www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Niewyrośnięta Łódź

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

W socjalistycznych Pabianicach na porządku dziennym była wytężona praca produkcyjna, pracowano na trzy zmiany -  w dodatku bez wolnej soboty, znakomite  produkty wytwarzane przez pabianiczan trafiały na wiele rynków całego świata, ale mało kto pamiętał o rozwijaniu usług, tworzeniu warunków dla działalności kulturalnej i sportowej, budowie sieci wodno-kanalizacyjnej, domów mieszkalnych. Zewsząd wyglądała bieda i niedostatek. Pisali o tym w latach pięćdziesiątych reporterzy tygodnika „Odgłosy”.

Trzydniowy pobyt w Pabianicach przyniósł mi w rezultacie jedno ciekawe spostrzeżenie (nie wiadomo gdzie właściwie zaczyna się to miasto), jedną cenną informację (kawiarnia z dansingiem Mocca przez pięć dni tygodnia świeci pustką, nie licząc paru wojewódzkich kociaków, a w soboty i niedziele odwiedzają ją tłumnie łódzcy turyści bez żon, za to z nadzieją na dobrą zabawę, ewentualnie załatwienie jakiegoś interesiku) i jeden zasłyszany skandalik (miejscowi profani buchnęli z figury Matki Boskiej koronę, co wywołało zrozumiałe poruszenie wśród kobiecego narodu).

W sumie na każdy dzień przypada jakaś notatka, ale jak na reportaż to diabelnie mało – tak stwierdzili redaktorzy wyprawiając mnie na następne trzy dni do miasta Pabianic.

Tym razem zebrałem materiał znacznie obszerniejszy, niestety już nie tak rewelacyjny. Będzie najpierw mowa o pamiątkach historycznych. Poczesne miejsce wśród nich zajmuje renesansowy zamek z XVI w. oraz równie stary kościół św. Mateusza. Jeden i drugi został doszczętnie wyeksploatowany przez redakcję Życia Pabianic (odcinkowe publikacje związanych z nimi legend).

Mniej cenionymi przez tutejszą gazetę zabytkami są walące się, drewniane rudery, prawdopodobnie z epoki rękodzielniczej. Co trzeci dom w Pabianicach – to drewniak. Stąd specyficzna sytuacja miasta – na niespełna 4.000 budynków jakieś 1.800 wymaga kapitalnych remontów!

Rzadko spotykanym zabytkiem są także kocie łby a la car Mikołaj na połowie pabianickich ulic (na drugiej połowie  nie ma nawet kocich łbów).

Sto kilkadziesiąt lat temu grupa przedsiębiorczych niemieckich kolonistów – tkaczy z Gotliebem Krusche na czele postawiła na nogi podupadłą acz bardzo starą mieścinę – Pabianice. W spadku po  Gotliebie Krusche została fabryka przypominająca średniowieczną fortecę (dziś Pabianickie Zakłady Przemysłu  Bawełnianego), a z owych czasów spora garść pamiątek. Przede wszystkim ubóstwo urządzeń komunalnych. Na 104 km pabianickich ulic funkcjonuje zaledwie 14 km kanałów i 7 km wodociągów. Część peryferyjnych ulic pozbawiona jest światła. Dają się we znaki trudności komunikacyjne. Ojcowie miasta myślą o wprowadzeniu okrężnej linii autobusowej… Cóż, kiedy pabianickie bruki wykończyłyby szybko każdy autobus.

Cokolwiek złego wymyślono w Łodzi nie ominęło i Pabianic. A więc także tragedia mieszkaniowa. Kilka tysięcy podań zalega kwaterunek. Co prawda młode spółdzielnie mieszkaniowe budują na potęgę, ale znów pabianiczanie skarżą się, że w spółdzielczych blokach trudno mieszkać; powszedni chleb.

Podziw natomiast wzbudził u mnie niezwykle uproszczony proceder załatwiania takich spraw, jak zamiana mieszkań. Urzędnicy kwaterunku mają doskonałe rozeznanie terenu, idą petentom jak najbardziej na rękę i nie posługują się biurokratyczną wyżymaczką. Co za sensacja jak na łódzkie stosunki!

Parę słów należy się jedynemu tutejszemu szpitalowi. Z 80 łóżek oddziału gruźliczego korzysta całe województwo łódzkie. Gruźlica nie jest u nas chorobą ekskluzywną skutki więc łatwo sobie wyobrazić. Inne kwiatki z tej  łączki. Oto chore dzieci bawią się w piasku deptanym przez gruźlików, w pralni panują wybitnie antysanitarne warunki itd. Pabianiczanie zrobili dla swego szpitala co mogli (istnieje Społeczny Komitet Budowy Szpitala), reszta zależy już tylko od Ministerstwa Zdrowia.

Pabianice są miastem o zwichniętej nieco strukturze ekonomicznej – 80 proc. mieszkańców żyje z przemysłu, ciągle zbyt mało ludzi żyje z usług (zdaniem uczonych nie świadczy to o wysokim standardzie życiowym miasta). Dominuje, oczywiście przemysł włókienniczy z imponującą cyfrą przeszło 14 tys. zatrudnionych. (Całe Pabianice liczą 54 tys. mieszkańców). Prócz  tego rozbudowany jest przemysł chemiczny, metalowy, papierniczy.

Zakłady Farmaceutyczne „Pabianice”, jedne z największych w Europie, eksportują 19 specyfików do 29 krajów; niemal wszystkie tutejsze zakłady coś gdzieś eksportują. Fabryka Urządzeń Mechanicznych – maszyny do Egiptu, Indii, Chin, nie mówiąc już o Europie. Spółdzielnia Pracy „Pabianiczanka” dla odmiany zabawki do NRF, Anglii, Stanów Zjednoczonych. Pewnie tylko staruszka Papiernia, o której zapomniałem wyliczając zabytki, ogranicza się do rynku krajowego.

Trzy tysiące osób dojeżdża do miejscowych zakładów z Łodzi, Łasku, Sieradza, Zduńskiej Woli, okolicznych wsi. A rynek pracy ciągle jest nienasycony. Przypatrzeć się bliżej Pabianicom – to istny Wezuwiusz przemysłowy w prowincjonalnym miasteczku … Tłumacząc na „szarą prozę”  - niewyrośnięta Łódź.

Sprawy programu rozwoju kultury miasta Pabianic (1959-1965) kwituje wzmianka o dwóch kinach, które całkowicie pokrywają zapotrzebowanie „na tym odcinku”. Właściwie i tu nie ma się do czego przyczepić. Tradycja województwa została utrzymana (woj. łódzkie zajmuje ostatnie  miejsce w Polsce pod względem wydatków na kulturę). A jeśli przy szybkim wzroście cechującym Pabianice okaże się za lat trzy lub cztery, że owe dwa kina nie wystarczają – pabianiczanie będą mogli jeździć do Łodzi. Przynajmniej łódzkie kina nie zrobią plajty z braku widzów.

Jest w Pabianicach Dom Kultury, dysponuje trzema świetnymi zespołami dramatycznymi (dziecięcy, młodzieżowy i dla dorosłych). Dały one kilkanaście ciekawych premier, cieszących się wielkim uznaniem pabianiczan  i nie tylko pabianiczan. Grają w prymitywnej  przeciążonej sali Miejskiej Rady Narodowej. Budowy porządnej sali widowiskowej dla miasta nie zaplanowano. Natomiast, jak wieść gminna niesie, z dużym mozołem zaplanowano zdobycie tytułu mistrza III ligi przez Klub Sportowy „Włókniarz”.

Poza tym kulturalny żywot Pabianic jakoś tam się toczy. W barze mlecznym pod napisem „parówki na gorąco” co rusz wykwita nowy afisz – a to znanego zespołu muzycznego, a to znanego teatru z zewnątrz.

Namiętnością pabianiczan są chóry śpiewacze, których tradycja sięga odległych lat przedwojennych. Młodzież ma okazję do wyżycia się w klubie ZMS-owskim (Związek Młodzieży Socjalistycznej) „Piekiełko”.

Co prawda od czasu do czasu słychać utyskiwanie na intelektualną atmosferę, ale ponieważ nikt z nas dokładnie nie wie co znaczy, nie warto się na ów temat rozwodzić. (Leszek Witczak „Niewyrośnięta Łódź”, Odgłosy nr 21/1959 r., s.5)
Odgłosy: tygodnik łódzki. 24 maja 1959 r. nr 21

*

Na problemy z zaopatrzeniem mieszkańców w wodę zwrócił także uwagę Stanisław Smardzewski w rymowanym tekście pt. „Sen”, który ukazał się w Życiu Pabianic  nr 30/1958 r.

Raz mi się śniło nad samym ranem,

Że się napiłem wody źródlanej.

Dzień był gorący, nie do zniesienia,

W sklepach, jak zwykle – konaj z pragnienia.

Wracam do domu złorzecząc z cicha,

Bo mi z pragnienia w gardle zasycha.

Aż tu przy Dolnej, róg Jaszuńskiego,

Patrzę i widzę coś niezwykłego.

Oczom nie wierzę, choć widzę z bliska.

Strumieniem woda źródlana tryska.

Padam na ziemię, wprost na kolana.

Z rozkoszą piję wodę źródlaną.

Na rękach wsparty, zmrużyłem oczy.

A nos i broda w wodzie się moczy.

Ręce mi  mdleją, gdy tak schylony.

Piję i piję, jak wół spragniony.

Może wypiłem litr, garniec, dzbanek…

Tak mi smakuje, że nie przestanę!

Lepsza od wina, lepsza od piwa

Bo takiej wody w sklepach nie bywa.

Lecz się zbudziłem nad samym ranem,

Patrzę, a nie ma wody źródlanej

Gdy teraz idę ulicą Leśną

Co dzień wspominam wodę nieszczęsną.

I co dzień myślę: chyba najtrudniej

Przy rogu Dolnej wykończyć studnię.

Gdy ją wykończyli, wszyscy się cieszyli,

Lecz przy pompowaniu miny potracili

Kto tylko pompuje, to każdy  narzeka

Woda zamiast płynąć z powrotem ucieka

Choć wody z tej studni i tak nikt nie pije

Bo kiedy postoi, zmienia się w pomyje.

*

W czasach kryzysu, pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w miasteczku panowały inercja, nuda i szpetota, o czym pisał reporter łódzkich „Odgłosów”.

Pod koniec czerwca tygodnik Życie Pabianic informował: „Zarząd Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej  „Lato w mieście”. Jej celem jest zapewnienie czynnego wypoczynku w dni wolne od pracy mieszkańcom naszego miasta. Będą oni mogli uczestniczyć w cieszących się dużym powodzeniem imprezach sportowo-rekreacyjnych, odbywających się na terenie MOSiR oraz w parku Wolności”.

W sobotę po południu na wyasfaltowanym placu przed kawiarnią ”Parkowa” para młodych ludzi gra w kometkę. Sznurek zastępujący prawdziwą  boiskową siatkę rozciągnęli między koszami na śmieci pełniącymi rolę słupków. Kawiarnia jest zamknięta. Kłódka wisi także na drzwiach położonego w tym samym budynku lokalu ogniska TKKF.  Po działaczach towarzystwa ani śladu. Nikt też o nich nie pyta. Czytelnicy Życia Pabianic zapewne nie po raz pierwszy okazali spore wyrobienie.

Na drugim końcu miasta, na terenie MOSiR-u kilkoro dzieci rzuca kółkami, starając się zawiesić je na ustawionych pionowo klockach. Dwóch panów w dresach przerywa zabawę. Tłumaczą maluchom, żeby przyszli za tydzień. Wygląda na to, że ta ”impreza sportowo-rekreacyjna” będzie odbywała się cyklicznie.

Główną atrakcją ośrodka jest zalew z brudną wodą. Można się wykąpać, można też stanąć w kolejce po któryś z dziesięciu kajaków. Są też cztery rowery wodne, a w pełni sezonu jeszcze jeden wróci z naprawy i będzie ich pięc.

W wypożyczalni leżaki i kilka par wrotek. Klucz do kręgielni można otrzymać, jeśli przyjdzie się przed siedemnastą  i nie dzisiaj, bo dzisiaj  kręgielnia nieczynna. Czynne są za to, ale bez przerwy zajęte cztery korty tenisowe położone obok. Nad terenem ośrodka góruje taras kawiarni, od kilku lat starającej się bezskutecznie odzyskać zezwolenie na sprzedaż alkoholu.

- Żeby wieczorem można było podać gościom chociaż lampkę wina – wzdycha kelnerka. Póki co lokal świeci pustkami i powiększa deficyt MOSiR-u.

Wyposażony w wiedzę, wyniesioną z rozmowy, jaką odbyłem uprzednio z Fryderykiem Stankiem, inspektorem  Wydziału Oświaty, Wychowania i Kultury UM kontynuuję poszukiwanie sobotnich atrakcji w Pabianicach. W hali Klubu Sportowego „Włókniarz”, w sali do koszykówki – remont. Obok sali jest kryty basen. Z przyległego do niego pokoju wychodzi sprzątaczka.

- Nie ma tu czego szukać. Wszyscy już poszli do domu.

W soboty basen czynny jest do g. 13, a od poniedziałku też będzie remontowany. Również od poniedziałku ajentka zamknie mieszczącą się w hali kawiarnię, bo nie zjawi się żaden klient.

Mimo że robi się coraz cieplej jedyny odkryty basen w mieście, należący do klubu sportowego o nazwie PTC jest nieczynny. Na furtce wisi kłódka. Przez ogrodzenie widać, że basenu nie napełniono wodą.

Klub „Włókniarz” oprócz hali posiada jeszcze stadion, korty, salę do piłki ręcznej i inne obiekty.  „Na okres wakacji bezpłatnie  udostępniono je młodzieży” – donosiło Życie Pabianic. Pracownica klubu, którą spotykam po dłuższej penetracji  opustoszałego budynku zarządu, przebiega oczami gazetową informację.

- Nic o tym nie wiem. Może w przyszłym tygodniu …

Korty klubowe dostępne są jedynie dla stowarzyszonych. Dlaczego nikt z nich w tej chwili nie korzysta? Też nie wie.

Naprzeciwko stadionu ”Włókniarza” po drugiej stronie ulicy rozciąga się cmentarz. Alejkami przechadzają się ludzie, dyskutują, pozdrawiają znajomych kupują kwiaty, aby złożyć je na grobach. I może zabrzmi to dziwnie, ale tam tętni życie.

Na okres wakacji zamknięto czytelnię w „ empiku”. Czynna jest, ale tylko do g.18 klubowa kawiarnia. Oczywiście bezalkoholowa. Nie ma w niej również napojów chłodzących, ciastek, kremów itp. Nie ma także chętnych. Bufetowa na przemian robi na drutach albo ogląda telewizję.

- Dzisiaj zamykam o siedemnastej – uprzedza. Wczoraj kierownictwo prosiło ją, żeby została dłużej i musi sobie tę godzinę „odebrać”.

Inspektor Fryderyk Stanek: - kulturę zabezpieczają nam domy kultury.

Obchodzę wszystkie po kolei. Miejski zamknięty z powodu remontu, młodzieżowy – z powodu urlopów, cztery spółdzielcze – bez powodu. W jednym ktoś wynajął salę i organizuje wesele.

Na wesele zarezerwowane są również trzy największe kawiarnie: ”Juwenia”, „Mocca” i „Murzynek”. Wolny wstęp jest jeszcze tylko do restauracji ”Stylowa” – czynnej do g.22. Konsumpcji czystej wyborowej oraz galarety z drobiu nie zakłóca tu ani dancing, ani występy, ani nawet muzyka z tranzystora.  Ewentualnemu konsumentowi nie będzie przeszkadzać również towarzystwo – w lokalu jest pusto.

Z dwóch pabianickich kin – jedno – „Robotnik” jest w remoncie. Zaczął się on tak dawno, że nikt już nie pamięta kiedy i nikt też nie potrafi powiedzieć, kiedy się skończy. Drugie - „Mazur” – oddane do użytku w 1913 r. i zapewne posiadające wtedy wykwintniejszy od obecnego wystrój, wyświetla właśnie film amerykański. Frekwencja jest jednak znikoma, gdyż ten sam film pokazywany był pół roku temu i tylko niewielu bywalców kina zdążyło o tym zapomnieć.

„Pabianice by Wight” – to położony na uboczu prywatny lokal „Tip-Top”. Jest w nim wideo, dyskotekowa muzyka, intymne światło i ładna barmanka. Lokal jest malutki. Bawić się może nie więcej niż 30-40 osób. Ale też więcej chętnych nie ma. Bar oferuje jedynie peweksowskie trunki. Ceny są co prawda przeliczane na złotówki, ale po czarnorynkowym kursie.

- Gorączka sobotniej nocy nie ima się naszego miasta – twierdzi taksówkarz. – O pierwszej w nocy spokojnie mogę zjeżdżać do garażu.

Jeszcze kilka miesięcy temu dyskoteka działała także w studenckim klubie „Kalefaktor”. Lokal odebrano jednak dotychczasowemu użytkownikowi, gdyż zaczął służyć jako miejsce prywatnych spotkań prezesa klubu i jego kolegów, a także odbywały się w nim ”podejrzane seanse wideo”.

W Wydziale Oświaty, Wychowania i Kultury przedstawiam możliwości spędzenia wolnego czasu, jakie poprzedniej soboty miasto oferowało swoim mieszkańcom. Dziesięć kajaków, cztery rowery wodne, cztery korty tenisowe, jedno kino wyświetlające stary film, jedna restauracja, w której nie ma nawet piwa i jeden nocny lokalik, z całą pewnością nie przeznaczony dla ludzi żyjących z miesięcznej pensji. To wszystko – na 70 tysięcy pabianiczan.

- Ha! – mówi inspektor Stanek. – A przecież jesteśmy w posiadaniu programu, w którym przewidziano cały szereg imprez. To znaczy, że nie jest realizowany. Trzeba wzmóc  kontrolę! Program przygotowano obszerny, mimo że budżet Wydziału jest skromny, a potrzeby wielkie. Na pieniądze czekają m. in. domy kultury, kluby sportowe, biblioteki i miejskie muzeum. Być może trzeba będzie zaapelować do kierowników niektórych placówek, żeby  w większym niż dotychczas stopniu zaczęli zwracać uwagę na samofinansowanie. Ale żeby tak zarabiać na kulturze .. Inspektor nie wie, co o tym myśleć.

Natomiast w Miejskim Ośrodku Kultury zetknęli się już z takim przypadkiem. Sławomir Saładaj , pracownik MOK-u mówi, że zarobili na zorganizowanym przez siebie koncercie bluesowej grupy Blue Haze. W mieście są jeszcze dwa zespoły o zbliżonym poziomie, nagradzane na ogólnopolskich festiwalach, posiadające setki, a może nawet tysiące fanów. Dlaczego więc ich koncertów nie organizuje się w każdą sobotę? Tak dokładnie to nie wiadomo Sławomir zapewnia, że zmierzają w tym kierunku.

Przed budynkiem, w którym mieści się Zarząd Miejski Związku Socjalistycznej Młodzieży  Polskiej wypisano dużymi literami: ”ZSMP reprezentantem młodzieży”.

- Młodzież narzeka, że obiekty sportowe, zarówno te należące do klubów, jak i te przyszkolne są niedostępne – mówi Sławomir Maciszewski, przewodniczący Zarządu Miejskiego. – Nie mamy na to jednak żadnego wpływu.

Podobno nie mają również wpływu na to, że w sobotni wieczór młodzież nie ma gdzie potańczyć. Przez jakiś czas organizowali dyskoteki w świetlicy zakładów ”Polam”, ale dyrekcja wymówiła im, bo „niszczyła się podłoga”. Przewodniczący Sławomir Maciszewski zgadza się, że domy kultury miejskie, zakładowe, spółdzielcze są wykorzystywane słabo lub w ogóle.

Odwiedziłem jeszcze Wydział Handlu, żeby zapytać, czy to normalne, żeby w mieście przemysłowym średniej wielkości nie było lokalu, do którego w sobotni wieczór można wpaść na piwo. Okazuje się, że też nie ma na to żadnego wpływu. Obowiązuje reforma gospodarcza i jeżeli „Społem” uznaje, że lepiej zarobi na wynajmowaniu swoich kawiarni i restauracji na wesele niż na obsłudze indywidualnych gości, to nikt nie może tego zabronić.

We wtorek Radosław Januszkiewicz, prezydent Pabianic przyjmuje interesantów i nie ma czasu dla prasy. Być może zresztą to, że mieszkańcy miasta, którym rządzi, co tydzień, w sobotę umierają z nudów nie jest najważniejszym problemem.

PS. Reportaż dotyczy jednej z letnich sobót. Obraz  pozostałych jest chyba taki sam. W każdą też sobotę – o czym poinformowała mnie kierowniczka dyżurującego sklepu monopolowego, Halina Radowicz – obroty jej placówki rosną trzykrotnie. (Marek Kwiatkowski „Sobota w mieście przemysłowym średniej wielkości”, Odgłosy nr 34/1987 r., s.6)

Odgłosy: tygodnik społeczno-kulturalny. 22 sierpnia 1987 r. nr 34

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij