Wygląd miasta
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęPowszechna bieda lat 30. ubiegłego wieku, brak godziwych mieszkań, kanalizacji i wodociągów powodował, że w trosce o wizerunek miasta całą prawie uwagę skupiano na rozpowszechnianiu zieleni, kwiatów, krzewów i drzew. To zarządzanie percepcją dotyczyło zwłaszcza pryncypalnej ulicy Pabianic – Zamkowej z niewielkim dodatkiem przyległych ulic, które były utrzymane w niemal idealnej czystości. Peryferie natomiast przedstawiały obraz ”nędzy i rozpaczy”. Ówczesna prasa relacjonowała:
Jeżeli chodzi o wygląd zewnętrzny Pabianic, to miasto nasze od dawna wyróżnia się starannością i pomysłowością w dziedzinie estetyki. Świadczą o tym dawno zadrzewione ulice i parki, wielkomiejskie rozplanowanie miasta, konserwacja zabytków historycznych.
W ostatnich latach miasto zdobyło dwa nowe parki, które wraz z dawnym parkiem im. Słowackiego stanowią punkt zborny wielkich rzesz mieszkańców miasta, szczególnie w niedzielę zapełniających wszystkie wolne w parkach miejsca. W ostatnich miesiącach park Wolności i park Karolewski przybrały szczególnie piękny wygląd przez urządzenie licznych kwietników, wyrównanie alei i ustawienie wygodnych ławek.
Najliczniej uczęszczany park Słowackiego, jako że znajduje się w centrum miasta, jest obecnie znacznie rozszerzony, zyska wkrótce olbrzymie kwietniki, szereg nowych alei. Trzy nowe wejścia do parku ozdobione zostaną efektownymi wrotami. Piękny stan parków miejskich zawdzięczać należy miejskiemu kierownikowi plantacji p. Z. Rudnickiemu, którego też pomysłem są gazony kwietne przy ul. Zamkowej.
Gdy gazony zakładano istniała opinia, że publiczność miejscowa nie uszanuje ich, zdepcze kwiaty i poniszczy. Okazało się jednak, że mimo, iż gazony są otwarte i ciągną się wzdłuż ul. Zamkowej na przestrzeni jednego kilometra nikomu nie przychodzi na myśl zrywać kwiaty lub deptać trawniki. Przeciwnie, publiczność pilnie strzeże kwietników i chroni je przed nieostrożnymi przechodniami. Stąd też cała ulica Zamkowa ukwiecona jest bogato i zwraca swym pięknym wyglądem uwagę wszystkich przejeżdżających przez miasto.
Obecnie władze miejskie przystępują do zakładania skwerów i na bocznych ulicach miasta, a nawet peryferiach. Nowo założony skwer przy teatrze miejskim (obecnie Kino „Tomi”) wygląda dziś jak olbrzymi kosz kwiatów. Dwa nowe skwery są zakładane obecnie przy ul. Leśnej i przy zbiegu ulic Karniszewickiej oraz Lutomierskiej. Piękny Pomnik Niepodległości przed Magistratem, w dużej mierze przyczyni się do wyglądu centrum miasta.
Pabianice są rzadkim miastem, które większość ulic mają zadrzewioną dobrze rozwiniętymi drzewami. Toteż gdy ktoś z Łodzi przyjeżdża do Pabianic czuje się tu jak na letnisku, tyle tu drzew, zieleni i kwiatów.
Walkę kurzowi wypowiedziała samochodowa polewaczka uliczna, która raz po raz przejeżdża przez centralne ulice rzęsiście skrapiając je wodą.
Ostatnio władze administracyjne kładą wielki nacisk na tynkowanie domów. Szybki rozrost miasta spowodował, że wiele domów nawet w centrum miasta stało nieotynkowanych, rażąc przechodniów czerwonością murów. Obecnie w centrum czerwonych murów już nie ma. Dziś tynkuje się kilkadziesiąt domów na bocznych ulicach, a władze grożą, że opieszali w tynkowaniu właściciele nieruchomości płacić będą wysokie kary, a dom na ich koszt tynkować będzie Magistrat. Czujność władz daje gwarancję, że w krótkim czasie znikną z miasta wszystkie nieotynkowane domy.
Władze prowadzą też pertraktacje z zarządem firmy Krusche i Ender, aby wielki gmach fabryczny stojący opodal starożytnego i pięknego Magistratu został otynkowany. Zarząd firmy nie ma obowiązku tynkowania gmachów fabrycznych, ale znany z dbałości o rozwój miasta niechybnie z własnej woli gmach otynkuje, co w dużej mierze przyczyni się do podniesienia stanu estetycznego ulicy Zamkowej dziś już wyglądającej bez zarzutu.
Ten sam zarząd firmy zakłada przy ul. Zamkowej na wprost skweru kościoła NMP własny wielki skwer stanowiący pendant do skweru kościelnego, będącego dziś wybitną ozdobą miasta.
Aby zaś nowo otynkowane i wymalowane domy nie zostały zeszpecone byle gdzie nalepionymi afiszami, władze miejskie prowadzą pertraktacje ze Związkiem Inwalidów Wojennych, który ma otrzymać monopol na rozlepianie wszystkich plakatów w mieście. Umowa ze Związkiem mogłaby być podpisana już przed kilku miesiącami, tylko jakoś władze miejskie zbyt długo się namyślają i nie mogą w tej sprawie powziąć decyzji. A czas już wielki umowę zrealizować, gdyż samowola w rozlepianiu plakatów w mieście przechodzi już wszelkie granice. (Ilustrowana Republika nr 235/1930 r.)
Bruki
Najistotniejsza potrzeba miasta w dobie obecnej to wybrukowanie wszystkich ulic. Jak się obecnie przedstawia stan ulic pabianickich niechaj mówią cyfry. Ogólna długość ulic stanowi 87 km, z tego wybrukowanych jest zaledwie 35 km, tj. aż 52 km dotychczas jeszcze nie jest zabrukowana i znajduje się w nadzwyczaj opłakanym stanie, szczególnie na peryferiach miasta w okresie jesiennym i wiosennym, kiedy całe ulice, a właściwie prymitywne jeszcze drogi toną w błotnistej i cuchnącej mazi.
W roku ubiegłym wybrukowano nowych ulic zaledwie 2 km, następnie przebrukowano ponad 2 km ulic w śródmieściu oraz dokończono wyłożenia ulicy Pułaskiego kostką betonową. Koszt wszystkich inwestycji przeprowadzonych w roku ubiegłym wyniósł olbrzymią jak na stosunki pabianickie sumę około 300 tys. złotych.
Jak już wspomniano, obok brukowania ulic miasto prowadzi jeszcze różne inne roboty terenowe mniej lub więcej potrzebne w roku bieżącym, natomiast przede wszystkim i niemal wyłącznie Zarząd miejski winien zająć się brukowaniem ulic i to w szybszym tempie niż to było w roku ubiegłym. Wybrukowanie jak największej ilości ulic pabianickich winno być najżywotniejszą troską miasta i kierowników robót.
Cóż bowiem z tego, że mały obszar śródmieścia wyglądać będzie pięknie i ozdobnie, gdy rozległe obszary przedmieść – tuż niemal obok śródmieścia leżące – przedstawiać będą jedno wielkie bagno, urągające wszelkim zasadom kultury i zdrowotności publicznej. Mamy pretensje do miasta kulturalnego, lecz na zaprowadzenie kultury w elementarnym choćby tego słowa znaczeniu zdobyć się nie umiemy. (Echo nr 71/1936 r.)
Kamienice
W dobie ogólnego spadku stopy życiowej, ogólnego zubożenia szerokich rzesz robotniczych, o których nędzy wszystkim jest wiadomo, ustawowe komorne trzyma się nadal norm dawnych z okresu przedkryzysowego. Że komorne wieloizbowych mieszkań jest zbyt wygórowane, świadczą o tym pusto stojące mieszkania trzy i czteropokojowe.
Coraz więcej dużych mieszkań w Pabianicach stoi pustkami bowiem amatorów na płacenie wysokiego komornego trudno jest znaleźć. Za to mieszkania jedno i dwuizbowe cieszą się wielką frekwencją, do których przeprowadzają się rodziny do niedawna zajmujące mieszkania wieloizbowe.
Pomimo wygórowanego komornego, niektórzy właściciele większych domów nie przykładają się do różnych udogodnień w stosunku do płacących komorne lokatorów. Nie dba się również często o utrzymanie czystości i estetyki na korytarzach wyższych pięter, które w pewnych dzielnicach miasta brudem swym wywołują zgrozę odwiedzającego.
W innych nieruchomościach, szczególnie w dzielnicy żydowskiej Starego Miasta klozety i śmietniki znajdują się w opłakanym stanie, co naraża na szwank zdrowie publiczne mieszkańców.
W większej części domów mieszkalnych miasta w ogóle nie istnieją pralnie. Kobiety piorą bieliznę w ciasnych mieszkaniach jednoizbowych lub na korytarzach, zatruwając powietrze innym współmieszkańcom. Wszystkie te przytoczone fakty dotyczą w pierwszym rzędzie dużych domów czynszowych, obliczonych na stały i spory, dochód, który to dochód dzięki wysokiemu komornemu w rzeczywistości przynoszą. Właściciele takich domów winni bezwzględnie zaprowadzić w swoich posesjach należyty porządek pod rygorem odpowiedzialności karno-administracyjnej.
Inaczej natomiast należy traktować małe domki mieszkalne w ubogich dzielnicach na peryferiach miasta, powstałe przeważnie dzięki wielkiej oszczędności oraz ciężkiej pracy rąk własnych ich właścicieli. W domu takim zawsze jeszcze czegoś brak a o wygodach w ogóle mowy nie ma. Cierpią na tym sami właściciele domków, którzy przeważnie sami zamieszkują swoje budynki. W tego rodzaju domkach poza przestrzeganiem ogólnie przyjętych przepisów zdrowotności i higieny publicznej, nękanie karami właścicieli za lada uchybienie nie jest wskazane (Echo nr 297/1935 r.)
Płoty i chodniki
Akcja podniesienia wyglądu zewnętrznego miasta trwa w całej pełni. W dalszym ciągu tynkuje się wszystkie domy murowane, odnawia tynkowanie domów starych, odnawia i maluje domy drewniane oraz płoty i ogrodzenia. Stare rozpadające się płoty i ogrodzenia mają być rozbierane, a na ich miejsce postawione płoty nowe z heblowanych desek, które winny być pomalowane farbą olejną na kolor stalowy. Farbą o tym kolorze muszą być wymalowane wszystkie ogrodzenia w mieście.
Obecnie już widać w mieście niemal sam szary kolor, jednak w różnych odcieniach od prawie czarnych do jasnych odcieni. Niejednolitość koloru razi. Na ogół jednak wygląd zewnętrzny miasta bardzo się poprawił, co zawdzięczać należy rozpoczętej w tej sprawie akcji władz. Przy ulicy Curie-Skłodowskiej ustawiony jest wysoki płot, ogradzający park pokindlerowski, który przynależy dziś do pałacu przy ul. Zamkowej, w którym ma swą siedzibę Urząd Skarbowy i Sąd Grodzki. Teren należy do Skarbu Państwa i wszelkie przepisy o pomalowaniu płotów winny również dotyczyć obiektów państwowych, czego na razie w tym miejscu się nie realizuje, bowiem płot jest pokrzywiony i niegdyś był pomalowany wapnem.
Gdy sprawa gruntownego czyszczenia i odnawiania miasta zostanie ukończona należałoby pomyśleć o płytach betonowych na chodnikach dla osób pieszych przy nowo wybrukowanych ulicach. Układanie płyt na chodnikach przy nowych ulicach winno być uregulowane rozporządzeniem, szczególnie w tych miejscach, gdzie z różnych względów chodniki betonowe są koniecznością. Na przykład taka ulica Bugaj jak najprędzej winna otrzymać betonowe chodniki. Obecnie można tam sobie nogi połamać tak w dzień, jak i w nocy.
Jak wiadomo robociznę przy układaniu chodników Zarząd Miasta daje bezpłatnie, zaś koszt samych płyt nie jest wielki i przy dobrej woli można te sprawy pomyślnie załatwić. Jak nas informują, niektórzy właściciele realności posiadają już płyty na chodniki, lecz ich nie układają z różnych względów. Po akcji malowania i tynkowania obiektów winna nastapić akcja uregulowania ostatecznego ulic i chodników. (Echo nr 172/1938 r.)
Akcja „porządek”
Jak już w swoim czasie donosiliśmy i co obecnie oficjalnie zostało potwierdzone, w Pabianicach gościć będzie grupa dygnitarzy państwowych z premierem gen. Sławoj-Składkowskim na czele, która weźmie udział w uroczystym akcie poświęcenia nowo założonej fabryki lanitalu „Polana” w Pabianicach, przy ulicy Traugutta w dniu 14 maja.
W związku z przyjazdem dostojnych gości Zarząd Miejski wydał szereg zarządzeń, mających na celu doprowadzenie zewnętrznego wyglądu miasta do należytego stanu. W pierwszym rzędzie zwrócono uwagę na samą ulicę Traugutta, która, po oczyszczeniu jej z drzew, została skanalizowana i wybrukowana. Jednocześnie wszystkim właścicielom przyległych posesji polecono doprowadzenie do porządku płotów, które po naprawieniu winny być pomalowane oraz boków i tyłów domostw mieszkalnych, które mają być otynkowane. Niezależnie od tego na terenie całego miasta w dalszym ciągu prowadzone są roboty przy tynkowaniu starych i nowych domów, które nie były jeszcze tynkowane.
Pabianice, jako miasto robotnicze średniej wielkości (54 tys. mieszkańców), poza starym zamkiem, siedzibą tenutariuszy pabianickich, mieszczącym obecnie biura magistrackie oraz świątynią staromiejską pod wezwaniem św. Mateusza i nowym kościołem nie mają się czym specjalnie poszczycić.
Niechaj jednak nie rażą gości rozwalające się płoty przy ul. Traugutta, stare, walące się w gruzy, rudery murowane i drewniane sczerniałe od starości i zaniedbane budynki. Obowiązkiem Zarządu Miejskiego jest zmusić właścicieli tego rodzaju obiektów do zmiany icj wyglądu pod rygorami administracyjnymi. (Echo nr 119/1938 r.)
Peryferie w błocie
Jak już niejednokrotnie poruszaliśmy, miejskie roboty publiczne prowadzone były niecelowo i chaotycznie, bez żadnego ładu, co obecnie mści się na mieszkańcach miasta. Były komisarz rządowy w Zarządzie Miasta p. Jabłoński, w którego dobrą wolę nie śmiemy wątpić, wziął na swoje li tylko barki całą gospodarkę miejską i bez uciekania się do pomocy i rady osób kompetentnych przeprowadził samodzielnie plan robót publicznych w roku ubiegłym i jego wykonanie. Plan ten, jak obecnie można stwierdzić chybił całkowicie celu i oprócz olbrzymich kosztów, jakie pochłonął, a co za tym idzie, dalszego wzrostu zadłużenia miasta, nic pożytecznego nie przyniósł.
A że tak jest, wystarczy przejść się na peryferie miasta, a nawet niezbyt daleko, w śródmieściu, przejrzeć poszczególne ulice choćby w obrębie Nowego Miasta. Pomimo otrzymanych olbrzymich funduszy, czy to w formie dotacji, czy też pożyczki długoterminowej, poszczególne ulice, poczynając od ul. Zielonej, nie zostały wybrukowane i obecnie - w czasie wiosennych roztopów – przedstawiają jedno wielkie bagno. Ulice Zielona, Pomorska, Pusta, Tkacka, Ostatnia, które stykają się z główną arterią miasta – ulicą Łaską, nadal przedstawiają smutny obraz całkowitego opuszczenia, znajdując się w pożałowania godnym stanie. Następnie ul. Moniuszki aż do parku Wolności i ulice Wiejska, Strzelecka i inne w tym rejonie, wyglądają tak samo i przypominają całkowicie opuszczoną wieś z drogami polnymi.
Ludność wszystkich wymienionych ulic formalnie tonie w błocie wprost po kolana, wozy grzęzną po koła w mazistej toni niechlujstwa, a wszystko osnute jest chorobliwymi wyziewami bagiennymi, oparami ”zapachu”.
Wielkim błędem b. komisarza było to, że całą swoją uwagę zwrócił na centrum miasta, gdzie przeprowadził szereg kosztownych a nieraz zbędnych inwestycji, lekceważąc zupełnie krańce miasta i jego ludność. Skutki niekonsekwentnego przeprowadzenia robót ludność Pabianic odczuwa obecnie na sobie i tak jak dawniej cierpi z tego powodu. Wszak wymienione wyżej ulice można było wyłożyć tanim materiałem – zwykłym kamieniem polnym, którym można również wyłożyć rynsztoki ściekowe. Trzeba było być bardzo krótkowzrocznym i upartym, aby nie czynić tego, co nakazuje zwykła logika i rozsądek, podyktowany dobrem miasta.
Obecnie, jak wiadomo, wszystkie fundusze na ten cel zostały już wykorzystane i w roku bieżącym żadnych robót publicznych miasto prowadzić nie będzie z braku funduszy. A więc w dalszym ciągu ludność brodzić będzie w błocie, bowiem jedyna okazja, jaka istniała w roku ubiegłym została zmarnowana. (Echo nr 54/1935 r.)
Polewaczka
W dni pogodne już o tej porze na pryncypalnej ulicy miasta Zamkowej i jej przedłużeniu -Łaskiej spod kół na wszystkie strony pędzących pojazdów unoszą się tumany kurzu. Zachodzi przeto potrzeba polewania ulic, jednakże polewaczka miejska nadal pogrążona jest w błogim śnie zimowym. Zarząd Miasta winien zainteresować się tą sprawą i uruchomić polewaczkę. Należy jeszcze nadmienić, że polewanie winno się rozpoczynać już w rannych godzinach, w porze, gdy dziatwa szkolna śpieszy do szkoły, a mieszkańcy udają się do pracy. (Echo nr 106/1935 r.)
Bulwary
Przylegające do ul. Grobelnej bulwary nad rzeczką Dobrzynką są regulowane przez Wydział Budowlany. Kwietniki urządzone zostaną podług planów sporządzonych przez Wydział Plantacji Miejskich w Łodzi. Z biegiem czasu po oczyszczeniu rzeczki Dobrzynki będzie to miejsce ładnych spacerów w stronę parku firmy Krusche i Ender. (Express Wieczorny Ilustrowany nr 149/1936 r.)
Plac Dąbrowskiego
Opracowane przez p. Rogowicza, dyrektora plantacji miejskich w Łodzi - projekty upiększenia placu Gen. Dąbrowskiego przy pomniku Niepodległości i wprost Magistratu, jak również bulwarów nad Dobrzynką, zostały zatwierdzone. Obecnie prowadzone są roboty przygotowawcze, zaś wiosną powstaną piękne zieleńce i kwietniki. Wygląd śródmieścia tym sposobem przyjmie bardzo estetyczne obramowanie. Osadzenie znacznej ilości ulic drzewami podniesie zdrowotność miasta. (Express Wieczorny Ilustrowany nr 300/1935 r.)
Odór
Starannie urządzone bulwary nad Dobrzynką pozyskują w ostatnich dniach oświetlenie elektryczne, a wzdłuż chodnika nad rzeką ustawiono szereg ławek. Wszystko byłoby dobrze, ludzie chętnie korzystaliby ze spacerów i wypoczynku na bulwarach, gdyby … nie niemiły odór, wydobywający się z wody rzecznej. Zarząd miasta powinien poczynić wszelkie zarządzenia, ażeby woń niemiłą usunąć, a wtedy bulwary naprawdę staną się miłym zakątkiem miasta. (Express Wieczorny Ilustrowany nr 177/1935 r.)
Moniuszki zalana
Ulica Moniuszki była niezwykłą widownią w czasie ostatnich deszczy. Wezbrane wody zalały nie tylko świeżo zabrukowaną część ulicy, lecz po obu stronach leżące tereny. Przechodnie rozbierali się niemal do pasa, przechodząc przez ulice. Matki na swoich barkach przenosiły swe dzieci przez wzburzone wody. Właściciele nieruchomości budowali prowizoryczne tamy, broniąc swych posesji przed zalaniem.
Szkoda, że nie było tu p. Wendlera, wielkiego przeciwnika kanalizacji w naszym mieście, bo może na widok tej groźby zmieniłby swe dziwne i niezrozumiałe stanowisko, jakie ostatnio zajął wobec przystąpienia do przygotowawczych prac nad skanalizowaniem miasta. (Stanowisko p. Szymanowicza jest zrozumiałe, ponieważ za czasów swej kadencji ławnika zdążył skanalizować swoją posesję).
Podkreślić tu należy, że podwyższenie i przebrukowanie ostatnio odcinka ul. Moniuszki według nowego systemu pomiędzy Nowym Światem a ul. Mielczarskiego nie rozwiązało sytuacji, a przeciwnie – bardzo pogorszyło. Dawniejszy poziom ulicy był niższy i o głębszych rynsztokach, mógł więc pomieścić choć w części nagromadzone wody. Obecnie woda płynie chodnikami, względnie po obu stronach polami i podwórkami.
Taki system brukowania jest piękny, ale na skanalizowanych lub na mało nawodnionych ulicach. Ulica Moniuszki jest głównym zbiornikiem płynących wód z innych ulic, wobec czego zanim przeprowadzona będzie kanalizacja, należałoby szukać innego wyjścia, gdyż obecny stan brukowania w praktyce okazał się na tym odcinku całkiem nieodpowiedni do odprowadzenia nagromadzonych wód. (Gazeta Pabianicka nr 23/1936 r.)
Dziwne ulice
Mamy wprawdzie też i ulicę Widok na podobieństwo Warszawy, tylko, że z widokiem na przycmentarne pola, ale jest on niczym w porównaniu z roztaczającym się widokiem u wylotu ul. Żeromskiego lub z okien tamże znajdującego się szpitala. Widzimy pasma pagórków … śmieci na tle domów spółkowych, przybrane różnokolorowymi naczyniami emaliowanymi rozmaitego kalibru i gatunku do wyboru, jak miednice, garnki i garnuszki z uszami i bez, białe i niebieskie, do użytku dziennego i nocnego – jednym słowem jest to komplet, którego pod względem oczywiście ilości, nie jakości, nie powstydziłby spory skład naczyń domowych. Tę część właśnie ulicy Żeromskiego należałoby przemianować na Widok, lub lepiej na ul. Przydatną, gdyż na pewno niejedna śmieciarka wygrzebała tam haczykiem coś dla siebie pożytecznego.
Mamy jeszcze ulicę Orlą, na której jako żywo nikt nigdy orła nie widział, chyba wypchanego lub jakieś 700 lat temu, kiedy miasto nasze było nieprzebytą puszczą królewską. Ja osobiście widziałem na tej ulicy kaczki brzechtające się w cuchnącym rowie przyulicznym ze względu na co można by ją przemianować na ul. Kaczą.
Ulica znów Piękna ze swą przepaścistą południową częścią śmiało zasługuje na miano Bagna lub Brudna (stolica też je ma). Kto ciekawy niech sprawdzi. A kanalizację się zwalcza! Jest jeszcze ul. Wojenna, też niebrukowana, której nazwa również jest niewiadomego pochodzenia. Może kiedyś przodkowie obywateli pabianickich walczyli w tym miejscu o pastwiska lub podczas konkurów.
Usprawiedliwioną byłaby nazwa, gdyby ulica ta dzieliła Stare Miasto od Nowego, na granicy których rzeczywiście odbywały się walki na kamienie między obywatelami jednej i drugiej części miasta jakieś kilkadziesiąt lat temu, a kto się znalazł nieostrożnie nie w swojej części kije dostawał (autentyczne). Ten antagonizm i obecnie jeszcze przetrwał, czego widomym dowodem jest taki przeżytek jak „Rolnik” (Stowarzyszenie Obywateli Starego Miasta) z domem od kilku lat niewykończonym i trąconym zębem czasu. (Gazeta Pabianicka nr 13/1936 r.)
Chmury pary
Fabryki pabianickie w lwiej części rozsiadły się nad przepływającą przez środek miasta małą rzeczką Dobrzynką po to, aby mieć pod rękę wodę i naturalny kanał ściekowy dla swych ścieków fabrycznych. W okresie przedwojennym przez długi okres czasu ścieki pobliskich fabryk, farbiarni etc. wylewane do rzeki zabarwiały ją na czerwono, żółto lub zielono – zależnie od rodzaju wyrabianych i farbowanych przez poszczególne fabryki towarów, napełniając koryto rzeki cuchnącą wonią wydobywającą się na wpół gorących i różnobarwnych wód rzeki. W dodatku wody tego rodzaju przepływały przez park miejski, który miast być miejscem wypoczynku i zdrowego powietrza dla strudzonych całotygodniowym przebywaniem w atmosferze fabrycznej płuc robotników, był rozsadnikiem chorób i smrodliwych zapachów.
Zdawało się wówczas, że już tego stanu rzeczy zmienić się nie da. A jednak znalazł się sposób i na to. Pod naciskiem władz zaborczych wybudowany został wzdłuż rzeki w parku Słowackiego kanał podziemny, przez który przepływają do dziś dnia wszelkie ścieki fabryczne, zaś rzeka Dobrzynka odzyskała swą normalną barwę i czystość przynajmniej na odcinku parku miejskiego.
Obecnie w Pabianicach wszyscy obserwują nowe zjawisko. Codziennie między godzinami 6 a 7 wieczorem w samym centrum miasta wzdłuż całych alei spacerowych od mostu do kościoła ewangelickiego przy ul. Zamkowej ze wszystkich zakratowanych otworów kanalizacyjnych wydobywają się chmury smrodliwej pary pochodzącej z oddziału blichowego firmy Krusche i Ender. Jakim sposobem cuchnąca para fabryczna przenika do miejskich kanałów ulicznych w centrum miasta nie wiadomo.
Dość, że śródmieście i przechodnie codziennie otoczeni są mniej lub więcej – zależnie od natężenia robót w fabryce – gęstymi chmurami pary, obrzydzającymi przebywanie w tym punkcie miasta. Widzą i czują to władze miejskie i policyjne, i jakoś zaradzić temu nie mają siły. Nasuwa się tutaj takie przypuszczenie, że gdyby premier Składkowski o tej porze przyjechał do Pabianic niechybnie zawróciłby z powrotem w obawie przed zatruciem złą wonią pary fabrycznej. (Echo nr 145/1937 r.)
Pas bien Nice
Dobrzynka to malownicza rzeka, nad którą położyły się na obie łopatki Pabianice. Pas bien Nice – jak mówią Francuzi – coś w rodzaju Nicei – jeżeli przetłumaczymy na język polski.
Bo klimat tu naprawdę śródziemnomorski. Z pięknej Dobrzynki unoszą się gorące opary, wyprodukowane przez, w pobliżu położoną, farbiarnię. Opary te powoli przygotowują pabianiczan do wojny gazowej. Mają w sobie coś z fosgenu. Pabianiczanie z lubością wziewają tę cudowną woń, która nawet ulatnia się i z fabrycznych rynsztoków. W razie wojny gazowej tak będą uodpornieni na wszelkie gazy trujące, że maski przeciwgazowe będą tu zbyteczne.
Zżółkł od tych oparów stary zamek pabianicki, goszczący w swych murach prześwietny Magistrat. Zbladło też ponoć i samo kolegium magistrackie nie tyle od wyziewów Dobrzynki, ile raczej z powodu kłopotów materialnych. Wprawdzie upadłość Banku Handlowego w Łodzi w niczym nie uszczupliła funduszów miejskich, bo tymczasem zamiast oszczędności Magistrat ma tylko długi, ale pogłębia tylko atmosferę niepewności i obawę o to, co będzie jutro.
Bo oto stoją olbrzymie mury rzeźni. Zainstalowano już w rzeźni maszyny. Trzeba tylko około 150 tysięcy, aby nowoczesny kolos ruszył i pozwolił na powiększenie dochodów miejskich, ale w tym cała kwestia, skąd wziąć owe 150 tysięcy.
Biedne i opuszczone stoją mury łaźni miejskiej. I tu potrzeba ze 100 tysięcy, aby umożliwić uruchomienie tej placówki, ale niestety , nikt nie chce pożyczać. Naiwna Rada Miejska raz w raz uchwala na ten cel pożyczki coraz to z innego źródła i dziwi się, że banki nie chcą pożyczać.
Obok łaźni stoją potężne mury niewykończonego gmachu „Rolnika”, który tyle wywołuje hałasu. Tenże prawem kaduka objął administrację lasu miejskiego i z dochodów z wyrębu nie swojego lasu chce gmach wykończyć. Ale niech tylko Towarzystwo „Rolnik” coś uczyni, aby zdobyć jakąś pożyczkę na wykończenie gmachu, już sypią się protesty ze wszystkich stron, już wśród członków powstaje rozłam, już do warszawy jadą delegacje z jednej i drugiej strony. W ministerstwie kręcą głową, nie mogąc dojść do zrozumienia, po której stronie jest słuszność. Tymczasem gmach „Rolnika” pustymi oczodołami okien patrzy na miasto i nie może wyjść z podziwu, że pięćdziesięciotysięczny gród utknął i nie może ruszyć naprzód.
W aktach miejskich leżą olbrzymie foliały planów kanalizacji i wodociągów opracowane przez niemiecką firmę Philip Holzman i czekają z niecierpliwością, kiedy rozpocznie się budowa tych urządzeń. Miasto za te plany zapłaciło kilkadziesiąt tysięcy, lecz okazuje się, że plany te niewiele są warte i prawdopodobnie w przyszłości trzeba będzie opracować zupełnie inne. (Republika nr 103/1931 r.)
Dychawiczny kominogród
Niełatwa zaiste jest dzisiejsza sytuacja samorządu miasta Pabianic. Połowa budżetu w dochodach uzależniona jest od podatku przemysłowego, który przynosił zwykle około 700 tysięcy wpływów, co czyni miesięcznie 58 tysięcy. Dziś, gdy zamiast 58 tysięcy wpływa do kasy zaledwie 20 tysięcy, trudności w realizowaniu zamierzeń budżetowych są naprawdę duże. Toteż nic dziwnego, że zarząd miasta czeka z niecierpliwością na wszelkie inne wpływy z zewnątrz. Poważnym zasiłkiem dla miasta są kredyty w wysokości 30 tysięcy złotych na prowadzenie robót publicznych.
Magistrat zatrudniał bezrobotnych początkowo przez 3 dni w tygodniu, potem, aby zwiększyć ilość zatrudnionych na robotach publicznych zmniejszył dni pracy do dwu. Jedna partia robotników pracuje przy regulacji rzeki Dobrzynki. Należałoby też od razu uregulować staw znajdujący się w centrum miasta, tuż za kościołem św. Mateusza, a przedstawiający sobą cuchnącą kałużę i śmietnik, ale o tym chwilowo się nie myśli, gdyż niewiadomo, czyim jest obowiązkiem oczyszczenie stawu: czy należy to do miasta, czy do firmy Krusche i Ender, która staw ten eksploatuje. Będzie więc staw w dalszym ciągu cuchnął, ale to nic nie szkodzi, bo przyjezdni w okolicach stawu nie chodzą, a miejscowi mają nosy przyzwyczajone do gorszych jeszcze zapachów.
W każdym razie pabianiczanie gorąco sobie życzą, aby tak niespodzianie wpadł do miasta srogi minister Składkowski i zobaczył okrutny widok stawu i jednocześnie zajechał na ulicę Orlą, gdzie przez gęsto zabudowaną dzielnicę przepływa bakterionośny kanał, troskliwie w swej ohydzie pielęgnowany przez nasze magistraty mimo raz wraz powtarzających się protestów mieszkańców dzielnicy oraz protokołów policji.
Druga partia bezrobotnych pracuje przy budowie strzelnicy obok ulicy Leśnej. Dotychczasowa bowiem strzelnica w parku wolności wystraszyła całkowicie ptactwo i ujemnie działa na przebieg miłosnych rendez-vous tu właśnie odbywających się.
Inna partia bezrobotnych rozszerza park miejski im. J. Słowackiego. Aby przeprowadzić rozszerzenie parku trzeba było wyeksmitować z sąsiednich terenów boisko PTC, dokupić szereg placów, przenieść budynki gospodarcze magistratu, co nie obyło się bez sporów, spraw sądowych, protestów i knowań. Ostatecznie trudności udało się pokonać i park w śródmieściu rozszerzyć o całe 50 procent.
Nie robi miasto tylko nic w kierunku zabrukowania ulic. Po zeszłorocznej bardzo intensywnej w tym kierunku pracy, magistrat odpoczywa, przekomarzając się z właścicielami nieruchomości, kto ma pokryć koszta zabrukowania ulic.
I oto w dychawicznym naszym kominogrodzie robi się coś niecoś w oczekiwaniu na lepsze czasy, kiedy maszyny fabryczne pójdą całą parą, a podatek przemysłowy zacznie wpływać do kasy miejskiej w wysokości 60 tysięcy na miesiąc. (Republika nr 187/1930 r.)
Autor: Sławomir Saładaj