www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Epizody z 1863 roku

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Wieczorem 21 maja 1863 r. przez Pabianice przemaszerowała liczna grupa powstańców, składająca się z oddziałów Oborskiego, Włodka, Szumlańskiego, Słupskiego. Komendę sprawował pułkownik Oborski, zastępca naczelnika wojskowego województwa mazowieckiego.

Na początku maja 1863 r. powstańcy stoczyli bitwę z Rosjanami pod Ignacewem i zostali rozbici. Wtedy też doszło do połączenia wspomnianych oddziałów. Kolejne bitwy rozegrały się 14 maja pod Szczawinem Kościelnym koło Głąbina, 17 maja pod Babskiem niedaleko Rawy. Były to w miarę udane starcia dla strony polskiej. 20 maja powstańcy zajęli Tomaszów, a następnie ruszyli do Pabianic. Po opuszczeniu miasta nad Dobrzynką 23 maja stoczyli bitwę pod Niewieszem nieopodal Poddębic. Rany odnieśli Oborski i Włodek. Oddziały przeszły pod dowództwo płk. Calliera. 28 maja powstańcy ponieśli klęskę walcząc pod Lipicą koło Grodźca. Dowódca podjął decyzję o rozwiązaniu oddziału.

Pojawienie się dwóch tysięcy partyzantów w Pabianicach było niezwykłą manifestacją siły. Powstańcy zajęli magistrat (dawny dwór kapituły krakowskiej, obecnie muzeum), będący lokalnym ośrodkiem władzy. Napędzili strachu urzędnikom. Zniszczyli symbole carskiego panowania, przejrzeli korespondencję, zarekwirowali pieniądze z kasy miejskiej. Burmistrza i księgowego wywieźli na furmance poza miasto.

O wydarzeniu tym pisze szerzej Małgorzata Nowak „Nieznany, pabianicki epizod z dziejów powstania styczniowego”, Pabianiciana (3/1995)

W raporcie z 23 maja 1863 r. burmistrz w Pabianicach informował Naczelnika Wojennego Okręgu Kaliskiego, że „w dniu 21 b. m. około godziny 8 wieczorem przybywszy do miasta Pabianice znaczna partia powstańców z kilku tysięcy ludzi złożona a silnie uzbrojonych, pozostawszy na nocleg zaraz urzędników magistratu przyaresztowała....”

W literaturze historycznej fakt pobytu dużego oddziału powstańczego w Pabianicach w maju 1863 r. nie został odnotowany. Dlatego też w niniejszym szkicu postaram się odpowiedzieć na pytanie, jaka partia powstańcza rozbiła obóz w Pabianicach, kto stał na jej czele i jakie były losy wspomnianego oddziału przed przybyciem do Pabianic i w niedługim czasie po opuszczeniu przez niego tego miasta. Nim odpowiem na powyższe zagadnienia słów kilka warto poświęcić autorowi raportu oraz osobie jego odbiorcy.

Aleksander Jerzy Florian Bartkiewicz był z pochodzenia szlachcicem z województwa sandomierskiego. Urodził się w 1784 r. i w wieku 16 lat wstąpił w Krakowie do armii austriackiej. W 1805 r. w trakcie kampanii przeciwko Francji dostał się do niewoli. W rok później zaciągnął się do służby francuskiej w pułku cudzoziemskim. Odbył szereg kampanii wojennych, głównie na terenie Królestwa Neapolitańskiego. Stopniowo zdobywał kolejne stopnie wojskowe, awansując w 1807 r. na starszego sierżanta, a w 1812 r. na podporucznika.

W 1813 r. rozpoczął służbę w armii polskiej, uczestnicząc w kampanii 1813-1814. Następnie służył w armii Królestwa Polskiego, a konkretnie w 6. pułku piechoty liniowej, gdzie w 1819 r. doczekał się stopnia porucznika. Przez pewien czas znajdował się w korpusie weteranów (od 1823), lecz w 1829 r. powrócił do służby czynnej w swym starym pułku. Wraz z nim uczestniczył w powstaniu listopadowym. Po jego upadku złożył dymisję w 1832 r.

Od 1838 r. pełnił, początkowo zastępczo, obowiązki burmistrza w Pabianicach. W 1841 r. powołany został na urząd burmistrza w tym mieście, który pełnił nieprzerwanie ponad 20 lat. W okresie powstania styczniowego Aleksander Bartkiewicz był człowiekiem w podeszłym wieku. Starał się zachować lojalność w stosunku do władz carskich, ale jednocześnie dyskretnie współpracował z organizacją niepodległościową i powstańcami. Świadczą o tym jego raporty do urzędników carskich, wysyłane z pewnym opóźnieniem i bardzo ogólne w swym charakterze.

Jednym z 9. okręgów wojskowych utworzonym przez dowództwo rosyjskie 23 stycznia 1863 r. był okręg kaliski, obejmujący między innymi powiat sieradzki. Dowódcą kaliskiego okręgu wojennego był gen. por. Andrej Brunner. Działalność jego nacechowana była bardzo dużą ostrożnością, wręcz zbliżoną do bojaźliwości. Bardzo często unikał starć zbrojnych z oddziałami powstańczymi. Wysyłanym w teren silnym kolumnom polecał powracać na noc do garnizonu. Toteż dowództwo rosyjskiej armii okupacyjnej posyłało często do okręgu kaliskiego samodzielne kolumny ruchome. Na początku lata 1863 r. dowództwo rosyjskie na miejsce wielkich okręgów wojennych powołało do życia szereg nowych, niewielkich okręgów wojskowych, między innymi w Łodzi, w skład którego weszły również Pabianice. Na miejsce odwołanego Brunnera przybył do Kalisza gen. por. Masłow.

Ogólne informacje o oddziałach powstańczych pojawiających się późną wiosną 1863 r. w okolicach Łodzi zawierają notatki z czasów powstania styczniowego sporządzone przez Józefa Zajączkowskiego. Był on cywilnym naczelnikiem miasta Łodzi. Wspominał, że w tym czasie w pobliżu Łodzi pojawiły się oddziały Oxińskiego, Szumlańskiego, Gąsowskiego, Rudzkiego, Taczanowskiego, Parczewskiego, Syrewicza i Skrzyńskiego.

Opublikowany raport burmistrza Tomaszowa Mazowieckiego, Lenartowskiego z 21 maja 1863 r. do naczelnika powiatu rawskiego Trautsolta pozwala nam dokładnie określić, o których dowódców chodzi w interesującej nas sprawie. Późnym wieczorem 19 maja partia powstańcza składająca się z trzech osobnych oddziałów Oborskiego, Włodka i Szumlańskiego przybyła do Tomaszowa od strony Inowłodza. Liczbę powstańców oceniał Lenartowski na blisko 2 tys. ludzi. Zniszczyli oni herby cesarstwa, portrety i popiersia carskie oraz tablice drogowskazowe. Przejęli także sumę 1 500 rubli z kasy miejskiej. Po przenocowaniu na rynku w Tomaszowie opuścili oni przed południem to miasto, uprowadzając ze sobą burmistrza. Po przybyciu do wsi Rudnik w pobliżu Będkowa, spożyli obiad i zamierzali jeszcze przed wieczorem wyruszyć dalej. Jednak z powodu gwałtownego deszczu wymarsz odwlekł się i dopiero po ustaniu ulewy powstańcy rozpoczęli dalszy marsz około 2 godz. po północy w kierunku Będkowa. Zwrócili także wolność burmistrzowi Lenartowskiemu, pozwalając mu na powrót do Tomaszowa.

W celu bliższego przedstawienia powstańców wkraczających w maju 1863 r. do Pabianic scharakteryzować należy pokrótce rozwój powstania na obszarze województwa mazowieckiego w okresie od schyłku marca do końca maja 1863 r., ze szczególnym uwzględnieniem działalności wymienionych powyżej dowódców. Po bitwach pod Pątnowem i Mikorzynem rozegranych 22 marca 1863 r. rozbiciu uległ oddział płka Kazimierza Mielęckiego, pełniącego funkcję naczelnika sił zbrojnych województwa mazowieckiego. Poważnie ranny w tej ostatniej bitwie Mielęcki wywieziony został do Wielkiego Księstwa Poznańskiego, skąd kierował poczynaniami powstańców, lecz już 9 lipca 1863 r. zakończył życie. W okresie od schyłku marca do początków maja 1863 r. funkcje zastępcy naczelnika wojskowego województwa mazowieckiego sprawował Alfons Seyfried, który zorganizował oddział w okolicach Ruszkowa nad Gopłem. W początkach kwietnia w lasach między Sompolnem a Ślesinem sformował partię składającą się z około 200 ochotników ppłk Oborski, przed powstaniem oficer samodzielnego pułku ułanów wojsk rosyjskich.

Około połowy kwietnia w granice Królestwa Polskiego wkroczyła grupa pod dowództwem Leona Younga de Blankenheim, byłego st. sierżanta armii francuskiej, mianowanego przez władze powstańcze na stopień pułkownika. Kolejny oddział, liczący około 200 kawalerzystów, utworzył też w tym czasie kpt. Piotr Solnicki. W niedługim czasie partie Oborskiego i Solnickiego połączyły się z siłami Younga, przechodząc pod dowództwo tego ostatniego. W kawalerii służył w charakterze szefa sztabu Karol Włodek, były oficer artylerii wojsk rosyjskich. Następnie dołączyła do powyżej wspomnianych także grupa Seyfrieda i wówczas liczebność powstańców wzrosłą do około 1500 ludzi.

W bitwie pod Nową Wsią kolo Sompolna 26 kwietnia Young pokonał oddział rozpoznawczy mjra Nielidowa wysłany z Włocławka. Podczas pierwszego ataku kawalerii otrzymał śmiertelny postrzał Solnicki, a dowództwo po nim przejął natychmiast Włodek. Po tej bitwie rozdzieliły się siły Younga, Oborskiego i Seyfrieda. Podczas gdy Young obozował pod Brdowem, to partia Oborskiego przesunęła się w kierunku Izbicy. Zaatakowanemu pod Brdowem oddziałowi Younga 29 kwietnia przez silną kolumnę ruchomą gen. mjra Kostandę odmówił pomocy stacjonujący w pobliżu pod Babiakiem Seyfried.

Oborski nadesłał odsiecz w sile jednego plutonu strzelców oraz kawalerzystów. Jednak strzelcy przybyli za późno, zaś kawalerzyści nie odegrali w walce żadnej roli. W rezultacie oddział Younga został całkowicie rozbity, a sam dowódca poległ w walce. Natomiast podkomendni Seyfrieda oderwali się od ścigających ich wojsk rosyjskich i wycofali się pod Izbicę, gdzie przybył także ze swoją grupą Oborski. Ponieważ Seyfried, pomimo wezwań ze strony płka Edmunda Taczanowskiego nie uczynił nic, aby doprowadzić do współdziałania podlegających im oddziałów, otrzymał ostatecznie w początkach maja dymisję, a następnie oddany został pod sąd powstańczy.

Dowództwo po nim objął ppłk Oborski, któremu powierzono stanowisko zastępcy naczelnika sił zbrojnych województwa mazowieckiego. Oborski po otrzymaniu wiadomości od Taczanowskiego ruszył mu z pomocą, ale przybył ponoć pod Ignacew w 20 godzin po walce. W bitwie pod Ignacewem w pobliżu Sompolna, stoczonej 7 maja, siły Taczanowskiego zostały rozbite przez wojska rosyjskie gen. mjra Krasnokutskiego i gen. Brunnera. Wobec działania w okolicy znacznych sił rosyjskich, gdyż grupa gen. mjra Kostandy po zakończeniu przeczesywania okolic Ślesina przybyła do tego rejonu, zdecydowali się oderwać od nieprzyjaciela i ruszyli w kierunku południowo-wschodnim w głąb Królestwa Polskiego. Doszło do połączenia się oddziałów Oborskiego, Włodka, płk Słupskiego, który przeją pod swoja komendę resztki oddziału Younga, a także kpt. Stanisława Szumlańskiego. Siły powstańcze liczyły w sumie około 1400 ludzi. Stoczyły one szereg potyczek, a mianowicie 14 maja pod Szczawinem Kościelnym koło Gąbina, 17 maja pod Babskiem niedaleko Rawy oraz 23 maja pod Niewieszem w pobliżu Poddębic.

Oddział Oborskiego oraz grupa kawalerzystów Włodka zaatakowały we wsi Szczawin Kościelny, na południowy zachód od Gąbina, silny oddział rosyjski podpułkownika Helferdinga. Strzelcy ukryci w lesie otworzyli ogień do Rosjan. Po dłuższej wymianie ognia oraz użyciu przez nieprzyjaciela czterech dział Oborski pod wieczór zarządził odwrót. Helferding nie znając dobrze sił powstańczych nie ryzykował zarządzenia pościgu za nimi i wycofał się do Gostynina. Z kolei płk Oborski przeszedł przez Gąbin, Czermno, Budy, Słubice oraz Iłów i wkroczył do ziemi rawskiej.

W bitwie pod Babskiem, na północny wschód od Rawy, powstańcy pod ogólnym dowództwem płka Słupskiego w około trzygodzinnej walce odparli i zmusili do odwrotu 6 rot piechoty i 100 kozaków pod wodzą podpułkownika Dawidowa. Bezpośrednio po tym płk Słupski w nocy z 17 na 18 maja zajął Rawę, skąd nazajutrz podążył w kierunku Inowłodza i Tomaszowa. Należy sprostować panujący w literaturze pogląd, ze połączone oddziały powstańcze wyruszyły z Tomaszowa w kierunku Piotrkowa.

Jak już powyżej wspomniałam, grupa ta 20 maja podążyła z Tomaszowa do Rudnika, skąd następnie przez Będków i zapewne Tuszyn lub Rzgów dotarła 22 maja wieczorem do Pabianic. Jak dalej relacjonował burmistrz pabianicki partia powstańców „zaraz urzędników magistratu przyaresztowała, pocztę przechodzącą zrewidowała, następnie pozdejmowali herby czyli orły, portrety Najjaśniejszego Pana, jak również zabrawszy pieniędzy z kasy ekonomowej rubli 800 (…) oraz kocioł szlachtuzowy, na drugi dzień z rana to jest dnia wczorajszego zabrawszy ze sobą na furmankę podpisanego i kasjera wywieźli o kilka mil od miasta Pabianic i dopiero przed wieczorem uwolnili, skoro więc wróciłem z powrotem już poczta odeszła, o czym mam zaszczyt Naczelnikowi Wojennemu zaraportować”.

Kolejną bitwę powstańcy stoczyli 23 maja pod Niewieszem, na północny zachód od Poddębic. W zwycięskiej walce starli się z dwoma rotami piechoty i szwadronem huzarów dowodzonych przez ppłk Broemsena. Jak z powyższego wynika po opuszczeniu Pabianic powstańcy dotarli do miasteczka Poddębice. Na wieść o zbliżaniu się od strony Łęczycy kolumny wojsk rosyjskich, Oborski zdecydował się na podjęcie walki. Powstańcy opuścili Poddębice i podeszli do wsi Niewiesz, gdzie rozegrała się bitwa. Rosjanie ustępując przeważającym silom powstańców zabarykadowali się w obszernej murowanej karczmie i stojącej przy niej murowanej wozowni w samej wsi , której nie zdołano zdobyć.

Z powodu nadciągającej nocy walka została przerwana. Następnie oddział Oborskiego wycofał się do Poddębic, pozostawiając rannych w miejscowym szpitalu. W bitwie pod Niewieszem rany odnieśli Oborski i Włodek. Ciężko ranny Oborski przewieziony został do miejscowości Góry, własności naczelnika powstańczego powiatu konińskiego, Juliana Wieniawskiego, który następnie przetransportował go przez granicę na teren Wielkiego Księstwa Poznańskiego, gdzie w Trzemesznie przechodził dłuższą rekonwalescencję. Dodajmy jeszcze, ze 1 czerwca na zastępcę naczelnika wojskowego województwa mazowieckiego w miejsce Oborskiego powołany został przez Mielęckiego, płk Edmund Callier.

Początkowo dowództwo nad całością sił powstańczych przejął Słupski, zaś w miejsce rannych oddziałami ich dowodzili mjr Gruszczyński i mjr Gałecki. Na mocy rozporządzenia Mieleckiego omawiana partia przeszła pod dowództwo płka Calliera. Callier po przybyciu do obozu powstańczego osobiście przejął dowodzenie piechotą, jazdę zaś powierzając Słupskiemu. W Paprotni kolo Konina nastąpiła reorganizacja oddziałów według rodzajów broni. 28 maja Callier przekroczył Wartę i operował ze swym oddziałem w okolicach Konina, Rychwała.

Wysłany 28 maja podjazd pod dowództwem Słupskiego dotarł pod sam Konin. 30 maja pod Grochowami stoczył Callier zwycięską potyczkę z oddziałem ppłk Broemsena, składającym się z 4 kompanii piechoty, szwadronu huzarów i 100 kozaków. W pobliżu Lipicy Callier rozdzielił swe siły, pozostawiając Słupskiego i dowódcę jednego z trzech oddziałów strzelców Szumlańskiego przy taborach. Ponownie zaatakowany następnego dnia poniósł porażkę w walce z tym samym oddziałem rosyjskim pod Lipicą koło Grodźca. W czasie nocnego marszu w deszczu powstańcy pobłądzili i cała partia poszła w rozsypkę. Sam Callier , przy którym pozostało zaledwie około 100 ludzi, będąc zagrożonym ze wszystkich stron przez przeważające siły nieprzyjaciela, podjął decyzję o rozpuszczeniu oddziału.

Warto także podkreślić, że w późniejszym czasie ppłk Słupski i kpt. Szumlański przeszli pod bezpośrednie dowództwo płka Edmunda Taczanowskiego, do którego dołączył wyleczony z ran Włodek.

Nic natomiast nie wiemy, czy do przechodzących przez Pabianice powstańców dołączyli jacyś ochotnicy z tego miasta. Wstępowanie w szeregi powstańcze w trakcie przemarszów oddziałów partyzanckich jest powszechnie znane i pośrednio w odniesieniu do Pabianic potwierdza je pismo kolejnego burmistrza miasta Wołyńskiego, który 24 października 1864 r. odpowiadając na zapytania Komisji Polowo-Śledczej w Kielcach napisał między innymi: „Przez m. Pabianice przechodziły liczne bandy buntowników pod rozmaitymi dowódcami i ze te przymusowo brały [wcielały w szeregi powstańcze] o tym nam wiadomo...”

Aleksander Bartkiewicz ustanowił rekord długości sprawowania urzędu, będąc przez 20 lat burmistrzem Pabianic. Syn Stanisław był szanowanym lekarzem łódzkim. W Pabianicach urodził się także wnuk Aleksandra – Zygmunt Bartkiewicz, pisarz, dziennikarz i felietonista. Autor m. in. „Złego miasta” (1911) . Przez czternaście miesięcy był mężem aktorki Mieczysławy Trapszo, znanej później jako Mieczysława Ćwiklińska..

Pracę magistratu pabianickiego powstańcy zakłócili już w styczniu 1863 r.

Zebrani powstańcy, w większości mieszkańcy Starego Miasta, z zawodu tkacze lub czeladnicy tkaccy, a także ochotnicy z pobliskich wsi (Chechło, Widzew) skierowali się wieczorem 28 stycznia do zamku pabianickiego, gdzie mieściła się siedziba magistratu. Zerwano orły carskie i inne emblematy znienawidzonej władzy, po czym odczytano manifest Rządu Narodowego. Burmistrzowi zabrano dubeltówkę i pistolety, a policjantom szable. Następnie powstańcy pomaszerowali ze śpiewem „Jeszcze Polska nie zginęła”w kierunku Nowego Miasta do siedziby niemieckiego towarzystwa strzeleckiego, tam skonfiskowali cały zapas broni i w nocy opuścili miasto, udając się drogą przez Łask do lasów rososzyckich. Następnego dnia wyruszyła z Pabianic w tym samym kierunku liczna partia powstańców.

(A. Barszczewska „Udział mieszkańców w walkach narodowowyzwoleńczych w XIX wieku” w „Dzieje Pabianic”, Łódź 1968.

30 stycznia 1863 roku burmistrz m. Pabianic Bartkiewicz raportował naczelnikowi wojennemu powiatu sieradzkiego Smirnowowi o początku działań powstańczych w mieście, zabraniu broni i udaremnieniu przez powstańców branki.

Dnia 28 b. m. i r. tak około godz. 7-ej wieczorem kilkunastu ludzi weszli do kancelarii magistratu i zabrali dwie szable policyjne, następnie udali się do mieszkania starszego członka Towarzystwa Strzeleckiego i zabrali broń palną, która pozostawała w skrzyni opieczętowanej na składzie, i z tym udali się drogą ku Sieradzowi. Dnia następnego podobna partia zebrawszy się w wieczór udała się w tę samą stronę. Skutkiem czego, ażeby rekruci w ręce tych dwóch partiów nie wpadli, wysłać ich nie mogłem. Radca honorowy Bartkiewicz

Przemarsze pabianiczan idących do powstania zostały odnotowane w protokołach zeznań włodarza Antoniego Pokory oraz kucharza Augusta Gutkowskiego z folwarku Gajewniki (Sieradz, 13 maja 1863)

Zawezwany w dniu dzisiejszym Antoni Pokora, włodarz, znajdujący się w tym obowiązku służby u p. Kazimierza Kenszyckiego we wsi Gajewniki zeznał: co do osoby:

Nazywam się Antoni Pokora, mam lat 49, katolik, żonaty, dzietny, jestem w służbie dworskiej za włodarza we wsi Gajewnikach. Sądownie karany nie byłem, pisać i czytać nie umiem.

Co do rzeczy:

Nie pamiętam, którego dnia, lecz przypominam sobie, że w parę tygodni po Nowym Roku na zmierzchaniu zjawiło się na dziedzińcu mego pana, nie wiadomo skąd, około 40 lub więcej uzbrojonych w fuzje i kosy ludzi, bom ich nie rachował, z nazwiska i imienia wcale mi nie znanych, poubieranych w surduty, zauważyłem, że to byli ni panowie, ni chłopi. Kilku z nich zaszło do dworu i potrzebowali od pana jedzenia, a reszta pomieściła się w stodołach, gdzie po kolacji przenocowali i na drugi dzień, raniutko do świtu jeszcze, wyszli po drodze ku Wojsławicom. Zauważyłem, że i p. Kenszycki wyjechał wtedy konno i poprowadził tych ludzi do boru ku Wojsławicom, lecz w godzinę albo może i prędzej powrócił do siebie.

Zeznanie moje jako rzetelne w razie potrzeby gotów jestem zaprzysiąc i w dowód tego, jako nie umiejący pisać, takowe trzema krzyżami podznaczam.+++ Antoni Pokora

Po odstąpieniu Antoniego Pokory przywołany kucharz August Gutkowski zeznał: co do osoby: Nazywam się August Gutkowski, mam lat 43, katolik, rodziłem się w Królestwie Pruskim, służę za kucharza u p. Kenszyckiego i z tego się utrzymuję. Sądownie karany nie byłem, pisać i czytać nie umiem.

Co do rzeczy:

Kiedy w końcu stycznia r.b. przybyło na dziedziniec mego pana kilkudziesięciu ludzi uzbrojonych w fuzje i kosy, z nazwiska i imienia wcale mi nieznanych, z których kilku wszedłszy do pokoju i potrzebowali od pana posiłku, pan więc wezwawszy mnie do siebie zadysponował, ażeby im czym prędzej przysposobić jaki bądź posiłek gorącej strawy, ugotowano więc było kartofli i barszczu i odniesiono do stodół, w których reszta tych ludzi się znajdowała. Po takiej kolacji wszyscy ci ludzie przenocowali w stodołach, a nazajutrz bardzo rano wyszli po drodze ku wsi Wojsławicom. Pan mój tych ludzi przeprowadzał, lecz w parę godzin albo i prędzej do swego zamieszkania powrócił.

Ludzie ci zbrojni odziani byli przyzwoicie w surduty z grubego i cienkiego sukna i powiadano mi, że to byli fabrykanci z Pabianic i Zduńskiej Woli. Więcej nie mając do nadmienienia, zeznanie niniejsze jako rzetelne trzema krzyżami podznaczam. +++ August Gutkowski.

Już latem 1862 r. burmistrz Bartkiewicz przekazywał władzom zwierzchnim protokoły zeznań czeladników tkackich aresztowanych za przynależność do tak zwanej grupy Garibaldiego. Nie wiemy czy to był związek przestępczy, czy też, jak chciała późniejsza propaganda, konspiracja polityczna o charakterze klasowym – pierwsi miejscowi komuniści. Patronem organizacji został Giuseppe Garibaldi, bożyszcze dziewiętnastowiecznych rewolucjonistów. Dzięki burmistrzowi Bartkiewiczowi przyjmujemy, że pierwszym bojownikiem o wyzwolenie społeczne na terenie miasta był Józef Salamon.

Doszło do wiadomości władzy miejscowej, że dni temu kilka u krzyża za miastem stojącego zebrało się kilkunastu czeladników profesji tkackiej do zawarcie przysięgi do wypełnienia napadów i rabunku i że obecnymi przy zgromadzeniu byli: August Langer, żołnierz nieograniczenie urlopowany, Erentraut, Gabler i Gothelf Gerlach.

Przeto magistrat chcąc się przekonać o rzeczywistym zamiarze tego zgromadzenia zawezwał nasamprzód Augusta Langera, żołnierza nieograniczenie urlopowanego, który po zadaniu mu stosownego zapytania podał do niniejszego:

Czeladnik, który u mnie terminuje, Jan Kruschel, będzie temu trzy tygodnie, zeznał przede mną, że kilkunastu czeladników namawiało go, aby do nich chciał przystać, to nie będzie potrzebował robić i będzie miał pieniądze, gdyż chcą napaść na zamożniejszych i dokonać rabunków, i że dnia następnego mają się zgromadzić u krzyża za miastem stojącego i tam być zapisani oraz dokonać przysięgi. Będąc przeto ciekawością zdjęty udałem się w miejsce wskazane i rzeczywiście zastałem 15-tu ludzi stojących w rzędzie, a jak zauważyłem, dowódcą ich był niejaki Salamon, który nimi dyrygował. Po chwili zbliżyłem się do nich i powiedziałem: to ty dowódca, no to komenderuj, a jeżeli nie, to ja cię nauczę; uderzyłem go kilka razy rózgą, po czym tenże począł uciekać w pole i więcej nie powrócił. W dowód czego zeznanie swoje podpisuję.

Następnie przywołany został czeladnik tegoż Langera i podał: W czwartek minęło trzy tygodnie, siedząc sobie tak około godz. 9 wieczorem przed domem przybył do mnie Salamon z imienia mi niewiadomy i powiedział mi, abym mógł z nimi iść tu niedaleko za miasto, z którym było 4-ch, to jest: Edward Gramsz, August Gramsz, Keller, Aleksander z nazwiska mi niewiadomy, czeladnik, z którymi udałem się za miasto. Kiedyśmy stanęli, tak do mnie przemówił Salamon: jeżeli chcesz do nas przystać, to nie będziesz potrzebował robić, będziesz miał dosyć pieniędzy, bo my chcemy napadać na zamożnych, jak np. na p. Kruschego; odbierzemy pieniądze, jeżeli więc chcesz , to przyjdź do krzyża stojącego za miastem, tam cię zapiszę i dasz rękę, że przed nikim tego nie powiesz.

Powróciwszy do domu wyznałem to zaraz przed moim majstrem Langerem. W sobotę udałem się do miejsca wskazanego z Karolem Millerem i tam już zastałem Salamona i kilkunastu z nim, i zaraz Salamon zapytał mnie się, czy się zgadzam na to, bo moglibyśmy dzisiaj wyruszyć na rabunek. W czasie tym przybył majster mój Langer i rozpędził wszystkich. Salamon mi oświadczył, że jak przystanę, to będę miał pistolet, proch i kule do strzelania. W dowód czego, jako zeznanie moje jest rzetelne, jako nie umiejący pisać trzema krzyżami podznaczam: +++

Przywołany został Karol Miller i zeznał:

W sobotę już będzie trzy tygodnie, spotkałem się przed domem z Janem Kruschelem i poszliśmy za miasto, gdzie zastałem Salamona i kilkunastu z nim czeladników, spostrzegłszy nas Salamon przybliżył się do mnie i powiedział, żebym do ich kompanii przystał, to będę miał dużo pieniędzy, bo będziemy napadać na bogatych i będziemy rabować pieniądze, i powiedział, że zaraz możemy udać się do p. Kruschego, weźmiemy pistolety, proch i kule, a następnie udamy się do Widzewa, a jeżeli nie, to będzie płacił tym, co przystaną codziennie po 5 zł. W trakcie tej rozmowy nadszedł Langer i Gothelf Gerlach i rozpędzili nas. Na czym swoje zeznanie kończąc podpisuję: Karl Miller.

Przywołany został Edward Hirzekorn i zeznał:

Przyszedł do mnie Salamon do fabryki, w której robiłem, i powiedział mi, nie rób już więcej, bo to się nie opłaci. Ja wiem taki sposób, że możesz zarobić 30 zł tygodniowo, tylko przyjdź do mnie na wieczór. Wieczorem tak około godz. 9 udałem się do tegoż Salamona, a ze go nie zastałem w domu, bo był za miastem, pobiegłem za nim i napotkałem go za rogatką i kilkunastu z nim czeladników, a ze to było późno, nie chciałem dłużej z nimi bawić, udałem się do domu. Na czym zeznanie moje kończąc własnoręcznie podpisuję: Edward Hirzekorn.

Władysław Wiewiórowski przywołany został i podał:

W tę sobotę minie trzy tygodnie, jak z Karolem Millerem wydaliłem się za miasto na spacer, gdzie spotkałem kilkunastu czeladników, pomiędzy którymi znajdował się Salamon, i powiedział do mnie, że wiesz co, Wiewiórowski, teraz jest źle na świecie, jeden ma za dużo pieniędzy, a drugi nic nie ma, jakbyś chciał do mnie przystać, to byś miał dużo pieniędzy i nie potrzebowałbyś nic robić. Na co ja mu odpowiedziałem: daj mi pokój, ja nie chcę mieć dużo pieniędzy, jak Bóg da zarobić, to i tak będzie dosyć. Odłączywszy się od niego udałem się do domu. W dowód czego, jako zeznanie moje jest rzetelne, jako pisać nie umiejący 3-ma krzyżami podznaczam: +++

W dalszym ciągu śledztwa tego przywołanym został Ferdynand Zell i podał do niniejszego protokołu, co następuje:

W dalszym ciągu śledztwa przywołanym został Ferdynand Zell i podał do niniejszego protokołu, co następuje:

W sobotę po Zielonych Świątkach poszedłem za miasto w miejsce, gdzie przez Salamona miałem wskazane, w którym zastałem Salamona i kilkunastu innych, pomiędzy którymi znajdował się i Hirzekorn; przybywszy tam, Salamon powiedział do mnie, czy bym nie chciał do ich kompanii przystać, że będzie miał bardzo dużo pieniędzy i będę miał broń palną, pałasz, na co ja zapytałem się, skąd to weźmie. Odpowiedział mi Salamon, że to wszystko i pieniądze da pan z Widzewa; i naprzód mieli wyruszyć do Widzewa, gdzie tam miało być wszystko przygotowane. Oraz dodaję tu, że Salamon powiedział mi, że Hirzekorn ma się wydalić do innych miast za spiskiem do tej kompanii, oraz Salamon mi zapewniał, żebym się niczego nie bał, że pan z Widzewa wszystko załatwi i policji miejscowej już jest o tym wiadomo. W dowód czego własnoręcznie podpisuję: F. Zell.

Na koniec przywołany został Aleksander Keller i podał: Będzie temu trzy tygodnie, raz w sobotę wieczorem wyszedłem sobie na spacer za miasto, gdzie spotkałem 30 czeladników i razem poszliśmy dalej na spacer. Salamon przybliżywszy się do mnie zapytał się, jak mi się powodzi. Odpowiedziałem, że dosyć dobrze, a on mi powiedział, żeby do niego przystać, to więcej będę miał pieniędzy bez pracy, na co ja powiedziałem, że to zapewne sposobem nierzetelnym, i przystać nie chciałem. Na czym ukończywszy, jako nie umiejący pisać, trzema krzyżami podznaczam: +++

Przywołany Edward Gramsz zeznał, co następuje:

W pierwszą sobotę dosyć nas zgromadziło się za miastem, pomiędzy nami Salamon i Hirzekorn, którzy namawiali mnie, abym do nich przystał, że będę miał dużo pieniędzy, bo będziemy rabować bogatych, to jest p. Kruschego i p. Kindlera; nadmieniam tu, że Hirzekorn do kompanii namawiał nas dnia poprzedniego oraz Salamon mienił się dowódcą, a Hirzekorn majorem tej kompanii. Na co ja poprzestać nie chciałem i rozeszliśmy się do domu. Hiirzekorn mówił do mnie, że w czasie niespokojności w mieście Ozorkowie był kapitanem buntowników, oraz że Gustaw Wall zgromadzonej kompanii porobił znaki orderowe z papieru i mienił się być adiutantem. W dowód czego, jako pisać nie umiejący, trzdema krzyżami podznaczam: +++

Na koniec przywołany Gustaw Wall podał:

Trzy tygodnie temu, raz w sobotę wyszedłem na spacer, gdzie spotkał mnie Salamon i powiedział do mnie, że jeżeli chcesz do nas przystać, to będziesz brał co dzień 5 zł, dostaniesz nowy mundur, pałasz, fuzję, bo to wszystko da nam pan z Widzewa, i wtenczas będziemy napadać i rabować, a naprzód zabierzemy towary p. Kruschemu, oraz że dowódcą tym był Salamon, a Hirzekorn majorem, który miał się udawać do miasta Łodzi, Zgierza, Ozorkowa i Zduńskiej Woli ze spiskiem do tej kompanii, jak również Salamon mianował mnie gefrajterem, a August Gramsz przylepił mi ordery oraz ta banda ma być pod nazwą Garibaldiego. W dowód czego jako pisać nie umiejący, trzema krzyżami podznaczam: +++

Edward Gramsz dodatkowo zeznaje:

Że Hirzekorn był do wszystkiego sprężyną, bo on przybywszy z Ozorkowa namawiał Salamona do zawiązania bandy i czynienia rabunków. Do tego należą jeszcze: Linke Jan, Fur Wilhelm, August Gramsz, Wincenty Król, Ernst Kaucz, Keller. W dowód czego podpisuję: +++

W dalszym ciągu przywołany został Ernest Kaucz i podał:

Dnia nie pamiętam którego, będzie tylko temu ze 3 tygodnie, usłyszałem krzyk za miastem i tam pobiegłem, gdzie spotkałem kilkunastu czeladników bijących się, o co im chodziło, nie wiadomo mi. Razu tylko jednego Salamon mówił mi, że mógłbym oprócz roboty tygodniowo zarabiać po rublu. Jakim sposobem, tego mi nie powiedział. Jak również, że Gustaw Wall miał być w towarzystwie obrany gefrajterem, ale w jakim celu, tego mi nie wiadomo. Na dowód czego podpisuję: +++

Przywołany został Karol Keller i podał, co następuje:

Będzie temu ze 3 tygodnie, niejaki Salamon kilkanaście razy przychodził do mnie i namawiał mnie, abym do jego kompanii mógł należeć, to będę miał wiele pieniędzy bez pracy, że nas jak się zbierze kilkudziesięciu, to uderzymy na Widzew i tam będziemy rabować. Więcej nie jest mi nic wiadomo, tylko że Karol Miller w tej kompanii mianowany był szpiegiem, jak również że Hirzkorn miał być kapitanem. Na czym kończąc, jako pisać nie umiejący, trzema krzyżami podznaczam: +++

Następnie powołany został August Gramsz i zeznał:

Dnia którego nie pamiętam, ale będzie temu ze 3 tygodnie, przybył do mnie Salamon i Hirzekorn i wyprowadzili mnie za miasto namawiając mnie, abym do ich kompanii przystał, że będę miał 5 zł na dzień i dostanę fuzję, z którą mieliśmy się udać na rabunek, oraz że wyżej wspomniany Hirzkorn mustrował nas jako najstarszy dowódca tej kompanii i przysposabiał nas do rabunku. To jest kogo napotkamy, tego obrabujemy. Tego wieczora mieliśmy wyruszyć, ale gdzie, tego mi nie wiadomo, bo w czasie tej rozmowy nadszedł żołnierz Langer i rozpędził nas; oraz tu dodaję, że Karol Miller był pomocnikiem Hirzekorna i Salamona, jak również że Gustaw Wall miał być gefrajterem, gdyż miał na jednym ramieniu szlifę z papieru. W dowód czego zeznanie swoje, jako pisać nie umiejący, trzema krzyżami podznaczam: +++

Przywołany Jan Linke podał:

W ten poniedziałek minęło 3 tygodnie, jak we wsi Jutrzkowice spotkałem się z Salamonem i 6-ma czeladnikami, to jest: Karol Miller, Władysław Wiewiórowski, Wincenty Królik, Ernest Kaucz, Gustaw Wall. Salamon przybliżył się do mnie i namawiał, abym chciał do niego przystać, to będzie mi płacić 5 zł dziennie i da nam broń, z którą mieliśmy się udać do szlachty, następnie do p. Kruschego, zabrać mu towary i dalej rabować na drogach. Jak również słyszałem, że Hirzkorn miał być najstarszym dowódcą tej kompanii oraz że Edward Gramsz wspominał mi, że tę broń i pieniądze mamy odebrać z Widzewa. W dowód czego, jako pisać nie umiejący, 3-ma krzyżami podznaczam: +++

Wincenty Król przywołany, podał:

Będzie temu ze dwa tygodnie, razu jednego będąc w karczmie wywołany zostałem przez Hirzekorna i Salamona, którzy namawiali mnie, abym do nich mógł należeć, że będę brał codziennie zł 5. Hirzekorn zmuszał mnie koniecznie do mustrowania, lecz ja nie chciałem na to przystać, poszedłem do domu i o tym majstrowi oświadczyłem. Nasamprzód mieliśmy się udać do Widzewa, a następnie o mil 3, ale gdzie, to mi jest nie wiadomo. W dowód tego podpisuję.

Jeszcze bliższe szczegóły dokonać się mianego czynu zbrodniczego wskazaniem świadków wskaże pod przysięgą p. Herman Krusche.

Raport burmistrza m. Pabianic Bartkiewicza do naczelnika pow. sieradzkiego Kamionowskiego o zawiązaniu przez 15 czeladników tkackich nielegalnej organizacji i o aresztowaniu 4 członków grupy. Dnia 7 lipca 1862 r.

Mam zaszczyt niniejszym w. naczelnikowi powiatu donieść, że w m. Pabianicach sekretnie zawiązała się banda sprzysiężonych z 15-tu ludzi młodych czeladników tkackich złożona, mająca na celu rabunki oraz inne czyny, których wykryć nie było można. Zawezwany w. naczelnik Sieradzkiej Żandarmskiej Komendy, zjechawszy na grunt, po przejrzeniu pierwiastkowego śledztwa zadysponował odesłanie tej sprawy wraz z 14 obwinionymi, gdyż piętnasty zbiegł, po ukaranie na właściwą drogę sądową, co też przez odesłanie Sądowi Policji Prostej okręgu Szadkowskiego uzupełnionym zostało. O tym czynie władzom właściwym jednocześnie raporta złożono.

Raport burmistrza m. Pabianic Bartkiewicza do kaliskiego naczelnika wojennego gen. Brunnera w sprawie utworzenia w Pabianicach przez 15 młodych czeladników tkackich organizacji nielegalnej im. Garibaldiego. Dnia 7 lipca 1862 r.

Od pewnego czasu w mieście tutejszym sekretnie z osób sprzysiężonych, samych młodych ludzi, czeladników tkackich, zawiązała się banda pod tytułem Garibaldiego mająca na celu, jak to w kopii dołączone pierwiastkowe śledztwo udowadnia, rabunki oraz inne czyny, których odkryć w żaden sposób można było. Po zbadaniu więc tych okoliczności zauważono konieczną potrzebę, w celu dojścia rzeczywistości czynu, najsampierw przed złożeniem raportów władzom innym, wyższym, donieść o tym w. naczelnikowi Sieradzkiej Żandarmskiej Komendy i zarazem upraszać o spieszne zjechanie na grunt m. Pabianic, a tym sposobem bliższe zbadanie tego przedmiotu oraz uśmierzenie go w samym zarodzie złego, ażeby nie wywołało następstw jeszcze daleko ważniejszych, jakie w roku zeszłym 1861 w m. Łodzi, pow. łęczyckim miały miejsce. Zjechawszy więc na grunt w. naczelnik Żandarmskiej Komendy w dniu wczorajszym po przejrzeniu pierwiastkowego śledztwa zalecił podpisanemu całej tej sprawy wraz z obwinionymi odesłanie na drogę sądową, co też uzupełnionym zostało przez odesłanie obwinionych wszystkich prócz jednego, przed rozpoczęciem śledztwa zbiegłego, do Sądu Policji Prostej okręgu szadkowskiego.

O czym mam zaszczyt j.w. naczelnikowi wojennemu niniejszym zaraportować.

Sądowi Policji Prostej okręgu Szadkowskiego pod dn. 6/18 sierpnia 1862 r. za nr 1566 : Józef Salamon ujęty, transportem odstawiony został.

W. naczelnikowi Sieradzkiej Żandarmskiej Komendy w Sieradzu pod dn. 7/19 sierpnia 1862 r. za nr 1580: nadesłanie sądowi szadkowskiemu Józefa Salamona. Zdrojewski sekretarz.

Burmistrz Bartkiewicz zajmował się wieloma sprawami. W „Źródłach do historii klasy robotniczej okręgu łódzkiego”, Łódź 1957 znajdujemy jeszcze jeden interesujący dokument.

Pismo burmistrza m. Pabianic Bartkiewicza do Magistratu m. Zgierza z żądaniem ujęcia zbiegłego czeladnika. Dnia 7 marca 1855 r.

Józef Pycio, czeladnik tkacki, w dn. 19 lutego/3 marca opuściwszy majstra i żonę z dzieckiem, podług powziętej wiadomości, udać się miał do miasta tamecznego na żebraczkę.

Wezwać przeto ma zaszczyt szanowny magistrat tameczny, aby tegoż wyśledzić, ująć i transportem odesłać raczył. Radca honorowy Bartkiewicz

Rysopis: Wzrost mały, włosy blond, oczów siwych, lat 31 liczący, ubrany w kożuch stary ordynarny, czapka z daszkiem czarna, spodnie letnie szare i buty stare. Bartkiewicz

W lwowskim Przeglądzie z 19 stycznia 1864 roku ukazała się wzmianka o kontrybucji nałożonej na Pabianice.

Obok ogólnych kontrybucji nałożonych na kraj, każdy naczelnik wojenny moskiewski, nakłada wedle upodobania za lada pozorem kontrybucje na pojedyncze wsie i miasta. (…)

W Pabianicach podsunął się pod rogatkę oddział kilkuset powstańców, 8 konnych wpadło na chwilę do miasta i zawróciło natychmiast na powrót. Powstańcy odciągnęli następnie tą samą drogą, którą przybyli. Bremsen naczelnik okręgu nałożył na miasto 2.000 rubli kontrybucji.

Edward Ligocki we wspomnieniach „Dialogi z przeszłością”, 1970 mówi o Ludwiku Piotrowskim, który „żył w małym domku koło Pabianic”, był uczestnikiem powstania listopadowego i styczniowego, a zmarł w wieku 114 lat.

(…) Losy młodszego Ludwika, potoczyły się przedziwną koleją. Wiem o nim więcej, gdyż zmarł dopiero w roku 1916, mając lat sto czternaście i odwiedzał go niejeden z rodziny. Wpierw student warszawskiego uniwersytetu, później porucznik strzelców konnych, ileś tam razy ranny w powstaniu, zesłany został w roku 32 do katorgi na Sybir, wrócił stamtąd przy końcu lat pięćdziesiątych, zabrał się od razu do organizowania nowego powstania, znów odniósł serię ran ciętych i znów trafił na Sybir, na dożywotnie zesłanie. Kiedy skończył w roku 1902 sto lat, pozwolono mu wrócić do kraju. Pomogła mu rodzina, żył w małym domku koło Pabianic. Umarł na anewryzm serca z radości, widząc w gazecie wieli nagłówek „Niepodległość Polski”. Był to tylko manifest dwóch cesarzy z 5 listopada 1916 roku. Nigdy nie pozwalał nazywać się dziadkiem, tylko wujaszkiem, powtarzał często, że świat jest pusty, i że nie nikogo. Na pytanie dlaczego nigdy się nie ożenił, odpowiedział: - Nie było czasu ani za młodu, ani przed drugim powstaniem, a na Syberii byle jakiej Jakutki brać sobie nie chciałem. Może bym się po powrocie do kraju (jako stuletni) ożenił, ale żadna mi się nie podobała. Trochę był zdziecinniały, ale żyły w nim echa powstańcze.

W zbiorze zapisków i wspomnień ”Spiskowcy i partyzanci 1863 roku” (red. Stefan Kieniewicz), 1967 znajdujemy wzmianki o Pabianicach.

Józef Zajączkowski – naczelnik powstańczy Łodzi wraca z lustracji prowadzonej w okolicach miasta.

(…) Misja skończona – należało wracać, udał się więc ku stronie południowej, a doszedłszy szosy zabrał się na jakąś furkę i przybył do Łasku. Tu zastał ruch nadzwyczajny – kozactwo pod przewodnictwem trzech żandarmów, zabrawszy w Gajewnikach dziedzica, przybyło, robiąc wszędzie rewizje, chcąc ująć naczelnika miasta Łasku Ildefonsa Dembickiego. Lecz w tej części miasta już przetrząsnęli , udając się w tymże samym celu do drugiej części, a szczególniej do probostwa, wikariatów i na pocztę – co wszystko przetrząsnąwszy popędzili ku Pabianicom, gdzie także podobnie poprzetrząsali, aresztując jednego z urzędników magistratu. Tam pozostali na noc.

O czym wszystkim dowiedziawszy się, Ojciec zanocował blisko pod miastem, a jeszcze przede dniem w wozie napełnionym flaszkami wódek przejechał Pabianice i przybył do Łodzi 19 marca 1863 r. Tu dotąd Moskwa nie zajrzała, wszystko było spokojnie na pozór, lecz w samej rzeczy zanosiło się na burzę. Setnicy nieukontentowani napomnieniami kilkakrotnymi o nadużycia, jakich się dopuszczali, zagrożeni surową odpowiedzialnością i karą za niecne postępki, nie wiedząc, gdzie i po co pojechał ich zwierzchnik, przez czas jego nieobecności podburzali swoich stronników, wymyślając najhaniebniejsze potwarze na swego naczelnika.

Między Łodzią a Pabianicami powstańcy napadli na furgon pocztowy i zabrali ważne papiery.

Wszystkie drogi do Warszawy, Kalisza i Łęczycy były zawsze pilnowane, poczty zabierane i przejrzane. Prywatne listy, przesyłki pieniężne i inne były przez naczelnika opieczętowane i odsyłane, adresowane do urzędu pocztowego, z tych nic nie zginęło. Rozkazy zaś do wojska, urzędów, jak również wszystko, co należało do Moskwy, po przejrzeniu i wyciągnięciu możliwego użytku, było niszczone bez śladu. W miesiącu lipcu 1863 r. dano znać, że wiozą ważne papiery z Warszawy do Kalisza, więc odebrano takowe w lesie między Łodzią a Pabianicami. Znajdowało się tam bardzo wiele prywatnych listów i paczka z 7777 rublami, wysłana na ryzyko własne Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego do Kalisza prywatnie. Prywatne więc listy i paczkę z pieniędzmi opakowaną i opieczętowaną pieczęcią naczelnika oddano bezzwłocznie na pocztę. Resztę zaś papierów, jako to rozkazy do wojska, nominacje, listy rozmaitych treści (w ogóle nieprzychylne naszej sprawie) spalono. (…)

Naczelnik Zajączkowski uciekając przed Rosjanami spędził noc w Pabianicach i spotkał się z setnikiem Tuszyńskim, który okazał się oszustem i rabusiem.

(..) Naczelnik, odebrawszy wiadomość z Łodzi, nie tracąc czasu wyjechał do Lutomierska, gdzie z zaspanej i wylękłej poczty ledwie koni wydostał, i na całą noc popędził do Pabianic, gdzie zawiadomiona żona przyjechała rano po odebranie i zakomunikowanie ostatecznych rozporządzeń i przestróg, tak dla niej, jako i swego zastępcy w Łodzi.

W Pabianicach zastał setnika Tuszyńskiego, któremu jako ściganemu już przez Moskwę dał żądane 20 rubli jeszcze przed dwoma tygodniami na ułatwienie ucieczki w Poznańskie, gdy on tymczasem wałęsał się po okolicy, obdzierając jej mieszkańców. Wtedy przepowiedział mu naczelnik, że zasłużony stryczek od swoich nie minie go od Moskali, jeżeli natychmiast się nie wydali. Spełniło się to smutne przepowiedzenie, gdyż niezadługo, schwytany przez żołnierzy Broemsena, powieszonym został w m. Łodzi, pozostawiwszy żonie uzbierany kapitalik.

Zanocowawszy, odesłany obywatelską pocztą dalej przez Łask, Pabianice i inne miasteczka, jadąc w prawo, w lewo, to znów wracając się i unikając stojących po różnych miejscach Moskali (były to oddziały najczęściej przebywające w Łodzi, więc prawie każdy znał go osobiście). Drugiego dnia na noc przybył do wsi Kruszyny, widząc około drogi oddziałki z kilku i kilkunastu powstańców złożone, pierzchające ku lasom, a tuż za nimi uganiającą się Moskwę. (...)

****

Odgłosy powstania styczniowego pobrzmiewają prawie po dzień dzisiejszy. W 4 numerze Nowego Życia Pabianic na niedzielę z 2000 roku Robert Adamek informował: Do działu historycznego Muzeum Miasta Pabianic nadszedł list z Australii od Olgierda Zagórowskiego, potomka naczelnika powstania styczniowego w Pabianicach, Leona Zagórowskiego. Z okazji 137. Rocznicy wybuchu walk narodowo-wyzwoleńczych 1863 r. przypomnijmy jego życie i działalność.

Leon Piotr Paweł Zagórowski urodził się 28 czerwca 1822 r. w Dłutowie Księżym w rodzinie pochodzenia szlacheckiego herbu Strzemię. Jego ojcem był Jakub Zagórowski dzierżawca probostwa dłutowskiego, urodzony w 1791 r. w powiecie radomszczańskim, a matka Anna Poleska herbu Poraj.

W 1826 r. Zagórowscy przenieśli się do pobliskiej Huty Dłutowskiej, gdzie dzierżawili tutejszy folwark do 1831 roku. Kiedy wybuchło powstanie listopadowe, w walkach brało udział trzech braci Jakuba Zagórowskiego: Józef , mieszkający po upadku powstania we Francji, gdzie założył fabrykę: Franciszek, inżynier budujący linię kolejową w Bułgarii, i Konstanty, który wyemigrował do Anglii.

Rodzina Zagórowskich osiedliła się w naszym mieście, kupując w 1832 r. od J. Fischera część folwarku Pabianice. W 1844 r. majątek ten zwany „Zagórowszczyzną” o powierzchni 240 morg i 223 prętów został przez nich sprzedany Konstantemu Bielskiemu za 2100 rubli. W 1845 r. Jakub Zagórowski postarał się dowieść swojego szlachectwa i został wpisany do Księgi Szlachty Królestwa Polskiego. Jego syn, wspomniany Leon Zagórowski, najprawdopodobniej zrezygnował ze szlachectwa. Pod wpływem modnych w owym czasie idei pozytywistycznych postanowił zostać majstrem tkackim. Podobnie uczynili jego dwaj bracia. Józef Bogumił został nauczycielem w Przedborzu, natomiast Pantaleon gospodarzył w Dobroniu.

Leon Zagórowski jako tkacz brał czynny udział w organizowaniu przyszłego powstania. W 1863 r. w Pabianicach jako powstańczy naczelnik miasta pierwszy zajmował się formowaniem oddziałów. Podejmował decyzje w sprawie rekwirowania broni u mieszkańców Pabianic i u ziemian w okolicznych majątkach. Zabraniał policji przeprowadzania branki. Pobierał podatki na rzecz powstania. Według opinii policyjnej Trepowa z 1865 r., Leon Zagórowski było głównym agentem politycznym kierującym ruchem powstańczym na naszym terenie.

Po upadku powstania styczniowego (w 1864 r.) ożenił się z młodszą od siebie o osiemnaście lat Stanisławą „Lubicz” Łomżyńską, urodzoną w 1840 r. Z tego małżeństwa przyszli na świat: Eleonora Feterowa, Klementyna Napiórkowska, Feliks (1869-1920) – nadleśniczy w Spale, potem naczelnik stacji Łódź Karolew; Adam, ożeniony z Teklą Pieniążek; Kasylda Brochocka; Emilia Nowakowska i Stanisława Biskupska, której córka Anna była żoną Jana Jankowskiego, prezydenta Pabianic.

Leon Zagórowski zmarł w Łodzi w 1883 r. Jego żona odeszła 44 lata później, w 1927 r. w Pabianicach.

****

W Nowym Życiu Pabianic nr 29/1992 r. ukazała się notka Urszuli Jaros, dotycząca odnalezienia szabel powstańczych na placu przed kościołem św. Mateusza.

Trzeciego czerwca podczas robót ziemnych na placu przed kościołem św. Mateusza brygada Wojewódzkiej Dyrekcji Dróg i Mostów dokonała cennego odkrycia. Przy fundamentach po rozebranym w ubiegłym roku budynku, na wysokości wejścia do świątyni, pod płytką warstwą ziemi znaleziono kilkanaście sztuk broni białej: szable w pochwach, fragmenty szabel i pochew, pasy skórzane. Leżały w ziemi, ułożone ciasno obok siebie, bez żadnego zabezpieczenia i uległy znacznemu zniszczeniu.

Całość znaleziska została przeniesiona do muzeum. W najbliższych dniach przedmioty te zostaną przedstawione znawcom broni z Instytutu Historii Kultury Materialnej PAN celem identyfikacji, określenia czasu powstania i, o ile możliwe, czasu przebywania w ziemi. Następnie zostaną poddane konserwacji z uwagi na znaczne zniszczenia.

Obecnie trudno jest ocenić wartość znaleziska, jego rodowód i znaczenie. Istnieją co najmniej trzy hipotezy dotyczące motywów złożenia broni na terenie placu kościelnego.

Parafia św. Mateusza jest najstarsza na tym terenie. W dziejach miasta odegrała znaczącą, historyczną rolę. Tu, przy kościele, pabianiccy powstańcy z 1863 r. składali przysięgę na wierność Bogu i Ojczyźnie. Stąd wyruszyli do powstania. Po klęsce, represje dotknęły całą ludność Pabianic. Okręg łódzki został spacyfikowany, parafii zaś zaborcy odebrali „za karę” część placu kościelnego. Później pobudowano na nim obiekt fabryczny. Właśnie przy murach tego nieistniejącego już dziś budynku złożono szable. Czyżby w ten sposób upamiętniono narodowowyzwoleńczy zryw powstańców? Czy był to akt goryczy po klęsce i sprzeciw wobec zaborcy?

A może znalezisko dotyczy okresu lat 20. XX w.? Może po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w ten sposób uczczono zrywy kilku pokoleń synów tej ziemi.

Jest też prawdopodobne, że po klęsce wrześniowej 1939 r., kiedy okupant zażądał złożenia wszelkiej broni, pabianiccy patrioci ukryli drogie sercu pamiątki w miejscu tak symbolicznym. Miejsce, sposób ułożenia broni, brak zabezpieczenia i niewielka głębokość ukrycia świadczą o tym, że aktu tego dokonywano w wielkim pośpiechu. Być może było inaczej.

Jaka jest prawda? Pytań i niewiadomych dotyczących znaleziska jest wiele. W powojennej historii miasta, jak i w okresie wcześniejszym nie spotkano się z jakąkolwiek informacją czy przekazem dotyczącym tego faktu.

***

Katarzyna Giedrojć w Życiu Pabianic z 29 stycznia 2013 roku opisała udział Pabianic w Powstaniu Styczniowym.

Już w 1862 r. nad Dobrzynką spiskowcy zawiązują tajną organizację. Mieszkający na Starym Mieście Stefan Rąbalski rekrutuje Polaków do oddziałów. Rozprowadza też pisma rewolucyjne z odezwami, że oto nastał czas, by z umęczonej Polski wypędzić zaborcę. Agitację prowadzi też Bonifacy Ławicki.

Jesienią powstaje Komitet Miejski. Są w nim tkacze i czeladnicy tkaccy ze Starego Miasta i okolic. Komitet zbiera fundusze, szykuje mundury i ekwipunek dla żołnierzy. Ale w Pabianicach nie ma wyszkolonego dowódcy wojskowego. Takiego, który potrafiłby uczyć młodych strzelać.

Tymczasem Rosjanie szykują ”brankę” do carskiego wojska. Chcą przymusowo zabrać polską młodzież. 18 stycznia do Pabianic dociera wiadomość o terminie wybuchu powstania narodowego – w noc z 22 na 23 stycznia. Ale mało kto jest do niego przygotowany.

Pod komendą Oxińskiego

Pierwsze zbrojne oddziały powstańcze organizuje tkacz Leon Zagórowski. Carska policja nazwie go później „głównym agentem politycznym”. Zagórowskiemu pomagają: Edmund Tarczyński, Bonifacy Ławnicki, Tomasz Grudlewicz oraz bracia: Marcin i Bernard Krajowie. Zagórowski i Ławicki zostają naczelnikami.

27 stycznia nasi powstańcy wyruszają drogą do Sieradza. Do oddziału pod dowództwem Józefa Oxińskiego prowadzi ich Maria Piotrowiczowa – nauczycielka z Chocianowic.

Nazajutrz grupki mężczyzn z Pabianic, Chechła i Widzewa idą na cmentarz katolicki. Tam jest punkt zborny. Broń ma niewielu, muszą ją zdobyć. Wieczorem biją kościelne dzwony, powstańcy maszerują na Zamek, śpiewając „Jeszcze Polska nie zginęła”. Na Zamku jest Magistrat. Z jego ścian powstańcy zrywają czarne orły carskie – symbol znienawidzonej władzy.

Z Magistratu wynoszą sztucery i dubeltówki. Potem maszerują na Stare Miasto, gdzie z gmachu niemieckiego towarzystwa strzeleckiego zabierają broń i cały zapas amunicji. Część oddziału nocą maszeruje drogą przez Łask do lasów rososzyckich.

Według historyków, nocą z 29 na 30 stycznia oddział pabianickich powstańców zrobił wypad do Zduńskiej Woli. Z niemieckiego towarzystwa strzeleckiego zrabował kilkadziesiąt sztuk broni palnej. 31 stycznia powstańcom udało się zdobyć broń w Aleksandrowie i Konstantynowie. Ruszyli w kierunku Łodzi. Reszta dotarła do obozów Oxińskiego, Dworzaczka, Tyca.

Józef Oxiński przydzielił pabianiczan do kompanii strzelców i kosynierów. Byli to głównie robotnicy i rzemieślnicy. W swym pamiętniku Oxiński napisał: „wszystkie cechu naszego drobnego przemysłu były tam reprezentowane – najliczniej szewcy, kilku krawców, kowale, cieśle, rzeźnicy”. W oddziale Józefa Dworzaczka znalazł się czeladnik tkacki Ignacy Bagiński, czeladnik szewski Marcin Biskupski, tkacz Jan Kołosiński i kowal Józef Komorowski.

Pabianiczanie szli do powstania wraz z braćmi i kuzynami (walczyło po 2-3 braci). W oddziale byli bracia Biskupscy, Chylińscy, Gajzlerowie, Gossowie, Gryzlowie, Malinowscy, Nowiccy, Przedmojscy, Krajowie, Skowrońscy, Wiśniewscy, Wlazłowicze.

24 lutego pod Dobrą powstańców zaatakowały wojska carskie. Zginęło 70 Polaków. Wśród nich Bagiński i Kołosiński. Antoni Wlazłowicz i Konstanty Małecki walczyli w najcięższych bojach w okręgu łódzkim: pod Dąbrową, Rychłocicami, Złoczewem, Sędziejowicami, Kruszyną.

Dzielni księża

Kanonika Leonarda Urbankiewicza Kozacy zakatowali w 1864 r. Był proboszczem parafii św. Mateusza )od 1826 r.). To z ambony jego kościoła padło wezwanie do powstania styczniowego. Tego władze carskie nie darowały proboszczowi. Według przekazów ustnych, po księdza Urbankiewicza przyszli Kozacy. Wywlekli go na przesłuchanie. Bili, 8 czerwca 1864 r. potwornie skatowany kanonik zmarł w szpitalu.

Wikariuszem był wówczas ksiądz Ignacy Bromski. To on dostał z Warszawy odezwę wzywającą Polaków do powstania, którą odważył się odczytać z ambony. Wikary Bromski odprowadzał też oddział pabianickiej młodzieży maszerującej w rejon walk. Odtąd był śledzony przez carską policję. Raz aresztowano go stanął przed komendantem miasta. Drugiego aresztowania uniknął cudem. Według ustnych przekazów: „pewnej nocy obudził się na wikariacie i dziwnym przeczuciem wiedziony wyszedł do ogrodu. Kilka chwil później wikariatka była otoczona przez żołnierzy, którzy go poszukiwali, ale nie znaleźli”.

Surowe represje

Powstańcy, których carscy żołnierze schwytali z bronią w ręku, byli siłą wcielani do wojska. Rannych i słabszych skazano na ciężkie roboty. 2 lipca 1863 r. na mocy rozkazu wielkiego księcia Konstantego utworzono „okręg wojenny miasta Łodzi i okolic”. Były w nim Pabianice. Naczelnikiem okręgu został Aleksander baron von Broemsen.

W maju nasiliły się represje. Okręg wojenny podzielono na 6 rewirów: łódzki, pabianicki, zgierski, brzeziński, tuszyński i lutomierski. Władze carskie powołały dwie komisje śledcze – do spraw aresztowanych powstańców. Na karę śmierci skazano trzech pabianiczan: Marcina Biskupskiego, Mikołaja Gołębiowskiego i Franciszka Kuligowskiego. Jednak wkrotce komisja zamieniła tę karę na 10 lat katorgi w Rosji. Na Sybir zesłano też: Józefa Biskupskiego, Józefa Justa-Justowskiego, Łukasza Koziarskiego, Bernarda Kraja, Konstantego Małeckiego, Wojciecha Muszyńskiego, Walentego Przedmojskiego, Łukasza Króla.

Dwukrotnie car nałożył na Pabianice kontrybucję – za udział mieszkańców w polskim powstaniu. W 1863 r. było to 225 rubli, a rok później 1.500 rubli. Dodatkowe 452 ruble pabianiczanie musieli zapłacić za wypuszczenie z carskiego aresztu ”przestępców” (czyli powstańców). Płacili. Ale nie żałowali. Niemal cała ludność pochodzenia polskiego i żydowskiego oraz część Niemców wspierała powstańców. Był nawet dobrowolny podatek na rzecz powstania. Pabianiczanie przechowywali broń, dawali powstańcom żywność, ukrywali rannych. Kobiety szyły mundury, opiekowały się rannymi. Oddziałowi powstańczemu podarowały własnoręcznie zrobiony sztandar.

W 60. rocznicę powstania styczniowego pabianiczanie ufundowali sztandar „Romuald-Tadeusz”. W ten sposób uhonorowali 9 żyjących weteranów walk. Oryginalny sztandar z 1863 r. miał wtedy hufcowy Stanisław Somorowski. Oba sztandary można było oglądać do września 1939 r. Zanim do Pabianic wkroczyli hitlerowcy, ukryto je w skarbcu kościoła św. Mateusza. Strzegł ich woźny gimnazjum – Karol Błaszczyński. W 1948 r. sztandary przeniesiono do muzeum. Jeden jest tam do tej pory. Drugi prawdopodobnie spłonął w pożarze Domu Harcerza.

Pabianiczanie w powstaniu 1863 roku: Ludwik Badyński, Ignacy Bagiński, Józef Berlikowski, Marcin Bielski, Marcin Bilski, Andrzej Biskupski, Józef Biskupski, Marcin Biskupski, Marian Biskupski, Paweł Biskupski, Michał Braczkowski, Ignacy Bromski, Jajne Bronowski, Kazimierz Brykowski, Juliusz Busiakiewicz, Jan Chyliński, Mateusz Chyliński, Stanisław Chyliński, Jan Czyżewski, Florian Fijałkowski, Jan Filipiński, Mateusz Fiszebrant, Jan Foryński, Mateusz Gajzler, Stanisław Gajzler, Katarzyna Garbińska, Garbiński, Edmund Garczyński, Michał Gołębiowski, Mikołaj Gołębiowski, Mateusz Goss, Tomasz Grudlewicz, Józef Gruszczyński, Adolf Gryzel, Józef Gryzel, Franciszek Hanczka, Franciszek Jankowski, Józef Just-Justowski, Ludwik Kaczorowski (Tuzikiewicz), Bartłomiej Kasprzak, Franciszek Kochanowski, Jan Kołosiński, Józef Komorowski, Józef Kopycki, Łukasz Koziarski, Franciszek Kozłowski, Ludwik Kozłowski, Roch Kozłowski, Bernard Kraj, Franciszek Kuligowski, Krystian Kruszel, Wawrzyniec Lipowski, Izrael Lejzer, Konstanty Liczmanek, Ignacy Lefler, Bonifacy Ławicki, Roman Łomżyński, Andrzej Malinowski, Stanisław Malinowski, Konstanty Małecki, Wojciech Muszyński, Karol Nowicki, Mateusz Nowicki, Roch Ochman, Józef Panocki, Józef Pociejewski, Jan Przedmojski, Paweł Pszenicki, Antoni Przybylski, Andrzej Rakowski, Józef Rakowski, Stefan Rąbalski, Karol Rudnicki, Feliks Rutkowski, August Rychter, Aleksander Rykowski, Ludwik Skowroński, Józef Skoczyński, Karol Skoczyński, Konstanty Skoczyński, Józef Stachel, Paweł Sujecki, Mikołaj Śmiałkowski, Mikołaj Śpionek, Józef Tampicki, Edmund Tarczyński, Leonard Urbankiewicz, Antoni Urbankowski, Jakub Waszkiewicz, Antoni Wlazłowicz, Leon Zagórowski, Franciszek Zawadzki, Stanisław Zieliński, Wawrzyniec Zieliński.

Stanisław Misiek pisał, że w powstaniu styczniowym 1863 r. brało udział około stu mieszkańców Pabianic i okolicznych miejscowości. W okresie międzywojennym żyjący uczestnicy powstania traktowani byli z wielkim szacunkiem i uznaniem. Żołnierze Wojska Polskiego, bez względu na stopień, zobowiązani byli do oddawania honorów wojskowych żyjącym weteranom. Wielu uczestników powstańczego zrywu pochowanych zostało na cmentarzu katolickim w naszym mieście. W latach 70. ubiegłego wieku odnalazłem na cmentarzu groby dziesięciu weteranów 63 roku. Postanowiłem sprawdzić, jak groby powstańców wyglądają dzisiaj. Wszystkie są zadbane i opatrzone stosownymi napisami, z wyjątkiem jednego. W 1918 roku, w kwaterze 11-B-1 pochowany został Florian Fijałkowski. W 1954 r. kierownik cmentarza polecił uporządkować zaniedbany nagrobek i odnowić napis na tablicy. Dzisiaj pozostający bez opieki grób straszy rdzewiejącym krzyżem i zupełnie nieczytelna tablicą. Ciekawa jest historia tablicy na grobie innego weterana Michała Braczkowskiego. W 1967 r. uczniowie Szkoły Podstawowej nr 11 ufundowali tabliczkę, którą umieścili na grobie powstańca. W prawym dolnym rogu umieszczono napis: „tabliczkę ufundowało szk. Koło SFOS i druż, harc. przy Szkole Podst. nr 11 w Pabianicach”. Dziś tablicy ufundowanej przez uczniów już nie ma, a na grobie powstańca stoi kamienny pomnik z trochę inną pisownią nazwiska – Brączkiewicz. (Moje Miasto Pabianice, nr 14/2012 r.)

Alicja Dopart stwierdziła, że na cmentarzu katolickim znajdują się mogiły takich powstańców, jak : Roch Ochman (1838-1933) – kwatera 5-A-26, Florian Fijałkowski (?-1918) –kwatera 11-B- 1, Michał Braczkowski (1837-1921) –kwatera 2-C-7, Mateusz Gajzler (1843-1927) – kwatera 10-B-4, Ludwik Skowroński (?-?) kwatera 3-F-18, Karol Rudnicki (1843-1912) –kwatera 20-B-26, Katarzyna Garbińska (1838-1917) – kwatera 42-C-20a, Wawrzyniec Zieliński (1843-1917) – kwatera 21-E-3, tablica z grobu powstańca została usunięta przez rodzinę w 1955 roku i wmurowana w południową ścianę kaplicy cmentarnej, ks. Leonard Urbankiewicz (1796-1864) – kwatera 3-G, grób nie istnieje, symboliczna tablica na grobowcu księży parafii św. Mateusza w kwaterze 18-A-6, Józef Rakowski (ok. 1843-1919) – zwłoki sprowadził do Pabianic w 1933 r. syn Wincenty, brak napisu na grobowcu rodzinnym w kwaterze 6-A-3.

W aktach Magistratu m. Pabianic na liście zapomóg udzielonych powstańcom 1863 roku w latach 1917-1919 znajdują się nazwiska tych, których śladów nie odnotowano na cmentarzu jako powstańców 1863 roku: Józef Justowski, Franiszek Płoszajski, Andrzej Wiśniewski, Antoni Urbankowski, Franciszek Hańcka.

W kościele św. Floriana znajduje się marmurowa tablica o wymiarach 40 na 30 cm wmontowana na zewnętrznej stronie kościoła (obecnie w części dobudowanej kruchty) z tekstem: „Bohaterom 1830 i 1863 uczestnicy pochodu 1916”.

Powodem wyboru miejsca było prawdopodobnie to, że kościół św. Floriana usytuowany został na dawnym cmentarzu poległych powstańców. (Alicja Dopart „Stary cmentarz katolicki w Pabianicach 1824-2004”, 2008 r.)

***

Dopiero w XXI wieku całkowicie zniknęły ślady represji popowstaniowych. Przed kościołem św. Mateusza rozpościera się teraz rozległy teren, który otrzymał nazwę - plac Księży Powstańców Styczniowych.

Halina Sokołowska dzieliła się swoimi refleksjami z czytelnikami Nowego Życia Pabianic (30.07.2013 r.): Mało kto z pabianiczan zdaje sobie sprawę jak ogromnym zabytkiem dla miasta jest kościół św. Mateusza i Zamek. A już mało kto zna historię ich powstania. Do takiego wniosku doszłam, czytając artykuł na temat: dać czy nie dać kawałek gruntu przylegający do kościoła. Jedni radni chcą dać, drudzy nie, pozostali, a dlaczego dać? (…) Co się stało z placem, który jak mówi historia sięgał aż do Dobrzynki. Mamy rok 1863, powstanie styczniowe. Cała Polska walczy z caratem o wolność, również księża. Za karę carat zabiera im ziemię przed kościołem. W archiwum parafialnym znajduje się lakoniczne pismo: „Stosownie do postanowienia Najwyższego Ukazu z dnia 11/26 grudnia 1865 o urządzeniu Duchowieństwa Świeckiego, mam honor uwiadomć, iż od ogólnego zajęcia majątków Duchowieństwa w Parafii Pabianic, wyłączone zostały i pozostawione na użytek Duchowieństwa tutejszej parafii: 1. Ogród warzywno-owocowy. 2. Kapustnik Księżym zwany”.

Od władz okupacyjnych ziemię tę nabyła firma Kindler, łącznie z częścią cmentarza grzebalnego i ze znajdującą się kapliczką. Ja słyszałam, dzieckiem będąc, jak z terenu wokół kościoła wydobywano ludzkie szczątki, które przeniesione zostały na miejscowy cmentarz katolicki. Podobno w kapliczce znajdowały się prochy jakiegoś oficera wojsk polskich. Przy nabywaniu placu R. Kindler zobowiązał się po rozebraniu kaplicy prochy te przenieść do nowej kaplicy, którą miał zbudować na cmentarzu, lecz ze zobowiązania nigdy się nie wywiązał. Natomiast fronton kościoła zabudował fabryką, co po dzień dzisiejszy jest symbolem niewoli porozbiorowej.

I już na koniec, odnosząc się do sumienia i rozsądku naszego prezydenta i radnych, podam, że w 1936 r. kiedy Polska od kilkunastu lat zaledwie była wolna, radny Wajs 9 grudnia na posiedzeniu rady zgłosił wniosek: „Firma R. Kindler wybudowała na części cmentarza fabrykę szpecącą miasto, zasłaniając piękną linię kościoła. Profanacja ta, związana z naruszeniem grobów, była gwałtem uczuć religijnych i moralnych ludności naszego miasta, możliwa tylko w okresie niewoli, kiedy społeczeństwo i zarząd miast nie miały wpływu na bieg spraw naszego miasta. Korzystając z obecnej zmiany, należałoby poczynić starania, aby szpecący ten budynek został zniesiony, a grunt zwrócony kościołowi”.

Nic dodać, nic ująć. Ale to był 1936, a teraz 2013 …

A więc panie prezydencie i rozsądni (mam nadzieję) radni naszego miasta, oddajcie co cesarskie cesarzowi, a co boskie Bogu. O ile jesteście z dziada pradziada pabianiczanami, to wasi dziadowie w tym kościele byli chrzczeni, przystępowali do I Komunii Świętej i brali ślub. Innego bowiem w tym czasie kościoła w naszym mieście nie było. Nowy kościół (Najświętszej Marii Panny Różańcowej) został zbudowany przez tych z nowego miasta dopiero w 1906 r.

Kościół św. Mateusza za sprawą bardzo pracowitego nowego proboszcza ks. dr. Henryka Eliasza odzyskał dawny wygląd. Zdjęto okropny tynk i teraz cieszy oko cegła z XVI w.

Plac im. Księży Powstańców Styczniowych

Procesja

W dniu 26 maja, jako w trzeci dzień Zielonych Świątek, odbywała się w mieście Pabianicach jak corocznie procesja na uproszenie Pana Boga o zachowanie pól naszych od gradobicia. Procesja taka obchodzi granice terytorium miejskiego, gdzie przy usypanych czterech kopcach bywają odśpiewane ewangelie.

Terytorium pabianickie jest dość obszerne, długość linii granicznej w obwodzie wynosi przeszło mil 2, stąd ludność udaje się na nią w znacznej części wózkami i konno.

Zdarzyło się, że w czasie procesji wchodził do miasta oddział wojska moskiewskiego z Piotrkowa, pod dowództwem pułkownika Nilsone. Owóż bohater ten nie namyślając się wcale, kazał się rzucić kozakom na procesję. Pobożni na tej procesji, składający się w znacznej części z kobiet i dzieci, bici przez kozaków nahajkami, kłóci dzidami i tratowani końmi, poczęli uciekać, niektórym udało się szczęśliwie, jednakże mieszczan ujęto i związanych do miasta jako jeńców odstawiono. Po tym zwycięstwie bohaterski pułkownik wystosował raport, że spotkawszy oddział buntowników w Pabianicach rozbił ich, rozproszył zupełnie, a 35 wziął do niewoli, przy czym wojsko żadnych strat nie poniosło.

Wiele podobnych zwycięstw ogłoszonych w biuletynach rosyjskich naliczyć by można. Stąd wniosek, że albo rząd przez oficerów swoich jest oszukiwany, albo też sam oszukuje publiczność. (Gazeta Narodowa nr 98/1863 r.)

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij