dr Pietras
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęPabianice przyciągają, a nawet fascynują również historyków młodego pokolenia. Dr Tomasz Pietras z Uniwersytetu Łódzkiego od wielu lat zamieszcza teksty w mediach ogólnopolskich i regionalnych dotyczące naszego miasta, m. in. Pietras T. „Kiedy powstały Pabianice?” Wędrownik. Kwartalnik Krajoznawczy RPK PTTK w Łodzi, R. XLV. 2001, nr 5 (367) oraz Pietras T. „Pabianice – w cieniu włókienniczej metropolii”. Mówią Wieki. Magazyn Historyczny, 2004, nr 3 / 4 (530). „Na tropie pabianickich dziejów” to interesująca propozycja wycieczki po Pabianicach śladami dawnych mieszkańców. Układ urbanistyczny i obiekty architektoniczne stanowią znakomity punkt wyjścia do prezentacji istotnych wydarzeń i osób związanych z Pabianicami.
Tomasz Pietras - „Na tropie pabianickich dziejów”
Dlaczego Pabianice?
Jakże często można usłyszeć, nie tylko w Pabianicach, obiegową opinię: „Przecież tu nie ma nic ciekawego!”. Opinia to z gruntu fałszywa. Czy aby nie wynika ona z naszego polskiego kompleksu wobec wszystkiego co zachodnie? Aby zobaczyć i poczuć ducha Europy, dotknąć wielkiej historii i liznąć tradycji wcale nie trzeba jechać do Paryża. Wystarczy przejść się po uliczkach Krakowa, albo … dobrze rozejrzeć się dokoła. Pabianice i cały Region Łódzki, kojarzą się, i słusznie, przede wszystkim z przemysłem włókienniczym. Jest to jednak także miejsce niezwykłe pod względem turystycznym. O jego krajoznawczym uroku decydują wcale nie tylko zachowane tu i ówdzie średniowieczne, renesansowe i barokowe zamki oraz kościoły. Moim zdaniem równie ważne, a może i ważniejsze dla historycznego klimatu tego miasta są skromne drewniane domki tkaczy sprzed półtora wieku i nieco późniejsze imponujące kompleksy ceglanych zabudowań fabrycznych. To one właśnie pozwalają miłośnikom historii wyobrazić sobie, jak żyli nasi pradziadowie. Dużo mówimy dziś o europejskiej tradycji i dziedzictwie, a gdzież lepiej uzmysłowić sobie swe europejskie korzenie niż w tym mieście, które stworzyli wspólnie niemieccy fabrykanci, żydowscy kupcy oraz polscy robotnicy pod władzą rosyjskiego cara? Pabianice są jednak znacznie starsze niż maszyna parowa czy mechaniczny warsztat tkacki – wielkie wynalazki okresu rewolucji przemysłowej. Ich dzieje sięgają głębokiego średniowiecza i samych początków polskiej państwowości. Proponuję więc przejść się jeszcze raz dobrze znanymi ulicami rodzinnego miasta, zatrzymując się tu i ówdzie w poszukiwaniu śladów przeszłości.
Cz. 1 : W dobrach Chropskich
We wczesnym średniowieczu tereny środkowej Polski, gdzie dziś rozciąga się województwo łódzkie, porastała gęsta puszcza, a osadnictwo rolnicze powoli i nieśmiało wdzierało się od strony dolin rzecznych Warty, Neru, Bzury, Pilicy oraz ich dopływów, skupiając się wokół kilku ośrodków grodowych. W lasach, najczęściej liściastych i podmokłych, występowały licznie niedźwiedzie, tury, żubry, sarny, dziki, wilki. Mnóstwo było tu nieprzebytych bagien, torfowisk, mokradeł... W takiej właśnie okolicy gdzieś u schyłku X, czy raczej w XI w., nad niewielką rzeczką Dobrzynką, dopływem Neru, powstała śródleśna wioska nazwana Pabianicami. Wykopaliska archeologiczne z okresu międzywojennego ujawniły nieco na południe od późniejszego centrum miasta, przy ulicy Bugaj 3, ślady dwóch ziemianek datowanych na X-XI w. Bugaj to inaczej święty gaj, gdzie składano ofiary słowiańskim bogom. Od tego miejsca proponuję rozpocząć zwiedzanie Pabianic. Założycielem dawnej wsi Pabianice, sądząc po nazwie, był zapewne kmieć noszący, dosyć rzadkie u nas, a popularne np. w sąsiednich Czechach, chrześcijańskie imię Fabian czyli Pabian.
Późniejsza tradycja zapomniała jednak o nim, próbując inaczej wytłumaczyć pochodzenie nazwy tego miasta. Piszący przed 100 laty pabianicki historyk – Maksymilian Baruch przytoczył kilka podań ludowych objaśniających nazwę Pabianice. Pierwotnie miała ona brzmieć Pobawianice od bawienia się tu książąt na łowach albo Pobijanice od bijania tu dzikiej zwierzyny, czy wreszcie Fabianice od legendarnej księżnej Fabianki, pierwszej lokatorki tutejszego zamku, która była tak szpetna, ze musiała tajemnym podziemnym korytarzem przemykać się z zamku do kościoła, aby ukryć swą twarz przed ludźmi. Wieś Fabiana przez pierwsze stulecie swojego istnienia była własnością książęcą.
Na przełomie XI i XII stulecia, jak zanotowały źródła, drogą darowizny jednej z dwóch żon księcia Władysława Hermana o imieniu Judyta trafiła ona wraz z całą okolicą zwaną Chropy do majątku kościoła krakowskiego. Tradycja powiązała to nadanie z osobą pierwszej z żon księcia Władysława – księżniczką czeską, oraz , barwnie opisanymi przez Galla Anonima, żarliwymi modlitwami podstarzałej już pary książęcej o męskiego potomka. Modlitwy okazały się owocne i 25 sierpnia 1085 lub 1086 r. przyszedł na świat późniejszy książę Polski – Bolesław Krzywousty, główny bohater kroniki Galla Anonima. Nazwa Chropy oznaczała podobno pierwotnie: „miejsce niskie wśród lasu (…) większą część roku wodą zalane”.Odpowiada to dokładnie topografii okolic Pabianic znanej z późniejszych map, a i dziś dostrzegalnej – rzeczka Dobrzynka, będąca obecnie smutnym skutkiem uprzemysłowienia – brudnym kanałem, nadal często wylewa, a w południowej i zachodniej części miasta zachowały się spore pozostałości dawnych lasów. Dobra chropskie, położone około 200 km od Krakowa, któryś z biskupów krakowskich oddał w ciągu XII w. swym kanonikom.
Duchowni spod Wawelu nie interesowali się nimi zbytnio, więc przed 1189 r. książę Kazimierz Sprawiedliwy na krótko objął zarząd nad tym majątkiem w celu poprawienia jego stanu gospodarczego. Oddając następnie dobra kapitule, zastrzegł dla siebie dożywotnie prawo do polowań na grubego zwierza na tym obszarze, co doskonale obrazuje ówczesny charakter tych okolic. Jan Długosz pisał, że tereny te dawniej: „częściej zwierz dziki za legowisko obierał, aniżeli dotykał pług rolnika”.
W ciągu następnych stuleci karczunek tutejszych lasów i rolnictwo poczyniły ogromne postępy. Kompleks dóbr kapituły krakowskiej w ziemi sieradzkiej, których ośrodek zarządu znajdował się od przełomu XIII i XIV w. w Pabianicach, obejmował w końcu XVI w. już 2 miasta (Pabianice i Rzgów) oraz 51 wsi. Kapituła krakowska oddawała je w dzierżawę, w zamian za stały czynsz, rozmaitym dzierżawcom – tenutariuszom, zwanym też regensami, rekrutującym się z grona kanoników tej kapituły. W praktyce zastępowali ich często świeccy zastępcy zwani starostami. Stan ten trwał aż do sekularyzacji dóbr kościelnych przez zaborcze władze pruskie po 1793 r. Odtąd dawne dobra kapituły krakowskiej stały się obszerną ekonomią rządową.
Cz.2: Skromne początki Pabianic
W końcu XIII stulecia biskup krakowski i kapituła zaczęli czynić starania o uzyskanie prawa lokowania na terenie dóbr chropskich miasta – ośrodka rozwijającej się włości. Po pewnych wahaniach wybrano na ten cel starą wieś Pabianice. Zgodę na założenie miasta w wybranym ośrodku majętności wydał książę Władysław Łokietek w 1297 r. na ręce cieszącego się potem bardzo zła sławą, biskupa krakowskiego Jana Muskaty. Szczegółów lokacji nie znamy, bo dokumenty te spłonęły jeszcze w XVI w. Historycy przyjmują najczęściej, że miasto Pabianice powstało w latach 1342-1354, równocześnie z założeniem i uposażeniem tutejszej parafii. Pierwsze wzmianki źródłowe mówiące wprost o mieście Pabianicach pochodzą jednak dopiero z samego końca tego stulecia.
Herb miasta – Trzy Korony, narzucony przez właściciela, czyli kapitułę krakowska, wzięto z jednej z pieczęci wspomnianego biskupa Muskaty. Mógł on pierwotnie oznaczać 3 króli z Ewangelii, których kult był popularny w nadreńskiej Kolonii, skąd dotarł do Krakowa, albo 3 królestwa – Polskę, Czechy i Węgry, które próbowali zjednoczyć w swym reku Wacławowie czescy, protektorzy biskupa Muskaty.
Trasą naszej wirtualnej wycieczki po Pabianicach docieramy właśnie od strony południowej do centrum średniowiecznego miasteczka _ Starego Rynku. Stoi tu do dziś okazały pomnik – obelisk poświęcony „bojownikom o wyzwolenie społeczne i narodowe” - pamiątka po niedawno minionej epoce PRL-u. Niedaleko stąd, w sąsiedztwie kościoła św. Mateusza, znajduje się jeszcze jeden pomnik – Niepodległości, odbudowany w 1989 r. na wzór pomnika z okresu międzywojennego zniszczonego przez Niemców w okresie okupacji.
W XIV-XVIII w. zabudowania miejskie Pabianic, wtedy jeszcze wyłącznie drewniane, kryte słomą, skupiały się przy rynku oraz kilku ulicach przylegających doń od strony wschodniej, północnej i południowej. Jedną z nich była ulica Piotrkowska, obecna Warszawska, stanowiąca fragment jednej z odnóg szlaku handlowego łęczycko-krakowskiego, a po regulacji w początku XIX w. - bitego traktu warszawsko-kaliskiego. Aż po XIX w. Pabianice były miasteczkiem niewielkim, choć na tle okolicy – znaczącym, znacznie większym np. od niedalekiej Łodzi. Ich ludność w najlepszym okresie, na przełomie XVI i XVII w. osiągnęła liczbę około 1 100 mieszkańców. Duża jej część już wtedy zajmowała się rolnictwem, ale żyli i pracowali tu także dosyć liczni rzemieślnicy zrzeszeni w cechach, np. piekarze, rzeźnicy, szewcy, kołodzieje, kowale, sukiennicy i inni. Pabianice nigdy nie były jednak ośrodkiem na tyle bogatym i znaczącym, aby uzyskać własne bramy i mury miejskie czy murowany ratusz. Ten drewniany, znany ze źródeł z 1533 r., w którym obradowała rada miejska i przechowywano wzór miary zbożowej (korca), spłonął w którymś z licznych pożarów i dziś nawet nie odnajdziemy nawet jego śladu. Miasteczko, z trudem odbudowujące się po pożarach w XVI w., znacznie podupadło w okresie wojen XVII i początku XVIII w.- było kilkakrotnie niszczone przez epidemie i rabunki wojska, wcale nie obcego jednak, lecz przez niepłatne zaciężne chorągwie polskie. Dno upadku osiągnęły dawne Pabianice w I połowie XVIII stulecia, gdy żyło tu już tylko około 300 mieszczan tylko z nazwy, bo parających się głównie rolnictwem i hodowlą na skromnych poletkach i w przydomowych ogrodach.
Cz. 3: Pabianickie perełki renesansu
Niezbyt daleko od zachodniej pierzei Starego Rynku, przy ulicy Grobelnej 2, znajduje się nieduży, lecz bardzo interesujący kościół noszący wezwanie św. Mateusza Ewangelisty i Wawrzyńca Męczennika. Drewniana budowla sakralna musiała stanąć w tym miejscu już w połowie XIV stulecia, z chwilą erygowania parafii. Kościół ten był dosyć ciasny i skromny, jak zauważył 100 lat później Jan Długosz. Gościł jednak kilkakrotnie przejeżdżających przez Pabianice królów Polski – Władysława Jagiełłę i Kazimierza Jagiellończyka, np. w 1432 r. Jagiełło zawarł tu przymierze z przedstawicielami czeskich husytów. Przy kościele już w końcu XIV w. funkcjonowała szkoła oraz najstarszy pabianicki cmentarz. Dopiero w 1583 r. kapituła krakowska postanowiła zafundować dla swego miasteczka – centrum kwitnących dóbr, murowany kościół z prawdziwego zdarzenia. Wzniesiono go w ciągu 5 lat z cegieł z dodatkiem kamienia w stylu późnorenesansowym. Architektem był Ambroży Włoch, rodem z Płocka, a wzorem- tamtejsza katedra. Kościół św, Mateusza jest bazylikowy, trójnawowy z transeptem, zorientowany w kierunku wschodnim. Prostokątne prezbiterium zakończone jest półkolistą apsydą. Kościół ten posiada od zachodu charakterystyczną wyniosłą wieżę, ośmioboczna na podstawie czworobocznej. Do 1865 r. była ona zakończona baniastym barokowym hełmem, zastąpionym później piramidalnym nakryciem neogotyckim z krzyżem na szczycie. Ozdobą kościoła jest 6 portali. Renesansowy portal przy głównym wejściu do kościoła, znajdującym się w wieży, zdobi herb kapituły krakowskiej i miasta Pabianic – Trzy Korony.
Przy innym wejściu, na północnej ścianie kościoła, odnajdziemy obok łacińskiej sentencji podpis: „Jakub Fusski, muliarz krakowski rękami własnemi wykonał (…) 1585”. Jakże to dalekie od średniowiecznej skromności budowniczych gotyckich katedr! Niestety wskutek częstych pożarów kościół ten był kilkakrotnie przebudowywany w XVIII i XIX w. Po jednym z tych pożarów na placu przykościelnym ustawiono figurę św. Floriana – patrona strażaków.
Interesujące jest wnętrze kościoła św. Mateusza. Możemy tu zobaczyć np. barokowy ołtarz główny z końca XVII w. z rzeźbami świętych Bartłomieja, Wawrzyńca i Mateusza oraz obrazami Ukrzyżowania i Wniebowzięcia Marii, równie stare organy, gotycka jeszcze chrzcielnicę, barokowe krucyfiksy, obrazy, relikwiarz, feretron. Interesujące są dwie tablice pamiątkowe z kamienia ku czci kanoników – fundatorów kościoła (z 1588 r.) oraz księżnej Judyta (z XVII w.). Spośród płyt nagrobnych w tym kościele najciekawszy jest nagrobek wykonany z czerwonego marmuru poświęcony zmarłej w 1613 r. córeczce dzierżawcy dóbr pabianickich – Annie Sułowskiej. Polski napis wzorowany jest na trenach Jana Kochanowskiego.
Opuszczając uroczy kościół św. Mateusza, po drugiej stronie ulicy Zamkowej zauważymy najpiękniejszy i najcenniejszy z pabianickich zabytków – dawny zamek kapituły krakowskiej, gdzie rezydowali tenutariusze i starostowie pabianiccy. W chwili obecnej trwa remont tego budynku. Swą siedzibę ma tu od lat pabianickie Muzeum regionalne z interesującymi zbiorami historycznymi i archeologicznymi, jedna z najprężniej działających instytucji kulturalnych w mieście. Na zapleczu zamku, nad rzeczką Dobrzynką, rozciąga się obecnie niewielki park im. Juliusza Słowackiego, założony na początku XX w. To nieduże prywatne miasteczko funkcjonowało długo w cieniu rezydencji właścicieli. Drewniany dwór kapituły musiał stać gdzieś w pobliżu dzisiejszego zamku już przynajmniej w 1 połowie XIV w., gdy ustanowiono tu ośrodek zarządu dóbr. Na przełomie XIV i XV w. znajdował się tu dom – rezydencja, zwany potem starym, w którym znajdowało się 7 komór, świetlica dla czeladzi i komnata z kominem. Może to tu kanonicy gościli króla Jagiełłę a potem jego syna?
Budynek ten spłonął w wielkim pożarze z 1532 r. Stary dom szybko przestał wystarczać kanonikom, bo już w latach 1510-1513 zbudowano nowy, zwany wielkim. Budulcem i tu było drewno. Dwór posiadał 4 wieżyczki obronne, obszerną salę z 2 alkierzami po bokach, dużą i małą izbę, dużą i małą komnatę, obszerną piwnicę, a nawet … szyby w oknach i wygódki z bieżącą wodą. Budynek ten także nie przetrwał próby czasu, gdyż strop wielkiej sali trzeba było podeprzeć filarem a dom, zbudowany na grząskim gruncie, zaczął się pochylać. Żaden z tych budynków nie doczekał naszych czasów.
Zachował się na szczęście wspaniała renesansowa rezydencja wzniesiona z cegieł w latach 1565-1571 przez znanego architekta Wawrzyńca Lorka. Pabianicki zamek to prawdziwa perełka renesansu w wydaniu prowincjonalnym. Stanął on na wyższym i suchym miejscu. Nadano mu formę zbliżoną do najlepszych krajowych wzorów – krakowskich Sukiennic, ratusza w Sandomierzu i Szydłowcu. Zamek jest jednopiętrowy i podpiwniczony, frontem zwrócony na południe. Wzniesiony na planie kwadratu, posiada na narożu północno-wschodnim i południowo-zachodnim baszty z okienkami. Od strony zachodniej znajduje się XIX wieczna przybudówka z okrągłą wieżyczką. Dach składający się z 4 płaszczyzn, ukryty jest za wysoka, ozdobną, renesansową attyka. Od północy i południa posiada ona wnęki arkadowe, zaś z pozostałych stron – falisty wykrój. Budynek jest częściowo oszkarpowany, jak dawniejsze budowle średniowieczne o charakterze obronnym. Otwory w attyce to jednak wcale nie okienka strzelnicze, lecz pozostałość po drewnianych rynnach odprowadzających wodę z dachu, zwanych rzygaczami. Nad jednym z okien na pietrze widzimy inskrypcję głoszącą po łacinie: „Tak przemija chwała świata”.
Z dawnego wyposażenia zachował się w jednej z sal rokokowy kominek z XVIII w. Przed głównym wejściem do zamku znajdowały się niegdyś 2 fontanny w formie łabędzi. Wraz z sąsiednimi zabudowaniami był on otoczony obronną palisadą dębową z ceglaną wieżą od strony rzeczki. Na wieży zamontowano zegar, który pokazywał czas także mieszkańcom sąsiedniego miasta. Dodatkowo obronność zamku wzmacniały 2 baszty – jedna ulokowana od strony Dobrzynki i połączona z wieżą mostem zwodzonym oraz druga, przy bramie od strony miasta. Zamek otaczała ponadto fosa wypełniono wodą z rzeczki. Dla obrony zamku utrzymywano tu zaciężną załogę i armatki. Do chwili obecnej nie pozostało już nic z tych umocnień, a zachowany zamek sprawia wrażenie obszernej miejskiej kamienicy, podobnie jak np. zamek królewski w Piotrkowie Trybunalskim. W obrębie palisady funkcjonowały jeszcze, oprócz rezydencji, m.in. osobna kuchnia, stajnie dla koni i powozów, browar, tzw. pszczelnik z ulami, więzienie oraz łaźnia.
W latach 20. XIX w., za czasów królestwa Kongresowego, władze oddały bezpłatnie pomieszczenia w zamku na warsztaty napływającym tu niemieckim tkaczom. Nieco później, w 1833 r., zamek stał się ratuszem – siedzibą władz miasta. Furkot warsztatów tkackich w dawnych komnatach zamkowych symbolizował już początek nowej epoki – epoki uprzemysłowienia.
Cz. 4: Śladami „Ziemi Obiecanej”
Po zwiedzeniu pabianickiego zamku kierujemy się ulicą Zamkową w kierunku zachodnim. Wkraczamy teraz w zupełnie inny świat – świat bohaterów Reymontowskiej „Ziemi Obiecanej”. Andrzej Wajda, przystępując do ekranizacji tej powieści, znalazł co prawda mnóstwo odpowiednich plenerów w pobliskiej Łodzi, niektóre sceny jednak kręcono właśnie tu – w Pabianicach. W mieście tym także zachowało się sporo nie zmienionych od 100 lat zakątków fabrycznych i pełne przesadnego zbytku pałace fabrykanckie. Niestety, mimo upływu lat, nadal traktuje się te XIX-wieczne przemysłowe zabytki jako obiekty bez wartości historycznej, nadające się najwyżej na różne składy i hurtownie, budynki, które można bezkarnie przebudowywać, a nawet zburzyć, by zrobić miejsce dla kolejnego hipermarketu. Trudno dopatrzyć się w całych Pabianicach choćby jednej tabliczki informacyjnej mówiącej o czasie powstania, dawnym przeznaczeniu i wartości zabytkowej imponujących ceglanych tkalni czy pałaców. Zupełnie inaczej przedstawia się ta sprawa już np. w centrum pobliskiej Łodzi, gdzie odpowiednie tablice informują o dawnych funkcjach nawet tych mniej znaczących willi i kamienic, czy o historycznych nazwach ulic. W dobie integracji Polski z Europą i rozwoju turystyki warto wreszcie zająć się tą sprawą!
Początki przemysłowych Pabianic były mniej niż skromne. Według opisu z 1794 r. w skromnych domostwach na Starym Mieście wegetowało niespełna 500 mieszkańców, w tym zaledwie 3 sukienników. Głośno mówiono wtedy o odebraniu Pabianicom praw miejskich. Sytuacja uległa zmianie na korzyść dopiero w latach 20. XIX w., gdy popierające modernizację władze zjednoczonego z Rosją Królestwa Polskiego postanowiły zaliczyć Pabianice, podobnie jak np. Łódź i Zgierz, do „osad rękodzielniczych i sukienniczych”.
Decydującymi argumentami były: obfitość tu drewna, czystej wody oraz gruntów rządowych pod zabudowę. Napływający osadnicy, zwłaszcza wykwalifikowani sukiennicy i tkacze bawełny, mieli dostawać od państwa darmowe działki pod domostwa i ogrody na zasadach wieczystej dzierżawy, pożyczki pieniężne oraz zwolnienia z czynszu i różnych powinności na kilka lat. Miasto miało wyznaczyć osadnikom nowe tereny pod zabudowę. W latach 1823-1824 wprowadzono w życie plan regulacji Pabianic. Obok średniowiecznego Starego Miasta, którego zabudowę także uporządkowano, założono nowoczesne Nowe Miasto. Grunty wzięto ze zlikwidowanego właśnie dawnego folwarku dworskiego.
Urbanistycznym centrum nowej osady stał się Nowy Rynek. Obecnie plac ten, zlokalizowany na skrzyżowaniu ulic Zamkowej i Jana Kilińskiego, jest w dużym stopniu zabudowany – jego cześć zajmuje dom handlowy SDH „Trzy Korony”. Główną osią osadniczą Nowego Miasta stała się ulica nazwana Szosową, która po wyburzeniu pewnych oficyn zamkowych uzyskała połączenie ze staromiejskimi ulicami Zamkową oraz Warszawską. Później rozciągnięto na całą zachodnią część tej arterii nazwę Zamkowa.
Pierwsza fala nowych osadników napłynęła do Pabianic z okolicznych miasteczek i wsi. Od 1825 r. zaczęli tu przybywać w większej liczbie tkacze spoza obszaru Królestwa Polskiego. Pabianice gospodarczo wyraźnie odżyły, choć na razie pozostawały pod względem produkcji sukienniczej znacznie w tyle za takimi potężnymi ośrodkami tkackimi jak chociażby niedalekie miasteczka Aleksandrów, Zgierz i Ozorków. Nieco zbaczając z trasy naszej wycieczki, przy ulicy św. Jana 20, możemy zobaczyć, niedawno odnowiony, okazały, drewniany dom wzniesiony w stylu łużyckim w początkach XIX w. Dziś stanowi własność prywatną. Jest to budynek piętrowy z wysokim, dwuspadowym dachem, o konstrukcji przysłupowej, z arkadowymi wnękami wokół ścian, w środku których umieszczono okna. Dom ten określa się „domem tkacza”, choć bardzo różni się od, tak samo nazywanych, skromnych, parterowych domków znanych z wielu okolicznych miasteczek. To ślad innych nieco tradycji budowlanych przyniesionych tu z zachodu przez dawnych, XIX wiecznych kolonistów.
Tkacze pabianiccy z 1. połowy XIX w. żyli i pracowali jednak najczęściej w standardowych, niskich, długich, parterowych domach z wejściem i obszerną sienią pośrodku i trzema oknami po każdej stronie od ulicy, a czterema od podwórza. Mieściły się w nich cztery lub dwie izby – warsztaty tkackie od strony ulicy i mieszkanie rodziny z tyłu. Dachy kryte były gontem, a ściany szczytowe często budowane w tzw. pruski mur. Większość z nich była drewniana, choć obowiązywały tu od początku przepisy przeciwpożarowe nakazujące stawiać w centrum Nowego Miasta i przy ulicy Zamkowej wyłącznie domy murowane. Kilka takich XIX-wiecznych parterowych domków możemy spotkać np. przy ulicy św. Rocha. W Pabianicach powstawały wtedy także nieco inne ciągi jednopiętrowych murowanych domków z mieszkalnym poddaszem. Wznosili je właściciele największych manufaktur dla swych robotników. Domy takie można zobaczyć np. przy ul. Zamkowej 21 i 23.
Szansą dla Pabianic, podobnie jak dla Łodzi, okazał się kryzys w sukiennictwie wywołany wprowadzeniem w 1832 r. ceł w handlu Królestwa z Rosją. Zniszczyło to lokalna konkurencję i otworzyło perspektywy dla rozwoju, drugorzędnej dotąd produkcji bawełnianej, która od początku funkcjonowała w obu tych miastach. Po ponownym zniesieniu w 1851 r. bariery celnej, dla wyrobów bawełnianych z Łodzi, Pabianic, i całego regionu otwarły się na wschodzie ogromne i chłonne rynki zbytu, uwłaszczenie chłopów w Królestwie Polskim 13 lat później uwolniło ze wsi tania silę roboczą, zaś postęp techniczny i mechanizacja uczyniły produkcję bardziej opłacalną... Oto cała tajemnica niezwykłej prosperity przemysłu włókienniczego w okręgu łódzkim, z której bardzo skorzystały i Pabianice.
Wracając na trasę naszej wycieczki – po lewej stronie ulicy Zamkowej, tuz za kościołem św. Mateusza, natkniemy się na największe w mieście zabudowania fabryczne, z surowej cegły, pozostałość po włościach „królów bawełny pabianickiej” Kruschego i Endera.. Znajduje się tu monumentalna przędzalnia cienkoprzędna wybudowana w 1891 r., a w głębi – tkalnia, farbiarnia, bielnik, drukarnia, apretura. Warto skręcić w uliczkę Lipową i dojść do Grobelnej, aby w surowej scenerii fabrycznej odetchnąć na chwilę atmosferą „Ziemi Obiecanej”. Zakłady te w 1913 r. były czwartą firmą branży bawełnianej w Królestwie Polskim.
Założycielem firmy był tkacz Gottlieb (czyli Bogumił) Krusche, urodzony w 1769 r. w Reichenau w Saksonii, który osiadł w Pabianicach we wrześniu 1825 r. i rok później założył tu ręczną manufakturę tkacką liczącą początkowo zaledwie 9 warsztatów do wyrobów bawełnianych. Jego dzieło kontynuował następnie syn – beniamin i ich spadkobiercy. Dzięki talentom tych przedsiębiorców, zyskom z produkcji i sprzedaży własnych produktów, pożyczkom rządowym i kredytom bankowym oraz niezwykle korzystnej koniunkturze, ich niewielka manufaktura stała się w szybkim czasie wielkim i nowoczesnym zakładem przemysłowym.
Sprowadzono mechaniczne warsztaty tkackie i inne maszyny, a do ich napędu zastosowano już od 1850 r. maszyny parowe, zaś od 1896 r. - silniki elektryczne. Firma Kruschego przejęła też pabianicką przędzalnię bawełny i z czasem opanowała cały cykl produkcyjny tkanin bawełnianych. W 1872 r. współwłaścicielem firmy został, pochodzący także z Saksonii, zięć Beniamina, mąż jego najstarszej córki Marii Augusty, były majster tkacki – Karol Ender. Dwa lata później firma zmieniła nazwę na „Krusche i Ender”, a w 1899 r. przekształciła się w spółkę akcyjną o charakterze rodzinnym. Jej wyroby słynęły z bardzo dobrej jakości, wielokrotnie nagradzanej na różnych wystawach od Petersburga po Wiedeń i Paryż. Po II wojnie światowej zakłady ”Krusche i Ender” zostały upaństwowione i otrzymały nazwę: Pabianickie Zakłady Przemysłu Bawełnianego im. Rewolucji 1905 r. Niedawno usłyszeliśmy o ostatecznym bankructwie firmy „Pamotex S.A.”, ostatniego spadkobiercy słynnej „pabianickiej bawełny”.
Na tej samej wysokości, co dawne budynki fabryczne Kruschego i Endera, lecz po przeciwnej stronie ulicy Zamkowej, możemy podziwiać dawne biuro główne oraz kantor tych zakładów. Jest to okazały dwupiętrowy budynek wzniesiony w 1865 r. w stylu neorenesansowym. Szczyt fasady środkowej części gmachu zdobi oryginalna rzeźba trzech prządek, jeden z symboli nowoczesnych Pabianic. Budynek ten, nieco zaniedbany, jest obecnie własnością prywatną. Tuż obok „prządek”, po przeciwnej stronie skrzyżowania z ulica Józefa Piłsudskiego, naszym oczom ukaże się świeżo odnowiona fasada najwspanialszej rezydencji fabrykanckiej w Pabianicach – dawny pałac rodziny Enderów wzniesiony w stylu eklektycznym w 1883 r. Właściciele zgromadzili tu bogatą kolekcję dzieł sztuki – zabytkowe meble, obrazy, drzeworyty, miedzioryty, przedmioty sztuki orientalnej. Przebogate wnętrza., które posłużyły Wajdzie dla ukazania bogactwa i pychy XIX-wiecznych łódzkich fabrykantów- dorobkiewiczów, stanowią dziś siedzibę władzy samorządowej – pabianickiego starostwa powiatowego.
Nad pałacem powiewa chorągiew ze świeżo zaprojektowanym herbem powiatu pabianickiego. Obok trzech koron z herbu miejskiego widzimy tu połówki orła i lwa z dawnego godła ziemi sieradzkiej. Pałac Kruschego, nieco wcześniejszy, zachowany w stylu klasycystycznym, znajduje się przy ulicy św. Jana 4. W chwili obecnej mieści się w nim Urząd Stanu Cywilnego. Dzięki funkcjom urzędowym wnętrza obu pałaców są zachowane w dobrym stanie i częściowo dostępne dla zwiedzających.
Po prawej stronie ulicy Zamkowej, tuż za skrzyżowaniem z ulicą Romualda Traugutta, natkniemy się na, częściowo już zrujnowane , pozostałości po drugim co do wielkości w Pabianicach XIX -wiecznym kompleksie fabrycznym – dawnej fabryce włókienniczej Rudolfa Kindlera. Ich założyciel, choć Niemiec, urodził się w 1819 r. już na ziemiach polskich – w Stawiszynie koło Kalisza. Był synem majstra piekarskiego, z zawodu tkaczem, mechanikiem i farbiarzem, długoletnim pracownikiem różnych fabryk w Kaliszu, Zgierzu, wreszcie od 1848 r. - pabianickich zakładów Kruschego. Własną fabrykę uruchomił w 1854 r., szybko ją zmechanizował i rozbudował. W 1889 r. stałą się ona spółką akcyjną „R. Kindler”. Zakłady te, w przeciwieństwie do bawełnianych fabryk „Krusche i Ender”, specjalizowały się w produkcji wyrobów wełnianych i półwełnianych, będąc w 1913 r. pierwszą firmą tej branży w całym Królestwie Polskim. W 1925 r. jednak zbankrutowały. Rezydencja rodziny Kindlerów znajdowała się po przeciwnej stronie ulicy Zamkowej. Dziś pałac ten zajmuje Urząd Skarbowy.
W końcu XIX i na początku XX w. powstały też w Pabianicach, głównie wzdłuż biegu rzeczki Dobrzynki, liczne inne, większe i mniejsze obiekty przemysłowe. Oprócz potężnych zakładów tekstylnych, rozwinęły się tu także inne gałęzie przemysłu, np. przemysł chemiczny i farmaceutyczny. Mało kto pamięta, że nazwa najpopularniejszego niegdyś leku przeciwbólowego – pabialginy została urobiona właśnie od nazwy Pabianic. Funkcjonował w Pabianicach ponadto przemysł papierniczy, produkowano części do maszyn, żarówki, meble... Dzięki uprzemysłowieniu, od lat 60. XIX w. do I wojny światowej liczba ludności Pabianic wzrosła ponad ośmiokrotnie, osiągając w 1914.r. 48 tysięcy. Stały się one pod względem liczby zatrudnionych robotników szóstym ośrodkiem przemysłowym Królestwa Polskiego.
Tę trasę wycieczki po Pabianicach proponuję zakończyć zwiedzaniem kościoła pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Różańcowej, który stoi na sztucznie usypanym wyniesieniu., nieco w głębi ulicy Zamkowej, pod numerem 39. Wyglądem przypomina on świątynię pod tym samym wezwaniem wybudowaną w Łodzi przy Placu Kościelnym. Kościół NMP w Pabianicach powstał nieco później. Był budowany stopniowo od 1898 r. do lat 20. XX w. Wyświęcono go w 1903 r. Budowla ta reprezentuje, lansowany w tych latach, sztuczny, historyzujący styl zwany „gotykiem nadwiślańskim”. Mimo, ze to tylko neogotyk, kościół robi jednak wrażenie swą wyniosłością i strzelistością. W środku można obejrzeć utrzymane w tym samym stylu ołtarze poświęcone Matce Boskiej Różańcowej, Sercu Jezusowemu i św. Józefowi, piękne witraże oraz malowidła autorstwa S. Dyzmańskiego. Najstarszym elementem wyposażenia jest XVIII-wieczny krucyfiks. Kościół ten wzniesiono na potrzeby polskich robotników pabianickich fabryk w okresie apogeum uprzemysłowienia. Dużą część kosztów jego budowy pokryły firmy „Krusche i Ender” oraz „R. Kindler”, kierowane przez stuprocentowych protestantów.
Po przeciwnej stronie ulicy Zamkowej, na zachód od obecnej ulicy kardynała Stefana Wyszyńskiego, znajdowało się osiedle domów robotniczych dla robotników zakładów „Krusche i Ender”, wybudowane z inicjatywy Augusty z Kruschów Enderowej w latach 80. XIX w. Domki te, zwane famułami, były murowane, parterowe, do każdego z nich przylegał nieduży ogródek. Fabrykanci pabianiccy zbudowali dla swych robotników także szpitale, szkoły, biblioteki, ochronkę dla dzieci, stadion sportowy oraz zakład kąpielowy. Większość tych budynków stoi o dziś dzień. Spacer ulicą Zamkową, a następnie jej przedłużeniem ul. Łaską, można by kontynuować aż do dworca PKP, ja jednak proponuję udać się tam inną drogą, aby poznać przy okazji kolejne epizody z nowszych dziejów Pabianic.
Cz. 5: Miasto trzech nacji
Spacerując ulicą Zamkową w Pabianicach w poszukiwaniu śladów XIX-wiecznego przemysłu nie można nie zauważyć jeszcze jednego kościoła o bardzo charakterystycznym kształcie. Stoi on w dzisiejszym centrum miasta, przy skrzyżowaniu ulic Zamkowej i Kilińskiego, naprzeciw SDH '”Trzy Korony”. To, niedawno odnowiony, kościół św. Piotra i Pawła, przeznaczony od samego początku swego istnienia dla pabianickich ewangelików, wyznawców poglądów Marcina Lutra.
Średniowieczne miasteczko Pabianice zamieszkałe było wyłącznie przez mieszczan, czy raczej mieszczan-rolników pochodzenia polskiego. Funkcje duszpasterskie spełniał więc z powodzeniem kościół św. Mateusza. Jeśli pojawiali się tu w XVI – XVIII w. jacyś „heretycy” , np. kupcy gdańscy, były to przypadki sporadyczne. U schyłku XVIII w. dotarli w okolice Pabianic pierwsi koloniści niemieccy – rolnicy wyznania luterańskiego. W większej liczbie protestanci zaczęli napływać tu dopiero z chwilą założenia Nowego Miasta.
W przeciwieństwie do innych rozwijających się wtedy miasteczek tkackich, gdzie dominowali przybysze z Prus i zaboru pruskiego a wyznanie ewangelickie było niemal równoznaczne z narodowością niemiecką, do Pabianic docierali także osadnicy z katolickich regionów Niemiec i monarchii habsburskiej, np. z północnych Czech i Śląska, Bawarii, Austrii, a nawet z Francji. Od początku było tu więc wielu Niemców i Czechów – katolików, szybciej i łatwiej się polonizujących. Większość luteran przybyła do Pabianic z Saksonii, Prus oraz Poznańskiego. Spory odsetek ludności tego miasteczka stanowili także członkowie innych kościołów reformowanych, zwłaszcza tzw. bracia morawscy zwani herrnhutami oraz ewangelicy reformowani, czyli kalwini. Prężnym ośrodkiem religijnym dla wyznawców tego kościoła do dziś jest niedaleki Zelów. Założyciele największych pabianickich fabryk – Beniamin Krusche oraz Rudolf Kindler należeli do zboru braci morawskich. W 1. połowie XIX w. odsetek protestantów wśród ludności Pabianic bardzo wzrósł, osiągając w 1848 r. 34 proc. , nigdy jednak nie zdobyli tu tak dominującej pozycji, jak np. w niedalekim Aleksandrowie Łódzkim, gdzie aż do 1945 roku stanowili najliczniejszą grupę wyznaniową.
W okresie uprzemysłowienia napływ polskich robotników do pracy w pabianickich fabrykach zmienił te proporcje. Przed wybuchem II wojny światowej Niemcy byli trzecią po Polakach i Żydach grupą narodowościową w Pabianicach i stanowili niespełna 10 proc. ludności. Początkowo nabożeństwa luterańskie odprawiano w jednej z sal pabianickiego zamku. Z chwilą wytyczenia Nowego Miasta oddano gminie ewangelickiej obszerny plac sąsiadujący z Nowym Rynkiem. Murowany kościół zbudowano tu w latach 1827-1831. Został on następnie znacznie powiększony i przebudowany w latach 1875-1876. Dodano wtedy neorenesansową wieżę. Poszczególni fabrykanci fundowali to witraż, to balustradę. Pabianicki kościół ewangelicki ma klasycystyczna fasadę i nietypowy kształt – rotundowy na planie krzyża. Wieńczy go stożkowy dach z tzw. latarnia na szczycie.
W dalszą drogę proponuję udać się ulicą Jana Kilińskiego na pabianicki cmentarz. Po drodze, po prawo, za skrzyżowaniem z ul. Moniuszki warto zwrócić uwagę na interesującą secesyjną willę z początku XX w. To dom znanego pabianickiego przedsiębiorcy budowlanego – Hansa, budowniczego kościoła NMP. W 1810 r. mieszczanie wykupili grunty pod nowy cmentarz grzebalny na wschód od miasta. Dziś w tym miejscu, przy ulicy Warszawskiej 34, znajduje się neogotycki kościółek św. Floriana. W latach 20. XIX w. postanowiono przenieść ten cmentarz w inne miejsce i połączyć go z nowo utworzonym cmentarzem ewangelickim. Na ten cel wybrano grunty kościelne położone przy lokalnej drodze do Jutrzkowic, na południe od Nowego Miasta. W chwili obecnej zespół pabianickich cmentarzy przy ulicy Kilińskiego obejmuje już bardzo znaczny obszar. Szczególnie warto, moim zdaniem, zwiedzić ewangelicką część cmentarza.
Przed wejściem do niej można podziwiać mauzoleum w stylu mauretańskim zbudowane przez Zofię Kindler i oddane w 1911 r. do dyspozycji zboru. Do dziś pełni ono role kaplicy cmentarnej tego wyznania. Na samym cmentarzu warto zwrócić uwagę na monumentalne grobowce rodzinne pabianickich przemysłowców wyznania luterańskiego, np. rodzin Krusche, Enderów, Kindlerów. Napis na nagrobku tej ostatniej rodziny głosił: „Błogosławione życie w pracy i trudzie”. Także niektóre skromniejsze nagrobki z okresu przełomu wieków XIX i XX są bardzo oryginalne i pełne wyrazu. W części katolickiej cmentarza, znacznie dziś powiększonej w stosunku do pierwotnych założeń, można, czytając nazwiska pochowanych tu pabianiczan, zaobserwować różne stadia przemieszania nacji i polonizacji potomków niemieckich osadników w tym przemysłowym mieście. To dobre miejsce dla rozważań nad trójnarodowymi tradycjami tego miasta i regionu.
Aby dostać się z cmentarza chrześcijańskiego w Pabianicach na równie interesujący kirkut żydowski musimy przemierzyć nowszą część miasta, gdzie przedwojenne drewniane domy i kamienice czynszowe sąsiadują z powojennymi blokowiskami oraz nowoczesnymi willami. Jeśli udamy się ulicą Orlą, na rogu Targowej natkniemy się na jeszcze jeden zabytek sakralny – dawny kościół mariawitów. Przed 1939 r. funkcjonowały poza tym w Pabianicach: zbór baptystów przy ulicy Fabrycznej oraz braci morawskich przy św. Jana 6. Był to główny zbór tego wyznania w Polsce. W początkach XX w. planowano wzniesienie w zachodniej części miasta przy ulicy Cerkiewnej (obecnie skrzyżowanie Zamkowej i Marii Konopnickiej), cerkwi prawosławnej dla mieszkających w tym mieście urzędników carskich i ich rodzin. Plany te nie zostały jednak zrealizowane.
Przy ulicy Jana Pawła Ii wznosi się, górujący nad południowo-zachodnią częścią Pabianic, gigantyczny nowy kościół pod wezwaniem św. Maksymiliana Marii Kolbego. Do jego obejrzenia zachęcam wszystkich zainteresowanych nowoczesną architekturą sakralną. Kamień węgielny pod tę świątynię poświęcił papież Jan Paweł II na placu św. Piotra w Rzymie w dniu zamachu na swe życie – 13 maja 1981 r. Konsekrowano ją stosunkowo niedawno- 25 września 1994 r. przy udziale najwyższych władz kościelnych i państwowych z księdzem prymasem Józefem Glempem i ówczesnym prezydentem RP Lechem Wałęsą na czele. Kościół ten wzniesiono staraniem proboszcza – ks. prałata Ryszarda Olszewskiego, będącego także duszpasterzem „Solidarności”. Przed kościołem możemy ponadto podziwiać pomnik Jana Pawła II.
Z dziejami Pabianic nierozerwalnie łączy się postać patrona – św. Maksymiliana Kolbe, którego relikwie jako pierwszy w Polsce przyjął właśnie ten pabianicki kościół. Późniejszy twórca i gwardian Niepokalanowa, męczennik oświęcimski, wyniesiony w 1982 r. na ołtarze, przyszedł na świat w niedalekiej Zduńskiej Woli w 1894 r. jako Rajmund Kolbe, syn tkacza Juliusza i Marianny z Dąbrowskich. W latach 1897-1906 r. późniejszy św. Maksymilian mieszkał wraz z rodziną w Pabianicach, gdzie jego ojciec miał sklepik spożywczy i cztery warsztaty tkackie. W pabianickim kościele św. Mateusza w 1906 r. przyszły święty przystąpił do pierwszej komunii św., co upamiętnia specjalna tablica oraz poświęcony mu niewielki pomnik przed kościołem. Rodzina ta jest doskonałym przykładem polonizacji obcych przybyszów w robotniczym środowisku przemysłowym regionu łódzkiego. Pradziad Maksymiliana – Paweł Kolbe pochodził z tkackiej rodziny czesko-austriackiej osiadłej około 1840 r. w Zduńskiej Woli. Jego ojciec Juliusz, w 1905 r. został aresztowany przez Kozaków podczas pochodu patriotycznego zorganizowanego przez Narodową Demokrację, a w 1914 r. jako oficer Legionów Piłsudskiego zginął pod Olkuszem powieszony przez Rosjan za zdradę i bunt przeciw carowi.
Niemal naprzeciwko kościoła św, Maksymiliana, na rogu ulic Jana Pawła II i J. Śniadeckiego, za wysokim betonowym parkanem, znajduje się pabianicki cmentarz żydowski. Jest on dosyć obszerny i dobrze zachowany. Spoczywa tu wielu zasłużonych pabianiczan wyznania mojżeszowego, np. rodzina wspomnianego już Maksymiliana Barucha. Średniowieczne miasteczko Pabianice, jako własność instytucji kościelnej, miało przywilej zakazujący Żydom osiedlania się w ich granicach. Pojawili się tu więc dopiero w końcu XVIII w., za czasów pruskich. Starozakonni zaczęli napływać liczniej od początku uprzemysłowienia. W 1836 r. powstałą w Pabianicach gmina żydowska, Formalnie jednak aż do 1862 r. obowiązywał zakaz osiedlania się Żydów przy Starym Rynku, ulicach sąsiadujących z kościołem oraz na Nowym Mieście. W praktyce był on omijany. W 1849 r. Żydzi stanowili już 15 proc. ludności miasteczka, a potem liczba ta jeszcze wzrosła.. Zajmowali się drobnym i wielkim handlem, niektórymi rzemiosłami oraz finansami, nakładem i przemysłem. Kilka kupieckich i rzemieślniczych rodzin żydowskich, np. Baruchowie, Poznańscy, Lewiccy, dołączyło w XIX w. do elity przemysłowców pabianickich.
Podobnie jak wyznania chrześcijańskie, także starozakonni posiadali w Pabianicach swój dom modlitwy. Synagoga ta, wzniesiona w 1847 r. i przebudowana 33 lata później, od początku była murowana, gdyż władze nie wyraziły zgody na wzniesienie drewnianej. Znajdowała się ona przy uliczce do dziś zwanej Bóźniczną, na Starym Mieście, budynek więc dokładnie po przeciwnej stronie miasta. Był to budynek w stylu klasycystycznym, ściany zewnętrzne miał podzielone pilastrami z wnękami, a szczyt ściany frontowej – trójkątny. O jej istnieniu przypomina dziś tylko specjalna tablica pamiątkowa. Po wkroczeniu do Pabianic we wrześniu 1939 r. hitlerowcy pozbawili ludność żydowską wszelkich praw i ograbili z majątku. Od stycznia 1940 r. zorganizowali dla Żydów z Pabianic oraz kilku okolicznych miasteczek getto. Znajdowało się ono na Starym Mieście, w rejonie największego zagęszczenia ludności żydowskiej, między ulicami: Garncarską, Konopną, Kapliczną, Bóźniczną, Tuszyńską (obecna Piotra Skargi) i Poprzeczną. Ci z mieszkańców getta, którzy przeżyli tu w koszmarnych warunkach głodu, epidemii i terroru do maja 1942 r., przeszli następnie przez piekło towarzyszące likwidacji getta i zostali wymordowani w obozie zagłady w Chełmnie nad Nerem. Nieliczni żydowscy rzemieślnicy zdolni do pracy trafili do ciężkiego obozu zlokalizowanego przy ulicy Warszawskiej 127, inni – do getta łódzkiego. Z tej grupy także nie ocalał prawie nikt. Macewy na cmentarzu żydowskim na zachodnich peryferiach Pabianic to dziś niemal jedyny ślad po tej społeczności, stanowiącej przed wojną blisko 18 proc. ludności miasteczka.
Chcąc dostać się z okolic cmentarza żydowskiego na dworzec kolejowy musimy przejść ulicami J. Śniadeckiego i Szarych Szeregów. To nieco senne dziś i bardzo zaniedbane osiedle „Piaski”. Blokom z cegły z lat 50. towarzyszą tu wyraźnie starsze, choć podobne budynki zwane do dziś przez mieszkańców hajmatami. W okresie II wojny światowej Pabianice znalazły się, wraz z Łodzią, na obszarze tzw. Kraju Warty, wcielonego bezpośrednio do Rzeszy. Teren ten miał zostać zgermanizowany w pierwszej kolejności. Przemianowano ulice i place Pabianic, zamknięto wszystkie polskie szkoły i instytucje, planując wysiedlenie całej polskiej ludności na wschód. Na razie władze okupacyjne wysiedliły Polaków z lepszych domów w centrum miasta i narzuciły dyskryminujące ich przepisy. Śródmieście Pabianic miało zostać gruntownie przebudowane. Planowano urządzenie tu szeregu parków, stadionów i hal sportowych, gdzie „rasa panów” mogłaby dbać o swe zdrowie i tężyznę fizyczną. W okresie największych sukcesów niemieckich na frontach – w 1941 r. okupacyjne władze Pabianic przystąpiły do budowy w tej peryferyjnej części miasta nowego osiedla mieszkaniowego. Było ono przeznaczone wyłącznie dla Reichdeutschów, czyli przesiedleńców z Niemiec. Nadano mu nazwę „Neue Heimat” (czyli „Nowa Ojczyzna”). Do czasu załamania frontu wschodniego w 1944 r. wybudowano tu kilkanaście nowych bloków mieszkalnych wzorowanych na zabudowie berlińskich przedmieść. Nieliczni Niemcy, którzy tu zamieszkali, musieli kilka lat później przymusowo opuścić swe domy i wrócić do starej ojczyzny, razem z potomkami tkaczy sprzed 100 lat. W zbudowanych dla nich blokach mieszkają do dziś Polacy.
Nieopodal dworca kolejowego, przy ulicy Łaskiej, znajduje się krańcówka podmiejskiej linii tramwajowej nr 41, która łączy Pabianice z centrum Łodzi. Była to jedna z najstarszych i najdłuższych linii tramwajowych w Polsce. Pierwsze tramwaje elektryczne ruszyły z Łodzi do Pabianic 17 stycznia 1901 r., a więc sześć lat wcześniej niż w Warszawie.
Inicjatywa wyszła od grupy łódzkich przemysłowców kierowanej przez Juliusza Kunitzera. Ten niezwykle obrotne, ale i bezwzględny fabrykant łódzki przeszedł do historii jako negatywny wzór „lodzermenscha”. Zginął z rąk robotnika w czasie rewolucji 1905-1907 r. Przedsiębiorcy skupieni wokół Kunitzera zawiązali konsorcjum pod nazwą: Łódzko-Zgierskie i Łódzko-Pabianickie Elektryczne Wąskotorowe Koleje Podjazdowe i wystarali się o zyskowną koncesję u samego cara Mikołaja II. Tramwaje dojeżdżały początkowo tylko do granic Pabianic, w 1905 r. przedłużono tę linię do pabianickiego zamku, pełniącego wtedy funkcje miejskiego ratusza, zaś w 1923 r.- aż do dworca PKP (…)
Kto zmęczył się długim spacerem po Pabianicach, może odpocząć w pobliskim Parku Wolności. Nazwę tę otrzymał on w momencie wytyczenia – w 1919 r. na pamiątkę odzyskania niepodległości przez Polskę po okresie zaborów. Potocznie do dziś bywa nazywany Strzelnicą. Mało kto pamięta, ze nazwa ta pochodzi od niemieckiego Towarzystwa Strzeleckiego, które po włączeniu w połowie XIX w. tego fragmentu lasu do Pabianic urządzało tu swe ćwiczenia i zawody. (…)
Z pomroki dziejów
Tomasz Pietras pokazuje także jak Pabianice wyłaniły się z pomroki dziejów. Oto fragment artykułu T. Pietrasa pt. „Najstarsze dokumenty dotyczące dóbr kościelnych Regionu Wolbórki”. Archiwum Wolbórki, seria 1. - 2002 nr 8. Cytat s. 21-26.
Na zakończenie niniejszego referatu chciałbym jeszcze poświęcić nieco uwagi najstarszym wzmiankom źródłowym związanym z tzw. terytorium chropskim stanowiącym prawdopodobnie trzon późniejszej tenuty pabianickiej kapituły krakowskiej. Obszar ten przylega od zachodu „Regionu Wolbórki”obejmując swym zasięgiem część górnego biegu tej rzeczki i kilka położonych tam wsi np. dawne Kalno, a obecnie Kalino koło Rzgowa. Nadany kapitule krakowskiej jeszcze u schyłku XI w. stanowił pierwszą posiadłość ziemska instytucji kościelnej w interesującym nas regionie, bowiem jak wiemy z omówionych wyżej dokumentów zarówno opactwo mogilskie, jak i arcybiskupstwo gnieźnieńskie uposażone były w XI i początkach XI w. tylko częścią dochodów z, książęcego jeszcze wtedy, grodu i podgrodzia w Wolborzu. Dzieje Chropów i Pabianic także doczekały się już sporej literatury przedmiotu. Pisali o nich głównie, choć nie tylko, historycy - regionaliści z ośrodka łódzkiego.
Wzmianki źródłowe na temat początków uposażenia kapituły krakowskiej zachowały się w licznych rocznikach polskich (rękopisach Kuropatnickiego, lubińskim i królewieckim Rocznika Małopolskiego, Rocznika Traski, Sędziwoja, jednej z wersji Rocznika Świętokrzyskiego Nowego), kilku kronikach XIV-wiecznych – Kronice Dzierzwy i Kronice Wielkopolskiej oraz w Kalendarzu kapituły krakowskiej i jednej z XV -wiecznych przeróbek Żywota św. Stanisława. Roczniki oraz kroniki pochodzenia małopolskiego są bardzo blisko powiązane ze sobą redakcyjnie, mają jedno praźródło w postaci zaginionych Annales Regni Polonorum, stąd wynika podobieństwo zapisek. Wszystkie one mówią o budowie katedry krakowskiej i ustanowieniu przy niej oraz uposażeniu przez księcia kolegium kanoników. Różnią się kilku szczegółami: imieniem księcia – fundatora (Władysław I Herman lub Bolesław III Krzywousty), ilością wymienionych prebend kanonickich (20 lub 24) oraz datą zapisek (1095, 1098, 1102, 1128, 1139 r.) Ta ostatnia nie ma tu znaczenia, bo wspomniane zapiski włączono w szersze fragmenty poświęcone księciu – fundatorowi, data odpowiada więc przyjmowanej przez źródło dacie jego śmierci, a nie fundacji. Ostatnio Marek Daniel Kowalski podważył wiarygodność tych zapisek uważając, że informacja ta jest wymysłem redaktora rocznika – praźródła pozostałych, nie znajduje bowiem potwierdzenia w Kalendarzu kapituły, w późniejszej strukturze organizacyjnej tej wspólnoty (inna liczba kanonii), ani w tradycji (brak specjalnych modlitw w intencji rzekomego fundatora0.
Można zapytać, co to ma wspólnego z dziejami dóbr pabianickich? Otóż uposażeniem kapituły prawdopodobnie już z chwila jej utworzenia zostały tzw. Chropy. Kalendarz kapituły krakowskiej pod dniem 24 grudnia przechował, tym razem wiarygodną wzmiankę, o darowaniu Chropów kościołowi krakowskiemu przez Judytę królową Polski: Judith regina Polonie, que contulit Crhoppi obiit. Ta drobna wzmianka aż roi się od zagadek: która z władczyń byłą autorką darowizny, kto był jej odbiorcą – wreszcie czym były te Chropy?
Wspomniany już poprzednio książę Władysław Herman miał dwie zony i, jak na złość, obie były Judytami. Pierwsza z nich (ok. 1080-1086 r.) to księżniczka czeska, córka Wratysława II, druga – to Niemka, Judyta Maria salicka, siostra cesarza Henryka IV. Która z nich ofiarowała Chropy? Sadząc po dacie śmierci – Judyta czeska (zmarła 25 grudnia 1086 r.). Z kolei królewska tytulatura wskazuje na Judytę salicką, która była wdową po królu węgierskim Salomonie. Gdyby przyjąć pierwszą wersję, moglibyśmy wskazać jako datę tej fundacji 1086 r., byłaby ona jedną z ofiar przebłagalnych tej księżnej na rzecz kościoła w związku z długą bezpłodnością. Modły te, zakończone szczęśliwie narodzinami Bolesława Krzywoustego, barwnie opisuje Gall Anonim.
Jeśli zaś przyjmiemy jako ofiarodawczynię królową Judytę, wtedy datę nadania Chropów można przesunąć do czasu po 1102 r. Dobra te mogły należeć do Judyty jako oprawa wdowia po śmierci męża. Obie wersje wydają się równie prawdopodobne. Jeśli chodzi o odbiorcę tego nadania, marek Daniel Kowalski po przeprowadzeniu gruntownej analizy porównawczej dziejów najstarszego uposażenia polskich kapituł doszedł do wniosku, że wszystkie źródła dochodów, jakie posłużyły do uposażenia prebend kanonickich, zostały prawdopodobnie wydzielone kanonikom przez biskupa. Stanowiły one początkowo majątek wspólny kapituły, po czym cześć z nich podzielono na prebendy poszczególnych prałatów i kanoników, zaś reszta (w naszym przypadku głównie dobra chropskie) stanowiła nadal własność całej wspólnoty. Odbiorcą darowizny Judyty był więc biskup krakowski, który przed 1189 r. przekazał te odległe od Krakowa i słabo zagospodarowane włości w zarząd kapitule.
Odpowiedź na ostatnie z zadanych pytań – czym były Chropy -wydaje się najtrudniejsze. Znamy wieś tej nazwy położoną nad rzeką Ner koło Poddębic, która do 1419 r. stanowiła własność kapituły krakowskiej. Dziś jednak, może nieco zbyt pochopnie, odrzuca się jej identyfikację z tak określanymi dobrami ze względu na znaczną odległość dzielącą od Pabianic. Zdaniem Stanisława Zajączkowskiego słowem chropy lub chrapy określano pewne terytorium i żyjących na nim ludzi. Wyraz ten oznaczał pierwotnie: miejsce niskie wśród lasu (…) większą część roku wodą zalane. Dokładnie charakteryzował więc topografię okolic dzisiejszych Pabianic, jeszcze w XVIII i XIX w. mocno bagnistych (czego dowodzi np. mapa Gilly'ego i toponomastyka nazw wielu okolicznych miejscowości). Jako pierwszy utożsamił przekazy źródeł XI, XII i XIII – wiecznych mówiących o terytorium Chropów z późniejszym kluczem pabianickim dóbr kapituły krakowskiej Jan Długosz. Trzeba wierzyć temu kronikarzowi, bo oprócz znanych mu źródeł mógł też opierać się na krakowskiej ustnej tradycji, dla nas już niedostępnej. Można zarzucać Długoszowi najwyżej to, ze widział owe Chropy zbyt współcześnie, utożsamiając ich granice i stopień rozwoju z tym, co znał osobiście z XV w. W innym miejscu jednak nie krył, że początkowo tereny te: częściej zwierz dziki za legowisko obierał, aniżeli dotykał pług rolnika.
Terytorium Chropów było określane w starszej literaturze nieścisłym i, zdaniem Jacka Matuszewskiego, nieuzasadnionym źródłowo słowem opole. Próbowano wyznaczyć jego obszar i pierwotne granice. Zdaniem Zofii Podwińskiej obejmowało obszar o powierzchni około 200-250 km2 położony nad Dobrzynką i górnym Nerem a dochodzący do źródeł Wolborki, mieszcząc się w trójkącie najstarszych osad: Kalino, Czyżemin i Piątkowisko. Nieco inne wyniki osiągnął 10 lat wcześniej Stanisław Zajączkowski, który utożsamił Chropy z terenem późniejszej parafii pabianickiej, w granicach znanych z XVI w. z dopuszczeniem jednak pewnych ewentualnych rozszerzeń tegoż na koszt przyległych parafii, a więc niedużym obszarem, nie stanowiącym nawet polowy zachodniej połaci późniejszych dóbr pabianickich, ciągnącym się szerokim pasem od okolic Retkini na północy, początkowo między dolną Dobrzynka i górnym Nerem, ku południowemu zachodowi do okolic Ślądkowic. Z pewnością tak wyznaczone granice pierwotnych dóbr chropskich są zbyt szczupłe, nie obejmując nawet wsi Piątkowisko, która w końcu XIII wieku stanowiła ośrodek zarządu kapituły krakowskiej na tym obszarze. Związany był też z Chropami, należący również do kapituły krakowskiej, obszar zwany Kalno (dziś Kalino) i Grodzisko. Ma z pewnością rację Jacek Matuszewski przypominając, że średniowiecze nie znało ściśle określonych granic linearnych, więc rekonstruowanie ich, zwłaszcza dla obszaru pustego i słabo zagospodarowanego, jakim były Chropy i Kalno w XI w., nie ma właściwie sensu.
Oprócz omówionej już wzmianki z kalendarza kapituły krakowskiej, do końca XII stulecia zachowały się tylko dwa dyplomy mówiące o przynależności majątkowej oraz ówczesnym wyglądzie dóbr chropsko-kalneńskich kapituły krakowskiej. Pierwszy z nich to dokument księcia Kazimierza Sprawiedliwego wystawiony w Opatowcu 12 kwietnia 1189 r. Dokument ten zachował się w oryginale w Archiwum kapitulnym w Krakowie. Jego formalnej autentyczności nikt dotąd nie krytykował, choć zwracano uwagę na „zbyt uniżoną” wobec kapituły krakowskiej stylizację treści tego dokumentu (Antoni Małecki). Za dyktatora dokumentu uznano, nieco fantastycznie, samego mistrza Wincentego zwanego Kadłubkiem, figurującego wśród świadków (Zeissberg, Kętrzyński, Grodecki, Balzer). Z treści tego dyplomu dowiadujemy się, że książę Kazimierz zwraca kapitule krakowskiej terytorium chropskie – chropensium provinciam i wbrew tym, którzy złośliwie chcą wytłumaczyć dobrodziejstwa, nie przejął majątku podstępem i z zamiarem przywłaszczenia, lecz w celu jego polepszenia. Kazimierz oświadcza również, że darował św. Wacławowi (czyli kapitule krakowskiej) karczmę nad rzeka wraz z jej korytem z czystej pobożności, a nie tytułem zadośćuczynienia.
Mamy tu kilka istotnych informacji. Po raz pierwszy jako właściciel tych dóbr wystąpiła kapituła krakowska. Widzimy, ze nieco wcześniej, choć jeszcze za sprawą tego samego księcia (czyli po 1186 r., gdy objął rządy nad tą dzielnicą). Chropy zostały odebrane kapitule, czy biskupowi krakowskiemu, (formalnie) w celu ich zagospodarowania. To dowód, że dotąd były to obszary zaniedbane i o niskiej wartości, zapewne słabo rozwinięte rolniczo, zalesione i rzadko zaludnione, pewnie niezbyt dobrze rządzone przez duchownych z odległego Krakowa. Czy to ślad jakiegoś wcześniejszego konfliktu kanoników krakowskich z władcą, jak sądził już Maksymilian Baruch? Może, mimo tych podejrzliwych tłumaczeń w dokumencie, powinniśmy uwierzyć w zapewnienia księcia Kazimierza, który jest powszechnie uważany przez historyków za uległego wobec Kościoła, o gospodarczym celu tymczasowego przejęcia dóbr? Wiemy z innych źródeł o dosyć częstej praktyce oddawania dóbr przez Kościół władcom i osobom świeckim w swoistą dzierżawę w celu wykonania pewnych inwestycji dla polepszenia ich stanu. Zdaje się dowodzić tego także fakt nadania karczmy nad rzeką (Dobrzynką, Nerem a może Wolbórką?) obiektu o pewnym znaczeniu dla rozwijającego się tu już najwyraźniej handlu, oraz szybki i wyraźny wzrost wartości tych włości, o dochody z których już w 1220 r. spierali się kanonicy krakowscy ze swoim prepozytem.
Drugi z dokumentów chropskich Kazimierza Sprawiedliwego, na którym kończę omawianie dziejów regionu w XI i XII wieku, nie został opatrzony konkretną datą. Można ze względu na treść datować go na lata 1189-1194, od momentu wystawienia poprzedniego dyplomu, z którym się wiąże, do chwili śmierci księcia Kazimierza. Zachował się on, tak jak i poprzedni, w oryginale w Archiwum Kapitulnym w Krakowie. Mimo nienagannej formy, treść tego dyplomu była jeszcze bardziej kwestionowana, aż do oskarżeń o fałszerstwo ze strony kapituły włącznie (Małecki, Kętrzyński). Najbardziej podejrzany wydaje się zbyt szeroki, jak na te czasy, zakres immunitetu dóbr chropskich, jaki wynika z treści dyplomu. Jeśli nie jest to falsyfikat, to z pewnością został zredagowany przez odbiorcę.
W omawianym dokumencie książę Kazimierz II Sprawiedliwy poświadcza, że uzyskał od kanoników krakowskich prawo polowania in Chropis et in Kalno oraz zgodę na pobieranie od tamtejszej ludności świadczeń: stan, nastava, prevori et alia do których prawo mieli tylko kanonicy. Książę miał im nawet oddawać część upolowanej zwierzyny. Akt ten miał być dożywotni, a po śmierci Kazimierza wymienione uprawnienia miały wrócić do kapituły. Mamy więc tu kolejny dowód na to, że terytorium chropskie, a zwłaszcza jego wschodnia część zwana Kalno, to jeszcze w końcu XI w. głównie wielkie puszcze zamieszkałe z rzadka przez ludność zobowiązana do posług o charakterze transportowym (stan, przewód) oraz danin typu „leśnego” (nastawa to danina miodowa) (…).
http://muzeum.pabianice.pl/wp-content/uploads/2017/03/Muzeum_Przewodnik_2017_Zoptymalizowany.pdf
https://histmag.org/Podroze-z-Histmag.org-1-Pabianice-miasto-w-cieniu-Lodzi-6007
https://polona.pl/item/600-lecie-miasta-pabjanic,NzM3OTU2NTg/2/#info:metadata
https://vod.tvp.pl/video/polska-z-miodkiem,pabianice,24695481
https://www.youtube.com/watch?v=iPY6brKaq7M
***
Obraz Pabianic u progu XX wieku przedstawił reporter Rozwoju z 6 kwietnia 1901 roku.
Kolej elektryczna jeszcze bardziej zbliżyła Pabianice do Łodzi, które stały się obecnie, również jak Zgierz, nieomal przedmieściem olbrzymiego bawełnianego grodu.
Zbliżenie się z jakimkolwiek człowiekiem wytwarza w nas na wstępie zapytanie, kto on jest, jak się przedstawia, jakie są jego kwalifikacje umysłowe i moralne, w ogóle jak wygląda jego stanowisko społeczne. To samo można powiedzieć o miejscowości. Im bliżej się z nią stykamy, tym więcej radzi byśmy się z nią zaznajomić, zbadać jej warunki klimatyczne, przypatrzyć się położeniu, ocenić wreszcie cały stan ekonomiczny.
Pabianice to miasto prawie w tych samych warunkach rozwijające się, co Łódź. Podniósł je wielki przemysł, który dlatego tu się rozwinął, że miał Łódź pod bokiem. Toteż spotykamy te same wady w samym założeniu miasta, co w Łodzi: ulice wąskie, domki małe, niskie lub olbrzymie pałace bogatych przemysłowców; bruk również zły, jak w Łodzi, a stan zdrowia o tyle lepszy, niż w grodzie bawełnianym, że więcej czystego powietrza otacza Pabianice ze wszech stron, gdyż miasto jest znacznie mniejsze.
Za to pod względem zaludnienia Pabianice olbrzymio różnią się od Łodzi. Stanowią one więcej jednolity żywioł. Ażeby nie być gołosłownym powiem, że Pabianice w roku 1899 liczyły 33.333 mieszkańców, a w 1900 r. ludność zmniejszyła się blisko o dwa tysiące, a to z powodu pewnego zastoju w przemyśle, chociaż niektóre fabryki pracują tam obecnie do godziny 10 wieczorem. Zaznaczam zatem, że w 1900 roku liczyły Pabianice 31.987 osób, a w tej liczbie stałej ludności 19.031, niestałej zaś 14.902. Płeć męską, jak wszędzie tak i tu, pobiły kobiety, chociaż w bardzo małym stosunku, gdyż mężczyzn było 15.941, niewiast zaś 16.046. Według narodowości przeważają tu Polacy, bo liczą ich tu 20.248 osób, następnie idą Żydzi, których jest tu 6.400, wreszcie Niemcy 5.210 i Rosjanie 129.
Bogaci przemysłowcy rej tu wiodą i we wszystkich wypadkach starają się nadawać ton miastu, jak się przekonamy z dalszego sprawozdania. Wyróżniają się tez Pabianice swoim mieszczańskim charakterem, nigdzie bowiem w takiej liczbie stan ten nie występuje tak jak tutaj. Mieszkańców ze stanu szlacheckiego znajduje się zaledwie 142 osoby, za to mieszczan-rolników liczą Pabianice 2.552, a mieszczan bezrolnych 14.068. Po mieszczańskim stanie idzie dopiero stan włościański, bezrolny. Są to ludzie przeważnie napływowi, którzy pracują w fabrykach, a liczba ich wynosi 11.618 osób. Żyje tu także garść włościan siedzących na roli, których wykazuje statystyka zaledwie 210. Reszta mieszkańców zapisana jest w księgach ludności, jak żołnierze zapasowi lub wysłużeni.
Widzimy z tych paru cyfr powyżej przytoczonych, że w tym fabrycznym mieście naszym o małych drewnianych domkach, o wąskich ulicach, pod tymi szarzejącymi się od zgnilizny i mchów gontowymi dachami żyje nasz mieszczanin polski, dawnego bardzo typu, dla którego rola była najwspanialszym polem zarobku. Biorąc za normę dla jednej rodziny sześć osób, to przekonamy się, że 440 rodzin żywi ta rola, a wszak to jest bardzo poważna liczba.
Parafia. Nie mniej jasno przemawiają do nas inne cyfry poniżej przytoczone. Parafia katolicka jakkolwiek nie jest tak olbrzymia jak lódzka, należy jednak do większych, liczy bowiem przeszło 22. 000 wiernych. Na czele jej stoi ks. Edward Szulc, prałat kolegiaty kaliskiej, a pomagają mu chętnie w tej pracy wikariusze: ks. Ignacy Pilich, ks. Emil Wejkiert, ks. Kazimierz Zagner i ksiądz Stefan Boiski.
Dawniej już pisaliśmy o zamiarze budowy nowego kościoła w Pabianicach, który tu jest niezmiernie potrzebny. Projekt tego kościoła został zatwierdzony, a mieszczaństwo wojowało nawet z sobą, w którym miejscu Dom Boży ma stanąć. W tej chwili jednak kwestia budowy odłożona została do lepszych czasów, ogólna bowiem stagnacja uniemożliwia zebranie odpowiednich funduszów.
Księża spełniają wszystkie obowiązki tak licznej parafii, a jak są one uciążliwe, dość powiedzieć, że rocznie bywa tu samych chrztów przeszło 1300 i pogrzebów 440. Na tak wielką stosunkowo liczbę urodzin przypada tylko 15 dzieci nieprawych w stosunku do dzieci prawych- nie wykaże tego żadna może parafia. I to będzie znów stanowiło charakterystyczną cechę moralności pabianickiej.
Zarząd miasta spoczywa w rękach burmistrza. Obecnie miasto wyczekuje na nową nominację. Dawny bowiem burmistrz, śp. Szołowski, zakończył życie przed tygodniem.
Na radnych miasta wybrano: Juliusza Kindlera, Teodora Endera, Rudolfa Budzińskiego oraz Antoniego Józefowicza. Trzech pierwszych zalicza się do narodowości niemieckiej, ostatni do polskiej.
***
W 39. numerze Nowego Życia Pabianic z 1994 roku ukazała się wizja „Pabianic 2050”.
Jest nas 76 tysięcy, posiadamy 20 tysięcy samochodów i coraz ciaśniej nam na 33 kilometrach kwadratowych Pabianic. Za pół wieku będzie nas 110 tysięcy, a liczba samochodów wzrośnie do 50 tysięcy.
Jak zmieni się nasze miasto? Czy na ulicach będzie ciasno, jak w Chinach? Gdzie budować nowe domy? Czy Łódź wchłonie Pabianice? – takim gradem pytań zasypaliśmy architekta miasta, inż. Włodzimierza Alwasiaka, naczelnika Wydziału Urbanistyki. Po kilku godzinach spędzonych z nim przy mapach i makietach wiemy już , co czeka nasze wnuki.
Przed rokiem 2050 osiedle „Bugaj” sięgnie do lasku miejskiego. Już dziś w rejonie ulic Wajsówny-Popławskiej jest miejsce na ok. 15 nowych bloków. Wkrótce podmiejskie pola zmienią się w hałaśliwe place zabaw, a fundamenty wieżowców zatrzymają się pod lasem. „Bugaj” będzie gigantyczną sypialnią dla 40 tysięcy pabianiczan.
Miasto zmarłych
Co roku umiera nas ponad 1000. Do 2050 roku na Cmentarzu Komunalnym przybędzie kilkadziesiąt tysięcy mogił. Miasto zmarłych będzie rosło tak jak osiedla mieszkaniowe. W najbliższym czasie cmentarz wchłonie podmiejskie łąki, a jego granice przesuną się w kierunku południowym – do ul. Wodnej w Jutrzkowicach. Przez najbliższe 50 lat wystarczy miejsca na tradycyjne mogiły. Nie grozi nam kremacja i pochówki w urnach.
Miliarderzy na peryferiach
Łódź nie wchłonie Pabianic, za to Pabianice wchłoną pobliskie wsie. Ostatnio miasto „pożarło” Klimkowiznę, Dąbrowę, Rypułtowice, Karolew, nowa Wolę, Sereczyn. W tych dzielnicach nie będzie typowych bloków. Budownictwo jednorodzinne (do 3 kondygnacji), wille z basenami i posiadłości najbogatszych, to wizja peryferii Pabianic 2050 roku.
Zamkowa jak Manhattan
Osią miasta pozostanie ulica Zamkowa. Zniknie przedwojenna kostka, a podziemne przejścia dla pieszych zastąpią niebezpieczne „zebry”. W centrum miasta powstaną nowoczesne pawilony. Już w przyszłym roku zagospodarowany będzie zachodni narożnik ul. Pułaskiego-Zamkowej obiektem podobnym do sąsiadującego „Biltonu”. W najbliższym czasie vis-a-vis „Jamnika” (między Żeromskiego a Lutomierską) pojawi się nowoczesny kompleks handlowy lub administracyjno-hotelowy.
Nowoczesna „Starówka”
Stare miasto rozsypie się samo. Remont XIX –wiecznych budynków jest droższy niż stawianie nowych . Już dziś ludzie uciekają z kamienic do bloków. Wkrótce okolice Starego Rynku zmienią się w duże centrum handlowo-usługowe. Między Piotra Skargi a Starym Rynkiem stanie kompleks dwupiętrowych budynków mieszkalnych z usługowymi parterami. Wszystko umiejętnie wkomponowane w renesansowe otoczenie kościoła i zamku, ze skośnymi dachami krytymi dachówka.
Niebezpieczne bulwary
Plany zabudowy mieszkaniowej wzdłuż tzw. bulwarów nie wypaliły. Nie będzie tu domów ani sklepów. Budowanie w tym rejonie jest… niebezpieczne. Jest to najniżej położony fragment Pabianic. Hydrolodzy udowodnili, że raz na 80-100 lat na Dobrzynce pojawia się „wielka fala”. Ostatnio rzeka wylała w latach 20. XX stulecia. Ulicami Bugaj, Grobelną i Lipową ludzie pływali w baliach. Takie klęski zdarzają się raz na pokolenie, dlatego bulwary pozostaną „zieloną dzielnica” z ciągiem komunikacyjnym w kierunku zamku.
Domy z klocków „Lego”
Już dawno nie opłaca się budować z cegły, pustaków czy drewna. Dzisiaj mieszkanie w płytowcu kosztuje 300-500 milionów i normalnych ludzi nie stać na taki luksus. Wkrótce będziemy budować szybciej i taniej. Przyszłość to domy z … klocków „Lego” oraz innych równie lekkich technologii. System ISOHOME 2000 polega na składaniu lekkich, pustych wewnątrz form styropianowych. Łączone są dokładnie jak klocki „Lego”, a w środek wlewa się mieszankę betonowa. Postawienie 1 metra kwadratowego ściany trwa 25 minut i kosztuje 200 tysięcy. Taki sam mur z cegły buduje się 16 razy dłużej i 30% drożej. Dwa pierwsze domy z klocków „Lego” stoją już przy ulicy Miodowej. Za 50 lat cegłę spotkamy tylko w murach zabytkowych.
Spokojne jutro
Według architekta Pabianic – inż. Włodzimierza Alwasiaka – możemy być spokojni o przyszłość wnuków. Miejsca wystarczy dla wszystkich, beton nie wyprze zieleni, nie grożą nam uliczne korki. W 2050 roku pabianiczanie będą żyli lepiej i wygodniej.
Autor: Sławomir Saładaj