www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Wyścig automobili

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Wiosną 1930 r. Automobilklub Łódzki zaplanował tzw. wyścig płaski na pięciokilometrowej trasie między Dobroniem a Pabianicami. W prestiżowej imprezie uczestniczyli najlepsi kierowcy i „kierowczynie” m. in. z Warszawy, Lwowa i Krakowa. Do miasta ściągnęły tysiące miłośników automobilizmu, korzystając z tramwaju, kolei, autobusu i własnego samochodu. Uwagę widzów przyciągały wyścigówki, zwłaszcza bugatti i austro-daimlery, oraz mistrzowie kierownicy - Liefeldt, Ripper, hr. Potocki. Informacje o wyścigu ukazywały się w prasie sportowej i motoryzacyjnej.

Zapowiedzi

Trasa pierwszego w roku bieżącym automobilowego wyścigu płaskiego, organizowanego przez Łódzki Automobilklub została już ustalona. Start odbędzie się we wsi Dobroń a finisz pod Pabianicami. Trasa wyniesie 5 km, szerokość jezdni wynosi 5,50 m. Stan szosy jest zadawalający, zresztą w dniu 1 kwietnia szosa zostaje oddana pod specjalną opiekę. Obok wyścigu płaskiego odbędą się, wobec dobrego stanu szosy, próby pobicia rekordu Polski. (Samochód nr 28/1930 r.)

Na nowej trasie między Dobroniem a Pabianicami pod Łodzią odbędzie się doroczny pięciokilometrowy wyścig płaski. Konkurs ten urządzany jest od roku 1927. Wyścig łódzki będzie pierwszą imprezą rozgrywkową tegorocznego Mistrzostwa Polski. (Auto nr 5/1930 r.)

Jarosław Janowski – Przegląd Sportowy

Jarosław Janowski z Przeglądu Sportowego relacjonował przebieg imprezy: Jest coś upajającego w piorunowych grzmotach silnika. Zrazu nic nie słychać, tylko widać na horyzoncie zbliżający się pocisk. Za chwilę zbliża się, napełniając nas przeciągłym łoskotem – innym u sportowych wozów albo motocykli, innym u wyścigowych maszyn.

Wprawne ucho rozróżni z daleka ton Austro-Daimlera od tonu Bugatti. Mały punkt na krańcu drogi sunie ku nam w aureoli pyłu, jaki wznosi za sobą. Droga jest płaska lecz nieco falista. Całej trasy nie widać; start chowa się za wzniesieniem terenu. Stan nawierzchni świetny. Najlepszy z dotychczasowych torów – powiadają fachowcy.

Na linii finiszu, przy której czuwa cała armia chronometrów – wóz przelatuje jak piorun, zanim oko zdoła dokładnie dostrzec jego kształty.

- Ile? Ile? – pytają ciekawe spojrzenia. Megafon ogłasza wynik. Sucha cyfra, lecz jakże wymowna, jakiż patos mająca w sobie. Trzeba tylko umieć ją czytać i rozumieć. Publiczność często nie zastanawia się nad przeżyciami kierowcy, który przecież w krótkich minutach jazdy żyje niesłychanie intensywnie: tysiące myśli przelatuje mózg, napięcie woli i nerwów najwyższe – wytrzymać do końca, nie dać się, opanować słabości, zdenerwowanie.


Wyścig na przestrzeni 5 km odbywa się ze startu stojącego. To znaczy, że jeśli maszyna zdołała uzyskać przeciętną 164 km, to na końcowym odcinku drogi musiała mieć szybkość około 200 km. Zanim bowiem maszyna osiągnie swoje maximum pędu – upłynie kilometr, może więcej, zależnie od wozu i sprawności kierowcy.

Zresztą wyścig pięciokilometrowy to nade wszystko wyścig maszyn. Silniejsza maszyna musi pobić słabszą. Rzecz prosta, że dużo zależy od kierowcy, ale nie w tym stopniu, co na przykład w wyścigach na krętych drogach. Tutaj prosto, bez zakrętu – od startu do mety! Przełączyć sprawnie biegi, wydobyć z wozu jego maksimum i wytrzymać tempo – oto zadanie kierowców. Chciałoby się zatem być najpierw na linii startu, aby oglądać maestrię ruszania i rozpędzania wozu, a potem przenieść się na skrzydłach … fantazji na finisz, gdzie podziwia się rezultaty tej akcji wstępnej. Więc postanawiamy trwać na linii końcowej, przy której mknące maszyny raczą nas bardzo współczesnym pokarmem: emocją pędu.

Wyścig odbył się na szosie pod Pabianicami (17 km od Łodzi). Przeszło 200 samochodów sparkowano na bocznicy. Publiczność zajęła miejsca po obu stronach drogi (ustawiono tam ławki i trybuny). Dojeżdżano również do miejsca zawodów autobusami, tramwajem i koleją (do Pabianic). Widzów zgromadziło się około 4 tysięcy.

Najpierw puszczono ze startu motocykle, stające do zawodów wewnętrznych „Unionu” (Łódź). Zarówno w kategorii motorów z przyczepkami, jak i „pojedynek” wyróżnił się pięknym stylem i najlepszym czasem Walter Steinert na „B.M.W.”, osiągając na 5 km kolejno: 2 min 55 s (z przyczepką) i 2 min 23 2/5 s (bez przyczepki) i bijąc tym wynikiem „Bugatti” Januszkowskiego o sekundę.

Wśród wozów sportowych gromkie oklaski wzbudziła jazda pani Marii Koźmianowej na ”Austro-Daimlerze”. Czas jej 2 min 373/5s jest nowym rekordem pań.

Trzykołowiec „D’Yrsan” (kierowca Wucow) spisał się nieświetnie: 4 min 112/5 s. Januszkowski (Krakowski Klub Automobilowy) na „Bugatti” z kompresorem uzyskał 2 min 24,19 s. Wkrótce jednak został pobity przez Widawskiego na „Austro-Daimlerze” (2 min 184/5 s), ten zaś z kolei przez Adama Potockiego (również na „Austro-Daimlerze” 3 litr.) w rekordowym czasie 2 min 152/3 s.

Teraz następuje moment najbardziej emocjonujący – start wozów wyścigowych. Megafon grzmi ostatnimi ostrzeżeniami w stosunku do publiczności. Straż porządkowa usuwa .”zarów” – widzów ciekawych i spragnionych bezpośredniego kontaktu z wyścigiem.

Pierwszy wóz wyruszył! Jedzie Fr. Mycielski (Małopolski Klub Automobilowy Lwów) na 11/2 litr. „Bugatti”. Przelatuje błyskawicznie wzdłuż trybun, budząc oklaski uznania. Czas 2 min 061/5 s.

Następny Ripper – nazwisko jego budzi szmer zaciekawienia wśród publiczności, znana jest brawura jazdy młodego mistrza. Wóz ukazuje się na wzgórzu i zbliża się … Ale tempo jazdy słabnie. Przed trybunami Ripper bezradnie podnosi rękę do góry, mijając powoli metę (2 min 39 s). Przyczyną niepowodzenia było pęknięcie manometru od oliwy. Przedostatni startuje Liefeldt. Pobije czy nie pobije rekord Szwarcsztajna, wynoszący 152 km/godz.? Choćby tylko świetny stan drogi (lepszej niż zeszłoroczna) przemawia za dodatnim rezultatem wysiłku. Błękitno- biały, wąski, długi „AustroDaimler” pędzi jak wicher. Na oko widać, że Liefeldt ma czas najlepszy. Istotnie: 1 min 49 s. Nowy rekord. Przeciętna 164 km/godz.

Po nerwowym napięciu wśród publiczności następuje odprężenie. Trudno przypuszczać, żeby startujący po raz pierwszy na ”Bugatti” Maurycy Potocki zdołał pobić ten rekord. Jakoż istotnie jadąc ostrożnie i nie wydobywając ani połowy „możliwości” z wozu, zajmuje on dopiero trzecie miejsce z czasem 2 min 06 s.

Wyniki w kategorii sportowej: Adam Potocki ( Automobilklub Polski – Warszawa) 2 min 152/5 s; J. Widawski (Automobilklub Polski – Warszawa) na „AustroDaimlerze) (3 litr.) 2 min 18,8 s; Franciszek Mycielski (Małopolski Klub Automobilowy – Lwów) na „Bugatti” 2 min 06 s; Maurycy Potocki (Automobilklub Polski – Warszawa) na „Bugatti” 2 min 06 2/5 s; Jan Ripper ( Krakowski Klub Automobilowy) na ”Bugatti” 2 min 39 s. (Przegląd Sportowy nr 41/1930r.)

Auto i Turysta

Auto i Turysta: (…)Nazajutrz w niedzielę odbył się wchodzący w skład mistrzostw Polski wyścig płaski na przestrzeni 5 km na szosie pomiędzy Pabianicami a Łaskiem. Trasa zupełnie równa (bez wiraży), nawierzchnia szosy dobra. Pogoda wspaniała. Wyścig łódzki był jednym wielkim sukcesem Austro-Daimlera, gdyż zarówno w kategorii wyścigowej, jak i turystycznej tryumfowała ta marka bezapelacyjnie.

Okazuje się, że nie tylko klasa wozu decyduje w zawodach sportowych, ale także jego przygotowanie. Otóż widać było, że wszystkie Austro-Daimlery przygotowane były do wyścigu doskonale i zresztą każdy z obecnych widzów widział pieczołowitą obsługę przedstawicielstwa, które nie szczędząc wysiłków zorganizowało ją bez zarzutu.

W kategorii wyścigowej inż. Henryk Liefeldt ustanowił nowy rekord toru przemierzając trasę z szybkością średnią 164, 098 km/godz., wykazując raz jeszcze, że jest doprawdy kierowcą o zakroju światowym. Nasz tegoroczny mistrz Jan Ripper miał pecha, gdyż na czwartym kilometrze coś mu nawaliło w silniku i kończył wyścig siłą inercji.

Maurycy hrabia Potocki, który uzyskał drugie miejsce (142, 586 km/godz.) w kategorii wyścigowej uzyskał rezultat słaby, co tłumaczyć należy nieznajomością swego nowego Bugattiego, który kupił na parę zaledwie godzin przed wyścigiem. Ten brawurowy i pierwszorzędny kierowca, zawsze jednak wykazuje ogromne wyrobienie sportowe i dużo „serca”.

W kategorii sportowej znakomity czas 133,175 km/godz. osiągnął dr Adam hrabia Potocki zwycięzca Międzynarodowego Rajdu Automobilklubu Polski 1929, członek „Elity Kierowców”, drugim był p. Jerzy Widawski.

Nadzwyczajną wprost kierowczynią jest pani Koźmianowa, która już w ubiegłym roku wysunęła się na czoło naszych kierowczyń, zdobywając pierwsze miejsce w Rajdzie Pań 1929, a na obecnych wyścigach pokazała nam prawdziwie brawurową jazdę, osiągając rekord pań szybkością 115 km/godz.

Organizacja zawodów doskonała. Starty szybko następowały po sobie, trybuny były wygodne i gospodarze jak zwykle niesłychanie uprzejmi zamówili nawet bajeczną pogodę. (Auto i Turysta nr 5/1930 r.)

Stanisław Strumph Wojtkiewicz - Auto

Stanisław Strumph Wojtkiewicz: O godzinie 14 minut 20 rozpoczął się wyścig płaski na specjalnie przygotowanej szosie około wsi Dobroń pod Pabianicami. Szosa była zupełnie na nowo przerobiona, a przed samym wyścigiem wysmarowana oliwą dla zlikwidowania kurzu. Już poprzedniego dnia na tym wyścigowym odcinku odbywały się próbne i treningowe jazdy zawodników pod kontrola władz Łódzkiego Automobilklubu.

Niepozbawionym „automobilowej pikanterii” jest fakt, że po tej świeżo wykończonej i przygotowanej, a niedostępnej dla wehikułów konnych szosie puszczono przed wyścigiem zbieraczkę gwoździ, niedawno nabytą przez Ministerium Robót Publicznych. Próba dała sensacyjne wyniki. Zbieraczka ta zdołała zebrać na 5 kilometrach nowej szosy aż 30 kg gwoździ i żelastwa.

Już o godzinie 13 minut 30 dojazd do parku samochodowego na terenie wyścigu był zamknięty. Między Łodzią a Pabianicami wstał w tym słonecznym dniu olbrzymi obłok kurzu, świadczący o tym, ze literalnie cała automobilowa Łódź dąży na wyścig. Na przygotowanych trybunach oraz wzdłuż całej trasy biegu, zgromadziło się około 12 tysięcy publiczności. Sukces kasowy wyścigu był widoczny, choć oczywiście nie brakło i takich widzów, którzy przyglądali się wyścigowi zza toru kolejowego, równoległego do szosy i z wierzchołków drzew lasu, który ciągnie się około mety po drugiej stronie odcinka wyścigowego.

Do kategorii osób, które nie opłaciły biletu wejścia należał i pewien lotnik, który kołował nad torem, przeprowadzając i wyprzedzając poszczególnych zawodników.

Już przed wyścigiem stało się wiadome, że p. St. Szwarcsztajn, który w roku 1929 miał najlepszą szybkość bezwzględną dnia – 152,5821 km/godz. – właśnie dziś rano sprzedał swoje wyścigowe „Bugatti” p. hr. Maurycemu Potockiemu, który też zamierza startować na niej. P. Szwarcsztajn uzupełnił tę niespodziewaną nowinę, że brak czasu nie pozwala mu w roku bieżącym uczestniczyć w zawodach o mistrzostwo.

Tymczasem na specjalnym punkcie obserwacyjnym, zbudowanym przy mecie, zgromadziło się jury wyścigu, składające się z delegatów klubów automobilowych z p. Prezesem Automobilklubu Polski hrabią Raczyńskim , p. Regulskim, członkiem komisji sportowej AIA i komandorem wyścigu, p. inżynierem Karolem Kauczyńskim na czele. Wicekomandorami wyścigu byli pp. Aleksy Schicht, Boris Cheshire i Artur Thiele, a gospodarzem toru p. Emil Gołkontt.

Wyścig rozpoczęty był przez motocyklistów i to od razu nader fortunnym wyczynem p. Waltera Steinerta, który na motocyklu „BMW” z przyczepką uzyskał dobry czas 2 min 53 s. Przy tej okazji od razu wyszła na jaw doskonała organizacja wyścigu. Obliczanie czasów odbywało się przy pomocy elektrycznego chronometru, notującego start i przerwanie nitki na mecie automatycznie, tak iż niemal jednocześnie z przelatującym koło mety zawodnikiem wiedziano już jego czas i ogłaszano go przy pomocy mikrofonu i głośników publiczności.

Poza tym nieustanny kontakt między starterem p. Adolfem Kebschem i chronometrażystą na starcie, kpt. Sztukowskim, a funkcjonującymi na mecie pp. Posseltem, Heidrichem i mjr. Deisenbergiem utrzymywali za pomocą telefonu pp. Fude, Krause i Żyzniewski. Nieco szwankowała jedynie obsługa wojskowego mikrofonu, kilka razy podająca przekręcone , niedosłyszane dane.

Wśród wielu wycieczek, które przybyły na wyścig znalazła się i wycieczka Sekcji Samochodowej Polskiego Touring Klubu, która przybyła z Prezesem p. Modzelewskim własnym autokarem z Warszawy. (…) (Auto nr 6/1930 r., s.16-19)

Hrabia Potocki – mistrz automobilowy Polski na rok 1930/1931

Jeszcze na początku bieżącego sezonu nikt nie spodziewał się, żeby mistrzostwo Polski w automobilizmie mogło przypaść Maurycemu Potockiemu. Nic dziwnego. Potocki znany zawodnik rajdów Automobilklubu Polski nie posiadał maszyny, która by mu pozwoliła rywalizować skutecznie z asami kierownicy, jak Liefeldt czy Ripper. Dopiero nabycie tuż przed wyścigiem łódzkim wyścigówki Szwarcsztajna, na której tegoż dnia startował w pięciokilometrowej próbie płaskiej pod Pabianicami rozpoczęło serię sukcesów, które doprowadziły ambitnego kierowcę do uzyskania mistrzowskiego tytułu.

Startując po raz pierwszy na wyścigowej maszynie („Bugatti”) nie wydobył Potocki wszystkich możliwości z maszyny. Wyścig traktował raczej jako trening, zajmując drugie miejsce za Liefeldtem przed Mycielskim. Ripper pada wtedy ofiarą defektu motoru. Ponieważ Mycielski nie odegrał poważnej roli w tegorocznych zawodach o mistrzostwo przeto walka o pierwszeństwo toczyła się między Liefeldtem, Ripperem i Potockim. (Przegląd Sportowy nr 77/1930 r.)

Auto: organ Automobilklubu Polski oraz klubów afiljowanych 1930, nr 6

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij