Dora i Franz
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęRelacje łączące pabianiczankę Dorę Diamant z Franzem Kafką - wybitnym pisarzem o światowej renomie znajdują się wciąż w kręgu zainteresowania wielu autorów. Steven Payne w książce „Love Letters: Great Literary Romances” (2012) pisze:
She was Dora Diamant (sometimes given, especially by Dora herself, as Dymant – the Yiddish variant). She was born in 1898 in Pabianice near Łódź in central Poland. Her father was a factory owner and devout Orthodox Jew: after a stricte religious upbringing Dora, as soon as she was of age, rebelled against her father’s religious strictures and ran away in the world, settling in Berlin. When she and Kafka met in mid-July 1923 she was twenty-five; he was forty. Dora was a volunteer in the camp’s kitchen.
She and Kafka first met when he casually wandered into the kitchen one day and found a pretty young girl with her hands covered in bood from gutting and cleaning fish which slightly horrified the vegetarian Kafka. „Such gentle hands for such bloody work!” he observed. Dora had already noticed Kafka, assuming that this lean, dark-skinned man with the intense dark eyes was a married man holidaying with his wife and children.
In fact even at this stage Dora was so taken by the sight of him that she admitted that on one occasion she had disreetly followed Kafka, Elli and the children merely to find out where they were going and what they were doing. Dora had rejected her father’s religion but was eluent in Hebrew as well as Yiddish and was a staunch Zionist. With a burgeoning interest in the language himself this attracted Kafka to Dora and soon a relationship began to blossom: for the next three weeks Kafka got into the habit of going to the camp every evening to see her where they spent many hours together, Dora helping Kafka with his Hebrew .
In the daytime they walked in the woods or sat in deckchairs looking out over the sea. All the time they talked, shared more and more about each other and fell in love. (…)
W 2024 roku Tadeusz Zatorski na łamach Przeglądu Politycznego opublikował fragmenty zapisków Dory Diamant , poprzedzając je krótkim wprowadzeniem:
Życie Dory Diamant, ostatniej miłości Franza Kafki to niemal gotowy scenariusz filmowy, i to taki, który łączyłby w sobie wątki obyczajowe, miłosne, polityczne i sensacyjne.
Dora Diamant (jidisz: Dymant) urodziła się 4 marca 1898 roku w Pabianicach pod Łodzią. Jej ojcem był Herschel Aron Dymant, uczony zwolennik chasydyzmu, jej matka, imieniem Friedel, zmarła, gdy Dora miała około ośmiu lat.
Po śmierci matki rodzina przeniosła się do śląskiego Będzina pod granicą niemiecką, gdzie Herschel Aron jako właściciel przedsiębiorstwa handlu tekstylnego doszedł do niejakiego dobrobytu. Dora uczęszczała do polskiej szkoły, a zaraz na początku wojny światowej wstąpiła do stowarzyszenia syjonistycznego, które zajmowało się przede wszystkim nauczaniem i ożywianiem języka hebrajskiego. Uczestniczyła także w przedstawieniach teatralnych wbrew sprzeciwom ortodoksyjnego ojca.
Przez jakiś czas przebywała w Krakowie, gdzie uczęszczała na kurs przedszkolanek żydowskich. Uciekała stamtąd dwukrotnie. Za pierwszym razem ojciec odnalazł ją we Wrocławiu i przywiózł z powrotem do Krakowa. Gdy w 1919 roku uciekła po raz drugi, do Wrocławia, a potem do Berlina, dał za wygraną i zerwał z nią wszelkie kontakty. Pobyt w Krakowie był dla Dory momentem przełomowym: to właśnie w Krakowie Dorze otworzyły się oczy – pisze autorka jej biografii Kathi Diamant – zrozumiała, że może wybrać inne życie.
W lipcu 1923 roku w nadbałtyckim kąpielisku Mὕritz, gdzie pracowała jako wychowawczyni na kolonii letniej organizowanej przez berliński Żydowski Dom Ludowy poznała Franza Kafkę. Od końca września 1923 roku do marca 1924 roku mieszkała z nim w Berlinie. Potem przez kilka miesięcy opiekowała się pisarzem umierającym na gruźlicę krtani, najpierw w Wiedniu, a potem w sanatorium w Kierling.
Po śmierci Kafki Dora Diamant zamieszkała najpierw w Berlinie. Od końca 1926 roku uczyła się aktorstwa w teatrze w Dὕsseldorfie. Występując też między 1927 a 1930 rokiem w rozmaitych spektaklach, m.in. w Dὕsseldorfie, Neuss i Gladbach. W 1930 roku powróciła do Berlina i związała się z tamtejszym ruchem komunistycznym . W 1932 roku wyszła za mąż za działacza KPD Lutza Laska (1903-1973). Podczas rewizji dokonanej przez Gestapo utraciła listy i notatniki pozostawione przez Kafkę – nigdy ich nie odnaleziono. W marcu 1934 roku przyszła na świat córka Dory Diamant i Laska, Marianna.
Po kilku miesiącach spędzonych w areszcie Gestapo Lask zdołał zbiec do ZSRR, a Dora w 1936 roku podążyła jego śladem. Gdy jej mąż znów został w Moskwie aresztowany i zesłany na Syberię, Dorze udało się w roku 1938 przedostać na Zachód. W 1940 roku dotarła do Anglii i została tam najpierw internowana na wyspie Man. Potem przeniosła się do Londynu, gdzie zmarła 15 sierpnia 1952 roku.
Dora Diamant to właściwie chyba jedyny „polski ślad” w biografii Kafki. Polski zresztą jedynie w bardzo ogólnym sensie: Kafka był ciekaw wszystkiego, co dotyczyło życia Dory w Polsce. Na przykład bardzo interesował go jej ojciec oraz jej dorastanie jako młodej dziewczyny w rodzinie chasydzkiej. „Trudno wyrazić słowami intensywność jego zainteresowania”, mówiła Dora. „Słuchał z takim napięciem, że aż drżał”. Jego zetknięcie się z żydostwem wschodnioeuropejskim, sądziła Dora, „wydobyło nagle na światło dzienne coś głęboko w nim ukrytego, coś archaicznego. Dotykało to mistycyzmu”.
Zapiski Dory Diamant powstały w przeważającej mierze na przełomie roku 1950 i 1951 podczas jej pobytów w szpitalu. Sporządziła je - w języku niemieckim – zapewne już ze świadomością zbliżającej się śmierci. Początkowi chciała, by przekazano je Maksowi Brodowi, potem jednak cofnęła tę dyspozycję. Po raz pierwszy opublikowano je w niemieckim wydaniu biografii autorstwa Kathi Diamant „Kafkas letzte Liebe”, Onomato Verlag 2013.
Zapiski
(…) Gdy lekarze orzekli, że Franz musi umrzeć, ludzie w sanatorium zaczęli mnie natarczywie przekonywać, byśmy wzięli ślub. Szczególnie gorliwa była w tym pani doktorowa Hoffman oraz lekarz pomocniczy. Chcieli sami zatroszczyć się o wszystko, co potrzebne: o urzędnika stanu cywilnego, rabina etc. Całymi tygodniami musiałam wysłuchiwać tego codziennie. Pewnego popołudnia zawołano mnie do pokoju dr. Hoffmana, w którym znajdował się jakiś nieznany mi człowiek. Urzędnik z wiedeńskiej gminy żydowskiej, który miał poprowadzić ceremonię ślubną. Dr Hoffman i jego żona mieli być świadkami. Był to jeden z najokropniejszych momentów mojego życia, wysłuchiwać, jak z jawnym okrucieństwem wbija mi się do głowy coś kompletnie niepojętego: jakieś życie po śmierci Franza. Robert był o tym powiadomiony. Ottla namawiała mnie słabo i bezradnie. Nie mówiąc już o okrucieństwie wobec Franza, który tak bardzo trzymał się nadziei, że będzie żył.
Wszyscy bez wątpienia robili to w dobrej wierze. Co dla mnie jednak do dziś niepojęte, to to, że dobrzy, porządni ludzie w takich chwilach każdego dnia postępują tak jak pan doktor i pani doktorowa Hoffman wtedy. To, co najbardziej w człowieczeństwie oczywiste: nie pozbawiać umierającego jego ostatnich szczęśliwych godzin i jego nadziei, jest całkowicie nieobecne. I jeszcze do tego to, że bliski człowiek w takich minutach może myśleć o urządzeniu sobie własnego życia.
Gdy piszę o Franzu, moje pismo staje się bardzo podobne do jego pisma. Poza tym, jak sądzę, chyba nie. Czasem, gdy patrzę na to moje pismo, jestem sobie samej bardzo bliska i lubię sama siebie. Jakże różne są przecież od siebie nawzajem te dwie rzeczy: „lubić się” i „być egoistą”. W rzeczywistości są od siebie może nawet odleglejsze niż egoizm i altruizm. (Gdy przyjrzeć się bliżej, te nie są od siebie wcale tak bardzo odległe, są właściwie tylko dwoma przeciwległymi biegunami jednej i tej samej rzeczy). „Lubić się” oznacza być dobrym dla samego siebie, uważnie obojgiem uszu wsłuchiwać się w to, co się mówi, czego się chce, trzymać się tego, co się powiedziało, z ufnością do siebie samego. To rzeczywiście przeciwieństwo do „bycia egoistą” – co jest czymś dzikim, fanatycznym, oszukańczym, nieufnym, niepokojem i lękiem, nieustającą czujnością, gotowością do obrony przed wrogami – a więc rzeczywiście nieszczęściem! A jednak czy nie wydaje się czymś niewątpliwym, ze ma to gdzieś, przynajmniej częściowo, uzasadnienie dla swojego istnienia? – Mój Boże, co za łatanina! – Brr –
Słabo jestem zadomowiona w języku niemieckim. W ogóle nie mam żadnego własnego języka. Nawet całe życie jednego człowieka nie wystarcza, by znaleźć ojczyznę w jakimś języku. Dopiero wówczas, gdy co najmniej jeden albo dwóch poprzedników stworzyło grunt, można myśleć o stawianiu na nim w miarę pewnie własnych kroków. Bardzo pomaga przy tym wzgląd na następne pokolenia. Być może nawet bardziej niż wykonana uprzednio praca poprzedniej generacji? Z czego znów można wnioskować, że gdy jest się dopiero początkiem, jeśli można ten początek kształtować, spoglądając ku przyszłym pokoleniom, wytworzona zostaje również jakaś przeszłość. To bardzo wyzwalające doświadczenie.
Ale nie dla nas – również moja córka musiała bowiem uczynić taki prapoczątek. A ponieważ angielski nie jest moim językiem, to jestem w tym najważniejszym punkcie skazana na wieczną bezdomność. Mój język ojczysty, jidysz, porzuciłam w latach decydujących o uczciwym budowaniu. Lata dzielące mnie od tamtych czasów są zbyt długie, by przerzucić nad nimi most choćby w przybliżeniu użyteczny, a mimo że ten język pomaga mi po matczynemu w momentach największej potrzeby, to przecież odmawia posłuszeństwa w większości spraw i wówczas muszę sięgać po bardziej pomocny zastępnik niemczyznę. ( …) (Przegląd Polityczny nr 184/2024 r.)
Autor: Sławomir Saładaj