www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Przodownice

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

W latach 50. ubiegłego wieku zapanował kult szaleńczej pracy, czyli współzawodnictwo w przekraczaniu norm produkcyjnych. Do wyścigu przystępowały także tkaczki zwane często włókniarkami. Natomiast ideałem była robotnica zaangażowana politycznie, tak jak Stanisława Maksymowicz, tkaczka Zakładów Przemysłu Bawełnianego w Pabianicach.

„Przed wojną, los mój był podobny do losu innych kobiet-robotnic w Polsce burżuazyjnej. We wczesnym dzieciństwie straciłam rodziców. Musiałam szukać pracy. A nie było to wcale łatwe. Pracę pomagaczki w przędzalni można było uzyskać tylko dzięki protekcji lub łapówce. Po długiej wędrówce od fabryki do fabryki dostałam się wreszcie do zakładu Kindlera w Pabianicach. Przepracowałam kilka miesięcy i znów znalazłam się na bruku. I tak było wiele razy.

W rozmowach z robotnikami słyszałam dużo o Związku Radzieckim, o państwie, w którym rządzą robotnicy i chłopi. A kobiety są zrównane w prawach z mężczyznami. Nieraz też wybiegałam myślą do tego kraju wolności i sprawiedliwości społecznej, który już wówczas stawał się dla mnie coraz bliższy.

Po ciężkich latach okupacji z radością przystąpiłam do pracy Pabianickich Zakładach Przemysłu Bawełnianego. Początkowy okres był ciężki. Fabryka zniszczona. Krosna wydobywano ze zgliszcz, aby je uruchomić. Przyznam szczerze, że nieraz narzekałam wówczas na trudne warunki. A przecież pracowało się już w Polsce Ludowej nie dla fabrykanta, ale dla siebie.

Zrozumiałam to dopiero później – kiedy zaczęłam pracować w Lidze Kobiet. W organizacji kobiecej dowiedziałam się wielu rzeczy i inaczej patrzyłam już na to, co się wokół dzieje. Zrozumiałam, że od nas samych zależy szybka odbudowa naszego kraju, że własnymi rękami musimy tworzyć lepszą przyszłość. I wtedy doceniłam znaczenie ruchu wielowarsztatowego. Większa produkcja – to lepszy byt i dla mnie i dla całego kraju. Zrozumienie tego stanowiło poważny przełom w mojej świadomości.

Pierwsza przystąpiłam do pracy na 6 krosnach, pociągając za sobą inne tkaczki. Kiedy we współzawodnictwie zdobyłam pierwszą nagrodę, a potem i następne, inne tkaczki zaczęły mi zazdrościć dobrowolnie przechodziły na obsługę większej liczby krosien. Wydajność rosła. Osiągaliśmy coraz lepsze wyniki. Ja jednak dążyłam stale naprzód, współzawodnicząc z innymi. Zostałam przodownicą pracy.

Na każdym kroku czułam pomoc i opiekę organizacji związkowej, a przede wszystkim partii. Z inicjatywy zakładowej organizacji partyjnej ja, bezpartyjna przodownica pracy, zostałam wysłana w 1948 roku na Węgry, gdzie spędziłam miesiąc urlopu. Mieszkaliśmy w malowniczej górskiej miejscowości. Było nas kilkadziesiąt przodownic z całej Polski. W rozmowach z innymi przekonałam się, że stoją one dużo wyżej ode mnie pod względem uświadomienia politycznego i ideologicznego. Większość z nich należała do partii. Pod wpływem rozmów z moimi towarzyszkami zabrałam się do literatury marksistowskiej.

Po powrocie do fabryki jeszcze lepiej zaczęłam pracować zawodowo, osiągając 129 procent bazy (normy). Kobiety naszych zakładów wybrały mnie wtedy przewodniczącą koła Ligi Kobiet. Pełniąc tę odpowiedzialną funkcję, powiązałam się mocno w mej pracy z organizacją partyjną. Z egzekutywą, z komitetem fabrycznym uzgadniałam pracę naszej organizacji kobiecej. Widziałam jak mądra i przewidująca jest polityka partii. Widziałam, że uchwała Biura Politycznego KC o pracy partii wśród kobiet jest wyrazem nieustannej troski i opieki nad masami kobiet pracujących.

Nie wiem nawet kiedy i jak się to stało, że zaczęłam myśleć i odczuwać tak jakbym była już członkiem partii. Po prostu urosłam w robocie, w pracy zawodowej i społecznej. W ubiegłym roku zostałam wybrana na członka Miejskiej i Wojewódzkiej Rady Narodowej. I tutaj na każdym kroku obserwowałam troskę władz o poprawę bytu mas pracujących, o sprawy kulturalne. Gdy zadawałam sobie pytanie, kto jest motorem tego nowego, wspaniałego, co się dzieje u nas w kraju – odpowiedź zawsze była jedna –partia.

Kiedy we wrześniu ubiegłego roku brałam udział w Kongresie Obrońców Pokoju w Warszawie, kiedy usłyszałam z ust przedstawicieli wielu państw, że wszędzie na całym świecie przywódcami w boju o pokój i postęp są partie komunistyczne – przyznam, odczułam wstyd, że dotychczas jeszcze jestem poza partią.

Decyzja dojrzała szybko. Droga, którą dążę, jest drogą PZPR. Moje miejsce jest w jej szeregach. Budując Polskę, pracując dla naszej pięknej przyszłości, pragnę być w partii, która jest przewodniczką klasy robotniczej, która nas uczy, wychowuje, prowadzi. I dlatego złożyłam deklarację o przyjęcie mnie w poczet kandydatów PZPR”. (Głos Robotniczy nr 97/1951 r.)

Kunegunda Cieślak

Zespół Kunegundy Cieślak przoduje w tkalni „C”. Ob. Cieślak to doskonała i sumienna pracownica, naprawdę godna wyróżnienia – mówią o niej jej zwierzchnicy. Sama zgłosiła się do pracy na szóstkach – powiada kierownik tkalni, a majster Kunegundy Cieślak dorzuca – i nigdy się nie spóźnia ani nie opuszcza pracy.

Krosna Kunegundy Cieślak stoją tuż przy szerokim ganku. Już z daleka widać ją, jak uwija się przy warsztatach. Żadnego zbędnego ruchu, wszystko jest tutaj celowe i potrzebne. A wyniki? Te są naprawdę godne wyróżnienia. Weźmy chociaż sprawozdanie komisji współzawodnictwa za ostatni etap. Cieślak Kunegunda wyrabia 125 procent bazy przy 95 procent pierwszego gatunku. Braków u niej nie ma w ogóle.

Ale Cieślak Kunegunda prowadzi jeszcze zespół tkaczek, z których każda również osiąga doskonałe wyniki. I tak Kłodas Irena wyrabia 111 proc. bazy akordowej, osiągając jednocześnie 91 procent primy. Boik Janina przekracza normę w 108 procentach pierwszego gatunku. Sztajnikier Michalina wyrabia 103 procent bazy, dając jednocześnie 90 procent primy, a Ullman Aniela, która w tym okresie osiągnęła mniejszą niż zwykle produkcję, bo tylko 97 procent bazy, daje także towar wysokiej jakości, bo aż 95 procent primy.

Tak pracuje zespół Kunegundy Cieślak, który w IV etapie współzawodnictwa pracy w PZPB w Pabianicach osiągnął łącznie 109 procent normy i 91 procent produkcji pierwszego gatunku. 841 punktów uzyskały tkaczki zespołu Cieślakowej i im to właśnie przypadła w udziale wysoka nagroda – 30 tys. złotych.

Jak przystało na kierowniczkę dobrego zespołu Kunegunda Cieślak szczyci się najlepszymi wynikami. Nie pierwsze to zresztą dla niej wyróżnienie. Cieślakowa brała już nagrody indywidualne, brała nagrody na czwórkach, a teraz na szóstkach nadal wiedzie prym na swym oddziale. Kunegunda Cieślak jest pięciokrotną przodownicą pracy. Zapewne nie raz jeszcze usłyszymy o jej sukcesach produkcyjnych. (Głos Pabianic nr 41/1951 r.)

Stefania Brykowska

Ob. Stefania Brykowska – bezkonkurencyjna tkaczka Oddziału 7 PZPB w Pabianicach. Jako jedna z pierwszych robotnic stanęła do współzawodnictwa na Oddziale 7. Od początku zaczęła pracować na czwórkach wysoko przekraczając swe bazy (normy). Nigdy nie zdarzyło jej się jeszcze nie wykonać planów.

We współzawodnictwie wybiła się od razu na czoło załogi Oddziału 7 i przoduje nadal, zarówno we współzawodnictwie indywidualnym, jak i zespołowym, gdzie zdobywała już kilkakrotnie nagrody. Ob. Brykowska wykonuje swe plany przeciętnie w 120 procentach, a ostatnio osiągnęła wyniki bliskie 130 proc. bazy. Przy tym jakość jej produkcji jest zawsze wysokiego gatunku – sama ekstra i prima. Drugi gatunek u ob. Brykowskiej to rzadkość.M/p>

Czy obywatelka Brykowska długo utrzyma swą pozycje, nie wiadomo, bo na Oddziale 7 już zaczyna do głosu dochodzić młodzież i deptać po piętach starym mistrzom. Ale doświadczona tkaczka chyba nie pozwoli się prędko zdystansować. (Głos Pabianic nr 250/1950 r.)

„Spacer przez Pabianice w blasku czerwonego słońca”

Pogoda nareszcie się ustaliła. Słońce nie skąpi cennego ciepła i wszystko składa się na to, aby wybrać się na obejrzenie miasta. Idziemy więc nad wody rzeki Dobrzynki. Umieszczone na Bulwarach ławki stoją puste. Ciekawi jesteście, dlaczego? Nieczyszczona od lat Dobrzynka wydziela niemiłą dla nosa woń i to przyczyna, że Pabianiczanie niechętnie tu przebywają.

W Muzeum Miejskim ruch słaby. Natomiast w parku Słowackiego wszystkie ławki zajęte. Jedni wystawiają swe oblicza na działanie promieni słonecznych, drudzy kryją się w cieniu drzew. Jak komu wygodniej. Nad rzeką profesor, otoczony gromadą młodzieży szkolnej prowadzi wykład o przyrodzie.

Na ulicy Armii Czerwonej Kanalizacja Miejska przystąpiła już do budowy kanału. Przy rogu ul. Kilińskiego zniknęły schrony, a na ich miejscu powstał piękny skwer, ścieżki, wysypane czerwonym gruzem ceglanym, ładnie odcinają się od zielonego tła. Na zieleńcu przy ul. Pułaskiego i Kościuszki tabliczki krzyczą do przechodniów: „Bądź kulturalny”, „Nie deptać trawników”, „Szanuj cudzą pracę”.

Obserwując przechodniów z przykrością można stwierdzić, iż bardzo wielu z nich to stuprocentowi analfabeci, bo mimo iż patrzą na tablicę z napisem: „Nie deptać trawników” – depczą świeżo posianą tam trawę, by skrócić sobie drogę o 10 czy 20 centymetrów. Smutniejsze jest to, że wśród tych „analfabetów” jest i młodzież.

Idąc dalej ulicą Armii Czerwonej z zadowoleniem widzimy, iż narożny budynek przy u. Poniatowskiego doczekał się nareszcie remontu. Znajdzie tu pomieszczenie bursa dla uczniów Państwowego Gimnazjum Mechanicznego. Nieco dalej odbudowa koszarki Państwowego Zarządu Drogowego postępuje szybko naprzód. Po drugiej stronie ulicy w odbudowanym budynku mieści się Gimnazjum Papiernicze, zaś obok na rogu ulicy Zielonej stoją szpetne ruiny budynków. Budynki te zniszczone co najmniej w pięćdziesięciu procentach winny być bezzwłocznie rozebrane, gdyż grożą one bezpieczeństwu publicznemu.

Dziwić się należy, że tego dotychczas nie uczyniono. Naprzeciwko przy zbiegu ulic Czerwonej Armii i Partyzanckiej miarodajne czynniki już od dwóch lat obiecują nam urządzenie pięknego skweru. Na razie obok rumowisk, które również powinny zniknąć już dawno, rosną ziemniaki. Nie chcąc narażać się na ewentualne zwichnięcie nogi na ul. Gen. Żukowa wsiadamy w tramwaj, by dostać się do parku Wolności. Jadąc tramwajem spotyka nas miłe rozczarowanie. Na ul. Gen. Żukowa ruch wielki, to pracownicy drogowi Zarządu Miejskiego przebudowują chodnik. Znikną więc wyrwy i błota, a przechodzień nie będzie narażony na wywrócenie się.

Ładny jest nasz park Wolności. Widać tu fachową opiekę kierownika Plantacji Miejskich. Szkoda tylko, że wysiłki Zarządu Miejskiego są paraliżowane. Ustawione tam ławki drewniano-betonowe są wyrywane z ziemi i niszczone. Po ruchliwych alejach przeznaczonych dla ruchu pieszego, harcują rowerzyści. Czy nie można ukrócić ich swawoli? Chodzi przecież o estetyczny wygląd naszego miasta, o które dbają wszyscy Pabianiczanie. (Głos Robotniczy nr 155/1949 r.)


Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij