www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Skarby

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Pabianice - jak pisali dziewiętnastowieczni publicyści i krajoznawcy – są miastem „ bardzo starożytnym”. Dlatego też dużym zainteresowaniem cieszyły się prace archeologiczne prowadzone w ulicy Zamkowej i Warszawskiej, a ostatnio na Starym Rynku. Latem 2023 roku Towarzystwo Miłośników Dziejów Pabianic zorganizowało wystawę zatytułowaną „Skarby Pabianic”, która przypominała m. in. o staropolskich monetach odnalezionych w Pabianicach przed drugą wojną światową i w parę lat po jej zakończeniu. Poszukiwaczy „skarbów” intrygował także pobyt w miasteczku wojsk francuskich uciekających spod Moskwy, a objuczonych różnymi dobrami. Tutaj (luty 1813 r.) znajdowała się kwatera Jeana Louisa Ebenzera Reyniera, generała Wielkiej Armii i Cesarstwa Francuskiego.

Wikipedia.org - Jean_Reynier

O miłośnikach reliktów przeszłości pisał Zbigniew Tobjański: Ogromnie się zdziwiłem, kiedy pojawiło się u mnie dwóch pabianiczan – poszukiwaczy skarbów. Próżno tłumaczyłem im, że moje wiadomości na ten temat to legendy i różne stare opowiadania, a więc ”źródła” bardzo wątpliwe. Moi goście spenetrowali już wiele miejsc w okolicy Pabianic. Dwa miesiące później zabrali mnie do lasu. Tam pokazali jak działa ich sprzęt do wykrywania metali.

Aparat przy zetknięciu z ziemią co chwila brzęczał. Okazało się, że bezbłędnie wykrywał końskie hacele i … pociski do karabinów sprzed I wojny światowej. Poszukiwacze skarbów zademonstrowali mi dwie srebrne monety z XVII w. znalezione kilka dni wcześniej. Jak twierdzili, w tym rejonie lasu w czasie I wojny światowej zakopano kasę pułkową ukrytą w menażkach. W 1922 roku na próżno poszukiwał jej żołnierz tej jednostki. W latach 60. pieniędzy tych poszukiwali studenci Uniwersytetu Warszawskiego. Kiedy szukali, było o nich głośno, potem sprawa raptem ucichła. Podobno jeden z ówczesnych poszukiwaczy to dziś biznesmen – istny potentat zachodniego Pomorza. Niektórzy opowiadają, że znalazł pułkową kasę, a w niej ogromną ilość pieniędzy w złocie…

Pabianiccy poszukiwacze narzekają, że ich aparat do wykrywania metali jest prymitywny – sięga tylko pół metra w głąb ziemi, zaś w sprzedaży są już aparaty badające na głębokość do 1,5 m. Ponadto mają modulowany sygnał określający jakiego rodzaju metal jest w ziemi.

Zdarzało się ongiś często, że kosztowności zakopywano w ziemi. Przy starych traktach, pod dębami, przydrożnymi krzyżami, koło młynów i pałaców.

Według mapy Oskara Kossmana (Rozwój osiedli w puszczy łódzkiej) tereny dzisiejszej gminy Dłutów w około 70 proc. pokrywały lasy. Jednak od Pabianic do Huty Dłutowskiej ciągnął się pas ziemi uprawnej, dalej do Dłutowa był las i brak było drogi. Natomiast trakt z pasem ziemi zaczynał się od Dylewa przez Leszczyny, Dłutów, Łaziska, Orzk aż do rzeki Grabi. Wadlew i Podstoła też oddzielone były od Dłutowa lasami i brak tam było drogi. Wadlew miał połączenie na wschodzie z Jutroszowem, a na zachodzie z Chynowem. Od Wadlewa nie prowadził żaden trakt do Drużbic i Bełchatowa.

Zaś od Górek Dużych przez Dylew, Prawdę wąskim pasem pól i drogą można było dotrzeć do Pabianic. Między Tuszynem a Dylewem ciągnęły się gęste lasy, w których na parafian śpieszących w niedzielę do kościoła w Tuszynie napadały wilki. To właśnie stało się przyczyną zbudowania w 1541 r. kościoła w Dłutowie. Te dawne tereny leśne, zdaniem nie tylko poszukiwaczy, aż roją się od zakopanych skarbów, Trzeba tylko wiedzieć jak ich szukać i mieć cierpliwość.

Więcej informacji o terenach na południe od Pabianic uzyskujemy z mapy kwatermistrzowskiej z 1839 r. Spójrzmy jak biegły trakty 156 lat temu. Od Pabianic przez małą wieś Jutrzkowice, a następnie wioskę Bychlew droga biegła do Huty Dłutowskiej, a następnie do Dłutowa. Między Dłutowem a Wadlewem nie było żadnej drogi, toteż korespondencja z poczty wadlewskiej docierała z opóźnieniem (najbliższą pocztą dla Dłutowa był wówczas Wadlew).

Obok kościoła w Dłutowie, przy drewnianym krzyżu na południe biegła droga do Podstoły, a za tartakiem w Dłutowie droga do Kociołek. Świerczyna jeszcze nie istniała. Podstoła połączona była drogą z Chynowem i Kociołkami, ale nie z Wadlewem. Przez Wadlew biegł trakt z Piotrkowa do Łasku. Nie istniała jeszcze wieś Józefów. Od Wadlewa na południe znajdował się trakt przez Gremboszów, Drużbice do Bełchatowa. Wracając do terenów przyszłej gminy Dłutów, od wschodu przez Dylew, Leszczyny (Leszczynek jeszcze nie zbudowano) biegł trakt do Dłutowa – omijając Tążewy.

Od Dłutowa na zachód biegł trakt przez Łazyska, następnie do Mierzączki (później zwana Dużą). Z Mierzączki do Ślądkowic i oddzielnie do Ldzania. Od Mierzączki na północ znajdowała się droga do młyna Chachuła i do Kuźnicy. Mierzączka Mała jeszcze nie istniała, natomiast odnotowano już Kolonię Erywanogród (obecnie Drzewociny) znajdujące się wzdłuż rzeki Grabi. Ślądkowice składały się tylko z jednej osady i znajdowały się na trakcie: Czyżemin, Huta Dłutowska, Ślądkowice, Ldzań, Ostrów, Łask. Z Bychlewa do Pawlikowic też biegła droga do Ślądkowic. Dąbrowy jeszcze nie zbudowano.

Redociny miały połączenie drogowe z Dłutowem, Tążewami i Kociołkami. Od drogi Redociny – Dłutów odgałęziała się droga przez las do Leszczyn a dalej prowadził dukt leśny do Huty Dłutowskiej (w połowie drogi było odgałęzienie do Kolonii Rydzyny). Warto dodać, że Bud Dłutowskich mapa nie uwzględnia, były tu wyłącznie lasy i ciągnęły się aż do Pawlikowic.

Mapa z 1839 r. pokazuje też krzyże przydrożne, które były nie tylko wyrazem kultu religijnego, ale też swoistymi drogowskazami dla podróżnych. Dziś mogą być drogowskazami dla poszukiwaczy skarbów. W Dłutowie krzyż stał za kościołem, przy podstolskiej drodze. Był to duży krzyż drewniany z ogrodzeniem, zlikwidowany przez okupanta hitlerowskiego. Od dawna nie istnieje krzyż przy drodze do Leszczyn. Przy wjeździe do Wadlewa znajdował się duży krzyż, a w Chynowie były aż dwa. Były też kapliczki, jedna z nich wydłubana w drzewie z Chrystusem, znajdowała się koło obecnej leśniczówki przy drodze do Mierzączki.

Cały obszar leśny ciągnący się aż po Hutę Dłutowską nosi od niej nazwę „Kaplica”, a dalej to już Czarny Las. Na mapie też zaznaczono młyny wodne, m. in. Półtalarek, Kociołki, Depcik, Chachuła, Mąka i inne.

Wracając do ukrytych skarbów, to pewien łodzianin pochodzący z okolic Wadlewa, całe swoje życie poświęcił na poszukiwanie skarbów, a zmarł w biedzie. Opowiadał on, że w lesie przy trakcie Dłutów - Wadlew wraz z innymi poszukiwaczami próbował wykopać skarb. W końcu trafili na skrzynię. Gdy ją mieli już wydobyć, osunęła się w głąb ziemi. Wreszcie podważyli ją łopatami i w chwili gdy już miała się znaleźć na powierzchni, w blasku księżyca ujrzeli … psa ze skrzydłami. Kopacze padli na ziemię, a gdy się ocknęli, psa już nie było. Innym razem szukali skarbu przy trasie Dłutów – Mierzączka. Gdy wykopali duży dół, uwolnione gazy wypłynęły z ziemi i ukształtowały się w Kozaka na koniu.

Od podmuchu wiatru Kozak rozpłynął się. Innym razem ów poszukiwacz, kopiąc dół na starym cmentarzu, ujrzał marę, która wypłynęła z grobowca i kierując się w jego stronę zatrzymała się nad nim, a kiedy odważył się podnieść głowę, zjawy już nie było. Wieści te ubarwione jeszcze przez opowiadających, tak szybko rozprzestrzeniły się po okolicy, że ludzie bali się odwiedzać mogiły bliskich.

W różnych miejscach widziano ogniki „oczyszczającego się” złota, m. in. pod dębem w Józefowie. Uważa się, że pieniądze są zakopane w dłutowskim parku. W lesie koło Huty Dłutowskiej jest zakopana kasa Gminy Dłutów zrabowana w 1907 r. przez czterech napastników. Przyłożyli oni pistolet do głowy wójtowi, zabrali pieniądze i blankiety paszportów (dowodów osobistych). Jak donosiła piotrkowska gazeta „Tydzień”, mimo natychmiastowej akcji sotni Kozaków wysłanych z Pabianic, napastnicy wraz ze skarbem przepadli bez wieści. Podobno po latach jeden z nich opowiadał, że zakopali łup.

 W czasie okupacji hitlerowskiej, po wywiezieniu Żydów z pabianickiego getta, Niemcy w poszukiwaniu złota plądrowali ich mieszkania, rozwalali ściany, demolując całe domy. Jeszcze po wyzwoleniu to samo robili pabianiczanie – w nadziei, że Niemcy nie wszystkie kosztowności ukryte w zakamarkach domostw znaleźli. Rozkopywano też mogiły na żydowskim cmentarzu przy ul. Cmentarnej . Czy coś znaleziono – nie wiadomo.

Dziś w całej Polsce powraca duch poszukiwacza skarbów. Amatorzy tego frapującego zajęcia szukają najpierw starych map, a potem zaopatrzeni w łopaty, łomy i wykrywacze metali – kopią. Bywa, że coś znajdują … Nie zawsze lubią się tym chwalić. Bo jeśli znalezisko ma tylko wartość historyczną, to jeszcze można, ale gdy w grę wchodzi znaczna wartość materialna? … Skarby lubią tajemnicę. Paplać o nich na lewo i prawo – to pomniejszać swoje szanse i oddalać się od chwili, kiedy łopata natrafi na ten wymarzony Wielki Skarb. Gdzieś wokół Pabianic na pewno jest zakopany. A może nawet niejeden? (Zbigniew Tobjański „Wykopać Wielki Skarb”, Kurier Pabianicki nr 12/1996 r.)

Włościanin znajduje

W Dłutowie w 1889 r. pewien włościanin kopiąc raz ziemniaki natrafił nagle na coś twardego. Kiedy się schylił, aby wydostać przeszkadzający – jak sądził – kamień, zamiast niego wyciągnął ciężką urnę pełną monet. Po bliższym zbadaniu okazało się, że urna zawiera 700 sztuk srebrnych monet polskich, bitych jeszcze w latach 1500-1600. Były tam zapewne dukaty, talary, srebrne grosze i inne. Monety te miały wielkość, w części 5 kopiejek a w części 20 kopiejek z końca XIX wieku.

Zastanawiał się co począć z wydobytym skarbem. Zatrzymać i ukryć? Ba, ale zdarzenie to widziały kobiety pracujące w polu. W tej sytuacji włościanin odwiózł znalezisko do biura powiatowego, gdzie tytułem nagrody wypłacono mu 60 rubli.

Zachodzi pytanie, kto mógł zakopać monety? Wątpliwe, aby uczynił to któryś z dłutowskich dziedziców, mieli oni lepsze schowki niż ziemniaczane pole. Mógł to być jeden z dzierżawców kapituły krakowskiej, najpewniej jednak uczynił to oddział powstańczy z 1863 roku. (Z. Tobjański „Skarb”, Kurier Pabianicki nr 11/1996 r.)

Gdzie szukać?

Mistrzem opisów miejsc, gdzie należy poszukiwać skarbów był Józef Ignacy Kraszewski: (…) w prawo, o dobrych kilkaset kroków , wznosił się mały pagórek, gąszczami okryty cały, występujący klinem ponad otaczające go trzęsawisko. Miejsce to, zarosłe teraz drzewy starymi, było zapewne przed wieki i horodyszczem pogańskim i zameczkiem później obronnym. Wały dosyć wysoko usypane, otaczały ciasny kawał kotliny, a po rogach znać jeszcze było jakby czterech baszt usypy i na jednym z nich kupa gruzu jeszcze spod darni i ziela wyglądała. Teraz oplotła to wszystko leszczyna, tarń, dzikie chwasty i poplątane łozy a roślejsze drzewa. Kilka ścieżek wydeptało wśród krzewów bydło i pastuszkowie. Jeszcze za pana stolnika, jak to zwykle bywa, mówiono wiele o ukrytych na horodyszczu skarbach, o palących się nocą ognikach, o ukrytych wśród wałów lochach, tak że stary dziedzic więcej dla ciekawości, niż z chciwości kazał był tam kopać. Natrafiono przy narożniku jednym na sklepienie, znaleziono zasypane drzwi zamurowane, ciekawość była nadzwyczaj obudzona i już sądzono, że istotnie skarby się znalazły, gdy po wydobyciu wnijścia okazały się tylko obszerne i dość suche lochy stare, niskie, w których oprócz łupin potłuczonych garnków nieforemnych, kości, kawałków zielonego szkła – nic więcej nie znaleziono. (J.I.Kraszewski ”Bratanki” 1871 r.)

Skarby w legendzie

O poszukiwaniach skarbów w miasteczku pisała także Aurelia Janke („Pabianice w legendzie”, 1970 r.)

(…) Do gości zagranicznych, co prawda uciążliwych, należał sam wielki Napoleon ciągnący na Moskwę. I teraz mamy dwie wersje. Jedna każe Napoleonowi nocować na zamku, druga umieszcza go w świeżo ponoć wybudowanym, żywicą pachnącym domu przy ulicy Świętojańskiej pod numerem dwudziestym.

Wizyta cesarza, jak wieść głosi, była bardzo krótka, ale pobyt armii francuskiej długi, że zrozpaczeni mieszczanie aż petycję wysłać do cesarskiej kancelarii musieli, aby się wojska przetoczyły w inne okolice, bo Pabianice zostały już obiedzone z wszelkich zapasów. Jedna z napoleońskich legend powiada, że dwaj oficerowie pokonanej armii w drodze do ojczyzny zawitali przypadkiem do Pabianic. Śmierć nie pozwoliła im wyjechać w dalszą drogę. Czując jej tchnienie zdołali zakopać w ziemi wielki skarb nazbierany w czasie wojennej tułaczki.

Zmarły w pierwszych latach Polski Ludowej prof. F. Koziara opowiadał mi, że w czasie jego młodości pewien pagórek na ulicy Leśnej (obecnie 20 Stycznia) za mogiłę owych oficerów uważano. Profesor poinformował mnie również, że w soboty po tzw. fajrancie pabianiccy terminatorzy urządzali wyprawy w poszukiwaniu skarbów (nie tylko „francuskich”). Przekopywali oni dokładnie wszystkie pagórki na rozstajnych drogach, kopali pod przydrożnymi krzyżami i w innych miejscach, w których fantazja ludzka najchętniej skarby chowa.

W swych wędrówkach po Pabianicach napotkałam niespodzianie człowieka z czasów owych poszukiwań. Radowałam się godzinną cennej z nim rozmowy. Dla przekazania jej treści wybieram formę ścisłej relacji.

Szukanie skarbów było dla Pawła N. po prostu dodatkowym zajęciem po godzinach pracy w fabryce. Oddawał się poszukiwaniom z wielką pasją. Pracował zawsze w zespole składającym się z czterech lub pięciu mężczyzn uczciwych i umiejących dochować tajemnicy. Taki zespół był angażowany przez szczęśliwych posiadaczy różnych dokumentów czyli „przepisów”. Tymi przepisami były najczęściej listy od zesłańców z Sybiru, którzy umówionym szyfrem dawali znać rodzinom pozostałym w kraju, gdzie zakopali kosztowności lub pieniądze ukryte przed władzami carskimi.

Przy poszukiwaniach posługiwali się „aparatem” zawieszonym na łańcuszku. Podobno ów tajemniczy przyrząd poruszał się wahadłowym ruchem nad metalami zakopanymi w ziemi. W pracy występowały czasem zakłócenia. Nie ich miał być niekiedy sam diabeł. Mój rozmówca nie tylko wierzył w diabły, ale jak oświadczył z powagą, uczestniczył w rozmowie z nim.

Diabeł przemówił w następujących okolicznościach. Zespół dowiedział się, że pewnych skarbów pilnuje diabeł. Ponieważ mężczyźni nie czuli się na siłach, aby pertraktować z takim strażnikiem, zabrali ze sobą kobietę, która takie rozmowy prowadzić potrafiła, kiedy rozpoczęto kopanie, w pobliskich krzakach rozległy się świsty. Kobieta przedstawiła poszukiwaczy. „Diabeł” uspokoił się i odpowiedział z wielką uprzejmością: Już nic nie ma! Wykopane! (A. Janke „Pabianice w legendzie”, 1970)

Profanacja

Niekiedy Bogu ducha winnych poszukiwaczy skarbów zastępowali zwykli profanatorzy. Gazeta Pabianicka (nr 46/1995 r.) donosiła: Na maleńkim cmentarzu ewangelickim w Rydzynach przy ulicy Dolnej doszło w ubiegłym tygodniu do niebywałej profanacji. Nieznani sprawcy rozkopali mogiłę pochowanej w roku 1933 Pauliny Rau, wydobyli kości i ułożyli je na płycie sąsiedniego nagrobka.

Pozostawione tak kości zauważył Józef Wiszowaty w czwartek, kiedy grabił liście na dróżce ciągnącej się wzdłuż cmentarza. Podszedł bliżej i zmartwiał. Dobrze zachowane kości ułożone były w sposób świadczący o tym, że sprawcy dobrze orientowali się w budowie szkieletu człowieka. O ich pogardzie dla elementarnych zasad moralnych świadczyło to, że pomiędzy kośćmi udowymi aż do miednicy usypali z piasku około 30-centymetrową strużkę.

Było w tym wyraźnie zaprezentowane szyderstwo – powiedział nam mieszkaniec Rydzyn, który również widział ten widok. Ów mieszkaniec (nie chciał, by podawać jego nazwisko) zaprowadził nas w piątek na cmentarz. Pokazał zasypaną już z powrotem mogiłę a także mały wykop na innym grobie.

- Najpierw chcieli kopać tutaj – mówił z wyraźnym przejęciem, ale przeszkodził im gruby korzeń drzewa. Zrezygnowali i wybrali tamtą mogiłę.

Powiadomiona policja zrobiła dokumentację fotograficzną miejsca profanacji. Śladów, które mogłyby pomóc w odszukaniu sprawców było niewiele. Kiedy w poniedziałek w pabianickiej komendzie policji zapytaliśmy o śledztwo w tej bulwersującej sprawie, dowiedzieliśmy się, że funkcjonariusz, który je prowadzi jest chory, a materiały leżą zamknięte w szafie. Zastępca komendanta RKP, p. Czestkowski powiedział nam, że „nie ma się co śpieszyć, bo chodzi przecież o nieboszczyka”.

Sprawcami aktów wandalizmu na cmentarzach bywają zwykle sataniści. To, co zrobiono w Rydzynach nie wskazuje jednak na zwolenników tego kultu. Ono zostawiają na mogiłach kultowe symbole: złamany i odwrócony krzyż, czasem zwłoki kota lub innego zwierzęcia. Rodzi się więc pytanie – kto i w jakim celu „zabawił się” w tak makabryczny i bluźnierczy sposób na rydzyńskim cmentarzu? …

W pobliżu znajdują się także zapomniane i owiane mgiełką tajemnicy cmentarze ewangelickie w Czyżeminku i Zofiówce przy ulicy Cmentarnej.

Kafel z gwiazdą Dawida

Podczas okupacji nazistowskiej mieszkańcy zagrożeni wysiedleniem lub konfiskatą majątku przez władze niemieckie zakopywali wiele przedmiotów, np. maszyny do szycia, rowery, narzędzia, porcelanę, kryształy itd. Po wojnie trwały gorączkowe poszukiwania ukrytych „skarbów”, których echa odnajdujemy we wspomnieniach.

Marcin Kęcki „Oświęcim. Czarna zima”, 2020 : (…) Potem poszedłem na anglistykę. Brałem udział w programie dotyczącym historii Żydów w Krakowie. Angażowali się w niego Jan Tomasz Gross, Marek Edelman, Anthony Polonsky i rozmowy z nimi przekonały mnie, by zgłębić temat. W Krakowie zaprzyjaźniłem się z Ronem, amerykańskim Żydem, którego rodzina pochodziła z Pabianic. Przed deportacją do getta ukryła coś przy domu. Ron chciał to odnaleźć . Pojechaliśmy tam ze sprzętem do badania gruntu. Nowy właściciel powiedział: „Nie ma problemy, możecie szukać”. Parę godzin sprawdzaliśmy, znaleźliśmy kafel z gwiazdą Dawida, ale nic poza tym.

Wykopaliska archeologiczne

W związku z wymianą torów tramwajowych w latach 2021-2022 archeolodzy – w centrum miasta - odnaleźli wiele świadectw bogatej historii Pabianic.

Podczas ponad 2-letnich prac archeologicznych na obszarze Starego i Nowego Miasta odkryto 200 obiektów archeologicznych (zabudowa murowana, doły posłupowe, jamy śmietnikowe, studnie, kanały, bruki kamienne, moszczenie dróg), które pochodzą od VI-V w p.n.e. do czasów współczesnych wydobyto około 70 tysięcy zabytków, przede wszystkim są to fragmenty naczyń ceramicznych (garnki, patelnie, misy, talerze), fragmenty kafli piecowych, kości zwierzęce, fragmenty naczyń szklanych (butelek, kieliszków, kufli), przedmioty żelazne (podkowy, groty bełtów, ostrogi, noże, sprzączki). Wydobyto około 1000 zabytków wydzielonych (monety, aplikacje, sprzączki, krzyżyki, naparstki). (EPAinfo, 9 marca 2023 r.)

Na Starym Rynku

Prace na Starym Rynku zaczęły się na początku sierpnia 2023 roku, po zakończeniu remontu tramwajowego. (…) – obiekty odsłaniane przez nas są z różnych okresów. Od wczesnego średniowiecza, a nawet wcześniej, bo z epoki brązu. Mamy kilka fragmentów ceramiki z kultury pomorskiej. Jest dużo ciekawych artefaktów, ceramiki, szkła, przedmiotów kościanych, metalowych, również z cegły. Te obiekty są związane z funkcjonowaniem miasta na przestrzeni wieków – opowiadał archeolog Mariusz Ciszek. – W części północnej znaleźliśmy beczkę. Po badaniach dowiemy się, co stanowiło jej wypełnisko. Być może mamy tutaj obiekt, który był basenem przeciwpowodziowym.

Odkryliśmy trzy pochówki jeden młodszy, dwa starsze. Tych pochówków tutaj się nie spodziewaliśmy, są oddzielone od części cmentarnej. Jedno ciało złożone zostało w trumnie, dwa zaś w całunie. Kości zostały zabezpieczone i będą poddane dalszym badaniom antropologicznym.

Archeologowie natrafili na kilka przeplamień, które mogą być pozostałościami po jamach grobowych. W wypełniskach tych pochówków znaleziono ceramikę średniowieczną. Ponadto archeolodzy na bardzo dużo gwoździ, których większa część prawdopodobnie będzie gwoździami trumiennymi. Znaleziono jedną z pierwszych cegieł w Polsce, tzw. palcówkę z wczesnego średniowiecza. Natrafiono na ceramikę z najróżniejszych okresów (najstarsza z epoki żelaza), m. in. średniowieczne fafle garnkowe z XIII wieku. Są też: ogromne ilości kości zwierzęcych, wyrobów kościanych, przedmiotów metalowych, średniowieczny guzik z kości (tzw. hetka), szydła kościane, buteleczki, ampułki, fragmenty kielichów, nowożytny medalik w kształcie serca z koniczyną w środku czy odznaka z 1941 roku ze zbiórki zimowej ze swastyką. Od strony kościoła św. Mateusza odkryto bruk z końcówki XIX lub początku XX wieku (pod spodem jest starszy). (Nowe Życie Pabianic, 15.09.23 r.)

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij