Najpiękniejsze miasto na P.
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęPabianice występują w tekstach literackich i dziennikarskich jako symbol tzw. małej ojczyzny, która wydaje się najlepsza i najpiękniejsza. Miejsce położone już nie nad Dobrzynką, ale zgoła nad mityczną rzeką Sambation. Jednocześnie jeden z głośnych autorów przestrzega przed nadmiernym samozadowoleniem, które ilustruje „pabianicka” anegdota, kolportowana wśród międzywojennych globtroterów.
Melchior Wańkowicz (1892-1974) – pisarz, dziennikarz – tuż przed wybuchem II wojny światowej opublikował w Ilustrowanym Kurierze Codziennym (IKC, 21.08.1939) artykuł „Jeśli to psychoza – leczmy Polskę z tej psychozy”, w którym podejmuje temat nie całkiem uzasadnionego optymizmu społecznego i narodowego wobec nadchodzących wydarzeń.
„(…) Dr Jarosz, znany podróżnik polski, opowiadał mi, że na dalekiej Alasce spotkał robotnika jąkałę, który go spytał, jakie jest najpiękniejsze miasto na świecie? – „Nie – powiada – nie Nowy Jork, ani nie Londyn, tylko P… P… P…”, poczyna się jąkać. Okazało się, że nie ma wcale na myśli Paryża, tylko … Pabjanice.
Na Alasce uściskałbym chłopa za to, ale gdyby mi Pabianiczanin to powiedział, tobym wzruszył ramionami. On powinien wiedzieć, że w tych Pabjanicach jest wcale nie tak jakby chciał. Powinien o tem czynnie wiedzieć. Tak jak czynnie o tem nie mógł myśleć emigrant na Alasce. „
Autorem anegdoty jest Stefan Jarosz (1903-1958) – geograf i podróżnik, docent Uniwersytetów Poznańskiego i Warszawskiego, inicjator utworzenia Związku Podhalan w Ameryce Północnej.
Andrzej Chciuk (1920-1978) – pisarz, poeta i dziennikarz emigracyjny - w książce „Ziemia księżycowa” (1972) przywołuje Pabianice, aby lepiej zrozumieć swoje zafascynowanie Drohobyczem i Wielkim Księstwem Bałaku.
„Wracamy pociągiem przez Chyrów i Sambor, w Chyrowie naprawdę przywidział mi się Stefan Jarosz, stał tyłem obrócony, na pewno on, patrzę: i te włosy i ta lekka łysina i ta marynarka w kratki, więc go zachodzę i buch w plecy, a czemuś draniu na pogrzeb Stryjcia księdza nie zdążył? Facet, który się obraca jest zupełnie obcy, patrzy na mnie, pętaka, zdziwiony i nie wie czy mi dać w gębę, czy się uśmiechnąć. Ja uciekam, bąkając przepraszam, pomyłka, a on mnie za halc i pyta:
- To kto ja niby miał być?
- Stefan Jarosz, nasz kuzyn, ten podróżnik. Miał przyjechać na pogrzeb – tłumaczę, ale zbiera mi się na płacz, bo facet trzyma mnie w swych łapach jak w kleszczach.
- Ten podróżnik? – śmieje się nieznajomy. – Powiedz mi czy on blagował z ta historią z traperami na dalekiej kanadyjskiej północy, co go odratowali, a dowiedziawszy się, że on z Europy, jeden z nich przyznał, iż rodzice jego pochodzą tez z Europy, z najpiękniejszego miasta Europy, zaczynającego się na P.
- Paryż? – pyta Jarosz. – Nie! Petersburg? Nie! Palermo? Nie, no, ileż może być tych pięknych miast w Europie, których nazwy zaczynają się na P.?
Wreszcie traperowi rozjaśnia się twarz i przypomniawszy sobie ogłasza tryumfalnie:
- Pabianice!
(…) a może ze mną też tak jest jak z rodzicami tego trapera, którzy dziecku mówili jakie ich miasteczko cudne. Ale komu ja zasunę bajer, że Drohobycz był taki piękny? Nie zasunę, bo nie był, bo to miła i nudna i brudna i biedna, i urocza, i śliczna i nędzna prowincja, tyle, że byłem tam młody.”
Anegdota „pabianicka” wraca w książce Kalmana Segala (1917-1980) – pisarz, poeta, dziennikarz radiowy - „Nad dziwną rzeką Sambation”(1957). Dla autora stanowi inspirację do opisu rodzinnego Sanoku nad Sanem.
„Zdaje się, że to nasz świetny pisarz i podróżnik Arkady Fiedler napisał gdzieś znamienną anegdotę o pewnym polskim emigrancie, który zwiedziwszy trzy czwarte kuli ziemskiej, na starość osiadł w Argentynie. Fiedler zapytał tego obieżyświata , które z widzianych miast uważa za najpiękniejsze. Odpowiedź brzmiała: Pabianice… rodzinne, kochane Pabianice, zadymione i brudne – miasto, z którego emigrant wyszedł przed wielu laty na daleką i długą włóczęgę. Myślałem o tej anegdocie jadąc w celu napisania reportażu nie do Pabianic, lecz zupełnie w inne strony Polski – do małego powiatowego miasteczka nad Sanem. Niecierpliwiła mnie długa zbyt powolna jazda.”
Jarosz
Stefan Jarosz – geograf i obieżyświat - spopularyzował tak skutecznie wypowiedź pewnego emigranta z „najpiękniejszych” Pabianic, że odtąd wielu autorów zaczęło w podobny sposób traktować swoje rodzinne miasteczka, będące synonimem „małej ojczyzny”.
Kielecki Express Codzienny: Niezmiernie interesujący odczyt pod tytułem „Wpływ środowiska na wychodźstwo polskie w Ameryce Północnej” wygłosił ceniony geograf i podróżnik dr Stefan Jarosz w Polskim Instytucie Współpracy z Zagranicą wobec licznie zgromadzony słuchaczy, wśród których obecni byli: ambasador RP w Waszyngtonie Tytus Filipowicz i były poseł RP w Rio de Janeiro dr Tadeusz Grabowski. Ten ostatni zagaił zebranie, przedstawiając prelegenta obecnym, którzy z dużym zaciekawieniem wysłuchali odczytu. Prelegent mówił najpierw o pionierskiej pracy pierwszych emigrantów. (…)
Prelegent nakreślił kilka ciekawych typów emigrantów. Dr. Jaroszowi zdarzyło się zachorować na Alasce. Wieść o tym rozeszła się widocznie po okolicy, bo nagle zjawił się u niego lekarz - Polak dr Jan Folwarczny ze Śląska Zaolziańskiego, który przybył specjalną motorówką z odległości 90 mil angielskich i zaczął od ostrego wymyślania: „Co? Polak? I nie wstyd panu chorować?”
Pragnąc zebrać materiał do swych studiów dr Jarosz zaciągnął się do pracy jako tragarz portowy. Miał wśród swych kolegów pewnego jąkałę, którego narodowości się nie domyślał. Pewnego wieczoru, gdy wszyscy zebrani wychwalali swe miasta rodzinne, uważając je za najpiękniejsze zabrał głos również jąkała i z niesłychanym wysiłkiem udowadniał, że najpiękniejszym miastem na świecie są … Pabianice, gdzie się urodził, jako Ludwik Nowak. (Kielecki Express Codzienny nr 176/1939 r.)
Konstanty M. Stecki – profesor nauk przyrodniczych, botanik – w „Pamiętnikach” (2014): Urodziłem się 29 lipca 1885 r. w Hrubieszowie. Tam spędziłem swoje dziecinne lata. Hrubieszów! Ileż wspomnień nazwa ta wywołuje! Ileż przeżyć, wzruszeń i radosnych dziecinnych dni przypomina! Jakże pięknymi pozostały w mej pamięci obrazy jego ogrodów, kościołów, Huczwy. Oceniane zapewne jeszcze i teraz przez pryzmat dziecięcych zachwytów życiem.
Jeden z moich wybitnych uczniów, Stefan Jarosz, spotkawszy kiedyś w Ameryce osiadłego tam Polaka, usłyszał od niego opinię, że najpiękniejszym widzianym przez niego miastem, a zwiedził wszystkie największe miasta Ameryki i większość stolic Europy są Pabianice, gdzie się urodził i spędził lata dzieciństwa. Zapewne i mój zachwyt Hrubieszowem polega w znacznym stopniu na ocenie z analogicznej perspektywy.
Autor: Sławomir Saładaj