www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Willey przejmuje Kindlera

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

W okresie industrialnym niewielkie Pabianice posiadały liczące się w świecie fabryki, przedstawicieli wielkiej burżuazji i wielkoprzemysłowy proletariat. W 1925 r. jedna z fabryk, firma „R. Kindler” ogłosiła upadłość. W jej miejsce powstała Spółka Akcyjna Pabianickich Zakładów Włókienniczych z udziałem brytyjskiej firmy Francis Willey & Co. Ltd. Ówczesna Gazeta Handlowa zamieściła sprawozdanie opisujące początek nowej inicjatywy gospodarczej w Pabianicach.

Pabianickie Zakłady Włókiennicze dawniej R. Kindler Sp. Akc. Powstały po przejęciu majątku od Tow. Akc. R. Kindler, Pabjanice. Założycielami Spółki są: firma Francis Willey and Co. Ltd, Bradford. (Anglia) i. Skarb Państwa. Spółka powstała w 1928 r. Statut ogłoszony został w nr. 283 Monitora Polskiego z dn. 7 grudnia 1928 r. Sprostowanie § 9 tegoż statutu- w nr 285 Monitora Polskiego z dn 11/12 1928 r. Akt organizacyjny zeznany przed Notariuszem Paszkowskim w Warszawie dn. 14 grudnia 1928 r.. Kapitał zakładowy wynosi złotych 10.620.000 podzielonych na 531 akcyj po zł. 20.000 każda. Zarząd stanowią pp. inż. Jan Komarnicki, inż. Stanisław Widomsld, Leonard Tallen-Wilczewski, Wilfried Porter Wernsep, Raymond Egerten Hubbard, Julian Eberhardt. Zastępcami członków Zarządu są: pp. Dr Jerzy Nowak, Aleksander Tallen-Wilczewski, Józef Antoni Majer. Rada nadzorcza statutem nie przewidziana. Przedsiębiorstwo wyrabia przędzę wełnianą i bawełnianą, i sztuczno-jedwabną oraz towary wełniane, bawełniane, półwełniane i sztuczno-jedwabne.

Patent posiada przedsiębiorstwo I-ej kategorii. Przedsiębiorstwo posiada własne place, budynki i maszyny, a mianowicie: tkalnię o 933 krosnach, czesalnię wełny o 4 asortymentach maszyn przygotowawczych i 9 czesarkach, przędzalnię wełny o 16.600 wrzecionach, przędzalnię bawełny o 12.300 wrzecionach, farbiarnię i wykańczalnię i warsztaty reparacyjne. Wytwarzając wyroby własne, przedsiębiorstwo pracuje również sposobem zarobkowym, a mianowicie wyrabia przędzę wełnianą i ze sztucznego jedwabiu i towary obce w tkalni.

Robotników przedsiębiorstwo zatrudnia 1350, pisarzy i ekspedientów 36, personel biura głównego 23, kierowników 9. Kapitał zakładowy odpowiada sumie nabycia placów, budynków i maszyn, natomiast kapitał obrotowy i inwestycyjny pożyczony jest Spółce przez firmę Francis Willey and Co. Ltd., Bradford. Interes się rozwija. Produkcja własna coraz się zwiększa.. Rok 1928, który uważać należy za pierwszy rok sprawozdawczy Spółki, dał pewien zysk brutto, który pokryje część przypadającej do potrącenia amortyzacji. Obrót miesięczny sięga sumy zł 650.000.

Jak już zaznaczono przedsiębiorstwo przemysłowe Spółki mieści się we własnych budynkach i na własnym gruncie. Oprócz nieruchomości w Pabjanicach, wartości bilansowe na dz. 1 stycznia 1929 r. zł 5.121.944 gr. 74 , maszyn wartości bilansowe – zł 5.885.054,88. Spółka Posiada nieruchomość – dom mieszkalny w Łodzi, ul. Piotrkowska 48, wartości bilansowej zł 587,497. Majątek firmy tak ruchomy, jak i nieruchomy oraz towary i materiały własne i obce ubezpieczone są w pełnej wartości.

Współwłaściciel przedsiębiorstwa, firma F. Willey and Co. Ltd., Bradford jest wielkim przedsiębiorstwem handlowo-przemysłowym, posiadającym domy handlowe i fabryki w różnych częściach świata. Firma ta, która jest częściowym właścicielem Pabjanickich Zakładów Włókienniczych, dawniej R. Kindler S.A. jest firmą angielską i ma poważne zrozumienie dla tradycji. W placówkach nie tylko przemysłowych, ale i na niwie społecznej kierowała się uczciwością, rzetelna pracą i powolnym, ale stałym podniesieniem dobrobytu. Toteż zupełnie zrozumiałą jest rzeczą, ze te Zakłady te przyjęły tę samą linię postępowania u nas. Należy stwierdzić, że linia postępowania dawnej firmy miała identyczne przesłanki, a więc z zadowoleniem powitać trzeba nienaruszony przez zmianę właścicieli charakter zakładów przemysłowych.

Dyrektorem zarządzającym z ramienia Zarządu Spółki jest p. Raymond E. Hubbard, upoważniony do podpisywania zobowiązań wspólnie z jednym z członków Zarządu. Oprócz niego dyrektorami firmy są panowie:dr Emilian Loch, Aleksander Meyerhoff i inż. Zygfryd Meyer-Zatorski, którzy upoważnieni są do podpisywania po dwóch łącznie czeków w imieniu firmy. Do indos i dyskontowania weksli na imię firmy wystawionych, do dokonywania wszelkich z tytułu dyskonta obrachunków, kwitowania z odbioru sum, załatwiania wszelkich formalności prawnych, upoważnieni są pp. dr Emilian Loch, Aleksander Meyerhoff oraz szef biura p. Stanisław Moszczeński, zawsze w składzie dwóch którychkolwiek z nich. Środki obrotowe będą zwiększane w miarę rozwoju produkcji własnej. Przedsiębiorstwo pracuje ostrożnie i umiejętnie. Zakupy surowców dokonywane są w Anglii, Niemczech i Egipcie. W sprawach technicznych dodać należy, że Spółka przeprowadza obecnie całkowitą elektryfikację na modłę zakładów zachodnioeuropejskich zainwestowaniem olbrzymiego kapitału. Poważnej tej placówce życzyć należy możliwości stałej pracy dla dobra Rzeczypospolitej, akcjonariuszy i robotników.

Nazwa firmy angielskiej, która próbowała rozwijać działalność gospodarczą w Pabianicach zawiera nazwisko jej założyciela Francisa Willeya (1841-1929). Willey urodził się w Bradford w rodzinie zajmującej się handlem i przetwórstwem wełny. Rodzinny biznes przekształcił w przedsiębiorstwo aktywne w krajach Wspólnoty Brytyjskiej (Commonwealth) oraz w Stanach Zjednoczonych w Bostonie i Filadelfii – Francis Willey & Co. Ltd. Twórca firmy zasłynął także jako jeździec, myśliwy i właściciel koni wyścigowych. W uznaniu zasług dla Imperium Brytyjskiego otrzymał tytuł 1. Barona Barnby. Angażował się w sprawy społeczności lokalnej. W latach 1874-1891 był podporucznikiem i majorem ochotniczej formacji artylerii – 2. West Riding of Yorkshire Artillery Volunteers. W 1908 r. piastował honorowy urząd szeryfa Nottinghamshire. Nie stronił od działalności charytatywnej, np. w South Barre, Massachusetts, USA utworzył czesalnię bawełny, aby zapewnić pracę bezrobotnym oraz ufundował kościół episkopalny. The Times pisał po śmieci sir Francisa: Był człowiekiem wielkiego formatu w branży wełnianej, pod jego kierownictwem rodzinny biznes rozkwitł i doskonale prosperował. Praktyczny, rozsądny, bystry, zapalony miłośnik sportu. W jego osobie Bradford traci hojnego darczyńcę i sponsora.

Działalność firmy kontynuował częściowo syn Willeya, Francis Vernon (1884-1982), 2. Baron Barnby. Arystokrata, żołnierz i polityk. Absolwent Eton i Oxfordu. Kapitan formacji Sherwood Rangers. Podczas I wojny światowej służył w Egipcie i walczył pod Gallipoli. Pracował w Biurze Wojny. Był m. in. członkiem Izby Lordów, prezydentem Federacji Przemysłowców Brytyjskich, dyrektorem Lloyds Banku

Obecnie firma występuje jako Francis Willey (British Wool 1935) Ltd. - Textile Merchants &Agents z siedzibą w Pudsey, West Yorkshire. Nadal zajmuje się produkcją i sprzedażą tkanin wełnianych.

Rudolf Kindler (1819-1893) pochodził ze Stawiszyna obok Kalisza. W 1848 r. przyjechał do Pabianic ze Zgierza. Znalazł zatrudnienie na stanowisku kierownika farbiarni Beniamina Krusche. W 1859 r. postanowił pójść własną drogą i utworzył ręczną tkalnię wyrobów wełnianych i półwełnianych, obejmującą 68 warsztatów tkackich i farbiarni. Na wystawie przemysłowej w Paryżu otrzymał złoty medal za wysokiej jakości produkty. W 1879 r. fabryka Kindlera pod względem liczby zatrudnionych robotników należała do największych w Królestwie Polskim. W 1888 r. firma została przekształcona w Towarzystwo Akcyjne Wyrobów Półwełnianych R. Kindler. Po śmierci ojca interesem pokierował jego syn – Oskar.

Oskar Kindler (1865-1918) urodził się w Pabianicach. Od 1878 r. pracował w firmie na stanowisku dyrektora. W 1888 r. został członkiem zarządu Towarzystwa Akcyjnego R. Kindlera, a wkrótce dyrektorem generalnym. Dobra reputacja w świecie biznesu sprawiła, że uczestniczył w wielu inicjatywach gospodarczych, należał do założycieli m. in. Banku Kupieckiego w Łodzi (1897 r.), Sekcji Przemysłu Włókienniczego (1913 r.), regionalnej sieci tramwajowej. W 1918 r. był członkiem Rady Stanu Królestwa Polskiego.

W 1939 r. na terenie dawnej fabryki Kindlera istniał obóz dla jeńców wojennych, nadzorowany przez Wilma Hosenfelda. W latach następnych znajdował się tam obóz dla przesiedleńców niemieckich ze Wschodu.

Pabianice mają długie tradycje współpracy z kapitałem zagranicznym: CIBA(Szwajcaria)- przemysł chemiczny, Snia Viscosa (Włochy) – lanital, OSRAM (Niemcy) i Philips (Holandia) - produkcja żarówek, Wentworth Technologies (Kanada) – opakowania z tworzyw sztucznych.

Jerzy Bąbiński w książce „Drogi do kariery”. Łódź 1973 opisuje również jak Naum Eitngon, łódzki kapitalista przejmował firmę Kindlera w Pabianicach.

Wpadł mi w rękę dokument, który z pewnych względów jest unikatem. Jest nim pewna umowa zawarta między londyńską firmą The Prudential Assurance Company Ltd. a włókienniczą spółką Eitington i Ska, którą podpisali w Londynie w grudniu 1936 roku Spektor, Pikielny i Rabinowicz – najbliżsi współpracownicy Eitingtona.

Było to wówczas, gdy na skraj niewątpliwej ruiny ześliznęła się również poważana nie tylko w Polsce fabryka Kindlera z Pabianic. Firma ta, chlubiąca się nie bez racji tradycjami sięgającymi na tych ziemiach początków przemysłu włókienniczego, cieszyła się nieskazitelną opinią, słynąc przez długie dziesięciolecia jakością swych wyrobów. Z dawnej chwały może wyżyć tylko pisarz, odcinający kupony ze wznowień uprzednio napisanych dzieł, ale nie wyżyje fabrykant. Co było, a nie jest, absolutnie nikogo w świecie interesów nie obchodzi, znaczenie ma wyłącznie dzień dzisiejszy. Ten zaś malował się dla Kindlera w tak mrocznych barwach, że po to, aby go nieco rozjaśnić, począł on gorączkowo zaciągać nowe kredyty, żeby spłacić kredyty starszej daty. Z różnych względów, przede wszystkim chyba prestiżowych, Kindler szukał ich za granicą, licząc prawdopodobnie na to, że nikt niczego nie wywącha i kontakty z Prudentialem w Londynie pozostaną wyłącznie jego nie tyle słodką, ile raczej gorzką tajemnicą.

Nie docenił obrotności Eitingtona, który miał chody nie tylko w Łodzi i Warszawie.

A prezes Eitington od dawna przecież interesował się Pabianicami.

Do bram tego miasta pukał długo i wciąż bezskutecznie. Krusche wolał nic nie mieć wspólnego z Eitingonem. Inni drobniejsi już fabrykanci z Pabianic, na widok czarnego melonika pospiesznie przechodzili na drugą stronę ulicy. Tymczasem prezes spostrzegł,, że to niewielkie miasto nasycone jest wielką armią wspaniałych włókienniczych fachowców. Wprząc by ich do kieratu! Pabianicka socjety unika go? Nie szkodzi. Zacznie z innej strony. Ma przecież swoje kruczki, ma gdzie trzeba wtyczki, ma agentów i ma swój własny finansowy zwiad. Cóż wielkiego, szpiegostwo finansowe jest tak samo dobre jak każde inne. Tylko bez tego wyważania i aptekarskich skrupułów, panowie, płacę i żądam w zamian tych najbardziej sekretnych informacji.

I Eitingon otrzymał je.

Wyszeptano mu na ucho, że Kindler jest zadłużony w londyńskim Prudentialu na 4 850 000 złotych.

I oto Eitingon uznał, ze droga do Kindlera wiedzie wprost przez Londyn. Kto mu tę myśl podsunął i kto przywiózł tak cenne informacje, nie wiadomo. Prawdopodobnie Spektor, który krążył po całej Europie i był w bliskich kontaktach z wieloma agentami londyńskich bankierów. Wkr& oacute;tce też wystąpił do Prudentialu z propozycją , która wywarła początkowo wstrząsające wrażenie. Czy taka operacja nie będzie „shocking” ? Przecież ten biedny Kindler nie może się nawet bronić. W końcu dyrektorzy z Londynu machnęli ręką. Wszystko im na dobrą sprawę jedno, kto w Pabianicach rządzi, byle oni mieli z tego swoje procenty. Mogą zrezygnować ze swoich praw do Pabianic, jeśli mister Eitingon, o którym słyszeli tyle dobrego, wyłoży im natychmiast a conto kindlerowskiego zadłużenia 458 200 funtów szterlingów, a całą resztę spłaci w półrocznych ratach do końca lipca 1943 roku.

Eitingon przystał na te warunki bez wahania. Nie były wygórowane..

Ostatni punkt umowy podpisanej między Eitingonem a Prudentialem odbierał Kindlerowi resztki złudzeń co do tego, kto jest tylko figurą, wypchanym rekwizytem do oglądania w muzeum historii polskiego przemysłu, kto zaś rzeczywistym władcą pabianickiej fabryki.

„The Prudential Assurance Company Ltd. udziela niniejszym w sposób nieodwołalny panu Naumowi Eitigonowi pełnomocnictwa do korzystania z wszelkich praw związanych z posiadaniem akcji Pabianickich Zakładów Włókienniczych R. Kindler …”

Prudential posiadał dwie trzecie kindlerowskich akcji. Odstąpienie Eitingonowi praw z tego tytułu oznaczało, że prezes mógł robić z Kindlerem, co chciał. To było chytre pociągnięcie, a raczej mistrzowskie zagranie na międzyfabrykanckiej scenie. Musiało też dać Eitingonowi dużo autentycznej satysfakcji. Wreszcie tego pyszałka z Pabianic złamał. Przygniótł go do samej ziemi. Niech to będzie ostrzeżeniem dla tych napuszonych, nadymanych panów z miasta Łodzi, którzy wciąż spoglądają nań z góry i traktują jak lawiranta niewiadomego pochodzenia. Rodowód? On ma rodowód w swojej kieszeni, także w nowojorskim sejfie. Ot tak. Jeszcze im pokaże. Jeszcze im pokaże. Jeszcze przyjdą do niego w pęta jak ten ważniak Kindler z Pabianic.

Nie chciałeś dobrowolnie, panie Kindler, to cię przełamiemy flankowym atakiem przez zaskoczenie. Nie podobał się panu ten „rosyjski przybłęda”, któremu tylko pejsów i jarmułki brakowało? No cóż, teraz to już będzie się musiało podobać. Zaraz panu podsunę pod nos ten angielski dokumencik do powąchania. Dopiero panu oko zbieleje! Od razu zmięknie pan w krzyżu i zaśpiewa pan całkiem innym głosem…

O zaniepokojeniu wywołanym zmianą właściciela fabryki Kindlera pisało także łódzkie Echo 14 października 1937 roku. Tekst nosił tytuł – „Wielkie zakłady Kindlerowskie w Pabianicach przeszły w chrześcijańskie ręce”.

Prawdziwą sensacją gospodarczą jest wiadomość o nabyciu wielkich powszechnie znanych Pabianickich Zakładów Włókienniczych, dawn. R. Kindlera przez p. Karola Eiserta w dwóch trzecich i Bank Gosp. Krajowego w jednej trzeciej. Pikanteria i osobliwość w tej transakcji polega na tym, że właściwie uważano od kilku tygodni za fakt przesądzony , iż nabywcą zakładów Kindlerowskich w Pabianicach będzie w pewnym stopniu łódzka (a właściwie związana ze światowym kapitałem żydowskim) firma Eitingonów. Raz po raz wysyłane delegacje 1700 robotników Kindlerowskich do Warszawy – powracały z hiobowymi wieściami, którymi dzieliły się z naszą redakcją. Delegacje jednak nie upadały na duchu i z coraz większą energią, zapałem i zapasem argumentów gospodarczych oraz narodowych – szturmowały „Warszawę” na rzecz oddania zasłużonej placówki przemysłu chrześcijańskiego w ręce wyłącznie chrześcijańskie. Aż tu nastąpił nagły zwrot.

W nocy z 12 na 13 bm. stanął układ, którego mocą dwie trzecie akcji Kindlerowskich od firmy ubezpieczeniowej „The Prudential” (wybudowała pierwszy drapacz chmur na placu Napoleona w Warszawie) – nabył p. Karol Eisert, konsul duński w Łodzi, a jedną trzecią akcji zatrzymał Bank Gosp. Krajowego. Robotnicy pabianiccy mają powody do tego, aby być dumnymi ze skutków swej społecznej i narodowej akcji.

Dowiadujemy się, ze sfery miarodajne wywarły poważny nacisk w kierunku zaangażowania się w to nowe przedsiębiorstwo chrześcijańskiego kapitalisty.

Łódzki oddział Ozonu również współdziałał w tej sprawie i swojej roli przypisuje duże znaczenie.


Firma Kindlera nie przestawała budzić zainteresowania opinii publicznej. Echo (16.10.1937) przedstawiło nawet historię tej fabryki – „Losy firmy R. Kindler w Pabianicach”:

W ostatnich dniach wiele się mówiło i pisało o firmie Pabianickie Zakłady Włókiennicze dawniej R. Kindler Sp. Akc. w Pabianicach, które to zakłady miały przejść całkowicie w ręce firmy Eitingon, na co robotnicy oraz robotnicze związki zawodowe zareagowały energicznym sprzeciwem, domagając się sprzedania firmy w ręce chrześcijańskie.

Starania te poparte w odpowiedni sposób przez różne organizacje łódzkie uwieńczone zostały – jak wiadomo – pomyślnym wynikiem bowiem zakłady te nabył w lwiej części p. Karol Eisert , właściciel wielkiego majątku Dłutów pod Pabianicami.

W związku z tym faktem nie od rzeczy będzie podać do wiadomości publicznej, jakie losy przechodziła wymieniona firma od chwili jej powstania.

Towarzystwo Akcyjne Rudolfa Kindlera w Pabianicach powstało w roku 1854 i swymi budynkami fabrycznymi zajęło olbrzymi obszar ziemi na Nowym Mieście, od obecnej ulicy Traugutta do Lutomierskiej oraz część gruntów nad rzeką Dobrzynką obok kościoła staromiejskiego.

Była to druga co do wielkości firma włókiennicza w Pabianicach i okręgu łódzkim po firmie Krusche i Ender, która powstała wcześniej. W chwili wybuchu wojny światowej stan jej był następujący: czysty majątek 6 milionów rubli w przeliczeniu około 10 milionów złotych, płynne aktywa 4 i pół miliona rubli (12 milionów zł), długi ponad 2 miliony złotych.

Skutki wojny światowej były fatalne dla firmy. Straty wojenne w znacznym stopniu z powodu rekwizycji były olbrzymie. Stan przedsiębiorstwa po zakończeniu wojny był następujący: płynne aktywa – „0”, fabryka pozbawiona części maszyn i pasów, utensyliów i kompletnie zdewastowana podczas kilkuletniej bezczynności. Długi zapisano już wtedy na hipotekę nieruchomości.

Po wojnie fabrykę uruchomiono z pomocą kredytową angielskiej firmy Francis Willey & Co. Ltd. Bradford, z którą stosunek handlowy firma utrzymywała już od 50 lat. Pomoc ta jednak z różnych powodów całkowicie zawiodła, toteż w dniu 24 marca 1927 roku ogłoszona została upadłość firmy Kindler. W dniu 16.11.1927 roku firmę nabyła z licytacji wspomniana już wyżej angielska firma wierzycielska łącznie ze Skarbem Państwa, również wierzycielem firmy z tytułu niepłaconych od szeregu lat podatków.

Angielska firma wspólnie ze Skarbem Państwa założyły nową firmę pod nazwą Pabianickie Zakłady Włókiennicze dawnej R. Kindler Sp. Akc. w Pabianicach, która pracowała zarobkowo, wydzierżawiając poszczególne oddziały fabryczne różnym przemysłowcom, z których najważniejszym był przemysłowiec łódzki Markus Kohn.

Po jakimś czasie angielska firma Francis Willey odsprzedała swoje udziały firmie Eitingon, która od tego czasu wspólnie ze Skarbem Państwa prowadziła przedsiębiorstwo. Obecnie zaś udziały te odkupił p. Karol Eisert.

Firma obecnie prowadzi przędzalnię bawełny, tkalnię, farbiarnię i wykończalnię. Ponadto w organizacji jest specjalny oddział przędzy ze sztucznego przędziwa. Maszyny są przeważnie stare, lecz zdolne do pracy. Obecnie wartość firmy wynosi około 12 milionów złotych.

Zakłady Kindlera od dawien dawna zatrudniały tysiące robotników z Pabianic, dla których były ostoją i gwarancją bytu. Obecnie ilość zatrudnionych tam robotników w odniesieniu do czasów przedwojennych jest znacznie mniejsza. Toteż robotnicy z niecierpliwością oczekują momentu, kiedy wreszcie, po uzdrowieniu stosunków na terenie zakładów, fabryka pójdzie pełną parą wraz z nowo otwartym oddziałem sztucznej przędzy, który będzie potrzebował dużą ilość sił roboczych.


Relacje łączące firmę Kindlera z Anglikami przedstawił Kazimierz Badziak w artykule „ Kindlerowie w Pabianicach. Aktywność gospodarcza i społeczna” (Pabianiciana nr 2/1993)

Upadek finansowy Kindlerów

Jak już wspomnieliśmy Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera weszło w okres I wojny światowej z niekorzystną strukturą kapitałową. Przedsiębiorstwo funkcjonowało, choć z przerwami do początków r.1915. O przetrwaniu produkcji zadecydowało kilka czynników, w tym brak paliwa, surowców, odcięcie od dotychczasowych rynków zbytu. Firma w miarę posiadanych środków wspierała bezrobotnych pracowników. Po sierpniu 1915 r. Pabianice znalazły się w granicach generał-gubernatorstwa warszawskiego, a więc niemieckiej strefie okupacyjnej Królestwa Polskiego. Nowe władze prowadziły politykę bezwzględnej eksploatacji zajętych obszarów. Zastosowano kilka metod grabieży przemysłu, w tym: 1. rekwizycji towarów, surowców, maszyn, 2. zakupy wojskowe i przymusowe, 3. wywłaszczenia i konfiskaty. Do tego dochodziły straty poniesione w Rosji z tytułu nieodzyskania należności za towary dostarczone kupcom lub za rozgrabione składy. Do tego dochodziło zdeprecjonowanie do minimum rosyjskich papierów wartościowych i przepadek środków ulokowanych w bankach. Ogólnie w okresie I wojny światowej miała miejsce dekapitalizacja struktur przemysłu włókienniczego. Zakłady straciły większość kapitałów obrotowych i znalazły się na granicy bankructwa.

Powyższe tendencje stały się i udziałem przedsiębiorstwa Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera. Straty powstałe w okresie I wojny światowej oszacowano na 5 mln franków w zlocie a poniesione w Rosji na 100 tys. funtów szterlingów. Przed wybuchem I wojny światowej przedsiębiorstwo Kindlerów było zadłużone w Wielkiej Brytanii na kwotę około 100 tys. funtów szterlingów, w tym dług wobec firmy handlowej z Bradfordu „F. Willey and Co” – 31 tys.

W 1919 r. należności wobec wszystkich wierzycieli zagranicznych, po doliczeniu oprocentowania, doszły do 150 tys. funtów szterlingów. Sytuację przedsiębiorstwa pogorszyła nagła śmierć O. Kindlera. Zmarł on 23 grudnia 1918 r. w Warszawie w wieku 62 lat. W okresie I wojny światowej demonstrował swoje sympatie do państw Ententy i z tego powodu był szykanowany przez władze niemieckie. Bronił interesów przemysłu Królestwa Polskiego jako wiceprezes zarządu Sekcji Przemysłu Włóknistego. W dniu 9 kwietnia 1918 r. rada miejska w Łodzi wybrała go na członka Rady Stanu jako przedstawiciela kół gospodarczych. Na tym forum występował w obronie przemysłu, krytykował poczynania władz okupacyjnych. Rada Stanu Królestwa Polskiego nie odegrała większej roli i 7 października 1918 r. została rozwiązana przez Radę Regencyjną. O. Kindler przybył do Warszawy w połowie grudnia 1918 r. jako przedstawiciel łódzkiego okręgu przemysłowego na rozmowy z przedstawicielami rządu Jędrzeja Moraczewskiego. Tam przeziębił się i zmarł na zapalenie płuc. Został pochowany na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Pabianicach. Na sarkofagu wyryto słowa, będące dewizą jego życia: „Błogosławione życie w pracy i trudzie”.

Wydarzenia związane z przebiegiem I wojny światowej utrudniły wzajemne kontakty członków władz i głównych akcjonariuszy Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera. Dopiero 12 września 1919 r. miało miejsce nadzwyczajne zebranie akcjonariuszy, na którym upoważniono dr. A. Lentza i P. Graesera do ponownego uruchomienia przedsiębiorstwa, zaciągnięcia kredytu i zabezpieczenia go na majątku spółki. Powyższe decyzje zatwierdziło 13 marca 1920 r. kolejne, zwyczajne zebranie udziałowców. Najważniejszym problemem było zdobycie dużego kredytu, umożliwiającego uruchomienie produkcji. W tym celu zwrócono się do wielkiej firmy handlowej z Bradfordu, specjalizującej się w dostawach surowca, głównie wełny dla przemysłu włókienniczego w wielu krajach europejskich – „F.Willey and Co Ltd”. Firma pabianicka była jej przedwojennym dłużnikiem. F. Willey, określany mianem angielskiego króla surowcowego, utworzył po I wojnie światowej wielki koncern przemysłowy na świecie, przejmując kontrolę nad 50 firmami włókienniczymi.

W Polsce odrodzonej utworzył Tomaszowską Przędzalnię Wełny Czesankowej SA i zorganizował syndykat, zajmujący się dostawą wełny i czesanki dla kilku firm polskich, w tym dla Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera. W dniu 24 marca 1920 r. firma pabianicka zawarła tzw. I umowę ze spółką „F. Willey and Co Ltd”. Ta ostatnia otworzyła kredyt gotówkowy do wysokości 50 tys. funtów szterlingów na zakup surowców i stały kredyt do wysokości 100 tys. funtów. Firma pabianicka dała jako zabezpieczenie weksle gwarantowane przez Polską Krajową Kasę Pożyczkową. Weksle miały być spłacone w okresie 3 lat. Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera zobowiązało się do zakupu wełny wyłącznie za pośrednictwem spółki angielskiej a jako dodatkowe zabezpieczenie zapisało kaucję hipoteczną w wysokości 100 mln marek polskich (mkp). Warunki umowy były uciążliwe dla dłużnika i w dużym stopniu zaciążyły na jego dalszych losach. Umowa miała obowiązywać do 24 marca 1930 r. Rzeczywiste intencje kapitału angielskiego zostały ujawnione w późniejszym okresie.

Po zakończeniu I wojny światowej w składzie zarządu przedsiębiorstwa pabianickiego byli: P. Graeser, dr A. Lentz jako członkowie i W. Kindler i St. Kindler jako zastępcy członków. Ten ostatni nie przejawiał większego zainteresowania losami przedsiębiorstwa. Po śmierci O. Kindlera dokonano wstępnego podziału jego majątku. M. in. St. Kindler otrzymał pakiet akcji Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera, majątek ziemski Potaźnia i poduchowny rewir leśny Tuszyn. W 1921 r. sprzedał on łódzkiemu przemysłowcowi, właścicielowi dóbr ziemskich Dłutów i kompleksu lasów pozostałych po zlikwidowanym przed I wojną światową majoracie Gospodarz – Karolowi Rajmundowi Eisertowi 117 akcji spółki rodzinnej, co spotkało się z negatywną ocena najbliższych członków rodziny. W końcu 1922 r. sprzedał Zygmuntowi Jurakowskiemu majątek Potaźnia (104 ha 8323 m2) i poduchowny rewir leśny Tuszyn za ogólną sumę 78, 5 mln mkp. Wkrótce St. Kindler całkowicie zrezygnował z udziału we władzach spółki rodzinnej.

Tymczasem uruchomione przedsiębiorstwo borykało się z ogromnymi kłopotami. Firma odbudowała aparat handlowy i dążyła do przywrócenia przedwojennego poziomu wytwórczego. Jej wyroby napotkały barierę popytową. W większości nie były dostosowane do zmienionych rynków zbytu. W warunkach występowania tendencji inflacyjnych tylko wywóz produktów na rynki zagraniczne gwarantował zachowanie dotychczasowej substancji majątkowej. W łonie rodziny Kindlerów doszło do rozdźwięków i sporów. Chodziło o kształt kierunku działalności przedsiębiorstwa i sposobów wyjścia z powstałych trudności. Szczególnie dramatyczny przebieg miało zebranie akcjonariuszy w dniu 28 maja r. 1921. W rezultacie wzajemnych oskarżeń dr A. Lentz zrzekł się funkcji członka zarządu a W. Kindlera usunięto z władz spółki. Do nowego zarządu weszli: A. Meyerhoff, J. Herse, J. Karsh i O. Lorentz. Część akcjonariuszy nie miała zaufania do nowych władz. W szczególności podnoszono ich brak doświadczenia w kierowaniu tak dużym przedsiębiorstwem. Nowy zarząd opowiadał się za kontynuowaniem dalszej współpracy z firmą „F. Willey and Co Ltd”. Dla uzyskania jej większego poparcia zlecono jej przedstawienie kandydata na stanowisko dyrektora zarządzającego.

Na początku 1922 r. firma Kindlerów otrzymała kredyt towarowy od Komitetu Wykonawczego Komisji Rozdzielczej Wełny Relief Credit, istniejącej przy Ministerstwie Przemysłu i Handlu. Jego spłata została rozłożona na kilka lat. Dostawy te umożliwiły podtrzymanie produkcji. Firma cierpiała na chroniczny brak kapitałów obrotowych. Również na początku 1922 r. zawarto kolejną umowę z firmą „F. Willey and Co Ltd”. Dotyczyła ona wyrobu tkanin wełnianych i półwełnianych z wełny dostarczonej przez głównego wierzyciela. W grę wchodziła produkcja towarów poszukiwanych na rynku. Wynagrodzenie w wysokości 10 proc. kosztów produkcji firma pabianicka otrzymywała w wyrobach gotowych. Te i inne przedsięwzięcia nie poprawiły kondycji finansowej przedsiębiorstwa. Działalność gospodarcza przynosiła stale straty a jednocześnie rosło jej zadłużenie w stosunku do krajowego i zagranicznego rynku kapitałowego. Trudności pogłębiły rosnące tendencje inflacyjne. Firma „F. Willey and Co Ltd” odmówiła dostarczania surowców, zaproponowała przeprowadzenie sanacji przedsiębiorstwa, a jednocześnie zażądała zabezpieczenia jej wierzytelności na jego hipotece w walucie angielskiej. W dniu 9 marca 1923 r. zapisano kaucję hipoteczną w wysokości 250 tys. funtów szterlingów. Firma angielska otrzymała weksle gwarancyjne. Wraz z kaucją wpisano zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem określone rygory, które stawiały wierzyciela w pozycji uprzywilejowanej. M. in. w przypadku egzekucji swych należności spółka „F. Willey and Co Ltd” miało prawo domagania się, aby nieruchomości dłużnika zostały poddane przymusowemu sekwestrowi. Władze Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera zgodziły się też na wpis, na mocy którego wszystkie jej nieruchomości były traktowane jako niepodzielna jednostka fabryczna i gospodarcza a na ewentualnej licytacji winny być sprzedane łącznie.

Decydująca walka o egzystencję przedsiębiorstwa rozegrała się w latach 1923-1924. Władze spółki sprzedaż swoich wyrobów powierzały firmie O. Lorentza. Do pracy w przedsiębiorstwie zaangażowano dr. Emiliana Lotha, od 29 sierpnia 1923 r. męża Zofii Adeli Kindler – córki Oskara. Był on wybitnym specjalistą z zakresu chemii i włókiennictwa, o dużych zdolnościach organizacyjnych. Na początku 1924 r. lord Barnaby przedłożył firmie propozycję dalszego utrzymania jej działalności pod warunkiem oddania mu bezpłatnie 60 proc. akcji spółki. Zarząd przymuszony ciężką sytuacją firmy wyraził wstępnie zgodę, ale zażądał udzielenia specjalnych gwarancji dla pozostałych 40 proc. akcji, albo zobowiązania się strony angielskiej do corocznej wypłaty określonej dywidendy. Jednakże firma „F. Willey and Co Ltd” obie propozycje Kindlerów odrzuciła.

Firma pabianicka była też dłużnikiem skarbu państwa z tytułu nieuregulowanego z 1922 r. kredytu reliefowego. W dniu 1 maja 1924 r. została zapisana na jego rzecz kolejna kaucja hipoteczna w wysokości 120 tys. funtów szterlingów, następnie obniżona do 105 tys. W gronie akcjonariuszy nie było zgodności co do wyboru dalszego kierunku postępowania. Większość zgadzała się z wnioskiem J. Karscha, aby sąd ustanowił nadzorcę nad interesami przedsiębiorstwa.

Przystąpiono też do zbilansowania stanu majątkowego spółki. Kolejny plan przewidywał wypuszczenie kolejnej emisji akcji w porozumieniu z wierzycielami. Po reformie walutowej Władysława Grabskiego i na mocy rozporządzenia Prezydenta z 21 września 1924 r. dokonano oszacowania majątku Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera. Wartość nieruchomości, budynków, maszyn i urządzeń wyniosła 13 061 tys. zł. Firma była mocno zadłużona a jej aktywa obciążały wysokie straty poniesione w latach poprzednich. Na żądanie zagranicznego wierzyciela, Henryka Hosera w dniu 24 marca 1925 r. wydział Handlowy Sądu Okręgowego w Łodzi ogłosił upadłość spółki i zgodnie z obowiązującymi przepisami powołał na sędziego komisarza Alfreda Grohmana a kuratorem masy upadłości został adwokat łódzki, Karol Więckowski.

Na wniosek K. Więckowskiego dyrektorem generalnym Masy Upadłości Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera został E. Loth. Jego niestrudzonej energii i zauważalnej od połowy 1926 r. poprawie koniunktury zawdzięczała firma odbudowę dawnego stanu zatrudnienia i wytwórczości. W marcu 1927 r. pracowało w przedsiębiorstwie blisko 2 tys. robotników.

Po ogłoszeniu upadłości spółki akcyjnej rodzina Kindlerów nie przejawiała większego zainteresowania losami przedsiębiorstwa. Nie przedłożyła żadnych propozycji układowych. W dniu 27 stycznia 1927 r. wierzyciele zawarli tzw. kontrakt związkowy, mający na celu likwidację aktywów masy upadłości i ich podział. Z dniem 1 marca 1927 r. dzierżawcą przedsiębiorstwa został Raymond E. Hubbard, kierujący interesami firmy „F. Willey and Co Ltd” w Polsce. Na mocy decyzji Sądu Okręgowego w Łodzi przystąpiono do sprzedaży nieruchomości wraz z budynkami i wyposażeniem na publicznych licytacjach. Odbyły się one 16-17 listopada 1927 r. Przedsiębiorstwo za 9613 tys. zł nabyła firma „F. Willey and Co Ltd”, przejmując je faktycznie za dług hipoteczny. Ostatecznie firma angielska i skarb państwa utworzyły spółkę akcyjną – Pabianickie Zakłady Włókiennicze d. R. Kindler.

Należności skarbu państwa zostały zmniejszone do 59 690 funtów szterlingów i wraz z innymi należnościami zamienione na pakiet akcji (177) wartości 3450 tys. zł. Natomiast kapitał angielski wniósł tytułem aportu rzeczowego nabyte wcześniej obiekty i przejął 354 akcje wartości 7080 tys. zł. Rodzina Kindlerów została wyeliminowana z udziału w przedsiębiorstwie.. Jedynie E. Loth pracował w charakterze dyrektora do 30 marca 1931 roku. W dniu 12 marca 1932 r. syndyk masy upadłości K. Więckowski złożył szczegółowe sprawozdanie ze swych czynności. Bilans masy wynosił ponad 20 mln zł a po stronie aktywów wykazano pozycje strat, jakie poniosła upadła firma (9,78 mln zł). Ta ostatnia posiadała w bankach nadwyżkę w wysokości 540 tys. zł, której część wypłacono długoletnim pracownikom byłego Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindlera.

Po upadku finansowym spółki rodzinnej Kindlerowie w większości opuścili Pabianice i przenieśli się do innych ośrodków. Jedynie rodzina O. Kindlera była do 1945 r. właścicielem majątku ziemskiego – Widzew. W dniu 20 I 1935 r. zmarła Stefania Kindler a dobra przeszły na własność Lothów i Herse. W grobowcu rodziny O. i St. Kindler na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Pabianicach zostały pochowane ich dzieci: Helena Herse (zmarła 9 I 1971 r.) i Zofia Loth (12 VIII 1957). Tam też znajduje się grób wychowanicy rodziny Herse, Barbary Andrzejewskiej (1921-1973), drugiej zony historyka sztuki Henryka Andersa. Natomiast Lothowie mieli dwóch synów: Andrzeja (1923-1949) i Emiliana. (…)

Stefan Kindler był człowiekiem nerwowym i konfliktowym. Nie przejawiał większego zainteresowania pracą w firmie rodzinnej. Interesował się jedynie sportem, jeździł konno i koniecznie chciał mieszkać na wsi. Ojciec nabył dla niego majątek Mroga Dolna koło Brzezin, ale dominium to doprowadził do upadku. Starsza córka O. Kindlera – Helena dopiero 2 stycznia 1914 wyszła za Jana Hersego, przedstawiciela znanej rodziny kupieckiej z Warszawy. Był on udziałowcem założonej w 1868 r. firmy „Dom Mód” Bogusław Herse, której własnością był duży obiekt handlowy w Warszawie przy ul. Marszałkowskiej 150. Przedsiębiorstwo specjalizowało się w sprzedaży galanterii, odzieży, dywanów.

Pałac Kindlerów przy ul. Zamkowej przejął, znajdujący się tam po dziś dzień, Urząd Skarbowy.

Łódzkie Echo (19.11.1937) informowało: Jak nam donoszą, w najbliższym czasie miejscowy Urząd Skarbowy wraz ze wszystkimi swoimi biurami przeniesiony zostanie z dotychczasowej swej siedziby przy ul. Moniuszki 16 do dawnego pałacu firmy R. Kindler przy ul. Zamkowej 26. Piękny ten i ozdobny budynek o licznych pomieszczeniach po śmierci właściciela i późniejszym bankructwie firmy stał cały czas pustkami, przechodząc wszystkie koleje zakładów Kindlerowskich do których należał. Po zmianie kilku kolejnych właścicieli, ostatnio po nabyciu firmy przez p. Karola Eiserta budynek ten został wyłączony z całości i przeszedł na własność Skarbu Państwa jako współwłaściciela upadłej firmy. Przeznaczenie budynku na pomieszczenia biur Urzędu Skarbowego jest trafne. Urząd Skarbowy będzie się bowiem mieścił w samym centrum miasta, w budynku państwowym, a nie jak dotychczas – wynajętym u osoby prywatnej za drogie pieniądze i uzyska zewnątrz, jak wewnątrz reprezentacyjne pomieszczenie.


Na uwagę zasługuje Raymond Egerton Hubbard członek zarządu i dyrektor zarządzający Pabianickich Zakładów Włókienniczych d. R. Kindler przy ulicy Zamkowej. R. E. Hubbard, 4. Baron Addington urodził się 11 listopada 1884 r., a zmarł 17 sierpnia 1971 r. Baronostwo przejął po starszym bracie Johnie Gellibrandzie (1883-1966), który nie zostawił męskiego potomka. Był absolwentem Eton College i Oxford University.

Tytuł barona Addington w hrabstwie Buckingham został ustanowiony w 1887 r. dla Johna Hubbarda (1805-1889) – dziadka Raymonda Egertona – przedsiębiorcy i parlamentarzysty, założyciela firmy John Hubbard & Company, szefa Banku Anglii. Firma od XIX wieku prowadziła interesy z Rosją – produkcja włókiennicza, handel drewnem. Doświadczenie i wiedza zdobyta przez Egertona Hubbarda w rodzinnej firmie sprawiły, że Willey uczynił go swoim przedstawicielem na Polskę, dawną prowincję cesarstwa rosyjskiego.

Po śmierci Raymonda Egertona tytuł szlachecki przeszedł na potomka najmłodszego syna Johna Hubbarda – Jamesa (1930-1982). Obecnie 6. Baronem Addington jest jego najstarszy syn Dominik Bryce Hubbard (ur. 1963), który należy do dziedzicznych parów w Izbie Lordów i zasiada w ławach partii liberalno-demokratycznej.

Raymond Egerton Hubbard, 4th Baron Addington (11 November 1884 – 17 August 1971) was a British Peer. The son of Egerton Hubbard, 2nd Baron Addington, he succeeded the Barony on the death of his elder brother, who had died without a male heir. He married Margaret Favre MacCallum who died in 1963. However, he died without issue, and the Barony passed to his cousin. Before WWII Hubbard was a director in textile firm in Pabianice.

Poczynania sir Francisa Willey’a wobec firmy Kindlera szeroko relacjonowała Ilustrowana Republika (23.09.1925). Uwagę zwraca emocjonalny i „piętrowy” tytuł artykułu: „Interesy lorda Barby w Pabianicach. Jak Francis Willey lord of Barby siecią długów omotał Kindlerów? – Nęcące pokusy i twarda zachłanna rzeczywistość. – Sprzedaje tanią wełnę po słonych cenach. –„Proszę mi oddać 60 procent swego majątku!”. – Arcyciekawa sprawa przed forum sądu handlowego w Łodzi.”

Na wczorajszej sesji wydziału handlowego sadu okręgowego był ponownie rozpatrywany słynny o precedentalnym dla Łodzi znaczeniu proces Tow. Akc. Wyrobów Półwełnianych R. Kindler w Pabianicach contra Francis Willey and Co. W Bratfrordzie.

Przewodniczył rozprawie sędzia Dalig, w asystencji dwóch sędziów handlowych. Dla orientacji przypominamy poprzednie fazy procesu.

Lekkomyślny kontrakt z Anglikami. Pierwsza wystąpiła na drogę sądową firma Kindler, która nie mogąc normalnie prowadzić swego przedsiębiorstwa na skutek kompletnie rujnującej ją umowy zawartej z firmą Willey, wnosiła o wyznaczenie zarządcy sądowego. Krok ten miał poprzedzić niechybne bankructwo – wskutek lekkomyślnego kontraktu z zachłanną angielską firmą, która nawiasem mówiąc, wyrosła na przedwojennych stosunkach z Kindlerem.

Żądanie firmy Kindler zostało wówczas przez sąd odrzucone.

Ponowna rozprawa odbyła się w styczniu br. na skutek powództwa angielskiej firmy, wnoszącej o: 1) rozsądzenie od firmy Kindler 100 tysięcy funtów z tytułu zaprotestowanych weksli, 2) poddanie należących do Tow. Akc. Wyr. Półwełnianych R. Kindler 5 nieruchomości pod przymusowy zarząd sekwestratora, wskazanego przez firmę Willey.

To ostatnie żądanie opierało się na akcie z dnia 9 marca 1923 roku, w którym firma Kindler dla zabezpieczenia wierzytelności Anglików zapisała na hipotekach swoich nieruchomości kaucję w wysokości 150.000 funtów szterlingów. W tymże akcie Tow. Akc. R. Kindler zgodziło się na warunek, że w razie przymusowej licytacji wszystkie posiadane nieruchomości zostaną sprzedane łącznie, z oznaczeniem początkowej ceny licytacyjnej na 600 milionów marek polskich bez przeprowadzenia szacunku sądowego; następnie firma Kindler zobowiązała się do udzielania powodowi prawa poddania powyższych nieruchomości pod przymusowy zarząd osoby trzeciej wskazanej przez Francis Willey and Co.

Dzieje bezwalutowych weksli. Sąd powództwo angielskiej firmy oddalił, w toku rozprawy wyszło bowiem na jaw, że weksle Willey’a były bezwalutowe. Były one wydane przez firmę Kindler jedynie w tym celu, aby angielski kontrahent zgodnie ze swą propozycją mógł w rękach swych skupić wszystkie angielskie długi pabianickiej firmy. W przeciwnym razie weksle miano zwrócić. Firma Willey uregulowała jedynie 12 procent długów angielskich, z drugiej zaś strony uniemożliwiła Kindlerowi dalszą egzystencję, gdyż nałożona kaucja pozbawiła ją widoków na uzyskanie kredytu.

W kwietniu br. nastąpiło ogłoszenie upadłości firmy Kindler, na żądanie warszawskich wierzycieli. Data rozpoczęcia upadłości oznaczona została na początek br.

Na wczorajszej rozprawie grupa akcjonariuszy Towarzystwa Kindler wnosiła o cofnięcie daty otwarcia upadłości do 29 stycznia 1923.

Pierwszy protest Kindlera. Pełnomocnik grupy tej, która jeszcze przed wojną ulokowała w firmie Kindlera 100 tys. rubli mec. Słonimski uzasadniał żądania swych mocodawców tą okolicznością, że już w styczniu r. 1923 został zaprotestowany w Ameryce pierwszy weksel Kindlera. Rzecznik powodów prosił syndyka masy o potwierdzenie na podstawie posiadanych dokumentów, że już w okresie omawianym stan firmy Kindler był identyczny z bankructwem. Z kolei mec. Słonimski zobrazował podstępne postępowanie Anglików.

Po wojnie dług Kindlera we firmie Willey wynosił zaledwie 50.000 funtów szterlingów za pobrany surowiec. W owym czasie firma Kindler (dla charakterystyki p. Willey’a, który obecnie nosi szumny tytuł lorda Barby, wspomnieć należy, że nie tak dawno zajmował się domokrążnym kupnem odpadków i jedynie stosunkom z firmą pabianicką zawdzięcza swą fortunę) nieopatrznie skorzystała z oferty młodego Willey’a, w sprawie dostarczania przez niego surowców na uruchomienie fabryki.

Tania wełna w drogiej cenie. Willey junior był wówczas członkiem komisji rozdzielającej wełnę i jako taki dokładnie wiedział przy dokonywaniu transakcji z Kindlerem, że cena surowca wkrótce znacznie spadnie. Skutek zaś transakcji był ten, że dług firmy Kindler wzrósł niepomiernie, a firma Willey zarobiła 50.000 funtów netto. Następnie Willey podstępnie wyłudził od Towarzystwa Kindler kaucję hipoteczną, obiecując w zamian sfinansować przedsiębiorstwo i udzielić mu daleko idących ulg przy spłacaniu długu.

Później przyszło wspomniane powyżej wyłudzenie weksli. Latem zaś roku ubiegłego firma Kindler zwróciła się do Anglików z prośbą o ratunek.

Wówczas firma „Francis Willey” udzieliła kredytu, pod zastaw towaru w wysokości 28 proc. jego wartości. Po zapłaceniu przez Kindlera tego ostatniego długu firma Willey odmówiła zwrotu towaru, ofiarowując „wspaniałomyślnie” następujące warunki: 1) dług Towarzystwa Kindler pozostaje odroczony,2) 60 proc. akcji Towarzystwa bezpłatnie przechodzi na własność Willey’a (!)

Oczywiście, że propozycja ta nie została przyjęta i sprawa wkroczyła na drogę sądową.

Zdaniem mec. Słonimskiego uwzględnienie cofnięcia daty upadłości choć w części powetuje krzywdę pozostałych wierzycieli masy i pozwoli ich traktować na równych prawach z angielską firmą.

Rzecznik Willey’a adwokat Tallen-Wilczewski (z Warszawy) wnosił o oddalenie powództwa, gdyż w kraju o zaprotestowaniu weksla w Ameryce w 1923 roku nikt nie wiedział.

P. Olszewski w imieniu generalnej prokuratorii państwa (skarb zainteresowany jest w upadłości w wysokości 50 tys. funtów), również wznosił o oddalenie powództwa. Syndyk masy potwierdził, że już w styczniu 1923 roku stan interesów firmy Kindler był opłakany.

Sąd po naradzie postanowił zobowiązać stronę powództwa do przedstawienia dodatkowych dowodów.



Po przejęciu przez Willey’a fabryki w Pabianicach, nowy właściciel przysłał tutaj swojego fachowca Wiltona Storeya, aby nadzorował proces produkcji. Storey przyjechał do naszego miasta wraz z najbliższą rodziną. Wspomnienia jego córki Muriel znajdują się w sieci (Muriel’s Storey Chapter One and Two).

Urodziłam się 13 stycznia 1920 roku w Shipley, mieście położonym w hrabstwie West Riding, Yorkshire. Moi rodzice – May i Wilton Storey należeli do klasy robotniczej. Ojciec był majstrem tkackim w Saltaire, matka zajmowała się domem. Tworzyliśmy zwykłą rodzinę. Chodziłam do szkoły Otley Road Infants. Później przeprowadziliśmy się na Pratt Lane w Windhill, a ja uczęszczałam do szkoły przy Cragg Road. Wakacje spędzaliśmy w Morcambe albo Scarborough. Było wspaniale.

Panował kryzys gospodarczy – strajk powszechny w całej Anglii, ogromne bezrobocie, ale miało to większego wpływu moją sytuację. Byłam szczęśliwa, miałam wspaniały dom, znakomite warunki bytowe i kochających rodziców. Jednak w 1929 roku nastąpiła rewolucja w naszej rodzinie. Lord Barnby, przedsiębiorca w branży wełnianej w Bradford wezwał do siebie mojego ojca. Firma w Pabianicach – Polska - winna była mu pieniądze, ale jednocześnie nie mogła spłacić swoich długów. Rozpoczął zatem przejmowanie tej fabryki. Poprosił mojego ojca i jego kolegę, aby pojechali zobaczyć w jakim stanie znajduje się firma.

Tak więc pożegnaliśmy tatę. W owych czasach Polska była nieznanym krajem, a my nie miałyśmy pojęcia co on tam będzie właściwie robił. Nie było go przez 6 tygodni. Po powrocie złożył sprawozdanie lordowi Barnby i od razu otrzymał propozycję pracy w Pabianicach.

Wracając do domu odbył wycieczkę po Europie, był także w austriackim Tyrolu. Pewnie też tam nabawił się choroby. Po 3 dniach pobytu w domowych pieleszach zachorował na szkarlatynę i musiał iść do szpitala na oddział zakaźny. Matka przynosiła mu sandwicze, które podawała przez pręty ogrodzenia. Pewnego dnia chodząc po terenie okalającym szpital zobaczył sporych rozmiarów koło, a że był dociekliwym człowiekiem, postanowił je zakręcić, aby zobaczyć czemu ono służy. Nic się nie stało. Wrócił na oddział, ale wtedy dowiedział się, że w szpitalu nie ma wody. Najwidoczniej ktoś zakręcił zawór. Oczywiście nigdy się nie przyznał do winy.

Zaczęliśmy nowy rozdział naszego życia. Była to nie mała zmiana. Spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy do Pabianic, obok Łodzi. Był to krok w nieznane. Nigdy nie opuszczaliśmy Shipley, z wyjątkiem dorocznych wakacji w sierpniu. Dziadkowie byli mocno zaniepokojeni. Myśleli zapewne, że już nigdy nas nie zobaczą.

Po przybyciu do Pabianic wprowadziliśmy się do pięknie umeblowanego mieszkania i zostaliśmy serdecznie powitani przez przedstawicieli fabryki. Mama była lekko zmieszana, bo w miasteczku przebywało tylko czterech Anglików, a ja byłam jedynym angielskim dzieckiem. Nie byliśmy w stanie zrozumieć ani jednego wypowiadanego do nas słowa, ale przy odrobinie dobrej woli gestykulacja czyniła cuda.

Rodzice musieli się przystosować do nowych warunków życia, a moja matka do robienia zakupów i prowadzenia kuchni. Jak przystało na młodą istotę szybko zaadaptowałam się do życia w Pabianicach. Wkrótce zaprzyjaźniłam się z jednym czy dwoma polskimi rówieśnikami z sąsiedztwa. Niebawem potrafiłam samodzielnie kupić cukierki i lody. Z naszego pierwszego mieszkania przy ulicy Łaskiej przeprowadziliśmy się do cudownego domu ze wspaniałym ogrodem przy ulicy Zamkowej. Mieliśmy niemiecką gosposię o nazwisku Lotte Schonrock, która umiała przyrządzać wyborne posiłki.

Zimy były zawsze ostre. Przed naszymi oknami przejeżdżały wozy konne z zaopatrzeniem na targ. Od oddechów na wąsach i brodach rolników tworzyły się sopelki. Był to dla nas przedziwny świat. Co więcej musieliśmy nosić bardzo ciepłą odzież. Większość dorosłych nakładała na ubrania kożuchy, albo nosiła futrzane okrycia. Pamiętam, że jedno z palt mojej matki było podszyte futrem. Było jej ciepło, jak mówiła. Kobiety przed wyjściem na dwór zakładały na normalną bieliznę wełniane reformy. Kiedy szły z wizytą, wchodziły do sypialni gospodarzy, aby zdjąć czapki i palta, oraz ciepłe reformy. Było to dla nas z początku śmieszne, ale wkrótce uświadomiliśmy sobie, że nie ma lepszego rozwiązania.

Miły widok przedstawiały zawsze bociany, budujące gniazda na krytych słomą dachach. Wiedzieliśmy, że nadchodzą cieplejsze dni.

W mieście znajdowały się dwie znaczące fabryki – Kindler, tam pracował mój tato, oraz Krusche i Ender. Obie produkowały tkaniny rozprowadzane w całym kraju. Fabryka, w której pracował ojciec stanowiła wielki koncern. Miała przędzalnię wełny, którą on kierował, przędzalnię bawełny, a także wytwornię sztucznego przędziwa. Fabryka była bardzo stara i mówiono, że niegdyś Kozacy pilnowali robotników. (…)


Autor: Sławomir Saładaj


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij