www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Osterloff raz jeszcze

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Profesor Akademii Teatralnej w Warszawie dr Barbara Osterloff-Gierak napisała do nas list: Szanowny Panie, od dłuższego czasu zajmuję się kwerendą źródłową dotyczącą Edmunda Osterloffa, o którym pisał Pan dla Oficjalnego Portalu Miejskiego. Jednym z rezultatów tej kwerendy jest esej opublikowany na łamach kwartalnika naukowego ASPIRACJE, którego egzemplarz pozwalam sobie Panu przesłać. A swoją drogą, pabianicki wątek w biografii mojego pradziada wart byłby, jak sądzę, rozwinięcia....


Dziękując za okazane zainteresowanie, zamieszczamy otrzymany esej, który na pewno zaciekawi miłośników fotografii. W Pabianicach działa kilka grup fotograficznych o ambicjach artystycznych, odbywają się raz po raz wystawy prac. Miejscowi fotograficy biorą udział w międzynarodowych salonach i konkursach. Tutaj urodził się, znany w kraju, artysta fotograf i teoretyk fotografii Jerzy Busza.


Barbara Osterloff „Serdecznie i całą duszą: Edmund Osterloff i jego fotografie”


Zawsze mnie fascynował. Od chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam jego fotografie – te późne, z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, robione gdzieś w okolicach Radomska. Rozległe pola, pastwiska i łąki pod bezkresnym, prześwietlonym słońcem albo zasnutym ciężkimi chmurami, niebem … Kwintesencja polskiego krajobrazu, uchwyconego w całej urodzie, tylko na pierwszy rzut oka niepozornej, i w całym bogactwie nieprzewidywalnej, cudownej zmienności, dyktowanej nieustępliwym rytmem pór roku. Porównywano kiedyś te fotografie, i słusznie, z obrazami wybitnych naszych malarzy: Józefa Chełmońskiego, Józefa Rapackiego, także Jana Stanisławskiego i Ferdynanda Ruszczyca, uznając ich twórcę za jednego z prekursorów polskiej fotografii artystycznej.


Kim więc był człowiek, który z taką pasją i wrażliwością zatrzymywał obiektywem niezwykłe obrazy, „sielskie i anielskie”, zaliczane dzisiaj do klasyki tak zwanej fotografii ojczystej? Na pewno był artystą miary niepośledniej, choć nie tej rangi co Jan Bułhak, arcymistrz fotografii rodzimego pejzażu. Ale też biografia mojego stryjecznego pradziada po mieczu, fotografa w swoim czasie dość znanego, członka elitarnego Fotoklubu Polskiego, była jak często biografie polskich inteligentów – dramatyczna i zawikłana. By nie powiedzieć – złamana, i to u zarania, w latach wczesnej młodości.


Zesłaniec


Pochodził z rodziny Polaków z wyboru. Osterloffowie wywodzili się ze Szwecji, prawdopodobnie z Nyrkopping, skąd protoplaści polskiej linii rodu dotarli przez Niemcy w Poznańskie, potem w Kaliskie, a na koniec do Warszawy, będącej wówczas, w pierwszej połowie XIX wieku, prowincjonalnym miastem na rubieżach rosyjskiego imperium. Przywiodły ich tutaj, dobrze obmyślane i prowadzone, handlowe interesy. Należeli do tych przybyszów wyznania ewangelickiego, którzy, dzięki wytężonej pracy i licznym talentom, szybko się w swojej wybranej ojczyźnie zakorzenili. I dorobili, na handlu oraz drobnym przemyśle. Osterloffowie inwestowali między innymi w Żarkach i Nowej Wsi pod Częstochową (przędzalnia bawełny, piece wapiennicze, cegielnia, produkcja powozów tzw. steinkellerek), w Krągoli (fabryka araku i wódek słodkich) i Rogożewie kolo Gostynina, a także na warszawskim Grochowie (folwark, browar oraz wytwórnia wódek, win i szampana). Edmund Osterloff przyszedł na świat 4 maja 1863 roku jako drugie z kolei dziecko Karola Osterloffa i Ernestyny z domu Schwartz. Miejscem jego narodzin był majątek ziemski Gruszczyce kolo Sieradza, jeden z czterech, jakie pozostawały w rękach rodziny, oprócz Kowalewa pod Toruniem, podwarszawskiego Gocławia i Miedzeszyna (ale centrum rodzinnych spotkań stanowił dworek na Grochowie, zbudowany w latach 1835-1840, który stoi do dzisiaj przy ulicy Grochowskiej 64/68). Kiedy Edmund miał trzy lata, podczas jednej z handlowych podróży, w Berlinie, zmarł jego ojciec. To zaważyło na dalszych losach i majątku rodziny, uszczuplonym już pod koniec życia Karola Osterloffa. Dotkliwy pożar zniszczył zabudowania fabryczne w 1863 roku, w 1864 majątek obłożono grzywną w wysokości pięciu tysięcy rubli za kontakty z powstańcami styczniowymi. Spadkobiercy, a rodzeństwo z trzech małżeństw było liczne, nie potrafili uchronić schedy przed degradacją. Po naradzie rodzinnej w roku 1878, stopniowo wyzbywali się odziedziczonej po ojcu własności, dwór grochowski przechodził z rąk do rąk.


Edmund kształcił się najpierw w domu, potem w szkole realnej w Kaliszu, gdzie musiał utrzymywać się sam, udzielając korepetycji. Uczył się też w Szkole Handlowej Kronenberga w Warszawie, zdobywając liczne umiejętności praktyczne, jakże przydatne już w dorosłym życiu: znajomość buchalterii i prawa handlowego, biegle opanowane języki obce. Jego nazwisko przetrwało w legendzie tej niezwykłej, patriotycznej placówki. Należał do grona „męczenników narodowej sprawy”, jak nazywano uczniów prześladowanych przez carat za udział w tajnych kółkach samokształceniowych i organizacjach niepodległościowych. Nie wiadomo kiedy i w jakich okolicznościach, choć zapewne podczas pobytu w szkole, zaangażował się w działalność kółek socjalistycznych i wstąpił do partii Proletariat. „Bardzo kulturalny, był uświadomionym działaczem, interesującym się zwłaszcza zagadnieniami ekonomicznymi”. Wykorzystywano jego doskonałą znajomość języka niemieckiego, powierzając tłumaczenia programu partii, a także ulotek i odezw. W 1884 roku w mieszkaniu Osterloffa przy ulicy Smolnej 10 żandarmeria znalazła „przeszło półtora tysiąca odezw, wydawnictwa hektografowane, rękopisy, prasę do oprawiania książek, przybory drukarskie i inne”, jak głosi protokół rewizji. W tym składzie nielegalnej literatury znajdował się również manifest „Do pracujących na roli” w liczbie 1100 egzemplarzy.


Edmund Osterloff został aresztowany i osadzony w warszawskiej Cytadeli. W lipcu 1885 skazano go na rok więzienia w zbiorowym procesie proletariatczyków. Przesiedział w X Pawilonie w sumie dwa lata. Po odbyciu kary został wydalony do Tyflisu (obecnie Tbilisi) , gdzie pozostawał pod nadzorem carskiej policji. Od tego momentu biografia Edmunda Osterloffa jest pełna zagadek. Rozwikłanie ich wymagałoby solidnego przebadania źródeł w gruzińskich archiwach, gdzie zachowały się dokumenty dotyczące dużej kolonii polskiej w Tyflisie na przełomie XIX i XX wieku. Wiadomo jednak, że w pięknym mieście nad rzeką Kurą Osterloff zarabiał na życie, ucząc języka niemieckiego w gimnazjum. W roku 1892 zawarł związek małżeński z Natalią z domu Haefke. Z tego związku przyszły wkrótce na świat dzieci: Zofia i Arne. Ale chory na serce Osterloff, idąc za radą lekarzy zalecających zmianę klimatu, zdecydował się opuścić Tyflis. Wyjechał do Afryki, zachęcony ogłoszeniem władz angielskich, które werbowały kolonistów, obiecując dzierżawę ziemi na korzystnych warunkach. W 1895 był już jednym z nich.


Gospodarował na działce nieopodal stacji Easte River (dzisiaj Stellenebosch),”godzinę jazdy od Capetown”. „Zbudował drewniany domek, bez okien: drzwi i dymnik. Posadził eukaliptusy i przekopał ziemię ogrodu, jak to się robi w Polsce. A tu piasek drobny. Nic nie wzeszło. Zaczęliśmy głodować” - wspominała córka. Aby utrzymać rodzinę, ojciec został nauczycielem wiejskiej, farmerskiej szkoły w Neu-Eisleben, gdzie zaczął prenumerować amerykańskie i angielskie czasopisma rolnicze. Po roku zdecydował się wrócić do Earste River, by urzeczywistnić swoje nowe plany.



Jechaliśmy obok wydm, na nich biały piasek i muszelki, i gdzieniegdzie – cukrowe zagajniki. Krzewy miały szorstkie liście i kwiaty różowego koloru, w kształcie kielichów. Wczesną wiosną kwitły orchidee różnych kształtów i barw, irysy i czerwone lilie. Ojciec postanowił hodować kury w sposób naukowy, zaczął hodować kury-nioski: leghorny (…) Wszystkie karmił według zaleceń i codziennie zbierał jaja ze specjalnych gniazd i w każdy piątek jeździł z dwoma koszami, pełnymi jaj, do Capetown. Wkrótce go zauważono i zaczęto jaja momentalnie rozkupywać. Zaczął swoje jaja znaczyć (pieczęcią Osterloff). Zaczęto za nie płacić prawie dwa razy drożej. Najpierw farmerzy śmiali się z niego, potem przychodzili do niego po radę. Ojcu zaczęło się dobrze powodzić.


Tę zmianę na lepsze unicestwiła druga wojna burska- plagą okolicy stali się dezerterzy, którzy grabili i zabijali farmerów. W roku 1900 rodzina Osterloffów wsiadła na parowiec i popłynęła do Hawru, a stamtąd udała się do Genewy. Stało się tak, być może, za namową siostry Edmunda, Natalii, która studiowała na Uniwersytecie w Lozannie, przygotowując się do zawodu nauczycielki. W pobliżu granicy pomiędzy Szwajcarią i Francją, u podnóża masywu górskiego Greni, Osterloff zakupił ”piętrowy dom z cegły, łąkę, winnicę, pole pod uprawę zboża, działkę lucerny i niewielki las”. Ponownie zajął się hodowlą kur . Po dwóch latach okazało się, że przy zakupie posiadłości został oszukany przez notariusza.. Musiał swój nowy dom opuścić, ponieważ zjawił się prawowity właściciel. Wrócił do Polski w roku 1902 jako bankrut. Zatrzymał się w Warszawie u starszego brata Waldemara i po rodzinnych naradach zdecydował się szukać pracy w Łodzi.


Zamieszkał w Pabianicach, w domu przy ulicy Ewangelickiej (istniejącej do dzisiaj), w pobliżu dwóch fabryk tekstylnych i cmentarza. Najpierw pracował jako księgowy, potem nauczyciel języka niemieckiego, w Zgierzu i Pabianicach. Tak przeżył z rodziną około półtora roku – do 1904.


„Pod koniec roku szkolnego gubernator piotrkowski zażądał zwolnienia byłego więźnia politycznego z posady”. Osterloff wysłał list do dyrekcji gimnazjum w Tyflisie, z zapytaniem o możliwość zatrudnienia na poprzednim stanowisku. Wezwany telegraficznie szybko zdecydował się na wyjazd wraz z całą rodziną. W Gruzji znów uczył niemieckiego w rosyjskich gimnazjach i szkole handlowej, a potem ośmioklasowym I Gimnazjum Żeńskim. Ten drugi jego tyfliski pobyt okazał się dłuższy niż poprzedni, trwał ponad piętnaście lat. Tutaj, w Tyflisie, zaskoczyła emigrantów rewolucja 1917 roku i wojna domowa. Stąd, w roku 1921, ewakuowali się do wolnej Polski droga morską z Batumi, przez Konstantynopol. Z tej zawieruchy dziejowej rodzina wyszła tragicznie doświadczona i okaleczona. Na froncie zginęli dwaj synowie Osterloffa, Arne i Uli (urodzony już w Afryce), studenci Politechniki w Petersburgu. Zostali rozstrzelani przez białych, „choć sami byli białymi, a przez pomyłkę wzięci za czerwonych – na Kaukazie”.


Córka Zofia w Tyflisie pozostała. Wyszła za mąż za Gruzina i nigdy do Polski nie przyjechała. Nie wiemy, czy utrzymywała z rodzicami stały kontakt, czy też nie, nie zachowało się żadne świadectwo, nawet korespondencja.. Jednak ojciec pamiętał o niej w testamencie, spisanym w roku 1936 w Radomsku: „O tym, co zrobić z pieniędzmi , pozostałymi po śmierci mojej żony, niech zadecyduje moja córka, Zofja Łazutina” Po powrocie do Polski Edmund Osterloff objął posadę kierownika szkoły w Drohiczynie nad Bugiem, mieszczącej się w zabudowaniach dawnego klasztoru jezuickiego (stoją one do dzisiaj). Po trzech latach nauczycielskiej służby przeszedł na emeryturę i zamieszkał z żoną w podwarszawskim Milan& oacute;wku, gdzie otworzył własny zakład fotograficzny. Był już wówczas w roku 1923, fotografem z uznanym dorobkiem, wystawiającym swoje prace w salonach także poza granicami kraju. Jak do tego doszło?


W wielkim teatrze natury


Fotografią zainteresował się na dobre podczas wspomnianego drugiego pobytu w Tyflisie. Był amatorem, stopniowo i bardzo świadomie rozszerzającym swoją teoretyczną i praktyczną wiedzę oraz umiejętności, jak na przykład zasady kompozycji, w tej dziedzinie sztuki. Jeśli wierzyć relacji córki, znaczną rolę w kształtowaniu jego poglądów na fotografię odegrało grono artystów zamieszkałych w Tyflisie i profesorów skupionych wokół tutejszej carskiej szkoły sztuk plastycznych. Podobno „korzystał z ich rad i wskazówek, oraz z pożyczanych dzieł traktujących o sztuce”. Nie wiemy wprawdzie, z kim konkretnie się kontaktował, ale warto dodać, że na przykład młodziutki Zygmunt Waliszewski uczył się pod kierunkiem malarzy Mikołaja Sklifasowskiego i Borysa Fogla. Pracowali też w Tyflisie wybitni fotograficy, jak nadworny fotograf szacha perskiego Dymitr Jermakow, którego prace były już wtedy szeroko znane, i nagradzane, także poza granicami imperium. To on dokumentował budowę słynnej, przecinającej góry Kaukazu, Wojennej Drogi Gruzińskiej, ale przede wszystkim fotografował ludzi wielonarodowego, kaukaskiego tygla. Tworzył fascynujące portrety, indywidualne i zbiorowe, całych grup etnicznych i środowisk społecznych.


Na ulicy Dworcowej w Tyflisie, jeden obok drugiego, mieściły się zakłady fotograficzne. Ale Edmund Osterloff nie chciał być fotografem „użytkowym”. Chciał zostać artystą. Zaczął prenumerować amerykańskie i angielskie czasopisma fotograficzne, kupił aparat Kodak i skonstruował powiększalnik „oświetlany silną lampą naftową”. Podobno w roku 1907 zainteresował się nową, szlachetną techniką – bromolejem, której tajniki przyswajał żmudną drogą prób i błędów. Pierwsze jego gruzińskie prace powstały w 1905 roku. W kilka lat później zaczął je wysyłać na międzynarodowe wystawy w Ameryce i Anglii.


Dominują na tych zdjęciach pejzaże z okolic Tyflisu, także Batumi. Jedna z nich, mało znana, przedstawia widzianą jakby z lotu ptaka, kopalnię w górach Kaukazu. Na odwrocie Osterloff zapisał w języku angielskim ciekawy komentarz: „Kopalnia miedzi Alaverdi, niedaleko od Tbilisi, pracowała już w czasach antycznych. Wąski most dla pieszych podróżnych opatrzono wyrytą w kamieniu grecką inskrypcją. Gazy i zapach rud uśmierciły cały las porastający zbocza wokół kopalni. Dziwna struktura, zwieńczona kominami, na podobieństwo gigantycznych gąsienic, przywołuje wizję smoka ziejącego śmiertelnym dymem”. Smok dostrzeżony w kłębach dymu unoszących się nad kopalnią... Takie poetyckie asocjacje, animizujące lub personalizujące przyrodę, są charakterystyczne dla sztuki Edmunda Osterloffa (o czym świadczą także tytuły jego prac; kaligrafowane starannym, stylizowanym pismem i formułowane z talentem literackim).


Lecz ważniejsza od podpisów jest oczywiście sama estetyka tych zdjęć, nasyconych zniewalającym pięknem. Głównym ich bohaterem jest na pewno imponująca przyroda kaukaska – ekspansywna i bujna: strzeliste lub potężnie rozrośnięte drzewa, rwące rzeki i strumienie, spokojna toń jeziora i brzeg morski, góry niewzruszone i niebo. Wobec wiecznotrwałej urody i majestatu tej przyrody człowiek schodzi na drugi plan. Kiedy patrzę na te zdjęcia, uderza mnie skala zachowana pomiędzy przedstawieniem natury a postaci ludzkiej (często pojawiającej się tylko w tle). W wielkim teatrze przyrody, poddanym powtarzającemu się od wieków cyklowi narodzin i śmierci, istnienie ludzkie to tylko pył, jakaś drobina. Ale z drugiej strony jest w tych zdjęciach zaklęta niezwykła, chciałoby się powiedzieć metafizyczna – harmonia człowieka i świata., pełna godności, spokoju i równowagi. Ilekroć się tymi fotografiami cieszę, tylekroć zadziwia mnie, że świat na nich przedstawiony to, w gruncie rzeczy, świat idealny.


Nie przeniknęło do niego nic, nawet najmniejszy cień tej rzeczywistości, w której spełniał się prywatny los artysty. Cieszy mnie też inny jeszcze element tych wspaniałych pejzaży – światło. Poranki i zmierzchy, olśniewające słoneczne południa i nastrojowe „Szare godziny”, zatrzymane w obiektywie chwile tajemniczego zderzenia światła z powietrzem i materią. Gruzińskie fotografie Osterloffa można czytać również jako opowieść o świetle. Ono jest może najbardziej fascynującym bohaterem uwiecznionego w obrazach wielkiego teatru natury. Wybitny malarz polskiego modernizmu, Wojciech Weiss, napisał kiedyś, że „natura jest najważniejsza, a prawa nią rządzące uważam za święte.”. Nie wiem, czy Osterloff studiował jego malarstwo, ale jestem pewna, że pod tymi słowami mógłby się podpisać.


Na kameralnej scenie życia


Osterloff studiował natomiast malarstwo innych artystów. Ślady tych studiów można odnaleźć w jego fotografiach. Przetwarzając zapożyczone wzory i motywy, pozostał wierny zasadom piktorializmu. Rozumianego jako swoista estetyzacja fotografii. Nie tylko komponował swoje kadry jak malarskie obrazy. Komponował je często jako autorskie repliki konkretnych dzieł. Na pewno ważne było dla Osterloffa malarstwo Jeana Francois Milleta, uświęcające rytuał prostych czynności życia i pracy, splecionych z rytmem przyrody. Słynne „Owce” to przecież wariant obrazów Milleta przedstawiających pasterzy oraz ich trzody (Bergere gardante ses moutons, 1862; L'etoile du Beerger, 1864). Natomiast znana fotografia wiejskiej kobiety zbierającej chrust ma coś z klimatu Les Glaeuses. Poetyckiej fantazji w lesnej scenerii, zatytułowanej „Rusałki”, patronuje inny francuski malarz, Camille Corot i jego „Une matinee danse des nymphes”. Ciekawe jest to, że specyficzna intertekstualność fotografii Osterloffa obejmuje nie tylko malarstwo, lecz również fotografię, a ściślej mówiąc, konkretne arcydzieła mistrzów obiektywu. W okresie gruzińskim był nim William Cadby (1866-1937), fotograf dzikiej przyrody i portrecista. Pisząc o późnych pracach Osterloffa, krytycy wskazywali na pokrewieństwo z twórczością Leonarda Missone'a, belgijskiego mistrza obiektywu. Wspominali też Constanta Puyo (1857-1933), zwanego Commendant, znawcę i portrecistę urody kobiecej.


Edmund Osterloff chętnie fotografował swoich bliskich. Jego ulubionymi modelami byłą zona, bardzo piękna, i córka. Tyfliski cykl fotografii Natalii i Zofii, wart zresztą osobnego szkicu, czytam przede wszystkim jako poruszający, subtelny i nastrojowy pamiętnik intymny. Mówi mi wiele o scalających tę rodzinę uczuciowych więzach, głębokich i trwałych., jak się potem okaże, mimo wszystko. Układają się te fotografie również w unikatowy, kameralny zapis codziennego życia, wypełnionego zwykłymi czynnościami: poranną toaletą, praniem i wieszaniem bielizny na sznurze, pielęgnowaniem ogrodu, pieczeniem chleba lub chwilą przerwy w domowych zajęciach, przeznaczoną na odpoczynek, spacer, kąpiel w strumieniu i rozmowę. Wszystkie sytuacje są starannie zakomponowane i zatrzymane – jak na przemian, skromne wnętrze domu, ganek lub podwórko, na którym Zofia zbiera drewno na opał. I znów podobnie jak w pejzażach, światło nadaje modelom rys niezwykłości, rozprasza kontury, zaciera kształty, tworzy nastrojową i subtelną aurę. Postaci zastygają przed obiektywem w cichym trwaniu, poza czasem historycznym, jakby nieobecne, wsłuchane w siebie, a może wpatrzone we własne marzenia.


Jedną z najpiękniejszych fotografii jest mroczny i tajemniczy „List”.Młoda dziewczyna zasłania ręką twarz. W drugiej, opuszczonej bezradnym gestem, trzyma kartkę papieru. To nie była dobra wiadomość... Zofia pozowała też ojcu do portretu „Panna ciekawska”, na pierwszy rzut oka wydającego się rodzajową scenką. Bosa dziewczyna siedzi na oparciu krzesła i patrzy przez uchylone okno. A może raczej podgląda niż patrzy? Fotograf jakby przyłapał ją na gorącym uczynku; uchwycił w pozie, która wzbudza czułość dla zawsze niecierpliwej, spragnionej wrażeń młodości. Zona i córka były dla Osterloffa modelami idealnymi. Po powrocie do Polski kto inny już pozował przed jego obiektywem. Nieraz były to dziewczyny wiejskie, ubrane w kolorowe zapaski, idące z mlekiem do miasta, albo na pole, z obiadem w dwojakach. Kiedy indziej płowowłose dzieci z kozą. Mania i jej gąski, albo chłopacy pilnujący bydła na pastwisku.


Ale na wyplatanym fotelu ogrodowym w zakładzie fotograficznym w Milanówku siadały nobliwe damy z towarzystwa i szczęśliwe matki z dziećmi, przyjeżdżające na seans specjalnie aż z Warszawy. Zastanawiam się, dlaczego w żadnej z tych atelierowych fotografii nie znajduję takiego uroku, jakim emanują gruzińskie portrety rodzinne? Może tylko w jednej, zresztą arcydziele, zatytułowanej „We śnie”.


Serdecznie i całą duszą...”


Nazwany został „samotnikiem z Radomska”. W tym mieście spędził ostatnie lata, usuwając się z zawodowego życia. Nie wysyłał już prac na międzynarodowe wystawy do Londynu, Liverpoolu, Paryża, Toronto. Pogarszający się stan zdrowia sprawił, że zrezygnował z przeglądu zagranicznej literatury fachowej na łamach pisma „Fotograf Polski”. Prowadził skromną egzystencję, opiekując się żoną, która po tyfliskiej tragedii nigdy nie doszła do psychicznej równowagi. Stracił też, w jednym roku, oboje rodzeństwa. Częstymi gośćmi w radomszczańskim mieszkaniu państwa Osterloff byli bracia Różewiczowie, kilkunastoletni Tadeusz i Staś. Przychodzili oglądać klasery ze znaczkami, pamiątkę z licznych podróży siwego, smukłego pana.


Zapytano go kiedyś, jak robi się tak wspaniałe fotografie, przypominające „najsubtelniejsze angielskie miedzioryty”. Odpowiedział: „zwyczajnie trzeba – oto – serdecznie i całą duszą, nie na pokaz, a dla zadowolenia siebie samego”. Tłumaczył, że widzi „to i owo inaczej, niż jest w rzeczywistości, widzę przedmioty, których tam nie ma, ale które tak żywo mi stoją przed okiem duchowem”. Dobrze się stało, że Muzeum Regionalne w Radomsku przypomniało w tym roku twórczość Edmunda Osterloffa, marzyciela i mistyka („A niebo błogosławi...”; „Dwie chmury, dwie siostry”; „Kiedy kłosy się chylą”). Stanisław Różewicz, wybitny reżyser, powiedział do mnie kiedyś, że biografia tego artysty i zesłańca aż prosi się o film lub powieść. Ale moim marzeniem jest, by znalazł się ktoś, kto zechciałby wydać album fotografii Osterloffa, zarówno tych dobrze znanych, choćby „Na ciężkiej glebie”, jak zupełnie nieznanych, bo ukrytych w zbiorach prywatnych.


Barbara Osterloff – krytyk teatralny i historyk teatru, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii literatury polskiej. Profesor nadzwyczajny w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza i prorektor tej uczelni w kadencji 2008-2012 i 2012-2016. Autorka książki „Pejzaż. Rozmowy z Mają Komorowską”(2004) i dwutomowej monografii naukowej „Aleksander Zelwerowicz” (2011). Wieloletnia jurorka Biennale Fotografii Czarno-Białej „Postać ludzka w pejzażu”, organizowanego przez Towarzystwo Fotograficzne im. Edmunda Osterloffa w Radomsku.


http://mbc.cyfrowemazowsze.pl/


Autor: Sławomir Saładaj


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij