www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Gród ciekawy

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Nowa osada fabryczna skupiająca obcokrajowców – przedsiębiorców i fachowców oraz przybyszy z okolicznych wsi – terminatorów i robotników pozostawała w wieloletnim konflikcie z obywatelami Starego Miasta – potomkami mieszczan z czasów kapituły krakowskiej, kierującymi się dawnymi przyzwyczajeniami i tradycjami, które były przeszkodą na drodze modernizacji, o czym pisali korespondenci warszawskiego Głosu.

„Czarownicy” i „czarownice”

Rzadko daje się spotkać w którymkolwiek z pism warszawskich jakaś wzmianka o naszym mieście. A szkoda, gdyż Pabianice bądź co bądź to gród ciekawy, przynajmniej pod pewnymi względami. Otóż kilka tych rysów chcę podać waszemu pismu.

Pabianice, przedmieściem Łodzi słusznie zwane, leżą w odległości dwóch mil od swojej metropolii przemysłowej. Mieszkańców liczą ogółem 19 tysięcy, w tym 13 tysięcy stałych i 6 tysięcy niestałych; przy obliczaniu przedstawicieli różnych narodowości dowiadujemy się, iż posiada miasto 10 tysięcy Polaków, przeszło 5 tysięcy Niemców i 3,5 tysiąca Żydów.

Rzeczka Dobrzynka dzieli miasto na dwie połowy: Stare i Nowe Miasto. Stare Miasto zamieszkałe jest wyłącznie przez Polaków i Żydów. Nowe zaś prawie wyłącznie przez Niemców, a także i Żydów. Wskutek więc takiego rozmieszczenia się nieprzyjaznych sobie narodowości, rzeczka Dobrzynka odgrywa rolę muru chińskiego, aczkolwiek nie z cegieł lub kamieni, lecz z różnicy przekonań i dążeń zbudowanego.

A co do oświaty mieszkańcy Nowego i Starego Miasta różnią się znacznie: o ile każdy przedstawiciel rasy teutońskiej czytać i pisać potrafi, a często i pisma z „Vaterlandu” prenumeruje, o tyle potomkowie plemienia Lecha nawet fabryki własne posiadający od dzieci lub żony podpisywać swoje nazwisko uczyć się muszą. Toteż przez tą ciemnotę i zacofanie, gwałtowne odpychanie od siebie wszelkich źródeł światła, Niemcy nazywają obywateli i obywatelki Starego Miasta ”czarownikami” i „czarownicami”, a wypadek przeprowadzenia się takiego „pana obywatela” na Nowe Miasto wywołuje wśród Niemców – sąsiadów dość krzywdzące dla przeprowadzającego się wzajemne ostrzeganie. Dzięki tej ciemnocie najwięcej rozpowszechnionym procederem jest utrzymywanie szynków, które takie świetne dają zarobki, że każdy obywatel, który ma zamiar dom nowy wybudować a nie posiada potrzebnego na ten cel kapitału, zakłada przed lub po wybudowaniu domu szynk i w krótkim czasie nie tylko swoją kamienicę z długów oczyści, ale i na starość pewien kapitalik do banku na przechowanie pośle. W ten sposób pierwsi obywatele dorobili i dorabiają się majątku.

Nie traćmy jednak nadziei, nasze miasto się rozwija, żółwim krokiem wprawdzie, ale bądź co bądź – rozwija. Zaczęliśmy od upiększania swego ciała przez gustowny i elegancki ubiór. Panowie, młodsza generacja zwłaszcza, w niedzielę (w dzień roboczy chodzenie w jednej nawet bieliźnie uchodzi) ubierają się tak szykownie, że za lat parę dorównają warszawskim elegantom. Panie już zaczynają nosić parasolki i kapelusze… do tego czasu była moda chodzenia bez kapelusza nawet w jedwabnej sukni, skrojonej podług przedostatniej mody wprawdzie, ale nie rażącej jeszcze i przypominającej ubieranie się przeciętnej sługi warszawskiej. Obecnie panie zarzucają całkowicie tę połowiczną modę i kapelusz już zaczyna należeć do jednej z koniecznych części składowej naszej płci pięknej.

Do czynników dodatnio wpływających na nasz rozwój umysłowy należy sąsiedztwo wyżej pod względem cywilizacyjnym stojących Niemców. Dalej posiadanie czterech szkół przepełnionych łaknącymi wiedzy dziećmi, w końcu zaś wysyłanie przez zamożnych obywateli swych synów do szkół publicznych. Synowie ci swym wpływem jak też i wzbudzeniem współzawodnictwa innych ojców do kształcenia swych dzieci w różnych kierunkach nakłaniają. W ostatnich czasach ruch w tym kierunku przycichł nieco, a to z tego powodu, że niektórzy obywatele, przekonawszy się doraźnie, że posiadanie przez nich majątku nie wpływa jednak na zrodzenie się bystrości i pojętności w umyśle syna i będąc zmuszonym do odebrania ze szkół swych synków, którzy żadnych nie robili postępów – obecnie mszczą się za wyrządzenie im takiej „niesprawiedliwości” przez usilne odradzanie noszącym się z podobnymi zamiarami „kumotrom” takiego „wyrzucania w błoto” pieniędzy. Wielu to jednak nie zraża, czego dowód, że i obecnie posiadamy kilku młodzieńców , kształcących się w szkole p. Fabianiego w Nowo-Radomsku(obecnie Radomsko). Całą więc nadzieję szybszego rozwoju i podniesienia oświaty wśród ludności naszego miasta pokładamy w tym młodym, obecnie kształcącym się pokoleniu. Oby nas nie zawiodło!

Tyle o Starym Mieście, o Nowym Mieście, a właściwie stosunkach fabrycznych, gdyż wszystkie fabryki tam są położone, pomówimy innym razem. Elbis (Głos nr 17/1893 r.)

[Szkoła Feliksa Franciszka Fabianiego, do której wysyłano pabianiczan ze Starego Miasta, była Pensją Prywatną Męską otwartą w 1862 roku. Liczyła trzy klasy: wstępną, pierwszą, drugą. Później rozbudowano ją do pięciu klas: preparanda, przedwstępna, wstępna, pierwsza, druga. Pierwsze trzy pełniły funkcje szkoły elementarnej, w dwóch następnych realizowano program gimnazjum, m. in. z nauką języków obcych: francuskiego, niemieckiego i łaciny.]

Miasto nie przestaje się wznosić

Ukończony niedawno spis ludności wbił nas w pewną dumę, świadcząc, że Pabianice należą do ludniejszych miast kraju, liczą bowiem 27 tysięcy mieszkańców. Przy spisie tym dały się zauważyć nie bywałe chyba gdzieindziej stosunki i tak na przykład w jednej rodzinie synowie z ojcem za język ojczysty uważali polski, córki zaś z matką – niemiecki.

Znaczną większość ludności stanowią tutaj robotnicy fabryczni, pod względem rozwoju intelektualnego i moralnego stojący w ogóle na bardzo niskim stopniu. Co do położenia materialnego tej masy, uważanej za najgodniejszy litości proletariat, los ich jest lepszy od doli robotników rolnych, toteż praca w fabryce jest celem marzeń każdego wyrostka i dziewczyny wiejskiej.

Złą stroną medalu są kryzysy, zmuszające część wydalonych robotników wprost do żebraniny, jak to miało miejsce tej zimy. Pomimo pewnego w interesach fabrycznych zastoju, odbijającego się na całym biegu życia tutejszego, miasto nie przestaje się wznosić, mamy porządne bruki, a nawet chodniki wzdłuż głównej ulicy. Przybyła niedawno bardzo pożądana druga apteka, a nawet zakład fotograficzny. Z inicjatywy tutejszego prezydenta doczekamy się też wkrótce Towarzystwa Dobroczynności, które zostało już zatwierdzone przez władzę wyższą.

Obecnie roznamiętnia umysły sprawa budowy drugiego kościoła, dzieląca katolickich obywateli miasta na dwie partie, z których każda chce mieć kościół w przeciwnym końcu miasta. Pomimo stanowczo zdecydowanej przez władzę diecezjalną budowy kościoła na Nowym Mieście, spór coraz się zaognia i dochodzi do rozmiarów wrogiej walki, nie zważającej na godziwość środków.

Nie tylko jednak mieszczanie nasi kłócą się między sobą, tak zwana inteligencja również nie odznacza się solidarnością, najczęściej też wszelki projekt spotyka od razu silną opozycję, tłumiącą go w zarodku.

Wyjątkowo silnym echem odbił się u nas projekt uczczenia pomnikiem Mickiewicza i jest nadzieja, że gdy sprawa wejdzie na realniejsze tory, Pabianice nie pozostaną za innymi w ofiarności.[Mowa o pomniku Adama Mickiewicza znajdującego się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, który został odsłonięty w stulecie urodzin poety 24 grudnia 1898 r.] Charakterystyczne w tym wypadku jest to, że inicjatywa nie wyszła, jak bywa zwykle, z grona młodych. Młodzież nasza trzyma się z daleka od spraw ogół interesujących, czas wolny od zawodowej pracy spędzając według nabytych za granicą zwyczajów. (Głos nr 17/1897 r.)

Weber i szpiner

Przesyłam wam dziś kilka danych ze statystyki naszego miasta. Pabianice, leżące o dwie mile od Łodzi, a należące do powiatu łaskiego, posiadają oprócz wielu ręcznych tkalni, cztery wielkie parowe fabryki, zatrudniające razem do 5000 robotników.

Ogólna liczba mieszkańców 12.899 – w tej liczbie mężczyzn 6.110, kobiet 6.789, którzy podług wyznania dzielą się na katolików – 7.051, protestantów – 2.513, żydów- 2.600, braci morawczyków – 590, reformowanych -100, prawosławnych – 20, kalwinów – 15 oraz 10 anglikanów.

Cała ludność zamieszkuje 620 domów, z których 220 jest murowanych, reszta zaś są to drewniane, przeważnie parterowe domki, niewiele różniące się od wiejskich „czworaków”. Naturalnie, że prawie wyłącznie są one zamieszkane przez robotników fabrycznych, mało dostających tu mieszkanie przy fabryce oraz przez biedniejszych rzemieślników, których liczba tu jest dość znaczna.

Sądząc z małej liczby zagranicznych poddanych, zdawać by się mogło, iż Pabianice są par excellence polskim miastem i tym samym zasadniczo różnią się od innych naszych miast przemysłowych, gdzie jak wiadomo panującym językiem jest niemiecki. Niestety, tak nie jest, gdyż więcej niż połowa ludności są to, jak sami się nazywają „russische Deutschen”, i jakkolwiek w swej lojalności graniczą często z serwilizmem, nie przeszkadza im to jednak zawsze i wszędzie pozostawać wiernymi synami Germanii, których do naszego kraju przywiązuje li tylko widok lepszej egzystencji, poza tym są oni jego interesom nie tylko zupełnie obcy, ale nawet rzec można – wrodzy.

Nic dziwnego, że po polsku mówić wcale nie umieją lub też mówią tylko z konieczności. Znam wielu z tych „russische Deutschen”, którzy tu się urodzili, tu szkoły pokończyli, władają więc dobrze polskim i ruskim językami, jednakowoż między sobą absolutnie nigdy ich nie używają. Znajomością rosyjskiego chętnie popisują się wobec osób urzędowych, w ten sposób manifestując swą lojalność; po polsku zaś ani ze swymi kolegami, rdzennymi krajowcami, a tym mniej ze swymi podwładnymi oficjalistami (urzędnikami) i robotnikami pod żadnym warunkiem mówić nie chcą.

Co do niemczyzny, zauważyłem w wielu fabrykach szczególny rys charakterystyczny. Oto robotnicy Polacy, umiejący mówić po niemiecku, jakkolwiek między sobą porozumiewają się rodzimym językiem, do swych zwierzchników, choćby ci ostatni chętniej po polsku mówili, zwracają się jednak zawsze w niemieckim, uważają go poniekąd za fabryczno-urzędowy język. Zdarza się często, że robotnik, nie umiejący ani słowa po niemiecku zapytany, czy jest tkaczem lub prząśnikiem odpowie przecząco, że nie, gdyż jest „weberem” lub „szpinerem”.

Tutejsi „russische Deutschen”, jak inni ich bracia, przy każdej nadarzającej się sposobności zapewniają dawną ojczyznę swą, iż o niej nie zapomnieli i nie zapomną nigdy: „Lieb Vaterland magst ruhig sein”, bo za ciebie twoi wierni synowie czuwają nawet poza twymi granicami. Jak też przy małej liczbie zagranicznych głęboko zakorzeniona jest niemczyzna, niechaj dowiodą następujące cyfry. Do Pabianic przychodzi 380 gazet, w tej liczbie niemieckich 247 (65%) , polskich 102, rosyjskich 27, angielskich 2, francuskich 1 i hebrajska jedna.

Wprost pocztą przychodzi 154 gazet, za pośrednictwem księgarni tutejszej 226, z których niemieckich 190, polskich 34 i 2 angielskie. Z pism polskich mają tu prenumeratorów: „Gazeta Świąteczna” – 26, „Kurier Codzienny” i „Dziennik Łódzki” po 10, „Dziennik dla Wszystkich” – 8, „Bluszcz” – 5, „Gazeta Warszawska” – 4, ”Wiek”, „Przegląd Katolicki”, „Zorza”, „Wędrowiec” i „Tydzień” po 3, „Głos”, „Prawda”, „Wieczory Rodzinne”, „Misje Katolickie” i „kurier Warszawski” po 2, wreszcie „Kraj”, „Życie”, „Biesiada”, „Izraelita”, „Mucha”, „Gazeta Lekarska”, „Kurier Poranny”, „Przegląd Tygodniowy”, ‘Tygodnik Romansów i Powieści”, „Romans i Powieść”, „Tygodnik Mód” po 1.

Z niemieckich najwięcej „Buch fὕr Alle” – 26, Lodzer Zeitung”, „Tageblatt” po 22, „Moden Welt” – 20, „Wachter unter Kreuz” – 18, „Gartenlaube”, „Bazar” po 12, „Jugendblatter”, „ Fὕr’s Haus’, „Chronik der Zeit” do 10.

W tym miejscu uważam za stosowne zrobić wzmiankę o czytelni jaką pp. Kindlerowie urządzili przy fabryce dla swych oficjalistów. O ile słyszałem przy czytelni będzie także istnieć wypożyczalnia książek. Fakt ten godzien jest uznania i naśladownictwa, pozwolę sobie jednak zrobić małą uwagę. Oto: czyżby nie można było rozszerzyć działalności czytelni i dopuścić do niej także robotników? Nie potrzebujemy chyba objaśniać, jakie by z tego dla tych ostatnich wyniknąć mogły korzyści. Przy dobrej woli kierowników dałoby się to z łatwością uskutecznić.

Do tutejszych trzech elementarnych szkół uczęszcza 989 dzieci: 529 chłopców i 460 dziewcząt, z tych w szkole katolickiej jest 507 (280 chłopców i 227 dziewcząt) w ewangelickiej 392 (215 chłopców i 177 dziewcząt). Przy szkołach: katolickiej i ewangelickiej istnieją niedzielne wykłady dla terminatorów, których jest w pierwszej 128, a w drugiej 15. Podług rzemiosł dzielą się w szkole katolickiej: tkaczy 70, szewców 17, ślusarzy i kowali 7, w ewangelickiej: szewców 3, tkaczy 4, bednarzy 2 i drukarzy, stolarzy, kotlarzy i ślusarzy po jednym. W końcu dodam jeszcze, że w mieście znajduje się 48 szynków, z których osiem należy do Żydów, reszta zaś w przeważnej części do naszych „bὕrgerów”. (Głos nr 52/1888 r.)

Krajowcy próżniakami

Teraz przenieśmy się do Pabianic skąd mam do zanotowania świeży fakt, świadczący o mądrości kapitalistycznej p. Rudolfa Kindlera. Oto dowcipny ten przemysłowiec zniżył zapłatę swym robotnikom, nie zawiadomiwszy ich o tym na dwa tygodnie pierwej. Skutkiem takiej samowoli pana chlebodawcy robotnicy porzucili tłumnie robotę.

W ogóle p. Rudolf Kindler lubi popierać pracę krajową nie tylko przez zaniżanie płacy lecz i przez sprowadzanie z zagranicy np. buchalterów, poczciwych Niemiaszków. Sławniejszym jednak od ojca jest syn, p. Oskar Kindler, o którym muszę wam trochę powiedzieć. Choć to są już stare rzeczy. Stare to prawda, ale jare.

Gdy w roku zeszłym oddział warszawski Towarzystwa Popierania Przemysłu i Handlu zwrócił się do oddziału łódzkiego z wnioskiem w kwestii przyjmowania praktykantów do fabryk, wówczas na zebraniu po odczytaniu wniosku, pan Elzenberg w długiej i pięknej przemowie prosił o zapisanie do protokółu , iż oddział łódzki z radością wita wniosek oddziału warszawskiego i że przemysłowcy łódzcy gotowi są od tej pory przyjmować praktykantów krajowców do swych fabryk.

Wszystkich obecnych na zebraniu bardzo mało to obchodziło, toteż zajęci byli pogawędką między sobą i słowa p. Elzenberga bez żadnych przeszkód dostałyby się do protokołu, gdyby nie przypadek, że p. Oskar Kindler, który także rozmawiał z sąsiadem, w chwili gdy p. Elzenberg kończył swą mowę, zapalał właśnie papierosa, dzięki czemu usłyszał koniec przemowy.

Oburzony zerwał się z miejsca i zaczął dowodzić, iż Polacy niezdatni są na praktykantów, ponieważ chorują na wielkich panów, sypiają długo, nie chcą wcześnie wstawać i są próżniakami. (Głos nr 32/1887 r.)

Niechlujność mieszkańców

Zdawałoby się, że bliski wzór niemieckiej połowy Pabianic, tak zwanego Nowego Miasta będzie skutecznym bodźcem do poprawy zaśniedziałych stosunków, panujących w polskiej dzielnicy, w Starym Mieście. Gdzie tam! Proszę porównać. Nowe Miasto na przykład jest oświetlone przeważnie elektrycznością. Właściciel motoru wystąpił z propozycją oświetlenia za przystępną cenę całego miasta, cóż kiedy panowie obywatele uważali przejście od ciemności egipskich do jasności „elektrycznej” za skok zbyt gwałtowny i uradzili obdarzenie rogów ulic kopcącymi lampami naftowymi.

Nowe Miasto prenumeruje moc dzienników, tygodników, miesięczników, niemieckich przeważnie. Stare Miasto z trudem się zdobywa na niewielką ilość egzemplarzy „Dziennika dla Wszystkich”, „Gazety Świątecznej”, „Zorzy”, resztę swych potrzeb duchowych zastępując pogawędką w szynkach, utrzymywanych przez najzamożniejszych i najpoważniejszych obywateli.

Nowe Miasto ma sporo zieleni, ogrodów, sadów, drzew na ulicach, na Starym Mieście zaledwie gdzieniegdzie dojrzeć można usychającą topole lub kasztan skarłowaciały. Dopiero na krańcach miasta spotykamy większe drzew kępy. Słowem różnica znaczna.

Jednym z najświeższych dowodów zaznaczonego wyżej wstrętu do zmian wszelkich służyć może sposób przyjęcia przez miasto nakazu magistratu dotyczącego ułożenia chodników kamiennych przed domami. Komisja sanitarna motywowała swoje orzeczenie niechlujnością mieszkańców wylewających przed dom wszelkie nieczystości, które wypełniają dołki pomiędzy kamieniami źle zabrukowanych trotuarów i zarażają powietrze rodzącymi się w tych warunkach miazmatami.

Innowacja ta, wyciągająca z kieszeni około 30 rubli wyprowadziła z równowagi spokojnych mieszkańców grodu. „Nasi ojcowie”, mówili, „nie znali żadnych trotuarów i dobrze im było, i my się obejdziemy bez tych porządków”.

Protesty atoli na nic się przydały. Opornych magistrat zmuszał sądownie, komisja sanitarna bowiem, z którą zgodnie działał magistrat, ma nadaną sobie, od czasów cholery, dość dużą władzę i samodzielność w przeprowadzaniu różnych ulepszeń, uzdrowienie miasta na celu mających. Będą tedy Pabianice miały chodniki w roku bieżącym na głównej ulicy i jej bocznicach, w następnym zaś na wszystkich pozostałych. Leonard Lorentowicz (Głos nr 41/1896 r.)

Nożownicy w ciemnościach egipskich

 Jeżeli Tomaszów szczyci się tym, że „nareszcie” doczekał się grabieży, my możemy być jeszcze dumniejsi, bo mamy „nareszcie swoich nożowników”. Przed paru tygodniami zaledwie sąd piotrkowski skazał na ciężkie roboty jednego z tutejszych rycerzy, nie zastraszyło to jednak widocznie nikogo, bo oto w ciągu jednego tygodnia mamy do zanotowania aż dwa wypadki zakłucia nożem. W zeszły wtorek tkacz z fabryki Kopela, Koziara napadł na ulicy kolegę swego i zranił go nożem.

Pobudką tego zbrodniczego występku była błaha sprzeczka. Drugi wypadek miał miejsce w czwartek. Na jednej z najruchliwszych ulic o godzinie 8 wieczorem trzech drabów napadło na rytownika fabryki Endera i zraniło go nożem w głowę. W napadzie główny udział przyjmował wspomniany już Koziara.

Nie tylko jednak kronika kryminalna daje nam prawo do miana wielkiego miasta, bo oto wyprzedziliśmy nawet Warszawę, zaprowadziwszy oświetlenie elektryczne. Co prawda stało się to dzięki prywatnej ofiarności, z której korzysta zaledwie jedna i pół ulicy. Poza nimi panują egipskie ciemności. Miasto ulic nie oświetla, pozostawiając to inicjatywie prywatnej. Nieliczni obywatele wywieszają przed domami latarnię, wzbudzają prawdziwą wdzięczność. Tym większa należy się panu Enderowi za jego „elektrykę”. Bylibyśmy mu jednak jeszcze wdzięczniejsi, a nawet skwitowalibyśmy go z lamp, oświetlających pół ulicy, gdyby zechciał kupić maszynę hermetyczną Bergera, albo rozporządził się przynajmniej, żeby jego siwek nie przeciągał z ażurową beczką przez główne ulice przed 12 w nocy. (Głos nr 45/1888 r.)

Głos. Tygodnik Literacko-Społeczno-Polityczny , od 1900 roku podtytuł Tygodnik Naukowo-Literacki, Społeczny i Polityczny; polski tygodnik wydawany od 1886 do 1905 r. w Warszawie.

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij