www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Sławiński

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Edward Sławiński (Sława Bezmian) wydawał przed drugą wojną światową Prawdę Pabianicką, która zdaniem redaktora miała demaskować „wszelką nieprawość” w miasteczku. Czynił to jednak z wdziękiem słonia w składzie porcelany, narażając się lokalnej  sanacji, endecji i chadecji i wielu innym środowiskom. Za swoje publikacje był wielokrotnie karany sądownie. Pewne wsparcie otrzymywał jedynie ze strony Polskiej Partii Socjalistycznej.

Uczeń gangsterów amerykańskich

W Gazecie Pabianickiej (nr 44/1936 r.) znalazł się list Piotra Gallusa.

W związku z notatkami zamieszczonymi w ostatnich dwu numerach brukowca Prawda Pabianicka, w których usiłuje się w sposób ordynarny i tendencyjnie kłamliwy zainteresować bezkrytyczną opinię publiczną moją osobą – niniejszym oświadczam, że z p. Sławińskim, uczniem gangsterów amerykańskich, żadnej polemiki prowadzić nie zamierzam, gdyż uważam  go za bandytę moralnego, którego pod względem etycznym traktować należy  na równi z przeciętnym urlopowanym z więzienia przestępcą kryminalnym – recydywistą, wracającym zazwyczaj w czasie urlopu do specjalności kryminalnej

Nie zamierzam również podejmować dyskusji z inspiratorami i protektorami p. Sławińskiego, rycerzami spod znaku Stalina, o przejściowej kwaterze na „Kremlu pabianickim” (Dom Robotniczy przy ul. Bagatela), działalność tych panów bowiem zdrowo myśląca opinia niebawem odpowiednio ocenić potrafi.

Czy byłem uczniem gangsterów amerykańskich!

 Sławiński  odpowiedział, że był uczniem, ale ..  w seminarium duchownym.

W odpowiedzi na list p. Gallusa, osławionego urzędnika Magistratu m. Pabianic, umieszczonego w Gazecie Pabianickiej w roku ubiegłym pozwalam sobie poniżej przytoczyć mały ustęp artykułu wydrukowanego w gazecie amerykańskiej pt. Straż z dnia 25 IX 1930 r. wychodzącej w mieście Scranton, Pa, USA, świadczącego niezbicie, iż nie byłem podczas mego pobytu w Ameryce uczniem gangsterów amerykańskich.

„Niezwykły wieczór przeżyła pierwsza parafia narodowa w Scranton w niedzielę 21 września. Okazję ku temu dała 500 rocznica śmierci niezwykłego kapłana – reformatora, ks. Hieronima Savonaroli. Akademia była dziełem studentów miejscowego Narodowego Seminarium Duchownego, noszącego imię tego wielkiego i świątobliwego, a jednak sponiewieranego męczennika – chrześcijanina, który o dziwo, został, jak jego Pan, umęczony przez najwyższych dostojników religijnych rzymskich, a wydany im przez lud. Obecność zaś swoją uświetnił ją sam Ks. Biskup Fr. Hodur pomimo, że całodzienna wytężona praca raczej ku wypoczynkowi, niż dalszemu natężeniu umysłowemu i duchowemu, Go skłaniała.

Na program akademii, która odbyła się pod skromną nazwą „wieczornicy”, złożyły się: część muzyczna i przemówienia. Rozpoczął ją słowem wstępnym ks. Adam Walichiewicz, profesor teologii dogmatycznej w Seminarium i kwartet chóru alumnów odśpiewaniem chorału „Synom Ojczyzny”, po którym z wiolonczelowym solo wystąpił student Seminarium Eugeniusz Madziar, odgrywając „Andante Cantabile” Czajkowskiego, przy akompaniamencie  na pianinie również studenta  Antoniego Matli.

Częścią czwartą, a zarazem kulminacyjną programu studentów, był referat kleryka Edwarda Sławińskiego o życiu i śmierci patrona Seminarium. Z mocą i przejęciem przyszły kapłan Narodowego Kościoła opisał życie ks. Savonaroli, podkreślając takie momenty, jak wczesne przebudzenie się w duszy pięcioletniego chłopca kapłańskiego powołania, wstąpienie do zakonu dominikanów, bogobojne kapłańskie życie, rażąco różniące się od rozwiązłego i bezbożnego życia ówczesnego Rzymu z papieżem Aleksandrem VI na czele, zbrodnie tego ostatniego, których podłożem była rozpusta i chciwość majątków ziemskich, nawoływanie młodego kapłana do zmiany trybu życia przez katolickie duchowieństwo, wpływ na masy, zatarg z papieżem, wyklęcie przez niego Savonaroli, odwrócenie się od świętego kapłana ludu i wydanie go Rzymowi, który pali męczennika na stosie, a popioły karze wrzucić do rzeki, ażeby rozpłynęły się w wodzie, nie zostawiając po sobie śladu.

Na zakończenie prelegent nawiązał przeszłość do teraźniejszości, wskazując na religijny ruch Polskiego Narodowego Kościoła, jako na ten, który jest kontynuowaniem reformacji religijnej i duchowej, zaś na Ks. Bp. Hodura, jako na polskiego Savonarolę, który walczy z przewrotnym władcą rzymskim i do zwycięstwa wiedzie młode pokolenie swych następców, że przemówił do serc i uczuć zebranych dowodem były  liczne entuzjastyczne oklaski, którymi obdarzyło go audytorium.

Na dalszy ciąg programu akademii złożyły się w piątej części aria G. Bacha na skrzypcach, którą solo, przy akompaniamencie na pianinie Antoniego Matla, odegrał Eugeniusz Magier (…),  oraz  „Chanson Triste” Czajkowskiego, tercet skrzypce, wiolonczela i pianino w wykonaniu Edwarda Sławińskiego, Eugeniusza Magiera i Antoniego Matla. Wszyscy uczestnicy wieczorku, pierwszego tego rodzaju, wychodzili zeń wzmocnieni i pokrzepieni na duchu, wyrażając nadzieję, że podobne wieczorki powtórzą się w przyszłości.

***

Po opuszczeniu Seminarium Duchownego w Scranton poświęciłem się pracy nauczycielskiej na terenie polskich szkół ludowych, będących pod protektoratem Generalnego Konsulatu RP w Nowym Yorku. Wspólnie z rewolucjonistami polskimi z 1905 r. zamieszkałymi w stanie New Jersey, a w szczególności z p. Franciszkiem Łukowskim z Pabianic zorganizowałem w m. Garfield, stan New Jersey, polską szkołę ludową  imienia Stefana Żeromskiego, która dotychczas istnieje i rozwija się ku pożytkowi młodego pokolenia naszej emigracji.

Nie byłem nigdy uczniem gangsterów  amerykańskich, o co mnie posądzał swego czasu odważny redaktor Gazety Pabianickiej – p. Jan Koziara  i jego kolega – renegat PPS – p. Piotr Gallus.

*

Zgrzyty miejskie

Współpracownicy Gazety Pabianickiej próbowali rozszyfrować metodę postępowania Edwarda Sławińskiego, przybysza  z Ameryki. Jan Koziara (GP nr 43/1936 r.) pisał: Kilka dni temu w kinie miejskim „Oświatowym” wyświetlany był film produkcji amerykańskiej pt. „Symfonia wielkiego miasta”, który raczej winien nosić nagłówek „Zgrzyty miejskie”. Był to obraz pod względem technicznym należycie ilustrujący sposób postępowania i moralność Amerykanów. (…) Patrząc na obraz można było zrozumieć, w jaki sposób paczą się charaktery wielu osobników w miastach ziemi Washingtona, gdzie gonitwa za niezdrową sensacją w skorumpowanej prasie, poszukiwanie skandali, a jeśli ich nie ma, to w sposób sztuczny należy je stwarzać, byle by żer był dla niewybrednej publiczności, byle by można dobrze zarobić.

Uczciwość w żądnej cynicznej sensacji prasie nie popłaca, lecz za to taka dewiza spotyka się z uznaniem: „im bardziej będziesz znienawidzony, tym lepiej będziesz zarabiać”. Tak chciałby postępować Sławiński, który przyjechał do nas z Ameryki, aby uszczęśliwić swoją osobą Pabianice. Tutaj moralizuje, staje się rzekomym rzecznikiem świata pracy i stara się jednocześnie innych mieszać z błotem, celem zyskania sobie u jednych poklasku, a u drugich, aby zasłużyć na znienawidzenie. Tymczasem nie osiąga ani jednego, ani też drugiego.

Pan Bezmian bowiem przeliczył się w swych zamiarach, gdyż akcja jego trafia w próżnię Europa to przecież nie Ameryka. U nas nie jest do pomyślenia, by mogły zachodzić takie wypadki, jak w Ameryce. Przypomnę choćby Lindbergha, który okrył chwałą ojczyznę. Temu bohaterowi narodowemu, któremu składali hołdy uwielbienia i wdzięczności, jednocześnie porywają i mordują ukochanego synka. I choć Lindbergh złożył już okup, podziemny świat gangsterów nadal zasypuje go anonimowymi listami, telefonicznymi groźbami, aż wreszcie zmuszony jest  - terroryzowany  zdobywca Atlantyku – opuścić swą ziemię rodzinną i osiedlić się w Europie.

A więc nie zawsze to, co uchodzi w Ameryce może być dobre w Pabianicach. Społeczeństwo polskie jest zbyt uczciwe, by wulgarność Sławińskiego mogła osiągnąć zamierzone przez niego cele. Akcja jego nie tylko, że jest niepoważna lecz śmieszna, wzbudzając tylko politowanie. Nienawidzić może jedynie silna indywidualność a o Sławińskim należy powiedzieć, że jest zaledwie tchórzliwą jednostką godną pożałowania, o której najwyżej z pogardą myśleć można.

Demokratyzm  Sławińskiego

Sławiński swoim „soczystym” językiem bryznął znowu błotem. I chociaż nie podpisał swego „artykułu”, to jednak po zapachu jego bardzo, a bardzo nieprzyjemnym, przypominającym wydzieliny z pewnej ubikacji, można być pewnym, kto spłodził ten kubeł pomyj.

Dam próbkę języka Bezmiana, autora paszkwilu. Ja mam podobno „żłopać gorzałę, jak Zagłoba”. A moi koledzy? „Toć to pierwszorzędne hulaki, karciarze, uwodziciele cudzych żon i nieletnich córek pabianickich robotników”. Ohydne, cyniczne kłamstwa. Przytoczyłem drobny urywek dosłownie. Nie chcę więcej podawać wyrażeń i zwrotów Sławińskiego, gdyż cenię czytelników Gazety Pabianickiej.

Chciałbym tylko napiętnować perfidię rzekomego „rzecznika” świata pracy, jego kuglarstwo i jednocześnie głupotę. Przyczepił się do tego, że urodziłem się w dzielnicy staromiejskiej, gdzie „ hasał (niby ja – przypisek mój) za bydłem”. No to się „udało” Sławińskiemu! Chęć ośmieszenia mnie w ten sposób. Gdyby to istotnie prawda była, tego na pewno nie wstydziłbym się. Byłem zawsze zdania, że każda praca uczciwa nigdy nikogo nie hańbi i zasługuje na szacunek. A zupełnie przeciwnie myślę o tych, którzy pragnęliby  żyć z obrzucania innych błotem. Dla tych mam tylko pogardę. Sławiński inaczej sądzi, lecz po cóż w takim razie przybierać pozę demokraty i radykała, zwolennika ideologii PPS?  Jan Koziara (Gazeta Pabianicka nr 44/1936 r.)

Współpracownik Sławińskiego

Sławiński w dalszym ciągu ukrywa się za plecami innych, obrzucając błotem niewygodnych sobie ludzi. Nazywam to tchórzostwem  nikczemnym. Współtowarzyszem w tej robocie kreciej jest podpisany redaktor odpowiedzialny Prawdy Pabianickiej Nowakowski Jan.

Czytelnik zapyta, co to za indywiduum. Nieciekawe. Godny kompan Sławińskiego. Przytoczę tylko jeden mały przyczynek z jego życia. O owym „obrońcu Ojczyzny” wypowiedziało się już zebranie ogólne Stowarzyszenia Weteranów b. Armii Polskiej we Francji w Pabianicach w dniu 6 czerwca 1936 r., oświadczając , że Nowakowski Jan nie był nigdy błękitnym żołnierzem, a jedynie uzurpował sobie ten zaszczytny tytuł, dostał się w zagadkowy sposób do Placówki w Pabianicach i pełniąc funkcję sekretarza dopuścił się nadużyć na szkodę organizacji i kolegów swoich. Zebranie wówczas uchwaliło jednogłośnie wydalić Nowakowskiego z placówki na zawsze, odebrać mundur i legitymację, jak również zawiadomić o tym Zarząd Główny.

Są jeszcze inne, ciekawsze fragmenty z życia Nowakowskiego Jana, „redaktora” Prawdy, które zostaną ujawnione na rozprawie sądowej, ponieważ przeciw niemu występuję na drogę sądową. Jan Koziara

Zdrowa opinia publiczna

Bezmian – Sławiński po wykorzystaniu w sposób jemu właściwy urlopu, poszedł ponownie do więzienia. Na podstawie wyroku sądowego zostaje ponownie izolowany od społeczeństwa, odgrodzony murami więziennymi.

Obecnie już stwierdzić możemy, że akcja prasowa prowadzona przez Prawdę Pabianicką, której patronował właśnie Sławiński, nie osiągnęła zamierzonego przez niego celu. Wręcz przeciwnie. Oddźwięk opinii publicznej sygnalizuje racjonalne i słuszne nastawienie ogółu Pabianic w stosunku do niezdrowego siania nienawiści, zatruwania dusz jadem nieprawości. Publiczne w społeczeństwo zasad rozluźniania więzów etyki, spotkało się z krytyczną oceną różnych organizacji społecznych.

Poniżej podajemy uchwałę podjętą przez Stowarzyszenie Kilińczyków i Enzeterowców w Pabianicach. Rezolucja ta jest tym bardziej charakterystyczna, że powzięta została przez nieomal  samych pracowników fizycznych, robociarzy miejscowych fabryk, ludzi poważnych o dużym wyrobieniu obywatelskim.

Również przedstawiciele szeregu organizacji społecznych, kulturalno-oświatowych i b. wojskowych  na jednym z posiedzeń w ubiegłym tygodniu napiętnowali w sposób wyraźny deprawowanie za pomocą Prawdy Pabianickiej mniej krytycznego odłamu społeczeństwa.

Jak dowiadujemy się, nasi przeciwnicy ideowi uważają, że zasady uczciwości są obowiązujące w życiu publicznym, także oświadczyli się przeciw metodom walki stosowanym przez Prawdę Pabianicką, odżegnując się od Sławińskiego, za którego nie chcą brać żadnej odpowiedzialności i któremu zdecydowali nie okazywać jakiejkolwiek pomocy.

W ten sposób oczyściła się znacznie zagęszczona atmosfera na gruncie naszym, przeprowadzone zostało uzdrowienie i wyjaśniono, jakie elementy może reprezentować anarchizująca w dziedzinie etyki Prawda. Opinia społeczna swój wyrok wydała. Sławiński, który wszedł w konflikt z prawem, za co osądzony jest w więzieniu, nie może w żadnym wypadku pretendować do moralizowania, gdyż to nie będzie brane pod uwagę przez uczciwy odłam opinii społeczeństwa. Sławiński znalazł się poza nawiasem życia publicznego. Scharakteryzowaliśmy jego działalność w Gazecie Pabianickiej, aby uwydatnić ujemną role jaka odgrywał u nas przez dość znaczny okres.

Izolowanie przez władze państwowe Sławińskiego uważamy za całkowicie słuszne i sprawiedliwe, na co zasłużył sobie swą destrukcyjna działalnością. Obecnie przyłączyła się do tamtej izolacji i społeczna, obejmująca coraz szerszy zasięg. Dla nas Sławiński przestał istnieć. Poza umieszczeniem uchwały w sprawie Prawdy Pabianickiej, zajmować się i interesować ”brukowcem” oraz jej patronem Sławińskim więcej nie mamy zamiaru.

Uchwała Stowarzyszenia Kilińczyków i Enzeterowców

Napiętnowanie Prawdy Pabianickiej

Zebranie członków Stowarzyszenia Kilińczyków i Enzeterowców, Oddział w Pabianicach na zebraniu miesięcznym w dniu 9 listopada 1936 r. przy udziale 60 osób, podejmuje uchwałę, piętnującą destrukcyjną i kalumniatorską akcję prasową Prawdy Pabianickiej. Ponieważ w szeregu artykułów i wzmianek w tym czasopiśmie, wydawcą którego jest Edward Sławiński w sposób kłamliwy, bez przebierania w środkach napada się na ludzi uczciwych, pracujących od szeregu lat dla społeczeństwa, i obrzuca się ich błotem w nadziei, że cośkolwiek przylgnie do nich, zmuszeni jesteśmy energicznie zaprotestować przeciwko tego rodzaju metodom walki, mogą się one przyczynić nawet do skutków niepożądanych przede wszystkim ze względu na bezpieczeństwo publiczne.

Ze względu na tolerowanie i umożliwienie wydawania pisma, siejącego nienawiść oraz  niezdrową sensację i godzącego w dobre imię zasługujących na szacunek naszych członków uchwalamy: bojkot Prawdy Pabianickiej przez niekupowanie jej, informowanie rzesz robotniczych o szkodliwych i kłamliwych wystąpieniach wspomnianego pisma, domaganie się od p. zatorskiego, właściciela biura dzienników, zaniechania kolportowania Prawdy.

Domagamy się również piętnowania publicznego tych wszystkich osób, które w sposób jawny, jak np. przez ogłaszanie się w Prawdzie, czy też ukryty okazywałyby pomoc moralną lub materialną temu pismu. (Gazeta Pabianicka nr 46/1936 r.)

Retorsje

Wydział Kultury i Oświaty Magistratu z dniem 1 IV zaprenumerował 1 egzemplarz Prawdy Pabianickiej dla czytelni miejskiej. Po miesiącu Magistrat prenumeratę wymówił, tłumacząc się względami oszczędnościowymi. Prenumerata miesięczna naszego pisma wynosi 50 groszy, więc nie ze względów oszczędnościowych Magistrat wymówił prenumeratę, a z zemsty za ”złodziej na złodzieju jedzie i złodziejem pogania”. Jest to zemsta lichego gatunku, świadcząca dobitnie o ludziach, którzy rządzą miastem. Redakcja będzie nadal posyłała do czytelni miejskiej Prawdę Pabianicka, oczywiście bezpłatnie, czyniąc zadość życzeniom czytelników. (Prawda Pabianicka nr 14/1933 r.)

Ukarany za czytanie Prawdy Pabianickiej

W ambulatorium Ubezpieczalni Społecznej w Pabianicach przy ulicy Rocha, pracuje od szeregu lat, w charakterze woźnego –p. Rażniewski, który ze swoich obowiązków służbowych wywiązywał się zawsze, ku zupełnemu zadowoleniu dyrektora Ubezpieczalni.

Niespełna przed dwoma tygodniami, p. Rażniewskiego, zarządzeniem dyrektora przeniesiono, z dotychczas zajmowanego stanowiska, do ambulatorium przeciwgruźliczego przy ul. Kilińskiego, na równorzędne stanowisko, jednakże gorsze – bo związane z myciem spluwaczek, po plwocinach gruźlików oraz myciem licznych ubikacji tegoż ambulatorium..

Pan Rażniewski przeniesieniem tym uczuł się mocno pokrzywdzony, uważając, że na to stanowisko odpowiedniejszy byłby młodszy pracownik, a nie on – człowiek leciwy, a w dodatku chory. Toteż nie zwlekając udał się on do Związku Pracowników Ubezpieczalni, którego jest członkiem z prośbą o interwencję. Delegatom związku w osobach pp. Tomczaka i Knopa, dyrektor Ubezpieczalni p. Goliński oświadczył, że przeniesienie p. Rażniewskiego jest traktowane jako kara za czytanie przez niego Prawdy pabianickiej i dawanie tejże gazety innym pracownikom Ubezpieczalni.

Nie możemy się dotychczas otrząsnąć ze zdziwienia, na takie drakońskie, niesłychane, a jednocześnie nielicujące z duchem dzisiejszych czasów zarządzenie p. Dyrektora. Karać pracownika za to, że czyta Prawdę Pabianicką, gazetę legalną, ogólnie czytaną w mieście, to trzeba być naprawdę p. Golińskim lub p. Eichlerem. W związku z powyższym wnosimy na dyrektora Ubezpieczalni skargę do Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej. (Prawda Pabianicka nr 19/1934 r.)

Gruchotanie kości

W ostatnich dniach otrzymaliśmy poufne wiadomości z wiarygodnych źródeł, że pp. Sroczyński, Funkiewicz i Kurkowski w związku z artykułami zamieszczanymi w Prawdzie Pabianickiej w przedmiocie popełnianych przez nich nadużyć w rzeźni miejskiej – grożą redaktorowi naszego pisma p. Edwardowi Sławińskiemu „pogruchotaniem kości”. Jest niezbitym faktem, że od kilku dni p. Edward Sławiński jest obserwowany przez pewnych podejrzanych osobników, zwłaszcza gdy wraca wieczorem do domu. Zwracamy uwagę na tych panów władzom bezpieczeństwa publicznego, gdyż zapewne nauczyli się oni w rzeźni doskonale gruchotać kości. (Prawda Pabianicka nr 15/1933 r.)

Spisek

… p. Icek Izralewicz oraz p. Lubraniecki umawiali się w cukierni p. Piątkowskiego, przy czarnej kawie, jakby można było dokonać  najłatwiej bez świadków i bez odpowiedzialności karnej zamachu na redaktora Prawdy Pabianickiej. Kilka dni po tym spisku, na redaktora Sławińskiego przechodzącego o godz. 17.30 przez „familijne domy”, napadło dwóch łobuzów, którzy zadali mu kilka ran na głowie jakimś tępym narzędziem. (Prawda Pabianicka nr 28/1933 r.)

Wyroki

W jesieni 1935 r. w Prawdzie Pabianickiej ukazało się parę paszkwili pod adresem dr. W. Eichlera. Pismo podpisywał wówczas jako redaktor odpowiedzialny niejaki Edmund Kołacz, podstawiony przez faktycznego redaktora Bezmian-Sławińskiego, który kilkakrotnie został skazany za oszczerstwa w druku.

Dr Eichler zaskarżył Prawdę Pabianicką o napaść w prasie, a „pana redaktora” trzeba było poszukiwać aż przez policję, a nawet w domu noclegowym. Sąd Okręgowy w Łodzi skazał  go na 6 tygodni aresztu z zawieszeniem kary. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał jednak wymiar kary za zbyt łagodny i wydał wyrok 3 miesięcy więzienia, obciążając oskarżonego kosztami sądowymi, uznając zawieszenie kary za niesłuszne, gdyż przewinienia prasowe amnestii nie podlegają. I tak panu Sławińskiemu udało się jeszcze raz od kary wykręcić wsadzając naiwnego zastępcę. (PP nr 37/1936 r.)

W ubiegły wtorek w Sądzie Okręgowym w Łodzi odbyła się rozprawa przeciwko redaktorowi Prawdy Pabianickiej o zniesławienie w druku p. Jędrychowskiej, przełożonej Państwowego Gimnazjum im. Królowej Jadwigi. Ze strony oskarżonego p. Sławińskiego występował cały szereg świadków, którzy jednak podniesionych przez Prawdę zarzutów nie potwierdzili. Ze strony p. Jędrychowskiej występował adwokat p. Fichna.

W rezultacie p. Sławiński jako redaktor odpowiedzialny został skazany na miesiąc aresztu, 100 zł grzywny, opublikowanie na własny koszt w prasie wyroku. P. Sławiński usprawiedliwiał się na rozprawie, iż padł ofiarą fałszywych informacji. (PP nr 5/1934 r.)

Od kilku tygodni przebywający w więzieniu w Łodzi redaktor tygodniowego pisemka pabianickiego Prawda Pabianicka, Sławiński Edward został w dniu 14 bm. przewieziony na rozprawę do Sądu Grodzkiego w Pabianicach. Akt oskarżenia zarzuca Sławińskiemu, że podczas prowadzenia śledztwa przez władze miarodajne w Komunalnej Kasie Oszczędności w Pabianicach napisał w swym tygodniku na ten temat artykuł bez zezwolenia miejscowych władz. Sąd Grodzki skazał Sławińskiego za to przestępstwo na 100 zł grzywny z zamianą w razie nieściągalności na 20 dni aresztu. Zaznaczyć przy tym należy, że nadużycia o jakich tygodnik wspominał  miały istotne znaczenie. (Orędownik nr 187/1935 r.)

W dniu 23 XI powrócił  z więzienia w Łodzi przy ul. Sterlinga red. E. Sławiński, gdzie odbył karę 1 miesiąca i 3 dni aresztu (wyrok łączny) z wyroków Sądu Grodzkiego w Pabianicach za artykuł „Krwawy piątek” i za obrazę w słowie policji. Między innymi za artykuł ”Krwawy piątek” wymieniony został ukarany grzywną w wysokości 70 zł z zamianą w razie nieściągalności na dalsze 14 dni aresztu. Łącznie z kosztami sądowymi red. Sławiński musi w najbliższym czasie wpłacić do kasy sądowej sumę zł 110. (PP nr 18/1934 r.)

W dniu 29 listopada br. w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie odbyła się rozprawa karna przeciwko red. Sławińskiemu z oskarżenia Sroczyńskiego o pomawianie go w Prawdzie Pabianickiej o nadużycia w rzeźni miejskiej. Sąd Apelacyjny zatwierdził wyrok Sądu Okręgowego uniewinniający red. Sławińskiego, tym samym sprawa nadużyć w rzeźni miejskiej, popełnionych przez Sroczyńskiego, Krukowskiego i Funkiewicza przybiera coraz realniejsze kształty. Kierownik rzeźni p. dr Chmielewski wystawił Sroczyńskiemu urzędowe zaświadczenie opiewające o jego nieskazitelnej opinii . Co to ma znaczyć?

Może Pan Komisarz rządowy zajmie się tym gorliwym obrońcą ludzi bądź co bądź podejrzanych. ( PP nr 29/1934 r.)

E. Bezmian-Sławiński, redaktor o smutnej już sławie czasopisma Prawda Pabianicka, został wyrokiem Sądu Okręgowego w Łodzi w dniu 16 X 1934 r. skazany na rok więzienia i 1000 zł grzywny oraz na zł 140 opłat sądowych za umieszczenie oszczerczych artykułów o p. Edwardzie Wendlerze w swym piśmie. Sąd Apelacyjny w Warszawie  26 kwietnia roku ubiegłego powyżej podaną karę zatwierdził i zasądził dodatkowo od apelującego oskarżonego E. Sławińskego  zł 70 opłaty sądowej za drugą instancję. Wyrok obecnie uprawomocnił się i amnestia nie dotyczy go, wobec czego [p. Bezmian –Sławiński będzie musiał odbyć  przymusowe rekolekcje  w więzieniu i uświadomić sobie, że należy płacić za to, na co się zasługuje. (Gazeta Pabianicka nr 4/1936 r.)

Jak już pisaliśmy w dniu 8 X 1934 r. odbyła się w Sądzie Okręgowym w Łodzi rozprawa karna przeciwko redaktorowi Edwardowi Sławińskiemu i Mieczysławowi Frydemu, którym akt oskarżenia zarzuca, iż w numerze 5 Prawdy Pabianickiej z 1933 r. Fryde jako autor, zaś Sławiński jako redaktor odpowiedzialny w artykule pt. „Ciernista droga ubezpieczonych” zniesławili komisję lekarską Kasy Chorych, składającą się z dr. dr. Eichlera, Bibrowskiego i Piotrowskiego, pomawiając ich o postępowanie niezgodne z etyką lekarską, a mianowicie, że komisja lekarska przyjmuje jednocześnie po kilku chorych, stawiając publicznie diagnozę.

Sąd wniosek redaktora Sławińskiego o odroczenie sprawy i wezwanie świadków dowodowych odrzucił i na podstawie zeznań wymienionych trzech lekarzy, którzy zeznali pod przysięgą, że komisja przyjmuje i bada pojedynczo chorych, a zatem nie może być mowy, aby kiedykolwiek postawiona była publicznie diagnoza, skazał redaktora Sławińskiego na 2 miesiące aresztu i 100 zł grzywny, Mieczysława Frydego zaś uniewinnił nie uznając go autorem inkryminowanego artykułu.

Redaktor Sławiński od powyższego wyroku wniósł apelację do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, powołując się na kilkunastu świadków rekrutujących się spośród ubezpieczonych, którzy stwierdzili, że istotnie komisja lekarska przyjmowała i badała w jednym pokoju, po kilku chorych naraz  oraz stawiała publicznie diagnozę.

Jest charakterystyczne, że nawet przed kilku miesiącami zaledwie komisja przyjęła razem 5 osób między innymi osobnika chorego na wrzód w kroczu, Chcąc nie chcąc  ów ubezpieczony musiał spuścić dolną część swojego ubrania i przy tej sposobności obecni zobaczyli to, co Adam w raju wstydliwie zakrywał listkiem figowym Podobnych wypadków moglibyśmy naliczyć więcej lecz dla dobra sprawy zaczekamy cierpliwie do apelacji , albowiem wierzymy, że sprawiedliwości stanie się zadość. (PP nr 1/1935 r.)

Prokurator Sądu Okręgowego w Łodzi podaje do wiadomości, że Sąd Okręgowy w Łodzi prawomocnym wyrokiem z dnia 12 grudnia 1933 r.  orzekł : mieszkańca Pabianic Edwarda Sławińskiego, lat 33, syna Damazego i Zofii, uznać winnym tego, iż jako redaktor odpowiedzialny czasopisma Prawda Pabianicka umieścił numerze 19. tegoż pisma z dnia 23 lipca 1933 roku dwie notatki pt. „Odebrać osławionemu Rewolwer-Rewolwerowiczowi rewolwer” i „Nowa gwiazda łobuzerska”, w którym pomawia Bronisława Nowaka o postępowanie, które może poniżyć go w opinii publicznej, nazywając go przy tym ”gwiazdą łobuzerską”, „osławionym Rewolwer-Rewolwerowiczem” i skazać go na 3 miesiące  aresztu oraz 100 zł grzywny z zamianą w razie nieściągalności na dalsze 10 dni aresztu.  Poza tym zasądzić od skazanego koszty postępowania na rzecz Skarbu Państwa i pobrać zł 30 – opłaty sądowej. Wyrok niniejszy ogłosić na koszt skazanego w czasopismach Gazeta Pabianicka i Prawda Pabianicka wydawanych w Pabianicach. Prokurator: (w-z) Stanisław Zgliczyński. (PP nr 1/1935 r.)

W dniu 7 marca 1934 r. Sąd Grodzki w Pabianicach rozpatrywał sprawę karną z oskarżenia publicznego przeciwko redaktorowi Edwardowi Sławińskiemu z art. 132 K.K. o obrazę władzy. Sąd po przesłuchaniu świadka, posterunkowego Policji Państwowej  oraz 2 świadków odwodowych skazał oskarżonego na 1 miesiąc bezwzględnego aresztu. P. Sławiński zapowiedział apelację. (PP nr 8/1934 r.)

W ubiegłym tygodniu otrzymałem z Sądu Okręgowego w Łodzi, akt oskarżenia, w którym p. mecenas Feliks Missala, jako doradca prawny Magistratu m. Pabianic oskarża mnie o obrazę samorządu miejskiego  i jego organów, jak i członków Magistratu przez umieszczenie w numerach 2. i 4. Prawdy Pabianickiej artykułów „Czas już skończyć z dyktatorami Elektrowni”
 „Zamach na czytelnię miejską”, za użycie w tych artykułach słów: „porobili niektórzy panowie z Magistratu wcale ładne mająteczki, podczas kilkuletniego urzędowanie w charakterze ojczulków miasta”, „grząskie bagno na terenie Magistratu” itp. Oskarżony jestem z art. 255 i 256 k.k. i grozi mi kara do 2 lat aresztu.

Czy znajdzie się w Polsce sąd, który wyda wyrok skazujący za podobne „przestępstwo” m- śmiem wątpić. Na dowód jak bardzo się obawiam tego procesu, oświadczam, że sam się będę bronił – bez pomocy adwokata i jednocześnie postaram się udowodnić, że pisałem prawdę. (Prawda Pabianicka nr 17/1933 r.)

Gazeta Pabianicka

Od lat 10 wychodzi w Pabianicach tygodnik Gazeta Pabianicka organ p. dr.  Witolda Eichlera i jego przyjaciół: panów Józefa Sajdy, Jana Koziary, Witalisa Missali, Kacperskiego, Magrowicza, Westerskiego i innych. Jeszcze przed trzema laty komitet redakcyjny Gazety Pabianickiej zwanej popularnie w naszym mieście: psałterzem Towarzystwa Wzajemnej Adoracji składał się aż z sześciu redaktorów z redaktorem naczelnym p. dr. Eichlerem na pierwszym miejscu. Nazwiska panów redaktorów były drukowane w każdym numerze gazety tłustymi czcionkami, na pierwszej stronie, zapewne gwoli nadania tym osobom większego znaczenia i dostojeństwa. Siedmiu panów redagowało Gazetę Pabianicką, które wedle p. J.L (Jan Lorentowicz) miała spełniać „rolę kojącego balsamu, rolę dawki odżywczej” w naszym społeczeństwie.

Pisali panowie redaktorzy różne artykuły, poruszali to i owo, bardzo często z „braku czasu” posługując się nożycami (przedruki). Interes kwitnął tym bardziej, że był to jeszcze okres pewnego dobrobytu. Niektórzy panowie redaktorzy kazali sobie na koszt gazety zainstalować w mieszkaniach prywatnych telefony, uchwalili honorarium za korektę, otrzymali z papierni papier gazetowy bezpłatnie, słowem robili „bezinteresownie” robotę spoleczną w skupieniu ducha, dostojnie, Bogu na chwałę, ludziom na „pożytek”.

Wyniki pracy publicystycznej siedmiu p. redaktorów Gazety Pabianickiej dla dobra społeczeństwa, dla dobra państwa okazały się wkrótce nad wyraz niespodziewane. Oto p. redaktor Józef Sajda otrzymał za owocną pracę państwową Srebrny Krzyż Zasługi, a inni owszem także, a jakże!

W Domu Ludowym, będącym własnością Polskiej Macierzy Szkolnej mieści się od wielu lat lokal Gazety Pabianickiej. Administratorem  GP jest p. Witalis Missala – właściciel „Naszej Drukarni”, która drukuje to pismo i ulokowała się również w Domu Ludowym. Przed trzema laty, prezesem Polskiej Macierzy Szkolnej był p. dr Eichler, posiadający wówczas większość akcji „Naszej Drukarni”. W Domu Ludowym znajdowało się również, oprócz redakcji Gazety Pabianickiej i „Naszej Drukarni” jeszcze kino Zachęta , które dzierżawił od Polskiej Macierzy Szkolnej p. Józef Sajda, odznaczony redaktor i działacz społeczny.

Pan dr Witold Eichler piastuje wiele godności społecznych w naszym mieście, jest wielkim społecznikiem  a zarazem lekarzem naczelnym Ubezpieczalni. Dlaczego „Nasza Drukarnia” otrzymuje wszystkie zamówienia Ubezpieczalni na robotę drukarską nie wiemy dokładnie. Domyślamy się jeno, że zawdzięczać ona to musi p. dr. Eichlerowi, który aczkolwiek obecnie nie jest akcjonariuszem „Naszej Drukarni” jednakże nim był i nie pozbył się jeszcze sentymentu do tego przedsiębiorstwa. P. dr Eichler, od czasu do czasu jest tematem artykułów dzienników łódzkich w związku z zajmowanym przez niego stanowiskiem lekarza naczelnego Ubezpieczalni. Od czasu do czasu, ten i ów z ubezpieczonych skarży się w redakcji dzienników łódzkich na stosunki panujące w Ubezpieczalni pabianickiej w dziedzinie lecznictwa, co wydaje się nam co najmniej dziwne, albowiem p. dr Eichler jest znany w Pabianicach i okolicy, jako doskonały lekarz i organizator.

Wracając do tematu, chcielibyśmy jeszcze z lekka nakreślić działalność publicystyczną Gazety Pabianickiej za czas ostatnich trzech lat, a zarazem poddać analizie stronę finansową tego pisma. Otóż w okresie ”prosperity” mniej więcej w latach 1926-1930 Gazeta Pabianicka jako jedyne lokalne czasopismo święciło „tryumfy” wśród kołtunerii pabianickiej. Żaden szanujący się pracownik umysłowy, posiadający pewną dozę odwagi cywilnej, gazety tej nie wziął do ręki, gdyż służyła ona wówczas siedmiu panom redaktorom jako czynnik autoreklamy, drukując przeważnie sążniste komunikaty różnych stowarzyszeń, organizacji, związków, gdzie byli oni prezesami, wiceprezesami, komendantami.

Azaliż Gazeta Pabianicka kiedykolwiek, za czas swego istnienia, stanęła w obronie klasy pracującej? Azaliż kiedykolwiek ustosunkowała się życzliwie do słusznych żądań robotników i pracowników umysłowych wyzyskiwanych przez miejscowy kapitał? Nie! Albowiem GP była i jest od 10 lat rzecznikiem interesów kapitału pabianickiego.

Widomym znakiem tego jest wydatna pomoc materialna okazywana jej przez przemysł w postaci ogłoszeń, nekrologów, a następnie zamówień drukarskich dawanych obficie „Naszej Drukarni” ściśle związanej z Gazetą Pabianicką. A więc psałterz Towarzystwa Wzajemnej Adoracji nigdy nie był w naszym mieście, mówiąc językiem fachowym „balsamem kojącym, dawką odżywczą”, a odwrotnie źle zaordynowanym lekarstwem i w zbyt dużej dawce. Karol Marks powiedział: „religia to opium dla mas”. To samo możemy powiedzieć o Gazecie Pabianickiej, która zatruwa organizm społeczeństwa pabianickiego opium bierności, jadem obojętności w stosunku do walki o lepszy ład, lepsze jutro.

Gazetę Pabianicką niektóre sfery społeczne pabianickie prenumerują „przymusowo”. Jak to wygląda postaramy się w kilku słowach opisać. Otóż z chwilą gdy na horyzoncie ukazała się Prawda Pabianicka, liczba czytelników GP w błyskawicznym tempie zmalała do minimum. Był czas, iż w sprzedaży ulicznej rozchodziło się tylko 7-20 egzemplarzy GP (obecnie 30-50). Oprócz stałych prenumeratorów, rekrutujących się spośród miejscowego nauczycielstwa, garstki urzędników Ubezpieczalni, Magistratu oraz  z kilkunastu kawiarnianych producentów siarkowodoru , nikt nie chciał czytać tego świstka, którego niski poziom fachowy uwydatniał się wybitnie po ukazaniu się pierwszych numerów naszego pisma. Rada w radę, aby ratować reputację i finanse nadwątlonego pisemka, postanowiono „zachęcić” miejscową inteligencję pracującą do czytania Gazety w drodze przymusowej prenumeraty.

Chcesz, czy nie chcesz musisz przyjąć przysłaną ci bez twej wiedzy Gazetę Pabianicką wraz z półrocznym rachunkiem za prenumeratę. A spróbuj odesłać pisemko Towarzystwa Wzajemnej Adoracji i nie zapłacić rachunku za pomroku prenumeraty. Z tą chwilą los twój byłby przesądzony i przypieczętowany . Nie dano by ci spokoju aż do utraty posady włącznie, albowiem są to ludzie znani ze swej mściwości. W ten to sposób Gazeta Pabianicka w ostatnich czasach zjednała sobie „pokaźną” liczbę prenumeratorów.

Aczkolwiek skład osobowy komitetu redakcyjnego GP znacznie się zmniejszył, jednak ci, co jeszcze w nim tkwią i kryją się wstydliwie za plecami Jana Koziary, są to ludzie najsprytniejsi ze sprytnych. Toteż nic dziwnego, że mimo braku czytelników Gazeta wychodzi i wychodzić będzie nadal. Pilnują panowie redaktorzy czujnie i zabiegają skrzętnie, aby wszystkie roczne bilanse, sprawozdania i ogłoszenia były dawane do Gazety Pabianickiej. Długi czas mieli wyłączny monopol na ogłoszenia kinowe i pobierali za nie z Magistratu rocznie do 1000 zł i w dodatku z góry. Dopiero pod naciskiem ławników: panów raszpli i Kuszmidra, p. prezydent Futyma cofnął Gazecie Pabianickiej subwencję magistracką. „Bezinteresownie” pracowali panowie redaktorzy psałterza Towarzystwa Wzajemnej Adoracji.

„Bezinteresowność” ta, reklamowana na każdym kroku w rzeczywistości wyglądała tak, że za korektę p. redaktorzy brali w niektórych wypadkach po 25 zł za jeden numer. A, że na boku z tym i owym utłukło się korzystny interesik, to też ogólnie znana rzecz.

„Nasza Drukarnia”, której obecnie właścicielem jest p. Witalis Missala, w dobie obecnego kryzysu, kiedy inne drukarnie w naszym mieście ledwie koniec z końcem wiążą, prosperuje doskonale, robiąc złote interesy. Pan Witalis Missala ze skromnego, a mówiąc nawiasem, trochę splajtowanego sklepikarza, stał się naraz człowiekiem bogatym  i mającym wielkie wpływy w Pabianicach. Wtajemniczeni mówią, że niektóre firmy i instytucje muszą oddawać robotę drukarską „Naszej Drukarni”, obawiając się p. Missali, który ma wpływy na tego i owego wielkiego społecznika i polityka.

Gazeta Pabianicka była i zostanie nadal bezwartościowym pismem, albowiem zasklepiła się ona w miernocie umysłowej swych redaktorów, zamknęła się w ciasnym podwórku strupieszałych  poglądów politycznych, a będąc organem kołtunerii, pozostając na usługach kapitału i burżuazji nie może się rozwijać  i dlatego musi zginać na suchoty – chorobę, jak wiemy powoli robiącą spustoszenie w organizmie, ale skutecznie. Na suchoty, na bakcyla Kocha medycyna nie zna lekarstwa, dlatego też nawet p. dr Eichler znakomity lekarz i uczony nic nie pomoże psałterzowi Towarzystwa Wzajemnej Adoracji, który wysechł już na wiór. (PP nr 23/1935 r.)

Nowa Prawda Pabianicka (9 IV 1933-16 IV 1933)

Najbliżsi współpracownicy opuścili red. Sławińskiego, zakładając Nową Prawdę Pabianicką. Sławiński wyjaśniał: W dwutygodniku Nowa Prawda nr 18 z dnia 25 VI, którego redaktorem odpowiedzialnym jest p. Tadeusz Wolf, ukazała się notatka pt. „Redaktor Sławiński bije”.

Aczkolwiek nie mam zamiaru w ogóle polemizować z Nową Prawdą, jednak czuję się w obowiązku odpowiedzieć na ten paszkwil, przedstawiając zajście w należytym oświetleniu. Otóż prawdą jest, że niejaki Antoni Czekalski, kolporter gazet Narodowej Partii Robotniczej, zresztą bliżej mi nieznany człowiek, od kilku tygodni zatrzymywał mnie stale na ulicy, pragnąc poinformować się o terminie wyjścia Prawdy Pabianickiej. Nie posądzam p. Czekalskiego o pewne ukryte zamiary, bowiem p. Czekalski na to, choćby zewnętrznie nie wygląda, jednak denerwowało mnie to do pewnego stopnia.

W niedzielę dnia 18 VI p. Czekalski usiłował mnie znowu zatrzymać. Nie panując nad sobą uprzykrzonego natręta odepchnąłem od siebie. P. Czekalski miast  zażądać ode mnie, czując się urażonym, w taki czy inny sposób, satysfakcji, poskarżył się swoim przełożonym partyjnym (NPR), którzy nie omieszkali zrobić z tego użytku w Nowej Prawdzie, która jest subsydiowana przez Narodową Partię Robotniczą, mszcząc się na mnie w ten sposób za moje artykuły o p. Tomczaku, p. Piechocie, p. Skowrońskim i innych.

Obecnie przychodzę do przekonania, że zajście z p. Czekalskim, zresztą bardzo wyolbrzymione, było spowodowane przez pewnych ludzi, gwoli ośmieszenia mnie w „poczytnej” gazecie, jaką jest niewątpliwie Nowa Prawda Pabianicka. Redaktora odpowiedzialnego Nowej Prawdy, p. Tadeusza Wolfa, który jest notabene moim bliskim krewnym i był nawet moim osobistym przyjacielem, absolutnie nie winię za umieszczony paszkwil, albowiem musiał wypełnić rozkaz swojej władzy przełożonej (NPR). Pan Tadeusz Wolf prowadził niegdyś w Prawdzie Pabianickiej administrację i z chwilą powstania Nowej Prawdy Pabianickiej, która niedawno umarła na uwiąd młodzieńczy, za wynagrodzenie 20 zł tygodniowo, zobowiązał się pełnić „zaszczytne obowiązki redaktora od siedzenia w pace”.

Gdybym chciał poruszać na łamach Prawdy Pabianickiej sprawy  osobiste redaktorów Nowej Prawdy Pabianickiej, którzy wstydliwie kryją się za plecami p. Wolfa, mógłbym pisać o tym całe szpalty. Również o różnych ekstrawagancjach pseudoobrońców  robotniczych spod znaku NPR też można by zapisać całe libry papieru. Uważam jednak, że uczciwa prasa winna przede wszystkim służyć dobrej sprawie z korzyścią dla społeczeństwa, i w miarę możności pomagać kłaść podwaliny pod nowe lepsze życie, zwalczając  strupieszałe poglądy społeczne i polityczne.

Prawda Pabianicka od chwili rozłamu przyoblekła się w inną szatę, wykluczając kategorycznie wybujały szowinizm, antysemityzm, nieuzasadnioną krytykę. Broniliśmy i będziemy  nadal bronić spraw robotniczych, nędzarzy i uciśnionych. Stoimy na punkcie państwowości polskiej chociaż nieco w odmiennym zabarwieniu.  Nadal będziemy wytykać brudy tych, czy innych „wielkości”, nie bacząc na konsekwencje.

Od chwili powstania Prawdy Pabianickiej tj. od grudnia 1932 r. musiałem staczać formalne walki z moimi ówczesnymi kolegami redakcyjnymi, którzy kryjąc się tchórzliwie za moimi plecami chcieli drukować paszkwile z życia osobistego na pewne znane osobistości m. Pabianic. Mocą mojej odpowiedzialności, z małymi  wyjątkami nie dopuściłem do tego.

Charakterystycznym faktem jest, że ci panowie w związku z trzema konfiskatami Prawdy Pabianickiej w marcu br. (za artykułu o krwawym piątku) udali się do p. Starosty w Łasku ze „skargą” na mnie, że ja byłem autorem skonfiskowanych artykułów, że ja ich terroryzowałem, byłem dyktatorem etc. (niemowlęta) . Prosili również o odebranie mi prawa wydawania gazety (naiwni), a nawet spowodowali przez swoje niecne intrygi to, ze zmuszony byłem drukować gazetę w Łodzi, przez co naraziłem się na poważne straty materialne.

Historia się powtarza, mówi przysłowie. Obecnie i oni drukują swoją gazetę w Łodzi, lecz z innych powodów – bo za nieregulowanie należności za drukowanie gazety u p. Stefana. Ale mniejsza z tym. Chcę jeszcze jedno dodać. Szanowni moi przeciwnicy, gdyż muszę ich tak teraz nazwać, zrobili plajtę z Nową Prawdą Pabianicką, której ostatnio nikt nie chciał czytać. Więc w te pędy do NPR o subsydium, które otrzymali z warunkiem, że podporządkują się całkowicie dyrektywom tej partii.

NPR trzeba przyznać, mając sprytnych prowodyrów skwapliwie ofertę przyjęła, z uwagi na zbliżające się nowe wybory do samorządu miejskiego, tym bardziej, że tym panom ostatnio zaczął się grunt spod nóg usuwać za ich dwulicową pracę w związku „Praca” i chaotyczną gospodarkę w Magistracie. Mając  gazetę w ręku panowie z NPR przede wszystkim mają zamiar załatwić wypróbowaną przez nich nieuczciwą metodą walki ze mną swoje porachunki, produkując na mnie nikczemne paszkwile. Wiedzą ci panowie spod pseudorobotniczego sztandaru, że nie wrócą już do pełnych żłobów, że robotnicy dosadnie przekonali się o ich krętackiej robocie, zdążającej do zapewnienia im osobistych, materialnych korzyści i dlatego też nie liczą się z rodzajem broni, aby dopiąć celu.

Otumanieni dotychczas robotnicy ocknęli się nareszcie z kilkunastoletniego letargu nieświadomości i przy przyszłych wyborach spełnią swój obowiązek jak przystało na uświadomionych robotników. Na zakończenie dodam, że prowadzę gazetę o własnych siłach. Nikt mnie nie finansuje i lansowane pogłoski, jakobym otrzymywał subsydium od PPS są wyssane z palca – kolportowane przez moich przeciwników. To, ze otrzymałem bezinteresownie lokal w Domu Robotniczym, a następnie w Związku Klasowym, dzięki życzliwości p. Raszpli, dowodzi, że  Prawda Pabianicka cieszy się sympatią szerokich mas robotniczych zrzeszonych w jedynym prawdziwie broniącym spraw robotniczych Związku Klasowym (na płatny lokal nie mogę sobie na razie pozwolić). Zresztą jestem osobiście poglądów lewicowych, co z satysfakcją wyznaję i raczej wolę opowiedzieć się przy PPS niż przy pseudo robotniczej partii za jaką ogólnie uważana jest NPR.

Obrzydliwe epitety pod adresem p. „ed –ko”, mówią w całej rozciągłości o „wybitnej” inteligencji i uczciwości dziennikarskiej –pana podpisującego się pseudonimem „g”. Chcecie mnie panowie z Nowej Prawdy sprowokować – wiem o tym, lecz nie pójdę na tę śliską drogę. Piszcie o mnie co wam się żywnie podoba. Mam dla was tylko pogardę i milczenie. Chrystus był tylko bez wad i win. Uderzcie się i wy w piersi – wy z Nowej Prawdy. (PP nr 18/1933 r.)

(Po upadku Nowej Prawdy Pabianickiej, Tadeusz Wolf  wydawał jeszcze od  czerwca 1933 r. do maja 1934 r. Nową Prawdę. Dwutygodnik polityczny, społeczny i informacyjny) .

Most śmierci

Red. Sławiński często powracał do reminiscencji amerykańskich.

Obok miasta Scranton, stolicy największego na świecie zagłębia węglowego, leżącego w stanie Pensylwania (USA) płynie w skalistym wąwozie rzeka Lackawanna. W pewnym miejscu na wysokości około 50 m brzegi Lackawanny połączone są żelazobetonowym mostem.

Otóż most ten nazywany jest popularnie Bridge-morth (most śmierci)  jako, że kilkanaście osób odebrało sobie życie skacząc z niego w spienione nurty rzeki.

W Pabianicach na podobieństwo m. Scranton mamy i rzekę i aż 3 mosty. Jeden z tych mostów, znajdujący się przy ul. Grobelnej nazywany jest również „mostem śmierci”, nie z tej przyczyny, że ktoś dobrowolnie z niego skoczył w „spienione” nurty rzeki Smrodowonii i zabił się lub też tylko skręcił sobie kark, ale że można z niego bardzo łatwo i niedobrowolnie spaść do wody i nadwyrężyć sobie kości. Dotyczy to przede wszystkim dzieci, dla bezpieczeństwa których obecne urządzenie ochronne jest niewystarczające. Należy obie strony mostu zaopatrzyć w siatkę ochronną, która dopiero może dać całkowitą rękojmię bezpieczeństwa naszych milusińskich. (PP nr 4/1937 r.)

Pabianiczanie z Paterson, Passaic, Newark i Garfield

Z przyjemnością czytam od czasu do czasu w Gazecie Pabianickiej wasze korespondencje i po prostu rozczula nas fakt, że nie możecie zapomnieć o „starym” kraju – no i o rodzinnym grodzie Pabianice. Jesteśmy  dumni z was Drodzy Pabianiczanie zamieszkali w Passaic, Wallington, Paterson, Newark i Garfield. Podziwiamy Was.

Mimo jednak uznania, jakie mamy dla Was za Waszą ofiarną pracę społeczną, pozwólcie zwrócić sobie maleńką uwagę, a mianowicie : dotychczas złożyliście na Pomnik Niepodległości w Pabianicach kwotę 115 dolarów. Piszecie, że zbieracie w dalszym ciągu na ten cel ofiary. Otóż wiedzcie, że prócz pomnika, są sprawy, którymi winni się zainteresować wszyscy, których los miasta obchodzi. W naszym mieście jest kilka tysięcy bezrobotnych, którzy formalnie głodują, a którym trzeba pomóc. Na razie jest to bodaj najważniejsza sprawa. Pamiętajcie o tym, że robotnik amerykański jest „burżujem” w porównaniu do robotnika polskiego – tym bardziej bezrobotnego. Waszym obowiązkiem jest pomóc głodującym bezrobotnym, wśród których na pewno znajdzie się Wasz krewny lub towarzysz wspólnej walki  o wolność w 1905 r. Ofiary nadsyłajcie pod adresem : Grodzki Podkomitet do Spraw Bezrobocia w Pabianicach. Edward Sława Bezmian, b. nauczyciel polskich szkół ludowych w Ameryce (PP nr 1/1933 r.)

*

Baczność marynarze rezerwy

W Pabianicach organizuje się oddział związku marynarzy rezerwy. Wszystkich marynarzy prosimy o zarejestrowanie się. Zapisy przyjmuje redakcja Prawdy Pabianickiej codziennie w godzinach 10-12 i 14-16. Edward Sławiński, bosman rezerwy Polskiej Marynarki Wojennej

Sławiński był m. in. świadkiem uroczystości zaślubin „Morza z Macierzą”, o czym pisał w Prawdzie Pabianickiej (nr 18/1933 r.)

Luty, 1920 roku Generał Józef Haller otrzymuje rozkaz objęcia Pomorza. Na czele wojsk lądowych i 1. Pułku Morskiego, który sformował się z Polaków – marynarzy b. marynarki austriackiej, rosyjskiej i niemieckiej, gen. Haller kolejno zdobywa, po małych utarczkach z Grenschutzem, większe miasta Pomorza, jak Toruń, Bydgoszcz, Grudziądz i Tczew, Witany entuzjastycznie przez ludność polską. W pamiętny dzień 10 lutego 1920 roku 1. Baon  Morski 1. Pułku Morskiego udaje się drogą kolejową  przez Gdańsk do Pucka.

Przejeżdżamy w zamkniętych wagonach przez teren w. m. Gdańska. Nareszcie polskie wybrzeże. Pociąg staje na maleńkiej stacyjce Gdynia. Wieś Gdynia, rozrzucona na piaszczystym nadbrzeżu  przedstawia smutny dla oka widok. Chaty rybackie pokryte słomianą strzechą, ciągną się od stacyjki kolejowej do wybrzeża. Gdzieniegdzie dom murowany – to karczmy. Nikt z nas nie przypuszczał wówczas, że na tym miejscu wyrośnie olbrzymi port handlowy i wojenny z kilkudziesięciotysięcznym miastem.

Po krótkim postoju pociąg rusza do Pucka, zatrzymując się na chwilę na stacji węzłowej Reda. Miasto Puck, port wojenny Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej za czasów Jegomości Króla Władysława IV, przybrało odświętną szatę na tak uroczysty dzień. Od wieków po raz pierwszy gości u siebie Polską Marynarkę Wojenną. Kto żyw wyległ na stację. Delegacje na czele z władzami municypalnymi witają ze łzami w oczach majtków polskich, zaczątek dzisiejszej siły zbrojnej na morzu. Maszerujemy w ordynku przez miasto do koszar byłego niemieckiego lotnictwa morskiego, znajdujących się na wybrzeżu zatoki Puckiej, obok  drogi prowadzącej  do wsi Swarzewo. Po krótkim wypoczynku, zbiórka na wybrzeżu, obok hangarów lotniczych. Oprócz 1. Baonu Morskiego, udział w uroczystości biorą oddziały wojsk lądowych i licznie zgromadzeni Kaszubi z Pucka i okolicznych wsi rybackich na czele z delegacjami.

Komenda: baczność! Zbliża się w otoczeniu swego sztabu Józef Haller. Msza polowa, przemówienie i wreszcie nadchodzi wiekopomna chwila. Prezentuj broń! Słychać twarde jak spiż słowa wodza: W imieniu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej … a potem uświęconym zwyczajem rzuca pierścień złoty do morza. Orkiestra gra hymn: Jeszcze Polska nie zginęła … Słychać szlochy. Na pociemniałych od wichrów morskich twarzach Kaszubów maluje się rozrzewnienie. Dożyli wymarzonej i długo oczekiwanej przez ich dziadków chwili, przyłączenia  Morza Polskiego do Macierzy.

Po uroczystości zaślubin, w obszernych hangarach przy suto zastawionych stołach, m. Puck podejmuje ucztą oddziały wojska. Na pamiątkę zaślubin został wbity potężny drewniany pal z odpowiednim napisem, w miejscu z którego gen. Haller rzucił pierścień do morza. (…)

*

Prawda Pabianicka. Dwutygodnik społeczny i informacyjny

Zmiany podtytułu: „Tygodnik społeczny i informacyjny” (od nr 5, 1934); „Niezależny tygodnik społeczny i informacyjny”(od nr 8,1937).

Okres wydawania: 8 I 1933 (nr pilotażowy XII 1932) – 6 III 1938 (nr 10).

Wydawca: Edward Sławiński.

Redaktor: Leon Nowak; Edward Sławiński, Pabianice, ul. Zielona 7; Karol Śpionek, Edmund Kołacz, Tadeusz Kasprzak.

Adres redakcji: Pabianice, ul. Zamkowa 11 (od 8 I 1933); Księgarnia Rabcewicza, ul. Bagatela 8 (od 9 IV 1933).

Druk: Pabianice, Drukarnia St. Stefana, ul. Zamkowa 11; Łódź, Drukarnia Ludowa, ul. Piotrkowska 80; Pabianice, Zakład Litograficzny Z. Lipski.

Ilość stron i format: 4; 48x31 cm.

W Auschwitz i Buchenwaldzie

Edward Sławiński (ur. 1900); redaktor Prawdy Pabianickiej; aresztowany 7 marca 1942 r., więziony najpierw w Radogoszczu, stąd 13 maja 1942 wywieziony do Auschwitz, gdzie był oznakowany numerem  35605  i trzymany do maja 1943 r. Przetransportowany do obozu w Buchenwaldzie. (Robert Adamek „Przeżyli Oświęcim”, Nowe Życie Pabianic na niedzielę nr 6/2005 r.)

Po drugiej wojnie światowej Edward Sławiński współpracował z Życiem Pabianic.

Prawda Pabjanicka: dwutygodnik społeczny i informacyjny R. 1, nr 28 (26 listopada 1933)

Sin City

Wikipedia.org - Scranton, Pennsylvania

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij