następnego dnia tychże swoich towarzyszy trzeba było wypędzać siłą z fabryki. Naturalnie wiele fabryk nie poddało się temu terrorowi i pomimo terroru pracowano.
W fabryce mebli, gdzie na 120 ludzi 8 tylko pracuje w Polskich Związkach, po zatrzymaniu fabryki – kiedy właśni członkowie przeciw temu się oburzyli – towarzysze delegaci tłumaczyli się, że to chodzi o akcję podwyżkową w ich fabryce. Kiedy jednak w środę rano przyszli do fabryki i zwrócili się do swego delegata-klasowca z zapytaniem jaki jest skutek strajku i czy co uzyskali, to delegat w złości kopnął jednego z robotników. W ogóle w fabryce mebli pijaństwo delegatów klasowych, przyjmowanie i protegowanie za łapówkę nawet swoich towarzyszy – jest znane ogółowi robotniczemu całych Pabianic.
W środę do fabryki Szmidta (Fabryczna), gdzie pracują prawie sami klasowcy, którzy jednak odmówili posłuszeństwa macherom pepeesowskim przyszedł w południe tow. Wojtaszek, aby swym towarzyszom nawymyślać za niesolidarność. Jednocześnie wezwał ich, aby w tym dniu choć na pół dnia pracę porzucili. Naturalnie wyśmiano go, a nadto jedna z towarzyszek z klasowego związku – Plackówna powiedziała coś takiego do słuchu tow. Wojtaszkowi, że ten w złości odpowiedział: „wam należy się kula w łeb”. Na dobitek tow. Wojtaszek zwrócił się do fabrykanta, aby taką hołotę wyrzucił z fabryki.
Tak mówił tow. Wojtaszek, kierownik pepeesowski – rzekomy obrońca robotników. Naturalnie na skutek tego robotnicy niedługo czekali. Już następnego dnia fabrykant wymówił prace trzem kobietom – członkiniom związków klasowych. Ciekawi jesteśmy czy teraz tow. Wojtaszek i klasowe związki zajmą się tymi towarzyszkami i dadzą im pracę lub zmuszą fabrykanta do przyjęcia ich z powrotem? Choć już od tego czasu kilka dni minęło – jednak o tym jakoś zupełnie cicho. Tak oto wygląda postępowanie świadomych towarzyszy pepeesowców, jedynych patentowanych obrońców proletariatu.
Że na takie terrorystyczne wybryki posła tow. Szczerkowskiego, Wojtaszka, Gryzla i innych ogół nie mógł spokojnie patrzeć, więc też wśród bardziej świadomych klasowców przyszli do rozwagi i nie czekając aż ich wyrzucą ze związku za ich wolność sumienia i przekonania zaraz po strajku przeszli do Polskich Związków Zawodowych. Tak przeszło do PZZ trzy czwarte Związku Metalowców z częścią zarządu oraz kilkunastu robotników ze Związku Włóknistego. (Praca – pismo poświęcone sprawie robotników i inteligencji pracującej – nr 74/1921 r.)
Endecy
W obozie endeków w Pabianicach od dłuższego czasu jest rozgoryczenie i duże niezadowolenie z powodu kompromitacji najwybitniejszych menerów w tej partii i nieudolnej ich polityki.
W poprzedniej Radzie Miejskiej w imieniu frakcji radnych tej partii występowali przeważnie Antoni Jankowski i Edward Wendler, którzy prowadzili robotę demagogiczną i nieprzebierającą w środkach walkę z rządzącą większością robotniczą. A okresie istnienia Rady Miejskiej frakcja ich nie przedłożyła żadnych poważniejszych wniosków. Ławnik Szymanowicz z ramienia endecji nie dbał o prace gospodarki miejskiej, tylko pilnował swojego przedsiębiorstwa ślusarskiego i myślał o tym, jak zbogacić się i wykończyć budowę swej wielkiej kamienicy. Przedtem niż miał zostać ławnikiem, obiecywał innym obywatelom, że będzie bronił ich interesów, a obecnie słusznie ci obywatele mu wymyślają, że nic nie zrobił, a tylko myślał o budowie swej kamienicy.
Ich głośny krzykacz p. Wendler, znany pokątny doradca, który występował w Radzie Miejskiej, jako główny mówca bardzo często, ostatnio tak się skompromitował w swej działalności politycznej, że po długiej ostrej walce w łonie tej partii na listę wcale go nie postawiono.
Również nie postawiono na liście Hieronima Wlazłowicza byłego radnego, który stoi na czele Stowarzyszenia „Rolnik”, w którym to stowarzyszeniu rządzą endecy, dlatego, że p. Wlazłowicz w swojej działalności w „Rolniku” poderwał sobie opinię w znanym zatargu o wyrąb lasu staromiejskiego, do którego mają prawo wszyscy obywatele figurujący w tabeli nadawczej. Gospodarką lasu kieruje zarząd „Rolnika”; ponieważ zarząd „Rolnika” nie liczył się z opinią większości obywateli i wycinał las niezgodnie z planem, zatwierdzonym przez władze nadleśnictwa, z górą 100 obywateli złożyło protest do odnośnych władz państwowych. Obywatele składający protest są bardzo oburzeni na działalność „Rolnika”. O gospodarce wyrębu lasu świadczy fakt, że wyrąbane drzewo początkowo oszacowano metr na 70 zł i dla pozorów rozpoczęto sprzedaż drogą licytacji i tym, którzy przyszli kupić, dawano lichszy gatunek, który miał znacznie niższą wartość. Nie ulega wątpliwości, iż za najgorszy gatunek drzewa ludzie ceny tej płacić nie chcieli i pod pretekstem tego zarząd „Rolnika” ogłosił, że drzewa nie chcą po tej cenie kupować na licytacji, i sprzedał drzewo ogółem do tartaku Eiserta, metr po 55 zł. Ta niska cena drzewa wywołuje różne komentarze i oburzenie obywateli.
Powyższe fakty i wiele innych były powodem, iż endecja ostatnio w Stowarzyszeniu Właścicieli Nieruchomości i we własnych szeregach stworzyła sobie dużo wrogów przeciwko swym menerom partyjnym. Toteż zanim ułożono listę do Rady Miejskiej odbyło się kilka burzliwych zebrań w Stowarzyszeniu Właścicieli Nieruchomości i zwolennicy tej partii przegnali precz swoich dowódców. Nie pozostawiono na liście tej partii ani byłego ławnika Szymanowicza, ani p. Wendlera i Wlazłowicza.
Toteż nic nie pomoże szamotanie się i obrona tej partii przez p. Orłowskiego, który stoi na czele listy utworzonego Bloku Chrześcijańsko-Narodowego, w skład, którego wchodzą endecy i chadecy. Wszyscy świadomi wiedzą, że p. Orłowski popierał i akceptował politykę panów Szymanowicza, Wendlera i Wlazłowicza i on również ponosi nie mniejszą odpowiedzialność, jak inni menerzy tej partii.
Świadomi obywatele nie powinni dać się oszukać tym panom, bo lista bloku na czele z p. Orłowskim jest zlepkiem ludzi ambitnych i niezdolnych do odegrania poważniejszej roli w gospodarce samorządu m. Pabianic. Grupa tych ludzi, znanych z przekonań reakcyjnych, co pokazuje ich cała przeszłość nie może mieć poważniejszego znaczenia i musi być bezwzględnie zwalczana przez klasę pracującą i drobnych obywateli. (Łodzianin [PPS] nr 16/1928 r.)
Stronnictwo Narodowe zgłosiło w Pabianicach listę we wszystkich 8 okręgach. Warto tedy zapoznać się bliżej z kandydatami narodowymi. Skoro endecja staje do wyborów – sama grzeczność nakazuje byśmy szeroki ogół obywateli Pabianic poinformowali, jakich to „ojczymów” miasta dla Pabianic przeznaczyła.
W więc w pierwszym okręgu na pierwszym miejscu kandyduje p. Władysław Burzyński, kierownik pabianickiej „Pracy Polskiej”. Bardzo się widać zasłużył endekom p. Burzyński, skoro go na pierwszym miejscu swej listy umieścili, ale my wiemy, że co innego jest zasługą w obozie narodowym, a co innego w pojęciu szerokich rzesz robotniczych miasta.
Zasługą będzie dla endeków łamanie strajków robotniczych, wyłamywanie się z solidarności robotniczej podczas akcji cennikowych, ale dla tych, którzy ciężką walkę z zachłannym kapitałem staczają, wszystkie te endeckie cnoty uchodzić będą za zbrodnie na żywym ciele proletariatu dokonane. Niewątpliwie z endeckiego punktu widzenia p. Burzyński jest dla obozu narodowego i dla kapitału bardzo zasłużonym mężem, ale ogół robotniczy Pabianic potraktować musi wysunięcie przywódcy rozbijackiego związku na czoło listy wyborczej, jako wyzwanie rzucone wszystkim ludziom pracy w Pabianicach.
W okręgu drugim wysunęli endecy na pierwsze miejsce swej listy p. Bojka Stanisława, a na drugie p. Olejnika Tomasza. Pierwszy niczym się nie zaznaczył w historii m. Pabianic. Nie można o nim nic kompletnie powiedzieć i to niewątpliwie jest jego największą zasługą. Natomiast p. Olejnik jest znanym w Pabianicach właścicielem knajpy piwnej. W jego to zakładzie przy jednej, drugiej, trzeciej szklance piwa toczą się długie, niekończące się marudne rozmowy o kłopotach domowych, o podatkach i o polityce. Najwięcej politycznego „wyrobienia” wyniósł niewątpliwie p. Olejnik ze swego własnego zakładu. Rzeczywiście doskonałe przygotowanie na radnego miejskiego … taka piwna znajomość życia.
Natomiast w okręgu siódmym widzimy na drugim miejscu Stanisława Kuśmidra byłego ławnika Zarządu Miejskiego z ramienia endecji. P. Kuśmider jest człowiekiem bardzo szanującym tradycję i układającym swoje życie według mądrości zawartych w przysłowiach, które – jak wiadomo- są mądrością narodów. Otóż najulubieńszym przysłowiem p. Kuśmidra jest znana zasada: „mowa jest srebrem, milczenie złotem”. I zgodnie z tym przekonaniem na zebraniach Zarządu Miejskiego i Rady Miejskiej w Pabianicach p. Kuśmider przeważnie milczał. Natomiast nie można odmówić rodzinie p. Kuśmidra zdolności publicystycznych. Jeden jego brat znany jest w Pabianicach z intensywnej działalności „pisarskiej” na parkanach i płotach. Publicystyka ta utrzymana była oczywiście w duchu ideologii narodowej.
W okręgu piątym na siódmym miejscu figuruje p. Lipski Wacław, kierownik drukarni, znany z poprzedniej Rady Miejskiej jako jeden z wybitniejszych endeckich mówców. Dlaczego zdolniejszy endek znalazł się na siódmym miejscu, a miejsca pierwsze zajęli ludzie zupełnie nieznani, trudno zrozumieć – widocznie dla endeków dawna awanturująca się frakcja „narodowa” była jeszcze za spokojna. Jeszcze bardziej utwierdza nas w tym przekonaniu fakt, że duchowy przywódca endecki w Pabianicach – mecenas Rembieliński, znalazł się na dwunastym miejscu listy w okręgu posiadającym tylko siedem mandatów. Pan Rembieliński zajmuje zatem zaszczytne miejsce aż piątego zastępcy kandydata na radnego.
Powyższy skład listy endeckiej wskazuje, że narodowcy w nowej Radzie Miejskiej wcale nie mają zamiaru zajmować się sprawami miejskimi. Chcą mieć karną grupę ludzi wykonywujących ślepo rozkazy, awanturujących się lepiej niż poprzedni radni i gotowych bez żadnych dyskusji radę opuścić, gdy taka decyzja zapadnie. Szczególnie zależy endekom na tym, by nie powtórzyły się kwasy w stronnictwie wynikłe na tle różnicy zdań w przedmiocie taktyki w Radzie Miejskiej, co – jak wiadomo – spowodowało usunięcie się z czynnego życia politycznego szeregu dotychczasowych przywódców endecji pabianickiej.
W endecji w Pabianicach panuje straszny „katzenjammer”. Poważniejsi działacze stoją na uboczu. Dotychczasowe popieranie hitleryzmu i awantury w Radzie Miejskiej mszczą się straszliwie na polskich faszystach. Nie pomogą tu wysiłki „Orędownika”, który w myśl zasady: „łapaj złodzieja” zamiast wytłumaczyć opinii publicznej łamańce endeckiej polityki, robi ogromny wrzask dokoła nowej umowy z elektrownią, chociaż wszyscy wiedzą, że obecna umowa jest dla miasta o wiele korzystniejsza od starej. Ludność Pabianic ma już dosyć tych hec. Demagogia ma tę przykrą właściwość, że można jej użyć tylko raz. (Łodzianin nr 106/1939 r.)
Szczerkowski atakuje Pluskowskiego
W ostatnim czasie w Magistracie pabianickim zaszedł fakt bardzo smutny i godny ubolewania, a mianowicie – zostało ujawnione, iż b. ławnik Pluskowski z tytułu różnych sum był winien Magistratowi około 19.000 zł. Fakt ten jest oburzający tym bardziej z tego powodu, że skarbnik p. Niedzielski i prezydent p. Jankowski, który jest kierownikiem działu finansowego mieli podobno o tym nic nie wiedzieć.
Nadużycie to zostało wykryte na skutek tego, że jeden z urzędników Magistratu, gdy wpadł na ślady powyższego nadużycia, poufnie zakomunikował to posłowi Szczerkowskiemu. Szczerkowski natychmiast udał się do prezydenta p. Jankowskiego i zażądał wyjaśnień. Po wyjaśnieniu i zbadaniu sprawy okazało się, że istotnie b. ławnik Pluskowski był winien pewne sumy kasie miejskiej. Tow. Szczerkowski jako przewodniczący Rady Miejskiej zażądał kategorycznie, aby w przeciągu 24 godzin ławnik Pluskowski uregulował całą należność kasie miejskiej, jak również, aby prezydent Jankowski pod odpowiedzialnością osobistą dopilnowałby sprawa ta była należycie zbadana i pieniądze wpłacone, gdyż w przeciwnym razie będzie zmuszony zawiadomić prokuratora.
Okazało się, że w przeciągu jednego dnia Pluskowski nie był w stanie załatwić tej sprawy i prezydent Jankowski przedłużył termin załatwienia ostatecznego do dwóch dni na swoją odpowiedzialność. W tym czasie prezydent Jankowski oświadczył pod słowem honoru tow. Szczerkowskiemu, że pieniądze wszystkie zostały wpłacone i sprawa należycie została załatwiona, to samo oświadczył Pluskowski i wiceprezydent miasta.
Na podstawie tego tow. Szczerkowski i inni członkowie Magistratu byli pewni, że sprawa ta została załatwiona należycie. Dzięki temu, że nadużycie to zostało wykryte miasto z tego tytułu nie poniosło poważniejszych strat. Wykazało dalsze badanie i śledztwo, iż b. ławnik Pluskowski część należności uregulował drogą rozrachunku, na resztę zaś wystawił weksle własne i innych osób. W rezultacie po obliczeniu kasa miejska otrzymała 2.100 więcej niż jej się należało.
Należy zaznaczyć, iż za fakt jaki miał miejsce w Magistracie dużą odpowiedzialność ponosi prezydent Jankowski, który będąc kierownikiem działu finansowego, nie przeprowadził należytej kontroli powierzonego mu działu. Po ujawnieniu nadużycia Pluskowski został przez partię (PPS) natychmiast odwołany ze stanowiska i złożył mandat ławnika. Pluskowski został też wydalony z partii.
Również należy zaznaczyć, iż w sprawie tej w dalszym ciągu władze sądowe prowadzą śledztwo. Towarzysz poseł w tej sprawie odbył konferencję z p. wojewodą, informując go o przebiegu sprawy i prosząc o wysłanie specjalnej komisji lustracyjnej. (Łodzianin nr 34/1927 r.)
„Czarna międzynarodówka”
Z inicjatywy Związku Klasowego robotnicy z fabryki „Dobrzynka” oddali do sądu 40 spraw o niezgodne z ustawą wypłaty za urlop i 7 spraw o wypłaty za urlop z fabryki Krusche i Ender. W tych dniach odbyła się rozprawa sądowa i ostatnich 7 spraw zostało zasądzonych na korzyść robotników.
Należy zaznaczyć, że spraw podobnych w fabryce Krusche i Ender jest znacznie więcej, które winny być skierowane do sądu, ale niestety robotnicy z obawy wydalenia ich z fabryki nie mają odwagi skierowania podobnych spraw do sądu. W fabryce tej wywołało duże oburzenie wśród robotników obłudne postępowanie delegatów NPR (Narodowa Partia Robotnicza) i chadecji, którzy zgodzili się bez porozumienia z ogółem robotniczym na ściąganie przymusowe pół procent składki od zarobku na rzecz bezrobotnych. Składki te w pierwszej mierze należy ściągać od kapitalistów i ludzi bogatych, a nie od robotników, którzy już i tak pracują za głodowe prace.
Należy zaznaczyć, że rozkład partii NPR przejawia się coraz bardziej, co potwierdza między innymi fakt, że radny Sobczyk b. delegat Związku „Praca” w fabryce Krusche i Ender, który obłudnie udawał wielkiego obrońcę robotników, zmienił zupełnie swe postępowanie z chwilą, gdy został praktykantem a później majstrem i od tej chwili z wdzięczności dla firmy zaniechał obrony krzywdzonych robotników.
Obecnie w mieście naszym wywołuje duże zainteresowanie sprawa bezrobotnych. Magistrat oparty na czarnej międzynarodówce, do której to większości należy NPR, nic realnego nie robi, aby przyjść z pomocą bezrobotnym. Natomiast przywódcy NPR zamiast stanąć w obronie bezrobotnych, idą w zupełności pod komendę czarnej międzynarodówki.
Jest charakterystyczne, że pismo założone przez p. Korfantego „Rzeczypospolita” jest wydawane w Pabianicach pod nazwą „Kurier Pabianicki”, którego ostatnią stronę redaguje na miejscu p. Pluskowski, który niedawno wyszedł z więzienia i dla podreperowania swojej opinii stał się wiernym obrońcą obecnego Magistratu i chadecji, i ten nowo upieczony chadek wymyśla socjalistom w sposób kłamliwy i bezczelny. Czy to ma być zgodne z ideą chrześcijańską? Może nam na to odpowie jego dobry kolega ławnik Dąbrowski.
Robotnicy powinni to wszystko zapamiętać, aby wiedzieli co sądzić o wspomnianych indywiduach. (Łodzianin nr 7/1929 r.)
Autor: Sławomir Saładaj