www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Gazeta

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Na początku XX wieku w rosyjskich Pabianicach wystąpiło ożywienie, powstawały nowe instytucje, organizacje, stowarzyszenia, a przysłowiową wisienką na torcie była lokalna gazeta. Gazeta miała stanowić  placówkę integrującą liczne inicjatywy środowiskowe i obywatelskie oraz forum wymiany informacji. Założyciele czasopisma chcieli, aby na jego łamach  mieszkańcy mogli  wyrażać opinie, zajmować stanowiska, polemizować, zachęcać do działania dla dobra wspólnego. Początki były trudne, dlatego też Gazeta Pabjanicka (15 III 1913 r.) przedstawiła projekt swojej misji. Miasto budziło się z długoletniego letargu.

**

W sprawie naszej Gazety . Upłynęło już pierwsze ćwierć roku od chwili, kiedy Pabianice po raz pierwszy w swoim wielowiekowym istnieniu ujrzały swoją własną, miejscową gazetę. Prawda, niefortunne i ciężkie były narodziny. Nie udał się twórcom gazety jej pierwszy redaktor, ani jako literat, ani jako organizator, więc pojawieniu się pierwszych numerów towarzyszyło rozczarowanie, niezadowolenie i zapalczywa krytyka.

Wkrótce nastąpił kryzys, rozejście się komitetu organizacyjnego z redaktorem, kilkutygodniowa przerwa. Wreszcie odżył organ miejscowy pod nową nazwą, w nowych warunkach i oto mamy przyjemność pisać niniejsze słowa już do 16-go numeru Gazety Pabjanickiej. Niestety przyjemność tę zatruwa niepokojące pytanie – czy będziemy  mieli możność napisania czegoś do numeru trzydziestego drugiego -  i gotowa na to pytanie odpowiedź – nie, jeżeli nasza praca, nasze usiłowania i zabiegi tak słaby oddźwięk, jak dotychczas znajdować będą w sercach i umysłach naszych współobywateli. Bo oto liczyliśmy na pewno, że kiedy faktami niezbitymi, treścią numerów naszego pisma stwierdzimy dowodnie, że tworząc i wydając gazetę jedynie dobro publiczne mieliśmy i mamy na celu, że wolni od wszelkiej partyjności, od wszelkiej prywaty, jedynie dla naszego dobra wspólnego poświęcamy bezinteresownie swój czas i pracę, wreszcie robimy nakład pieniężny – że po tych dowodach pozyskamy przychylność ogółu dla naszej gazety, że liczba abonentów będzie się stale zwiększać,  ilość sprzedanych numerów będzie ciągle rosnąć.

Rachuby powyższe dotychczas nas srodze zawiodły. Liczba abonentów, zarówno jak ilość pojedynczo sprzedawanych numerów jest ciągle ta sama, ciągle śmiesznie mała w stosunku do ludności Pabjanic – tak mała, że nie tylko nie pokrywa kosztów samego druku, ale niepomiernie szybko wyczerpuje złożony przez ludzi dobrej woli fundusz pomocniczy.

Nie wyczerpaliśmy jeszcze tego funduszu, mamy pewność, że oprócz sześćdziesięciu kilku dotychczasowych udziałowców, znajdą się pojedyncze jednostki możne, które z celami naszymi sympatyzują i nas materialnie poprą, ale powstaje wielkie, ciężkie pytanie, czy warto jest poświęcać nasz czas, naszą może nieudolną na razie, ale pełną dobrej woli  bezinteresowną pracę, wkładać pieniądze w papier i druk – jeżeli nie zdobędziemy moralnego poparcia ogółu ludności, jeżeli nie uda się nam rozruszać, rozbudzić, zainteresować szerokie masy.

To właśnie pytanie postawił sobie komitet redakcyjny i to pytanie kierujemy do naszych czytelników, do ogółu ludności naszego miasta, a prosząc naszych współobywateli o odpowiedź zastanówmy się obecnie nad tym, jaką jest nasza gazeta, jaką być powinna i dlaczego naszym zdaniem gazeta ta powinna istnieć i być przez ogół popierana.

Nasza gazeta nie posiada redaktora, człowieka, który by z niej żył i dla niej wyłącznie pracował, nie posiada płatnych wiadomości, korespondencji, w ogóle płatnych pracowników. Stąd pewien nieład i chaos w budowie numeru, brak wiadomości spiesznych, brak prac głębszych i obliczonych na dalszą metę, dorywczość artykułów, zbyt częste i nie zawsze najlepsze użycie nożyc redakcyjnych. Dla ludzi śledzących pilnie przejawy życia publicznego, żądnych wiadomości z szerokiego świata i wiadomości świeżych, najświeższych – oczywiście gazeta nasza nie wystarczy, muszą oprócz niej czytywać jeszcze inną, codzienną gazetę, którą zresztą także się nie zadawalają, czytając zwykle kilka gazet i czasopism. To jest poważny brak, poważna ujemna strona naszej gazety. Ale jakże łatwo tym brakom zaradzić.

Wyłońcie tylko spośród 60-ciu, 70 tysięcy ogółu ludności pabianickiej 5 tysięcy abonentów, płacących tę mizerną sumę 2 rubli i kopiejek 40 rocznie, czyli 20 kopiejek miesięcznie, a 5 kopiejek tygodniowo, którą tak łatwo każdemu zaoszczędzić, zmniejszając np. liczbę wypalonych papierosów o dwa na dzień, lub też ilość wypijanych kieliszków o jeden tygodniowo, wreszcie chociażby  ujmując sobie jedną bułkę dziennie, a posiądą Pabjanice wspaniały organ codzienny, pełny najświeższych wiadomości, kierowany przez oddanych jemu jedynie ludzi, stworzą nową wielką kulturalną placówkę. Wtedy głos nasz, opinia nasza nie tylko po Pabjanicach rozlegać się będzie, ale hen, w Warszawie, za granicą czytać nas będą, kraj cały ze zdaniem naszym liczyć się będzie.

Prawda, co za wspaniały obraz przyszłości? Ale tak daleko marzenia nasze nie sięgają, tak wielką nasza ambicja pabianicka nie jest, jesteśmy o wiele skromniejsi. Dajcie nam tysiąc, półtora stałych abonentów, pół tysiąca dorywczo kupujących, a znajdziemy wam redaktora skromniejszego, niemniej dzielnego i zacnego, i w dalszym ciągu będziemy mu bezinteresownie pomagać swoją pracą, a pracować będziemy spokojniej, bez troski o jutro gazety. Z pewnością, że współobywatele nasi zrozumieli nasze dobre chęci, więc pracować będziemy lepiej ku lepszej wspólnej przyszłości. A to już przecie zupełnie możliwe i dwa tysiące numerów własnej Gazety Pabjanickiej mogą rozkupić, bez poświęcenia chyba i ofiary ze strony mieszkańców. A zresztą gdyby nawet to było połączone z pewną bardzo małą w każdym razie ofiara, to czyż cel taki nie wart jest tak małej ofiary. Bo, pomyślcie tylko obywatele pabianiccy, jeśli i gazeta nasza ma poważne braki, jeżeli nie daje wam tego, co dają inne gazety, to przecież z drugiej strony ma ona poważne zalety i znajdujecie w niej to, czego na próżno byście w innych gazetach szukali. Więc przede wszystkim gazeta nasza nie jest własnością prywatną ani przedsiębiorstwem jednostki.  Nie goni ona za zyskiem, nie poszukuje przynęty, głos jej i zdanie niesprzedajne, na wagę złota ich nie kupi – służymy wam w każdej sprawie prawdą czystą i szczerą tak, jak ją najlepiej pojmujemy a jest nas kilku, i zdanie jednego podlega kontroli innych. Każdy w niej znajdzie możność zabrania głosu, wyjaśnienia swojej lub cudzej, a tyczącej go sprawy, i spotka w nas zawsze ludzi nieuprzedzonych, wolnych od zobowiązań kogo bądź, mających moralne prawo i obowiązek udzielania głosu każdemu, kto zdolny jest skorzystać z tego uczciwie, poważnie i przyzwoicie. To jest zaleta wielka, niezmiernie cenna i niełatwo jest znaleźć organ prasy tę zaletę posiadający.

A druga niezmiernie ważna zaleta naszej gazety polega na tym, że w niej i jedynie w niej szeroko mogą być omawiane wszystkie sprawy miejscowe. Wiemy przecież, że w Pabjanicach kipi bujne życie kooperacyjne. Rzadko znaleźć miasto, w którym istniałoby tyle co u nas stowarzyszeń i instytucji o najróżniejszych celach społecznych i kulturalnych. Pracuje w nich wprawdzie tylko niewielka garść ludzi i zdarza się, że te same jednostki pełnią poważne funkcje w kilku instytucjach, ale dzieje się to z pewnością dzięki temu, że ogół zbyt mało wie o tych instytucjach, a nawet  jedne stowarzyszenia za mało wiedzą o drugich.

Naturalnie trudno wymagać od gazet zamiejscowych, aby udzielały tak dużo miejsca dla wiadomości o naszych instytucjach, jakby ich dobro tego wymagało. Ogół ludności często i dokładnie informowany o działalności tych stowarzyszeń z jednej strony więcej odniesie z ich istnienia korzyści, a z drugiej zainteresowaniem swym przyczyni się do wzmocnienia ich bytu.

A dalej, cała poważna gospodarka miejska! Przecież budżet Pabjanic dorównuje budżetowi niejednego miasta gubernialnego, a co wie ludność miasta o źródłach zasilających ten budżet, o sposobach wpłacania i wydatkowania tych dziesiątków tysięcy rocznie. Omawiając szczegółowo w naszej gazecie te sprawy niejeden  tysiąc rocznie udałoby się może obrócić na lepszy i odpowiedniejszy cel, niejedna myśl pożyteczna byłaby rzucona, podana do wiadomości odpowiednich sfer.

Tak zaś, jak rzeczy stoją obecnie, co wiemy my, obywatele miasta, o tym wszystkim? Tyle każdy wie, że musi płacić, w jaki zaś sposób grosz jego zostaje użyty, na jaki cel obrócony – o tym ma pewne pojęcie zaledwie część naszych „ojców miasta”. W ten sposób instytucje miejskie i instytucje społeczne przywykają do żywota domowego, patriarchalnego, do którego nie ma dostępu krytyka zewnętrzna, ba w którym krytyka, jawność stają się obrazą.

Taki stan rzeczy nie jest jednak normalny, ani dla spraw pomyślny. Jawność i krytyka to główne dźwignie postępu, doskonalenia się, gdzie tych pierwiastków nie ma, tam łatwo zakrada się martwota, stęchlizna, a niestety, często i zgnilizna. Dlatego to właśnie prasa stała się w czasach obecnych tak potężnym członkiem organizmu społecznego; dlatego to tam na Zachodzie, gdzie życie tak bujnie się rozwija, każde miasteczko amerykańskie liczące parę tysięcy mieszkańców ma własną gazetę; dlatego przy zakładaniu nowego miasta w Ameryce  jednym z najpierwszych szyldów jakie się pojawiają bywa szyld redakcji miejscowej gazety. Bo Amerykanie umieją praktyczne zyski ciągnąć z gazety; wiedzą jak wiele znaczy zręczna reklama, podane w odpowiedniej chwili ogłoszenie, potrafią zrobić z gazety organizm, regulujący miejscową podaż i popyt we wszystkich dziedzinach życia.

Gdzie nie ma gazety tam ludzie śpią. Czytając o sprawach obcych, mniej lub więcej dalekich nigdy się nimi tak żywo nie zainteresujemy, nigdy nie złożymy tak dużo własnej myśli, własnego uczucia jak wtedy, kiedy czytamy o sprawach miejscowych, bezpośrednio tyczących nas lub naszych znajomych. Dlatego też miejscowa gazeta najlepiej może spełnić to wielkie zadanie: nauczyć ogół myśleć, mówić o sprawach publicznych, wyrabiać pogląd na rzeczy, stwarzać opinię, przyzwyczajać do krytycznego poglądu na siebie i innych.

Nie chcemy nużyć czytelników dalszym wykazywaniem wielkiego znaczenia społecznego prasy w ogóle, a naszej gazety miejscowej specjalnie. Rzuciliśmy tu wiązkę myśli, które mamy nadzieję, że pobudzą nasz ogół do bliższego zastanowienia się nad sprawą gazety naszej, nasuną szeregi nowych myśli i uwag. A prosząc naszych współobywateli o poważne zastanowienie się nad tą sprawą, jednocześnie zapowiadamy, że w myśl zasady „kiedy góra nie idzie do Mahometa, to Mahomet idzie do góry” – roześlemy z początkiem nowej ćwierci listę zaproszeń do przedpłaty za pismo nasze. Wynik tej naszej próby będzie nam odpowiedzią na postawione  w niniejszym artykule pytanie  i zależnie od natury odpowiedzi dalej w sprawie naszej gazety postępować będziemy. (Gazeta Pabjanicka, nr 16/1913 r.)

*

Gazeta próbowała słusznie poszerzyć zakres oddziaływania, publikując list robotnika, który wzywał pracowników fizycznych do współpracy z redakcją. Miasto miało wszak charakter wybitnie proletariacki.

Robotnik W. N. pisze do nas co następuje: „Czytając Gazetę Pabjanicką od początku jej istnienie, napotykam na jej łamach nawoływania, aby ogół pabianicki zechciał wziąć szerszy udział w wypowiadaniu swego zdania i swych myśli, dotyczących wszelkich spraw, mających związek bądź to z życiem całego społeczeństwa polskiego, bądź to z życiem poszczególnych jego stanów. Do tej pory jednak mało napotykałem artykułów, które by pochodziły ze sfery robotniczej,  które byłyby pisane przez samych robotników, bezpośrednie dotykały ich życia i dawały dokładny obraz potrzeb z nim związanych. Ponieważ robotnik jako człowiek myślący i działający zalicza się do ogółu, chwytam przeto za pióro w nadziei, iż dam dobry przykład robotnikom światlejszym ode mnie, że nie jest rzeczą trudną napisać cośkolwiek, byle tylko szczerze i byle by wiadomości nie mijały się z prawdą”.

Następnie zwracając uwagę na to, że zarówno robotnicy, jak i ich najbliżsi zwierzchnicy – majstrowie zjawiają się nieraz do pracy niewyspani i zmęczeni po nocnej hulance, wskutek czego wspólna praca jest utrudniona, jak również nie mają czasu zająć się sprawami bliżej ich obchodzącymi, tenże robotnik pisze dalej:

„Weźmy się, robotnicy, do naszej Gazety Pabjanickiej, zacznijmy z nią wspólną pracę, przytulmy ją do swych piersi robotniczych, a stanie się ona naszym dzwonem potężnym, który będzie alarmował wszystkich, wnikając w nasze potrzeby, w nasze bolączki. A więc podajmy ręce naszej kochanej Gazecie, idźmy za przykładem robotników warszawskich, którzy stworzyli sobie własny organ Życie Warszawskie, który piętnuje wszystkich bez różnicy wyznania i narodowości, kto wobec nas zawinił.


Kupujmy zatem stale Gazetę Pabjanicką, powiadajmy ją o naszej niedoli, którą nieraz znosimy niesłusznie, ale wiedzmy też, że i my nie jesteśmy najlepsi, boć dużo zła jest wśród nas. Piszmy szczerze i prawdziwie, a Gazeta Pabjanicka nam dopomoże”.

*

Poprzedniczką Gazety Pabjanickiej było efemeryczne Życie Pabjanickie redagowane przez warszawskiego literata Jan Bełcikowskiego w 1912 roku. Jednak bardzo szybko doszło do spięcia między miejscową inteligencją o nastawieniu endeckim a redaktorem sympatyzującym z socjalistami. Bełcikowski powody swojego rozstania z Pabianicami przedstawił w liście opublikowanym w prasie polskiej, m. in. w Kurjerze (nr 285/1912 r. s. 3).

Stosunki w prasie prowincjonalnej

Skandaliczną stosunków panujących w naszej prasie prowincjonalnej odsłania p. Bełcikowski , redaktor Życia Pabjanickiego w liście, który poniżej zamieszczamy,

Szanowny Panie Redaktorze!

Wobec niesłychanego  (Pabianice mają szczęście do zjawisk niebywałych) zajścia w redakcji Życia Pabjanickiego, ja jako redaktor i wydawca pisma tego, zabrać głos tu i wyjaśnień ogółowi polskiemu udzielić muszę. Otóż motywem zasadniczym starć między mną a pewną grupą inteligencji pabianickiej była kwestia bojkotu Żydów w Warszawie i Niemców w Poznańskiem. Ledwie objąłem przed kilku tygodniami me obowiązki redaktorskie w Pabianicach, oświadczyłem wyraźnie, że ja nie pozwolę na to, aby w Pabianicach powtórzyły się te same głupstwa, które pod osłoną haseł patriotycznych do ostatecznego zdziczenia doprowadziły Warszawę.

Pojmując całą drażliwość przedmiotu, starałem się ostrożnie w rozmowach, na razie prywatnych, myśl moją w Pabianicach popularną uczynić. Zwracałem uwagę na historię polską, na objawienie rzeczywistej woli historycznej narodu, która zawsze, gdy twórczą być chciała, dążyła przede wszystkim do naprawy stosunków wewnętrznych, do usunięcia źródeł nienawiści stanowej lub klasowej. Na Żydów, mówiłem, i na Niemców pienią się i rzucają najpierw ci wszyscy, którzy w ten sposób chcą uwagę społeczeństwa odwrócić od strasznie smutnej, wprost tragicznej naszej własnej rzeczywistości.

Co robi nasza arystokracja, do czego wiedzie naród nasze duchowieństwo, na to naród niech lepiej nie patrzy, niech się lepiej nad tym nie zastanawia. Stokroć przecież wygodniej zwalić całe zło w narodzie na Niemców i Żydów. Tymi i innymi słowy wypowiadane poglądy moje nie przypadły do gustu pewnej grupie inteligencji pabianickiej. Z właściwą pewnym typom działaczy grupa wspomniana godziła się pozornie ze mną, jednocześnie jednak podsuwała mi co chwilę artykuły wściekłością na Niemców i Żydów  tchnące. Wówczas oświadczyłem, że taktykę bojkotu uważam za nonsens, za prowokację, za rzecz dla narodu zgubną. Tysiące robotników tu ginie bez pracy, bandytyzm rośnie, handel upada, fabryki stoją, ale Warszawa o tym nie myśli, ale Warszawa i pewna grupa inteligencji naszej tego nie widzi.

Wówczas owa grupa postanowiła mnie, jak to mówię, wygryźć. Co chwila żądano ode mnie jakichś wyjaśnień, czepiano się artykułów moich, umieszczanych w innych pismach (w  Gazecie Łódzkiej w Małym Kurierze Warszawskim) zarzucano mi, iż nie oddaję się duszą całą pismu (mnie, który od 7 rano do 10 wieczorem tylko sobie nad nim głowę łamałem), w ogóle stosowano do mnie to wszystko, co by położenie moje mogło uczynić nieznośnym i niemożliwym (nawet trzaskano drzwiami, aż ściany drżały).

Znosiłem to wszystko, ponieważ postanowiłem spełnić pokutę moją. Ale oto 3 grudnia zaszedł wypadek, wobec którego już żadna siła od wybuchu mnie powstrzymać nie mogła. Skorzystawszy mianowicie z nieobecności mojej wspomniani panowie obcięli według swego widzimisie mój artykuł wstępny, w którym zapowiadałem, iż rzeczowo, na podstawie danych najbardziej obiektywnych wykażę całą bezpodstawność ekonomiczną ruchu bojkotowego u nas, wykażę, iż nawoływać dziś do bojkotu, to samo, co nawoływać do powstania bez wojska i bez skarbu, z tą nadzieją, iż jakoś to będzie.

Otóż to wszystko panowie ci odrzucili i gdyby jeszcze przeprosili, gdzie tam! Z miną całkiem niewinną oświadczyli, że artykuł ten nie ma związku z artykułami poprzednimi. Wobec takiego zuchwalstwa, wobec niesłychanego lekceważenia wolności słowa i druku, na jakie  najciemniejsza reakcja by się nie ważyła, oświadczyłem tym panom, iż wszelkie dyskusje między nami skończone i jednocześnie zakomunikowałem drukarni, iż  do czasu wyjaśnienia a później potępienia przez ogół polski i pabianicki takiego postępowania, ja zawieszam swoje pismo i drukować je zabraniam.

Panowie ci doskonale wiedzieli, kim ja jestem. Nigdy nikomu w ten sposób traktować się nie dałem i nie dam. Tyle na razie. Jan Bełcikowski, redaktor Życia Pabjanickiego.  (Kurjer, nr 285/1912 r.)

Kurier - 12 grudnia 1912 r.

Wikipedia - Jan_Bełcikowski

*

Prasa ogólnopolska zwróciła uwagę na miejscową gazetę także w 2002 roku. W Gazecie Wyborczej – Wysokie Obcasy ukazał się reportaż Wioletty Gnacikowskiej  „Władza czwarta czy pierwsza” poświęcony  przede wszystkim Magdalenie Hodak ,wówczas  redaktor naczelnej Nowego Życia Pabianic.


PABIANICE. Niedzielne popołudnie. Siedzimy w sadzie pod jabłoniami. Magda Hodak, Ewaryst, Antoni i ja.

Magda, szczupła, pogodna blondynka w okularach. Lat 36.

Ewaryst, mąż Magdy, lat 45, wygląda jak prorok – z długimi włosami i brodą.

Antoni, syn Magdy i Ewarysta, lat 11.

Obok stoi różowy dom. Mieszka w nim trzypokoleniowa rodzina. Na parterze rodzice Magdy. Matka – emerytowana nauczycielka. Ojciec – emerytowany pracownik działu technicznego jednego z zakładów przemysłowych.

Pewnego styczniowego wieczoru pojawiło się pod tym domem dwóch panów w cywilu. Twierdzili, że są z policji, ale wylegitymować się nie chcieli. Chcieli natomiast, żeby Magda wyszła do nich przed dom. Ojciec kazał im odejść. To był pierwszy sygnał.

Przez ostatnie cztery miesiące wiele się wydarzyło. Magda ma sprawę w prokuraturze. Jako naczelna „Nowego Życia Pabianic” jest podejrzana o popełnienie przestępstwa nieopublikowania sprostowania oraz opublikowania innego z kilkoma zdaniami wprowadzenia. Doniesienie do prokuratury złożyli przewodniczący rady miejskiej i prezydent. Obaj z SLD. Grozi jej grzywna lub kara ograniczenia wolności. Miasto wypowiedziało gazecie lokal w centrum.

20 kwietnia Magda wystąpiła do sądu z prywatnym aktem oskarżenia przeciw władzom Pabianic. Czuje się przez nie pomówiona.

W niedzielę 5 maja ksiądz potępił ją z ambony.

Z czym walczymy

Zanim Magda Hodak została redaktorem naczelnym „Nowego Życia Pabianic”, uczyła się dziennikarstwa w „Super Expressie”. Tam się dowiedziała, że nie można być po imieniu z biznesmenami, poklepywać po plecach. – Do dziś nie chodzę na żadne bankiety – mówi. Kiedy wiosną 1995 roku przyszła do „Nowego Życia Pabianic”, wzięła do serca to, co napisano we wstępniaku do pierwszego numeru, który ukazał się w 1990 roku. Że celem gazety jest: „walka z chamstwem, pijaństwem, złodziejstwem, korupcją i przestępczością”.

Czytelnicy w pokoju zwierzeń

Redakcja „Nowego Życia Pabianic” mieści się w centrum miasta przy ul. Traugutta 2. Naczelna nie ma własnego gabinetu i biurka. Siada przy wolnym komputerze. Jeden z małych pokoików zwany jest „pokojem zwierzeń”. Tu przychodzą czytelnicy, żeby porozmawiać z dziennikarzami. Od kilku do kilkunastu osób dziennie. Czasem są to tylko gorzkie żale na biedę, brak pracy, zdrowie. Ale czasem przynoszą prawdziwe rewelacje.

Od czytelników dziennikarze dowiedzieli się, że prezydent dojeżdża na działkę służbowym autem, o mężczyźnie, który zemdlał na przystanku z głodu (potem gazeta pomogła mu znaleźć pracę), o wypadku na lekcji wf-u: uczeń wpadł do studzienki wodociągowej, a szkoła chciała zatuszować sprawę. Pabianiczanie donieśli, że policjant w cywilu pobił na ulicy staruszkę. Prosili, żeby gazeta dopilnowała, by został ukarany.

W Pabianicach, 75-tysięcznym mieście, od 1998 roku rządziła prawica. Prezydentem był Florian  Wlaźlak (AWS). Jego zarząd nie uzyskał absolutorium. Po nim prezydentem został Paweł Winiarski (SLD). W radzie miejskiej Sojusz Lewicy Demokratycznej przeciągnął na swoją stronę kilku radnych z klubu AWS i zdobył przewagę. Przewodniczącym został Leszek Maliński. Było o nim głośno w zeszłym roku, kiedy „Gazeta” opisała afery w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska zarządzanym przez SLD i PSL. Leszek Maliński był szefem rady nadzorczej Funduszu. Prezydent Winiarski był prezesem Eko-Regionu, spółki- córki WFOŚ.

- Kiedy rządziła prawica, mówiono o nas, że jesteśmy „czerwoni”. Lewica uważa, że jesteśmy prawicowi – mówi naczelna „Nowego Życia Pabianic”.

Miłosierny Samarytanin

Zaszła w ciążę na piątym roku polonistyki. Obroniła pracę magisterską i poszła do pracy w bibliotece szkolnej w Łodzi.

Urodził się Antek.

- Siedziałam w domu, bujałam wózkiem, kiedy zadzwoniła profesor Teresa Cieślikowska, kierownik Instytutu Teorii Literatury, Teatru i Filmu na Uniwersytecie Łódzkim. Zapytała, czy nie chciałabym być jej asystentką. Chciałam.

Prowadziłam zajęcia z poetyki i wersyfikacji na polonistyce. Miałam pisać doktorat na temat motywu miłosiernego Samarytanina w literaturze pięknej i malarstwie. Bardzo mnie ten temat zainteresował. Zaczęłam zbierać materiały. W tym czasie mama poważnie zachorowała na kręgosłup. Przestała chodzić. Coś mi zazgrzytało. Tam moja matka leży ciężko chora, dzieckiem zajmuje się mąz, a ja rozprawiam o miłosiernym Samarytaninie! Rzuciłam uczelnię bez żalu.

Jako nauczycielka polskiego w liceum katolickim wytrzymała trzy miesiące. – Praca nauczycielki nie jest moim powołaniem. Czułam, że chcę w życiu robić coś innego.

Krótki wierszyk o orgazmie

W międzyczasie zajęła trzecie miejsce w konkursie miesięcznika „Elle” na opis orgazmu. – Napisałam krótki wiersz. Krótki, bo to przeżycie, które nie trwa długo.

Kołysanka

Mam medalik. Jest mały.

Matka Boska ze srebra kołysze się rytmicznie

Do przodu i do tyłu.

I nagle to już karuzela.

Kręci się diabelski młyn.

Biały anioł otwiera we mnie swe skrzydła.

Wchodzę w cień.

Jak gorąco. Jak w piekle.

Amen.

Próbowała się zatrudnić w kilku łódzkich gazetach. Nigdzie nie dostała etatu. Trafiła wreszcie do ”Nowego  Życia Pabianic”. Ucieszyła się, jest pabianiczanką. Najpierw pisała o służbie zdrowia, niepełnosprawnych, potem zaczęła tropić miejscowe afery. Trzy lata temu zwolniło się miejsce redaktora naczelnego. Zespół zadecydował, że Magda powinna zostać szefową.

Kluski piuski ze skwarkami

Gdy rządziła prawica „Nowe Życie Pabianic” wykryło, że zarząd miejski przeznaczył dla parafii 60 tys. zł z budżetu miasta na pogadanki antyalkoholowe. Że firma transportowa powiązana partyjnie ze starostą nie płaci podatku od nieruchomości. Że kierownik zakładu robót publicznych podlegającego urzędowi miasta skierował magistra ekonomii z trzydziestoletnim stażem do pracy w szalecie publicznym. Była to kara dyscyplinarna za uchybienia w księgowości. („Gazeta Wyborcza” nagrodziła kierownika tytułem Bzdura Roku i wręczyła Złotą Muszlę Klozetową). Ale najwięcej emocji wywołał ”wątek papieski”.

Przed pielgrzymką papieską w 1999 roku w Pabianicach zmieniono nazwę ulicy Karolewskiej na Jana Pawła II, przyznano Papieżowi honorowe obywatelstwo Pabianic i wybito medal.

Na prima aprilis w „Nowym Życiu Pabianic” ukazał się artykuł: „Papież tuż po odczytaniu informacji z Pabianic z urokliwym poczuciem humoru i niespotykaną skromnością odparł: Ulica Karolewska tez pasowała, przecież mnie na chrzcie dano Karol, ale z pokorą przyjmuje decyzję zacnej pabianickiej rady miejskiej. Bóg wam zapłać, kochani!

Dziennikarze „poinformowali” też o nowej potrawie, która będzie serwowana w Pabianicach: kluski piuski ze skwarkami. – O te kluski zrobiła się cała awantura, że to obraża Papieża – wzdycha Magda. – Do głowy mi nie przyszło ośmieszać Ojca Świętego. Denerwowała mnie cała fanfaronada: medale, obywatelstwo, zmiana ulic. Postanowiliśmy zachęcić ludzi, żeby zrobili coś autentycznego dla drugiego człowieka. Namawialiśmy na oddawanie krwi. Nasi dziennikarze sami dali przykład. – Poszła oddać krew i zemdlała – wtrąca Ewaryst. Na apel odpowiedziało około stu czytelników (otrzymali certyfikaty, że oddali krew w intencji pielgrzymki Papieża do ojczyzny).

Po primaaprilisowym artykule do redakcji przyszło pismo od stowarzyszeń (ministranci, oaza, schola) działających przy parafii św. Maksymiliana Kolbego: ”Przez kpiny w Nowym Życiu Pabianic redaktorzy pragną wyrazić swój dystans i niechętny stosunek do wiary katolickiej (..). Pragną też przez swoje złośliwe żarty wytwarzać niechętne nastawienie do Papieża w środowisku naszego miasta. Dlatego pragniemy w imieniu młodzieży katolickiej zaprotestować przeciwko szyderstwo, kpinom i oszczerstwom wymierzonym w osobę Ojca Świętego na łamach Nowego Życia Pabianic”.

Ówczesny prezydent miasta Florian  Wlaźlak (AWS) nie ma żalu do naczelnej Nowego Życia Pabianic. – Czasem się zdarzało, że po krytycznych artykułach ja się fatygowałem do gazety albo zapraszałem panią Madzię do siebie. W najgorszym wypadku pozostawaliśmy przy swoim zdaniu.

Oczekiwał rozpięcia parasola

Kiedy rządziła prawica, lewicowa opozycja też dostarczała informacji o nadużyciach władzy. Bywało, że Leszek Maliński podrzucał Magdzie tematy (przychodząc z nimi także do domu naczelnej), czasem sugerował by porozmawiać z kimś, kto może opowiedzieć gazecie coś ciekawego. – Wierzyłam, że Maliński działa w dobrej wierze, że zależy mu na mieście, dlatego bolą go nadużycia rządzących – wzdycha Magda.  – Zaczęłam mieć wątpliwości, gdy wyszła na jaw afera w WFOŚ, gdzie szefował radzie nadzorczej. Zaczęła działać mi na nerwy jego skrupulatność w badaniu nadużyć innych. Domyśliłam się, że wiąże z gazetą pewne nadzieje, że oczekuje rozpięcia nad sobą parasola. Chciał po prostu zaskarbić sobie nasze względy.

Wtedy Magda zapowiedziała, że SLD będzie tak samo obserwowane jak teraz prawica. Leszek Maliński odpowiedział: „Nie damy powodu”.

Podczas kampanii wyborczej Magda Hodak była autorką tekstów sponsorowanych o Pawłe Winiarskim, obecnym prezydencie Pabianic (SLD). – Podjęłam się ich napisania, bo wiedziałam, że zrobię to dobrze. Zapłacone pieniądze nie zapewniły jednak panu prezydentowi nietykalności –podkreśla naczelna.

Władza daje ogłoszenie: „Pani kłamie”

Kiedy w Pabianicach władzę przejęło SLD, do „pokoju zwierzeń” przychodzili czytelnicy i donosili, że prezydent Paweł Winiarski dojeżdża służbowym samochodem na działkę 20 km od Pabianic, a tymczasem w garażu stoi jego prywatna toyota. Dziennikarze to potwierdzili. Napisali: „Nie okradaj, prezydencie!”.

W styczniu tego roku Nowe Życie Pabianic ujawniło, że nie wszystkie pieniądze wpłacone przez pabianiczan na konto Społecznego Komitetu Pomocy dla Powodzian (szefem komitetu był Leszek Maliński, zastępcą posłanka SLD Anita Blochowiak) trafiły do potrzebujących. Komitet uszczknął ok. 8 z 28 tys. zł. Pieniądze przeznaczono na wywołanie zdjęć z wyjazdu prezydenta do zalanej miejscowości, na rachunki telefoniczne, paliwo do samochodów, wyżywienie delegacji w czasie wyjazdu.

To po tym tekście pod domem Magdy pojawili się dwaj panowie w cywilu.

Potem Nowe Życie Pabianic napisało, że szef Zakładu Gospodarki Komunalnej Bogdan Górniak jest zięciem Leszka Malińskiego, zaś dyrektorką miejskiego przedszkola została siostra posłanki Anity Błochowiak (SLD), choć konkurs wygrała inna osoba. Władzy bardzo nie podobały się publikacje.

- Pani Magda mija się z prawdą i nie zamieszcza sprostowań. Taki jeden przykład: kiedy mijał termin publikacji sprostowania, dzwoniła i mówiła, że faks przyszedł nieczytelny – opowiada Leszek Maliński, przewodniczący rady miejskiej.

- Nie pisze o nas dobrze, a przecież jest o czym – przekonuje Roman Woźny, rzecznik prezydenta Pabianic (jako konferansjer prowadził w Łodzi wiece wyborcze Leszka Millera). – Ten zarząd pracuje od roku. W tym czasie miasto wyszło z jedenastomilionowego długu, kończymy budowę kolektora, który połączy Pabianice z Grupową Oczyszczalnią Ścieków w Łodzi, wypłacamy w terminie zasiłki mieszkaniowe – wylicza rzecznik. – Ale tego wszystkiego pani redaktor nie dostrzega i o tym nie pisze.

W konkurencyjnej gazecie urząd miasta wykupił więc płatne ogłoszenie na całą stronę. Roman Woźny sprostował kilka – jego zdaniem – tendencyjnych i nieprawdziwych artykułów. ”Skróty, których Pani dokonała, dobitnie świadczą o manipulacji prasowej”, „posługuje się Pani nieprawdą i insynuacją”, „kłamie Pani i celowo nie weryfikuje faktów” – to cytaty z ogłoszenia. Rzecznik podaje też powód, dla którego redaktor naczelna się mści: nie dostała stanowiska sekretarza miasta, o które się starała.

Przewodniczący to mój wujek

- Naprawdę chciałaś być sekretarzem miasta?

- Mam tu niezależne stanowisko, gdzie bym chciała iść do jakiejś roboty sezonowej? – oburza się Magda. – Nie nadaję się na urzędnika. Kiedyś zatrudniłam się w urzędzie skarbowym. Wytrzymałam trzy dni. Kazali mi  przeliczać wartość siatki ogrodzeniowej. Wolałabym być subiektem w sklepie niż sekretarzem.

Redaktor naczelna Nowego Życia Pabianic była też bohaterką sesji rady miejskiej. – Mówiono o mnie i o gazecie na trzech sesjach i na wiecu pierwszomajowym. Musiałam siedzieć i słuchać, bo byłam tam służbowo. Leszek Maliński przemawiał, a sala ryczała ze śmiechu. Mówił, że go nachodziłam. Opowiadał, że mu kiedyś dałam szarlotkę. No dałam, bo był głodny! W walentynki mieliśmy w redakcji serduszka, wręczaliśmy każdemu, kto przyszedł. Maliński dostał ode mnie serduszko. O tym też opowiadał radnym. Chciał mnie ośmieszyć. No i jeszcze, że zaprosiłam go do kościoła na komunię syna. „Oczywiście, nie poszedłem”.

W Pabianicach wiele osób na stanowiskach jest ze sobą spokrewnionych.

Leszek Maliński jest wujkiem Magdy Hodak.

Magda Hodak jest matką chrzestną dwóch wnuczek Leszka Malińskiego.

Babcia Magdy jest matką chrzestną byłej żony Leszka Malińskiego.

Była żona Leszka Malińskiego jest chrzestną mamy Magdy.

- Dokładnie Maliński jest byłym mężem mojej cioci – uściśla Magda. – I wujek pewnie myślał, że jak jestem jego powinowata, to pójdę wujowi na rękę i dobrze będę pisać o radnych i zarządzie. I właśnie na tej nieszczęsnej sesji, jak kto nie wiedział, że Leszek Maliński jest moim wujkiem, pomyślał sobie: „No, wariatka jakaś! Przewodniczącego rady miejskiej zaprasza na komunię swojego syna! A z tą szarlotką to mi naprawdę było przykro”.

Joanna d’Arc pióra polskiego

8 marca, w Dzień Kobiet i dzień 75. Urodzin Leszka Malińskiego, gazecie wypowiedziano lokal w budynku komunalnym w centrum miasta. – Szczerze mówiąc, spodziewałam się tego. Kiedyś jeden z członków zarządu zaprosił mnie na rozmowę do samochodu i ostrzegł, że jeśli się nie uspokoimy, to stracimy lokal – mówi Magda.

Maliński złożył doniesienie do prokuratury. Powód: gazeta nie zamieszcza sprostowań, a jeśli już, to wprowadza skróty i poprzedza słowem wstępu i tytułem. A było tak. W piątkowym wydaniu (Nowe Życie Pabianic ukazuje się we wtorki i piątki) zamieszczono sprostowanie Leszka Malińskiego. We wtorek Magda, już sama z siebie, opublikowała je drugi raz. Dała tytuł „Twierdzi, że prostuje”. Napisała też we wstępie m. in., że przewodniczący rady miejskiej przesłał pismo, które nazywa sprostowaniem.

- Pani redaktor to urocza kobieta, piękna, młoda, ale goni za sensacją. Pokazuje Pabianice w najgorszych barwach. Nie daje innym szans przedstawienia argumentów, bo nie drukuje sprostowań. Zawsze jej musi być na wierzchu! – rzecznik nie ukrywa emocji. – Joanna d’Arc pióra polskiego! Z nagą piersią przy komputerze!

- Przecież kiedy ja ich krytykuję, to dlatego, że ich lubię. Naprawdę nie chciałabym pisać o tym wszystkim, ale co zrobi e, kiedy władza ciągle podsuwa mi tematy? – mówi Magda.

- Dla mnie sytuacja jest żenująca – mówi prezydent Paweł Winiarski. – Nikt z dziennikarzy nie chce się zająć ludźmi skrzywdzonymi przez prasę.

Kogo skrzywdzono? Prezydent nie ma więcej czasu na rozmowę z Gazetą. Rzecznik domyśla się, że chodzi mu o jego samego. – Prezydent pracuje ciężko od 7 do 21. Dużo rzeczy zrobił dla miasta – opowiada rzecznik. – Jest bardzo lubiany przez wszystkich, ale może ma już dość rozmów z mediami – usprawiedliwia.

To moja misja

Agresja, podejrzliwość, oskarżenia, zacietrzewienie, zaciekłość – to słowa, które padają w rozmowach z obiema stronami konfliktu.

Magda: - Nasze teksty nie są przepojone nienawiścią, czego nie można powiedzieć o wypowiedziach pod moim adresem.

Roman Woźny: - Chciałbym, żeby w jej tekstach było mniej agresji. Robi oskarżenia z podejrzeń. Miasto wymieniło nawierzchnię na głównej ulicy, przy której stoi także urząd. Już napisała, że będzie łatwiej urzędnikom podjechać pod magistrat.

W Pabianicach trwa budowa hipermarketu. Trzeba było wyciąć dwanaście drzew. – A gazeta pisze: „Skandal!”. Kiedy odbywa się jakaś impreza kulturalna pod patronatem urzędu miasta, pisze: „Czerwoni się bawią”. I ciągle tytuły na pierwszej stronie: „Bandyckie zabawy”, „Zboczeniec na basenie”, „Cztery razy śmierć” – cytuje rzecznik.

O szansę na porozumienie pytam przewodniczącego Malińskiego. Odpowiada: - Kiedyś zapytałem Magdę, czy musi pisać tak agresywnie. A ona: „To jest moja misja”. Nie idzie się z nią dogadać.

Ave Maryja, Ave Partyja

Tuż przed pierwszym maja na okładce Nowego Życia Pabianic wielki  tytuł: „Ave Maryja”, Ave Partyja”. Na zdjęciu dwóch starszych mężczyzn w takiej pozie, jakby chcieli sobie coś powiedzieć na ucho. Jeden to ksiądz Ryszard Olszewski, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego, drugi – Leszek Maliński. Wewnątrz numeru artykuł o tym, że ksiądz otrzymał z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska 600 tys. zł na Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej „Oratorium” (prowadzi ośrodek kolonijny, świetlicę dla dzieci). To pożyczka, która prawdopodobnie zostanie umorzona. O tym też poinformowali pabianiczanie. Ksiądz korzysta z pomocy funduszu zarządzanego przez Sojusz Lewicy Demokratycznej, a jednocześnie jest duszpasterzem „Solidarności”.

W ramce obok artykułu w Nowym Życiu Pabianic krótkie przypomnienie wywiadu z księdzem Olszewskim z 1995 roku, który Magda przeprowadziła tuż po zwycięstwie Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich. Ksiądz Olszewski: „Załamać się można. Tylko siąść i płakać, nastąpiła bowiem zdrada ojczyzny”.

Po ukazaniu się artykułu Magda z rodziną, jak co niedzielę, wybrała się na mszę świętą. Przed ogłoszeniami parafialnymi ksiądz odczytał swoje stanowisko: „Nawet wobec redaktorów gazety starałem się zachować wiele taktu i cierpliwości, licząc na to, iż pokonają swoją postawę zdziczenia i dorosną do prawdziwego humanizmu. Niestety, praktyka dowodzi, że liczą się dla nich jedynie poszukiwanie sensacji, kasa, intrygi (…) Jeżeli gazecie Nowe Życie Pabianic to się nie podoba, oznacza to, że jest zainteresowana jedynie podjudzaniem jednych na drugich, niszczeniem wszelkich przejawów solidarności międzyludzkiej. (…) Pabianice oglądane w zwierciadle tej gazety to gniazdo, w którym aż się roi od złodziei, malwersantów, awanturników i bandytów”.

Magda: - W czasach komuny jeździłam na oazy. Teraz kościół jest przeciwko mnie. Najbardziej żal mi mamy. Bardzo to przeżyła.

Na drugi dzień Magda napisała list do księdza Olszewskiego: „Tuż po konsekracji i komunii świętej dał Ksiądz bezprzykładny popis nienawiści, agresji, fałszu – uczuć jakże jaskrawo sprzecznych z nauką Chrystusa”?.

Ksiądz nie chce rozmawiać o swojej parafiance: - Wszystko, co miałem do powiedzenia, włożyłem w oświadczenie. Kończę rozmowę, życzę miłego dnia.

Migawki ze słuchawki

Dziennikarze z całej Polski ślą faksy do Pabianic: „Przesyłamy pani szczere wyrazy uznania”, „Rozumiemy wasze upokorzenia”, „Nie dajcie się zastraszyć”, „Bądźcie odważni i konsekwentni”.

Czytelnicy dzwonią z poparciem i podpisują się pod listem do władz, by nie usuwać gazety z lokalu. W rubryce ”migawki ze słuchawki” można przeczytać: „Okazuje się, że mamy w mieście człowieka o podobnym sposobie myślenia co prezydent Łukaszenko. Na Białorusi na polecenie prezydenta zamknięto niezależną gazetę „Pahonia””. „Zbliżają się wybory, trzeba oczyścić pole. Nie jest tajemnicą, że partyjny guru w naszym mieście pociąga za sznurki”, „Czy pan M. wie co mówi? Przecież ta gazeta nie jest dla niego i dla jego kolegów”, „To, że chcą was wyautować z pomieszczenia przy Traugutta 2, to jest uderzenie w nas, czytelników, a także podatników i wyborców. Jeśli tak się pogrywa z gazetą, to znaczy, że władza zapomniała, co to jest demokracja”.

Magdalena Hodak była przesłuchiwana w prokuraturze. Zarzucono jej nieopublikowanie sprostowań do czterech artykułów, opatrzenie jednego ze sprostowań tytułem i wprowadzenie skrótów.

Dziennikarka nie przyznała się do zarzuconych czynów.

Jednocześnie złożyła do sądu prywatny akt oskarżenia o popełnienie przestępstwa zniesławienia przez prezydenta miasta Pabianic (poczuła się dotknięta określeniami w płatnym ogłoszeniu w konkurencyjnej gazecie oraz pomówieniem, jakoby starała się o posadę sekretarza miasta).

Wszystkim jest trochę nieswojo

- To zaszło już za daleko – Magda zamyśla się nad szarlotką. – Moja sprawa jest w prokuraturze, ja wystąpiłam na drogę sądową. I chyba wszystkim jest już trochę nieswojo. Mam nadzieję, że można będzie wszystko rozpocząć od nowa. Zrozumieć się, uszanować, pogrzebać stare żale. My przecież też chcemy dobrze dla tego miasta.

Jednak o kompromisie nie chce słyszeć. – Nie lubię tego słowa – mówi Magda. – Kompromis jest dobry w polityce. My nie jesteśmy politykami. Nie wyobrażam sobie takiego postawienia sprawy:  będziecie grzeczni, anulujemy decyzję o wymówieniu lokalu. Nie zgodzimy się na zatajanie afer!

 Oni powinni to zrozumieć. Władza ma rządzić, a my jej patrzeć na ręce.

- Ja nie mówię, że Nowe Życie Pabianic powinno wystawić władzy laurki, bo krytyka czasem może doprowadzić do dobrych rzeczy – uważa Leszek Maliński. – Ale jak się sięgnie do gazety, to można przeczytać: „Zgwałcił”, „Zabił”, „Grunt to rodzinka”. Jak ktoś przeczyta takie tytuły, to co sobie pomyśli o Pabianicach?

- Nie chcemy, żeby w Pabianicach czwarta władza stała się pierwszą władzą – dodaje Roman Woźny. Tydzień temu pabianicka prokuratura postawiła Magdalenie Hodak trzy kolejne zarzuty dotyczące nieopublikowania lub skrótów tekstów urzędników.

Ostatnio do redakcji przyszedł Jurek Kulicki, strażak z II edycji „Big Brother”, który działa w SLD. Chce współpracować. Naczelna się zgodziła. – Może strażak ugasi? (Wysokie Obcasy, 22 VI 2002 r.)

*

„Sprawa” Nowego Życia Pabianic stała się przedmiotem wypowiedzi wielu publicystów, prawników i politologów.  Tomasz Lis w książce „Co z tą Polską”, 2003: (…)Gdy w 1971 roku Washington Post i New York Times chciały opublikować dokumenty pokazujące jak doszło do amerykańskiego zaangażowania w Wietnamie, tak zwane Pentagon Papers, Biały Dom i ministerstwo obrony chciały wstrzymać publikację. Oba dzienniki i tym razem się nie ugięły. Rząd zwrócił się więc w akcie desperacji do sądu. A wierny zasadom wolności słowa Sąd Najwyższy stanął po stronie gazet. Jasne, łatwiej w Ameryce niż w Polsce, łatwiej dziennikarzom Washington Post i New York Times niż Głosowi Pabianic. (…)

***

Wracając do początków Gazety Pabjanickiej, przypomnijmy  reakcje ówczesnych czytelników i publicystów na jej zaistnienie.

Jak mało obchodzą nas sprawy społeczne i jak mało interesujemy się tym, co się wśród nas dzieje, dowodem fakt, że wielu z mieszkańców naszego miasta nie wie nawet o istnieniu gazety w Pabjanicach, która wychodzi wszak już od 5 miesięcy. Smutne to, że tak oziębli jesteśmy na wiele rzeczy nam bliskich, jak gdybyśmy nie byli stałymi mieszkańcami naszego miasta, lecz czasowymi przybyszami. Zdawałoby się, że pabianiczanie, doczekawszy się własnego organu, przyjmą takowy z zapałem, mogąc za pośrednictwem takowego informować się o ważniejszych wydarzeniach i zdobyczach cywilizacyjnych z całego świata, jak i o potrzebach miejscowych; można było myśleć, że będą oni dumni z tego, iż ich miasto nie pozostaje w tyle za innymi, lecz kroczy również naprzód do uświadomienia i oświaty.

Znalazło się grono osób, które ofiarowały bez nadziei na zyski kapitał na założenie pisma i swą pracę, byle tylko przyczynić się do poruszenia wielu spraw, o których bez gazety dowiedzieć się nie można, rzucić niektóre plany i myśli, zbudzić do czynu niektórych uśpionych, jednym słowem zainteresować szerszy ogół tak sprawami ogólnomiejskimi jak społecznymi.

Niedawno miałem sposobność rozmowy z mieszkańcami Nowego Miasta Rawskiego, liczącego niewiele więcej niż 2000 mieszkańców, który zakomunikował mi z dumą, gdyśmy  o Gazecie Pabjanickiej mówili, że i u nich już od roku własny organ wychodzi. I zaiste mógł być ów obywatel dumny z tego. Tym bardziej, że są tam inne trudności jeszcze do przezwyciężenia, jak np. brak drukarni na miejscu. Gazetą miejscową interesują się bardzo i włościanie okoliczni, umiejętnie korzystając  przy tym z wiadomości im potrzebnych.

Dowiedziawszy się np. z gazety, że naczelnik dyrekcji naukowej zdołał uzyskać 55.000 rubli z ogólnej sumy 105 tys. asygnowanych przez rząd w roku bieżącym na zapomogi dla szkół początkowych w Królestwie Polskim, włościanie okoliczni zwrócili się.

niezwłocznie z podaniem do tegoż naczelnika o udzielenie im zapomogi na otwarcie z początkiem roku szkolnego aż 8 nowych szkół w swej gminie. Oto rozumne korzystanie z wiadomości, podawanych w gazetach, oraz widoczny dowód, jak powinno się czytać i oświecać.

Ogólna to bolączka, sprawa szkolna. Prawda że i w naszym mieście też otworzono 8 szkół, ale co to wszystko znaczy na tak duże miasto. Nie widzi się nawet różnicy w ilości wałęsających się dzieci po ulicach w wieku szkolnym bez żadnego dozoru. Odpowie ktoś, że brak pracy, a zatem i pieniędzy; że pilniej kupić kawałek chleba, niż myśleć o posyłaniu dzieci do szkoły, kupowaniu książek dla nich, a tym bardziej o prenumerowaniu gazety.

Ale i mieszkańcy Nowego Miasta Rawskiego też na pewno bogatsi nie są. Trzeba tylko wiedzieć gdzie i kiedy trafić, trzeba umiejętnie korzystać z nadarzających się okoliczności. A tymczasem w chwili ogólnego zastoju, działalności komitetu pomocy dla pozbawionych pracy, zorganizowanego przez grono ludzi dobrej woli, monopole prosperują jak najpomyślniej. W owym czasie krytycznym jeden tylko sklep monopolowy utargował od 1 stycznia do 1 kwietnia br. 48 tys. rubli. A mamy sklepów monopolowych kilka, pieniądze zaś w nich pozostawione to przeważnie grosz krwawo zapracowany ludzi niezamożnych?

Tyle to tysięcy wyrzucono na marne, bo ze szkodą dla kieszeni i ze szkodą moralną, a na szkoły, książki i gazety pieniędzy nie mamy. Wydając zbywający grosz na wódkę, zamiast złożyć takowy do kasy, w chwili kryzysu, zmuszeni jesteśmy dopuszczać się żebranin, tak ubliżającej godności człowieka.  (Icz…)

Przyp. Red.: P. Icz…. Przyjaciel naszego pisma radzi nam w końcu swego felietonu, rozdawać bezpłatnie pewną ilość egzemplarzy gazety, w celu rozpowszechniania takowej. Prawdopodobnie z rady tej skorzystamy w najbliższej przyszłości, gdyż zamiar taki istnieje już od dość dawna w administracji naszego pisma. (Gazeta Pabjanicka, 7 V 1913 r.)

Mimozy Fabiańskie

- Czytałeś pan, panie Zacofański ostatni numer Gazety Fabiańskiej? Ależ to skandal, to woła o pomstę do nieba.

- No, no, cóż tam znów takiego napisali? Ja, bo przyznam się panu, panie Konserwacki (naturalnie po cichu), że rzadko kiedy to pismo przerzucam, bo i właściwie, co tam jest ciekawego i po co nam ta gazeta potrzebna?

- Widzisz pan, ja też tego nie czytałem, tylko mi opowiadał Czterokiepski. Otóż wystaw pan sobie, że na posiedzeniu Stowarzyszenia Nietykałów, Dotykalski, no chłop trochę krewki, panie dobrodzieju, poczubił się trochę z Nietykalskim. Ma się rozumieć gazeta w te pędy napisała o tym, robiąc odpowiednie uwagi o niekulturalności naszego społeczeństwa, no itd. Prawda, że nie wymieniła ani nazwisk, ani stowarzyszenia, ale w każdym bądź razie to podrywa zaufanie do rozmaitych instytucji w ogóle. Niech się biją, kłócą, robią co chcą, ale pisać o tym wara.

- Zupełnie zgadzam się z tobą, panie Konserwacki, po co wtykać palce między drzwi? Myślę, że Stowarzyszenie Nietykałów powinno ogłosić, no po prostu bojkot gazety! Bo to i modne teraz i skuteczne.

- Pyszna myśl! Ja tak jak ty, panie Zacofański, jestem członkiem tego stowarzyszenia, pomówimy jeszcze z kilkoma, zażądamy ogólnego zebrania i przedstawimy nasz projekt, który na pewno spotka się z aprobatą

- No, bo powiedz sam, panie Konserwacki, czy nie było w naszych Fabianicach lepiej bez gazety? Czy się komuś śniło poruszać jakieś tam sprawy szkolne, albo gospodarki miejskiej, sprawy stowarzyszeń, kooperatyw? Co to nas wreszcie obchodzi? Po co się narażać rozmaitym władzom i wpływowym osobistościom? Niech każdy robi tak, jak mu wygodnie, jesteśmy, panie dobrodzieju, pełnoletni i żadnych rad ani kontroli nie potrzebujemy.

- A więc doskonale, zatem ręka i od jutra do roboty. A wiem z ust wiarygodnych, żę mamy za sobą wybitne jednostki, bo Nietykałów w naszym mieście nie brak. My pokażemy tym pismakom, co możemy.

(biorą się pod rękę i idą śpiewając) „Pereat gazeta! Niech żyje mrok! Niech zginie światło!”

(Gazeta Pabjanicka, nr 35/2013 r.)

Fetysze

Redaktorzy Gazety Pabjanickiej przełamywali niechęć do kontroli społecznej i publicznej debaty ze strony lokalnych bonzów (”fetysze”), zachęcając do przejrzystości podejmowanych działań.

W miesiącu bieżącym upłynął rok czasu od wyjścia pierwszego numeru Życia Pabjanickiego. Miasto nasze z 50 tysięczną ludnością dawno już odczuwało potrzebę pisma miejscowego: niejednokrotnie sprawa ta poruszana była w rozmowach prywatnych, lecz jak zawsze u nas, brak było szczerego oddźwięku, brak chęci czynu i ofiar, o ile nie szło o sprawy osobiste. Nie zrażało to jednakże ludzi dobrej woli, zabrali się szczerze do urzeczywistniania powziętego zamiaru i powstała gazeta miejscowa Życie Pabjanickie.

Żywot jej był krótki. Dlaczego? Niedawne to dzieje, pamiętamy je prawie wszyscy, więc powtarzać się nie będę. Zaznaczę tylko, że nie było w tym naszej winy. I znowu nowe kłopoty, starania, trudności. Przezwyciężyliśmy i to, z dniem 22 stycznia rb. powstała w Pabianicach młodsza siostrzyca „Życia”, Gazeta Pabjanicka.

Przyjaciele i współpracownicy Gazety z zupełną szczerością powiedzieć mogą, iż praca ich, z wydawaniem pisma związana, trudna była i mozolna. Nie mówię już o trudnościach finansowych, z którymi na kroku każdym walczyć należało; nie mówię o zbyt szczupłej garstce współpracowników, w dodatku usuwających się nieraz od dalszej pracy dla błahego powodu (np. nieprzyjęcie nadesłanego artykułu); nie mówię o tej całej masie pesymistów i zrównoważonych obywateli, którzy wzruszeniem ramion przyjmowali takie niepraktyczne i nieobiecujące przedsięwzięcie, bo na rzeczy takie nie zwraca się uwagi w pracy ideowej.

Dla każdej gazety prowincjonalnej najtrudniejszą przeszkodą do zwalczenia jest zakorzeniony na każdej prowincji fetyszyzm, fetyszyzm bezwzględny i nie uznający żadnej krytyki. Fetysze te tyle lat spokojnie stały na wysokich ołtarzach, tonących w mrokach poważnej świątyni, i tylko poświęceni i wtajemniczeni kapłani w dniach uroczystych ośmielali się, przy zachowaniu odpowiednich ceremonii, uchylić ciężkiej kotary u podwoi, aby złożyć hołdy, modły i ofiary u stóp bóstwa.

Bezwzględnie zachowywano nakaz nad podwojami skreślony „Noli me tangere”, i dobrze się działo (i spało) i fetyszom i kapłanom, a ludzie zwykli także byli zadowoleni, bo ich głowa o nic nie bolała. Gazeta, jak każde młode i niedoświadczone stworzenie, nie czujące grozy, wiejącej z majestatycznego nad drzwiami napisu, z młodzieńczą swawolą niejednokrotnie uchylała ciężkiej kotary , a wraz fetysze i kapłani gromy z jasnego nieba zsyłali na jej występną głowę. Gromy te były częste i groźne, lecz odbierając ciosy głowa ”przyzwyczaiła się”, dość że i odważono się coraz częściej uchylać kotary i fetysze przyzwyczaili się do światła dziennego.

Jakkolwiek ciągle jeszcze spotykamy się ze zdaniem, że wytykanie błędów jest szkodzeniem danej instytucji, że pisanie smutnej prawdy – jest czynem nieobywatelskim, a umiejętne ominięcie żywotnej sprawy – arcychwalebną cnotą, jakkolwiek codziennie spotykamy się z zarzutem, że piszemy o różnych sprawach, nie pytając się osób czy instytucji zainteresowanych czy pisać o tym możemy, jednak z radością prawdziwą zaznaczyć musimy, że wszystkie te mniej lub więcej dziwne lub śmieszne zarzuty są coraz mniej obcesowe i coraz mniej arbitralne.

Nikt nam zarzucić nie może, iż pracujemy dla jakiej prywaty lub koterii. Światło i prawdę jedynie mamy na celu, a jeżeli czasem z powodu cudzej złej woli lub pośpiechu zdarzy się nam jakaś niedokładność, nie powinien nikt z tego korzystać, bo złych zamiarów nigdy nie mamy.

Po całorocznej pracy możemy śmiało powiedzieć, iż miasto nasze znacznie już silniej odczuwa potrzebę prasy miejscowej, znacznie częściej z większą ufnością garnie się do niej.

Z tym większą więc wytrwałością na stanowisku swym stać będziemy, prosząc jedynie szanownych czytelników o współudział i szczerą pomoc. Przy waszym współudziale na stanowisku swym wytrwamy. (Gazeta Pabjanicka, 29 XI 1913 r.)

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij