www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Ulice

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Formy przestrzeni takie jak ulice, rynki, place, parki tworzą ramy dla spektaklu życia miejskiego i określają tożsamość miejsca. Szczególnie znaczenie dla charakterystyki miasta posiadają ulice. To one odzwierciedlają trwałość tradycji i  dynamikę zmian społecznych, politycznych, ekonomicznych - cywilizacyjnych.

Bugaj

Jest chyba najstarszą ulicą miasta w jego dzisiejszych granicach. Biegnie wzdłuż prawego brzegu koryta Dobrzynki. Jej ciąg – niezmieniony od wieków – ma charakter drogi polnej. Figuruje na planie Pabianic z 1796 roku. W 1878 roku otrzymała swoją dzisiejszą nazwę – Bugaj.

Powszechnie uważa się, że nazwa Bugaj wzięła się od świętego gaju, gdzie poganie składali ofiary swoim bogom. Wykopaliska archeologiczne potwierdzają istnienie tu osad ludzkich w okresie przedchrześcijańskim. Istnieje też inna hipoteza powstania nazwy ulicy. Według niej nazwa nie ma nic wspólnego z prasłowiańskim świętym gajem, lecz z nadbrzeżną karczmą, która istniała kiedyś nad Dobrzynką. Dokument Kazimierza Sprawiedliwego z 1189 r., zwracający kapitule krakowskiej Opole chłopskie – późniejszą włość pabianicką – wspomina o takiej karczmie nad rzeką. Karczmy w dawnej Polsce  miały swoje nazwy, wśród których  często spotykaną była nazwa „Bugaj”. Pisze o tym Erwin Kiss w książce „Pabianitz. Geschichte  des Deutschtums  einer mittelpolnischen Stadt und ihrer Umgebung” wydanej w Poznaniu w 1939 roku. Niesympatyczna to książka, w której autor gloryfikuje niemieckie osadnictwo w Pabianicach i okolicy w XIX w., a złośliwie krytykuje to, co polskie. Jednak hipoteza o karczmie nad Dobrzynką podoba mi się. Dokument z 1189 r. wspominający o karczmie nad rzeką Dobrzynką – to jest coś!

Dzisiejsza ulica Bugaj zaczyna się od ul. ks. Piotra Skargi, biegnie szerokim łukiem w kierunku południowym ku wschodowi w górę rzeki Dobrzynki i kończy się przy ul. Rydzyńskiej. Długość ulicy wynosi ok. 3,7 km (w tym ok. 850 m zajmuje popularne kąpielisko „Lewityn”).

Bugaj to cicha, ciągle porządkowana ulica. W szybkim tempie znikają z niej stare, drewniane domy, pojawiają się nowe, ładne budynki. Brukowana jezdnia trzyma się dzielnie, ale pewnie wkrótce zniknie pod asfaltem. Przez ulicę biegnie część szlaku turystycznego (znaki czerwone) z Pabianic do Tuszyna. Można więc zrobić sobie pieszą lub rowerową wycieczkę tym starym traktem. Warta obejrzenia jest kapliczka św. Jana Nepomucena – Bugaj 28. Zbudowano ją w 1925 r. Wewnątrz kapliczki znajduje się figura św. Jana Nepomucena wykonana w XIX wieku przez nieznanego rzeźbiarza ludowego. Niemal naprzeciwko kapliczki, pod numerem 31 (2009 r.), znajduje się dom rodziny Musiałów. Jest to pewnie jeden z najstarszych domów w Pabianicach, pochodzący prawdopodobnie z końca pierwszej połowy XIX w. Dom jest w całości drewniany. Poszczególne elementy łączone są starą ciesielską metodą bez użycia gwoździ. Pierwotnie kryty był gontem, który po II wojnie światowej zastąpiono papą. Dom musi być rzeczywiście bardzo stary, bo wyglądem zasadniczo odbiegał (1978) od innych drewnianych staruszków przy tej ulicy. Kilka dni temu sfotografowałem go ponownie. Czysty, zadbany, ze ścianami pokrytymi … plastikowym sidingiem.  Pewnie  przejście na „Bulwary”, które od dawna znacznie skraca drogę mieszkańcom starówki na cmentarz i na stadion Włókniarza. Warto oczywiście odwiedzić kąpielisko na „Lewitynie” jak nazywają je pabianiczanie. Gdyby tak jeszcze było bardziej zadbane (2009) …Ulica Bugaj kończy się przy ul. Rydzyńskiej, niemal na wprost przydrożnego krzyża. Według legendy, za krzyżem pochowano poległych żołnierzy napoleońskich.

Grobelna

Grobelna to najstarszy trakt, istniejący prawdopodobnie od czasów lokacji miasta i łączący leżącą na prawym brzegu Dobrzynki dawna osadę – dzisiejsze Stare Miasto – z terenami na lewym brzegu. Niewykluczone, że była to jedyna droga prowadząca do grodu w Sieradzu. Droga figuruje na najstarszym z zachowanych planów miasta z 1796 roku. Swoją dzisiejszą nazwę – ul. Grobelna – droga uzyskała w 1910 roku. Nazwa pochodzi od grobli, na której zbudowano most przez Dobrzynkę. Grobla ta zamykała Wielki i Mały Staw zasilane przez rzekę. Przepuszczona przez groblę odnoga Dobrzynki dawała energię młynowi grobelnemu. Młyn ten stał niegdyś w pobliżu narożnika z dzisiejszą ulicą Lipową.

W końcu drogi – w okolicy dzisiejszego Kauflandu – stał kościół św. Anny ufundowany w XVII w. przez tenutariusza (tenutariusz – dzierżawca, administrator dóbr kapituły krakowskiej) Krzysztofa Sułowskiego.

Ulica Grobelna zaczyna się przy kościele pw. św. Matusza i Wawrzyńca i biegnie w kierunku zachodnio-południowym kończąc się przy ul. Kilińskiego. Jej długość wynosi ok. 550 m. We wrześniu 1975 r. na skutek rozbudowy zakładów PAMOTEX ulica została zamknięta dla ruchu mniej więcej w połowie swej długości. Spowodowało to duże utrudnienie w ruchu pieszym i kołowym.

Ulica Grobelna miała niemal w całości przemysłowy charakter. Mieściły się przy niej duże zakłady przemysłowe: Krusche i Ender – późniejszy PAMOTEX, Spółka Akcyjna – Polska Żarówka Osram – późniejszy POLAM, Zakłady Przemysłu  Włókienniczego Dobrzynka – późniejsza PAWELANA. W 1906 r. firma Krusche i Ender uruchomiła tu pralnię i łaźnię dla swoich pracowników (36 wanien i natryski). Korzystanie z tych urządzeń przez pracowników firmy było bezpłatne. Łaźnia funkcjonowała jeszcze po II wojnie i najpewniej była dostępna dla wszystkich mieszkańców Pabianic.

Podczas okupacji Niemcy nazwali ulicę Damm-weg (Damm- grobla, tama; Weg – droga). Grobelną zapamiętałem jako spokojną i mimo przemysłowego charakteru, cichą ulice. Szkoła muzyczna, bulwary, rzeka Dobrzynka, kościół staromiejski z plebanią i ogrodem przy niej jakoś komponowały się z zakładami przemysłowymi. Dzisiaj (2009) zakłady przemysłowe już nie istnieją. Rozbierane są niszczejące budynki. Podobno za kilka lat ma również zostać rozebrany budynek dawnej  ”osramówki” przy ul. Grobelnej 4, w którym mieści się m. in. redakcja tygodnika  Moje Miasto Pabianice. Jedynie Państwowa Szkoła Muzyczna trzyma się dzielnie i nawet ma być rozbudowana. Chyba na stałe zadomowiły się też przychodnia lekarska Eskalup i Pogotowie Medyczne Falck. Od wielu lat ulica Grobelna jest ponownie przejezdna. Coraz większy jest na niej ruch samochodowy, a przechodniów, jak dawniej niewielu. Ulica coraz bardziej zdominowana przez ryczące samochody, straciła całkowicie swój dawny charakter.

Coraz bliższa jest rewitalizacja niektórych pofabrycznych obiektów. Mają powstać galerie handlowe, hotel, basen, parking, które, mam nadzieję, na stałe zmienią i upiększą ten najstarszy, obok ul. Bugaj, pabianicki trakt.

W latach 1932-34 przeprowadzono regulację rzeki Dobrzynki. Dokonano jej z funduszy miejskich i firmy Krusche i Ender. Uregulowano odcinek od ujścia Pabianki do osady Pliszka – granicy miasta. Oczyszczono ze szlamu rzekę i staw, którego brzegi wyłożono kamieniem brukowym. Wybudowano dwa nowe mosty na ul. Grobelnej i Legionów (dziś Partyzancka). Most na ul. Grobelnej posiadał zapory – stawidła, którymi regulowano przepływ wody, Rozebrano je w 2004 r. Szkoda, bo takie stare urządzenia zaliczamy dziś do zabytków techniki. Znajdujący się przy ul. Grobelnej, równoległy z głównym nurtem Dobrzynki zbiornik wodny, to dawny zbiornik retencyjny służący do celów technicznych w byłym Pamotexie. W okresie międzywojennym nazywany był „Dużym Stawem” lub „Stawiskiem”. Kolejną regulację Dobrzynki rozpoczęto dopiero w 1984 r.

Piotra Skargi

Ulica Piotra Skargi wymieniona jest po raz pierwszy w „Księgach Ziemskich Sieradzkich” pod nazwą ul. Tuszyńska (1542 r.). W XVIII w. część ulicy nosiła nazwę – ul. Tylna. Jej przedłużenie biegnące łukiem w kierunku południowo-wschodnim nazywało się wtedy „Droga do Rydzyn”. Prawdopodobnie w 1823 r. zmieniono jej kierunek wprost na wschód i odcięto od „Drogi do Rydzyn”. W 1936 r. ulicę Tuszyńską przemianowano na ul. ks. Piotra Skargi. Dzisiejsza ulica biegnie z zachodu na wschód. Zaczyna się od ul. Grobelnej i kończy na wschodniej granicy miasta. Jej długość wynosi ok. 3,5 km. Wraz z upływem czasu ulica powoli zmienia swój wygląd. Rozbierane są budynki pamiętające jeszcze XIX w. W pierwszej kolejności ofiarą zmian padają domy drewniane.

W drugiej połowie XIX w. wybudowano na północnej stronie ulicy trzy drewniane budynki (nr 46, 48, 50). Najstarszy (nr 46), modrzewiowy zbudowano prawdopodobnie w latach 1850-60). Wszystkie budynki miały ciekawe, przechodzące przez cały dom, brukowane sienie. Domy rozebrano w końcu lat 80. ubiegłego wieku.

Miejski Przytułek Starców zbudowany został przez władze miasta Pabianic w 1914 r. Mieścił się w specjalnie w tym celu wybudowanej dwupiętrowe kamienicy przy ul. Tuszyńskiej (dziś ul. Piotra Skargi 22). W latach 50.ubiegłego wieku został zlikwidowany, a w budynku umieszczono Miejskie Przedszkole nr 1, które funkcjonowało do 2003 r. Dziś w kamienicy mieści się Zakład Ochrony Mienia. Ciekawostką jest, że przytułek zlokalizowano nieopodal miejsca, w którym kapituła krakowska także wybudowała „przytułek czyli szpital dla biednych, żebraków oraz ludzi wiekiem steranych” (skrzyżowanie dzisiejszych ulic : Kopernika i P. Skargi). Wielokrotnie niszczony przez pożary, przetrwał do końca XIX w. pod nazwą Dom Schronienia Dla Starców i Kalek.

Przy ul. Piotra Skargi 4/6 stoi dom wybudowany w końcu XIX w. Jednopiętrowa, czynszowa kamienica poza ozdobnym zwieńczeniem bramy wjazdowej  niczym szczególnym się nie wyróżnia. Jednak w 1975 r. kamienica zwróciła uwagę filmowców. „Zagrała” w filmie „Dzieje grzechu” w reżyserii Waleriana Borowczyka - ekranizacji powieści Stefana Żeromskiego pod tym samym tytułem. W końcowym scenach filmu widzimy kamienicę, w której mieścił się dom publiczny, bramę z ozdobnym zwieńczeniem i narożny balkon z wieżą staromiejskiego kościoła w tle. Budynek przetrwał do dnia dzisiejszego w niemal niezmienionym stanie.

Początek popularnej Szkoły Rzemiosł sięga 1915 r. kiedy to powstała Szkoła Techniczna. Po wielu zmianach otrzymała nazwę „Szkoła Rzemieślniczo-Przemysłowa im. Jana Kilińskiego”. Rozpoczęła działalność w gmachu wybudowanym w 1926 r. przy ul. Tuszyńskiej 21 (dziś ul. Piotra Skargi). Szkoła kształciła uczniów w kierunkach: ślusarstwo, mechaniczna obróbka materiałów i odlewnictwo. W warsztatach szkolnych wykonano m. in. pomnik Kościuszki z łódzkiego Placu Wolności, Pomnik Niepodległości w Pabianicach i wiele innych. W czasie II wojny światowej szkołę przekształcono w filię zakładów zbrojeniowych Lohmann Werke AG. W 1944 r. zakład wraz z wieloma robotnikami ewakuowano do Niemiec. Czas okupacji to tragiczny okres w dziejach szkoły. Wielu pracowników straciło wtedy życie o czym informuje tablica umieszczona na gmachu szkoły. Po wojnie Szkoła Rzemiosł słynęła ze szczycących się wysokim poziomem nauczania Technikum Mechanicznym i Technikum Przemysłowo-Pedagogicznym. Dziś w budynku, do którego w 1948 r. dobudowana dwa piętra, mieści się Zespół Szkół Zawodowych nr 1. W 1967 r. gmach szkoły „zagrał” epizod w jednym z odcinków „Stawki większej niż życie”.

Warszawska

Ulica Warszawska biegnie z zachodu na wschód, od Starego Rynku do granic miasta. Widnieje na planie Pabianic z 1796 r. Nosiła wówczas różne nazwy: odcinek od ul. Gdańskiej do ul. Batorego – ul. Zamkowa, odcinek od ul. Batorego do ul. Konstantynowskiej – ul. Piotrkowska, odcinek od ul. Konstantynowskiej do Dużego Skrętu – Droga Wolska.

Podczas budowy traktu Łódź – Kalisz otrzymała nazwę ul. Warszawska. Jej dzisiejsza długość wynosi ok. 2,7 km. Dawne nazwy odcinków ulicy: Zamkowa, Piotrkowska, Droga Wolska wymienione zostały w XVI w. przez Jana Długosza w jego dziele „Liber Beneficiorum”. Ciekawy fragment dzisiejszej ul. Warszawskiej to rząd kamienic z końca XIX w. biegnących od ul. Bóźnicznej w kierunku wschodnim. Kiedy je fotografowałem w 1980 r., były już w opłakanym stanie. Zaniedbane elewacje, odpadające zdobienia, balkony grożące zawaleniem. Dzisiaj (2012) wygląda to jeszcze gorzej. Strach pomyśleć, co będzie, gdy kiedyś pojawią się przy kamienicach rusztowania i zacznie się ich remont. Znikną, jak to przeważnie bywa, resztki zdobień, balkony.

Kościelna

Jedną z najstarszych ulic w naszym mieście jest ulica Kościelna. Taka nazwa występuje po raz pierwszy w Księgach Ziemskich Sieradzkich już w roku 1547. Także na planie Pabianic  z 1796 r. i w dokumentach z 1878 r. figuruje ul. Kościelna. Podczas okupacji w czasie drugiej wojny światowej nosiła nazwę Kirchengasse, a po wojnie nadano jej nazwę ul. Mariana Buczka. W 1992 r. decyzją Rady Miasta przywrócono starą nazwę ul. Kościelna. Od 1922 r. funkcjonowała przy ul. Kościelnej 9 Szkoła Specjalna nr 4. Czynna była do końca czerwca 1972 r. Następnie przeniesiono „czwórkę” do budynku zlikwidowanej Szkoły Podstawowej nr 12 przy ul. Pułaskiego, a budynek włączono do Szkoły Podstawowej nr 8. Dzisiaj budynek już nie istnieje, rozebrano go chyba w 1989 r. Nie pamiętam, co było przyczyną rozbiórki. Powstały w tym miejscu budynek zupełnie tu nie pasuje. Ulica Kościelna, dziś jeszcze brukowana, zachowała resztki klimatu dawnej pabianickiej Starówki.

Stary Rynek

To najstarsza część miasta, istniejąca już od czasów jego lokacji. O Rynku wspomina kronikarz Jan Długosz w dziele Liber Beneficiorum (t. I, str. 293). Nie wiadomo dokładnie, jak wielki był wtedy, ale chyba niewiele odbiegał od dzisiejszego. Dzisiejszy Stary Rynek to nieforemny prostokąt, który można podzielić na dwie części. Jedna to pusty plac, druga mniejsza, to zamek, kościół, budynek muzeum i Pomnik Niepodległości.

Najstarszą nazwą opisanego wyżej placu jest Rynek. Po 1823 r. w planach regulacyjnych terenów leżących po lewej stronie Dobrzynki przewidziano, a później założono nowy plac  targowy – Nowy Rynek (znajdował się przy kościele ewangelickim, tam gdzie stoi dziś (2009) baner reklamowy Mojego Miasta Pabianice. Dla odróżnienia Rynek stał się Starym Rynkiem. Nazwa Stary Rynek przetrwała ok. 100 lat, bo do 1927 r., kiedy nazwę zmieniono na : Plac im. Henryka Dąbrowskiego. W czasie II wojny światowej Niemcy nazwali go Alter Ring. Po wojnie rynek ponownie zmienił nazwę, tym razem na Plac Obrońców Stalingradu. W dniu 1 stycznia 1990 r. przywrócono pierwotną nazwę Stary Rynek. Na rynku odbywały się jarmarki, odpusty, manifestacje, zgromadzenia patriotyczne i zloty. W ostatnich latach gra na rynku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, mieszkańcy razem z władzami miasta witają Nowy Rok, odbywają się imprezy z okazji Dni Pabianic. Te sprawy wymagają jednak oddzielnego opisania.

Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, że kościół staromiejski, zamek i Pomnik Niepodległości też znajdują się na Starym Rynku. Ten fragment rynku to pewnie najładniejszy zakątek Pabianic. Jednak sam główny plac posiada nieciekawą, niską zabudowę. Zniknęły budynki ze wschodniej strony, studnia i drzewa. Co jakiś czas powraca temat zabudowy placu rynkowego. Ciekawy jestem, jak projektanci pogodzą zabudowę z sąsiedztwem takich perełek architektury, jak kościół staromiejski i zamek. Dawno, chyba w latach 70. XX w., słyszałem o dość dziwnym projekcie dotyczącym zamku. Chodziło o to, żeby jezdnia przy nim… rozdwajała się. Zamek stałby wtedy na wysepce między dwoma pasmami jezdni. Pomysł trochę szalony, bo już wtedy ruch samochodowy był dość duży. Dzisiaj szacowny zabytek nie wytrzymałby tego na pewno. Chociaż, gdyby tak, jak w Łodzi na Piotrkowskiej, usunąć ruch samochodowy…, ale to szybko nie nastąpi. I jeszcze jeden szalony pomysł. Co jakiś czas odzywają się zwolennicy zburzenia pomnika Bojowników o Wyzwolenie Społeczne i Narodowe. Pomnik według projektu Antoniego Bilasa odsłonięto 14 grudnia 1968 r. Jeżeli zniszczymy ten pomnik, będziemy tego żałować tak, jak fabryki Kindlera przy Zamkowej, osiedla domków familijnych i niszczejącej na naszych oczach ulicy Lipowej.

Z dawnych lat pamiętam Plac Obrońców Stalingradu ze sklepem Bronisława Nowickiego z farbami, sklepem Stelmacha z trumnami, karuzelą podczas odpustu, przychodnią lekarską i … Staromiejską, w której można było zamówić wino w szklankach.

Stary Rynek to nie tylko kwadratowy plac z pomnikiem z minionej epoki, ale także teren z kościołem św. Mateusza i Wawrzyńca, Dworem Kapituły Krakowskiej i budynkiem Muzeum Miasta Pabianic. Budynek muzeum powstał w 1886 r. Od chwili powstania mieściły się w nim szkoły: od 1887 r. 2-klasowa szkoła katolicko-mojżeszowa, przed I wojną światową 2-klasowa  szkoła męska nr 2, po wojnie 7-klasowa szkoła powszechna nr 3 (prawdopodobnie od 1933 r. nosiła imię Jana III Sobieskiego, a nad wejściem umieszczone było popiersie króla). Szkołę, wtedy podstawową zlikwidowano w 1971 r. a od 19 stycznia  1978 r. mieści się tu muzeum. W roku 1905 przed zamek zajechał pierwszy tramwaj z Łodzi. Tutaj znajdowała się, z pabianicka mówiąc, krańcówka.

https://polona.pl/item/pabianice-kosciol-na-starym-rynku,Njk4ODE2NTA/0/#info:metadata

Nowy Rynek

Bardzo ważnym okresem w rozwoju Pabianic był początek XIX w. Miasto szybko rozrasta się i nabiera charakteru przemysłowego. Na lewym brzegu Dobrzynki powstaje dzielnica Nowe Miasto. Istniejący, jedyny w mieście, rynek staromiejski przestaje wystarczać prężnie rozwijającemu się miastu. Przy kościele ewangelickim (dziś ul. Kilińskiego) wytyczono miejsce na nowy plac targowy. I tak w końcu lat 40. XIX w. zaczął funkcjonować w naszym mieście Nowy Rynek. W okresie międzywojennym, poza dniami targowymi na rynku mieścił się postój dorożek konnych. W latach 30. ubiegłego wieku w miejscu dzisiejszego przystanku autobusowego funkcjonowała stacja benzynowa z ręczną pompą paliwa. Szybko rozrastające się miasto spowodowało, że rynek znalazł wkrótce w jego centrum i zaszła konieczność wyznaczenia nowego placu targowego. Tuż przed wybuchem II wojny światowej rozpoczął się żmudny proces przenoszenia rynku w inne miejsce. Handlujący niechętnie korzystali z nowego placu między ulicami Moniuszki i Orlą. Wybuch wojny ostatecznie położył kres działalności Nowego Rynku przy kościele ewangelickim.

Zamkowa

Ulica Zamkowa powstała w wyniku parcelacji zachodniej części miasta w 1823 r. Nazywała się wówczas ul. Szosową. Dzisiejszą nazwę przyjęła w 1878 r. W drugiej połowie XIX w. pojawiły się przy ulicy chodniki z granitowej kostki i oświetlenie gazowe. Dopiero w 1913 r. główna arteria została wybrukowana, a w 1924 r. przejechał nią pierwszy tramwaj. W czasie II wojny światowej nosiła nazwę Schloss-Strasse, a po wojnie ul. Armii Czerwonej.

https://polona.pl/item/pabianice-stacya-tramwajow,Njk4ODE2NTg/0/#info:metadata

Szeroka ulica z alejkami spacerowymi była i jest do dzisiaj wizytówką miasta. W okresie międzywojennym ta szeroka arteria komunikacyjna zwężała się na odcinku między ulicami Pułaskiego i Traugutta. To zwężenie ulic pabianiczanie nazywali „wąskim gardłem”. W styczniu 1945 r. wycofujący się z Pabianic Niemcy zbombardowali miasto, niszcząc między innymi zabudowę „wąskiego gardła”. Zginęło wówczas wielu pabianiczan. Zniszczone budynki rozebrano po zakończeniu wojny.

W 1889 r. przy ul. Zamkowej 1 otwarto hotel, który na początku XX w. nazywał się „Złota Kotwica”. Mieścił się w kamienicy zbudowanej w 1886 r. Podczas okupacji hitlerowskiej władze niemieckie dokonały generalnej przebudowy budynku. Powstała nowa budowla w stylu pseudotyrolskim, w której mieścił się również hotel pod nazwą „Park Hotel”. Po wyzwoleniu funkcjonowała w hotelu Wojewódzka Szkoła Partyjna. 1 października 1954 r. znalazła tu swoje lokum Państwowa Szkoła Położnych. W połowie lat 60. powstała  przy tej szkole  Państwowa Szkoła Pielęgniarstwa. W 1971 r. obydwie szkoły zunifikowano i przemianowano na Medyczne Studium Zawodowe z wydziałami położnictwa i pielęgniarstwa. Patronem szkoły została Stanisława Leszczyńska (1896-1974, położna z Auschwitz). „Szkoła położnych”, jak nazywali ją pabianiczanie zawsze podlegała Ministerstwu Zdrowia i Opieki Społecznej. W budynku mieścił się również internat dla studiujących, zwany „Domem Słuchacza”. W dniu 30 czerwca 1993 r. szkołę przeniesiono do Łodzi. Od tego czasu budynek „szkoły położnych” pełnił różnorakie funkcje i podlegał powolnej dewastacji. Ciekawe czy obiekt, który tak ładnie wkomponował się w najładniejszy zakątek Pabianic, odzyska kiedyś dawną świetność.

https://polona.pl/item/pabianice-hotel-zlota-kotwica,Njk4ODE2NjM/0/#info:metadata

https://polona.pl/item/pabianice-ulica-zamkowa,Njk4ODE2NjA/0/#info:metadata

Kilka dni temu (2012) zdjęto rusztowanie z poddanego renowacji budynku przy ul. Zamkowej 2. Renowacja nie została jeszcze ukończona, ale fasada XIX-wiecznego budynku, dawnej firmy „Bracia Baruch”, prezentuje się bardzo okazale. Firma braci Baruch zajmowała również budynki po wschodniej stronie ul. Lipowej – dziś cały ten kompleks poddawany jest rewitalizacji. Fabryka Baruchów egzystowała do 1904 r., kiedy to została oddana w dzierżawę firmie „Oskar Krusche i Otto Fiedler”. W 1924 r. firmę przejęli nowi właściciele, a na frontonie budynku przy ul. Zamkowej pojawił się napis „Dobrzynka”. W czasie okupacji hitlerowskiej fabrykę przejęli Niemcy (Textilewerke Dobrzynka).

Po zakończeniu wojny zakład rozpoczął pracę pod nazwą Zakłady Przemysłu Wełnianego. W 1965 r. nazwę zmieniono na „Wolana”, a w 1991 r. powstała „Pawelana”. Po przemianach ustrojowych w naszym kraju nastąpił powolny upadek firmy, którą sprzedano w 2003 r.

Opuszczone budynki fabryczne popadły w ruinę i uległy dewastacji. Obecnie cały pofabryczny kompleks poddawany jest rewitalizacji. Powstaje nowoczesny obiekt pod nazwą „Centrum Fabryka”.

Na łukowatym zwieńczeniu elewacji budynku przy ul. Zamkowej 2 od 1924 r. widniał napis „Dobrzynka”. Dziś (2012) napisu już nie ma. W jego miejscu znajduje się inny, trochę niepasujący do pięknie odnowionej elewacji. Rozumiem intencje tej zmiany, ale „Dobrzynki” trochę szkoda.

W 1902 r. na narożniku ulic Zamkowej i Zwierzyniec (dziś ul. Okulickiego) J. Patzer wybudował okazałą czynszową kamienicę z mieszkaniami o wysokim standardzie. W okresie międzywojennym zamieszkiwali ją m. in. lekarze i adwokaci. Była wówczas własnością rodziny Steinhaghenów, właścicieli fabryk papieru w Pabianicach i Włocławku. Na parterze mieściła się znana w całym mieście cukiernia i sklep galanteryjny (bielizna, krawaty, kosmetyki …). Podczas II wojny światowej lokatorami kamienicy byli wyłącznie Niemcy. Po zakończeniu wojny miejsce cukierni zajęła na długi czas apteka, a na piętrze umieszczono bank. W 1993 r. aptekę zlikwidowano, a pomieszczenia po niej zajął bank. Dzisiaj odnowiony budynek prezentuje się bardzo ładnie, tworząc ciąg okazale prezentujących się budowli razem z siedzibą Starostwa Powiatowego i dawnego biura Pamotexu. Szkoda tylko, że po II wojnie światowej usunięto ozdobne zwieńczenia dachu kamienicy, które niekonserwowane groziły odpadnięciem. Na narożniku tej ozdobnej „attyki” wykuta była data budowy – MCMII.

W 1924 r. powstał, istniejący do dziś, kompleks budynków szkolnych przy ul. Zamkowej 65 i ul. Poniatowskiego 2-4, w których ulokowano szkoły nr 5 i 11. Szkole Powszechnej nr 5 nadano imię Grzegorza Piramowicza, a szkole nr 11 imię Ewarysta Estkowskiego. Obie placówki dotrwały do naszych czasów, lecz w 1978 r. szkołę nr 11 włączono do szkoły nr 5.Od tej pory funkcjonuje jako Szkoła Podstawowa nr 5 im. Grzegorza Piramowicza. Budynki, które niemal w niezmienionym stanie przetrwały do naszych czasów, zaprojektował warszawski architekt Zdzisław Mączeński. Znawcy przedmiotu twierdzą, że kompleks budynków szkolnych był w latach 20. XX wieku bardzo nowoczesny architektonicznie.

W połowie XIX wieku na rogu ul. Zamkowej i Długiej (dziś Pułaskiego) wybudowano murowany parterowy dom dla rodzin robotniczych. W latach międzywojennych mieściła się w nim m. in. : cukiernia, zakład fotograficzny i kwiaciarnia. W czasie II wojny światowej Edmund Reinhold otworzył tu kawiarnię i cukiernię. Po zakończeniu wojny budynek zajęły mieszkania lokatorskie, a po remoncie w połowie lat 60. otwarto w nim bar „Golonka”, który przetrwał do rozbiórki domu w 1977 r. „Golonka” nie była lokalem wysokiej kategorii, a podawane tam piwo nie zadowoliłoby dzisiejszych, nawet najmniej wymagających, piwoszów. Dopiero w latach 1992-93 w miejscu „Golonki” powstał „Bilton” – nowy, okazały budynek, którego parter i piętro zajęły sklepy oraz kantor wymiany walut. Nowoczesny budynek ładnie wkomponował się w starą zabudowę u. Zamkowej.

Lipowa

Ulica Lipowa jest pierwszą ulicą miasta na lewym brzegu Dobrzynki. Tereny leżące na zachód od rzeki przyłączono do Pabianic na początku XIX wieku. W 1823 r. dokonano regulacji terenu, wytyczając ulice i działki budowlane. Wtedy też powstaje dzisiejsza ulica Lipowa. Prawdopodobnie istniała już w tym miejscu droga dojazdowa do młyna Grobelnego. Młyn ten znajdował się na ul. Grobelnej przy wylocie ul. Lipowej. Fabryczna zabudowa ulicy rozpoczęła się w XIX w. Najpierw zabudowano stronę wschodnią, a później zachodnią, kiedy rozbudowała się firma Krusche i Ender. Ulica Lipowa przecinała Zamkową i biegła dalej przez dzisiejszy park Słowackiego, aż do dawnej siedziby pastora gminy ewangelickiej, a później domu ogrodnika miejskiego. Dzisiaj (2010)  ta część ulicy praktycznie nie istnieje, chociaż figuruje nadal na planie miasta. Nazwa ulicy, przy której nie rośnie żadne drzewo, wywodzi się prawdopodobnie z dawnych „przedfabrycznych” czasów. Dzisiaj odchodzi w przeszłość dawny, ponury, przesycony różnymi fabrycznymi wyziewami, wygląd ulicy. Ulica powoli traci swój dawny charakter. Brukowana jezdnia pokryta została asfaltem, od strony ul. Grobelnej widać ruiny budynków z resztkami szedowych murów. Planuje się zbudowanie nowoczesnego centrum handlowego, które wykorzysta pofabryczną zabudowę i uchroni ją przed całkowitym zniszczeniem. I dobrze jeżeli tak się stanie. Swoją obecną nazwę ulica Lipowa otrzymała w 1910 r. Wcześniej nazywała się Zaułek, a później Przejazdowa.

W czasie II wojny światowej nadano jej nazwę Bleichgasse (bleich – bielnik). Ulicę Lipową poznałem dość dobrze w latach 60. XX w. Stanowiła dogodny skrót mojej drogi do szkoły. Pamiętam, że zaglądałem przez zabrudzone okna do wnętrz tajemniczych budynków. W narożnym budynku od strony ul. Grobelnej mieściła się chyba farbiarnia. W niektórych fabrycznych oknach brakowało szyb i można było zajrzeć do środka. Między zagadkowymi maszynami, wśród oparów i dziwnych zapachów poruszali się ludzie. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem z bliska wnętrze fabryki. Dziwiło mnie, że ludzie mogą pracować w takim miejscu i w takich warunkach z własnej woli. W latach 70. natknąłem się na ul. Lipowej na ekipę filmową, która kręciła chyba epizod do filmu „Czerwone ciernie”, o rewolucji 1905 r. Jeden z członków ekipy podszedł do mnie i zaproponował mi statystowanie. Wybrał kostium i poprosił o przebranie się. Z niepokojem spoglądałem na postrzępione spodnie, podartą koszulę i grupę wcześniej przygotowanych statystów. Stałem niezdecydowany nad stertą łachmanów i po chwili … uciekłem.

Gdańska

Ulicę Gdańską wytyczono w 1927 r. W 1946 r. jej patronką na wiele dziesięcioleci została Wanda Wasilewska. Przy tej krótkiej (250 m) ulicy mieściło się i mieści do dziś wiele ważnych obiektów. W okresie międzywojennym miała tu siedzibę Policja Państwowa, a po II wojnie światowej Milicja Obywatelska. W latach 30. XX w. przy wylocie ulicy mieścił się postój taksówek. Do dnia dzisiejszego funkcjonuje założone w 1926 r. kino (wówczas nazywało się „Oświatowe”). W czasie okupacji hitlerowskiej ulica nosiła nazwę Danzigergasse. Po zakończeniu wojny w okazałym budynku rozpoczęły działalność szkoły włókiennicze – dziś Zespół Szkół Zawodowych nr 1. W opuszczonym przez Milicję Obywatelską gmachu (1976 r.) znalazły swoje miejsce: Związek Harcerstwa Polskiego, archiwum miejskie, prokuratura i inne instytucje. Nieopodal znajduje się mało uczęszczane wejście do parku im. J. Słowackiego (2011 r.) Przed wojną i wiele lat po niej funkcjonował tu Miejski Zakład Kąpielowy. Od 1954 r. przy ul. Gdańskiej znalazł swoją siedzibę klub sportowy PTC. W końcu ulicy (obok dzisiejszej siedziby PTC), w roku 1934, wybudowano siedzibę wydziału gospodarczego Zarządu Miasta. Parter zajmowały garaże, które mieściły polewaczkę, sanitarkę PCK i inne pojazdy gospodarcze.

Rocha

Ulica św. Rocha istnieje pod tą nazwą na planie miasta z 1878 r. Nową nazwę – ulica Gwardii Ludowej nadano jej w 1946 r. Pierwotnie dochodziła tylko do ul. Pułaskiego. Odcinek do ul. Traugutta przebito dopiero w latach 1959-60. Dlaczego po zakończeniu wojny zmieniono nazwę na Gwardii Ludowej? Dlatego, aby upamiętnić „dokonanie aktu dywersji” przez oddział Gwardii Ludowej w czasie okupacji hitlerowskiej. O akcie sabotażu (podpalono magazyn bawełny) informowała przez wiele lat, nieistniejąca już dziś tablica wmurowana w 1980 r. w ścianę budynku fabrycznego przy ul. Gwardii Ludowej 1. (W rocznicę powołania przez egzekutywę KM PPR Gwardii Ludowej Obwodu Pabianice – dla upamiętnienia miejsca dokonania aktu dywersji). W ramach tzw. dekomunizacji tablicę usunięto w 1995 lub 1996 r.

Pabianiczanom ulica św. Rocha kojarzy się z budynkiem pod numerem 8, w którym mieścił się od 1909 r. szpital firmy Krusche i Ender, później tzw. Kasa Chorych, a po II wojnie światowej Ubezpieczalnia Społeczna. Dzisiaj w  ponad stuletnim już budynku mieści się Zakład Energetyki Cieplnej. 1 stycznia 1993 r. przywrócono ulicy pierwotną nazwę: ul. w. Rocha.

W latach 80. XIX w. rodzina Masickich wybudowała drewniany dom przy ul. św. Rocha 12. Parterowy, z poddaszem i naczółkowym dachem nie wyróżniał się niczym szczególnym w porównaniu z innymi drewniakami w okolicy. Na uwagę zasługiwała jedynie ozdobna elewacja domu i ładny, niewidoczny z ulicy ganek. 10 maja bieżącego roku (2011), dom, który nie jest już własnością rodziny Masickich, uległ pożarowi. Pewnie ubył miastu kolejny „zabytek” drewnianego budownictwa. Rodzina Masickich związana była z powstaniem przy ul. św. Jana pierwszego kina w Pabianicach. Rudolf Masicki odkupił je od osiadłego w naszym mieście pioniera kinematografii w Polsce Eduarda Vortheila. W okresie międzywojennym kino nosiło nazwę „Luna”. Po wojnie, po upaństwowieniu, nazwę zmieniono na „Polonia”, a później „Mazur”. Kino przestało funkcjonować w 1992 r.

Już w 1838 r. władze miasta utworzyły na skrzyżowaniu ulic Saskiej (dziś Piłsudskiego) i św. Rocha pierwszy w mieście park miejski – ogród spacerowy. Park przetrwał ok. 20 lat, kiedy to rozwijające się prężnie miasto, zajęło jego teren pod przemysłową zabudowę. Jako ciekawostkę należy dodać, że ów ogród posiadał również zwierzyniec, podobno z egzotycznymi zwierzętami. Ulica wiodąca do niego nazywała się Zwierzyniec (dziś gen. Okulickiego).

Kilińskiego

Ulica Jana Kilińskiego swoją dzisiejszą nazwę otrzymała w 1927 r. Była to dawna droga do wsi Jutrzkowice i Bychlew, przy której w 1824 r. wyznaczono plac pod nowy cmentarz grzebalny. Ulicę nazwano wtedy Nowocmentarną lub Cmentarną. Na starych planach miasta z 1878 r. figuruje pod nazwą ulica Nowa. U wylotu ulicy od lat 40. XIX w. mieścił się Nowy Rynek, który graniczył z terenem kościoła ewangelickiego. Prawą, zachodnią stronę ulicy zdominowała niska zabudowa, która przetrwała do lat 70. XX w., kiedy to wyburzono budynki pod budowę domu handlowego. 5 grudnia 1975 r. oddano do użytku, olbrzymi jak na tamte czasy, Spółdzielczy Dom Handlowy. W latach 60. ubiegłego wieku w miejscu, gdzie jest dzisiaj przystanek autobusowy, mieściły się m. in. składnica harcerska „Czuj-Czyn”, cukiernia „Jedyna” i najbardziej oblegany przez młodzież sklepik z pocztówkami dźwiękowymi. Pamiętam, sponiewierany ciągłym przeglądaniem, zeszyt-katalog, w którym odręcznie spisano tytuły piosenek nagranych na pocztówkach.

Skrzyżowania ulicy Kilińskiego z ulicami Roweckiego i Orlą kiedyś nie było. Ulica Orla dochodziła tylko do ul. Mariańskiej. Istniała ścieżka dla pieszych, którą można było dotrzeć do ul. Kilińskiego. Dzisiejszej ulicy Roweckiego w ogóle nie było. Przebito ją dopiero w końcu lat 50. XX wieku, a w 1961 r. nadano jej imię Juliana Marchlewskiego. Pabianiczanie jeszcze bardzo długo nazywali  utworzoną ulicę ”nową drogą”. Przedłużono także ul. Orlą do ul. Kilińskiego nadając skrzyżowaniu dzisiejszy wygląd. W miejscu gdzie znajduje się dzisiaj stacja benzynowa, stały kiedyś dwa drewniane domy zbudowane w początku XX w. Rozebrano je w 1978 i 1981 r. Asfalt na ul. Kilińskiego położono w 1961 r., a w 1976 r., a w 1976 r. na skrzyżowaniu zainstalowano piątą w mieście sygnalizację świetlną.

Roweckiego

Do początku lat 50. ubiegłego wieku tereny na wschód od ul. Kilińskiego – od ul. Grobelnej do granic miasta – stanowił park należący do byłych fabrykantów. Po zakończeniu II wojny światowej park o leśnym charakterze przeszedł na własność miasta. W połowie lat 50. Część lasu wykarczowano tworząc nową ulicę, a kilka lat później zbudowano stadion sportowy. W 1961 r. ulica otrzymała nazwę ul. Juliana Marchlewskiego (dziś ul. Grota-Roweckiego). Mimo to pabianiczanie jeszcze przez wiele lat określali ulicę mianem „nowa droga”. Stadion klubu sportowego MRKS „Włókniarz” na stałe wpisał się w historię Pabianic. 21 lipca 1977 r. oddano tu do użytku halę sportową, a 27 kwietnia 1979 r. kryty basen pływacki, projektu inżyniera architekta Witolda Marchwickiego. Basen jest jedynym tego typu obiektem w naszym mieście. Z obiektów pływackich na otwartym powietrzu funkcjonuje nadal popularny „Lewityn”. Kiedyś istniały jeszcze dwa baseny kąpielowe. W 1963 r. oddano do użytku basen przy ul. Wspólnej, wykorzystując istniejący zbiornik  przeciwpożarowy. Zamknięto go w 1969 r. kiedy podczas kąpieli utonął w nim chłopiec. Drugim był basen kąpielowy należący do klubu sportowego PTC. Dziś  (2011) też już nie istnieje.

Moniuszki

Ulica Stanisława Moniuszki wytyczona została po regulacji miasta w 1823 r. Na planie Pabianic z 1878 r. figuruje pod nazwą Tylna (od ul. Kilińskiego do ul. Konopnickiej). W 1895 r. ulice przedłużono do ul. Ostatniej. W 1927 r. ul. Tylna otrzymała nazwę ul. St. Moniuszki i jednocześnie została przedłużona do parku Wolności. W czasie okupacji hitlerowskiej nosiła nazwę Richard Wagner Strasse. Ulica biegnie od ul. Kilińskiego na zachód, skręcając po około 950 m w kierunku południowo-zachodnim i kończy się na wejściu do parku Wolności. Jej dzisiejsza długość wynosi ok. 2,4 km. Najciekawszym budynkiem znajdującym się przy ul. Moniuszki (róg ul. Konopnickiej) jest dom-pałacyk należący ongiś do Gustawa Preissa, właściciela fabryki budowy maszyn. Budynek w stylu secesyjnym powstał w 1904 r. Przy ul. Moniuszki 28 znajduje się jedyny w Pabianicach dwupiętrowy dom drewniany, prawdopodobnie z początku XX w. W 1966 r. w budynku mieszkalnym (ul. Moniuszki 165) utworzona została kaplica-filia kościoła Najświętszej Marii Panny. Od chwili erygowania parafii M.Kolbego była to kaplica tejże parafii. Dziś(2012) jest to budynek mieszkalny. Ulica Stanisława Moniuszki była kiedyś dość spokojną ulicą, ożywającą jedynie w dni targowe. Dominowały wtedy na niej konne zaprzęgi chłopów z okolicznych wsi jadących na Nowy Rynek. Dziś to ciasna ulica zatłoczona samochodami i autobusami komunikacji miejskiej.

Orla

Ulica Orla, jako nie nazwana droga, istniała już w XIX w. Istniejące źródła pisane (geodezja) podają nazwę ul. Orla od roku 1927. Od tego czasu jej nazwa uległa zmianie tylko podczas okupacji hitlerowskiej. Nazywała się wówczas Radetzki Strasse. Ulica biegnie w kierunku wschód-zachód. Zaczyna się od ul. Mariańskiej, a kończy przy skrzyżowaniu z ul. Kochanowskiego. Jej dalszy ciąg biegnący w kierunku południowo-zachodnim, nosi nazwę ul. Wileńska. Dzisiejsza długość ul. Orlej wynosi ok. 1000 m. W latach 60. XX w. przedłużono ul. Marchlewskiego (dziś Roweckiego), budując jednocześnie drewniany most na rzeczce Pabiance. Zlikwidowano wówczas kiosk spożywczy stojący w miejscu, gdzie dziś (2012) znajduje się wysepka na skrzyżowaniu ul. Kilińskiego i ul. Roweckiego. Pan Bolek, właściciel kiosku, sprzedawał zimą ciepłe piwo, które przelewał z butelek do emaliowanego garnka i podgrzewał na maszynce elektrycznej. Klientami byli przeważnie grabarze z pobliskich cmentarzy. Do ciekawych obiektów znajdujących się przy ul. Orlej zaliczyłbym dawną ujeżdżalnię koni, należącą kiedyś do rodziny Kruschów i Enderów (ul. Orla – róg ulicy Mariańskiej). Po zakończeniu II wojny światowej w ujeżdżalni urządzono halę widowiskowo-sportową. Przy ul Orlej róg ulicy Targowej znajduje się kościół katolicki Mariawitów wybudowany ok. 1910 r. Nieopodal, pod numerem 34, stoi parterowy, murowany budynek z 1912 r. Stuletni , niedawno pięknie odnowiony, stracił jednak wiele ze swego uroku. Na koniec przypomnienie: ul. Roweckiego nie kończy się na skrzyżowaniu z ul. Kilińskiego, lecz biegnie dalej do ul. Mariańskiej.

Kościuszki

Ulica Tadeusza Kościuszki powstała w wyniku parcelacji Nowego Miasta (terenów leżących na lewym brzegu Dobrzynki) w 1823 r. Na planach miasta figuruje od 1878 r. pod nazwą ul. Długa. Biegła ona wtedy od dzisiejszej ul. Moniuszki do ul. Partyzanckiej (tworzyły ją wtedy dzisiejsze ulice Kościuszki i Pułaskiego).

https://polona.pl/item/pabjanice-ul-dluga,Njk4ODE2NjE/0/#info:metadata

W 1927 r. ul. Długa została skrócona do ul. Zamkowej i przemianowana na ul. Tadeusza Kościuszki. Podczas okupacji hitlerowskiej nosiła nazwę Hindenburg Strasse. W latach 1870-89 na narożniku ul. Kościuszki i Moniuszki wybudowano drewniany, jednopiętrowy dom na murowanym fundamencie z ozdobną elewacją i zewnętrznymi okiennicami. Rozebrano go w listopadzie 1989 r.

Przy ul. Kościuszki 25 znajduje się stylowy budynek z lat 30. XX w. Przed II wojną światową i po jej zakończeniu miała w nim siedzibę Ubezpieczalnia Społeczna. W latach 60. w budynku umieszczono Stację Miejską Pogotowia Ratunkowego (nr tel. 09). Znalazły tu swoje miejsce: biuro wezwań, informacja i administracja, a w pobliskich garażach mieścił się tabor samochodowy. Pierwszymi karetkami pogotowia były czeskie skody, później warszawy i polskie fiaty. W latach 60. pogotowie dysponowało  siedmioma zradiofonizowanymi sanitarkami. W 1974 r. numer alarmowy pogotowia zmieniono na 999. Z bezpłatnej pomocy doraźnej, jaką oferowało Pogotowie Ratunkowe, korzystać mogli wszyscy ubezpieczeni mieszkańcy miasta. Zapewniały to zmiany ustrojowe po zakończeniu drugiej wojny światowe. W połowie 1981 r. Pogotowie Ratunkowe przeniesiono do szpitala przy ul. Karolewskiej (dziś Jana Pawła II). 1 października 1987 r. oddano do użytku dwie karetki z wyposażeniem reanimacyjnym (tzw. R-ki), zakupione z funduszy zakładów i składek pracowników firm: Pamotex i Polfa. W 1990 r. transport sanitarny dysponował dwunastoma karetkami i dwiema R-kami. W opuszczonym budynku przy ul. Kościuszki 25 znalazł swoje miejsce Zakład Ubezpieczeń Społecznych, a dziś (2011) mieści się w nim Wydział Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miejskiego. W 1976 r. budynek pogotowia i jego tabor samochodowy „zagrał” w jednym z odcinków popularnego serialu „Daleko od szosy”.

W budynku przy ul. Kościuszki 14 od 107 lat, niemal nieprzerwanie, mieszczą się różne placówki kulturalne. Wybudowany w 1903 r. przez Towarzystwo Trzeźwości mieścił w swoich murach Towarzystwo Macierzy Szkolnej. W 1906 r. otrzymał oficjalną nazwę Domu Ludowego. Rok później otwarto w nim pierwsze w Pabianicach muzeum, w którym prezentowano zbiory przyrodnicze Witolda Eichlera. Mieściły się tu także sekcje kulturalne, biblioteka, organizowano odczyty i przedstawienia teatralne. W 1919 r. otwarto w budynku kino Zachęta (później Nowości). Podczas okupacji hitlerowskiej, „nosiciele kultury” utworzyli w tym kulturalnym przybytku przejściowe więzienie, w którym przetrzymywano i katowano pabianiczan. Do końca wojny w budynku mieściła się siedziba policji. Po wyzwoleniu wróciły na ul. Kościuszki 14 placówki kulturalne: biblioteka, sala widowiskowa, a od 1978 r. rozpoczął działalność Miejski Ośrodek Kultury.

https://polona.pl/item/pabianice-dom-ludowy-volkshaus,Njk4ODE2NjY/0/#info:metadata

Jana

Ulica św. Jana została wytyczona podczas regulacji miasta w 1823 r. W dokumentach spotyka się jej nazwę po raz pierwszy w 1878 r. – ul. Świętojańska. W 1910 r. nazwę zmieniono na ul. św. Jana. Podczas II wojny światowej nosiła nazwę Johannisstrasse, a po jej zakończeniu ul. Legionów. Nowa nazwa była powodem wielu pomyłek, ponieważ do wybuchu wojny dzisiejsza Partyzancka nazywała się ul. Legionów. Dlatego w 1946 r. nadano jej imię Marcelego Nowotki. Ostatnia zmiana nazwy miała miejsce w 1992 r. kiedy przywrócono ulicy nazwę: ul. św. Jana. Oprócz wielu instytucji i ciekawych budowli, przy ulicy znalazły swoje miejsce parterowe budynki mieszkalne z końca XIX w. – drewniane i murowane, niektóre z naczółkowymi dachami tak charakterystycznymi dla polskiej architektury, powoli znikają z krajobrazu ulicy. Z drewnianych pozostał jeden, który czeka na rozbiórkę (2011).

W połowie XIX w. na narożniku ul. św. Jana i ul. św. Rocha wybudowano modrzewiowy dom tkaczy. Budynek konstrukcji przysłupowej, piętrowy, wokół ścian arkadowe wnęki na słupach, we wnękach okna, dach naczółkowy. Dom spłonął w styczniu 1945 r. podczas działań wojennych. Pozostał po nim do dnia dzisiejszego (2010) pusty plac.

Świętokrzyska

Ulicę Nowofabryczną wytyczono w 1910 r. W 1927 r. nazwę zmieniono na ul. Świętokrzyską, od stojącego pod numerem 7 wysokiego, drewnianego krzyża. Nie wiadomo, z jakiego powodu postawiono krzyż. Dziś (2011) w jego miejscu stoi inny, metalowy, otoczony ozdobnym ogrodzeniem. Podczas okupacji hitlerowskiej ulica otrzymała nazwę Wissmannstrasse. Po zakończeniu wojny nie przywrócono starej nazwy, lecz wymyślono nową: ul. 7 Listopada, dla uczczenia wybuchu w Rosji Wielkiej Rewolucji Październikowej. Skąd zatem listopad w nazwie, zamiast października? W Rosji podczas wybuchu rewolucji obowiązywał kalendarz juliański różniący się od gregoriańskiego, obowiązującego w Polsce. Gdy w Rosji wybuchła rewolucja, u nas był już listopad. I tak powstał dziwoląg „7 Listopada”, upamiętniający rewolucje październikową. 1 stycznia 1993 r. decyzją Rady Miejskiej przywrócono ulicy starą nazwę – ul. Świętokrzyska.

Narutowicza

W 1927 r. ulicy Ogrodowej nadano nazwę: ul. Prezydenta Gabriela Narutowicza. Jednym z ostatnich przykładów dawnej zabudowy tej ulicy był drewniany dom na posesji nr 31, wzniesiony na początku XX w. Typowy dla Pabianic robotniczy drewniak posiadał na swojej elewacji ozdoby, które wyróżniały go spośród innych z tego okresu. Budynek rozebrano w październiku 1981 r. Coraz mniej w naszym mieście drewnianej zabudowy. Znikają drewniaki z ulic: p. Skargi, Bugaj, św. Jana… Niski standard mieszkań, nieopłacalność utrzymania tych budynków powodują, że są wyburzane lub niszczeją niezamieszkane (2010). Podobno, murowane domy mają większe szanse przetrwania. W Łodzi przy „Białej Fabryce” powstał ciekawy skansen starej zabudowy miasta. Bardzo to kosztowny pomysł i chyba nie doczekamy się podobnego przedsięwzięcia w naszym mieście. Zbliżają się wybory (2010 r.) samorządowe. Nie słyszałem w wypowiedziach kandydatów nic o zabytkach i obietnicach działań w tym kierunku.

Partyzancka

Ulica Partyzancka w istniejących dokumentach figuruje od 1878 r. pod nazwą ul. Wodna. Wielokrotnie przedłużana, zmieniała również swoją nazwę. Od 1924 r. nazywała się ul. Legionów a podczas okupacji hitlerowskiej Franz Xaver Schwarz Strasse. Swoją dzisiejszą nazwę otrzymała w 1946 r. Betonowy most na Dobrzynce zbudowano w  1934 r. Przetrwał do 2004 r. kiedy to podczas przebudowy jezdni wybudowano nowy most. Betonowe bariery mostu zastąpiono wówczas metalową balustradą. W latach powojennych ul. Partyzancką wyłożono bardzo śliską podczas deszczu, bazaltową kostką. Pabianiczanie nazywali wtedy ul. Partyzancką „autostradą”.

W 1962 r. przy ul. Partyzanckiej rozpoczęto budowę hal produkcyjnych Pabianickiej Fabryki Żarówek „Polam”. Dotychczasowa siedziba firmy mieszcząca się w starym budynku z 1880 r. przy ul. Grobelnej 4 nie spełniała oczekiwań prężnie rozwijającej się firmy. Przyznany pod budowę teren położony był przy ul. Partyzanckiej, między ulicami : Konstantynowską i Barucha. W 1965 r. oddano do użytku pierwszą halę produkcyjną. Rozbudowa firmy w nowym miejscu trwała do roku 1972. Od roku 1996 właścicielem pabianickiej „Żarówki” była firma Philips (2010).

W 1904 r. (lub 1900) przy ul. Wodnej gmina ewangelicka w Pabianicach wybudowała dom parafialny (dziś ul. Partyzancka, róg św. Jana). W tym dwupiętrowym budynku z czerwonej cegły ogniskowało się życie i działalność parafii. Wkrótce przeniesiono tam przedszkole dla dzieci w wieku 3-7 lat z „ewangelickich rodzin proletariackich”. Do wybuchu II wojny światowej dom parafialny wraz z dwoma sąsiednimi budynkami (w jednym z nich mieści dziś Szkoła Podstawowa nr 9) były własnością gminy ewangelickiej. Po zakończeniu wojny w byłym domu parafialnym mieściło się Gimnazjum Męskie, a później I LO im. Jędrzeja Śniadeckiego. W 1963 r., po opuszczeniu budynku przez I LO, umieszczono tu Zespół Szkół Budowlanych – zasadniczą szkołę zawodową i technikum. Dziś „budowlanki” już nie istnieją.

U zbiegu ul. Partyzanckiej i Traugutta 10 stał do niedawna (2010) drewniany budynek mieszkalny. Wybudowany prawdopodobnie przed pierwszą wojną światową przetrwał niemal do końca wieku. Typowy mieszkalny drewniak jakich wiele było w naszym mieście, niczym szczególnym się nie wyróżniał, poza jednym . Na frontowej ścianie domu, od strony ul. Partyzanckiej, pod tabliczką z nazwą ulicy umieszczona była jeszcze jedna tablica, której przeznaczenia mogę się tylko domyślać. Płyta żeliwna o wymiarach 33 cm na 20,5 cm pochodzi prawdopodobnie sprzed I wojny światowej. Trąbka oznaczała miejsce zamieszkania pracownika dawnej poczty konnej lub człowieka odpowiedzialnego za ogłaszanie alarmu w czasie pożaru.

Waryńskiego

Ulicę Fabryczną wytyczono w 1910 r. W 1936 r. nazwę zmieniono na ulica Bolesława Limanowskiego, upamiętniając zmarłego rok wcześniej działacza socjalistycznego i niepodległościowego. W czasie II wojny światowej ulica nosiła nazwę: Bismarck Strasse. Po wojnie, w 1946 r. otrzymała imię Ludwika Waryńskiego. Przez wiele lat przy tej ulicy miał swoją siedzibę Komitet Miejski PZPR (dziś w budynku mieści się Powiatowy Urząd Pracy). W grudniu 1958 r. na budynku pod numerem 18 umieszczono tablicę upamiętniającą 40. rocznicę powstania na terenie Pabianic Komunistycznej Partii Polski.  W tym samym budynku, w narożnym sklepie mięsnym, w latach 70. XX zaopatrywali się pracownicy pobliskiego „domu partii”. Zakupów dokonywali poza kolejnością, za okazaniem specjalnych talonów. Dzisiaj nie ma już przy tej ulicy komitetu partyjnego i sklepu dla wybranych. Ludwik Waryński oparł się „dekomunizacji” i nadal jest patronem dawnej ulicy Fabrycznej.

Bohaterów

Ulica Krótka powstała w 1910 r. Podczas okupacji nazistowskiej nosiła nazwę Kurze Gasse (ulica Krótka). Po wojnie nadano jej imię Bohaterów, na pamiątkę robotników poległych w czasie strajku w dniu 17 marca 1933 r. O tragedii, jaka wydarzyła się przy ulic Moniuszki, Łąkowej i Krótkiej, informuje tablica pamiątkowa. Tablicę wmurowano 1 maja 1959 r. w ścianę budynku przy ul. Moniuszki 19 (od strony ul. Bohaterów). Do tragicznych wydarzeń w 1933 r. doszło podczas starcia manifestujących robotników z policją, która użyła broni palnej. W wyniku starcia zastrzelono pięć osób. Jedna nie była uczestnikiem manifestacji, lecz przypadkowym widzem. Rannych zostało kilkaset osób, a w nocy aresztowano ok. 50 osób, w tym prawie cały komitet strajkowy. Manifestacja była skutkiem przyłączenia się pabianickich włókniarzy do ogólnopolskiego strajku. Pogrzebowi ofiar, który odbył się na cmentarzu katolickim, towarzyszyła wielka manifestacja (jednego z zabitych pochowano na cmentarzu ewangelickim). Tablica upamiętniająca miejsce, w którym władza strzelała do obywateli przetrwała – w zmodyfikowanej formie – do dziś.

Wyszyńskiego

Ulicę Skromną wytyczono i nadano jej nazwę w 1927 r., chociaż niektóre publikacje podają rok 1914 lub nawet drugą połowę XIX w. Zbudowano przy niej osiedle domków robotniczych (1882 r.) zwanych potocznie „famułami” i szkołę należącą do firmy Krusche i Ender (1895 r.). „Famuły” już nie istnieją, ale budynek szkolny przetrwał do dziś. W okresie międzywojennym, przed szkołą, niemal u wylotu w ulicę Zamkową odbywały się targi zwierzęce. Nie wiem, czy targowisko to było akceptowane przez władze miasta. Okupacja niemiecka położyła kres tym targom. Nazwę ulicy zmieniono na Mariengasse (ulica Marii). W 1964 r. ul. Skromną przemianowano na ul. XX –lecia PRL. Ulica i jej okolice stały się miejscem budowy osiedli mieszkaniowych. Od 1992 r. nosi imię kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Spółdzielcza

Ulica Spółdzielcza powstała w 1929 r. Nazwę zawdzięcza zbudowanym tam przez robotnicze spółdzielnie zespołowi domów mieszkalnych. Inicjatorem budowy i założenia spółdzielni robotniczych był proboszcz parafii Najświętszej Marii Panny ks. Leopold Petrzyk. Proboszcz znany ze swoich sympatii dla klasy robotniczej nazywany był „czerwonym proboszczem”. W 1932 r. uroczystego poświęcenia oddanych do użytku domów dokonał biskup diecezji łódzkiej Wincenty Tymieniecki. I tu nasuwa się ciekawe skojarzenie. W 1928 r. biskup utworzył Towarzystwo Budowy Domów Robotniczych, które przy pomocy fabrykantów miało wybudować w Łodzi 830 domów! Jednak fabrykanci niezbyt entuzjastycznie  odnieśli się do wizjonerskiego pomysłu biskupa. Wybudowano tylko 98 domów w łódzkiej dzielnicy Karolew. Ciekawe, czy to biskup zainspirował się pomysłem pabianickiego proboszcza, czy też odwrotnie…

Lutomierska

Ulica Lutomierska powstała w XIX w. Swoją dzisiejszą nazwę otrzymała w 1910 r. Biegła wtedy od ul. Zamkowej do torów kolejowych. W 1950 r. ulicę przedłużono w kierunku północnym aż do granicy miasta. W 1930 r. jezdnię utwardzono kamieniem brukowym. Ulica Lutomierska kojarzy mi się z przejazdem kolejowym i kuźnią (róg ulicy Partyzanckiej i Lutomierskiej), w której jeszcze na początku lat 80. XX w. podkuwano konie. Ostatnią kuźnię w naszym mieście zamknięto w końcu lat 80. Później był tu zakład wulkanizacyjny.

Bracka

Ulicę Bracką wytyczono w 1910 r. Przy ulicy zaczęły powstawać drewniane, jednopiętrowe budynki i murowane kamienice. W 1936 r. jezdnię pokryto brukiem. Podczas okupacji hitlerowskiej ulica nosiła nazwę Burgundenstrasse. Położona na uboczu miasta przetrwała w spokoju do 20 lipca 1973 r., kiedy to wmurowano akt erekcyjny pod pierwszy blok nowo powstającego osiedla im. M. Kopernika (rejon ulic: Bugaj, Marchlewskiego (dziś Roweckiego), Gryzla, Gawrońska. Prężnie rozbudowujące się osiedla dotarło wkrótce do ul. Brackiej. Nowe bloki poczęły wypierać starą zabudowę. Dzisiaj nie buduje się już nowych bloków. Z dawnej zabudowy nie pozostał  ani jeden drewniany.

Stycznia

Ulica 20 Stycznia na planie miasta z 1796 r. figuruje jako droga polna pod nazwą „Droga do Rydzyn”. Według danych geodezji, ulica (z pewnymi zmianami) istnieje od 1878 r, pod nazwą ul. Leśna. W czasie okupacji hitlerowskiej nosiła nazwę Waldstrasse (ul. Leśna). W 1946 r, nazwę zmieniono na 20 Stycznia dla upamiętnienia wyzwolenia Pabianic spod okupacji hitlerowskiej. Ulicą Leśną w styczniu 1945 r. wkroczyły do Pabianic pierwsze oddziały Armii Czerwonej. Ulica, zachowuje nadal bieg drogi polnej, prowadzi ogólnie biorąc, w kierunku południowo-wschodnim aż do granicy miasta ze stawami w Sereczynie. Jej długość wynosi ok. 4350 m. Architekturę ul. 20 Stycznia stanowi niezbyt ciekawe pomieszanie bloków budowanych w okresie PRL i budownictwa z okresu międzywojennego. 9 października 1984 r. erygowano parafię Miłosierdzia Bożego, pierwszą w tym wielkim pabianickim blokowisku – przy ul. 20 Stycznia 77. W pierwszej kolejności zbudowano kaplicę św. Józefa, a później kościół. Na narożniku ul. 20 Stycznia i ul. Rydzyńskiej stał drewniany, kryty strzechą budynek z XIX w., który wchodził w skład gospodarstwa chłopskiego, Rozebrany został w 1992 r. Na koniec ciekawostka. Wewnątrz murowanego budynku z lat 20. XX w. (posesja nr 38) znajduje się fragment nieotynkowanego muru. Na surowych cegłach znalazłem znak firmowy znanej, pabianickiej cegielni – „Młodzieniaszek”. Krzysztofowi Koryckiemu serdecznie dziękuję za ”udostępnienie cegły”. (Stanisław Misiek,  Moje Miasto Pabianice,  lata 2009-2012)

***

Dziejami pabianickich ulic zajmowało się wielu autorów.  Adam Dobrzyński opisał ulicę Kilińskiego w  Życiu Pabianic, nr 23-26/2020 r.

W kamienicach i drewniakach pomiędzy Zamkową i Moniuszki tętniło życiem dwanaście restauracji i knajp. W podwórzach stukotały krosna. Przez długie lata ku cmentarnej bramie kroczyły tędy pogrzebowe kondukty za oszklonymi karawanami ciągniętymi przez dwa czarne konie.

Zanim ulica prowadząca do Jutrzkowic i Bychlewa doczekała się patrona – szewca Jana Kilińskiego (w 1927 roku), błotnistą drożynę przez bród na strumyku Pabianka zwano „drogą krakowską” lub „drogą częstochowską”. Od 1468 roku chadzały tędy pabianickie pielgrzymki na Jasną Górę. Gdy wyruszyła pierwsza pielgrzymka, Polską rządził król Kazimierz Jagiellończyk, kończyło się średniowiecze, a w Krakowie mistrz Wit Stwosz rzeźbił ołtarz mariacki.  Ludzie jeszcze nie wiedzieli, że za ogromnym oceanem istnieje Ameryka. Dopiero cztery lata później Krzysztof Kolumb popłynął odkryć nowy kontynent.

W targowe dni ku miastu ciągnęły chłopskie wozy z mąką, kaszą, grochem, jajami, serem, miodem i wyprawionymi skórami. Gdy dużo lżejsze wozy wracały po południu do wiosek pod Dłutowem, w zagajniku czyhali zbójnicy. Pod koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku dziennik Tydzień pisał, że z furmanek niejakiego Macieja Putka i Agusta Bartczaka złoczyńcy skradli pieniądze, bieliznę, naczynia miedziane i sprzęt gospodarski, kijami obijając woźniców.

Pod kołami licznych zaprzęgów „droga krakowska” robiła się szersza. W 1878 roku, kiedy w ratuszu (zamku nad Dobrzynką) wymyślano nazwy dla kilku pabianickich ulic, dość ruchliwa już „droga krakowska” dostała nazwę „Nowa”.

Od 1823 roku miasto pilnie szukało terenów pod rozległy cmentarz. Powód? Stary cmentarz na wschodnich peryferiach miasta (wokół dzisiejszego kościoła św. Floriana przy ulicy Warszawskiej) już nie mieścił zmarłych. Zwłaszcza, że grzebano tam także okolicznych wieśniaków – parafian kościoła św. Mateusza. Najtańsze były łąki i zarośla w południowej części miasta, przy granicy z Jutrzkowicami. Parafia wytyczyła na nich duży cmentarz rzymskokatolicki. Jesienią 1824 roku ulicą  Nową poniesiono tam pierwszą trumnę, a w ziemię wbito pierwszy krzyż. Wkrótce pabianiczanie uznali, że piaszczysty trakt do nowego cmentarza winien zwać się ulicąNowo-Cmentarną (pisownia oryginalna) albo Cmentarną.

Wysoki ceglany mur przy ulicy stanął w 1892 roku. Murowane są także wszystkie cmentarne bramy. Furtki wykuto ze stali. Na osi centralnej alei wyrosła neogotycka kaplica pokryta blachą cynkową. Przy alejkach posadzono lipy, żywotniki, jesiony, brzozy, dęby i klony.

Strażnica

Tymczasem na początku ulicy Cmentarnej – przy skrzyżowaniu z Zamkową, życie kwitło jak nigdy dotąd. Placyk po lewej stronie przemienił się w gwarne miejskie targowisko z jadłem, odzieniem i wyrobami tutejszych rzemieślników. Na prawej stronie ulicy pojawiły się ceglane domy z poddaszami i trzy drewniane, ze sklepem bławatnym i zakładem fryzjerskim od ulicy.

W pobliżu wznoszono strażnicę straży ogniowej ochotniczej, wyposażoną w stajnię dla służbowych koni i garaż dla beczkowozów. Czterdziestu pabianickich strażaków utrzymywało się z pieniędzy fabrykantów i mieszczan. Pierwsi ochotnicy, którzy stawili się przy pożarze dostawali po 5 rubli zapłaty. Tyle samo należało się właścicielowi koni ciągnących beczki z wodą. Pozostali ochotnicy dostawali po rublu.

4 września 1881 roku proboszcz poświęcił nieźle wyposażoną jednostkę nowomiejską strażaków przy ul. Cmentarnej. Fabrykant Juliusz Kindler wybił z tej okazji medal pamiątkowy OSP z polskim napisem na rewersie. Władze carskie ukarały go za to krótkotrwałym aresztowaniem i rocznym zakazem pełnienia funkcji strażackich. Surowymi karami straszono też fabrykanta Feliksa Kruschego, który ośmielał się wydawać strażakom komendy w zakazanym języku polskim.

Kolbe

Niedługo potem na ulicy Cmentarnej pojawiła się uboga rodzina tkaczy, Marianna i Juliusz z trzema synami: Rajmundem, Frankiem i Józkiem. Kolbowie, bo tak się nazywali przybysze ze Zduńskiej Woli, szukali tutaj pracy przy krosnach i dachu nad głowami. Zanim wprowadzili się do mieszkania na rogu Cmentarnej i Złotej (dziś ulica Kolbego), zmienili sześć adresów. Z domu Mikołaja Otomańskiego za cmentarzem wygnał ich zbyt wysoki czynsz. Pomieszkiwali więc w domu Werfla, w drewniaku przy ulicy Fabrycznej  (Waryńskiego), u Preissa, Zaleskich przy Konstantynowskiej, aż wreszcie w kamienicy dwa kroki od Cmentarnej.

Było to całkiem znośne miejsce, z podwórzem wybrukowanym polnymi kamieniami. Lokatorzy mieli dwie studnie, wychodek i komórki. Do mieszkania Kolbów wiodły strome drewniane schody. Za drzwiami pod numerem dwadzieścia cztery Marianna i Juliusz z synami mieścili się na dwudziestu metrach kwadratowych podłogi z trzema  oknami wychodzącymi na podwórze i kuchennym piecem. Zimą Juliusz Kolbe wystawiał bosych synów na mróz. Brnąc w śniegu po kolana, Rajmund, Franek i Józek maszerowali wokół domu, co trwało dobry kwadrans. Gdy sczerwieniały stopy, ojciec kazał kłaść się pod pierzynę. W ten sposób tato hartował synów metodą bawarskiego księdza Sebastiana Kneippa, ponoć skuteczną także na lumbago i suchoty. Z Rajmunda, który w 1907 roku wyjechał z Pabianic, wyrósł franciszkanin, brat Maksymilian – męczennik i święty Kościoła katolickiego.

Pod ruskim batem

Zaborcy dwukrotnie zmieniali przebieg ulicy Cmentarnej. W ten sposób powstał m. in. łagodny zakręt drogi na wysokości ulicy Tylnej (obecnie Moniuszki). O zmianach na drodze do cmentarza tak oto pisał dziennik Echo: „W myśl ówczesnego planu regulacyjnego, ułożonego przez rosyjską magistraturę miasta, stara ulica została zniesiona, nową zaś przeprowadzono w ten sposób, że przecięła posesję Kolmana na dwie części.

Za zajęty pod nową ulicę teren odszkodowania żadnego nie wypłacono, a pozostały po zniesionej ulicy pas ziemi, sprawiedliwie przynależny córce Kolmana, Klarze Puszowej, jako spadkobierczyni, nieprawnie zagarnął sobie p. Feliks Krusche wraz z częścią gruntu do posesji należącego, o przestrzeni 370 metrów kw. Aktu tego dokonał pod nieobecność samej właścicielki. Wszelkie interwencje w tej sprawie nic nie pomogły”.

Tutaj pogonili Niemców

Jesienią 1918 roku, w ostatnich dniach światowej wojny, przy cmentarzu kręciły się młodzieżowe patrole. Pabianiccy uczniowie i harcerze, którzy ochotniczo zgłosili się do rozbrajania okupantów, wypatrywali pruskich mundurów. Gdy patrole zameldowały, że ulicą Cmentarną maszeruje oddział niemieckiej piechoty w pełnym rynsztunku i z taborami, bojownicy ogłosili alarm.

Kolumnie Prusaków pozwolono skręcić z Cmentarnej w Zamkowa. Dopiero tam bojownicy ruszyli do ataku. Zaskoczeni i zdezorientowani żołnierze nie bronili się, bez walki oddając karabiny i pistolety.

Niepodległe miasto

Gdy polska znowu pojawiła się na mapach Europy, ulica prowadząca na cmentarz wciąż była błotnistym traktem przez bród na płytkiej Pabiance. Obydwa brzegi rzeczki połączyła wkrótce drewniana kładka, zbudowana za fundusze z kasy miejskiej. Mogło się po niej przeprawić kilkoro ludzi naraz albo lekka furmanka. Niespełna dwa lata po wojnie ulica dostała patrona – Jana Kilińskiego.

Na rogu cmentarza ewangelickiego stało już mauzoleum. Ufundowała je Zofia Kindler, synowa fabrykanta Rudolfa Kindlera – twórcy drugiej w mieście potęgi włókienniczej. Mauzoleum zaprojektował Johannes Wende – ten sam architekt, który wznosił pałac Kindlerów w Widzewie koło Ksawerowa. Budowla w stylu nawiązującym do secesji i orientu miała być miejscem spoczynku pabianickich Kindlerów. Jednak od 1911 r. państwowe przepisy już nie pozwalały chować zmarłych w mauzoleach. Gdy w 1918 roku nagle zmarł (na grypę) 62-letni Oskar Kindler – syn Rudolfa, pochowano go w znacznie skromniejszym sarkofagu, na którym kamieniarz wyrył życiową dewizę Kindlera: „Błogosławione życie w pracy i trudzie”.

Atak na skład broni

Kilka miesięcy później z powodu spóźnionych zasiłków dla bezrobotnych i mnożących się oszustw pabianickich piekarzy fałszujących chleb, wybuchły zamieszki. Tłum zaatakował m. in. skład wojskowej broni i amunicji na rogu ulicy Kilińskiego i Grobelnej. Padły strzały. 16 kwietnia 1919 r. Głos Polski przyniósł wiadomość o „zaburzeniach głodowych” nad Dobrzynką pisząc: „Na wczorajszym posiedzeniu magistrat obradował, w jaki sposób wyjednać od ministerstwa aprowizacji przysłanie mąki, której chrześcijańscy mieszkańcy Pabianic ostatnio wcale nie dostali. Przed zamkiem gromadził się tłum mieszkańców wznoszących okrzyki: Dajcie mąkę! Żydzi dostali na święta po siedem funtów mąki, a Polacy nie!”

Niedługo potem bezrobotni wdarli się na schody zamku i zepchnęli z nich policjantów z karabinami, pilnujących porządku. Tłum wtargnął do kancelarii magistratu. Z Łodzi ściągnięto policję i wojsko. Kilkunastu buntowników aresztowano.

5 września o godzinie trzeciej nad ranem tłum zebrał się na rogu ulic Kilińskiego i Grobelnej Głos Polski pisał: „Stamtąd gromada udała się do składu broni i amunicji załogujących tutaj wojsk, w celu opanowania składu i zaopatrzenia w broń, by z bronią w ręku oswobodzić aresztowanych. Kilkunastu mężczyzn zakradło się w pobliżu wartowni, usiłując obezwładnić wartownika. Atoli wartownik w porę zdołał się zorientować, na co się zanosi i wystrzałem zaalarmował pobliską warte. Na odgłos wystrzałów nadbiegło zbrojne pogotowie, lecz już nikogo nie zastało”. Nazajutrz Kurier Codzienny zauważył, że: „Gdyby zamach się udał połowa Pabianic ległaby – skutkiem wybuchu składu amunicji – w gruzach”.

Na pohybel złodziejom

Wielka fabryka włókiennicza Kruschego i Endera sięgała wtedy  aż do ulicy Kilińskiego. W pobliżu skrzyżowania z Grobelną stała fabryczna brama numer trzy. Portierzy i policjanci schwytali tam wielu złodziei. W kwietniu 1923 roku komisariat policji w Pabianicach został zaalarmowany, że z fabryki ginie dużo bawełnianych szpulek i surowych tkanin. Od tej chwili policyjni wywiadowcy obserwowali bramy przy: Zamkowej, Lipowej, Grobelnej i Kilińskiego. Najstarszy posterunkowy policji obserwował bramę przy Kilińskiego, ukryty na strychu pobliskiego domu. To on w niedzielę dostrzegł wymykających się z portierni braci Dudziców – Tadeusza i Józefa. Bracia nieśli na plecach pękate worki. Policjant poszedł za złoczyńcami, lecz spłoszył ich. Dudzicowie wrzucili worki do stawu i uciekli.

Cztery dni później dziennik Republika napisał: „Obu braci zatrzymano. Dochodzenie dowiodło, iż trzeci brat – Tomasz Dudzic, pracujący w fabryce w charakterze portiera mającego klucze do wszystkich drzwi składów w tkalni, od dwóch lat okradał firmę”.

Solidny most

Osiem lat po wojnie rajcy miejscy sypnęli groszem na uregulowanie i poszerzenie ulicy Kilińskiego. Nawieziono drobnych kamieni do zasypywania błota. W grudniu 1926 roku Gazeta Pabianicka pisała: „Robotnicy firmy Krusche i Ender, pracujący w ogrodzie tejże firmy przy ul. Kilińskiego, mieli z wozów rozrzucać nawóz. Na jednym z wozów w nawozie znaleziono worek, a w nim mięso dopiero co zabitej świni. Widocznie złoczyńcy skradli komuś świnię, zabili ją pod osłoną nocy, a nie mając jej gdzie ukryć, zakopali w nawozie, aby przyjść po zdobycz następnej nocy”.

W 1928 roku, za prezydentury Władysława Gackiego, na Pabiance pojawił się solidny most.

Tymczasem przy ulicy Kilińskiego wyrosły kolejne kamienice i drewniane domy. Na odcinku między Zamkową i Moniuszki doliczono się aż dwunastu lokali gastronomicznych: restauracji, niedużych jadłodajni (bufetów) oraz podrzędnych knajp z piwem, wódką i tanią zagrychą. Pabianiczanie bawili się do późnej nocy. Były też dwie speluny, w których cuchnęło denaturatem. W jednej z nich trucizną z półlitrówki śmiertelnie zatruł się 39-letni kamieniarz Edward Guzenda, mieszkający przy Kilińskiego 61.

Zacne restauracje prowadzili tutaj Wójcikowie i Millerowie. Restauracja Andrzeja Wójcika przy Kilińskiego 9 istniała od 1911 roku, a lokal Jana Millera przy Kilińskiego 35 – od 1905 roku. Według kart obiadowych z tamtych czasów, kelnerzy podawali gościom: litewskie kołduny, rosół z czterech mięs, czerninę, flaki, kotlety  wieprzowe, duszoną wołowinę, rybę w galarecie, pieczoną dziczyznę, marynowane śledzie.

Pod numerem piątym swój bufet i restaurację prowadziło Stowarzyszenie Majstrów Tkackich (nie tylko dla zrzeszonych w nim tkaczy). W następnej bramie przy kuflu piwa spotykali się pabianiccy dorożkarze.

Na początku ulicy, pod numerem pierwszym, winem, wódką i likierami w ilościach hurtowych handlował Karol Kneblewski. Przed Bożym Narodzeniem 1928 roku firma Kneblewskiego ogłosiła „nadzwyczajną okazję dla klientów!”. Wszystkie gatunki wódek i likierów sprzedawała po cenach fabrycznych.

Niebezpieczna ulica

Raz po raz na Kilińskiego wzywano policjantów i medyków. Powód? Podwórzowe awantury, uliczne rozróby i zabójstwa. W czerwcu 1931 roku Express Wieczorny napisał: „Dom przy Kilińskiego 54 był miejscem krwawej zbrodni. Poszło o weksel. Józef Klimek, lat 25, zamieszkały przy Kilińskiego 75, oraz Józef Kantor w czasie pijatyki wymusili na 25-letnim Władysławie Lesieniu (Kilińskiego 43) podpisanie weksla na 100 zł. Lesień zawiadomił o tym policję i zaprzysiągł zemstę. Uzbrojony w rewolwer udał się do Klimka, u którego był Kantor. Na widok broni w ręku Kumpla Klimek i Kantor uciekli z mieszkania i skryli się w domu przy Kilińskiego 54.

Lesień wyłamał drzwi od sieni i pobiegł za przeciwnikami na strych. Dogonił ich i posypał się grad kul. Klimek dostał w głowę, serce i klatkę piersiową. Padł nieżywy. Kantor został ciężko ranny czterema kulami. W czasie strzelaniny Lesień ranił również mieszkankę domu przy Kilińskiego 54, Łaję Nauman. Wezwano policję. Przodownicy policji obezwładnili szaleńca i odstawili do więzienia. Przed domem, gdzie popełniono zbrodnię, gromadzą się tłumy ciekawych”.

Ambulatorium

Przy fabryce Kruschego i Endera działało ambulatorium – z wejściem od ulicy Kilińskiego. Prowadziła je Kasa Chorych, zasilana pieniędzmi fabrykantów. W ambulatorium pracowały  4 osoby, w tym lekarz lub felczer. Tylko w 1927 roku personel medyczny udzielił kilku tysięcy porad robotnikom i ich rodzinom. Większość interwencji lekarza i pielęgniarek była spowodowana wypadkami przy pracy i chorobami zawodowymi robotników.

Przyzakładowe ambulatorium regularnie zaopatrywano w nowoczesny sprzęt. W 1929 roku do Pabianic przywieziono aparat rentgenowski i aparat do elektroterapii. Mało które polskie miasto mogło się wówczas pochwalić tak dobrą bazą medyczną.

Ulica Kilińskiego stała się ”zagłębiem” ludzi przedsiębiorczych i pracowitych. Pod numerem 5 otwarto firmę o nazwie Pabianicki Skład Rolniczy. „Sprzedajemy węgiel w najlepszym gatunku i drzewo rąbane. Na żądanie dostarczamy do domów” – zapewniało ogłoszenie w prasie. Pod numerem 7 był ulokowany dobrze zaopatrzony sklep spożywczy spółdzielni Społem. W tym samym domu skład bławatno-galanteryjny prowadził Józef Kruszyński. Dwie kamienice dalej działała wypożyczalnia książek H. M. Koziarkiewicza. „Posiadamy najnowsze utwory beletrystyczne pisarzy polskich i zagranicznych, także artykuły piśmiennicze” – reklamował się właściciel. Pod „jedenastym’ przyjmował szewc Herman Zachej i krawiec Edmund Frohlich.

W podwórzu domu przy Kilińskiego 29 tkalnię założył przemysłowiec Bolesław Trzepadłek. Cztery numery dalej mięsem i wędlinami handlował rzeźnik Edward Getler. Pod numerem 39 August Jahn zbudował bielnik i farbiarnię przędzy. Istniejący od 1910 roku zakład betoniarski Ottona Grossa miał adres: Kilińskiego 47. Na tej samej posesji żydowska spółka Lewi i Cychtiger prowadziła tkalnię, a dwa numery dalej bracia Bruno i Roman Krauzowie też uruchomili tkalnię. Pod numerem 59 duże przedsiębiorstwo budowlane prowadził Józef Hans – wykonawca prac przy wznoszeniu szkół i remontach mostów.

Na lewej stronie ulicy Kilińskiego rodzina Kruschów kazała powiększyć i skanalizować swą drewnianą letniskową willę, otoczoną parkiem ciągnącym się aż do Jutrzkowic. W sali jadalnej z kryształowymi drzwiami stanął marmurowy kominek. Na piętro, gdzie urządzono pokoje gościnne, wiodły wyrzeźbione schody.

W czerwcu 1935 roku nad miastem szalała wichura i burza z piorunami, wyrywając drzewa i łamiąc płoty. „Podczas burzy zdarzył się nieszczęśliwy wypadek” – pisał Orędownik. „Na przechodzącego ul. Kilińskiego pana Sobolewskiego zwalił się płot. Sobolewski doznał pęknięcia czaszki i złamania obojczyka. W stanie beznadziejnym odwieziono go do szpitala”.

Najgłośniejszym wydarzeniem w tamtych latach była jednak obława na zabójcę posterunkowego policji Jana Pszenicznego. Ścigano uzbrojonego w rewolwer 19-letniego robotnika Bolesława Dziubę. Porywczy Bolek zastrzelił także swego rywala do ręki urodziwej pabianiczanki. Nad Dobrzynkę sprowadzono wówczas małą armię policjantów z Łodzi. Tropy wiodły na ulicę Kilińskiego. „W stercie pustaków przy betoniarni Grossa policyjne psy zwęszyły ślady ukrywającego się tam Dziuby” – pisała prasa. Padło kilka strzałów, ale zabójca uciekł na cmentarz.

Policja dopadła go dopiero na strychu domu przy ulicy Pięknej 52. Otoczyła budynek, puściła gaz łzawiący, a gdy zalany łzami Dziuba wskoczył na dach, zasypała go gradem pocisków z karabinów. Jedna z kul przeszyła serce młodego zabójcy.

Strażacy i rybacy

Coraz częściej na Kilińskiego widywało się strażackie hełmy i beczkowozy. Jednak powodem bicia na alarm nie były pożary w tutejszych drewniakach czy warsztatach tkackich. To druhowie rozbudowywali swą strażnicę w centrum miasta. Jesienią 1934 roku wszyscy strażacy poszli na cmentarz za trumną przedwcześnie zmarłego komendanta – Edwarda Pączkiewicza. „Pochód ciągnął się ulicą Kilińskiego kilometr bez mała” – pisała gazeta. ”Magister farmacji Pączkiewicz, który przez wiele lat pełnił obowiązki komendanta straży ogniowej, zmarł na skutek spóźnionej operacji wyrostka robaczkowego. Przed chorym nie ukrywano jego stanu. Pączkiewicz, świadomy, że lada chwila umrze, polecił sprowadzić księdza i długoletnią swą  współpracowniczkę, Martę Missalównę, z którą był zaręczony. Następnie polecił księdzu udzielić im ślubu. Podczas ceremonii narzeczona kilkakrotnie mdlała, a Pączkiewicz konał. Gdy ksiądz ogłosił ich mężem i żoną, aptekarz zmarł”?.

Kilka miesięcy później aresztowano prezesa OSP, Stefana Westerskiego – właściciela młyna i zawiadowcę stacji kolejowej. Według prokuratora, ciążyło na nim podejrzenie o szwindle przy wymianie podkładów kolejowych i na budowie bocznic do młyna.

Niebawem strażacy z Kilińskiego pomaszerowali w kolejnym wielkim pogrzebie – zastępcy komendanta, Ryszarda Kanenberga,  zastrzelonego w biały dzień na Zamkowej. Kannenberg, który był dyrektorem w fabryce Kruschego i Endera, zginął od kul z rewolweru zwolnionego z pracy robotnika.

Przy Kilińskiego „urzędowali” też wędkarze, zwani wówczas rybakami. „Istniejący tu Związek Rybacki, który rokrocznie o tej porze otwiera sezon, w niedzielę organizuje wycieczkę dla członków i zaproszonych gości do osady młyńskiej Depcika pod Pabianicami” – maju 1936 roku pisał dziennik Echo. „Zbiórka uczestników przy ul. Kilińskiego o 5 rano, skąd nastąpi wyjazd końmi. Podczas wycieczki będzie konkurs łowienia ryb na wędkę”.

W kwietniu 1931 roku Magistrat Pabianic opracował plan regulacyjny miasta, który miał radykalnie zmienić wygląd Pabianic. Zakładał on zamknięcie Nowego Rynku przy ulicy Kilińskiego (za kościołem ewangelickim), gdzie zamierzano budować biura magistratu, Sąd Grodzki i komendę Policji Państwowej. Nowym targowiskiem miał się stać plac na działkach Klary Puszowej przy Kilińskiego 10/12. Miasto chciało wykupić te działki od spadkobierców, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.

Na lewym brzegu Pabianki przy Kilińskiego 24 stanął natomiast dom, który podczas niedzielnych spacerów chętnie oglądało pół Pabianic. Był to ślubny prezent kierowcy rajdowego i właściciela szkoły jazdy – Franciszka Grętkiewicza, dla dwukrotnej medalistki olimpijskiej Jadwigi Wajsówny, którą Grętkiewicz pojął za żonę w styczniu 1939 roku.

Horst Wessel Strasse

Gdy 6 września 1939 roku niemiecka armia nacierała na Pabianice, w okolicy cmentarza nasi żołnierze osaczyli czołg wroga, wypędzając z niego załogę. Za sterami maszyny usiadł sierżant Władysław Walczak. Karabiny i działko obsługiwał kapral Mazurkiewicz. Zdobyczny czołg z biało-czerwoną flagą na wieżyczce triumfalnie przejechał ulicą Kilińskiego do Zamkowej. Stamtąd wziął kurs na Łódź, osłaniając polskich żołnierzy w potyczce pod Ksawerowem.

Podczas okupacji z murów i płotów zniknęły tabliczki z napisem: „ul. Kilińskiego”. Niemcy zmienili nazwę ulicy na „Horst Wessel Strasse”. Przymusowy patron był niemieckim nazistą, SS –sturmführerem, autorem hymnu NSDAP  (do 1945 roku oficjalnego hymnu Trzeciej Rzeszy), zastrzelonym w awanturze o pieniądze. Hitlerowcy czcili go jako męczennika narodowego socjalizmu.

Socjalizm

Gdy Rosjanie wypędzili Niemców, rządy „władzy ludowej” rozpoczęły się od konfiskat. W 1946 roku swoje tkalnie przy ul. Kilińskiego stracili: Marcin i Marian Biberowie, August Jahn, Krauzowie, Trzepadłek i reszta prywatnych przedsiębiorców, uznanych za bogaczy albo wspólników Niemców. Tkalnie Żydów wymordowanych w obozie zagłady też zajęło państwo. Firmy budowlane stracili Hansowie i Grossowie. Serednickim zabrano sklep z tkaninami, a Getlerom – sklep rzeźnicki.

Pofabrkanckie budynki zajęła wspierana przez nową władzę Spółdzielnia Pracy im. Leona Pakina, a w letniej rezydencji kapitalistów Kruschów państwo urządziło żłobek dla dzieci robotników z uspołecznionych zakładów bawełnianych (w latach 60. mieściła się tam przychodnia zakładowa PZPB i internat dla uczennic szkoły przyzakładowej). Stojący nieco dalej letni dom Enderów państwo oddało fabrycznym robotnikom, a potem milicjantom. Aż popadł w rui one. Do budynku pod numerem 8 wprowadziła się Komenda Garnizonu Pabianice.

Ubyło trzy czwarte prywatnych sklepów i brakowało jedzenia. W marcu 1947 roku prasa donosiła o masowych kontrolach w handlu mięsem. ”Schwytana została sklepowa z ul. Kilińskiego, Rozalia Mańkowska, która w dzień bezmięsny bezprawnie sprzedała znajomej pół kilo pasztetowej i kilo kaszanki” – pisała prasa. Sądowy wyrok na sklepową brzmiał: pół roku ciężkiej pracy w obozie.

Fabryka butów

Oprócz państwowych zakładów bawełnianych i państwowych sklepów z państwowym chlebem, przy ul. Kilińskiego „zameldowała się” państwowa fabryka butów. Powojenne władze miasta ulokowały ją w piętrowym budynku pod numerem 25. Wiosną 1948 roku o fabryce butów pisał Głos Pabianic: „W całej tej fabryce nie ma ani jednej maszyny – produkcja wykonywana jest tu ręcznie. Nie ma też stosowanej po fabrykach produkcji taśmowej – każdy robotnik produkcyjny to wykwalifikowany szewc, który swoją parę butów robi od początku do końca”.

Redaktora Głosu oprowadzał po zakładzie naczelny dyrektor Wacław Kubiak. Dyrektor opowiadał: „Obuwie produkowane u nas, to obuwie ciężkie, tzw. przemysłowe, rozprowadzane między pracowników przemysłu cukrowniczego, chemicznego, leśnictwa, kolejnictwa. Przed wojną w tych budynkach mieściła się tkalnia. Co lepsze maszyny Niemcy wywieźli, resztę potłukli. Założyli tu wytwórnię słomianych, plecionych butów dla wartowników i trepów dla więźniów obozów koncentracyjnych.

Po wyzwoleniu scaliliśmy 4 takie oddziały „trepowe” i przestawiliśmy się na produkcję butów, jako samodzielna fabryka obuwia. Oczywiście  nie trzeba nikomu mówić, jak ważne znaczenie mają te zakłady dla pabianickiego rynku roboczego. W  naszej fabryce pracuje 120 szewców, którzy normalnie nie mieliby co robić i z czego żyć, bo wszyscy nie mogliby prowadzić warsztatów prywatnych. Najlepsi z nich to: obywatel Aleksander Sysio, który w zeszłym roku wykonał 220 par trzewików i 128 par butów, co w sumie daje  348 par, zaś norma roczna wynosi 250 par trzewików albo 200 par butów, obywatel  Kazimierz Mrowicki, który wykonał 205 par trzewików i 84 par butów z cholewami oraz obywatel Edward Małecki – 221 par trzewików i 93 pary butów. To są nasi przodownicy pracy. Oni najlepiej zarabiają.

Z kolei w cholewkarni na wyróżnienie zasługują za swą pilność i solidność w pracy dwie kobiety: obywatelka Maria Król i obywatelka Maria Karska. W naszej fabryce wykonaliśmy w zeszłym roku 19 tysięcy par trzewików i 2 tysiące par butów z cholewami. Dotąd nie mieliśmy żadnej reklamacji”.

Szerzej i wygodniej

Do letniej willi Enderów za Grobelną na kilka lat wprowadziła się zasadnicza szkoła włókiennicza, a do domu przedwojennego przedsiębiorcy budowlanego Józefa Hansa lokatorzy komunalni z gromadkami dzieci. Przy cmentarzu z ziemi wyłonił się stadion Międzyzakładowego Robotniczego Klubu Sportowego –wraz z piłkarskim boiskiem, lekkoatletyczną bieżnią, trybunami na kilka tysięcy kibiców i klubowym budynkiem.

W 1960 roku ulica Kilińskiego doczekała się przebudowy. Na odcinku od ulicy Armii Czerwonej (Zamkowa) do Moniuszki poszerzono jezdnię i chodniki. Odtąd gdy za karawanem szedł tłum żałobników, już nie trzeba było zatrzymywać samochodów jadących z przeciwka. Ucichły uliczne awantury o to, komu należy się pierwszeństwo na wąskiej drodze.

Od wczesnego rana do wieczora gwarno i tłoczno było przy skrzyżowaniu Kilińskiego ze Złotą. Także w niedziele. To dlatego, że na króciutkiej ulicy Złotej zatrzymywały się niebieskie autobusy PKS-u, kursujące do Dłutowa, Wadlewa, Drużbic, Chynowa, Bełchatowa i Piotrkowa Trybunalskiego (dwa razy dziennie). Na dwóch stanowiskach pod gołym niebem, wyznaczonych betonowymi słupkami z rozkładem jazdy, tłum wypatrywał autobusów marki San i Jelcz. Pabianiczanie nazywali to miejsce „dworcem autobusowym”.

Gdy niebieski autobus podjechał na stanowisko, w przednich drzwiach wozu stawał kierowca lub konduktor. To oni rozstrzygali, kto wejdzie do środka i kupi bilet, a kto będzie musiał poczekać godzinę na kolejny kurs. Pierwszeństwo miały tylko kobiety z dziećmi.

Jeszcze w 1971 roku na rogu Kilińskiego i zamkowej stały XIX wieczne parterowe domy ze spadzistymi dachami pod papą. Mieściły się w nich: warzywniak, sklep z tkaninami w belach, sztucznymi kwiatami, żyrandolami oraz kiosk z gazetami. Dwa lata później domy zburzono. Na narożnym placu ruszyła budowa spółdzielczego domu handlowego – znacznie większego  niż Domino przy kościele Najświętszej Marii Panny. „Już za kilka miesięcy załogi tutejszych zakładów pracy docenią starania partii w dziedzinie poprawy zaopatrzenia” – pisał partyjny Głos Robotniczy.

„Bunkier”

Paskudne betonowe gmaszysko obłożono połyskującą blachą. Spółdzielczy Dom Handlowy , bo taką nazwę dostał kanciasty budynek, uroczyście otwarto w grudniu 1975 roku. Z tej okazji na stoiskach pierwszego i drugiego piętra pojawiło się sześć telewizorów, dwie maszyny do szycia, kilka młynków do kawy (choć kawy nie dowieźli), ręczniki i węgierskie majtki. Tych ostatnich sprzedawano po dwie pary „na głowę”. Kolejka spragnionych klientów przed drzwiami SDH sterczała calutką noc.

Z powodu ścian bez jednego okna, pabianiczanie nazwali dom handlowy „bunkrem”. Na płaskim dachu bunkra szybko przepalił się neon z napisem PSS SPOŁEM i trzema żółtymi koronami. Ale i tak mieszkańcy miasta byli z niego dumni. Po zakupy przyjeżdżały tu autokarami wycieczki z Bełchatowa, Wielunia, Łęczycy, Konina, Sieradza.

Gdy w latach 70. zeszłego wieku upały znów paraliżowały życie w Pabianicach, władze miasta pozwoliły „prywaciarzom” otworzyć budki z lodami. Na ulicy Kilińskiego przy płocie straży pożarnej stanęła budka, do której dwa razy dziennie przywożono lody z wytwórni w Dobroniu. Były to porcjowane „śmietankowe” , zamknięte między dwoma prostokątnymi waflami, opakowane w pergamin. Kosztowały 2 zł 40 gr. Na życzenie klienta młoda sprzedawczyni przekrawała porcję na pół.

Budki z lodami stanęły także na ulicy Warszawskiej (przy Konsnatynowskiej), na ulicy Żukowa (Łaska) przy skrzyżowaniu z Suwary (Szarych Szeregów) i przy XX-lecia PRL (Wyszyńskiego).

„Jedynką” na Maślaną

19 lipca 1972 r. ulicą Kilińskiego pomknął pierwszy w Pabianicach miejski autobus. Czerwona „jedynka” z taboru MPK Łódź kursowała z dworca kolejowego ulicami: Żukowa, Wiejską, Moniuszki, Śniadeckiego, Wileńską, Orlą, Kilińskiego, Nowotki, Partyzancką , Maślaną (Sikorskiego). Tam wyznaczono drugą krańcówkę.

W godzinach szczytu (gdy pasażerowie jechali z pracy i szkoły) autobusy kursowały nawet co 8-9 minut. Mimo to były potwornie zatłoczone. Ciasne czerwone jelcze, obsługujące trasę „jedynki”, pabianiczanie nazywali „ogórkami” (z powodu kształtów auta).

Uruchomienie linii „1” nie było proste. „Musieliśmy przebić ulicę Orlą do Kilińskiego, bo kończyła się przy ulicy Mariańskiej” – opowiadał Radosław Januszkiewicz, ówczesny wiceprzewodniczący  Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. „Trzeba też było zbudować solidny most przy stadionie Włókniarza na Marchlewskiego”.

Autobusowe połączenie było konieczne, by z całego miasta dowozić tysiące osób do pracy w Pamoteksie. Zwłaszcza, że w kwietniu 1973 roku w pobliżu stadionu Włókniarza ruszyła ogromna wykańczalnia tkanin – największa w Europie.

Cztery lata później na jezdni  ulicy Kilińskiego pojawiła się „dwójka”. Autobus ten łączył Bugaj z Klimkowizną. Ale już po roku kursowania trzeba było przyjść ”dwójce” z odsieczą, bo autobusy nie dawały rady zabierać wszystkich pasażerów z szybko rozrastającego się osiedla Bugaj. Uruchomiono więc linię „2 bis” z Bugaju do SDH Trzy Korony – ulicami Marchlewskiego i Kilińskiego. Od 1976 roku czerwone autobusy kursowały  przy nowiutkim  krytym basenie i hali sportowej, zbudowanej dla święcących triumfy pabianickich koszykarek.

Hotel

Po upadku rządu generała Jaruzelskiego, na ulicy Kilińskiego znów rozgorzały przemiany. Tam, gdzie po wojnie dymił komin państwowej fabryki butów, uwijali się budowlańcy. Rósł elegancki hotel z restauracją i kawiarnią. Pofabryczne hale przemieniały się w pokoje z łazienkami.

Na drugiej stronie Kilińskiego w miejscu letniej rezydencji Kruschów, pojawiła się kawiarnia. Rosły ściany niemieckiego marketu i stacja benzynowa. Wreszcie można było skręcić w ulicę Grobelną, bo zbankrutowały państwowe zakłady włókiennicze Pamotex. Zniknął pobliski zakład pogrzebowy, przez długie lata straszący przechodniów trumienką wystawioną w witrynie okna.

***

Plac Demokracji (Stary Rynek)

Adam Dobrzyński w Życiu Pabianic z 21 lipca 2020 roku przedstawił powojenne dzieje Starego Rynku.

Po wojnie zamiast demokracji  mieliśmy w Pabianicach … plac Demokracji. W połowie 1946 roku rządzący miastem komuniści postanowili nie przywracać największemu placowi w Pabianicach żadnej z jego dawnych nazw. Z murów kamienic zniknęły tylko okupacyjne napisy: „Alter Ring”. Plac przy ulicy Warszawskiej, przez wieki nazywany Starym Rynkiem, a w okresie międzywojennym – placem generała Dąbrowskiego, władze miasta zaczęły nazywać „placem Demokracji”.

Dziś nie sposób ustalić, kto (imiennie) nakazał zmianę nazwy oraz czy zrobił to legalnie, czy bezprawnie. Tak czy owak w urzędowych dokumentach władz Pabianic coraz częściej pojawiał się „plac Demokracji”. W marcu 1948 roku po raz pierwszy nazwy tej użyła prasa. Głos Pabianic – dziennik Polskiej Partii Robotniczej, doniósł, iż Zarząd Miejski podwyższył czynsze za mieszkania komunalne w domach przy ulicach: Berlinga, Bohaterów, Chłodnej, Armii Czerwonej, Gwardii Ludowej, Karniszewickiej, Kilińskiego, Konopnickiej i Kościuszki oraz przy placu Demokracji. Domy te zaliczono do tzw. pierwszej strefy, gdzie za metr kwadratowy podłogi lokator musiał płacić najdrożej – 30 zł miesięcznie (poza centrum płacili 16-25 zł).

Kilka dni później na tablicy w wydziale zatrudnienia wywieszono ogłoszenie Państwowych Zakładów Przemysłu Bawełnianego w Pabianicach. Fabryka poszukiwała „majstrów przędzalniczych na maszyny obrączkowe”. Każdy majster, który się zgłosi do pracy, „ma zapewnione mieszkanie” – zachęcała dyrekcja PZPB. Chętni mogli przychodzić do Wydziału Personalnego przy placu Demokracji 22. Tłumu tam nie widziano.

Tymczasem na przykościelnym placu wciąż kwitł handel ziemniakami, zbożem, cebulą, kaszą, twarogiem, mlekiem, kurami i jabłkami. O zmianie nazwy targowiska długo nie wiedzieli ani handlujący raz w tygodniu okoliczni chłopi, ani kupujący od nich ”miastowi”. I jedni i drudzy po dawnemu spotykali się w piątki na Starym Rynku. Jedynie prywatny restaurator Kazimierz Zieliński i fryzjer Józef Kurczewski, którzy prowadzili interesy w pobliskich kamienicach, dostali urzędowe zawiadomienia, że na szyldzie lub w oknie zakładu musi być napis: „plac Demokracji”.

Worki z kartoflami, chłopskie furmanki, pokątny handel wódką i awanturujący się handlarze na placu Demokracji były powodem zmartwień władz. Zarząd Miejski marzył, by Stary Rynek stał się „Placem Czerwonym” Pabianic – z wiecznie płonącym zniczem ku chwale bohaterów walki i pracy, popiersiami rewolucjonistów oraz pomnikiem wodza ludzkości – Stalina. Kilkakrotnie próbowano przegonić stąd handlarzy, ale zaraz po odjeździe milicjantów furmanki wracały.

Stalinowcom plac Demokracji służył głównie do urządzania  ”spędów” . Najlepiej takich z partyjnymi sztandarami, Międzynarodówką i przemówieniami towarzyszy sekretarzy. W październiku 1948 roku władze miasta wyprawiły tutaj „Święto Milicji Obywatelskiej” . Głos Pabianic pisał: „O godzinie 13.00 odbyła się zbiórka partii politycznych, organizacji społecznych, młodzieżowych i społeczeństwa przed Komisariatem MO, skąd pomaszerowano ulicami na plac Demokracji. Przy płonącym zniczu odbył się tam apel poległych milicjantów powiatu łaskiego. Po apelu przemaszerowano z powrotem przed Komisariat MO, gdzie rozwiązano pochód”.

Plac Demokracji służył też jako meta najważniejszego święta klasy robotniczej – 1 Maja. „10-tysięczny pochód ludzi pracy niosących sztandary i transparenty z aktualnymi hasłami, zamknięty oddziałem Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej, przeszedł ulicami: Warszawską, Bóźniczną, Piotra Skargi i Sobieskiego – na plac Demokracji, gdzie nastąpiły przemówienia. Całe miasto było udekorowane kwiatami, dywanami i czerwonymi flagami’ – w maju 1949 roku relacjonowała prasa.

„W imieniu klasy robotniczej Pabianic zagaił wiec towarzysz Dąbrowski, wiceprzewodniczący Związków Zawodowych. Podkreślił on solidarność klasy robotniczej Polski, innych państw demokracji ludowej i Związku Radzieckiego z walczącymi wciąż o swe  prawa robotnikami państw kapitalistycznych. Pierwszy sekretarz KW Polskiej Partii Robotniczej tow. Minor, powitawszy zgromadzonych robotników, chłopów, pracującą inteligencję, a zwłaszcza kwiat i nadzieję narodu – młodzież, stwierdził z naciskiem, że nadszedł czas połączenia całego narodu polskiego dla naczelnego zadania, czyli budowy Polski Ludowej”.

Nazajutrz z placu Demokracji miał wystartować Bieg Narodowy na przełaj. Nieletni pabianiczanie biegiem pokonywali dystans 1 km, a dorośli 2 km. Nagrodą główną był album z fotografiami towarzysza Józefa Stalina. „Zgłoszenia do Biegu Narodowego przyjmuje obywatel Rządziński w Wydziale Aprowizacji. Garncarska 7” – pisała prasa.

Aby podnieść tężyznę fizyczną pabianiczan, partia organizowała „Marsze Jesienne”. Rankiem marsze te wyruszały na trasy z miejsca zbiórki piechurów – placu Demokracji. „Zgłoszono udział 92 drużyn, to jest około tysiąca osób. W tej liczbie wystąpi 29 drużyn żeńskich, startujących na dystansie 3 km, 25 drużyn męskich i żeńskich dziesięcioosobowych startujących na dystansie 5 km oraz 38 drużyn męskich, startujących na dystansie 10 km” – pisał Głos Pabianic.

Trasa wiodła przez park Słowackiego, następnie ulicami „ Armii Czerwonej i Żukowa do parku Wolności. Ostatnim etapem marszu była szosa do Chechła. „Trasa Marszów Jesiennych przebiega autostradą w kierunku Łasku” – relacjonował Głos Pabianic.

Gazeta apelowała do zamożniejszych pabianiczan, by ufundowali nagrody dla najszybciej maszerujących. Odzew był umiarkowany. Zwycięska drużyna dostała skrzynkę jabłek i piłkę, a druga na mecie – bukiet kwiatów od ogrodnika z Ksawerowa.

Kolejny ”spęd” na placu Demokracji zarządzono w połowie grudnia 1948 roku. „Pabianice uroczyście witają zjednoczenie klasy robotniczej” – kłamał jak z nut Głos Pabianic. Chodziło o wydarzenie w stolicy, jakie mało kogo obchodziło nad Dobrzynką – połączenie Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej. Głos wmawiał czytelnikom, że z tego powodu Pabianice ogarnęła euforia.

Gazeta pisała: „Wieczorem ulicami Pabianic przemaszerował capstrzyk z udziałem pocztów sztandarowych organizacji politycznych, społecznych, młodzieżowych, ORMO i straży ogniowej. Do tłumów zebranych na placu Demokracji przemówienie wygłosił prezydent – tow. Dolecki. Wzniesiono okrzyki na cześć Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Cztery lata po wojnie na plac wpuszczono chorych na gruźlicę. „W domu Centralnego Ośrodka Zdrowia przy placu Demokracji 6 rozpoczęła normalną pracę Poradnia Przeciwgruźlicza dla mieszkańców Pabianic i powiatu łaskiego” – doniosła lokalna prasa. „Przyjmuje się tam chorych codziennie od 8.00 do 11.00. W najbliższym czasie poradnia otrzyma aparat rentgenowski. Jednocześnie podaje się do wiadomości, że zostanie uruchomiona przychodnia przeciw weneryczna”.

Wprawdzie mieszkańcy sąsiednich kamienic protestowali przeciw wpuszczeniu na plac gruźlików i chorych wenerycznie, ale niczego nie wskórali. Aby ich udobruchać, władze obiecały otworzyć przy placu Demokracji tanią jadłodajnię. Głos pisał o tym tak: „Jak dotychczas Pabianice mają tylko jedną jadłodajnię wydającą tanie, pożywne, smaczne i obfite obiady dla świata pracy. Mieści się ona przy ul. Limanowskiego (Waryńskiego), a prowadzi są Społem. Ruch jest tam bardzo duży, gdyż stołują się ludzie z fabryk, biur, urzędów z całego miasta. Wielu z nich, by spożyć tani i dobry obiad, musi nadrabiać drogi, wędrując z różnych zakątków miasta.  Tego rodzaju jadłodajni potrzeba nam więcej – minimum trzech. Jedna powinna być przy ul. Żukowa, druga w dzielnicy staromiejskiej – najlepiej i najwygodniej w okolicy placu Demokracji”.

Około 1952 roku plac Demokracji zniknął z mapy Pabianic. Od tamtej pory władze lansowały nazwę „plac Obrońców Stalingradu”. Tablic z nową nazwą nie wywieszano. Za to w prasie „plac Obrońców Stalingradu” był jedynie słuszną i obowiązującą nazwą Starego Rynku. Dziennik Łódzki pisał: ”Na pl. Obrońców Stalingradu odbędzie się zbiórka załóg fabrycznych. Potem nastąpi wymarsz na ul. Waryńskiego, gdzie odbędzie się wiec i odsłonięcie tablicy na domu, w którym w 1918 roku wybrano 3 delegatów na zjazd w Warszawie”.

Od czasu do czasu nazwa plac Obrońców Stalingradu pojawiła się w wiadomościach mniejszego kalibru. W lutym 1962 roku Dziennik pisał: ”Józef G., zam. przy Bugaj 110, będąc w stanie nietrzeźwym, wpadł do kanalizacji na pl. Obrońców Stalingradu i doznał złamania kości miednicy. Z dołu wyciągnęła go Straż Pożarna”.

Dopiero w 1989 roku powrócił tutaj Stary Rynek.



***

„Nowa Droga”

Przez prawie 40 lat nie udało się zbudować drogi z ulicy Mariańskiej koło cmentarza do pierwszych domów na Bugaju. Dlaczego?

„Najwyższa pora połączyć ulicę Orlą z ulicą Bracką na drugim brzegu Dobrzynki” – w 1935 roku orzekli radni miejscy. Ale w kasie Pabianic nie było dość pieniędzy na brukowanie długiej ulicy, wytyczonej w polach na południu miasta, za fabryką Kruschego i Endera. Zwłaszcza, że na nowej drodze potrzebny był solidny most przez Dobrzynkę – w pobliżu bulwarów. Kto w 1935 roku chciał się dostać z okolic cmentarza przy ul. Kilińskiego na Bugaj, ten musiał brnąć po kolana w rzece albo obejść wodną przeszkodę po odległym moście na ulicy Grobelnej. Drugi most przez Dobrzynkę pabianiczanie mieli wówczas na ulicy Zamkowej, a trzeci – na ulicy Legionów (dziś Partyzancka) . Ten ostatni (betonowy) zbudowano w 1934 roku.

Ulica Orla kończyła się wtedy sporo przed murem cmentarza – na wysokości ulicy Mariańskiej. Dalej prowadziła wydeptana ścieżka z lichą kładką przez strumyk. Tam, gdzie dziś Orla zbliża się do skrzyżowania z ulicą Kilińskiego, był duży ogród z sadem, należący do rodziny Grossów. A za ulicą Kilińskiego ciągnął się tzw. fabrykancki park Enderów oraz pola, łąki, sady i mokradła – aż do Bugaju. Na poprowadzenie nowej drogi (brukowanej) spod cmentarza aż do ulicy Brackiej na Bugaju kasa miasta potrzebowała kilkudziesięciu tysięcy złotych. Nie miała ani grosza.

Roboty nie ruszyły, mostu przy bulwarach wciąż nie było. „Istnieje konieczność przeprowadzenia  nowej ulicy łączącej Stare Miasto z Nowym Miastem, prowadzącej przez Dobrzynkę do obecnej ulicy Gawrońskiej do ulicy Kilińskiego, Jutrzkowic i cmentarza katolickiego” – w 1935 roku dziennik  Echo powtórzył oczekiwania mieszkańców Pabianic. Obecnie bowiem istniejące trzy arterie łączeniowe, położone w centrum miasta przy Zamkowej, Grobelnej i Legionów, są zbytnio obciążone. To dlatego, że korzystać z nich muszą mieszkańcy części południowej, gdzie połączenia z Bugajem nie ma. Stwarza to wielkie niewygody i naraża ludzi na obchodzenie i nadkładanie drogi w porze zimowej, zaś latem zmusza do przebywania rzeki w bród, co jest niebezpieczne”.

Połączenia z Bugajem przez rzekę domagali się także mieszkańcy Jutrzkowic. Delegacje wieśniaków z Jutrzkowic trzykrotnie w latach 30. zeszłego wieku nachodziły prezydenta Pabianic, prosząc o pomoc. Wieśniacy byli gotowi dorzucić kilkaset złotych do budowy drewnianego mostu na Dobrzynce.

Niedługo potem pojawiła się nadzieja. Oto Zarząd Miejski zlecił inżynierom zrobienie projektu nowej ulicy, biegnącej w pobliżu parku firmy włókienniczej Krusche i Ender – przez Dobrzynkę. Wnet powołano komisję magistracką, która zajęła się wytyczeniem drogi – z braku pieniędzy dość wąskiej, szutrowej.

Oprócz drogi i czwartego mostu władze miasta obiecały pabianiczanom, urządzić miejski stadion sportowy na pastwiskach przy zbiegu ulic Smugowej i Siennej.(…) Rok przed wybuchem drugiej wojny światowej mieszkańcy Pabianic stracili cierpliwość.

„W tych dniach u prezydenta Bolesława Futymy interweniowała  delegacja obywateli staromiejskich, która domagała się przeprowadzenia nowej ulicy przez Dobrzynkę w dzielnicy Starego Miasta na wprost obecnej ulicy Gawrońskiej, do ulicy Kilińskiego i Jutrzkowic” – pisał dziennik Echo. „Jako motyw podano fakt, że cała część południowa miasta nie ma połączenia z resztą Pabianic. Mieszkańcy tych okolic, aby nie obchodzić wokoło i nie nadkładać dużo drogi, zmuszeni są przedostawać się przez rzekę w bród, tak w jedną, jak i drugą stronę”.

Gazeta pisała, że: „Wiele osób zatrudnionych w centrum miasta stale musi przebywać rzekę w najbliższym i najwygodniejszym miejscu. Przeprowadzona w tym miejscu ulica stałaby się arterią dla ruchu kołowego i pieszego. Ponadto nowa ulica odciążałaby ruch kołowy i pieszy na moście przy ulicy Zamkowej, co również przemawia za koniecznością budowy nowej przejściowej ulicy z mostem na rzece Dobrzynce. Sprawa ta staje się coraz bardziej palącą”.

Podczas okupacji Niemcy nie zawracali sobie głów budowaniem drogi przez Bugaj.

Pieszym, rowerzystom i furmankom pozwalali przeprawiać się przez bród na Dobrzynce. Latem, gdy poziom wody w rzece opadał, z brodu korzystali także dorożkarze i furmani.

Dopiero trzy lata po wojnie odżył pomysł drogi na Bugaj. „Uzyskaliśmy już potwierdzenie, że przygotowano ponad 100 metrów sześciennych kamienia tłuczonego na połączenie Starego Miasta z Nowym przez park enerdowski” – w lutym 1948 roku pisał dziennik Głos Pabianic. „Połączone mają być ulice Orla z Bracką. Plany tego przedsięwzięcia są już opracowane i zatwierdzone przez Ministerstwo Administracji – ale połączenie takie wymaga wielkiego nakładu pracy i czasu. Trzeba tam będzie bowiem zbudować most przez Dobrzynkę i osuszyć, względnie zasypać kamieniami i żwirem mokradła, przez które ma pójść ta nowa ulica. Należy się zatem uzbroić w cierpliwość i czekać. Faktem jest, że prace wstępne są już poczynione i wkrótce przyjdzie czas, kiedy mieszkańcy połowy Starego Miasta pójdą na przełaj przez park”.

Prace ziemne przy przedłużaniu ulicy Orlej udało się rozpocząć we wrześniu 1948 r. „Zarząd Miejski wytycza już nową ulicę łączącą Ewangelicką (w pobliżu cmentarza) z ulicą Orlą” – pisał Głos Pabianic. Połączenie tych dwóch ulic przeprowadzone zostanie przez posesję sukcesorów Grossa, na przestrzeni 300 metrów. Nie trzeba udowadniać, że w połączeniu z ulicą budowaną na terytorium parku Pabianickich Zakładów Przemysłu Bawełnianego (dawniej Krusche i Ender) obie arterie będą miały dla miasta wielkie znaczenie”. Kamieniarze wybrukowali wówczas mały odcinek drogi przy tylnej bramie PZPB. Orlej znów nie przedłużono.

Wkrótce roboty ustały. Przez kolejne ćwierć wieku pabianiczanie wydeptywali dróżkę prowadzącą sprzed cmentarza na Bugaj. Powszechnie zwaną „Nową Drogą”. Na sporym swym odcinku „Nowa Droga” prowadziła przez pola obsiane żytem, łąkę i zdziczały sad. W 1962 roku ów „deptak” (zwłaszcza na odcinku od fabryki do ulicy Bugaj) posypywano szlaką. Wzdłuż drogi posadzono drzewa.

Ulica Orla wciąż kończyła się w polu przed cmentarzem ewangelickim. Nie miała połączenia z „Nową Drogą” przez skrzyżowanie  z ulicą Kilińskiego – przy mauzoleum Kindlerów.

Po drugiej stronie ulicy Kilińskiego – tam, gdzie dziś stoi stacja benzynowa Orlenu, rozciągał się ogród z drewnianym letnim dworkiem po Enderach. Kwaterowali w nim milicjanci. Tak było do połowy lat 60., gdy wreszcie zbudowano betonowy mostek i z krańca Orlej poprowadzono krótki odcinek ulicy do Kilińskiego przy stadionie.

W listopadzie 1966 roku było już wiadomo, że na tyłach Pabianickich Zakładów Przemysłu Bawełnianego im. Rewolucji 1905 roku wyrośnie potężny gmach wraz z budynkami zaplecza technicznego, do których musi być poprowadzona twarda droga. „Będzie to najnowocześniejsza wykańczalnia w Europie” – triumfalnie doniosła partyjna Trybuna Ludu.

Prace ziemne rozpoczęto w 1969 roku. Latem na placu budowy uwijało się nawet 400 pracowników. Większość z nich codziennie dowożono z Łasku, Zduńskiej Woli, Buczka, Wadlewa, Drużbic i okolicznych wsi. Wykończalnia miała być gotowa na państwowe święto 22 Lipca w 1972 roku, ale już po kilkunastu miesiącach stało się jasne, że nic z tego nie wyjdzie. Powód? Na budowie panował bałagan, opóźnienia w dostawach maszyn i urządzeń sięgały okrągłego roku. Zamiast twardą drogą, ciężarówki z budulcem kursowały w głębokim błocie rozjeżdżonej „Nowej Drogi”. „Wzorcowa inwestycja przemysłu bawełnianego – PZPB w Pabianicach, cierpi na poważne schorzenia. Dźwigami wyciąga się koparki z błota. Niezły pasztet” – pisał Dziennik Łódzki.

Asfaltowa droga do skrzyżowania z ulicą Bugaj była gotowa dopiero wczesną wiosną 1973 roku. Nazwano ją ulicą Juliana Marchlewskiego- komunisty, marionetki Leno9na, przeciwnika niepodległości Polski. Ulicą Marchlewskiego pomknęły czarne wołgi, na uroczyste otwarcie wykańczalni wioząc sekretarzy partii, ministrów i wiceministra. ”Jedna z najnowocześniejszych w Europie, wykańczalnia Pamoteksu, rozpoczęła produkcję” – na czołówce informował Dziennik Łódzki.

Kilka miesięcy później ruszyły prace przy pierwszych betonowych blokach na osiedli im. Kopernika. Ciężarówki z gotowymi elementami, zwożonymi do Pabianic wprost z ”fabryki domów”, torowały sobie drogę przez rosnące osiedle Bugaj.

W 1991 roku radni miejscy zmienili nazwę ulicy Marchlewskiego – na generała Stefana Roweckiego ”Grota”, dowódcy Armii Krajowej. (Roman Kubiak „Gdy na Bugaj szło się brodem”, Życie Pabianic, nr 10/2020 r.)



Nowa Droga (2)

Przed prawie czterdziestoma laty powstała w Pabianicach ulica, która bardzo długo nie miała nazwy. Mieszkańcy Starówki nazywali ją Nową Drogą. Bo była to nowa droga łącząca stare miasto z nowym. Biegła ona od ulicy Kilińskiego do ulicy Bugaj gdzie zaślepiały ją posesje Lutra i Fijołków. Ulicą przecięto park Enderowski, w  którym pełno było bażantów, kuropatw, zajęcy a nierzadko można było spotkać nawet sarny. Blisko ulicy był olbrzymi staw. Nazywany powszechnie „zimnym” w odróżnieniu od „ciepłego”, który był przy ul. Grobelnej. Nazwy pochodziły od temperatury wody. W stawie tym leżakowały od czasów przedwojennych olbrzymie bale Dębowe spięte łańcuchami, w które łatwo można było się zaplątać.

Kąpiel w „zimnej” była zawsze surowo wzbroniona. Podobno tak spreparowane drewno dębowe jest bardzo dobrym surowcem do produkcji mebli. Ciekawe czyje gabinety dęby z ”zimnej” dziś zdobią. Jeszcze z jednego powodu nazwa Nowa Droga była bardzo trafna. Ulica kojarzy się bowiem z domami, bramami, ogródkami. Droga nie. Na Nowej Drodze nie było ani jednego domu, ani jednego mieszkańca. Były za to mostki na Dobrzynce i jej odnodze oraz kasztany posadzone po obu stronach drogi.

Mieszkańcom Starówki Nowa Droga bardzo skracała dojście do pracy w zakładach na Nowym Mieście. Znacznie szybciej można było również dotrzeć na cmentarz, co szczególnie doceniano przed i w dniu święta zmarłych.

Swoiste obrazki rodzajowe można było zaobserwować na grobli pomiędzy Dobrzynką i jej odnogą.

Było tak. Jeżeli rodzice musieli zostać w pracy na drugą zmianę, dzieci nosiły im do fabryk obiady. W drodze powrotnej zbieraliśmy się wszyscy na grobli i dojadaliśmy to wszystko czego rodzice nie zjedli. Resztki obiadów mimo, że wystygłe, jedzone w gromadzie miały niepowtarzalny smak. Dziś wiem, że rodzice znając nasze obyczaje często celowo zostawiali „coś” na dnie trojaczków.

W miejscu gdzie dziś znajduje się hala sportowa i basen, był lasek przedziwnych drzew iglastych. Zapewne przywiózł je Ender gdzieś z ciepłych krajów. Drzewa te charakteryzowały się olbrzymią giętkością i sprężystością. Działały mniej więcej tak jak tyczki do skoku o tyczce. Byliśmy wtedy w okresie czytania przedwojennych, pięciogroszowych zeszytów o Tarzanie, który ze zręcznością małpy skakał z drzewa na drzewo. Bywały więc dni, że lasek roił się od Tarzanów, a ile skrawków spodni i koszul pozostało na tych giętkich drzewkach? Mniejszą stratę przynosiły guzy, sińce i zwichnięte kończyny.

Nowa Droga była zawsze słabo oświetlona. Paliły się na niej dwie najwyżej trzy latarnie. Dla bezpieczeństwa chodzono  nią wieczorami raczej grupami. Bo było to praktycznie przejście przez las. W czasie kiedy budowano mosty na Dobrzynce, przez rzekę przerzucono dwie kładki. Niełatwo było przez nie przejść. Tym bardziej, że dzieciarnia wieczorem zdejmowała jedną i czekała ilu dorosłych przejdzie po wąskiej desce, a dla ilu deska będzie nie do przebycia. Nie mogę powtórzyć czego życzono dowcipnisiom i co by z nimi zrobiono, gdyby dali się złapać.

Był taki rok kiedy Nowa Droga opustoszała. Ludzie szczególnie wieczorami, woleli nadkładać drogi i wracać ”miastem”. Rozeszła się bowiem wieść, że na grobli przy mostach straszy. Było to wówczas kiedy w miejscu tym znaleziono młodą, martwą kobietę. Później, jak to zwykle w życiu bywa powoli zapomniano o ”strachach”, a i konieczność skrócenia drogi była od strachu silniejsza. Kiedy budowano mosty na Dobrzynce, Nową Drogą jeździły wagoniki kolejki wąskotorowej wożącej piasek z Młodzieniaszka. To dopiero była zabawa. Rozpędzić wagonik, wskoczyć w biegu i jechać, nawet dozorcy z psami nie byli w stanie nam w tym przeszkodzić. Osie i koła od kolejek służyły nam wtedy jako sztangi do podnoszenia ciężarów. Najmocniejszy był Kazik Iluk z Bugaju. A przecież nikt wtedy nie słyszał o kulturystyce, a i ciężarowcy też nie byli tak popularni jak teraz. Piękna była ta Nowa Droga. Później zrobiono z niej furtkę do nowego, staromiejskiego blokowiska, a ”Pamotex” zafundował jej, paskudzącą Dobrzynkę, wykończalnię. Nie wiem również, kto wymyślił Nowej Drodze nazwę ulicy Marchlewskiego.

Dziś kiedy zmiana nazw ulic stała się procesem powszechnym proponuję wrócić do starej, dobrej nazwy. Niech Nowa Droga będzie znów Nową Drogą. A.B. (Nowe Życie Pabianic, nr 8/1990 r.)

Kopernika

Uliczka krótka, licząca zaledwie kilkaset metrów długości i niespełna czterdzieści numerów posesji. Ale uliczka urocza i zaskakująca swą różnorodnością wyglądu.

Strona nieparzysta była zdecydowanie inna od strony parzystej. Była od niej znacznie ładniejsza. Wyłożony płytami chodnik. Obmurowane równiuteńkimi krawężnikami trawniki, na trawnikach drzewa. Była również wydzielona ścieżka dla rowerzystów. Uliczka biegła równolegle do Bugaju i łączyła ulice Piotra Skargi i Bracką.

Na rogu Piotra Skargi mieszkał Januszek, którym opiekowała się cała armia babć i cioć. Opieka była tak troskliwa, że w czasie dużej pauzy ciocie przynosiły mu do szkoły gorące naleśniki. Było to oczywiście przedmiotem drwin, ale w głębi serca wszyscy mu strasznie zazdrościli.

Nieco dalej pod numerem 7 stał najładniejszy na całej ulicy dom z szyldem „Mereżka, okrętka, obciąganie guzików – Boniecki”. Duża zadbana mieszczańska kamienica z żelazną bramą i furtką. Na rogu Kopernika i Kazimierza był plac. Miejsce, gdzie wyżywała się sportowo cała staromiejska młódź. Bliżej Kopernika był schron, którego zbocza wykorzystywano zimą do zjazdów na sankach, łyżwach i tornistrach. Dalej, w głąb ulicy Kazimierza, plac służył jako boisko piłkarskie i bieżnia. Ileż potu tu wylano, ile bramek strzelono, nikt nie obliczy. Grano aż do ciemnej nocy. Na placu tym wyrosło wielu znanych sportowców. Szybkobiegacz Tadek Rozwens, któremu karierę przerwała służba wojskowa, Waldek Lorenc, bramkarz, który po sukcesach w Polsce z powodzeniem bronił bramki w zawodowej lidze RFN.

Najwszechstronniejszym sportowcem z Kopernika był jednak Lutek Biskupski. Świetny gimnastyk, siatkarz a przede wszystkim lekkoatleta, kulomiot i młociarz. Kadrowicz i rekordzista okręgu łódzkiego. Łagodny jak dziecko, siłacz nad siłacze. Większość chłopaków, którzy sport zaczynali na tym placu, zasilała potem drużyny PTC i Włókniarza.

Najładniejszą posesją była posesja pana Bronisława Nowickiego. Ciągnęła się od Kopernika aż po Bugaj. Ogrodzona była od ulicy szczelnym, wysokim drewnianym płotem. Zasobny w owoce sad kusił chłopaków. Ale tylko kusił. Pan Nowicki bowiem z upodobaniem trzymał zawsze olbrzymie psy boksery, które w połączeniu z wysokim płotem stanowiły barierę nie do pokonania. Kolegą p. Nowickiego był p. Bronisław Łuczak sąsiad przez płot z Bugaju, z którym lubili sobie zapolować przy pomocy fretki na dzikie króliki w miejskim lasku.

Wiosną smarkaterię rozsadzała energia. Zaczynały się mniej lub bardziej uciążliwe dla statecznych obywateli psie figle. Pod numerem 24-tym mieszkała wiekowa pani Płuczkowa, która bardzo bała się duchów. Straszono więc ją tzw. metodą kartofla. Nie zdradzę tajemnicy jeśli teraz wyznam, że głównym inspiratorem tych strachów był Leszek Matusiak.

Bardziej uciążliwe skutki miało dla właścicieli puszczanie drewnianych furtek i bram na Dobrzynkę. Płynęły one aż do ulicy Grobelnej, zatrzymywały się na tamie, skąd właściciele zabierali je i wstawiali w miejsca dla nich przeznaczone. Nasiąknięte wodą ciężkie były jak żelazo. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby ”figlarze” wpadli w ręce właścicieli furtek.

Bardzo dobrze stały sprawy zaopatrzenia w podstawowe artykuły spożywcze. Na rogu Kopernika i Kazimierza w „Spółce” artykuły spożywcze, po drugiej stronie ulicy sklep mięsny mistrza Taberskiego, w kamienicy p. Jania – monopolowy. Ulicę zamykał, już co prawda na Brackiej, sklep mięsny p. Lipczyńskiego, mocnego jak tur, przedwojennego mistrza zapasów. Na zakupy poważniejsze gospodynie z Kopernika musiały chodzić  „nad szosę”, czyli na ulice Warszawską i Zamkową.

Mnie Kopernika kojarzy się zawsze z drogą do szkoły – grupową wędrówką. Na rogu Brackiej dołączał Włodek „Lipa”, na rogu Żytniej „Dryl”, „Buła” i Leszek, na rogu Kazimierza „Mieciu”. W takiej gromadzie to i obowiązek szkolny można było przeżyć. Byle do ostatniego dzwonka i jak najszybciej zająć boisko na Kazimierza.

Dziś Kopernika ginie w przepotężnym ”blokowisku”. Niepowtarzalny klimat i atmosfera ulicy przeminęły i tęsknię za nimi. A.B. (Nowe Życie Pabianic, nr 5/1990 r.)



Autor: Sławomir Saładaj


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij