Babichy
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęRokrocznie mieszkańcy Rzgowa i okolicznych miejscowości oddają hołd m. in. pabianiczanom zamordowanym przez nazistów w lesie obok Babich w 1941 roku. Gazeta Rzgowska przypomina zawsze okoliczności tego tragicznego wydarzenia, które upamiętnia pomnik-mogiła odsłonięty w maju 2001 roku.
*
Aż dziw bierze, że musiało upłynąć aż 70 lat, by światło dzienne ujrzała wreszcie sprawa zbrodni w Babichach. Jest to tym dziwniejsze, że już dawno praktycznie zamknięto śledztwo w tej sprawie i sporo faktów udało się ustalić, łącznie z nazwiskami wielu ofiar. Dlatego dziwi bezustanne posługiwanie się różnorodnymi datami dotyczącymi tej zbrodni i brak w oficjalnych opracowaniach informacji o okolicznościach mordu dokonanego przez hitlerowców, a także o ofiarach. Dzięki pomocy Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej w Łodzi wypełniamy jeszcze jedną „białą plamę”, podając prawdę o wydarzeniach sprzed 70 laty.
Babichy to niewielka wieś w pobliżu rzgowskiego lasu. Tu przed wojną mieszkają głównie Polacy, ale żyje też kilka rodzin niemieckich. Na ogół nie ma żadnych konfliktów. Wszystko się jednak zmienia wraz z wybuchem wojny. Hitlerowcy wysiedlają wiele polskich rodzin, do głosu dochodzi nienawiść i prześladowania. W pobliskim lesie rzgowskim na terenach podmokłych w nieludzkich warunkach Żydzi wydobywają torf. Któregoś dnia gajowy Jan Ciechański obserwuje z daleka, jak będący na koniach rzgowski żandarm Roth z kumplem Maisnerem katują młodego Żyda. Ten zakrwawiony słania się w wodzie i prawdopodobnie nieprzytomny tonie. Obaj żandarmi są pijani. To nie jedyna zbrodnia w tym lesie. Wysmukłe sosny i brzozy są świadkami wielu innych okrucieństw i mordów.
Jest sierpień 1941 roku Zygmunt Łuczyński z Babich wraz z zoną wczesnym rankiem wybiera się na grzyby. W pobliżu leśnej drogi, Niemcy zawracają małżeństwo, podobnie jak i gajowego Ciechańskiego. Las obstawiają hitlerowcy w czarnych mundurach. Gajowy słyszy salwy, potem pojedyncze strzały karabinów. Dwa dni później Łuczyński znów pojawia się w tym rejonie i odkrywa miejsca zamaskowane dornami. Wie już na sto procent, że wydarzyło się tu coś złego. Gdy wiosną 1945 r. dochodzi do ekshumacji ziemia odsłania tragiczną tajemnicę i mord 22 cywili.
Ludzie we wsi po kryjomu opowiadają o tym, co działo się w Babichach. Zanim doszło do egzekucji, hitlerowcy nakazują sołtysowi, by zebrał ludzi i wykopał w lesie dół. Gdy przybywają z Łodzi żandarmi rozkazują rozpuścić Polaków i wyznaczyć do kopania miejscowych Niemców. Nie chcą, by Polacy byli świadkami zbrodni.
Jest początek sierpnia 1941 r. hitlerowcy zatrzymują 5 osób zatrudnionych w pabianickim składzie desek przy ulicy Łaskiej. Wśród aresztowanych znajdują się: 33-letni Szczepan Raźniewski, Stanisław Chabelski (ur. 1903 r.), Stanisław Góra (ur. 1900 r.), Marcin Moj (ur.1905 r.), Wacław Pęczek (ur.1908 r.) Gestapo oskarża ich o wrogą działalność przeciwko Rzeszy. Oznaczać to może tylko męczarnię i śmierć. W osławionych katowniach przy ulicy Sterlinga i Anstadta przez dwa tygodnie odbywają się przesłuchania. Raźniewski przetrzymywany jest w celi nr 13. Któregoś dnia jego żona Regina usiłuje podać mężowi paczkę, lecz hitlerowcy oświadczają, iż wywieziono go na roboty do Niemiec. Mija jeszcze kilkanaście długich dni, po których żona wezwana zostaje na komendę policji w Pabianicach, gdzie otrzymuje kopertę z czarną obwódką a w środku znajduje się zawiadomienie o śmierci męża.
Ekshumacja
Jest kwiecień 1945 roku, nie przebrzmiały jeszcze echa wojny i ludzie nie oswoili się z wolnością. W tuszyńskim lesie ktoś przypadkowo odkrywa ludzkie szczątki. Meldunek w tej sprawie wpływa do milicji w Tuszynie. Ta błyskawicznie ustala także inne miejsca, w których prawdopodobnie spoczywają ofiary hitlerowskich barbarzyńców. Upływa jeszcze kilka dni i w tuszyńskim oraz rzgowskim lesie rozpoczynają się ekshumacje.
W rozkopanych dołach widać dziesiątki ciał. Ludzie w milczeniu obserwują wydobywane zwłoki. Przyjeżdżają krewni ofiar i usiłują rozpoznać najbliższych. Wbrew pozorom nie jest to łatwe, bo wiele zwłok znajduje się w rozkładzie. Sędzia Sądu Okręgowego w Łodzi B. Kossak, w obecności prokuratora K. Kozłowskiego i lekarzy sporządza protokół z oględzin sądowo-lekarskich ekshumowanych zwłok. Podsumowują, że łącznie z pięciu dołów wydobyto 49 ciał: 45 mężczyzn i 4 kobiety. „Na podstawie oględzin zwłok stwierdzamy – czytamy w protokole – że denaci zmarli na skutek postrzału w głowę od tyłu w okolicy potylicy lub karku, 4 przypadki postrzału w skroń”.
O miejscu zbrodni w rejonie Babich w sierpniu 1941 r., o tzw. dole pierwszym, dowiadujemy się ze wspomnianego protokołu: grób piaszczysty 8 na 9 m, głębokości do 4 m. Zwłoki 22 mężczyzn „ułożone na polanie obok rozkopanego wspólnego grobu, rozkładające się z zachowaniem całości, w cywilnych ubraniach”. Ręce niektórych ofiar powiązane z tyłu sznurkiem, w czaszce w okolicy potylicy okrągły otwór o średnicy 8 mm (wlot), drugi większy w szczycie czaszki (wylot).
W dole drugim (leśnictwo Molenda) o wymiarach 3 na 7 m znajduje się 13 zwłok: 10 mężczyzn i 3 kobiet. Leżą bezładnie jedne na drugich. „Zwłoki w silnym rozkładzie, trudne do rozdzielenia. 4 zwłoki w mundurach pocztowych”. Czaszki uszkodzone od egzekucyjnych kul. Podobnie jak w pozostałych dołach śmierci, wszędzie ciała w rozkładzie, w czaszkach ślady kul, resztki ubrań cywilnych.
Na miejsce ekshumacji przybywają tysiące mieszkańców okolicznych miejscowości. Chociaż na ziemiach polskich wciąż jeszcze czuć zapach wojny i nie funkcjonują należycie media, które mogłyby pomów w poszukiwaniach zaginionych i pomordowanych, wiadomość o wykopanych ofiarach hitlerowców lotem błyskawicy roznosi się po całym regionie łódzkim. Setki rodzin wciąż bowiem czekają na powrót najbliższych, którzy podczas okupacji trafili do hitlerowskich więzień i katowni. Niektórzy wciąż mają nadzieję, że ich bliscy żyją, inni chcą chociaż odnaleźć ciała ojców, mężów czy synów, by złożyć je godnie do rodzinnych mogił.
Codziennie na miejsce ekshumacji przybywają rodziny ofiar. Znów odżywa koszmar okupacji, słychać płacz, leją się łzy. Jednak zwłoki nie mogą leżeć obok rozkopanych grobów. Niektóre z rozpoznanych ciał zabierane są na cmentarz w Pabianicach, inne trafiają na łódzką nekropolię przy ulicy Ogrodowej. Tak dziej się z rozpoznanymi szczątkami łódzkich pocztowców. Te zwłoki, które nie udaje się zidentyfikować mają być złożone we wspólnych mogiłach i zapada decyzja o przewiezieniu ich na tuszyński cmentarz.
Wdowę po Szczepanie Raźniewskim milicjanci przywożą z Pabianic wprost na miejsce, gdzie leżą wykopane zwłoki 22 ofiar. Regina Raźniewska rozpoznaje zwłoki męża, m.in. po ubraniu: kożuchu i bordowej kamizelce. Podobnie jak inne ofiary mężczyzna ma ręce związane z tyłu drutem kolczastym, usta zagipsowane. Zrozpaczona kobieta rozpoznaje także zwłoki czterech innych zamordowanych pabianiczan. (…)
W kolejnym dole, gdzie odkryto zwłoki 2 osób udaje się zidentyfikować obydwie ofiary. Są to: Bonifacy Perkowski z Bychlewa i Antoni Habulski (Hobulski, Hubalski). Tego pierwszego (lat 49) aresztowano na początku wojny, jeszcze we wrześniu 1939 roku. Ratował rannego polskiego pilota (por. Dzwonek), przewożąc go wozem konnym do szpitala w Pabianicach. Perkowski chciał, by wozu użyczył Frank gospodarujący w tej samej wsi, będący także świadkiem tragedii lotnika, ale Niemiec nie zamierzał udostępniać ani koni ani wozu. Zdenerwowany Polak uderza go w twarz, co wkrótce okazuje się tragiczne w skutkach. Frank donosi hitlerowcom na Polaka. Jak wspominała przed trzydziestu laty jego matka Maria, wkrótce w ich domu pojawia się trzech hitlerowców. Zabierają Bonifacego do katowni przy ul. Kościuszki w Pabianicach, a następnie do więzienia na Radogoszczu. Śmierć w tuszyńskim lesie jest ostatnim akordem pięknego żywota mieszkańca Bychlewa.
Druga z ofiar zidentyfikowana w tej samej mogile, pochodzi z Pabianic i mieszkała – jak wynika z niemieckiego dowodu znalezionego w ziemi przy ul. Bismarckstrasse 20 (obecnie Waryńskiego).
Zawieszone postępowanie
W 1967 roku zapada decyzja o wszczęciu śledztwa w sprawie grobów odkrytych w 1945 r. w których pochowano Polaków zamordowanych przez hitlerowców. Rusza machina dochodzeniowa. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Łodzi zamierza ustalić sprawców masowych egzekucji w lasach w rejonie Tuszyna.
Udaje się ustalić wielu krewnych ofiar i świadków tragicznych wydarzeń w lasach w okolicy Tuszyna i Rzgowa, śledczy odnajdują też dokumenty dotyczące ekshumacji z kwietnia 1945, a nawet fotografie z tamtych lat. Jednak mimo niekompletnych danych, wszystko układa się w jedną klarowną całość. Wiadomo już, że praktycznie przez cały okres okupacji, w lesie tuszyńskim hitlerowcy dokonywali masowych egzekucji, likwidując w ten sposób najlepszych synów narodu polskiego oskarżanych o działalność na szkodę III Rzeszy.
Mimo olbrzymiego wysiłku i zaangażowania wielu ludzi, nie udaje się jednak zidentyfikować wszystkich ofiar. Okupanci zatarli wiele śladów swojego zbrodniczego działania i po latach nie można ustalić precyzyjnie, kto konkretnie odpowiada za mordy Polaków. Udaje się jedynie stwierdzić, że aresztowań i przesłuchań dokonywali głównie gestapowcy.
6 lipca 1979 roku sędzia Andrzej Kardas zawiesza postępowanie w sprawie zbrodni w lasach w rejonie Tuszyna i Rzgowa. (Gazeta Rzgowska nr 5/2011 r.)
Kwiecień 2013
O tej zbrodni sprzed 72 lat w lesie rzgowskim w pobliżu miejscowości Babichy pamiętamy i pamiętać będziemy – taki był wydźwięk manifestacji patriotycznej u stóp pomnika postawionego przed laty ku czci 22 Polaków zamordowanych przez hitlerowców w sierpniu 1941 r. Z 22 ofiar ekshumowanych w kwietniu 1945 zidentyfikowano tylko 5 osób, które spoczywają dziś na cmentarzu w Pabianicach, zaś 16 bezimiennych ofiar hitlerowskiego ludobójstwa pochowano na cmentarzu w Tuszynie.
W uroczystej mszy celebrowanej przez proboszcza rzgowskiej parafii ks. Krzysztofa Florczaka oprócz mieszkańców gminy, pocztów sztandarowych, przedstawicieli organizacji kombatanckich, OSP i ZHP, wzięli udział także krewni jednej z ofiar – Szczepana Raźniewskiego z Pabianic z jego córką Jadwigą Misztalewicz, a także jeden z nielicznych żyjących świadków zbrodni niemieckich w tych lasach – łodzianin Ryszard Owczarski.
Wiązanki kwiatów u stóp pomnika-mogiły złożyli przedstawiciele rzgowskiego samorządu z zastępcą burmistrza Jadwig a Pietrusińską, a także kombatanci i przedstawiciele Spółki Leśnej. Uroczystość w lesie w pobliżu Babich uświetniła rzgowska Orkiestra Dęta oraz młodzież ze Szkoły Podstawowej w Kalinie.
Wrogowie III Rzeszy
Początek sierpnia 1941 roku. W składzie desek Magrowicza przy ulicy Łaskiej w Pabianicach kilku mężczyzn kończy pracę. Wacław Pęczek sprząta okoliczny teren. Szczepan Raźniewski także pabianiczanin pracujący w biurze u Magrowicza, żartobliwie doradza koledze, by podpalił śmieciu i szybko zrobił z nimi porządek. Rozmowę podsłuchuje jeden z Niemców i prawdopodobnie zawiadamia gestapowców: ci przeklęci Polacy chcą podpalić skład desek, a może nawet mają jeszcze poważniejsze zbrodnicze plany.
Teraz wydarzenia następują błyskawicznie jedno po drugim. Pięciu Polaków pracujących u Magrowicza trafia do aresztu. Pół godziny później, po piętnastej hitlerowcy są już w mieszkaniu Raźniewskiego przy ulicy Tkackiej 8 i przeprowadzają rewizję. Szukają broni i innych dowodów wrogiej działalności przeciwko III Rzeszy. Zaglądają wszędzie, nawet do siennika. Niestety, znajdują znaczek AK.
Podobne rewizje odbywają się prawdopodobnie i w domach pozostałych aresztowanych pabianiczan. Wkrótce cała piątka przewieziona zostaje do Łodzi, gdzie odbywają się kolejne przesłuchania. – Na Tkackiej i Dąbrowskiego mieszka wielu gestapowców, więc mama usiłuje w jakiś sposób dotrzeć do nich, dowiedzieć się czegoś o tacie – wspomina po latach córka Raźniewskiego Jadwiga Misztalewicz. – Od jednej z gestapówek dowiaduje się wreszcie, że tata jest w więzieniu przy Sterlinga.
Końcówka lata jest wówczas chłodna, więc przygotowuje paczkę z ciepłą odzieżą i z siostrą jedzie do Łodzi. W pewnej chwili dostrzegają grupę Polaków prowadzonych z przesłuchania, a wśród nich mojego tatę. Mama krzyczy : ”Szczepan”. Tata spogląda na nią smutno, jest posiniaczony, bo widocznie go katują. Wówczas mamie udaje się podać paczkuje z kożuszkiem i ciepłą bieliznę. Przyjeżdża jeszcze kilkakrotnie, ale za trzecim razem paczki nie przyjmują, a przy nazwisku taty jest krzyżyk.
Mijają zaledwie dwa tygodnie od aresztowania piątki Polaków i przesłuchiwania ich w katowniach przy ulicy Sterlinga i Anstadta. Raźniewski przetrzymywany jest w celi nr 13. Jego żona Regina co prawda dostrzega przy nazwisku męża krzyżyk, ale ma nadzieję, że nie doszło do najgorszego. Utwierdzają ją w tym słowa hitlerowców, którzy oświadczają, że pabianiczanie wyjechali na roboty do Niemiec. Mija jeszcze kilka dni i Raźniewska wezwana zostaje na komendę policji w Pabianicach. Otrzymuje kopertę z czarną obwódką, w środku znajduje się zawiadomienie o śmierci męża. Tym razem nie ma już żadnych wątpliwości: jej mąż został zamordowany przez hitlerowców. Nie zna jednak ani miejsca egzekucji, ani grobu w którym pogrzebano jego ciało.
Ludzkie szczątki w lesie
Jest kwiecień 1945 roku, ktoś przypadkowo natrafia na ludzkie szczątki zakopane w tuszyńskim lesie. Wiadomość dociera do tamtejszej milicji. W kilku miejscach rozpoczynają się ekshumacje. Do tych prac zapędzeni zostają Niemcy, którzy jeszcze niedawno byli panami życia i śmierci.
Z wielu miast i wsi zjeżdżają ludzie szukając wśród odkopanych ofiar swoich najbliższych, których utracili podczas wojny. Wśród tych, którzy rozpoznają swoich mężów i synów, jest żona Raźniewskiego. Bez trudu identyfikuje szczątki męża po kożuszku i bordowej kamizelce. Raźniewski ma ręce związane drutem kolczastym, usta zagipsowane. Oprócz niego jest jeszcze 21 ciał. Rozkładających się, w cywilnych ubraniach. Ręce niektórych ofiar są także powiązane, w czaszkach znajdują się otwory po kulach. Kobieta rozpoznaje również czterech pozostałych pabianiczan.
Niedługo potem na cmentarzach Łodzi, Tuszyna i Pabianic rozgrywa się ostatni akt dramatu. Z grobu w pobliżu Babich, gdzie hitlerowcy pogrzebali 22 rozstrzelanych Polaków, udaje się zidentyfikować tylko 5 pabianiczan: S. Gorę, S. Habelskiego, M. Moja, W. Pęczka i S. raźniewskiego. Wszystkich ich pochowano na cmentarzu w Pabianicach, 16 innych ofiar z tej mogiły spoczęło na cmentarzu w Tuszynie.
Po latach
Po ponad 70 latach od egzekucji w lesie w pobliżu Babich reporterowi „Gazety” udaje się odnaleźć córkę Szczepana Raźniewskiego. Jeszcze niedawno mieszkała na jednym z pabianickich osiedli, teraz przeprowadziła się do zięcia w jednej z pobliskich wsi. Wraz z całą rodziną w skupieniu wysłuchuje dziennikarskiej relacji o zbrodni w pobliżu Babich. Nie była nigdy w miejscu egzekucji ojca. Prawdopodobnie nie chciała wracać do koszmaru wojny i wydarzeń z tamtych lat. Teraz jednak tragedia z sierpnia 1941 roku powraca niczym bumerang. Kobieta ma łzy w oczach.
28 kwietnia br. przy pomniku-grobie 22 rozstrzelanych Polaków tradycyjnie odbywa się manifestacja mieszkańców Rzgowa i okolicznych miejscowości. Pani Jadwiga wraz z rodziną zamierza po raz pierwszy pojawić się w miejscu śmierci swojego ojca. (Gazeta Rzgowska nr 4/2013 r.)
*
Las między Rzgowem i Tuszynem jest miejscem jak z filmowego horroru, kryje w sobie wiele mrocznych tajemnic. Sposób przeprowadzania egzekucji, w których ginęli również pabianiczanie, przybliżył nieco świadek jednej z nich Ryszard Owczarski z Łodzi:
Był początek września 1943 roku. Wybraliśmy się na grzyby do tuszyńskiego lasu; ja, mój kolega Zenek Kolczyński i nasza sąsiadka z ulicy Sarmackiej, samotna kobieta w wieku 55-60 lat.
O godzinie 6.30 byliśmy na przystanku tramwajowym Modlica. Stanęliśmy przy budce-sklepiku, który znajdował się w lesie niedaleko przystanku tramwajowego przy drodze leśnej wiodącej w kierunku Prawdy i Babich. Zastanawialiśmy się, w którą stronę iść na grzyby. Nagle spostrzegliśmy kolumnę pojazdów jadących od Rzgowa, skręcających w drogę leśną naprawdę.
Pierwszy jechał motocykl „Zundapp”, który prowadził żandarm, za nim znajdował się samochód wojskowy osobowy, odkryty, blaszany, w którym siedziało czterech wojskowych w szarych mundurach. Następnie jechały 2 samochody ciężarowe z zakrytymi plandekami, 1 samochód trójkołowiec ciężarowy holgaz. Samochody były załadowane, silniki ciężko pracowały, co było słychać. Za tą kawalkadą jechał znów motocykl z koszem prowadzony przez wojskowego w hełmie, w koszu siedział żołnierz w okrągłej czapie, w szarym mundurze, szczupłej budowy. Na koszu zamontowany był karabin maszynowy. Za motocyklem znów jechał odkryty samochód osobowy, blaszak, w którym siedziało 3 żandarmów i żołnierz kierowca. Kolumnę zamykał motocyklista w hełmie.
Pan Ryszard obserwował konwój, który wjechał w las. Po kilku minutach, gdy nastała cisza, trójka grzybiarzy znalazła się wśród drzew. Starsza pani nie nadążała za młodymi chłopakami, więc powiedziała: „Mnie nogi bola, idźcie sobie sami, ja zostanę z tyłu”.
Minęła chyba godzina, gdy chłopcy usłyszeli muzykę. „Wiedeńskiego walca” słychać było coraz lepiej. Nagle w oddali chłopcy zobaczyli żandarma z psem. Schowali się w paprociach. Niemiec trzymał w ręku piłeczkę na gumie i bawił się ze swoim owczarkiem. Był zajęty zabawą i prawdopodobnie tylko dlatego pies nie wyczuł chłopców ukrytych w paprociach.
- Po cichutku, na kolanach wycofaliśmy się na bezpieczną odległość. Pozostawanie w tym miejscu było jednak niebezpieczne. Radio wciąż grało bardzo głośno, muzyka rozchodziła się po całym lesie. Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy bardzo głośny krzyk kobiety: „Jezus, Matko Boska Rat…!”. Ten krzyk przerwały z karabinu maszynowego, jednocześnie słychać było krzyki i jęki, przebijające się przez głośną muzykę. Trwało to chyba 5 minut. Padło jeszcze kilka pojedynczych strzałów. Wystraszeni uciekaliśmy w stronę Poddębiny. Zbieranie grzybów już nam nie szło. Długo przeżywaliśmy to wszystko, co tego dnia wydarzyło się w lesie. A ten przeraźliwy krzyk kobiety będę pamiętał do samej śmierci.
Chłopcy powrócili do domu, ale wkrótce stwierdzili, że nie ma ich sąsiadki. Chyba po dwóch tygodniach znajomi zaginionej kobiety dowiedzieli się od Niemca, który wynajmował jej mieszkanie, że zmarła na serce. Skojarzyli to wszystko, co widzieli i słyszeli w tuszyńskim lesie, i doszli do wniosku, że prawdopodobnie kobieta przypadkiem stała się świadkiem zbrodni i została zamordowana razem z przywiezionymi tu ofiarami hitlerowskich siepaczy. Być może taki sam los czekał i chłopców, gdyby dostrzegł ich żandarm zabawiający się z psem.
Z relacji innych świadków, w tym cytowanego wyżej Ryszarda Owczarskiego, a także gajowego Jana Ciechańskiego i mieszkańca Guzewa Franciszka Woźniaka, wynika, że w rejonie Babich hitlerowcy dokonali znacznie więcej egzekucji, także we wrześniu 1943 roku. Nie znamy dokładnie dat, miejsc zbrodni i pochówku ofiar, nie wiemy też, kto spoczywa w tuszyńskim lesie. Apelujemy zatem do świadków tamtych tragicznych zdarzeń: dopiszmy ciąg dalszy tych zbrodni i oddajmy hołd bezimiennym wciąż ofiarom, które kryje ziemia. (Gazeta Rzgowska nr 8/2011 r.)
Autor: Sławomir Saładaj