Akademicy
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęPabianiczanie zawsze dążyli do zapewnienia jak najlepszego wykształcenia swoim dzieciom. Wielowiekowe związki z Krakowem sprawiły, że pierwsi studenci z Pabianic zdobywali wiedzę na Akademii Krakowskiej. Kilku z nich zostało nawet bakałarzami. Edukacja wymagała wiele wysiłku i nakładów finansowych. Wykształcenie było niezwykle cenną wartością, gdyż zapewniało awans społeczny i ułatwiało znalezienie atrakcyjnej pracy. Na początku XX wieku niektórzy absolwenci pabianickiej Szkoły Handlowej studiowali także na uczelniach zachodnioeuropejskich. Pabianiczanie kończyli też wyższe szkoły rosyjskie. W 1921 roku na 24 484 mieszkańców w wieku powyżej 10 lat tylko 106 miało wykształcenie wyższe, 1127 – średnie, a 4768 było analfabetami (M. Michalski „Ludność Pabianic w świetle spisów powszechnych z 30 IX 1921 r. i 1 XII 1931 r.” w : Słupskie Studia Historyczne, 20/2014 r.). Mało rozpowszechnione informacje o garstce studentów okresu międzywojennego znajdujemy w „Księdze pamiątkowej Akademickich Kół Pabianiczan”. W 1976 r. w Pabianicach było już 1000 studentów, działał także tutaj Klub Studenta „Kalefaktor 41”, natomiast w 2001 r. powstała Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna.
Maksymilian Baruch w monografii „Pabianice, Rzgów i wsie okoliczne” (1903) dowodzi, że w latach 1400 -1642 na Wszechnicy Krakowskiej studiowało 33 pabianiczan, z których siedmiu zdobyło tytuł bakałarza. Baruch wymienia owych studentów „de Pabianice”, podając rok immatrykulacji:
1433 r. – Piotr syn Michała (bakałarz)
1440 r. – Grzegorz s. Piotra
1456 r. - Stanisław s. Jana
1465 r. – Mikołaj s. Stanisława
1489 r. – Stanisław s. Jakuba
1494 r. – Jakób s. Stanisława
1498 r. - Jan s. Stanisława (bakałarz)
1498 r. – Leonard s. Marcina (bakałarz)
1510 r. – Stanisław i Marcin s. Jana
1521 r. – Mikołaj s. Jana
1530 r. – Bartłomiej s. Marcina
1532 r. – Walenty s. Wojciecha (bakałarz)
1541 r. – Stanisław s. Macieja
1542 r. – Mikołaj s. Andrzeja
1545 r. – Stanisław s. Floriana
1545 r. – Maciej s. Marcina
1548 r. – Aleksy s. Piotra
1561 r. – Wawrzyniec s. Marcina
1568 r. – Piotr s. Macieja
1580 r. –Wojciech s. Stanisława Woiassiusa
1583 r. – Paweł s. Andrzeja (bakałarz)
1584 r. – Maciej s. Tomasza (bakałarz)
1584 r. –Grzegorz s. Stanisława Wilczka
1585 r. – Stanisław s. Macieja
1586 r. – Łukasz s. Piotra Zająca
1588 r. – Wojciech s. Aleksego Rechta (bakałarz)
1589 r. – Jan s. Marcina Janowskiego
1597 r. – Andrzej s. Wojciecha Fląda
1608 r. – Błażej s. Szymona Penskowicza
1608 r. – Aleksy s. Marcina Wasonga
1628 r. – Jan s. Wawrzyńca Sernika
Niekiedy pabianiczanom, absolwentom Wszechnicy Krakowskiej, udawało się wypłynąć na szersze wody. Szymon Latkowski został sławnym rycerzem i kawalerem maltańskim, Walenty syn Wojciecha był nawet radcą miejskim w Krakowie, Stanisław Zając – powiernik królowej Anny - zarządzał Kaplicą Królewską na Wawelu, Leonard s. Marcina wykonał odpis pasji autorstwa papieża Sylwiusza, a Piotr s. Michała spisał kazania Jakóba de Voragine.
W Życiu Pabianic (nr 8/1970 r.) ukazał się tekst „Żak krakowski rodem z Pabianic”.
Mieszczaństwo pabianickie przeżywało chyba w wieku XV swój „złoty okres”, niejednego bowiem pabianiczanina stać było w owym czasie na kształcenie synów. Trzeba było być człowiekiem zamożnym, aby wysłać młodzieńca do dalekiego Krakowa, łożyć na naukę i na opłacenie stancji „z wiktem i opierunkiem”.
W „Księgach imiennych” Wszechnicy Jagiellońskiej, obok wielu imion wpisanych w rejestr studiujących widnieje określenie: de Pabianice. Rodem zatem z Pabianic był niejaki Michał syn Piotra, czy później pobierający nauki na Alma Mater – Leonard syn Marcina.
Kto zacz ów Piotr, nie legitymujący się jeszcze nazwiskiem, który był w stanie wysłać syna na Uniwersytet Krakowski? Można domniemywać, że posiadał młyn i … ambicje. Niemały to zaszczyt mieć w rodzie uczonego, a co najmniej wykształconego bakałarza. Właśnie ów Michał syn Piotra „de Pabianice” otrzymał w roku 1433 stopień bakałarza. Może, mając ten dyplom, znaleźć zajęcie w którejś ze szkół przyklasztornych.
Ale Michał sięga wyżej. Zostaje sekretarzem znanego w owym czasie kaznodziei krakowskiego (?), dominikanina Jakóba de Voragine. Kazania Jakóba de Voragine zachowały się w archiwum. Zachował się pełny ich zbiór – dzięki pabianickiemu bakałarzowi.
Jakób de Voragine przygotowywał kazania, zaś Michał syn Piotra opracowywał je i spisywał pięknym pismem. Z kazalnicy padały grzmiące słowa dominikanina Jakóba i - słowa te zachowały się.
W roku 1444 Michał zamknął zbiór łacińskich kazań Jakóba de Voragine, ale dopiero po latach dwudziestu otrzymał aprobatur na wydanie ich w odpisach. Zachował się ciekawy dokument: akt pełnomocnictwa wydany przez Kapitułę Krakowską w roku 1464, upoważniający Michała syna Piotra de Pabianice do zajęcia się upowszechnianiem łacińskich kazań znakomitego dominikanina. Na akcie odczytać można odręczny podpis Michała z Pabianic.
W roku 1502 ukończył studia na Wszechnicy Jagiellońskiej niejaki Leonard syn Marcina de Pabianice. Studiował cztery lata i został bakałarzem. Ale aspiracje miał większe a uzdolnienia poetyckie. Zachowała się w archiwum Biblioteki Jagiellońskiej spisana przez Leonarda, a ułożona przez papieża Sylwiusza „Historia wierszowana pasji Chrystusowej”. Tę pracę wykonywał Leonard kilka lat i ukończył w roku 1509. Powierzono mu spisanie dzieła papieskiego, jako że uchodził za zdolnego wierszopisa. Niemal w każdym albumie Wszechnicy zawierającym imiona i miejsca pochodzenia a później również nazwiska, wymieniani są „studiosi” pabianiccy. Niektórzy niczym się nie wyróżnili i zostali zapomniani. Wielu jednak pabianiczan zapisało swoje nazwiska trwałymi głoskami. Do takich należała rodzina Zająców. (SIGMA)
„Przepisywaczem” starych rękopisów był także Maciej z Pabianic, który przepisał teksty prawnicze Antoniusa de Butrio. M. Baruch odnalazł je w Bibliotece Cesarskiej w Petersburgu. Jakób syn Wojciecha zdobył posadę notariusza we Lwowie. Andrzej z Pabianic zajmował się zaopatrzeniem dworu królowej Elżbiety w produkty żywnościowe.
Od żaka do studenta
„Księga pamiątkowa Akademickich Kół Pabjaniczan wydana w X rocznicę powstania organizacji”(1933) opisuje działalność miejscowych akademików. Studenci podejmowali rozliczne próby wspomagania swoich kolegów, którzy w wielu przypadkach z trudem wiązali koniec z końcem. Przed wojną pabianiccy akademicy najchętniej studiowali w Poznaniu i Warszawie.
Dziesięć lat pracy organizacji akademików Pabianiczan
O ile obecnie, szczególnie w okresie wakacyjnym lub w czasie ferii świątecznych akademik jest w Pabianicach zjawiskiem niemal powszednim, z którego widokiem miejscowe społeczeństwo zżyło się w zupełności, o tyle, jeśli sięgnąć pamięcią o lat kilkanaście wstecz, akademik był tu czymś niezwykłym. Dziś w sferach miejscowej inteligencji, a bardzo często i wśród sfer robotniczych, jest wiele rodzin, w których ktoś był, jest, lub w najbliższej przyszłości ma być akademikiem.
Nie tak było przed laty.
Decydujący przełom zaznaczył się od Wielkiej Wojny, a raczej od momentu odzyskania własnej państwowości przez Zmartwychwstałą Polskę. Nie wdając się w ocenę przyczyn, które spowodowały ten pęd do wyższych studiów, przyczyn, które sięgają zarówno źródeł politycznych, społecznych i ekonomicznych, poprzestajemy tutaj tylko na stwierdzeniu faktu. Po wojnie, z chwilą otwarcia w Polsce szeregu wyższych uczelni, z których niejedne mają pradawne tradycje i ustalone chlubne imię w dorobku kulturalnym całego cywilizowanego świata – w całej Polsce nastała istna pielgrzymka młodzieży do źródeł wiedzy… do kuźnic charakteru ….
Pierwsze rzesze pabianickich maturzystów pociągnęły ku Warszawie. Wpłynęła na to zapewne w głównej mierze bliskość stolicy i duża w niej ilość szkół akademickich, gdzie każdy miał łatwiejszy wybór zawodu. Ale już w bardzo niedługim czasie zaczyna się odczuwać przyciągające działanie innego środowiska: to Alma Mater Posnaniensis – Uniwersytet Poznański. Jakkolwiek dopiero w 1919 roku powstały, dzięki chlubnemu wysiłkowi tamtejszego społeczeństwa, niczym prawie nie pozostał w tyle za innymi w kraju wszechnicami.
I dziś rzec można prawie bez przesady: Pabianiczanie studiują albo w Warszawie, albo w Poznaniu. Na inne środowiska uniwersyteckie przypada tylko ułamek procentu studiujących.
Po roku 1920 zebrała się już pokaźna grupa Pabianiczan, garnących się do studiów wyższych. Przeważał wśród nich element niezamożny. Ówczesne warunki studiowania pozostawiały wiele do życzenia. Ogólny, bowiem brak mieszkań, jak i trudności zarobkowania dawały się bardzo odczuwać. Wówczas to zrodził się projekt utworzenia organizacji samopomocowej, która by skupiając w sobie wszystkich studiujących z Pabianic, mogła choć w części zaspokoić ich braki materialne.
Projekt ten znalazł swoje ucieleśnienie w zorganizowaniu w r. 1922 organizacji akademików pabianiczan pod nazwą: „Koło Akademików Pabianiczan w Pabianicach”.
Od tego czasu następuje szybki rozwój organizacji akademików-pabianiczan. Zmieniają się formy organizacyjne, udoskonalają się, ale idea samopomocy koleżeńskiej wzmaga się coraz bardziej.
W historii organizacji akademików-pabianiczan w ubiegłym dziesięcioleciu wyraźnie rozróżnić można trzy okresy.
Pierwszy okres rozpoczyna zebranie organizacyjne studentów pabianickich w dniu 26 grudnia 1921 r., a kończy Walne Zebranie w dniu 27 grudnia 1927 r. Jest to okres jednolitej organizacji akademickiej na terenie miasta Pabianic pod nazwą: Koło Akademików Pabianiczan. W dwu środowiskach uniwersyteckich, najliczniej uczęszczanych przez młodzież studiującą z Pabianic, mianowicie w Warszawie i Poznaniu istnieją dwa ośrodki. Całością pracy, głównie pracy w Pabianicach kieruje Zarząd Główny, czyli Zarząd „Koła Akademików Pabianiczan”, zaś praca w poszczególnych ośrodkach, była kontynuowana pod kierownictwem Zarządów tych ośrodków.
Drugi okres rozpoczyna walne zebranie z dnia 27 grudnia 1927 r., a kończy walne zebranie z dnia 31 grudnia 1930 r. W tym okresie powstały dwa samodzielne koła, które rozwinęły się z dawniejszych ośrodków: Akademickie Koło Pabianiczan w Warszawie i Akademickie Koło Pabianiczan w Poznaniu. Uzgadnianiem akcji obu Kół w Pabianicach w pierwszej fazie tego okresu zajmowała się specjalna Komisja Porozumiewawcza. W drugiej fazie tego okresu tj. od grudnia 1928 r. zorganizowany został na podstawie umowy między Kołami Pabianicki Komitet Akademicki, składający się z przedstawicieli obu Zarządów. Jego zadaniem było inicjowanie i przeprowadzanie wszelkich prac podejmowanych przez akademików w Pabianicach.
Trzeci okres rozpoczyna się zebraniem wszystkich akademików pabianiczan z dnia 31 grudnia 1930 r. i trwa do chwili obecnej. Teraz jak i poprzednio istnieją nadal zupełnie samodzielne koła środowiskowe w Warszawie i Poznaniu, a w Pabianicach, na podstawie umowy tych kół istnieje jak gdyby zupełnie nowa organizacja, nosząca zbiorową nazwą: Akademickie Koło Pabianiczan.
Tak w ogólnych zarysach przedstawia się rozwój form prawnych organizacji akademików Pabianiczan.
Zróbmy teraz krótki przegląd pracy tej organizacji.
Pierwszy okres, to okres pracy organizacyjnej i wypracowywanie kierunków i metod pracy.
Pierwsze zebranie organizacyjne odbyło się 26 grudnia 1921 r. Zagaił je kol. Eugeniusz Maciejewski, przewodniczył kol. Bohdan Gajewicz, sekretarzował kol. Feliks Missala.
Protokół zebrania organizacyjnego wylicza następujące nazwiska koleżanek i kolegów, których należy uważać za członków założycieli koła: Wojsówny, Eugenii Szerówny, Olszewskiej, Mikulskiej, Eugeniusza Maciejewskiego, Bohdana Gajewicza, Feliksa Missali, Zastróżnego, Rudolfa Lehmana, Al. Graczera, Jankowskiego, Konstantego Graczera, Stanisława Morawskiego, Czesława Bocianoweskiego, Dobrosława Wyrwickiego, Denusa, Ignacego Gryzla, Nowakowskiego, Śpionka, Drzewieckiego, Jerkego, Władysława Rudnickiego, Grzegorzewskiego, Lortza, Szaniawskiego, Liniewicza.
Pierwszy Statut Koła Akademików Pabianiczan zakreśla kołu następujące cele: 1) udzielanie członkom pomocy materialnej, 2) szerzenie życia towarzyskiego i koleżeńskiego wśród członków, 3) działalność kulturalno-oświatowa. Pierwszy z celów od samego początku istnienia organizacji w Pabianicach stał się naczelnym postulatem jej istnienia, i siłą rzeczy wszystkie działania i inicjatywa zarówno Zarządu Głównego jak i Zarządów poszczególnych ośrodków zmierzają głównie do zdobycia funduszów niezbędnych do jego zrealizowania. Często nawet przygłuszał on sobą pozostałe cele koła.
Wobec trudnych warunków materialnych, w jakich od samego początku znajdowała się większość studentów pabianickich, cel drugi i trzeci mogły być realizowane tylko doraźnie. We wszystkich prawie sprawozdaniach zarządów spotkać się można z następującym zwrotem: „Ostatnie dwa zadania (towarzyskie i kulturalno-oświatowe) w ubiegłym roku były niezwykle trudne do rozwiązania. Starsi koledzy, zbliżający się coraz bardziej do kresu swych studiów, zmuszeni do intensywnej pracy zarówno naukowej jak i w celach zarobkowych mieli zbyt mało wolnego czasu, aby mogli poświęcić się sprawom Koła. Koledzy młodsi zaś niewciągnięci jeszcze w systematyczne jarzmo pracy na uczelniach wyższych nie mogą być do intensywniejszej pracy w kole powołani, gdyż niedopilnowanie przez nich pierwszych wykładów mogłoby ujemnie odbić się na ich późniejszych postępach, a przy tym coraz częściej ci „homines novi” od początku muszą zarabiać na swoje utrzymanie.
Ucierpiał na tym często i cel pierwszy – samopomoc. Bowiem praca zarobkowa większości studentów trzymała ich zbyt długo w środowiskach uniwersyteckich, a „podczas wszystkich wakacji i ferii świątecznych tak szczupła garstka akademików zjawiała się w Pabianicach, że nie było wprost warunków do urządzania jakiejkolwiek imprezy dochodowej czy towarzyskiej”. Tę wzmiankę ze sprawozdania pierwszego prezesa kol. Bohdana Gajewicza można rozciągnąć bez żadnych naciągnięć na wszystkie lata pracy Koła.
Pomimo tego rodzaju trudności pierwszy okres, który wypełniły kadencje prezesów kol. kol.: Bohdana Gajewicza, Aleksandra Wilkoszewskiego, Zygmunta Lorentowicza, Radosława Hansa i Jana Nowickiego był okresem wytężonej pracy. W głównej mierze wypełniały go prace organizacyjne: tworzenie statutu, regulaminów i staranie o zalegalizowanie Koła. Poza pracami organizacyjnymi na plan pierwszy wysuwa się sprawa zdobywania funduszy.
Trzy były źródła, z których koło mogło czerpać środki na urzeczywistnienie programu działalności samopomocowej: imprezy, pomoc społeczeństwa i pomoc samorządu. Najczęściej praktykowana imprezą dochodową bywały wszelkiego rodzaje „bale” i „czarne kawy akademickie”. Poza tym Koło urządzało przedstawienia i odczyty, lecz imprezy te nie cieszyły się większym poparciem społeczeństwa pabianickiego i dawały nikłe dochody a często przynosiły deficyty. Gdy więc to źródło dochodów zaczęło zawodzić, a potrzeby w kole coraz bardziej wzrastały, Zarząd Główny zwrócił się do Magistratu m. Pabianic z prośbą o pomoc finansową. Dzięki poparciu ówczesnego prezydenta miasta p. Jana Jankowskiego i życzliwemu ustosunkowaniu się ówczesnej Rady Miejskiej, otrzymało koło w r. 1924 jednorazowe subsydium w wysokości 500 zł. Również w tymże roku na wniosek Magistratu uchwaliła Rada Miejska stypendium akademickie na rok 1923/24 w wysokości 1000 zł. Pieniądze te jednak wówczas nie zostały wypłacone. Dopiero w r. 1927/28 Magistrat wypełnił uchwałę Rady Miejskiej i przyznane stypendium wypłacił. W roku 1928/29 Magistrat podwyższył sumę stypendialną do wysokości 1500 zł, ale całej sumy na skutek powstających trudności finansowych już nie wypłacił, a w następnym roku w ogóle stypendium cofnął. Z sum tych Koło utworzyło początkowo dwa, później trzy stypendia po 50 zł miesięcznie. W roku 1926 Koło wydało „Jednodniówkę”, oraz zaczęto czynić starania o zorganizowanie Koła Przyjaciół Akademika, ale inicjatywa ta na razie nie dała się urzeczywistnić. Koło brało w miarę możliwości udział w pracach społecznych, inicjowanych przez organizacje starszego społeczeństwa.
Dnia 27 grudnia 1927 r. Koło Akademików Pabianiczan rozwiązało się i z istniejących wówczas ośrodków: warszawskiego i poznańskiego powstały dwa samodzielne Koła o nowych odrębnych statutach: Akademickie Koło Pabianiczan w Warszawie i Akademickie Koło Pabianiczan w Poznaniu.
Zasadniczą przyczyną rozwiązania dotychczasowego Koła była trudność w zalegalizowaniu go, jak również rozbieżność w działalności poszczególnych ośrodków. Ośrodek warszawski rozwijał się pod bezpośrednią kontrolą Zarządu Głównego, łatwiej więc było go pobudzić do intensywniejszej działalności, zgodnej z intencjami Zarządu Głównego. Ośrodek poznański usuwał się niejako spod bezpośredniego wpływu Zarządu Głównego i tworzył poniekąd odrębny kierunek pracy, przy tym pracował mniej intensywnie.
Przejrzyjmy pokrótce historię Kół w obu ośrodkach. Ośrodek Warszawski już w r. 1924 liczy 43 członków. Była to dość pokaźna ilość. Prezesem ośrodka był wtedy kol. Lorentowicz Z. Podczas kadencji kolegów Nowickiego Jana (1925 i 1926) i Kołacza (1927) ośrodek ograniczał swą działalność głównie do akcji samopomocowej. Koło brało również udział w życiu ogólnoakademickim, współpracując ściśle ze Zrzeszeniem Kół Prowincjonalnych. Dn. 27.12.27, na mocy uchwały walnego zebrania w Pabianicach, ośrodek warszawski przekształca się w samodzielne Koło. Prezesem Akademickiego Koła Pabianiczan w Warszawie zostaje wybrany kol. Olejnik Jan. Jego kadencja to okres wytężonej pracy nad wewnętrzną organizacją Koła. Powstaje nowy statut i regulaminy. Statut zostaje oddany szkołom akademickim do zatwierdzenia. Jednocześnie Koło występuje ze Zrzeszenia Akademickich Kół Prowincjonalnych, którego działalność przybrała charakter polityczny. Kol. Olejnik zostaje prezesem Koła jeszcze w następnych dwóch kadencjach (r. 1929 i 30). W tym okresie zostają zaprowadzone ostateczne reformy ksiąg sekretariatu i skarbu. Poza tym Koło zapoczątkowuje działalność towarzyską i kulturalno-oświatową urządzaniem zebrań towarzysko-dyskusyjnych oraz wycieczek. W lipcu r. 1929 urządzono wycieczkę do Poznania na P.W.K. (Powszechna Wystawa Krajowa).
Następne kadencje kol. Kaczmarka A. i kol. Gallusa J. odznaczają się wzmożoną akcją kulturalno-oświatową i towarzyska. Koło w tym okresie powiększa znacznie swój majątek przez urządzanie imprez dochodowych, a co za tym idzie – rozszerza działalność samopomocową. Koło nawiązuje również łączność z innymi Kołami prowincjonalnymi. Za kadencji kol. Gallusa zostaje ostatecznie załatwiono legalizacja statutu Koła.
Obecny Zarząd z prezesem kol. Klepperem W. rozwinął szeroką działalność kulturalno-oświatową i towarzyską, urządzając częste zebrania dyskusyjne z interesującymi referatami, wieczorki towarzyskie i wycieczki.
Akademickie Koło Pabianiczan w Poznaniu rozwinęło się z dawniejszego ośrodka poznańskiego.
Dzięki inicjatywie i energii kol. D. Wyrwickiego, dnia 25 maja 1924 r. odbyło się zebranie organizacyjne ośrodka poznańskiego. Osób obecnych było 7, tyle tylko studiowało w tym czasie w Poznaniu. Ponieważ ośrodek zorganizował się pod koniec roku akademickiego, nie zdołał już w tym roku rozwinąć skrzydeł do szerszego lotu. Ze zdwojoną za to energią przystępuje do spełnienia swych zadań z rozpoczęciem roku akademickiego 1924/25. W tym to czasie (listopad 1925 r.) otrzymuje ośrodek poznański z centrali pabianickiej niezbędne materiały i zawiązek swego przyszłego majątku, dla zużycia go na doraźne pożyczki. Mała liczebność Koła hamuje bowiem jego rozwój i działalność jego musi się tedy ograniczać do tego, co najważniejsze – do samopomocy, oczywiście w bardzo skromnych rozmiarach. W grudniu 1925 r. na stanowisko prezesa wybrano kol. B. Jarmakowskiego, którego zapałowi i pracy zawdzięcza ośrodek poznański uporządkowanie sekretariatu i niejaką sanację swego skarbu. Koło liczyło w owym czasie tylko 10-ciu członków. Zainteresowanie sprawami ośrodka było minimalne, tak, że w przepisanym terminie, tj. w grudniu 1926 nie można było wybrać nowego zarządu z powodu… braku quorum na zebraniu. Stary zarząd pełnił swoje funkcje jeszcze przez trzy miesiące do kwietnia 1927 r. Ster rządów obejmuje w tym czasie kol. Egon Kielc.
Ośrodek rozrastał się bardzo powoli i z wielką trudnością rozszerzał swoją działalność. Największą przeszkodą ku temu była niemożność zalegalizowania go u władz uniwersyteckich przy istniejącej zależności od centrali w Pabianicach. Na początku 1928 r. odbywa się zebranie organizacyjne, którego zadaniem było przekształcenie ośrodka poznańskiego w samodzielne Koło. Na zebraniu tym obecnych było 12 uczestników. Prezesem Koła zostaje kol. Marian Januszkiewicz. Rok ten upływa z jednej strony na pracach nad wewnętrzną konsolidacją Koła, a z drugiej – na ułożeniu wzajemnych przyjaznych stosunków z Akademickim Kołem Pabianiczan w Warszawie. Rezultatem tych wysiłków, jeśli chodzi o prace wewnątrz Koła, jest uchwalenie i wprowadzenie w życie szeregu regulaminów, których brak dawał się dotychczas dotkliwie we znaki, jeśli zaś chodzi o unormowanie stosunków z bratnim Kołem w Warszawie, tyczących pracy w Pabianicach, to zawarto z nim umowę w dniu 31 lipca 1928 r. Umowa ta weszła w życie dopiero 20 stycznia 1929 r. Prezesem Koła w tym czasie jest kol. Lech Urbański, który za główny cel swej pracy postawił sobie zalegalizowanie Koła. Koło liczyło już wtedy 32 członków. Uchwałą Senatu Akademickiego Uniwersytetu Poznańskiego z dnia 22 marca 1929 r. zostaje Koło zalegalizowane. Na kuratora Koła zaproszono p. prof. dr. Alfreda Ohanowicza (prawnik cywilista, senator, działacz społeczności ormiańskiej), który do dziś Kołu patronuje.
W tymże roku w marcu Koło traci zmarłą tragiczną śmiercią ogólnie lubianą i cenioną kol. Tomirę Wajsównę.
Od chwili zalegalizowania Koła, nastaje w jego dziejach lepszy okres. Kadencje prezesów kol. kol. Lecha Urbańskiego (powtórnie), Waleriana Grottla, Adama Stępnia, Bronisława Błażka, to kres ożywionej, niemal gorączkowej działalności, której wyrazem jest nawiązanie stosunków z innymi Kołami prowincjonalnymi, przystąpienie do Zrzeszenia, później do Związku Samopomocowego Akademickich Kół Prowincjonalnych i żywy w nich udział, udział w akcji L.O.P.P. (Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej), w akcji Samowystarczalności Gospodarczej, w Tygodniu Akademika itp. Zorganizowano prace kulturalno-oświatową, która, dzięki seriom głęboko przemyślanych, a zawsze interesujących i aktualnych referatów, zdobyła Kołu dobrą opinię w pewnych sferach młodzieży studiującej. Urządzono szereg wycieczek, bądź to krajoznawczych w okolice Poznania, bądź tez w samym mieście Poznaniu. Urządza się stałe wieczorki zapoznawcze, „opłatki” i „pączki”. Dużo życia i spoistości wewnętrznej nadały Kołu należące doń koleżanki. Ich inicjatywie i pracowitości zawdzięcza Koło niejeden swój sukces z ostatnich trzech lat.
Gdy w ten sposób przedstawia się praca w poszczególnych środowiskach Kół, to w tym samym czasie współpraca w Pabianicach, początkowo regulowana przez Komisję Porozumiewawczą, zostaje bardziej zacieśniona. Na podstawie umowy powstaje Pabianicki Komitet Akademicki, składający się z delegatów zarządów obu Kół. Komitet ten, któremu przewodniczą kol. kol. Jan Olejnik i Lech Urbański, głównie zajmuje się urządzaniem imprez dochodowych i staraniem się o stypendium w Magistracie. Wprawdzie akcja jego cieszy się dobrym powodzeniem, ale ta forma współpracy okazała się jeszcze niedostateczną.
Dla większego ujednostajnienia pracy i sprawniejszego jej prowadzenia w Pabianicach, okazała się potrzeba jeszcze ściślejszego związania nie tylko zarządów, ale i członków. W tym też celu na zebraniu wszystkich akademików pabianiczan w dniu 31 grudnia 1930 r. zawarto nową umowę. Umowa, ułożona w formie statutu, tworzy na terenie Pabianic nową organizację pod nazwą: Akademickie Koło Pabianiczan. Do tej organizacji wchodzą wszyscy akademicy zrzeszeni w poszczególnych Kołach, oraz akademicy, którzy studiując w środowiskach uniwersyteckich, mało uczęszczanych przez młodzież pabianicką, nie mogą w nich tworzyć samodzielnych Kół.
Zyski otrzymane z imprez dzieli Pabianicki Komitet Akademicki, który jest naczelna reprezentacją tej organizacji, pomiędzy poszczególne Koła proporcjonalnie do ilości ich członków, pozostawiając u siebie część, przypadającą na kolegów studiujących poza Warszawą i Poznaniem i z funduszów tych w miarę możności udziela pożyczek tej kategorii członków.
Jeśli spojrzymy teraz na pracę całego dziesięciolecia organizacji akademików pabianickich, to zauważymy łatwo, że czas ten upłynął głównie na szukaniu form organizacyjnych, najlepiej odpowiadających wymogom pracy takiej organizacji. Poza tym główną pozycję w pracy naszej zajmowało urządzanie imprez dochodowych, by mieć niezbędne fundusze na akcję samopomocową.
Jeśli zaś przypomnimy sobie warunki, w jakich praca ta mogła się odbywać, to łatwo zdamy sobie sprawę, że wymagała ona nadzwyczajnego nieraz trudu kilku lub kilkunastu jednostek, które złym, czy dobrym zrządzeniem losu mogły wcześniej przyjechać do Pabianic i wszystkie prace przygotować.
Nie podołalibyśmy temu nigdy, gdyby nie pomoc niektórych jednostek ze starszego społeczeństwa, które zawsze znajdowaliśmy chętne do udzielania rad i nieraz daleko idącej pomocy, przy urządzaniu wszelkiego rodzaju imprez. Z wdzięcznością wspominamy tutaj nazwiska Czcigodnych Pań: Edwardowej Hansowej, Antoniowej Jankowskiej, Bronisławowej Nowickiej, Pauliny Morawskiej, Martynkowej, Klepperowej, Musialikowej, Prasówny, Bronisławowej Połubińskiej, Stanisławowej Szeferowej, które nie szczędziły trudu w przygotowaniu bufetów na zabawy akademickie i niejedna noc spędziły za nimi, by młodzież mogła się bawić. Tych naszych Kochanych Mam w pierwszym rzędzie zasługą są wszystkie nasze dochody z zabaw. Z wdzięcznością również wspomnieć trzeba nazwiska Szanownych Panów: Dr. Witolda Eichlera, b. prezydenta Jana Jankowskiego, wiceprezydenta Mieczysława Tomczaka, kierownika Stanisława Szefera, którzy zawsze chętnie ofiarowywali nam swoje rady i pomoc niejednokrotnie niezbędną. Studenteria pabianicka zawsze z wdzięcznością nazwiska te wspominać będzie. (Julian Dąbrowski, Egon Kielc, Adam Stępień)
Pabjaniczanie na studiach
Nie od rzeczy będzie przytoczenie kilku danych statystycznych, dotyczących akademików Pabjaniczan. Nie wszystkie one są absolutną prawdą, bo wielu trudno jest nieraz ustalić, np. przeciętną wysokość zarobku studenta, względnie dochodów jego rodziców lub opiekunów. Mimo tych wad, jakie zresztą posiada każda statystyka, a których wyłączenie jest niemożliwością, całość posiada wartość pracy, ilustrującej stan rzeczywisty.
Przede wszystkim więc ilość (wszystkie dane liczbowe dotyczą Pabjaniczan, zrzeszonych w Akademickich Kołach Pabjaniczan). W Poznaniu wszystkich studiujących pabianiczan jest 65-ciu. W tym na Uniwersytecie osób 64, w Wyższej Szkole Handlowej 1. Najliczniej na Uniwersytecie reprezentowany jest wydział matematyczno-przyrodniczy (20) i prawno-ekonomiczny (19). Najmniej zwolenników posiada Wyższa Szkoła Handlowa (1) i na Uniwersytecie wydziały: medyczny (2) i wychowania fizycznego (2). Akademickie Koło Pabjaniczan w Poznaniu posiada w swym gronie 27 studentek (w tym 1 mężatka) i 38 studentów (7 żonatych).
Warszawa ze względu na większą ilość szkół wykazuje znaczniejszą, aniżeli Poznań, siłę przyciągającą. Akademickie Koło Pabjaniczan, znajdujące się na jej terenie, liczy 84 członków. Najwięcej z nich uczęszcza na Uniwersytet (36). Politechnika gości w swych murach także wcale pokaźną liczbę (25). Z tego na wydziale elektrycznym, inżynierii lądowej i wodnej po 5-u, na wydziale mechanicznym , geodezyjnym po 3-ch, na chemii i architekturze po 2-ch. Dla przeciwstawienia – w Państwowym Instytucie Dentystycznym studiuje 1 –a osoba, w Akademii Sztuk Pięknych 1-a i w Szkole Nauk Politycznych 1-a. Poza tym na W.S.H. jest studiujących 11-u, w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego 6-u i w Wyższej Szkole Budowy Maszyn i Elektrotechniki Wawelberga i Rotwanda 3-ch.
Prócz tych studiujących, które skupiają wymienione powyżej środowiska, są i tacy, którzy w miastach dla siebie do studiów wybranych organizować Kół nie mogą ze względu na swą znikomą ilość. W Lublinie mianowicie studiuje 3-ch, we Lwowie 3-ch, w Wilnie 2-ch, w Krakowie 3-ch. Ci mogą jednak należeć do organizacji, istniejącej na terenie m. Pabjanic pod nazwą: Akademickie Koła Pabjaniczan.
Dopływ nowych adeptów był ilościowo następujący:
Do Poznania:
W roku 1928 osób: 12; 1929 – 26; 1930 – 14; 1931 – 12; 1932 -10.
Do Warszawy:
W roku 1926 osób: 9; 1927 – 6; 1928 – 12; 1929 -20; 1930 – 15; 1931 – 22; 1932 -11.
Z wymienionej liczby jedynie 25 % ma zagwarantowaną stałą pomoc z domu. Kapitałem reszty jest zapał i złudzenia. Łudzą się przede wszystkim, że będą mogli na studia zarobić, poza tym wierzą w możliwość otrzymania stypendiów. Że rzeczywistość jest inna – wykazują najlepiej liczby. W Poznaniu zarobkuje 37 % ogółu studiujących. W Warszawie jest znacznie gorzej. Tam ilość ich dochodzi zaledwie do 15 %. Przy tym praca ta nie jest przeważnie stała – dobrze wynagradzana, i najczęściej pieniądze z niej uzyskane zaledwie wystarczają na opłacenie czesnego i zdobycie pożywienia, które jest często w ilości niewystarczającej i wątpliwej jakości.
Nie bez wpływu na pogorszenie stosunków jest podwyższenie w tym roku akademickim czesnego. Zrozumiałe jest, iż dopływ młodzieży na uczelnie zmniejszy się i konkurencja między pracobiorcami na nasileniu straci. Miejsca ich jednak zajmą ci, którzy znalazłszy się w gorszych warunkach, zmuszeni będą dla podtrzymania wegetacji imać się jakiejkolwiek pracy. A przyznać trzeba, że będą poważniejszym materiałem konkurencyjnym, niż element napływowy. W rezultacie sytuacja nie tylko nie ulegnie polepszeniu, ale przy obecnej koniunkturze może się zmienić na gorszą.
Upragnione stypendia, które mają zabezpieczyć spokojne studia i których uzyskanie jest marzeniem wszystkich studiujących, stały się, jakby dla ironii, udziałem jedynie dwu osób w Poznaniu. (Jedno w wysokości 120 zł,, drugie 60 zł miesięcznie). Warszawa przy większej ilości członków posiada tylko 6-ciu stypendystów (wszyscy oni otrzymują po 65 zł miesięcznie). Ostatnią deską ratunku stają się tak zwane stypendia obiadowe i mieszkaniowe. Oba rodzaje udzielane są przez Bratnie Pomoce odpowiednich uczelni. Nie zaspakajają jednak całkowicie potrzeb studiującego i pozostają jak zwykle namiastką. Poza tym to ciągłe wypisywanie weksli, które mają być kiedyś wykupione. Nie wiadomo, co nas czeka w przyszłości, ale przyszłe zarobki wydają się mocno problematyczne.
Przy wspomnianych powyżej stosunkach charakterystyczne jest, jakie warstwy społeczne dostarczają najwięcej studiujących: robotnicy fabryczni i rzemieślnicy -18 %; kupcy 12 %; nauczyciele – 11 %; majstrzy fabryczni – 11 %; urzędnicy państwowi, samorządowi i prywatni – 10 %; rolnicy i ogrodnicy – 9 %; emeryci – 7 %; przemysłowcy – 5 %.
Pozostałe 9 % stanowią dzieci adwokatów, rejentów i ludzi innych wolnych zawodów. Największy więc procent stanowią dzieci pracowników fizycznych, wykazujące się bardzo znacznym zapałem do nauki, ale na przeszkodzie którym stają ciągłe niedobory finansowe. Z tym też zjawiskiem wiąże się niedostateczna ilość kończących studia, albo, co się najczęściej dzieje, studiujących zbyt długo. Podczas ostatnich trzech lat spośród członków obu Kół Pabjaniczan magisteria nauk prawno-ekonomicznych uzyskało 4-ch, magisteria nauk matematyczno-przyrodniczych 3-ch, dyplomy inżynierów rolników 2. W Warszawie dyplom inżyniera na Politechnice Warszawskiej otrzymał jeden, Uniwersytet skończyło siedmioro, Wyższą Szkołę Handlową dwóch.
Dochodzimy wreszcie do sprawy, która z akademickich jest najdrażliwszą, najczęściej przez powołanych i niepowołanych komentowaną – sprawy szybkiego kończenia studiów. Tutaj głos mogą mieć jedynie ci, którzy odbywali już jakiekolwiek wyższe studia i ci także, którzy finansowo są zaangażowani w studia swych najbliższych. Obie kategorie winny uwzględniać warunki, w jakich praca w środowiskach naukowych się odbywa, wszyscy zaś obowiązani są uprzytomnić sobie, że przeważna część zaopatrzenie finansowe ma niedostateczne, a walka o jego polepszenie bynajmniej lat studiów nie skraca. I ciekawa rzecz. Najczęstszymi pytaniami, jakimi zasypywana jest studentka i student od najbliższych i obcych są: „Jak długo pan studiuje? Ile lat studia będą jeszcze trwały? I jakich zarobków spodziewa się pan po ich ukończeniu?” Oto zakres zainteresowań, i jaka głębia ironii! … Żaden z tych ludzi nie zapyta, czy ta wymizerowana studentka lub student mają co jeść, jak sobie radzą w tych ciężkich warunkach? I dlaczego ich wygląd w przeważnej części jest chorobliwy? W tym kierunku zainteresowania są bezwzględnie mniejsze i ci, którzy dzisiejszego studenta szanują tak, jak szacują przyszłe jego stanowisko, niech uświadomią sobie, że w tych beznadziejnych nieraz warunkach sprawa studiów zostaje odsunięta, bo kwestia – być – staje się jedyna. Nie wystarczy widzieć uśmiech na twarzy studenta; on tam – w Pabianicach nie jest sobą. Jego właściwe oblicze jest gdzieindziej. Trzeba go widzieć w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Wilnie, Lublinie i Lwowie, gdy biega od rana do wieczora za kiepsko płatnymi lekcjami, statystuje w teatrach do późnej nocy, opłacany trzydziestoma groszami za godzinę, lub na miejskich rogatkach od godziny 2-ej rano pełni funkcję kontrolera dostawców mleka, funkcję kontrolera teatralnego. Bywa tak, iż miejsce książki lub cyrkla zajmuje łopata, którą lotna brygada oczyszczania miasta wydaje dla chcących zarobku w zimowych miesiącach przy sprzątaniu śniegu. Zdarzają się wypadki, że wykuwanie zawiłych zagadnień i formuł może się odbywać jedynie w pozycji leżącej. Powód – zupa za 10 groszy i kawałek chleba całkowitym dziennym pożywieniem.
Przytaczając powyższe, nie mamy zupełnie zamiaru wywołać łzy rozczulenia lub współczucia, ale, oświetliwszy mniej znaną stronę swego życia, pragniemy, aby nie traktowano nas jak lekkoduchów, dla których rok lub dwa dłuższych studiów jest drobnostką, ale jak tych, co twardym losem w tryby życia wciśnięci starają się mu podołać.
Czy wyrośniemy na dobrych obywateli – pokaże przyszłość. (Kazimierz Śmiałkowski)
L.M. Kneblewski w tekście „To nasze życie” przedstawił scenki obyczajowe bliskie studentom z lat 20. i 30. ubiegłego wieku.
Aula uniwersytecka. Tłum studentów. Przemówienia … krzyki, hałasy, tumult, kłótnie, okrzyk: „Precz! … i drugi: „Niech żyje”… Temperatura wzrasta. Zgniłe jaja, pałki, latające w powietrzu krzesła… strzał… „Rota” grzmi i bucha tysiącem głosów na ulicę. Krótki krzyk: „Policja!” Chaos, bałagan…
To wiec akademicki.
Sala wykładowa. Wśród martwej ciszy, wytężonej pracy naukowej, wydobywa się z głębi piersi zapadłych stłumiony, przyciszony kaszel, krótki urywany. Krew! Na chusteczce krew! Przed zmęczonymi oczami tańczą tomy dzieł i te złowróżbne , lekarskie tbc, tbc, tbc (gruźlica) … I znów kaszel krótki, urywany, i znów krew… i znów… aż wreszcie … koniec!
To poezja życia akademickiego.
Sala balowa. Lśniący parkiet posadzki, czerń fraków, smokingów, mozaika różnobarwnych toalet pięknych dam; mazur… temperament… życie … serpentyny, krwawe światło reflektorów, przymglone blaski lampionów, upojne tango … zabawa w pełni…
To życie na pokaz, za ostatnie grosze, za jutrzejszy obiad… Ha! Ha! Ha!
Mały pokoik na poddaszu. Na stoliku przygasa lampka naftowa. Szept długich formuł, spieczone wargi, westchnienie jedno za drugim wyrywa się z piersi. Już świta … głowa opada na otwartą książkę…
To okres egzaminów.
Kawalerka. Ciepło, wesoło. Patefon gra „Serce studenta”. Trzy pary tańczą: polibudziarz z filozofką, prawnik z łaciną, przyrodnik z farmacją. Walczyk … „Kółeczko!” …”Koszyczek!”… „Panie do środeczka!” … „Panie wybierają!” Za chwilę herbatka … toast: kochajmy się … i brzmi stare, kochane „Gaudeamus” … studencka pieśń.
To lepsze życie studenta.
Cztery lata studiów … rok powtórzył … pięć lat męki … szuka posady … poszukaj lepiej wiatru w polu…. Znalazł i z radości oszalał….
To nasza rzeczywista rzeczywistość. (L. M. Kneblewski)
W okresie PRL-u w Pabianicach nie było szkoły wyższej, ale istniał Klub Studenta „Kalefaktor-41”, który skupiał osoby studiujące w pobliskiej Łodzi. Nazwa klubu nawiązywała do okresu staropolskiego, gdy ubodzy uczniowie – kalefaktorzy - w zamian za możliwość nauki wykonywali prace pomocnicze i porządkowe, natomiast „41”, to numer tramwaju łączącego Pabianice z Łodzią.
W październiku 1970 roku w Życiu Pabianic (nr 42) ukazał się komunikat: „Czy powstanie pabianicki Klub Studenta?”: Czy plany utworzenia w Pabianicach Klubu Studenta ujrzą światło dzienne? Zależy to od Was samych, od studentów. O tym jak to ma być klub, jakie cele mają mu przyświecać, jakie formy działalności ma rozwinąć - o tym wszystkim pragniemy porozmawiać w dniu 24 października o godzinie 17 w lokalu Związku Nauczycielstwa Polskiego przy ul. Kilińskiego 8. Wszystkich zainteresowanych, chcących nie tylko sercem, ale i czynem poprzeć ideę utworzenia klubu, zapraszamy do lokalu ZNP, by w obecności przedstawicieli władz partyjnych i miejskich w nieskrępowanej atmosferze podzielić się swoimi uwagami. W drugiej części spotkania przewidziany jest wieczorek taneczny. Komitet Organizacyjny.
W następnym numerze tygodnik miejski donosił: Zarówno władze partyjne jak i administracyjne witają z aplauzem sygnalizowane tu i ówdzie inicjatywy powołania do życia na terenie naszego miasta Klubu Studentów, oraz deklarują czynne poparcie tych inicjatyw.
- Ze swej strony – mówi Zbigniew Mencwal, instruktor Wydziału Propagandy Komitetu Miejskiego – znaleźliśmy już możliwości lokalizacji dla klubu, a mianowicie w budynku ZNP. Koło ZMS przy ZNP także chętnie przyjmuje na siebie bądź to pośrednictwo, bądź stały patronat. Z chwilą otwarcia Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki zapewnimy Klubowi Studenta locum w nowym obiekcie; wszystko to pod jednym wyłącznie warunkiem, żeby młodzież nie czekała, że „za nią” zorganizujemy wszystko również technicznie. Musi się znaleźć jakaś grupka studencka, która konkretnie zajmie się organizacją swego klubu, jego programem, harmonogramem, regulaminem itd.
Na spotkanie organizacyjne przybyło 150 studentów. Wyłoniona została tymczasowa rada klubu w składzie: Bogdan Michalski, Jolanta Kołodziej, Ryszard Nowak, Andrzej Połomski, Andrzej Walczak, Krzysztof Kocel, Jolanta Rabe, Jolanta Adamiak, Włodzimierz Morawski, Marek Duze, Andrzej Nicze, Jerzy Grabarz.
I sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR, Eugeniusz Kraj sprecyzował oczekiwania czynników oficjalnych. Powiedział m.in.: Ze swej strony chcielibyśmy, aby pabianiccy studenci podejmowali w pracach magisterskich i doktorskich tematykę pabianicką, tematykę szczególnie interesującą ekonomistów, historyków, socjologów. Chcemy także zaapelować, byście gdziekolwiek Was w przyszłości losy rzucą, zawsze czuli się pabianiczanami, związanymi z miastem rodzinnym.
Zebrani gorącymi oklaskami powitali nacechowane życzliwością i serdecznością oraz bezpośredniością wystąpienie I sekretarza.
W 1972 roku (nr 41) Życie Pabianic opublikowało artykuł „Kalefaktor-41 otworzył swoje podwoje”.
Akurat w tych dniach mijają dwa lata od chwili, kiedy w naszym mieście powstał Klub Studenta. Początkowo jego działalność napotykała jednak duże trudności. Klubowi przydzielono najpierw niewielki kącik w Młodzieżowym Domu Kultury przy ul. Pułaskiego, potem w pabianickim oddziale ZNP, gdzie młodzi mogli się spotykać zaledwie dwa lub trzy dni w tygodniu. Jeszcze później wyprowadzili się i stamtąd. Nastał wtedy czas tułaczki. W tym trudnym okresie najwięcej zrozumienia wykazał dyrektor Szkoły Podstawowej nr 15, który na pewien czas „przytulił” studentów do siebie.
Kłopoty Klubu Studenta „Kalefaktor – 41” znane były jednak doskonale władzom miasta, którym szczególnie leżała na sercu sprawa znalezienia właściwego lokalu dla tej młodzieży, gdzie mogłaby ona rozwijać własną działalność. Toteż, kiedy padła propozycja umiejscowienia klubu w dawnych pomieszczeniach „Startu” przy ul. Lutomierskiej 1 zrobiono wszystko, aby pabianickim studentom pomóc w jak najszybszym zagospodarowaniu lokalu, a wcześniej jeszcze – w remoncie.
Już w kwietniu br. przystąpiono do wykonywania wstępnych prac, adaptacyjnych. Remontem zajęły się MZBM i MPRB. Prace postępowały szybko, a pomagali w nich wydatnie sami studenci. W początkach sierpnia robota ruszyła pełną parą , chodziło bowiem o to, aby z początkiem roku akademickiego klub był już oddany do użytku.
W tym niej więcej czasie wypłynęła również propozycja objęcia patronatu nad klubem przez PUPiK „Ruch”, które – tym samym – zajęłoby się wyposażeniem placówki. Sprawy zaczęły przyjmować coraz lepszy obrót…
Studenci przyrzekli sobie, że klub musi być otwarty z początkiem października. Od polowy sierpnia sami więc zabrali się do roboty, aby przyśpieszyć koniec prac remontowych. Przez cały czas spotykali się z tak wielką pomocą ze strony miejskich władz partyjnych i Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, że dziś nie znajdują wprost słów podziękowania.
Wstępne przyrzeczenia i wyznaczony termin uruchomienia placówki, zostały przez studentów dotrzymane i oto w sobotę 7 października mieliśmy okazję uczestniczyć w uroczystości otwarcia nowego Klubu „Kalefaktor-41”, która zgromadziła cały szereg gości. Na uroczystość przybyli m. in.: członkowie Egzekutywy KM PZPR z I sekretarzem KM PZPR – E. Krajem, przewodniczący Prezydium MRN – S. Fronczak, znany działacz polityczny – A. Rusak, dyrektor PUPIK „Ruch” – J. Król z Łodzi i dyrekcja pabianickiego oddziału „Ruchu”, wiceprzewodniczący ZM ZMS – W. Striżko, przedstawiciel RO ZSP – W. Nikiel, działacze kultury z terenu Pabianic i przedstawiciele instytucji, które pomagały studentom przy urządzaniu klubu.
Aktu uroczystego przecięcia deski – a nie tradycyjnej wstęgi dokonała sekretarz KM PZPR – Halina Nowak, po czym wszyscy goście zwiedzili klub. A później już przy wspólnym stole, rozpoczęły się wspólne wspomnienia i życzenia.
Przewodniczący Rady Klubu – A. Walczak przypomniał historię tej placówki i w imieniu wszystkich studentów złożył podziękowanie władzom miasta za pomoc przy organizowaniu klubu z prawdziwego zdarzenia.
I sekretarz KM PZPR – E. Kraj – podkreślił fakt, że władze miasta od dawna myślały o stworzeniu pabianickim studentom, których mamy 800, odpowiednich warunków do prowadzenia własnej działalności i w tej chwili jest okazja, ażeby młodzież udowodniła, jak potrafi to wykorzystać. Tow. Kraj mówił również o inspiratorskim i wychowawczym znaczeniu powołanej do życia placówki, której – w imieniu Egzekutywy KM PZPR i Prezydium MRN – złożył życzenia pomyślnej działalności.
Ciepłych słów, podziękowań i życzeń było tego wieczoru wiele, a składali je także: dyrektor „Ruchu” – J. Król, przedstawiciel RO ZSP – W. Nikiel, A. Rusak, sekretarz Rady Klubu – J. Grabarz i inni.
Uroczystość zakończyła się udanym występem kabaretu studenckiego działającego przy RO ZSP w Łodzi.
A teraz kilka słów o samym klubie. Myślę, że nie tylko nam, ale i samym studentom spodoba się jego wystrój. Ciemnopomarańczowa tonacja w jakiej jest utrzymany, stylowe meble, nastrojowe lampy – wszystko to sprawia wrażenie przytulności i wybitnie kameralnej atmosfery. Klub posiada trzy pomieszczenia o łącznej powierzchni 80 metrów kw. Największe z nich spełniać będzie funkcję klubo-kawiarni, mniejsze – z telewizorem- będzie jednocześnie miniczytelnią i salą telewizyjną, trzecie wreszcie – pokojem Rady Klubu. Niezależnie od tych trzech pomieszczeń „Kalefaktor 41” dysponuje bufetem prowadzonym przez pabianicki oddział „Ruchu” no i maleńką szatnią z własną obsługą.
W 46 numerze Życia Pabianic ukazał się apel lidera środowiska studenckiego – Jerzego Grabarza : „Kalefaktor 41”- naszą wspólną własnością.
Dwa lata, to niewątpliwie bardzo mało jak na działalność jakiejkolwiek organizacji. Lecz dla nas, grupy studentów najbardziej zaangażowanych i oddanych społecznej pracy w Klubie „Kalefaktor 41” jest to okres, w którym nabraliśmy dużego doświadczenia w pracy, okres praktyki i wzajemnego wypróbowania się. Chcielibyśmy , aby nowo rozpoczęty okres działalności był lepszy od poprzedniego. Większość studentów z obecnej Rady Klubu, to studenci ostatnich lat studiów. Ich miejsce muszą zająć nowi studenci, tak samo chętni i zaangażowani społecznie. Bardzo liczymy na studentów pierwszych lat studiów, może jeszcze nieśmiałych, ale pełnych inicjatywy i zapału. Chcielibyśmy, aby już od zaraz rozpoczynali pracę w Klubie i nabrawszy doświadczenia – godnie nas zastąpili.
Wychodzimy z założenia, iż skoro podjęliśmy taką inicjatywę, mającą sens, to należy nadać jej jak najszerszy zasięg i jak najlepiej przykładać się do jej realizacji. Jest nas studentów pabianickich różnej specjalności około 800. To ogromna armia. To ogromny arsenał pomysłów i świetnych inicjatyw, oby w jak największej ilości wykorzystanych. To opinia i echo naszej działalności klubowej. To wiele interesujących propozycji do programu działania.
Najgorzej mówić: nie da się zrobić - nieraz solidnie łamaliśmy sobie głowę – jak zrealizować jakiś świetny pomysł, dla którego było brak finansowego zabezpieczenia. I udawało się, i udaje się. Wydaje mi się dlatego, że do każdej pracy staramy się podejść poważnie i z sercem.
Teraz staramy się opracować formy i metody działania najciekawsze i najkorzystniejsze dla studentów. Wielu nie podejrzewa, że wszystko to, co się dzieje w Klubie zależy właśnie od nich, Przecież my proponujemy, my jesteśmy dla Was. Krytyka jest ze wszech stron objawem zdrowym , korzystnym i bardzo cenionym. Ale krytyka konkretna, poważna i połączona z propozycją zmiany istniejącego stanu rzeczy. Nie sztuka krytykować i żądać. Sztuka dobrze krytykować i pomóc. Nie wszystko od razu. Tylko przez wspólne działanie i zrozumienie potrzeby takiego działania można osiągnąć sukces. I wtedy każdy będzie zadowolony. Więc przychodźcie, proponujcie, działajcie!
Czy można powiedzieć o liczebnej przewadze studentów Politechniki Łódzkiej wśród członków Rady Klubu i bywalców „Kalefaktora”? Chyba tak. Politechnika – górą. Może wynika to z odmiennego układu zajęć na uniwersyteckich wydziałach, a może po prostu z mniejszego zaangażowania w sprawy studenckie w uniwersyteckim środowisku.
Dla nas ogromnie istotną sprawą jest współpraca ze stałymi bywalcami w Klubie. Obserwujemy ich przyzwyczajenia i upodobania. Patrząc na nich, sprawdzamy efekt i skuteczność swojej pracy. Oni tworzą główną grupę inspirującą korzystne zmiany. Nie ma żadnej dyskryminacji tych co rzadko w Klubie bywają lub tych co nie biorą udziału w pracach Rady. Jest odwrotnie. Zależy nam na pozyskaniu coraz to liczniejszego grona bywalców i ich uaktywnieniu.
(…) Program nasz, bogaty i urozmaicony, chcemy oprzeć na różnorodnych i wartościowych cyklach imprez. Chcemy robić to co najciekawsze i najlepsze. Działalnością swoją chcemy objąć całe środowisko studenckie (i nie tylko studenckie). Ogromną wagę przywiązujemy do współpracy z miastem. Ważne jest to, co powiemy o sobie miastu i co miasto o nas powie.
Czy zrealizujemy swoje plany i zamierzenia pokaże czas. Wierzę, że stać nas wszystkich na solidną pracę, dającą konkretne rezultaty, i że damy o tym świadectwo.
Zapraszam wszystkich studentów pabianickich do dyskusji, bądź na łamach „Życia”, bądź bezpośrednio, po prostu w Klubie, o jego działalności, o jego planach. Poniedziałkowe zebrania Rady Klubu o godz. 18, otwarte są dla wszystkich. Pokażcie swoje możliwości i siłę działania. Niech nikomu nie będzie obcy los „Kalefaktora”! On jest nasz własny, wspólny. (Jerzy Grabarz, Przewodniczący Rady Klubu)
Życie Pabianic (nr 5/1976 r.) informowało o zmianie kierownictwa Klubu „Kalefaktor-41”. Nowym przewodniczącym został Czarek Lewandowicz.
Abdykacja
Król umarł! Niech żyje król! – rozległo się w mrocznych pomieszczeniach przy ulicy Lutomierskiej 1, 12 stycznia br. Takim właśnie zawołaniem ogłoszono zmianę składu Rady Pabianickiego Klubu Studenta. Zanim jednak do tego doszło, od kilku tygodni trwały wśród pabianickich studentów mniej lub bardziej zacięte dyskusje na temat ewentualnych zmian, ewentualnych kandydatów. Tak się dotychczas składało, że osoba prezesa skupiała wokół siebie grupę ludzi, w takim czy innym stopniu zaangażowanych w sprawy klubowe. Niektórzy nazywali to zjawisko kliką, inni aktywem, awangardą ruchu studenckiego na gruncie miasta. Nie będę się rozwodził, które stanowisko było bliższe prawdy. Nie twierdzę, też, że prawda leżała po środku. Zostawiam to do rozstrzygnięcia samym zainteresowanym.
Dlatego więc, perspektywa zmian wprowadziła mały ferment w bardzo ustabilizowanym i dostojnym naszym środowisku „Kalefaktora”. I był to chyba akcent jak najbardziej pozytywny. Ludzie zaczęli wreszcie mówić o wielu klubowych sprawach, starając się w sposób możliwie obiektywny formułować swoje sądy.
Takim właśnie wstępem zostało poprzedzone główne wydarzenie roku „Kalefaktora”, czyli wybory nowej rady. Już od godziny 18, 12 stycznia br. do klubu zaczęli napływać studenci. Byli wśród nich i stali bywalcy, i sympatycy, i autentycznie „nowi”. W sumie na Sali zebrało się kilkadziesiąt osób stanowiących z całą pewnością reprezentację pabianickiego środowiska studenckiego. Obecni byli także działacze minionych lat, których głos (jak zwykle) był bardzo w cenie. Przed takim to forum, jako pierwszy wystąpił ustępujący prezes ustępującej rady – Jurek Grabarz. W sposób niezwykle plastyczny i obiektywny scharakteryzował blaski i cienie jakie towarzyszyły pracy osób, którym przewodził. Skromność jego wypowiedzi poszła tak daleko, twierdząc, że ustępująca rada działała gorzej niż dwie poprzednie. Oczywiście, my dobrze wiemy, że to właśnie za czasów Jurka klub wzleciał na wyżyny sadowiąc się na wysokiej pozycji w hierarchii klubów łódzkiego środowiska akademickiego. Dlatego właśnie wystąpienie to zostało skwitowane gromkimi brawami.
Lecz oto nadszedł z dawna oczekiwany moment. Ciszą powiało wśród zebranych, gdy były prezes przedstawiał kandydatury ścisłej Rady „Kalefaktora”, a mianowicie prezesa, szefów kultury, organizacji i koordynacji. Rozpoczęła się dyskusja. Wypowiadano się nie tylko względem tego, co proponowane osoby zrobiły dla dobra klubu, ale i w takich sprawach, czy np. podołają tym zwiększonym obowiązkom w kontekście nauki; czy cieszą się należytym autorytetem wśród kolegów. Dopuszczono wreszcie do głosu i samych zainteresowanych, którzy mimo iż zaimprowizowali swoje wystąpienia, zaprezentowali się dosyć korzystnie. Następnie przystąpiono do jawnego głosowania . Nie było żadnych sprzeciwów ani wstrzymania się od głosu. Słowem – absolutna zgodność i jednomyślność. To zobowiązuje obie strony. Wybranych – by wkładali wiele serca i pomysłów w to co będą robić, a zebranych (szeroką radę) – by swoja pomocą i zaangażowaniem potwierdzili tę jednomyślność wyborczą.
Po tej oficjalnej części nadzwyczajnego poniedziałkowego zebrania, nowo wybrana rada podziękowała ustępującej za to wszystko, co dotychczas zrobiła dla klubu. W rewanżu „starzy” życzyli powodzenia członkom nowej rady. A do przedstawicieli obu rad pośpieszyli z życzeniami pozostali obecni na Sali. Uściskom i całusom nie było końca, a w niektórych oczach błysnęła nawet łza wzruszenia. I kiedy wszyscy czekali, ze niebawem nowy prezes zostanie uroczyście posadzony na specjalnie przygotowanym fotelu, okazało się, że tak nie będzie. Piękny wiklinowy fotel został ofiarowany przez zebranych studentów ustępującemu prezesowi. Ja odczytałem ten gest, jako zachętę dla nowego przewodniczącego Rady Pabianickiego Klubu Studenta, aby swoją aktywnością zapracował sobie na zaszczyt (a może luksus) zasiadania w takim wygodnym mebelku. Innych podtekstów, które mi się nasunęły w związku z tym wydarzeniem – nie przytaczam. Pozwólcie natomiast, że zakończę powyższe refleksje życzeniami dla nowej Rady „Kalefaktora”; powodzenia w pracy Kochani, zwłaszcza, że nie macie na czym usiąść (patrz- fotel), aby osiąść na laurach!
Rozmowa miesiąca
Prezentujemy Wam nowego przewodniczącego Rady Pabianickiego Klubu Studenta. Oto rozmowa z Czarkiem Rozwandowiczem.
- Dlaczego ciebie wybrano przewodniczącym nowej Rady klubu?
- Pracę społeczną rozpocząłem już w szkole średniej jako przewodniczący LOK-u. Dlatego, kiedy zostałem studentem, z miejsca zaangażowałem się w prace „Kalefaktora”. Sprawa wyboru jest w moim przypadku o tyle ciekawa, że nie pełniłem tutaj żadnej czołowej funkcji. Zajmowałem się wszystkim po trochu, tak jak każdy z nas – pracujących w klubie. Myślę, że w tym działaniu sprawdziłem się. Jako prezes postaram się nie sprawić niemiłej niespodzianki, zwłaszcza, że praca ta daje mi wiele przyjemności i satysfakcji.
- Co wyniosłeś ze współpracy z członkami ustępującej Rady?
- Przede wszystkim nabyłem doświadczenia w pracy w swoim środowisku. Działalność tę cechuje duża swoboda, ale bagaż odpowiedzialności jest o wiele większy niż np. w pracy społecznej w szkole średniej. Poza tym poznałem, jak wiele spraw jest do załatwienia i jak się je załatwia. Nawiązałem przy tym wiele interesujących kontaktów z interesującymi ludźmi Pabianic.
- Co sądzisz o składzie osobowym wybranej Rady?
- Uważam, że skład ten jest dobry. Weszło wiele nowych osób spoza grupy stałych bywalców. Są to na pewno ludzie odpowiedzialni, sprawdzeni w pracy na klubowym gruncie. Większość z niuch ma za sobą prace w organizacjach młodzieżowych. Oczekuję, że wspólnie stworzymy nowe formy działalności klubowej.
- Jak widzisz miejsce „Kalefaktora” na forum miasta i w łódzkim środowisku akademickim?
- Dotychczasowa pozycja klubu na forum miasta i w łódzkim środowisku akademickim była bardzo wysoka. Potwierdzeniem tego powinny być konkretne efekty naszej działalności. I tak, zamierzamy z lepszym niż dotychczas skutkiem brać udział w „Konkursie Czerwonej Róży”. Nie zadowalają nas jedynie wyróżnienia. Chcemy zdobywać miejsca w czołówce polskich klubów studenckich. A mamy ku temu wszelkie predyspozycje (aktywne środowisko, prężną radę i dobrą bazę). Na forum miasta będziemy występować z nowymi inicjatywami, aby mówiono o klubie jako o rzeczywistym reprezentancie pabianickiego środowiska studenckiego.
- Czy i w jakim zakresie nastąpią zmiany w pracy klubu?
- Oczywiście nastąpią. Dokonaliśmy wstępnego podziału form działania na trzy części: kulturalną, organizacyjną i koordynacyjną, z których ta pierwsza będzie wiodącą. Zmieni się charakter poniedziałkowych zebrań, na których szefowie poszczególnych grup składać będą relacje z tego, za co są odpowiedzialni. Niezależnie od poniedziałkowych spotkań, każda grupa spotykać się będzie osobno (w obecności prezesa) i omawiać szczegółowo to, co ma do zrobienia w klubie. Zasadniczej zmianie ulegnie profil naszych tradycyjnych imprez – dyskotek, które prowadzone będą wg ustalonych tematów muzycznych.
- Co sądzisz o środowisku studenckim Pabianic, którego klub jest reprezentantem?
- Niewątpliwie jest to środowisko pod pewnymi względami specyficzne. Składa się na to przede wszystkim problem codziennych dojazdów do Łodzi, który kształtuje budżet czasu naszego studenta. Wiem sam, z własnego doświadczenia, ile czasu się traci, nie jest to jednak barierą zamykającą drogę do pracy w klubie.
Chciałbym ponadto nadmienić, że takiej korzystnej sytuacji jaką maja studenci Pabianic, posiadający na miejscu swój klub, w mieście bez żadnej wyższej uczelni, nie ma zbyt dużo środowisk studenckich W Polsce. I to właśnie moim zdaniem pabianiccy studenci winni dostrzegać i doceniać. Myślę, że droga jaką chcemy pójść z nową radą okaże się tym magnesem integrującym bliższych i dalszych sympatyków „Kalefaktora”.
- I tradycyjnie kilka słów o sobie?
- Jestem studentem II roku Inżynierii Chemicznej Politechniki Łódzkiej. Obok pracy społecznej w organizacji SZSP, pasjonuję się sportem i muzyką młodzieżową. (Rozmawiał: P.P.)
Rok 1976 był pomyślny dla studentów. Życie Pabianic (nr 13) informowało: Co ci proponuje „Puchatek”? Po blisko dwuletnich staraniach poprzedniej Rady Klubu „Kalefaktor – 41”, aktywnie popieranych przez władze miasta, mamy nareszcie Zakład Usługowy „Puchatka” w Pabianicach. Potrzeba stworzenia w naszym mieście filii Studenckiej Spółdzielni Usługowej, wydaje się bezsporna, zarówno z punktu widzenia studentów, pragnących pracować w „Puchatku”, jak i z punktu widzenia społeczeństwa cierpiącego na brak usług w pewnych dziedzinach.
W Pabianicach mieszka ok. 1000 studentów łódzkich uczelni, a wielu z nich pracuje w „Puchatku”. Sytuacja taka związana była oczywiście z dużymi trudnościami, wynikającymi z częstego pokonywania dużych odległości między miejscem zamieszkania, zakładem usługowym i miejscem pracy. Niedogodność ta zostanie usunięta z chwilą otwarcia Zakładu Usługowego „?Puchatka” w Pabianicach 2 kwietnia br. Od tego dnia studenci pabianiccy będą mogli się zgłaszać po zlecenie na pracę do nowego zakładu usługowego, który mieści się przy ulicy Partyzanckiej 40.
Działalność „Kalefaktora -41” wygasła na początku lat 80. XX wieku.
http://bc.wimbp.lodz.pl/dlibra/docmetadata?id=48103&from=&dirids=1&ver_id=&lp=42&QI=
Autor: Sławomir Saładaj