www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Szpicbródka

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Dlaczego Pabianice łączą się z historią słynnego kasiarza, a także bohatera kultury popularnej  Stanisława Cichockiego „Szpicbródki”?  Włamywacz zjawił się nad Dobrzynką w 1931 roku, aby obrabować żydowski Bank Kredytowy na Starym Mieście przy ulicy Szkolnej 3 (obecnie Batorego). W naszym mieście był trzykrotnie. Ostatni raz widziano go jak wsiadał do tramwaju na przystanku obok Magistratu (aktualnie muzeum miasta).

Wraz z wprowadzeniem kas pancernych narodził się nowy rodzaj przestępcy stojący na najwyższym szczeblu hierarchii złodziejskiej. Dżentelmeni włamywacze byli osobami wykształconymi, wyrobionymi towarzysko, obracali się w wytwornych sferach, nierzadko byli właścicielami renomowanych lokali rozrywkowych, nocnych kabaretów, oraz kosztownych i pięknych utrzymanek.

Stanisław Cichocki był eleganckim, wysokim, barczystym mężczyzną, o regularnych rysach i manierach lorda, noszącym ostrzyżoną w szpic bródkę, od której wywodził się jego pseudonim. Z zawodu miał być inżynierem albo … fryzjerem.

Swoją karierę podobno zaczynał w Kijowie, gdzie po raz pierwszy, w 1904 roku, został postawiony przed sądem. Skazany za liczne „skoki” na kasy imperium, z których najsławniejszy był skok na Bank Azjatycki w Moskwie, gdzie łup był tak wielki, że „kasiarze” brali tylko diamenty, rzucając na  ziemię złoto. Szpicbródka otrzymał ponoć w trakcie pierwszej wojny światowej propozycję od wywiadu rosyjskiego. Za cenę wolności, tudzież rządowych apanaży, miał włamywać się do sejfów sztabów generalnych państw nieprzyjacielskich, a zwłaszcza Niemiec, w celu zdobycia tajnych dokumentów. Cichocki prawdopodobnie przystał na propozycję, ponieważ opuścił mury więzienia, ale czy wykonywał dla wywiadu carskiego poruczone mu zadanie – nie wiadomo.

W 1919 roku znalazł się w Odessie, w której stały znaczne oddziały alianckiego korpusu ekspedycyjnego, idącego na pomoc rosyjskim kontrrewolucjonistom, a także 4. Dywizja Kubańska zwana „Żelazną” dowodzona przez generała Lucjana Żeligowskiego.

Polscy oficerowie wytworzyli w Odessie „klimat najlepszego towarzystwa”. Mieli swój klub, do którego nie każdy mógł przychodzić. Zapraszano tylko znanych i szanowanych przedstawicieli środowiska polskiego zamieszkałego w Odessie. Prym wśród tych ludzi wodził właśnie Cichocki. Dysponował sporą gotówką i uchodził za właściciela kopalni złota na Syberii. Cichocki nieraz zapraszał korpus oficerski dywizji na wystawne kolacje, nieraz też sam był podejmowany przez polskich oficerów. Ofiarował znaczną sumę na potrzeby dywizji. Ale pewnego razu został zdemaskowany przez byłego wyższego funkcjonariusza rosyjskiej policji kryminalnej, również Polaka jako … król kasiarzy. Uznał się przeto skompromitowany i wyjechał z Odessy, wypływając w jakiś czas później w Warszawie.

Tutaj kupił sobie kamienicę, wybudował willę w Świdrze, został współwłaścicielem kabaretu „Czarny Kot” oraz jednego z barów przy ulicy Marszałkowskiej. Prowadził wzorowe życie rodzinne. Miał trzypokojowe mieszkanie przyzwoicie umeblowane, ale nie luksusowe. Dzieci posyłał do szkół i wychowywał starannie.

A jednak nie zarzucił swego „fachu”. Przygotował wiele udanych włamań, między innymi do Banku Landaua, Banku Dyskontowego i Państwowych Zakładów Graficznych. Gdy Urząd Śledczy wytropił sprawcę, groziło mu 5 lat więzienia. Jednak z braku dowodów sąd uniewinnił dżentelmena.

Bank żydowski w Pabianicach nie był dobrze strzeżony. Już we wrześniu 1929 roku złodzieje dokonali tam śmiałego włamania, otwierając drzwi zwykłym wytrychem. Potem dostali się do kasy. Nocą wywiercili w niej otwór wielkości dłoni, by dostać się do zamka i otworzyć sejf. Było w nim 20.000 zł (równowartość kilku samochodów). Ale włamywacze nie mogli sobie poradzić z solidnym sejfem, do którego dobierali się palnikiem acetylenowym. Dlaczego? Bo metal roztopiony palnikiem zalał zamek. Przed świtem załamani kasiarze porzucili narzędzia i uciekli z banku.

Dwa lata później, rankiem 20 kwietnia 1931 r., komisariat policji w Pabianicach został zaalarmowany o kolejnym włamaniu do Spółdzielczego Banku Kredytowego. Na miejsce przestępstwa przybyły służby śledcze.

Podczas dochodzenia ustalono, że włamywacze grasowali nocą. Wyważyli drzwi banku. Byli to wytrawni kasiarze, pracowali w rękawiczkach. Dużą kasę ogniotrwałą rozpruli palnikiem. Łupem padło 4.800 zł w gotówce. Skradziono także znaczki pocztowe i stemplowe o wartości kilkudziesięciu złotych. Papierów wartościowych i weksli złodzieje nie tknęli. Dzień wcześniej w kasie leżało 30.000 zł. Ale członkowie zarządu banku zabrali je do innej kasy. Po obrabowaniu kasy złodzieje zmyli wodą pancerz wewnętrzny sejfu. Śladów palców nie było. Przy kasie pozostawili niektóre narzędzia do wyważania i butlę tlenową. Rano ślady włamania zauważył woźny banku. To on zawiadomił komisariat policji.

Pabianicka policja natychmiast zarządziła obławy i rewizje. Zatrzymała kilka osób podejrzanych o udział w skoku. Wkrótce żmudne śledztwo potwierdziło, że styl, w jakim rozpruto kasę banku, wskazuje na znanego w kraju kasiarza, Stanisława Cichockiego z Warszawy. Kasiarz ten niedawno uciekł z więzienia w Częstochowie.

Podczas organizowania skoku na PKO w Częstochowie znów został aresztowany. Siedział krótko. W październiku 1930 r.  w przebraniu fryzjera wyszedł z więzienia na ulicę i uciekł. Śledczy rozesłali za nim listy gończe – po całej Europie. Tymczasem Szpicbródka ukrywał się w Zagłębiu, gdzie szykował plan skoku na Bank Kredytowy w Pabianicach.

Policja ustaliła, że po włamaniu do pabianickiego banku Szpicbródka jeszcze dwukrotnie odwiedził nasze miasto. 14 maja 1931 r. wywiadowcy zwrócili uwagę na eleganckiego mężczyznę, starannie wygolonego, ubranego według najnowszej mody. Podejrzany osobnik przypominał Szpicbródkę z listów gończych. Wywiadowcy nie spuszczali go z oka. Szli za dżentelmenem z walizą, który przy Magistracie (Zamku) wsiadł do tramwaju drugiej klasy, jadącego w kierunku Łodzi. Tropiciele wskoczyli do wagonu kategorii trzeciej. W drodze do Łodzi przesiedli się do klasy drugiej. Śledzony jegomość siedział spokojnie, czytając gazetę. Chwilami spoglądał na wywiadowców w cywilnych ubraniach. W końcu tajniacy podeszli do niego i spytali: „Czy to pan Szpicbródka?”. Mężczyzna odpowiedział: „Wybaczą panowie, nie rozumiem, o co chodzi”. Wtedy jeden z wywiadowców uchylił klapę płaszcza i pokazując policyjną odznakę, poprosił o dokument tożsamości. Dżentelmen wyjął elegancki portfel i podał dowód osobisty na nazwisko znanego przemysłowca z Warszawy. Gdy wywiadowcy wskazali na walizkę i zażądali jej otwarcia, podejrzany przyznał się, że jest Szpicbródką. I pogratulował sukcesu. Wtedy policjanci zrewidowali słynnego kasiarza. Cichocki oznajmił, że nie ma broni, bo jako dżentelmen nigdy nie strzelałby do policji.

Szpicbródkę zawieziono do komisariatu w Pabianicach. W jego   walizie były narzędzia do włamań, owinięte w firanki zerwane w pabianickim banku. Po dochodzeniu karetka więzienna   włamywacza do Urzędu Śledczego w Łodzi. Za schwytanie słynnego kasiarza bystrzy wywiadowcy dostali nagrody.

7 września 1932 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się proces  Cichockiego. W ławie oskarżonych zasiedli też jego kompani: Adam Stępień, Marian Brzeziński i Andrzejak. Prokurator oskarżał ich o zrobienie podkopu do skarbca Banku Polskiego w Częstochowie. Rozprawie przewodniczył sędzia Kozakowski, oskarżał prokurator Sieroszewski, bronił adwokat Przyjemski.

Pierwszy zeznawał Szpicbródka. Zachowywał się spokojnie, mówił rozważnie, udzielał błyskotliwych i przemyślanych odpowiedzi. Nie zdradzał wspólników. Przyznał się do winy, choć niecałkowicie. Dostał wyrok skazujący: 6 lat więzienia, obniżony potem do 4 lat.

Po wyjściu zza krat Szpicbródka obmyślał ostatni skok w karierze – na kasę Banku PKO w Łodzi. Działał starą metoda, opracowując plan podkopu. Policja ujęła go podczas przygotowań. A sąd skazał na 4 lata więzienia w Białymstoku.

Gdy wybuchła wojna 1939 r., rząd ogłosił amnestię. Szpicbródka wyszedł z więzienia. Na Kresach Wschodnich dostał się pod panowanie Związku Radzieckiego. Stamtąd przedostał się do Iranu, Afryki i obozu Koja w Ugandzie. Było to ostatnie miejsce, w którym go widziano. Tam ślad po nim zaginął.

W 1978 r. na motywach biografii Cichockiego powstał musical pt. „Hallo Szpicbródka”, czyli ostatni występ króla kasiarzy. Tytułową rolę zagrał Piotr Fronczewski. Szpicbródka jest także jednym z bohaterów powieści Władysława  Terleckiego „Pismak” z 1984 r. (Ryszard Dzieszyński „Szpicbródka i inni”, 1994; Robert Adamek ”Jak Szpicbródka obrabował  bank w Pabianicach” ŻP, nr 51/ 2011 r. oraz „Hallo Szpicbródka” NŻP, nr 16-18/1999 r.)

https://bc.wbp.lodz.pl/dlibra/publication/40806/edition/38922/content

https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Cichocki

***

Pabianicki Szpicbródka – Tadeusz Wilmowicz

W ślady Cichockiego podążył również  kasiarz rodem z Pabianic, czyli Tadeusz Wilmowicz.

Prasa międzywojenna powielała szeroko komunikat Polskiej Agencji Telegraficznej z 20 października 1936 roku: W nocy w Wewiórce policja zatrzymała 17 bm. oszusta, złodzieja i bigamistę Tadeusza Wilmowicza z Pabianic, którego poszukiwały 23 komisariaty policji państwowej za różne oszustwa i kradzieże, dokonane w Londynie, Marsylii, Oslo i w Polsce. Wilmowicz uważany jest za oszusta międzynarodowego i posiada za sobą 14 wyroków skazujących m. in. dwukrotnie za sprawy matrymonialne.

Niebezpiecznego oszusta decyzją władz śledczych osadzono w więzieniu w Lidzie.

O bliższe informacje postarał się Express Wieczorny Ilustrowany (nr 299/1936 r.): Przed paroma dniami aresztowany został w Lidzie niebezpieczny oszust i złodziej międzynarodowy – Tadeusz Wilmowicz pochodzący z Pabianic.

Wilmowicz rozpoczął swą karierę przed kilku laty w swym rodzinnym mieście – Pabianicach, gdzie wraz z kilku innymi złodziejami włamał się do mieszkania bogatego kupca, któremu zrabował gotówkę i kosztowności.

Czując, że policja następuje mu na pięty, Wilmowicz uciekł z Pabianic i przeniósł się do Warszawy, gdzie wsławił się kilkoma większymi wyprawami złodziejskimi. Z Warszawy przeniósł do Krakowa, następnie w województwo poznańskie i wreszcie ścigany na terenie całego kraju za 14 przestępstw – uciekł za granicę.

Wilmowicz dokonał sensacyjnej kradzieży biżuterii w jednym z największych magazynów jubilerskich w Marsylii, po czym przeniósł się do Londynu, a następnie do Oslo, gdzie oszustwami swymi postawił na nogi całą policję.

Ostatnio niebezpieczny przestępca powrócił do kraju. Wczoraj zupełnie przypadkowo został aresztowany na dworcu kolejowym w Lidzie i osadzony pod kluczem.

Jednakże Wilmowicz nie dorastał do pięt Szpicbródce, który potrafił obrabować  najważniejszą kasę Imperium Carów – Bank Azjatycki w Moskwie, gdzie łup był tak ogromny, że złodzieje pakowali do sakwojaży tylko brylanty ignorując zupełnie  sztaby złota.


Autor: Sławomir Saładaj


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij