Rządy brauninga
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęPoczątek dwudziestego wieku znamionował znaczny chaos w miasteczku, zwany niekiedy „rządem brauninga”. Akcje motywowane względami politycznymi, czyli walką z carską dominacją splatały się z aktami pospolitego bandytyzmu, skutkującego „orgią zabójstw”.
„Sowizdrzał” (28 lipca 1912 r.) – satyryczny tygodnik ilustrowany, wydawany w Warszawie ironizował na temat naszej miejscowości:
„Pabianice: straszna była tu ulewa. Łamała krzaki i drzewa. Nie opłukała jednak miasta – bandytyzm i ciemnota wzrasta”.
Napad na kolei
W poniedziałek około godziny 6 wieczorem dokonano zuchwałego napadu na stację towarową kolei w Pabianicach. Okoliczności napadu, jak na dzisiejsze czasy, były niezwykłe. Publiczności na stacji już nie było, ponieważ godziny biurowe już się skończyły. Urzędnicy zajęci byli właśnie wykańczaniem raportów dziennych i rachunków kasowych. Nagle do lokalu kasy weszło czterech ludzi uzbrojonych w brauningi mauzery. Lufy rewolwerów i mauzerów skierowano do piersi czterech znajdujących się w lokalu urzędników. Rozpoczęła się komenda nad obezwładnionymi w ten sposób urzędnikami.
- Milczeć i nie ruszać się z miejsc – brzmiał pierwszy rozkaz. Osłupiali urzędnicy zastosowali się oczywiście do rozkazu.
- Raport kasowy! – rozlega się komenda, skierowana do kasjera. Kasjer wstał i podał żądany papier. Rabusie, snać dobrze zabezpieczeni, jęli sprawdzać stan kasy. Raport dzienny kasy wykazał przeszło 7.000 rubli wpływów.
- Klucz od kasy! – rozległ się rozkaz następny. Kasjer bez oporu spełnił i to żądanie.
- Do sąsiedniego pokoju! – rozkazał herszt.
Urzędnicy przeszli do wskazanej przez bandytów ubikacji, gdzie pozostawiono przy nich dwóch bandytów z wymierzonymi do nich rewolwerami. Pozostali bandyci otworzyli kasę i zaczęli sprawdzać gotówkę. Znaleźli w banknotach, złocie i srebrze 6.836 rubli i nie zauważyli zwiniętych w rulon 585 rubli.
Bandyci rzuciwszy ostatnie rozkazy urzędnikom spokojnie opuścili dworzec kolei. Dopiero w jakiś czas po wypadku wszczęto alarm. Ślady wskazywały, że bandyci zbiegli przez pola. Na kolej zjechały zawiadomione o wypadku władze. Zarządzono pościg i zatrzymywano jadące szosą pabianicką tramwaje, rewidowano pasażerów w tramwajach, patrole wojska i policji obstawiły drogę na przestrzeni od Pabianic aż do Łasku. Rewidowano pociągi kolei, odchodzące w stronę Łodzi, policmajster Pabianic zarządził w mieście obławę. Wszystkie te zarządzenia jednak nie wydały na razie żadnych rezultatów. Aresztowano około 20 osób, które z tych czy innych względów wydały się policji podejrzane. (Dziennik Kijowski nr 326/1910 r.)
We wtorek wieczorem wtargnęło czterech bandytów na stację kolejową w Pabianicach i pod groźbą zastrzelenia urzędników dokonali ścisłej rewizji kasy. Sprawdziwszy dokładnie, że na podstawie ksiąg powinno się znajdować w kasie 6.975 rubli zabrali 6.970 rubli i zamknąwszy drzwi na klucz umknęli. Pościg policji okazał się daremny. Z przedłożonych sobie fotografii „popularnych” bandytów poznali urzędnicy w jednym z napastników osławionego Dłużniewskiego, uczestnika niedawnej strzelaniny na stacji w Łodzi. (Gazeta Toruńska nr 294/1910 r.)
Masakra w tramwaju
Przed tygodniem – jak już w telegramach donieśliśmy – dokonali bandyci niezwykle śmiałego napadu na wagon tramwaju elektrycznego kursującego między Łodzią a Pabianicami. Obecnie podajemy rycinę tego rabunkowego napadu oraz bliższe szczegóły.
Dnia 14 bm. o godz. 10.30 w nocy jechał z Łodzi do Pabianic przepełniony wagon tramwaju elektrycznego. Nagle podczas pełnej jazdy wskoczyło na platformę 5 zamaskowanych bandytów. Celnymi strzałami rewolwerowymi zabili konduktora i dwóch pasażerów. Powstała nieopisana panika w wagonie, który naturalnie natychmiast stanął. Bandyci na prawo i lewo strzelali – a od strzałów odnieśli ciężkie rany trzej inni pasażerowie. Sterroryzowawszy w ten sposób obecnych zabrali się bandyci do rabunku. Ograbili obecnych z całej posiadanej gotówki - przeszło 1.000 rubli – po czym znikli w ciemnościach. Policja natychmiast zarządziła pościg, który jednak do tej pory nie wydał rezultatu. (Nowiny – dziennik popularny – nr 140/1912 r.)
Nowiny: dziennik powszechny. R.10, 1912, nr 140
Dali kilka strzałów
W domu Schweikerta przy ulicy Garncarskiej w Pabianicach mieszka Wacław Majewski, były ogrodnik z żoną akuszerką. W zeszły wtorek do ogrodu, w którym był Majewski, wtargnęli trzej mężczyźni, dali kilka strzałów i zranili Majewskiego w nogę. Wskutek tego postrzału Majewski po powrocie do domu musiał położyć się do łóżka.
W niedzielę rano do mieszkania Majewskich ktoś zapukał. Na pytanie kto puka, odpowiedziano, ażeby Majewska niezwłocznie udała się do chorej. Majewska otworzyła drzwi, a do mieszkania wszedł młody mężczyzna. Gdy Majewska wyszła do drugiego pokoju, aby się ubrać, człowiek ów wbiegł do sypialni i dał do leżącego w łóżku Majewskiego cztery wystrzały, zabijając go na miejscu. Sprawcy na razie nie ujęto. (Nowa Reforma – Kraków – nr 131/1913 r.)
Pomyłka
Podana w pismach wiadomość o aresztowaniu podejrzanego o napad na furgon pocztowy człowieka – na stacji kolejowej Pabianice – wymaga sprostowania. Przez pomyłkę zatrzymano p. Dietricha, właściciela dwóch nieruchomości w Zduńskiej Woli, mającego przy sobie rewolwer i 1.000 rubli. P. Dietrich jest powszechnie szanowany w okolicy. Wypuszczono go natychmiast na wolność. (Nowa Reforma nr 171/1911 r.)
Truciciele
Niezwykły wypadek zbiorowego otrucia zdarzył się w sobotę z rana w Towarzystwie Akcyjnym Wyrobów Bawełnianych Kruschego i Endera w Pabianicach, w oddziale wykończalni.
Wykończalnia składa się z dwóch sal w których pracowało 112 robotnic. W jednej z tych sal, gdzie znajdowało się 60 osób, około godziny 7 rano nagle zachorowała jedna robotnica, Michalina Cieślak, która krzyknąwszy: „Niedobrze mi” – zemdlała. Podniesiono ją i wyprowadzono na dwór.
W chwilę potem zasłabła druga, następnie kilka innych. Wreszcie wszystkie zaczęły odczuwać drżenie rąk i nóg, zawroty głowy itp. objawy gwałtownego otrucia. Pierwszej pomocy udzielił chorym dr Schrὂter.
Z 60 chorych robotnic 28 w stanie bardzo ciężkim odwieziono do szpitala miejscowego, resztę zaś z łagodniejszymi objawami odesłano do domów. Roboty w wykończalni natychmiast przerwano, a ją samą zamknięto. Lekarze zawezwani nie mogli na razie wykryć przyczyn otrucia. Zatrucie to wywołało niezwykłą sensację wśród lekarzy i chemików. (Nowiny dla wszystkich nr 88/1905 r.)
Naczelnik powiatu zabity
W Pabianicach w sobotę o godzinie 4 po południu zabity został naczelnik powiatu łaskiego, Włodzimierz Iwanow, przy następujących okolicznościach. Po posiedzeniu komitetu budowy szpitala w Pabianicach (szpital na Starym Mieście), na którym prezydował, naczelnik powiatu pojechał dorożką na stację kolei kaliskiej, w zamiarze udania się do Łodzi. O 300 kroków od dworca nagle ukazało się na drodze 5 ludzi i dało do dorożki kilka strzałów z rewolwerów, które trafiły Iwanowa i dorożkarza.
Iwanow zeskoczył z dorożki i usiłował mimo odniesionych ran uciec w kierunku dworca. Napastnicy dopędzili go, gdy upadł, dali do leżącego jeszcze kilka strzałów. Razem dano 18 strzałów, z tych dwie kule ugodziły dorożkarza Grubczyka. Gdy napadający ujrzeli, że Iwanow nie daje znaków życia oddalili się.
Wtedy dorożkarz, jakkolwiek ranny, własnymi siłami odniósł Iwanowa do dorożki i odwiózł go do stacji, skąd przewieziono go do szpitala fabrycznego Krusche i Endera w Pabianicach, gdzie skonstatowano śmierć, po czym zwłoki złożono w czasowym mieszkaniu Iwanowa w Pabianicach.
Rannego dorożkarza umieszczono w szpitalu, stan jego nie jest ciężki. Zmarły w wieku lat 35 Iwanow był naczelnikiem rezerwy policji w Łodzi, skąd przeniesiony został przed trzema laty na stanowisko naczelnika powiatu w Łasku. Wiadomość o wypadku rozeszła się błyskawicznie po Łodzi i sprawiła silne wrażenie. (Dziennik Kijowski nr 23/1906 r.)
Kilku policjantów
W Pabianicach w Królestwie Polskim zabito kilku policjantów. Władza policyjna nałożyła za to na miasto karę 10.000 rubli. Gubernator jednak nie dał na to swego przyzwolenia. Kilka dni po tym wypadku zamordowano znów w Pabianicach 5 robotników celem rabunku. (Gazeta Grudziądzka nr 55/1907 r.)
Strzelanina przed Domem Ludowym
Wczoraj w Pabianicach w Domu Ludowym (obecnie MOK) pod przewodnictwem p. Lipskiego, odbyło się zebranie prawyborców w celu próbnych wyborów. W chwili gdy do zebranych przemawiał robotnik Kuderowski do sali usiłowało wtargnąć kilkunastu członków partii skrajnych lecz ustawiona przy wejściu straż honorowa starała się ich nie wpuścić.
Wtedy przybysze dali do wartowników kilkanaście strzałów rewolwerowych, którymi zabito: robotnika z fabryki Kruschego i Endera, Wincentego Łuczaka, drugiego zaś robotnika Jana Meinerta zraniono śmiertelnie w głowę i brzuch. Odwieziony do szpitala Meinert we dwie godziny zmarł. Liczył lat 20. Skutkiem tego napadu w Pabianicach panuje wielkie wzburzenie. (Nowa Reforma nr 83/1906 r.)
Waśnie
Pamiętamy tak niedawne wezwanie robotników z Pabianic do zaniechania waśni partyjnych i mordów. Przebrzmiało ono bez skutku. W tych samych Pabianicach robotnicy mordowali się wzajemnie i mordują do tej chwili. (Prawda –Kraków- nr 32/1906 r.)
Podmajstrzy martwy
Dziś rano o godzinie 6 do przechodzącego przez ul. Długą w Pabianicach podmajstrzego w fabryce Krusche i Ender, Władysława Piotrowskiego, dano dwa strzały, wskutek których tenże, po odwiezieniu do szpitala fabrycznego zmarł. Wobec tego, że zmarły był narodowcem, agitował wśród robotników za wzięciem udziału w wyborach i rozpowszechniał wśród nich deklaracje wyborcze, które mu nawet w mieszkaniu w części zniszczono – opinia publiczna w Pabianicach oskarża o to zabójstwo socjalistów. (Nowiny nr 33/1906 r.)
Położyli go trupem
Na przedmieściu pabianickim patrol chciał zatrzymać jakiegoś młodego człowieka. Ten wszakże zaczął uciekać. Dano za nim kilka salw, które położyły go trupem na miejscu.
W piekarni udziałowej w Pabianicach po dokonanej rewizji aresztowano 5 osób. (Nowa Reforma nr 543/1907 r.)
Wyroki śmierci
Sąd wojenny, który przez kilka dni rozważał szereg spraw, wydał dziesięć wyroków śmierci. Wyroki co do trzech skazanych już wykonano. Mianowicie powieszono skazanych za napad na sklep monopolowy w Pabianicach F. Wojciechowskiego i E. Witkowskiego, i skazanego za udział w napadzie zbrojnym i strzały do strażników w Soduli pod Sosnowcem Andrzeja Flaka. (Nowa Reforma nr 317/1908 r.)
Ukryta bomba
W niedzielę o godzinie 3 po południu na ulicy Bocznej (obecnie Żeromskiego) w Pabianicach, 12-letni syn stróża, Wojciech Borkowski znalazł w śmietniku duże pudełko, w którym była ukryta bomba. Chcąc się przekonać o zawartości wewnętrznej pudełka, począł je rozbijać młotkiem i spowodował wybuch. Ciężko rannego malca z licznymi ranami na ciele oraz urwaną ręką i nogą przewieziono do szpitala. Przybyłe wkrótce na miejsce wypadku wojsko dokonało rewizji, aresztując 8 osób. Przy tej okazji silnie zostali poturbowani kolbami trzej robotnicy. (Nowa Reforma nr 464/1907 r.)
Zuchwalcy
Pod Pabianicami bandyci dokonali zuchwałego napadu na karetkę fabryki Krusche i Ender, wiozącą kilkanaście tysięcy rubli. Część pieniędzy zabrali lecz wskutek zarządzonych natychmiast poszukiwań 6 napastników zostało aresztowanych a pieniądze znaleziono w mieszkaniu jednego z robotników fabryki Krusche i Ender. (Prawda nr 47/1907 r.)
Dzieciak morderca
W Pabianicach chłopak lat około 10, dał z rewolweru cztery strzały do właściciela sklepu Szlomy Kotki, trafiając w szyję, piersi, brzuch. Dzieciak – bandyta ratował się ucieczką. Kotkę konającego odwieziono do szpitala. (Prawda nr 34/1907 r.)
Dragoni otoczyli
W Pabianicach zawiązał się „Sokół”. W dniu 23 bm. odbywały się drugie ćwiczenia w ogrodzie jednego z druhów. „Towarzysze”, chcąc temu przeszkodzić namówili dzieciaków, aby ci wszedłszy na płot wymyślali Sokołom, nazywając ich szpiclami, czarną seciną itd. Chłopacy spełnili to polecenie należycie, gdyż wyli i krzyczeli od rozpoczęcia ćwiczenia do końca, od czasu do czasu, urozmaicając sobie tę zabawę śpiewaniem „Czerwonego Sztandaru”, „Na barykady” i innych pełnych miłości bliźniego pieśni. Pomimo tego wycia ćwiczenia odbyły się w porządku.
Trzecie ćwiczenie odbyło się w dniu 25 bm. na placu strażackim na Nowym Mieście. Tutaj znów „towarzysze” wpadli na inny pomysł. Nie mogąc zgromadzić różnej hołoty do wycia, zawiadomili policję, że Sokoły ćwiczą się w używaniu brauningów, jakoż przy końcu ćwiczeń pojawiło się wojsko. Dragoni otoczyli miejsce ćwiczenia, a kilku strażników i żołnierzy z przygotowanymi do strzału karabinami i oficer weszli na plac ćwiczeń. Poczekawszy do końca ćwiczenia przy wejściu, następnie dokonali rewizji osobistej wszystkich, ale u żadnego z druhów broni nie znaleziono.
W Pabianicach po zamordowaniu przez socjalistów robotnika narodowego Tomczaka w sferze robotniczej panuje formalna wojna domowa. Przeciwnicy tępią się wzajemnie. Okropne czasy. (Słowo Polskie nr 348/1906 r.)
Rządy brauninga
Krwawe walki bratobójcze, jakich terenem stało się obecnie Królestwo Polskie, a zwłaszcza Łódź i Pabianice, gdzie codziennie padają zabici i ranni z rąk skrytobójców musiały wreszcie otworzyć oczy ludziom najbardziej zaślepionym na to zdeprawowanie mas robotniczych i rozkiełznanie wśród nich instynktów zwierzęcych. Dziś już najwięksi optymiści, co do niedawna mieli jedynie słowa zachwytu dla czynów ”rewolucyjnego proletariatu i jego socjalistycznych prowodyrów nie tają zawodu, jaki im sprawiła ta socjalistyczna pseudo rewolucja i socjalistyczni „bojownicy wolności”. (Głos Narodu nr 489/1906 r.)
Orgie mordu
Życie ludzkie w naszym kraju, życie każdej jednostki znajduje się dziś całkowicie na łasce armii zbrodniarzy. Z ciemnych nor, z zaułków zgnilizny wypełzło to robactwo na szeroki gościniec a ośmielone brakiem przeszkody, uzuchwalone zamętem, obsiadło i toczy bezsilny organizm społeczny. Na co nam zamki i kłódki, łańcuchy, tych rycerzy, zaprawionych i wykształconych na dobrych wzorach nic nie zatrzyma. Kule ich rewolwerów przebijają grube drewno drzwi i kładzie trupem opierającego się „burżuja” lub gdzieś zza płotu, zza węgła milczkiem sprzątają niczego niespodziewającą się ofiarę. A potem zbrodniarz zabija w biały dzień, na oczach wielu, odchodzi sobie najspokojniej, ”nie spiesząc się”, nieścigany prawie nigdy w pierwszej chwili, niedbale poszukiwany w następnych. Czyśmy tak już zmarnieli w tchórzostwie, tak znikczemnieli w obojętności na krzywdę cudzą, że w duszach naszych nie zawrzał dotąd wielki gniew, nie narodziło się jeszcze oburzenie tej mocy, z której wyrasta potężny głos protestu. (Prawda – tygodnik polityczny, społeczny i literacki – nr 41/1906 r.)
Kanalia
Pabianice terroryzował policmajster Jonin, który, nie przebierając w środkach, zastrzelił lewicowego bojówkarza Gryzla. Sprawa nabrała dużego rozgłosu, wykraczając poza granice Królestwa Polskiego.
Rigasche Rundschau zamieszcza następujące sprawozdanie: Dnia 24 zeszłego miesiąca wydział izby sądowej petersburskiej rozpoznał w Rydze sprawę robotnika rosyjsko-bałtyckiej fabryki wagonów J. Karklego i Matyldy Kregerówny (lat 27). Karkle był obwiniony o to, że prosił listownie Kragerówną o broń dla patroli robotniczych. Młodszy pomocnik naczelnika powiatu ryskiego Jonin, dokonał tedy rewizji u Kragerównej i w stodole znalazł proklamacje i wydawnictwa zabronione. Był to ten sam Jonin, który został później policmajstrem w Pabianicach, był skazany na ciężkie roboty za zastrzelenie więźnia i uniewinniony przez senat, a który teraz służy w więziennictwie celkowym w Petersburgu. P. Jonin do sądu się nie stawił. Kregerówna zaprzeczyła stanowczo „dobrowolnemu przyznaniu się” i podała, że Jonin tak ją zbił i pokaleczył, iż straciła przytomność. Połamał jej kręgosłup. Okoliczności te potwierdzili w sądzie dwaj świadkowie. Bezwładna Kregerówna była wniesiona do sali sądowej i zeznawała siedząc. Izba sądowa Kerklego i Kregerównę uniewinniła. (Nowa Reforma nr 459/1909 r.)
Dysforia płciowa?
Mężczyzna czy kobieta? Przez lat 36 zamieszkuje w Pabianicach w Królestwie Polskim istota ludzka, co do której dziś dopiero wynikła kwestia, czy to kobieta, czy też mężczyzna? Od szeregu lat pracował w fabryce akcyjnej Towarzystwa Krusche i Ender, jako Julia K…ska za legalnym paszportem. Onegdaj zgłosiła się do władz administracyjnych oświadczając, że pragnie wstąpić w związek małżeński z panną Iks. Ogólne zdumienie, co robić? Paszport zmienić? Z trudnej sytuacji wyratował wszystkich dr Ostaniewicz, który zbadał fizyczną postać oblubieńca i orzekł na podstawie lekarskiej ekspertyzy, że pan Julian K...ski odtąd tak, nie inaczej zwać się powinien, a przeszkód w zawarciu związku małżeńskiego nie należy mu żadnych czynić. (Słowo Polskie nr 345/1907 r.)
Furgon dojechał
Dnia 19 zeszłego miesiąca o godzinie 2 po południu wyjechali z Łodzi furgonem: ekspedient Szynk, stangret Bloch i robotnik Hilse, wioząc 20.000 rubli do Pabianic dla Towarzystwa Akcyjnego Krusche-Ender. Na szosie pabianickiej wyskoczyło ośmiu bandytów i grożąc rewolwerami zmusili furgon do skręcenia na drogę boczną. W odległości kilkudziesięciu kroków od szosy bandyci zatrzymali furgon i rozpoczęli rewizję w jego wnętrzu. Natrafili na pięć worków, zawierających 7.535 rubli w srebrze. Korzystając z tego, że bandyci zrzuciwszy z furgonu worki ze srebrem, zajęli się usunięciem ich na bok, Szynk i Bloch zacięli konie i uciekli w kierunku Pabianic. Bandyci dali szereg strzałów za furgonem, zranili śmiertelnie robotnika Franciszka Jamczaka z Ksawerowa, który przypadkiem znajdował się nieopodal. Furgon dojechał szczęśliwie do Pabianic. (Wielkopolanin nr 49/1907 r.)
(…) Furgon dojechał szczęśliwie do Pabianic, gdzie dopiero stwierdzono, że bandyci nie zdołali zrabować 13.000 rubli w złocie i papierach. O rabunku zawiadomione natychmiast władze wysłały w kierunku Ksawerowa kozaków. Tuż pod Pabianicami kozacy spotkali trzech ludzi, jadących dorożką. Gdy zatrzymano dorożkę, dwóch z tych ludzi zaczęło uciekać i zbiegło. Przy pozostałym znaleziono pięć worków zawierających 7.535 rubli w srebrze. Były to pieniądze zrabowane z furgonu. Za zbiegłymi bandytami zarządzono poszukiwania. (Nowa Reforma nr 524/1907 r.)
Sąd skazał
Sąd polowy skazał na śmierć oskarżonych o napady w Górce Pabianickiej mieszkańców Łasku i Pabianic: Wawrzyńca Piotrowskiego, Józefa Chojnackiego i Franciszka Bednarskiego.
Terroryści
Berlin. Biuro Wolfa donosi: koło Pabianic terroryści zastrzelili wczoraj dwóch policjantów. Władze zasądziły zarząd miasta na 10 tysięcy rubli grzywny. (Nowiny nr 113/1907 r.)
W Rydzynach
Do wdowy po koloniście, Amelii Swarzyńskiej w Rydzynach pod Pabianicami wtargnęło w nocy 15 bandytów i pod groźbą rewolwerów zażądali pieniędzy. Jeden z domowników zdołał się wymknąć i wezwał sąsiadów, którzy dali znać do Pabianic po wojsko, a sami otoczyli dom Swarzyńskiej. Zanim atoli wojsko nadeszło, bandyci zdołali wydostać się z domu i strzelając umknęli.
Prawdopodobnie ci sami bandyci weszli wczoraj do Józefa Dybka, kolonisty we wsi Gospodarz i kazali podać sobie mleka, chleba i sera. Gdy zjedli i Dybek upomniał się o zapłatę, zagrozili mu rewolwerami, po czym wyszli przed chatę i spokojnie położyli się spać w trawie. Dybek posłał do pobliskiego Rzgowa, skąd niebawem przybyli kozacy i aresztowali czterech bandytów, którym odebrano pięć brauningów i około 900 rubli gotówką. (Nowa Reforma nr 219/1907 r.)
Kurek
W okolicy Pabianic znaleziono zwłoki 30-letniego Ignacego Kurka z licznymi ranami głowy. Kurek został napadnięty i zabity, a następnie ograbiony z gotówki. (Nowa Reforma nr 74/1911 r.)
Uzbrojeni bandyci
Pod Pabianicami pięciu uzbrojonych bandytów dokonało napadu w lesie na dziewięciu furmanów wiozących towar ze Zduńskiej Woli do Łodzi. (Gazeta Polska Chicago nr 11/1910 r.)
„Czto diełat?”
Między Łodzią a Pabianicami tramwaj elektryczny staje, wstrzymany krzykami „Bomba na linii, bomba na szynach”. Wypadek tym prawdopodobniejszy, że tramwajem tym miał jechać naczelnik powiatu.
Rzeczywiście na szynach leży kulisty przedmiot. Nikt przecież nie odważy się odsunąć go, dotknąć nawet. Telefonują do policji łódzkiej. Tłum gromadzi się coraz większy. Wszyscy trzymają się z daleka. Policja zjeżdża, za nią żandarmeria. Ale umundurowani „stróże porządku” również wolą nie dotykać piekielnej maszyny. Telefonują do policmajstra Chrzanowskiego. Ten przysyła kozaków. Ale i kozacy, widząc co się święci, trzymają się z daleka.
Telefonują po samego Chrzanowskiego. „Czto diełat?. Przybywa Chrzanowski we własnej osobie. Dwadzieścia pięć rubli ofiarowuje śmiałkowi, który bombę odważy się usunąć. Ciężkie, długie milczenie. Wreszcie – młody kozaczyna występuje z szeregu. Z konia zsiada, zbliża się do strasznej kuli, czapkę zdejmuje i bije się kułakami w piersi: „Hospody pomiłuj! Hospody pomiłuj!” . Oczy w niebo, głowa spuszczona, dwa palce na czole : „Hospody pomiłuj!” – i – dla 25 rubli – schyla się, bombę podnosi. Napięte, nerwowe wyczekiwanie. Obejrzał.
- Cztoż? – pyta wzruszonym głosem policmajster zza wojska i tłumu.
- G…o! – wasze prewoschoditielstwo! – melduje kozak. (Naprzód nr 143/1905 r.)
Zemsta
Z Pabianic donoszą: W papierni R. Saengera w Pabianicach wpadło wczoraj kilku robotników do pokoju, w którym znajdował się dyrektor Kail. Robotnicy zarzucili dyrektorowi worek na głowę i wynieśli go z fabryki. Ci sami robotnicy weszli następnie do sali, gdzie spotkawszy majstrów Retzkego i Szulca również zarzucili im na głowy worki i wyprowadzili z fabryki. Był to akt zemsty na dyrektorze i majstrach, którzy systematycznie wydalali robotników miejscowych, przyjmując na ich miejsce tylko Niemców. Pracę w fabryce zatrudniającej około 300 robotników zawieszono. (Nowa Reforma nr 66/1912 r.)
Okrutnicy
Bandytyzm dotykał także miejscowości wokół Pabianic. Głos Narodu informował: Bandytyzm w Królestwie Polskim nie tylko nie ustaje, ale zaznacza się coraz większym okrucieństwem. Dawniej bandyci tylko grabili i zabijali stawiających im opór, obecnie tym napadom i morderstwom coraz częściej towarzyszy potworne znęcanie się nad ofiarami.
Wczoraj na dom zamożnego kolonisty Franciszka Kowala z Konina pod Pabianicami napadło 9 bandytów, którzy zażądali 500 rubli. Gdy im odmówiono, rzucili się najpierw na 60-letnią żonę Kowala oraz jej syna Józefa, którym połamali ręce i nogi, a potem przypiekali ogniem. Następnie dopuścili się gwałtu na 13-letniej wnuczce Kowala, a w końcu w nieludzki sposób skatowali samego Kowala i jego 34-letniego zięcia. Po przetrząśnięciu całego domu, zabrali zaledwie 50 rubli oraz konia i wóz, którym umknęli. Kowalowa i jej syn wkrótce umarli, pozostałych rannych odwieziono do szpitala w stanie beznadziejnym. (Głos Narodu nr 405, 406/ 1907 r.)
Krwawy opryszek
Przed niedawnym czasem nieznany sprawca zastrzelił w Pabianicach inwalidę wojennego St. Romaldowskiego, po czym zrabował mu portfel z 1.000 złotych. W niespełna trzy tygodnie potem został w Łęczycy postrzelony trzema kulami kapitan Janowski z DOK IV, a podczas pościgu za sprawcą tego zabity został posterunkowy z Łęczycy Antczak.
W toku dochodzenia ustalono, ze sprawcą tych trzech krwawych zbrodni był Jan Łysiak, mieszkaniec powiatu kolskiego. Zarządzono obławę policyjną, która wytropiła miejsce pobytu bandyty. Onegdaj obława natknęła się na bandytę wędrującego szosą pod Pabianicami. Bandyta wyrwał z kieszeni dwa rewolwery i począł strzelać do otaczających go policjantów i wywiadowców. Policja również odpowiedziała strzałami. Strzelanina obustronna trwała kilkanaście minut, gdy wtem na szosie ukazała się furmanka chłopska zaprzężona w jednego konia.
Na widok furmanki Łysiak wyskoczył z ukrycia i sterroryzowawszy rewolwerem woźnicę wskoczył na furmankę. Następnie ostrzeliwując się z jednego rewolweru, drugi przyłożył do pleców woźnicy, rozkazawszy zaciąć konia. Przerażony woźnica uczynił zadość żądaniu i furmanka zaczęła się oddalać od obławy policyjnej. Policjanci oraz wywiadowcy rzucili się pieszo w pogoń. Widząc, iż koń za kilka minut zupełnie opadnie z sił, bandyta w pełnym biegu wyprzągł go i wskoczywszy mu na grzbiet pocwałował w kierunku Łodzi. Kiedy wywiadowcy dogonili stojącą samotnie na szosie furmankę i dowiedzieli się o porwaniu konia, popędzili w kierunku wskazanym. W niewielkiej odległości od miejsca, gdzie stała furmanka spostrzegli konia skubiącego sobie najspokojniej trawkę. Okazało się, że bandyta uniknąwszy pogoni z oczu zeskoczył z konia i ukrył się w pobliżu. Policja otoczyła dokładnie całą okolicę, zaciskając pierścień obławy dokoła miejsca, gdzie mógł ukryć się krwawy opryszek. Najprawdopodobniej zostanie on w najbliższych godzinach ujęty. (Dziennik Ludowy nr 263/1929 r.)
Salwa
W niedzielę o godzinie 10 wieczorem we wsi Rybałtówce pod Pabianicami 18 uzbrojonych w rewolwery i łomy bandytów napadło na dom zamożnego kolonisty Emila Kolbego. Bandyci, wtargnąwszy do mieszkania zażądali pieniędzy. Kolbe uląkłszy się groźnej postawy, wydał bandytom około 300 rubli. Bandyci jednak zażądali więcej i przystąpili do plądrowania mieszkania.
Niezwykły ruch w mieszkaniu Kolbego zwrócił uwagę sąsiada jego, Jana Krusego, który zebrawszy oficjalistów i uzbroiwszy ich w widły i drągi, pospieszył na pomoc napadniętemu. Bandyci przybywających przywitali salwą z rewolwerów i jedną z kul śmiertelnie ranili Krusego, po czym rzucili się do ucieczki. Jedego z uciekających poznano, jest to robotnik fabryki Krusche i Ender, niejaki Cechowicz, którego poszukuje policja. Ci sami bandyci, po napaści w Rybałtówce, dokonali trzech napadów we wsiach sąsiednich- w Karnyszewicach i Kudrowicach. Straż Ziemska dowiedziawszy się o grasowaniu bandy, dokonała obławy i czterech uczestników napadów podobno aresztowała. (Głos Narodu nr 255/1908 r.)
W pogoń
Wczoraj o godzinie 12 w nocy, kiedy tramwaje elektryczne pomiędzy Łodzią a Pabianicami przestały już kursować i służba konduktorska pozdawała rachunki, do kasy zarządu tramwajów wtargnęło 12 uzbrojonych w brauningi ludzi i groźbą rewolwerów zmusiło znajdujący się w biurze personel do wydania gotowizny. Bandyci zabrali 439 rubli drobną, przeważnie miedzianą monetą, do której kazali sobie dać worki i przeliczywszy uprzednio zrabowane pieniądze, unieśli je z sobą. Wysłane w pogoń za bandytami wojsko na ślad ich nie natrafiło. (Głos Narodu nr 493/1907 r.)
Napad na kasę gminną
We wsi Dłutów pod Pabianicami 4 mężczyzn i 2 kobiety dokonało napadu na kasę gminną, zabrali kilkadziesiąt książeczek paszportowych i pieczęcie gminne. (Przegląd Społeczny nr 8/1907 r.)
Krwawa walka
Z Pabianic donoszą, że do tamtejszej fabryki Krusche i Ender wtargnęła gromada robotników socjalistów i zażądała, żeby robotnicy narodowcy zaprzestali pracować. Na odpowiedź odmowną socjaliści zaczęli strzelać, wskutek czego wywiązała się krwawa walka, której wynikiem było 16 rannych. Sześciu ciężko poszkodowanych odstawiono do miejscowego szpitala fabrycznego, pozostali leczą się w domu. Wskutek tego zaburzenia robotę w fabryce chwilowo zawieszono. (Nowa Reforma nr 122/1906 r.)
Banda opryszków
W nocy z piątku na sobotę, banda złożona z 6 opryszków dokonała napadu na urząd gminy Wymysłów znajdujący się we wsi Dobroń w powiecie łaskim. Opryszki dostawszy się przemocą do kancelarii gminnej domagać się zaczęli wydania pieniędzy od pisarza gminnego wymierzywszy ku niemu rewolwery i zagroziwszy śmiercią w razie oporu lub wzywania pomocy. Zbrodniarze, nie mogąc otworzyć kasy ogniotrwałej, podłożyli pod nią jakieś ciało wybuchowe, które wprawdzie eksplodowało, ale kasy nie uszkodziło.
Wskutek huku zbiegli się ludzie, co widząc bandyci poczęli się cofać, po czym zbiegli. I byliby uszli bezkarnie, gdyby nie ślepy zbieg okoliczności. Oto na plebanii u proboszcza parafii Dobroń, ks. Włostowskiego, znajdowało się właśnie kilka osób, a w ich liczbie naczelnik Straży Ziemskiej z m. Łasku, Miaczkow. Ten usłyszawszy huk, wybiegł na dwór, a dowiedziawszy się o napadzie, cwałem odjechał do odległego o 6 wiorst Łasku, skąd zabrał kozaków i dragonów i z nimi podążył ku Dobroniowi. Przedtem zaś zawiadomił telefonem o wypadku władzę wojskową w Pabianicach; w ten sposób siła zbrojna z dwóch stron zbliżała się ku złoczyńcom.
Złapano ich o 4 wiorsty od Pabianic w pobliżu cmentarza żydowskiego. Wracali z wyprawy do domów, a na widok cwałujących dragonów schowali się w żyto. Wszyscy oni zamieszkiwali w Pabianicach jako robotnicy fabryczni, ostatnimi czasy pozbawieni roboty. Odstawiono ich do więzienia. (Nowa Reforma nr 122/1906 r.)
Rabusie
W nocy ze środy na czwartek, na drodze z Pabianic do Radomska kilku zamaskowanych bandytów napadło na jadących kupców. W ten sposób obrabowano kilkadziesiąt osób, jadących na 14 furmankach. Bandyci zrabowali 3.000 rubli z górą i zbiegli. (Nowa Gazeta Łódzka nr 65/1913 r.)
Oryginalny napad
O oryginalnym napadzie jakichś wesołych bandytów doniósł wczoraj policji mieszkaniec wsi Kudrowice pod Pabianicami – Stanisław Zając. Interesująca ta sprawa w świetle zeznań Zająca przedstawia się w sposób następujący: Gospodarz Madej z Retkini pod Pabianicami wyprawiał huczną zabawę. Goście obojga płci hulali aż drzazgi leciały z podłogi, racząc się w międzyczasie napitkiem i sutą zakąską.
Nagle usłyszano energiczne dobijanie się do drzwi wejściowych. Po usunięciu zawiasów, drzwi pchnięte energicznie zewnątrz szeroko się otwarły. Do domu weszło czterech mężczyzn, w jednej ręce rozwarty błyszczący nóż, w drugiej potężny zębaty kij. Struchlało całe towarzystwo. – Nie przyszliśmy was ani rżnąć, ani rabować. Chcemy się zabawić. Kto zechce zrobić alarm lub opuścić dom, dostanie nożem po gardle lub batem tam, gdzie boli. A teraz muzyka od ucha i… w wasze ręce gospodarzu.
Przymusowa zabawa trwała kilka godzin. Nieproszeni goście nie kazali się prosić do niczego. Jedli i pili co było, w międzyczasie zaś ogniście obtańcowywali zebrane dziewczyny. Nie czyniąc nic złego nikomu. Nad ranem oknami opuścili gościnny dom. Policja z prawdziwym zainteresowaniem stara się odszukać tych oryginalnych
Autor: Sławomir Saładaj