Maciejewski
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęEugeniusz Maciejewski (1898-1972) jest autorem wspomnień z listopada 1918 roku w Pabianicach, które m. in. zainspirowały Marcina Leśniewicza do stworzenia komiksu „Odebrany karabin” (2018). Maciejewski po ukończeniu Politechniki Warszawskiej, Wydział Architektury w 1929 roku osiedlił się w Gdyni i przyczyniał się do rozbudowy nowego polskiego miasta. W 1931 roku zawarł związek małżeński z Alicją Trzeciak (1906-1988) pochodzącą z polsko-estońskiej rodziny. Miał dwie córki, Ewę i Joannę.
Wielką pasją inżyniera Maciejewskiego była także astronomia. W 1. numerze Uranii z 1973 roku ukazała się notka pożegnalna: W dniu 8 maja 1972 r. zmarł prezes Oddziału Gdańskiego Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii w Gdyni, mgr inż. arch. Eugeniusz Maciejewski.
Urodził się 25 grudnia 1898 r. w Pabianicach. Mimo ciężkich warunków rodzinnych dzięki wrodzonej pracowitości zdobywa średnie wykształcenie w Szkole Handlowej w Pabianicach. Harcerstwo kształtuje w nim patriotyzm. Dyplom na Wydziale Architektury PW uzyskuje w roku 1929 i na stałe osiedla się w Gdyni, przyczyniając się do rozbudowy nowo powstającego miasta. Lata 1939-1945 przebywa w obozie jenieckim po dostaniu się do niewoli jako jeden z obrońców Helu. Po odzyskaniu niepodległości w 1945 r. włącza się do odbudowy Gdyni i Wybrzeża.
Pomimo nawału zajęć zawodowych znajduje czas na prace społeczne. W dniu 5 września 1962 r. zostaje prezesem Oddziału Gdyńskiego PTMA, a od roku 1968 połączonych oddziałów Gdyńskiego i Gdańskiego. Dał się poznać jako dobry organizator, a jednocześnie człowiek skromny i pracowity.
Architektura nie przestaje być pasją jego życia. Stawia sobie za cel budowę Planetarium i Obserwatorium w Gdyni na Kamiennej Górze. Projektuje wstępne szkice budowy i zabiega o dotację i zatwierdzenie programu budowy. W związku ze zlikwidowaniem funduszu SFOS (Społeczny Fundusz Odbudowy Kraju i Stolicy) zamierzenia te upadły. Mimo złego stanu zdrowia nadal walczy o sprawy Towarzystwa. Do ostatnich dni swego życia pracuje ofiarnie dla Oddziału.
Prezes Maciejewski kładł zawsze nacisk na pracę z młodzieżą. Cechowała go wręcz pedantyczna pracowitość i koleżeńskie podejście do współpracujących z nim członków. Zasługi zmarłego były wysoko oceniane przez Zarząd Główny oraz Walny Zjazd Delegatów PTMA , który w roku 1971 przyznał mu Srebrną Honorową Odznakę PTMA. Śmierć położyła kres jego ofiarnej pracy, pracy człowieka, który przez dziesięć lat był bezgranicznie oddany sprawom Oddziału naszego Towarzystwa.
*
Wspomnienia Maciejewskiego z czasów kiedy jako komendant I Drużyny Harcerskiej im. T. Kościuszki rozbrajał Niemców w Pabianicach w listopadzie 1918 r. zostały opublikowane po raz pierwszy przez jego córkę Joannę Pavković w 2003 roku w czasopiśmie Słowo Yu Polonii wydawanym w Belgradzie.
Eugeniusz Maciejewski pisał: (…) Przeszliśmy znów grupkami na ul. Kościuszki do bramy domu, gdzie mieściła się bursa uczniowska 7 kl. Szkoły Handlowej. Spotkaliśmy tam również grupę kilkudziesięciu zebranych Sokołów. Stąd przy zupełnie ciemnej nocy robiliśmy wypady grupkami, rozbrajając pojedynczych żołnierzy, żandarmów, którzy zdezorientowani i zdumieni naszym napadem w kilku, nie stawiali większego oporu.
Ulica Cmentarną (obecnie Kilińskiego), jak stwierdziły patrole, szedł duży oddział piechoty w pełnym rynsztunku z taborami z tyłu i skręcał w ulicę Zamkową w stronę Łasku. Takiej siły zaatakować nie mogliśmy. Początkowo, kiedy w ciemnościach nie orientowaliśmy się w liczebności Niemców, komendant Edmund Maciejewski w otoczeniu kilku śmielszych druhów zatrzymał Niemców. Po oświetleniu latarką elektryczną okazało się, że był to długi wąż oddziału. Na czele stał oficer niemiecki. Na żądanie w łamanym języku niemieckim oddano nam broń. Jeden z oficerów chwycił za pistolet i strzelił do Maciejewskiego. Na szczęście stojący obok niego druh Eugeniusz Wyrwicki (zginął jako ppłk. pilot w obronie Francji), o szybkim refleksie, uderzył silnie oficera w rękę i kula trafiła w bruk uliczny. Harcerze rozbiegli się, a Niemcy spłoszeni uciekali w kierunku Łasku, pozostawiając część broni. (…)
Rano ok. godz. 8.00 przyszła wiadomość, że Niemcy opuszczają dworzec kolejowy, a ludność grabi magazyny kolejowe i składy węgla. Zorganizowany został oddział przeważnie uzbrojony już w karabiny, liczący ok. 20 ludzi. Pod moim dowództwem udał się wytężonym marszem czwórkami na dworzec. Po drodze witali nas radośnie mieszkańcy miasta, rodziny, znajomi. Również dołączyli do oddziału spóźnieni harcerze. Po drodze wstąpiliśmy do koszar (dawna szkoła R. Kindlera) i stwierdziliśmy, że zapasy koców, bielizny i żywności zniknęły z magazynów i wobec tego zaciąganie warty na nowo nie było już potrzebne.
Po przybyciu na dworzec w krótkim czasie opanowaliśmy sytuację. Przepędziliśmy grabiących ku ich niezadowoleniu, wystawiliśmy warty, a magazyny kolejowe z żywnością zamknęliśmy na kłódki. Na dworcu już nie było żołnierzy niemieckich, pojedynczo tylko trafiali się oficerowie, żołnierze maruderzy, którzy byli rewidowani, rozbrajani i wsadzani do pociągów ewakuacyjnych, które dość często szły od strony Łodzi z żołnierzami już rozbrojonymi w Warszawie bądź gdzieś po drodze. Na dworcu zastaliśmy jeszcze zawiadowcę stacji, wyższego urzędnika kolejowego w mundurze i kasjera, którzy szykowali się do odjazdu. Nie zdążyli zabrać jeszcze pieniędzy z kasy. Druh Dobrosław Wyrwicki, https://pl.wikipedia.org
władający nieco językiem niemieckim, został wyznaczony do przejęcia kasy. Stwierdzono w kasie przeszło 4000 marek. Z tego stanu kasy sporządzono protokół w dwóch egzemplarzach. Jeden wręczono niemieckiemu kasjerowi. Do tej sumy doszły jeszcze pieniądze - skonfiskowane w czasie rewizji osobistej - żołnierzy i oficerów. Ja osobiście zająłem się zbadaniem mieszkania, biura i bagażu zawiadowcy stacji. Został mu skonfiskowany małokalibrowy karabinek.
Po południu przybył na dworzec z posiłkiem druh kom. Hufca, gdyż był to w tych momentach najważniejszy punkt do zabezpieczenia oraz byli potrzebni także ludzie do zmiany warty. Nadchodzi pociąg towarowy od strony Łodzi pełen nierozbrojonych żołnierzy niemieckich. Pociąg miał dwie lokomotywy. Początkowo nie chciał się zatrzymać. Ale po otwarciu ognia z karabinów, maszynista zatrzymał pociąg. Zostawiwszy wartowników na peronie, w kilkunastu wchodziliśmy do wagonów. Kazaliśmy podnieść ręce do góry i przeprowadzaliśmy osobistą rewizję w poszukiwaniu broni. Znaleźliśmy jeszcze kilka pistoletów, bagnetów i amunicję.
Ponieważ uważaliśmy, że jedna lokomotywa wystarczy dla dowiezienia pociągu do granicy, kazaliśmy maszyniście odstawić drugą na bocznicę. Druh Roman Rendecki, posiadający pistolet, wskoczył na lokomotywę i zmusił niemieckiego maszynistę do odprowadzenia lokomotywy. W ten sam sposób przepuściliśmy jeszcze kilka pociągów ewakuacyjnych z wojskiem niemieckim.
Pod wieczór wzmógł się nacisk zebranych ludzi na wartowników pilnujących składów węgla i magazynów kolejowych. Musieliśmy interweniować, strzelając na postrach w powietrze. Trzymaliśmy straż na dworcu kolejowym przez kilka dni do czasu zorganizowania się własnych władz kolejowych.
Na mieście radość z odzyskania niepodległości. Wszędzie pojawiły się flagi narodowe. (…) (NŻP na niedzielę, nr 38/2008 r.)
Inżynier Maciejewski brał także udział w wojnie 1939 roku. Periodyk Scripta Historica nr 24/2018 r. zamieścił tekst pt. „Sportowy Pontiac na Helu – wspomnienia Eugeniusza Maciejewskiego z obrony Wybrzeża we wrześniu 1939 roku”.
http://www.inmemoriam.architektsarp.pl
https://naszczas2002.tripod.com
Autor: Sławomir Saładaj