Kruschender
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęW centrum miasta był fabryczny stadion z boiskiem, dwoma kortami i strzelnicą. Dla dostojnych kibiców przygotowano fotele w drewnianych lożach, specjalnie krytych dachem.
W latach 50. ubiegłego wieku, podczas śnieżnych zim, zakładałem buty z noskami. Do nich przypinałem, znalezione w piwnicy domu Stana, poniemieckie narty z rzemykowymi wiązaniami. A potem wraz z bratem Jurkiem, sunąc ulicą Wojenną, docieraliśmy na wały. Tak nazywano wówczas nasypy stadionu Kruschender, przeznaczone dla publiczności. Był to rodzaj trybun. Na tych wałach setki dzieciaków z okolicznych domów oddawały się sportom zimowym: saneczkarstwu, narciarstwu, łyżwiarstwu szybkiemu i tanecznemu. A kto tego nie potrafił, ten zjeżdżał z wałów na brzuchu albo desce.
Skąd się wziął klub Kruschender? Otóż, na prośbę swego ulubionego dyrektora Ryszarda Kanenberga, prezes potężnej firmy włókienniczej – Feliks Krusche, zgodził się na utworzenie w mieście Towarzystwa Sportowego Pracowników Firmy. Nazwano je klubem Kruschender. Tak oto w 1922 r. powstał w Pabianicach kolejny już, szósty, ale największy klub sportowy. Wcześniej działały tu: Towarzystwo Strzeleckie (1852 r.), zmienione później (1927 r.) w Pabianicki Klub Sportowo-Strzelecki, Pabianickie Towarzystwo Gimnastyczne (1864 r.), Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” (1906 r.), Pabianickie Towarzystwo Cyklistów (1906 r.), Pabianicki Klub Sportowy ”Burza” (1921 r.). Nieco później, jeszcze przed drugą wojną światową, powstało w mieście kolejnych osiem towarzystw i klubów sportowych.
W 1934 r. w klubie Kruschender działało aż osiem sekcji: lekkoatletyczna, piłki nożnej, kolarska, bokserska, zapaśnicza, strzelecka, tenisowa, gier sportowych i kulturalno-oświatowa. Klub, który miał salę gimnastyczną z profesjonalnym ringiem, prowadził silną sekcję bokserską. Zawdzięczał to Eugeniuszowi Nowakowi, księgowemu fabryki, który miał rękę do boksu i jako trener, i jako zawodnik. Prezes Krusche nie opuszczał żadnych zawodów bokserskich i wspierał Nowaka, jak mógł.
Fabryka zbudowała boisko klubowe w centrum miasta, przy ul. Łaskiej (nie mylę się, bo dopiero później do Zielonej Górki wydłużono ulicę Zamkową). Na tym boisku rozgrywano mecze piłki nożnej i zawody lekkoatletyczne. Klub był na tyle bogaty, że miał dwa korty tenisowe i strzelnicę sportową z siedmioma stanowiskami pod dachem. Dla ważnych gości na stadionie były przygotowane fotele w drewnianych lożach, specjalnie krytych dachem. Przy ul. Pierackiego (po wojnie – ulica Berlinga, teraz – Okulickiego) w lokalu klubowym grano w szlachetne gry towarzyskie: szachy, warcaby i bilard. No i słuchano wielce wówczas nowoczesnego radia, wówczas jeszcze na kryształkach.
W 1934 r. Kruschender zrzeszał 455 członków. Płacili oni po 6 zł składki rocznej. Sympatycy wspierali klub składką 30-złotową.
Oprócz dyrektora Ryszarda Kanenberga, klub miał dwóch wybitnych działaczy: Eugeniusza Nowaka i Jana Gerbicha. Obaj byli pracownikami fabryki włókienniczej. Gerbich – kontroler fabryczny, w barwach klubu dwukrotnie zdobywał tytuł mistrza Polski w boksie w wadze półciężkiej. Pierwszy raz w Krakowie (1927 r.), drugi – w Warszawie (1928 r.). Natomiast Eugeniusz Nowak został później instruktorem boksu w poznańskiej Wojskowej Szkole Gimnastyki i Sportów. Dzięki niemu mamy okazję popatrzeć teraz na stare fotografie, których cały zbiór rodzina Nowaka przekazała Muzeum Sportu w Łodzi. (Andrzej Gramsz „Na walach stadionu Kruschender”, Życie Pabianic nr 46/2011 r.)
https://olimpijski.pl/olimpijczycy/jan-gerbich/
http://www.nowezyciepabianic.pl/wp/2018/12/26/100-lat-pabianickiego-sportu/
***
(…)Drugą wybitną zawodniczką lat 30. była Jadwiga Janowska. Zawodniczka TG Sokół i Klubu Fabrycznego „Kruschender” pierwszy tytuł mistrzowski wywalczyła w 1929 roku, zdobywając złoty medal w skoku wzwyż z wynikiem 137 cm (zawody odbywały się w Warszawie w Parku Sobieskiego, obecnie Park Agrykola). Później swą kolekcję wzbogaciła o medale: w 1930 roku – brązowy (200 m) i złoty (skok wzwyż); w 1932 roku (skok wzwyż); w 1932 roku – złoty (skok wzwyż), złoty (skok w dal), brązowy (pchnięcie kulą), srebrny (rzut dyskiem) i złoty (pięciobój, zawody rozegrano w Poznaniu, a zawodniczka Kruschendera uzyskała 3559,71 pkt.); w 1935 roku – brązowy (skok wzwyż). Gdy dodamy do tego jeszcze trzy medale zimowych MP w 1933 roku, to kolekcja jest bardzo bogata.
Oczywiście pabianicka „królowa sportu” to nie tylko tytuły i rekordy Jadwigi Wajsówny i Jadwigi Janowskiej. Medale seniorskich Lekkoatletycznych Mistrzostw Polski zdobywali także: pierwsza pabianicka medalistka Mistrzostw Polski Helena Raźniewska (Kruschender, bieg na 1000 m – czas 3:24,0, srebrny medal, 1927 rok Poznań), Paweł Miller (Kruschender, rzut młotem, srebrny medal – wynik 29,59 m, 1929 rok Poznań i rzut młotem, srebrny medal – wynik 32,72 m, 1930 rok Warszawa), Erwin Fischer (Kruschender, rzut młotem, brązowy medal – wynik 30,79 m 1930 Warszawa i rzut młotem, brązowy medal – wynik 30,65 m, 1931 rok Królewska Huta), Henryk Sumiński (Kruschender, rzut mlotem, srebrny medal – wynik – 31,75 m, 1931 rok Królewska Huta) i Zofia Plucińska (Kruschender, bieg na 80 m przez płotki, brązowy medal – czas 14,1 sek., 1932 rok Łódź. (Paweł Szałecki „100 lat pabianickiego sportu”, Nowe Życie Pabianic, nr 4/2019 r.)
***
W Pabianicach w 1922 roku powstało Towarzystwo Sportowe Pracowników Firmy Krusche i Ender „Kruschender”. Zakłady były najlepiej prosperującym przedsiębiorstwem w mieście, co oznaczało, że wreszcie powstał klub z bardzo dobrym, jak na owe czasy, zapleczem technicznym. Od początku oczkiem w głowie prezesów, Feliksa Kruschego i braci Enderów, był boks. W ciągu zaledwie dwóch lat zbudowali drużynę, która dochowała się mistrzów i reprezentantów Polski. W ciągu pierwszych 10 lat „Kruschender” wzbogacił się jeszcze o sekcje: lekkoatletyczna, piłkarską, kolarską, tenisową, strzelecką i gier zespołowych.
Na lokalnym sportowym podwórku „Sokołowi” i PTC przybył groźny konkurent, tym bardziej, że pabianickie kluby nie miały podobnego zaplecza technicznego. Głównym atutem był stadion przy ulicy Zamkowej, gdzie znajdowały się boiska do piłki nożnej i innych gier drużynowych, 400-metrowa bieżnia lekkoatletyczna o 6 torach, rzutnie i skocznie, korty tenisowe, strzelnica, a dla kibiców częściowo kryta trybuna. W sezonie zimowym można było trenować na Sali gimnastycznej z przyrządami do gimnastyki i boksu. Feliks Krusche udostępnił sportowcom nawet swoją prywatną, krytą, 50-metrową ujeżdżalnię koni, w której można było grać w siatkówkę, skakać, rzucać i uprawiać sprinty na zaimprowizowanej mini bieżni. Od 1923 roku firma zaczęła też organizować dla swoich zawodników obozy szkoleniowo-treningowe m. in. do Spały, często we współpracy z YMCA. (…)
W grudniu 1925 roku w Polsce przeczytano również o pabianickim sporcie. Erwin Stibbe, łódzki bokser pochodzenia niemieckiego, który w tym czasie był zawodnikiem ”Kruschender”, zdobył w Warszawie tytuł mistrza Polski w wadze półciężkiej. Było to historycznie pierwsze mistrzostwo kraju wywalczone przez zawodnika z pabianickiego klubu. W następnym czempionacie Pabianice zdobędą znacznie więcej medali na ringu, bo bokserska sekcja „Kruschender” do końca lat 20. będzie odgrywała czołową rolę w Polsce. (...)
Prezes „Kruschender”
Dwa tygodnie później, 29 maja 1935 r. w Pabianicach dochodzi do zbrodni, która wstrząsa całą Polską. W drodze do pracy został zastrzelony z rewolweru Ryszard Kanenberg. Była to postać niezwykle popularna w mieście i w rejonie, związana mocno ze sportem, odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi, pełniąca wiele honorowych funkcji. Kanenberg był dyrektorem administracyjnym fabryki „Krusche i Ender”, ale najbardziej kojarzył się jako działacz i mecenas sportu. Zaczynał jako twórca i stały opiekun klubu ”Kruschender”. Był współzałożycielem Łódzkiego Okręgowego Związku Bokserskiego, wiceprezesem YMCA, propagatorem łódzkiego tenisa stołowego, komendantem pabianickiej straży ogniowej, prezesem Koła Związku Oficerów rezerwy i znanym w kraju sędzią bokserskim. Zabił go pracownik firmy, zwolniony przez niego kilka miesięcy wcześniej. Podobno w chwili zabójstwa Kanenberg trzymał w ręku teczkę z dyplomami dla najbardziej zasłużonych zawodników klubu. Morderca sam oddał się w ręce policji i w niedługim czasie został skazany na karę śmierci. O dziwo okazało się, ze większość robotników wzięła w obronę sprawcę zabójstwa. Za zebrane w społecznych tajnych zbiórkach pieniądze wynajęto w Warszawie najlepszych adwokatów i wniesiono apelację. Rozprawa nie tylko spowodowała złagodzenie wyroku do dziesięciu lat, ale także pokazała drugą twarz Kanenberga. Wyszło na jaw, że dyrektor szanował w firmie tylko klubowych sportowców, których robotnicy nienawidzili i zwali „pachołkami Kanenberga”. Reszta załogi była przez niego znieważana i traktowana w sposób poniżający. Szczególnie dotyczyło to kobiet to nie tylko pracownic fabryki. Jadzia Wajsówna wiele lat później w wywiadzie z Janem Lisem wspominała pewnego dyrektora Krusche i Ender, który obiecując jej pracę, namawiał do reprezentowania fabrycznego klubu w hazenie. Dyrektor, zwany przez zawodniczkę „spryciarzem”, swe namowy rozszerzył do gestów niedwuznacznych, co skończyło się krótkim ostrzeżeniem: „łapy przy sobie”. Czy owym „spryciarzem” był Kanenberg, trudno dziś powiedzieć. Pewne jest tylko to, że Jadzia pracy w biurze dyrektora nie dostała…(Piotr Kuropatwa „Królowa dysku”, 2020)
***
Kto z dzisiejszych mieszkańców osiedla 1000-lecia wie, że kiedyś w tym miejscu rozlegały się gwizdki sędziowskie i raz po raz słychać było krzyki „gool!”
W tej chwili już tylko dziwnie ukształtowany teren wskazuje na inne jego przed laty przeznaczenie. Jeszcze na długo przed II wojną światową, w kwadracie oznaczonym dzisiejszymi ulicami: Zamkową, Wyspiańskiego, Skłodowskiej i Konopnickiej rozciągały się tereny należące do klubu sportowego sponsorowanego przez dwóch pabianickich magnatów bawełnianych Kruschego i Endera. Klub ten o biało-zielonych zielonych barwach, jakich jeszcze do dziś używają sportowcy RKS „Włókniarz”, został założony w 1921 roku.
Cały teren ogrodzono wysokim na 3 metry drewnianym płotem tak szczelnym, że my dzieciaki, nie mogliśmy dojrzeć co się dzieje po drugiej stronie. Dla nas grających na brudnych podwórkach w szmaciankę zielona murawa i bramki z prawdziwego zdarzenia były nie z tej ziemi.
Działy się tam też rzeczy ciekawe; oto zawodnicy w klubowych barwach wybiegali zza trybuny ustawionej wzdłuż zachodniej części boiska do gry w piłkę nożną, okrążali je biegnąc po żużlowej bieżni, by po wstępnej rozgrzewce rozpocząć właściwy trening piłkarski. Albo zawody lekkoatletyczne, czy grający w tenisa na korcie ubrani w białe stroje. Czasami udawało się nam wślizgnąć na boisko przez północną bramę, by potem skuleni gdzieś między ławkami oczekiwać na zagubioną piłkę tenisisty.
W niedzielę odbywały się mecze. Na trybunę wchodzili sponsorzy klubu oraz ci, których stać było na zapłacenie za droższy bilet. Reszta sadowiła się na wysokim, ziemnym wale porośniętym trawą, który ciągnął się wzdłuż wschodniego boku boiska. Bramę i furtkę zamykano i dopiero po skończonym spotkaniu otwierano, by wypuścić widzów.
Zawodnicy schodząc z boiska kierowali się za trybunę, gdzie stały pomieszczenia gospodarcze, szatnie, składy na sprzęt sportowy oraz bufet. Tutaj też znajdowała się studnia, przy której myli się po skończonym meczu, czy treningu.
W klubie zatrudnionych było tylko trzech ludzi. Gospodarz terenu, pan Kania oraz dwóch trenerów. Pan Kun trenował lekkoatletów, a pozostałymi sportowcami zajmował się niezapomniany „Mistrz” – Eugeniusz Nowak.
Jeszcze po wyzwoleniu, do 1951 roku odbywały się tu imprezy sportowe. Najpierw objął boisko Pabianicki Klub Sportowy, a następnie przejął go RKS „Włókniarz”.
Kiedy stanęły pierwsze bloki przy ulicy Skłodowskiej zażarci kibice piłki nożnej wchodzili na najwyższe piętra bloków, by przez korytarzowe okienka wychodzące na boisko obserwować ponad drewnianym parkanem przebieg gry na boisku.
Potem przeniesiono Klub do byłego parku Krusche i Endera przy ul. Kilińskiego, a na starym miejscu stawiano nowe bloki. Jeszcze w latach 60. można było zimą zjeżdżać na sankach z wału, na którym kiedyś siadywali kibice, a dziś stoi 11-piętrowy dom z KMPiK-iem. g.g.(Nowe Życie Pabianic, nr 10/1990)
Autor: Sławomir Saładaj