Przełom
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęW 1989 roku odbyły się przełomowe wybory do Sejmu i Senatu, a rok później miały miejsce w pełni demokratyczne wybory samorządowe. Lokalna prasa wielokrotnie opisywała owe doniosłe dla Pabianic wydarzenia.
Etatowy druh Paweł Winiarski staje po stronie „,obozu Jaruzelskiego”. Inżynier Wiesław Kowalski jest w „drużynie Wałęsy”. Po obradach Okrągłego Stołu, a przed pierwszymi częściowo wolnymi wyborami do Sejmu, nad Dobrzynką robi się coraz goręcej.
Na ulicach Armii Czerwonej (dzisiejsza Zamkowa), Nowotki (św. Jana), Warszawskiej, XX-lecia PRL (Wyszyńskiego), Żukowa (Łaska) pojawiają się ulotki i skromne plakaty wyborcze Solidarności: „Nie śpij, bo cię przegłosują”, „Musimy wygrać”, „Pierwszy raz możesz wybierać – wybierz Solidarność”. Wiszą na murach, płotach, drzewach. Po zmroku działacze partii PZPR (Polska Zjednoczona Partia Robotnicza) i aktywiści ORMO (Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej) pracowicie je zrywają. Są m. in. na ulicach: Fornalskiej (Bóźniczna), Maślanej (Sikorskiego), Marchlewskiego (Grota Roweckiego), Wandy Wasilewskiej (Gdańska), Kilińskiego, Pułaskiego. Komuniści zaklejają je własnym hasłem: „Sama opozycja to nie propozycja”.
Gdy w kraju rozkwita nadzieja wyrwania się z kajdan komunizmu, ówczesne Życie Pabianic pisze: „reformy te (…) nie mają jedynie charakteru formalnego – stanowią wyraz społecznych dążeń do głębokiej demokratyzacji sposobu sprawowania władzy”. „Nieprawda!” – komentuje to redakcja biuletynu Solidarności wydawanego w Pabianickich Zakładach Przemysłu Bawełnianego „Pamotex”. „Zbliżające się wybory, to niesłychana szansa powrotu niepodległości”.
Posłów do Sejmu wybiera się w okręgach. Na nasz okręg przypadają trzy mandaty do Sejmu. Zgodnie z kluczem uzgodnionym przy Okrągłym Stole, mamy wybierać spośród: 5 członków PZPR, jednego ZSL, jednego SD i PAX oraz pięciu bezpartyjnych. Okręgowej Komisji Wyborczej numer 62 przewodniczy prezes Sądu Rejonowego w Pabianicach – Włodzimierz Wlazło.
Nastroje przed wyborami są gorące. W maju 1989 r. gazety wieszczą: „(…) będą to wybory inne niż dotychczas. Nie konfrontacyjne. Konkurować będą ze sobą programy i ludzie, ich wiedza, umiejętności, postawy”. Guzik prawda. PZPR nie chce oddać władzy i przywilejów (dobrze zaopatrzone sklepy dla partyjniaków, stanowiska tylko dla „swoich”, talony na samochody, skierowania na wczasy w Bułgarii).
W maju do Pabianic zjeżdżają kandydaci na posłów i senatorów. Pierwszy jest prof. Janusz Szosland, rekomendowany przez Naczelną Organizację Techniczną. ”Chcę być senatorem, bowiem w rozwoju włókiennictwa widzę jedną z szans dla naszej gospodarki” – deklaruje na spotkaniu z pabianiczanami.
Milicjant podpułkownik Jan Płócienniczak – gwiazdor telewizyjnych programów „?997”, chce zostać senatorem. Przed naszym Spółdzielczym Domem Handlowym Trzy Korony można się wpisać na listy poparcia dla ”pierwszego milicjanta PRL”. Niewiele to daje. Ludzie mają szczerze dość gumowych pałek, gazu łzawiącego i zomowców (Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej) wypasionych w stołówkach MSW, gdzie zawsze jest świeże mięso bez kartek. Płócienniczak przegra walkę o Senat z profesorem ekonomii Cezarym Józefiakiem.
W Pabianicach dynamiczną kampanię wyborczą prowadzi niespełna 30-letni druh Paweł Winiarski (kandydat Związku Harcerstwa Polskiego). Z jego notki biograficznej można się dowiedzieć, że jest harcmistrzem (w harcerstwie od 1970 r.) – zastępcą komendanta Chorągwi Łódzkiej ZHP. Z wykształcenia ekonomista. Pracował w fabryce maszyn drogowych Madro i Polfie. Ma żonę Violettę – nauczycielkę. Jest wysportowany – potrafi jeździć konno i na nartach, żegluje, gra w tenisa, koszykówkę i siatkówkę. Jego hobby to prowadzenie samochodu. Ma 12-letniego „malucha”, który wygląda jak dwulatek.
W gazetach, które wciąż należą do komunistycznej partii, mocno stawia się na młodość Winiarskiego: „jest w takim wieku, kiedy człowiek organicznie niejako jest najbardziej aktywny, twórczy, skory do podejmowania ryzyka i często … „wygrywa” – czytamy.
19 maja 1989 r. druh Winiarski odpowiada na telefoniczne pytania Czytelników Życia Pabianic. ”Pragnę walczyć o zdrowie naszych dzieci. Znam statystyki i są one dla mnie przerażające. Piąta część młodzieży cierpi na wady postawy, szerzą się choroby będące następstwem niekontrolowanego rozwoju cywilizacji: astma na tle alergicznym, chroniczna angina, inne schorzenia dróg oddechowych” – mówi. „Uważam, że sporo z tych chorób wynika z braku profilaktyki. Jest wiele szkół pozbawionych sal gimnastycznych, zajęcia wychowania fizycznego i inne formy szkolnej rekreacji spychane są na dalszy plan w programach przeładowanych teorią”. Winiarski opowiada się za rozwojem sanatoriów, tworzeniem „zielonych szkół”. „Marzy mi się młodzież zdrowa, sprawna fizycznie, szczęśliwa” – deklaruje kandydat na posła, który jeszcze nie ma dzieci.
Ale pabianiczanie nie są już posłuszni jak cielęta. Dziarsko podnoszą głowy. Jeden z nich telefonuje do redakcji i ruga Winiarskiego: ”Sejm potrzebuje doświadczonych polityków, a nie harcerzy w krótkich spodniach” – grzmi rozmówca.
Na plakatach wyborczych Winiarskiego widnieją hasła: „Świeże powietrze, czysta woda i zdrowe lasy – jak najczęściej i dla jak największej liczby miejskich dzieci!”, „Młodość Sejmowi na pewno nie zaszkodzi – Pawła Winiarskiego wybierają starzy i młodzi”, „Wiem, chcę, potrafię”, „Obywatelskich cnót nauczyło go harcerstwo”, „Obiecuję … niczego nie obiecywać na wyrost!”
Winiarski ma silną konkurencję: troje łodzian – Krzysztofa Baszczyńskiego, Krystynę Ejsmont i Pawła Szymańskiego. I przegra. W drugiej turze wyborów ulega Krystynie Ejsmont.
Do Sejmu dostaje się pabianiczanin Wiesław Kowalski (numer mandatu 241). To inżynier z Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Technicznej Obsługi Rolnictwa w Widzewie – Żdżarach. Do wyborów idzie z rekomendacji Komitetu Obywatelskiego Solidarności. Wyborców przekonuje plakat, na którym Lech Wałęsa ściska dłoń Kowalskiego. https://pl.wikipedia.org
Trzy dni po zwycięstwie Kowalski powie: „Kandydując liczyłem się, rzecz jasna, z wygraną, ale wynik zaskoczył mnie. Nie sądziłem, że zwycięstwo będzie takie zdecydowane i przyjdzie tak łatwo. W euforię jednak staram się nie wpadać, bo zdaję sobie sprawę z poważnych obowiązków, jakie teraz będą na mnie ciążyć i związanej z nimi odpowiedzialności”. (Magdalena Gurazda „4 czerwca 1989 roku w Pabianicach”, Życie Pabianic, nr 22/2009 r.)
Życie Pabianic nr 24/1989 r. zadawało pytanie „Ilu pabianiczan zasiądzie w Sejmie?”, agitując dyskretnie za Winiarskim.
Jak wynika z komunikatu Państwowej Komisji Wyborczej, I tura wyborów nie przyniosła rozstrzygnięcia i pozostało jeszcze wiele okręgów, w których dojść musi do wyborczej „dogrywki”. Dla pabianiczan najbardziej interesujący jest mandat nr 239, o którego obsadzenie w barażu walczyć będzie Paweł Winiarski.
Tymczasem jednego posła już mamy. Jest nim Wiesław Kowalski (…) Na pytanie, czy miałby coś przeciwko temu, aby w Sejmie zasiadało dwóch pabianiczan, Wiesław Kowalski odpowiedział, że oczywiście nie – choć o tym muszą zadecydować wyborcy.
Tak więc w niedzielę, 18 czerwca, za sprawą pabianiczan, którzy udadzą się do lokali wyborczych, dokonać się może fakt bez precedensu: w Sejmie zasiąść może dwóch mieszkańców naszego miasta. Jeśli dodać, że w jednym z łódzkich okręgów wyborczych mandat posła uzyskał Jerzy Dłużniewski, który powiązany jest z Pabianicami więzami gospodarczymi, bo tu posiada zakład tkactwa artystycznego – zapowiada się możliwość utworzenia swoistego pabianickiego lobby w Sejmie.
Sejm PRL nie jest, rzecz jasna, płaszczyzną do wygrywania lokalnych interesów, ale jak uczy historia i życie, dobra reprezentacja w naczelnym organie władzy państwowej bardziej może ”prowincji” pomoc niż jej zaszkodzić. Wielka polityka toczy się swoim torem, lecz mieszkając i pracując tu na co dzień nie powinniśmy zapominać o sprawach miasta. ”Lobby” poselskie, jak zresztą każde inne lobby, zawsze się może przydać.
Dobrze byłoby o tym pamiętać udając się w niedzielę 18 czerwca do lokali wyborczych.
W tym samym numerze ŻP ukazał się apel Pawła Winiarskiego do wyborców: Serdecznie dziękuję za udzielenie mi w dniu wyborów poparcie. Dzięki niemu ponownie mogę stanąć w szranki wyborcze, w ramach II tury.
Pod koniec kampanii stwierdziłem w rozmowie z redaktorem Życia Pabianic, że liczę na pabianiczan. Nie zawiodłem się. Uzyskałem, proporcjonalnie licząc, największą ilość głosów w okręgu. Jest w tym znaczny Państwa udział.
Reguły wyborcze II tury są prostsze. Pozostał mi jeden tylko konkurent, a do wygranej wystarczy zwykła większość głosów. A więc Szanowni Wyborcy –bądźcie konsekwentni i po raz drugi oddajecie na mnie głos.
Rad byłbym także, gdyby Ci z Państwa, którzy w akcie wyborczym kierowali szerszymi niż pabianickie racjami – teraz je odłożyli, bo już można. Im więcej pabianiczan będzie w Sejmie, tym chyba dla naszego miasta lepiej, prawda?
Szczerze i serdecznie gratuluję tym wszystkim, którzy zdobyli już mandaty poselskie i senatorskie, a zwłaszcza krajanowi – Wiesławowi Kowalskiemu.”
Z Pawłem Winiarskim i Wiesławem Kowalskim o wyborach w 1989 r.
Dlaczego chciał Pan być posłem?
Paweł Winiarski: - Działo się wtedy coś ważnego. Wierzyłem, że kandydując do Sejmu i zostając posłem, będzie można zmienić fatalną sytuację w kraju.
Wiesław Kowalski: - Byłem przeciwnikiem ówczesnej rzeczywistości w Polsce, a zwłaszcza przeciwnikiem gospodarki zarządzanej przez komunistów. Moją kandydaturę wysunął Komitet Obywatelski Solidarności. Miała na to wpływ moja wcześniejsza działalność związkowa w pracy oraz konspiracyjna, poglądy, wykształcenie, zawód. Chodziło o to, by każdy wyborca mógł znaleźć odpowiedniego kandydata.
Jak Pan wspomina kampanię wyborczą 1989 roku?
Winiarski: - Miałem wiele spotkań z wyborcami. Pamiętam, że były organizowane głównie w salach gimnastycznych szkół. Działały też rady osiedli, które przyłączały się do kampanii.
Kowalski: - Nie zapomnę zwłaszcza Gdańska, gdzie my, kandydaci Solidarności, spotkaliśmy się z Lechem Wałęsą. Zrobiono wtedy słynne zdjęcia z przewodniczącym Solidarności. A później były niezliczone spotkania z wyborcami w szkołach i plenerach.
Kogo uważał Pan za najtrudniejszego rywala w walce o Sejm?
Winiarski: - Była nią pani Krystyna Ejsmont, pielęgniarka ze Szpitala Matki Polki. I to ona uzyskała mandat poselski. Jej okręg wyborczy, Łódź-Górna, liczył cztery razy więcej mieszkańców niż Pabianice.
Kowalski: - Nie miałem poważnych przeciwników. Byłem pewien, że osoby z list PZPR nie mają w wyborach 1989 roku żadnych szans. I tak też się stało.
Gdyby mógł Pan cofnąć czas, czy ponownie by Pan kandydował?
Winiarski: - Zdecydowanie tak. I niczego bym nie zmienił. Bo trzeba starać się żyć dla innych. Wybory 1989 roku były dla mnie także przygodą. Wiele zmian zapoczątkowanych w tamtych latach przetrwało do dziś.
Kowalski: - Oczywiście, że tak. Choć na pewno teraz również wiele spraw w kraju mi się nie podoba. Ale cóż, ludzie nie są doskonali. Drogi członków Solidarności się rozeszły, każdy realizuje się na innej płaszczyźnie. A wtedy byliśmy zjednoczeni w walce o jeden cel: wprowadzenie demokracji. (ŻP, nr 22/2009 r.)
„Tak rodziła się wolność”
Wspomina doktor Grzegorz Krzyżanowski – współtwórca Komitetu Obywatelskiego, pierwszy niezależny przewodniczący Rady Miasta Pabianic:
- Do kampanii wyborczej niemal natychmiast włączyli się działacze Solidarności z 1980 roku. Po wytypowaniu Wiesława Kowalskiego, jako pabianickiego kandydata do Sejmu, promowano go wśród pabianickich wyborców. Inżynier Kowalski był wtedy mało znany, a my nie mieliśmy ani gazet, ani radia, ani telewizji. Trzeba było wozić go i pokazywać ludziom. W gronie działaczy Solidarności byli wówczas: Janusz Tomaszewski (późniejszy wicepremier w rządzie Jerzego Buzka), Zbigniew Kowalczyk (późniejszy przewodniczący pabianickiej Solidarności), nieżyjący już doktor Wiktor Wyrzykowski i ja. W mieszkaniu doktora Wyrzykowskiego mieliśmy spotkania, między innymi z Marią Dmochowską, która niedługo potem została posłanką na Sejm. Tak tworzył się przyszły Komitet Obywatelski w Pabianicach. (ŻP, nr 22/2009 r.)
Przeglądając archiwalne numery Życia Pabianic z 1989 roku, można by przyjąć, że nic nie zapowiadało czerwcowego „trzęsienia ziemi”. Tygodnik odnotował m. in. radosne obchody1 Maja: Uroczyście obchodziliśmy Święto Pracy. Tradycyjnym zwyczajem główną arterią Pabianic przemaszerował pochód. Na jego czele, tuż za pocztami sztandarowymi szli członkowie Komitetu Honorowego obchodów świąt majowych oraz tegoroczni bohaterowie wpisu do Księgi Zasłużonych dla Pabianic. W następnej kolejności widzieliśmy kombatantów – członków ZBoWiD i Związku Inwalidów Wojennych, za nimi młodzież zrzeszoną w ZHP, a następnie załogi pracownicze na czele z tegoroczną jubilatką – pabianicką „Polfą” obchodzącą swoje 100-lecie. W pochodzie pierwszomajowym szli również mieszkańcy gminy Pabianice oraz sportowcy.
Na obchody 1 Maja złożyło się też wiele innych uroczystości i imprez. Nastąpił uroczysty wpis nazwisk do Księgi Zasłużonych kolejnej grupy pabianiczan, odbyło się tradycyjne spotkanie władz miasta z weteranami ruchu robotniczego, a także akademia miejska i imprezy rozrywkowe.
Jednak w maju 1989 roku Życie Pabianic przypomniało trudną sytuację „Tkanin”: Głośno w środkach masowego przekazu było o Tkaninach Technicznych w styczniu tego roku, kiedy strajk sparaliżował pracę zakładu na cztery dni. Zaraz potem jednak strajki przeszły falą przez cały kraj i tym co się działo w PZTT opinia przestała się interesować. Ciszę brutalnie przerwał dopiero komunikat Polskiej Agencji Prasowej zamieszczony w Trybunie Ludu z 8 kwietnia. Do Tkanin zaczęli znów ściągać dziennikarze.
Komunikat – jak przystało na informację agencyjną – krótko i sucho oznajmiał, że po pierwsze – PZTT znalazły się na rządowej liście 9 zakładów zagrożonych bankructwem, po drugie – że minister odwołał był właśnie dyrektora i po trzecie – że bank zaprzestał kredytowania przedsiębiorstwa. (…) Tymczasowy kierownik zakładów jest wyraźnie przygaszony i nie ma mu się co dziwić. Trudno dziś w Tkaninach o człowieka, który mógłby zachować resztki dobrego samopoczucia. Styczniowy strajk trwał tylko cztery dni, ale dotąd czuć zewsząd jego skutki. Porozumienie jakie miało zakończyć strajk – spełniło swoją rolę, bo pracę wznowiono, ale kolejne żądania wcale nie przestały płynąć. (…)
Nowe Życie Pabianic wróciło po latach do tamtych niepewnych czasów.
Był luty 1989, trwały rozmowy Okrągłego Stołu. W tym czasie Pabianice liczyły 74,5 tys. mieszkańców (rok wcześniej dołączono pięć podmiejskich wsi). Na jedno mieszkanie przypadało 2,7 osoby. Wybudowanie 600 spółdzielczych i 40 mieszkań w budownictwie indywidualnym zaplanowała Miejska Rada Narodowa (prezydentem był Radosław Januszkiewicz), o ile pozwoli zaopatrzenie budowlane. Po raz pierwszy budżet miasta opierał się na dochodach własnych. W zakładach pracownicy żądali podwyżek płac; po strajku do pracy wrócił „Pamoteks”. Przykładowo w Tkaninach Technicznych specjalista po studiach zarabiał wówczas 63.500 zł, księgowa 59.200, gotowacz napojów 60.300, a sprzątaczka 62.300 zł. Historyczne złoto MP zdobyły koszykarki „Włókniarza” z trenerem Henrykiem Langierowiczem. Lokalna gazeta informowała, że na placu 1 Maja (rynku na Nowym Mieście) odbyła się pierwsza giełda samochodowa, która była atrakcją Dni Pabianic’89.
25 lat temu, na mocy kontraktu Okrągłego Stołu, odbyły się wolne wybory w Polsce. Na nasz okręg (Pabianice i Łódź-Górna) przypadły trzy mandaty do Sejmu. Zarejestrowało się 14 kandydatów. Okręgowej Komisji Wyborczej przewodniczył Włodzimierz Wlazło, prezes Sądu Rejonowego w Pabianicach. Przed „esdehem” głosy poparcia zbierał aspirujący do Senatu milicjant ppłk Jan Płócienniczak z telewizyjnego programu „997”. Na spotkanie z mieszkańcami przyjechali kandydaci na posłów i senatorów wysunięci przez Komitet Obywatelski Solidarność – Maria Dmochowska, Wiesław Kowalski, Jerzy Dietl i Cezary Józefiak.
Było dwóch pabianickich kandydatów do Sejmu. O mandat poselski nr 239 ubiegał się Paweł Winiarski – wówczas 30-latek, ekonomista, instruktor Związku Harcerstwa Polskiego, zgłoszony przez tę organizację. (…)
Z „drużyny Wałęsy” posłem na Sejm kontraktowy został Wiesław Kowalski – inżynier mechanik z Ośrodka Badawczo- Rozwojowego Technicznej Obsługi Rolnictwa w Widzewie- Żdżarach, zgłoszony przez Komitet Obywatelski „Solidarność”. (…)
W wyborach parlamentarnych w 1989 roku drużyna Wałęsy wygrała wszystko, co wówczas mogła. 12 września powstał pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego, a niespełna rok później odbyły się w pełni demokratyczne wybory samorządowe. W Pabianicach z początkiem 1990 zaczęły obowiązywać przywrócone, historyczne nazwy ulic Armii Czerwonej ponownie stała się Zamkową (nazwę zmieniono w 1946 r.), ul. gen. Żukowa – Łaską, a plac Obrońców Stalingradu Starym Rynkiem. Miastu przywrócono pomnik Legionisty. Inauguracja roku szkolnego 1989/90 odbyła się w nowej podstawówce numer 3 na Bugaju. Niewielu obeszła likwidacja PRON-u. Rosły ceny, galopowała inflacja. Zdjęcie na czołówce witryny sklepu z wędlinami gazeta skomentowała: „Minęła era nagich haków , przyszły czasy chudych portfeli”. W wydziale zatrudnienia i spraw socjalnych w magistracie 1100 osób czekało w kolejce na zatrudnienie, a codziennie zgłaszało się po trzydziestu nowych. ( Aneta Klimek „Pierwsze wolne”, Nowe Życie Pabianic, nr 40/2014 r.)
Zwycięstwo sił demokratycznych w wyborach czerwcowych do polskiego parlamentu przyspieszyło falę zmian.
Życie Pabianic, nr 47/1989 r. donosiło, że „PRON Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego) przestał istnieć”: Zapytałem ostatniego przewodniczącego Rady Miejskiej Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, Zbigniewa Dychtę o jego zdanie w sprawie rozwiązania tej organizacji.
- To, co Rada Krajowa uczyniła niedawno, powinna była – powiedział – uczynić już wiosną, kiedy bieg wydarzeń politycznych w kraju wykazał, że PRON się nie liczy. Teoretycznie, w myśl założeń i programu, mogliśmy się podpisać pod tym wszystkim, co dokonuje się w kraju obecnie. Cóż jednak z tego, kiedy praktyka wyautowała nas zupełnie. Istnienie w społecznej próżni nie ma sensu. Z. Dychto dodał, że formalnie miejska struktura PRON ulegnie rozwiązaniu na ostatnim posiedzeniu Rady Miejskiej, które odbędzie się w najbliższym czasie. Na zakończenie naszej rozmowy Z. Dychto powiedział: - Będę chciał serdecznie podziękować tym wszystkim, którzy uwierzyli w możliwość porozumienia i odrodzenia narodowego na płaszczyźnie PRON. To, że ich wiara okazała się daremna, to już całkiem inna sprawa. (Bogdan Ruta)
Wacław Nowak informował, że „Znów mamy Zamkową” : Śmiało można powiedzieć, że VIII Sesja Miejskiej Rady Narodowej była dla miasta wręcz historycznym wydarzeniem. Radni przyjęli bowiem uchwałę o przywróceniu ulicy Armii Czerwonej jej historycznej nazwy „Zamkowa”. Ta centralna arteria komunikacyjna Pabianic przywróconą obecnie nazwę nosiła nieprzerwanie przez 123 lata, od roku 1823 do 1946. Przywrócono też dawną nazwę „Łaska” ulicy Generała Żukowa, a plac Obrońców Stalingradu nazwano „Starym Rynkiem”. Najwięcej kontrowersji wzbudziła propozycja związana z powrotem do dawnej nazwy placu. Część radnych uważała bowiem, że powinien on otrzymać nazwę taką, jaką zabrano mu w 1948 roku tzn. plac im. gen. Henryka Dąbrowskiego. W związku jednak z tym, że mamy w mieście ulicę gen. Jarosława Dąbrowskiego – te zbliżone do siebie nazwy placu i ulicy mogłyby spowodować nieco zakłóceń w pracy poczty, organów meldunkowych itp. W tej sytuacji postanowiono przywrócić placowi nazwę „Stary Rynek”. Warto przypomnieć w tym miejscu, że w latach 1796-1878 nosił on nazwę „Rynek”, w latach 1878-1927 – „Stary Rynek” a w okresie lat 1927-1948 „plac im. gen. Henryka Dąbrowskiego”.
Przywrócenie dawnych nazw 2 ulicom i placowi było przygotowywane od szeregu miesięcy. To historyczne wydarzenie poprzedziły liczne propozycje i wnioski kierowane do władz miejskich. Niektóre wypowiedzi zamieszczaliśmy także na łamach Życia Pabianic. Doprowadzenie do końca tego problemu usatysfakcjonowało przeważającą większość pabianiczan szczególnie spośród starszego pokolenia. Czekali oni na ten moment z ogromnym utęsknieniem.
Całkowite zrealizowanie przyjętej uchwały wymagać będzie nieco czasu. W tym okresie stare tablice z nazwami ulic ustąpić muszą nowym, należy też dokonać zmian w zapisach w księgach wieczystych i w kartotekach mieszkańców. Wreszcie odpowiednia informacja na ten moment musi się znaleźć w Dzienniku Urzędowym Rady Narodowej m. Łodzi.
Jak postanowiono podczas Sesji przywrócone dawne nazwy obowiązywać mają od stycznia 1990 roku.
Powrót do historycznych nazw obydwu ulic i placu nie odbędzie się, niestety , bez kosztów. Kierownictwa 30 zakładów pracy i instytucji, do których Biuro MRN zwróciło się z prośbą o podanie przybliżonych kosztów tych zmian oszacowało je na łącznie ponad 14 milionów.
Radość z demokratycznych przemian przyćmiewała powszechna bieda.
Redaktor Zygmunt Foltyński pisał o pogarszających się warunkach życia w miasteczku: Głośnym echem odbił się protest załogi Pamotexu (…) Rzecz dotyczy niedostatecznego zaopatrzenia miasta w podstawowe artykuły żywnościowe oraz lawinowego wzrostu cen. (…) Rzecz w tym, aby nie dopuszczać do niemal codziennego wzrostu cen tych samych produktów rolnych i wyrobów przemysłu rolno-spożywczego. W wielu sklepach na Starówce, choć nie tylko pełnotłustego mleka i twarogu nie sprzedawano 22 września w godzinach popołudniowych, a także następnego dnia przed południem. Dlaczego? ( ŻP, nr 40/1989 r.)
***
Wybory w czerwcu 1989 umożliwiły odbudowę samorządu lokalnego. W marcu 1990 sejm kontraktowy uchwalił ustawę o samorządzie gminnym oraz ordynację wyborczą do rad gmin. Szybkimi krokami zbliżał się 27 maja, dzień wyborów samorządowych. Komitet Obywatelski „Solidarność” Miasta Pabianic, który zgłosił własną listę, zaapelował do pabianiczan: „Czeka nas wiele pracy! W naszym mieście narosło mnóstwo problemów. Musimy przełamać społeczną apatię obywateli, którą wywołała trwająca 45 lat władza komunistycznych właścicieli miasta. Zlikwidować bałagan, brud i szerzące się chamstwo. Wprowadzić personalną odpowiedzialność za podjęte, a ważne dla miasta decyzje (…)”. Na ulotkach kandydatów z listy nr 1 widniało hasło „Nasze Miasto – nasz samorząd”.
Pabianice podzielono na pięć okręgów wyborczych, a osiami podziału były ul. Zamkowa i Dobrzynka. Lokale wyborcze dla 33 obwodów otwartych i 1 zamkniętego (w DPS-ie) były te same co w poprzednich akcjach wyborczych. Miejska Komisja Wyborcza, której przewodniczył mec. Edward Stasiak, mieściła się w Urzędzie Miasta. Listy kandydatów przyjmowała do północy 27 maja. Spośród 57.484 uprawnionych do głosowania wzięło udział 23.551 osób, co stanowiło 41 proc. Mandaty radnych uzyskali w okręgu nr 1: Tamara Bartuzel (562 głosy), Włodzimierz Micuła (222), Maciej Wyrzykowski (992), Radosław Rabe (329), Jacek Marynowski (487), Stanisław Kaczmarek (259) i Zygmunt Szmidt (234).
W okręgu nr 2: Andrzej Żeligowski (789), Wiesław Kowalski (654), Urszula Polińska (182), Włodzimierz Alwasiak (1173), Andrzej Luboński (265), Edward Kędzierski (1260), Stanisław Traczyk (243) i Leszek Maliński (280).
W okręgu nr 3: Grzegorz Krzyżanowski (1418), Marek Krakus (441), Jarosław Pinder (245), Krzysztof Niedzielski (452), Anna Rospęk (322), Stefania Śmiałkowska (212), Jan Rózga (309).
W okręgu nr 4: Maria Szram (825), Janusz Tomaszewski (502), Andrzej Teodorczyk (316), Stanisław Świetlik (200), Czesław Bajer (983), Jerzy Łuczak (149), Alicja Bujacz (165).
W okręgu nr 5: Jacek Plewiński (634), Barbara Mrowicka (507), Marek Wosiński (234), Marek Rzepkowski (339), Florian Wlaźlak (394), Krzysztof Ochnicki (513) i Krzysztof Nowacki (70).
Pierwsza sesja odbyła się 8 czerwca. Przewodniczącym Rady Miasta został Grzegorz Krzyżanowski (kontrkandydatem był Edward Kędzierski). Radni z KO „Solidarność” mieli przytłaczającą przewagę – 34 z 36 mandatów. W analizie powyborczej ŻP pisało: „Największą – co tu ukrywać –niespodzianką była wygrana Leszka Malińskiego z Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej (…) Prawdziwym też „fuksem” można nazwać wybór Krzysztofa Nowackiego z listy Pabianickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Zastanawiające, że liczne, bo 18- i 17- osobowe listy Związku Harcerstwa Polskiego i Stronnictwa Demokratycznego przepadły z kretesem nie wprowadzając do rady ani jednego kandydata (…) Marginesową rolę w kampanii odegrało czterech kandydatów indywidualnie występujących w szrankach wyborczych”.
Gazeta wyliczyła, że pierwsza sesja trwała 5 godzin i kosztowała około pół miliona złotych (po 96 tys. zł od godziny liczył sobie Pamoteks za udostępnienie sali konferencyjnej). Wybory nowego prezydenta – w miejsce ustępującego Radosława Januszkiewicza – zapowiedziano na 21 czerwca. Radni ustalili wysokość prezydenckiej pensji na nie więcej niż 1,9 mln zł.
Prezydentem Pabianic pierwszej kadencji w latach 1990-1994, był łodzianin, ekonomista Marek Firkowski. https://pl.wikipedia.org
Życie Pabianic (nr 25/1990 r.) relacjonowało przebieg II sesji Rady Miasta Pabianic: Personalia i pieniądze – tak w skrócie można przedstawić problematykę podjętą przez RMP w dniu 21 czerwca br. Porządek dzienny przewidywał wybory: wiceprzewodniczących rady, prezydenta miasta, członków Zarządu Miejskiego, Komisji Inwentaryzacyjnej i Komisji Statutowo-Regulaminowej. Wprowadzono także punkt pierwotnie nie przewidywany, lecz ogromnie ważny, bo dotyczący zaciągnięcia kredytu w Pabianickim Banku Gospodarczym, niezbędnego ze względu na lukę budżetową.
Namiętności zaczęły grać już na samym początku obrad, tuż po ich otwarciu i ciepłych słowach podzięki przewodniczącego – Grzegorza Krzyżanowskiego skierowanych pod adresem radnych poprzedniej kadencji (zaproszonych na sesję). Radny J. Pinder złożył wniosek o zdjęcie z porządku dziennego punktu dotyczącego wyborów prezydenta. Jest rzeczą niedopuszczalną – oświadczył – aby Komitet Obywatelski, który desygnował większość obecnych radnych, nie mógł wypowiedzieć się w kwestii kandydatury na tak ważną funkcję w mieście. Radny zaproponował, aby wybór prezydenta przełożyć na następną sesję.
Na temat wywołany przez J. Pindera potoczyła się dyskusja. Dość burzliwa i wskazująca na różnice zdań w łonie rady co do, najwyraźniej znanej już radnym, kandydatury (w mieście tymczasem wciąż jeszcze snuto najrozmaitsze domysły kto też, tak naprawdę będzie się ubiegał o prezydencki fotel).
Skończyło się na głosowaniu, w którym 20 radnych, czyli większość, była za tym, aby jednak wyboru prezydenta dokonać.
Przystąpiono więc do realizacji porządku obrad. Na pierwszy ogień poszły wybory wiceprzewodniczących Rady Miasta Pabianic. Z sali zgłoszono kandydatury: Macieja Wyrzykowskiego, Andrzeja Żeligowskiego, Krzysztofa Ochnickiego oraz Floriana Wlaźlaka. Ten ostatni nie wyraził jednak zgody na kandydowanie, wobec czego doszło do wyboru trzech wiceprzewodniczących spośród trzech kandydatów.
W tajnym glosowaniu A. Żeligowski otrzymał 32 głosy, M. Wyrzykowski i K. Ochnicki po 26 głosów, stali się więc wiceprzewodniczącymi.
Gdy przystąpiono do wyborów prezydenckich, wzmogły się namiętności zasygnalizowane już na początku sesji. Przy zgłaszaniu kandydatów radny Jan Rózga – zastrzegając się, że wniosek o przełożeniu wyboru na następną sesję był zasadny – zgłosił Jarosława Pindera. Sześciopunktowe uzasadnienie wymieniało przymioty zgłoszonego kandydata: prawnik z zawodu, współautor programu wyborczego KO „Solidarność”, praktyczna znajomość problematyki administracyjnej (kandydat pracuje w Urzędzie Miasta), brak doświadczenia kierowniczego, co przy obecnej sytuacji w kraju musi być tylko plusem, wyznawany światopogląd chrześcijański, no i młody wiek.
Radny Edward Kędzierski zgłosił kontr kandydaturę Marka Firkowskiego – ekonomisty, specjalisty w dziedzinie organizacji i zarządzania, pracownika naukowego na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym UŁ.
Obaj kandydaci wyrazili zgodę na kandydowanie, a następnie krotko zaprezentowali się radzie.
Jarosław Pinder powiedział: Brak mi doświadczenia, ale szybko się uczę i efekty w nauce mam dobre. Jestem pabianiczaninem z urodzenia. Postaram się zapewnić pluralistyczny układ władzy wykonawczej.
Marek Ł. Firkowski nieco dłużej prezentował swą autocharakterystykę. Jest mieszkańcem Łodzi, pracuje w Katedrze Organizacji i Kierowania, ma stopień naukowy doktora. Zna praktycznie problematykę, którą zajmuje się naukowo, albowiem tuż po studiach pracował w starogardzkiej „Polfie” oraz opracowuje wiele programów dla konkretnych przedsiębiorstw i uczestniczy w ich wdrażaniu. Ma 47 lat, spore doświadczenie w pracy, od 1980 r. jest w „Solidarności”, a społecznie działa także w PTE i różnych innych kolach naukowych. Nie może jeszcze zaprezentować programu swych przyszłych działań jako prezydent, bo musi bliżej poznać miasto. Za kanwę do takiego programu posłużą mu programy wyborcze wszystkich ugrupowań biorących udział w majowych wyborach, opracowania przygotowane przez dotychczasową władzę. Wiem – powiedział- że nie jestem stąd, lecz pragnę być oddany temu miastu, a będąc wolnym od uwarunkowań, jakie rodzi współzamieszkiwanie, będę mógł bardziej obiektywnie podejmować wszelkie decyzje. Nie jestem zwolennikiem populistycznego podejścia do problemów miejskich. Cenię przede wszystkim inicjatywy oraz wszelkie zamiary i koncepcje służące zasilaniu budżetu miejskiego w potrzebne środki finansowe.
Następnie zwalił się na kandydatów istny grad pytań ze strony radnych. Oszczędźmy czytelnikom drobiazgowego opisu tego przesłuchania ograniczając się do wymienienia pytań. Pytano więc dr. Firkowskiego o motywacje, które skłoniły go do kandydowania, stosunek do zamysłu uczynienia z Pabianic specjalnej strefy ekonomicznej, o to – czy kierował kiedykolwiek większą grupą ludzi, jak widzi swą dyspozycyjność wobec środowisk miejskich, na jakiej zasadzie będzie dobierał współpracowników, czy zna stan miasta, czy teoretyczne koncepcje nad którymi pracował znajdowały zastosowanie w praktyce, czy współpracował z prof. C. Józefiakiem i czy wspólnie z nim wykładał na Wieczorowym Uniwersytecie Marksizmu i Leninizmu, skąd czerpać będzie wiedzę o mieście, jak będzie powstrzymywał nadmierny rozrost administracji, czy zna języki obce, co sądzi o ulicznym handlu mięsem, a co o prywatyzacji RPGKiM itd.
Pytania układały się w krzyżowy ogień. Jedni radni stawiali je obu kandydatom, inni tylko jednemu z nich. Niewątpliwie oryginalnie zabrzmiała wypowiedź radnego L. Malińskiego, który oświadczył, że żadna z dwóch kandydatur nie jest odpowiednia i będzie głosował przeciw obu. Gdy w pewnym momencie radny M. Krakus wstał i oświadczył, że „na tej sali i na KO mówiło się o blokach i manipulacji, więc stawia wniosek przegłosowania kartki” – uznano, że pora najwyższa przerwać tę część obrad i przystąpić do formalnego głosowania, co też uczyniono..
Wynik tajnego głosowania był następujący: na Marka Firkowskiego padło 21 głosów, na Jarosława Pindera 8, głosów bez wyboru było 6. (…)
***
„Drodzy mieszkańcy Pabianic! Przez ostatnie cztery lata miałem zaszczyt być Prezydentem Miasta Pabianic. Mimo że nie byłem pabianiczaninem, poświęciłem się w całości wykonywaniu obowiązków, jakie nakładała na mnie pełniona funkcja. Mogę więc kończąc kadencję powiedzieć – moje Pabianice” – tak napisał w liście otwartym Marek Firkowski na zakończenie pierwszej kadencji samorządu (1990-1994).
Kolejne wybory odbyły się 19 czerwca 1994 r. Frekwencja wyniosła niecałe 28 proc., przy czym największa była na Piaskach, a najmniejsza na Bugaju. Do Rady Miejskiej startowało 254 kandydatów. Dostało się 31 mężczyzn i 5 kobiet (dziewięcioro z nich po raz drugi), w wieku od 33 do 67 lat. Najwięcej głosów w tych wyborach otrzymał Edward Kędzierski. Mandat uzyskali przedstawiciele siedmiu ugrupowań: SLD (10), Unia dla Pabianic (7), Forum Chrześcijańsko-Demokratyczne (7), Forum Niezależnych ”Teraz Pabianice” (5), Koalicja Prawicy Pabianickiej (5), po jednym Blok Wyborczy „Solidarni” i Polskie Stronnictwo Ludowe. Przewodnictwo w radzie objął Leszek Maliński, jednocześnie najstarszy wiekiem. Jedynym kandydatem na fotel prezydenta był 38-letni Jacek Gryzel. https://pl.wikipedia.org
„Dziękując radnym za wybór nowy prezydent uronił kilka łez. Po ich otarciu zaproponował, by poprzedni jego szef – prezydent Marek Firkowski dostał tytuł Honorowego Obywatela Pabianic” – pisała gazeta w relacji z pierwszej sesji RM. Wiceprezydentami zostali Edward Kędzierski i Paweł Winiarski. Do 6-osobowego zarządu miasta weszli również Zdzisław Smagalski, Wiesław Madejski i Marek Ostojski. (…)
Również w wyborach cztery lata później żadne z ugrupowań nie uzyskało większości (19 mandatów) pozwalających na samodzielne rządzenie. W 1988 roku w Radzie Miasta zasiadło 16 przedstawicieli Sojuszu Lewicy Demokratycznej, 15 Akcji Wyborczej „Solidarność”, po dwa mandaty dostała Unia Wolności i Stowarzyszenie Forum Chrześcijańskie i jeden Forum Niezależnych „teraz Pabianice”. Najwięcej głosów zebrał Zdzisław Smagalski z SLD (673). Najstarszy radny miał 71 lat, dwaj najmłodsi po 21. W składzie znalazło się sześciu nauczycieli. Największy sukces odniosła debiutująca w wyborczych zawodach Anita Błochowiak, przewodnicząca Frakcji Młodych SdRP, która o sto głosów wyprzedziła lidera swojej partii. https://pl.wikipedia.org
W mieście władzę przejęła koalicja AWS ze Stowarzyszeniem Forum Chrześcijańskie i Unią Wolności. Sojusz Lewicy Demokratycznej, na który głosowało najwięcej pabianiczan, przeszedł do opozycji. Prezydentem został 49-letni Florian Wlaźlak, współwłaściciel firmy budowlanej. Jego zastępcami Edward Kędzierski i zaledwie 27-letni Paweł Piechota, a skład zarządu uzupełnili Andrzej Żeligowski, Marek Błoch i Henryk Ratajski. Funkcję przewodniczącego RM objął Mieczysław Mik. Pierwszą sesję rozpoczęła msza w kościele Najświętszej Marii Panny.
- We właśnie wybranych władzach aż się roi od teologów: sekretarz miasta, zastępca przewodniczącego RM, wiceprezydent. Czy nie obawia się pan, że pabianicki ratusz stanie się zbyt „święty”? – Nie, nie sądzę, by oparcie się na nauce społecznej Kościoła katolickiego w ujęciu Jana Pawła II mogło przynieść szkodę Pabianicom. Z uwagą słucham Ojca Świętego … - mówił Florian Wlaźlak w pierwszym wywiadzie prasowym w listopadzie 1998 r. (Aneta Klimek ”Oni rządzili dwie dekady temu”, Nowe Życie Pabianic, nr 48/2014 r.)
Autor: Sławomir Saładaj