www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Gawęda pabianicka

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

W 1882 r. w Tygodniu piotrkowskim ukazała się korespondencja z Pabianic, której autor – wobec braku aktualnych tematów – opisuje tradycyjny  sposób wyrabiania świec przez pabianickie bractwa kościelne.

Uskarżacie się panie redaktorze, że miasteczka nasze nie dają o sobie znaku życia, że w tej puszczy bardzo rzadko ozwie się jakiś głos. Ale ręczę, że sami nie mało byście nagryźli pióra, gdyby wam przyszło zdawać relację z życia zaściankowego. W naszym miasteczku trudno domacać się pulsu życia towarzyskiego w znaczeniu ciągłego ruchu, postępu, wzajemnego wspierania się dla osiągnięcia wyższych celów społecznych, zresztą ruchu umysłowego nie znajdziesz w większej części naszych małych miasteczek.

Co się tyczy Pabianic nie stanowimy pod tym względem wyjątku. Chcąc korespondować z naszego zakątka, trzeba się ograniczyć do opisywania zwyczajów tutejszych od dawna zaprowadzonych, ale o ruchu umysłowym i społecznym milczeć – lub fantazjować. Stąd korespondencje nasze mają tę zasługę przed innymi, że mogą być pisane bez daty i czytane dziś, czy jutro, czy za rok zawsze będą nosiły piętno świeżości i prawdy.

Przyznaj, szanowny redaktorze, że podobne korespondencje są bardzo cenne. Zabraknie ci kiedy materiału do zapełnienia numeru Tygodnia, zamieść nowiny pabianickie, które rok temu otrzymałeś, a wszyscy będą wołali: brawo, dzielny korespondent, a to zna nasze stosunki.

Jedną z podobnych nowin podzielę się z wami w dzisiejszej gawędzie. Kilka słów o miejscowych bractwach kościelnych. Przy kościele katolickim w Pabianicach istnieje od wieków 6 bractw czyli konfraterni. Każde z tych stowarzyszeń ma na celu utrzymanie jednego z 6 (prócz wielkiego) ołtarzy kościelnych, dostarczanie świec do potrzeb kościelnych, wreszcie sumienne wypełnianie obrzędów religijnych, słowem czuwanie nad materialnym i moralnym splendorem miejscowego kościoła.

Jeśli potrafię tym zająć czytelników, opiszę kiedyś organizację tych stowarzyszeń, dziś mam zamiar po prostu opisać ceremonię wyrabiania świec  przez członków bractwa. W istocie wygląda to prędzej na ceremonię niż zwyczajną czynność.

Mieszkanie seniora, czyli starszego bractwa, przedstawia pokój dosyć obszerny i widny. Na środku izby z belki od sufitu, uwieszona na gwoździu tarcza drewniana, mniej więcej półtora łokcia średnicy. Brzeg tarczy dokoła obity gwoździami, na których znowu wisi po jednym splocie nitek; są to knoty.

Na niskim stołku stoi jeden z braci, trzymając w ręku dzban z roztopionym woskiem; wosk ten wylewa się z góry kolejno na każdy knot, po którym spływa do podstawionego naczynia, zgęszczając się zaś na powietrzu, osiada na knocie tworząc cieniutką warstwę wokół nitek.

Nim oblewający koło obejdzie, wosk na knotach stygnie i na nowo polewany wciąż grubieje. Nareszcie świeca dosięga potrzebnej objętości, zdejmuje się ją z gwoździa i rozkłada na długim stole. Przy stole tym stoi trzech braci. Jeden z nich trzyma w ręku gładką deszczułkę w którą wbito dwa kołki.

Wziąwszy oburącz za kołki wałkuje ciepłą jeszcze świecę po zmoczonym piwem stole, nadając jej gładkość i połysk. Towarzysz jego znów obcina dolny koniec świecy i narzędziem ostrokręgowym robi w niej wgłębienie, odpowiadające narzędziu kościelnych lichtarzy.

Trzeci  zaś na miękkim wosku wyciska małą pieczątkę. Teraz świeca gotowa. Tuż stojący brat odkłada ją na stronę, inny znowu nową kładzie na stół. Ażeby zaś zdjęte z tarczy świece nie wystygły zupełnie i tym sposobem stały się niezdatne do wałkowania, świeżo ulane świece kładzie się pod pierzynę, dopóki nie przyjdzie na nie kolej.

Na kominku znów wesoło trzaska ogień i jasnym bucha płomieniem. Tam w dużych garnkach roztapia się wosk, czym znowu dwóch zajmuje się braci. Tak podzielona praca idzie zręcznie i szybko. Widziałem pot spływający po twarzach pobożnych mieszczan, pracowali jednak ochoczo i w uroczystym cokolwiek nastroju.

Świece te leje się raz do roku, o jednym i tym samym dniu, około Bożego Ciała; niemało ich się też przygotowuje, kiedy w każdym bractwie pracuje około 10 ludzi od świtu do północy.

Uścisnąłem szorstkie dłonie poczciwych naszych mieszczan i szczerze się też ze mną obchodzono. Poczęstowano mnie kieliszeczkiem. Wypiłem za pomyślność bractw pabianickich i pożegnałem pobożne grono mieszczańskie. (Tydzień nr 29/1882 r.)

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij