www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Przymierze z husytami

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

W 1432 r. w Pabianicach została zawarta umowa o współdziałaniu między Polską a husyckimi Czechami w walce z Zakonem Krzyżackim. Było to jedyne w historii miasta wydarzenie polityczne o znaczeniu międzynarodowym, które ciągle powraca w pracach historyków i bestsellerach literackich. Spotkanie w Pabianicach otaczała aura skandalu ponieważ przybyli tutaj husyci byli wybitnymi przedstawicielami ruchu religijnego i politycznego, który dążył do reformy Kościoła rzymskokatolickiego i występował przeciwko cesarzowi Zygmuntowi Luksemburskiemu. W świecie chrześcijańskim byli traktowani jako godni potępienia heretycy, przeciwko którym organizowano zbrojne wyprawy. Król polski szukał natomiast sojusznika w toczącej się w latach 1431- 1435 wojnie z Krzyżakami. Dzięki porozumieniu w Pabianicach Czesi przyczynili się do pokonania Krzyżaków i … po raz pierwszy zobaczyli Morze Bałtyckie.

Wojna polsko-krzyżacka 1431-1435

Powodem wybuchu wojny było zawarcie 19 czerwca 1431 roku przez wielkiego mistrza Paula Russdorfa przymierza z buntującym się przeciw Polsce Świdrygiełłą. Oznaczało to zaangażowanie się Zakonu Krzyżackiego w podejmowane przez Zygmunta Luksemburskiego próby rozbicia unii polsko-litewskiej.

W czerwcu 1431 r. wojska polskie w liczbie około 22 tys. żołnierzy wyruszyły wraz z królem Jagiełłą na Wołyń, aby stłumić bunt wielkiego księcia Świdrygiełły i w sierpniu obległy zamek w Łucku. Biskup włocławski Jan interweniował u wielkiego mistrza w sprawie pogłosek o zbrojeniach krzyżackich, ale otrzymał zapewnienie pismem z dnia 5 sierpnia, że „my nic innego nie mamy na myśli jak tylko przyjaźń i wszystko dobro”, po czym wielki mistrz wydał rozkaz do ataku, po którym 17 sierpnia Krzyżacy najechali trzema grupami ziemię dobrzyńską, Kujawy i Krajnę. Wójt Nowej Marchii Henryk Rabenstein najechał północno-zachodnią Wielkopolskę i po kilku dniach po spustoszeniu znacznych jej obszarów wycofał się. 29 sierpnia komtur toruński najechał ziemię dobrzyńską opanowując Rypin, Lipno i zamek Dybów, który obsadziła załoga krzyżacka.

Najsilniejszy oddział von Strupperga uderzył na Kujawy. 28 sierpnia po przejściu Wisły pod Świeciem podszedł pod Bydgoszcz, bez próby jej zdobywania, po czym skierował się na Inowrocław, pod który dotarł 2 sierpnia i zdobył go w dniu 4 sierpnia. Następnie zdobył Radziejów i bez powodzenia próbował zdobyć zamek w Brześciu Kujawskim. Po opanowaniu Włocławka, zawrócił na północ w kierunku Bydgoszczy, jednak po zawarciu 1 września w Czartorysku przez Polskę rozejmu ze Świdrygiełłą, Krzyżacy wycofali się z Kujaw. 10 września uderzyła na środkową Krajnę grupa komtura tucholskiego i spóźnionych posiłków inflanckich, które spaliły miasteczko Łobżenica. Niedaleko Krzyżacy jednak napotkali rycerstwo wielkopolskie i chłopów, którzy wydali im w dniu 13 września bitwę pod Dąbkami (k. Nakła), w której wojska polskie odniosły druzgocące zwycięstwo. W wyniku tego starcia Polacy zdobyli pięć chorągwi inflanckich, cały obóz, a stu rycerzy zakonnych trafiło do niewoli z dowódcą, marszałkiem inflanckim Wernerem von Nesselrode.

Chcąc ukarać Krzyżaków za poparcie udzielone Świdrygielle i za najazd z 1431 roku w dniu 8 marca na zjeździe w Sandomierzu postanowiono powołać pod broń całe rycerstwo, a w lipcu 1432 r. polska zawarła w Pabianicach sojusz z czeskimi husytami.

Wojna rozpoczęła się w czerwcu 1433 roku gdy Wielkopolanie pod wodza wojewody poznańskiego Sędziwoja z Ostroroga uderzyli na Nową Marchię i zniszczyli tam wszystko co tylko było można, dochodząc 9 czerwca pod Gorzów Wielkopolski. Także Czesi, którymi dowodził Jan Ćapek z Sán, wtargnęli do krzyżackiej Nowej Marchii zdobywając Dobiegniew i zajmując bez oporu wiele innych miast. Pod Gorzowem połączyli się z oddziałami Sędziwoja z Ostroroga, a także księcia słupskiego Bogusława IX, który zajął Choszczno. Celem wyprawy było możliwe szybkie i rozległe spustoszenie kraju, by zastraszyć jego ludność, a sam zakon zmusić do zawarcia pokoju.

Wyprawa polsko-czeska-pomorska przeszła następnie na Pomorze Gdańskie, gdzie przez sześć tygodni bezskutecznie oblegała Chojnice. Tam połączyły się z nią główne siły polskie kasztelana Mikołaja z Michałowa, które nadeszły z punku koncentracji koło zamku w Kole. Będący już w podeszłym wieku król w tym czasie pozostawał w Koninie, skąd koordynował działania wojsk. Polacy i Czesi 15 sierpnia odstąpili od oblężenia Chojnic i ruszyli przez Świecie na północ, pustosząc Tczew i okolice Gdańska, a następnie kolo Oliwy (około 4 września) dotarli do Morza Bałtyckiego. Wracając na południe przez Starogard i Tucholę, wyprawa zajęła nadgraniczny zamek w Jasińcu, pod którym 13 września zawarto zawieszenie broni. Spustoszenie ziemi pomorskiej było tak dotkliwe, że, według Krzyżaków, pozostało na tym obszarze jedynie 14 niezniszczonych wsi.

13 września 1433 roku w Jasińcu zawarto rozejm, który obowiązywał do Bożego Narodzenia, a tym czasie miały się rozpocząć rokowania pokojowe w Brześciu Kujawskim. Polacy postawili cztery warunki: rezygnacja przez zakon z zależności od cesarstwa i uciekanie się w sporach z Polską do arbitrażu cesarza, papieża czy soboru; oddanie zamku Dybów (Nieszawy); porzucenie Świdrygiełły. Ponieważ Krzyżacy owe warunki odrzucili, Polacy zagrozili nowym najazdem, co zmusiło wielkiego mistrza do zawarcia 15 grudnia w Łęczycy kolejnego rozejmu, który miał obowiązywać przez dwanaście lat. Krzyżacy zatrzymali Nieszawę, a Polacy – zajęte latem grody Nowej Marchii.

Ostatnim akordem wojny był atak w 1435 roku oddziałów Zakonu Kawalerów Mieczowych, na Litwę. W dniu 1 września rozegrała się bitwa pomiędzy wojskami zakonnymi i oddziałami Świdrygiełły oraz wojskami polskimi Jakuba Kobylańskiego i litewskimi Zygmunta Kiejstutowicza, w której Krzyżacy i Świdrygiełło ponieśli całkowitą klęskę.

Pod naciskiem stanów pruskich, obawiających się kolejnych najazdów i zainteresowanych w porozumieniu z Polską, Krzyżacy zgodzili się na rokowania. Po dość długich negocjacjach strona krzyżacka przyjęła wszystkie warunki, łącznie z oddaniem Polakom Nieszawy. Pokój podpisano w Brześciu Kujawskim 31 grudnia 1435 roku. Jego gwarantami miały być stany, które na wypadek jego nieprzestrzegania otrzymały prawo wypowiedzenia posłuszeństwa Krzyżakom.

Kontekst współpracy polsko-czeskiej przedstawia także Piotr Marczak w pracy „Wojny husyckie”:

Śmierć Witolda w 1430 r. i wybór na wielkiego księcia brata Jagiełły – Świdrygiełły, zapoczątkowały burzliwy okres dziejów monarchii jagiellońskiej, stawiając pod znakiem zapytania jej jedność. Nowy władca Litwy dążył do zerwania unii i całkowitej niezależności swego kraju od Polski, nie wahając się przed wszczęciem wojny domowej. Świdrygiełłę poparło bojarstwo prawosławne, będące warstwą upośledzoną na Litwie. Litewskiego separatystę popierali też przeciwnicy polityczni Jagiellonów: król węgierski i rzymski Zygmunt Luksemburski, hospodar mołdawski Aleksander, wielki mistrz Paweł von Russdorf (1422-1441) oraz Tatarzy. Wojska hospodara zaatakowały Podole oraz Ruś. Krzyżacy najechali Kujawy, ziemię dobrzyńska oraz Wielkopolskę, dokonując wielkich zniszczeń. Kontakty ze Świdrygiełłą nawiązał też Zygmunt Korybutowicz. Zagrożona monarchia jagiellońska zaczęła poszukiwać sojuszników. Czesi podjęli się rokowań mających pogodzić dwóch głównych antagonistów: Jagiełłę i Świdrygiełłę.

Powstały dogodne warunki do poprawy stosunków polsko-husyckich. Tak doszło do zawarcia latem 1432 r. w Pabianicach sojuszu między Władysławem Jagiełłą i „sierotkami” (radykalny odłam husytów) pod wodzą Jana Čapka z Sán, skierowanego przeciwko Zakonowi. Król polski zobowiązał się w zamian za pomoc wojskową Czechów zapłacić żołd (12 groszy od kopii), zapewnić wyżywienie i pokryć poniesione straty. Ponadto Jagiełło dał im sukno oraz uzbrojenie. Królewski dwór dostarczył również husyckim sprzymierzeńcom 400 par butów. Fakt ten świadczy wymownie, ze w oddziałach Čapka służyła biedota.

Na początku czerwca 1433 r. 8 tys. żołnierzy „sierotek” (ok. 7 tys. piechoty i 700 jazdy) wraz z 350 wozami wkroczyło z Wielkopolski do Nowej Marchii (terytorium przekazane krzyżakom w zastaw przez Zygmunta Luksemburskiego). Dołączył do nich oddział Piotra Szafrańca. Polsko-husyckie siły rozpoczęły oblężenie Strzelec. Podczas negocjacji dotyczących kapitulacji miasta, żołnierze husyccy dokonali podkopu i opanowali odcinek murów miejskich. Wydarzenie to przesądziło o zdobyciu miasta przez siły polsko-czeskie. W mieście tym pojmano pewnego Czecha. Potraktowano go, podobnie jak Księzy wygłaszających antyhusyckie kazania, niezwykle surowo. Wszystkich spalono w beczkach ze smołą. Mieszkańcy Dobiegniewa (Woldenberg) sami otworzyli przed napastnikami bramy miasta, co świadczy, że Zakon słusznie obawiał się wpływów husyckich wśród swych poddanych. Pod obwarowaną stolicą Nowej Marchii – Gorzowem (Landsberg) do sił polsko-husyckich dołączyły oddziały pod dowództwem starosty poznańskiego Sędziwoja z Ostroroga. Nie próbowano nawet zdobywać obwarowanego miasta. Połączone siły polsko-czeskie zajęły opuszczony przez mieszkańców Myślibórz (Soldin). Atakom polsko-husyckim oparła się Chojna (Königsberg). Padła natomiast Choszczna (Arswalde). Polskie i ”sieroce” oddziały wsparł nowy sprzymierzeniec – książę Bogusław IX słupski (!418-1446). Ogółem w Nowej Marchii siły te zdobyły kilkanaście miast i miasteczek. Po wkroczeniu na teren Pomorza, w lipcu 1433 r. czesko-polsko-pomorskie wojska dotarły do Chojnic.

Rokowania w sprawie poddania miasta podjął przywódca „sierotek”. Dowodzący miastem komtur Balgi – Erazm Fiszborn przeciągał rozmowy, chcąc zyskać na czasie. 6 lipca Polacy, Czesi i Pomorzanie rozpoczęli oblężenie Chojnic, które trwało ok. 6 tygodni. Nie udało się jednak szczelnie otoczyć miasta, skoro obrońcy wysyłali listy wielkiego komtura. Przybycie kolejnych oddziałów polskich pod wodzą Mikołaja z Michałowa, wojewody sandomierskiego i kasztelana krakowskiego, nie przeważyło szali zwycięstwa na korzyść oblegających. Mimo kilku szturmów załoga Chojnic broniła się bardzo mężnie. „Sierotki” nie mieli artylerii oblężniczej, niezbędnej podczas zdobywania takich obiektów. Działa polowe znajdujące się w taborze nie mogły swym ogniem zniszczyć murów miejskich. 22 lipca 1433 r. rozpoczął się szturm generalny. Kilku żołnierzy czeskich, którzy próbowali przez bagna dotrzeć do murów, ugrzęzło. Od niechybnej śmierci uratowali ich mieszkańcy miasta, wyciągając Czechów z grzęzawiska. Następnie zostali oni wysłani do łaźni, obdarowani i wypuszczeni do obozu. Trzeba przyznać, ze podobne wypadki nie zdarzały się wtedy zbyt często. Oblężenie Chojnic nie zostało uwieńczone sukcesem. Polacy, husyci i Pomorzanie spalili natomiast klasztor w Pelplinie. Oddziałom tym w ciągu jednego dnia udało się zdobyć Tczew. Napastnicy podpalili spichlerze znajdujące się pod miastem. Szalejący żywioł rozprzestrzenił się na miasto i dzięki temu napastnikom udało się je zdobyć. Czechów, będących na służbie u Krzyżaków, żołnierze Čapka potraktowali jak zdrajców i spalili na stosie.

Sukcesy Polaków i „sierotek” wywołały popłoch wśród Krzyżaków. Wielki mistrz Paweł von Rusdorff apelował do gdańszczan m. in. o pieniądze na wyekwipowanie wozów bojowych. Chcąc zachęcić swoich poddanych do oporu wobec najeźdźców, za każdego wziętego do niewoli rycerza obiecywał zapłacić 10 srebrnych marek. 30 sierpnia dowódcy wyprawy wystosowali do gdańszczan list, namawiając ich, aby zmusili wielkiego mistrza do zawarcia pokoju. 1 września 1433 r. wojska polsko-czeskie stanęły na Biskupiej Górze pod Gdańskiem. Doszło do drobnych starć, bo szturm generalny nie wchodził w rachubę. Husyci będący poza zasięgiem gdańskiej artylerii ostrzelali miasto, bez większych jednak efektów.

4 września Czesi i Polacy odstąpili od miasta. Oddziały te dotarły do morza pod Oliwą. Dla wszystkich był to niezapomniany widok: Wszyscy jednocześnie jeźdźcy i piechurzy wchodzili do morza tak daleko, jak tylko morska głębina pozwalała. Rzucali się na morskie fale, skakali jeden przez drugiego, bawili, obejmując się nawzajem. Dzień ów pozwolił wojsku oglądać przepiękny widok. Pokonawszy kraj wroga z wielkim spustoszeniem, przybyli nie zaznawszy klęski jako zwycięzcy aż nad morską toń.

Czescy wojownicy na pamiątkę swojego pobytu nad Bałtykiem napełniali butelki wodą morską. Pod Stargardem doszło do pertraktacji z przedstawicielami Zakonu, które jednak nie dały rezultatów. Czesko-polskie oddziały ruszyły na Bydgoszcz, opanowując po drodze zamek w jasieńcu. 13 września 1433 r. obie strony zawarły rozejm. W grudniu tego roku Polska i Krzyżacy podpisały pokój w Łęczycy. Po zakończeniu działań zbrojnych Władysław Jagiełło przyjął wodzów wyprawy i hojnie ich obdarował. „Sierotki” dostali od króla m. in. wielbłąda.

Polsko-husycka wyprawa nad Bałtyk, będąca rezultatem porozumienia pabianickiego spełniła swoje zadanie. Dywersja ta miała spustoszyć ziemie zakonu, zniechęcając jego władze do antypolskich wystąpień. Fakt, że wojska krzyżackie nie próbowały pokonać najeźdźców w walnej bitwie, dowodzi ich słabości. Pozycja Polski uległa wzmocnieniu.

Marcel Antoniewicz w pracy „Mikołaj Kornicz Siestrzeniec sławny burgrabia będziński”, Katowice 1987 pisze: W październiku 1430 roku zmarł Witold, który jednak nie zdążył zrealizować królewskiej koronacji. Jego następcą na tronie wielkoksiążęcym został inny Giedyminowicz Świdrygiełło. Rychło na Litwie wybuchła wojna, bowiem kontynuował on separatystyczną politykę Witolda, co więcej, sprzymierzył się z Krzyżakami. Zakon korzystając z kłopotów politycznych Polski i walk wewnętrznych na Litwie, zorganizował najazd dywersyjny na Kujawy. W tym czasie Czesi odpierali największą z wypraw krzyżowych pod przewodnictwem kardynała Cesariniego. Klęska tej krucjaty pod Domażlicami raz jeszcze wykazała bezsilność tych kół politycznych, kt& oacute;re usiłowały zdusić czeski husytyzm metodami najazdów zbrojnych. Wszystkie te okoliczności sprawiły, ze życzliwie nastawione do ruchu husyckiego elementy w Polsce raz jeszcze podjęły próbę zbliżenia z Czechami. Latem 1432 roku zawarto ugodę w Pabianicach, skierowana najwyraźniej przeciwko Zygmuntowi Luksemburskiemu i Krzyżakom. Na nic nie zdały się protesty i przeciwdziałanie biskupa Oleśnickiego, chęć pomszczenia najazdu krzyżackiego była wówczas silniejsza.

Umowa polsko-czeska zawarta w Pabianicach oraz losy jej husyckich sygnatariuszy doczekała się wielu analiz, m. in. Urkundliche Beitäge zur Geschichte des Hussitenkrieges, II Band (red. F. Palacky), Praga 1873; J. Macek, Husité na Baltu a ve Velkopolsku, Praga 1952; F. Śmahel, Husitska revoluce, t.3, Praga 1996; D. Papajik, Jan Čapek ze Sán. Jezdec na konce svéta. Vojevůdce, kondotier a zbohatlik 15. stoleti, Budziejowice 2011 oraz Polsko-sirotči vojenská výprava proti řádu německých rytiřů k Baltskému mori v roce 1433, „Kulturne dejiny” 2010.

David Papajik: Jednym z głównych uczestników ze strony czeskiej podczas czesko-polskiej wyprawy wojennej przeciwko zakonowi krzyżackiemu w 1433 roku był czeski szlachcic Jan Čapek z Sán. Ponieważ jego los nie jest w Polsce zbyt dobrze znany, na wstępie przedstawimy jego sylwetkę.

Jan Čapek z Sán wywodził się z niższej szlachty pochodzącej z regionu środkowych Czech. Jego domostwem było prawdopodobnie grodzisko koło wioski Sány, niedaleko miasta Poděbrady. Nie są znane jego losy aż do 1427 roku. Dopiero w tym roku Čapek jest wymieniony jako dowódca części wojsk „sierotek” podczas obrony Náchoda przeciwko najazdowi Ślązaków. Trzeba wyjaśnić, ze nazwę „sierotki” przyjęli wschodnioczescy husyci, którzy po śmierci swego przywódcy Jana Žižki z Trocnova w 1424 roku zostali „osieroceni”. Čapek w bitwie pod Náchodem szczególnie nie zabłysnął, ponieważ dał się z własnym wojskiem zwabić przez wycofujących się Ślązaków daleko od murów obronnych Náchoda. Wykonywali oni tylko manewr wymijający i w chwili , kiedy husyci („sierotki”) byli daleko od Náchoda, zaatakowali ich i rozgromili. Opisane powyżej dowódcze niepowodzenie Čapka chyba nie pozostawiło śladu na jego dalszej karierze, chociaż na kilka lat zniknął z materiałów źródłowych.

Znów pojawił się w nich w 1431 roku, kiedy już występuje jako główny dowódca wojsk „sierotek”, które były na wyprawie wojennej na Węgrzech. Podczas wyprawy doszło do konfliktu między Čapkiem oraz dowódcą taborytów (jedna z głównych frakcji husytów), Prokopem Wielkim. Przyczyna sporu była kwestia podziału łupów i dalszego kierunku wyprawy. Čapek proponował ją kontynuować, Prokop Wielki chciał wracać do Czech. Kiedy wojska taborytów wróciły do Czech bez problemów, wojsko Čapka podczas wycofywania się zostało zdziesiątkowane przez wojska węgierskie. Po powrocie do domu Čapek oskarżał Prokopa Wielkiego o przyczynienie się do niepowodzenia wyprawy.

Mimo wymienionych powyżej niepowodzeń militarnych Jana Čapka z Sán jego pozycja w Czechach husyckich się wzmacniała. Čapek został przedstawicielem radykalnego odłamu husytów, który nie chciał zawrzeć umowy z królem węgierskim i rzymskim (później cesarzem), Zygmuntem Luksemburskim, oraz z przedstawicielami kościoła rzymskiego. Postawa ta nie przeszkadzała mu w nawiązaniu w 1432 roku intensywnych kontaktów z panującą polską dynastią.

Prawdopodobnie przed 22 lipca 1432 roku po wygranych walkach na Śląsku wojsko husyckie wróciło do Czech. Nie wrócili jednak najwyżsi dowódcy, Jan Čapek z Sán oraz Otík z Lozy, ponieważ byli oczekiwani na rokowaniach dyplomatycznych z polskim kr& oacute;lem Władysławem Jagiełłą. Pierwotnie rokowania miały się odbyć w Oleśnicy, ale ze względu na częste pożary miasta zostały przeniesione do Pabianic. Rozmowy z przedstawicielami husytów inicjowała strona polska. Polski król nie myślał o rozejmie z czeskimi husytami, na to by mu katolicka Europa nie pozwoliła, jego cel był odmienny. Szukał sprzymierzeńca w walce przeciwko zakonowi krzyżackiemu. Według dawniejszej czeskiej historiografii głównym przedstawicielem husytów podczas rokowań z polskim królem był Prokop Wielki, w nowszej historiografii nie przyjmuje się takiego stanowiska. Główną rolę w rokowaniach z polskim królem odegrał niewątpliwie Jan Čapek z Sán, który podczas rozmów wyeliminował przedstawiciela taborytów Otíka z Lozy.

Pomiędzy 24 lipca i 11 sierpnia 1432 roku Jan Čapek z Sán i Otík z Lozy zawarli z polskim królem Władysławem umowę o połączeniu sił przeciwko swoim nieprzyjaciołom, głównie Niemcom. Niestety tekst umowy się nie dochował. Mamy tylko tendencyjne informacje spisane przez polskiego kronikarza Jana Długosza oraz kilka wzmianek w ówczesnej korespondencji. Chociaż nie znamy dokładnej treści umów pabianickich, jest oczywiste, że ich podstawą była kwestia udzielenia Polsce pomocy husytów w walce przeciwko Zakonowi Krzyżackiemu. Polski król był świadomy walorów wojskowych husytów, dlatego chciał wykorzystać ich umiejętności w walce przeciwko głównemu nieprzyjacielowi państwa polskiego. Polski król hojnie obdarował husytów, którzy następnie powrócili do Czech.

Jak zapisał Jan Długosz, morze wywarło wielkie wrażenie na Czechach, którzy wykąpali się w nim i nabierali słoną wodę do naczyń, by pochwalić się nią po powrocie do kraju. Jan Čapek miał wjechać konno w fale i przemówić: Oto bracia, przyznaję się wam, że osiągnąwszy w tym miejscu koniec świata, nie mogę się dalej posuwać, ponieważ wzbraniają mi tego morskie wody. Za okazaną pomoc Król podarował Čapkowi wielbłąda. Krótko potem, w czasie oblężenia katolickiego Pilzna, zwierzę zostało zagarnięte przez obrońców miasta podczas wypadu i od tego czasu wielbłąd jest jednym z elementów herbu Pilzna.

W 1434 r. w bitwie po Lipanami, w której radykalni husyci (taboryci i „sierotki”) zostali pokonani przez koalicję utrakwistów i katolików, Jan Čapek dowodził jazdą strony radykalnej i w obliczu klęski wycofał swoje siły z pola bitwy. Po rozpuszczeniu „sierotek” opuścił ziemie Czech i wstąpił na służbę króla polskiego. Ostatnia wzmianka o nim pochodzi z 1445 r.

Niewiele wiadomo o taborycie Otíku z Lozy, który towarzyszył Janowi Čapkowi w Pabianicach. Informacje na jego temat są skąpe. Otík występuje zawsze w cieniu „sierotki” Čapka, np. dojel s táborským hetmanem Otíkem z Lozy na polský královský dvůr do Pabjanic a dojednal tu 25. Července 1432 hlavní obrysy česko-polkého spolku „proti všem a zejména proti německému národu”. Smlouva ovšem mířla přdevším proti řadu němecých ryt a slibovala polsku králi husitskou vojenskou pomoc. Uskutečnila se za rok, když Čapek se sirotčím polním vojskem vtrhl do Nově Marky a do tří měsíců se dotka Baltického moře. Bedřich ze Strážnice do Pabjanic nejel a pro Čapkovy záměry se nedovedl nadchnout.

Jan Długosz spotkanie z husytami w Pabianicach relacjonował następująco:

Po załatwieniu w ten sposób na zjeździe Sieradzkim spraw publicznych, Władysław król wyjechawszy z Sieradza, udał się do Poznania i w inne strony Wielkiej Polski. Przebywając w Poznaniu, zaślubił siostrzenicę swoją, Emilię, zrodzoną ze swej siostry Alexandry, córkę Ziemowita książęcia Mazowieckiego, Bogusławowi książęciu Słupskiemu, który tam w ów czas był obecnym. Gody weselne odprawiono z królewską wspaniałością w dzień Ś. Jana Chrzciciela. Gdy zaś po zwiedzeniu Wielkiej Polski zajechał do Pabianic, przybyli do Jego królewskiej Miłości posłowie czescy, mężowie znakomici, ale zwolennicy kacerstwa Wiklefitów, wysłani od Czechów, którzy zebrani w liczne wojsko w polu obozowali. Ci, opowiadając swoje poselstwo, użalali się naprzód na swoje krzywdy, i złamanie przez Krzyżaków Pruskich przymierza, na szkodę Władysława króla i królestwa Polskiego; oświadczali, iż krzywdę tę za swoja własna uważają, obiecując, ze z całą potęgą swoją przyjdą królowi na pomoc, kiedykolwiek król chciałby podjąć wyprawę przeciw Krzyżakom. Prosili przytem, aby król przestał się gniewać na książęca Zygmunta Korybuta, a przywrócił go do dawnej przychylności i łaski. Potem upewniali, że na soborze Bazelejskim, świeżo zebranym, pogodzili się już z kościołem, i od ojców soboru wielkiej doznali przychylności. Miłom było Władysławowi królowi i panom radnym to poselstwo. Gdy bowiem król wybierał się w przyszłym roku na wyprawę przeciw Prusakom, wszyscy cieszyli się, ze w sani czas potrzebne uzyska posiłki, które nie mniej przydatnemi być miały, jak sam o nich rozgłos w świecie, który sąsiednie kraje napełnił i nieprzyjaciół strachem przeraził, zwłaszcza kiedy zwykłe posiłki Litwinów, Wołochów i Tatarów, z przyczyn wyłamania się posłuszeństwa książęcia Świdrygiełły, nie dopisały. Podejmowano zatem rzeczonych posłów Czeskich nader wspaniale i hojnie. Aby zaś pod żadnym względem czci ich nie ubliżyć, odprawiono nawet w ich obecności nabożeństwa i przypuszczano ich do uczestnictwa w służbie Bożej i ofiarach; a oni nadymali się zuchwale, że sobór Bazylejski nie wyłączył ich posłów z społeczeństwa wiernych. A nie było to pewnie dla błahej przyczyny: albowiem Wojciech Jastrzębiec arcybiskup Gnieźnieński, Jan Szafraniec Włocławski, Stanisław Ciołek Poznański i Jan Chełmski, biskupi, którzy na ów czas byli na dworze królewskim obecni, tak uradzili, uchwalili i postanowili na piśmie, nie wiem jakim powodowani sumieniem i przekonaniem. (Roczniki, czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego Jana Długosza, Warszawa 2004)

Król wracał z Wielkopolski i Sieradza, gdzie stany koronne zapewniły jego starszemu synowi Władysławowi koronę polską. Był także w Poznaniu na weselu swojej siostrzenicy Emilii. W Pabianicach oprócz rozmów z Czechami miało miejsce w świątyni parafialnej wspólne, nieomal ekumeniczne, nabożeństwo, które stało się przyczyną zatargu między Jagiełłą a biskupem krakowskim Zbigniewem Oleśnickim, przeciwnikiem wszelkich kontaktów z husytami.

W popłoch wpadł zwłaszcza Andrzej Myszka, zarządca Pabianic w latach 1415-1446. Nie mógł się pogodzić z myślą, że w mieście kościelnym król gościł heretyków. Kiedy posłowie husyccy przyjechali z Pabianic do Krakowa w 1432 r. Andrzej Myszka w imieniu nieobecnego wówczas biskupa Oleśnickiego ogłosił interdykt, czyli zakaz odprawiania nabożeństw. Zwołał do katedry duchowieństwo oraz profesorów Uniwersytetu Krakowskiego i zobowiązał ich do respektowania zakazu na czas pobytu w Krakowie husytów.

Po stronie Jagiełły opowiedzieli się obecni w Pabianicach dostojnicy – arcybiskup Wojciech Jastrzębiec, kanclerz Jan Szafraniec, podkanclerzy Władysław Oporowski, biskup poznański Stanisław Ciołek i biskup chełmski Jan Biskupiec oraz wielu panów świeckich.

Do starcia pomiędzy stronnictwem Zbigniewa Oleśnickiego a stronnictwem dworskim na temat legalności pabianickiego przymierza z husytami doszło podczas zjazdu w Wiślicy w 1432 r. Obóz dworski reprezentowali: kanclerz Jan Szafraniec, podkanclerzy Władysław Oporowski – doktor dekretów, biskup chełmski Jan Biskupiec – magister teologii. Oleśnicki dowodził, iż interdykt nałożony na przywódców ruchu husyckiego odnosi się do wszystkich zwolenników tej herezji, dlatego nie można go zawiesić ani cofnąć na czas pertraktacji, a tym bardziej zawrzeć z nimi przymierze.

Sprzeciwili się temu przedstawiciele polityki dworskiej. Jednakże ich rozumowanie było trudne do obrony na gruncie prawa kanonicznego Biskup Oleśnicki i profesorowie krakowscy obnażyli wątłą podstawę doktrynalną polityki królewskiej wobec husytów. Układ pabianicki z 1432 r. oraz militarne współdziałanie z husytami w wyprawie przeciw Zakonowi w 1433 r., mimo doraźnych korzyści politycznych, przysporzyło dużo kłopotów Jagielle i dyplomacji polskiej na forum międzynarodowym. Przede wszystkim na soborze bazylejskim i dworach europejskich, gdzie oskarżono króla o popieranie husytów i militarne z nimi sojusze, wymierzone w katolików. W Europie uważano wtedy husytyzm za jedno z największych zagrożeń.

Bohaterów wojen husyckich przedstawia w „Trylogii husyckiej” Andrzej Sapkowski, autor m. in. książek o „Wiedźminie”. Jan Čapek z Sán pojawia się w „Bożych bojownikach”, gdy ratuje Reinmara z Bielawy z opresji, a następnie gości go na zamku w Michalovicach, natomiast w „Lux perpetua” wspomniana jest jego wyprawa na Prusy oraz udział w bitwie pod Lipanami.

Sapkowski wiosną 2012 r. podczas spotkania z czytelnikami w Pabianicach powiedział, że w trakcie pisania „Trylogii Husyckiej”, niektórych książek szukał w łódzkiej bibliotece uniwersyteckiej, oprócz tego, jak twierdził, jego związki z Łodzią są znikome. Chętniej mówił o Pabianicach.

- W jednej z moich książek narada króla Jagiełły z rodem husyckim odbywa się właśnie w Pabianicach – wyjaśniał Sapkowski. – W tym czasie w Łodzi nie było jeszcze nawet czego grabić i gwałcić.


Jędrzej Moraczewski w „Dziejach Rzeczypospolitej Polskiej”, 1862 r. podejmuje sprawę wizyty Czechów w Pabianicach.

Gdy Jagiełło po wyprawieniu w Poznaniu wesela swej siostrzenicy Emilii a córki Ziemowita Mazowieckiego, wydanej za Bogusława księcia słupskiego, bawił w Pabianicach, przybyło znowu do niego poselstwo od utrakwistów (umiarkowani husyci zwani także kalikstynami), którzy zaczęli brać przewagę pomiędzy stronnictwami czeskimi a oświadczyło naprzód niechęć przeciwko krzyżakom, że się poważyli haniebnie zrywać traktat święcie z Polską zawarty, potem ofiarowało całe siły swego narodu na poskromienie ich dumy i chciwości. Żądało, aby król okazał się życzliwym dla Korybuta (bratanek króla Jagiełły, zwolennik husytyzmu, pretendent do korony czeskiej) i żeby popierał sprawę czeską na soborze bazylejskim, który się właśnie zebrał.

Pomiędzy panami świeckimi znaczna większość była za przymierzem z Czechami, a Jan Mążyk z Dąbrowy, wojewoda ruski i Piotr Korcbog, nie tylko za przymierzem, ale nawet za nauką Husa. Kanclerz Jan Szafraniec biskup władysławski i podkanclerzy Władysław z Oporowa proboszcz przy kościele św. Floriana pod Krakowem, jako prowadzący rządy państwa i duchowni skręcili na drogę środkową, pomiędzy dwoma stronnictwami i byli za związkiem z Czechami, chociaż chcieli zostać zupełnie wierni Kościołowi; do nich przystąpili Stanisław Ciołek poznański i Jan chełmiński, biskupi. Wojciech Jastrzębiec prymas, sam znawca spraw publicznych, jako dawny kanclerz i dobry teolog, zgadzał się na to także i z wymienionymi dopiero panami duchownymi złożył walną radę, wskutek której wydał list, ażeby w diecezjach jego metropolii podległych, nikt przeciw posłom czeskim jako heretykom nie występował. Król dobrze przeczuwał, że Zbigniew Oleśnicki nie zaśpi sprawy i był tego zdania, aby Czechowie w powrocie do swego kraju diecezję krakowską pominęli, lecz Jan Mężyk z Dąbrowy i Piotr Korcbog chcieli od razu rzecz na jedną lub drugą stronę rozstrzygnąć i odprowadzając poselstwo umyślnie je na sam Kraków skierowali.

Zbigniewa Oleśnickiego nie było, lecz pozostawił rozporządzenie na ten przypadek. Wikariusz biskupi ksiądz kanonik Andrzej Myszka zwołał natychmiast duchowieństwo krakowskie, tak katedralne jak uniwersyteckie i przytoczył rozkaz Zbigniewa Oleśnickiego, aby w interesie husyckim, który jest przeciwny Kościołowi, nawet arcybiskupa nie słuchać. Duchowni zebrani uznali to za słuszne i zobowiązali się jednozgodnie do wykonania, choćby im przyszło i krwią własną opłacić, a następnie ogłoszono zapowiedź i pozamykano kościoły. Uwijali się Mężyk z Dąbrowy i Korczbog. Składali rozkaz metropolitalny , lecz ich wszędzie odprawiono z niczym. Było to wielkim zawstydzeniem w obliczu narodu czeskiego, równie króla, jak panów świeckich, którzy dzierżyli rządy Polski.


W 1860 r. Leon Wegner w „Rocznikach Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk” spróbował odtworzyć treść wystąpień politycznych wygłaszanych podczas pobytu husytów w Pabianicach.

Podług świadectwa Długosza, bawił Władysław Jagiełło w lipcu 1432 roku powracając z Poznania, w Pabianicach, licznym i świetnym otoczony dworem. Przybyli tam do niego w poselstwie od husytów znakomici mężowie czescy, wynurzali (wyrażali) Polakom współczucie z powodu ciosów, jakie niedawno ponieśli od krzyżaków.; oświadczyli, że każda krzywda Polsce zadana jest krzywdą im wyrządzoną , i że gotowi są stawić się z całą potęgą i zastępami swymi na pomoc królestwu, gdyby krol postanowił wyprawę przeciwko krzyżakom. Poselstwo to sprawiło na umyśle króla i rady jego radosne wrażenie. Uraczono posłów splendide et opulenter. Wskutek postanowienia Wojciecha Jastrzębca arcybiskupa gnieźnieńskiego, Jana Szafrańca, biskupa kujawskiego, Stanisława Ciołka biskupa poznańskiego i Jana biskupa chełmińskiego, którzy poselstwu temu byli przytomni, odprawiono wobec nich uroczyste nabożeństwo i przypuszczono ich uczestnictwa w temże.

Bernard Wapowski taką Czechom w usta treść ich poruczeń: Czesi naród Polakom pobratymczy i pokrewny, jeden początek i mowę z nimi mający, niczego gorącej nie pragnie, jak aby królestwo polskie z miłosierdzia Bożego dostatkiem i potęgą kwitnące, od wszelkiej przemocy nieprzyjacielskiej było wolne. Nie tajno nam, że prócz Litwinów, Multanów, jawnych królestwa wrogów, cesarz Zygmunt z całymi Węgrami i Niemcami, Krzyżacy pruscy, największą przeciw Polakom pałają zawziętością; że w zapędzie i łakomstwie swoim, niczego gorącej nie pragną, jak, aby to potężne królestwo – lecz bodaj sami pierwej tego doznali – w zbrojnym sprzysiężeniu obalić; przybyli zatem z sąsiedzkim i przyjaznym królem przymierze odnowić i siły zbrojne złączyć; gotowi są iść na każdego nieprzyjaciela, jakiego im król polski ukaże. Mają królu, Czesi pod chorągwiami 30. 000 piechoty i 6.000 ciężkiej jazdy, wojska wybornie uzbrojone, którego nie tylko wystąpienia do boju, ale nawet widoku Niemcy wytrzymać nie zdołają. Tymi siłami dowodzi Zygmunt Korybut, jeden z książąt litewskich, brat stryjeczny twojego majestatu, sądzimy go być godnym twojej miłości, że nie odrodził się od sławnego Giedyminowego szczepu, że doświadczeniem wojennym i męstwem innych prześcignął, czego wśród ciężkich wojen naszych niejednokrotnie świetne dał dowody.

A więc tego wodza, tego wojska na każdą potrzebę korony twej używaj i nas od związku i przyjaźni swojej nie odrzucaj.

Podziękowano posłom i narodowi czeskiemu za tyle życzliwości dla królestwa polskiego, dodając: Iż gdy Polacy z łaskawości Boskiej dostateczne siły mają do odparcia napaści wrogów, nie potrzebują więc w tej chwili posiłków obcych; jeżeliby atoli później większe jakie niebezpieczeństwo lub potrzeba wynikła król Władysław i Polacy chętnie ich użyją; postarają się też, aby Czechom, sprzymierzonemu i bratniemu ludowi, we wzajemnej pomocy i usługach przewyższyć się nie dali.

Następstwem rozmów z husytami w Pabianicach były także kontrowersje i spory religijne, które wzburzyły ówczesny Kraków. Pisał o tym Maurycy Dzieduszycki w książce „Zbigniew Oleśnicki”, Kraków 1853.

W lipcu, kiedy Jagiełlo kołując swym obyczajem po Wielkopolsce, znajdował się w Pabianicach w Sieradzkiem, przybyło doń poselstwo od czeskich husytów, którzy w zeszłym roku nowymi zwycięstwami znacznie się utwierdzili na Śląsku. Zaczęli od serdecznego użalenia nad ciosami jakie Polska niedawno od Krzyżaków poniosła, oświadczyli, że każda rana jej zadana jest raną dla nich, i że są gotowi stawić się na każde zawołanie z orężem w ręku dla poskromienia tych wspólnych wrogów. Dodali prośbę, aby król przebaczył księciu Zygmuntowi Korybutowi dawne przewinienia i przyjął go znowu do swej łaski. Nie omieszkali przy tym wspominać ze szczególnym naciskiem jak zebrany świeżo w Bazylei sobór powszechny ludzko się z nimi obchodzi i do siebie na narady wzywa.

Musimy wypisać z Długosza, że zręczne tych bezczelnych heretyków oświadczenia, do których niezaprzeczenie najwłaściwszą wybrali chwile, sprawiły na umyśle starego króla i jego doradców najlepsze wrażenie. Bo już wisiała z jednej strony wojna z Krzyżakami, z drugiej sprawy litewskie były w zatrważającym zawieszeniu, a dochodziły zewsząd niepokojące wieści jak Świdrygiełło kontaktuje się ustawicznie z Zygmuntem, jak wysłannicy krzyżaccy podburzający Wołochów najlepiej tam są przyjmowani. Husyci trzymali się teraz, jak widać zasady – chcesz być dobrze przyjętym, pokaż się być użytecznym.

Nie tylko więc uraczono ich najwspanialej, ale ze względu na stosunki ich z soborem bazylejskim, których bliższe szczegóły nie były nawet tam znajome, przypuszczono ich, za wyraźnym na to przyzwoleniem prymasa, w którego diecezji Pabianice leżały i obecnych tam biskupów: Jana Szafrańca kujawskiego, Stanisława Ciołka poznańskiego i Jana z Opatowic chełmskiego do uczestnictwa publicznego w nabożeństwie. Rzecz niesłychana i dziwnie rażąca, bo przeciwna najwyraźniejszym dekretom soboru konstancyjskiego i papieża Marcina V. Rzecz gorsząca bo w sprawie dogmatycznej przychylili się naczelnicy Kościoła do względów polityki światowej. Kiedy bowiem nakazany był interdykt ( zakaz odprawiania obrzędów religijnych na dany m terenie) w razie obecności husytów, Jastrzębiec i tamci biskupi nie wykluczając ich nawet z kościoła i od ołtarza, pokazywali jawnie, że żadnej różnicy między ich wyznaniem a katolicką nauką nie widzą. Co za triumf dla tych heretyków. Lecz nie dość na tym.

Hojnie obdarowanych prowadzili dalej dwaj umyślnie przydani im panowie: Jan Mężyk z Dąbrowy , wojewoda ruski i Piotr Korczbok, którzy tym chętniej podjęli się tego, iż sami w duchu sprzyjali religijnym ich zasadom. Ostrzegał ich wprawdzie sam król, aby Kraków ominęli, bo tam Zbigniew nie oglądając się na prymasa i innych biskupów, niewątpliwie da ogłosić interdykt. Lecz Mężyk i Korczbok, zaopatrzywszy się umyślnymi w tym celu listami Jastrzębca i wyżej wzmiankowanych biskupów, nie wahali się wjechać z czeskimi posłami do stolicy.

Nie znajdował się tam naonczas Oleśnicki, ale na pierwszą wieść o bliskim ich tam przybyciu posłał co tchu rozkazy do kapituły i całego duchowieństwa, aby skoro husytów noga tam postanie, niezwłocznie interdykt rzucono. Odebrawszy takie polecenie zgromadził zaraz godny pasterz swego namiestnika Jędrzej Myszka wikary generalny wszystkich prałatów, przełożonych zakonów i duchowieństwo i uchwalono jednogłośnie (24 lipca 1432) ścisłe kościelnych o tym przepisów zachowanie.

Widać z aktu w tym celu sporządzonego, że o zbliżaniu się posłów jadących z Pabianic dał znać najpierw Mikołaj Michałowski kasztelan i starosta krakowski, i że nie tylko zebrane w zakrystii katedralnej duchowieństwo, ale i przybyli akademicy głośno krok taki jako niezbędny pochwalali.

Łacno z tego dostrzec ówczesne usposobienie umysłów, kiedy sami świeccy popierali w tym względzie duchownych. Nic nie pomogły pokazane listy tamtych biskupów, nic prośby królewskich dworzan i usilne nalegania a nawet groźby porywczego Korczboka. Chcąc nie chcąc musieli wyprawić dalej Czechów, co dotknęło do żywego króla, prymasa i jego dworskich kolegów, a Mężyk i Korczbok osobiście także upokorzeni nie omieszkali rozdmuchiwać gniewu na krakowskiego biskupa i głośno zatem mówiono na dworze, że już czas odsunąć go z tej stolicy, aby ją wyrozumialszemu oddać. Czy będzie on sam znał lepiej kościelne przepisy jak głowa polskiego duchowieństwa, jak tylu innych pasterzy i doktorów św. teologii? Czy będzie jątrzył do ostatka husytów ojczyźnie naszej tak przychylnych, z którymi nawet powszechny sobór w bliższe wchodzi stosunki? To przechodzi już wszelka granicę.

Gdy więc Zbigniew przybył do króla w połowie sierpnia do Wiślicy, Jagiełło przyjął go z zachmurzonym obliczem, odmówił ręki i cierpko się doń odezwał: Jakiż to znowu szał uniósł cię, żeś działając wbrew nie tylko najwyraźniejszym naszym rozkazom, ale i własnego twego duchownego przełożonego prymasa poleceniom , i na przekorę innym biskupom, posłów czeskich tak ciężko, z osobistym nawet naszego majestatu poniżeniem upokorzył? Jakżeś się odważył na interdykt, którego w żadnej innej diecezji prócz tej twojej nie zachowano? Czyż będziesz utrzymywał, że wszyscy się mylą i nie rozumieją, a ty sam nad wszystkich uczeńszym jesteś i roztropniejszym? Już czas zaprawdę, abyśmy tę twoją pychę i tego buntowniczego ducha, który podnosi się na nasze i całego królestwa pohańbienie, skruszyli i tak odsunęli cię z krakowskiej stolicy jakeśmy z niej oddalili Piotra Wysza, twego poprzednika, którego przykład powinien stać ci przed oczami.

Nie nowymi były dla Oleśnickiego takie wyrazy, nie pierwszy to raz obijało się o jego uszy imię Wysza, którym go ustawicznie trwożyć chciano. Ze zwykłą więc sobie godnością odpowiedział: Nie poczuwam się najjaśniejszy panie do żadnej tak strasznej winy, którą bym na podobne wyrzuty i odmówienie mi ręki królewskiej zasłużył. Zachowanie interdyktu w czasie bytności innowierców powinno zamiast niechęci zjednać mi owszem największą łaskę pana mojego; bo już ja sam jeden jako stróż twego zbawienia i dobrej sławy odwróciłem od ciebie i stępiłem tym sposobem owe oszczercze pociski Krzyżaków i innych panujących wystawiające cię jako „opiekuna heretyków” i zapobiegłem usprawiedliwieniu i poparciu skarg o to przed papieża i sobór wniesionych. I nie tylko nie żałuję tego kroku, ale owszem ponowiłbym go bez najmniejszego wahania, gdyby heretycy tu pozostali. A w sprawie tak blisko wiarę obchodzącej, nie obawiałbym się ani twych własnych ani bądź czyich niechęci i gniewów. Rychlej ty panie pożałujesz twej porywczości jak ja mego przedsięwzięcia. Dziś mnie nienawidzisz, dziś karcisz – wkrótce sam mi podziękujesz, gdy pierwsze przeminie uniesienie, a jasno zrozumiesz, że czyn mój był wprawdzie śmiały, ale niezbędny dla otrząśnięcia ciebie z owych obelżywych posądzeń, którymi cię nieprzyjaciele nasi obrzucają. Niepotrzebnie mi grozisz oddaleniem z biskupiej mej stolicy. Szkoda wznawiać pamięć gwałtu na poprzedniku mym popełnionego, który nie dla niego lecz tylko dla ciebie panie był szkodą. Nie obawiam się oddalenia i choćby nawet śmierci. Lecz pomijając to, same dzisiejsze okoliczności nie sprzyjałyby takiemu zamachowi. Mamy bowiem papieża, który walczących za wiarę i prawdę nie krzywdzi, ale najświetniejszym wynagradza odznaczeniem.

Co do mnie poczytałbym się za szczęśliwego , gdybym był godny cierpieć za wiarę obelgi, ciosy lub utratę życia. Mam opiekuna i pomocnika w Bogu, mam i na ziemi światłych i godnych doradców, mężów z prawami bożymi i ludzkimi obeznanych – akademię krakowską za której też zdaniem poszedłem. A chociaż czyn mój różni się od postępowania prymasa i innych biskupów, czyż dla tego mam być potępiony, żem nie oglądając się na obce zdanie, trzymał się ściśle drogi katolickiej? Być może, że im wydało się nienaganne to co mnie sumienie wzbroniło.

Jakkolwiek odpowiedź ta nie małe wrażenie na umyśle króla sprawiła, kazał przywołać jeszcze akademików i zażądał od nich tłumaczenia dlaczego przyczynili się swymi radami do tak gwałtownego kroku. Ówczesne akademie będące więcej niż dzisiaj ośrodkami oświaty, przyzwyczajone były do tego, że w najważniejszych rzeczach zasięgano ich rady, znosiły się nie raz pisemnie i ustnie między sobą.

Zawezwani więc akademicy oświadczyli królowi bez ogródek, że prawa co do interdyktu na czeskich heretyków od samej stolicy apostolskiej, żaden biskup jako władza niższego rzędu naruszyć ani znieść nie może. Duchowni, którzy mimo tego odważyli się przypuścić tych innowierców do uczestniczenia w nabożeństwie nie tylko popadli w grzech, ale i w kanoniczną nieregularność. Dlatego to, nie tylko pochwalamy z całego serca zachowanie się w tej mierze naszego pasterza, ale gotowiśmy stać zawsze przy nim i cierpieć wszystko, wynieść się nawet raczej do innych krajów, jak przystać na najmniejsze naruszenie wiary. A niech cię nikt królu nie uwodzi jakoby husyci od Kościoła potępieni nie powinni być tak długo poczytywani za heretyków aż się z nim nie przejednają. „Mam przecież – odrzekł Jagiełło – równie znakomitych doktorów którzy osadzili, że można w obecności czeskich posłów odprawiać nabożeństwo”. Akademicy oświadczyli, że są gotowi z nimi się o to rozprawić.

Wyznaczył więc król czas i miejsce, i przybyli na tę dysputę: Oleśnicki, Jan Szafraniec biskup kujawski, Jan z Opatowic – chełmski i Władysław Oporowski – podkanclerzy. Dwaj ostatni upierali się długo przy tym, że chociaż naczelnicy i przywódcy heretyków sa pod interdyktem, to ich słudzy i narzędzia interdyktowi nie podlegają. Dotyczy to zatem i posłów czeskich jako osób podrzędnych. Wykazano im jednak, że i podwładni skoro mają udział w herezji, podlegają interdyktowi przeciw niej wymierzonemu. I tak samego nawet króla z niemałym dworaków jego i zauszników zawstydzeniem, o namacalnym tych biskupów w tej mierze błędzie przekonano.

Rzecz jasna, że podobne upokorzenie rozdymało w dworskim stronnictwie sroższe jeszcze gniewy na Oleśnickiego. Któż by uwierzył, że przyszło do tego, aby zgładzić niewinnego biskupa. Poświadcza to przecież Długosz z dodatkiem, że nastawieni siepacze mieli już następnej nocy niecny ten zamiar uskutecznić.

O napięciu w relacjach między królem a biskupem krakowskim wspomina Joachim Lelewel w pracy „Polska - dzieje i rzeczy jej rozpatrywane”, Poznań 1863. Ukazuje zarazem nonsens dysput religijnych i militarne pożytki płynące z porozumienia polsko-czeskiego w Pabianicach.

Odbyła się dysputa katolików z husytami w Krakowie roku 1431 w przytomności króla i umyślnie na nią przybyłego z Czech jego synowca, Zygmunta Korybuta. Dysputowali ze strony husytów – Prokop, Piotr Biedrzych i Wilhelm Kostka; ze strony katolików – Stanisław ze Skarbimierza, Mikołaj z Kozłowa, Andrzej z Kokorzyna i kilku innych. Skończyło się, jak się kończą wszystkie dysputy w materii wiary, na niczym. Następnego roku przyjmował król w Pabianicach posłów czeskich, którzy mu ofiarowali posiłki przeciw wszelkim nieprzyjaciołom, a gdy stamtąd przez Kraków wracali, biskup Oleśnicki rzucił interdykt i kazał zamknąć kościoły, za co ściągnął na siebie gniew królewski. A. Klubówna w książce „Zawisza Czarny w historii i legendzie” Warszawa podkreśla odwagę prymasa Jastrzębca wykazaną w trakcie rozmów pabianickich: Gdy w 1431 roku przybyło poselstwo czeskie na dysputę, Oleśnicki doprowadził do tego, że musieli opuścić Kraków. Natomiast nie zląkł się zarzutu herezji W. Jastrzębiec. Wraz z Ciołkiem i Janem Szafrańcem przyjęli posłów w swojej rezydencji w Pabianicach. Odprawiono wspólne nabożeństwo i prowadzono dysputy, a następnie zawarto przymierze przeciw Niemcom i krzyżakom.

O Pabianicach pisze także Józef Szujski w „Dziejach Polski”, Lwów 1862:

Zygmunt Korybut od Taborytów z więzienia uwolniony, dostał od tych szeroko władających heretyków zamek Gliwiec na Śląsku, skąd pustoszące wyprawy na około podejmował, szczególniej na dobra duchowne. Rycerstwo polskie walczące w jego szeregach przesiąkało zasadami husytów i szerzyło je po kraju. Jagiełło pozwolił nawet na dysputę publiczną między ich teologami a akademikami krakowskimi, która się w łaźni publicznej w Krakowie 19 marca 1431 roku odbyła, podczas której atoli z rozkazu Zbigniewa Oleśnickiego miasto pod interdyktem zostawało. Widać stąd, że jak z jednej strony husyci pragnęli koniecznie znaleźć podporę w Polsce, tak i król sam przymuszonym był robić dla nich pewne ustępstwa – już to pod naciskiem im przyjaznych, już to z nieprzyjaźni ku Zygmuntowi cesarzowi.

Widząc Polskę wielostronnie zagrożoną, zbliżyli się husyci na nowo, ofiarując sojusz przeciw krzyżakom w Pabianicach (w lipcu 1432). Oświadczyli, że będąc właśnie na punkcie pogodzenia się z kościołem przez sobór bazylejski, proszą króla, aby ich wziął w opiekę i z Korybutem się przeprosił, a oni pomoc przeciwko zakonowi dostawić się obowiązują. Król przychylnie ich odprawił, o posiłki się umówił i dwom zapamiętałym husytyzmu zwolennikom Janowi Mężykowi z Dąbrowy i Korzbogowi do granic odprowadzić kazał.

Wracając posłowie pomimo przestrogi Jagiełły umyślnie stanęli w Krakowie, zbrojni rozporządzeniem arcybiskupa Wojciecha Jastrzębca, który miejsca gdzie przebywali interdyktem okładać zakazał. W nieobecności Zbigniewa rzuciła interdykt kapituła, a akademia zgodziła nań. Król zgniewał się o to na Zbigniewa tak dalece, że mu groził losem Piotra Wysza, niegdyś przez siebie z biskupstwa krakowskiego strąconego. Zbigniew stawił się z godnością. Dysputowali o tym wypadku z rozkazu króla doktorowie jego dworu i akademicy krakowscy. Zwyciężyli ostatni i opowiedzieli się za Zbigniewem.

Wielu autorów dziewiętnastowiecznych pragnęło napisać cośkolwiek o przymierzu pabianickim – nie zawsze w zgodzie z faktami. Oto fragment „Sądecczyzny za Jagiellonów” Szczęsnego Morawskiego z 1865 roku:

Prażanie przez pół Niemcy ( w połowie), bojąc się srogiego Żyszki (przywódca husytów) woleli Korybuta. Wysłali więc powtórnie, zapraszając na królestwo czeskie. Posłowie czescy we wsi Pabianicach zajechali drogę Jagielle dążącemu na sejm do Wiślicy. Wyłuszczając krzywdy narodowości czeskiej poniesione od Niemiec. Składali oraz swe wyznanie wiary, przekonywując, iż nie ma w niem nic zdrożnego z nauką Chrystusa i Apostołów. Przypominając krzywdy polskie podobne, prosili o zesłanie (wyznaczenie) Korybuta, a obiecywali braterstwo szczersze od Zygmuntowego, i posiłki potężne przeciwko krzyżakom ciągle wichrzącym. Król rad słuchał tej mowy, nie wiedząc jednak co począć, zwłaszcza, że arcybiskup Wojciech, słysząc wyznanie husytów nic nie odrzekł, ani się nie sprzeciwił. Więc król z posły przybył do Wiślicy, a szlachta ciekawa, wypytując się szczegółowo o różnice w ich wierze, spowodowała jednego z husyckich księży w poselstwie będącego, iż w głośnem kazaniu jął wykładać naukę Husa mową czeską, Polakom zrozumiałą.

Biskup Zbigniew dowiedziawszy się o tem, ogłosił interdykt, t. j. zakazał wszelkiej służby kościelnej, nawet dzwonienia i otwierania kościołów – bez dołożenia się króla (bez zgody). Jagiełlo rozgniewany, że biskup uczynił to krom woli jego i prymasa, ją mu odpowiadać na gardło (grozić śmiercią). Lecz Zbigniew wsparty powaga papieża, obstał przy swojem i dokazał, że księdza onego husyckiego. Co kazał na królewskim dworze, uwięziono i wydalono z miasta. Kazania onego treść była i że Sakrament Ciała i Krwie pańskiej przyjmować trzeba w obu postaciach – tak zwana nauka o kielichu, gdyż Żyszka to głównie popierał, a jego stąd nazwani zwolennikami kielicha świętego.

Podczas wizyty w Pabianicach Władysławowi Jagielle – zwycięzcy spod Grunwaldu - towarzyszyli dwaj wysocy urzędnicy świeccy, sympatycy husytów: Jan Mężyk i Piotr Korzbok (Korczbok, Korczborg).

Jan Mężyk pochodził z Dęby, koło Wielunia. Był wojewodą ruskim, starostą lwowskim, podczaszym królewskim, starostą ostrzeszowskim, starostą krzepickim. Sprawował m. in. poselstwa do króla rzymskiego i węgierskiego Zygmunta Luksemburczyka i Świdrygiełły, księcia litewskiego. Zasłynął jako tłumacz posłów krzyżackich w czasie bitwy grunwaldzkiej, którzy przywieźli dwa nagie miecze dla Jagiełły.

Piotr Korzbok pochodził z Trzebawia, obok Poznania. Był podkomorzym, negocjatorem i doradcą królewskim. Na przełomie 1419 i 1420 r. dowodził wojskami wielkopolskimi w wojnie brandenbursko-pomorskiej. Kilka razy posłował do krzyżaków. Pod koniec życia popadł w konflikt z klasztorem w Trzemesznie. Zagrożona klątwą wdowa po Korzboku musiała zapłacić opatowi stosowną karę.

Jednak najważniejsi negocjatorzy w spotkaniu polsko-czeskim w Pabianicach to: Wojciech Jastrzębiec, Stanisław Ciołek i Jan Szafraniec.

Wojciech Jastrzębiec – arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski w latach 1423-1436, biskup krakowski 1412-1423 i poznański 1399-1412, kanclerz koronny. Uczestniczył m. in. w akcie unii horodelskiej w 1413 r., którą podpisał. W 1434 koronował w katedrze wawelskiej Władysława III Warneńczyka na króla Polski. Autor traktatów teologiczno-prawnych.

Stanisław Ciołek – biskup poznański, sekretarz królewski, podkanclerzy królewski. W Pradze uzyskał tytuł magistra nauk wyzwolonych. Studiował także w Akademii Krakowskiej. W 1410 r. posłował z biskupem Oleśnickim do Zygmunta Luksemburskiego. W 1411-1421 pełnił funkcje notariusza ziemi krakowskiej i kapituły krakowskiej. W 1434 brał udział w Soborze w Bazylei. W 1419 r. za napisanie paszkwilu na królową Elżbietę został chwilowo usunięty z kancelarii królewskiej. Był przeciwnikiem husytyzmu. Zdobył rozgłos jako poeta polsko-łaciński.

Jan Szafraniec – biskup kujawsko-pomorski (od 1428), rektor Akademii Krakowskiej. Studiował w Pradze i Heidelbergu. W kapitule krakowskiej był kustoszem, scholastykiem i dziekanem. Był również podkanclerzym koronnym (od 1419) i kanclerzem wielkim koronnym (od 1423).

Jan Biskupiec (1376-1452) - prowincjał zakonu dominikanów, biskup chełmski, spowiednik Jagiełły. W wieku 28 lat został wybrany na przeora krakowskiego zgromadzenia zakonu, a od 1414 był prowincjałem polskich dominikanów. W latach 1409-1410 brał udział w soborze w Pizie. W 1417 r. został biskupem chełmskim. W 1435 r. podpisał akt pokoju w Brześciu Kujawskim. Pozostawał w konflikcie z biskupem krakowskim Z. Oleśnickim.

Nieoczekiwanie Pabianice zostały „zamieszane” w wojny husyckie i wojnę z Krzyżakami. W 1433 r. zgodnie z porozumieniem pabianickim nad Bałtyk wyruszyła polsko-czeska wyprawa wojenna.

W 2012 roku David Papajik opublikował w Zeszytach Naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego artykuł „Udział wojsk husyckich pod dowództwem Jana Čapka w wyprawie przeciw zakonowi krzyżackiemu w 1433 roku”.

(…) Na sejmie kalikstynów w miejscowości Kutna Hora, który odbył się prawdopodobnie w dniach od 30 sierpnia do 8 września 1432 roku, została omówiona sprawa umów pabianickich o sojuszu z Polską. Przeciwko sojuszowi wystąpiła część taborytów (co najmniej František Michalek Bartoš). Mimo tego umowy pabianickie zostały przez sejm przyjęte i zatwierdzone. Niewątpliwie było to zwycięstwo „sierotek” oraz polityki Jana Čapka z San. Na dodatek podczas sejmu w miejscowości Kutna Hora Jan Čapek z San oraz Otik z Lozy napisali 8 września 1432 roku list w imieniu wszystkich husytów Królestwie czeskim i Margrabstwie Morawskim do wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego , rycerza Paula von Russdorfa. Autorzy listu zarzucili wielkiemu mistrzowi, że zakon udzielał pomocy nieprzyjaciołom Czechów. Wezwali również zakon, by naprawił szkody wyrządzone podczas najazdu na Polskę, w przeciwnym wypadku miał zostać ukarany drogą wojskową. Jeżeli zakon nie zmieni swojego stosunku wobec Polski, husyci pomogą polskiemu królowi, jako swojemu przyjacielowi, przeciwko wszystkim jego przeciwnikom. Inaczej mówiąc, husyci grozili zakonowi wojną.

W Czechach dnia 6 lutego 1433 roku obradował następny sejm husycki. Źródła na temat treści posiedzenia milczą. Można przypuszczać, że jednym z ważnych punktów posiedzenia sejmu było omówienie przygotowań wyprawy husyckiej czy też – lepiej rzecz ujmując – wyprawy „sierotek” przeciwko zakonowi krzyżackiemu. Nie mogło więc na sejmie zabraknąć Jana Čapka z San, jako głównego rzecznika i człowieka forsującego ideę wyprawy „sierotek”. Na sejmie prawdopodobnie wystąpili również posłowie polskiego króla z prośbą o pomoc w walce przeciwko zakonowi.

Jan Čapek z San pod koniec kwietnia 1433 roku ustalał w Poznaniu z polskim królem Władysławem Jagiełłą szczegóły zbliżającej się wyprawy wojennej. Chodziło głównie o kwestie finansowe. Król polski przyrzekł płacić każdemu piechurowi żołd w wysokości 12 groszy miesięcznie, zadbać o wyżywienie wojska oraz zobowiązał się wyrównać ewentualne straty husytów, głównie w koniach. „Sierotki” miały problem z obuwiem, dlatego polski dwór królewski im je zapewnił. Jest udokumentowane, ze z Gniezna i z innych miast wysłano „sierotkom” na rozkaz króla 400 par butów. Dnia 7 maja 1433 roku „sierotki” otrzymały od króla polskiego sukno, broń oraz inne wyposażenie o łącznej wartości 725 i pół grzywny srebra. Wiemy, że z Krakowa wysłano im 50 wołów, zapasy mięsa, chleb, piwo oraz sól.

Momentem szczytowym wojskowej i politycznej kariery Jana Čapka z San była wyprawa przeciwko zakonowi krzyżackiemu w 1433 roku. Spójrzmy pokrótce na jej przebieg . „Sierotki” rozpoczęły swoją daleką wyprawę z Czech do Prus Zakonnych po 20 kwietnia 1433 roku, i to w dwóch kierunkach. Pierwsza część wojsk przemieszczała się w kierunku od Czeskiego Dubu przez dobra frydlanckie, które splądrowała, wskutek czego wystraszyła obywateli górnołużyckich miast. Druga część szła z dóbr hradeckich koło Hirschbergu (Jelenia Góra).Obie części wojsk połączyły swoje siły 7 maja 1433 roku pod Frankfurtem nad Odrą, gdzie zostało odparte podczas próby sforsowania Odry> dlatego wojsko wróciło z powrotem do Gubina, skąd wyruszyło do Głogowa.

Dopiero pod Głogowem w dniach 18 i 19 maja 1433 roku udało się wojsku przejść na prawy brzeg Odry i to dzięki pomocy księcia Henryka Głogowskiego oraz dowódcy polskich wojsk, Piotra Szafrańca. Od tego czasu Szafraniec towarzyszył sierotkom ze swoją jazdą konna w liczbie 200 mężczyzn.

Jaka więc była liczebność wojsk sierotek? Według ówczesnego kronikarza Bartoška z Drahonic ich wyprawa liczyła około 700 jeźdźców, 7-8 tys. piechoty oraz 350 wozów. Dla określenia liczebności wojska sierotek możemy skorzystać również ze źródeł pruskich lub zakonu krzyżackiego. Według jednej wiadomości przesłanej wielkiemu mistrzowi zakonu, Paulowi von Russdorfowi, sierotki miały 5 tys. piechoty. Według listu rady miejskiej Frankfurtu nad Odrą od wójta Nowej Marchii liczebność wojsk husyckich była szacowana na 900 jeźdźców i 5 tys. piechoty. Spróbujmy zbilansować podane powyżej dane. Chociaż wymienionym źródłom nie można zbytnio ufać, można jednak ostrożnie przypuszczać, że wojsko Čapka liczyło 700 jeźdźców, 5-7 tys. piechoty oraz 350 wozów.

Kiedy przynajmniej w przybliżeniu określiliśmy liczebność wojsk husyckich, popatrzmy teraz na tych, którzy nimi dowodzili. Polski katolicki, innymi słowy: antyhusycki, kronikarz Długosz, który pisze na temat wojsk sierotek podczas wyprawy wojskowej stosunkowo dokładnie, twierdzi, że jedynym wodzem i dowódcą był Jan Čapek z San. Sądzę, że Długosz nie miał żadnego powodu wychwalać postaci Jana Čapka, dlatego uważam jego dane za wiarygodne. Čapek był główną postacią i osobowością wyprawy husyckiej, która przyćmiła wszystkie pozostałe.

Po sforsowaniu Odry wojsko sierotek wspólnie z siłami polskimi Piotra Szafrańca szybkim marszem przeszło przez Wielkopolskę aż do granicznego grodu Santok. Około 7 czerwca 1433 roku wstąpiło na terytorium Nowej Marchii należące do zakonu krzyżackiego. Najazd husycki był już tutaj oczekiwany – wiadomo to z zachowanego listu wójta Nowej Marchii do wielkiego mistrza zakonu z dnia 25 maja 1433 roku, w którym pisze on o obawach przed najazdem wojsk polsko-husyckich. W Nowej Marchii Husyci zaczęli najpierw oblegać miasto Strzelce (kiedyś Friedeberg, dzisiaj Strzelce Krajeńskie).

Dowódcy wojsk zaproponowali przedstawicielom miasta, żeby się poddali. Nawet umówili się z mieszczanami na dobrowolną kapitulacje miasta w dniu 10 czerwca 1433 roku. Chodziło tylko o podstęp, aby odwrócić uwagę obrońców – w trakcie rokowań wybrany oddział husycki zaatakował z drugiej strony miasta mury obronne i opanował miasto. Husyci podczas rabowania znaleźli jednego Czecha, katolika, który w przeszłości uciekł z Czech przed husytami. Następnie wspomnianego nieszczęśnika, jednego księdza oraz mnicha wsadzili do beczki ze smołą i podpalili.

Z miasta Strzelce husyci poszli dalej w kierunku północno-wschodnim. Szybsza od nich była tylko wieść o nich. Dotarli do miasta Dobiegniew (Woldenberg), gdzie dzięki zdradzie niektórych mieszczan zostały otwarte bramy miasta. Przynajmniej w taki sposób oceniali to niemieccy kronikarze.

Według polskiego kronikarza Długosza husyci w Nowej Marchii zdobyli lub zajęli w wyniku kapitulacji 12 miast. Oprócz wymienionych powyżej (Strzelce i Dobiegniew) Długosz wskazuje z nazwy tylko miasto Choszczno (Arnswalde). Kronikarz pisze, że wspomniane miasta husyci obrócili w ruiny i zgliszcza. Długosz opisuje husytów jako bardzo okrutnych wojowników, którzy wszędzie wzbudzali strach, zostawili po sobie kraj zniszczony ogniem i mieczem. Z punktu widzenia husytów najważniejsze było, ze otrzymali od mieszczan pieniądze z okupu lub dokonali rabunku, zyskując także drogocenne przedmioty. Oczywiście po drodze trzeba było uzupełniać żywność oraz pasze dla koni. Fakt, ze polski kronikarz w opisach husyckich sukcesów nie przesadza, potwierdzają również kroniki zakonu.. „Starsza kronika wielkiego mistrza Zakonu” przytacza, że husyci opanowali w Nowej Marchii 11 miast.

Sierotki do tej pory dołączyły do nielicznych polskich oddziałów Piotra Szafrańca. To się zmieniło pod dobrze ufortyfikowanym Landsbergiem (dzisiaj Gorzów Wielkopolski), gdzie dołączyły do nich silne polskie oddziały dowodzone przez poznańskiego hetmana Sędziwoja z Ostrorogu. Landsberg był bardzo dobrze ufortyfikowany i po interwencji wójta Nowej Marchii miał wzmocnioną załogę (ok. 1 tys. mężczyzn). Po dłuższym pobycie w obwarowaniu z wozów przed miastem dowództwo interwencyjne podjęło decyzję o zaniechaniu oblegania miasta. Pozostaje pytanie, w jaki sposób zmieniła się pozycja dowódców husyckich po przybyciu wojska polskiego. Jak słusznie stwierdził historyk František Šmahel, Jan Čapek z San nadal zachował swoją główną pozycję w dowództwie sojuszniczym. Co więcej, dowodzone przez niego oddziały były najsilniejszym elementem wyprawy wojennej.

Od Lansberga połączone wojsko przesunęło się w kierunku miasta Soldin (dzisiaj Myślibórz). Nie było trzeba go zdobywać, ponieważ jeszcze przed przyjściem wojska mieszczanie sami i bez przymusu opuścili miasto i zostawili je na pastwę nieprzyjaciela, uciekając do pobliskiego Konigsbergu (dzisiaj Chojna). Ich śladem poszło również wojsko husycko-polskie. Konigsberg był dobrze ufortyfikowany i miał silna załogę, którą wójt dodatkowo wzmocnił o siłę 500 żołnierzy najemnych. Wyżej wymienione fakty zniechęciły wojska interwencyjne do ataku na miasto. Armia ruszyła więc w kierunku północno-wschodnim do miasta Arnswalde (Choszczno). Miejscowe źle opłacane wojsko najemne nie miało zbyt wiele ochoty walczyć z nieprzyjacielem. Wojsko husyckie około 21 czerwca 1433 roku zajęło bez walki miasto Arnswalde.

Teraz już nic nie stało na przeszkodzie, by wojsko husycko-polskie wstąpiło na terytorium państwa zakonnego. Koalicja zaatakowała miasto Człuchów (Schlochau). Kiedy jednak ich dowódcy dowiedzieli się, ze od północy zbliża się główne wojsko polskie na czele z Mikołajem z Michałowa, zdecydowali się wyjechać mu naprzeciw w kierunku pobliskich Chojnic (Konitz). Oblężenie tej ważnej twierdzy zakonu, rozpoczęte 6 lipca 1433 roku, trwało sześć tygodni. Dowódca chojnickiego garnizonu, komtur Erazm Fischborn, już 2 lipca rozkazał obsadzić mury obronne. Obrońcy byli na atak nieprzyjaciela dobrze przygotowani. Dnia 6 lipca, po przyjściu od Człuchowa, wojsko husycko-polskie zaatakowało miasto , ale zostało odparte. Następnego dnia oblegających wsparły główne siły polskie dowodzone przez Mikołaja z Michałowa. Nowy atak na miasto rozpoczął się 9 lipca i trwał aż do południa następnego dnia. Mocne mury i determinacja obrońców ponownie zatrzymały atak.

Nadejście głównych wojsk polskich zmieniło proporcje liczebne sprzymierzeńców. Mimo to z husytami trzeba było się liczyć jako z ważnym elementem wojsk. Wkrótce przejawiła się pewna niejednolitość w wojsku, które oblegało Chojnice. Już 12 lipca 1433 roku Jan Čapek z San z dowódca chojnickiego garnizonu, komturem Erazmem Fischbornem, rozpoczął rokowania o przymierzu, ewentualnie nawet dobrowolnej kapitulacji miasta. Dowodem przebiegających rokowań jest glejt, który 12 lipca Čapek wydał w imieniu sierotek w obozie przed Chojnicami przedstawicielowi zakonu Janowi z Czigelheimu. O rokowaniach Čapka z przedstawicielami miasta Chojnice częściowo informuje również list marszałka zakonu do wielkiego mistrza z dnia 29 lipca 1433 roku. Marszałek pisał, ze dowiedział się od zaufanych ludzi Čapka, że Čapek byłby skłonny pośredniczyć w ugodzie między królem polskim i wielkim mistrzem. Rokowania na temat przymierza pod Chojnicami co prawda przebiegały dalej, ale nie przyniosły pozytywnego wyniku.

Sytuacja pod Chojnicami nie była bynajmniej spokojna. W szeregach zakonu rozchodziła się wieść, że królowi polskiemu maja przyjść na pomoc dalsze posiłki husyckie w liczbie aż 30 tys. zbrojnych. Jest oczywiste, że nic podobnego nie miało żadnych realnych podstaw. Trudno jest również potwierdzić dane co do liczebności wojska, które oblegało Chojnice. Dowódca twierdzy chojnickiej, komtur Erazm Fischborn, pisał do wielkiego mistrza, że Chojnice oblegają 24 tys. mężczyzn. Niewątpliwie tak wielkie wojsko musiało mieć problemy z zaopatrzeniem w żywność. Polski król starał się w miarę możliwości zaopatrzyć wojsko w żywność, ale bardzo często rycerze musieli sobie radzić sami ze zdobywaniem żywności i paszy dla koni. Wiemy na przykład, że kanonicy poznańscy na apel króla z 31 lipca 1433 roku przyrzekli na wyżywienie wojska sierotek wysłać zboże.

Wokół obleganego miasta narastało napięcie między husytami i Polakami, które przerosło we wzajemne oskarżanie się o dotychczasowe nieudane próby opanowania go. Josef Macek, który dokładnie studiował oblężenie Chojnic, przypuszczał, że Čapek żądał od polskich dowódców, aby zaniechali oblężenia. Przeciwnie, polscy dowódcy bezwarunkowo upierali się, by opanować miasto, mimo że zgodnie z rozkazem króla mieli nie opóźniać wyprawy długim obleganiem dobrze ufortyfikowanych miast. Jedno było jasne: wojska husyckie nie były przygotowane do oblegania dużych miast i nigdy nie odnosiły sukcesów w tym zakresie. Jeżeli już jakieś miasto husyci zdobyli, było to wynikiem podstępu lub pomocy ze strony mieszczan, co w przypadku Chojnic nie wchodziło w rachubę. Do długotrwałego oblegania jednego miasta nie byli husyci przygotowani również pod względem zaopatrzenia. Jeszcze jedno było przeciwko oblegającym. Według dostępnych informacji ani Czesi, ani Polacy nie mieli w swym wojsku machin oblężniczych. Tylko z ich pomocą mogli rozbić mury obronne miasta. W takim razie pozostawało tylko miasto zagłodzić. Tak wielkie wojsko, jakie interwenci posiadali, niewątpliwie było w stanie zupełnie odciąć miasto od świata. Dowódcy polscy w końcu stracili cierpliwość i 22 lipca 1433 roku przypuścili frontalny szturm na miasto. Żołnierze zaatakowali mury miejskie jednocześnie na kilku różnych odcinkach. I tym razem udało się obrońcom wszystkie ataki odeprzeć.


Po nieudanym szturmie 22 lipca 1433 roku oblężenie Chojnic trwało dalej. O następnym zmasowanym ataku źródła już nie informują. Raczej rokowano niż walczono. Zachował się list Jana Čapka z San do komtura Erazma Fischborna z dnia 6 sierpnia 1433 roku z załączoną pieczęcią, który został sporządzony w obozie pod Chojnicami. Čapek z komturem omawiał sprawy związane z wzajemną wymianą jeńców.

Niemożliwość zdobycia bardzo dobrze umocnionych Chojnic w końcu uświadomili sobie również dowódcy wojsk husycko-polskich. Silniejsze lub słabsze ataki na miasto nie miały powodzenia, a zagłodzić miasta również się nie udało. W obozach oblegających narastał natomiast niedostatek pożywienia i paszy dla koni, ponieważ szeroka okolica Chojnic już była przez wojska „wyjedzona”. Jako pierwsze odeszły oddziały sierotek, może też dlatego, ze ich dowódcy byli przeciwni obleganiu miasta. Około 18 sierpnia 1433 roku sierotki zwinęły swe namioty i przesunęły się od Chojnic w kierunku Morza Bałtyckiego i bogatego miasta Gdańsk. Po drodze zdążyli spalić klasztor cystersów w Pelplinie.

Dostęp do Gdańska chroniło miasto Tczew (Dirschau), do którego wojska husycko-polskie również się skierowały. Wielki mistrz przypuszczał, że Tczew na dłuższy czas zatrzyma natarcie nieprzyjaciela. Możliwe jednak, ze dowódcy wojsk pierwotnie w ogóle nie planowali oblegania i zdobycia Tczewa po doświadczeniach z Chojnic. Tczew uważano za lepiej ufortyfikowane miasto niż Chojnice.

Z niedatowanego listu tczewskiej rady miejskiej wysłanego ok. 25 sierpnia 1433 roku do rady miejskiej Gdańska dowiadujemy się, że oprócz walk przebiegały również rokowania dyplomatyczne. Rada miejska Tczewa informowała Gdańsk, że wojska husycko-polskie stoją o milę od Gniewa i że komtur zakonny negocjuje z Janem Čapkiem z San. Wyników tych rozmów rada miejska nie znała. Było jednak bardzo prawdopodobne, że wojska husycko- polskie zaatakują Tczew, dlatego rada poprosiła o natychmiastowe wysłanie pomocy wojskowej, armat i prochu strzelniczego.

Obawy tczewskich mieszczan się spełniły. Tczew został zajęty jeszcze w pierwszym dniu ataku, czyli 29 sierpnia 1433 roku. Wszystko zaczęło się bardzo niewinn9ie, ponieważ rozpoczęła to potyczka mniejszych oddziałów polskich z nieprzyjacielem na przedmieściach Tczewa. W międzyczasie jedno z przedmieść, celowo, czy też przypadkiem, podpalono. Silny wiatr spowodował, że z płonącego przedmieścia ogień przedostał się również do samego miasta. W powstałym chaosie Polacy weszli na murzy miejskie, otworzyli bramę do miasta i wpuścili resztę żołnierzy. Dzięki temu oddziały wojsk husycko-polskich opanowały miasto. Ponieważ z sukcesem napastników w ogóle nikt z obrońców się nie liczył, do niewoli dostało się wielu ważnych jeńców (np. komtur z Marienburga) oraz cenna zdobycz wojenna. Wielki mistrz zakonu nie umiał sobie inaczej wytłumaczyć zdobycia Tczewa niż zdradą.

Ci z obrońców, którzy nie spłonęli w pożarze, byli wzięci do niewoli i odprowadzeni do polskiego obozu przed miastem. Była to bardzo barwna mieszanina najemników z Czech, ze Śląska, z Rzeszy oraz piratów (tzw. dzieci łodzi, „Schewkinder”). To, co nastąpiło później, zapisał polski kronikarz Długosz. Według niego Jan Čapek z San oraz całe wojsko sierotek zażądało wydania wszystkich Czechów, którzy zostali wzięci do niewoli w Tczewie i służyli jako wojsko zaciężne zakonu. Kiedy ich żądanie zostało spełnione, Čapek wygłosił do nich bardzo ostre przemówienie. Dał im jasno do zrozumienia, ze walczyli przeciwko własnemu narodowi w służbie zakonu i że odeszli do Prus Zakonnych walczyć przeciwko polskiemu królowi i królestwu polskiemu, które jest Czechom tak językowo bliskie.

Kiedy Čapek skończył swoje przemówienie, rozkazał odprowadzić czeskich żołnierzy na miejsce przygotowane pośrodku obozu husyckiego i spalić ich na stosie. Na przykładzie Čapka wzorował się następnie pewien polski rycerz, który podpalił drewniane więzienia z umieszczonymi w nich piratami. Niektórym udało się z płonącego więzienia uciec, ale byli następnie zabijani przez polskich żołnierzy. Dopiero osobista interwencja dowódcy polskiego wojska Mikołaja z Michałowa zatrzymała dalszy przelew krwi.

Od półspalonego Tczewa skierowały się wojska husycko-polskie do bogatego miasta hanzeatyckiego, czyli w kierunku Gdańska, który leżał w delcie Wisły nad Morzem Bałtyckim. W liście datowanym 30 sierpnia 1433 roku i napisanym w obozie pod Tczewem wodzowie wojska husycko-polskiego, Mikołaj z Michałowa i Jan Čapek z San, zwrócili się do mieszczan gdańskich. Obaj wodzowie informowali, że nie z ich winy nie udało się zawrzeć przymierza. Sadzą, że pokojowe rozwiązanie konfliktu byłoby korzystne dla obu stron. Zwłaszcza handel gdański mógłby lepiej się rozwijać w czasie pokoju. Autorzy listu wezwali więc przedstawicieli miasta, aby zawarli pokój z zakonem krzyżackim. Przedstawiciele miasta odpowiedzieli dowódcom, że sami nie mogą podjąć takiej decyzji, że muszą najpierw zapytać wielkiego mistrza i zająć stanowisko zgodne z wolą komtura.

W międzyczasie, w południe 1 września 1433 roku, wojska husycko-polskie stanęły nieopodal Gdańska na Górze Biskupiej, gdzie rozłożyły obóz. Z tego wzgórza dowódcy i zwykli żołnierze mogli zobaczyć bogate nadmorskie miasto. Położenie miasta nad Wisłą czy właściwie nad morzem nie umożliwiało jakiegokolwiek długotrwałego oblężenia. Dowódcy w ogóle nie planowali bezpośredniego ataku na miasto. Doszło tylko do mniejszych starć zbrojnych oraz wzajemnego ostrzeliwania, które było na tę odległość bezskuteczne. Zaraz po przyjściu wojsk wyszło z miasta kilku śmiałków, którzy zdecydowali się przybliżyć do obozu husycko-polskiego. Z tych śmiałków znani są tylko ksiądz, kupiec i kat miejski. Próbowali wyzwać swoich nieprzyjaciół na pojedynek. Podczas starcia kat miał zabić jednego Czecha, a ksiądz Polaka. Jeden z tych śmiałków został schwytany, a następnie spalony na stosie w nieprzyjacielskim obozie. Po czterodniowym , raczej symbolicznym, oblężeniu Gdańska wojsko opuściło miasto.

Już przed 3 września żołnierze spalili bogaty klasztor cystersów w Oliwie. Dnia 4 września wojsko przesunęło się do Gdańska w kierunku morza, gdzie dotarło jeszcze tego samego dnia. Dla wielkiej liczby wojowników widok Morza Bałtyckiego był niezapomnianym przeżyciem. Co więcej, brzeg pod klasztorem w Oliwie był płaski i piaszczysty, a morze płytkie do kilkuset metrów od brzegu. Co potem nastąpiło, podaje kilka źródeł. Wydarzenia znad brzegu Morza Bałtyckiego opisują m. in. pisarz miejski w Chełmie Konrad Bitschin, ksiądz toruński Hieronim Waldau i polski kronikarz Jan Długosz. Zanim popatrzymy na te ciekawe zdarzenia, musimy jednak zwrócić uwagę, że zapisy kronikarzy nie zawsze oddają prawdę o wydarzeniach. Każdy sobie coś domyślił i dopełnił, ale faktem pozostaje, ze żołnierze zyskali wielką sławę.

Co się właściwie nad brzegiem morza, według naszych informatorów, działo? Jeźdźcy oraz piechota z wielką radością rzucali się w fale, zaczęli się bawić jak małe dzieci. Jeździli na koniach w morzu aż tak daleko, jak to było możliwe. Żołnierze w wodzie wzajemnie na siebie skakali, ściskali się i zaczepiali. W morzu nawet zorganizowali na szybko turnieje i gry rycerskie. Było to dla nich niezapomniane przeżycie. Według Długosza czuli się jak zwycięzcy. Wszędzie się rozlegały ich radosne okrzyki. Na brzegu morza nastąpiło później pasowanie żołnierzy na rycerzy. Według Długosza pasowanymi byli głównie Polacy. Dalsze informacje na ten temat przynoszą nam źródła pruskie, które mówią, że nad brzegiem morza pasowano na rycerzy ponad 200 wojowników, głównie Polaków. Wymieniają wśród nich imiennie z Czechów tylko Jana Čapka z San, którego nazwał słynnym łotrem (ibique latro insignis Zcepko).

Na pamiątkę i również dlatego, by im w domu uwierzono, do jakich miejsc dotarli – jak podaje Długosz – napełnili butelkę wodą morską. Według Konrada Bitschina husyci napełnili woda morską butelki dlatego, by mogli się w domu jeszcze bardziej pochwalić.

Nie pozostało nic innego niż ruszyć w drogę powrotna. Połączone wojsko husycko-polskie ruszyło w drogę powrotna. Zatrzymało się w Stargardzie, gdzie przebiegał dalszy etap rokowań o przymierzu między Polska i zakonem krzyżackim. Wiemy o tym ponieważ 7 września 1433 roku wojewoda Siemowit Mazowiecki, Mikołaj z Michałowa oraz Jan Čapek z San wydali glejt dla przedstawicieli zakonu krzyżackiego, którzy byli pełnomocnikami wielkiego mistrza w sprawie negocjacji o przymierzu. Ze Stargardu połączone wojska przesunęły się w kierunku południowo-wschodnim, w stronę Bydgoszczy. Niedaleko stąd wojsko opanowało twierdzę graniczną Jasieniec. Właśnie tutaj 13 września 1433 roku zostało zawarte przymierze między Polską a Zakonem krzyżackim. Było ono faza wstępną do zawarcia umowy pokojowej między obydwoma rywalami, które nastąpiło dopiero w połowie grudnia 1433 roku.

Wojska husyckie nie czekały tak długo i wróciły do kraju, idąc od twierdzy Jasieniec przez Kujawy i Wielkopolskę. Żołnierze wracali stąd do swoich domów bez najwyższych dowódców, którzy odjechali w kierunku polskiego dworu królewskiego, na czele z Janem Čapkiem z San. Król Władysław Jagiełło przebywał w tym czasie w Pyzdrach, później w Sieradzu. Čapek i dalsi dowódcy husyccy zostali przez króla przywitani ze wszystkimi honorami. Według kroniki Długosza król obdarował ich na miarę ich zasług wojennych. Oddał im umówiony żołd, złote i srebrne naczynia, ubrania oraz kosztowne konie.

Husyci w drodze powrotnej szli od twierdzy Jasieniec przez Poznań, gdzie urzędnicy królewscy wypłacili żołd żołnierzom. Według wiadomości toruńskiego komtura, która została wysłana do wielkiego mistrza 9 października 1433 roku, husyci w drodze powrotnej z wyprawy pustoszyli polskie ziemie. Byli rzekomo niezadowoleni z wysokości żołdu i kompensacji strat wojennych, które otrzymali. Niszczyli i okradali głównie budynki kościelne. Duchowni, którzy byli na miejscu pobytu husytów, uciekali przed nimi. Niezadowolenie zwykłych żołnierzy obróciło się rzekomo nie tylko przeciwko Polakom, lecz także przeciwko ich dowódcy, Janowi Čapkowi z San. W miejscu, gdzie chcieli przejść przez Odrę (w pobliżu Głogowa), uniemożliwili im to mieszczanie, mimo pomocy, którą otrzymali od hetmana Piotra Szafrańca. Ostatecznie musieli przejść przez Odrę gdzie indziej. Ciekawe, że na temat husyckich rozbojów w drodze powrotnej nie wie nic polski kronikarz Długosz, który na pewno nie był ich zwolennikiem i nie miał powodu do przemilczania takich wydarzeń.

Sierotki wróciły z Prus Zakonnych jako zwycięzcy, którzy podczas wyprawy złupili wiele kosztownych przedmiotów, pieniędzy i - co więcej – otrzymali wynagrodzenie od króla polskiego. W jaki sposób oceniać całą wyprawę? Była udana czy nie ? Ich powrót jest niewątpliwie faktem, ale czy nie jest to przydawanie splendoru w celu ukrycia ciemnych stron wyprawy? Oddajmy słowo staremu kolegiatowi praskiemu. Według niego wielu husytów zmarło podczas wyprawy z głodu. Również „Pierwsza księga starszej kroniki zakonnej wielkiego mistrza” mówi, że podczas wyprawy nad Bałtyk zmarło wielu husytów i tylko bardzo niewielu z nich wróciło do domu. Wyprawa husytów nad Morze Bałtyckie przeciwko zakonowi krzyżackiemu była niewątpliwie dużym osobistym sukcesem ich dowódcy, Jana Čapka z San. Jego władza, sława i pozycja w ramach Czech husyckich jeszcze bardziej wzrosła. Doszło również do wyraźnego wzbogacenia się nie tylko Čapka, lecz także pozostałych dowódców husyckich. Zwykłym żołnierzom husyckim wyprawa przyniosła tylko udrękę, głód, a niektórym również śmierć.

Jakie były dalsze losy Jana Čapka z San? Dnia 30 maja 1434 roku jako jeden z dowódców przegrał w Czechach decydującą bitwę pod Lipanami, po której były stopniowo kończone wojny husyckie. Sam Čapek wstąpił następnie do służb polskiego dworu królewskiego, aby pod jego sztandarem walczyć o koronę węgierską. To już jednak inny rozdział z życia Čapka.

O korzyściach współpracy polsko-czeskiej nawiązanej w 1432 r. w Pabianicach pisał

Paweł Jasienica w „Polsce Jagiellonów”:

Wspólna polsko-czeska wyprawa nad Bałtyk przyniosła olbrzymie zyski, nie terytorialne wprawdzie, lecz polityczne, i to osiągnięte drogą pośrednią. Poddani zakonu, stany pruskie, zmusili Malbork do zawarcia pokoju i do przestrzegania go. Koniecznie trzeba przytoczyć słowa burmistrza Torunia, Hermana Reusappa, wygłoszone do wielkiego mistrza i komturów, Reusapp przemawiał w obecności przedstawicieli kraju: Łaskawy panie i drodzy panowie. Oto stoi wasze wierne rycerstwo i miasta, i kazali mi powiedzieć Waszej Łaskawości i prosić, aby Wasza Łaskawość i komturowie zechcieli postarać się o pokój, bo długi czas w niepokoju i wielkim nieznośnym zniszczeniu siedzą; jeśli tego Wasza Łaskawość nie uczyni, a pokoju nam nie da, to powinien Wasza Łaskawość wiedzieć, ze sami o tym będziemy myśleli i będziemy szukali pana, który nam sprowadzi pokój i spokój.

Stany pruskie dotrzymały słowa i w niezbyt odleglej przyszłości poszukały sobie dawcy pokoju.

Przez wiele lat przyjmowano, że głównym reprezentantem husytów w trakcie rozmów polsko-czeskich w Pabianicach był Prokop Wielki. O jego roli podczas wizyty w naszym mieście pisali: V. V. Tomek „Dejiny valek husitskych”. Praga 1898, J. Macek „Husite na Baltu a ve Velkopolsku”, Praga 1952. Jednak ostatnio historycy przypuszczają, że Prokop nie przyjechał do Pabianic, np. F. Šmahel „Husitska revoluce”, Praga 1996.

Prokop Wielki (1380-1434) to radykalny husyta i polityk, dowódca wojsk. Od 1426 r. był uważany za najważniejszego reprezentanta taborytów i przywódcę duchowego ruchu. Współpracując z odłamem taborytów zwanym Sierotkami oraz z praskimi utrakwistami zapanował nad całym terytorium Czech. Sukcesy dyplomatyczne oraz udane wyprawy wojenne na ziemie Węgier, Austrii, Niemiec, Łużyc i Śląska zmusiły katolickie kraje Europy do rozmów z Husytami. Od stycznia do kwietnia 1433 r. stał na czele delegacji husyckiej na sobór bazylejski. Poległ w bitwie pod Lipanami, walcząc po stronie taborytów przeciwko siłom umiarkowanych utrakwistów i katolików. Jako duchowny nigdy nie zabił człowieka, nie nosił broni, zajmował się tylko dowodzeniem.

Julius Dolansky w publikacji „Tysiąc lat naszych stosunków z Polską”, Praga 1949 uważał, że przymierze zawarte w Pabianicach było ważnym wydarzeniem w tworzeniu polsko-czeskich relacji.

Okres husycki stanowi jeden z najsławniejszych rozdziałów w historii stosunków politycznych polsko-czeskich. W swej społecznej i ideowej różnorodności oznaczał on między innymi rewolucyjny ruch oporu ludu czeskiego przeciwko ustalonemu średniowiecznemu porządkowi feudalnemu, wyrażonemu w legitymistycznych roszczeniach do tronu czeskiego młodszego syna Karola, a brata Wacława, cesarza Zygmunta Luksemburczyka. Husyci w r. 1420 nie odrzucali w zasadzie feudalnego autorytetu królewskiego, ale stanowczo i zdecydowanie odrzucili Zygmunta, a wszystkimi siłami starali się, zamiast niego wprowadzić na tron czeski władcę z bratniej Polski, połączonej już wtedy z Litwą. Kilka lat pobytu w Czechach Zygmunta Korybutowicza zgromadziło na naszych ziemiach większą ilość żołnierzy polskich i ruskich. Wspólnie z wojskami husyckimi utworzyli oni rodzaj bractwa wojennego, które było postrachem krzyżaków, a które swym duchem kacerskim, w którym w sposób naturalny łączył husytyzm z prawosławiem, zaraźliwie oddziaływało na prawowierność katolicką polskich współtowarzyszy.

Nic więc dziwnego, że polski król Władysław, pod naciskiem duchowieństwa katolickiego, musiał w stosunku do husytów zachowywać dużą rezerwę. Próbował on w r. 1430 pogodzić husytów z papieżem, jednak bezskutecznie. Czesi nie stracili sympatii do Władysława. Przywódca husycki Prokop Wielki, zabiegał u niego w r. 1432 w Pabianicach o przymierze przeciwko Niemcom i znowu prosił, by pozwolił obrać syna swego królewicza Władysława królem czeskim. Spełniło się przynajmniej pierwsze życzenie Czechów: roku następnego 1433 ruszyli Czesi pod wodzą Jana Čapka z San, wspólnie z Polakami przeciwko zakonowi rycerzy niemieckich.

W lokalnej pamięci historycznej husyci zapisali się dość silnie. Na przełomie XIX i XX wieku oraz jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku miejscowych chasydów nazywano husytami.


Od ponad dwustu lat o spotkaniu z husytami w Pabianicach wspominają kroniki dziejów Polski, Europy i świata, słowniki biograficzne, prace naukowe i popularne, a w szczególności publikacje dotyczące Jagiellonów, husytyzmu, wojskowości, dyplomacji, zakonu krzyżackiego, Kościoła. Przymierze pabianickie znajduje odbicie również w beletrystyce. Bibliografia przedmiotu jest bardzo rozległa, także wielojęzyczna. Wymieńmy przykładowe wydawnictwa: Antoni Prohaska „Król Władysław Jagiełło”, Kraków 1908, Jadwiga Krzyżaniakowa, Jerzy Ochmański „Władysław II Jagiełło”, 1990, Marceli Kosman „Władysław Jagiełło”, 1968, Marian Biskup „Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim”, 1993, M. Biskup, Gerard Labuda „Dzieje Zakonu krzyżackiego w Prusach…”, 1986, Stanisław Bylina, Ryszard Gładkiewicz „Polskie echa husytyzmu”, 1993, Ignacy Hanus „Stosunki polsko-czeskie na przestrzeni wieków”, 1936, Roman Heck, Marian Orzechowski „Historia Czechosłowacji”, 1969, Jan Drabina „Papiestwo – Polska w latach …”, 2003, Andrzej Pankowicz „Kościół krakowski w życiu państwa i narodu polskiego”, 2002, Jerzy Krasuski „Polska-Niemcy: stosunki polityczne od zarania …”, 2009, Mirosław Gliński, Jerzy Kukliński „Kronika Gdańska: 997-1945”, 1998, Wacław Długoborski „Dzieje Wrocławia do roku 1807”, 1958, Giovanna Paolin „Inquisizioni: percorsi di ricera”, Universita di Triesta, 2001, M. Biskup, G. Labuda, W. Michowicz „The History of Polish Diplomacy”, 2005, Stanisław Helsztyński „Sekretarz królowej Zofii”, 1977, Zbigniew Flisowski „Pod sztandarem Białego Lwa”, 1957, Stanisław Rzeszowski „Przeciw rycerzom Zakonu: opowieść z roku 1433”, 1987, Kazimierz Korkozowicz „Synowie Czarnego”, 1990, Józef Hen „Królewskie sny”, 1989.

Contrary to the opposition of Bishop Oleśnicki in July 1432 an agreement was signed in Pabianice with the Bohemian Hussites. King Władysław Jagiełło, the winner of battle of Grunwald in 1410, was preparing for next war with Order in Prussia as reprisal for treacherous attack against northern lands of Kingdom of Poland. The treaty of Pabianice was ratified by the Bohemian diet which met on 30 August 1432. Czech-Polish alliance was directed not only at Teutonic Knights, but at Sigismund of Luxemburg as the king of Roman empire and of the German nation, too. The agreement in Pabianice aroused great interest in Europe because catholics came to terms with heretics. It was a kind of sensation. When Czech’s envoys after visit in Pabianice had arrived in Cracow, the Cracow’s Chapter introduced the ban on performing religious rites in presence of Hussites.

In summer of 1433 a military expedition of the Czech Hussites together with Poles moved against the Teutonic Order to the Baltic coast. Czech nobleman Jan Čapek played key part in military operations.


http://husitstvi.cz/rejstriky/rejstrik-osob/jan-capek-ze-san/


Tadeusz Korzon w „Dziejach wojen i wojskowości w Polsce”, t.1. 1923 pisał: (…) Jednocześnie wielki mistrz krzyżacki, Russdorf zarządził najazd na ziemie polskie i dawał jawne poparcie buntowniczym zamachom Świdrygiełły. Nie dziw tedy, że Jagiełło zgodził się na ściślejsze porozumienie ze zwycięzcami. Zjechał osobiście do Pabianic dnia 24 czerwca 1432 na spotkanie z Prokopem Golonym i posłami innych stronnictw. Znajdował się tym gronie i Zygmunt Korybutowic, ale niechętnie widziany i nieprzywrócony do łaski przez Jagiełłę. Stanęło przymierze Czechow z Polakami przeciwko wszystkim narodom, a w szczególności przeciwko Niemcom i krzyżakom z wyjątkiem jedynie królestwa węgierskiego. Arcybiskup gnieźnieński Wojciech Jastrzębiec i trzej biskupi pozwalali odprawiać nabożeństwo w obecności husytów; król ugaszczał ich wspaniale, obdarował hojnie i dodał im dwóch dostojników z rady swojej jako straż honorową w powrotnej podróży. Następnie świetne poselstwo królewskie, powitane w Litomyślu przez tamecznego hejtmana Wilema Kostkę i przez Prokopa dnia 28 października, przybyło do Pragi dla omówienia szczegółów obiecanej wyprawy. Jakoż na św. Jerzy, dnia 24 marca 1433 roku wyruszył wódz sierotek Jan Czapek z San z 700 jezdnymi, 7 do 8 tysiącami pieszych i 350 wozami przez Łużyce i Śląsk na pomoc Polakom w wojnie z wielkim mistrzem Pawłem Russdorfem.

W Dzienniku Literackim nr 27 z 1868 r. ukazał się artykuł „Stosunki polsko-czeskie za czasów wojen husyckich”.

(…) Król odprawiwszy co tylko wesele swej siostrzenicy Emilii, córki Ziemowita Mazowieckiego z Bogusławem księciem stolpeńskim, bawił pod ten czas w Pabianicach, gdy stanęli przed nim delegaci Hussytów, ludzie, jak powiada Długosz znakomici, ale zarażeni trucizna herezji. Wyraziwszy ubolewanie swoje z powodu nowych intryg i napaści krzyżackich na Polskę, ofiarowali oni królowi imieniem narodu czeskiego przymierze przeciwko Zakonowi, prosząc zarazem, aby król Zygmunta Korybuta do swej łaski przyjąć raczył. Dla uspokojenia zaś partii klerykalnej oświadczyli, że rozpoczęte niedawno koncylium bazylejskie, obchodzi się z nimi nader łaskawie.

Przyjazne to poselstwo pobratymczego narodu przyjął król bardzo uprzejmie. Ucisk jakiego pod ten czas doznawała Polska, zagrożona potrójnym swych sąsiadów przymierzem, nakazywał odłożyć na bok spory teologiczne a zająć się szczerze losami ojczyzny. Pojęła to rada królewska, pojęli wszyscy kapłani – Oleśnickiego nie było na dworze królewskim - a stosując się do okoliczności, starali się uprzejmym, pełnym godności postępowaniem nagrodzić owe zniewagi jakich doznawali Czesi na zjeździe krakowskim ze strony Zbigniewa Oleśnickiego. Podejmowane hojnie poselstwo husyckie, brało, za pozwoleniem biskupów i prymasa udział we wszystkich uroczystościach kościelnych, a otrzymawszy w końcu łaskawą odpowiedź królewską wyruszyło do domu.

Droga prowadziła przez diecezję krakowską, mimo samego Krakowa. Troskliwy król nie chcąc, aby dobre wrażenie, które posłowie po przyjęciu w Pabianicach ze sobą do domów odnosili jakąkolwiek przykrością mogło być zatarte, przydał im za towarzyszy podróży dwóch Hussytów polskich: Jana Mężyka z Dąbrowy, wojewodę ruskiego i Piotra Korcboga pochodzącego ze znakomitej familii, której przodkowie dawno już do Polski przybyli. Znając gwałtowność Zbigniewa, polecił Jagiełło obu dygnitarzom polskim, aby omijali Kraków z daleka. Ci jednak, niepomni słów królewskich, skręcili z Czechami do Krakowa, zbrojni rozporządzeniem papieskim i arcybiskupim. Oleśnickiego nie było pod ten czas w stolicy, była jednak powolna jego rozkazom kapituła. Kanonik Andrzej Myszka, zastępca biskupa, zgromadził czym prędzej duchowieństwo, doktorów i jurystów uniwersytetu i za zgodą wszystkich rzucił interdykt na miasto. Daremne były przedstawienia Jana Mężyka i Korcboga, daremne powoływanie się na rozporządzenie prymasa i reszty biskupów, daremne w końcu groźby i prośby, kapituła i uniwersytet obstawały przy swoim, a delegatom królewskim nie pozostawało nic innego, jak tylko z poselstwem czeskim opuścić mury stolicy.

Postępowanie Zbigniewa obruszyło wszystkich do żywego a król podburzony przez Jana z Dąbrowy i Korcboga przebąkiwał już o przeniesieniu z diecezji krakowskiej krnąbrnego biskupa i przy pierwszym spotkaniu zagroził mu wyraźnie losem Piotra Wysza. Oleśnicki, któremu wiecznie marzyły się po głowie losy Szczepanowskiego, odpowiedział, że z chlubą przyjdzie mu cierpieć za wiarę i że nakładając na Kraków interdykt, działał jako prawdziwy stróż duszy królewskiej.

Poparła to zdanie biskupa i akademia, a król nie mogąc się znaleźć w tym chaosie zażądał dysputy teologicznej między doktorami krakowskimi a biskupami odznaczającymi się tolerancją: Janem Szafrańcem Władysławskim, Janem Chełmskim i Władysławem Oporowskim doktorem i podkanclerzym.

Gdy na dniu oznaczonym strony przeciwne się zeszły i dysputa się rozpoczęła, teologowie królewscy broniąc się licho i szermując scholastycznym obyczajem sofizmami, ustąpić musieli pola akademikom i Zbigniewowi. Nie przekonało to jednak ani króla, ani też innych członków rady królewskiej, a jeżeli wierzyć mamy Długoszowi nosił się Jagiełło z planem zamordowania biskupa. Ten ostrzeżony przez Jana Tarnowskiego, wesoło gotował się do męczeństwa, ale król ułagodzony snać przez ludzi rozsądnych zaniechał wyprawić biskupa do nieba.

W Katalogu biskupów, prałatów i kanoników krakowskich Ludwika Łątowskiego z 1852 r. czytamy o Wojciechu Jastrzębcu XXXIII biskupie krakowskim, że: (…) „Toż był hałas na niego, gdy zajechali drogę królowi posły czeskie w Pabianicach, obiecując pomoc na Krzyżaki, a prosząc o Korybuta na króla, a Wojciech nic nie mówił; ale Oleśnicki nie rad patrzeć na heretyki rzucił interdykt na miasto, aby nie było mszy świętej, choć go król sfukał o to w Wiślicy i odpowiadał na gardło (…).”

Józef Hen w powieści „Królewskie sny”, 1989 przedstawił rozmowę między Jagiełłą a Czapkiem, która odbyła się w Pabianicach.

(…) - Przyjacielu … - powiedział niezmiernie wzruszony.

- Królu … - odpowiedział równie poruszony Czapek już w uścisku ramion królewskich. Nastąpiły uściski dłoni, wszystkich ze wszystkimi,, a ja dostałem jakiegoś sympatycznego kuksańca, już nie ma rady, jest spotkanie ludzie uradowanych, ze do niego doszło. „Głowacza” nie wyłączając.

- Więc kiedy? – spytał król Czapka.

- My gotowi. Kiedy rozkażecie.

- Na wiosnę.

- Ano, na wiosnę. Przyjdzie trzy tysiące Sierotek.

- Wszystkich usynowię! – obiecał rozweselony król.

A „Białucha” upewnił się:

- Z samopałami?

- Ano – potwierdził Czapek. – Naszej roboty.

Król spytał:

- Dojdziecie z nami do morza?

- I dalej, jeśli trzeba będzie. Do kraju reniferów i wiecznych lodów.

- Pożywiajcie się, pijcie! – zachęcał król.

Czapek, już ze szklanicą w dłoni, zbliżył się do króla i powiedział poufnie:

- Królu … Ale Czesi, którzy Krzyżakom służą za żołd, zostaną nam oddani.

- A co z nimi zrobicie?

Król nie uzyskał na to odpowiedzi. Czapek tylko mruknął: „będzie czas pomyśleć” i wzniósł okrzyk:

- At’ żije kral!

A tamci: At’ żije, at’żije, i na zdar!

Wreszcie rozległo się chóralne:

- Vivat Vladislaus Secundus Rex! Vivat Sophie Regina! Protektorka sprawiedliwych!

W tej chwili rozległy się dzwony i wszystkie twarze się rozjaśniły, król zwyciężył.

Zwrócił się tez do Czapka:

- Proszę moich gości, by uczestniczyli wraz ze mną we mszy świętej.

Dodał jednak zaraz: - Ale Kraków lepiej omijajcie.

- Chcielibyśmy złożyć królowej wyrazy czci i podziękować.

- Dobrze, ja przekażę jej od was wyrazy czci…

- I oddania – podpowiedział Czapek.

- I oddania – zgodził się król. (…)

Józef Hen (1923 - ) – powieściopisarz, dramaturg, scenarzysta filmowy, reportażysta.

Jędrzej Moraczewski w „Dziejach Rzeczypospolitej Polskiej”, 1844 pisał: Gdy Jagiełło po wyprawieniu w Poznaniu wesela swej siostrzenicy Emilii a córce Ziemowita mazowieckiego, wydanej za Bogusława księcia słupskiego, bawił w Pabianicach, przybyło znowu do niego poselstwo od utrakwistów, którzy zaczęli brać przewagę pomiędzy stronnictwami czeskimi i oświadczyło naprzód niechęć przeciw Krzyżakom, że się poważyli haniebnie zrywać traktat święcie z Polską zawarty, a potem ofiarowało całą siłę swego narodu na uskromienie ich dumy i chciwości. Żądało, ażeby król okazał się życzliwym dla Korybuta i żeby popierał sprawę czeską na zborze bazylejskim, który się właśnie zebrał.

Pomiędzy panami świeckimi znaczna większość była za przymierzem z Czechami, a Jan Mężyk z Dąbrowy, wojewoda ruski i Piotr Korcberg, nie tylko za przymierzem, ale nawet za nauką Husa. Kanclerz Jan Szafraniec biskup Władysławski i podkanclerzy Władysław z Oporowa proboszcz przy kościele św. Floryana pod Krakowem, jako prowadzący rządy państwa i duchowni skręcili się na drogę środkową, pomiędzy dwoma stronnictwami i byli za związkiem z Czechami lubo chcieli zostać zupełnie wierni Kościołowi; do nich przystąpili Stanisław Ciołek poznański i Jan chełmiński, biskupi. Wojciech Jastrzębiec prymas, sam znawca spraw publicznych, jako dawny kanclerz i dobry teolog, zgadzał się także. Z wymienionymi zatem dopiero panami duchownymi, złożył walną radę i wskutek niej wydał list, ażeby w diecezjach jego metropolii podległych nikt przeciw posłom czeskim jako heretykom nie występował.

Król przeczuwał, że Zbigniew Oleśnicki nie zaśpi sprawy, i był tego zdania, aby Czechowie w powrocie do swego kraju diecezję krakowską pominęli, lecz Jan Mężyk z Dąbrowy i Piotr Korcbog chcieli od razu rzecz na jedną lub drugą stronę rozstrzygnąć i odprowadzając poselstwo, umyślnie je na sam Kraków skierowali.

Andrzej Sapkowski wspomina także ugodę pabianicką w powieści „Lux perpetua”, 2006.

(…) Rixa uśmiechnęła się kącikiem ust.

- Wasza przewielebność – powiedziała wolno – ośmiela bym prosiła.

- Proś.

- Oto Krzyżacy zjeżdżają do Łęczycy prosić o rozejm. Jest szansa na wieczysty pokój z Zakonem na wygodnych dla Polski warunkach. Jest szansa na odzyskanie Nieszawy i pozbawienie Świdrygiełły krzyżackiego poparcia. Niemała w tym zasługa Czechów. Jana Czapka z San i postrachu, jaki jego Sierotki wzbudziły w Nowej Marchii i pod Gdańskiem. Ugoda pabianicka i sojusz Polski z husytami nadwerężyły morale Krzyżaków, wasza przewielebność z pewnością to przyzna.

- Do czego ten długi wstęp? Mówże, córko w czym rzecz? (…)

Autor wzmiankuje Pabianice jeszcze w przypisach do swojej książki: Latem roku 1433 Jagiełło rozpoczął wojnę z Zakonem Krzyżackim. Na mocy sojuszu zawartego rok wcześniej w Pabianicach u boku wojsk polskich na ziemie zakonu wtargnęło osiem tysięcy Sierotek pod wodzą Jana Czapka z San. Sierotki wzbudziły postrach zwłaszcza wśród krzyżackich wojsk najemnych, złożonych z Czechów nie miały bowiem litości dla wysługujących się Niemcom odszczepieńców, „zdrajców czeskiego języka”. Sami Krzyżacy tez bali się Sierotek jak ognia.

Andrzej Sapkowski (1948 - ) – pisarz fantasy, twórca postaci Wiedźmina.

W Kronice Marcina Bielskiego, 1764 czytamy: W tenże czas też Czechowie przyjechali do króla, którego zastali w Pabianicach w drodze, gdy z Wielkiej Polski do Małej jechał, obiecując królowi pomagać przeciwko Prusom, a aby też zjednać Korybuta z królem, który mógł być na pomocy wielkiej królowi i przeto częstowali posły dobrze, ale xiężej nie bardzo milo było na heretyki patrzeć. (…)



Jarosław Nikodem w artykule „Od Brna do Igławy. Husyckie misje dyplomatyczne z lat 1419-1436” opublikowanym w Kwartalniku Historycznym nr 1, 2014 analizuje przebieg spotkania w Pabianicach.

(…) Nieco wcześniej doszło również do nawiązania stosunków husycko-polskich. Ich geneza i próba znalezienia inicjatora sprawia jednak wiele trudności. Na ogół przyjmuje się, że stroną inicjująca rozmowy byli Polacy, ponieważ sojusznika, który zbrojnie mógłby zneutralizować działania krzyżackie w czasie toczącej się wojny ze Świdrygiełłą. Nie można jednak wykluczyć innej możliwości, na którą zresztą wprost wskazywał Długosz. Zdaniem kronikarza, inicjatywa należała do husytów. Jeśli wziąć pod uwagę trudności gospodarcze panujące wówczas w Czechach, chęć znalezienia wyjścia z bardzo kłopotliwej mogłaby skłonić husytów do czynnego militarnego zaangażowania się po stronie Polski.

Wstępne rozmowy poczyniono najpewniej w pierwszej połowie 1432 r. Do Polski przybyli hetmani obu bractw: Jan Capek ze San i Otik z Lozy. Jest mało prawdopodobne, ze towarzyszyły im inne wpływowe postacie ruchu husyckiego. Według Długosza, husyccy hetmani pojawili się w Pabianicach, gdzie 17 lipca 1432 r. doszło do audiencji. Datacja proponowana przez Vaclava V. Tomka, który twierdził, że do spotkania mogło dojść między 24 lipca a 11 sierpnia, wydaje się jednak chybiona, skoro wiemy, że Capek i Otik 23 sierpnia podpisywali rozejm z książętami niemieckimi. Efektem rozmów odbywających się w Pabianicach było zawarcie wymierzonego w zakon krzyżacki sojuszu wojskowego, który oznaczał, że husyci udzielą Polsce zbrojnej pomocy. Jestem przekonany, że podczas spotkania z husytami nie doszło do żadnych dysput teologicznych, nie przygotowywano zamachu na życie Zbigniewa Oleśnickiego za jego rzekome przeciwstawienie się królowi i polskiemu episkopatowi, zawarty zaś układ w żaden sposób nie wychodził poza kwestie czysto wojskowe, i to też traktowane koniunkturalnie. W efekcie zawartych umów Capek i Otik, w imieniu wszystkich Czechów, wystosowali list do wielkiego mistrza, wzywając goi do zaprzestania najazdów na Polskę i grożąc w razie niespełnienia tego warunku zbrojnym uderzeniem na zakon. (…)

Wydarzenie sprzed setek lat, które miało miejsce w Pabianicach ciągle rozpala wyobraźnię, skłania do dyskusji, polemik i sporów. Tymczasem w 1432 roku król Jagiełło był tutaj tylko przez dwa lub trzy – dokładnie nie wiadomo – dni.

Jarosław Nikodem na łamach Roczników Historycznych. Rocznik LXXI -2005 zamieścił odpowiedź na recenzję Panów Janusza Kurtyki i Jerzego Sperki dotyczącą jego książki.

(…) W kolejnym akapicie czytam: „Wszystko to [analiza przekazu Długosza o spotkaniu pabianickim –JN] służy udowodnieniu tezy – sprzecznej z całą dotychczasową literaturą – jakoby Zbigniew Oleśnicki w rzeczywistości nie był wcale przeciwnikiem prohusyckiej polityki króla, a taką postawę przypisał mu dopiero Długosz”.

Po przeczytaniu tego fragmentu dojść można by do wniosku, że Recenzenci, nawet jeśli pobieżnie przeczytali moją książkę, niewiele z niej zrozumieli. Nie mogłem bowiem udowadniać przypisywanej mi tezy z tej prostej przyczyny, że w trzech rozdziałach książki udowadniałem tezę przeciwną, że Jagiełło nie prowadził prohusyckiej polityki, Oleśnicki – przy tym zdeklarowany wróg husytyzmu – nie mógł więc jej popierać.

Nie uważam również, jak twierdzą Recenzenci, że relacja kronikarza o spotkaniu w Pabianicach jest jego „zwykłym zmyśleniem”, napisałem jedynie i rzecz jasna podtrzymuję, że relacja ta jest „wykładnią historiozoficznych poglądów kronikarza i służyła wyłącznie celom moralizatorsko-dydaktycznym”. Wydaje się zresztą, że Recenzenci błądzą też w ogólnej ocenie Pabianic. Puryści źródłowi, a przy tym wielcy admiratorzy Długosza jako w pełni wiarygodnego informatora w sprawach polsko-husyckich, piszą, że w Pabianicach prowadzono z husytami rozmowy o sojuszu politycznym. Starałem się udowodnić, że ani nie prowadzono wówczas rozmów politycznych, ani nie poruszano kwestii religijnych, chodziło wyłącznie o sojusz wojskowy. Recenzenci mają jednak własne zdanie, zapominają jedynie dodać, że jest to czysta spekulacja. Długosz, któremu tak bardzo ufają, o prowadzonych rozmowach politycznych nie pisze ani słowa. Te jednak musiały mieć miejsce, skoro z dokumentu królewskiego dla Piotra Szafrańca dowiadujemy się o obecności w Pabianicach kilku polskich dygnitarzy. (…)

Roman Heck w artykule „Związki Bedrzycha ze Strażnicy z Polską i Polakami”, 1971 podaje, że w lecie 1432 r., na przełomie lipca i sierpnia doszło do ugody między dworem polskim a husytami w Pabianicach. Jej treść nie jest w szczegółach znana. Współcześnie rozchodziły się pogłoski, że zawarto tam czesko-polskie przymierze „przeciw wszystkim narodom, a szczególnie przeciw Niemcom. Konkretna współpraca czesko-polska stawała się coraz bardziej ścisła. Zygmunt Luksemburski oskarżał w październiku 1432 r. Polskę w Rzeszy o czynną pomoc zbrojna husytom, o to że wojska polskie wspierają husytów w Czechach i na Morawach. Wiosną 1433 r. krążyły pogłoski o planach osadzenia młodego królewicza polskiego Władysława (późniejszego Warneńczyka) na tronie czeskim.

Robert Primke i inni w pracy „Wojny Husyckie na Śląsku, Łużycach i Pomorzu”. 2007 r.
sporo miejsca poświęcają na przybliżenie wyprawy polsko-husyckiej na Pomorze w 1433 roku.

Jednym z ważniejszych dla Śląska epizodów wojen husyckich, była wspólna polsko-czeska wyprawa na Pomorze przeciwko Zakonowi Krzyżackiemu. Zbliżenie Polski i Czech na początku lat trzydziestych XV wieku wynikało ze skomplikowanej sytuacji międzynarodowej. Z jednej strony husyci czescy, mimo wielu sukcesów militarnych, poszukiwali zewnętrznego sojusznika przeciwko znienawidzonemu królowi Zygmuntowi Luksemburskiemu. Z kolei strona polska szukała wsparcia przeciwko Zakonowi Krzyżackiemu, popieranemu przez Zygmunta Luksemburskiego. Ich celem było bowiem rozbicie unii polsko-litewskiej, poprzez wspieranie separatystycznych dążeń wielkiego księcia litewskiego Świdrygiełły. Ponadto Krzyżacy ustawicznie łamali postanowienia traktatu mełneńskiego, a w 1431 roku najechali i spustoszyli Kujawy, ziemię dobrzyńską oraz Wielkopolskę. W takiej sytuacji zbliżenie polsko-czeskie nie było przypadkiem. W lipcu 1432 roku w Pabianicach zawarto stosowne porozumienie, które król Władysław II Jagiełło określił jako „przymierze przeciwko całemu narodowi niemieckiemu”. Stronę polską reprezentowało, oprócz króla Władysława II Jagiełły, także cześć możnych, wchodzących w skład rady królewskiej. Wśród nich byli też wysocy hierarchowie Kościoła katolickiego: prymas Wojciech Jastrzębiec, biskup kujawski Szafraniec, biskup poznański Ciołek i inni. Przybyli do Pabianic posłowie czescy, reprezentujący odłamy taborytów i „sierotek”: „(…) użalali się naprzód na swoje krzywdy i złamanie przez Krzyżaków pruskich przymierza, na szkodę Władysława króla i królestwa polskiego; oświadczyli, iż krzywdę tę za swoją uważają obiecując, że z całą potęgą swoją przyjdą królowi na pomoc, kiedykolwiek król chciałby podjąć wyprawę przeciw Krzyżakom”. Strona polska zobowiązała się wypłacić Czechom odpowiedni żołd, zapewnić prowiant, broń, sukno, a nawet … buty. Sprzymierzeniec Zakonu Krzyżackiego – król Zygmunt Luksemburski – w piśmie do miast Rzeszy z 12 października 1432 roku ostrzegał, iż: „Polacy z Czechami całkiem się zjednoczyli i połączyli przeciw wszystkim, a szczególnie przeciwko niemieckim językom, z wyjątkiem kraju Węgier (…)”.

We wrześniu 1432 roku przywódcy sierotek i taborytów (wśród nich: Jan Capek z San oraz Otik z Łozy) wystosowali list do wielkiego mistrza Zakonu Krzyżackiego – Paula von Russdorf (1422-1441), w którym wzywali Zakon do zmiany postepowania wobec Polski. Czytamy w nim m.in.: „My, Jan Capek z San, Otik z Lozy, starostowie gmin „sierotek” i taborytów, (…) i całe pospólstwo królestwa czeskiego i marchii morawskiej, trzymając się prawa boskiego (…) pozdrawiamy was; których wcale pozdrawiać nie powinniśmy, ponieważ, jak ufamy, wcale nie za sprawa naszych postępków (…) Zygmuntowi, królowi rzymskiemu, Węgier, Kroacji, Dalmacji itd. na pomoc do naszej ziemi i gdzie indziej wysyłaliście poddanych waszych przeciwko naszym na nasze zniszczenie, i nie tylko na nasze zniszczenie, lecz, co więcej na zniewagę wiecznych i niezwyciężonych prawd bożych, którzy przybywając, nieskończone szkody nam (…) wyrządzali. I co więcej (…) teraz na nowo podnieśliście się niesłusznie przeciw Władysławowi, królowi Polski. W czasie pokoju i spokojności między wami umocnionej zadaliście mu nieskończone szkody, gwałcąc dziewice, wdowy i czcigodne matrony, niszcząc jego ziemie i poddanych obojga płci; którego występne czyny, ohydne dosłuchania i wymówienia, nie tylko nie przystoją ludziom duchownym, którymi, mówi się, wy jesteście, ani poganom (…). Mimo to, miłością chrześcijańską pobudzeni, jeszcze do was skłaniamy się i napominamy was pilnymi prośbami, abyście poruszone wybryki i inne wasze nieporządki przez godną pokutę odmienić oraz oczyścić pospieszyli i nie odmówili zadośćuczynić panu Władysławowi (…). Jeśli odmówicie uczynienia tego, wiedzcie, że odtąd my nieodwołalnie owego, jako króla chrześcijańskiego, z pomocą Boską przeciw wam wspierać chcemy, i nie tylko przeciwko wam, lecz przeciw wszystkim chcącym go niesłusznie uciskać, jako naszego sprzymierzeńca i specjalnego opiekuna, będziemy mu usiłowali pomagać. (…).”

List ten nie spowodował zmiany w polityce krzyżackiej wobec Polski, dlatego rozpoczęły się przygotowania do wojny z Zakonem Krzyżackim.

Temat husycki powraca w powieści Kazimierza Korkozowicza „Synowie Czarnego”, 1990.

(…) Trwała też rozpoczęta korespondencja z husytami. Szły listy zwłaszcza do przywódców taborytów i sierotek, Czapka z Sanu i Otika z Loży. Husyci byli wojownikami gardzącymi śmiercią, dzikimi i okrutnymi, nie znającymi nijakiej litości, żądnymi łupów, jak i odwetu na wiernych katolickiej wierze, których usiłowali wytępić ogniem i mieczem. Drżały więc przed nimi wszystkie wojska Europy, żołnierze wręcz odmawiali walki albo uciekali z pola, jeśli przychodziło im stawać przeciw husyckim wojownikom. (…)

Kiedy posłowie polscy bawili na Litwie, król udał się do Pabianic, gdzie wyznaczono spotkanie posłom husyckim. Przyjmował ich miłościwy pan nad wyraz gościnnie, a i dwór honory im czynił, okazując na każdym kroku, jak miłymi są gośćmi. Brali nawet udział w kościelnych obrzędach i sam prymas polski, Wojciech Jastrzębiec, zezwolił na dopuszczenie ich do świętych sakramentów. Obrady nie trwały długo, jednak ich wyników nikt prócz panów z Rady nie znał. Wszakże z równie grzecznego i pełnego przyjaznych akcentów pożegnania wnioskowano, że rozmowy nie były daremne.

Z Pabianic poselstwo udało się do Krakowa, ciekawe miasta słynnego w całej Europie. Tam wszakże biskup Oleśnicki ten przyjazny nastrój zakłócił, zakazując odbywania nabożeństw w kościołach na czas pobytu husyckiego poselstwa, wielki tym czyniąc despekt nie tylko czeskim przybyszom, ale i samemu królowi. Był to krok wrogi zamiarom i polityce królewskiej, toteż Jagiełło rozsierdził się na samowolnego biskupa tak bardzo, że groziło mu złożenie z kanclerskiego urzędu, jak i utrata biskupiej godności. Oburzył się ogromnie król, oburzył się dwór i całe społeczeństwo, i to do tego stopnia, że nawet krążyły plotki o spisku na życie dygnitarza.

Kazimierz Korkozowicz (1907-1996) – autor powieści historycznych i kryminalnych.

W 1933 roku w Roczniku Gdańskim ukazał się artykuł Otokara Odlozilika „Husyci na brzegu Bałtyku w 1433 roku”. Jest to obszerny tekst dotyczący wyprawy wojsk polnych „Sierotek” na Nową Marchię i Pomorze Gdańskie. Artykuł powstał z okazji przypadającej w roku 1933 pięćsetletniej rocznicy tej wyprawy. Autor przedstawił drogę stronnictw husyckich i rady królewskiej do ugody w Pabianicach.

Zrazu istniał zamiar spotkania się króla polskiego z naczelnikami wojsk husyckich na Śląsku, w Oleśnicy. Później jednak zapadło inne postanowienie. Kiedy udało się husyckim wodzom zawrzeć korzystną umowę ze śląskimi książętami, wówczas wybrali się do Polski, a mianowicie do Pabianic. Naczelnikami czeskiego poselstwa byli starosta wojsk taboryckich, Otik z Lozy i wódz „sierotek”, Jan Czapek ze San – obaj kierowali przedtem wojennymi operacjami na Śląsku. Brakowało głównych wodzów taboryckich, którzy w 1431 r. byli w Krakowie, oraz zastępców stronnictwa umiarkowanego. Wspomnienie niepowodzenia narad krakowskich było jeszcze żywe. W rokowaniach wystąpił silniej, jak się zdaje, wpływ „sierotek”, aniżeli taborytów. Z polskiej strony występowali nie tylko świeccy członkowie królewskiej rady, ale i wybitni prałaci z biskupem Wojciechem Jastrzębcem na czele. Nieugięty przeciwnik husytów, biskup Zbigniew, był nieobecny.

Ta nieobecność wyszła rokowaniom na korzyść. Inni prałaci, którzy wiedzieli, ze na soborze bazylejskim prowadzą się z husytami rozmowy przyjazne, nie upierali się przy zaprowadzeniu interdyktu w miejscu ich pobytu. Naradzano się bez przeszkód. Głównym tematem debat była planowana wyprawa polska przeciwko zakonowi do czego obecni wojsk husyckich chętnie chcieli się przyłączyć. Rezultatem narad była umowa, o której mówiło się publicznie, ze jest skierowana contra omnem nationem et praesertim Teutonicam. Można się było łatwo domyślić, że chodzi głównie o Zakon, a pośrednio o jego silnego protektora Zygmunta.

Ani w Polsce, ani w Czechach nie przyjęto pabianickiej ugody z ogólnym zadowoleniem. W Polsce sprzeciwiał się jej Zbigniew Oleśnicki oraz mistrzowie krakowskiej akademii i duchowni z otoczenia biskupa. Prócz starej a nieustępliwej niechęci do husytów, których propagandy w Polsce Zbigniew stale się obawiał, Najwięcej wpływało na niego i to, że stał wówczas zupełnie po stronie soboru, zatem na stanowisku, że jedynie sobór ma prawo rozstrzygać w kwestii tak doniosłej, jak porozumienie husytów z Kościołem.

Mimo oporu niektórych grup w obu krajach, związek polsko-czeski stał się faktem i to nie małego znaczenia tak dla sprzymierzeńców, jak i dla ziem sąsiedzkich. Z nową konstelacją musieli się liczyć śląscy książęta, a także wielu innych, mianowicie tych, którzy na wypadek wojny poparliby chętnie bezpośrednio lub pośrednio sprawę Zakonu; ci ostatni musieli teraz zachować powściągliwość i ostrożność. Niektórzy z książąt niemieckich, którzy dawniej z trudnością tłumili niechęć do Zakonu i jego obrońcy, nabrali obecnie śmiałości i dawali do zrozumienia, ze sami wstąpiliby w szeregi przeciwników Zakonu, gdyby otrzymali zaproszenie. Widoki więc powodzenia przy nowym starciu były większe niż kiedykolwiek.

Kierownicy wojsk husyckich, którzy zawarli w Pabianicach umowę z polskim królem, nie posiadali upoważnienia do rokowań w imieniu całego kraju. Dla uzyskania ważności tej ugody należało ją przedstawić na sejmie krajowym i poprosić o jej zatwierdzenie. W tym czasie, kiedy sejm się zbierał związek czesko-polski mógł się wydawać przynajmniej części husytów nie na czasie, bowiem poza polskim królem widziano papieża, usposobionego skrajnie nieprzyjaźnie i dla króla Zygmunta i dla bazylejskiego soboru i pragnącego przy polskiej pomocy nawrócić husytów na łono Kościoła i tym wielkim sukcesem pochwalić się przed całym chrześcijańskim światem.

Jednakże ta niekorzystna opinia w danej chwili nie zyskała przewagi. Sejm krajowy zebrał się w Kutnej Horze z końcem sierpnia 1432 r. Przedmiotem narad stały się obie sprawy: układy z soborem i z królem polskim. Zatwierdzono wstępne układy z przedstawicielami soboru i wysłano poselstwo do Bazylei. Ale i pabianickiej ugodzie nie wahał się sejm udzielić sankcji. Wprawdzie obietnice, czynione przez sobór, były wielkie, nie było jednak wskazane całkiem na nich polegać, a wyrzekać się innych możliwości wypływających z związku, którego od początku życzyli sobie bardziej przenikliwi wodzowie husyccy jako najlepszego wyjścia z grożącego odosobnienia czeskiego królestwa od reszty Europy.

Nie tylko wodzom wojennych bractw husyckich, ale niewątpliwie innym uczestnikom sejmu było sympatyczne, że ostrze ugody kierowało się przede wszystkim przeciw Zakonowi. Jego terytorium nie sąsiadowało wprawdzie wprost z czeskim królestwem, tak, że nie istniało niebezpieczeństwo bezpośredniego wypadu, niemniej wiedziano w Czechach, że król Zygmunt i inni liczyli zawsze na pomoc Zakonu przy dawniejszych krucjatach do Czech, a także niejednokrotnie ta pomoc była im dana. Wprawdzie Zakon przez cały okres walk husyckich był zajęty wewnętrznymi trudnościami i zamieszkami na tle starć z sąsiednimi ziemiami, ale mimo to nie spuszczał z oka spraw czeskich. Od początku obawiano się, żeby nauki husyckie nie przyjęły się wśród duchowieństwa, a potem i w masie prostego ludu. Także układy Czechów z królem Władysławem i wielkim księciem Witoldem na początku dwudziestych lat XV stulecia odbiły się w Prusach głośnym echem; rozumiano bowiem, że zbliżenie z Czechami wzmocniłoby niemało położenie Polski i Litwy w Europie, oczywiście w pierwszym rzędzie wobec Zakonu. A przeto zbierano w Prusach i zbroje, i pieniądze, ilekroć przygotowywała się większa na Czechy wyprawa i nikt nie taił się z nieprzyjemnym wobec husytów usposobieniem.

Wiedziano o tym w Czechach, co również miało znaczenie przy rozpatrywaniu przez sejm sprawy: czy jest wskazane zatwierdzić pabianicką ugodę, czy też nie. Na rozstrzygnięcie wywarła niewątpliwy wpływ i ta okoliczność, że wyprawa miała iść na ziemie, dotąd niedotknięte przez wypady bractw wojennych; spodziewano się więc i bogatej zdobyczy, i wielkiego rozgłosu w Europie, a zwłaszcza wśród zebranych w Bazylei.

Sejm w Kutnej Horze nie tylko zatwierdził ugodę z polskim królem, ale nadto postanowił, ażeby natychmiast zapowiedzieć Zakonowi kroki nieprzyjacielskie. Pamiętny list, który posłali mistrzowi Pawłowi Rusdorfowi Jan Czapek ze San i Otik z Lozu oraz inni uczestnicy sejmu, był datowany 8 września 1432 r. Wytykano w nim Zakonowi dwie rzeczy: z jednej strony pomoc, której udzielał węgierskiemu królowi Zygmuntowi w czasie wypraw na Czechy, z drugiej niedawne wrogie posunięcie przeciw polskiemu królowi, tj. przede wszystkim rozbójniczy napad na polskiej ziemi w lecie 1431 r. Stąd widać, że pod wpływem ugody pabianickiej uczestnicy sejmu uważali także za swoje krzywdy, wyrządzone w Polsce, i że tym sposobem chcieli uzasadnić wyprawę przygotowywaną na wiosnę 1433 r. na wypadek, gdyby Zakon nie ustąpił.

Ugoda pabianicka nie była tak pewna, ażeby wystarczała w zupełności – głównie dlatego, że ci, którzy o nią pertraktowali, nie mogli się wykazać dostatecznym pełnomocnictwem całego kraju. Skutkiem tego król Władysław wysłał do Czech poselstwo, które miało dalej prowadzić rokowania, a zapewne także przyjrzeć się sytuacji kraju i ocenić, jakiej pomocy mógłby dostarczyć. Poselstwo złożone z 30 osób, przybyło z końcem października do Litomyśla, gdzie je przywitał nie tylko pan miasta a zarazem zwolennik idei czesko-polskiego sojuszu, Vilem Kostka z Postupic, członek umiarkowanego stronnictwa husyckiego, ale i wódz taborytów, ks. Prokop Holy. Wraz z nimi odjechali do Pragi, gdzie miano prowadzić dalsze rokowania pod kątem widzenia położenia w obu krajach.

Wiele bowiem zmian zaszło na Litwie od czasu pabianickiej ugody, co trzeba było uwzględnić w rokowaniach na temat przyszłej wyprawy przeciw Zakonowi. Od początku przygotowywania się do wyprawy odwetowej przeciw Zakonowi było w Polsce rzeczą jasną, ze nie można jej przeprowadzić bez dostatecznego zabezpieczenia od strony Litwy. Za wszelką cenę należało zawrzeć pokój na wschodzie, bądź to przez trwałe porozumienie ze Świdrygiełłą, bądź przez jego pokonanie. A chociaż król Władysław byłby wolał zgodę, to jednak był zmuszony w końcu użyć miecza, gdy Świdrygiełło nie chciał zerwać związku z Zakonem, utrwalonego w Skirstymoniu. Nieustępliwość stała się dla Świdrygiełły fatalną, łatwo bowiem udało się znaleźć przeciwnika jego na Litwie panowania. Był nim najmłodszy brat Witolda, Zygmunt Kiejstutowicz. Wraz z innymi przeciwnikami Świdrygiełły napadł Zygmunt wielkiego księcia w Oszmianie i zmusił do ucieczki na wschodnie kresy kraju. Tym sukcesem Zygmunta osłabiło się znacznie położenie Świdrygiełły. Było jednak rzeczą jasną, że do zerwania związku z Zakonem będzie mieć teraz jeszcze mniej ochoty, niż dawniej, a raczej przeciwnie, że ten bardziej będzie się starał podburzyć Zakon przeciw Polsce i przysporzyć królowi nowych trudności. Wśród takich okoliczności wojna z Zakonem po wygaśnięciu przymierza, które miało obowiązywać do 23 VI 1433 wydawała się jeszcze bardziej nagląca, aniżeli w czasie pabianickiego spotkania. Poselstwo polskie, które wyjechało zapewne już po otrzymaniu wiadomości o akcji Zygmunta, otrzymało niewątpliwie instrukcję prowadzenia układu w sprawie wojny, którą w Polsce uważano za pewną.

Odgłosy wiadomości o porozumieniu polskiego króla z husytami i o przygotowaniach do wyprawy na Zakon sięgały głęboko i do różnych miejsc. Niepokój ogarnął uczestników soboru, a zwłaszcza króla Zygmunta, który zasypał polskiego króla ostrymi wyrzutami. Zaniepokojono się i w Rzeszy, zwłaszcza na tych pograniczach, które mogłyby być wojną zagrożone. Nic też dziwnego, że w poruszonej atmosferze rodziły się i szerzyły przesadne wiadomości o zamiarach obu stron. Mówiono nawet, że młodociany syn króla, Władysław ma wyjechać do Czech i koronować się tam na króla.

Antoni Lewicki w pracy „Powstanie Świdrygiełły”, 1892 podkreśla pabianicką gościnność, otwartość i tolerancyjność.

(…) W lipcu byli posłowie husyccy rzeczywiście w Polsce – znakomitsi z Taborytów i Sierotek – zapewne, aby dokończyć rokowań i umówić się szczegółowo co do współdziałania przeciw Krzyżakom. W Pabianicach w Wielkopolsce, gdzie zastali króla wraz z senatorami przyjęto ich z otwartymi ramionami, zaszczytnie i wspaniale i – co im najbardziej musiało być mile – nie wahano się odprawić w ich przytomności nabożeństwa i dopuścić ich do sakramentu.

Co za różnica od przyjęcia, jakie ich w zeszłym roku spotkało! A tak zarządzili teraz sami biskupi polscy z arcybiskupem Albertem na czele i podpisami swymi to zarządzenie stwierdzili.

Jeden tylko Zbigniew Oleśnicki, a z nim kapituła, uniwersytet i diecezja krakowska, jak przedtem tak i teraz wyprawili awanturę. Gdy posłowie czescy w towarzystwie przydanych im do boku Jana Mężyka i Piotra Korzboka zbliżyli się do Krakowa, starosta i kasztelan krakowski Mikołaj z Miechowa wezwał duchowieństwo krakowskie z polecenia królewskiego, iżby z powodu obecności Czechów nabożeństw nie zawieszano. Lecz Zbigniew inaczej rozkazał. Z jego polecenia Andrzej Myszka wikariusz generalny zwołał najpierw kapitułę i uniwersytet, następnie proboszczów krakowskich, i ci wszyscy jednogłośnie ze łzami uchwalili, trzymać się zakazu niegdyś przez kardynała Brandę danego: „Bóg niech nam będzie miłościw, nie należy nam opuszczać prawa i sprawiedliwości Boskiej i znieważać świętości.” Mimo to niebaczni Mężyk i Korzbok sprowadzili Czechów do Krakowa; tu więc spotkał ich ten despekt, że drzwi kościołów przed nimi zamykano i wszelkich nabożeństw wobec nich zaprzestawano.

Wielkie było z tego powodu oburzenie w kraju a nawet w duchowieństwie; król zagroził Zbigniewowi strąceniem z katedry; odbyła się dysputa uniwersytetu z innymi doktorami; Długosz opowiada, że nawet chciano zgładzić biskupa krakowskiego w nocy potajemnie, jak gdyby król aż do skrytobójstwa uciekać się potrzebował.

(…) Jakkolwiek zajście to na sprawę, o którą chodziło wpływu nie miało i wątpić można, ze wówczas zawarto formalne z husytami przymierze. Utrzymywał to wyraźnie i otwarcie sam król, dodając, że zawarte zostało, przeciw całej nacji niemieckiej, choć szczegółów przymierza wówczas omówionych nie znamy.

Zauważyć jednak należy, że zawarto to przymierze tylko z jedną częścią husytów, z Taborytami i Sierotkami, prawdopodobnie tymi tylko, którymi dowodził Jan Czapek ze Sanu i Otek z Loży. Jak zawsze prawie, tak i pod względem tego sojuszu nie było pomiędzy husytami zgody. Zygmunt Korybut, dla którego posłowie husyccy daremnie u króla przebaczenia prosić mieli, od czasu despektu, jaki go spotkał w Krakowie, był sojuszowi z Polską z pewnością przeciwny; a także Biedrzych, „kacerzy najwyższy pop”, miał według listu biskupa wrocławskiego do wielkiego mistrza, jawnie się odzywać, że „oni woleliby pomagać Świdrygielle niźli królowi”.

Lecz zawsze był to sukces bardzo ważny. Od czasu, jak husyci stali się groźnymi Europie, mówiono ciągle z największą trwogą o tym przymierzu. Teraz stało się ono faktem dokonanym. A Polacy nie myśleli już bynajmniej wstydzić się, lub ukrywać z nim; lecz przeciwnie chełpili się z niego i – widocznie z umysłu – krzyczeli o nim na całe gardło przed światem. Przyniosło zaś to przymierze Polsce przeciw Zakonowi Krzyżackiemu siłę zbrojną strasznych Taborytów i Sierotek, a nadto jeszcze rzuciło postrach między licznych przyjaciół Zakonu, gmin, książąt i panów wschodnioniemieckich, śląskich i pomorskich, którzy zawsze przedtem gotowi spieszyć na pomoc krzyżakom, przepuszczać przeznaczone dla nich wojska i zasoby wojenne, teraz zagrożeni zgnieceniem przez ten ogarniający ich sojusz czesko-polski, musieli albo stanąć po stronie Polski, albo co najmniej w neutralności szukać zbawienia.


http://otta.cechove.cz/prapredek.htm#pabjanice


Autor: Sławomir Saładaj


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij