Golda
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęGolda Weinberg (z d. Moszkowicz) urodziła się w Pabianicach. Przed wojną wraz z rodzicami wyjechała do Anglii. W latach 30. odwiedzała swoją siostrę w Pabianicach. Brytyjscy kronikarze dziejów żydowskich postanowili uchronić od zapomnienia jej opowieść. Jednak podeszły wiek pani Goldy sprawia, że narracja nie jest zbyt płynna i kompletna.
Sklep tekstylny Goldy Weinberg, obok kina Odeon przy Sidwell Street, był żydowskim punktem orientacyjnym w Exeter, zwłaszcza podczas drugiej wojny światowej, kiedy bywali tutaj żołnierze amerykańscy pochodzenia żydowskiego. Nigdy nie dzieliła się swoim największym smutkiem. Jej mąż umarł w bardzo młodym wieku, pozostawiając jedno dziecko, ukochanego syna Izaaka, który kształcił się w prywatnych szkołach, najpierw w Bramdean, Exeter, a następnie w Tannton School. Uzyskał nawet stypendium pozwalające na ukończenie studiów w Oxfordzie. Jego dyplom znajduje się na ścianie w jej mieszkaniu. Wyjechał do Ameryki, gdzie zajmował intratne stanowisko w Princetown. Ożenił się i miał syna i córkę. Zmarł nagle w młodym wieku. Szok jaki przeżyła był trudny do zniesienia. Upłynęło sporo czasu nim odzyskała równowagę emocjonalną. W ostatnich latach swojego życia przychodziła do pobliskiej szkoły, żeby obdarowywać dzieci słodyczami.
Podczas ostatniego spotkania z przedstawicielami zespołu dokumentującego losy mieszkańców pochodzenia żydowskiego Golda Weinberg opowiadała swoją historię posiłkując się zdjęciami rodzinnymi, w większości wykonanymi przed wojną w Pabianicach, w atelier B. Krajewskiego przy Zamkowej 27.
- To są dzieci mojej siostry z Pabianic – mówiła. - Chłopiec i dziewczynka. Chłopiec był starszy. Dzieci nie żyją, zginęły podczas Holokaustu. Chłopiec miał 14 lat, gdy został zamordowany, a dziewczynka 12. Chłopiec miał na imię Fischal, ale matka wołała na niego Falec. Dziewczynka – Mania, po polsku. Przed wojną odwiedziłam siostrę i zrobiliśmy sobie wspólną fotografię. Tutaj widzicie mojego szwagra, a obok stoi moja siostra. Tworzyli szczęśliwą, zamożną rodzinę. Szwagier był bardzo przystojnym mężczyzną.
- Na tym zdjęciu jest szwagier i jego dwaj koledzy. Nie miał własnej firmy, ale był menedżerem w fabryce tekstylnej w Pabianicach, obok Łodzi. Pamiętam, że z Łodzi do Pabianic jeździł tramwaj. Ja też urodziłam się w Pabianicach. Ale wracając do mojego szwagra, on był kierownikiem w firmie żydowskiej. Za zgodą właściciela wstawił tam trzy własne krosna. Szwagier współpracował także z Polakami, mieszkającymi w pobliskich wsiach, którzy wykonywali z dostarczonego surowca zamówione tkaniny. Tkanina powstawała przez połączenie dwóch, prostopadłych do siebie układów nitek, osnowy i wątku, według odpowiedniego splotu. Surowiec stanowiła przędza. Szwagra łączyły serdeczne relacje z Polakami. Był przez nich lubiany i szanowany. Gdy byłam w Pabianicach przynieśli mu parę kanarków w prezencie. On pasjonował się ptakami. Kiedy wybuchła wojna przebywał wraz ze swoją rodziną na wakacjach, przy granicy niemieckiej. Zamiast uciekać na Zachód wrócili do domu, nie zdawali sobie sprawy do czego są zdolni naziści. W swojej naiwności uważali, iż można być faszystą i nie brać udziału w prześladowaniu Żydów.
Ponieważ mój szwagier był znaną osobą naziści zatrudnili go w swoim biurze. Wieczorami wracał do domu, do rodziny. Przynosił informacje ważne dla mieszkańców getta. Nie podobało się to Niemcom i zastrzelili mojego szwagra. Dowiedziałam się o tym dopiero po wojnie. Jego syn miał 14 lat, ale wyglądał na siedemnastolatka. Naziści wywozili młodych ludzi z getta. Zabrali go prawdopodobnie do Treblinki. Wszelki słuch po nim zaginął.
Po zamordowaniu jej męża, naziści kazali się mojej siostrze wyprowadzić z zajmowanego do tej pory mieszkania. Mieszkanie znajdowało się w dużym budynku, w którym była przed wojną szkoła. Budynek należał do moich rodziców. Pieniądze pochodzące z wynajmu budynku przesyłano rodzicom do Anglii. Oni chorowali i chcieli wrócić do Pabianic. Siostra wraz z córką została wywieziona do getta w Łodzi. Nie przeżyły Holokaustu..Moi rodzice planowali przenieść się do rodzinnego miasteczka latem 1939, ale los sprawił, że oboje zmarli, prawie jednocześnie wiosną 1939 r.
Golda ogląda rewers zdjęcia z Pabianic. - Te napisy są w jidysz – tłumaczy – a te w hebrajskim. Jacob Moscovitz (Jakub Moszkowicz) . Moscovitz to moje pierwsze nazwisko. Na zdjęciu jest cała rodzina z Pabianic. Nikt nie przeżył. Miałam także starszego brata. Nie wiem co się z nim stało. Mieszkał w Pabianicach, miał żonę, ale był bezdzietny. Dowiedziałam się, że ocalał pewien człowiek, który był w obozie z moim bratem. Dostałam adres. Nie znałam tej rodziny, ponieważ to rodzice prowadzili całą korespondencję. Zwłaszcza ojciec, który należał do znanych przedsiębiorców w Pabianicach w branży tekstylnej. Tak więc przemogłam się i napisałam do tego człowieka. Odpowiedział, że widział mojego brata w obozie koncentracyjnym, ale prosił jednocześnie, żebym zaprzestała poszukiwań. Zgłosiłam się także do Czerwonego Krzyża, ale oni również nie byli w stanie mi pomóc.
Jewish Telegraphic Agency
W komunikatach prasowych Żydowskiej Agencji Telegraficznej znajdujemy wzmianki o Pabianicach.
8 grudnia 2014 r.
(…) Pogrzeb Fanny był pierwszy w jakim uczestniczyłem w 1972 r. Była najstarszą spośród sześciorga rodzeństwa, które w 1905 r. wyemigrowało wraz z rodzicami Aaronem i Rebeką Frishman z Pabianic, Polska do Paterson, USA. Spotkałem tylko jedną siostrę Fanny, moją ciotkę Minnie, która mieszkała w Paterson z mężem Joe Brooksem, aż do śmierci u schyłku lat 70. XX wieku. Reszta rodzeństwa pozostała w metropolii nowojorskiej do końca swoich dni. (…)
2 stycznia 1964 r.
Trzej Żydzi uhonorowani przez królową Anglii
(…) dr Barnett Stross, członek parlamentu, znalazł się na, opublikowanej dzisiaj, liście osób, które otrzymały szlachectwo. 64-letni lekarz, urodzony w Pabianicach, Polska przewodniczył m.in. grupie przyjaciół Muzeum Sztuki w Izraelu. (…)
28 sierpnia 1945 r.
Decyzja o eksterminacji Żydów europejskich została podjęta w 1940 r. w Berlinie na konferencji z udziałem Adolfa Hitlera oraz innych wysokiej rangi nazistów – zeznał dr Hans Mayer, były komendant getta w Pabianicach, gdzie przebywało 8 tysięcy Żydów. Mayer, który znajduje się obecnie w dyspozycji amerykańskich władz wojskowych powiedział, że w konferencji uczestniczyli Heinrich Himmler, Joseph Goebbels, Reinhard Heydrich oraz inni liderzy nazistowscy. Prasa londyńska donosi, że według Mayera przyjęty został wtedy plan zgodnie z którym wszyscy niezdolni do pracy będą zagazowani, pozostali będą wykorzystani jako niewolnicza siła robocza do czasu, gdy nie będą zdolni do dalszej pracy, wówczas zostaną wymordowani.
15 października 1945 r.
(…) W lokalnych wspólnotach żydowskich w Polsce rejestrowane są osoby ocalałe z Holocaustu : 146 w Pabianicach (…).
11 sierpnia 1943 r.
Według nadesłanego raportu, większość Żydów deportowanych z Francji w okolice Łodzi i Pabianic, okupowana Polska, została wymordowana przez nazistów. Osoby, które pozostały przy życiu pracują po 18 godzin każdego dnia na budowach. – Wraz z nadejściem jesieni, gdy ustaną prace budowlane, Żydzi będą wymordowani – stwierdza raport.
16 stycznia 1942 r.
(…) Informacje o złym traktowaniu Żydów przez nazistów zostały opublikowane przez polski rząd emigracyjny w tzw. czarnej Księdze i przekazane stronie brytyjskiej. Przerażające szczegóły masowych egzekucji Żydów z Warszawy, Pabianic, Łaskarzewa i innych miast znajdują się w rozdziale dotyczącym nazistowskiego barbarzyństwa. (…)
3 stycznia 1940 r.
Potwierdzenie nazistowskich zbrodni na Żydach w miastach regionu łódzkiego przynosi niemiecka gazeta z Breslau „Schlesische Zeitung”. (…) w Pabianicach 9 Żydów i jedna Żydówka zostało ubiczowanych za odmowę oddania honorów policjantom niemieckim.
13 lutego 1940 r.
Powiedziano miejscowy Niemcom, że mają wspomagać gestapo w akcjach wymierzonych w Polaków i Żydów. Według polskich źródeł taka sytuacja występuje we wszystkich miejscowościach – Zduńska Wola, Brzeziny, Zgierz i Pabianice, gdzie wysiedlano Żydów. Tamtejsi Niemcy plądrują żydowskie mieszkania.
4 marca 1934 r.
Chuligani w Pabianicach, koło Łodzi zaatakowali kiermasz Żydowskiego Funduszu Narodowego i zniszczyli lokal. Dwóch syjonistów zostało rannych. Policja aresztowała 5 chuliganów.
13 marca 1934 r.
5 endeków (Narodowa Demokracja), których aresztowano w Pabianicach drugiego marca br. za napaść na kiermasz Żydowskiego Funduszu Narodowego (Keren Kayemeth) otrzymało wyroki sądowe. Dwaj młodzieńcy zostali ukarani dwutygodniowym pozbawieniem wolności, a trzej pozostali dostali trzy tygodnie aresztu.
25 lipca 1934 r.
(…) Piorun poraził śmiertelnie chuligana, który w maju zranił rabina Pabianic Mendla Altera.
30 października 1931 r.
Bezrobotni Żydzi zaatakowani przez bezrobotnych nie- Żydów przed Biurem Pracy w Pabianicach
Mnóstwo plakatów pojawiło się ostatnio na murach domów w dzielnicach robotniczych Łodzi oraz Pabianic i Bełchatowa, o następującej treści: „Mamy 250 tys. robotników polskich, którzy są bez pracy i chleba, podczas gdy wokół kręci się 3 miliony Żydów zjadających polski chleb”. Pogoń ich i połóż kres niesprawiedliwości – nawoływały plakaty. Podsycanie niechęci przyniosło już niebezpieczne skutki. W Pabianicach bezrobotni nie będący Żydami zaatakowali przed Biurem Pracy bezrobotnych Żydów, dwaj z nich Grinstein i Fershter zostali poważnie poturbowani. Bezrobotni Żydzi wystąpili z prośbą do swojej gminy, aby ta zwróciła się do Biura Pracy o wypłacanie im w terminie zasiłków celem uniknięcia dalszych nieporozumień.
23 września 1931 r.
Starcie dwóch rywalizujących grup społeczności żydowskiej w polskim miasteczku doprowadziło do zatrzymań w przeddzień święta Yom Kippur
Starcie między zwolennikami kierownictwa gminy w Pabianicach, koło Łodzi, a ich przeciwnikami doprowadziło do kilkunastu aresztowań po obu stronach konfliktu. Spór powstał, kiedy grupa stu Żydów pozbawiona prawa głosu w ostatnich wyborach na podstawie 20. paragrafu żydowskiego prawa wspólnotowego, sprowadziła na swój koszt rytualnego rzezaka, aby przygotować drób na wigilię święta Yom KIppur, pozbawiając tym samym dochodu gminę żydowską. Zwolennicy zarządu gminnego, kierowanego przez Agudę podjęli próbę przeciwdziałania, wywołując poważne zamieszki, podczas których zostały wybite okna w budynku gminy żydowskiej. Wszystkich zatrzymanych zwolniono po wyjaśnieniach złożonych w siedzibie policji.
19 listopada 1931 r.
Antyżydowskie zamieszki na polskiej prowincji po śmierci studenta Wacławskiego
(…) Żydzi zostali także zaatakowani w Pabianicach, koło Łodzi oraz w Kowlu. Tłuczono szyby w domach żydowskich a kilku Żydów zostało pobitych przez uczniów na ulicach.
Jewish Telegraphic Agency (JTA) jest międzynarodową agencją informacyjną. Powstała w 1917 roku, od 1922 jej centrala znajduje się w Nowym Jorku. Zbiera i upowszechnia wiadomości dotyczące społeczności żydowskich na świecie.
Informacje o Żydach z Pabianic zamieszczał również The New York Times Magazine. W 1984 roku ukazywały się fragmenty Kronik Łódzkiego Getta. Dzięki pabianickim Żydom pracującym w sortowni ubrań po zagazowanych, która znajdowała się w Dąbrowie, obok Pabianic, mieszkańcy łódzkiego getta dowiedzieli się jaki los spotkał ich bliskich. Sortowacze znaleźli wśród odzieży i odpadów papierowych banknoty (rumki), obowiązujące tylko na terenie getta w Łodzi. Pabianiczanie po przybyciu do Łodzi podzielili się swoją wiedzą z towarzyszami niedoli, wywołując zrozumiałe przerażenie.
May 22, 1942
The Jews from Pabianice (a city in Lodz province) who were recently settled in the ghetto say that in the (nearby)) village of Dąbrowa, warehouses for old clothes have recently been set up on the grounds of a factory idle since the war began. Each day, 30 or so Jews from the Pabianice ghetto are sent to sort the goods. Among other things, they have noticed some of our Rumkis (the ghetto currency, which took its name from Chairman Rumkowski, whose signature appeared on the bills), which had fallen out the billfolds. The obvious conclusion is that some of the clothing belongs to people deported from this ghetto.
O pabianiczanach w łódzkim getcie pisze także w swoim pamiętniku Dawid Sierakowiak (1924-1943). Przybysze prezentują się nieźle, chociaż są ogołoceni ze wszystkiego i zmęczeni. Nie wiedzą jeszcze co się stało z ich najmłodszymi dziećmi, osobami chorymi i starszymi. Podobnie jak Żydzi niemieccy noszą na piersiach łatę z napisem „Jude”. Autor pamiętnika prognozował, że już w najbliższy piątek pabianiczanie wraz z mieszkańcami Brzezin i niektórymi łodzianami oraz z przybyszami z Czech i Niemiec będą deportowani. Nie omieszkał zaznaczyć, że pabianiczanie zostali w swoim mieście „ostemplowani” i podzieleni na dwie grupy: zdolnych do pracy i niezdolnych do niej.
Sunday, May 17, 1942
The first transport of Jews from Pabianice has arrived. Separately men, separately women, separately children. They are coming impoverished and tired but they don’t look bad. Like the German Jews, they have a patch with “Jude” inscribed on their chests, but on their backs a patch like ours, only on the left side. Nobody knows what the Germans do with the children and those unable to work. The Pabianice Jews also know nothing about their elderly, their sick, and their children. Children were torn away from their mothers in the most brutal way. We are not considered humans at all; cattle for work or slaughter.
Monday, May 18, 1942
The second transport of Pabianice Jews has arrived. There is still no sausage in the workshops, and most likely there won’t be any at all.
Tuesday, May 19, 1942
It is rumored that new deportations will start on Friday. The “Germans”, “Czechs”, Jews from Pabianice and Brzeziny, and some of us (Łódź natives) are supposed to go. The Jews from Pabianice had been “stamped” there and divided into two categories: able vs. unable to work. Only those able to work were sent here.
Pamiętnik Dawida Sierakowiaka jest zaliczany do klasyki piśmiennictwa dotyczącego Holokaustu, został wydany w wielu językach: angielski, francuski, portugalski, szwedzki, włoski. Pełne polskie wydanie pamiętnika ukazało się w 2015 roku.
W książce „In the Ghettos: Teens who survived the Ghettos of the Holocaust” (1999 r.) znajdujemy wypowiedzi Rity Hilton. Rita urodziła się w 1926 r. w Warszawie, ale mieszkała w Pabianicach. Jej matka i dziadek byli znanymi dentystami, i prowadzili wspólnie gabinet. Przed wojną Rita miała szczęśliwe życie, opływała w dostatki. Wspomina jakie zmiany nastąpiły w mieście po wejściu Niemców.
Gdy Niemcy okupowali nasze miasto, nałożyli na Żydów wiele ograniczeń. Nie mogliśmy korzystać z tramwajów. Nie mogliśmy przebywać w kawiarni na parterze kamienicy. Nie mogliśmy chodzić do parku. Szkoły żydowskie zostały zamknięte. Przez okna widziałam wiele dramatycznych scen rozgrywających się na ulicy. Na przykład obcinanie brody Żydowi. Robiły to zazwyczaj wyrostki. Przypominali stadko psiaków dokuczające przechodniom. Był to dopiero początek prześladowań.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie pozostaniemy długo w naszym mieszkaniu. Mieszkaliśmy w eleganckiej części miasta, a mieszkanie było nader okazałe. Czekaliśmy tylko kiedy nas z niego wyrzucą. Niebawem przyszedł nakaz: musieliśmy pozostawić 12 kompletów pościeli, całą chińską porcelanę, wszystkie meble, kompletne wyposażenie gabinetu dentystycznego. Pozwolono nam zabrać jedynie ubrania. Wtedy też przenieśliśmy się do pabianickiego getta.
Pewien Polak zapewniał nas, że getto będzie znajdowało się na obrzeżu miasta. Nic się nam nie stanie. W getcie zostaliśmy natomiast poinformowani, iż Żydzi nie mogą posiadać pieniędzy, z wyjątkiem ograniczonej ilości marek niemieckich, żadnego złota, srebra, żadnych diamentów i wyrobów jubilerskich. Polak przekonał dziadka, że przechowa bezpiecznie jego kosztowności. Dziadek wszystkie pieniądze trzymał w tzw. złotym pasie. Oszczędności całego życia - złote monety: dolary amerykańskie, angielskie szterlingi. Oddał je Polakowi. Po utworzeniu getta nie mogliśmy się poruszać swobodnie po mieście, lecz wysłaliśmy kogoś, żeby odebrał złoty pas dziadka. Polak zaprzeczył, aby kiedykolwiek otrzymał na przechowanie jakieś pieniądze.
Getto było straszliwie przeludnione. Cale rodziny mieszkały w jednej izbie zrujnowanego na ogół domu. Reszta wegetowała w prowizorycznych przybudówkach. Nie działały wodociągi, brakowało prądu, budynki nie miały ogrzewania. Naziści uczynili życie nieznośnym. Gettem zarządzała Rada Żydowska, czyli Judenrat. Naziści wybierali Żydów do tej rady. Rada musiała organizować system oczyszczania, dystrybucję wody i żywności, ogrzewanie, pracę, pomoc socjalną i medyczną, policję. Były to wręcz niemożliwe do wykonania zadania, gdyż naziści pilnowali, żeby zawsze brakowało jedzenia, opału i medykamentów. Członkowie rady i ich rodziny cieszyli się przywilejami. Jednak były one drogo opłacone. Kiedy Niemcy organizowali wywózkę do obozu zagłady, członkowie rady musieli przygotować listę osób. Wysyłanie swoich pobratymców na śmierć stanowiło okropny ciężar dla członków Judenratu.
Z początku polskie miasta, takie jak Radom, Chełm miały „otwarte getta”. Ludzie mogli wychodzić z getta do miasta o oznaczonych godzinach. Polacy i Niemcy mogli wchodzić bez problemu do getta. Rita wspomina getto pabianickie: Pabianice były gettem otwartym. Nie było ogrodzeń z drutu kolczastego, istniały jedynie punkty kontrolne obsługiwane przez policjantów żydowskich. Polacy i Niemcy wchodzili swobodnie na teren getta. Jeśli nie zdołali cię rozpoznać, mogłeś wymknąć się na zewnątrz. Miałam kolegę, który regularnie opuszczał getto, ale nikt go nie znał w mieście. Nie mogłam pójść w jego ślady, bo ludzie mnie zapamiętali.
Getto przecinała ulica Warszawska, którą jeździł tramwaj. Po obu jej stronach były zabudowania getta. Tylko o wyznaczonych godzinach mogliśmy przechodzić na drugą stronę głównej ulicy. Ulicę przekraczało się dwa razy dziennie – rano i popołudniu. Jeśli przeszedłeś na druga stronę rano, to musiałeś czekać do popołudnia, żeby wrócić do domu.
Rita Hilton przypomina dzień 15 lub 16 maja 1942 roku, gdy opuściła getto w Pabianicach. Mieszkańcy dostali parę dni, żeby się przygotować do drogi. Nie powiedziano im dokąd zostaną wysłani. Niemcy ogłosili, że grupka ludzi pozostanie w szwalni getta. Wyselekcjonowali też osoby do porządkowania terenu. Potrzebowali również personel medyczny. Nakazano, aby sprowadzić wszystkich niepełnosprawnych – chorych oraz starców - do szpitala przy Kaplicznej. Nasza rodzina została skierowana do szpitala, żeby… doglądać potrzebujących pomocy.
W dniu likwidacji getta pozwolono nam zachować to, co mieliśmy na sobie i podręczne rzeczy w tobołkach. Nałożyliśmy kilka warstw odzieży. Po przyjściu do szpitala powiedziano nam, że mamy opróżnić dom starców, znajdujący się w getcie. Przenieśliśmy więc osoby starsze do szpitala.
Niemcy tego samego dnia poprowadzili wszystkich mieszkańców getta na stadion. Przebywałam w szpitalu, toteż nie wiedziałam co się tam działo. Dopiero następnego dnia poznałam więcej szczegółów.
Gdy weszli na ogrodzony fragment stadionu, Niemcy zaczęli oddzielać dzieci poniżej 10. roku życia od rodziców. Podobno przerzucili dziecko przez płot mówiąc: „takich nie potrzebujemy”. Rozbili główkę o deski. Zabrali wszystkie starsze osoby i dzieci na stację kolejową. Tej samej nocy kobiety, które pozostały na stadionie skierowali do Łodzi.
Następnego dnia paru naszych kolegów przyszło do szpitala. Opowiadali, że Niemcy załadowali ludzi do bydlęcych wagonów, a kobiety przewieźli tramwajami do Łodzi. To właśnie mężczyźni pozostawieni na stadionie przenieśli naszych pacjentów na wozy konne. Powiedzieli, że kto nie może chodzić, niech wsiada na furmankę.
Moja babka nie czuła się na siłach, aby iść dalej. Myślę, że to była niedziela, ponieważ na ulicach było sporo ludzi. Niektórzy spośród nich żegnali się na nasz widok.
Należało skręcić w lewo, żeby dostać się na stadion. Na stację kolejową jechało się prosto. Wozy z pacjentami szpitala pojechały na wprost, podobnie furmanka z naszymi kolegami i nagle zamarliśmy – wóz, którym jechała babcia skręcił w lewo, na stadion. (…)
Autor: Sławomir Saładaj