www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Tow. Horecki

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Zaraz po zakończeniu drugiej wojny światowej prasa zaczęła lansować nowe, socjalistyczne wzorce osobowe. Głos Robotniczy z 1947 roku przedstawił sylwetkę towarzysza Horeckiego, dyrektora pabianickiej „Dobrzynki”, który pomaga robotnikom pchać wózki z przędzą, z chłopakami kopie piłkę, potrafi nawet zagrać diabła w szopce fabrycznej, do pracy jeździ tramwajem, a firma pod jego kierownictwem kwitnie i znacząco przekracza normy produkcyjne. Mimo to, spotyka się z krytyką niektórych mieszkańców, przyzwyczajonych do obrazu zażyłego dyrektora „krwiopijcy” i birbanta - wroga ludzi pracy z nieodłącznym cygarem w ustach, otoczonego dworem usłużnych urzędników.

Nieszczególną opinią cieszy się dyrektor pabianickiej farbiarni i wykończalni „Dobrzynka” tow. Horecki wśród szerokich rzesz „kołtunerii miejskiej”. Serwis skonkretyzowanych i zanalizowanych zarzutów przeciw dyrektorowi Horeckiemu podaje mi jeden z licznych właścicieli piwiarni przy ulicy Pułaskiego nieodłączna „krew z krwi, ciało z ciała” kołtunerii Pabianic, która bynajmniej nie jest liczniejsza i głupsza od na przykład kołtunerii innych miast w ich liczbie i Łodzi.

Zarzuty jakimi zasypują wprost towarzysza Horeckiego ci ludzie, są tego rodzaju, że warto się z nimi zapoznać i osobie dyrektora (… też ci dyrektor) poświęcić większą ilość wierszy. Chodzi o to, że „ten” dyrektor to po pierwsze „… stary głupiec, co z chłopakami kopie piłkę”, po drugie „… za diabła służy w szopce fabrycznej”, po trzecie „… robotnikom pomaga pchać wózki z materiałem”, po czwarte „nie dyrektoruje, a pracuje po 12 godzin dziennie”, a po piąte – czego już nie można wybaczyć „… nie ma samochodu i co dzień do pracy na szóstą przyjeżdża tramwajem z Łodzi”. „I to ma być dyrektor” – z wyraźnym brakiem szacunku wyrażał się o dyr. Horeckim nasz informator.

Również co do joty zgadzają się z prawdą zarzuty stawiane przez niektórych tow. inż. dyr. Horeckiemu, a mówiące o tym, że Horecki pomaga robotnikom w pracy, popychając np. ciężki wózek z przędzą, że dyrektor pracuje po 12 i więcej godzin na dobę i że dyrektor – co najwyżej – jeździ tramwajami.

Ale „dobrze poinformowani” nie wiedzą jeszcze wszystkiego o dyr. Horeckim. Nie wiedzą, że dyrektor wraz z radą zakładową myśli o urządzeniu w fabryce żłobka, bo właśnie jedna – dopiero pierwsza- robotnica fabryki zostanie w niedługim czasie matką.

Nie wiedzą, że dyrektor dziś o 5 wieczorem będzie miał w fabryce odczyt na temat szkodliwości picia wódki, zdarzył się bowiem wypadek, że jeden z robotników przed niedawnym czasem przyszedł w nietrzeźwym stanie do pracy.

Nie wiedzą tym, że dyrektor przechodząc przez salę, zaczepia młodego chłopca i pyta go się „jaką książkę ostatnio czytałeś”, że dyrektor od dwóch dni nie odezwie się ni słowem do 17-letniego blondynka z tego tylko powodu, że ten klął ordynarnie i że chłopiec z tego powodu jest zrozpaczony i przyrzekł solennie poprawę.

Wiedzą natomiast, że „ten” dyrektor w przeciągu kilku miesięcy swego „dyrektorowania” postawił fabrykę na nogi, że teraz w „Dobrzynce” pracuje dwa razy tyle ludzi, co za dyrektora Jasińskiego, który tak dużo myślał o sobie, a mało o fabryce, że wreszcie pomyślała o nim komisja specjalna i przeznaczyła mu odpowiednie pomieszczenie w jednym z obozów pracy.

Wiedzą również kołtuni pabianiccy, że fabryka produkuje teraz stale 25 proc. ponad normę, że rozrasta się, że montuje się w niej nowe maszyny i oddziały. Ale to nie jest dla nich ważne. Ważny jest fakt, że dyrektor wcale nie ma gestu dyrektorskiego.

Dlaczego piszę o dyr. Horeckim? Czy tylko dlatego by dać czytelnikowi sylwetkę nowego typu dyrektora-gospodarza, tak różnego od przedwojennego i często jeszcze teraz trafiającego się dyrektora – defraudanta?

Niewątpliwie i dlatego. Ale historia dyr. Horeckiego na tle sądów kołtunerii pabianickiej ma swój aspekt psychologiczny. Są u nas jeszcze ludzie, którzy rozumują ciągle kryteriami przestarzałymi, u których pewne pojęcia są nierozerwalnie związane z niecną praktyką lat minionych, którzy sobie np. nijak nie mogą wyobrazić władzy bez knuta, albo dyrektora, który by nie był złodziejem i nie palił drogich cygar.

Jednym słowem – ludzie, u których nie dokonała się i nie dokona rewolucja pojęć. U takich ludzi dyrektor-gospodarz zawsze będzie się cieszył złą opinią. Co innego, że ci dyrektorzy w rodzaju towarzysza Horeckiego z tej „złej” opinii ludzi zacofanych mają prawo naprawdę się cieszyć. (Głos Robotniczy nr 64/1947 r.)

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij