Obiekt specjalny
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęW czasach peerelowskich ulica Graniczna była znana ze względu na uprawiającego tutaj swój proceder rakarza (hycla), który zgładził mnóstwo bezpańskich czworonogów oraz z powodu tajemniczego obiektu, kryjącego w sobie, jak się później okazało, schron przeciwatomowy dla prominentów. Po 1989 roku lokalny tygodnik informował: Na skraju miasta przy ul. Granicznej stoi solidna willa z garażem w podziemiach. Terenu wokół domu strzeże wysoki płot.
Właściwie nic nie wskazuje na to, że jesteśmy u wrót obiektu ściśle tajnego. Pod nim, głęboko w ziemi mieści się atomowy schron. Przez prawie 30 lat tajemnicy domu pod lasem pilnowali mieszkający w nim strażnicy. Parę kroków dalej, za płotem był teren milicyjny. W stanie wojennym skoszarowano tu zomowców.
Potężny schron, którego ściany wzmocnione są płytami z ołowiu zbudowano w wielkiej tajemnicy między 1958 a 1961 rokiem. Przykryto go warstwą ziemi, na której dla niepoznaki posiano trawę. Niepozorny garaż w piwnicy domu może z powodzeniem skryć kilka dużych ciężarówek. Do schronu wchodzi się przez dom. Ale do domu nadal obcych się nie wpuszcza. Strzegą go lokatorzy – państwo W. (sąsiedzi ich nie znają).
Według ściśle tajnych instrukcji na wypadek wojny, był to schron dla wybranych – dla sekretarzy partii, oficerów milicji i wojska, prominentów wojewódzkich i miejskich. Gdyby w okolicach Pabianic wybuchła bomba atomowa, prominenci mogliby w schronie przeżyć nawet kilka miesięcy. Mieli tu przygotowane pokoje, łóżka, koce, lekarstwa, zapasy wody i jedzenia, centrale telefoniczne i radiowe, a nawet małą elektrownię.
Wśród tych, którzy ćwiczyli wchodzenie do schronu byli: Michalina Tatarkówna – I sekretarz KW PZPR, kolejni pierwsi sekretarze z Łodzi i Pabianic, komendanci milicji, prezydenci. Jeszcze kilkanaście lat temu w willi nad schronem odbywały się biesiady prominentów. Wódka płynęła strumieniami – wspominają świadkowie z okolicy. Czarne partyjne „Wołgi” stały ukryte w lesie.
Willa i schron miały kilku strażników. Pan W. za to, że pilnował bunkra, mieszkał w willi i co miesiąc brał pensję z kasy miejskiej. W zeszłym roku sekretarz miasta Mieczysław Mik, który odkrył to źródło „przeciekania” pieniędzy, zabronił wypłacania poborów panu W. Mimo to obiekt przy ul. Granicznej ciągle był tajny. Jeszcze dziś strażnicy schronu przeganiają stąd obcych. (Nowe Życie Pabianic nr 41/1991 r.)
Aby wejść do schronu przeciwatomowego przy ul. Granicznej potrzebne jest specjalne zezwolenie. Formalnie schron pozostaje nadal obiektem tajnym, choć dziś nie broni już swych tajemnic tak zaciekle. Dzięki władzom miasta udało się nam przedostać do jego wnętrza.
Do schronu wchodzi się przez dom. W podziemiu wejścia strzegą solidne, metalowe drzwi. Jak w skarbcu. Tuż za nimi łazienka z prysznicami, ubikacja i małe, puste pomieszczenie. Oddzielone od siebie identycznymi grubymi drzwiami służyć miały do usuwania ewentualnego skażenia promieniotwórczego – dezaktywacji. Stanowią przedsionek właściwej części schronu.
Półmetrowej grubości ściany dzielą schron na ponad dwadzieścia różnej wielkości pomieszczeń. Jedno z nich pełni rolę komory filtracyjno-wentylacyjnej. W wypadku wybuchu bomby atomowej system filtracyjny zabezpieczał schron przed przedostaniem się opadów radioaktywnych. W pokoju obok do dziś w potężnych skrzyniach przechowywane są filtry zapasowe.
We wszystkich pomieszczeniach stoją biurka. Na nich aparaty telefoniczne. Znajdująca się w schronie centrala telefoniczna, dzięki niezależnemu systemowi, umożliwia łączność pomiędzy wszystkimi pomieszczeniami w budynku. Całkowitą niezależność dają również agregat prądotwórczy i studnia głębinowa.
Największe w schronie pomieszczenie to znajdująca się obok centrali telefonicznej sala operacyjna. Potężny stół obstawiony krzesłami rozbudza wyobraźnię. W „centrum dowodzenia” brakuje jedynie olbrzymich, podświetlonych map z wbitymi w nie , chorągiewkami oznaczającymi pozycje wroga.
Poza stojącą w kącie zardzewiałą skrzynią na akta i niezliczoną ilością biurek schron jest pusty. Pytaliśmy o zapasy żywności, których w schronie ani śladu. Okazało się, że w razie potrzeby miały być niezwłocznie dostarczone z wojskowych zapasów mobilizacyjnych.
Temperatura w schronie utrzymuje się w granicach 14-16 C. Podobno włączając centralne ogrzewanie można ją podnieść najwyżej o jeden lub dwa stopnie. Z tego względu pomieszczenia te nie nadają się do zamieszkania na dłuższy okres.
Cieplej jest w pomieszczeniach znajdujących się nad schronem. Pokoje w trzypoziomowym budynku, pomijając te zajmowane przez państwo W., stoją puste. Jeszcze kilka lat temu odbywały się tu narady, szkolenia i nieco mniej oficjalne spotkania. Dziś władze miasta chcą budynek przeznaczyć na mieszkania zastępcze dla osób pokrzywdzonych przez los – np. pogorzelców.
Dowództwo wojskowe miasta poinformowało nas, że schron przy ul. Granicznej nigdy nie służył do celów militarnych. Był w dyspozycji Obrony Cywilnej oraz władz partyjnych i prezydenta Pabianic. (Nowe Życie Pabianic nr 42/1991 r.)
Wejście do schronu zostało utrwalone na filmie dokumentalnym Zbigniewa Gajzlera „Na granicy” (2014), który przedstawia działalność Marka Skrzymowskiego, twórcy stowarzyszenia abstynentów „Granica”.
Autor: Sławomir Saładaj