www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Przedsiębiorca

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Andrzej Furman, pabianicki przedsiębiorca, stworzył firmę, która stała się przedmiotem zainteresowania wielu badaczy ekonomii i zarządzania w Europie Środkowo-Wschodniej. Robert Kozielski  w pracy „Understanding the New Business Paradigm in Eastern Europe”, 2017 pisał: Aflofarm – Efficiency of Action

Many people, especially those living in Poland, know such brands as Vicard, Lokomotiv, Sesja, Linea, Rutinacea, Herbapect and Neomag. However, very few of them are aware of the fact that their creator  and owner is one company. This is a Polish company located in Pabianice, a town near Łódź, with a population of 70.000 residents.

Aflofarm, the name of the company, is ranked third on the market in Poland in terms of sales, and is the number one company in quantitative terms of those making over-the-counter medicines. The company employs more than 600 workers, and the value of its sales exceeded $500 milion in 2015. The dynamics of growth over the years have been at least twice as high as the average company in this sector. Aflofarm is also a leader among the advertisers in Poland.

The early stages of the company  are linked to the transformation period in Poland. Its founder, Andrzej Furman, had always been dreaming about drug manufacturing. However, he started with business counseling, and then  became a wholesaler in the pharmaceutical  market. In 1991 his company started the independent sale and production of medicines. Subsequent investment in technology and machinery let them expand the scale production, and the product portfolio. Today, Aflofarm manages more than 300 products, and 80 brands are actively promoted.

The current managers, Jacek and Wojciech Furman, sons of the founder, stress that there are two reasons for their success – innovations and WDE0 marketing (WDEO is an acronym of the Polish phrase meaning  We Do Everything Ourselves). The research and development department  has more than 100 workers who constantly improve their biological expertise and techologiocal skills, in order to catch up with the development of the sector, discover new market niches, and persue new ideas. In the last three years, more than $20 milion was invested in innovations and launching new products. This allow them to extend their offer by a few products a month which  means a few dozen products a year.

Aflofarm adhers to the rule according to which every product has its life cycle, both in a market and in marketing. They developed a way of action that was fairly idiosyncratic for Polish and international standards – innovations and WDEO marketing. Aflofarm does not work with any advertising agency; it does not work with any creative agency or any research company. All the tasks connected with marketing  are performed by company employees including product testing.  

„We even have our own focus studio that in certain periods has to booked well in advance as project teames simultaneously work on different brands”, Jacek Furman claims. This is a huge group of people, including sociologists, psychologists, and statisticians.

The inspiration for such an approach was fairly mundane. The legal procedures of product registration and protection in the pharmaceutical market are rather complex. The legal department  has to prepare documentation  concerning about 80 products every year. The number of contracts that should be signed with external companies in order to do these tasks would be slightly  lower than the number of legal procedures realized by these companies for Aflofarm. So, a defintely more rational action was  to take care of it themselves.

This is also the case in other business spheres – it concerns the whole company. While having such a wide range of products, Aflofarm has an extremely efficient team  that is comprised of scriptwriters, graphic designers, directors, artists, et. So, for Aflofarm, operational efficiency is a specific business philosophy, and at the same time a source of  competitive advantage.

W 2014 roku  Kołowrotek Kulturalny  zamieścił rozmowę z Andrzejem Furmanem człowiekiem biznesu, założycielem firmy Aflofarm, Liderem Biznesu 2013 roku na 10 pozycji w rankingu Forbes, właścicielem kompleksu handlowo-biznesowo – hotelowego Centrum Fabryka w Pabianicach, założycielem Fundacji „My kochamy Pabianice”, „Zasłużonym dla miasta Pabianic”, „Zasłużonym dla Kultury Polskiej”, współczesnym fabrykantem dbającym o nasze miasto i wspomagającym wiele szlachetnych inicjatyw.

Magdalena Cieślar: Jak wolałby Pan, aby Pana określano, mianem biznesmana czy fabrykanta sztuki biznesu?

Andrzej Furman: Myślę, że określenie biznesmen jest bardziej adekwatne dla tego co dzisiaj robię. Fabrykant, to pojęcie którego aktualnie używamy do opisania ludzi prowadzących działalność w czasach tego  historycznych, a na pewno przed drugą wojną światową … wtedy chyba używano określenia fabrykant. Natomiast określenie tego co robię dla sztuki, która nie służy tylko mi i mojej rodzinie, określiłbym jako sponsoring. Sprawia mi radość fakt, że mogę tworzyć nowe miejsca pracy dla tych, którzy jej szukają, a także zapotrzebowanie na pracę artystów. Uważam, że świat bez kultury i sztuki byłby bardzo nudny. Myślę, że same igrzyska nie wystarczą.

- A w tych „igrzyskach” … mariaż sztuki z biznesem bardziej potrzebny jest samej sztuce czy biznesowi?

- Moja odpowiedź na to pytanie jest taka. Od wielu lat tym, którzy mnie pytają dlaczego przywiązują taką wagę, aby było ładnie wokół mnie, odpowiadam, że chcę ładnie zarabiać pieniądze. „Ładnie” to pojęcie bardzo szerokie. Z tej mojej zasady życiowej wynika, że biznesowi sztuka jest potrzebna. Bez artystów np. plastyków nie byłoby naszych ładnych opakowań, naszych reklam, nikt by nie oglądał i nie kupował naszych leków, suplementów czy kosmetyków. Uważam, że mądry biznes korzysta ze sztuki, a sztuka nie istniałaby bez tych, którzy chcą ją mieć.

- Lee Iacocca prezes Forda i Chryslera uważał, że zaczynać należy razem z dobrymi ludźmi, którym należy podać reguły gry, być z nimi w ciągłym kontakcie, motywować ich  i nagradzać, a czyniąc to sprawnie, nie ma możliwości, żeby się nie udało. Jak zaczynał Pan swoją „przygodę” z biznesem, sztuką, spotykał Pan dobrych i życzliwych ludzi?

- Ja nie tylko spotykałem dobrych i życzliwych ludzi, ja ich cały czas spotykam każdego dnia. Proszę mi wierzyć, to powoduje, że chcę się starać zapracować na miano dobrego i życzliwego człowieka. Przez te wszystkie lata kiedy prowadzę firmę Aflofarm i Aflopa, tego wzajemnego zaufania musiało być co raz więcej i więcej, dlatego reguły gry są niezbędne i należy ich przestrzegać. Przestrzegania reguł wymagam najpierw od siebie, a wtedy wymagania reguł od innych, np. z którymi się pracuje – jest łatwe. Przyznam jednak, że dzisiaj te reguły najczęściej mają formę procedur. Proszę pamiętać, my pracujemy w farmacji. Motywowanie i nagradzanie jest kolejnym, bardzo istotnym elementem postępowania w mojej działalności gospodarczej. Nikt nie pracuje z miłości do swojego szefa czy w imię jakiejś idei, chyba że pracuje się nie dla pieniędzy.  Zawsze starałem się i staram, aby wynagrodzenie moich pracowników czy przyznana nagroda, były adekwatne do ich zaangażowania, wyników i warunków rynkowych.

Jeżeli chodzi o moje spotkanie z twórcami, to jest to wspaniała przygoda, która trwa już wiele lat. To są wspaniałe chwile w moim życiu, gdy spotykam ludzi którzy mają pasję, talent i potrafią stworzyć dzieło sztuki zachwycające wszystkich.

- W opinii społecznej jest Pan perfekcjonistą, człowiekiem bardzo wymagającym, nie ma też dla Pana rzeczy niemożliwych. Czy maksyma wynalazcy i założyciela czasopisma naukowego Science – Thomasa A. Edisona  mówiącej  ”jeżeli istnieje sposób, by zrobić coś lepiej … znajdę go” – mogłaby  stać się Pańską?

Tak, to prawda… chcę być perfekcjonistą i wymagam perfekcjonizmu od tych, którzy chcą ze mną współpracować, ale proszę pamiętać, że tego wymagają kupujący nasze produkty. Perfekcjonizm jako wymóg spowodował, że w zakładach Aflofarmu mamy pracowników z tytułem „Lidera”, a Lider to jest ten, który osiągnął w swojej pracy  mistrzowski poziom kwalifikacji. Oczywiście tytuł Lidera nie jest bezterminowy i okresowo jest weryfikowany. Przyznanie takiego tytułu jest wyróżnieniem dla pracownika. Bez tego perfekcjonizmu i bez naszych Liderów nie byłoby dzisiejszej pozycji rynkowej Aflofarmu. Ten perfekcjonizm jest nam też potrzebny w wybudowanej Fabryce Wełny. Wszystkim przyjmowanym do pracy mówię, co chcemy razem osiągnąć. Chcemy być bardzo dobrym hotelem, chcemy serwować wyśmienitą kuchnię w naszej restauracji, mieć super fitness i wspaniałe SPA. Bez takiego celu nie znajdziemy popytu na nasze usługi. Wiemy też, że nie możemy działać lokalnie. Tak, musimy być perfekcyjni.

- Dzisiejszy pędzący świat nie ma czasu, ani zbyt wielkiej ochoty na wgłębianie się i poznawanie meandrów sztuki przez duże ”S”. Potrzeba współczesnych „igrzysk i chleba” coraz  częściej sprowadza się do „grillowania kiełbasek, piwa i śpiewanego refrenu”. Jaką sztukę, według Pana, tworzą ludzie biznesu i czy mogą oni czuć się współodpowiedzialni za poziom jej tworzenia?

- Zgadza się … i ja też nie uciekam od „grillowanych kiełbasek  i śpiewanego refrenu”, ale dzisiejszy świat to ogromna różnorodność oczekiwań w zakresie tego, co oferuje kultura i otwarty dla nas świat. Ja i moja żona staramy się, gdy czas nam na to pozwala, korzystać z różnorodnej oferty kulturalnej. Chodzimy do kina, teatru, opery, na koncerty, wystawy, do muzeów. Powiem, że często nie bierzemy udziału w imprezie kulturalnej, dlatego że zbrakło dla nas biletów. Świadczy to o tym, że kultura jest nam wszystkim potrzebna. Podczas tych imprez spotykamy przedstawicieli całego Społeczeństwa i wszędzie tam spotykam też ludzi biznesu. Powiem więcej, bez wsparcia ze strony biznesu nie byłoby wielu z tych wydarzeń. Uważam taką sytuację za normalną. Kultura zawsze wymagała sponsorów. Kiedyś sponsorów nazywano mecenasami, nie zawsze mecenasem był biznes, no bo nie było biznesu tylko fabrykanci. Firma Aflofarm Farmacja Polska, aby być mecenasem kultury założyła fundację „My Kochamy Pabianice”. Fundacja wśród swoich celów statutowych ma również wspieranie kultury w Pabianicach, a wspieranie kultury w naszym mieście traktuję jako swoją powinność. Oczywiście nie chciałbym zastępować instytucji do tego powołanych, które dysponują środkami publicznymi na ten cel. Jestem gotowy wesprzeć działania odpowiadające na potrzeby społeczne oraz te, których organizację akceptuje. Muszą to być także instytucje w których pracownicy robią to, za co im społeczeństwo płaci w formie podatków. (…)

Tak biznes jest również odpowiedzialny za kulturę i jest sponsorem wielu przedsięwzięć. Współpracujące ze mną biznesowo osoby, bardzo często nie odmawiają mojej prośbie o współpracę przy współfinansowaniu imprez kulturalnych w Pabianicach.

- Czy uważa Pan, że innowacje, czy to w sztuce czy w biznesie, tworzą się z twórczego burzenia?

- Jak najbardziej tak… człowiek każdego dnia doświadcza, że granica poznania się przesuwa. Twórcy nie uznają granic w tym, że czegoś nie można. Żyjemy w takich czasach gdzie postęp techniczny zwiększa wydajność pracy i to w ogromnym tempie. Pierwsza tabletkarka w naszej firmie produkowała siedem tysięcy tabletek na godzinę. Dzisiaj nasze tabletkarki produkują na godzinę pięćset tysięcy tabletek a jednocześnie tabletkarka wykonuje część badań wykonywana dawniej przez kontrolę jakości. To samo jest ze sztuką. Zachwycamy się tym, co stworzyły poprzednie pokolenia, ale to nie przeszkadza dzisiejszym twórcom tworzyć dzieła zupełnie nowe. Dlaczego? Bo twórcy nie uznają żadnych granic i to jest piękne … to daje nam napęd do tego, aby być aktywnym. Myślę, że zarówno w biznesie jak i w sztuce powstaną produkty i dzieła, z których przyszłe pokolenia będą dumne. Będą one efektem twórczego burzenia.

- Czy podziela Pan opinię Simona Anholta, angielskiego doradcy ds. polityki, że XX wiecznym „krzyczącym markom” było po prostu łatwiej, natomiast XXI wiek to „marki słuchające”, a wrażliwość na kulturę jest nowym „Świętym Graalem”  globalnego marketingu. Obserwując Pana działania biznesowe, śmiało można powiedzieć, że Pan go odnalazł i posiadając go, umiejętnie Pan z niego korzysta.

- Staram się z niego korzystać najlepiej jak potrafię… gdy dwadzieścia pięć lat temu zacząłem prowadzić działalność gospodarczą na własny rachunek, był to zupełnie inny świat niż dzisiaj. Działanie odbywało się według zasady „co nie jest zakazane jest dozwolone”. Na wszystko był popyt, ale nie było podaży. Pamiętam gdy pomogliśmy komuś sprzedać zbędne zapasy surowców spod Wrocławia, a bardzo potrzebne na Mazurach. Przy produkcji np. leków wystarczyło je wyprodukować, a aptekarze wtedy sami po nie przyjeżdżali do naszego zakładu. Z czego to wynikało? Ano z głupoty gospodarki socjalistycznej dającej każdemu zatrudnienie, ale nie gwarantującej godziwej zapłaty. W tym co nawet staraliśmy się robić dobrze, nie było logiki. Dzisiejsza rzeczywistość to rynek pełen logiki. Dzisiejsza rzeczywistość to rynek pełen towarów oraz konsumenci, którzy mają zaspokojone  uświadomione potrzeby, a często brak im pieniędzy na dalsze zakupy. Mimo wielu wad, powiem, że wolę rzeczywistość dzisiejszą. Marketing – w czasach moich studiów  na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu Łódzkiego – to było pojęcie, którego nie rozumieli nawet moi profesorowie. W gospodarce rynkowej bez marketingu nie ma biznesu. Jak działająca firma na rynku – gdzie wszystkie potrzeby są zaspakajane – ma sprzedać swoje produkty? To muszą być produkty innowacyjne, ale nikt o tym nie wie i tutaj właśnie potrzebny jest marketing.

Jesteśmy po pierwsze firma innowacyjną i po drugie firmą marketingową. Wykształcona i kompetentna kadra i dobrze wyznaczone cele to źródła naszego sukcesu. Bez marketingu i ogromnych nakładów na reklamę naszych produktów, nie byłoby naszego sukcesu. Bez marketingu nie bylibyśmy największym producentem leków OTC w Polsce. Jest to ogromny sukces całego zespołu pracowników Aflofarmu.

- Plasuje się Pan w pierwszej 20-tce największych przedsiębiorców (za „Sukcesem” z kwietnia), spokojnie mógłby Pan zaszyć się w swoim bogactwie, odcinając siebie i swoich bliskich od wszystkiego, a jednak jest inaczej. Panu – sprawcy wielu pięknych działań w naszym mieście – Pabianice leżą na sercu. Dlaczego Pan to wszystko robi?

- Cieszy mnie tak wysokie miejsce, bo świadczy, że nie zmarnowaliśmy tych dwudziestu pięciu lat. A odpowiedź na pytanie, dlaczego mimo takiego sukcesu nie chcemy żyć w złotej klatce jest taka: jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy w swym postępowaniu starają się przestrzegać zasad, aby móc o sobie powiedzieć: jestem uczciwy, widzę problemy innych. Pomaganie innym może sprawić pomagającemu równie dużo radości jak osiąganie przez niego sukcesu w tworzeniu bogactwa. Staram się żyć i postępować według tej zasady, no bo co powiemy o człowieku, który po śmierci zostawi po sobie ogromne pieniądze na koncie w banku? – dążył do czegoś co było mu niepotrzebne. Dla mnie taka postawa jest życiem zmarnowanym. Określenie ”ładnie” w moim życiu ma szerokie znaczenie. „Ładnie” może dotyczyć parku w moim  mieście, bo tak mówię i myślę o Pabianicach. Ładnie to porządek na ulicy, na której mieszkam, to piękny koncert, którego wysłucham i dlaczego nie w towarzystwie innych ludzi pracujących ze mną lub tych spotykanych na ulicy mówiących mi „dzień dobry panie Furman?” Ujmę to może jeszcze prościej: robię to, bo czuję się szczęśliwy, a może to robię żeby być szczęśliwym?

- Podobno każdy człowiek czynu ma swojego tzw. dobrego ducha, a kto tak naprawdę jest dobrym duchem wszelkich Pana poczynań?

- Myślę, że ten dobry duch to zasada jaką od samego początku stosowałem przy prowadzeniu biznesu i staram się też stosować w swoim życiu. Jak kogoś przyjmuję do pracy gdy przychodzi z pewnym pomysłem, to mówię sobie: daj mu szansę może warto, co ryzykujesz? Jak ktoś przychodzi z dobrym projektem i mnie przekona, to sobie mówię: jeżeli nie ty, to kto? A jak projekt okazuje się ciekawy to się w niego angażuję. Staram się również przestrzegać zasady, aby nie krytykować, nie marudzić i nie wiedzieć lepiej od innych w dziedzinach, na których się nie znam. Ten dobry duch również sprawia, że im więcej widzę potrzeb innych, tym moja pomyślność jest większa.  To trochę tak jak w dobrej bajce, ale przyzna Pani, Pani Magdaleno, że to jednak nie bajka … (uśmiech).

- Dlaczego nie? Są dawne bajki Ezopa z Frygi, Biernata z Lublina … mogą być i współczesne bajki Furmana z Pabianic (uśmiech). To przeskoczmy zatem do innej bajki pt. zamiłowanie do podróży, bywanie na koncertach, nabywanie dzieł sztuki  … skąd się wzięła u Pana wrażliwość na sztukę i co Pana w niej pociąga najbardziej?

- Zamiłowanie do podróży wynika z ciekawości i jest dla mnie inspiracją do mojej działalności. Przed rozpoczęciem budowy pierwszej fabryki leków, w gronie moich współpracowników pojechaliśmy do Belgii i zwiedziliśmy wytwórnię tabletek światowego koncernu. Powiem, że była ogromna i trochę tak jak dzisiaj wierzę w sukces Fabryki Wełny, tak wtedy powiedzieliśmy sobie, że damy radę i … daliśmy. Np. pomysł, aby uporządkować park im. J. Słowackiego powstał po podróży do Holandii na wystawę tulipanów. Podobny, a jeszcze oczekujący projekt chcę zaproponować mieszkańcom po remoncie Parku jeżeli będzie się podobał, ale są trzy warunki. Pierwszy – czy będziemy potrafili uszanować to, co zostanie zrobione? Drugi – czy będzie akceptacja Pabianiczan dla tych działań i trzeci – czy mieszkańcy Pabianic będą się chcieli do tego włączyć. Oczywiście nie chodzi o pieniądze, ale o udział wolontariuszy, bo pracy będzie bardzo dużo. Wierzę, że tak, bo chodzi o to, aby poświęcić naszemu miastu trochę czasu i swojej pracy, a kto nie chciałby popracować w pięknym parku? Ja nic nie wymyśliłem. Spytajcie swoich bliskich, którzy wyjechali do Anglii. Tam takie zaangażowanie jest bardzo popularne.

A wracając do kultury… bywanie na koncertach wynika z ciekawości jak to co kupiłem na płycie, brzmi w sali koncertowej. Jak to, co wykonała światowa sława, potrafi wykonać muzyk, którego znam z ulicy, a mieszka w Pabianicach. Przecież dzisiaj w polskich mediach nie ma polskich piosenek, bywa że polskie utwory wysłuchuję tylko na koncercie. Uważam też, że warto dać pracę ludziom, którzy uczyli się tyle lat, są utalentowani, ale nie mają dobrego marketingu.

Nabywanie dzieł sztuki, to chęć przebywania w otoczeniu przedmiotów niepowtarzalnych. To, co kupuję, musi mi się podobać, musi mieć jakąś historię, albo związek z miejscem, z jakimś wydarzeniem. Wrażliwość na sztukę wynika z obcowania z twórcami, którzy na wiele codziennych spraw patrzą inaczej niż my.

- Kogo w świecie biznesu i sztuki darzy Pan autorytetem ?

- Zacznę od autorytetów w biznesie. I powiem, że może niektórych zdziwię, bo ja tych ludzi znałem lub znam osobiście. Myślę bardzo ciepło o wieloletnim prezesie Polfy Pabianice, Januszu Koziarze. Jestem dziś w takim miejscu i z takim dorobkiem zawodowym, a przyjął mnie do Polfy, gdy byłem bez pracy. Bardzo dobrze nam się razem pracowało, a pracując pod jego kierunkiem stawałem się profesjonalistą. To był szef, który  bardzo dbał o swoich pracowników i bardzo dużo zrobił również dla naszego miasta. Inni których miałem okazję poznać to Apoloniusz Wolf i Andrzej Moszura. Są to wspaniałe postacie z historii gospodarczej Pabianic i oni są dla mnie autorytetami.

Moje autorytety to są postacie ze świata biznesu, które poznałem na początku mojej pracy zawodowej – to biznesmeni z Pabianic. To dzięki determinacji i umiejętnościom zawodowym Joachima Nowaka  jestem dumny z tego co produkuje firma Pamso. PFN – firma pod kierownictwem Andrzeja Styczyńskiego – daje sobie świetnie radę na trudnych ryznkach. Wzorem, jak należy prowadzić biznes, jest pan Maciej Adamkiewicz – właściciel Polfy Pabianice i Adamedu , dalej … światowy sukces odnosi firma  Janusza Morawskiego JANMOR, sprzedająca swoje produkty międzynarodowym koncernom – wielka zasługa i moje ogromne uznanie. Podziwiam również  tych, którzy przez wszystkie lata mojej działalności i rozbudowy Aflopy i Aflofarmu robili to wspólnie ze mną: Krzysztof Jędraszek i Krzysztof Karolczak. Powiem również, że od pewnego czasu rośnie mój podziw dla Rafała Kunki. Ten podziw wynika z faktu dostrzeżenia przez niego tego, co jest jednym z naszych atutów – wspaniałej wody. Popieram i będę mu sekundował przy uruchamianiu produkcji wody butelkowanej. Sądzę, że jeśli nikt go nie będzie hamował, to ten pomysł niedługo będzie zrealizowany, a ja jako logo marki wody z Pabianic użyłbym naszej nowej fontanny.

Jeżeli chodzi o sztukę, zamiast o autorytetach, mogę powiedzieć o swoich upodobaniach i fascynacjach. Wraz z wiekiem i doświadczeniem życiowym mój gust i upodobania się zmieniają. Jednak, tak jak w preferowaniu kuchni, na pierwszym miejscu jest kuchnia polska, tak samo jest w sztuce, zawsze staram się pamiętać o swoich korzeniach. Mam ogromną radość, kiedy w świecie znajduję ślady polskich twórców.  To w  Wenecji odkryłem słynnego polskiego rzeźbiarza Igora Mitoraja, którego prace dzisiaj posiadam. To w Barcelonie cieszyłem się z tego, że będzie grany koncert Karola Szymanowskiego. Co wcale nie oznacza, że nie uznaję autorytetów i twórców innych narodowości. Podobają mi się prace jednego z polskich rzeźbiarzy urodzonego w Pabianicach, Morice’a Lipsiego, cenionego nie tylko w Europie, ale i w Ameryce. We wrześniu w Paryżu odbędzie się retrospektywna wystawa jego prac i jest szansa na przekazanie do naszego kraju części jego twórczości .. a ja zabiegam o przywiezienie niektórych prac do Pabianic. Generalnie stosuję zasadę: uznaję cenionych artystów i chcę ich mieć, ale pod warunkiem, że ich dzieło lub wykonanie osobiście mi się podoba.

W muzyce, kiedyś preferowałem muzykę rozrywkowa, a dzisiaj muzyka klasyczna jest też już moją ulubioną. Uwielbiam grę skrzypiec, polubiłem akordeon. W moim hotelu, Fabryce Wełny, marzy mi się muzyka na harfie. Uważam, że w sztuce bardzo istotny jest twórca, a moje szczęście polega na tym, że wielu z nich poznałem osobiście kiedy zamawiałem  lub kupowałem ich dzieło. Taką sztukę, którą mogę kupić od żyjącego twórcy cenię sobie szczególnie. Jest w tym też pewna myśl … jeżeli nie będziemy kupować dzieł żyjących twórców, to oni zrezygnują z tworzenia sztuki, a świat bez sztuki byłby nudny.

- Panie Andrzeju, zdradzę czytelnikom, że oprócz sztuki plastycznej, muzycznej jest Pan miłośnikiem innej … florystycznej. Wielbiciel kwiatów … mogę powiedzieć, że Pan je kocha?

- Kocham … i to bardzo! (z entuzjazmem). Tak jak już wcześniej powiedziałem, że chciałbym ładnie żyć i pracować, w tym pojęciu mieści się również otoczenie mojego domu i zakładu, Moim pragnieniem jest obecność ogromnej ilości kwiatów na mojej ulicy jak i w całych Pabianicach. Bardzo bym chciał, aby to nasze miasto wygrało plebiscyt na najbardziej ukwiecone miasto w Polsce, a przecież to marzenie może się spełnić. Do współpracy zapraszam wszystkich, którzy mają takie samo marzenie, a jak mi pomogą, to uda się szybciej. Bardzo zależy mi na tym, aby moje otoczenie było po pierwsze czyste, a po drugie pełne zieleni i kwiatów. „Kocham kwiaty” jest prawdziwe i myślę, że z tej mojej miłości może korzystać wiele osób. Sadzę KWIATY, ale innym zdarza się mówić „kwiatki”, aby powiedzieć, że nic one nie znaczą – myślę wtedy sobie, że jest to czysta ignorancja. Obecność kwiatów podnosi jakość naszego życia, powiem też, ze ona nas w jakimś stopniu nobilituje. Jestem dumny kiedy moi kontrahenci mówią mi: „słuchaj jakie te Pabianice robią się ładne”. Ładne, bo kwiaty na ul. Zamkowej, ładne bo kwiaty na ul. Lipowej i wokół hotelu Fabryka Wełny. Ładne, bo zmienia się park Słowackiego. Dlaczego firma Aflofarm  rewitalizuje ten park? Bo to jest gwarancja, że pomysł, o który suszyłem głowę jeszcze poprzedniemu prezydentowi Janowi Bernerowi, wreszcie się urzeczywistnia. Biorę za to osobistą i finansową odpowiedzialność. Boli mnie tylko, że niektórzy Pabianiczanie powtarzają bzdury o biletach do parku lub snują opowieści o tym, ile Furman na tym parku zarobi. Jak będzie piękny park, będę szczęśliwy, a będę jeszcze bardziej szczęśliwy, gdy to, co stworzymy będzie szanowane. Fundacja My Kochamy Pabianice, jeżeli zdobędzie uznanie naszych mieszkańców za to co robi z Parkiem Słowackiego, gotowa jest przystąpić do kolejnego projektu, aby zmienić nasze bulwary na kształt tego, co stworzyli Holendrzy w miejscowości Lisse-Keukenhof. Proszę zajrzeć do Internetu i zobaczyć czy jest to ładne miejsce. Kocham piękno, kocham kwiaty … mam marzenia, a moje marzenia się spełniają.

- Sztuka kulinarna też nie jest Panu obca. Uwielbia Pan ciekawe smaki, sam Pan gotuje i eksperymentuje w kuchni, a czy któreś z tych dań wpisał Pan do menu Przędzalni, w Fabryce Wełny?

- Nie, nie jest mi obca (śmiech). Myślę, że jak chyba wszyscy, lubię dobrze zjeść i od razu powiem, że dobrze nie znaczy dla mnie dużo. Chciałbym, aby marzenia o dobrym jedzeniu można było spełnić w restauracji Przędzalnia. W dążeniu do tego celu, zrobię wszystko, aby go osiągnąć. Bardzo dobrych kucharzy lub takich, którzy chcą się nimi stać, zawsze zapraszam do współpracy. Praca jaką mamy do wykonania jest ogromna. Szef kuchni – Pan Grzegorz Sadowski – jest twórcą menu i to on będzie zbierać laury, jeżeli spełni oczekiwania naszych gości. Powiem z dumą, że Przędzalnia i jej szef są chwaleni przez naszych gości, szczególnie za pewną genialną przystawkę: potrawa ta powstaje z gęsiego mięsa, a przed konsumpcją otoczona jest aromatycznym dymem. Ogromnym powodzeniem cieszy się zupa z grzybami z polskich lasów, a najczęściej zamawiane danie główne to steki z sezonowanej wołowiny. Na deser oczywiście fondant czekoladowy … miałem zawsze ochotę go zjeść w Pabianicach i udało się to dopiero we własnej restauracji w Przędzalni. Kto chce sprawdzić moje słowa, zapraszam do naszej restauracji.

- Przywołajmy stan kochania … czy kocha Pan tak jak np. Lina Wertmüller? Dla tej energicznej, pełnej pasji włoskiej scenarzystki i reżyserki, pierwszej w historii kobiety nominowanej do Oskara, kochanie to angażowanie, pracowanie, bycie ciekawym i tworzącym. W Pana kochaniu sztuki i biznesu co przeważa … angażowanie, praca, bycie ciekawym czy tworzenie?

- Myślę Pani Magdaleno, że to jest pytanie o życie, o cel tego co i jak się robi. No to zaczynając od biznesu …prawda jest taka, że czuję się spełniony. Budując wzajemne relacje z pracownikami zdarza mi się mówić, że pracują również dla pieniędzy i jest to sytuacja normalna, bo praca każdego powinna odpowiadać aspiracjom, wykształceniu i być adekwatnie wynagradzana. Moje życie zawodowe miało różne etapy i dzisiaj jestem w miejscu, w którym stworzoną przeze mnie firmę przekazałem kolejnemu pokoleniu w mojej rodzinie – moim dzieciom.
Zyciepabianic.pl - Furmanowie po raz kolejni na liście najbogatszych Polaków

Traktuję to jako osobisty sukces, że potrafią to dalej robić dobrze, a nawet lepiej niż ja i moja żona, bo nie należy zapominać, że moja żona była pierwszą osobą, która towarzyszyła mi w drodze biznesowej i doprowadziła moją rodzinę do tego miejsca, w którym dziś jesteśmy. Konkluzja: dzisiejsze moje działanie, to praca nie dla pieniędzy. Cieszę się, gdy jeszcze jestem potrzebny i gdy ktoś chce wysłuchać moich rad lub mojej opinii. To co mnie jeszcze dzisiaj absorbuje, to działania rozwijające Fabrykę Wełny. Wszyscy się tego uczymy, myślę tu o młodych ludziach, którzy tam pracują. Mogę powiedzieć o mojej pracy zawodowej, że była pełna wyzwań i nie była łatwa. Wiem, że sukces lubi pracowitych, zaangażowanych, a ja miałem też szczęście. A co najważniejsze, jestem i czuję się szczęśliwym. Ludzie, z którymi pracowałem byli bardzo istotni w całej mojej działalności. Fantastyczne było też spotykanie ludzi, którzy szukali szansy na swoje życie. Często ci, z którymi pracowałem i pracuję, tracili pracę, a u mnie dostawali nową szansę i bardzo wielu jej nie zmarnowało. Drugą grupę stanowi młodzież po szkole i po studiach. Mamy w Polsce wspaniałą młodzież, chcą pracować i się uczyć.

- Nasza dusza posiada wiele drzwi… mają one różne faktury, struktury, kolory. Są drzwi, które chętnie otwieramy dla innych, są takie, które tylko uchylamy, ale są i takie, które pozostają zawsze zamknięte. Dziś otwiera nam Pan te, za którymi znajduje się biznes i sztuka z obrazami zawodowych i prywatnych pragnień. Pragnę otworzyć jeszcze inne … te w głębszych korytarzach Pańskiej duszy i proszę pozwolić wkraść się tam choć na momencik …

- Droga Pani Magdaleno … boję się o to, dokąd zajdziemy w tej rozmowie, która miała być o działalności gospodarczej na własny rachunek i o fabrykantach, o tym co można robić po pracy, gdy ma się jakieś zainteresowania  … szczególnie zainteresowania w zakresie kultury (śmiech).

- Panie Andrzeju, to Pan stawia granice … nie otworzę żadnych ”uchylonych drzwi” bez Pana zgody … i szanuję te „drzwi zamknięte”.(Pan Andrzej milczy i się uśmiecha … czyli zrozumiałam, że wyraża zgodę…). W naszym społeczeństwie ciągle funkcjonuje i ma swoich zagorzałych zwolenników pewien schemat myślowy, że ”mężczyźni nie płaczą”, niektórzy dodają jeszcze „prawdziwi”. Czy mężczyźni biznesu pozwalają sobie na słabość, uzewnętrzniając swoją wrażliwość bez obawy, że być może inni mogą to odebrać jako mało męskie?

- Męskie łzy … no cóż, powiem szczerze, że jako biznesmen nie płakałem… ale nie znaczy to, że jako biznesmen nie jestem wrażliwy, a mówiąc inaczej, takim staram się być i widzieć to, co się dzieje wokół mnie. Natomiast, czy ta wrażliwość nie powoduje czasami, że uronię łzę w sytuacji osobistej, wiedzą tylko moi najbliżsi. Natomiast, gdy widzę łzy w oczach tych, którzy ze mną pracują, jest mi zawsze bardzo przykro i wtedy analizuję sytuację, aby w przyszłości do takiej powtórki nie doszło. Bywają też sytuacje, gdy spotykam się z kimś, kto przychodzi do mnie ze swoim kłopotem i zdarza się, że rozmowie towarzyszy płacz … to powiem, że wtedy rozmowa z trudnej staje się jeszcze trudniejsza, ale może ten płacz komuś pomaga.

- Pamiętam wypowiedziane kiedyś Pana słowa ”w biznesie nie ma obrażania”… a czy istnieje granica tych razów ”obrażania”? Jest możliwym uprawianie wspólnego biznesu z kimś, kto kolokwialnie ujmując, „wyrolował” nas i to nie jeden raz?

- Tak powiedziałem? … nie pamiętam tej rozmowy (śmiech). Oczywiście, nie wyobrażam sobie uprawiania biznesu z kimś, kto mnie ”wyrolował” lub „wyrolował i to nie jeden raz”. W tym momencie należy wyjaśnić pojęcie „uprawianie biznesu”, które traktuję jako współpracę długookresową w formie spółki czy wspólnego przedsięwzięcia, gdzie jeden partner wnosi np. kapitał, a drugi swoje umiejętności. Uważam, że taka współpraca wymaga zaufania do partnera. Oczywiście istotną kwestią jest jakimi pieniędzmi ryzykujemy i czy ten biznes to np. transakcja, kupno-sprzedaż. Wielokrotnie podejmowałem działania … powiedzmy, że były to działania handlowe z kimś, kto mnie zawiódł i dostawał kolejną szansę: jeszcze raz mu sprzedałem lub udzieliłem pożyczki. Zawodził, ale dostawał towar, bo dawałem mu kolejną szansę. Pani Magdaleno, to dotyczy sytuacji trudnych życiowo. Trudno takich ludzi nazwać partnerami, bo na partnera można liczyć.

- Czyli się Pan nie obraża (drocząco)

- Tak, w biznesie nie obrażam się, bo to tylko transakcje.

- Przed chwilą powiedział Pan: „bo na partnera można liczyć?”… uchylił Pan kolejne drzwi, stąd moje następne pytanie: spotkał Pan w swoim życiu przyjaciela  … i nie chodzi mi tu tylko wyłącznie o partnera biznesu, czy towarzysza zabaw … chodzi mi o kogoś takiego, kto faktycznie był blisko Pana i nigdy nie zawiódł, był po prostu lojalny we wszystkich życiowo-biznesowych poczynaniach, tak ”na dobre i na złe?”? Zaznał Pan takiego szczęścia?

- Ach, drąży Pani, Pani Magdaleno (śmiech) … tak, z wieloma osobami mogę powiedzieć, że mam relacje przyjacielskie, a nawet bardzo przyjacielskie, natomiast określenie ”przyjaciel” używam bardzo ostrożnie, ponieważ o przyjaźni mówię tylko w takim przypadku, gdy są to relacje … to znaczy obie strony mówią o przyjaźni wzajemnej. Nawet jak nie mówią to i tak się czuje, że jest to przyjaźń. Powiem, że takich ludzi jest bardzo dużo.

- Tak? … bo mówi się, że ”przyjaciół policzyć można na palcach jednej ręki, a bywa i tak, że jest to tylko jeden palec”…

- … ależ tak, dużo … te relacje powstawały w różnych okresach mojego życia, szkoły, studiów, mojej pracy zawodowej, kontaktów biznesowych oraz działalności społecznej. O tych relacjach powiem, że to działa w dwie strony. Wymieniamy się swoimi atutami, ktoś mi pokaże i przekaże swoje zainteresowania, swoją pasję lub talent. To są ciekawe rozmowy, bardzo często jest to wspólna praca, wspólny cel. Proszę tego nie rozumieć, że przyjaźń wymaga wiecznych spotkań – chociaż tych też nie brakuje – jak jest potrzeba znajdujemy swoje telefony czy maile i zaczyna się dziać, wtedy możemy na siebie liczyć. Pani Magdaleno dlatego chcę jeszcze w życiu coś … muszę jeszcze spotkać wielu przyjaciół (uśmiech). Proszę zauważyć … za chwilę będzie zrewitalizowany Park Słowackiego, chcę w tym – już niedługo pięknym miejscu – spotykać samych przyjaciół. Czy nie będzie miło, gdy będziemy się sobie kłaniali, mówili dzień dobry?

- Panie Andrzeju, to brzmi jak mowa przedwyborcza do przyjaciół przed głosowaniem ..

- No tak, oczywiście (śmiech). Nie, no żartuję … Otwarcie powiem: nie startuję w żadnych wyborach (śmiech) … Pani wie, że mówię to bez podtekstu.

Wcześniej ujęła Pani takie słowa jak: ”w swoim życiu”, ”nigdy nie zawiódł”, ”był po prostu lojalny” itd. To pytanie, to takie wysokie C jak u Pani w muzyce … a śpiewa Pani to C?

- … tak Panie Andrzeju, śpiewam, konkursowe, wysokie C … (śmiech)

-Kontynuując … mam również takiego przyjaciela i jest nim moja żona. I proszę pozwolić, że nic nie będę dodawał.

- Wtedy też spoglądam na zegarek .. i z wielkim zdziwieniem nad szybko upływającym czasem pytam: „Panie Andrzeju, czy Pan wie jak długo rozmawiamy?” … i pospiesznie, już na zakończenie zadaję jeszcze jedno pytanie … Jak wyobraża Pan sobie siebie za kilkanaście, kilkadziesiąt lat?

- Hmmm (uśmiech) … na to pytanie lepiej chyba odpowiedziałyby moje wnuczki. Zawsze chętnie przyjmują moje prośby, aby coś narysowały, a pytanie będzie dla nich inspiracją, aby na najbliższe wspólne spotkanie narysowały dziadka Andrzeja za kilkanaście, kilkadziesiąt lat.

Powiem Pani, co chciałbym jeszcze zrobić i nie będę mówił o pracy zawodowej, bo chcę ograniczyć się tylko do roli doradcy w Aflofarmie i Aflopie. Będziemy z żoną starali się wykorzystać możliwości jakie ma Fundacja My Kochamy Pabianice, założona przez Aflofarm i dodam, że dzielnie mi w tym towarzyszy moja żona, tylko ona woli być w ukryciu.

Mykochamypabianice.pl

Propozycje tego co chcemy zrobić, wynikają ze statutu fundacji, a konkretne  działania wynikają z potrzeb, które do nas trafiaj a oraz naszych marzeń i zamierzeń. Podstawowe zadanie związane jest z zagospodarowaniem bulwarów czyli terenu nad Dobrzynką, pomiędzy ulicami Grota Roweckiego, a ulicą Grobelną. Nasza propozycja, którą składamy Pabianiczanom, to urządzenie w tym miejscu przepięknego parku z kwitnącą roślinnością. Jeżeli dojdzie do powstania tego pięknego parku, będziemy jako fundacja opiekować się nim przez dwadzieścia lat. Chcę również przeprowadzić rewitalizację budynku siłowni dawnych zakładów Pamotex. Sala ta miałaby być miejscem wydarzeń kulturalnych w naszym mieście. Nie ukrywam, że liczę na współprace z nowo wybranym prezydentem Pabianic oraz ze starostą. Osoby pełniące te funkcje, zgodnie ze statutem fundacji są członkami jej rady. Proponujemy jako fundacja, współpracę publiczno-prywatną. Przyznam i nie ukrywam, że liczę na większe i życzliwe zainteresowanie radnych naszego miasta. Życzę, aby pamiętali o zasadzie: mniej polityki, a więcej gospodarowania. I kończąc … chcę być miłym, starszym panem cieszącym się z życia.

- Życzę Panu dalszej energii i siły w realizowaniu swoich marzeń i zamierzeń, bo są piękne… (Rozmawiała Magdalena Hudzieczek-Cieślar)

Wikipedia.org - Magdalena Hudzieczek-Cieślar

***

W Pabianicach powstaje Fabryka Kultury – przestrzeń, która możliwościami ma dorównywać tak renomowanym adresom jak siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Prace przebiegać mają w ekspresowym tempie. To prywatna inicjatywa biznesmena i mecenasa kultury Andrzeja Furmana, jednego z najbogatszych Polaków.

Nieopodal stoją już zrewitalizowane budynki dawnych Zakładów Przemysłu Wełnianego zamienione w czterogwiazdkowy Hotel Fabryka Wełny. Działa przy nim big band założony przez „emigrantów” z Łodzi.

Scena 1.

Niedzielny wieczór, w uliczce prowadzącej do Fabryki Wełny znikają kolejni przechodnie. Pojedynczo, parami, grupkami. Szybkie odwieszenie okryć przy portierni, strzałki i obsługa wskazują kierunek – windą na pierwsze piętro, do sali konferencyjnej. Zaraz zacznie się koncert. Biletów nikt nie sprawdza i nie oczekuje – bo ich nie ma. W pośpiechu można nie zauważyć wysokiej na kilka metrów kasety, gdzie za szkłem umieszczono jeden z charakterystycznych pastelowych obrazów Franciszka Starowieyskiego. I istotnie, mało kto na niego patrzy. Łatwiej będą mieli ci, którzy, schodząc pod koniec wieczoru schodami, znajdą się zaskoczeni u jego stóp.

Scena 2.

Przed koncertem zebrana publiczność pozna werdykt innej publiczności – kulinarnej. Po raz pierwszy odbył się plebiscyt Smaki Pabianic, angażujący kilkanaście restauracji, bistro, kawiarni z miasta, ale i okolic (bywalcy docenili zarówno restaurację Fabryki Wełny, jak i Smażalnię i Hodowlę Rybną Smardzewice). Nagrody wręcza prezydent Pabianic Grzegorz Mackiewicz, na scenie czuje się swobodnie, atmosfera jest więc wręcz sielska. Na widowni zarówno wytrawniejsi melomani, jak i odbiorcy muzyki popularnej  (trzyczęściowy koncert zresztą tak pomyślano). Są wśród nich łodzianie: dyrektor jednej z instytucji kultury, kilku animatorów kultury, organizator początkującego festiwalu muzycznego – przed lub po koncercie spróbują choć kilka zdań zamienić z obecnym na sali Andrzejem Furmanem. Frekwencja zadawalająca, pozostały pojedyncze wolne miejsca. To nie powinno dziwić – nawet w Łodzi pabianiczanie mają opinię skorych do uczestnictwa w kulturze, zwłaszcza w wydarzeniach muzycznych. Na scenie kwintet, któremu przewodzi saksofonista Kuba Raczyński. Do nowocześnie zaaranżowanego chwytliwego jazzu należy pierwszy set. Na kolejnym skład muzyków zmniejsza się, a na scenie królował będzie (to nie przesada) Krzysztof Raczyński, ojciec Kuby, wyborny akordeonista samouk, inżynier włókiennictwa i magister ekonomii, przez lata prezes firmy produkującej m. in. protezy kości czaszki, właściciel kilkudziesięciu patentów. Po wiązance paryskich szlagierów, skupi uwagę publiczności wirtuozowskimi pasażami, co pozwoli niezauważenie pojawić się na scenie Monice Kuszyńskiej, jego synowej, lubianej i popularnej wokalistce, której kariera nabrała rozpędu po latach w szeregach Varius Manx, reprezentantce Polski w konkursie Eurowizja 2015. Więzi rodzinne są zresztą leitmotivem koncertu – muzycy lapidarnie, ale ciepło opowiadają o nich w kontekście pracy artystycznej.

Dwa tygodnie później w Fabryce Wełny wystąpi Krystyna Prońko z towarzystwem Big Bandu Fabryka Wełny Pabianice, któremu liderują saksofoniści Marek Kubisiak i Kuba Raczyński. Zabrzmią też kompozycje Glenna Millera. Potem w pabianickiej prasie podano liczbę widzów: 800, stu słuchało koncertu na stojąco, trzeba też było złożyć mobilne ściany. Jak dotąd w Fabryce Wełny wystąpili też m. in. Orkiestra Kameralna Polish Camerata, Michał Kobojek, a z Kwartetem ProForma Kazik Staszewski (tego dnia uczestniczył w nadaniu jednej z ulic imienia swego ojca Stanisława). W styczniu odbył się koncert charytatywny „Kolędy dla Aleppo”?, organizowany przez I i II LO w Pabianicach i Stowarzyszenie Dom Wschodni.

Scena 3.

Do Hotelu Fabryka Wełny wjeżdża się ulicą Grobelną, z tyłu kościoła pw. św. św. Mateusza i Wawrzyńca. To teren, który niemal dekadę temu wykupił Andrzej Furman, twórca i wieloletni prezes Aflofarmu, farmaceutycznego giganta. Kilka lat temu kierownictwo w firmie przekazał trzem synom: Wojciechowi, Jackowi i Tomaszowi, których majątek w 2016 roku magazyn ”Forbes” wycenił na 1 mld 619 mln zł, dając im siódme miejsce na liście najbogatszych. Aflofarm od latr jest największym reklamodawcą na polskim rynku.

Owe trzy hektary w centrum miasta to pozostałość po dawnej „Pawelanie”, Zakładach Przemysłu Włókienniczego, nie są jednak wyrwanym miastu zamkniętym kwartałem. Przeciwnie. Dostęp do niego jest swobodny. Miało tam powstać centrum handlowo-rozrywkowe (rok wcześniej otwarto łódzką Manufakturę). Inwestycja nie została dopięta, w międzyczasie biznes odczuł skutki światowego kryzysu, ale już w 2011 roku zaczął się remont „Pawelany”,  której część w 2014 roku zamieniła się w Fabrykę Wełny Hotel &Spa. W otwarciu uczestniczyli Daniel Olbrychski i Wojciech Pszoniak. W tym samym roku obiekt otrzymał dwie nagrody przyznawane przez wydawcę dwujęzycznego miesięcznika „Eurobuild Central & Eastern Europe”. Potem doszły kolejne. Hotel (poszerzony o biura Aflofarmu) jest dziś rewitalizacyjną wizytówką Pabianic. Teraz Andrzej Furman do inwestycji dokłada kolejny element.

„Gra orkiestra kiestra kiestra …”

Po sąsiedzku z hotelowym parkingiem stoi budynek zabytkowej Siłowni Energetycznej z początku XX wieku. Niegdyś był centrum największej pabianickiej manufaktury, Zakładów Towarzystwa Akcyjnego Pabianickich Fabryk Wyrobów Bawełnianych „Krusche & Ender”. Jeszcze w tym roku ma w nim powstać sala koncertowa Fabryka Kultury. Roboczo nazwijmy ją Filharmonią Pabianicką. Brzmi pompatycznie? Wystarczy spojrzeć na Fabrykę Wełny, by stwierdzić, że rzeczy niemożliwe w pewnych warunkach stają się całkiem realne. Pabianicka sala koncertowa ma mieć akustykę i parametry, które pozwolą jej stać się jednym z najbardziej rozpoznawanych i prestiżowych obiektów tego typu w kraju. Andrzej Furman poprzeczkę stawia wysoko. – Chcielibyśmy, żeby nasza sala koncertowa była jedną z najbardziej nowoczesnych w regionie – przyznaje. Jest plan by na inauguracji wystąpił maestro Krzysztof Penderecki.

Podobnie jak NOSPR, Fabryka Kultury też będzie mieć swoją orkiestrę, choć nie symfoniczną, a jazzowo-swingową. To Big Band Fabryka Wełny Pabianice. – Idea orkiestry powstała w głowie Marka Kubisiaka, ja zaprosiłem pana Andrzeja Furmana na jeden z pierwszych koncertów – mówi Kuba Raczyński. – Niesieni pokoncertową energią spotkaliśmy się i wtedy powstał pomysł, by zespół miał swoje miejsce w Pabianicach. Ma łódzką genezę przez muzyków związanych z łódzkimi teatrami i Akademią Muzyczną, ale gdybyśmy nie nawiązali współpracy z Fundacją „My kochamy Pabianice” i panem Furmanem, koncertów byłoby mniej, a zespół istniałby, ale nie dla szerszego odbiorcy i bez możliwości stałego koncertowania. Siedzibą big bandu jest Hotel Fabryka Wełny, tu ćwiczą. – Przy takiej obsadzie zwołanie wszystkich to zadanie logistyczne. Ale czas w sali prób to nie wszystko. Skład dociera się i staje jednym organizmem dzięki występom przed publicznością, gdy pojawiają się emocje i stres, które jednych unoszą, a drugich dołują – zauważa Raczyński.

Trzon big bandu to dwudziestu muzyków, ale możliwe jest poszerzenie składu. Gra w nim m. in. Jacek Delong, profesor Akademii Muzycznej i reaktywator z Andrzejem Rokickim uczelnianego Big Bandu, który przez lata prowadził. Jego spotkanie na scenie z Krystyną Prońko miało szczególny wymiar – razem wykonali „Deszcz w Cisnej”, który wokalistka nagrała wspólnie z Orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji (grał w niej Delong), prowadzoną przez Henryka Debicha, pabianiczanina zresztą.

- Pani Krystyna była bardzo zadowolona z tego koncertu. Pojawiła się propozycja nagrania razem płyty. W planach w kwietniu jest wspólny koncert w Filharmonii łódzkiej. Ustalamy kalendarz koncertów. Zależy nam, by pojechać do Nowego Tomyśla na konkurs big bandów i na ”Złotą Tarkę” w Iławie. Na pewno zagramy na inauguracji koncertów „Piotrkowska Kameralnie”, gdzie rok temu podobał się nasz występ finałowy. Padł też pomysł koncertu z Grażyną Łobaszewską – wymienia Kuba Raczyński. Już teraz odpowiada on za dobór artystów zapraszanych na koncerty w Hotelu Fabryka Wełny, będzie tez programował działalność sali.   – Mają to być koncerty ważne i dobrze odbierane w skali Polski. Nie zamykałbym się w określonych gatunkach muzycznych, liczy się jakość muzyki – mówi. Z kolei pomysłem Andrzeja Furmana jest koncert-pojedynek big bandów na jednej scenie.

Siła z kultury

Za projekt architektoniczny, aranżację wnętrz i ramowy program prac konserwatorskich „filharmonii” odpowiada łódzki architekt Michał Winiarski i jego pracownia C13 Architektura Stosowana (w autorskiej współpracy z Filipem Zamiatinem). Wcześniej zaprojektował wnętrza Fabryki Wełny. Ponownie głównym założeniem uczynił uszanowanie historycznego kontekstu miejsca przy nadaniu mu nowych funkcji. W taki sposób, by ludzie chcieli w tej części miasta przebywać. – Pracując nad hotelem, przekonałem inwestora, by wykorzystać materiały w dużej mierze naturalne, które mogły funkcjonować w czasach, w których budynek powstawał, ale w formie współczesnej – przyznaje Winiarski. To on zaproponował nazwę obiektu: Fabryka . – Bo jest przemysłowy, a dzięki kulturalnym funkcjom ma dać Pabianicom nowe możliwości i energię do rozwoju życia kulturalnego miasta.

Prace rewitalizacyjne nie zmienią lica elewacji. Zachowany będzie kształt bryły wraz z dachem, elementy wyposażenia, dekoracji i aranżacji wnętrza. – Obiekt znajduje się w strefie ochrony konserwatorskiej, ale historia potraktowała go brutalnie. Widać ślady świetności, jak zachowany drewniany, kasetonowy sufit, bardzo dekoracyjny, który  też najpewniej miał rozpraszać dźwięki maszyn – opowiada Winiarski. – Priorytetem jest uratowanie sufitu, przy wykorzystaniu w jak największym stopniu oryginalnych elementów. Z naszych badań wynika, że do jego wykonania użyto drewna modrzewiowego, żywicznego, które miało szanse przetrwać trudne warunki, na jakie latami było wystawione. Są też zachowane oryginalne sztukaterie i drewniane karnisze. Pierwotny wystrój obejmował zasłony, które prawdopodobnie służyły również celom akustycznym. Wprowadzając akustykę koncertową, bazujemy na tych samych założeniach. Tkaniny umieścimy na ścianach pomiędzy zachowanymi historycznymi pilastrami. Ściany zostawimy takimi, jakie przetrwały do naszych czasów, ze śladami PRL-u i początku transformacji ustrojowej. Podłoga będzie drewniana, dodamy drewniany dyfuzor akustyczny wykończony w strukturze naturalnego debu szczotkowego, co nada mu patyny.

Siłownia to budynek parterowy z wysokim stropem hali maszyn. Znajdowały się tu generatory prądu obsługiwane przez 11 kotłów. Poniżej hali generatorów była przestrzeń technicznej sutereny. Rozdzielającego kondygnacje stropu dziś nie ma, ale jego ślad pozostanie widoczny. Sala będzie wiec mieć około 10 metrów wysokości.

- Zależało mi, by widoczne były proporcje oryginalnego wnętrza, stąd zaprojektowany dyfuzor akustyczny ma wysokość dawnej podposadzkowej przestrzeni technicznej i zwieńczony jest drewnianym gzymsem znajdującym się w miejscu wyburzonego stropu, dzięki czemu właściwie będą odbierane proporcje historycznych sztukaterii, które chcemy zachować – przyznaje Winiarski.

Nad szczegółowym programem prac konserwatorskich czuwała Małgorzata Gałązka-Nikonov, specjalistka  od konserwacji zabytków, zaś akustykę opracuje Roman Marczak.

Obiekt będzie wielofunkcyjny, by stał się motorem życia kulturalnego. Koncerty, pokazy mody, konferencje, spotkania, bankiety – tym zadaniom ma podołać. Powierzchnia Sali koncertowej w części rewitalizowanej to ok. 400 m kw. Przewidziane są pomosty do swobodnego rozmieszczenia elementów elektro-akustycznych i oświetlenia. Gdyby zaistniała taka potrzeba, na płaskiej posadzce będzie można ustawić stopniowaną pod odpowiednim kątem demontowalną widownię. Do tego dochodzi dobudowane foyer (ok. 215 m kw.) i zaplecze gastronomiczne, magazynowe (ok. 200 m kw.). Czy prace zakończą się w tym roku?

- To termin ultra krótki, ale jeśli wykonawcy  zostaną wybrani odpowiednio wcześnie, przy odpowiedniej organizacji pracy, z dzisiejszą technologia jest to możliwe. Będę pełnił nadzór autorski, jak przy Fabryce Wełny, a jej wnętrza zrealizowane zostały w półtora roku, choć było tam 10 tysięcy metrów kwadratowych – mówi Michał Winiarski.

Z miłości do

Oficjalnie Andrzej Furman nie zajmuje się dziś Aflofarmem. Jego myśli skupia Hotel Fabryka Wełny i, o czym nie lubi się rozgadywać, rola mecenasa kultury. Ma swoich stypendystów- artystycznie uzdolnioną młodzież. Gdy świetnie rokujący skrzypek poprosił go o pomoc w sfinansowaniu zagranicznej podróży, za zadanie otrzymał przygotować biznesplan, w którym rozpisał swoją drogę edukacyjną i twórczą. – Chcę wiedzieć, co taki człowiek zamierza ze sobą zrobić, jak widzi swoją przyszłość, i przekonać go, że trzeba o tym myśleć poważnie – przyznaje Andrzej Furman.

Mówi się, że twórca Aflofarmu osobiście lub przez fundację od lat wspiera dziesiątki inicjatyw. On sam nie potwierdza, ale i nie zaprzecza. Niewiele też mówi o szczegółach. W 2015 roku dopełnił kilkuletnią rewitalizację miejskiego parku, ale początkom inwestycji towarzyszyła emocjonalna dyskusja radnych miejskich – lokalna prasa przekazywała wizje parku, który ma być odebrany mieszkańcom i oddany w dzierżawę podmiotom trzecim. Dziś Andrzej Furman przyznaje, że trwają prace nad innym parkiem. I … zawiesza głos. (Łukasz Kaczyński „Przygotujcie się na Filharmonię Pabianicką”, Kalejdoskop 2018 r.)

Aflofarm.com.pl - historia



Autor: Sławomir Saładaj


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij