www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Miasteczko

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Pabianice z lat 30. ubiegłego wieku znalazły po raz pierwszy literackie odzwierciedlenie w powieści Macieja J. Kononowicza „Wenus w małym miasteczku”, Łódź 1983, Warszawa 1986. Książka obfituje w satyryczne, ale jednocześnie pełne nostalgii, opisy społeczności lokalnej. Autor uczył się wtedy w Gimnazjum Państwowym im. J. Śniadeckiego w Pabianicach. Rejestrował z uwagą codzienne sytuacje i zdarzenia. W wybranym przez nas fragmencie powieści jesteśmy świadkami zatrzymania przez policję szalonego narodowca, który na ścianach wypisuje nienawistne hasła. Osobnik ów zostaje odwieziony przygodną furmanką sprzed sklepu spożywczego Abrama Strykowskiego na Starym Rynku do komisariatu przy ulicy Garncarskiej.

Stań! Dlaczego tak się spieszysz? W miasteczku każda odległość jest na wyciągnięcie ręki. I czas wlecze się, jakby ostatkiem sił. Podobnie jak cień, który przyrasta za plecami w żółwim tempie. Spójrz: wskazówki zegara zagnieżdżonego pod dachem autobusowego przystanku stoją w rozkroku jak zamarłe. Sprawdzasz – na wieży kościelnej ta sama godzina. Więc to ty wyprzedzasz czas albo biegniesz z nim równo.

W Rynku wiekowy drewniak z blaszaną wizytówką: ABRAM STRYKOWSKI, SKLEP SPOZYWCZY. Za wystawową szybą wielkie, złote, jesienne muszyska oblegają blok chałwy. Z okna sąsiadującego z wystawą wygląda właściciel sklepu. Spod czarnej, wysłużonej krymki spływają mu po skroniach równie czarne płomyki pejsów. Syberyjska broda leciutko drży na łagodnym wietrzyku. Abram ma pogodne oczka. Opiera łokcie na okiennym parapecie i przygląda się zbożnej pracy Bronka Kuśmierzaka. Pod drewniakiem stoi kubeł ochlapany czarną farbą, a obok, w brezentowej torbie, plik gazet pod nieco nabożnym tytułem „Orędownik”.

Kuśmierzak raz po raz macza pędzel w gęstej mazi wypełniającej kubeł i na szarej ścianie ścianie drewniaka maluje niezdarnymi kulfonami jakieś hasło.

- Panie Kuśmierzak! - odzywa się przyjaźnie z wysokości okna brodaty sklepikarz. - Idź pan wyrysować tych liter na domie Izaaka Szylmana. Przecież ja się nie pójdę obrażać, bo i tak nie umiem czytać, co pan tam wypisałeś. Szylman to kawał łobuza, a nie kupiec! Idź pan jego napisać. On umie czytać na polskich literach, to może się zawstydzi, kto on jest.

- Nie brzęcz mi nad uchem! - mruczy Kuśmierzak. - Szylmanowi też wypiszę, nie martw się!

- Moja zona to ona już od tego chora. W zeszły tydzień te napisy ledwie umyła. Za przeproszeniem, a propos: gdzie pan tę farbę kupowałeś? U Nowickiego, czy u Glasa? PO wiele pan dał za kubeł?

- Nie wiesz, Abram, że u Żyda nie kupuję? A co się dotyczy tej farby, to twoja Sala jej nie zmyje, choćby wylała sto litrów sidolu, bo to nie farba a smoła. Jakem wczoraj wymalował tym na murze cmentarnym, to baby z trzeciego zakonu pół dnia zmywały i nie zmyły. Idź zobacz- napis jak prosto z drukarni Stefana.

- To ja by nie chciałem wejść do pana skóry, jak spotkasz pan ksiondza dziekana Lewandowicza. A co do kupować, to pan nie idziesz mi powiedzieć, że u Żyda nie kupujesz. To u kogo pan kupi, jak nie u Żyda? Wy nie umiecie handlować. Słyszałeś pan, że Marcelak otworzył sklep spożywczy, to on już po miesiącu przepił całego sklepu.

-Ano, bo pił nie sam, tylko przychodził do niego na kielicha i Władziu Grzelak z Konopnickiej i Rysiu z „Osramówki” i oba jego szwagry, co robią u Magrowicza. To policz tylko sam, ile musiało iść towaru na sama zagrychę – usprawiedliwia Marcelaka zatroskany Kuśmierzak.

- Jak Marcelak może mieć dwa szwagry – pyta zdumiony Abram – jak ma tylko jedną szostrę?

- Nie wiesz? Rozeszła się z jednym i wyszła za drugiego. Stąd dwa szwagry.

- I kszondz Petrzyk dał im szlubu?

-Przecie z tym pierwszym żyła nie kościelnie, tylko na kocią łapkę. Nie wiedziałeś o tym?

Kuśmierzak kończy już malowanie swej monumentalnej odezwy do narodu. Ma twarz spoconą i upstrzoną czarnymi piegami. Ociera rękawem czoło i spluwa pod przymurek.

Kilku gapiów stoi na chodniku. Odczytują napis. Przechodzący obok aptekarz, pan Bolechowski, nie zatrzymując się, rzucił:

- Oj, panie Kuśmierzak, kiedy pan przestanie opaskudzać miasto tą polityczna pornografią!

Kuśmierzak odszedł na kilka kroków od drewniaka, ogarnął wzrokiem swe dzieło i odczytuje półgłosem: Nie kupuj u Żyda. Swój do swojego i po swoje. Żydy na Madagaskar. Sanacja to szabesgoje.

- No, koniec roboty! - mówi z dumą. - A nie kupisz Abram „Orędownika”?

-Ja by może go i kupiłem, ale zrozum pan, panie Bronek, że ani ja, ani Salcia nie rozumiemy się na literach, a do pakowania śledzi, to ja mam tańszego papieru.

Nagle, zza rogu, pojawia się dwóch policjantów.

- Rozejść się! Drze się plutonowy Maśliński do czteroosobowego tłumu gapiów.

- Jak się tu rozejść panie władzo? Gdzie się nie ruszyć, wszędzie za blisko!

- Panie Maśliński! - odzywa się z okna Abram Strykowski. -Pan być uprzejmy ich zostawić. To moi klienci ta się pchają do sklepu, bo u mnie kupią taniej niż u Szylmana.

- No jak, Bronek? - pyta plutonowy Masliński. - Znów malujesz na publicznych obiektach? Musisz z nami iść na komisariat.

- Na piechotę nie pójdę!

-To zapłacisz za dorożkę.

- Dorożkarz pojechał z Morawszczykami do Potaźni. Wracają dopiero za trzy godziny – informuje Kuśmierzak o którym wszak wie całe miasteczko z policją włącznie.

- Koń z dorożki Walenciaka nie przyłożyłby do tego ręki! - odzywa się ktoś z tłumu. - Jakże brać człowieka z ulicy za to, że poucza naród?

- Jak Bronek? Idziesz, czy mam cię pomacać gumą? - pyta groźnie plutonowy i odczepia od pasa białą pałkę.

- Co? Gumą? A znacie mecenasa Kowalskiego? Mam w domu wypisaną lekarską obdukcję in blanco. Wystarczy tylko datę wpisać.

- Mamy świadków na to coś przed chwila powiedział – stwierdza plutonowy, wskazując na stojących gapiów.

- Panie Masliński, po świadków Jehowy będziesz pan musiał jechać aż na Dąbrowę. My tu wszyscy katoliki i ani oko, ani ucho nie słyszało – mówi jakiś wąsacz i przypala papierosa od stojącego obok posterunkowego.

- Maniek zgaś papierosa, bo jesteś na służbie - zwraca uwagę swemu podwładnemu plutonowy. - Bierzemy go!

Chwycili Kuśmierzaka pod ramiona, ale zgiął się w pałąk i zaparł nogami z taka siłą, że zrezygnowali.

- Zostaw go Maśliński, bo ci ręka uschnie! - rzucił ktoś z rosnącej gromadki....

- Dajcie mu spokój! Chcecie bić ułomnego na umyśle?

-Maśliński, jak twoja żona wylała kubeł brudów na Mielcerzaka, toś jej mandatu nie wypisał, co?

- A jak okradali Relinga, to gdzie byliście?

- Zamknij się Wasiak – rzuca plutonowy. - U Relinga to było w nocy i nie w środku miasta.

- Też mi miasto! Dziesięć chałup i jeden trzypiętrowy drapacz chmur! - śmieje się Wasiak.

- Ty! - ostrzega go policjant. - Nie obrażaj władz miasta, bo nie dziesięć chałup, a czterdzieści kilka tysięcy mieszkańców !

- To już razem z Żydami? - pyta Abram z wysokiego okna. - No, już cicho sza! O co się kłócić ? Proszę do środka, mam dzisiaj świeże, kiszone ogórki, że tylko palców wylizywać! Panie Maśliński zostaw pan Bronka w spokoju. Moja Sala dzisiaj to zmaże, jak tylko interes się zamknie. Po co robić takiego krzyku? Przecie tu wszystkie znajome.

Ale władza jest nieugięta. Właśnie zatrzymują przejeżdżającą furmankę i siłą pakują na nią opierającego się Kuśmierzaka.

- Panie Bronek! - woła sklepikarz. - Ja mogie pana przechować u siebie tego kubła z farbą, co?

- Kubeł zabierzemy na komisariat jako dowód rzeczowy – oznajmia urzędowo plutonowy. - Pędzel i gazety też. Szarpiącego się Kuśmierzaka przygniatają do desek furmanki, a ten, z dnia wehikułu jak z otwartej trumny, wyciąga rękę w patetycznym geście i woła ochrypłym głosem na całe miasteczko: - „Orędownik”! Pismo narodowe za dziesięć groszy! Kupujcie „Orędownik”!

W miarę oddalania się furmanki – w oczach policjantów maleją nie tylko czarne litery, wymalowane na drewniaku kupca, ale również maleje cały problem. Ta scena ma w sobie coś z groteski, którą w plenerze miasteczka grają już po raz setny ci sami aktorzy i którą oglądają zawsze ci sami widzowie..

To tylko ty, nowy przybysz,, widzisz to i przezywasz w sposób nieuzasadniony, jako tragedię.

Idziesz teraz wzdłuż równolegle z człapiącą szkapą, która ciągnie furkę z Kuśmierzakiem, i ze zdziwieniem łowisz uchem rozmowę:

- Bronek! - mówi milczący dotąd posterunkowy. - Słyszałem, że twój brat beczkuje dziś kapustę.

- Ano, tak wychodzi. Bo co? - pyta Kuśmierzak.

- Nie pożyczyłby mi szatkownicy? Spytaj go.

- A kto u ciebie będzie deptać kapustę? Zawsze masz takie śmierdzące nogi w tych wysokich butach.

- Jak chodzi o nogi to już moja w tym głowa

- A ja myślałem, że kulasy odrastają ci z tyłka – śmieje się plutonowy.

- Więc kto będzie deptać?.

- Kuzynka. Tak jak w zeszłym roku- wyjaśnia posterunkowy.

- Zosia?

- To szatkownicę dostaniesz.

Kuśmierzak przerywa na chwile rozmowę i z patriotycznego obowiązku wykrzykuje swój refren:

- „Orędownik”! Pismo narodowe! Kupujcie „Orędownik”!

Kiedy tak idziesz, podsłuchując toczącą się na furmance rozmowę, wpada na ciebie Arno Makus.

- Dokąd prowadzą bogi?

- Idę przy tej furce z policją. Ciekaw jestem, jaki będzie finał zajścia, jakie …

- Chwileczkę! - przerywa ci uszaty Arno, który wszystko chwyta w lot. Wyłupiaste oczy jak dwie kule armatnie, które uwięzły w wylotach luf, wycelował w jadących. Potem schodzi na jezdnię i opiera się ręką o krawędź furki.

- Cześć Lutek! - mówi i podaje rękę plutonowemu. - Zatrzymaj tego karawaniarza, bo turkocze i nic nie słychać!

Gdy furmanka stanęła, Arno wita się kolejno z posterunkowym i Kuśmierzakiem.

- Co, Bronek, znowu cię wiozą spisywać? Lutek! - zwraca się do plutonowego – nie szkoda wam papieru na protokoły?

-Służba nie drużba! - Maśliński przesuwa czapkę na tył głowy i zatroskany drapie się. - Przecie nas też kontrolują.

- Ty, Lutek, już przyszedł do ciebie ten tytoń austriacki. Kiedy przyjedziesz zabrać?

Zniecierpliwiony woźnica wierci się na siedzeniu, wreszcie odwraca się i pyta:

- Długo tak będziecie kunia wodzić po mieście? Przecie ja mam robotę, a wy tu gadacie jak u Hegenbarta przy piwie!

Maśliński nasunął pasek czapki pod brodę i urzędowo ostrzega:

- Ty, Kowalak, zamknij kloakę i siedź cicho, bo zaraz ci wypiszę mandat za brak tabliczki przy wozie. Jak ci się tak śpieszy, możesz odpocząć w komisariacie, Arno! - zwraca się do Makusa – to co, może zaraz po służbie wpadnę do ciebie?

- Jestem z kumplem – mówi Arno – i pokazuje na ciebie. - Poczekamy w komisariacie, aż obłatwicie Bronka, a potem do mnie po tytoń, co?

Makus błysnął zębami w uśmiechu. Idziecie teraz we dwóch obok wlokącej się furmanki. Do komisariatu już tylko kilkadziesiąt metrów.

- Macie chwilę czasu? - pyta Maśliński. - Bo tu przed nami jeszcze jakaś sprawa z Walaszczakiem. Posiedźcie trochę, to pójdzie raz dwa.

Siedzisz z Arnem na szerokiej ławie. Na szybach okratowanych okien brzęczą wielkie muchy. Bronek Kuśmierzak zachowuje się tu, jak u siebie w domu.

Przed stołem protokolanta stoi jakiś facet na niepewnych nogach i miętosi w ręku czapkę.

- No i co Walaszczak, znowu się spotykamy? - pyta policjant za stolikiem. - Szykuje się kibelek na kilka dni!

- Nie wiem, o co się rozchodzi, panie władzo. Za pierwszą razą też siedizałem niewinnie.

- Ale do rzeczy: data i miejsce urodzenia?

- Czyje?

- A co, może moje?

- Właśnie się pytam, panie władzo …

- To ja się pytam. Nie pamiętacie, kiedyście się urodzili?

- A skąd by tak niemowlak mógł pamiętać!

Protokołujący policjant przegląda papiery i pyta:

- Siedemnastego stycznia 1909 roku. Tak?

- Niech będzie. Mnie nie zależy.

- Imię ojca?

- W imię ojca i syna, i …

- Pytam o imię ojca!

- Nie miałem tatusia.

- A matka?

- Zenobia Walaszczak.

- Jakie macie wykształcenie?

- Co proszę?

Policjant machnął ręką i przechodzi do następnego pytania.

- Powiedzcie, Walaszczak, jak to było na tej zabawie w niedzielę?

- Więc jakżem wrócił do domu, to zona już spała...

- Mnie nie chodzi o sielankę rodzinną, tylko o przebieg zajścia!

- To niby kiedy zaszła w ciążę?

- Nie! Mówcie do cholery, jak doszło do bójki na zabawie!

- Najsampierw doszliśmy do bufetu...

- Nareszcie! I co dalej?

- Żeby się napić limoniady – kontynuuje Walaszczak – to …

- Kto był z wami na tej zabawie?

- Z jentelegencji było nas tylko trzech, znaczy ja, kuminiarz Grelus i jeszcze jeden fryzjer. Reszta – to osobniki i alimenty społeczne. A z urzędowych – to dróżnik z Kolumny i gajowy, ale po cywilnemu.

- I po pijanemu, co? A kobiet nie było?

- Możebne, ze i byli, ale kto na zabawie ogląda się za kobietamy?

-Jak wypiliście tę tę „limoniadę”, co było dalej?

- Ano, orzeźwiło nas.

- Ile procent miała ta lemoniada?

- Zerówka, panie władzo. To nie był bufet z wyszynkiem. Więc potem się pobili, i kiedy wróciłem do domu, zona już …

- Kto się pobił?

- Oni.

- Jacy oni? Nazwiska?

- Ja z takiemi chamamy nie mam przyjemności się zapoznawać.

- To może ja wam przypomnę. Chrząszczaka znacie?

- Władka?

- Tak, Władka.

- Nie znam, panie władzo.

- A Rekucia?

- Mamusia nie kazała mi się z nim zadawać.

- A Gluźniaka?

- A co ja jezdem biuro meldunkowe, panie władzo?

- To znaczy, że pobiliście na zabawie nie znanych wam osobiście obywateli, tak? A można wiedzieć, za co ich pobiliście?

- Bo nie lubię, na ten przykład, jak mnie kto kozikiem grozi.

- Tym waszym dwum z „jentelegencji” też grozili?

- Mogę się ich zapytać.

- A powiedzcie no, Walaszczak, kto szczypał Walercię kciuk w odnośne miejsce?

- Uchylam to pytanie panie władzo!

- Ale obywatelka kciuk nie uchyla tego, bo wniosła na was skargę. Krótko mówiąc: w stanie nietrzeźwym, bez powodu, pobiliście trzech nie znanych wam obywateli i czynnie znieważyliście obywatelkę Kciuk, na skutek czego odniosła obrażenia cielesne. No jak, Walaszczak, podpisujemy zeznania?

n

- A można trzy krzyżyki, panie władzo?

- Nawet cały cmentarzyk!

Obu wam trzęsą się plecy podczas słuchania tych zeznań. Plutonowy uśmiecha się pod wąsem i czyści ściereczką zakurzone buty. Zabrzęczała pszczoła czy osa, potem zabrzęczał telefon.

Protokolant układa papiery na stole.

- No, Bronek, teraz ty chodź do spowiedzi! Imię i nazwisko?

- Takie, jak wczoraj. A bo to nie wiesz?

- Wiem, ale prywatnie. Tu chodzi o urzędowe stwierdzenie. Imię ojca? - ciągnie policjant.

- Leun! Jużeś zapomniał, jak ma na imię twój krzesny?

- No dobra, dobra. Ale kiedy ty z tym malowaniem skończysz? Wiceprezydent Szczyrkowski już kilka razy do nas dzwonił, żeby skończyć z tymi wybrykami antysemickimi. Wejdź, w nasze położenie. Masz przy sobie orzeczenie lekarskie, że jesteś chory umysłowo? To daj na chwile, bo muszę wpisać numerację do protokołu.

Teraz siedzi Kuśmierzak z trzema policjantami. Pala papierosy. Cała czwórka ma poczucie rzetelnego spełnienia swych obowiązków.

Zegar ścienny w kancelarii komisariatu jakby stał w miejscu. A przecież słychać cykanie.

- Bronek! - odzywa się plutonowy, przydeptując papierosowy okurek. - Cwany to ty jesteś. Ja się nie pytam, jak ty zdobyłeś te papiery wariackie. To twoja sprawa. Ale jak długo możesz udawać wariata? Przecież całe miasto śmieje się z ciebie!

- Kto się śmieje, to się śmieje. Wiesz, że głupich można poznać po ich śmiechu. Dzisiaj, jakżeście mnie brali, sam widziałeś, z kogo się ludzie śmieli – ze mnie, czy może z was? No powiedz sam! Nawet ten Abram był po mojej stronie.

- Ale czy to warto za kilka groszy ze sprzedanych gazet tak się uszargać i usmotruchać?

- Pewnie nie uwierzysz, ale ja nie mam grosza za kolportaż. Mnie stać, żeby z własnej kieszeni płacić za te gazety i za farbę. Ale przecież nie o to idzie. Na siebie to ja jeszcze zarobię przy cegielni.

Plutonowy Maśliński podpisał jakąś listę, ściągnął pasek na czapce, zawiesił w szafce gumową pałkę.

- Jak Arno? Idziemy po ten tytoń?

- To cześć! - mówisz. - Wracam na przystanek.

Maciej Józef Kononowicz (ur.1912 w Łasku – zm. 1986 w Łodzi), poeta, prozaik, publicysta, tłumacz literatury białoruskiej, poseł na Sejm PRL. Absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Redaktor czasopism Stowarzyszenia PAX, m..in. naczelny Wrocławskiego Tygodnika Katolików.

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij