www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Cechy dobrobytu

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

W 1929 roku Łódź i Pabianice odwiedzili reporterzy  Kuriera Wileńskiego, w naszym mieście zauważyli nawet „cechy dobrobytu” (sic!).

Podjeżdżając do rejonu Łodzi i widząc las kominów, dymiących z pobliskich Pabianic, Zgierza i innych miejsc fabrycznych, wiemy od razu, że znajdujemy się w ośrodku przemysłu tkackiego, obsługującego nie tylko Polskę, ale i zagranicę, mianowicie kraje azjatyckie. Łódź od dawna polskim Manczesterem zwana, przedstawia dziwną mieszaninę wielkiego rozmachu fabrycznego, niektórych świetnie postawionych urządzeń społecznych i w dziedzinie szkolnictwa, ale w innych skandaliczną niedbałość o zdrowie mieszkańców. Czy się da pomyśleć, że takie miasto, którego ludność sięga 700 tys. nie jest jeszcze skanalizowane?

Toteż powietrze w tej Łodzi jest nader nieprzyjemne, po prostu smrodliwe, a brak zadrzewienia źle brukowanych, kocimi łbami, ulic, gęstość zaludnienia, przepełnienie mieszkań  i ciągły duży ruch na ulicach, tworzą nieprzyjemne warunki sanitarne. Magistrat, aczkolwiek notorycznie lewicowy, niezbyt dobrze pamięta o robotnikach i biedniejszej ludności, pozostawionej na pastwę kurzu i zaduchu. Jest tylko jeden ogród i ten nie wystarcza mieszkańcom. Bardzo uczęszczane jest kino Współdzielcze urzędników państwowych i komunalnych, dobrze przewietrzane na odkrytym miejscu, gdzie niestety słychać dźwięki bałałajek i śpiewy rosyjskie, przy akompaniamencie do filmu „Żywy trup” Tołstoja.

Kawiarnia Esplanada i Grand Hotel, wspaniałe, drogie i niedbale obsłużone, kelnerzy siadają z dezynwolturą przy stolikach, opodal gości i nie spieszą się do nich. Wszyscy, nie wyłączając właścicieli wspaniałych pałaców, narzekają na zastój i brak gotówki, ale zdaje się, że to zwykłe polskie biadolenie., bo ludność  na ulicy ubrana strojnie, automobile krążą gęsto, strajków i zwolnień masowych nie ma, a ilość bezrobotnych nie wzrasta.

Wszystkie ośrodki  fabryczne na dalekiej przestrzeni są połączone tramwajami elektrycznymi i ruch jest bardzo intensywny.

Zwiedzamy w Pabianicach fabrykę Krusze i Ender, wielkie warsztaty – przędzalnie bawełnianych wyrobów, zatrudniające około 6 tysięcy robotników. Miasteczko duże, czyste, ulice zasadzone drzewami, ludność nosi cechy dobrobytu. W całym tym ośrodku pracy daje się zauważyć jedna kapitalna zmiana na lepsze od czasu objęcia kraju przez rząd własny. Oto poprawiła się bardzo znacznie dola robotnicy i małoletnich pracowników, ubezpieczona jest matka i jej dziecko przez odpowiednie instytucje, w salach zaprowadzono wiele urządzeń sanitarnych, jak wentylacje, ochraniacze przy transmisjach, również w dziedzinie ubezpieczeń społecznych, ma tu robotnik wszystko co ustawa przewiduje. (…) (Kurier Wileński nr 173/1929 r.)

600-lecie Pabianic

W listopadzie 1933 roku Kurier Wileński (str. 2) odnotował 600-lecie Pabianic w krótkiej notce ilustrowanej zdjęciem zamku.

„Przemysłowe miasto województwa łódzkiego Pabianice, obchodzi 600-lecie swego istnienia. W dawnych wiekach Pabianice i okoliczne wsie znane w kronikach jako kasztelania Chropy należała do księcia panującego. W roku 1086 Władysław Herman ofiarował kasztelanię chropską kapitule krakowskiej. Kasztelania pod rządami kapituły rozrastała się stale i w XV wieku liczyła już dwa miasta (Pabianice i Rzgów) oraz 29 wsi. Władysław Łokietek wynosi Pabianice do godności miasta. Dziś Pabianice liczą 50 tysięcy mieszkańców. Na zdjęciu zamek kapituły krakowskiej w Pabianicach z XVI wieku, obecnie siedziba magistratu”. (Kurier Wileński nr 305/1933 r.)

Kurjer Wileński: niezależny organ demokratyczny. 1933, nr 305

Otto Alfred Henning

Kurier Wileński donosił także o ohydnym morderstwie w pobliżu Oszmiany dokonanym przez Otto Alfreda Henninga – członka klubu sportowego w Pabianicach.

Na terenie gminy krewskiej, pow. oszmiańskiego wykryto w tych dniach ohydne morderstwo, którego szczegóły przedstawiają się jak następuje. W pobliżu Oszmiany znajduje się folwark Babieniszki – własność  osadnika wojskowego, kapitana rezerwy wojsk polskich Bronisława Beniszewicza.

W dniu 25 X br. władze bezpieczeństwa powiatu oszmiańskiego zostały zaalarmowane tajemniczym zaginięciem właściciela tego folwarku, który znikł w zagadkowy sposób, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Wszczęte poszukiwania nie doprowadziły do wyświetlenia tajemnicy. Dopiero w dniu 7 bm. mieszkańcy wspomnianego folwarku dokonali straszliwego odkrycia. Podczas sprzątania stodoły będącej własnością zaginionego robotnicy znaleźli pod stogiem słomy worek, od którego szedł jakiś nieprzyjemny zapach.

Po otwarciu worka robotnicy z przerażeniem zobaczyli, że leżą w nim poćwiartowane zwłoki właściciela folwarku Beniszewicza. Zwłoki znajdowały się w stanie rozkładu, co wskazywało, że morderstwo zostało dokonane przynajmniej  przed paru tygodniami.

O straszliwym odkryciu doniesiono policji, władzom sądowo-śledczym, które natychmiast przystąpiły do przeprowadzenia dochodzenia. Sekcja zwłok pozwoliła ustalić, iż Beniszewicz został znienacka napadnięty przez zabójcę, który ogłuszył go uderzeniem jakiegoś ciężkiego narzędzia w głowę po czym zadał mu siekiera cały szereg śmiertelnych ran. Po dokonaniu zbrodni zabójca wpakował zwłoki swej ofiary do worka i schował je pod dużym stogiem słomy.  Morderca był na tyle przezorny, że zdążył zatrzeć  wszelkie ślady zbrodni, jak siekierę, plamy krwi na podłodze itd.

Po ustaleniu tych okoliczności  policja znalazła się przed zagadką kto jest mordercą. Wszczęto energiczne poszukiwania, które na razie nie dawały pożądanego rezultatu. I dopiero ustalenie następującej okoliczności pozwoliło po nitce dotrzeć do kłębka. Podczas ustalania personaliów osób przebywających w folwarku Babieniszki przypomniano, że  tu ostatnio zatrudniony był w charakterze parobka stały mieszkaniec Komiszewicz, pow. łaski wojew. łódzkiego Otto Alfred Henning, Niemiec z pochodzenia. Przy czym mieszkańcy folwarku zwrócili uwagę na fakt, że mniej więcej w tym czasie kiedy zaginął Beniszewicz, znikł również z folwarku i ów parobek, który wyjechał w nieznanym kierunku.

Pośpieszna ucieczka Henninga wydała się podejrzana. Prowadząc więc w dalszym ciągu dochodzenie  policja ujawniła następujące szczegóły, które wyraźnie wskazują na Henninga jako sprawcę ohydnej zbrodni. Okazało się, że w dniu 24 X rb. śp. Beniszewicz udał się do Wilna w towarzystwie Otta Alfreda Henninga, gdzie otrzymał w Banku Rolnym pożyczkę w wysokości 2.600 zł.

Mieszkańcy folwarku widzieli również jak Beniszewicz powrócił z miasta również w towarzystwie Henninga. Nazajutrz Beniszewicz zaginął. Reasumując zebrane okoliczności, staje się jasne, że śp. Beniszewicz padł ofiarą morderstwa rabunkowego, którego dokonał parobek Henning w celu przywłaszczenia owych 2.600 zł.

Zarządzono aresztowanie Henninga, jednak wszelkie usiłowania policji w tym względzie nie odniosły skutku. Henning znikł bez śladu. Jak zeznają mieszkańcy folwarku Babieniszki Henning wydawał się zawsze podejrzany. Mając wykształcenie powszechne wstąpił on na służbę w charakterze parobka i stale starał się unikać rozmów o swojej przeszłości. Jedynym dokumentem, który posiadał była legitymacja sportowa wydana przez klub sportowy w Pabianicach ”Burza” za Nr. 15-26. Policja rozesłała za zbiegłym mordercą listy gończe. (Kurier Wileński nr 263/1930 r.)

Ratusz

Kurier Wileński upodobał sobie ratusz w Pabianicach, który chętnie prezentował na swoich łamach. W numerze 217 z 1930 r., strona 2, znajduje się zdjęcie dworu kapituły krakowskiej, czyli ówczesnego magistratu. Budowlę zasłania trochę  rozrośnięte drzewsko.  Nieco wyżej, jako znak czasu, widzimy fotografię Adolfa Hitlera i generała von Eppa.

Kurjer Wileński: niezależny organ demokratyczny. 1930, nr 217

Tadeusz Wilmowicz

Policja w Wawiórce powiatu lidzkiego zatrzymała 17 bm. niebezpiecznego oszusta, złodzieja i bigamistę Tadeusza Wilmowicza z Pabianic, którego poszukiwały 23 komisariaty Policji Państwowej za różne oszustwa i kradzieże oraz policja w Londynie, Marsylii i Oslo. Wilmowicz uważany jest za oszusta międzynarodowego i posiada za sobą 14 wyroków skazujących, m.in. dwukrotnie za sprawy matrymonialne. Niebezpiecznego oszusta decyzją władz śledczych osadzono w więzieniu. (Kurier Wileński nr 209/1936 r.)

Cederbaum

Kurier pisał już przed kilku tygodniami, że policja wileńska ujęła znanego niebieskiego ptaka Cederbauma, podającego się za „redaktora” nieistniejącego pisma. Projektował on nawiązać w Wilnie kontakt z różnymi sferami licząc na łatwy żer. Został jednak zdemaskowany i przebywa obecnie na Łukiszkach.

Dla charakterystyki tego oszusta podajemy kilka szczegółów z jego „działalności” w Pabianicach i Łodzi oraz Warszawie, o czym policja stołeczna nie omieszkała w tych dniach zapoznać swych kolegów z Wilna.

Przed trzema laty Cederbaum będąc przesłuchiwany w policji śledczej ściągnął ze stołu kilka blankietów rewizyjnych i gdy został zwolniony na wolną stopę, wykorzystał je w odpowiedni sposób. Zgłosił się mianowicie do pewnego kupca w Pabianicach  i okazując nakaz rewizji, i aresztowania przedstawił się jako komisarz policji. O randze rewidującego było ponadto zaznaczone w nakazie. Kupiec zorientował się jednak, że ma przed sobą oszusta, bowiem Cedrebaum w rozmowie wspomniał  o łapówce.

Aresztowano go wówczas i odesłano do Łodzi. W drodze Cederbaum zdołał przekonać eskortującego policjanta, że mimo wszystko jest oficerem śledczym i aresztowanie  jego nastąpiło na skutek nieporozumienia.

W lodzi oszust spoił łatwowiernego policjanta, a bezczelność swą posunął tak daleko, że zabrał swej ofierze  zegarek i zapłacił nim rachunek w restauracji. Ulokowawszy pijanego w hotelu, Cederbaum przebrał się w jego mundur i wyszedł na miasto. Tam został poznany i aresztowany. (Kurier Wileński nr 26/1933 r.)

Hotel St. Georges

Przybyli do Wilna – do Hotely St. Georges: (…) Missala Witalis, handlowiec z Pabianic, Holzer Julian z Gdańska, Unger Jan, inżynier z Rybnika, Łuczyńska Antonina z Pabianic. (Kurier Wileński nr 106/1936 r.)

Tadeusz Wilmowicz

Policja w Wawiórce powiatu lidzkiego zatrzymała 17 bm. niebezpiecznego oszusta, złodzieja i bigamistę Tadeusza Wilmowicza z Pabianic, którego poszukiwały 23 komisariaty Policji Państwowej za różne oszustwa i kradzieże oraz policja w Londynie, Marsylii i Oslo. Wilmowicz uważany jest za oszusta międzynarodowego i posiada za sobą 14 wyroków skazujących, m.in. dwukrotnie za sprawy matrymonialne. Niebezpiecznego oszusta decyzją władz śledczych osadzono w więzieniu. (Kurier Wileński nr 209/1936 r.)

Cederbaum

Kurier pisał już przed kilku tygodniami, że policja wileńska ujęła znanego niebieskiego ptaka Cederbauma, podającego się za „redaktora” nieistniejącego pisma. Projektował on nawiązać w Wilnie kontakt z różnymi sferami licząc na łatwy żer. Został jednak zdemaskowany i przebywa obecnie na Łukiszkach.

Dla charakterystyki tego oszusta podajemy kilka szczegółów z jego „działalności” w Pabianicach i Łodzi oraz Warszawie, o czym policja stołeczna nie omieszkała w tych dniach zapoznać swych kolegów z Wilna.

Przed trzema laty Cederbaum będąc przesłuchiwany w policji śledczej ściągnął ze stołu kilka blankietów rewizyjnych i gdy został zwolniony na wolną stopę, wykorzystał je w odpowiedni sposób. Zgłosił się mianowicie do pewnego kupca w Pabianicach i okazując nakaz rewizji, i aresztowania przedstawił się jako komisarz policji. O randze rewidującego było ponadto zaznaczone w nakazie. Kupiec zorientował się jednak, że ma przed sobą oszusta, bowiem Cedrebaum w rozmowie wspomniał o łapówce.

Aresztowano go wówczas i odesłano do Łodzi. W drodze Cederbaum zdołał przekonać eskortującego policjanta, że mimo wszystko jest oficerem śledczym i aresztowanie jego nastąpiło na skutek nieporozumienia.

W lodzi oszust spoił łatwowiernego policjanta, a bezczelność swą posunął tak daleko, że zabrał swej ofierze zegarek i zapłacił nim rachunek w restauracji. Ulokowawszy pijanego w hotelu, Cederbaum przebrał się w jego mundur i wyszedł na miasto. Tam został poznany i aresztowany. (Kurier Wileński nr 26/1933 r.)

Hotel St. Georges

Przybyli do Wilna – do Hotely St. Georges: (…) Missala Witalis, handlowiec z Pabianic, Holzer Julian z Gdańska, Unger Jan, inżynier z Rybnika, Łuczyńska Antonina z Pabianic. (Kurier Wileński nr 106/1936 r.)

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij