Zarzycka
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęIrena Zarzycka, autorka międzywojennych bestsellerów, lata szkolne spędziła w Pabianicach, uczęszczając do 8-klasowego koedukacyjnego Gimnazjum Ogólnokształcącego. Wspomnienia pabianickie zawarła w książce autobiograficznej „Panna Irka” (1931). „Pabianice to za moich czasów nieduże fabryczne miasto czyste, pracowite i pogodne” – pisała. Głos Poranny (nr 352/1930) odnotował nową publikację: „Macie więc, wielbicielki Zarzyckiej w pensjonarskich fartuszkach „coś dla was” – dzieje podfruwajki na ławach szkoły koedukacyjnej, w których bez wątpienia pełna temperamentu pisarka umieścić musiała sporo przeżyć autobiograficznych”.
Prasa łódzka próbowała zgłębiać tajemnice sukcesu czytelniczego Ireny Zarzyckiej. Okazało się jednocześnie, że poczytność jej powieści wcale nie przekłada się na gratyfikacje finansowe. Melchior Wańkowicz - wydawca książek Zarzyckiej najwyraźniej wykorzystał entuzjazm i niefrasobliwość młodej pisarki.
Warszawa 1930 r.
Więc proszę sobie pomyśleć: najpoczytniejsza obecnie w Polsce powieściopisarka, p. Irena Zarzycka, autorka osławionej „Dzikuski”, wzruszającego „Chłopca z dalekiej ojczyzny”, „Jawnogrzesznicy” i kilku jeszcze innych powieści jest – rewelacja! – łodzianką. Fakt ten nie ulega najmniejszej wątpliwości, bowiem dokument szanowanej i miłej autorki został skrupulatnie zbadany, przy czym sama p. Zarzycka została poddana chytremu egzaminowi rozpoznawczemu. Musiała tedy przede wszystkim opowiedzieć kilka specyficznych kawałów łódzkich, następnie zaś udzielić bez zająknienia odpowiedzi na następujące pytania: Kto to jest Scheibler? Ile domów ma ulica Piotrkowska? Jakim tramwajem jedzie się z magistratu do więzienia na Kopernika? Jaka zachodzi różnica między nadzorem a upadłością?
Gdy na te wszystkie kwestie p. Zarzycka dała nam – że tak powiemy górnolotnie – pozytywne responsy, doszliśmy do przekonania, że mamy przed sobą najautentyczniejszą łodziankę. A teraz – jakżeby inaczej – maleńki wywiad. Zaraz, zaraz .. Zapomnieliśmy powiedzieć rzecz najważniejszą. Otóż p. Zarzycka nie nosi amerykańskich okularów, nie ma marsowego spojrzenia, ani sukni do kostek, lecz jest „osobistością” bardzo, bardzo młodą – 27 lat., przy czym może się poszczycić niezwykle miłą powierzchownością. Słowem: typ współczesnej girl amerykańskiej, a nie poważnej matrony, która ostrym piórem rozdrapuje cierpliwy papier do czarnej krwi.
- O ile nam wiadomo, pobiła pani rekord nakładowy w Polsce…
- Muszę być nieskromna i powiedzieć, że – tak… Dotychczas mam poza sobą 270 tysięcy odbitek książkowych moich siedmiu powieści.
- Więc Remarque, czy Wallace w spódnicy.
- Trochę mi do nich daleko, bo jeżeli chodzi o nakłady książek w Polsce, są one, jak wiemy, bardzo nikłe.
- Tytuły pani powieści?
- Proszę : „Dzikuska”, która zdobyła sobie największy rozgłos, a nawet została sfilmowana pod tym samym tytułem. „Ślubne pantofelki”, „Chłopiec z dalekiej ojczyzny”, „Jawnogrzesznica”, „Okruch zaklętego zwierciadła”, „Kwiat jabłoni”, no i ostatnia moja powieść „Córka wichru”.
- A o swoim rodzinnym mieście nie zamierza pani nic napisać?
- Pracuję nad powieścią, której akcja będzie się rozgrywała na terenie Łodzi. Znam nasz syreni gród doskonale i wczuwam się w jego duszę, tak niepojętą dla obcych. Na razie jedna z moich powieści poświęcona jest młodej łodziance, z którą przez dłuższy czas bliżej się przyjaźniłam i która uczyniła na mnie wielkie wrażenie.
- Która powieść?
- Ostatnia „Córka wichru”. A łodzianką, o której mówię jest p. Sonia Włodawska. Pod wpływem rozmów, jakie prowadziłam z p. Sonią, napisałam „Córkę wichru” i jej też w dowód przyjaźni poświęciłam.
- Czy „Dzikuska” była pani debiutem?
- Nie, proszę pana… Za pióro chwyciłam po raz pierwszy znacznie wcześniej. Miałam wtedy 14 lat i chodziłam do szkoły. Napisałam trzy komedyjki dla dzieci, które były wystawiane w Pabianicach w latach 1917-1919. „Popularny” w Łodzi również wystawił dwie moje komedyjki, przy czym do jednej pt. „Cud Królewny” napisał muzykę p. Karol Prosnak, znany kompozytor łódzki.
- Czy od dawna mieszka pani w Warszawie?
- Od dnia mego ślubu.
- Więc pani jest mężatką?
Pani Zarzycka potrząsa poważnie główką i mówi zniżając głos do rejestru basso profundo:
- Ba, mam już nawet czteroletniego synka.
- A Łódź? Nie tęskni pani za swoim rodzinnym miastem:
- Bardzo, chociaż mieszkałam tam w okresie lat 1926-1929, czyli niedawno. Czasem tak mnie coś za serce chwyci, że rzuciłabym wszystko i pojechała do naszej brudnej, ale jakże poczciwej Łodzi… Morrrowe miasto! – dodaje p. Zarzycka po chwili z dziwnym blaskiem w oczach… A łodzianki – pierwsza klasa.
Na progu „Italii”, w której odbywał się niniejszy wywiad, staje marsowa postać artysty – malarza, Stanisława Dobrzyńskiego.
- Stasiu, Stasiu! – woła młoda powieściopisarka, klaszcząc z uciechy w ręce. – Stasiu pozwól do naszego stolika..
Potem w stronę niżej podpisanego „wywiadowcy” : - Czy pan zna Dobrzyńskiego. Świetny malarz i też łodzianin. Robi mi okładkę do nowej mojej książki, która niebawem ukaże się w sprzedaży.
- Czy ja go znam, proszę pani? Ho,ho… (Republika nr 102/1930 r.)
Łódź 1929 r.
Jest w Polsce pewna autorka, której szybka kariera literacko – wydawnicza przypomina historię Remarqua. Jest nią autorka poczytnej „Dzikuski”, Irena Zarzycka. Właśnie na półkach księgarskich ukazała się nowa powieść Zarzyckiej pt. „Chłopiec z dalekiej ojczyzny”. Jak wszystkie poprzednie również rozchwytywane przez tę publiczność, która niegdyś uwielbiała Mniszkównę, a dziś hołduje Zarzyckiej.
Zapewne Zarzycka robi na swych powieściach miliony – powiedzieliśmy sobie – trzeba to sprawdzić u źródła. Nasz współpracownik otrzymał wiec odpowiednie instrukcje i oto co nam donosi: Autorka idyllicznej „Dzikuski” mieszka na skraju Łodzi, w malutkim mieszkanku, na czwartym piętrze olbrzymiego gmachu, należącego do Ministerstwa Wojny, a zamieszkanego przez oficerów łódzkiego garnizonu. Irena Zarzycka bowiem jest żoną porucznika artylerii WP.
Znalazłszy się w skromnym, ale bardzo miłym mieszkanku zostałem uprzejmie powitany przez gospodynię, rozglądam się niedyskretnie po pokoju i nie mogę nigdzie dojrzeć wyzierających milionów, które – jak sądziłem – zbiera poczytna powieściopisarka. Wszystko co widzę, to zapewne pan porucznik kupował, a gdzież honoraria powieściopisarki Zarzyckiej? Zaczynam więc badanie.
Irena Zarzycka jest z pochodzenia Szwedką, a jej panieńskie nazwisko brzmi von Hὂeck, w Polsce jednak mieszka już od urodzenia. Od sześciu lat jest szczęśliwą małżonką, od pięciu - szczęśliwą mamusią, od ośmiu – szczęśliwą… autorką powieściową. Karierę literacką rozpoczęła Zarzycka w roku 1926 od wydania „Dzikuski” i przez trzy lata, w przerwach między obowiązkami małżeńskimi zdołała napisać i wydać sześć powieści, których nakład przewyższa 200.000 egzemplarzy, a honoraria za te utwory nie przekroczyły 2.000 złotych.
Zarzycka pierwszą powieść pt. „Dzikuska” sprzedała w roku 1926 za złotych 200 (słownie dwieście) wydawnictwu „Rój” w Warszawie, zrzekając się jednocześnie wszelkich praw, nawet do przekładów na języki obce. W przeciągu kilku miesięcy, „Dzikuska” osiągnęła pięć nakładów – 75.000 egzemplarzy, cyfra – jak na stosunki polskie – niebywała (następnego roku „Dzikuska” została sfilmowana). Polski Ullstein, który nabył rękopis tego poczytnego przeboju, uczynił gest i do 200 zł honorarium wypłaconego przy umowie, dołożył jeszcze aż … 500 zł. Tak polscy wydawcy nagradzają polskich autorów.
W krótkim czasie po wydaniu „Dzikuski” napisała „Jawnogrzesznicę” i sprzedała temuż wydawnictwu za … 300 zł. „Jawnogrzesznica” osiągnęła trzy nakłady o 45.000 egzemplarzy. Następnie to samo wydawnictwo wydało jeszcze cztery książki Zarzyckiej, a mianowicie: „Kwiat jabłoni”, „Okruchy z rozbitego zwierciadła”, „Ślubne pantofelki” i – wreszcie – „Chłopca z dalekiej ojczyzny”. Żadna z tych książek nie miała nakładu poniżej 15.000 egzemplarzy i przyniosła autorce ponad 800 złotych.
Obecnie Zarzycka przygotowuje do druku powieść pt. „Córka wichrów”, poemat „Historia pięknej pani”. Niedawno zaś złożyła jednemu z teatrów warszawskich lekką komedię swego pióra. Prawa do przekładu „Kwiatu jabłoni” nabyła jedna z firm czeskich i wkrótce ta powieść ukaże się w języku czeskim.
Powieści Zarzyckiej przeważnie mają podkład autobiograficzny. „Dzikuska” i „Jawnogrzesznica” są osnute na tle przeżyć Zarzyckiej i jej męża jeszcze za czasów narzeczeńskich. Jako ciekawy szczegół dodam, iż Irena Zarzycka będąc panną, uczęszczała wspólnie ze swym obecnym mężem do gimnazjum koedukacyjnego (w Pabianicach), po skończeniu którego rolę koleżanki zamieniła na rolę małżonki.
Tyle szczegółów, dotyczących jednej z najbardziej poczytnych autorek wyniosłem z wywiadu Ireny Zarzyckiej. Na zakończenie zapytamy: która z firm wydawniczych w Polsce za powieści o nakładzie 200.000 egzemplarzy zechce zapłacić więcej niż 2.000 złotych. (Hasło Łódzkie nr 176/1929 r.)
Film
Na podstawie powieści Ireny Zarzyckiej powstały dwa filmy „Dzikuska” (1928) i „Karuzela życia” (1930). Poza tym Zarzycka współpracowała z łódzką wytwórnią „Koraj – Film” i czasopismem branżowym Nasz Film. Do pisma napisała trzy felietony, dwa o niefortunnych kontraktach zawieranych przez gwiazdy, trzeci poświęcony kobietom, które chcą zostać aktorkami. (H. Krajewska „Życie filmowe Łodzi w latach 1896-1939”)
„Łódź miała również kilka szkół filmowych. Przed trzema laty powstała w Łodzi szkoła i wytwórnia filmowa „Koraj – Film”. Nakręcono wówczas dwuaktowy film „Powrót taty” oraz część obrazu „Bohaterowie przemysłu”. Do zespołu „Koraj – Film” należała m. in. również popularna powieściopisarka p. Irena Zarzycka”. (Express Wieczorny Ilustrowany nr 271/1930 r.)
„Bohaterowie przemysłu” [Industrial Heroes] (1927?). Producer Ignacy Koraj-Czalczyński. Scenario: Wiktor Jaczewski. Director: N/A. Photo: N/A. Cast: Irena Zarzycka and other non-professionals. (Charles Ford, Robert Hammond „Polish Film: A Twentieth Century History”, 2015)
O Zarzyckiej
Maria Dąbrowska: (…) Trafiłam w ciężarówkę wojskową z jakimś grubym szabrem, która mnie nabrała. Nie dość, że się psuła co chwilę, tak że od wpół do jedenastej do czwartej dobrnęła wreszcie (spaliwszy zamiast 16 – 40 litrów benzyny) do Ożarowa, ale za Ożarowem okazało się, że jedzie nie do Warszawy, tylko do Pruszkowa. Skręciwszy w boczną drogę ku Pruszkowu stanęła ostatecznie. Spytałam przechodzącą o wesołej życzliwej fizjonomii panią, jak daleko do EKD. Powiedziała, że jakieś 6-7 km, ale może mi pokazać krótszą drogę na przełaj. Wyskoczyłam z piekielnej ciężarówy (w której słuchając rozmów miałam możność stwierdzić antysemityzm wojskowych Żymierskiego) i poszłyśmy miedzami – od razu szczerze i przyjemnie (tj. antymoskiewsko) rozmawiając. Kiedy dowiedziała się, kto ja jestem, o mało nie zemdlała z wrażenia, ale ja byłam nie mniej zdumiona, gdy mi się przedstawiła jako Irena Zarzycka, autorka ”Dzikuski”. Dziwne spotkanie. Odprowadziła mnie do kolejki do Tworek. Dopiero na 8 wieczór dotarłam do domu. (Maria Dąbrowska „Dzienniki powojenne 1945-1965”.
Isabelle Moore: (…) 29th February 1944, Tuesday, Nazareth. I finished reading a book „The Lie” („Kłamstwo”) by Irena Zarzycka. I was impressed by the main character Rena, who is like me. I am also proud, self-respecting, unyielding, cold and unconcerned. At the beginning I thought not but now I am convinced that I should be like that, not a coarse person with my heart opened wide like a corridor. I was and will remain unapproachable forever. If someone of little value will talk me down I won’t care. (Isabele Moore „Palestine Diaries of a Polish School Girl”, 2018)
Zbigniew Uniłowski: (…) – Lucjanie, lubisz Conrada?
- Bardzo.
- A ożeniłbyś się z Zarzycką?
- Tak.
- Po co?
- Aby ją oduczyć pisać.
- Tak, to niezła myśl. Ale lepiej daj jej spokój. Co byś zjadł (…) (Zbigniew Uniłowski „Wspólny pokój”, 1932)
Andrzej Bart: (…) – Przepraszam, że ci przerywam, ale Jerzy chciałby się dowiedzieć, jaka jest według ciebie najważniejsza powieść świata.
- „Jawnogrzesznica”. – Trudno jej wymówić słowo, ale daje sobie radę.
- Autorka?
- Irena Zarzycka.
- Bardzo dobrze. A coś z najgorszych?
- Może „Madame Bovary”? Gustaw Flaubert.
- Dziękuję ci, kochanie, wracaj do kuchni. (Andrzej Bart „Bezdech”, 2022)
Anna Fryczkowska: (…) Od kiedy pani Czapowska przyłapała mnie na wynoszeniu skrawków gazet z ustępu, pożyczała mi wszystkie czasopisma, które prenumerowała. „Trylogię”, tamtą, którą Czapowscy czytali wieczorami znałam już prawie na pamięć, na szczęście nauczycielka zamawiała kolejne książki pocztą i do otwierania paczek specjalnie mnie wzywała. Aż ręce drżały nam z podniecenia, gdy rwałyśmy szary papier. Teraz obie czytałyśmy „Dzikuskę” Ireny Zarzyckiej, każda sobie, po cichu, na zmianę. (Anna Fryczkowska „Ludzie wędrowni”, 2025)
Krytycznym okiem
(…) Sentymentalne romanse zdominowały również twórczość innej autorki bestsellerów Ireny Zarzyckiej. Rozgłos zdobyła już pierwszą powieścią pt. „Dzikuska”. I tutaj nie braknie środowiska „wyższych sfer”, niemniej typ bohaterki proponowany przez Zarzycką różni się od bohaterek powieści Mniszkówny. Jest nią zazwyczaj nastolatka (16-20 lat), często sierota lub przynajmniej półsierota, spragniona „czystej miłości”. Do najpopularniejszych powieści Zarzyckiej oprócz „Dzikuski” należą: „Córka wichru”, „Tabor”, „Pałac śród gór”, „Samotnicy”. Maciej Tramer („Słownik literatury polskiej”, 2006)
(…)Na czytelniczy sukces powieści Zarzyckiej złożyły się: wartka akcja (Wykluczająca zbędną psychologię, nudne komentarze i rozwlekłe opisy), żywe dialogi i pełne humoru sceny; język naturalny, potoczny, bez „literackiej” sztuczności. Bohaterki pełne dziewczęcego wdzięku i szczerości, budziły „szlachetne” uczucia w sercach pięknych (i bogatych!) mężczyzn oraz sympatię i trochę współczucia u czytelników. W biografię bohaterek bowiem autorka nieodmiennie wplatała motywy trudnego dzieciństwa, braku ciepła domu rodzinnego, ich kłopoty materialne itp. Dziewczynki nigdy nie skarżyły się, ukrywając przed światem swe niełatwe życie. Wesołe figle i psoty, buńczuczne miny i pozy emancypantek skutecznie służyły tej mistyfikacji. Popularność utworów Zarzyckiej nie szła w parze z pozytywnymi opiniami krytyków. Z reguły oceny były nieżyczliwe, ironiczne, a nawet napastliwe. Podobnie jak powieści Mniszkówny, teksty Zarzyckiej uważano za przysłowiowe przykłady romansu brukowego. Maria Bujnicka („Słownik literatury popularnej”, 1997)
Do niższych regionów literackich schodzimy wraz ze słynną kiedyś Ireną Zarzycką (1900-1993), autorką wielu romansów o dość schematycznej akcji, dobrze się kończących, dobru sukces przynoszących, a niebywale popularnych i zaczytanych na strzępy. Spośród nich na pierwszym miejscu trzeba postawić „Dzikuskę” – rzecz o młodej, szlachetnej, lecz mocno narwanej panience – książkę, która zdaje się osiągnęła przedwojenny rekord poczytności. Według Kuriera Polskiego z 1929 w przeciągu piętnastu miesięcy „Dzikuska” osiągnęła 220 tysięcy nakładu – ilość rzeczywiście niebywała. Zarzycka po wojnie skromnie mieszkała aż do lat dziewięćdziesiątych pod Warszawą, nie parając się już literaturą. (Piotr Kuncewicz „Leksykon polskich pisarzy współczesnych”, 1995)
„Dzikuska”
(…) Na domiar złego tygodnik Ekran i Scena opublikował reportaż „Jak reż. Szaro montował „Dzikuskę””. Mimo starań autora odsłanianie filmowej „kuchni” nie było do końca zrozumiałe, a katastroficzna wymowa artykułu nie zachęcała do oglądania filmu.
Pomieszczenie montażowe „wygląda raczej na pracownię krawiecką. Podłoga pokryta jest grubą warstwą pociętej niemiłosiernie taśmy celuloidowej. Nożyczki migają w rękach reżysera. Właśnie wkraczamy do tego przybytku w chwili, gdy p. Szaro przy pomocy p. Waszyńskiego montuje ostatni akt „Dzikuski”. Obaj tną, mierzą, rychtują, przerzucają się z rzadka lakonicznymi zdaniami w rodzaju:
- To koło jest dobre, co?
- To do rezerwy.
- Wyciąć!
- Za dużo tego pocałunku, wyciąć z początku i z końca.
- Jeszcze zbliżenie Malickiej.
- Na ile?
- Na pięć metrów!
- Ta scena źle oświecona. Wyciąć!
- Ten uśmiech jest niepotrzebny. Wyciąć!
Przyszło mi na myśl – pisał dalej K.J. – że artyści filmowi zbytecznie czują tremę przed aparatem. Największe niebezpieczeństwo grozi im tylko wtedy, gdy nastąpi krytyczna chwila montażu. Wtedy dopiero urok zagłady zawisa nad niejedną sceną, która wzbudzała podziw i gratulacje w czasie nakręcania. Niejednej gwiazdy obiecująca kariera zgasła w zarodku pod nożycami reżysera”.
Rola Żabczyńskiego w „Dzikusce” była niewielka, więc i ciąć nie było co. Zagrał młodego bawidamka i utracjusza, jaśnie panicza Janusza Ziemskiego. Wprzęgnięty był w intrygę, która miała przeszkodzić mezaliansowi, miłości bogatej panny i biednego studenta.
Czy mógł trafić lepiej Henryk Szaro, typując go do tej roli? Sądzę, że o wyborze Żabczyńskiego, nie zdecydował jego dotychczasowy dorobek aktorski, a reżyserska intuicja Henryka Szaro, który w jego sposobie bycia widział wiele naturalnej wytworności i męskiej galanterii potrzebnej do tej roli.
Ponieważ film nie zachował się, poznałem Ziemskiego z kart książki Ireny Zarzyckiej. Pojawia się on kilkakrotnie w plenerach własnego majątku (zwanym Kruszelnicą) i bryluje na dworskich salonach. Wnosić z tego należy, że zdjęcia z udziałem Żabczyńskiego powstały nie tylko w podkrakowskiej posiadłości, ale też w atelier Kaden Studia na warszawskiej Woli. (Ryszard Wolański „Aleksander Żabczyński: Jak drogie są wspomnienia”, 2021)
https://um.pabianice.pl/artykul/110/190/zarzycka-krolowa-romansow
Autor: Sławomir Saładaj