www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Burzyński

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Kazimierz Bem opublikował w Gazecie Wyborczej wspomnienie o swoim dziadku Kazimierzu Burzyńskim, który był związany rodzinnie z Pabianicami i gdzie został pochowany.

Kazimierz Burzyński urodził się w miejscowości Barań pod Orszą na Białorusi w 1915 roku, gdzie jego rodzina schroniła się u krewnych uciekając przed wojskami niemieckimi. Zaledwie kilka lat później musieli uciekać stamtąd przed bolszewikami do Łodzi.

Nigdy już nie zobaczył miejsca w którym się urodził, za wyjątkiem jednego razu z okien pociągu jadącego przez Witebsk do Moskwy. By je zobaczyć wstał pośrodku nocy.

Po powrocie do niepodległej Polski sytuacja materialna rodziny Dziadka uległa dramatycznemu pogorszeniu po śmierci w 1924 roku, ojca, sekretarza magistratu w Pabianicach. Jego matka podjęła pracę, jako urzędniczka, by móc wykształcić dwóch synów: starszego Władysława i młodszego Kazimierza. Było bardzo ciężko: gdy zdał (świetnie zresztą) maturę w gimnazjum, dyrektor odmówił wydania świadectwa, gdyż matka zalegała z czesnym. Studia na Politechnice Warszawskiej musiał odłoży ć na kilka lat, aby pracując jako konduktor w autobusach warszawskich, pomóc bratu w utrzymaniu i ukończeniu studiów na Politechnice Warszawskiej. Swoje studia na tej samej uczelni mógł podjąć dopiero w 1938 roku.

O doświadczeniach z czasów wojny, którą przeżył  w Warszawie mówił niezwykle powściągliwie. W czasie okupacji pracował w stolarni i opiekował się matką, która zmarła w potwornych bólach na raka piersi w 1942 roku. Jedynego brata zamordowano rok później w Oświęcimiu.

Po powstaniu warszawskim, które zastało go na Pradze, udało mu się przedostać do Pabianic. Przy przekraczaniu „zielonej granicy” złapali go Niemcy i czekał na rozstrzelanie. Uratował mu życie nieznany mu zupełnie tłumacz, dzięki którego staraniom wypuszczono go nad ranem. Przez tę jedną noc osiwiał – z ciemnego bruneta stał się szpakowaty. Do końca życia, podobnie jak Babcia, nienawidził wojny.

Po wyzwoleniu w 1945 nie wrócił już na studia – zaangażował się w odbudowę kraju. Był wicestarostą piotrkowskim, potem przez wiele lat kierownikiem wydziału gospodarki komunalnej i mieszkaniowej w Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Łodzi. Babcia wspominała, że w tych trudnych czasach mógł spać spokojnie, bo nigdy nie przyjął żadnej łapówki i zawsze starał się pomagać ludziom.

Choć może to dziś dziwić, jak potomek rodziny ziemiańskiej został członkiem PZPR i socjalistą, to ja go rozumiem. Jako młody człowiek wystarczająco napatrzył się na ogromną biedę i nierówności społeczne II RP, podsycane i wykorzystywane przez tępy nacjonalizm. Dla niego liczył się zawsze człowiek: mówił, że w 1939 roku życie uratował mu kolega z gimnazjum – Niemiec, ojcem chrzestnym jego najstarszej córki był jego przyjaciel – Żyd – i to w 1943 roku! Opowiadał mi o getcie ławkowym na Politechnice Warszawskiej i o tym, jak w geście solidarności z kolegami Żydami stał. Pamiętam doskonale, jak na koniec tej historii spojrzał mi w oczy i wskazując na mnie palcem powiedział dobitnie: „I Pan Panie Kazimierzu, Pan też ma w takiej sytuacji stać!”

Poślubił swoją miłość z dzieciństwa Cecylię Bolesławę Owczarek – podobno zakochali się w sobie mając pięć lat, gdy Babcia złamała Dziadkowi rękę. Pamiętam jak czule mówił do Babci: „Boleczko!” Przeżyli razem szczęśliwie 50 lat. Dzieli ze sobą radość z muzyki, trójki dzieci z małżonkami i trojga wnucząt. Ponieważ imię otrzymałem po Nim, zwracał się do mnie zawsze per „Panie Kazimierzu”.

Miał niesłychanie suche, prawie angielskie poczucie humoru. Pamiętam, jak spacerując na cmentarzu zobaczył, ze ktoś zmarł w dniu Wszystkich Świętych. Skomentował to krótko: „Ten, to miał szczęście!”. Nie przywiązywał wagi do rzeczy materialnych – był człowiekiem „być” a nie „mieć”. Cichy, skromny, o zdecydowanych, lewicowych i postępowych poglądach, które odziedziczył po swojej mamie, był bardzo wrażliwy na ludzką krzywdę. Zmarł 31 października 1992 roku, zanim zdążyłem go dobrze poznać, ale i tak mi go brakuje. Kazimierz Bem

Wyborcza.pl - wspomnienia

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij