www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Wizyta w getcie

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Ocalała z Holocaustu Adela Grossman (Siwek) we wspomnieniach „Pamięć ucieleśniona” („Le Memoire dans la chair”, 2007) opisuje m. in. swoją wizytę w pabianickim getcie. Wspomnienia powstały przy współudziale Henriego Grossmana. Z francuskiego tłumaczył Gaston Lemielle.

W Zelowie

(…) Z początkiem listopada 1940 roku rozpoczęły się wydarzenia znacznie urozmaicające dotychczasową, codzienną monotonię. 3 listopada, Ita starsza siostra Adeli, która wyszła rok wcześniej za mąż, otrzymała pismo z Urzędu Skarbowego w Pabianicach. Wezwano ją do stawienia się wraz z księgami rachunkowymi.

Ona nic nie rozumie z tego pisma. Od początku wojny razem z żoną przewodniczącego Judenratu, współpracowała w domowym krawiectwie, szyjąc sukienki dla żon miejscowych, niemieckich urzędników. Obie panie w zamian za swoją pracę nie otrzymywały wynagrodzenia, tylko żywność i bony uprawniające do jej nabycia. Zapytawszy o opinię swojego zakłopotanego męża, pobiegła również do rodziców, prosząc ich o radę.

- Mamo posłuchaj! Dostałam z Pabianic nakaz zgłoszenia się ze wszystkimi księgami rachunkowymi! Czego oni chcą ode mnie? Nie mam i nie miałam żadnych ksiąg. Czego oni chcą? Co mam robić? Nic nie rozumiem.

- Córko moja, nie masz sobie nic do zarzucenia. Nie odpowiadaj, poczekaj na ich reakcję.

- Ale ja tak nie mogę stać i czekać! Znasz mnie i wiesz, że nie będę mogła spać – protestuje Ita, przerażona ta nieprzewidywalną sytuacją.

- Ja też nie sądzę, że to dobry pomysł, aby czekać na reakcję Niemców i nic nie robić – wtrąciła się Adela – nie jesteśmy w stanie przewidzieć ich reakcji. Jeżeli właściwie nie zareagujemy, to mogą niespodziewanie po nią przyjść i ją zabrać! Jesteśmy bezbronni i nie jest rozsądne dawanie im powodu do dotarcia do nas. Lepiej będzie, jak Ita pojedzie do Pabianic i wyjaśni sprawę w urzędzie.

- Ja! Ależ ja nigdy nie odważę się stanąć przed nimi – jęczy żałośnie Ita, która jest nieśmiała i podatna na wpływy.

- Nie martw się siostro, pomyślimy o tym razem i znajdziemy właściwe rozwiązanie – mówi Adela swobodnym tonem.

Po chwili wychodzi z domu, chcąc odwiedzić swoją czeską koleżankę, Darenę Semeradtównę. Są dobrymi znajomymi od dzieciństwa, będąc w tym samym wieku. Początkowo Adela rozmawiała z Dareną w jidysz, a ona z nią po czesku. Później w szkole pisały do siebie listy, każda w swoim języku, a potem w drodze do domu poprawiały je.

W 1938 r. Darena wyszła za mąż za Josefa Tuczka, też Czecha z pochodzenie. Małżeństwo Dareny nie zmieniło dobrych, koleżeńskich stosunków pomiędzy dziewczynami.

Adela wyjaśnia Darenie powód wizyty: - Musimy obie z Itą zgłosić się do Pabianic, ale moja siostra jest zupełnie spanikowana. Muszę jakoś zająć jej miejsce.

- Ale Adelu, przecież to ona jest wezwana, a nie ty!

- A kto wie z nich, że nią nie jestem? Przecież na dokumentach tożsamości nie ma fotografii. Jest tylko w paszporcie, a przecież paszportów nie mamy!

- No dobrze, ale nie można tam iść na piechotę, to zbyt daleko i niebezpiecznie, a wam nie wolno przecież korzystać z transportu publicznego.

- Masz rację, zatem muszę uzyskać wyjątkowe zezwolenie na podróż.

- Oczywiście, moja Adelu i chyba wiem jak! Mój mąż przyjaźni się od dawna z Erikiem Engelem, niemieckim przewodniczącym Gminy Zelów. Poproszę go, żeby sprawdził, czy jest możliwy wyjazd w tych warunkach i jak tylko będę coś wiedzieć, zaraz dam ci znać.

Adela całuje Darenę na pożegnanie, dziękując jej za życzliwość i obiecaną pomoc. Po powrocie do domu, wyjaśnia rodzinie swój plan, który wszyscy po wysłuchaniu, nazwali czystym szaleństwem.

- Czy widzicie inne wyjście? – pyta wzburzona Adela. – Musimy stawić czoła faktom, nie możemy zlekceważyć wezwania, więc albo Ita pojedzie, albo ja pojadę, podając się za nią! Innej rady po prostu niema. Ona jest mężatką, matką dzieci, a ja nie. Ja mogę się narazić, a ona nie, ma za dużo do stracenia.

Następnego ranka przyszła Darena i powiedziała Adeli, że burmistrz Engel będzie dziś po południu z wizytą w ich domu. Adela więc może w tym czasie wpaść do nich rzekomo przypadkiem i porozmawiać z panem Engelem, którego przecież dobrze zna. W najgorszym przypadku najwyżej odmówi jej pomocy.

Kilka godzin później Adela wita się w domu Tuczków z Engelem i wyjaśnia mu swój problem.

- Panno Siwek, żeby to było jasne, niczego pani nie obiecuję z góry. Muszę jednak pani przyznać, że jej optymizm wzmacnia także i mój. Myślę, że będę mógł pomóc. Będę potrzebował kilku konkretnych informacji.

- Jakich, panie burmistrzu?

- Jaki jest powód wezwania i stan cywilny siostry?

Adela udzieliła wyczerpujące odpowiedzi na kolejne pytania i po godzinie rozmowy wróciła do domu. Nazajutrz rano przyniosła do burmistrza podanie o wyjazd wraz z odpisem aktu urodzenia siostry.

- Dziękuję, panno Adelu, proszę czekać na odpowiedź przez Darenę!

Adela podziękowała Engelowi za pomoc i wróciła do domu. W poniedziałek, trzy dni po wizycie Adeli u burmistrza, po południu wpada do niej do domu podekscytowana Darena z koperta opatrzoną pieczątką nagłówkową „Gemeinde Zelów” (niem.: Gmina Zelów), którą dostała od męża urzędnika gminy. Z wypiekami na twarzy Adela otwiera kopertę. W kopercie jest pozwolenie na podróż do Pabianic i z powrotem – ważne na 48 godzin, zaczynające się następnego dnia, wydane przez burmistrza i potwierdzone przez komendanta Schupo (policja porządkowa) wydane dla Ity Białeckiej, ur. 25.08. 1915 w Zelowie z/d Siwek. Drugi dokument to zaświadczenie komendanta niemieckiej ochotniczej policji, stwierdzające, że pani Ita Białecka pracuje u nich od 1939 roku jako krawcowa.

Adela z dokumentami w dłoni ściska Darenę za skuteczną pomoc. – Jesteś kochana Darenko. Co ja bym bez ciebie zrobiła, dziękuję ci bardzo za pomoc.

Rachela dobrze wie, że może zabronić Adeli tego ryzykownego wyjazdu i podania się przed niemieckim Urzędem Skarbowym za swoją własną siostrę. Odczuwa przytłaczający ją niepokój, zadając sobie pytanie – dlaczego w tych czasach wszystko musi być tak skomplikowane.

Adela jak zwykle uspokaja mamę, ale sama potem nie może zasnąć, będąc niespokojna i podenerwowana myślą o czekającej ją podróży. Następnego dnia rano ubiera się w skromną sukienkę na którą zakłada długi, granatowy, wełniany płaszcz. Na głowę zakłada beret, a ramiona okrywa szalem. Zabiera torebkę, do której ostrożnie wkłada metrykę siostry, jej dowód osobisty, przepustkę na wyjazd i zaświadczenie niemieckiej policji , i wezwanie do Urzędu Skarbowego w Pabianicach.

Ukradkiem całuje wszystkich członków rodziny i przypomina Icie, aby ta pod żadnym pozorem nie wychodziła z domu przed jej powrotem z Pabianic. Następnie zamyka drzwi i idzie w stronę rynku, gdzie jest przystanek przewozów konnych. Po drodze powtarza sobie w pamięci różne informacje, tak na wszelki wypadek, aby utrwalić ważne dane o Icie, jej mężu, zakładzie pracy itp. Wielokrotnie sobie wszystko powtarza, co pozwala jej nie myśleć o grożących jej niebezpieczeństwach związanych z podróżą

Dociera wozem do stacji kolejowej w Łasku, gdzie czeka na pociąg do Pabianic, średniego miasta. Leżącego pomiędzy Łaskiem a Łodzią. Kiedy nadjechał pociąg, Adela usiadła w przedziale przy oknie, układając szal na płaszczu tak, aby zasłaniał jej żółtą gwiazdę. Z kieszeni wyjęła niemieckie czasopismo dla pań, które kupiła na stacji. Udając, że czyta, przyglądała się ukradkiem przechodzącym korytarzem ludziom. Zauważyła, że w tym pociągu znajduje się wielu niemieckich żołnierzy. Martwiło to ją trochę, bo obawiała się zaczepek ze strony tych młodych ludzi, lubiących zaczepiać samotne dziewczyny. Miała nadzieję, że jej zainteresowanie lekturą czasopisma zniechęci ich od prób nawiązywania z nią rozmów. Trwająca około pół godziny podróż wydawała się dłuższa, ale jej obawy się nie sprawdziły.

Żołnierze jej nie zaczepiali, zignorował ją nawet przechodzący konduktor, który sprawdzał bilety innym podróżnym.

Przez nikogo nie niepokojona Adela dotarła do Pabianic i po krótkim marszu znalazła się w dużym budynku Urzędu Skarbowego.

W urzędzie

Po krótkim oczekiwaniu poproszono ją do pokoju, gdzie siedział niemiecki urzędnik w średnim wieku. Pozwolił jej usiąść i zaczął przeglądać wszystkie dokumenty, które mu przedłożyła.

- Dlaczego przyjechałaś osobiście – zapytał mężczyzna, podnosząc głowę i patrząc jej przenikliwie w oczy.

- Dlatego, że chciałam rozwiązać ten problem jak najszybciej i uważałam, że osobista wizyta w pana urzędzie jest lepsza niż pisemna odpowiedź, w przypadku, gdyby pan zechciał zadać mi dodatkowe pytania. Poza tym tak też doradził mi mój pracodawca , komendant policji w Zelowie, który zachęcił mnie do tego kroku.

- Hm, tak, dobrze – mruknął urzędnik, wracając do czytania przedłożonych przez Adelę dokumentów. Po chwili lektury Niemiec sięgnął po leżący z boku biurka formularz, dopisując do standardowej treści dokumentu swój komentarz: „przedstawiona w dniu (…) sprawa załatwiona pozytywnie”. Napisał datę załatwienia sprawy, przystawił swoją urzędową pieczątkę z nazwiskiem Schultz. Następnie podał Adeli kopię, potwierdzenie załatwienia sprawy i oddał wraz ze zezwoleniem na podróż.

- To wszystko, dziękuję i do widzenia – powiedział.

- Bardzo pana przepraszam – odparła Adela – czy mogę o coś zapytać?

- Jak to się stało, że tak dobrze mowisz po niemiecku? – zapytał zaciekawiony Schultz.

- Nauczyłam się w szkole, proszę pana.

- No dobrze, jakie masz do mnie pytanie?

- Czy ze względu na porę dnia, mógłby pan wydać mi pozwolenie na przenocowanie w tutejszym getcie?

- To dość nietypowa prośba. Dlaczego o to prosisz?

- Jest już po godzinie trzeciej, a połączenia z Zelowem są dość utrudnione. Nie jestem pewna, czy zdążę wrócić do domu przed godziną policyjną, a nie chciałabym złamać obowiązujących przepisów. Poza tym w getcie mieszka moja kuzynka, której dawno nie widziałam, a u której mogę przenocować i następnego dnia rano mogłabym kontynuować podróż zgodnie z ważnością mojej przepustki.

- Dobrze, wydam stosowne zaświadczenie, które okażesz podczas wejścia i wyjścia z getta.

- Bardzo panu dziękuję za czas, który mi pan poświęcił. Do widzenia.

W getcie

Po kilkunastu minutach Adela dociera do pabianickiego getta. Jest zaskoczona wysokimi i gęstymi zasiekami odgradzającymi drutem kolczastym teren żydowski od reszty miasta. Podchodzi do stojących przed bramą wejściową, dwóch niemieckich żandarmów uzbrojonych w karabiny. Jeden z nich zastawia jej drogę, pytając dokąd idzie. Ona podaje mu swoje upoważnienie od Schultza, a żandarm po przeczytaniu podaje je stojącemu niedaleko, żydowskiemu policjantowi.

- Dokąd idziesz? – pyta policjant.

- Do mojej kuzynki Anny Birnbaum – odpowiada Adela.

- Przechodź – nakazuje policjant – idź za mną!

Adela posłusznie idzie za nim zaskoczono tym, że wie dokąd trzeba iść. Przecież nie pytał się jej o adres Anny, a getto wydaje się dość duże. Jak to możliwe, żeby wiedział, gdzie mieszka jej Kuzynka?

Już po kilku metrach marszu Adela wyczuwa dziwny zapach w powietrzu. Zapach jest mieszaniną stęchlizny, zgnilizny i niemytych ciał, chwyta ją za gardło. Jest oszołomiona tłumem kłębiącym się na ulicy. Obserwuje brodatych, niechlujnie ubranych starców, próbujących krzykliwymi głosami zachęcić przechodniów do kupienia różnorakich przedmiotów. Brudne, zaniedbane dzieciaki, wyciągają do niej ręce w błagalnym żebraczym geście. Hałas panuje tu nie do zniesienia. Nie ma żadnych pojazdów, a pomimo to dźwięki dochodzące z różnych miejsc są ogłuszające.

Wrzawa, którą słyszy Adela, jest jak wielki krzyk rozpaczy. Ludzi jest dużo i wyglądają wszyscy na samotnych, samotnie walczących o swoje istnienie. Adela jest zszokowana. Słyszała o gettach, gdzie zgromadzono Żydów, oddzielając ich od reszty innych mieszkańców danego miasta, ale nic nie przygotowało ją na tę koszmarną wizję. Nie jest w stanie zrozumieć, co się tu dzieje? Poprzez mgłę, która owładnęła jej głowę, wbrew własnej woli rejestruje w pamięci różne, nieuporządkowane szczegóły. Brudne ręce z połamanymi paznokciami. Wygięte w łuk plecy, jakby oczekujące na kolejny cios, który w każdej chwili na nie spadnie. Wychudzone twarze, puste, szkliste oczy, przypatrujące się jej niewidomym spojrzeniem. Pustka. Na żadnej twarzy nie ma uśmiechu. Wykończona tym, Adela idzie jak automat za swoim przewodnikiem. Czym jest ten zadrutowany świat, do którego weszła? Tutaj słońce nie ma już swojego blasku, a powietrze ma zupełnie inną, cięższą konsystencję. Czy ściana może oddzielać coś innego niż budynki? Czy można tak radykalnie oddzielać jeden świat od drugiego?

Adela ma wrażenie, że znalazła się na innej planecie. To co teraz widzi, czuje, słyszy może być jedynie tworem jej wyobraźni, która zniekształca rzeczywistość. Ubrana w czysty, modny płaszcz, wełniany beret, z ramionami otulonymi szalem, czuje się tutaj nie na miejscu. Nie zdążyła jeszcze sobie tego wszystkiego przyswoić, gdy pojawia się przed zaniedbanym domem z cegieł z brudnymi szybami w oknach. Tam przewodnik zatrzymuje około dziesięcioletniego chłopca i nakazuje mu odprowadzić Adelę do mieszkania jej kuzynki Anny. Policjant żegna się z dziewczyną, przez całą drogę nie odezwał się do niej ani razu.

Adela podąża za chłopcem po brudnych schodach na drugie piętro. Zatrzymuje się pod drzwiami, pokazując na nie ręką. Nie potrafi wypowiedzieć słowa podziękowania przez zaciśnięte gardło. Adela patrząc na wychudzoną twarz dziecka z wystającymi kośćmi policzkowymi, sięga do portmonetki i podaje chłopcu pięciomarkowy banknot.

Dzieciak chwyta pieniądze, patrzy ze zdumieniem na nie, obraca na drugą stronę i podnosi uśmiechniętą twarz.

- Wielkie dzięki. Niech Bóg błogosławi ciebie i twoich bliskich – po czym szybko zbiega po schodach, jakby obawiając się, że Adela może pożałować swojej hojności.

Adela próbuje się uspokoić i drżącą ręką puka do drzwi. Po chwili drzwi otwiera Anna i wydaje z siebie rozpaczliwy okrzyk.

- O nie, mój Boże, o nie! To jest straszne. Boże nie, tylko nie to!

Po chwili przestaje krzyczeć i zalewa się łzami. Adela zaskoczona, obejmuje kuzynkę ramionami, przytula do siebie i próbuje ją uspokoić.

- Aniu, to ja, Adela. Czemu tak płaczesz, co się stało?

- Ciebie też aresztowali. Jesteś teraz więźniem tego getta, tak jak my! - mówi Anna pomiędzy kolejnymi spazmatycznymi szlochami.

- Ależ nie! Proszę, uspokój się – zapewnia ją Adela.

- Przyszłam tylko zobaczyć co u ciebie, odwiedzić cię, a jutro rano wracam do Zelowa.

- Nie wierzę ci. Kto raz przekroczy tę bramę, ten już przez nią drugi raz nie przejdzie. Więc i ty nie możesz wyjść. Złapali cię! – powtarza z uporem Anna.

- Nie, przysięgam ci. Jestem wolna.

Wreszcie Anna uwierzyła, gdy zobaczyła pozwolenie na pobyt wydane przez Schultza. W czasie, gdy Anna oglądała przepustkę, Adela dyskretnie rozglądała się po mieszkaniu. Była to pojedyncza izba, ok. 16 m kw. Po lewo pod ścianą niewielki stolik z elektryczną kuchenką. Pod jednym oknem stał mały stół i trzy krzesła, dwuosobowe łóżko z prawej strony. Szafka nocna z lampką. Wąska szafa na ubrania. Wieszaki na ścianach i kilka kolorowych kilimów. Za zasłoną, mała kuchnia z piecem i szafką na naczynia. Mały kuchenny stolik, żadnej zasłony w oknie. To wszystko można nazwać absolutnym minimum.

Anna w końcu uspokoiła się, a na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech. Bardzo się zlękła zobaczywszy kuzynkę, myślała, że za Adelą zamknęły się bezpowrotnie bramy pabianickiego getta. To szaleństwo, pomyślała sobie Adela, ona martwi się o mnie, choć ma wszelkie powody, żeby najpierw martwić się o swój los. Reakcje ludzi są nie do przewidzenia.

Niespodziewanie przychodzi kolejna kuzynka Adeli, siostra Anny, Debora. Kobiety zasiadają do rozmowy. Anna jest wdową od 1939 roku, mieszka w tym pokoju z trójką dzieci, jedną trzynastoletnią córką i dwoma młodymi, przystojnymi jak bogowie młodzieńcami. Obgadują po kolei każdego z członków rodziny i czas mija bardzo szybko. Anna proponuje, że zrobi obiad.

- Nie byłabym w stanie niczego przełknąć – mówi z uśmiechem Adela – zjadłam porządny, obfity obiad w kolejowej restauracji w drodze do ciebie, bo rano z nerwów nie mogłam zjeść śniadania. Ale chętnie napiję się herbaty.

Podczas gdy ona małymi łykami pije herbatę ze szklanki, gospodyni wysyła syna na podwórko po wiaderko wody z kranu. Zapala lampę naftową, rzucającą aureolę wokół klosza. Na patelni podsmaża trochę cebuli, po czym wrzuca do wrzącej wody w rondlu. Na patelni podsmaża jeszcze trochę mąki, aż do zbrązowienia. Tak „zapaloną” mąkę wrzuca do gotującej się wody i miesza, aż zupa robi się gęsta od gotowanej mąki. Zupa ta wraz z suchymi, niewielkimi kawałkami chleba i odrobiną tartych jabłek na deser, będzie posiłkiem dla całej rodziny na kolację. Adela nie jest w stanie pochwalić Anny za przyrządzony posilek, sama myśl o zjedzeniu czegokolwiek tutaj jest dla niej nie do zaakceptowania.

Cienie na ścianie bawią się w chowanego ze światłem lampy, a wszystko to razem ujawnia ukryte zagrożenie, czyhające na zewnątrz, mimo ciepłej, serdecznej atmosfery panującej pomiędzy kobietami. Adela dowiaduje się, że w getcie przebywa też kuzyn jej ojca, przed wojną właściciel dużego sklepu spożywczego przy głównej ulicy Pabianic. Udało mu się zabrać do getta część swojego towaru, ale ten powoli się kończy i boją się, co będzie dalej.

Debora wysyła jednego ze swych siostrzeńców po wujka Adeli. Po chwili przychodzi z żoną. Siadają na łóżku i zadają pytania o wszystkich, których znają. Mają tak liczną rodzinę, tak licznych bliższych i dalszych kuzynów, że trudno o wszystkich rozmawiać. Wszyscy mówią jednocześnie o wszystkich, zadając pytania:

- Przybrał na wadze? Jak to możliwe? Wszyscy na wadze tracą, a Jankiel (Jakub) przybiera? To wszystko nie do uwierzenia! – dziwi się wujek Birnbaum, brat Racheli, szwagier Jakuba.

- Nie jest jedyny – mówi jego żona – spójrz no tylko na Adelę. To też meszuge (szalona), wszyscy kombinują, jak stąd się wyrwać, a ona załatwiła sobie u Niemca przepustkę, żeby tu wejść! Widać, że szaleńców u Siwków nie brakuje.

I tak wszyscy żartują, prześcigają się we wspomnieniach. Anna sugeruje, aby Adela odpoczęła i położyła się spać, ale ona stanowczo odmawia, chce spędzić z kochanymi krewnymi jak najwięcej czasu.

Wreszcie przed godziną policyjną wszyscy żegnają się, idą do swoich domów. Adela nie potrafi zasnąć, jest podekscytowana przeżyciami ostatniego dnia, do rana się tak męczy. Wreszcie nadchodzi dzień i po wypiciu namiastki kawy Adela wyściskuje swoją kuzynkę ze łzami w oczach. Życzą sobie dobrego zdrowia, długiego życia, a le zwątpienie obie mają w oczach.

Najmłodszy syn Anny odprowadza ją do wyjścia. Adela ma pewność, że już nigdy więcej ich nie zobaczy. Ostatni pocałunek, ostatni gest ręki, ostatnie spojrzenie. O godzinie 8.45 Adela wychodzi z getta. Po sprawdzeniu dokumentów, żandarmi wypuszczają ją na zewnątrz.

Kilkanaście metrów dalej stanęła i oparła się o ścianę. Dłoń przesunęła po twarzy, jakby odganiała od siebie powracające mary.

Boże mój, czy to możliwe? Po raz pierwszy odczuwa coś takiego. Idzie przez miasto w stronę przystanku autobusowego jak lunatyczka. Myśli o swej rodzinie, która została w getcie. Ci zamożni ludzie, którzy jeszcze nie tak dawno dobrze i wygodnie żyli, teraz wydają się zjawami z innego świata. Jak mogliśmy do czegoś takiego dojść? Czy taka będzie nasza przyszłość? Jaki będzie następny krok?

Dręczy ją uczucie paraliżującego strachu. Odczuwa dyskomfort, panikę, zawstydzenie. Wreszcie podjeżdża autobus, wsiada, kupuje bilet, siada przy oknie. Wpatruje się w mijający krajobraz , nie widząc go. Około 13, po dwóch godzinach jazdy dociera do Łasku. Odległość pomiędzy Pabianicami a Łaskiem nie jest duża, ale autobus zatrzymywał się w każdej miejscowości, leżącej na trasie przejazdu. (…)

https://lemanuscrit.fr/livres/la-memoire-dans-la-chair/

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij