www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Francuzi i Prusacy

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

W końcu XVIII wieku Pabianice znalazły się na wirażu dziejów. Pod znakiem zapytania stanęło dalsze istnienie miasta. Był to największy kryzys w historii Pabianic. W 1794 r. miasto wchodziło w skład Prus. Urzędnicy w Berlinie rozważali możliwość odebrania Pabianicom praw miejskich ze względu na to, że „ mieszkańcy głównie żyją z rolnictwa i hodowli bydła, że liczba rzemieślników jest nieznana” – summa abominatio desolationis dominatur. Tuż przed kolejnymi rozbiorami pabianicka własność kapituły krakowskiej była także przedmiotem zainteresowania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Król Stanisław August Poniatowski nigdy co prawda nie zawitał do Pabianic, jednakże wielokrotnie musiał interesować się tym miastem. Przeważnie chodziło o sprawy, w których miasto było przyczyną sporów lub pośrednio powodem rozrachunków między panami a kapitułą, lub też między instancjami kościelnymi, roszczącymi sobie pretensje do poszczególnych dóbr pabianickich. Spory takie istniały na przykład między kapitułą krakowską a proboszczem kolegiaty łęczyckiej. Chodziło o dziesięciny z dóbr pabianickich. Lata cale trwały spory, na których nikt inny nie ucierpiał , jak tylko oddający dziesięciny. Wreszcie, dzięki różnego rodzaju interwencjom, ugodom i porozumieniom, kapituła krakowska zgodziła się na układ pojednawczy z kolegiatą łęczycką. Ówczesny proboszcz tej kolegiaty umiał działać – długoletni spór dał kolegiacie pełną satysfakcję.

I otóż właśnie, jak głoszą akta kanclerskie, w dniu 6 grudnia 1778 „panujący miłościwie król Stanisław August” potwierdził w Warszawie zawarty układ pojednawczy między kapitułą krakowską a proboszczem kolegiaty łęczyckiej.

Król Stanisław August zainteresował się Pabianicami znowu w roku 1781. W tym czasie wydelegowani zostali do Pabianic komisarze, których zadaniem było dokonanie rozgraniczenia dóbr pabianickich od starostwa tuszyńskiego. Czemu praca nad tym rozgraniczeniem trwała aż trzy lata, trudno wiedzieć. Domyślać się można, że komuś tam nie bardzo zależało na szybkim wykonaniu polecenia. Komisarze, przebywając w Pabianicach ponad trzy lata, z pewnością nic na tym nie tracili. Wreszcie w dniu 12 czerwca 1784 roku Stanisław August nakazuje i nakaz ten figuruje w aktach kanclerskich, aby, uważając przygotowania za zakończone, przystąpić do rozgraniczenia dóbr pabianickich od starostwa tuszyńskiego.

Jeszcze trzy razy Stanisław August miał przed sobą sprawy związane z Pabianicami. Dwukrotnie, w roku 1789, chodziło o potwierdzenie przywilejów, jakie nadane były Pabianicom przez innych panujących w latach 1602, 1690, 1699 i 1754. Były to przywileje cechowe i miejskie. Po raz ostatni sprawy pabianickie znalazły się w kancelarii królewskiej już w Grodnie, w roku 1793.

Ostatni król polski pragnął użyć wówczas jeszcze swoich uprawnień panującego, aby ratować majątki kapituły krakowskiej. Było to na skutek starań ze strony kapituły, która chciała zapewnić, wobec groźnej sytuacji politycznej i rozbiorów Polski, rekompensatę dla kanoników wobec utraty dóbr i płynących z nich korzyści.

Stanisław August przyrzekł, że dołoży starań, aby kanonicy rekompensatę otrzymali, sprawa ta jednak mogła być załatwiona jedynie częściowo. (Sigma, Życie Pabianic 1961)

Złote to było jabłko – dobra pabianickie. Bogacili się w Pabianicach tenutariusze, gospodarujący w Pabianicach i okolicznych włościach i ściągający od mieszczan, rzemieślników, włościan i od kogo się dało – opłaty, podatki, świadczenia, szarawarki, daniny i grzywny. Złotym też były jabłkiem te dobra dla kapituły krakowskiej. Do porządku można było przejść nad okresem wojen, kiedy kontrybucje dla przechodzących tędy wojsk, przymus dostarczania ludzi z prowiantem dla konfederacji, utrzymywanie stacjonujących przez czas dłuższy wojsk rosyjskich – mocno nadszarpnęły stan posiadania ludności, a zatem i tenutariuszy. Okres miedzy pierwszym i drugim rozbiorem Rzeczypospolitej przebiegał w spokoju i pozwolił na doprowadzenie Pabianic i włości okolicznych znów do kwitnącego stanu. Lecz nadszedł rok 1793.

Wojska pruskie wkroczyły w granice państwa polskiego i zajęły obszar aż po Pilicę. Sejm w Grodnie miał usankcjonować ten zabór. Śle tedy kapituła krakowska błagalny list do króla Stanisława Augusta, aby sprawił, by kapituła otrzymała u rządu pruskiego rekompensatę za pabianickie dobra.

„Już lat siedemset minęło – piszą cni kanonicy – jak posiadamy spokojne dobra znaczne, Pabianice, w województwie Sieradzkiem i Łęczyckiem leżące, nadane nam od Władysława Hermana i Judyty, żony jego, monarchów polskich. Z tych tylko samych dochodów utrzymują się główniejsze Kościoła potrzeby i zasługiwane codziennie prezencje”.

List ten dotarł do królewskiego adresata, który jednak nie był już w mocy samodzielnie postanawiać. Jednakże po podpisaniu traktatu z Prusami, król odpowiada na to pismo, przyrzekając kapitule poparcie. „Przewielebna kapituło katedralna krakowska! – pisze między innymi – Uznaję być rzeczą sprawiedliwą, aby tak wielka – strata w innych duchownych dobrach w Polszcze pozostałych, a rozporządzeniu Rzeczypospolitej zostawionych, swoją dostateczną dostała kompensacją. Właśnie też teraz układa się projekt ogólny, duchowieństwa naszego interesa obejmujący, gdzie i kapituła nie jest zapomniana. – Dziękuję uprzejmie za Ich modlitwy do Boga za mną dotąd zanoszone, też o dalsze a nieprzerwane proszę, jeżeli których kiedy, to osobliwie w tych krytycznych okolicznościach - Stanisław August Król”.

W sprawie zabezpieczenia rekompensaty za dobra pabianickie zabiegał również biskup Kossakowski, któremu kapituła za skuteczne orędownictwo złożyła podziękowanie.

W wyniku tych zabiegów podjął sejm postanowienie i uchwalił, aby dobra pabianickie do roku 1797 pozostały w rękach kapituły, zaś po tym terminie przechodziły na własność skarbu pruskiego. Kapituła krakowska otrzymać miała ekwiwalent pieniężny od biskupstwa krakowskiego, związanego z komisją skarbową. Jednakże trzeci podział Polski spowodował przejście Małopolski i Krakowa do Austrii. Rozpoczęły się nowe starania, a nawet petycje do cesarza austriackiego, Franciszka II. Nic jednak nie wskórano. Pabianice z przyległościami zagarnęli Prusacy, a Austriacy nie chcieli za to płacić. Kapituła nie otrzymała za dobra, milionowej w owym czasie wartości – żadnego wynagrodzenia. Po kilkuletnich staraniach rząd pruski przyznał jedynie zwrot wartości pozostawionego w Pabianicach majątku ruchomego. W roku 1803 kanonik Hołowczyc odebrał od rządu pruskiego 30 tys. złotych, które, jak mówią dokumenty – kanonicy podzielili między siebie „titulo extraordinariae consolationis” – co znaczy „tytułem nadzwyczajnego pocieszenia”…

A na zamku pabianickim przetrwał napis: „Sic transit gloria mundi” (Sigma, Życie Pabianic, 1965)

Lat temu mniej więcej 170, smętnie wyglądało miasteczko Pabianice. Wiadomo- pożary nie szczędziły i chociaż mieszczanie odbudowywali swoje domostwa, a pomagali im w tym nawet mieszczanie rzgowscy, było wówczas w Pabianicach zaledwie 75 domostw możliwych do zamieszkania. Jak podaje opis statystyczno-topograficzny, dokonany przez rząd pruski, spośród tych 75 – 27 było krytych gontami, a poszytych słomą 48. Było też w mieście 65 stodół. Mieszkańców niewielu -482.

I rzecz ciekawa: departament w Berlinie wystosował zapytanie do piotrkowskiej kamery, czy nie należy Pabianic zaliczyć do wsi, jako że większość mieszkańców para się rolnictwem. Istotnie – było tu tylko 29 rzemieślników. Jeden zaledwie ceglarz, stolarz, garncarz, kowal, powroźnik, czapnik i piwowar, po dwóch krawców, piekarzy, rzeźników i ślusarzy, po trzech sukienników i kołodziei i 8 szewców.

Jeszcze był jeden powód, dla którego departament pruski w Berlinie zastanawiał się, czy by Pabianic nie zamienić na wieś. Otóż, ustał prawie zupełnie handel w tym zniszczonym pożogami mieście, zaś 15 Żydów, osiadłych w Pabianicach, a którzy prawie wyłącznie zajmowali się handlem, nie było w stanie utrzymać swoich kramów.

Ale mieszczanie pabianiccy nie chcieli tracić swoich przywilejów. W kamerze piotrkowskiej zastanawiano się nad odpowiedzią, a mieszczanie robili starania, aby postanowienie w niczym nie uszczuplało ich praw. To prawda, że zajmowali się przeważnie pracą na roli hodowlą bydła, ale odbudowywali się . Na pustych placach wyrastały domy, do których tu i owdzie wprowadzał się, a to piwowar, to krawiec, a przeważnie sukiennicy. Wkrótce i kramów więcej ustawiano na rynku.

Niebezpieczeństwo zamienienia miasta na wieś minęło. Nastąpiło kilka lat spokoju i wydawało się, że Pabianice będą się rozwijały. Administratorzy dóbr pabianickich łożą na odbudowę, która szybko postępuje.

I wszystko byłoby w tych niespokojnych czasach dobrze, gdyby nie klęska jeszcze jednej pożogi. W nocy z 17 na 18 kwietnia 1797 roku na Starym Rynku powstał pożar. Wiatr szedł od wschodu i przerzucał płomienie na sąsiednie domy. 14 domów, wiele stodół i obór spłonęło. Pastwą pożaru padły zabudowania gospodarskie i liczny sprzęt. Przy prymitywnie zorganizowanym ratownictwie, udało się ugasić ogień, w ostatniej jednak chwili strawił on probostwo św. Krzyża i położony przy nim szpital ubogich.

Ale pabianiczanie – to cierpliwy naród. I tym razem nie zrezygnowali, i korzystając z pomocy skąd się dało, z trudem miasto odbudowywali. Po 50 latach stało się jednym z ważniejszych w kraju, a po stu – jednym z przodujących w przemyśle włókienniczym. (Sigma, Życie Pabianic 1961)

Po przejęciu pabianickiej włości przez Prusaków rozpoczął się proces kolonizacji. Do miasta przybywali pierwsi Niemcy. Dokumenty wymieniają m. in. Christiana Rexera, Johannesa Hieinricha Ufmannna (browarnik), Karola Hauxa, Johannesa Martina Erharta (krawiec), Johannesa Bethera, Johannesa Kelera. Pojawili się także pruscy urzędnicy. Samuel Gottfried Schimink był pisarzem w urzędzie pabianickim, Johannes Schultz – intendentem , a Johann Gottlob Wolmar sprawował nadzór nad sądownictwem. W mieście zaczął rozbrzmiewać język niemiecki. Co więcej król pruski postanowił dać tutaj schronienie, uciekającym spod gilotyny arystokratom francuskim.

W dwóch epokach Francuzi korzystali z azylu w dobrach pabianickich. Po raz pierwszy uciekając przed gilotyną pod koniec XVIII wieku. Kilka rodzin francuskiej arystokracji oparło się aż w dobrach kanoników krakowskich. Na schronienie ich wybrano osadę Wymysłów, zaś rząd pruski udzielił im gruntów zabranych kapitule krakowskiej.

Powstały nowe dwory i nowe folwarki. Największy otrzymał kawaler de Boufflers. Dostał mu się Wymysłów, folwark o obszarze 28 włók, na prawach wieczystej dzierżawy, płatnej rocznie w wysokości 6 i pół talara, czynszu. Majątek oszacowano na 250 talarów pruskich. Została zawarta w związku z tym umowa z kamerą kaliską przez żonę Boufflersa. Działo się to w Pabianicach, dnia 27 czerwca 1800 roku.

Folwark nie miał własnych poddanych, ale mógł korzystać z polskiej siły roboczej z Mogilna, oczywiście na zasadzie odrabiania pańszczyzny, za opłatą po 6 i po 12 groszy dziennie. W Wymysłowie wolno było posiadać pastwisko dla wypasania 18 sztuk bydła.

Urządzili się więc jako tako uciekinierzy – markiza i kawaler de Boufflers, uważając zresztą pobyt tu za przejściowy. Sądzili bowiem, że będzie możliwy powrót po jakimś czasie do pozostawionych wielkich dóbr we Francji.

Mieli oni obowiązek dozorowania innych jeszcze osiadłych pod Pabianicami rodzin francuskiej arystokracji. Powstało bowiem jeszcze 8 osad francuskich. Zajęli je m. in. markiz de Puissieux, hrabina de Salles, kawaler de Casteran. Oni oraz inni korzystali z praw emigrantów politycznych.

Jak w kalejdoskopie zmieniały się czasy i już po roku markiza i kawaler de Boufflers wyzbyli się majątku, aby wrócić do Francji, gdzie mogli się już czuć bezpiecznie. Odstąpili wieczystą dzierżawę Wymysłowa, zgodnie z obowiązującymi przepisami kamery kaliskiej, jej prezesowi, Ferdynandowi Oppeln-Bronikowskiemu.

Również pozostali uciekinierzy z Francji z okresu rewolucji, po zmianie sytuacji powrócili do swojej ojczyzny.

Po raz drugi Pabianice chroniły Francuzów, kiedy po klęsce pod Moskwą, armia napoleońska zdziesiątkowana powracała bezładnie do Francji. Zatrzymało się wówczas wielu grenadierów w Pabianicach i okolicy – z myślą pójścia po odpoczynku dalej. Jedni poszli, inni zostali. Przygarnięci , pożenili się a założywszy ogniska domowe – zostali. Dziś jeszcze noszą niektórzy pabianiczanie nazwiska francuskie – przeważnie przeinaczone wskutek wymawiania ich fonetycznie. Tak więc w żyłach niektórych pabianiczan płynie może kilka kropli krwi francuskiej – po dziadku, grenadierze Cesarza Francuzów, Napoleona (Sigma, Życie Pabianic 1961).

Okres dekadencji w dziejach Pabianic łączy się mocno z wątkiem francuskim. Temat ten intrygował wielu autorów. Co kilka lat powracał w artykułach publikowanych w lokalnej prasie. Obraz wykwintnych arystokratów, którzy hodują krowy, świnie i kury pod Pabianicami dawał do myślenia. Czymś zgoła nieprawdopodobnym wydawało się na przykład, że Eleonore Francoise de Jean de Manville, Comtesse de Sabran małżonka Chevaliera de Boufflersa załatwia sprawy urzędowe w dawnym dworze kapituły krakowskiej w Pabianicach, a sam Boufflers bywa niekiedy w kościele św. Mateusza. Rozpowszechniona wśród mieszczan pabianickich plotka głosiła, że chevalier był nieślubnym synem króla Polski Stanisława Leszczyńskiego. Relacje uczuciowe łączące parę sławnych na świecie arystokratów – małżonków Boufflers są do dzisiaj opisywane w dziesiątkach różnojęzycznych książek i artykułów.

Kim była kobieta, która 27 czerwca 1800 roku na zamku w Pabianicach podpisała umowę o przyjęciu w dzierżawę od rządu pruskiego majątku w pobliskim Wymysłowie?

Franciszka Eleonora Sabran, hrabina de Boufflers urodziła się 3 marca 1749 roku w Paryżu. Była córką M. de Jean’a de Manvilla, pochodzącego ze starej rodziny arystokratycznej z Langwedocji, i jego pierwszej żony de Montigny. Nauki pobierała w Paryżu. Uczyła się także malarstwa portretowego w salonie Elżbiety Vigee-Lebrun. W 1769 r. wyszła za mąż za Elzeara Józefa, hrabiego de Sabran-Gramont (1700-1775), który był starszy od niej prawie o 50 lat. Miała dwoje dzieci, syna Elzeara oraz córkę Delfinę de Sabran, markizę de Custine, która była babką pisarza markiza Astolphe de Custine. Po śmierci męża hrabina przeniosła się do Chateau d’Anizy w pobliżu Laonu.

W 1777 r. Eleonora spotkała Stanisława Jean’a kawalera de Boufflers (1738-1815), przyszłego polityka, żołnierza i literata. Nawiązała z nim bliską relację, która trwała do jego śmierci. Nie pobierali się przed rewolucją francuska ze względu różnicę pozycji społecznych. 14 lipca 1789 r. , kilka godzin przed zburzeniem Bastylii, Eleonora wraz z synem uciekła do Szwajcarii. Od tej chwili wszystko uległo zmianie w jej życiu. Utraciła okazały dom przy ulicy Saint-Honore oraz rozległy park przylegający do Champs-Elysees. W 1790 r. hrabina powróciła do Paryża. Jednak wrzenie rewolucyjne groziło wieloma niebezpieczeństwami. Pani de Sabran wyjechała do Prus. Tam też poślubiła Stanisława de Boufflersa. W 1800 r. oboje wrócili do Paryża, gdzie znaleźli miejsce w otoczeniu Napoleona Bonaparte. Hrabina była traktowana jako symbol przedrewolucyjnej Francji. Madame de Sabran zmarła 27 lutego 1827 r. w Paryżu. Do naszych czasów zachowało się jej klasycystyczne popiersie wykonane przez Jean-Antoine’a Houdona.

Born Francoise Eleonore de Jean de Manville (March 3, 1749) in Paris, she was the daughter of M. de Jean de Manville, from an ancient family in the Languedoc region, and his first wife Madamoiselle de Montigny. Educated in Paris, she married (1769) the hero, Elzear Joseph, Comte de Sabran-Gramont (1700-1775), a man more than fifty years her senior, to whom she bore two children including Delphine de Sabran. With her husband’s death, the comtesse removed to the Chateau d’Anizy, near Laon.

Eleonore Sabran met (1777) Stanislas Jean, Chevalier de Boufflers (1738-1815), the future statesman and man of letters. The two became intimate, and this attachment remained firm until his death. They never married before the Revolution, because of their difference in rank. Her pre-Revolutionary salon attracted those interested in moderate reform. She fled France with her son to Switzerland (1789), but returnem to Paris in 1790. The situation worsened, and the comtesse fled to Prussia, marrying the Chevalier di ring their exile. They lived in Wymyslów, next to Pabianice. They returned to Paris in 1800, and were received at the court of Napoleon Bonaparte, where the comtesse was admired as a reminder of the previous court. Madame de Sabran died aged seventy-seven in Paris.

Hrabina przeszła do historii literatury jako autorka tysięcy listów wymienianych z kawalerem de Boufflers . Była nazywana markizą de Savigne XVIII wieku. Pani de Savigne to arystokratka francuska żyjąca w wieku poprzednim – napisała kilkaset listów do córki, które zapewniły jej poczesne miejsce w dziejach piśmiennictwa.

W latach 2009-2013 ukazały się cztery tomy listów pisanych przez Sabran do Boufflersa: „Correspondance in Dite de La Comtesse de Sabran et du Chevalier de Boufflers, 1778-1788”, „La Promesse: Correspondance 1786-1787”, „Correspondance Inedite de La Comtesse de Sabran et du Chevalier de Boufflers, 1778-1788”.

O parze francuskich arystokratów traktują takie między innymi książki jak: Margaret Trouncer „ Oriflamme: Being the True Story of Madame de Sabran and Her Lover the Chevalier de Boufflers During the Times of Marie-Antoinette and the Revolution”, Anglia 1944, Piere de Croze „ Le Chevalier de Boufflers et La Comtesse de Sabran, USA 2011, Antonio Jose de Vincent-Yague Jara „El viaje del caballero de Boufflers a Senegal y sue correspondencie con Eleonore de Sabran”, Hiszpania 2012, Jennifer Ingleheart „Two Thousand Years of Solitude: Exile After Ovid”, Oxford 2012.

Najbardziej znanym edytorem i badaczem korespondencji Sabran i Boufflersa jest Amerykanka, profesor Sue Carrell. Ostatnio za swą działalność edytorską otrzymała prestiżową nagrodę Akademii Francuskiej. Akademia niezwykle rzadko wyróżnia obcokrajowców, a zwłaszcza Amerykanów. Profesor Carrell w swoich wypowiedziach na zapomina o Wymysłowie i Pabianicach.

Sue Carrell stała się bohaterką artykułu opublikowanego przez Astrid De Larminat w Figaro.

Kowbojka i arystokraci

„Czułam się w obowiązku wobec potomnych, aby przygotować porządne wydanie 18-wiecznych listów” – mówi Sue Carrell. Amerykanka urodzona na farmie, poświęciła swoje życie korespondencji kawalera de Boufflersa i hrabiny de Sabran.

Sue Carrell urodziła się w 1943 r. w drewnianym domu, który ledwo wytrzymywał podmuchy wiatru. Jej ojciec przybył do Kalifornii w okresie Wielkiego Kryzysu lat 30., a ona wychowała się na ranczo wśród bydła. Przed czterema laty osiadła w Awinionie, Francja. Okna jej apartamentu wychodzą na Pałac Ludowy. W salonie na widocznym miejscu umieściła siodło i swoje zdjęcie z dzieciństwa, jak siedzi na koniu. W ten sposób przypomina skąd się wywodzi. Opowiada o czasach młodości z sympatią i dumą.” Lata spędzone na ranczo , to były szczególne dni” – wspomina. Zwłaszcza gdy pumy atakowały stado, rozpraszając krowy. Ku jej wielkiemu zadowoleniu przez dwa tygodnie była wolna od zajęć szkolnych, uczestnicząc w poszukiwaniu zabłąkanych sztuk.

Dlaczego autentyczna kowbojka zainteresowała się dwojgiem arystokratów urodzonych w 1738 i 1749 r., kawalerem de Boufflers i hrabiną de Sabran, których listy odnalazła przed 25 laty? Jak to się stało, że poświęciła swoje życie, aby przygotować do druku tysiące listów, które w większości sama odnalazła, odczytała litera po literze, skatalogowała, przepisała i zaopatrzyła w adnotacje? W białych rękawiczkach, delikatnie przewracała pożółkłe listy, które kupiła w Paryżu, w domu aukcyjnym Drouot. Do dzisiaj nie może wyjść z podziwu, że nabyła te listy: „To był cud „- mówi. Kiedy opowiada o hrabinie i kawalerze, mamy wrażenie, że oni przed chwilą opuścili pokój… jak jej najlepsi przyjaciele.” Gdy czytam listy hrabiny mogę dokończyć jej zdania. Znam ją doskonale. Znam jej frazę, styl, ulubione słowa”.

Listy są cudowne ponieważ podtrzymują przyjaźń poprzez kontynenty, a nawet przez wieki. Ta przyjaźń dała Sue Carrell silę wytrwania, gdy musiała się zmagać z przeciwnościami losu. Za pośrednictwem tych listów pragnęła zrozumieć w jaki sposób wrażliwe i kruche istoty „zdołały u schyłku swojego życia, po wielu przejściach i próbach, zachować wigor i mądrość, odzyskać równowagę i szczęście, na ile jest ono dane śmiertelnikom”.

n

Historia o hrabinie Sabran i kawalerze de Boufflers przypomina romans, który możemy porównać z „Przeminęło z wiatrem”, jeśli chodzi o rozpiętość czasu, format bohaterów, tło historyczne, intensywność emocji. Eleonora, wdowa po hrabi de Sabran i matka dwojga dzieci, miała 28 lat, gdy spotkała Stanislasa Jean’a de Boufflers, dobrze wykształconego mężczyznę, mile widzianego bywalca dworu królewskiego, który jednak obrał karierę wojskową. Byli szalenie w sobie zakochani, ale mogli się pobrać dopiero po 20 latach, gdy wyemigrowali do Polski po rewolucji francuskiej, w której Boufflers uczestniczył przez pewien czas jako deputowany Konstytuanty. Król Prus nadał im niewielką własność niedaleko od Pabianic. Stworzyli tam gospodarstwo rolne. Po powrocie do Francji, bez środków do życia, zamieszkali w małym domu w Saint-Germain –en-Laye. Spędzali spokojne dni, pisząc książki i pielęgnując ogród.

Podczas studiów Sue Carrell zainteresowała się hiszpańskim, ale ostatecznie wybrała francuski ponieważ uznała, że „właśnie w tym języku powstało najwięcej perełek literackich”. Po uzyskaniu doktoratu w zakresie epistolografii , rozpoczęła pracę akademicką na Wschodnim Wybrzeżu. Pech chciał, że u jej ojca zdiagnozowano chorobę Alzheimera. –„Byłam jedynym dzieckiem. Matka nie była w stanie prowadzić ranczo. Musiałam porzucić karierę uniwersytecką i zająć się ojcem.” Carrell reprezentuje generację, która nie odwraca się plecami do swoich obowiązków.

Jak odnalazła energię, aby kontynuować zainteresowania literaturą francuską? „Uratowała mnie korespondencja Sabran-Boufflers” – mówi. „To była moja szansa. Odkąd wycofałam się z zawodu, odczułam potrzebę zajęcia się czymś pożytecznym. Czułam nawet obowiązek wobec następnych pokoleń”. Zaczęła przekładać na angielski fragmenty listów i układać rodzaj powieści epistolarnej. Po śmierci ojca, przyjaciele rodziców wyobrażali sobie, że teraz przebywa we Francji, oddając się swawolom w Paryżu. Tymczasem ona dawała wykłady na temat swoich badań w domu spokojnej starości, dokąd trafiła jej matka. Udało się. „Słuchacze zrozumieli, że listy mogą stanowić przedmiot medytacji i źródło mądrości”. Rozdała egzemplarze przetłumaczonych listów. Była poruszona, gdy jedna z pensjonariuszek powiedziała, że czytała je jak Biblię.

W 1999 r. zapukała do rezydencji rodziny Sabran. Na początku spotkała się z wahaniem krewnych hrabiny, ale szybko pojęli, że mają przed sobą prawdziwą pasjonatkę: „Gdy pokazali mi portret hrabiny, łzy stanęły mi w oczach”. Pozwolili jej penetrować archiwa rodzinne, które zawierały tysiące nieuporządkowanych dokumentów. Sue Carrell miesiącami przeglądała papiery, szukała wytrwale. „Któregoś dnia sama siebie zadziwiłam, odrzucając jako mało interesujący list Ludwika XIV!” – mówi.

Pod koniec lat 90. dowiedziała się, że ma raka. Bała się, iż nie ukończy podjętej pracy. „Dzisiaj mam satysfakcję, że zdążyłam” – mówi. Opublikowano już dwa tomy korespondencji. Obecnie pracuje nad następnymi. Pozostaje jeszcze do napisania powieść o własnym życiu, które wiodło z Nowego Świata do starej Europy … na skrzyżowanie czasów.

Wzmianki o naszym terenie odnajdujemy również we wspomnieniach córki hrabiny de Sabran – markizy de Custine „Memoirs of Delphine de Sabran, marquise de Custine”.

Louisa Delphina Clemence Marie Eleonore Custine de Sabran (1770-1826). W 1787 r. poślubiła markiza Armanda Filipa de Custine. Miała dwoje dzieci Gastona de Custine oraz Astolphe’a de Custine. W 1792 r. uciekła z Paryża na prowincję. Wróciła do stolicy na proces teścia generała Adama Filipa de Custine i swojego męża. Teścia zgilotynowano 28 sierpnia 1793 roku. Mąż trafił do więzienia de La Forse. Po wydaniu ustawy „O osobach podejrzanych”, on także postradał głowę 3 stycznia 1794 roku. Markiza została zamknięta w więzieniu de Saint Pelagie. 24 marca 1794 przewieziono ją do sąsiadującego z więzieniem klasztoru karmelitanek. Tam miała burzliwy romans z generałem wicehrabią Aleksandrem de Beauharnais. Była pozbawiona wolności przez 8 miesięcy. Po wyjściu z więzienia miała romanse z Józefem Fouche, Franciszkiem Boissy d’Anglas, generałem Francisco de Miranda oraz wicehrabią Franciszkiem Rene de Chateaubriand. Zmarła w Szwajcarii w Bex, mając 56 lat.

Po wybuchu rewolucji francuskiej Sabran i Boufflers skorzystali z zaproszenia księcia Henryka brata króla Prus Fryderyka Wielkiego i przybyli do zamku Rheinsberg pod Berlinem. Córka Delfina pozostała we Francji. W listach z lat 1797-1800 pisanych do matki przebywającej w Prusach i dawnej Polsce - Wymysłów, obok Pabianic odkrywamy wiele szczegółów dotyczących emigrantów francuskich.

Markiza de Custine była przerażona, iż jej matka pani de Sabran, nie myśli wracać do Francji, ale niezmiennie towarzyszy Boufflersowi w jego szalonych projektach.

Król pruski korzystając z niedawnego zaboru ziem polskich postanowił obdarować majątkiem swoich francuskich przyjaciół. Pozyskane tereny wymagały nowego gospodarza. Król liczył, że de Boufflers stworzy tam dobrze prosperujący folwark, który zapewni wkrótce odpowiednie warunki życiowe również innym uchodźcom. Boufflers uważał, że przyszłość należy do rolnictwa i skwapliwie zaakceptował propozycję króla. Miał przecież doświadczenia w zarządzaniu, które zdobył będąc gubernatorem Senegalu. Południowe Prusy przypominały mu w pewnym sensie Afrykę. Tymczasem Delfina coraz bardziej obawiała się o los swojej matki – wątłej i chorowitej kobiety. Nie sądziła, aby zdołała się przystosować do ostrego klimatu panującego w Polsce. Delfina przeklinała „Śląsk, Polskę, Prusy oraz cały świat”. Pani de Sabran również była przekonana, że nie zobaczy już córki.

Sabran i Boufflers przyjechali do Wymysłowa w maju 1797 r. Jednak już w czerwcu udali się do Breslau (Wrocław), aby wziąć tam ślub.

Delfina pisała do Wymysłowa: Ogarnia mnie depresja. Nie wiem co mam robić. Patrzę na mapę i nie wierzę w to, ze jest tam zaludniony i w miarę rozwinięty kraj. Wydaje mi się raczej trudno dostępną pustynią, gdzie nie docierają listy i skąd się już nigdy nie wraca.

Markiza uspokoiła się nieco, gdy w lipcu 1797 roku do Wymysłowa przyjechał jej brat Elzear. Córka hrabiny miała nadzieję, że cała rodzina spotka się w Polsce. Ograniczenia ruchu ludności narzucone przez władze rewolucyjne stwarzały dodatkowe problemy. Wszyscy arystokratyczni uchodźcy zostali uznani za element wrogi i niepożądany we Francji.

Delfina pisała do matki: Jaka szkoda, że zagrzebałaś się w dalekiej Polsce. Ty, która jesteś lepsza od tysiąca innych kobiet. Władasz piórem jak anioł. Mam nadzieję, że w swojej samotni ułożysz dla mnie kilka piosenek, które postaram się wydać drukiem. Bez wątpienia pani de Stael publikuje książki, ale ty jesteś o wiele od niej mądrzejsza. Odpowiesz, że majaczę i pewnie mnie wyśmiejesz. Ale wracajmy do rzeczy – tak więc mieszkasz w nowo wybudowanej chatynce a przy sobie masz Elzeara. Cieszysz się książkami i życiem wiejskim. Chociaż nie ma obok ciebie pomocnej córki.

7 lipca 1797 markiza pisała do Elzeara w Wymysłowie: How happy I am, my dear, to know that you are with mother. I was so uneasy and anxious to know what could have become of you, as I had no news of you. You complain of my silence, but it is rather I who should complain of yours. But do not accuse me of forgetfulnes, Elzear, for you can never be absent from my heart. You are the first thought that entered it and the first being that I have loved. If you knew I feed upon the thought of seeing you here!

If money allow I hope to come and see mother this winter; it is my favourite dream. I shall not write to mother today. You will talk to her of me and tell her how happy I am to know that she is satisfied with her home. Tell her how constantly I think of her and of her husband. How anxious I am to see her again and how grieved I am to be so far away. Watch over her carefully, tell me of her health and of her mode of life; in a word, write to me. My son is well, his tutor is perfection, a most pleasant and deserving young man who is already quite fond of you, and is impatiently expecting your arrival.

Warto wiedzieć, że brat markizy de Custine – hrabia Elzear Sabran (1774-1846) z Wymysłowa koło Pabianic to przyszły pisarz, przyjaciel pani de Stael, współtwórca kręgu intelektualnego z Coppet w Szwajcarii , najważniejszego ośrodka opinii publicznej dziewiętnastowiecznej Europy. Był „cudownym dzieckiem” arystokratycznych salonów. W wieku siedmiu lat, wraz z siostrą Delfiną, występował w scenkach teatralnych przed królową Marią Antoniną. Mając 15 lat napisał tragedię o Hannibalu.

Sytuacja polityczna we Francji stawała się nieznośna. Delfina nie wiedziała jak zaaranżować spotkanie rodzinne. Czy miała jechać do Wymysłowa? W liście radziła matce i bratu, żeby przyjęli obywatelstwo pruskie, co dawałoby im szansę przyjazdu do Francji. Była pełna optymizmu. Przygotowywała nawet na ich przyjęcie wiejski domek pod Paryżem.

W kwietniu 1798 r. Delfina organizuje spotkanie w Klosterheilbrom. Plan był następujący: markiza wyjeżdża z Paryża, a równocześnie jej matka i brat opuszczają Wymysłów. Jednak pani de Sabran nie dotarła na czas do Kloster. Opóźnienie było spowodowane problemami finansowymi. Nowy król pruski nie chciał wypłacać Francuzom pensji. Znaleźli się na krawędzi katastrofy. Hrabina de Sabran korzystając z wizyty w Berlinie postanowiła dotrzeć do wpływowych przyjaciół i samego króla. Załatwianie spraw finansowych w stolicy Prus trwało dwa tygodnie. Otrzymała wiele obietnic, ale żadnych konkretów. Spotkanie w Kloster nie było zbyt udane. Na malarię zachorował zarówno Elzear jak i Delfina. Byli razem przez trzy tygodnie. Delfina z synem Astolphem wróciła do Paryża, Elzear pojechał do Wiednia, żeby zobaczyć swojego wuja biskupa Laonu. Pani de Sabran wyruszyła do męża w Wymysłowie, Południowe Prusy.

Warto przypomnieć okoliczności historyczne, które spowodowały przybycie do Pabianic i okolic francuskich arystokratów. Pamiętnikarz Eugeniusz Skrodzki „Wielisław” w książce „Wieczory piątkowe” wspomina: Gdyby na rok przed 1789 rokiem jaka kabalarka powiedziała była dworzanom zgromadzonym w najpyszniejszych wówczas na świat cały salach Wersalu: „Moi świetni panowie i panie, nie upłyną trzy wiosny, a wiatr nieszczęścia was rozprószy po świecie i tułać się będziecie jako przedmiot pośmiewiska ludu i nędzarze” – gdyby ta sama wieszczka patrząc na zabawki agronomiczne królowej Marii Antoniny, jej hodowlę krów, drobiu, owiec, królików w rozkosznym jak obraz sielankowy Watteau folwarku przy pałacach Trianonu, oparłszy się uśmiechnięta o kij, była mruknęła: „Dobrze, królowo, robisz, że ich uczysz, jak to ciężko na chleb zarabiać, zda się to dworzanom twoim, gdy im przyjdzie po borach Polski gospodarować” – sadzę, że za jedną i drugą przepowiednią wypchnięto by ją za drzwi, a może i która z wyperfumowanych markiz dopominałaby się na nią u grand maitre’a (naczelnika) policji chłosty. „Bo i za cóż nam tak zuchwale, tak smutnie i tak mało prawdopodobnie wróży? W borach tej zimnej, wilkami przepełnionej Polski co byśmy tam robiły? Panie naszego dworu jeździły tam jako królowe tego barbarzyńskiego kraju rozsiewać w nim cywilizację, ogładę i polor francuski. Ale żeby tam chować trzodę! Może tak mówić chyba jaka wariatka!” Ten tytuł wariatki może by babę uwolnił od Bastylii.

A jednak ta Cyganka czy kabalarka miałaby rację. Burza rewolucji rozproszyła całe to świetne dotychczas szczęśliwców ziemskich zebranie na cztery wiatry. Jedni poszli pod gilotynę, a tym nieraz w biedzie swojej zazdrościli pozostali(..).

Rząd pruski sądził, że mu się uda osiedlić niespokojnych Francuzów, i w tym celu każdemu z przybywających emigrantów wydzielił w powiecie dziś łaskim, ówcześnie w ziemi Szadkowskiej, po kilkadziesiąt morgów z obfitych tam lasów, aby sobie osadę założyli.

Z początku jakie takie mając pieniądze potrafił sobie sklecić zdatną do mieszkania chałupę. Ale wymagać po tych dworskich wietrznikach, aby gospodarowali, było to tyle praktycznym, co konia wyścigowego zaprząc do pługa. Taki prędzej zdechnie, aniżeliby miał uczciwie, jak szkapa zwyczajna orać. Stąd przybysze zwykle oddawali znój rolnika chłopom, a sami się, jak mogli, przy szlachcie okolicznej, która ich przyjmowała z właściwą nam gościnnością, żywili. Ci bywali guwernerami, duchowni kapelanami albo wikariuszami przy parafii, inni sekretarzami, nauczycielami muzyki, introligatorami, tokarzami, zegarmistrzami, bo tych rzemiosł, jakby w przewidywaniu nieszczęść, moda, na którą wpłynęły pisma Russa, kazała dzieci uczyć i to jedynie też umieli. Żony ich szły także na guwernantki, bony, szwaczki, hafciarki itp.

Do tych, co niczym się nie zajmowali, miejscowa tradycja zaliczała markiza de Boufflers, oraz podobno chwilowego faworyta królowej, markiza de Custines, który powróciwszy do Francji i majątku przysposobił za syna, przez wdzięczność dla jego rodziców za okazane sobie na emigracji względy, hrabiego Gurowskiego. W końcu wymieniono mi hrabiego de Segur, brata historyka, margrabiego de Bethune, spokrewnionego z rodzinami polskimi Moszyńskich, Szembeków, Leszczyńskich, Skórzewskich i innymi.

Ci wszyscy rzadko kiedy w swoich posiadłościach wyznaczonych przez wspaniałomyślność pruska siedzieli, ale chcąc, jak mówili, mieć swoje siedlisko (un chez soi) czasami tam zaglądali, najwięcej bawiąc w zamożnych domach okolicznych obywateli jak: Pstrokońskich, Radolińskich, Cieleckich, Walewskich, Sulimierskich, Okołowiczów, Złotnickich, Kobierzyckich i wielu innych. Pozostały o tym ich pobycie jako kilkunastomorgowych kolonistów na ziemi naszej tysiączne anegdoty i farsy. Bo wesołość Francuzom właściwa pomimo biedy ich nie opuszczała i to może było przyczyną, że wszyscy prawie wrócili do Francji otoczyć tron Ludwika XVIII, a mało który kości swe położył na ziemi tułactwa i wygnania.

Tak raz przed ganek mieszczący arystokrację sąsiedztwa zajechał wspomniany markiz de Boufflers, pierwszy niegdyś elegant Wersalu, siedząc na oprawionym wieprzu, co mu darowała starościna Błeszczyńska. Marszałek de Segur znowu ubrany jeszcze w postrzępiony frak z materii liońskiej w paski, z żabotami koronkowymi, których mu zazdrościł brat królewski hrabia d’Artois, zsiadał sam się z siebie śmiejąc z bryczki chłopa zasłanej grochowinami, ubrany w prosty włościański kożuch, bo czym innym od zimna przykryć się nie miał. Markiza znowu de Bethune chwaliła wygody nabytej od ekonomowej lisiej szuby, bo swoich soboli zapomnieć musiała przy ucieczce przed gilotyną w nocy z Paryża. Księżna de la Force miała jeszcze bardzo piękne brylanty, dar królowej hiszpańskiej w czasie mężowskiej w Madrycie ambasady. Z tych jednym, nabytym od niej przechwalała się Żydówka, kupcowa wina w Łasku, Rejziną przezywana, drugi przeszedł do możnej niegdyś rodziny Łączyńskich.

Hrabia de Mirepoint utrzymując, że człowiek dobrze urodzony nie może inaczej jadać, tylko na srebrze, potrafił pośród różnych przygód życia tułaczego zachować dawną swoją familijną cukiernicę i używał jej to za wazę, to za półmisek. Gdy wyjeżdżał ze swojej kolonii na dłużej, cukiernica szła na zastaw do Żyda, goleszyńskiego karczmarza, skąd ją za powrotem wykupywał. Stąd dostała się do infułata w Łasku, gdzie ją sam oglądałem.

W ogóle do roku 1840 żyła jeszcze tradycja o tych Francuzach między okolicznym ludem. Niejeden ekonom lokaj znał ich osobiście, a chociaż nazwiska powiadając o nich niemiłosiernie przekręcał , można było domyślić się ich.

Lud zrozumiał całą niedolę, co nad tymi biedakami zaciężyła, bo długo na niesumiennych rządców i panów baby rzucały przekleństwo: „Bodaj ci na taką biedę przyszło jak tym Francuzom!” Używano i porównań „niecierpliwy, bestyjnik, jak Francuz z Wymysłowa”. Całą tę kolonię, którą Segur pompatycznie przezywał „Beausejour” (wytworna siedziba), nazwano Wymysłowem i przerobiono następnie na folwark, a właścicielem jej jest pan Kokeli, ojciec szanowanego powszechnie w Warszawie mecenasa, byłego obrońcy Rady Stanu.

Stanislas Jean Chevalier de Boufflers urodził się 31 maja 1738 roku niedaleko Nancy, a dokładniej w miejscowości Meurthe-et-Moselle. Jego matką była Maria Katarzyna de Beauveau Craon – metresa Stanisława Leszczyńskiego, króla Polski (w latach 1705-1709 i 1733-1736) i księcia Lotaryngii. Ojciec to Ludwik Franciszek , markiz de Boufflers. Młody Stanislas wychował się na dworze Leszczyńskiego. Przez sześć miesięcy przygotowywał się do stanu duchownego. Napisał wtedy popularną opowieść o Alinie królowej Golkondy („Aline, reine de Golconde”). Są to przygody pasterki, która po wielu niemoralnych przygodach staje się królową. Za tę opowieść wyleciał z seminarium w Saint-Sulpice.

Boufflers nie został księdzem. Marzył o karierze wojskowej. Wstąpił do Zakonu Kawalerów Maltańskich. Dzięki temu zachował beneficjum przyznane przez króla Stanisława Leszczyńskiego. Przez 24 lata brał udział w licznych kampaniach wojennych, uzyskując w 1784 wysoki stopień wojskowy (marechal de camp). W następnym roku pojechał do Senegalu w Zachodniej Afryce. Był tam gubernatorem. Okazał się wybitnym administratorem. Znamionowała go wielka wrażliwość na los Murzynów. Próbował także eksploatować bogactwa naturalne Senegalu. Jego wyjazd w 1787 roku do Francji był postrzegany przez Senegalczyków i kolonizatorów jako strata. Niektórzy uważali, że Boufflers pojechał do Senegalu gdyż popadł w niełaskę króla Francji. Inni byli zdania, iż Boufflers musiał zarobić pieniądze na spłatę swoich rozlicznych długów przed ewentualnym ślubem z panią de Sabran. W 1788 roku został członkiem Akademii Francuskiej, a następnie wybrano go do Stanów Generalnych z okręgu w Nancy. W 1789 r. wszedł w skład szwedzkiej Królewskiej Akademii Nauk. W okresie Restauracji pracował w Bibliotece Mazariniego. Talent literacki, poczucie humoru i ogłada towarzyska sprawiły, że był ulubieńcem dworu królewskiego i paryskich salonów.

W 1803 r. wydał kompletny zbiór swoich prac literackich. W 1878 ukazał się wybór jego prozy i poezji. W 1886 wyszły ”Poesies”, a w 1875 „Correspondence inedita de la comtesse de Sabran et du chevalier de Boufflers”. Boufflers zmarł 18 stycznia 1815 r. w Nancy.

Nesta Webster w książce „The Chevalier de Boufflers” opisuje udział arystokraty w polskiej konfederacji barskiej (1768-1772), który znalazł odbicie także w korespondencji prowadzonej przez Woltera z carycą Katarzyną.

Żywiołem Boufflersa była bez wątpienia wojna. Akurat w Polsce zaczynała się patriotyczna insurekcja znana jako konfederacja barska wymierzona w Rosję. Chevalier postanowił zaoferować swe usługi Polakom. Perspektywa walki w obronie uciskanego narodu rozpalała jego wyobraźnię. Pożegnał przyjaciół w Paryżu i wyruszył na wschód. Po drodze zatrzymał się w Luneville, aby zobaczyć starych przyjaciół Panpana i panią de Lenoncourt.

Chevalier – pisze de Lenoncourt w liście do Paryża – przyjechał wczoraj z Chanteloup jak szalony. Jedzie bez pieniędzy do Wiednia, Niemiec i na Śląsk. Zamierza służyć pod sztandarem konfederacji w Polsce. Najpewniej go posiekają albo powieszą na suchej gałęzi. Dlaczego jest takim błędnym rycerzem? Bardzo mnie irytuje.

Wolter, zapamiętały wielbiciel carycy – Semiramidy Północy- wyszydzał najnowszy pomysł kawalera Boufflersa. Gdybym miał rozmawiać z Boufflersem – pisał do Katarzyny – to zapytałbym go dlaczego wspiera tych nędznych konfederatów zamiast złożyć hołd tej, która nauczy ich wkrótce rozumu. Błagam Waszą Wysokość, aby uczyniła go czym prędzej jeńcem wojennym. On umili ci życie, będzie układał dla ciebie piosenki, wykonywał twoje portrety. Nie ma drugiego podobnego doń oryginała.

Carowa nie miała wszakże zrozumienia dla Boufflersa, idącego na pomoc rebeliantom. Odpowiedziała Wolterowi krótko: Mam tylko jedno lekarstwo dla paryskich pięknisiów, którzy chcą szkolić wywrotowców - Syberia.

Boufflers w przeciwieństwie do Woltera nie zamierzał schlebiać carycy. Ten ulubieniec dworu, nigdy nie miał talentów dworaka. Zawsze sympatyzował ze słabszymi i uciskanymi. Niestety, czekały go rozczarowania. Polacy, którym przyszedł z pomocą sprawili mu zawód. Zdumiał się brakiem przygotowania do kampanii wojennej przeciwko wojskom rosyjskim. Nie nadeszły oddziały, którymi miał dowodzić. „Polscy wojskowi – pisał – śmieją się z konfederacji. Chętniej przyjmują pieniądze niż rozkazy. Zamiast walki na którą liczył czekała go przygnębiająca bezczynność.

Pisano, że Boufflers to połączenie Don Kichota i Don Juana. Człowiek pełen sprzeczności: abbe libertin, militaire philosophe, diplomate chansonier, emigre patriote, republicain courtisan.

W pamięci pabianiczan i okolicznych mieszkańców zapisał się jako pocieszny staruszek, jeżdżący dla zabawy na osiodłanym wieprzu. Kiedy tutaj przebywał miał już prawie 60 lat, a więc słuszny wiek jak na owe czasy. Sic transit gloria mundi.


W latach 1793 -1807 pabianiczanie stali się poddanymi królów pruskich Fryderyka Wilhelma II i Fryderyka Wilhelma III.

O pierwszych rodzinach pochodzenia niemieckiego w Pabianicach czytamy w pracy R. Adamka i T. Nowaka „650 lat Pabianic” (Łódź 2005): W następstwie drugiego rozbioru z 1793 r. Pabianice znalazły się w zaborze pruskim. Pod względem administracyjnym wchodziły do prowincji Prus Południowych. Jednostkami średniego szczebla były departamenty, a niższego – powiaty. Początkowo Pabianice znalazły się w departamencie piotrkowskim, ale rychło w następstwie reorganizacji administracji, przeprowadzonej po trzecim rozbiorze, znalazły się w departamencie kaliskim i wchodziły w skład powiatu sieradzkiego. Departamenty dzieliły się także na kamery (inspekcje podatkowe), które nadzorowały miasta. Pabianice podlegały urzędnikom kamery piotrkowskiej. Przeprowadzona przez władze pruskie w 1794 r. lustracja miasta wykazała w nim 75 budynków, w tym 27 krytych gontem, 48 strzechą oraz 64 stodoły. Pabianice liczyły w tym czasie 482 mieszkańców, w tym 15 Żydów. Jak już wykazano, dane te są zdecydowanie zaniżone. W 1796 r. dobra pabianickie przeszły na własność skarbu pruskiego.

Ludność z ziem niemieckich zaczęła napływać do Pabianic wraz z początkiem rządów pruskich. W księdze metrykalnej pod datą 21.08.1793 r. odnotowano chrzest Anny Marianny, córki Chrystiana i Anny Marianny Sitkow, przybyszów z Prus. W księgach metrykalnych odpowiednio 30 lipca i 4 sierpnia 1797 r. wpisano informację o chrzcie i i pogrzebie dziecka Chrystiana I Marianny Rexerów, nazwanych heretykami, a więc nie będącymi wyznania katolickiego. Z browarem dworu pabianickiego związana była rodzina Jana Henryka i Krystyny Ufmanów, którzy w początkach sierpnia 1797 r. doczekali się narodzin syna. Kolejna adnotacja z 24.05.1800 r. dotyczy dwuletniego Bogumiła, syna Karola Hauxa i Marianny. W niedługim czasie śmierć dotknęła także 33-letnią Mariannę Hauxową, zwaną pospolicie Garbarką, pochowaną 21 czerwca 1800 r. Wspomniane określenie wskazuje nam rodzaj zajęcia, jakim trudniła się rodzina Hauxów.

Z sierpnia 1800 r. pochodzą zapisy o zgonie sześcioletniego syna i siedmiomiesięcznej córki, dzieci krawca Jana Marcina Erharta i jego żony, Henrigety Elżbiety. W tym samym miesiącu zmarła ponadtrzyletnia córka Jana Bethera i Agnieszki. Warto dodać, że było to małżeństwo mieszane pod względem wyznaniowym, ponieważ Jan był ewangelikiem, a jego żona katoliczką. We wrześniu 1800 r. śmierć zabrała dwie małoletnie córki Jana i Anny Kelerów (lub Helerów).

Wraz z przejęciem dóbr pabianickich przez zaborcę została zorganizowana administracja pruska. W księgach parafialnych zaczęto używać określenia „Amtus Pabianicensis”. Urząd pisarza dochodów w urzędzie pabianickim („in Amtu Pabianicensi”) pełnił Samuel Godfryd Szymink z miasta Neywedel w Neymarku, będący wyznania protestanckiego, który zmarł 4.06.1800 r. w wieku 26 lat. W dworze pabianickim 4.07.1801 r. zakończył życie Jan Schultz, intendent urzędu pabianickiego. Pogrzebany został w przeznaczonym na pochówki ewangelików cmentarzu położonym obok kościoła św. Krzyża. Kolejnym urzędnikiem pruskim w urzędzie pabianickim był Jan Gotlob Wolmar, sprawujący nadzór nad sądownictwem, wzmiankowany wraz z żoną, Charlottą Fryderyką, 23.12.1801 r. w związku ze śmierci ą nieco ponadjednorocznego synka.

Zapisy z sierpnia 1800 r. w księdze zaślubionych wskazują na grupę przybyszów z Prus i innych ziem niemieckich przebywających w Pabianicach. Byli to: Kwast, Matner, Erhart, Helner, Boethner, Winkler, Weylich. Pojawiali się także ewangelicy o polsko brzmiących nazwiskach, jak na przykład Musiałkiewicz ze Strzelna, wymieniony we wrześniu 1801 r., obok Cyncera (Cynera), pochodzącego z tej samej miejscowości. Oprócz nich wzmiankowani zostali w tym samym czasie Rexer i Weimar. Dalsze zapiski, jak na przykład ze stycznia 1805 r., wzmiankują o Kurcu i Lapsie, kolejnych ewangelikach.

Związek Niemców z Pabianicami był często krótkotrwały, niekiedy był przystankiem w dalszej wędrówce. Wyraźnie to widać na przykładzie zapiski z 22.08.1803 r. o śmierci dziewięciomiesięcznej Małgorzaty, córki Franciszka palla, kolonisty przejeżdżającego przez Pabianice.

Klęski Prus w wojnie z Francją w 1806 r. zakończyły rządy pruskie na ziemiach polskich zajętych podczas drugiego i trzeciego rozbioru. Na mocy postanowień pokoju w Tylży z 1807 r. ziemie te weszły w skład powołanego do życia Księstwa Warszawskiego.

W początkach XIX w. wzrosła liczba mieszkańców Pabianic i w 1808 r. wynosiła 844 osób. Z tego roku pochodzi lista mieszczan mających prawo do udziału w głosowaniu na zgromadzeniu gminnym okręgu Pabianic departamentu kaliskiego. W tym gronie na uwagę naszą zasługują: Marcin Dudde, Augustyn Teszner, Marcin Erhart, Jakub Cinzer (Cinser), Wojciech Matner, Jan Bether, Niczke (Niecke), Marcin Frideric (Fridryk), Franciszek Hermel, Weymer, Wojciech Weymer, Jakub Hekker (Hekert) i Kluger. Ogółem na liście znalazło się 142 obywateli Pabianic, a zatem jedynie 13 było niedawnymi przybyszami, którym przypisać można niemieckie pochodzenie.

W początkach istnienia Królestwa Polskiego przeprowadzone badania ankietowe miast wykazały w Pabianicach w 1817 r. 826 osób, w tym 29 Żydów. Pomijając ludność pochodzenia żydowskiego, w mieście występowało 395 osób płci męskiej i 402 płci żeńskiej.

Również z 1817 r. zachowała się lista obywateli miasta Pabianic mających prawo glosowania na zgromadzeniu gminnym. Wśród wymienionych znajdujemy takie nazwiska, jak: Marcin Dudde, Augustyn Teschner, Friderych Rychszer, Gotlib Klingebeil, Jakub Zinzer, Marcin Erchard, Teodor Ling, Franciszek Hermel, Wincenty Eberle, Wojciech Wirman. Ogółem na wspomnianej liście znajduje się 141 elektorów – mieszkańców Pabianic.

Burmistrze, Marcin Dudde, przed przybyciem do Pabianic zamieszkiwał w Prusach, zaś miejscem jego urodzenia była miejscowość Kurów. Jan Fryderyk Niczke był rzemieślnikiem „kunsztu farbiarskiego”, Wincenty Eberle w lutym 1817 r. poślubił Franciszkę Tuzównę. W spisie ludności z 1836 r. zaznaczono jego ewangelickie wyznanie.


http://www.senegalmetis.com/D11_Eleonore_de_Sabran.html


https://en.wikipedia.org/wiki/Stanislas_de_Boufflers




Prośba o pomoc w kwerendach archiwalno-bibliotecznych


Szanowny Panie,

pozwalam sobie zwrócić się de Pana z prośbą o łaskawą pomoc w kwerendach dotyczących przygotowywanego obecnie przez panią Sue Carrell czterotomowego wydania korespondencji Boufflers-Sabran, w szczególności tomu 4-go, obejmującego ich pobyt w Wymysłowie (Pabianicach) pod koniec XVIII-go w.

Pani Carrell zwróciła się do mnie o te pomoc poprzez  wspólnego znajomego, francuskiego historyka a mego kolegę w Bibliotece Narodowej francuskiej,  zlecając mi kilka trudnych dla niej do objaśnienia miejsc w tej korespondencji, odnoszących się już to do pobytu na dworze księcia Henryka Hohenzollerna w Rheinsbergu, już to właśnie w Polsce (sama nie włada nie tylko polskim, co jest zrozumiale, ale nawet niemieckim, co stanowi tu większą trudność).

Na Pański esej o Francuzach i Prusakach w Pabianicach zamieszczony na stronie UM w Pabianicach trafiłem przypadkiem, szukając potwierdzenia nazwiska pewnego funkcjonariusza administracji pruskiej w Piotrkowie.
Wspomniałem niezwłocznie o tym pani Carrell, która ogromnie ucieszyła się na widok nawiązania bliższej współpracy z osobą, która mogłaby jej pomoc w anotacji tej "polskiej" części korespondencji i która, jak Pan, obeznana jest dobrze w historii i geografii miejscowej, i która o niej samej nawet wyczytała w Figaro wspomniała po polsku...

Z cytowanych przez Pana wypisów i streszczeń widać, ze zna Pan angielski i francuski, może wiec po prostu pozwoli Pan, ze podam jej Pański adres elektroniczny, i sama z Panem nawiąże kontakt.

Oczywiście, gdyby potrzebne było pośrednictwo moje (w sensie językowego porozumienia, czy rady, czy dotarcia do źródeł tu dostępnych), służę chętnie.


Poniżej wyjątek z odpowiedzi Pani Carrell na mój list wspomniany, który da Panu pojęcie o naturze sprawy
Gdyby z tymi poszukiwaniami miały się łączyć jakieś trudy czy wydatki, Pani C. na pewno je Panu w jakiś sposób wyrówna.


Proszę łaskawie o odpowiedź, czy mogę Państwa ze sobą skontaktować i łączę serdeczne pozdrowienia,

Wojciech Kolecki
Bibliothèque nationale de France
Service de l'Inventaire rétrospectif
T4 N4 Quai François Mauriac
75706 PARIS CEDEX 13
Tél. 01 53 79 54 43


Merci, merci, merci. Si je peux avoir des contacts à Pabianice, des gens qui pourront éventuellement me trouver des renseignements encore plus précis sur la colonie française, cela ajoutera beaucoup à l’intérêt de mon tome IV.

Il n’y a pas beaucoup de correspondances de cette époque, d’émigrés dans ces régions, c’est-à-dire, de correspondances publiées. C’est un trésor, les archives Sabran.

Sur Boufflers, tous les ouvrages anciens, sans exception, ne disent que des bêtises. Et les lettres après 1791 n’ont pas été publiées, exception faite de quelques rares textes dans des articles.

Boufflers et la Pologne. Boufflers n’était pas le fils de Stanislas Leszczynski, mais c’était tout comme. Le roi Stanislas a vraiment joué le rôle du père pour ce jeune homme, à Lunéville.  

Le prince Henri et le baron: il ne s’agit pas là d’un détail accessoire, d’une petite précision en bas de page, car il y a eu des tensions entre les Boufflers et le baron. Les Boufflers ont été éjectés en quelque sorte de Rheinsberg en 1797-1798. J’ai une très longue lettre du fils de Mme de Sabran, Elzéar, qui écrit au prince Henri pour prendre la défense de Boufflers. Cette lettre est une mine de renseignements En 1800 Boufflers a revu le prince Henri en avril; en rentrant en France, et les tensions se sont dissipées. L’éloignement du baron aurait-il joué un rôle dans cette réconciliation?

La colonie à Wymyslow. Elzéar de Sabran écrit ceci au prince Henri en 1798: « C’est le ministre (du roi de Prusse) qui, ayant assigné le terrain de Pabianice pour la colonie qu’on voulait établir, proposa au roi de donner au chevalier la petite terre de Wymyslow qui est adjacente, pour qu’il fût plus à même par là de veiller aux travaux de la colonie dont il devait être le chef. Le roi l’accorda sur-le-champ avec un plaisir marqué. Ensuite, les administrateurs mirent tant de bâtons dans les roues que cela impatienta le chevalier: il crut voir clairement qu’en lui concédant cette terre leur dessein était de borner là les bienfaits du roi pour les émigrés, et de peur qu’on abandonnât celui de la colonie, il proposa lui-même de consacrer la moitié du terrain qu’on venait de lui donner, dont il faisait le sacrifice, à établir huit maisons de colonistes avec leurs attenantes, leurs bois, leurs champs et leurs jardins, comme échantillon de cette colonie qui serait devenue beaucoup plus considérable si les événements ne l’avaient empêché. » Les événements? J’ai trouvé l’explication: l’opposition du Directoire, qui a fait pression sur la Prusse. J’ai trouvé les lettres qui en fournissent la preuve, aux Archives nationales.

Plus je pourrai ajouter des précisions sur cette colonie, pour compléter tous les documents que j’ai déjà, plus cela donnera du poids à mon édition. L’idéal, quand je commencerai à travailler de nouveau sur ces années, serait d’avoir un Polonais ou deux, historiens de la région, qui me relisent et qui m’aident.

Les Boufflers ont beaucoup apprécié les Polonais, l’image de la Pologne qui ressort de cette correspondance plaira! Vous en aurez une petite idée en relisant le passage que je vous ai donné sur les Biernacki…

Je m’arrête là.
Bien à vous, et encore merci.
Sue

Le 5 mai 2017




Autor: Sławomir Saładaj


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij