Podział
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęMieszkańcy Starego i Nowego Miasta prowadzili ze sobą spory nawet na łamach łódzkiej prasy. W listopadzie 1932 roku przedmiotem polemiki była sprawa powiększenia parafii św. Mateusza kosztem parafii NMP.
Na terenie Pabianic istnieją dwie parafie i tyleż kościołów, nie licząc kaplicy przy ul. Warszawskiej, która parafii nie ma. Parafie te odpowiadają podziałowi miasta na Stare i Nowe Miasto, który to podział istnieje od dawien dawna. A więc parafia staromiejska należała do kościoła św. Mateusza, zaś parafia nowomiejska do kościoła NMP na Nowym Mieście. Granicą, dzielącą obie parafie była dotychczas rzeka Dobrzynka, przepływająca niegdyś odek m. Pabianic. Podział ten istnieje po dziś dzień.
Wskutek ogromnej rozbudowy strony zachodniej miasta położonej na terenie Nowego Miasta, parafia NMP ogromnie się rozrosła. Dziś, jak wykazuje statystyka kościelna, parafia NMP na Nowym Mieście posiada 30 tysięcy parafian, podczas gdy parafia staromiejska św. Mateusza liczy ich zaledwie 10 tysięcy.
W związku z nowym stanem rzeczy powstał projekt podziału obu tych parafii, który byłby bardziej sprawiedliwy. Według projektu nowego podziału obecna granica, dzieląca obie parafie zostałaby zniesiona. Nową granicę przesunięto by dalej na zachód miasta aż do ulicy Narutowicza i Traugutta, przy czym strona wschodnia ulicy należałaby do parafii św. Mateusza, zaś strona zachodnia tejże ulicy pozostałaby przy parafii NMP. W ten sposób obie parafie liczyłyby po 20 tysięcy parafian każda.
Projekt ten jest ze wszech miar godny uznania ze względu na zubożenie parafii św. Mateusza, która obecnie przystąpiła do odnowienia swej starożytnej świątyni i na gwałt potrzebuje pomocy materialnej ze wszystkich stron.
Przeciwko nowemu podziałowi wypowiedziała się spora liczba parafian NMP, która obchodzi mieszkania i zbiera podpisy na memoriale do władz duchowych, w którym prosi o utrzymanie poprzedniego stanu rzeczy. (Echo nr 324/1932 r.)
Otrzymaliśmy następujący list z Pabianic: W numerze 324 Echa pojawiła się notatka, której autor omawia w sposób jednostronny projekt nowego podziału parafii w Pabianicach, zalecając go jako godny realizacji. Nie wszystkie jednak przesłanki, na których opiera swój wniosek są zgodne z prawdą.
Przede wszystkim nie wiadomo skąd wziął autor statystykę obu parafii. Według bowiem spisu ludności z roku 1931 Pabianice liczą wszystkich mieszkańców 45 635. Według notatki autora parafia na Starym Mieście ma mieć 10 000, a na Nowym Mieście 30 000, a zatem w mieście byłoby wszystkich katolików 40 000, mieszkańców zaś innych wyznań 5 000. Jest to jasny fałsz. Kto choć pobieżnie zna Pabianic stwierdzić może bez żadnych nawet oficjalnych statystyk, że samych Żydów jest około 10 000. A ewangelicy?
Toteż oficjalny wykaz wydziału statystycznego m. Pabianic stwierdza na podstawie ostatniego spisu ludności, że parafia na Nowym Mieście liczy 21 300 a druga 11 000 osób. Zatem różnica wynosi 9 000, a nie 20 000, jak sugerował autor notatki.
Stosunek wzajemny obu parafii pod względem liczby parafian niewiele się zmienił od czasu podziału. Jak bowiem stwierdza p. Kazimierz Staszewski w broszurce „Kościół Najświętszej Panny Marii w Pabianicach” w chwili podziału obu parafii w roku 1907 przy parafii św. Mateusza pozostało 15 000 i przy nowej parafii NMP - 20 000. Podział taki nierówny był zupełnie uzasadniony. Na starym bowiem mieście mieszkała i mieszka ludność osiadła z dziada pradziada. Nie tylko mająca swe tradycje, ale przede wszystkim zamożniejsza, na Nowym Mieście zaś sami robotnicy. By więc mogli kościół sobie zbudować, a potem konserwować musieli być w większej liczbie.
Choć dziś stosunek liczbowy zmienił się na korzyść Nowego Miasta o 5 000 osób, to jednak stosunek jakościowy pozostał dawny. Na Starym Mieście są mieszczanie, z których większość ma ziemię i domek własny. Na Nowym Mieście sami robotnicy nie mający żadnego majątku prócz dziesięciu palców do roboty, której nawiasem mówiąc teraz w ogóle prawie nie ma, no i trochę pracującej, a raczej głodującej inteligencji.
Toteż groteskowo wygląda uwaga autora omawianej notatki o gwałtownym zubożeniu mieszkańców Starego Miasta. Któż więc zubożał, czy mieszczanie, z których większość ma trochę ziemi i płody jej może łatwo sprzedać na miejscu, na rynku miejskim, czy robotnicy, z których 2/3 nie pracuje zupełnie, przeciwnie w straszliwy sposób głoduje, oglądając się na zupę komitetową, jako na jedyny środek utrzymania się przy życiu, z których większość nie ma gdzie mieszkać i czym się odziać.
Przecież takie gadanie to już ponure drwiny z ludzi głodujących. Przy tym bądźmy szczerzy. Przecież powszechnie znaną jest rzeczą, że masę ziemi fundacyjnej rozebrali swego czasu „ziomkowie” staromiejscy, niechże więc tę ziemię oddadzą kościołowi, a z łatwością świątynię swą nie tylko wspaniale odnowią, ale i na dalszą konserwację spory zapas grosza zostanie.
W końcu zaznacza autor, że „spora” liczba parafian opowiedziała się przeciw projektowi podziału. Ma widocznie bardzo złe informacje, bo nie „spora” ilość, ale bezwzględna, przytłaczająca większość nie chce nawet słyszeć o oderwaniu ich od parafii NMP, a te kilkadziesiąt osób, które oświadczyły się za przyłączeniem dały jako powód nie rzeczowe, ale osobiste pobudki. Nic dziwnego, że nikt prawie nie życzy sobie powrotu do parafii na Starym Mieście, odłączono ich swego czasu od starego kościoła i kazano budować nowy.
Z całym zapałem ojcowie ich i oni, nie tylko pieniądze dawali na swą nową świątynię, ale własnymi rękami osobiście pracowali przy jej wznoszeniu. Jak byli hojni, świadczy fakt, ze w ostatnich pięciu latach złożyli na wykończenie kościoła NMP wyłącznie sami bez pomocy mieszkańców Starego Miasta (prócz członków Cechów) ponad 100 000 złotych (wyraźnie sto tysięcy). I teraz chcą ich oderwać od ich ukochanej świątyni wykończonej ich pracą i pieniędzmi, gdzie mają należytą obsługę kapłańską, gdzie mają zupełnie blisko i to tylko dlatego, by drugich wyręczać w ich zasadniczym obowiązku, za nich odnawiać ich kościół. Jak się mają nie wzdrygać przed tego rodzaju próbą.
Z miłości dla sprawy Bożej chętnie dadzą ofiarę na odnowienie starożytnej świątyni, ale do tego wcale niepotrzebne jest odrywanie ich od dotychczasowej parafii i sianie niesłychanego zamętu tak szkodliwego dla katolicyzmu w naszym mieście. Gra jest zupełnie przejrzysta. „Ziomkowie” staromiejscy chcieliby, żeby wreszcie ich kościół przybrał godny tej nazwy wygląd. Ale czyż koniecznie stać się to musi ich kosztem?
Jest na to doskonała rada. Napisze się do Kurii Biskupiej memoriał z prośbą o przyłączenie kawałka obcej parafii. Kiedyś przed laty, kiedy kościół na Nowym Mieście budowano, mówili „ziomkowie” staromiejscy do parafian nowomiejskich: „Panowie i panie zachciało się wam własnego kościoła – budujcie go sobie, ale nie łudźcie się, byście od nas otrzymali nań choćby złamany szeląg. My będziemy wznosili nową kaplice na Starym Mieście. Do widzenie, niech wam się powodzi”.
Dziś czule do tych samych ludzi przemawiają: „Gołąbeczki miłe, pragniemy was przytulić do naszego łona. Stęskniliśmy się za wami, bo nie ma kto za nas odnowić nam naszego kościoła. A wy tak ładnie i ofiarnie wznieśliście waszą świątynię. Chociaż z przykrością, ale dla tak wzniosłego celu zgadzamy się wielkodusznie, by razem z wami się złączyć, byście tylko pieniążki na czas dali. My wprawdzie mamy domki i morgi, mamy „nasz losek i piosek”, ale poza tym jesteśmy nędzarzami. Wy zaś opływacie w krocie złota. Przecież niektórzy z was nawet do 8 złotych na tydzień potrafią w fabryce zarobić. A ci co pracują na robotach publicznych otrzymują za dzień pracy aż 3 złote i mają tej pracy na tydzień aż dwa dni. Bogacze przybądźcie i ratujcie nas głodomorów”.
Tak wyglądają przyczyny, dla których rzucono wspomniany projekt w rzeczywistości po zdarciu maski i wszelkich frazesów o „sprawiedliwości” nowego podziału parafii pabianickich. Zagrożeni parafianie nowomiejscy (Echo nr 328/1932 r.)
Autor: Sławomir Saładaj