www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

W domu piszczała bieda

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

W okresie międzywojennym pabianickim kapitalistom towarzyszyli jak cień miejscowi rewolucjoniści. Pabianice były pepinierą komunistów, którzy ginęli także w czystkach stalinowskich. Publikujemy wspomnienie Olgi Zadrużnej o Stanisławie Fidyku - „Jerzy”, „Cyprian” (1904-1938), będące ciekawym przyczynkiem do historii miasta.

Stanisław był prawdziwym synem swojej klasy. Ten ongiś mało piśmienny włókniarz pabianicki, pod kierownictwem partii, przeszedł drogę od szeregowego działacza, do zawodowego rewolucjonisty w Polsce międzywojennej i budowniczego socjalizmu w ZSRR. Stanisław Fidyk – „Jerzy”, „Cyprian”, urodził się w 1904 r. w Pabianicach, w rodzinie robotniczej, włókniarzy od wielu pokoleń. Szczupły, średniego wzrostu, patrzał na nas oczami szaro-granatowymi spod ciemnych, gęstych, zrośniętych brwi. Sam włókniarz – bywał często bezrobotny. W domu piszczała bieda. Cała troska o dom, o młodsze rodzeństwo (brat i 2 siostry) ciążyła na barkach wiecznie zapracowanej matki. Stach bardzo kochał matkę. Starał się jej pomóc, jak tylko mógł. Pracował dorywczo nie tylko w mieście, ale i na wsi, dokąd jeździł na doraźne zarobki. Pod wpływem Rewolucji Październikowej razem z innymi młodymi robotnikami z Pabianic, wstąpił do Związku Polskiej Młodzieży Socjalistycznej. Po kilkumiesięcznej intensywnej działalności w tej organizacji, został wraz z towarzyszami z niej usunięty przez prawicowe kierownictwo. W 1922 roku 18-letni wówczas Stanisław zostaje członkiem związku Młodzieży Komunistycznej w Pabianicach, później członkiem Komitetu Dzielnicowego. Bierze czynny udział w akcji wyborczej do Sejmu, jest członkiem Komitetu Akcji 1-Majowej.

1 Maja 1923 r. podczas demonstracji w Pabianicach, zostaje aresztowany i przez Sąd Okręgowy w Łodzi skazany na 2 lata więzienia. Po uwolnieniu przebywał jeszcze przez pewien czas w Pabianicach. Latem 1925 r. przyjeżdżał do Łodzi na posiedzenia Komitetu Okręgowego ZMK. W tym okresie był stale bezrobotny. Policja deptała mu po piętach. Jesienią 1925 r. partia skierowała go do szkoły dla aktywu KPP i ZMK, na tzw. „leninówkę” do Moskwy. Słuchacze uczyli się i mieszkali w gmachu szkoły. Profesorami byli pracownicy Kominternu, czołowi działacze KPP. Wszyscy oni żyli sprawami Polski i Kraju Rad i prowadzili między sobą zażarte dyskusje. Stach był w Moskwie, gdy umarł Feliks Dzierżyński. Słuchacze stali na warcie honorowej u jego trumny. Po powrocie do kraju, w końcu 1926 roku, Stach z ogromnym wzruszeniem opowiadał towarzyszom o Moskwie i o Związku Radzieckim. Od końca 1926 r., do lata 1929 r. był funkcjonariuszem ZMK i KPP w różnych okręgach Polski, a następnie pracował w jednym z Wydziałów KPP.

Od lata 1929 r. przebywał w ZSRR. Pracował w redakcji Trybuny Radzieckiej (Gazeta robotnicza, wydawana w języku polskim, wychodząca w Moskwie, kilka razy w tygodniu, w latach 1927-37. Wydawnictwo Prawdy organu KC WKP(b)), uczęszczał wieczorami do Wszechzwiązkowego Komunistycznego Instytutu Dziennikarstwa, w późniejszym zaś okresie studiował w Komunistycznym Uniwersytecie Mniejszości Narodowych Zachodu im. Juliana Marchlewskiego (KUMNZ). Od 1933 r. do 1935 r. pracował w redakcji gazety Sierp w Kijowie (pismo popularno-ludowe w języku polskim, wychodzące od 1922 r., początkowo w Charkowie. Wydawnictwo KC KP(b)U).

Pracując w Trybunie Radzieckiej i Sierpie musiał przezwyciężać wielkie trudności. Nie posiadał łatwości pisania. Często w nocy przesiadywał nad materiałem redakcyjnym. Uporczywie pracował nad sobą. Stacha cechowała ogromna wrażliwość. Gdy spotkał na ulicy ciężarną kobietę, podchodził ku niej, by pomóc przejść przez ulicę, wsiąść do tramwaju lub ponieść jakiś ciężar. Przez wszystkie lata zachowałam w pamięci tę wzruszającą cechę jego postępowania. Wyrażała się w tym również ogromna miłość do własnej matki.

Bardzo też kochał dzieci. Gdy nikt nie potrafił uspokoić rozkrzyczanego dzieciaka, jemu udawało się to bez trudu. W październiku 1930 roku umarła jego 6- miesięczna córeczka. Nie pomogły ani starania lekarzy, ani transfuzje krwi. Nie zdołano Majeczki uratować. Wówczas po raz pierwszy w prosektorium Instytutu Sperańskiego w Moskwie, płakał nad zwłokami dziecka . Widziałam jego gorzkie, męskie łzy. A ileż wolnych chwil oddawał synowi, Jędrusiowi, urodzonemu w 1932 roku. Obowiązki w stosunku do dzieci umiał dzielić z ich matką, jak prawdziwy towarzysz-przyjaciel. Na widok dzieci jego zazwyczaj surowa twarz zawsze łagodniała i rozjaśniała się uśmiechem. Z myślą o ich przyszłości, o dzieciństwie lepszym niż jego własne, o możliwości nauki dla nich, walczył Stach w szeregach KZMP, KPP i pracował w ZSRR.

Latem 1930 r. mieszkanie Bruno Jasieńskiego było tymczasowym locum dla Stacha z rodziną. Żona pisarza pojechała z dzieckiem na wieś, a sam Bruno wyjechał w teren z członkami redakcji Kultura Mas (miesięcznik polityczno-literacki wychodzący w Moskwie w latach 1929-1937). . Mieszkanie to stawało się wówczas „kolonią” dla pracowników Trybuny Radzieckiej. Rozmowy, dyskusje i śmiech rozlegały się często do późnej nocy. A śmiech był młody i silny. Całe życie było przed nami. Niekiedy Bruno Jasieński wpadał do domu i siadał wprost do maszyny. Gdy przerywał pracę, opowiadał o terenie, dodawał odwagi pisarskiej Stachowi. Urwało się młode życie Stacha w rozkwicie lat ...i choć nie ma go z nami, choć nie może on dzielić naszych radości i trosk, pamięć o nim nie powinna zaginąć. Jest wśród tych, którzy się również przyczynili do Zwycięstwa.

Życie Pabianic publikowało w latach 50. biogramy pabianickich komunistów, które obecnie stanowią interesujący dokument burzliwej historii miasta.

Feliks Osiński (ŻP 1957 i 1958 – pisownia oryginalna)

Osiński Feliks ur. 12 .IV. 1892 r. w Pabianicach z zawodu tkacz. Przed rokiem 1918 był aktywnym sympatykiem S.D.K.P. i L. Po połączeniu się S. D. K.P. i L. i P.P.S. L-cy, wstąpił w szeregi K.P.R.P. – K.P.P. w Pabianicach, w których pracował aż do rozwiązania K.P.P. tj. do r. 1938 z tow. tow. Janem Witusikiem, Millerem Teofilem, Furmańskim Maksymilianem, Zygmuntem Kempą, Czwórką Stanisławem, Dąbrowskim Stefanem, Kuberą Antonim i wielu innymi, a w późniejszych latach z tow. tow. Janem Morawskim, Tomaszem Rutkowskim, Władysławą Morawską, Stanisławą Koziróg, Duczko Alfonsem, Sereczyńską Władysławą, Dyłą Czesławem, Drobniewskim Antonim, Skibińską Zofią, Esterą Sonenberg, Ochmanem Kazimierzem, Cech Eugenią, Ochmanem Mieczysławem, Birbaum Zofią, Edmundem Kozirogiem, Janiną Fuks i innymi.

Osiński Feliks w latach swej działalności rewolucyjnej od 1918 r. do 1938 r. spełniał różne funkcje od członka kom& oacute;rki do sekretarza K.O. włącznie. Osiński Feliks to wzór walczącego komunisty o wprowadzenie w życie idei Marksa i Lenina. W roku 1920 prowadził wśród poborowych agitację nie strzelania do żołnierzy Czerwonej Armii, bratania się z Czerwoną Armią, aby otrzymaną broń skierować przeciwko rodzimym ciemiężcom, pójścia drogą robotników i chłopów rosyjskich, odebrać władzę fabrykantom i obszarnikom, ustanowić w Polsce władzę robotniczo-chłopską. Osiński Feliks w roku 1921 był obok tow. tow. Furmańskiego Maksymiliana, Millera Teofila, Zygmunta Kempy, Piaseckiego Ignacego, organizatorem i kierownikiem strajku włókniarzy pabianickich, brał aktywny udział w zdobywaniu pałacu Endera, w rozpędzaniu broniącej wejścia do pałacu policji.

Osiński Feliks znał robotę: kolportażu, sztandarowania, kredkowania, przeprowadzania masówek, przemawiania na wiecach i zebraniach związkowych, pisał i drukował odezwy, ulotki motylki.

Jesienią 1928 r. był obok innych tow. tow. organizatorem strajku włókniarzy pabianickich, zelowskich i bełchatowskich, był inicjatorem wciągnięcia do strajku solidarnościowego wozaków pabianickich i młodzieży gimnazjalnej, co mu się w pełni udało. Z młodzieży gimnazjalnej w strajku tym wyróżnili się Pabisiak Czesław, Wypych Andrzej i Mantej Zenobia. W lipcu 1932 r. był organizatorem i politycznym kierownikiem ostrego okupacyjnego strajku robotników daw. Fabryki Krusche i Ender, przez cały czas strajku na fabryce powiewał dużych rozmiarów czerwony sztandar z hasłem „Niech Żyje Polska Republika Rad”. To robota Feliksa Osińskiego, oczywiście, że ani na chwilę nie odrywał się od kierownictwa partyjnego. Pracował, walczył, wykonywał polecenia K.D. i O.K. K.P.P. W marcu i kwietniu 1933 r. w czasie strajku powszechnego w Pabianicach i Okręgu Łódź wchodził w skład Komitetu strajkowego, był razem z tow. tow. Morawskim Janem, Esterą Sonenberg, Pakinem Leonem, Pawłowskim Janem, Fiszebrandtem Bogusławem w kierownictwie politycznym tegoż strajku.

17 marca 1933 roku po zamordowaniu przez granatową policję 5-ciu robotników w tym członka K.P.P. Stefana Żuchowskiego i członka K.Z.M.P. Berlaka, po aresztowaniu Leona Pakina, Osiński ścigany przez defę (wywiad) nie oderwał się od partii, mas pracujących, nadal kierował strajkiem. Pomagał w organizowaniu nowych komórek partyjnych i młodzieżowych, rozwinął dobrą robotę wśród chłopów podmiejskich wiosek pabianickich oraz w powiecie sieradzkim. Jak bardzo lubianym był przez robotników, chłopów pracujących i młodzież, tak jeszcze bardziej znienawidzony został przez defę, policję, starostę powiatu łódzkiego Walasa, dyrektora u Enderów Kanenberga, kler i sługusów kapitalistycznych. Po rozwiązaniu KPP pracował w Lewicy Związkowej. Hart w walkach, bezkompromisowość do wroga klasowego, pewność zwycięstwa klasy robotniczej, Osiński zdobył w szeregach KPRP i KPP; wysoką świadomość polityczną i organizatorską w strajkach, w walkach ulicznych, w więzieniach sanacyjnych i w Berezie Kartuskiej. Osiński nie uląkł się i okupanta hitlerowskiego, wywieziony do Niemiec szybko odnalazł komunistów niemieckich, z którymi walczył w szeregach niemieckiego ruchu oporu przeciwko znienawidzonemu hitleryzmowi. Nie doczekał się ostatecznego zwycięstwa polskich robotników, chłopów pracujących i inteligencji, o które tak uporczywie walczył od młodych lat do męczeńskiej śmierci w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Oranienburgu.

Władysław Szymczyk-Nieworski

W latach pomiędzy 1918 r. a 1923 r. w Pabianicach w szeregach KPP działali młodzieżowcy, którzy wystąpieniami swymi podkreślali rewolucyjny, bojowy zapał młodzieży robotniczej w walce z kapitałem, wszelką ugodą i zdradą w szeregach ruchu robotniczego.

Do charakterystycznych i zasługujących na podkreślenie w tym czasie wypadków zaliczyć należy – bojowe pełne poświęcenia, wystąpienie młodego podówczas towarzysza – członka KPP, Władysława Szymczyka-Nieworskiego, który z polecenia partii w roku w roku 1920, w okresie sądów doraźnych, nie zważając na grożące mu niebezpieczeństwo, udał się na plac komisji poborowych w Pabianicach przy ul. Bocznej (Żeromskiego). Tam rozkolportował odezwy partii wzywając poborowych do walki z kapitałem o Polskę ludu pracującego – o socjalizm, przeciwko zbrojnym wystąpieniom wobec Republiki Radzieckiej.

Po rozkolportowaniu odezw tow. Szymczyk-Nieworski przy pomocy towarzyszy: Stanisława Czwórki, Stanisława Cegiełki, J. Okoniewskiego, Jana Kubickiego i Rychtera rozwinął sztandar KPP i szedł na czele poborowych, maszerujących na dworzec kolejowy.

Swoim wystąpieniem demonstrował wysoki patriotyzm młodej awangardy komunistów, podkreślał swoją miłość do pierwszego w historii państwa radzieckiego i wielką nienawiść do kapitału. Przy zbiegu ulic Bocznej (Żeromskiego) i Zamkowej (Armii Czerwonej), żandarmeria zaatakowała pochód usiłując za wszelką cenę rozpędzić demonstrację i przychwycić towarzysza Władysława Szymczyka-Nieworskiego.

Po przejściu ciężkich katusz w żandarmerii, tow. Szymczyk-Nieworski został skierowany do więzienia przy ul. Kopernika w Łodzi. W oczekiwaniu na śmierć przesiedział przeszło trzy miesiące w karcerze.

Na skutek interwencji ojca jego, Władysława Szymczyka (działacza robotniczego SDKPiL i KPP) u działaczy PPS, aresztowany tow. Szymczyk-Nieworski został wreszcie wyrwany śmierci i przekazany sądom zwykłym w Łodzi. Odzyskał on wolność w roku1921 po podpisaniu traktatu pokojowego w Rydze.

Od 1945 r. do chwili obecnej tow. Władysław Szymczyk-Nieworski należy najpierw do PPR, a obecnie (1957 r.) PZPR. Pomimo swego sędziwego wieku i obowiązku dyżurnego ruchu, pełnił on przez dłuższy czas zaszczytna funkcję sekretarza POP przy PKP w Pabianicach. Obecnie przeszedł na emeryturę.

Za pracę zawodową i społeczną po wyzwoleniu został odznaczony przez Radę Państwa Srebrnym Krzyżem Zasługi i Medalem X-lecia Polski Ludowej.

Stanisław Dybała

Dybała Stanisław robotnik tkacz ur. 31.11.1903 r. w Pabianicach. W roku 1921 wstąpił w szeregi Związku Polskiej Młodzieży Socjalistycznej. Za lewicową działalność w tej organizacji został z niej usunięty.

W grudniu 1922 r. Stanisław Dybała był jednym z organizatorów Związku Młodzieży Komunistycznej. W szeregi KPP wstąpił we wrześniu 1927 roku po wyjściu z więzienia wronkowskiego. Za rewolucyjną działalność w szeregach ZPMS, ZMK, KZMP i KPP był dwa razy sądzony i skazany przez sąd kapitalistyczno-obszarniczy, raz na 3 lata i 8 miesięcy więzienia i drugi raz na 2 lata więzienia. Kary więzienne odbywał w więzieniach: Łódź- Gdańsk, Łódź-Targowo, Sieradz i Wronki. Jak na wolności, tak w sefie i więzieniach tow. Staśka cechowała sumienność, koleżeńskość, powaga i bojowość.

W czasie od 1921 roku do 1938 roku tj. do rozwiązania KPP tow. Stasiek brał aktywny udział we wszystkich akcjach prowadzonych przez partię na terenie Pabianic i podmiejskich wsiach. Za bojową i sumienną pracę w szeregach ZPMS, ZMK, KPP był powszechnie lubiany. Po rozwiązaniu KPP Stasiek jeszcze ofiarniej pracował w klasowych związkach zawodowych włókniarzy, wśród robotników sezonowych i bezrobotnych.

W okresie okupacji hitlerowskiej, zaraz po wkroczeniu faszystów hitlerowskich do Pabianic, Stasiek z tow. Morawskim Janem przystąpił do pracy sabotażowej. W grudniu 1942 roku był w grupie towarzyszy organizujących Polską Partię Robotniczą, a po przejściu Pietrasiaka Stanisława na Łódź, Stasiek objął stanowisko sekretarza komitetu obwodowego PPR w Pabianicach. Aresztowany w pierwszych miesiącach 1944 przez gestapo mimo tortur zachował godność komunisty, nie wydał nikogo. Zginął śmiercią męczeńską w hitlerowskim obozie koncentracyjnym Mauthausen.

Maria Somorowska (ŻP 1959)

Nazywa się Maria Somorowska i jest pabianiczanką. Pochodzi z biednej rodziny robotniczej. Przed wojną słyszała w domu ciągłe utyskiwanie ojca na złe warunki materialne, które nie pozwoliły mu na wyżywienie i ubranie dość licznej rodziny.

Kiedy podrosła i z dziecka stała się panienką spotkała się z ludźmi, którzy wyjaśnili jej wiele rzeczy; uczyli skąd bierze się ubóstwo i niedostatek ludzi biednych a majątki i fortuny u bogatych fabrykantów. Ludzie ci jednocześnie wykazywali w jaki sposób powinno się walczyć z wyzyskiem kapitalistycznym i niesprawiedliwością społeczną.

W taki sposób zetknęła się z działaczami Komunistycznej Partii Polski w której szeregi wstąpiła w 1928 r. Od tego czasu Maria Somorowska bierze czynny udział w działalności KPP. Kolportuje nielegalną prasę, zbiera składki na partię, udziela swego mieszkania na zebrania komórek partyjnych i udziela schronienia towarzyszom prześladowanym przez sanację.

M. in. ukrywa u siebie towarzyszy Antoniego i Ludwika Suwarę, Bolesława Klimka i innych. Policja granatowa przeprowadza u niej kilkakrotnie rewizję, lecz bez skutków.

W marcu 1933 r. bierze czynny udział w strajku pabianickich włókniarzy. Idąc w pierwszym szeregu, zostaje poturbowana i pobita przez policję.

W czasie okupacji wstępuje w szeregi Polskiej Partii Robotniczej i znowu staje się czynnym działaczem partyjnym. Aresztowana przez gestapo a następnie bita i katowana nie wydała towarzyszy. Nie złamali jej również oprawcy w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück.

Wyzwolona przez Armię Radziecką wraca do kraju i niezwłocznie wstępuje w szeregi PPR i PPS, a po zjednoczeniu PPR i PPS jest członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Leon Pakin

Sanacja chce powstrzymać napływ ochotników do Hiszpanii, chce za wszelką cenę zatrzymać stale wzrastające szeregi Dąbrowszczaków. W tym celu pozbawia ich obywatelstwa polskiego, a organizatorów wywozi do Berezy Kartuskiej. Nie odniosły skutku represje wobec rodzin ochotników. Ochotnicy polscy stali się wykonawcami woli ludu polskiego i Komunistycznej Partii Polski.

Do pięknych sylwetek tego okresu należy znany pabianickiej klasie robotniczej członek KZMP i KPP towarzysz Leon Pakin. Na hasło partii wyruszył on do Hiszpanii, by tam zbrojnie walczyć za sprawę ludu pracującego. „Sprawa Hiszpanii jest sprawą Polski” hasło to głęboko utkwiło mu w pamięci.

W 1937 roku Pakin walczył w szeregach 13 Brygady w kompanii im. Waryńskiego. Tak jak na terenie Pabianic, tak i tam w dalekiej Hiszpanii w krótkim czasie zdobywa sobie autorytet i szacunek dowództwa i towarzyszy. W niedługim czasie zostaje komisarzem w kompanii Waryńskiego. Bierze czynny udział we wszystkich organizowanych akcjach, do których zgłasza się ochotniczo. Mimo, iż był ranny nie schodzi z linii frontu. Głęboka świadomość celu, o który walczy nie zezwala mu opuścić towarzyszy broni. Tłumaczy, że nie może zostawić towarzyszy, bo mógłby stracić okazje do bicia faszystów. Walczy do ostatniej chwili, kiedy 13 Brygada wstrzymywała napór faszystów hiszpańskich, niemieckich i włoskich. Wraz z całą brygadą osłania odwrót uciekającej ludności hiszpańskiej przed faszystami i jako jeden z ostatnich już inwalida bez nogi, wraz z brygadą opuszcza ziemię hiszpańską, przedostając się do Francji.

Na zew Komunistycznej Partii Francji, której jest członkiem przechodzi do oddziałów partyzanckich, by znów walczyć przeciwko faszyzmowi niemieckiemu. Nabyte doświadczenie w walkach hiszpańskich, oddanie sprawie walki „za waszą i naszą wolność” stawia go na czele pododdziału partyzanckiego w okręgu paryskim, gdzie wraz z innymi towarzyszami gromi faszystów.

W 1942 roku zostaje otoczony wraz ze swoim pododdziałem przez Niemców. Broni się wytrwale, widząc jednak beznadziejność obrony na skutek przeważającej siły wroga, wycofuje swój pododdział, sam osłaniając jego odwrót. Ujęty przez wroga, następnie ginie z rak hitlerowskich faszystów.

Ta piękna sylwetka pabianickiego robotnika KPP-owca, bohatera walki o wolność trzech narodów jest wyrazem głębokiego internacjonalizmu, jaki swym członkom wszczepiła Komunistyczna Partia Polski.

Alfons Duczko (Słownik biograficzny działaczy polskiego ruchu robotniczego, Warszawa 1978)

Urodził się 17 września 1906 r. w Pabianicach, zmarł 21 czerwca 1955 r. w Warszawie. Działacz komunistyczny, partyzant sowiecki, podpułkownik UB, wicedyrektor Departamentu II MBP.

W 1921 r. ukończył szkołę powszechną, a dwa lata później rozpoczął pracę w fabryce włókienniczej J. Hanemana. W 1923 wstąpił do NSPP (Niezależna Socjalistyczna Partia Pracy), uczestnicząc jednocześnie w działalności Stowarzyszenia Wolnomyślicieli Polskich. Po kilku miesiącach usunięto go z NSPP z powodu działalności prokomunistycznej. Rok później został sekretarzem miejscowego komitetu Związku Młodzieży Komunistycznej i jako przedstawiciel młodzieży członkiem Komitetu Miejskiego KPP w Pabianicach. W latach 1924-1926 pozostawał bez pracy, prowadząc nadal działalność partyjną. W 1927 r. pracował przez 6 miesięcy w fabryce chemicznej F. W. Schweikerta w Pabianicach, skąd wydalono go za organizowanie robotników w Związku Zawodowym Robotników Przemysłu Chemicznego. W marcu 1928 r. został aresztowany i skazany na rok więzienia. Bezpośrednio z więzienia wcielono go w marcu 1929 r. do wojska. W październiku 1928 r. służył w karnym pułku strzelców kresowych w Kowlu.

Po powrocie do Pabianic wszedł ponownie w skład KM KPP, pełniąc w nim funkcję „technika”. Poszukiwany przez policję, wyjechał do Warszawy, gdzie przez 2 miesiące pracował w Centralnej Technice KPP. W 1931 został ponownie aresztowany i skazany na 2 lata więzienia. Karę odbywał w Łodzi i Sieradzu. Po zwolnieniu powrócił do Pabianic i był nadal członkiem KM KPP (od listopada 1932 do marca 1933). W czasie powszechnego strajku włókniarzy w Łodzi i okręgu łódzkim (marzec 1933) należał do współorganizatorów akcji strajkowej włókniarzy w Pabianicach i wchodził w skład lokalnego komitetu strajkowego. Ze względu na grożące mu aresztowanie w grudniu 1933 r. został wysłany do ZSRR, gdzie przez przeszło półtora roku był słuchaczem Międzynarodowej Szkoły Leninowskiej w Moskwie, po czym w październiku 1935 r. wrócił do kraju. Po powrocie był przez kilka tygodni sekretarzem Komitetu Dzielnicowego KPP Warszawa-Praga. Pod koniec 1935 r. został ponownie aresztowany i po śledztwie przeprowadzonym w Łodzi skazany na 3 lata więzienia. W czerwcu 1937 wyszedł na mocy amnestii na wolność. Do rozwiązania partii w sierpniu 1938 r. był sekretarzem KM KPP w Pabianicach.

Na początku 1940 r. przedostał się do ZSRR. Zamieszkał w miejscowości Uzda w okręgu mińskim, pracując tam razem z żoną w szpitalu rejonowym w charakterze technika dentystycznego. Po napaści Niemiec na ZSRR w 1941 został przeniesiony przez Niemców wraz z całym personelem szpitalnym do Głuska, a później do Bobrujska. Stamtąd wyjechał do Rogaczowa, gdzie nawiązał kontakt z partyzantką sowiecką. Od marca 1943 do czerwca 1944 walczył w jednym z białoruskich oddziałów partyzanckich VIII Rogaczowskiej Brygady jako naczelnik służby sanitarnej. Brał udział we wszystkich akcjach partyzanckich swojego oddziału. W czasie jednej z akcji bojowych w kwietniu 1944 został ciężko ranny i przez dwa miesiące przebywał w szpitalu polowym.

Od czerwca 1944 pozostawał w dyspozycji Polskiego Sztabu Partyzanckiego, z polecenia którego wyjechał pod koniec lipca 1944 do Białegostoku, gdzie w sierpniu 1944 rozpoczął pracę w Urzędzie Bezpieczeństwa. Od 20 marca 1945 do 10 listopada 19j46 był naczelnikiem Wydziału II WUBP. Brał udział w zwalczaniu polskiego podziemia antykomunistycznego. Z ramienia białostockiej organizacji partyjnej był delegatem na I Zjazd PPR w grudniu 1945. Wchodził też w skład komisji organizacyjnej, a później w skład zarządu ZBOWiD. Od 10 listopada 1946 do 14 lutego 1955 zajmował stanowisko wicedyrektora Departamentu II MBP w Warszawie, początkowo jako kapitan, a pod koniec w stopniu podpułkownika. Od czerwca 1955 r. pełnił obowiązki dyrektora Zarządu Zaopatrzenia Robotniczego, Odznaczony Krzyżem kawalerskim i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Stanisław Cegiełka

Urodził się 24 września 1883 r. w Pabianicach, zmarł 16 lutego 1961 r. w Pabianicach – tkacz, działacz komunistyczny i związkowy.

Skończył 3 klasy szkoły powszechnej, następnie był tkaczem. Od 1905 r. członek SDKPiL, 1906-1908 w pabianickim komitecie SDKPiL. W 1914 r., po aresztowaniach w tej organizacji, wstąpił do PPS-Lewicy. Podczas pierwszej wojny światowej działał w Związku Zawodowym Robotników Przemysłu Włóknistego i Związku Spółdzielni Spożywców, w którym był członkiem zarządu Robotniczego Stowarzyszenia Spożywców „Związkowiec”. W 1916 r. był kandydatem w wyborach do rady miejskiej w Pabianicach. Był delegatem na I Zjazd KPP 16 grudnia 1918 r., następnie organizował struktury tej partii w Pabianicach. W KPP działał do 1928, później był działaczem MOPR, Stowarzyszenia Wolnomyślicieli Polskich, Centralnego Związku Robotników Budowlanych w Polsce i Komitetu Akcji Bezrobotnych. Uczestnik wielu strajków i manifestacji. W latach 1940-1942 był robotnikiem budowlanym, potem ponownie tkaczem. Po II wojnie światowej wstąpił do PPR/PZPR i pracował w Zakładach Przemysłu Terenowego i Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Rewolucji 1905. Był odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Stefan Dąbrowski

Stefan Dąbrowski urodził się w 1896 r. w Pabianicach, już jako 14-letni chłopiec rozpoczął pracę na budowie, później zaś robotnik farbiarni w zakładach Kruschego i Endera. Mając lat 16 wstąpił w szeregi SDKPiL i brał udział w 1913 roku w pracach komitetu strajkowego, za co został aresztowany i na krótko przed wybuchem I wojny światowej skazany na zesłanie do Tomskiej Guberni. W czasie wojny zwolniony – wraca do Pabianic, ale już w roku 1915 wraz z wielu innymi robotnikami naszego miasta zostaje przez niemieckie władze okupacyjne wysłany do Niemiec. Lata pobytu w Niemczech kajzerowskich spędza częściowo w więzieniach we Wrocławiu i w Nysie, skąd ucieka i dostaje się do pracy pod przybranym nazwiskiem – „Górski”. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę wraca do ojczyzny i znów trafia do więzień: w Stradomiu pod Częstochową i w Szczypiornie. W !919 roku wyjeżdża do Niemiec i wstępuje w szeregi Komunistycznej Partii Niemiec. Działa m. in. w związku robotników rolnych, organizuje strajki przeciw wyzyskowi junkrów niemieckich. Zmienia miejsca zamieszkania i nazwisko, przez pewien okres czasu przebywa w Berlinie, później wyjeżdża do Westfalii, nie zaprzestając swojej rewolucyjnej działalności. W końcu 1922 roku wraca do Pabianic, do pracy w fabryce Krusche i Ender i działalności politycznej w szeregach KPRP. Za udział w manifestacji 1-majowej 1923 r. znowu trafia do więzienia, w czerwcu 1924 r. wyjeżdża ponownie do Niemiec i prowadzi tam pracę propagandową wśród robotników polskich i niemieckich, działając w sekcji polskiej KC Komunistycznej Partii Niemiec.

W 1939 r. aresztowany przez władze hitlerowskie – lata II wojny światowej spędza w więzieniu w Szczecinie i obozie w Norymberdze.

W lutym 1945 r. wraca do Pabianic i bierze czynny udział w przywracaniu normalnego życia w wyzwolonym mieście. Działa w Związku Zawodowym Włókniarzy, jako przewodniczący, później od 1949 r. pełni funkcję przewodniczącego Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. W MRN pracuje (od 1950 r. na stanowisku sekretarza, później wiceprzewodniczącego Prezydium) do 1958 r., po czym przechodzi na zasłużoną emeryturę. Nie zaprzestaje jednak działalności politycznej i do ostatnich niemal chwil życia pozostaje aktywnym, głęboko ideowym członkiem partii, służąc młodszym towarzyszom swoim doświadczeniem i radą. Swoją postawą zdobył sobie autorytet, uznanie i szacunek. Odznaczony był Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi oraz Orderem Sztandaru Pracy II klasy. Zmarł w 1975 r. (Życie Pabianic)

Jerzy Fiszebrandt

Tow. Fiszebrandt (ur. w r. 1903, zm. w 1963 r. ) był znanym w Pabianicach działaczem robotniczym. Jako młody tkacz wstąpił do PPS-lewicy, czynnie pracował w komórce Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, działał w lewicy związkowej. Od r.1928 był członkiem KPP, w okresie okupacji – członkiem PPR, a od r. 1948 – PZPR. Tow. Fiszebrandtowi nie obce były represje policji granatowej, nie obce sanacyjne więzienia – spędzi w nich kilka lat życia., nie obcy był obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej, ale tow. J. B. Fiszebrandt zachował zawsze godność członka partii, godność komunisty. Za całokształt działalności w ruchu robotniczym tow. Fiszebrandt odznaczony został w r. 1959 przez Radę Państwa Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.(Życie Pabianic, 36/1963)

Maksymilian Furmański

Maksymilian Furmański ur. 26 września 1884 w Pabianicach, zm. 3 grudnia 168 r. w Pabianicach. Nie chodził do szkoły, był samoukiem. Od 1896 do 1899 terminował jako tkacz, później pracował w tym zawodzie, od 1903 w fabryce. W 1904 wstąpił do SDKPiL, kolportował literaturę polityczną, brał udział w strajkach i manifestacjach. W latach 1905-1906 uczestniczył w zamachach na dwóch konfidentów żandarmerii i w konfiskatach prowadzonych w sklepach monopolowych. Działacz Socjaldemokratycznego Związku Zawodowego Robotników Przemysłu Włóknistego i delegat robotniczy fabryki. W 1909 r. uwięziony na 3 miesiące za zorganizowanie strajku. Od 1919 działacz KPRP. W powiecie słupeckim zorganizował Związek Zawodowy Robotników Rolnych. W 1920 ponownie aresztowany, po zwolnieniu pracował jako tkacz w Pabianicach. W 1923 wziął udział w zorganizowanym przez komunistów pochodzie pierwszomajowym, za co został aresztowany i skazany w Łodzi na 2 lata więzienia; zwolniony wskutek apelacji po 10 miesiącach. W 1933 aktywnie uczestniczył w strajkach włókniarzy. Podczas okupacji był robotnikiem na lotnisku Lublinek pod Łodzią i w zbiornicy złomu w Pabianicach. Od końca stycznia 1945 członek PPR, członek plenum Komitetu Miejskiego PPR/PZPR w Pabianicach do 1955 r. Był agitatorem przed referendum 1946 i wyborami do sejmu w 1947. Robotnik w wydziale gospodarczym Miejskiej Rady Narodowej w Pabianicach. W 1951 otrzymał tytuł i odznakę Przodownika Pracy, a w 1955 r. odznaczony Orderem Sztandaru Pracy I klasy.

Zygmunt Wróbel

Zygmunt Wróbel ur. 1903 w Pabianicach, zm. w 1973 w Pabianicach. Pochodził z rodziny robotniczej, której znany był brak chleba, brak pracy. Głód i niedostatek był codzienną udręką rodziców, którzy mimo ogromnych trudności wychowali swoich sześcioro dzieci w duchu walki o byt i sprawiedliwość społeczną, w duchu walki o prawa klasy robotniczej.

Walkę ojca o chleb przejął syn – Zygmunt, który już w czasie pełnienia czynnej służby wojskowej w 1924 r., będąc w Korpusie Ochrony Pogranicza – jest karany 3-miesięcznym więzieniem za kontakty i prowadzenie rozmów z żołnierzami radzieckimi.

W roku 1928 Z. Wróbel wstępuje do KZMP. Po rocznej działalności w tej organizacji zostaje aresztowany i wraz z 12 towarzyszami osadzony w więzieniu śledczym. Po powrocie z więzienia tow. Wróbel ponownie przystępuje do pracy organizacyjnej, biorąc udział w akcjach strajkowych i propagandowych oraz demonstracjach robotniczych. W 1932 r. wstępuje do Komunistycznej Partii Polski, pełniąc do 1933 r. obowiązki komórkowca. W tymże roku – w czasie słynnego strajku włókniarzy- zostaje powołany na sekretarza nowo zorganizowanego komitetu dzielnicowego.

W 1936 r. tow. Wróbel zostaje wybrany przewodniczącym nowo zorganizowanego Oddziału Centralnego Związku Budowlanego i pokrewnych zawodów w Polsce biorąc czynny i zdecydowany udział w organizowaniu akcji strajkowych robotników sezonowych. Strajk zlikwidowano, ale równocześnie władze sanacyjne aresztowały Z. Wróbla osadzając go na trzy miesiące w znanej działaczom robotniczym Polski przedwojennej Berezie Kartuskiej. Po powrocie z obozu jest w różny sposób szykanowany: nie może znaleźć dla siebie pracy, ani dorywczego zatrudnienia.

W czasie okupacji hitlerowskiej w 1942 r. zostaje wywieziony do pracy przymusowej w głąb Niemiec, gdzie przebywa do momentu wyzwolenia przez wojska alianckie. Korzysta z pierwszej nadarzającej się możliwości i powraca do kraju, do swojego rodzinnego miasta – Pabianic, aby stanąć do pracy przy odbudowie ojczyzny.

1 czerwca 1945 r. wstępuje w szeregi PPR, będąc jej wzorowym i wiernym członkiem. Godło partii i jej hasła stawiał ponad wszystkim, gdyż widział w nich przyszłość narodu, dobrobyt i sprawiedliwość społeczną, o którą zawsze walczył.

Za pracę zawodową oraz społeczno-polityczną Rada Państwa odznaczyła tow. Z. Wróbla Krzyżami – Oficerskim i Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Otrzymał także Odznakę 1000-lecia Państwa Polskiego. Odznakę 20-lecia Milicji Obywatelskiej oraz szereg wyróżnień i dyplomów za dobrą, sumienną prace dla partii, kraju i swego miasta. (Życie Pabianic 33/1973)

Stanisław Czwórka

Stanisław Czwórka „Cichy” ur. 1891 w Pabianicach, zm. 1966 w Pabianicach. Mając lat 14 rozpoczął pracę jako robotnik w przędzalni firmy Krusche i Ender i już od młodych lat związał się z działalnością partii robotniczych. W roku 1906 wstępuje w szeregi PPS, a następnie PPS-Lewicy. W latach rewolucji 1905-1907 r. bierze czynny udział w demonstracjach. Za udział w strajku w firmie Krusche i Ender , w roku 1909 zostaje skazany na 3 miesiące więzienia. W 1917 r. bierze udział w akcji na rzecz przywrócenia robotnikom zasiłków, za co aresztowano, a następnie wywieziono go do Niemiec, gdzie pracował w kopalni w Essen. Do Pabianic powrócił w listopadzie 1918 r., a w grudniu tegoż roku wstępuje do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. W okresie międzywojennego dwudziestolecia tow. Stanisław Czwórka był wśród tych, którzy walczyli o poprawę bytu klasy robotniczej, o władzę dla ludu pracującego miast i wsi, o ustrój sprawiedliwości społecznej. Za swą działalność w akcjach strajkowych, za kierowanie demonstracjami politycznymi, za przynależność do klasowych związków zawodowych, MOPR oraz do zdelegalizowanej KPP, w której od 1923 do 1938 r. pełnił funkcję członka komitetu dzielnicowego (w latach 1926-1928 był sekretarzem Komitetu Dzielnicowego KPP) podlegał licznym represjom władz burżuazyjnych i sanacyjnych.

W roku 1919 został skazany na 4 i pół miesiąca więzienia, a w maju 1923 r. – za przynależność do KPP i organizowanie manifestacji politycznych – aresztowany i skazany przez Sąd Okręgowy w Łodzi na 2 lata więzienia; wyrok odsiadywał w więzieniach łódzkim i sieradzkim.

W latach okupacji hitlerowskiej pracował w swoim zawodzie – był tkaczem w firmie Krusche i Ender, ale z chwilą powstania w Pabianicach (w r. 1942) Polskiej Partii Robotniczej wstąpił w jej szeregi. Od maja 1942 r. był członkiem KD PPR, a kiedy Komitet PPR powziął uchwałę o rozszerzeniu swej działalności na powiat łaski, tow. „Cichy” zorganizował dwie komórki PPR we wsiach: Szczyrki (gmina Dobroń) i Ślądkowice (gmina Dłutów).

W 1945 r. po wyzwoleniu miasta przez Armię Radziecką, tow. S. Czwórka przystąpił do organizowania życia politycznego, gospodarczego i społecznego. Początkowo jako członek KM PPR, a od marca 1945 r. – I sekretarz KM. Był współorganizatorem Milicji Obywatelskiej i samorządu miasta. W okresie od września 1945 r. do 1948 r. był przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej i pełnił również funkcję radnego Wojewódzkiej Rady Narodowej.

W latach 1948-1951 pracował w Zakładach Przemysłu Bawełnianego, a w okresie od r. 1951 do r. 1957 – w Spółdzielni im. J. Dąbrowskiego, po czym przeszedł na rentę. Trumna z jego zwłokami wystawiona została na widok publiczny w sali Prezydium Miejskiej Rady Narodowej przy ul. Kościuszki 14 (Obecnie Miejski Ośrodek Kultury).

W uznaniu zasług, władze Polski Ludowej odznaczyły tow. Czwórkę Orderem Sztandaru Pracy I Klasy, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Srebrnym Krzyżem Zasługi, Medalem Zwycięstwa i Wolności, Odznaką Grunwaldu, Honorową Odznaką Ziemi Łódzkiej. (Życie Pabianic 1966)

Tomasz Rutkowski

Tomasz Rutkowski „Paweł”, „Bystry” ur. 1903 w Brodnicy, pow. Łask, zm.1967 w Pabianicach. W okresie międzywojennym aktywnie uczestniczył w walce o ustrój sprawiedliwości społecznej zaś po wyzwoleniu stanął w pierwszym szeregu budowniczych Polski Ludowej. Całe swoje życie i działalność polityczną związał z Pabianicami. Mając 16 lat rozpoczyna pracę w zakładach Kindlera. W roku 1923 wstępuje w Pabianicach w szeregi Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, a następnie jako aktywny jego działacz i organizator, przyjęty zostaje do Komunistycznej Partii Polski.

W latach 1923-1929 tow. Tomasz Rutkowski pracuje w przędzalni firmy Krusche i Ender. Cieszy się autorytetem i popularnością wśród robotników. Znany jest w fabryce jako zdecydowany obrońca interesów klasy robotniczej.

W roku 1929 zostaje wybrany przez pięciotysięczną załogę delegatem fabrycznym, ale zarząd firmy Krusche i Ender nie zgadza się na jego kandydaturę. Tow. Tomasz Rutkowski otrzymuje wymówienie pracy. Odpowiedzią załogi na te decyzje jest strajk robotników. Tow. „Paweł” zostaje aresztowany i skazany na 6 miesięcy więzienia.

Po wyjściu z więzienia otrzymuje pracę w miejskiej betoniarni. Jednocześnie komuniści Pabianic powierzają mu funkcje sekretarza KD KPP. W roku 1932 jest współorganizatorem strajku okupacyjnego u Endera, w rok później strajku powszechnego w Pabianicach. Za udział w strajku robotników sezonowych w roku 1936 osadzony jest przez władze sanacyjne w obozie koncentracyjnym w Berezie Kartuskiej.

W okresie okupacji, w roku 1943, tow. Tomasz Rutkowski wstępuje w szeregi PPR w Pabianicach. Wchodzi w skład Komitetu „Stare Miasto”. Aresztowany przez gestapo w kwietniu roku 1944 wysłany zostaje do obozu koncentracyjnego w Mauthausen, gdzie przebywa do chwili wyzwolenia. Następnie jako członek partyzanckiego oddziału jugosłowiańskiego bierze udział w walkach z okupantem.

Po powrocie do Pabianic tow. Tomasz Rutkowski natychmiast włącza się w nurt życia politycznego i gospodarczego. Do roku 1947 był instruktorem KM PPR w Pabianicach. W latach 1948-1949 pełnił funkcję I sekretarza KM PZPB w Pabianicach. Do czasu przejścia na rentę w roku 1958 udzielał się aktywnie w pracy partyjnej. Trumna z jego zwłokami wystawiona została na widok publiczny w sali Prezydium MRN, ul. Kościuszki 14.

W uznaniu zasług wyróżniony był przez władze Polski Ludowej wysokimi odznaczeniami państwowymi: Orderem Sztandaru Pracy II Klasy, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Partyzanckim Jugosławii i Medalem Zwycięstwa i Wolności. (Życie Pabianic 1967)

Tomasz Rutkowski był – jakbyśmy dzisiaj powiedzieli – „człowiekiem roku 1929”. Życie Pabianic pisało: Lato 1929 przyniosło dalsze pogorszenie się sytuacji robotników w fabryce Kruschego. Ograniczono czas pracy do trzech dni w tygodniu. Warunki materialne pracujących stały w obliczu katastrofy. W dniu 4 czerwca 1929 wybuchł na tym tle strajk, którym kierowali zatrudnieni w fabryce komunistyczni działacze Lewicy Związkowej, mający oparcie w grupach sympatyków. Wybitną rolę w zorganizowaniu tego strajku odegrał Tomasz Rutkowski, przewodniczący komitetu strajkowego. Przedstawiono żądania i przerwano normalny tok pracy. Strajk trwał dwa dni, pracę przerwało ponad 4 tys. robotników.

Wobec tego, że dyrekcja odmówiła rozmowy z przedstawicielami komitetu strajkowego, robotnicy wywarli presję na Inspekcji Pracy, aby pośredniczyła w negocjacjach. Jednak strajk skończył się niepowodzeniem robotników. Finałem strajku były represje ze strony dyrekcji. Zaczęto wydalać z pracy działaczy związkowych. Jako pierwszy zwolniony został Tomasz Rutkowski. Podobne poczynania ze strony fabrykantów rozsierdziły załogę. Poczęto szykować się do nowego strajku. Do komitetu organizacyjnego weszli przedstawiciele przędzalni, tkalni, bielnika i farbiarni. Z pomocą przyszła pabianicka organizacja KPP na czele z Józefem Jaskólskim.

Komitet strajkowy wysunął żądania jak poprzednio. Z tym, że domagano się w pierwszym rzędzie przywrócenia do pracy Rutkowskiego. Administracja odmówiła przyjęcia delegacji, wobec czego sforsowano bramę fabryki i udano się przed budynek biura, po przeciwnej stronie ulicy Zamkowej. Dyrekcja wezwała telefonicznie policję. Ponieważ robotnicy zabarykadowali się w fabryce, doszło do walki , w której raniono kilku robotników. Jedną ciężko ranną robotnicę zabrano do szpitala.

Wypadki te wzburzyły cały proletariat. Gromadzono się przed fabryką Kruschego, obrzucając ją kamieniami. Wezwana policja konna zaatakowała tłum, zaś strajkujących siłą usunęła z fabryki. Represje posunęły się do aresztowania niemal całego komitetu strajkowego, rzekomo za występowanie przeciw interweniującej policji. 12 marca 1930 r. przed Sądem Okręgowym w Łodzi stanęli : Rutkowski, który skazany został na 6 miesięcy więzienia oraz Józef Głowacki, Maria Wnuk, Br. Kruk, J. Reda, Wł. i Z. Nowakowscy, którzy dostali dwa lub trzy miesiące więzienia.

Franciszek Patykowski

Franciszek Patykowski ur. 1906 r. w Pabianicach, zm. 1971 r. w Pabianicach. Żarliwie oddany sprawom partii, ofiarny, rozumiejący zarówno sprawy prostych ludzi, jak i doniosłe problemy krajowego i międzynarodowego ruchu robotniczego. Pochodził z rodziny robotniczej. W okresie międzywojennym pracował w różnych fabrykach – dorywczo jako tkacz. Za swoje przekonania polityczne i za działalność komunistyczną był często zwalniany z pracy, dzielił los milionów bezrobotnych, cierpiał nędzę i głód. Do Komunistycznej Partii Polski wstąpił w roku 1925, jako 19-letni chłopiec. Brał czynny udział w licznych strajkach, wiecach, pochodach pierwszomajowych i wielu innych akcjach organizowanych przez KPP na terenie Pabianic.

Nie zaprzestał również walki politycznej w trudnych latach okupacji hitlerowskiej. W 1942 r. wstąpił do PPR, był także członkiem Gwardii Ludowej. Za swą działalność w PPR i w GL został aresztowany w marcu 1944 r. i wywieziony do obozu koncentracyjnego w Mauthausen.

Po wyzwoleniu powrócił do Pabianic. Działał w PPR, a następnie w PZPR. Przez długie lata był pracownikiem pabianickiego handlu. Był członkiem plenum KM PZPR, członkiem komisji do spraw działaczy przy KM oraz członkiem komisji kontroli partyjnej. Był odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Partyzanckim i innymi wysokimi odznaczeniami państwowymi. (Życie Pabianic 1971)

Lucjan Rozwens

Towarzysz Lucjan Rozwens urodził się w Pabianicach w ubogiej rodzinie robotniczej. Już od najmłodszych lat zetknął się z wyzyskiem klasowym. Tak jak jego rodzice, szybko nauczył się zawodu tkacza. Przez wiele jednak lat nie mógł otrzymać pracy w fabryce. Osiem lat ciężkiej pracy na robotach publicznych dały mu się we znaki. Dopiero w 1928 roku wrócił do krosien pracując u różnych chałupników. Od roku 1932 był tkaczem w fabryce Posta i Wejsztajna. W czasie okupacji pracował w firmie Trzydel w Pabianicach.

Swoją pracę społeczno-polityczną rozpoczął w roku 1928 w Klasowych Związkach Zawodowych Włókniarzy, w lewicy związkowej, kierowanej przez komunistów. Od 1930 roku aż do wybuchu II wojny światowej bierze udział w pracach dzielnicowego komitetu Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom. W 1932 roku tow. Rozwens wstępuje w szeregi Komunistycznej Partii Polski. Jest także delegatem robotniczym w fabryce Posta i Wejsztajna z ramienia lewicy związkowej. Kierował komórką partyjną, do której należeli towarzysze: Hipolit Somorowski, Władysław Marciniec i Maria Klimkowa. Wraz z nimi wprowadzał w czyn dyrektywy partii, organizował i kierował strajkami oraz akcjami politycznymi.

Bywał kilkakrotnie aresztowany przez granatową policję. W okresie okupacji w 1942 roku, kiedy powstała w naszym mieście Polska Partia Robotnicza tow. Rozwens wstąpił w jej szeregi. Pełnił funkcję członka Komitetu Miejskiego PPR w Pabianicach. Był także łącznikiem miedzy Komitetem Miejskim, a Komitetem Okręgowym PPR w Łodzi. Brał on również bezpośredni udział w akcjach sabotażowych Gwardii Ludowej w Pabianicach. 20 marca 1944 roku został wraz z innymi towarzyszami aresztowany przez Gestapo w Łodzi. Najpierw przebywał w więzieniu przy ulicy Sterlinga w Łodzi, następnie w obozie w Radogoszczu i w obozie koncentracyjnym Mauthausen.

W maju 1945 r. tow. Rozwens powrócił do Pabianic. Natychmiast przystąpił do pracy partyjnej. Zostaje ponownie wybrany na członka Komitetu Miejskiego PPR w Pabianicach i jest nim do roku 1948. (Życie Pabianic 1962)

W latach 1943-1944 L. Rozwens wydawał pismo informacyjne Komitetu Miejskiego PPR w Pabianicach – bez nazwy. Pisane ręcznie, pismem drukowanym przez kalkę w formie odezw-ulotek. Nakład 10-20 egzemplarzy. Ukazywało się nieregularnie. Z Rozwensem współpracowali Michał Piaseczny. Henryk Kubicki, Maria Pyziak. Pismo zamieszczało odezwy, komunikaty informacyjne z frontów, wiadomości z kraju i ze świata. Poza Łodzią – w okręgu łódzkim - jedynie pabianiccy komuniści wydawali własną prasę partyjną (A. Przygoński „Prasa konspiracyjna PPR: zarys, katalog, życiorysy”, Warszawa 1966).

Antoni Suwara

Tow. Antoni Suwara to piękna postać komunisty. Do Komunistycznej Partii Polski wstąpił w roku 1925. Był już wówczas dojrzałym człowiekiem. Wiedział, że tylko bezkompromisową walką i trudną pracą można zmienić życie na lepsze, piękniejsze.

Był tkaczem. Pracował w kilku fabrykach włókienniczych w Pabianicach. Lecz nigdzie długo miejsca nie zagrzał. Zawsze stawał w obronie pokrzywdzonych. Bronił praw robotnika. To fabrykantom nie mogło się podobać. Tow. Antoni Suwara był kilkakrotnie aresztowany przez granatową policję. W 1934 roku w jego mieszkaniu przy ulicy Narutowicza odbywała się konferencja sekretarzy Komórek KPP. Obradom przewodniczył członek Komitetu Okręgowego z Łodzi występujący pod pseudonimem „Dzbanek”. Nagle do mieszkania wpadła policja, aresztując wszystkich zebranych komunistów. Był to ciężki cios dla partii. Posypały się wysokie wyroki. Za wieloma towarzyszami zamknęły się więzienne wrota.

W maju 1942 r. tow. Antoni Suwara wstąpił w szeregi Polskiej Partii Robotniczej. Wiosną 1943 r. został członkiem Komitetu Miejskiego PPR w Pabianicach. W konspiracyjnej pracy partyjnej bywał szalenie odważny, nieustępliwy. Bezkompromisowy wobec wszelkich objawów faszyzmu, wobec niesprawiedliwości, dobrze dał się we znaki Niemcom. Toteż wiedział, że kiedy znajdzie się w ich rękach będą się mścić, tak jak to tylko faszyści potrafią.

20 stycznia 1944 r. aresztowani zostali przez Gestapo członkowie Okręgowego Komitetu PPR w Łodzi. Wkrótce po tym, nastąpiły dalsze aresztowania aktywu PPR z okolic Łodzi, głównie jednak z Pabianic.

Jednego z marcowych wieczorów 1944 r. Gestapo aresztuje członków Komitetu Miejskiego PPR w Pabianicach. Wśród nich jest również tow. Antoni Suwara, Jako członek Komitetu Miejskiego PPR, tow. Suwara koordynował pewny, bardzo poważny odcinek pracy partyjnej.

Gestapo wiedziało, kto to jest tow. Suwara, jakie ma kontakty, ilu zna towarzyszy. W czasie śledztwa jeden z nich nie wytrzymał tortur i „wsypał” towarzyszy, między innymi tow. Suwarę. Po pierwszym, okrutnym śledztwie tow. Antoni Suwara podjął decyzję: zginę, a nie wydam swoich towarzyszy walki.

Kiedy cały Komitet Miejski PPR w Pabianicach powtórnie zawieziono na śledztwo na Anstadta, tow. Antoni Suwara zażył truciznę. Skonał na rękach towarzyszy. Z całej grupy aresztowanych wróciło zaledwie trzech. Pozostali towarzysze zamordowani zostali przez faszystów. Lecz tak jak tow. Antoni Suwara nie wydali oni swoich towarzyszy, z którymi Wspólnie walczyli o wolność narodową i społeczną.

Po wyzwoleniu, współtowarzysze, przyjaciele i znajomi tow. Suwary zwrócili się do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Pabianicach, aby jego imieniem nazwać jedną z ulic naszego miasta i w ten sposób uczcić pamięć pięknego, dzielnego i ofiarnego komunisty.

Również i jedną z naszych spółdzielni nazwano imieniem tow. Antoniego Suwary. Gizela Bargielowa (Życie Pabianic 49/1961)

Echo (1.12.1934) informowało: Jak już donosiliśmy, policja pabianicka aresztowała 7 znanych na terenie miasta działaczy komunistycznych, którzy w jednym z prywatnych mieszkań odbywali konferencję sekretarzy komórek komunistycznych, tworząc razem komitet Komunistycznej Partii Polski w Pabianicach.

Aresztowanymi okazali się: Chaim Dzbanek delegat CKKP z Warszawy, Stanisław Pietrasiak, Drobniewski, Józef Myśliwiec, Jan Kubicki, Antoni Wszelaki i Władysław Marciniec, wszyscy pabianiczanie. Aresztowanych po pierwiastkowym przesłuchaniu odstawiono do Łodzi. Właściciel mieszkania, w którym odbywało się zebranie: Antoni Suwara – ul. Narutowicza 9 kilka dni się ukrywał, lecz ostatniej nocy został ujęty i osadzony w areszcie.

Przy aresztowanych znaleziono wiele materiału kompromitującego w postaci okólników centrali komunistycznej, odezw, broszur itp. Część materiału zniszczyli sami uczestnicy konferencji w mieszkaniu Suwary, nie wpuszczając policji przez pół godziny. Dopiero groźba wyłamania drzwi zmusiła komunistów do ich otwarcia, wskutek czego nie zdążyli zniszczyć wszystkich dowodów.

Andrzej Koziróg

Andrzej Koziróg ur. 1902 w Pabianicach, zm. 1978 r. w Pabianicach – zasłużony i długoletni działacz ruchu robotniczego oraz oddany sprawie sprawiedliwości społecznej rewolucjonista. Był pabianiczaninem i w tutejszym środowisku robotniczym zdobywał swoją życiową edukację. Wcześnie też zaczął zarabiać na życie, podejmując się już jako 14-letni chłopiec pracy najemnego robotnika rolnego w różnych majątkach. Dwa lata później Koziróg jest już żołnierzem Powstania Wielkopolskiego, a następnie bierze udział w dwóch powstaniach śląskich. W 1921 r. Andrzej Koziróg wstępuje do Związku Polskiej Młodzieży Socjalistycznej, żeby już po roku znaleźć się wśród współorganizatorów Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej na terenie rodzinnych Pabianic, gdzie jest sekretarzem komórki. Podczas odbywania regularnej służby wojskowej zostaje aresztowany za prowadzenie agitacji ateistycznej wśród żołnierzy. Zwolniony do domu po kilku miesiącach ponownie staje przed sądem w Łodzi, który w 1924 r. skazuje go na 5 lat więzienia. Do Komunistycznej Partii Polski wstępuje w więzieniu, w Sieradzu, w 1926 roku.

Odtąd już cały okres międzywojenny będzie Andrzej Koziróg dzielił na krótkie pobyty na wolności, wypełnione żarliwą pracą organizacyjną w KPP, klasowych związkach zawodowych włókniarzy w Łodzi i Pabianicach, komitetach strajkowych i na dłuższe pobyty w więzieniach sanacyjnych. Poznał więzienia Łodzi, Wilna, Sieradza, Grodna, Łęczycy. Skazany łącznie za działalność polityczną na 17 lat więzienia. 11 z nich spędził w celach, angażując się zawsze w pracy więziennych komun.

Wybuch wojny we wrześniu 1939 roku również zastaje go w więzieniu. Trzeciego dnia wojny wyłamuje wraz z towarzyszami kraty sieradzkiego więzienia i – podobnie jak tysiące innych więźniów - udaje się na front. Wzięty przez Niemców do niewoli, po kilku miesiącach ucieka i organizuje grupy sabotażowe na terenie Pabianic. Aresztowany przez Gestapo dwukrotnie, za każdym razem powraca do działalności konspiracyjnej. W 1942 r. Andrzej Koziróg uczestniczy w organizacji pierwszej komórki PPR w Pabianicach i jest członkiem KM PPR.

Po wojnie A. Koziróg organizował PPR w Pabianicach, Łasku , Widawie i Zelowie, i był przez wiele lat członkiem KM partii w Pabianicach. Ukończył szkołę oficerską i jako oficer MO pracował w Komendzie Głównej w Warszawie. Następnie do czasu przejścia na rentę w 1959 r. pracował na odpowiedzialnych stanowiskach w administracji terenowej w Łodzi.

Za swą działalność został Andrzej Koziróg odznaczony Orderem Sztandaru Pracy I i II klasy, Śląskim Krzyżem Powstańczym, Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym i Krzyżem Partyzanckim (Życie Pabianic 1978).

Echo z 22 marca 1936 r. poinformowało czytelników, że „Jędrek z Pabianic – as komunistów posiedzi dłuższy czas w więzieniu”:

Sieradz 22.3. Zawdzięczając czujności policji politycznej w Zduńskiej Woli w lutym 1935 roku, został zatrzymany u niejakiego Ignaczaka, mieszkaniec Pabianic Andrzej Koziróg, pseudo Jędrek. Jak się później okazało Koziróg jest okręgowym instruktorem partii komunistycznej na powiaty: łódzki, łaski, sieradzki.

Na rozprawie kaliskiego Sądu Okręgowego z Sieradza zawezwano urzędników policji politycznej z Łodzi, Pabianic, Zduńskiej Woli i Kalisza, z zeznań których wynika, że Koziróg prowadził żywą i energiczną działalność w swej partii.

Zawiązywał jaczejki komunistyczne, jeździł po miastach i miasteczkach całego okręgu, wydawał odezwy do robotników, próbował nawiązać kontakt z żołnierzami 29 p.p. w Kaliszu. Między innymi urządził w Pabianicach loterię. Wziął od swego sekretarza rower wartości 70 zł, biletów zrobiono na sumę 200 zł, z czego 100 zł miało być dla partii, 30 zł na libację, a pozostałymi 70 zł miano zapłacić należność za rower.

Jako ostatni świadek zeznawała matka jego Stanisława, która oświadczyła, że synowi dawała drobne kwoty pieniężne z otrzymywanej zapomogi Czerwonego Krzyża miasta Pabianic.

Sąd po wysłuchaniu mowy prokuratora i adwokatki z Łodzi skazał Andrzeja Koziroga na 8 lat więzienia, darowując mu na mocy amnestii 2 lata i 8 miesięcy.

Życie Pabianic (nr 6/1957 r.) opublikowało wspomnienia Andrzeja Koziroga z okresy wojny.

Na wiele miesięcy przed napaścią Hitlera na Polskę, skazani przez sądy sanacyjne na długie lata więzienia i osadzeni w więzieniu sieradzkim komuniści: Polacy, Białorusini, Ukraińcy, Żydzi i Niemcy zwróciliśmy się za pośrednictwem naczelnika więzienia Geniusza, jak również i bezpośrednio do Ministerstwa Sprawiedliwości o zwolnienie nas z więzienia i wcielenie do wojska, gdyż chcemy bronić zagrożoną przez Hitlera Ojczyznę. Na krótko przed wtargnięciem hord hitlerowskich na nasze ziemie otrzymaliśmy odpowiedź odmowną. Za szczerą, serdeczną chęć bronienia Ojczyzny posypały się różnego rodzaju szykany, pozbawienie prasy, widzeń, żywności itp.

O napaści Hitlera na Polskę dowiedzieliśmy się z wycia syren i bombardowania koszar, i mostów w Sieradzu. Ponownie zwróciliśmy się do naczelnika Geniusza o natychmiastowe zwolnienie z więzienia. Na żądanie to otrzymaliśmy odpowiedź od aspiranta Bagiełły i starszego przodownika Karczewskiego: „Hitler blisko, będzie z was gnój”. Po drugim bombardowaniu koszar i mostów sieradzkich, wieczorem 1 września 1939 r. na drzwi cel od strony zewnętrznej na rozkaz naczelnika Geniusza i aspiranta Bagiełły pozakładano żelazne sztaby (przedtem nigdy tego nie robiono) po czym cała służba więzienna na czele ze swymi „bohaterskimi” oficerami w szyku „bojowym” odmaszerowała w kierunku Zduńskiej Woli.

Z więzienia wydostaliśmy się z drugiego na trzeciego września, wyruszyliśmy w szyku czwórkowym. Chorych tow. tow. Zygmunta Kowalskiego, Grebienia i innych nieśliśmy na rękach. Ja i towarzysz Mieczysław Zdziechowski z polecenia kierownictwa komuny więziennej zwróciliśmy się przed więzieniem do oficerów cofającej się grupy wojska z prośbą o danie nam broni, aby wspólnie zorganizować obronę Sieradza. Odpowiedź panów oficerów to straszenie rozstrzelaniem wszystkich komunistów. Po takiej odpowiedzi wyruszyliśmy w kierunku Łodzi przez Zduńską Wole, Łask, Pabianice, po drodze serdecznie byliśmy witani przez robotników. W Łasku spotkaliśmy „bohaterską” załogę więzienia sieradzkiego. Panowie Geniusz, Bagiełło i Karczewski mocno zdziwili się, że komuniści skazani przez nich „na gnój dla Hitlera” maszerują naprawdę bojowo, nawołując ludność do obrony Ojczyzny. Ciężki był nasz marsz pod bombami hitlerowskich samolotów z ciężko chorymi towarzyszami.

Po wieczór 3 września dotarliśmy do „Strzelnicy” w Pabianicach, w krzakach rozłożyliśmy się obozem. Po skontaktowaniu się z rodziną swoją i towarzyszami, tow. tow. Zygmunta Kowalskiego, Grebienia i lżej chorych powierzyliśmy opiece matki mojej. Tow. tow. Stefana Misierka, Mieczysława Zdziechowskiego, Jana Rachowskiego, Franciszka Kurzawę i innych powierzyłem opiece swojej żony. Po zorganizowaniu transportu i odtransportowaniu towarzyszy do Łodzi, 5 września z Kazimierzem Nowakiem, Janem Stano, tramwajarzem Maślikowskim i braćmi swoimi Henrykiem, Edmundem i Zygmuntem udałem się do Łodzi, gdzie w szpitalu wojskowym na Żeromskiego zostaliśmy umundurowani. Udaliśmy się na front.

Po masakrze pod Brzezinami poważna grupa ludności cywilnej i żołnierzy udała się na Łowicz, Sochaczew. Ja poszedłem na Koluszki, Skierniewice, Mszczonów. Marsz nasz to ciągłe walki z przeważającymi siłami wroga, dobrze uzbrojonego. Po rozbiciu naszej grupy pod Skierniewicami, już bez żadnego oficera w ciągłych utarczkach z hitlerowcami dotarliśmy do Mszczonowa, gdzie dołączyliśmy do grupy ppor. Wolbrama, łodzianina. Kilka kilometrów za Mszczonowem na skutek zdrady żołnierzy nacjonalistów ukraińskich z Maślikowskim i ppor. Wolbramem wzięty zostałem do niewoli przez grupę zmotoryzowaną wojsk hitlerowskich. Po zorganizowaniu ucieczki Maślikowskiemu (był w mundurze tramwajarza – groziła mu śmierć), zacząłem myśleć o sobie. Przy pomocy chłopów udało mi się zbiec z niewoli pod Rawą Mazowiecką.

Po przybyciu do Pabianic z Władysławem Kopczyńskim w końcu września dowiedziałem się, że brat mój Henryk rozstrzelany został pod Sochaczewem, a bracia Edmund i Zygmunt wzięci do niewoli i przebywają w więzieniu w Łęczycy.

Wychowani w bohaterskich szeregach KPP, zahartowani w bojach ulicznych, w walkach więziennych w Berezie Kartuskiej, klęska wrześniowa nie załamała nas. KPP mówiła swym członkom: „Walcz tam, gdzie jest wróg”, a we wrześniu 1939 r. mieliśmy wrogów: burżuazję i obszarnictwo polskie i wroga faszystę hitlerowskiego. Komuniści pabianiccy pod koniec września 1939 r. przystąpili do ostrej walki z hitleryzmem i ich zwolennikami polskimi. Już we wrześniu na ul. Wiejskiej tow. tow. Jan Witusik, Teofil Miller, Józef Myśliwiec, Władysława Sereczyńska, Alicja Kusa, Feliks Wojciechowski, Władysław Bidziński, Lucjan Rozwens zorganizowali grupy sabotażowe, w skład których weszło sporo robotników sympatyków oraz jednolitofrontowych PPS-ców Roman Kamiński, Józef Kusa. Ja wraz z tow. Maksymilianem Furmańskim należałem do grupy sabotażowej w warsztatach naprawczych przy Zarządzie Miejskim.

Po powstaniu PPR walka przybrała na masowości i ostrości. Komuniści z głęboką wiarą walczyli i wierzyli, że przy pomocy potężnego Kraju Rad, w oparciu o polskie masy pracujące wywalczą nową Polskę, Polskę robotników i chłopów. W ciężkiej walce z faszyzmem hitlerowskim o nowy ustrój komuniści pabianiccy ponieśli olbrzymie straty. Zabici zostali następujący towarzysze Jan Witusik, Feliks Osiński, Roman Frant, Mateusz Herszel, Edmund Koziróg, Henryk Koziróg, Estera Sonenberg, Antoni Wszelaki, Bolesław Klimek, Maria Klimek, Arkadiusz Wójcik, Hieronim Śmiechowicz, Stanisław Kobyłt, Stanisław Dybała, Stanisław Pietrasik, Leon Pakin, Antoni Suwara, Ludwik Suwara, Edmund Krzemiński. Śmierć najlepszych towarzyszy ratowała honor Ojczyzny, męczeńska śmierć bohaterów –komunistów nie dopuści do powtórzenia się tragedii wrześniowej. Cześć pamięci bohaterom klasy robotniczej poległym w walce o Polskę Ludu Pracującego.

Aleksander Laczysław

Aleksander Laczysław urodził się w Pabianicach w 1885 r. mieszkał wraz z rodziną w domu przy ulicy św. Jana. Jego ojciec zatrudniony był w pabianickim przemyśle włókienniczym. Brał udział w życiu ówczesnej inteligencji pabianickiej. Laczysławowie mieli troje dzieci: syna Aleksandra i dwie córki. Dzieci kształciły się w pabianickiej szkole handlowej. Olek Laczysław znany był w mieście ze swych radykalnych poglądów. Rzutki, energiczny w latach rewolucji 1905 roku przystąpił do Organizacji Bojowej PPS.

Po ukończeniu pabianickiej szkoły średniej, studia wyższe ukończył w Zurichu, przebywał krótko w Stanach Zjednoczonych, a od roku 1911 pracował w Rosji w wielkich Zakładach Sormowskich, miasto w powiecie bałachińskim, guberni niżegorodzkiej (Rosja Środkowa) nad Wołgą, znane było w Rosji z wielkiej fabryki machin i wyrobów żelaznych. Zakłady słynęły z wyrobu parowozów, wagonów osobowych i statków rzecznych, wyrabiały też silniki Diesla.

Wstrząsy wywołane Rewolucją Październikową, zachwiały egzystencją tej fabryki. Laczysław, rewolucjonista z przekonań, widział rozwiązanie kryzysu w upaństwowieniu przemysłu. Miał w tej dziedzinie własne rozwiązania, których echo dotarło do Mołotowa i Kaganowicza. Wraz z innymi kierownikami Zakładów Sormowskich Laczysław zaproszony został do Moskwy na narady w sprawach losów wielkiego przemysłu w rewolucyjnej Rosji. W naradach tych, którymi z ramienia Prezydium Rady Najwyższej Gospodarki początkowo kierował tow. Łarin, następnie tow. Rykow, omawiano również szczególna rolę, jaką w zrewolucjonizowanej Rosji odegrać winny zakłady sormowskie, dające podstawy do właściwego rozwoju komunikacji w Rosji.

Po referacie dyrektora zakładów inż. Kaminera zabrał głos siedzący obok Laczysława uczestnik narady, którym okazał się Lenin. Lenin w lapidarnych słowach wezwał Sormowo do wytężonej pracy. „A jak się zachować wobec jej administracji i właścicieli zakładów? To zapytajcie, jaki sens miała rewolucja, po coście ją robili. Radźcie!”. Tu Lenin opuścił zebranie. Zabrał wtedy głos Aleksander Laczysław, zaznaczając, ze istniejące od szeregu miesięcy warunki obiektywne na nic innego nie wskazują, jak na konieczność nacjonalizacji Zakładów Sormowskich.

Po dalszych jeszcze naradach, w których brał udział również Feliks Dzierżyński, jak również Laczysław, jako rzeczoznawca, opracowano wreszcie dekret Komisarzy Ludowych z dnia 28 czerwca 1918 roku. Dekret ten wyszczególniał imiennie kilkaset firm, które odtąd stały się własnością państwa, jako przedsiębiorstwa państwowe. Relację Aleksandra Laczysława w tej sprawie opublikowało Życie Warszawy w artykule pt. „Narodziny Dekretu – Polacy w Rewolucji”.

Jak z powyższego wynika, w kształtowaniu się form organizacyjnych pierwszego państwa socjalistycznego przypadł również zaszczytny udział pabianiczaninowi, Aleksandrowi Laczysławowi, którego pełną relację z tych poczynań znajdziemy w przygotowanej już do druku książce pt. ‘Na granicy epok”.

Rodzina Laczysława po pierwszej wojnie światowej opuściła Pabianice. Aleksander Laczysław w roku 1924 wrócił do Polski, był dziennikarzem, dyrektorem wydawnictw, w okresie okupacji współpracownikiem prasy konspiracyjnej, a w wyzwolonej Polsce Ludowej inspektorem Komisji Planowania Gospodarczego. Zmarł w Zakopanem w r. 1955 w wieku lat 70.

W pięćdziesiątą rocznicę Wielkiej Rewolucji Październikowej godzien jest przypomnienia ogółowi mieszkańców Pabianic, które to miasto bogate jest w tradycje rewolucyjnych ruchów (Życie Pabianic 42/1967)

Estera Sonnenberg

Estera Sonnenber ( Zonenberg, Sonenberżanka) bezkompromisowa i niezłomna działaczka Związku Młodzieży Komunistycznej i Komunistycznej Partii Polski w Pabianicach. Znalazła się wśród kierownictwa strajku robotników przemysłu włókienniczego w marcu 1933 roku. Wzmiankę o pabianickiej komunistce znajdujemy w Haśle Łódzkim (4.10.1927). Tytuł artykułu: „W celi więziennej odpokutują zbrodnie przeciw państwu. Działacze komunistyczni pracowali na terenie Pabianic – 3 lata więzienia za agitację wywrotową „.

W dniu wczorajszym Sąd Okręgowy w Łodzi rozpatrywał sprawę przeciwko Izaakowi Blumenkrancowi, lat 22, Joskowi Sonenbergowi, lat 41 i Esterze Sonenberżance oskarżonym o przynależność do Związku Młodzieży Komunistycznej. W dniu 7 października 1926 r. wywiadowca Starczewski obserwował z polecenia kierownika V brygady urzędu śledczego Blemnkranca. Wywiadowca Starczewski zauważył m. in., że Blumenkranc przyjechał do Pabianic, udał się na ul. Konstantynowską, gdzie wszedł do domu nr 2 i zabawił tam około 5 minut. Po wyjściu z wspomnianego domu Starczewski aresztował Blumenkranca, sprowadził do komisariatu i dokonał u niego rewizji osobistej, w czasie której ujawniono u aresztowanego notes z podejrzanymi notatkami, których znaczenia Blumenkranc nie chciał wyjaśnić. Ponieważ, jak stwierdziło dochodzenie, w domu przy ul. Konstantynowskiej 2 mieszkał Josek Sonenberg z córką swą , Esterą, oboje będący pod obserwacją, jako notowani członkowie partii komunistycznej. Przeprowadzono u nich rewizję, która dała nadspodziewane wyniki. Znaleziono prócz kilku pism komunistycznych referat pisany na maszynie pt. „KPP i inne partie robotnicze”, oraz szereg kompromitujących dokumentów. Wydział Karny Sądu Okręgowego pod przewodnictwem sędziego Arnolda w asyście sędziów Wileckiego i Olbromskiego uznał działalność oskarżonych za przeciwpaństwową i skazał Izaaka Blumnkranca na 3 lata więzienia, Esterę Sonnenberg na 3 lata więzienia, zaś Joska Sonnenberga uniewinnił.

Blumenkranc był narzeczonym Estery. W procesie pogrążył go list do Sonenberżanki. Blumenkranc pisał do niej: „Kocham cię, jak władzę sowiecką, pałam do ciebie miłością, jak do rewolucji społecznej’ ( Hajnt nr225, 4 X1927).

Henryk Kubicki

Henryk Kubicki urodził się w 1902 r. w Pabianicach. Do PPSL-cy wstąpił w 1927 r. Aresztowany na wiecu przedwyborczym w r. 1928. Został skazany na 6 miesięcy więzienia. W więzieniu na Gdańskiej w Łodzi przyjęty został do KPP przez towarzyszy Stanisława Kręgla, Jana Ajzemana, Wandurskiego – starostę komuny na Gdańskiej. Po wyjściu z więzienia aktywnie pracował w partii aż do rozwiązania. Po rozwiązaniu należał nadal do MOPR-u. Po wkroczeniu wojsk hitlerowskich do Pabianic wspólnie z b. członkami KPP brał udział w grupach sabotażowych. Przed powstaniem PPR skontaktował się z Józefem Logą Sowińskim, który dostarczył mu pierwsze odezwy dla Pabianic. W grudniu 1942 r. Henryk Kubicki wstąpił do PPR-u . Z polecenia Komitetu Miejskiego organizował sztab Gwardii Ludowej w składzie: Stanisław Kobyłt, Władysław Karbowiak, Książek Józef. Aresztowany w kwietniu 1944 r. i osadzony w hitlerowskim obozie koncentracyjnym Mauthausen swoim postępowaniem dał dowód wytrwałości komunisty i wiary w ostateczne zwycięstwo klasy robotniczej.

Po wyjściu z Mauthausen wstąpił do PPR i Korpusu Bezpieczeństwa, gdzie z bronią w ręku walczył z bandami reakcyjnymi.

Po zwolnieniu się z Korpusu Bezpieczeństwa na polecenie partii objął stanowiska dyrektora Miejskiego Przedsiębiorstwa Remontowo-Budowlanego. Od zjednoczenia jest aktywistą PZPR. Społecznie pracuje jako członek „piątki” układającej historię partii przy KM PZPR w Pabianicach, jest wiceprzewodniczącym Zarządu Miejskiego ZB0WID. Za wieloletnią pracę rewolucyjną został odznaczony Oficerskim Krzyżem Odrodzenia Polski (Życie Pabianic 1958).

Edward Hanczka

Edward Hanczka urodzony w 1904 r. w Pabianicach, tkacz. Do Związku Polskiej Młodzieży Socjalistycznej wstąpił w r. 1921. Za lewicową robotę w ZPMS został usunięty. Do Związku Młodzieży Komunistycznej wstąpił w styczniu 1923 r. Po rocznej szczególnie aktywnej pracy w styczniu 1924 r. został aresztowany i przez Sąd Okręgowy w Łodzi skazany na 3 lata więzienia. Po wyjściu z więzienia wronkowskiego we wrześniu 1927 r. tow. Edward Hanczka pracował w ruchu rewolucyjnym do rozwiązania KPP. Po rozwiązaniu należał do grupy lewicy związkowej w Klasowym Związku Zawodowym Włókniarzy. Zaraz po wyzwoleniu wstąpił do PPR, z polecenia której zajmował różne odpowiedzialne stanowiska w przemyśle włókienniczym w Zelowie, Bełchatowie. Od zjednoczenia jest członkiem PZPR, pracując w Zakładach Wełnianych w Pabianicach (Życie Pabianic 1958).

Antoni Witusik

Urodzony w r. 1902 w Pabianicach, z zawodu tkacz. Do Związku Młodzieży Komunistycznej wstąpił w styczniu 1923 r. Po rocznej uczciwej pracy w styczniu 1924 r. został aresztowany i skazany przez Sąd Okręgowy w Łodzi na 3 lata więzienia. Po wyjściu z więzienia wronkowskiego we wrześniu 1927 r. pracował w Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, na terenie dawnej fabryki Waintrauba. W okresie okupacji hitlerowskiej współpracował z PPR, ukrywał i żywił ściganych przez gestapo towarzyszy. Po wyzwoleniu wstąpił do PPR, od zjednoczenia jest członkiem ZPR (Życie Pabianic 1958).

Antoni Rusak

W obawie o bezpieczeństwo państwa w Berezie Kartuskiej utworzono miejsce odosobnienia dla przeciwników ówczesnej władzy, wśród nich znaleźli się również pabianiccy komuniści. W 1958 roku Jan Ratajczyk na łamach Życia Pabianic opublikował ich wspomnienia pt. „Bereza nie złamała postawy komunistów”.

8 stycznia 1937 r. w nocy zostałem aresztowany – opowiada tow. Antoni Rusak, znany działacz społeczno-polityczny na terenie Pabianic. – Zabrała mnie defensywa na czele z szefem Stęperskim w asyście szpicli Niziurskiego i Krysiaka.

W areszcie zastałem tow. Dejcza członka KPP. Po godzinie do naszej celi wprowadzono tow. Romana Szymczyka również członka KPP. W ten sposób stało się dla mnie jasnym, że nastąpiła nowa fala aresztowań wśród członków Komunistycznej Partii Polski.

Po pewnym czasie wywołano tow. Szymczyka, następnie tow. Dejcza i wreszcie mnie. Wprowadzono nas do gabinetu komisarza policji - Kwapisza, który w asyście szpicli kpił z naszej niemocy. Oświadczył, że nie możemy dłużej przebywać w Pabianicach, ponieważ osłabiamy polskie siły zbrojne (w 1936 r. tow. Rusak, Szymczyk, Dejcz, Duczko, Kubicki oraz inni towarzysze na polecenie Komitetu dzielnicowego KPP w Pabianicach prowadzili werbunek ochotników do walki w obronie Republiki hiszpańskiej przeciwko reżymowi Franco). Wobec tego będziemy skierowani do miejsca odosobnienia w Berezie Kartuskiej.

Odwieziono nas na dworzec kolejowy, a następnie poprzez zbiornicę warszawską mieszczącą się przy ul. Daniłowiczowskiej, skierowano do Berezy.

Bereza Kartuska mała stacyjka zasypana śniegiem zrobiła na mnie ponure wrażenie. Ledwo zorientowałem się gdzie się znajduję, a już zaczęto nas bić i kopać.

O ucieczce nie było co marzyć. Byliśmy skuci.

6-7 kilometrów drogi odbyliśmy pod czujnym okiem oprawców obozu, przy stałej asyście granatowej policji. Przy bramie obozu w Berezie Kartuskiej czekała na nas nowa grupa wypoczętych oprawców. Bito nas kolbami i pałkami. Nie szczędzono nawet pięknie wyczyszczonych butów, którymi tak umiejętnie nas kopano.

Po takim przywitaniu zostaliśmy skierowani do bloku gdzie przyjął nas nadkomisarz obozu – Kucharski. Po spisaniu naszych personaliów i naszym oświadczeniu, ze jesteśmy bezwyznaniowcami – nadkomisarz śmiejąc się do swoich golędzinowskich „chłopców” powiedział:

- Panowie sprawcie im chrzest, aby zrozumieli, że Polska jest chrześcijańska.

Oko w oko stanęliśmy wobec golędzinowskich policjantów ustawionych w szpaler po jednej i drugiej stronie od budynku oficerskiego do bramy więzienia. Biegnąc środkiem tego szpaleru, byliśmy bici bez przerwy.

Potem w zimnym bloku więziennym, komendant bloku starszy przewodnik Kowalski kazał się nam rozebrać i zdać ubrania. Pozostawiono nas bez ubrań na mrozie. Po dwóch godzinach oddano nam ubrania.

Trafiłem do celi nr 14. Na betonie leżało 40 osób zziębniętych i skurczonych w szarych siermięgach i krymkach Berezowskich. Na komendę „na prawą stronę padnij” padłem i ja na zimny jak bryła lodu beton, mieszając się z obcymi.

Leżący naprzeciw mnie towarzysz spytał skąd jesteśmy i ilu nas przybyło, po czym uśmiechnął się mówią:

- Nie martw się kochany, idzie wytrzymać, byle tylko do wiosny.

Noc spędziłem na rozmyślaniach i rozmowach z towarzyszami. Rano spotkałem się z katami obozu w Berezie – Nadolskim i Soleckim. Kazano nam nowo przybyłym wystąpić i w asyście pałek i kopniaków skierowano nas do kancelarii.

W wąskim korytarzu bito nas pałkami, nahajkami i czym tylko się dało. Przy tych ‘operacjach” szczególnie zasłynął Solecki, popularny „Henio”, który znęcał się nad więźniami z niesłychanym sadyzmem. Kiedy dobiegłem do celi w oczach ciemniało mi coraz bardziej z wyczerpania i wreszcie zwaliłem się z nóg. Kat Solecki nie wydawał się być tym wcale zakłopotany. Wyzywająco popatrzył na mnie, po czym kazał wylać mi na głowę kubeł wody. Łyk wody ocknął mnie.

Na rozkaz Soleckiego towarzysze ułożyli mnie w rogu celi na zimnym betonie, do chwili odzyskania pełnej przytomności. Kiedy nie mogłem jeszcze zebrać myśli, jak przez sen słyszałem nowe rozkazy i komendy wydawane przez Soleckiego.

Jak się zorientowałem w późniejszym czasie, bicie było wymysłem administracji obozu, stosowane w celu złamania postawy moralnej więźniów politycznych i wyrobienia w nich poczucia strachu przed oprawcami. Celowo różnymi metodami i formami chciano doprowadzić do fizycznego i moralnego wyniszczenia członków Komunistycznej Partii Polski.

Minęło wiele nieprzespanych nocy, poświęconych pracy partyjnej, nocy podczas których marzyło się o wolności.

Każdy pragnął opuścić obóz, pozbyć się na zawsze znienawidzonego ogrodzenia z drutów kolczastych, gniazd karabinów maszynowych i widoku oprawców Berezy.

Nadszedł wreszcie upragniony dzień, o którym się mówiło i marzyło po nocach. 10 lipca 1037 roku po obiedzie z grupy ogólnej wywołano około 25 towarzyszy do bloku. Jeszcze tego samego popołudnia w piękny słoneczny dzień znalazłem się na kobryńskiej szosie, a potem na stacji kolejowej.

W Brześciu pożegnałem się z towarzyszami pochodzącymi z Wilna i Białorusi. Powróciłem do Pabianic zniszczony i wynędzniały, a mimo to z nieugiętą wiarą w zwycięstwo idei socjalistycznej. Zraz też z powrotem przystąpiłem do pracy polityczno-społecznej, którą z krótkimi przerwami kontynuuję do obecnej chwili – kończy swoje opowiadanie tow. Antoni Rusak.

Leon Piskorski

Ur. 11 Vi 1889 w Pabianicach. Pochodzenie robotnicze. Ukończył gimnazjum handlowe. W armii carskiej w latach 1910-1917, ranny w 1916, następnie do 1917 na leczeniu w Piotrogrodzie. W 1. Batalionie Cyklistów Czerwonej Gwardii w Piotrogrodzie od 1917 do III 1918, w czasie powstania październikowego 1917 w ochronie Smolnego. W Armii Czerwonej w latach 1918-1925, m. in. w 1. Dywizji Strzelców Armii Czerwonej od III 1918, dowódca oddziału kawalerii na Froncie Południowym od V 1919, uczestniczył w walkach w obronie Piotrogrodu pod Łodejnoje Pole gubernia piotrogrodzka, Pietrozawodskiem i Murmańskiem. Dowódca oddziału na Froncie Południowym od końca 1920, uczestniczył w walkach z oddziałami Wrangla pod Perekopem, następnie w 1921 przeciwko oddziałom Machny w guberni taurydzkiej i chersońskiej. Pracownik handlu i administracji fabrycznej w Leningradzie w latach 1926-1941. Dowódca batalionu w obronie Leningradu w latach 1941-1942, następnie chory do 1944. Pracownik przemysłu chemicznego w Leningradzie w latach 1944-1956. Rencista od 1957. Zmarł 2 XI 1962 w Leningradzie.

Antoni Woźniak

Ur. 1 XII 1894 w Pabianicach. Samouk. Tkacz, piekarz. Piekarz w Jekaterynburgu w latach 1917-1919. W Czerwonej Gwardii od 1917, walczył od XI 1917 do I 1918 przeciwko oddziałom Dutowa (Ataman Kozaków Orenburskich). Pracownik Wydziału Transportowego CzK w Omsku od 1919 do VIII 1920. Członek Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) od 9 IX 1919. Funkcjonariusz Wydziału Specjalnego CzK w latach 1920-1921. Piekarz w piekarni wojsk WCzK (Komisja Nadzwyczajna do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem - Czeka) w latach 1921-1922. Następnie piekarz i tkacz w Piotrogrodzie w latach 1922-1927.

Antoni Kubik

Ur. 1881 w Pabianicach. Pochodzenie robotnicze. Ukończył 4 klasy szkoły miejskiej i 4 klasy szkoły realnej jako ekstern. Tkacz. Członek PPS w l. 1902-1906. Posługiwał się pseudonimem „Śmiały”. Aresztowany 3 III 1906, więziony do XII 1906 w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej, następnie skazany w XII 1906 przez Warszawski Wojskowy Sąd Okręgowy na 15 lat katorgi. Karę odbywał w Tobolskim Więzieniu Centralnym w latach 1907-1917. Kontroler w Zarządzie Aprowizacji w Spassku gubernia kazańska w latach 1917-1918. Pracownik Wydziału Śledczego w Spassku w latach 1919-1920. Następnie do 1927 tramwajarz w Leningradzie. Kandydat do Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) od 15 V 1925. Członek Stowarzyszenia b. Więźniów Politycznych Katorżników i Zesłańców w 1934.

Władysław Filipowicz

W. Filipowicz urodził się w 1888 r. Ukończył 5 klas gimnazjum. Robotnik. Członek PPS od IX 1905, następnie do XI 1908 w PPS –Frakcja Rewolucyjna. Dowódca plutonu w 14. Zaamurskim Pułku Piechoty w latach 1917-1918. Członek Rewolucyjnej Komunistycznej Partii (bolszewików) od 20 IV 1920. Naczelnik milicji kraju Narymskiego od V 1920 do 15 VI 1921. Przewodniczący Komitetu Wykonawczego Rady Delegatów Robotniczych Kraju Narymskiego w latach 1921-1922. Przewodniczący Komitetu Wykonawczego RDR w Kuzniecku gubernia Tomska w latach 1922-1924. Kierownik Tomskiego Gubernialnego Zarządu Gospodarki Leśnej w latach 1924-1926. Następnie do 1927 zastępca dyrektora zakładów przemysłu spożywczego w Tomsku

Profesor Nikołaj Iwanow w pracy „Zapomniane ludobójstwo. Polacy w Państwie Stalina” (2015) przypomniał nieco postać urodzonego w Pabianicach czołowego działacza bolszewickiego w okresie rewolucji październikowej i wojny domowej na Syberii – Bogumiła Kęszczyńskiego. W Polsce w obawie przed policją carską przybrał on nowe imię i nazwisko – Władysław Filipowicz. Pod tym nazwiskiem został aresztowany w 1907 r. W okresie terroru stalinowskiego padł ofiarą prowokacji wymierzonej także w komunistów pochodzenia polskiego. Przypisano mu współpracę z antykomunistyczną organizacją POW (Polska Organizacja Wojskowa).

Jedną z najprężniej działających siatek POW na terenie Związku Sowieckiego, jak próbował przekonać Stalina w swym sprawozdaniu Jeżow, był syberyjski oddział z centrum w Nowosybirsku. Na szefa syberyjskiego POW wytypowano Władysława Filipowicza, byłego członka PPS, emigranta politycznego z II Rzeczypospolitej, który na swoje nieszczęście był osobistym znajomym Tomasza Dąbala rzekomego szefa centrali POW w Moskwie. Do kierownictwa „Polskiego Komitetu Syberyjskiego” POW włączono dwóch księży – Antoniego Żukowskiego z Tomska i katolickiego administratora Syberii Juliana Grońskiego z Nowosybirska, a także emigranta politycznego z II RP– Aleksandra Sosenkę i Plebanka. Jedną z czołowych ról w Polskim Komitecie Syberyjskim mieli odgrywać również dwaj Polacy z najwyższej nomenklatury sowieckiej: kierownik wydziału mniejszości narodowych na Syberii E. Żmijewski i dowódca oddziału wojsk ochrony kolei transsyberyjskiej Łukaszuk. Połączenie tak różnych osób, wrogo nastawionych wobec siebie, w jednej nielegalnej organizacji POW, wyglądało absurdalnie, ale w latach wielkiego terroru absurd był na porządku dziennym, jako niezbędny środek terroru.

W oficjalnym oskarżeniu w sprawie syberyjskiego POW czytamy: Na terytorium Kraju Zachodnio-Syberyjskiego wykryto i zlikwidowano szeroko rozgałęzioną kontrrewolucyjną szpiegowsko-dywersyjną powstańczą organizację pod tytułem POW, utworzoną na polecenie Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, która do ostatniego momentu prowadziła aktywne przygotowania do wystąpienia zbrojnego przeciwko władzy sowieckiej z namiarem przystąpienia do powstania zbrojnego w momencie napadu na Związek Sowiecki państw faszystowskich.

Jako dowód obciążający wykrytych polskich „agentów” Jeżow przytacza fakt wizyty na Syberii, w miejscu zsyłki marszałka Piłsudskiego, polskiej dwuosobowej delegacji w składzie sekretarza poselstwa w Moskwie Jana Łagody i byłego adiutanta marszałka Mieczysława Lepeckiego. Przyjechali oni do Kiereńska w celu zabrania ziemi z miejsca, gdzie Piłsudski był zesłany. W rzeczywistości, jak sugeruje Jeżow, przywieźli plan zbrojnego powstania oddziałów POW na Syberii na wypadek wojny polsko-sowieckiej. Plan ten przekazali Filipowiczowi.

Jeżow nie wspomina, że plan ten istniał jedynie w wymuszonych przez tortury zeznaniach aresztowanych Polaków. Nigdy nie udało się odnaleźć oryginalnych dokumentów dotyczących tej sprawy, bowiem dokumenty te nigdy nie istniały.

Paweł Łaski

Marek Drozdowski opublikował „Wspomnienie o Pawle Łaskim i jego pabianickich towarzyszach” w magazynie historycznym Mówią Wieki ( 1962/nr 5).

Mija już 13 lat od chwili, kiedy nasza paczka spotkała się po raz pierwszy na zebraniu młodych marksistów z „Handlówki” pabianickiej u Dzidka na ul. Zamkowej. Mieszkanie Dzidka było dla nas schronieniem i przytułkiem. Miało ono swoje tradycje i osobliwości, stwarzając atmosferę do przyjacielskich spotkań. Dziadek Dzidka zbliżający się do setki imponował nam swoją wytrzymałością na działanie polskich trunków, które, kupowane za skromne sztubackie grosze, dodawały nam animuszu, zaostrzały dowcip i wyobraźnię.

Lubiliśmy staruszka opowiadającego swe wspomnienia z powstania styczniowego w pow. łaskim, wspomnienia o bitwach pod Sędziejowicami i Lutomierskiem. Matka Dzidka, towarzyszka Abramowska z domu Kącka, swymi opowiadaniami wieczornymi wzbudzała w nas zainteresowanie historią, której sama była żywym wcieleniem. W wyobraźni naszej ożywionej jej wspomnieniami błądziliśmy po halach tkalni Kruschego i Endera z początków naszego stulecia, po lesie karolewskim, gdzie odbywały się tajne zebrania robotnicze, po szlakach „technikierki”, bibuły nielegalnej i broni, po miejscach demonstracji i szarż kozackich, po więzieniach łódzkich, a następnie etapach prowadzących do wiackiej guberni i dalej na bezkresne pola Sybiru.

Z opowiadań tow. Abramowskiej oraz jej przyjaciół i znajomych wyłania się postać jej męża – Pawła Łaskiego, która wzbudzała największą naszą ciekawość. Nie było go wśród nas, umarł bowiem 11 grudnia 1937 roku. Z portretu patrzył na nas mężczyzna o głębokich oczach, krzaczastych brwiach i szlacheckich wąsach. Historia jego życia była podobna do historii wielu polskich działaczy robotniczych. Urodzony w roku 1875 w Zaścianku Swięganiów w pow. łaskim, po otrzymaniu wykształceniu elementarnego wyrusza do Łasku, a następnie do Pabianic w poszukiwaniu pracy. Otrzymuje ją w fabryce „Krusche i Ender”, gdzie pracuje jako tkacz. Mimo kłopotów materialnych, które nastręczało utrzymanie licznej rodziny, mimo protestów żony, która chciała mieć męża w domu, przy dzieciach, Łaski nawiązuje kontakt z pabianickimi działaczami III „Proletariatu”, a następnie w r. 1901 wstępuje w jego szeregi. Od tego czasu życie jego zaczyna wypełniać, poza fabryką i domem, partia, której poświęca coraz więcej czasu i myśli.

Proletariackie środowisko Pabianic, w którym Łaski zdobywał wiedzę polityczną, było środowiskiem nadzwyczaj prężnym i dynamicznym. Tutaj w roku 1863 działał już Komitet Robotniczy „Proletariatu”, którego członkowie organizowali w latach późniejszych pierwsze kasy oporu. Ideowym przywódcą tych poczynań był pracujący w Łodzi Tomasz Rychliński, noszący pseudonim „Dziadek”. Po przejściowym osłabieniu ruchu na skutek aresztowań w r. 1898 z rozbitych grup robotniczych powstaje w Pabianicach koło PPS. Aktyw tego koła stanowili byli działacze „Proletariatu”: Jan Karczewski – „Lisek”, Adam Przybylski – „Andrzej”, Walenty Zawadzki, Stefan Lenartowski i Adam Pietrzak – „Ksawery”.

Wspomniani działacze organizowali walkę ekonomiczna i polityczną proletariatu Pabianic. Dnia 13 I 1898 roku, po wydaniu prawa określającego dzień roboczy na 11,5 godziny, wybuchł w fabryce Endera strajk. Robotnicy nie chcieli zgodzić się na obniżkę płac w związku ze skróceniem dnia roboczego. Przez dwa tygodnie nie przyjmowali wypłaty, aż wreszcie fabrykant ustąpił. W listopadzie 1899 roku nowy strajk ogarnął fabryki „Kruschego i Endera” i „Kindlera”. Miał on także tło ekonomiczne. Strajk został przegrany, nie zraziło to jednak pabianickich robotników, którzy w listopadzie 1900 roku przystępują do ogólnego strajku ekonomicznego, tym razem bezwzględnie stłumionego przez władze carskie.

Represje dotknęły przyjaciół Łaskiego. Aresztowano wówczas Józefa Laurera, nielegalnego delegata fabryki „Krusche i Ender”, Józefa Koziroga – członka milicji technicznej, Antoniego Kamerdyniaka, Antoniego Rakowskiego, Hipolita Miłowskiego, Helenę Witkowską i wielu innych. Aresztowanych czekały więzienia i zesłania syberyjskie. Represje jednak wzmogły tylko ducha walki, szczególnie u młodych działaczy partyjnych. W roku 1903 z inicjatywy Józefa Feliksińskiego, Stanisława Rakowskiego i Tomasza Grelusa powstaje w pabianickiej PPS tzw. Komitet Młodych, zamieniony wkrótce na Komitet Partyjny. Komitet ten rozpoczął ożywioną działalność organizacyjno-polityczną, tworząc liczne kola fabryczne, organizując szeroki kolportaż bibuły, a następnie przygotowując drużyny bojowe. W tym to okresie do partii wstąpił Paweł Łaski (pseudonim „Roztropek” – „Gwóźdź”), stając się wkrótce aktywnym członkiem jej Komitetu. Niedługo po nim do organizacji pabianickiej PPS przyjęta zostaje młodziutka, 15-letnia Stanisława Kącka (pseudonim „Ewa”), której zadaniem staje się transport bibuły i broni. W roku 1904 w lasku karolewskim na tajnym zebraniu partyjnym dochodzi do przypadkowego spotkania młodziutkiej „Ewy” z trzydziestoletnim „Roztropkiem”. Oboje później będą wspominali ten dzień, kiedy to „Roztropek”, widząc bezradne próby czynione przez „Ewę” w celu przebycia szerokiego rowu leśnego, przeniósł ją nie zdając sobie sprawy z tego, że młoda dziewczyna stanie się za 25 lat jego drugą żoną.

Przebieg wypadków rewolucyjnych w Pabianicach był następujący: na wiadomość o mobilizacji do armii carskiej partie robotnicze zorganizowały 18 grudnia 1904 roku demonstrację antywojenną. Manifestacja, w której brali udział Łaski i Kącka, odbyła się wieczorem przy zapalonych pochodniach. Pochód demonstrantów liczący ponad 3 tysiące ludzi ruszył z rozwiniętymi sztandarami i transparentami sprzed szkoły powszechnej „Kruschego i Endera’ na ulicę Zamkową, a następnie ulicą Fabryczną dochodząc do ulicy Moniuszki. Gdy zaskoczony tym wydarzeniem naczelnik powiatu łaskiego Iwanow przybył z pułkiem piechoty, pochód był już rozwiązany.

Dnia 6 stycznia 1905 roku komitet Partyjny osłabiony aresztowaniami organizuje drugą demonstrację antywojenną. W okolicach kościoła ewangelickiego policja carska otworzyła ogień do manifestantów. Ofiarą strzelaniny padł robotnik Fiszel. Aresztowani zostali wybitni działacze Pabianic: Karol Sulej, Maria Karczewska i Aniela Furmańska.

Za przykładem Warszawy i Łodzi, objętych powszechnym strajkiem znamionującym początek rewolucji, do walki ponownie ruszyli robotnicy Pabianic. Dnia 30 stycznia 1905 roku stanęły wszystkie fabryki pabianickie. Robotnicy zebrali się w dużej sali „Ujeżdżalni”, która została potem otoczona przez wojsko. Na wiec w asyście policjantów przybył Iwanow. Wiecujący robotnicy nie przelękli się siły. Jednomyślnie zaakceptowali projekt rezolucji zgłoszonej przez Tomasza Grelusa, domagającej się radykalnej poprawy warunków ekonomicznych, swobód demokratycznych oraz solidaryzującej się z walką robotników całego ówczesnego imperium carów. Wiec wywarł piorunujące wrażenie na mieszkańcach miasta. Wobec odrzucenia postulatów robotniczych strajk kontynuowano, nadając mu coraz bardziej polityczny charakter.

W czasie jego trwania Kozacy w fabryce Kindlera zabili robotnika Michała Wojasa. W styczniu i lutym 1905 r. trwał w Pabianicach strajk szkolny. Czołową rolę w jego organizacji odegrali uczniowie naszej „Handlówki”. Pod koniec lutego1905 roku znowu Pabianice dają znać o sobie nową zbrojną manifestacją organizowaną dla zmylenia policji na przedmieściach miasta. Z rozwiniętymi sztandarami pochód robotniczy przeszedł ulicami: Kościuszki, Zamkową aż do „Ujeżdżalni”, gdzie nastąpiło starcie z dragonami.

Paweł Łaski brał udział we wspomnianych walkach. Później jako członek Organizacji Bojowej w obronie bohaterskich powstańców Łodzi organizuje w Rudzie pabianickiej barykady dla powstrzymania oddziału Kozaków idących w kierunku Łodzi w celu stłumienia powstania.

Szczególnie wiele energii poświęca on walce z nacjonalizmem klerykalno-endeckim. Jego bojówka tępiła bezlitośnie chuliganów usiłujących organizować pogromy ludności żydowskiej Pabianic. W sierpniu 1905 roku, gdy syreny fabryczne znowu wezwały robotników do walki, tj. do politycznego strajku protestacyjnego skierowanego przeciwko armii carskiej, wśród strajkujących znalazł się też Łaski. Zajmował się on działalnością przygotowawczą do nowego strajku powszechnego, który wybuchł w Pabianicach 29 października 1905 roku. W związku ze wspomnianymi wydarzeniami niech mi wolno będzie na pochwałę naszej szkoły powołać się na źródła carskie, które donosiły m. in: (17) 30 X i (18) 31 X 1905 demonstracja z czerwonymi sztandarami w Pabianicach, duża rola organizatorska uczniów szkół handlowych.

Strajki i demonstracje trwały przez cały listopad 1905 r. Doprowadziły one do utworzenia złożonego z przedstawicieli partii robotniczych „Komitetu Obywatelskiego”, który dyktował władzom normy postępowania. Fakt ten najdobitniej świadczy o sile rewolucyjnego ruchu proletariatu Pabianic.

W roku 1906 działalność Łaskiego koncentruje się w Organizacji Bojowej. Jako instruktor „piątki”, do której należeli: Stanisław Kałużny, Józef Drobniewski, Bolesław Żabicki i Józef Henczel, kierują oni akcją wymierzoną przeciwko wyborom do Dumy carskiej (chodziło o przekształcenie bojkotu biernego w bojkot aktywny), a następnie organizuje zamach na biuro paszportowe w Widzewie. Dnia 26 marca 1906 roku zostaje aresztowany i osadzony w więzieniu. Dzięki wysiłkom towarzyszy udaje mu się uzyskać chwilowe zwolnienie za kaucją. W roku 1907 jest ponownie aresztowany i przesłany do X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej. Sąd skazuje go za działalność rewolucyjną na karę śmierci, zamienioną następnie na 4 lata katorgi i wieczne zesłanie na Syberię. Rok później los Łaskiego podziela jego towarzysz walki Antoni Kącki – „Czerwony”, brat towarzyszki „Ewy” (dzisiaj zasłużony działacz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Czkałowska w Tadżyckiej Republice Radzieckiej) oraz inni robotnicy Pabianic, jak Edmund Michalski, Józef Kapuściński, Władysław Lewicki, Józef Koziróg, Józef Feliksiński, Antoni Radkowski i wielu innych.

Warto zaznaczyć, że po rozłamie w PPS, który w Pabianicach nastąpił w grudniu 1906 roku, olbrzymia większość organizacji PPS ( w tym Paweł Łaski) zgłasza akces do PPS-Lewicy. Na czele nowego komitetu PPS-Lewicy stanęli: Antoni Kącki „Czerwony”, Edward Michalski „Czworooki” (profesor „Handlówki”), Józef Przybylski „Zagłoba”. Jednym z członków Komitetu był Narcyz Gryzel, zamordowany bez sądu przez policmajstra Jonina. Ten ohydny mord wywołał powszechne oburzenie i odbił się głośnym echem w Dumie carskiej. Nowy okres był bardzo trudny dla partii ze względu na nieustanne aresztowania jej członków. W tym czasie działalność partyjna skoncentrowała się na pracy ekonomiczno-oświatowej. W okresie 1906-1907 Władysław Michalski organizował w naszej szkole wykłady dla robotników z dziedziny ekonomii, historii, przyrodoznawstwa. Członkowie PPS-Lewicy brali aktywny udział w pracach Pabianickiego Towarzystwa Naukowego, rozwijającego szeroką działalność kulturalno-społeczną, w ruchu spółdzielczości społemowskiej oraz w Polskim Stowarzyszeniu Równouprawnienia Kobiet. Na odczyty organizowane przez wspomniane placówki przyjeżdżał do Pabianic m. in. wybitny polski socjolog, profesor Ludwik Krzywicki.

W okresie kryzysu w przemyśle włókienniczym (r. 1912 i pierwsza polowa 1913) partia wiele miejsca poświęcała organizowaniu pomocy dla bezrobotnych, co stało się szczególnie aktualne w latach wojny światowej.

Rodzina Pawła Łaskiego znajduje ssię wówczas w skrajnej nędzy. Stąd większość jej dorosłych członków zmuszona była emigrować na roboty sezonowe do Niemiec.

W muzeum w Pabianicach można dzisiaj zobaczyć kajdany, którymi był skuty Paweł Łaski podczas pobytu na katordze w guberni archangielskiej. Kajdany te są symbolem cierpień ponad 30 bojowników rewolucji 1905-1906 roku w Pabianicach skazanych na katorgę i więzienie. Rewolucja lutowa przyniosła im wolność. Łaski, mimo choroby proletariackiej – gruźlicy, jaka pozostała mu po ciężkich przejściach, bierze aktywny udział w Rewolucji Październikowej. W walkach jest lekko ranny. Później organizuje w Irkucku tkalnię, w której pracuje do 1920 roku.

W Pabianicach tymczasem po styczniowych wyborach samorządowych w 1917 roku oraz strajku powszechnym z 18 lutego 1918 roku skierowanym przeciwko okupacji niemieckiej rosły nadzieje na wyzwolenie narodowe i społeczne. Dnia 10 listopada 1918 roku została zwołana konferencja przedstawicieli partii robotniczych, związków zawodowych i Robotniczego Stowarzyszenia Oświatowego „Światło” pod przewodnictwem Stanisława Wojtaszka. Konferencja powołała Radę Delegatów Robotniczych m. Pabianic, która przy współudziale POW i harcerzy rozbroiła żołnierzy i żandarmów niemieckich, powołała własną milicję ludową i objęła całkowitą władzę nad miastem. Później władza ta przy sprzeciwie działaczy SDKPiL przekazana została Radzie Miejskiej, do której wybory odbyły się w lutym 1919 roku, przynosząc duży sukces PPS. Robotnicy jednak czuli się zawiedzeni. Entuzjazm pierwszych dni niepodległości minął szybko. Codzienne życie związane z bezrobociem, rosnącą inflacją i ogonkami, wojna 1920 roku – wszystko to niosło rozczarowanie. Wpływy PPS gwałtownie spadały. Do takich Pabianic wraca w roku 1920 Łaski.

Rodzina ma do niego żal, ponieważ zmuszona była przez długie lata sama walczyć o chleb. Starzy towarzysze, przyjaciele nie podzielają jego radykalnych poglądów przywiezionych z Rosji radzieckiej. Łaski nie kapituluje jednak i po wielu sporach i dyskusjach organizuje w Pabianicach w r. 1924 wraz z Hillem i Kapitułką Niezależną Socjalistyczną Partię Pracy, do której zgłaszają akces lewicowi pepesowcy. Starzy przyjaciele odgradzają się od niego. W kwietniu 1925 roku w związku z wyborami do Rady Miejskiej wydają odezwę mającą zdyskredytować Łaskiego w opinii robotników jako ”agenta fabrykantów”. Odezwę tę podpisali: Antoni Szczerkowski, Karol Sulej, Władysław Raszpla, Józef Feliksiński, Julian Kraj. Nie zraża to Łaskiego. Który współpracuje z komunistami, organizując z nimi wspólne strajki i demonstracje. W mieszkaniu jego częstymi gośćmi są członkowie Komunistycznej Partii Polski : Furmański, Rutkowski, Rakowski i Wajerowicz.

Wolny czas całkowicie poświęca pracy społecznej. W latach 1925-1937 jest członkiem Rady Miejskiej Pabianic, poza tym pracuje aktywnie w Klasowym Związku Zawodowym Włókniarzy oraz w Stowarzyszeniu Byłych Więźniów Politycznych jako przewodniczący oddziału pabianickiego. W roku 1930 rozwodzi się ze swoją pierwsza żoną , a następnie wobec trudności zawarcia nowego legalnego związku małżeńskiego , spowodowanych stanem ówczesnego prawa, zawiera przed władzami partyjnymi nowy związek ze Stanisławą Abramowską „Ewą”, byłą „technikierką” Organizacji Bojowej (obecnie członkinią PZPR). W tej nowej rodzinie na świat przychodzi Dzidek.

Wspomina on ojca rozczulonego do łez wierszami i pieśniami rewolucyjnymi deklamowanymi przez syna podczas akademii robotniczych. Wspomina ojca, który wraz z matką w roku 1937 wziął go na demonstrację robotniczą do Łodzi, gdzie defilowali razem z podniesionymi pięściami, a później kryli się po bramach przed granatową policją i sikawkami strażaków.

Dnia 11 grudnia 1937 roku zmarł Paweł Łaski. Brać robotnicza tłumnie przybyła na jego pogrzeb, by oddać mu ostatni hołd. Gdy kondukt pogrzebowy przechodził obok fabryki „Kruschego i Endera”, w której Łaski był niegdyś delegatem robotniczym, odezwały się żałośnie syreny. Czerwone Pabianice żegnały swego syna. Pamięć o nim żyła w naszych sercach wtedy, gdy w r. 1948-1949 rewolucjonizowaliśmy życie w „Handlówce”, żyje i dzisiaj, kiedy zaliczają już nas do „zetempowskich weteranów”.

Antoni Kołodziej

Antoni Kołodziej urodził się 23.02.1910 r. w Pabianicach, zmarł 22.01.1986 r. w Gdyni. Był m. in. marynarzem, pisarzem i posłem na Sejm Ustawodawczy w latach 1947-1952.

W latach 1931-1932 odbywał służbę wojskową, od 1934 r. pływał na morzu. W 1935 r. wstąpił do Związku Zawodowego Transportowców. Delegat związkowy załóg statków handlowych, kolporter prasy komunistycznej. Od 1943 sekretarz Centralnego Związku Morskiego. 28 czerwca 1945 został posłem do Krajowej Rady Narodowej, uczestnik prac Komisji Morskiej KRN, delegat na I Zjazd Polskiej Partii Robotniczej w grudniu 1945. Od stycznia 1947 poseł na Sejm Ustawodawczy z okręgu Gdynia. Od 1950 zastępca kierownika Centralnej Rady Związków Zawodowych (CRZZ), od 1951 wicedyrektor departamentu Ministerstwa Żeglugi. Od roku 1956 pracował na polskich statkach handlowych, jako oficer pokładowy. W 1968 r. przeszedł na rentę. Autor opowiadań i wspomnień, m.in. „Takie były początki”, „Lewo na burt”, „PPR organizatorem ruchu zawodowego w latach okupacji”. Odznaczony m. in. Orderem Sztandaru Pracy II klasy.

W czerwcu 1945 roku uczestniczył w tzw. Konferencji Moskiewskiej dotyczącej umocnienia władzy w Polsce. O udziale pabianiczanina w spotkaniu zadecydował Józef Stalin. Komisja obradował w tym samym czasie, kiedy toczył się w Moskwie proces 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego.

W artykule „Polska w kleszczach Stalina” znajdującym się na stronie – dziennikpolski24.pl czytamy: Ale już 20 maja 1945 r. Truman złożył Stalinowi propozycję zajęcia się wszelkimi problemami w stosunkach sowiecko-amerykańskich. Do nich prezydent Stanów Zjednoczonych zaliczył też sprawę rządu polskiego. Stalin skwapliwie przyjął ofertę Trumana, odpowiadając jeszcze tego samego dnia. Truman wysłał do Moskwy Harry’ego Hopkinsa, swojego specjalnego wysłannika oraz Averella Harrimana, ambasadora USA w ZSRR.

Hopkins spotkał się ze Stalinem pięciokrotnie, pomiędzy 26 maja a 6 czerwca. Podczas czterech z tych spotkań zajmowano się sprawą rządu polskiego. Podstawową kwestią było, to kto z Polaków ma uczestniczyć w konsultacjach nad powołaniem gabinetu. Uzgodniono w końcu, że do Moskwy będą mogli przybyć z Londynu Mikołajczyk, Grabski lub Jan Stańczyk (członek PPS, minister pracy w latach 1939-1944, w latach 1949-1953 kierował ZUS) oraz proponowany przez Sowietów Antoni Kołodziej, sympatyzujący z komunistami działacz związku zawodowego marynarzy polskich w Wielkiej Brytanii. Z kraju postanowiono zaprosić Wincentego Witosa (dwukrotny premier w II RP) lub Adama Sapiehę (metropolita krakowski), Zygmunta Żuławskiego (jeden z przywódców prawicowego odłamu PPS), prof. Stanisława Kutrzebę (prawnik z UJ, prezes Polskiej Akademii Umiejętności w latach 1938-1946), Henryka Kołodziejskiego (jeden z przywódców masonerii w Polsce, po wojnie przeszedł na stronę komunistów) i prof. Adama Krzyżanowskiego (ekonomista i historyk z UJ, związany z obozem Piłsudskiego, od 1946 do 1952 r. prezes PAU).

Tę listę, ułożoną przez Stalina, Harrimana i Hopkinsa, przesłano 1 czerwca 1945 r. do Waszyngtonu i Londynu. Truman i Churchill zaakceptowali ją, chociaż ten ostatni z pewnymi zastrzeżeniami. Mikołajczyk miał natomiast wiele wątpliwości. W końcu zgodził się, ale zaproponował, aby zaprosić do Moskwy dwóch przedstawicieli Stronnictwa Pracy – Karola Popiela (więzień brzeski, minister sprawiedliwości w latach 1941-1944) i księdza Jana Piwowarczyka, inicjatora powstania „Tygodnika Powszechnego” i jego pierwszego redaktora naczelnego, oraz Wojciecha Trąmpczyńskiego (marszałek Sejmu i Senatu w II RP) ze Stronnictwa Narodowego, Stalin nie zgodził się na zastąpienie Kołodzieja przez Popiela i sprzeciwił się udziałowi Trąmpczyńskiego. Na spotkanie zaproszenia nie otrzymali również Sapieha i Piwowarczyk.

Historycy są zgodni, że generalissimus wygrał to „rozdanie”. Poszedł jedynie na niewielkie ustępstwa w sprawach personalnych. Hopkinsowi natomiast powiedział, że uczynił „znaczne koncesje” na rzecz Stanów Zjednoczonych, wycofując zastrzeżenia wobec kandydatur Witosa, Żuławskiego, Stańczyka i Mikołajczyka.

Przyjęto stalinowską interpretację uchwał jałtańskich i nie powołano nowego rządu lecz poszerzono nieco skład rządu dotychczasowego zmieniając jego nazwę na Rząd Jedności Narodowej. Z Polski do Moskwy na wspomnianą konferencję przyjechali także: B. Bierut, E. Osóbka-Morawski, W. Gomułka, W. Kowalski, S. Bańczyk, S. Szwalbe, W. Kiernik (w miejsce chorego Witosa).

W 29 numerze Życia Pabianic z 1970 roku pojawił się wybitnie propagandowy materiał zatytułowany „O pabianiczaninie, który paktował ze Stalinem, Churchillem i Mikołajczykiem”.

Nazywał się Antoni Kołodziej. Urodził się w Pabianicach sześćdziesiąt lat temu i tu w Pabianicach zarabiał na robociarski chleb nim poniosło go do Gdyni, gdzie zakochał się w morzu.

Kiedy przyszła wojna, pływał pod rodzimą i pod angielską banderą po wielu morzach i oceanach. Został sekretarzem Polskiego Związku Marynarzy w Anglii, a od roku 1943 stał się aktywnym działaczem organizacji „Jedność i Czyn”.

Przypadło mu w udziale w tzw. misji dobrej woli reprezentować Polonię zachodnią, kiedy wyłoniły się przeszkody w utworzeniu Rządu Jedności Narodowej…

Konsultacje te odbywały się w czerwcu 1945 roku w Moskwie. A zaczęło się to tak: Wielka Trójka nie mogła sobie poradzić z tzw. problemem polskim. Mimo wielu koncesji oferowanych przez przywódców PKWN premierowi emigracyjnego rządu polskiego w Wielkiej Brytanii – Mikołajczykowi, dla polskich strategów politycznych znad Tamizy było to za mało. Polska emigracja zachodnia usiłowała zmajoryzować PKWN, wmanewrować działaczy lewicy krajowej w pozycję mniejszościową. W tym celu szukała mecenasów to w osobie prezydenta Trumana, to w osobie brytyjskiego premiera Churchilla, nawiązując do doświadczeń I wojny światowej, kiedy to alianci zachodni i działająca z ich ramienia Rada Ambasadorów decydowała o wewnętrznych sprawach Polski i o układach personalnych w polskich władzach państwowych.

Tej mikołajczykowskiej koncepcji przetargów międzynarodowych o sprawę polska, jej rozwiązaniu politycznemu oraz personalnemu, sprzeciwiła się jedynie delegacja PKWN. Szczególnie energicznie domagał się załatwienia spraw polskich przez samych Polaków Władysław Gomułka. Delegacji polskiej udało się uzyskać także ze strony Związku Radzieckiego uznanie zasady, że ani W. Brytania czy USA, ani Związek Radziecki nie będą ingerować w sprawy tak wewnętrzne, jak ukonstytuowanie się ostatecznych władz państwowych, tj. Rządu Jedności Narodowej w miejsce Rządu Tymczasowego. Polacy mieli dogadać się między sobą.

Przed tym stanowiskiem musiał ugiąć się również Winston Churchill, który 16 czerwca 1945 r. specjalnym pismem stwierdził, iż Wielka Trójka zaprasza Antoniego Kołodzieja – jako przedstawiciela lewicy polskiej w Anglii – na rozmowy konsultacyjne do Moskwy. Pojechał więc Antoni Kołodziej wraz z Mikołajczykiem i Stańczykiem do stolicy ZSRR.

Rozmowy w szerszym składzie nie dawały efektów. Mikołajczyk i Stańczyk stawiali żądania ultymatywne, domagali się priorytetu dla orientacji prolondyńskiej. Wreszcie Stanisław Szwalbe zawołał:

- Towarzyszu Kołodziej, zabierzcie glos, widzicie przecież, co się tutaj dzieje! Jeżeli nie dojdziemy do porozumienia, konsultacje zostaną zerwane.

- Powiedziałem, że na powołanie rządu czeka nie tylko zagranica, jak to wskazuje pan Mikołajczyk, ale przede wszystkim kraj, który pragnie zabrać się do porządkowania swoich własnych spraw. Obiekcje pana Mikołajczyka nie mogą stanąć na przeszkodzie! – wspominał osobiście ten moment Antoni Kołodziej.

Sytuacja ulegała jednak nadal naprężeniu. Wreszcie „misja dobrej woli” upoważniła trzyosobowy zespół: Gomułka, Kiernik i Szwalbe, do podjęcia ostatecznej próby wypracowania konstruktywnych propozycji. Po dwudziestoczterogodzinnych naradach porozumienie zostało wreszcie osiągnięte. Premierem Rządu Jedności został Osóbka-Morawski, wicepremierami: Gomułka i Mikołajczyk; Stańczykowi powierzono ministerstwo pracy i opieki społecznej. Kiernikowi ministerstwo administracji, Kowalskiemu – kultury. Wycechowi – oświatę, resztę resortów obsadzono członkami tzw. rządu lubelskiego.

Następnego dnia zawiadomiono przedstawicieli mocarstw o treści porozumienia. 23 czerwca, konsultantów przyjął Stalin. 26 czerwca ambasador Harriman spotkał się z polskimi delegatami; oświadczył on, że z polecenia prezydenta Stanów Zjednoczonych ma nie tylko przyjąć do wiadomości fakt powstania rządu polskiego, lecz również zasięgnąć osobistej opinii wszystkich polskich konsultantów.

Z delegatami Kraju zgadzał się w swoich poglądach co do Rządu Jedności Narodowej jeden przedstawiciel Polonii zachodniej, pabianiczanin – Antoni Kołodziej.

Mikołajczyk podkreślał dalej swoje odrębne stanowisko. Ten, jednak już teraz, odosobniony glos rezerwy nie mógł, ku ubolewaniu niedoszłego premiera, zaważyć na zaistniałych faktach historycznych. Po raz pierwszy w nowożytnej historii Polacy załatwili swoje sprawy wewnętrzne bez obcych reżyserów.

Jeden z bohaterów tych, o wiele trudniejszych niż by się zdawało, dni narodzin władzy ludowej w Polsce – Antoni Kołodziej – niemal prosto z konferencji u ambasadora Harrimana wrócił przez Warszawę do Londynu, gdzie na studiach przebywał jego syn, a gdzie on sam zająć się miał organizacją powrotu całej polskiej marynarki handlowej z Zachodu do kraju.

W roku 1946, po zakończeniu wspomnianej akcji Antoni Kołodziej powrócił do Polski.

Bylibyśmy ciekawi (i zapewne nie tylko my) dalszych losów byłego prezesa polskich marynarzy w Anglii. Może w trafieniu na ślad pomoże nam ktoś z przyjaciół, rodziny Antoniego Kołodzieja? …

W książce „Lewo na burt” (1978) A. Kołodziej podaje wiele szczegółowych informacji o sobie. Od maja 1942 roku był członkiem Zarządu Centralnej Sekcji Morskiej Związku Zawodowego Transportowców w Londynie, a od grudnia 1942 sekretarzem zarządu związku . W 1943 roku wstąpił do komunistycznej organizacji „Jedność i Czyn”, współpracując z jej wydawnictwem.

Kołodziej wspomina: Na statki, do załóg, przenikają wiadomości o usiłowaniach generała Sikorskiego, zmierzających do nawiązania przyjaznych stosunków ze Związkiem Radzieckim i zaciekle zwalczanych przez rząd emigracyjny oraz byłych reprezentantów wielkiego kapitału w Polsce. Wywołuje to głębokie niezadowolenie i ostre polemiki.

W połowie 1942 roku zadanie uporządkowania zawodowych spraw załóg przejmują marynarze z przedwojennej gdyńskiej lewicy związkowej (Związek Zawodowy Transportowców). Ich celem jest również ukształtowanie właściwego oblicza politycznego Związku Marynarzy na emigracji. Do zarządu związku wybierają Antoniego Kołodzieja. (…)

W tym czasie zaczyna wychodzić w Londynie polski periodyk pod zmieniającymi się tytułami: „Jedność i Czyn”, „Polska Demokratyczna”, „Trybuna”, „Polska Ludowa”. Można go nabyć w kioskach Liverpoolu, Manchesteru, Glasgow i Londynu wśród innych czasopism polskich, ukazujących się na emigracji. Marynarze szybko się orientują, że jest to organ przebywających w Anglii polskich komunistów. Adres redakcji: 34 Tedworth Square, SW3.

Kołodziej relacjonuje także przebieg swojej rozmowy z Janem Kwapińskim, emigracyjnym ministrem ds. przemysłu, handlu i żeglugi:

- Hm. Z towarzysza Kołodzieja niewierny Tomasz. Ale nie tylko to. Również mentor! Wobec tego proszę towarzysza Kołodzieja ze mną do saloniku obok, a towarzysze potraktują rezolucję, jak będą uważali za stosowne (rezolucja poparcia dla rządu polskiego w Londynie).

Mówiąc to czekał na mnie, aż się przecisnę spośród zebranych i razem udaliśmy się do pokoju przylegającego do Sali. Tu mi dopiero ostro spojrzał w oczy i cierpko zauważył:

- Wy mnie o pojmowaniu zasad demokratycznych nie pouczajcie! Jak załogi na statkach ustosunkowują się do spraw polski dzięki wam, też dobrze wiem. To my, PPS tu w Anglii zrobiliśmy was sekretarzem Związku Marynarzy i o tym pamiętajcie! Jeździcie po statkach, zarzucacie załogi „Wiadomościami Polskimi” z artykułem Pruszyńskiego, ze Stanów Zjednoczonych ściągacie „Przedwiośnie” Żeromskiego i zaśmiecacie ludziom głowy mądrościami grupki komunistów, oraz wydawaną w Sowietach „Wolną Polską”!

Teraz ja jemu zajrzałem głęboko w oczy i siląc się na spokój, powiedziałem:

- Towarzyszu ministrze, cała lewica związkowa nadal was szczerze szanuje. Nie chcielibyśmy jednak, aby załogi polskich statków handlowych znalazły się na manowcach polityki Raczkiewiczów, Sosnkowskich, Matuszewskich I Miedzińskich oraz żubrów kresowych. Przykro nam jest, doprawdy, towarzyszu ministrze, że PPS tu w Anglii przyłącza się do tego nurtu. Przecież załogi na statkach czytają nie tylko „Robotnika Polskiego” i „Dziennik Polski” – już rozsierdzony brnąłem dalej. – Czytają także prasę angielską i coś niecoś wiedzą, jak wyglądają sprawy polskie.

- I „Wolną Polskę” Wandy Wasilewskiej, i Bernarda Shawa o „Dwóch konstytucjach”, sowieckiej oraz angielskiej, również!

- Nie widzę w tym nic zdrożnego, towarzyszu ministrze – odparłem.

- Wy mi tu nie mędrkujcie – ofuknął mnie wyraźnie podrażniony. – Zaś od swoich politycznych doradców, komunistów z „Jedności i Czynu”, też lepiej trzymajcie się z daleka – zakończył ostrzegawczym tonem i wyszedł z pokoju, nie okazując bynajmniej zainteresowania tym co się dzieje z rezolucją.

A więc pierwsze zgrzyty – stwierdziłem w duchu – Co będzie dalej?

Skierowałem kroki do sali. Zaskoczony stwierdziłem, że jest pusta. Jakoś prędko się uwinęli z tymi podpisami – przebiegło mi przez myśl. Jak się później okazało, tylko paru podpisało rezolucję. Większość wymknęła się cichaczem.

A więc wiedzą wszystko – rozmyślałem, opuszczając budynek – o naszych kontaktach z „Jednością i Czynem”, jak i o tym, że na koszt Związku marynarzy zakupiłem sporo egzemplarzy „Wiadomości Polskich” z artykułem Pruszyńskiego i sprowadziłem ze Stanów kilkadziesiąt egzemplarzy „Przedwiośnia”. „Wolną Polską” już sami marynarze z lewicy związkowej kupowali na Great Russell Street, dokąd ich skierowałem.

Kwapiński ostrzega przed komunistami z „Jedności i Czynu” oraz z „Wolnej Polski”. Radzi trzymać się od nich z daleka. A na kim można się było oprzeć w działalności związkowej tutaj w Anglii? Na Cat-Mackiewiczu? Doboszyńskim? Bieleckim? Nowakowskim? Ciołkoszu? Dlatego też jeszcze przed Zjazdem postanowiłem połączyć taktykę naszej organizacji zawodowej z działalnością ludzi „Jedności i Czynu”.

Antoni Kołodziej nie poświęca zbyt wiele miejsca swojemu uczestnictwu w Konferencji Moskiewskiej, która wyznaczyła podwaliny władzy ludowej w kraju. Pisze krótko: Dnia 16 czerwca 1945 roku premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill, za pośrednictwem angielskiego Foreign Office, przekazuje mi w imieniu Wielkiej Trójki zaproszenie do Moskwy na konsultację z Polakami, zgodnie z uchwałami jałtańskimi, w sprawie powołania Polskiego Rządu Jedności Narodowej. Dnia 18 czerwca wylatuję brytyjskim samolotem z Londynu do Moskwy. Dnia 21 czerwca 1945 roku rozmowy zostały zakończone i zapadła uchwała o utworzeniu Polskiego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej.

Antoni Kołodziej przyjechał do Pabianic na spotkanie z czytelnikami we wrześniu 1978 roku. W lokalnym tygodniku ukazał się artykuł Hanny Sumińskiej pt. „Pabianiczanin znad dalekich mórz…” przybliżający sylwetkę marynisty.

Na wizytówce, którą wręczył mi mój rozmówca , pisało lakonicznie: Antoni Kołodziej. Oficer pokładowy PMH. Pisarz-marynista. Ale wizytówkę dostałam później, kiedy poznałam go już osobiście, dzięki uprzejmości dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej – Barbary Lubińskiej –Zielińskiej, która tego ciekawego człowieka zaprosiła na spotkanie z okazji Pabianickich Dni Kultury, ale wcześniej nas umówiła na spotkanie.

Antoni Kołodziej, rdzenny, albo lepiej – jak sam mówi – „rasowy” pabianiczanin, to człowiek o niebanalnej biografii i niebywale ciekawej drodze życiowej, którą przeszedł, co przecież nie każdemu jest dane. Urodzony oczywiście w Pabianicach – w 1910 roku – pochodzi z niezamożnej, typowo robotniczej rodziny. Zaraz po ukończeniu szkoły powszechnej w Pabianicach (obecnie Szkoła Podstawowa nr 6) jako kilkunastoletni chłopak próbował różnych zawodów. Był stolarzem budowlanym, murarzem, włókniarzem. Zmuszała go do tego sytuacja rodzinna i warunki materialne. Politycznego rozumowania oraz działalności społecznej uczył się w owym czasie w Towarzystwie Uniwersytetów Robotniczych.

Jak tylko ukończył 18 lat, a był to wówczas rok 1928 – opuścił Pabianice i pojechał do Gdyni z mocnym postanowieniem i szczerym pragnieniem zostania marynarzem floty handlowej. Udało się, ale dopiero później. Najpierw przeszedł ciężką szkołę życia na morzu. Na polskich i zagranicznych statkach handlowych pełnił różne funkcje: był chłopakiem okrętowym, palaczem, cieślą kabinowym, marynarzem i stewardem. W latach 1932-1933 odbył służbę wojskową w artylerii ciężkiej w Łodzi i na terenie Torunia.

Wybuch drugiej wojny światowej zastał go w Recife (Brazylia), jako członka polskiego pasażerskiego statku m/s „Chrobry”. W kilka miesięcy później przybył – w wojennym konwoju morskim aliantów – do Southampton (Anglia), a 12 grudnia 1939 roku został zwolniony z „Chrobrego” za kierowanie głodówką załogi, protestującej przeciwko decyzji obcięcia połowy dotychczasowych poborów marynarzom, podjętej przez armatorów.

W początkach 1940 roku Antoni Kołodziej podejmuje pracę na angielskich statkach handlowych „Mill Hill”, „John Hopkins”, „Sea Pooll” i „ Joanis Embiricos”. Jest tam starszym marynarzem, palaczem, smarownikiem maszynowym. W angielskich konwojach morskich pływał do końca tego roku, a już w następnym – 1941 – wraca na polskie statki handlowe, między innymi na „Morską Falę” i „Kościuszkę”. Pech chciał, że niedługo potem ciężko zachorował, został oddany do szpitala w Durbanie (Południowa Afryka) i przebywał tam kilka miesięcy. Po wyleczeniu natychmiast przybywa do Anglii i zostaje skierowany do rezerwy Polskiej Marynarki Handlowej w Liverpoolu, w każdej chwili gotowy do podjęcia służby na statkach handlowych w konwojach morskich.

W 1942 roku marynarze PHM z konwojów morskich wybierają go – na zebraniu w Liverpoolu – na członka zarządu Związku Zawodowego Marynarzy RP, który jest afiliowany przez International Transport Federation. Pragną, aby właśnie on czuwał nad ich sprawami zawodowymi. Już niedługo zostaje sekretarzem tego związku oraz nawiązuje łączność organizacyjną z lewicową organizacją partyjną z Anglii, występującą pod nazwą „Jedność i Czyn”. W latach 1942-46 jest nadal sekretarzem Związku Zawodowego Marynarzy PHM w Anglii, redaktorem obszernych, comiesięcznych informacyjnych biuletynów związku do załóg, a także redaktorem „Głosu Marynarza”. W połowie 1943 roku wchodzi do egzekutywy partyjnej „Jedności i Czynu”.

Dokładniej 27 stycznia 1945 roku zarząd Związku Marynarzy, którym kieruje politycznie, zgłasza swój akces do Tymczasowej Centralnej Komisji Związków Zawodowych w Polsce, na pierwszym organizacyjnym Kongresie Światowej Federacji Związków Zawodowych, który odbywa się w Londynie. 16 czerwca tegoż roku tzw. Komisja Dobrych Usług, w imieniu Wielkiej Trójki Mocarstw – Związku Radzieckiego, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii – zaprasza Antoniego Kołodzieja do Moskwy, razem z J. stańczykiem i St. Mikołajczykiem, aby – zgodnie z uchwałami jałtańskimi – wzięli udział w konsultacjach, celem utworzenia Tymczasowego Polskiego Rządu Jedności Narodowej, co też pod koniec czerwca następuje.

W lipcu 1945 roku w Warszawie zostaje wybrany posłem do Krajowej Rady Narodowej. W sierpniu wraca do Anglii, gdzie obejmuje kierowanie Związkiem Marynarzy jako jego sekretarz i wraz z nowym ministrem żeglugi dr. Stefanem Jędrychowskim oraz kuratorem Polskiej Marynarki Handlowej – dyr. M. Pliniuszem – organizuje powrót polskich statków handlowych do kraju. Ten chwalebny, powojenny powrót polskich statków handlowych rozpoczyna – 21 września 1945 roku – m/ „Kraków”, a kończą - na przełomie kwietnia i maja 1947 roku – m/s „Batory” i m/s „Lech”.

W czerwcu 1946 roku Antoni Kołodziej wraca do kraju na stałe. W latach 1946-1952 jest posłem do Krajowej Rady Narodowej, a następnie - posłem Sejmu ustawodawczego PRL oraz przewodniczącym Okręgowej Komisji Związków Zawodowych w Gdańsku i Szczecinie, jak również zastępcą kierownika Wydziału Łączności Zagranicznej CRZZ. W 1951 roku kończy dwuletnie studia zaoczne w katedrze materializmu dialektycznego i ekonomii politycznej Centralnej Szkoły Partyjnej w Warszawie. Przez okres lat 1951-56 pracuje w resorcie żeglugi, jako dyrektor departamentu, a później w PP „Żegluga na Wiśle”.

W połowie 1956 roku podejmuje z powrotem pracę na statkach PMH, w charakterze oficera pokładowego. W tym samym czasie – jako ekstern – zdaje egzamin na uzyskanie dyplomu porucznika żeglugi małej oraz wielkiej PMH.

Swoją działalność literacką rozpoczyna w 1959 roku. Publikuje wtedy wspomnienia i opowiadania w „Morzu”, „Tygodniku Morskim”, „Trybunie Ludu”, „Horyzoncie” i „Panoramie Północy”. W trzy lata później bierze udział w konkursie literackim zorganizowanym przez Oddział Związku Literatów polskich i Zarząd Okręgowy Związku Zawodowego Marynarzy i Portowców w Szczecinie. W konkursie tym zwycięża. Otrzymuje pierwsza i drugą nagrodę oraz wyróżnienie za nowelki: „Mill Water”, „Rochu” i „Walka klas”.

W 1964 roku Wydawnictwo Morskie drukuje pierwszą jego książkę marynistyczną pt. „Ich Trzydziestu Sześciu”, która do chwili obecnej ma już trzy wydania, a jej treścią są losy załogi jednego ze statków handlowych, który tragicznych okolicznościach zatonął wraz z 36 ludźmi.

W rok później Polskie Linie Oceaniczne w Gdyni, ogłaszają konkurs na opowiadanie marynistyczne. Antoni Kołodziej bierze w nim udział i otrzymuje znów pierwsza nagrodę za nowelę „Hamet”, będącą opowieścią o losach i życiu Marokańczyka, który został zaangażowany na polski statek i tak dalece zżył się z Polakami i naszym krajem, że pozostał w na stałe. W kolejnym konkursie – urządzonym przez Zarząd Główny Związku Zawodowego Marynarzy i Portowców w 1968 roku – Antoni Kołodziej znów otrzymuje czołową nagrodę za opowiadanie „Kongres”, które jest jego osobistym wspomnieniem.

Z kolei nie tak dawno Instytut Wydawniczy CRZZ oddał czytelnikom do rąk drugą obszerną, wspomnieniową powieść dokumentarną Antoniego Kołodzieja pt. „Lewo na burt!”. Kiedy pytam mojego rozmówcę, co aktualnie ma na warsztacie, mówi, że pracuje nad czterema pozycjami marynistycznymi. Jedna z nich będzie swoistą autobiografią, druga – historią człowieka ze statku „Tobruk”, trzecia opowie czytelnikom o Marsylii, a czwarta … jest tajemnicą.

Czytelników zainteresuje zapewne, jak aktualnie wygląda życie Antoniego Kołodzieja. Wyjaśnimy więc, że od 10 lat jest na rencie z tytułu szczególnych zasług dla PRL. Dodajmy jeszcze do tej sylwetki informację, że Antoni Kołodziej jest członkiem PZPR od momentu jej powstania (od 1942 roku był członkiem PPR jeszcze w Anglii), że jest również kombatantem drugiej wojny światowej (pływał w konwojach morskich na statkach polskich i alianckich) oraz długoletnim działaczem Związku Zawodowego Marynarzy i Portowców.

Lista odznaczeń jakie posiada jest tak długa, że wręcz nie sposób wymienić ją w całości. Posiada bowiem p. Antoni kilka odznaczeń przyznanych mu w Anglii za szczególne zasługi na polu działalności społecznej, posiada mnóstwo honorowych odznak i dyplomów za działalność partyjną, społeczną i zawodową. Jest m.in. posiadaczem „Odznaki Grunwaldzkiej”, „Medalu Zwycięstwa i Wolności”, „Złotej Odznaki Honorowej Zw. Zaw. Marynarzy i Portowców”, Złotej Odznaki „Zasłużonego Pracownika Morza”, Honorowej Odznaki „Zasłużonego dla Ziemi Gdańskiej”, „Medalu XXX-lecia Polski Ludowej”. Medalu „Za Waszą Wolność i Naszą”, który szczególnie sobie ceni. W 1962 roku otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, a w 1968 – „Sztandar Pracy Drugiej Klasy”.

Obecnie Antoni Kołodziej mieszka na stałe w Gdyni i liczne zajęcia oraz obowiązki społeczne nie pozwalają mu na częste wizyty w Pabianicach. Jest człowiekiem niezwykle sympatycznym, bezpośrednim, a co najważniejsze – potrafi fascynująco opowiadać o swoich podróżach, wrażeniach, spotkanych w swej życiowej wędrówce ludziach. Dobrze się stało, że został zaproszony do Miejskiej Biblioteki Publicznej i że 4 lub 6 września br. będziemy mogli spotkać się z nim na żywo i posłuchać jego ciekawych opowieści, jakimi z pewnością uraczy ten „wilk morski” swoich słuchaczy.

W okresie międzywojennym w Pabianicach bez pracy pozostawało każdego roku od 500 do 1500 robotników. W ich domach nieustannie „piszczała bieda”, to spośród nich wywodzili się radykalni działacze lewicowi. Młodsze osoby szukały zajęcia w innych częściach kraju. Antoni Kołodziej postanowił zostać marynarzem. O trudnych początkach pracy na statku wspomina w opowiadaniu „Oriental”.

Do dziś dnia, chociaż minęło już ponad czterdzieści lat, czuję na sobie jego szarozielone ślepia świdrujące mnie na wylot i widzę gębę wykrzywioną ironią.

Szybko się zaczęła moja znajomość z kapitanem s.s. „Oriental”, a jak się zakończyła…

Przez kilka dni z rzędu, po zamustrowaniu na „Oriental”, drżałem. Drżałem z oszołomienia, że pierwszy krok w mojej karierze marynarza miałem za sobą i drżałem z radości, że byłem nareszcie pełnoprawnym członkiem załogi tego najcudowniejszego, jak mi się wydawało, statku.

Jeżeli „Oriental” był w tym czasie dla mnie najcudowniejszym statkiem, to jego kapitan, Kolbe, był wcieleniem najokrutniejszej bestii, jaka moja zahukana wyobraźnia potrafiła wywołać przed oczy w bezsenne noce spędzone na tym statku.

Przeczułem w nim bestię i był nią. Pamiętam dobrze, jak mnie ironicznie świdrował swymi gałami, kiedy w niemieckim konsulacie w Gdańsku podpisywałem musterrolę (dokument zaliczający marynarza w poczet załogi). Ślepia jego pełne były iskier i złośliwego zadowolenia, gdy obserwował podniecenie wywołane sprzecznością uczuć, jakie mną miotały. A było to z jednej strony uczucie radości, że kończę nareszcie żywot młodego, wynędzniałego, z reguły głodnego i bez dachu nad głową chłopaka, z drugiej zaś – uczucie pewności, że to sen, z którego w każdej chwili za jakąś drobną przyczyną zostanę wyrwany, jak to zwykle bywa z przyjemnym śnie, i przebudzę się ogarnięty na nowo potworną rzeczywistością bezdomnego włóczęgostwa.

Że to nastąpi – byłem zupełnie pewny. Niejednokrotnie, śpiąc na nieczynnych wiślanych barkach lub w trzeciej klasie gdańskiego Dworca Głównego, przeżywałem tego rodzaju sny. (…)

Wzorcowe miasto socjalizmu

Pabianice były wzorcowym miastem socjalizmu. W 1966 r. otrzymały Order Sztandaru Pracy I klasy, a w 1968 r. na Placu Obrońców Stalingradu (obecnie Stary Rynek) został odsłonięty pomnik Bojowników o Wyzwolenie Społeczne i Narodowe. Praca stała się wartością najwyższą, mieszkańcy byli zatrudnieni na jedną, dwie, trzy i cztery zmiany. Przez długie lata pracowali także w soboty. Fabryka była drugim domem. Niemal każdy pabianiczanin był robotnikiem lub urzędnikiem fabrycznym. Jednak wciąż piszczała bieda. Ton życiu w mieście nadawała kadra inżynieryjno-techniczna oraz przedstawiciele aparatu partyjnego. Trwała ożywiona praca polityczna. Prawie w każdej rodzinie był przynajmniej jeden członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR). Miasto szczyciło się bogatymi tradycjami rewolucyjnymi. Pabianiczanie współtworzyli międzynarodowy ruch komunistyczny. Płomień rewolucji rozdmuchiwali w Hiszpanii, Francji, Niemczech oraz w bezkresnym Kraju Rad. Pabianicom poświęcano apologetyczne teksty propagandowe - Andrzej Czerkawski, Tadeusz Jurga „Dla Ciebie Ojczyzno: miejscowości, powiaty i województwa odznaczone orderami państwowymi w 25-lecie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”, Warszawa 1970.

Historia Pabianic, jak utrzymują źródła archeologiczne, sięga X-XI wieku. Swój najświetniejszy okres miasto przeżywa w drugiej połowie XVI i na początku XVII wieku. Przebywa tu wtedy ponad 70 rzemieślników, a wśród nich liczni sukiennicy i płóciennicy. Pożar, epidemia, a przede wszystkim najazd szwedzki i i rekwizycje wojskowe przyczyniają się do upadku miasta, które ostatecznie rujnuje na początku XVIII wieku wojna północna.

Pomyślny dla Pabianic okres rozwoju następuje dopiero w wieku XIX, wraz z szybkim rozwojem przemysłu tekstylnego w Królestwie Polskim.

W latach 1823-1825 przybywają do miasta pierwsi tkacze, a już w dwadzieścia lat później Pabianice stają się jednym z największych ośrodków rodzącego się łódzkiego okręgu przemysłowego. Następują typowe dla rozwoju kapitalizmu procesy koncentracji przemysłu, co powoduje że drobni wytwórcy stają się robotnikami fabrycznymi. Proces ten nie przebiegał jednak w sposób łatwy. Zaostrzające się konflikty społeczne i polityczne, spotęgowane kryzysem 1861 roku, doprowadziły do rewolucyjnych wystąpień w miastach i wsiach łódzkiego okręgu przemysłowego m. in. w Pabianicach. Na wiosnę 1862 roku powstała w mieście organizacja rzemieślniczo-czeladnicza im. Garibaldiego. Dominowały w niej postulaty społeczne i bliżej niesprecyzowany program walki o niepodległość.

Mieszkańcy Pabianic biorą bardzo aktywny udział w przygotowaniach i przebiegu powstania styczniowego. Od 1862 roku działał tu Komitet Miejski, złożony głównie z tkaczy i czeladników tkackich. 28 stycznia 1863 roku do lasów rososzyckich wyruszył oddział powstańczy, po uprzednim zarekwirowaniu broni w siedzibie niemieckiego Towarzystwa Strzeleckiego. Za aktywny udział w powstaniu miasto było nękane kontrybucjami i innymi represjami ze strony władz carskich.

Po powstaniu styczniowym Pabianice wkroczyły na drogę wielkokapitalistycznych przemian. W 1874 roku powstaje spółka firmowa „Krusche-Ender”, rozwija się zakład Kindlera, spółka akcyjna braci Baruch. Wraz z rozwojem przemysłu rośnie liczebnie klasa robotnicza, rośnie także jej świadomość pod kierownictwem proletariackiej SDKPiL I PPS. Już w 1890 roku zastrajkowali po raz pierwszy robotnicy fabryki Krusche i Ender. W 1892 roku proletariat Pabianic poparł czynnie słynny bunt tkaczy łódzkich. W listopadzie 1900 roku włókniarze Pabianic przystąpili do wielkiego strajku okupacyjnego w fabrykach Kruschego i Endera oraz Kindlera.

W latach 1905-1907 klasa robotnicza i młodzież szkolna miasta zapisała się na trwale w pamiętnych wydarzeniach rewolucyjnych. Pabianice obok Łodzi odgrywały decydującą rolę w rewolucyjnych wypadkach na ziemi łódzkiej.

Robotnicy pabianiccy brali w 1905 roku udział w strajku styczniowo-lutowym, w obronie robotników łódzkich walczących na barykadach w słynnych dniach czerwcowych, uczestniczyli w powszechnym strajku październikowo-listopadowym i wielu innych wystąpieniach tego rewolucyjnego okresu.

W 1918 roku Polska odzyskuje niepodległość. Kwestie społeczne, przede wszystkim położenie klasy robotniczej, w dalszym ciągu pozostają nie rozwiązane.

Na początku grudnia 1918 roku odbyło się wspólne posiedzenie SDKPiL i PPS-Lewicy, na którym wybrano przedstawicieli na zjazd zjednoczeniowy w Warszawie. Pabianice reprezentowali: Antoni Kubera, Stanisław Cegiełka i Andrzej Marczewski. Po powrocie delegacji odbył się w Pabianicach wiec, na którym poinformowano robotników o powstaniu Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. KPRP rozrastała się szybko. Antoni Kubera został pierwszym sekretarzem pabianickiej organizacji. Niedługo jednak pabianiccy komuniści mieli swobodę działania. Latem 1920 roku policja dokonała pierwszych poważnych aresztowań. Odtąd pabianicka organizacja KPRP, a następnie KPP, działała nielegalnie. Mimo trudnych warunków pracy KPP rozwijała aktywność, zdobywając zaufanie robotników. Najliczniejsze komórki KPP w Pabianicach istniały w zakładach Kruschego i Endera i w fabryce KIndlera.

Proletariat Pabianic czynnie uczestniczył w strajkach włókniarzy okręgu łódzkiego. W czerwcu 1929 roku, w pierwszym roku wielkiego kryzysu, miał miejsce strajk okupacyjny w zakładach Kruschego i Endera. Głównym jego organizatorem był komunista Tomasz Rutkowski („Bystry”). Po zakończeniu strajku został on wydalony z pracy. Wywołało to oburzenie robotników, którzy na znak protestu ponownie przystąpili do strajku. Kierownictwo zakładów wezwało policję; doszło do walki, w wyniku której kilka osób odniosło rany. Zajście to spotęgowało oburzenie w mieście. Przed fabryką gromadziły się tłumy, doszło do nowych starć z policja. Po parogodzinnej walce rozpędzono zgromadzonych, a strajkujących robotników siła wyrzucono z fabryki. Aresztowano wielu uczestników strajku, w tym prawie wszystkich członków komitetu strajkowego, którym następnie wytoczono proces.

W marcu 1933 roku, podczas strajku powszechnego włókniarzy okręgu łódzkiego, Pabianice stały się miejscem burzliwych i dramatycznych wydarzeń. 7 marca miejska organizacja KPP zwołała wiec strajkujących robotników, na który przybyło około 1000 osób. Po przemówieniu Leona Pakina pochód ruszył przed pałace fabrykantów. Policja rozpędziła demonstrantów. W tydzień później zorganizowano jeszcze potężniejszy wiec, z udziałem 10000 robotników, a 17 marca doszło w mieście do tragicznych wydarzeń; od kul policji padło pięciu robotników: Stefan Żuchowski, Zygmunt Berlak, Józef Sokołowski, Stefan Sitkiewicz i Herman Pusch. Masakra w Pabianicach wywołała ogromne wzburzenie proletariatu w całej Polsce.

W roku 1936 Pabianice były znów widownią ostrej walki klasy robotniczej Miasto ogarnął wówczas strajk powszechny. Walka proletariatu Pabianic z rządami sanacji trwała nieprzerwanie do 1939 roku.

Nadszedł pamiętny wrzesień 1939 roku. W nocy z 5 na 6 września dywizje armii „Łódź”, broniące się nad środkową Wartą i Widawką, na rozkaz naczelnego wodza rozpoczęły odwrót w kierunku Warszawy.

7 września 15 pułk 28 dywizji piechoty pod dowództwem mjr. J. Ratajczaka bronił Pabianic przed nacierającymi na miasto oddziałami 13 korpusu niemieckiego i pułkiem zmotoryzowanej piechoty Leibstandarte SS Adolf Hitler. Oddziały polskie mimo dużych strat przez cały dzień utrzymywały swoje pozycje. Wieczorem wycofały się z Pabianic zadając uprzednio Niemcom poważne straty. 8 września wojska hitlerowskie wkroczyły do miasta.

Pierwsze obwieszczenie niemieckie, podpisane przez dowódcę niemieckich wojsk lądowych gen. von Brauchitscha, wzywało ludność do spokoju i zapewniało, że niemieckie siły zbrojne nie uważają obywateli polskich za wrogów. Wkrótce okazało się, że słowa i obietnice generałów niemieckich nie przedstawiają żadnej wartości.

Pierwsze aresztowania w Pabianicach dotknęły przede wszystkim inteligencję polską, działaczy politycznych i społecznych, pracowników kultury, nauczycieli i przedstawicieli wolnych zawodów.

17 października 1939 roku funkcjonariusze Gestapo i SS, posługując się informacjami miejscowych volksdeutschów, aresztowali około 30 mieszkańców miasta. Wśród nich znaleźli się działacze PPS - Władysław Raszpla i Stanisław Grelus oraz pracownicy firmy Kruschego i Endera – urzędnik Kwiatkowski i inż. Łompiński. Aresztowano także Julię Stanisławską – robotnicę i działaczkę KPP, Helenę Salską – nauczycielkę historii w pabianickim gimnazjum oraz Eugenię Wolniak i Marię Rozpędek. Wszyscy aresztowani znaleźli się później w obozach koncentracyjnych Sachsenhausen-Oranienburg i Ravensbrück. W końcu 1939 roku zamknięto w mieście wszystkie szkoły polskie oraz instytucje oświatowe i kulturalne: biblioteki, czytelnie, drukarnie i księgarnie. Przestała ukazywać się prasa polska, a księgozbiory bibliotek pabianickich przeznaczono na surowiec dla zakładów papierniczych. Zabroniono działalności polskich związków i stowarzyszeń. Wstęp do parków, kawiarń i restauracji był Polakom wzbroniony. Przemianowano na niemieckie nazwy ulic oraz wprowadzono niemieckie napisy i szyldy. Wszystkie stanowiska urzędnicze w administracji objęli Niemcy. Przygotowano plan germanizacji miasta.

Represje niemieckie uderzyły również w miejscową ludność żydowską. Pozbawiono ją najpierw ochrony prawnej, a później, od stycznia 1940 roku, izolowano w getcie. Towarzyszyły temu akty okrucieństwa, grabieży i upokorzenia. W maju 1942 roku getto pabianickie zostało zlikwidowane, a jego mieszkańcy podzielili los większości Żydów w okupowanej Polsce.

Już w pierwszych tygodniach okupacji mimo terroru i przygnębienia spowodowanego klęską wrześniową pabianiczanie przystąpili do organizowania ruchu oporu, który początkowo miał charakter żywiołowy.

Szczególnie aktywną rolę w ruchu oporu odegrali robotnicy Pabianic mający bogate doświadczenie rewolucyjnej walki. Mimo rozwiązania KPP w 1938 roku komuniści pabianiccy szybko przystąpili do nawiązywania kontaktów przygotowując się oczekującej ich walki.

Do jednej z pierwszych grup konspiracyjnych należeli działacze robotniczy: Wincenty Książak, Antoni Kubera, Stanisław Czwórka, Stanisław Dybała, Alfons Duczko, Henryk Kubicki, Władysław Karbowiak, Jan Morawski, Feliks Marszałek, Tomasz Rutkowski, Józef Myśliwiec, Feliks Osiński, Antoni Przybył, Antoni Suwara, Jan Witusik, Stefan Tetala, Andrzej Koziróg, Józef Skoszel, Leon Skrobiszewski i inni.

We wrześniu 1940 roku odbyła się narada rewolucyjnych konspiratorów w Pabianicach. Stanisław Dybała i Jan Morawski mieli dotrzeć do ludzi działających jeszcze w oderwaniu i jednocześnie nawiązać kontakt z Łodzią. Do Pabianic doszły bowiem wieści, że w Łodzi działa już organizacja. W końcu 1940 roku w mieszkaniu Jana Morawskiego przy ul. Rocha 9 odbyła się kolejna narada, na której utworzono komórkę kierowniczą i powołano komitet organizacyjny w składzie: Jan Morawski, Stanisław Dybała i Stanisław Pietrasiak. Jeszcze przed nawiązaniem łączności z Łodzią postanowiono przygotować własną deklarację polityczną i działać według niej. Deklaracja zawierała analizę sytuacji politycznej, program walki z najeźdźcą i formułowała zasady organizacyjne. Organizacja nie miała jednak nadal nazwy.

Trzyosobowe komórki podporządkowane komitetowi organizacyjnemu przygotowywały różne formy sabotażu. Niszczono surowce i półfabrykaty, gotowe wyroby oraz części maszyn.

Poważny wpływ na rozwój organizacji miała agresja Niemiec na Związek Radziecki. Praca komórek komunistycznych, które w maju 1942 roku liczyły już 80 członków, rozwijała się intensywnie i szybciej krystalizowała się jej linia polityczna.

Na początku 1942 roku Jan Morawski nawiązał łączność z Tadeuszem Głębskim, działaczem łódzkiego Frontu Walki „Za Naszą i Waszą Wolność”. W końcu zaś marca 1942 roku w mieszkaniu Pietrzaka w Pabianicach odbyło się pierwsze zebranie organizacyjne z udziałem T. Głębskiego. Uczestniczyli w nim dawni pabianiccy działacze KPP. Chociaż nie podjęto wtedy uchwały o założeniu organizacji, skonkretyzowane zostały cele działania grupy rewolucyjnych działaczy w Pabianicach. Tak więc wysunięto postulat nawiązania kontaktu z lewicowymi działaczami robotniczymi oraz dezorganizowania gospodarki okupanta, głównie przez akcje sabotażowe. Gdy w połowie kwietnia 1942 roku Jana Morawskiego wywieziono na roboty do Niemiec, działalność grupy konspiracyjnej nieco osłabła.

Pabianicka grupa PPS została osłabiona z powodu licznych aresztowań już na początku okupacji. Ocalałym PPS-owcom udało się jednak nawiązać kontakt z Łodzią i przystąpić do działalności konspiracyjnej. Choć w ograniczonym zakresie. Kolportowano łódzką prasę konspiracyjną: „Na Barykadzie”, „Kuźnia”, „Pobudka” i „Walka Ludu”. Do PPS-owskich działaczy w Pabianicach należeli m.in. Antoni Szczerkowski i Jan Krupa. Ale wkrótce obaj oni opuścili Pabianice, aby uniknąć aresztowania.

Jedną z pierwszych organizacji konspiracyjnych na terenie Pabianic była Ludowa Organizacja Wojskowa. Należeli do niej kolejarze i robotnicy, spośród których wielu było członkami PPS. Grupa weszła później w skład ZWZ.

Od jesieni 1939 roku działała w mieście organizacja – Służba Zwycięstwu Polski, którą na terenie Pabianic kierował Zygmunt Janke. W 1940 roku organizacja ta – przemianowana na Związek Walki Zbrojnej – prowadziła działalność organizacyjną, propagandową, szkoleniową i kolportaż prasy konspiracyjnej.

Obok ZWZ istniała w Pabianicach Polska Organizacja Bojowa „Wolność”. W jej szeregach znaleźli się głównie byli członkowie przedwojennych związków kombatanckich. Później nastąpiło połączenie tej organizacji z Polską Organizacją Zbrojną. Tak POB, jak i POZ pozostawały w ścisłym związku z ZWZ, zachowując jednak pewną autonomię.

Aktywną działalność konspiracyjną w Pabianicach osłabiły liczne aresztowania przeprowadzone przez gestapo w latach 1941-1942 w Łodzi, z którą Pabianice utrzymywały kontakty organizacyjne.

Na początku 1942 roku ZWZ przekształcił się w Armię Krajową. Organizacja ta miała w Pabianicach dobrze zorganizowany kolportaż prasy konspiracyjnej, m.in. „Biuletyn Informacyjny” i „Biuletyn Kujawski”. Organizacja prowadziła akcję propagandową, szkolenie wojskowe, wywiad itp.

Ważną formą ruchu oporu było tajne nauczanie. Napotykało ono jednak znacznie większe trudności na ziemiach włączonych do Rzeszy, a więc także w Pabianicach, niż w Generalnym Gubernatorstwie. Trzeba było bowiem strzec się nie tylko Niemców w mundurach, ale i sprowadzonej niemieckiej ludności cywilnej. Każdy przypadek tajnego nauczania mógł być uważany przez okupanta za zdradę główną i uznany za zamach przeciwko Rzeszy niemieckiej. W akcji tajnego nauczania w Pabianicach wyróżnili się m. in. Filomena Brzezińska, Wanda Chodakowska, Jadwiga Godlewska i Feliks Hemer.

Pod koniec pierwszej polowy 1942 roku przybył do Pabianic sekretarz Łódzkiego Komitetu Obwodowego PPR Ignacy Loga-Sowiński. Wziął on udział w zebraniu zorganizowanym w mieszkaniu Stanisława Dybały przy ul. Świętokrzyskiej 5. Na zebraniu powołano Pabianicki Komitet Miejski PPR w następującym składzie: sekretarz – Stanisław Dybała, członkowie – Stanisław Pietrasiak, Stanisław Czwórka, Lucjan Rozwens i Antoni Suwara.

Powstanie w Pabianicach Polskiej Partii Robotniczej było przełomowym wydarzeniem w historii miejscowego ruchu oporu. Kolportowano pisma wydawane przez Łódzki Komitet Obwodowy PPR: „Glos Łódzki”, „Trybunę Ludu”, „Chłopskie Jutro”, „Biuletyn Radiowy” i „Okólnik”. Przystąpiono do organizowania komórek partyjnych. Wkrótce potem powstało 7 kół fabrycznych i 14 terenowych. PPR docierała również do tych zakładów, w których nie miała swoich kół. Zyskiwano sobie sympatyków i uczestników wielu akcji sabotażowych.

W lipcu 1942 roku powstała w mieście Gwardia Ludowa, a jej dowódca na terenie Pabianic został Józef Książek. W skład sztabu GL weszli Władysław Karbowiak i Zygmunt Kempa.

25 grudnia 1942 roku w posiedzeniu Miejskiego Komitetu PPR wziął udział Mieczysław Moczar. Nazajutrz uczestniczył on w naradzie z miejscowym dowództwem GL. W wyniku tej narady powołano trzyosobową grupę wypadową oraz uzupełniono skład sztabu, włączając doń Józefa Bartłomiejczyka. Edwarda Łągiewczyka oraz Stanisława Kobyłta.

Miejscowa GL przeprowadziła liczne i uwieńczone sukcesem akcje sabotażowe. M. in. w lutym 1943 roku Józef Książek i Władysław Karbowiak podłożyli ogień pod magazyn przędzy w Zakładach Kruschego i Endera. Nieco później ta sama grupa wywołała pożar w Warsztatach Obsługi Technicznej i Sprzętu Drogowego przy ul. Partyzanckiej. W tymże roku podłożono ogień pod fabrykę Kruschego i Endera, powodując znaczne straty. W listopadzie 1943 roku przerwano połączenie telefoniczne na linii Łódź-Kalisz, a także uszkodzono linię wysokiego napięcia w pobliżu transformatora, co spowodowało dłuższą przerwę w dopływie prądu do pabianickich zakładów przemysłowych.

W lutym 1944 roku przygotowano zamach na kierownika pabianickiego Arbeitsamtu – Trimera; zamierzano również wysadzić most. Akcje te nie doszły jednak do skutku, ponieważ na pabianicką GL spadły w marcu i kwietniu 1944 roku dotkliwe aresztowania.

W pabianickim ruchu oporu brała udział również liczna grupa młodzieży zrzeszona w Związku Walki Młodych. ZWM ukonstytuował się 12 września 1943 roku pod przewodnictwem Bronisława Karbowiaka, Henryka Błocha i Kazimierza Borowskiego. Zorganizowano trójki młodzieżowe.

Do głównych zadań ZWM należała działalność sabotażowa, propagandowa, agitacyjna i organizacyjna. Miała ona na celu pobudzenie świadomości politycznej młodzieży miasta poprzez kolportaż prasy partyjnej, rozpowszechnianie komunikatów frontowych i niesienie pomocy rodzinom aresztowanych działaczy. Działalność ZWM w Pabianicach została przerwana aresztowaniami w kwietniu 1944 roku.

W kwietniu 1943 roku działalność miejscowej organizacji PPR osłabła. Przerwano na pewien czas akcje sabotażowe, z uwagi na liczne aresztowania w Łodzi.

W styczniu 1944 roku Komitet Miejski PPR w Pabianicach podjął uchwałę o powołaniu konspiracyjnej Rady Narodowej. Ale uchwały tej nie zrealizowano. Na przeszkodzie stanęły znów liczne aresztowania wśród członków PPR. Aresztowany został podczas narady niemal cały Komitet Okręgowy PPR – Łódź Podmiejska.

W maju 1944 roku Stanisław Czwórka nawiązał łączność z pozostałymi w Pabianicach członkami partii i usiłował odbudować organizację. W dużym stopniu przeszkodziły temu liczne wywózki do kopania okopów. Mimo tych trudności miejska organizacja PPR nadal działała. Nie zdołały jej złamać liczne aresztowania i śmierć czternastu towarzyszy. Przetrwała i prowadziła swą konspiracyjną działalność do ostatnich dni niemieckiej okupacji.

W nocy z 19 na 20 stycznia 1945 roku wojska 1 Frontu Białoruskiego pod dowództwem marsz. G. Żukowa wyzwoliły Pabianice. Miasto było wolne, ale poważnie zniszczone. Eksterminacyjna polityka okupanta w latach 1939-1945 pozbawiła życia przeszło 30 % mieszkańców miasta. Te straty szły w parze z ogromnym spustoszeniem w przemyśle pabianickim i w całej gospodarce miasta. Nie było praktycznie żadnej dziedziny, której nie dotknęłaby eksterminacyjna polityka III Rzeszy. Aby przywrócić miasto do życia, trzeba było niemal wszystko zaczynać od początku.

W ciągu 25 lat władzy ludowej Pabianice nie tylko zmieniły swój wygląd zewnętrzny, ale również swoją strukturę przemysłową i zawodową. Przed wojną włókiennictwo stanowiło 80% produkcji przemysłowej Pabianic. Teraz mimo znacznego wzrostu produkcji przemysłu włókienniczego, udział jego w produkcji przemysłowej Pabianic spadł do 50%. Osiągnięto to dzięki modernizacji starych i wzniesieniu nowych zakładów wytwarzających m.in. narzędzia do obróbki metali, maszyny drogowe, meble, artykuły spożywcze. Rozbudowano istniejącą już przed wojną fabrykę żarówek „Polam” dającą teraz dziesięciokrotnie większą produkcję niż przed 1939 rokiem.

Z 61000 mieszkańców Pabianic połowa pracuje w fabrykach i zakładach uspołecznionych, co świadczy o wysokim stopniu uprzemysłowienia miasta.

Twórcza praca całego społeczeństwa Pabianic zmieniła zasadniczo oblicze miasta. Wyrosły nowe, piękne osiedla mieszkaniowe, szkoły, przedszkola, placówki kulturalne.

Do 16 szkół podstawowych uczęszcza blisko 8500 uczniów. Miasto posiada gęstą sieć szkół ogólnokształcących i zawodowych. W okresie Polski Ludowej wybudowano w Pabianicach 5 szkół podstawowych o 80 izbach lekcyjnych, 19 pracowniach i 5 salach gimnastycznych.

W latach 1964-1968 założono w mieście 4,6 km sieci kanalizacyjnej, 10,8 km sieci wodociągowej i 20 km sieci gazowej.

Ożywioną działalność kulturalną i oświatową prowadzą: Biblioteka Miejska, Muzeum Regionalne, placówki związkowe (9 świetlic zakładowych, klub im. Mickiewicza, klub nauczyciela) oraz Zakładowy Dom Kultury im. Gałczyńskiego, Dom Kultury Dzieci i Młodzieży, Towarzystwo Przyjaciół Pabianic i in. W Pabianicach wydawany jest tygodnik „Życie Pabianic”.

Z okazji 50 - lecia KPP i 20 – lecia zjednoczenia polskiego ruchu robotniczego wzniesiono w mieście pomnik Bojowników o Wyzwolenie Społeczne i Narodowe.

Wyrazem uznania państwa dla bohaterskiej przeszłości Pabianic i wkładu jego mieszkańców w dorobek ekonomiczny i kulturalny Polski Ludowej było nadanie Pabianicom Orderu Sztandaru Pracy I klasy.

Uchwała Rady Państwa z dnia 22 listopada 1966 roku – Nr 0/622

W uznaniu dla wybitnych zasług w rewolucyjnym ruchu robotniczym, za wkład w budownictwo socjalistyczne Polski Ludowej Rada Państwa nadaje miastu Pabianice ORDER SZTANDARU PRACY i klasy. Przewodniczący Rady Państwa (-) Edward Ochab, Sekretarz Rady Państwa (-) Julian Horodecki

Uroczystości nadania miastu Orderu Pracy I klasy relacjonowało Życie Pabianic ( nr3/1967). Wydawało się, że nastąpił „koniec historii” i nie ma odwrotu od wybranej drogi prowadzącej wprost do komunizmu.

Ulica Traugutta dostąpiła tym razem nie lada zaszczytu. Ona to właśnie stanowiła część trasy, którą w naszym mieście miał przebyć Dostojny Gość – członek Biura Politycznego, przewodniczący Rady Państwa i Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu – tow. EDWARD OCHAB.

Skromny domek drewniany przy zbiegu ulic Partyzanckiej i Traugutta stanowił tu w pewnym sensie punkt orientacyjny zwracający na siebie uwagę. Ozdobił go też napis: WITAMY DOSTOJNYCH GOŚCI.

Na przeciwległym narożniku przyciągają wzrok okazale plansze eksponujące plastycznie tak ważne momenty jak XXV – lecie PPR, XXII rocznica Wyzwolenia Pabianic, 1000 – lecie Państwa Polskiego. Obok nich widać okazałego orla piastowskiego oraz herbowe korony Pabianic. Już na długo przed oczekiwanym przyjazdem trasa zaczyna się zapełniać mieszkańcami miasta, którzy wyszli na to niezwykle spotkanie. Czekają cierpliwie, mimo niesprzyjającej pogody, co raz to bardziej chłodnych powiewów styczniowego wiatru. Widać co najmniej ze trzy pokolenia pabianiczan. Tych, którzy pamiętają proletariackie batalie z roku 1900 i 1905, ich synów – uczestników strajków z lat 1923 -33 oraz wnuków, wzrastających w Polsce Ludowej, o której tamci mogli jedynie marzyć.

Starszy, niski mężczyzna o siwych, wyzierających spod narciarskiej czapki kosmykach włosów, może tkacz … wyraża cicho, jakby sekretnie swoje wrażenia do ucha towarzysza. Młody, w sile wieku, rosły blondyn odpowiada z tym specyficznym westchnięciem, które towarzyszy przejęciu doniosłością chwili: „Tak, to jest naprawdę wielki dzień dla Pabianic”.

Wypowiedział słowa niby zdawkowe lecz zabarwione jakże osobistym akcentem. Licznie zgromadzona młodzież objawiła radość na swój sposób – głośniej, weselej. Uczniowie trzepocą biało-czerwonymi chorągiewkami.

Cała trasa tonie w powiewach flag o barwach narodowych, czerwonych i niebieskich. Widać je na gmachu Szkoły Podstawowej nr 1, widać na budynku „Polany” – nowoczesnej tkalni PZPB. Powiewają na wszystkich domach, wyrastają barwnymi bukietami z metalowych stojaków, wprost na chodnikach. Na udekorowanych lekkich ramkach widnieją podobizny tow. Władysława Gomułki i tow. Edwarda Ochaba.

Mimo zimowego chłodu, ktoś otwiera okno, aby nawet szyby nie odgradzały go od historycznej chwili. Nieopodal orkiestra „Papierni” napełnia ulicę tonami ochoczych marszów, rozgrzewa czekających, potęguje w nich nastrój niezwykłości.

Przy zbiegu ulic Traugutta i Armii Czerwonej widać nad jezdnią czerwony transparent „PARTIA NA CZELE NARODU W WALCE O WOLNOŚĆ I SOCJALIZM!”

Na powitanie czeka szeroka ul. Armii Czerwonej oraz pięknie na pewnym odcinku poszerzona, acz jeszcze nie uporządkowana ul. Kilińskiego. Zgromadzona tu młodzież szkolna manifestuje swą polityczną postawę widniejącym na transparencie okrzykiem: „PRECZ Z WOJNĄ W WIETNAMIE”!”.

Przy ul. Moniuszki z murów tkalni „A” PZPJ (Pabianickie Zakłady Przemysłu Jedwabniczego) emanuje światłem biały orzeł na czerwonym tle, otoczony ramką z płonących żarówek. Tuż obok, w ogródku jordanowskim, w biel śniegu wkomponowana kolorowa karuzela dziecięca. Przy niej czarodziejski, okrągły domek niebieski przybrany malowanymi kwiatami i kolorową balustradą. Wszystko uśpione w zimowym bezruchu, jakby również stanowiło element dekoracyjny.

Bielą piór odbija się wielki orzeł z papieroplastyki na skromnym budynku Szkoły Podstawowej nr 6, przy ul. Mariańskiej. W bliskim sąsiedztwie hali, jakby na straży stoi stary, dymiący komin skromnie udekorowanej wykończalni Spółdzielni im. Jarosława Dąbrowskiego.

Pełne napięcia oczekiwanie przemienia się nagle w szmer ożywienia. Zbliżają się samochody z zapalonymi światłami. Z auta wygląda znana wszystkim, uśmiechnięta twarz. Dostojny Gość przyjaźnie macha ręką. Dla tysięcy pabianiczan dopełnia się historyczny moment.

Hala przy ulicy Orlej udekorowana odświętnie. Wzdłuż ścian kolorowe plansze, obrazujące dorobek i wartość czynów społecznych wykonanych przez mieszkańców Ziemi Łódzkiej i Pabianic. Po lewej stronie sceny – mapa Polski przecięta napisem: FJN, a po prawej – mapa województwa łódzkiego z herbami poszczególnych miast. W głębi sceny biało-czerwone flagi, a na ich tle piastowski orzeł oraz napis: „1000 lat Państwa Polskiego”. Dookoła pełno kwiatów.

Na sali przed stołem prezydialnym, młodzież Szkoły Podstawowej nr 15 w Pabianicach. Dziewczęta w białych bluzkach z granatowymi kokardami. Chłopcy w granatowych mundurkach. Wszyscy trzymają w dłoniach czerwone i różowe goździki.

Sala wypełniona do ostatniego miejsca. Na uroczystą sesję Wojewódzkiego i Miejskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu oraz Wojewódzkiej i Miejskiej Rad Narodowych przybyli przedstawiciele wszystkich grup społecznych i zawodów, reprezentujący Ziemię Łódzką. Wśród zebranych znajdują się również delegacje pabianickich zakładów pracy, przedstawiciele organizacji politycznych i społecznych, zasłużeni weterani ruchu robotniczego, radni Miejskiej Rady Narodowej i mieszkańcy naszego miasta.

Na kilka minut przed godziną 16, gorąco witany przez zebranych wchodzi na salę członek Biura Politycznego KC PZPR, Przewodniczący Rady Państwa i Ogólnopolskiego Komitetu FJN – tow. EDWARD OCHAB z towarzyszącymi mu osobami. Dostojnego Gościa prowadzi przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Pabianicach – F. Hemer. Wszyscy wstają z miejsc. Dziewczęta i chłopcy wręczają gościom kwiaty. Zrywają się manifestacyjne oklaski.

Za stołem prezydialnym obok przewodniczącego Rady Państwa – E. OCHABA zasiadają między innymi: członek KC PZPR i wicepremier rządu PRL – ZENON NOWAK, sekretarz OK FJN - M. Marzec, kierownik Wydziału Propagandy i Agitacji KC PZPR – L. Stasiak, minister przemysłu lekkiego - E. Stawiński, przewodniczący Komitetu Pracy i Płac – A. Burski, gospodarze województwa – I sekretarz KW PZPR w Łodzi – S. Jędryszczak i przewodniczący Prezydium Woj. RN w Łodzi – F. Grochalski, I sekretarz KM PZPR w Pabianicach – J. Budziński, sekretarz Prezydium MRN – H. Nowak oraz zasłużony działacz ruchu rewolucyjnego i robotniczego – A. Koziróg z Pabianic.

Orkiestra gra hymn narodowy. Otwarcia sesji dokonuje przewodniczący Prezydium MRN w Pabianicach – F. Hemer. W imieniu gospodarzy miasta wita on serdecznie Przewodniczącego Rady Państwa oraz wicepremiera Rządu PRL, a następnie przybyłych na sesję przedstawicieli centralnych władz partyjnych i Ogólnopolskiego Komitetu FJN, władz partyjnych i administracyjnych województwa łódzkiego, radnych Woj. RN oraz MRN w Pabianicach. Prezydium i członkowie WK FJN, sekretarzy komitetów powiatowych i miejskich PZPR w województwie łódzkim, przewodniczących powiatowych i miejskich prezydiów RN, mieszkańców Ziemi Łódzkiej i Pabianic.

„Uroczystą sesję uważam za otwartą” – stwierdza tow. F. Hemer , po czym referat obrazujący dorobek Ziemi Łódzkiej w okresie obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego, wygłasza przewodniczący Prezydium Woj. RN w Łodzi – F. Grochalski.

Z kolei przewodniczący sesji – tow. F. Hemer prosi o zabranie głosu, Przewodniczącego Rady Państwa tow. Edwarda OCHABA. Dostojny Gość podchodzi do trybuny witany serdecznymi oklaskami. Przemówienie jego przerywane jest kilkakrotnie gromkimi brawami. Rada Państwa wysoko oceniła wkład pracy mieszkańców Pabianic w dzieło budowy socjalizmu. W uznaniu zasług przyznano Pabianicom wysokie odznaczenie państwowe – kończy swoje wystąpienie tow. Edward Ochab.

Teraz następuje najbardziej doniosły moment uroczystości. Przewodniczący Prezydium MRN w Pabianicach prosi poczet sztandarowy o zajęcie miejsca przed stołem prezydialnym. Sztandar naszego miasta niesie Michał Lipczyński – radny MRN, w towarzystwie Jana Włodarczyka – wicedyrektora „Bawełny” oraz Miłosza Połomskiego – dyrektora Technikum Ekonomicznego. Poczet sztandarowy otaczają – I sekretarz KM PZPR –J. Budziński, sekretarz Prezydium MRN – H. Nowak, przewodniczący MK FJN – K. Rogoziński, zasłużony działacz ruchu rewolucyjnego i robotniczego – A. Koziróg oraz przewodniczący ZM ZMS – Z. Jańczyk.

Przewodniczący Rady Państwa – tow. E. OCHAB dokonuje dekoracji sztandaru Pabianic jednym z najwyższych odznaczeń państwowych – ORDEREM SZTANDARU PRACY I KLASY, a następnie gratuluje i składa życzenia władzom i mieszkańcom naszego miasta.

Poczet sztandarowy staje po prawej stronie tzw. przedscenium. U góry sztandaru widać przypięty ORDER na amarantowej wstążce.

Następnie tow. E. OCHAB jako przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu przekazuje miastu Odznakę Tysiąclecia Państwa Polskiego, przyznaną przez OK FJN za masowy udział mieszkańców Pabianic w czynach społecznych. Odznakę tę otrzymuje I sekretarz KM PZPR w Pabianicach – tow. J. Budziński. „Życzę Wam dalszych sukcesów w drugim Tysiącleciu ”– mówi tow. Edward OCHAB.

Uczucie wzruszenia zmieszane z radosnym nastrojem udziela się wszystkim obecnym. Znowu rozlegają się długo niemilknące oklaski, po których przewodniczący sesji – tow. F. Hemer prosi delegację w składzie: wicepremier Z. NOWAK, sekretarz KW PZPR w Łodzi – B. Malinowski, wiceprzewodniczący Prezydium Woj. RN w Łodzi – W. Fibakiewicz, sekretarz KM PZPR w Pabianicach – S. Fronczak, wiceprzewodniczący Prezydium MRN – J. Brzoza, przewodniczący Miejskiego Komitetu Obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego – P. Zaborowski o odsłonięcie tablicy pamiątkowej wmurowanej we fronton gmachu Prezydium MRN w Pabianicach. Delegacja wychodzi z sali żegnana oklaskami.

Głos zabiera następnie I sekretarz KW PZPR w Łodzi – tow. S. Jędryszczak. Wszyscy z uwagą słuchają słów gospodarza województwa. Swoje przemówienie kończy on podziękowaniem tow. E. OCHABOWI za przybycie na Ziemię Łódzką i udział w uroczystej sesji.

A oto przed stołem prezydialnym staje delegacja mieszkańców naszego województwa: trzy osoby w barwnych strojach ludowych i górnik łęczycki w mundurze galowym. Wręczają oni Przewodniczącemu Rady Państwa rzeźbę przedstawiającą postacie regionu łódzkiego.

Orkiestra gra „Międzynarodówkę”. Część oficjalna sesji zakończona. Tow. Edward OCHAB i towarzyszące mu osoby, siedzące dotąd w prezydium, zajmują pierwsze rzędy krzeseł na sali.

Po parominutowej przerwie rozpoczyna się część artystyczna w wykonaniu członków ZDK przy PZPB im. Bojowników Rewolucji 1905 roku. Młodzi artyści – amatorzy przygotowali na tę uroczystość specjalne widowisko – montaż, obrazujący historię zmagań i walk o prawo do życia, o prawa polityczne i społeczne robotników zatrudnionych w dawnej firmie „Krusche i Ender”. Po zakończeniu widowiska Dostojny Gość i towarzyszące mu osoby opuszczają salę. W przejściu, po środku Sali, pojawiają się dziewczęta i chłopcy z Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Łowickiej. Przy dźwiękach kapeli ludowej, otoczony zespołem tow. Edward OCHAB kieruje się ku wyjściu. Członkowie Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Łowickiej powracają następnie na salę, gdzie jeszcze godzinę wesołymi przyśpiewkami i tańcami bawią pabianiczan.

Wystąpienie Przewodniczącego Rady Państwa o OK FJN tow. Edwarda OCHABA

Członek Biura Politycznego KC PZPR, Przewodniczący Rady Państwa i Ogólnopolskiego Komitetu FJN powiedział na wstępie:

Towarzyszki i towarzysze, drodzy przyjaciele!

W imieniu Komitetu Centralnego PZPR i stronnictw politycznych, w imieniu Rady Państwa i Ogólnopolskiego Komitetu FJN pragnę przekazać naszemu dzisiejszemu solenizantowi – społeczeństwu miasta Pabianic, najlepsze gratulacje w związku ze 150. rocznicą powstania klasy robotniczej i najlepsze życzenia , aby następnego jubileuszu doczekało w dobrym zdrowiu, zwiększając swój wkład w dorobek naszej ojczyzny.

Dzieje Pabianic – stwierdził m. in. tow. E. Ochab – stanowią ważny rozdział w historii polskiej klasy robotniczej. Mówca przypomniał następnie odległe czasy walk rewolucyjnych, akcentując w nich udział robotników okręgu łódzkiego, robotników Pabianic. Przypomniał działalność Wielkiego Proletariatu, SDKPiL, Lewicy PPS.

W okręgu łódzkim, w Pabianicach, robotnicy krwią swoją zapisali wiele kart historii rewolucyjnych zrywów w latach 1905-1907, walk w latach 1915-18.

W chronologicznym rejestrze wydarzeń przewodniczący Rady Państwa scharakteryzował wystąpienia rewolucyjne w okresie międzywojennym i podkreślił kierowniczą rolę KPP oraz Rady Delegatów Robotniczych.

Lata manifestacji, strajków, bojkotów, zaświadczone śmiercią wielu towarzyszy, przedstawiają dla nas wielką, historyczną wartość. Tak samo jak lata nieustępliwej walki z hitlerowskim okupantem, kiedy to pod przewodnictwem zawiązanej w 1942 r. PPR postępowe patriotyczne siły narodu wykazały ogromny hart i wiarę w zwycięstwo.

Dziś Pabianice – oświadczył tow. E. Ochab – są dużym, rozwijającym się ośrodkiem przemysłowym. Dziś inne jest oblicze tego miasta.

Z kolei mówca przedstawił bieżącą sytuację gospodarczą kraju i wskazał na zadania, jakie stoją przed nami w bieżącej pięciolatce, tj. w latach 1966-1970. Zwrócił uwagę na najistotniejsze problemy ekonomiczne: zatrudnienie młodych, handel zagraniczny, zaopatrzenie w artykuły spożywcze, płace. Ilustrując liczbami systematyczny wzrost poziomu stopy życiowej ludności naszego kraju, tow. E. Ochab wezwał do zwiększenia wysiłków na rzecz rozwoju gospodarczego i podniesienia dobrobytu.

Przewodniczący Rady Państwa poruszył następnie zagadnienie obronności kraju i wskazał na konieczność jej umacniania. Nawiązując do imperialistycznej agresji amerykańskiej w Wietnamie, mówca zwrócił uwagę na nieodpowiedzialne, ryzykowne poczynania rządu Stanów Zjednoczonych.

Solidaryzując się z narodem wietnamskim potępiamy stanowczo amerykańskich agresorów. Walka o jutrzejsze oblicze świata jest trudna, ale przekonani jesteśmy, że do nas należeć będzie ostateczne zwycięstwo.

Na zakończenie swego wystąpienia tow. E. Ochab zakomunikował zebranym o nadaniu Pabianicom wysokiego odznaczenia – Orderu Sztandaru Pracy I klasy, a przez Ogólnopolski Komitet FJN – Odznaki Tysiąclecia Państwa Polskiego.

Gratulując zaszczytnego wyróżnienia, Przewodniczący Rady państwa złożył jeszcze raz życzenia dalszej owocnej pracy mieszkańcom Pabianic dla zwycięstwa sił pokoju i socjalizmu na całym świecie.

Referat przewodniczącego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Łodzi F. Grochalskiego

W pierwszej części swego referatu przewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Łodzi – Franciszek Grochalski stwierdził między innymi:

Dzisiejszą sesję odbywamy w szczególnej chwili. Zakończone zostały obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego. W bieżącym roku obchodzić będziemy 50. rocznicę Wielkiej Rewolucji Październikowej. Mija obecnie 25 lat od chwili powstania Polskiej Partii Robotniczej.

Jednocześnie mieszkańcy Pabianic uroczyście uczcili 150. rocznicę powstania klasy robotniczej, która wniosła poważny wkład w sprawę niepodległości Polski. W takiej chwili przypada mi zaszczyt omówienia dorobku Ziemi Łódzkiej w ostatnich latach. (…)

Poważny udział w akcji czynów społecznych ma społeczeństwo Pabianic. Wartość czynów w tym mieście wyniosła około 20 mln zł. Dzięki ofiarności mieszkańców Pabianic zebrano 36,7 mln zł na Społeczny Fundusz Budowy Szkół i Internatów. Za te pieniądze wybudowano w mieście dwie szkoły podstawowe i liceum ogólnokształcące. (…)

Podziękowanie I sekretarza KW PZPR w Łodzi - tow. S. Jędryszczaka

- Są takie dni – powiedział I sekretarz KW PZPR – tow. S. Jędryszczak – które na zawsze pozostają w pamięci. Takim dniem właśnie jest dla mieszkańców Ziemi Łódzkiej i Pabianic dzień dzisiejszy. Wyróżnienie, jakie spotkało dziś robotnicze Pabianice, jest zaszczytem dla całego naszego województwa.

Wagę tego faktu podnosi udział w sesji przewodniczącego Rady państwa – tow. Edwarda Ochaba, który osobiście wręczył odznaczenia.

Pabianice jako pierwsze miasto Ziemi Łódzkiej dostąpiło tak wielkiego zaszczytu, jakim jest przyznanie przez radę Państwa Orderu Sztandaru Pracy I klasy. Jest to dowód uznania za piękne tradycje rewolucyjne i osiągnięcia w 150-letniej historii klasy robotniczej Pabianic.

Tow. S. Jędryszczak uwypuklił następnie dotychczasowy dorobek gospodarczy województwa i zapewnił o dalszych wysiłkach jego mieszkańców, po czym w serdecznych słowach podziękował za wysokie odznaczenie przyznane przez Radę Państwa i OK FJN, wyrażając jednocześnie radość z wizyty tow. Edwarda Ochaba na Ziemi Łódzkiej.

W słowie „dziękuję” – powiedział I Sekretarz KW PZPR – mieści się to, co czują ludzie naszego województwa do naszej Partii i do Was osobiście, towarzyszu OCHAB.

Tablica pamiątkowa

Tłumy pabianiczan zebrały się wczesnym wieczorem 14 stycznia br. przed gmachem Prezydium MRN przy ul. Armii Czerwonej 16 (obecnie Zamkowa), gdzie dokonał się jeden z aktów wielkiej uroczystości. Aktem tym było odsłonięcie tablicy pamiątkowej, która teraz jest już trwałym dokumentem, przypominającym wszystkim o odznaczeniu miasta.

Kiedy ucichły dźwięki hymnu państwowego, odegranego przez orkiestrę „Papierni”, odsłonięcia tablicy dokonał wicepremier Zenon Nowak, a towarzyszyli mu przedstawiciele władz wojewódzkich i miejskich; sekretarz KW PZPR – B. Malinowski, wiceprzewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej – W. Fibakiewicz, sekretarz KM PZPR – S. Fronczak, wiceprzewodniczący prezydium MRN – J. Brzoza, kierownik Szkoły Podstawowej nr 15 – P. Zaborowski, przewodniczący Miejskiego Komitetu Obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego.

Po odsłonięciu kamiennego dokumentu wicepremier Z. Nowak w serdecznych słowach wyraził uznanie zgromadzonym mieszkańcom Pabianic z okazji tak wybitnego odznaczenia. Złożył też podziękowanie miastu za poważne osiągnięcia i życzył, aby wysokie odznaczenie , o którym ma przypominać odsłonięta tablica, zobowiązywało Pabianice do dokładania nowych cegiełek do budownictwa Polski socjalistycznej.

Po zakończeniu tej krótkiej ceremonii, zebrani mogli odczytać na białym marmurze złocony napis:

„Miasto odznaczone w 150. rocznicę powstania klasy robotniczej Orderem Sztandaru Pracy I klasy w uznaniu dla wybitnych zasług Pabianic w rewolucyjnym ruchu robotniczym, za wkład w budownictwo socjalistyczne Polski Ludowej.” Styczeń 1967 r.

Jest w tym cząstka nas

Po zakończeniu oficjalnej części sesji poprosiliśmy o bezpośrednie wrażenia z przebiegu tak doniosłej dla Pabianic uroczystości tow. Andrzeja Koziroga – jednego z działaczy ruchu robotniczego i rewolucyjnego w mieście.

A oto jego wypowiedź: - To były piękne chwile w moim życiu. Wizyta towarzysza Edwarda Ochaba, akt dekoracji wysokim odznaczeniem państwowym i ta wzruszająca atmosfera… Przeżyłem to wszystko bardzo głęboko.

Przyznanie przez Rade Państwa Orderu Sztandaru i klasy naszemu miastu traktuję jako zaszczytne wyróżnienie, które jednocześnie jest elementem podsumowania wieloletniego wysiłku klasy robotniczej Pabianic.

W takim dniu zapomina się o latach spędzonych w sanacyjnych więzieniach. Jeszcze raz wypada powtórzyć – piękne to były chwile. Chciałbym jeszcze w swoim życiu mieć okazję do tak wzruszających, a jednocześnie radosnych przeżyć.

- Nie jestem rodowitą pabianiczanką, mieszkam tu od 20 lat – mówi Stefania Kolanek, I sekretarz Podstawowej Organizacji Partyjnej w Zakładach Zbożowo- Młynarskich – Tym niemniej jestem ogromnie dumna z wyróżnienia , jakie dziś spotkało Pabianice. Nasze miasto uczciwie zasłużyło na taki zaszczyt i miło, że zasługi te zostały docenione przez władze państwowe. Sam przyjazd tow. Edwarda Ochaba i jego ciepłe słowa, skierowane pod adresem naszego miasta są wymownym świadectwem uznania dla nas, naszego trudu i naszych zdobyczy. I każdy pabianiczanin żywi za to głęboką wdzięczność…

W Zakładowym Domu Kultury (ZDK) na spotkaniu z aktywem województwa i „Bawełny”

Na dziedzińcu ZDK im. K. Gałczyńskiego (przy ul. Żymierskiego 2) Przewodniczącego Rady Państwa – tow. E. Ochaba i pozostałych gości witało kierownictwo pabianickiej „Bawełny” – dyrektor naczelny – J. Goldman i I Sekretarz KZ PZPR – S. Borowski oraz kierowniczka ZDK – K. Adamkiewiczowa, zaś delegacja załogi – dwie członkinie organizacji ZMS obdarowały Dostojnego Gościa wiązanką kwiatów. Oprowadzany przez gospodarzy, tow. E. Ochab zwiedził muzeum historii „Bawełny”, gdzie z dużym zainteresowaniem oglądał eksponaty, obrazujące bogatą przeszłość zakładów.

Szczególną uwagę zwrócił na plansze, przedstawiające wybitnych działaczy robotniczych i opisy rewolucyjnych wystąpień. Następnie w „Złotej Sali” ZDK, Przewodniczący Rady Państwa wpisał do Księgi Pamiątkowej Miasta życzenia dla mieszkańców Pabianic. Z kolei dyr. J. Goldman zapoznał aktywistów województwa łódzkiego z dziejami PZPB i dynamicznym ich rozwojem w Polsce Ludowej.

Potem głos zabrał tow. Edward Ochab, który podkreślił znaczenie walk klasowych w pabianickim ośrodku dla całego polskiego ruchu robotniczego. Tow. E. Ochab wspomniał też o swoich kontaktach międzywojennych z pabianickimi robotnikami, a na zakończenie przekazał całej załodze PZPB im. Bojowników Rewolucji 1905 roku serdeczne pozdrowienia i podziękowanie za wytrwałą pracę, mającą na celu pomnażanie dorobku Ludowej Ojczyzny.

Po zakończeniu spotkania tow. Edward Ochab wpisał gratulacje i życzenia do księgi muzeum historii „Bawełny”. Żegnany serdecznie przez gospodarzy miasta, Przewodniczący Rady Państwa i OK FJN – tow. Edward Ochab opuścił Pabianice.

Życie Pabianic (nr 51/52 1968/1969) donosiło: „W 50. Rocznicę KPP i 20-lecie PZPR. Pomnik – symbol trudu i walki najlepszych synów miasta – odsłonięty!”

14 grudnia 1968 roku stał się ważną datą w dziejach miasta. Piękna, słoneczna pogoda sprzyjała doniosłej uroczystości odsłonięcia pomnika, wzniesionego przy udziale społeczeństwa Pabianic dla uczczenia pamięci bohaterów walk o wyzwolenie społeczne i narodowe.

Na placu Obrońców Stalingradu zgromadziły się tłumy mieszkańców i delegacje ze sztandarami, transparentami i szturmówkami. Na tle barwnie udekorowanego placu – biały masyw pomnika cieszył oczy swą szlachetną linią i napawał dumą, że w tak piękny sposób złożyliśmy hołd rewolucyjnym tradycjom miasta.

Uroczystość rozpoczęła się o godz. 11. Otworzył ją raport kompanii honorowej Łódzkiego Oddziału Obrony Terytorialnej. Następnie I sekretarz KM PZPR – Jan Budziński – w imieniu władz, aktywu społecznego i mieszkańców miasta powitał przybyłych gości: wicepremiera Zenona Nowaka, członków egzekutywy KW PZPR z I sekretarzem KW - Stefanem Jędryszczakiem, przedstawicieli stronnictw politycznych z Tadeuszem Sitkiem i Romanem Kaczmarkiem, gości z Ziemi Smoleńskiej z sekretarzem KO Komsomołu – Michaiłem Sapożnikowem, przedstawicieli Prezydium Woj. RN z przewodniczącym - Czesławem Sadowskim, przedstawicieli Wojska Polskiego z gen. brygady – Piotrem Przyłuckim, weteranów ruchu robotniczego, delegacje organizacji partyjnych z terenu województwa oraz wszystkich przybyłych na uroczystość mieszkańców miasta.

Z kolei wicepremier Z. Nowak wygłosił przemówienie, w którym nawiązał do bogatych tradycji pabianickiej klasy robotniczej. Przypomniał on nazwiska: Antoniego Kubery, Stanisława Cegiełki, Andrzeja Marczewskiego i innych działaczy, którzy przed 50 laty uczestniczyli w cementowaniu sił rewolucyjnych lewicy, tworząc w Pabianicach komórkę KPRP, a następnie KPP, którzy przez całe lata walczyli o nowe oblicze społeczne i polityczne naszego kraju.

Następnie wicepremier Z. Nowak stwierdził, iż najlepsze tradycje KPP przejęła Polska Partia Robotnicza, powołana do życia w najcięższym okresie dziejów narodu polskiego – w latach hitlerowskiej okupacji. Tradycje PPR kontynuuje dziś PZPR, która już od 20 lat prowadzi klasę robotniczą ku rzeczywistości, o jakiej marzyli nasi ojcowie, za którą przelewali krew na wszystkich frontach walki z reakcja i faszyzmem.

- Pomnik, który za chwilę odsłonimy – powiedział tow. Z. Nowak – będzie przypominał pokoleniom o udziale ich ojców w walce z kapitałem, w walce o wyzwolenie społeczne i narodowe. Pomnik ten powinien przyczyniać się do jeszcze silniejszego skupienia klasy robotniczej wokół PZPR. Powinien także dodawać nam sił w codziennej pracy dla dalszego rozkwitu i umacniania Polski Ludowej.

Po przemówieniu tow. Z. Nowaka nastąpił zasadniczy moment uroczystości: przy akompaniamencie werbli towarzyszących kompanii honorowej, do cokołu pomnika zbliżyli się, aby go odsłonić, wicepremier Z. Nowak i I sekretarz KW – S. Jędryszczak razem z sekretarzami KW: L. Tomaszewskim, F. Kociemskim i E. Gajewskim. W imieniu Egzekutywy KM PZPR wieniec złożyli: sekretarz KM – S. Fronczak i E. Kraj oraz zasłużony działacz ruchu robotniczego A. Koziróg.

Przy ciągłym akompaniamencie werbli wieńce składali następnie: przedstawiciele Ludowego Wojska Polskiego, Milicji Obywatelskiej, zakładów pracy, instytucji społecznych i szkół. W krótkim czasie podstawa pomnika pokryła się różnokolorową mozaiką wieńców i wiązanek kwiatów.

Po zakończeniu uroczystości na placu, wszyscy goście z tow. Nowakiem i tow. Jędryszczakiem udali się do Zamku, gdzie nastąpiło uroczyste otwarcie wystawy obrazującej dzieje walk KPP w Pabianicach i w okręgu łódzkim.

Na wystawie zgromadzono 34 plansze przedstawiające historyczne zdjęcia i dokumenty. Po salach wystawowych gości oprowadzali: kustosz Muzeum Ruchu Robotniczego w Łodzi – mgr Tadeusz Czapliński i kustosz Muzeum w Pabianicach – mg Maria Keplerowa.

Szczególne zainteresowanie zwiedzających wzbudziła odezwa Rady Delegatów Robotniczych z listopada 1918 roku.

W godzinach południowych dnia 14 grudnia wszyscy dostojnicy uczestniczący w uroczystościach na placu Obrońców Stalingradu udali się do sali przy ul. Kościuszki 14 (obecnie Miejski Ośrodek Kultury), gdzie odbyła się wojewódzka akademia, poświęcona 50. rocznicy powstania KPP i 20. rocznicy zjednoczenia polskiego ruchu robotniczego.

Akademię otworzył I sekretarz KM PZPR – J. Budziński, po czym miejsce na trybunie zajął członek KC PZPR, I sekretarz KW w Łodzi – S. Jędryszczak. W żarliwym, pełnym pasji przemówieniu przypomniał on dzieje trudu walki polskich komunistów, którzy od zarania niepodległości zdawali sobie sprawę, że kapitalizm nie jest zdolny do właściwego pokierowania życiem narodu, co udowodnił tragiczny wrzesień 1939 roku.

Dalej tow. Jędryszczak podkreślił, że KPP powstała jako jedna z pierwszych partii komunistycznych w świecie i stanowiła zawsze mocne ogniwo w międzynarodowym ruchu robotniczym. – Bez komunistów nie byłoby Polski Ludowej – powiedział I sekretarz. – Będziemy zawsze oddawać należną im cześć za to, co zrobili dla klasy robotniczej i narodu polskiego …

Następnie tow. Jędryszczak mówił o wzmocnieniu się działalności polskich komunistów dzięki zjednoczeniu partii przed 20 laty, o ciągłym wysiłku tej partii zmierzającym do usunięcia społecznych konfliktów tkwiących korzeniami w dawnym ustroju, ustroju wyzysku.

Mówca zwrócił uwagę na ogromna odpowiedzialność partii w kierowaniu życiem państwa i narodu w dzisiejszym bardzo skomplikowanym świecie, w sytuacji, gdzie im imperializm i reakcja atakują wolność narodów niemal na wszystkich frontach. – Ale – powiedział tow. Jędryszczak – partia zawsze wychodzi zwycięsko ze swych kłopotów i zdobywa zaufanie narodu, kierując w sposób właściwy naszymi wysiłkami zmierzającymi do zbudowania lepszej przyszłości.

Po przemówieniu S. Jędryszczaka uczestnicy akademii uczcili minutą ciszy pamięć towarzyszy, którzy odeszli od nas już w czasach nowego ustroju, doczekawszy się pięknych rezultatów swej wieloletniej walki.

W części drugiej sobotniej akademii wystąpili artyści „Estrady” Łódzkiej oraz Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Łowickiej.

Uroczysty dzień 14 grudnia zakończył się w Pabianicach spotkaniem weteranów ruchu robotniczego Ziemi Łódzkiej z władzami biorącymi udział w odsłonięciu pomnika „Bohaterów o wyzwolenie społeczne i narodowe” oraz w wojewódzkiej akademii.

Uroczystości odsłonięcia pomnika towarzyszyła także wizyta komsomolców. Przyjechali do Pabianic w sobotę 14 grudnia. Delegacji przewodniczył sekretarz Obwodowego Komitetu Komsomołu w Smoleńsku tow. M. Sapożnikow. Towarzyszy radzieckich przyjęło kierownictwo Zakładów Przemysłu Wełnianego. Na cześć gości w „Dobrzynce” zorganizowano także wieczorek taneczny, w czasie którego komsomolcy obdarowani zostali pamiątkowymi albumami i płytami z nagraniami melodii zespołów „Śląsk” i „Mazowsze”. W Technikum Ekonomicznym odbyła się natomiast sesja naukowa. Uczniowie wygłosili referaty: „Powstanie i działalność KPP”, „PPR i PZPR – kontynuatorkami rewolucyjnych tradycji ruchu robotniczego”, „Osiągnięcia gospodarcze i polityczne PRL oraz miejsce Polski w świecie”. Na zakończenie wyświetlono film krótkometrażowy „Między zjazdami”. Zasadnicza Szkoła Zawodowa nr 1 im. W. Wasilewskiej przygotowała montaż słowno-muzyczny „Zawsze z Partią”, ukazujący niezaprzeczalne osiągnięcia Polski Ludowej zdobyte pod przewodnictwem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Do redakcji Życia Pabianic wpłynął list czytelnika Jana Rybińskiego z ulicy Dąbrowskiego, który dzielił się swoimi refleksjami: Trzeba przyznać, że w miarę zbliżania się daty odsłonięcia pomnika w Pabianicach, zainteresowanie jego budową systematycznie rosło. Różni ludzie spoglądając na ogromne rusztowania i oszalowania z desek snuli najdziwniejsze przypuszczenia (często w zakładach pracy i biurach) roztaczali wokół najniezwyklejsze wizje, z góry zakładając dla tego rodzaju przedsięwzięcia pobłażliwość: bo to wiadomo, jakie się dzisiaj często stawia pomniki. Nawet najbardziej wtajemniczeni musza się dobrze przyjrzeć, aby domyślić się, co autor właściwie miał na uwadze, projektując tak a nie inaczej.

I nagle odpadły wszelkie pomocnicze, robocze detale, wszystkie deski i rurki otaczające szczelnie to, co miało zadziwić, uradować lub rozczarować, a które przesłaniały samo dzieło. Muszę przyznać, ze zaskoczenie jest ogromne i powszechne, żywo dyskutowane, ale jak najbardziej pozytywne.

Choć dużo jeszcze zostało do zrobienia przy wystroju zewnętrznym (piszę to na 5 dni przed odsłonięciem pod wpływem pierwszych wrażeń), to jednak odczucie dostojeństwa tego pomnika, tej jakiejś szlachetnej lekkości mimo masywu, nawet rzekłbym monumentalności jak na ograniczone warunki naszego „placyku”, nie opuszcza mnie ani na chwilę.

Rozmawiałem z wieloma ludźmi i niemal wszyscy są tego samego zdania. Za te pierwsze wrażenia może jeszcze niepełne, chciałbym właśnie tą drogą, z łamów gazety, twórcy tego pomnika, p. Biłasowi, serdecznie podziękować.

Antoni Biłas (1924-1995) – artysta rzeźbiarz, autor wielu pomników i płaskorzeźb, m.in. pomnika Leona Schillera w Łodzi oraz pomnika Stu Straconych w Zgierzu.

Życie Pabianic (nr 4/1975 r.) zamieściło również relację z nadania Orderu Sztandaru Pracy I klasy Pabianickim Zakładom Przemysłu Bawełnianego imienia Bojowników Rewolucji 1905 roku.

Centralną imprezą obchodów 30 rocznicy wyzwolenia Pabianic było sobotnie uroczyste posiedzenie KSR (Konferencja Samorządu Robotniczego) w Pabianickich Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Bojowników Rewolucji 1905 r. „Pamotex”, w czasie którego dokonano dekoracji sztandaru zakładowego Orderem Sztandaru Pracy I klasy.

Na uroczystość tę przybyli m. in.: zastępca członka Biura Politycznego KC PZPR, poseł na Sejm PRL, gen. bryg. – Stanisław Kowalczyk; I sekretarz KW PZPR, przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej – Zbigniew Zieliński; delegacja Ziemi Smoleńskiej z I sekretarzem Komitetu Obwodowego KPZR – Iwanem Jefimowiczem Klimienko, w której był także lotnik – uczestnik walk wyzwoleńczych o Ziemię Łódzką – Michaił Siergiejewicz Komelczyk; minister przemysłu lekkiego – Tadeusz Kunicki; sekretarz CRZZ , członek KC PZPR – Irena Sroczyńska; wojewoda łódzki – Roman Malinowski; przewodnicząca ZG Pracowników Przemysłu Włókienniczego, Odzieżowego i Skórzanego – Barbara Natorska; przewodniczący Wojewódzkiej Rady Związków Zawodowych – Jan Budziński; dyrektor Zjednoczenia Przemysłu Bawełnianego – Kazimierz Lipczyk; I sekretarz KM PZPR – Eugeniusz Kraj i naczelnik miasta – Stanisław Fronczak.

Przybyłych gości oraz licznie zgromadzonych członków załogi „Pamotexu” przywitał I sekretarz KZ PZPR – Sylwester Samol. Który otwierając uroczystość powiedział m. in.: „Dzisiejsza uroczystość poświęcona jest odznaczeniu naszych zakładów Orderem Sztandaru Pracy I klasy przyznanym przez Radę Państwa PRL na wniosek Biura Politycznego KC PZPR. Moment, w którym się ona odbywa wybrany został nie przypadkowo. W roku bieżącym mija 70. Rocznica Rewolucji 1905 roku. Imię Bojowników tej Rewolucji nadane zostało naszemu zakładowi 20 lat temu dla podkreślenia wielkich zasług pabianickiego proletariatu w walce o sprawiedliwość społeczną, o socjalizm.

Już prawie 150 lat robotnicy naszych zakładów: prządki, tkaczki, farbiarze, drukarze są czołową siłą, która kiedyś stanowiła oręż partii robotniczych w walce z kapitalistycznym wyzyskiem, a dziś przoduje w pracy, w budowie socjalistycznej Polski.

Jesteśmy dziś w przededniu 30. rocznicy wyzwolenia Pabianic. Trzydzieści lat temu żołnierze radzieccy I Frontu Białoruskiego wkraczali na ulice naszego miasta, niosąc wolność. Co znaczy to słowo – dobrze rozumieją ci, którzy przeżyli głód i śmierć najbliższych osób, doznali cierpień i z bliska poznali faszyzm.

Są dziś wśród nas przedstawiciele narodu, którego żołnierze z polską armią u boku wyzwalali nasz kraj, wyzwalali nasze miasto. Pozwólcie Towarzysze, że w imieniu nas wszystkich złożę im wyrazy serdecznego podziękowania za wolność, za przyjaźń, która narodziła się w walce ze wspólnym wrogiem i która umacnia się w budownictwie socjalizmu.

Trzydzieści lat temu robotnice i robotnicy naszych zakładów wydobywali spod gruzów hal fabrycznych ocalałe fragmenty maszyn. Niebawem rozpoczęła się produkcja. Tkanin potrzebował front, który zbliżał się do Berlina, tkanin potrzebowała cała ludność. Nasza załoga pracowała ofiarnie. W kolejnych latach po wyzwoleniu zakład zmieniał powoli swe oblicze, modernizował się i modernizuje ciągle, poprawiły się warunki pracy, rosła wydajność. Dziś należymy do największych, jutro – do najnowocześniejszych zakładów w naszej branży.

Wielkie zaangażowanie i dobra praca załogi zakładu spotykały się zawsze z uznaniem partii i rządu. Świadectwem tego może być dyplom uznania KC PZPR i Rady Ministrów oraz listy I sekretarza KC – Edwarda Gierka z grudnia 1972 i 1973 roku skierowane do załogi naszego zakładu. Świadectwem zaufania do nas, do naszej załogi, jest na pewno przekazany w dniu wczorajszym list Edwarda Gierka i Piotra Jaroszewicza, w którym I sekretarz KC PZPR i premier PRL gratulują nam wyników dobrej pracy w roku 1974 i zachęcają do wzmacniania wysiłków i zwiększania zadań na rok bieżący.

Sądzę Towarzysze, że załoga zakładu, który dziś odznaczony zostaje Sztandarem Pracy I klasy, odpowie na ten apel dobrą pracą, wysoką jakością, dobrym gospodarzeniem, aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej.

Następnie głos zabrał dyrektor naczelny „Pamotexu” – Jerzy Szymczak, który przedstawił w swoim wystąpieniu historię, dzień dzisiejszy i perspektywy rozwojowe zakładu, a dziękując za tak wysokie wyróżnienie podkreślił, że załoga PZPB znana z ofiarności nadal nie będzie szczędzić wysiłków w pracy, że będzie realizować plany produkcyjne, a również dodatkową produkcją przyczyni się do utrzymania wysokiej dynamiki rozwoju gospodarczego kraju.

Głos zabiera I sekretarz KM PZPR – Eugeniusz Kraj, który odczytuje tekst uchwały Rada Państwa:

„W trzydziestą rocznicę powstania Polski Ludowej, w uznaniu wybitnych zasług załogi położonych w walkach klasy robotniczej o społeczne wyzwolenie oraz dla rozwoju socjalistycznego przemysłu, za osiągnięcia w dziedzinie postępu technicznego i terminową realizację planów produkcyjnych Rada Państwa nadaje Zakładom Przemysłu Bawełnianego im. Bojowników Rewolucji 1905 roku „Pamotex” Order Sztandaru Pracy I klasy”.

Zebrani na sali wysłuchują, stojąc w milczeniu, tych słów, po czym następuje najbardziej podniosły moment uroczystości.

Na środek podium prezydialnego występują poczty sztandarowe. Do sztandaru zakładów zbliża się minister Kowalczyk i dekoruje go Orderem Sztandaru Pracy. Następnie minister Kowalczyk i I sekretarz KW PZPR – Zbigniew Zieliński dekorują wysokimi odznaczeniami państwowymi zasłużonych pracowników „Pamotexu”.

Do zebranych przemawia minister Kowalczyk, stwierdzając, że zarówno zakład, jak i poszczególni jego pracownicy zasłużyli rzetelnie na zaszczytne odznaczenia. Historia zakładu i jego obecne osiągnięcia produkcyjne powodują, że na gospodarczej mapie kraju, województwa i miasta zajmuje on miejsce niepoślednie. Tu rodził się i hartował pabianicki ruch robotniczy, stąd rekrutowali się bojownicy klasy robotniczej – członkowie SDKPiL oraz PPS-Lewicy, którzy w 1905 r. walczyli o prawo do życia i godności ludzkiej, o język polski w szkołach i urzędach. Historia najnowsza dowiodła, że pabianicka klasa robotnicza jest wierna tradycjom – w okresie okupacji, hitlerowskiego terroru, pabianiccy robotnicy wstępowali w szeregi walczących o wolność i wyzwolenie społeczne.

Chlubne tradycje walki teraz przekuwane są w czyny produkcyjne. Na apel partii o udział w Banku „30 miliardów” – załoga „Pamotexu” odpowiedziała dodatkową produkcją o wartości 55 milionów złotych, w Czynie 30-lecia – wypracowała dodatkowo 34 miliony zł. Obecnie, kiedy czynione są przygotowania do VII Zjazdu Partii – władze polityczne i państwowe naszego kraju liczą na to, że pabianiccy robotnicy swoją pracą uczestniczyć będą solidarnie w wysiłkach całego narodu przygotowującego przesłanki do dalszego dynamicznego rozwoju ojczyzny.

Stanisław Kowalczyk zakończył swoje wystąpienie podziękowaniem załodze – w imieniu Biura Politycznego KC PZPR i własnym – za dotychczasową trudną i ofiarną pracę, życząc wszystkim pracownikom dalszych sukcesów i pomyślności w życiu osobistym. Dodał przy tym, że – jako rodowity pabianiczanin – przyjął wyróżnienie pabianickiego zakładu z głęboką osobistą satysfakcją.

W imieniu załogi głos zabrała przodująca tkaczka Zofia Koziróg, która w pełnych wzruszenia słowach podziękowała za zaszczyt, jaki przypadł zakładowi w udziale, podzieliła się wspomnieniami z pionierskich powojennych dni. Kiedy uruchamiano pierwsze maszyny, oraz stwierdziła, że wszyscy pracownicy „Pamotexu” całym sercem i wydajną pracą będą popierać program partii i rządu - budowy coraz piękniejszej ojczyzny.

Rankiem w sobotę goście przybyli na uroczystości „Pamotexu” spotkali się z załogą zakładów oraz zwiedzili wystawy zorganizowane w związku z rocznicą wyzwolenia. W Zakładowym Domu Kultury czynna jest wystawa historyczna poświęcona 70. rocznicy Rewolucji 1905 Roku, zaś w sali Klubu Sportowego „Zjednoczeni” przy ulicy Nowotki – wystawa osiągnięć naszego miasta w 30-leciu PRL. Gospodarze poszczególnych stoisk – dyrektorzy i kierownicy przedsiębiorstw i instytucji udzielali informacji zwiedzającym.

Wielkie święto PZPB zakończone zostało występami artystycznymi w sali sportowo-widowiskowej „Pamotexu” przy ulicy Orlej 1. Występował zespół Zakładowego Domu Kultury im. Gałczyńskiego, orkiestra podwórkowa z oddziału PZPB w Moszczenicy, soliści – Karol Nicze i Maria Jarzębska oraz młodzież pabianickich szkół średnich – I LO i Zespołu Szkół Zawodowych nr 3.

W czasie uroczystego posiedzenia KSR w „Pamotexie” najbardziej zasłużeni pracownicy zakładu udekorowani zostali wysokimi odznaczeniami państwowymi:

Orderem Sztandaru Pracy I klasy – Alojzy Szczerkowski, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski – Kazimierz Rybak i Stanisława Bujnowicz, Złotym Krzyżem Zasługi – Stefan Jaros, Sabina Jędryka i Piotr Staniaszek, Srebrnym Krzyżem Zasługi – Justyna Szermach, Karol Skweres, Feliks Kilańczyk i Eugeniusz Kusideł, Brązowym Krzyżem Zasługi – Edward Kaczmarek, Urszula Kubska, Wiesława Marcioch, Zofia Oleksiewicz. (…) W dowód szczególnego uznania dla zasług i zaangażowania w sprawy przemysłu lekkiego w naszym mieście Złotą Odznaką Zasłużonego Pracownika Przemysłu Lekkiego udekorowani zostali także: I sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR – Eugeniusz Kraj i naczelnik miasta – Stanisław Fronczak.

Order Sztandaru Pracy został ustanowiony w 1949 r. w celu „nagradzania wyjątkowych zasług położonych dla Narodu i Państwa”. Order skasowano w 1992 roku, uchylając przepisy ustawy z 1960 r. dotyczące Orderu Sztandaru Pracy.

W 1958 roku została odsłonięta tablica upamiętniająca powstanie Komunistycznej Partii Polski w Pabianicach, o czym informowało Życie Pabianic (nr 44 i 45/1958 r.).

Wielki wiec ku upamiętnieniu 40. rocznicy powstania KPP w Pabianicach

W niedzielę 30 listopada br. odbędzie się w naszym mieście wielki wiec wojewódzki połączony z uroczystym odsłonięciem pamiątkowej tablicy poświęconej powstaniu Komunistycznej Partii Polski w Pabianicach. O godz. 9.30 na placu Obrońców Stalingradu (obecnie Stary Rynek) nastąpi zbiórka pocztów sztandarowych, przedstawicieli zakładów pracy i organizacji masowych z Pabianic i województwa łódzkiego. O godz. 10 zebrani wymaszerują na miejsce wiecu, który odbędzie się na ulicy Waryńskiego przed domem, w którym odbyło się połączenie SDKPiL z PPS-lewicą i dało początek istnienia w Pabianicach KPP. Prosimy mieszkańców Pabianic o jak najliczniejszy udział w wiecu, w którym zapowiedział swój udział wicepremier Zenon Nowak i I sekretarz KW PZPR Marian Miśkiewicz.

Jest godzina 9-ta rano. Na przyprószony pierwszym śniegiem plac im. Obrońców Stalingradu maszerują delegacje pabianickich zakładów pracy. Na czele delegacji Pabianickich Zakładów Papierniczych – orkiestra, dalej poczet sztandarowy. Widzimy również delegacje Pabianickich Zakładów Środków Opatrunkowych, Pabianickich Zakładów Graficznych z dyrektorem Horbacewiczem na czele, delegacja młodzieży robotniczej i najmłodsza delegacja – delegacja harcerzy.

Najliczniejsza jest niewątpliwie delegacja Pabianickich Zakładów Przemysłu Bawełnianego. Wśród przedstawicieli bawełnianego giganta widzimy I sekretarza Komitetu Zakładowego tow. Woźniaka, dyrektora naczelnego tow. Banasiaka oraz przedstawicieli wszystkich oddziałów kombinatu. O godz. 10-tej następuje wymarsz delegacji na ulicę Waryńskiego, gdzie odbędzie się kulminacyjna część uroczystości.

Stojąc w pobliżu Szkoły Położnych, obserwujemy zdążający z wyżej położonej części ulicy, długi i mieniący się czerwienią szturmówek i transparentów wąż maszerujących delegacji. Kolumnę otwiera poczet sztandarowy: Komitetu Wojewódzkiego Partii, Komitetu Miejskiego Partii w Pabianicach, ZSL oraz poczty sztandarowe Radomska, Brzezin i innych miast. Dalej – na czele pochodu idzie w jednym szeregu przedstawiciel Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, wicepremier Zenon Nowak, I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Partii tow. Marian Miśkiewicz, I sekretarz Komitetu Miejskiego Partii tow. Mieczysław Orel, przedstawiciele władz miasta, Milicji Obywatelskiej.

Śnieg prószy nadal. Przed trybuną znajdującą się przy zbiegu ulic Waryńskiego i Curie-Skłodowskiej, kilka tysięcy osób. Przemawia I sekretarz Komitetu Miejskiego Mieczysław Orel. Po nim głos zabiera Zenon Nowak. Przekazuje on w imieniu KC PZPR najserdeczniejsze pozdrowienie dla mieszkańców miasta. Mówi również o historycznym momencie połączenia SDKPiL i PPS-lewicy w wyniku czego powstała w Pabianicach bojowa organizacja robotnicza – Komunistyczna Partia Robotnicza Polski (późniejsza KPP). Towarzysz Nowak wspomina ludzi KPP, mówi o ich bohaterstwie – na czym powinna wzorować się młodzież Polska – kreśli działalność KPP i historię strajków. Następnie głos zabiera I sekretarz KW PZPR tow. Miśkiewicz i sekretarz byłej KPRP – tow. Kubera. Odsłonięcia tablicy pamiątkowej na frontowej ścianie domu, w którym odbyło się historyczne zebranie połączeniowe, dokonuje tow. Nowak. Na tablicy napis: „Z połączenia SDKPiL i PPS- lewicy w domu tym powołana została do życia KPP na terenie m. Pabianic. Tablicę wmurowano w 40. rocznicę powstania KPP”.

Delegacje udają się na cmentarz, celem złożenia wieńców na grobach poległych w strajku jaki miał miejsce w 1933 roku. Bohaterskie karty historii jakie zakreśliła działalność tych którzy zginęli, pozostanie na zawsze w pamięci ludzi pracy, mieszkańców m. Pabianic.

Antoni Kubera (1887 -1963), uczestnik uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej, urodził się we wsi Utrata. Był synem robotnika, nie miał łatwego życia, ani warunków do nauki. Mając lat 16 rozpoczął pracę w Fabryce Kindlera w Pabianicach. Jego dojrzewaniu politycznemu sprzyjały wydarzenia rewolucji 1905 roku. Towarzysz Antoni – członek PPS-Lewicy, a następnie Komunistycznej Partii Polski- był jednym z trzech pabianiczan, którzy brali udział w kongresie zjednoczeniowym SDKPiL oraz PPS- Lewicy - działacz Stowarzyszenia Spożywców „Związkowiec”, organizator Związku Włókniarzy w Pabianicach, inicjator wielu strajków i pochodów pierwszomajowy – wiedział co to jest głód, bezrobocie, sanacyjna policja i więzienie. Aresztowany 1 maja 1923 roku skazany został na 2 lata więzienia sieradzkiego. Korzystając z amnestii opuszcza je po 11 miesiącach, aby znów w roku 1928 spędzić 3 miesiące za kratami więzienia piotrkowskiego za propagandę idei socjalistycznych podczas wyborów do sejmu i senatu. Każdego roku przed 1 maja towarzysza Kuberę trzymano po kilka dni w areszcie, bo takich jak on bała się sanacja. Prześladowania były też przyczyną jego wyjazdu w roku 1928 do Francji, gdzie przebywał 7 lat i działał w szeregach Komunistycznej Partii Francji, w sekcji polskiej. Podczas tragicznych dni wrześniowych 1939 roku towarzysz Antoni dał dowód swego patriotyzmu, biorąc udział w obronie Warszawy, gdzie został ranny.

Mimo okupacji hitlerowskiej i prześladowań towarzysz Kubera nie zaprzestał działalności politycznej – był współorganizatorem Polskiej Partii Robotniczej w Pabianicach a następnie członkiem Komitetu Miejskiego. Zaraz po zakończeniu działań wojennych przystąpił wraz z innymi do organizowania i umacniania władzy ludowej. Znali go wszyscy. Był radnym Miejskiej Rady Narodowej, kierownikiem Urzędu Kwaterunkowego, do ostatnich chwil pracował dla naszej partii PZPR. Za zasługi dla polskiego ruchu robotniczego tow. Antoni Kubera odznaczony został Orderem Sztandaru Pracy I klasy i Medalem X-lecia Polski Ludowej. (Życie Pabianic, nr 1/1964)

Ostatnie dwieście lat dziejów miasta to także zajmująca historia wszelkiego rodzaju strajków. Barbara Wachowska w pracy ”Strajki okupacyjne w łódzkim okręgu przemysłowym w latach kryzysu gospodarczego 1929-1933”, 1967 przedstawia przebieg strajków w firmie Krusche i Ender w latach 1929 i 1932. Wtedy fabryka włókiennicza przy ulicy Zamkowej zamieniła się w obleganą twierdzę, której obroną kierowali komuniści, walczący przede wszystkim z ”aparatem burżuazyjnego ucisku”, jako źródła prawdziwego zła.

Strajk okupacyjny w fabryce Kruschego i Endera (17 VI - 1 VII 1929)

Pabianickie Zakłady Włókiennicze Krusche i Ender już od wiosny 1928 r. były widownią powtarzających się strajków. Pierwszym był strajk 12 kwietnia 1928 r. 650 robotników, którzy żądali wyrównania stawek zarobkowych od wszystkich gatunków tkanin i przędz. Wkrótce doszło ponownie do zatargu miedzy robotnikami a dyrekcją na skutek obniżenia zarobków w porównaniu do normy cennikowej. Zatarg ten na krótko załagodzono, ale nie zlikwidowano przyczyny sporu i 13 lipca znów porzuciło pracę 500 robotników. Strajkujący kategorycznie żądali cofnięcia obniżek. Kierownictwo fabryki udzieliło robotnikom dwutygodniowego płatnego urlopu sądząc, że w tym czasie zdecydują się oni na ustępstwa. Gdy 30 lipca robotnicy stawili się do pracy, a dyrekcja nie zmieniła swego stanowiska, przędzalnicy przystąpili do strajku okupacyjnego. Dyrekcja bezskutecznie wzywała ich do zaprzestania okupacji, grożąc zamknięciem przędzalni. Robotnicy nie ustępowali, a równocześnie prowadzili mediację z udziałem inspektora pracy. Strajk trwał do 7 sierpnia. Robotnicy przystąpili do pracy dopiero wówczas, gdy kierownictwo fabryki przyrzekło przestrzegać ściśle norm pracy ustalonych ostatnią umową. Równocześnie z włókniarzami strajkowali od 21 lipca robotnicy odlewni żelaza. Żądali oni unormowania taryf akordowych.

Kilka tygodni trwał względny spokój. Gdy jednak w sierpniu dyrekcja ogłosiła tabelę kar, w odpowiedzi zastrajkowało 10 września około 800 tkaczy, pozostając w zakładzie. Strajk ten trwał jeden dzień.

W połowie stycznia 1929 r. doszło ponownie do ostrego zatargu między tkaczami a dyrekcją. Kierownictwo zakładów zakomunikowało, że przedłuża pracę tkaczy o 1 godzinę, a więc z 8 do 9 godzin dziennie. Zarządzenie to było rozszerzeniem na tkalnię praktyk stosowanych już od dłuższego czasu na wykończalni i bielniku, gdzie pracowano po 12 godzin. Oddziały te czynne były więc całą dobę na dwie zmiany, na co zwracali uwagę inspektorzy pracy, gdyż fabryka nie miała zezwolenia ministerstwa na pracę nocną i godziny nadliczbowe. Ponadto, wbrew istniejącym przepisom, nie płacono za godziny nadliczbowe przewidzianych stawek (pierwsze dwie godziny 50%, a następne 100% więcej). Gdy tkacze nie chcieli się zgodzić na decyzję dyrekcji (Dyrektor Kanenberg w rozmowie z robotnikami powiedział, że wyrazili na to zgodę delegaci enperowskiego – Narodowa Partia Robotnicza- związku „Praca”. Robotnicy zwrócili się o pomoc do klasowego związku włókniarzy, który wystąpił z tą sprawą do sądu.), wówczas postanowiła ona siłą zmusić ich do pracy 9-godzinnej.

Po kilku dniach, gdy tkacze z rannej zmiany chcieli iść do domu po 8-godzinnej pracy, zastali bramę fabryki zamknięta. Mimo to nie przystąpili do pracy i wybrali delegację do rozmów z dyrekcją. Rozmowy te były bardzo burzliwe, ze strony tkaczy padła groźba strajku. Ostatecznie dyrekcja ustąpiła i tkacze mogli wyjść z fabryki.

Dyrekcja zakładów Kruschego i Endera była znana ze swej antyrobotniczej postawy. Oprócz częstych praktyk łamania ustawy o 8-godzinnym dniu pracy, dopuszczała się wobec robotników wielu innych nadużyć; często zdarzało się, ze nie wypłacała robotnikom za urlopy. Robotnicy długo i cierpliwie znosili te nadużycia, obawiając się wydalenia z pracy. Niektóre sprawy znalazły jednak epilog w sadzie, gdzie w obronie robotników wystąpił klasowy związek włókniarzy. W lutym 1929 r. sąd rozpatrzył 7 spraw z zakładów Kruschego i Endera, wydając wyroki korzystne dla robotników. Ale kierownictwo zakładów nie liczyło się z orzeczeniami sadu. W zakładach zachodziły zmiany na gorsze, dyrekcja zaczęła odmawiać robotnikom urlopów. Latem 1929 r. fakty te stały się nagminne. Robotnicy nie chcieli się z tym pogodzić. Tymczasem nastąpiło jeszcze ograniczenie pracy do 3 dni w tygodniu, co spowodowało spadek płac o 50%, grożąc katastrofalnym pogorszeniem warunków materialnych pracujących robotników i ich rodzin. W tej sytuacji robotnicy odpowiedzieli strajkiem. Wybuchł on 4 czerwca, a kierowali nim działacze komunistyczni z Lewicy Związkowej, zatrudnieni w fabryce.

Komuniści mieli w zakładach Kruschego i Endera kilka aktywnych grup członków i sympatyków we wszystkich oddziałach zakładów. Wydawali oni i kolportowali wśród proletariatu Pabianic wiele odezw i ulotek. Organizatorem strajku był komunista Tomasz Rutkowski ps. Bystry. Z jego inicjatywy i pod jego kierownictwem robotnicy powołali komitet strajkowy. Aktywnymi członkami komitetu byli komunistyczni działacze Lewicy Związkowej. Komitet zażądał od kierownictwa zakładów Kruschego i Endera honorowania robotniczych praw do urlopów i cofnięcia redukcji dni pracy, przy czym zakłady miały natychmiast wypłacić należność za urlopy tym robotnikom, którzy już z nich korzystali, i to według stawek obowiązujących wtedy, gdy praca w zakładach trwała 6 dni w tygodniu, oraz udzielić płatnego urlopu tym robotnikom, którym aktualnie przypadał termin urlopowy. W strajku uczestniczyło 4000 robotników i trwał on dwa dni.

Administracja zakładów odmówiła bezpośrednich pertraktacji z przedstawicielami strajkujących. Pod presją robotników pośrednictwa podjęła się Inspekcja Pracy. Rozmowy nie dały pozytywnych wyników. Strajk zakończył się bez konkretnych rezultatów. Natomiast po przystąpieniu robotników do pracy dyrekcja fabryki rozpoczęła stosować represje wobec organizatorów strajku; w pierwszym rzędzie wydaliła z pracy Tomasza Rutkowskiego. Krok ten wywołał oburzenie robotników i decyzję ponownego strajku.

Powołano komitet strajkowy, w którym reprezentowani byli robotnicy przędzalni, tkalni, bielnika i farbiarni (W komitecie czynni byli: Stefan Fatela, Feliks Marszałek, Józef Reda, W. Przepiórkowski, Feliks Osiński, Leon Skrobiszewski, Kazimierz Nowak, Maria Wnukowa, Władysława Morawska, Julia Stanisławska, Roman Jędrzejczak, Antoni Bartos, Rybarczyk, J. Dymel, Władysław Sójka, Bronisław Kruk, Władysław Nowak, Zygmunt Nowak, Józef Głowacki, Tomasz Rutkowski, Żuchowski). Strajkującym udzielała pomocy pabianicka organizacja Komunistycznej Partii Polski, której sekretarzem był Józef Jaskólski (członkami komitetu byli: Roman Szymczak ps. Ryś, Czesław Gryzel ps. Socha, R. Frant, B. Klimek). Strajk wybuchł 17 czerwca.

Początkowo robotnicy proklamowali jednogodzinny strajk okupacyjny, a wybrana delegacja przedstawiła administracji zakładów żądania analogiczne jak podczas poprzedniego strajku, domagając się nadto przyjęcia do pracy Rutkowskiego. Administracja odmówiła przyjęcia delegacji. Wówczas robotnicy siłą otworzyli bramę fabryczną i udali się pod budynek dyrekcji dla złożenia protestu. Przestraszeni urzędnicy, nie mogąc opuścić otoczonego przez robotników budynku, wezwali telefonicznie policję. Wkrótce przed fabryka zjawił się oddział policjantów z komisarzem Gizińskim na czele. Robotnicy zabarykadowali się w fabryce. Doszło do walki, w wyniku której kilka osób zostało lekko rannych; ciężko ranną robotnicę odwieziono do szpitala. Zajścia te wywołały oburzenie robotników w całych Pabianicach.

Przed fabryką Kruschego i Endera gromadziły się tłumy, na policjantów poczęły padać kamienie, odłamki cegły i żelaza. Wezwano na pomoc jeszcze jeden oddział policji, tym razem konnej. Rozpędziła ona zgromadzonych i siłą wyrzuciła strajkujących z fabryki.

Aresztowano co czynniejszych uczestników strajku – prawie cały komitet strajkowy i 10 osób za „agresywne” występowanie przeciw policji. Wytoczono proces ośmiu robotnikom. Na ławie oskarżonych przed Sądem Okręgowym w Łodzi zasiedli 12 marca 1930 r.: Tomasz Rutkowski, Maria Wnuk, Leon Skrobiszewski, Bronisław Kruk, Józef Reda, Władysław i Zygmunt Nowakowie i Józef Głowacki. Rutkowski skazany został na 6 miesięcy więzienia, czterech oskarżonych na 3, a trzech na 2 miesiące więzienia.

Usunięcie robotników z fabryki nie oznaczało końca strajku. Kierowanie nim było jednak wskutek aresztowania komitetu strajkowego niezmiernie trudne. Tu i ówdzie zaczęły wśród komunistów padać głosy, by akcję przerwać. Zwyciężył jednak projekt zwrócenia się o pomoc do związku klasowego, którego kierownictwo nie brało dotąd udziału w strajku. Optymiści wysuwali nawet propozycję zorganizowania powszechnego strajku włókniarzy, by zmusić dyrekcję do pełnego uruchomienia fabryki i udzielenia robotnikom przysługującego im urlopu.

Z apelem o poparcie strajku i o pomoc dla strajkujących wystąpili komuniści na wiecu zwołanym przez działaczy Lewicy Związkowej. Zaapelowali bezpośrednio do przewodniczącego Zarządu Głównego klasowego związku włókniarzy Antoniego Szczerkowskiego, szczególnie popularnego w Pabianicach działacza. Zaproponowali mu, by stanął na czele komitetu strajkowego. Jednak Szczerkowski kategorycznie odmówił udziału reprezentowanego przezeń związku w kierowanym przez komunistów strajku. Oświadczył, że „z ludźmi, którzy go uważają za zdrajcę, współpracował nie będzie.”

Odmowa klasowego związku włókniarzy załamała robotników. Zdekompletowany komitet strajkowy nie umiał opanować sytuacji, mimo organizacyjnej pomocy Komitetu dzielnicowego KPP w Pabianicach i Komitetu Okręgowego w Łodzi. Przebywający na wolności członkowie komitetu strajkowego podjęli na nowo pertraktacje z dyrekcją zakładów, choć prowadzenie ich było niezmiernie trudne. Wskutek odcięcia się od strajku klasowego związku włókniarzy, dyrekcja i Inspekcja Pracy uznały ten strajk za dziki i odmawiały rozmów. Dopiero na skutek uporczywych nalegań robotników, okręgowy inspektor pracy podjął się mediacji. Skłoniła go do tego obawa przed rosnącym wrzeniem wśród robotników. Te same motywy zadecydowały, że i kierownictwo fabryki przyjęło propozycję pertraktacji, i że poparł je starosta.

Po dwóch tygodniach strajk zakończył się porażką robotników: dyrekcja nie uwzględniła ich postulatów zarówno co do urlopów, jak i przywrócenia pełnego tygodnia pracy; oprócz Rutkowskiego pozbawiono pracy wszystkich aresztowanych. 1 lipca robotnicy przystąpili do pracy.

Strajk zyskał wysoką ocenę Komitetu Okręgowego i Komitetu Centralnego komunistycznej Partii Polski, mimo nie zawsze konsekwentnej postawy strajkujących i mimo ostatecznej porażki. Łódzki Komitet Okręgowy KPP uznał strajk u Kruschego i Endera, wraz z równoczesnymi strajkami w fabryce Kindlera w Pabianicach, Hoffrichtera i „Gentlemana” w Łodzi, walkami bezrobotnych Łodzi, Ozorkowa i Pabianic – za dowód tego, że proletariat łódzki „walczy w pierwszych szeregach przeciwko ustrojowi kapitalistycznemu”. Ten moment podniosło także VI Plenum KC KPP z sierpnia 1929 r. Uznało ono m.in. czerwcowy strajk u Kruschego i Endera za dowód, że na czoło ruchu strajkowego w Polsce od lata 1929 r. wysunęli się włókniarze; zaś fakt, że strajk przerósł w okupacyjny – za wymowny sygnał, iż trwające strajki mają „głęboko rewolucyjny charakter”. Zagraniczna prasa komunistyczna widziała w mnożących się wypadkach interwencji policji na rzecz fabrykantów, m. in. w Pabianicach, przejaw zaostrzenia się walki klasowej i przybierania przez nią charakteru walki politycznej.

Strajk u Kruschego i Endera spotkał się także z wieloma ocenami krytycznymi. Na V Zjeździe KPP jeden z delegatów uznał wysiłki komunistów, zmierzające do podjęcia pertraktacji z fabrykantami, za zdradę, która doprowadziła do przegranej. Również socjaliści obciążyli odpowiedzialnością za przegraną komitet strajkowy, zarzucając mu, że nie zwrócił się od razu do klasowego związku włókniarzy z propozycją kierowania strajkiem, i po prostu „zignorował klasowy związek zawodowy”. Socjaliści zarzucali komunistom, że prowadzili strajk dla celów politycznych, by wygrać wybory do Kasy Chorych w Pabianicach. Rzekoma walka o urlopy robotnicze i przeciw redukcji dni pracy miała stać się atutem wyborczym. Zwrócenie się o pomoc do związku klasowego, a także do innych związków zawodowych, w końcowej fazie strajku uznane zostało za próbę zrzucenia przez komunistów odpowiedzialności na te związki i dlatego zostało przez nie kategorycznie odrzucone.

Oceny te były przejaskrawione. Faktem jest, że kierownictwo strajku wykazało w trudnej sytuacji sporo nieudolności, ze wydarzenia przerosły jego możliwości, a tym samym wytrąciły mu z rąk inicjatywę i wpływy. Błędem było nienawiązanie kontaktu z kierownictwem klasowego związku włókniarzy w momencie wybuchu strajku. Pośrednio świadczy o tym wypowiedź „Włókniarza”: „gdyby robotnicy zorganizowali się w związek klasowy, zatarg byłby załatwiony z korzyścią dla nich.” Trzeba jednakże pamiętać, że aresztowanie co aktywniejszych działaczy pozbawiło komitet strajkowy najbardziej doświadczonych przywódców. Natomiast stanowisko kierownictwa klasowego związku włókniarzy i innych związków świadczyło o tym, że wzięły w nich górę ambicje poszczególnych przywódców i ciasno pojęty interes partyjny.

Głos Polski: dziennik polityczny, społeczny i literacki. 1929-06-19 R.12 nr 166

Strajk okupacyjny w zakładach Kruschego i Endera (11-27 VII 1932)

Robotnicy zakładów Kruschego i Endera już od dłuższego czasu żyli pod groźbą poważnych redukcji. W grudniu 1931 r. zarząd fabryki zmniejszył do połowy produkcję zakładów. Nie wydalono jednak z pracy większej liczby robotników, gdyż panujące w Pabianicach olbrzymie bezrobocie i tak już groziło rozruchami. Zredukowano więc tylko ilość dni pracy w tygodniu, przy utrzymaniu stanu zatrudnienia na poziomie 3400-3600 osób. Prawie polowa robotników pracowała 3, a znaczna liczba 2 lub 1 dzień w tygodniu.

Robotnicy sądzili, ze z nastaniem sezonu wiosennego sytuacja zmieni się na lepsze. Nadzieje te nie spełniły się, a nowy prezes zarządu spółki Brunon Feliks Krusche, który z początkiem 1932 r. objął kierownictwo zakładów, postawił sprawę redukcji robotników. Rozpatrywano ją wielokrotnie na posiedzeniach zarządu, a 23 czerwca kierownictwo zakładów postanowiło wymówić pracę jednej (mniejszej) zmianie robotników, nie ustalając jeszcze terminu wymówienia. Zdecydowano też udzielać robotnikom urlopów. 28 czerwca odłożono decyzję, by porozumieć się z inspektorem pracy. Misję tę zlecono współwłaścicielowi firmy Teodorowi Enderowi. W zamian wynagrodzenia za urlopy postanowiono wypłacać ekwiwalent w towarach. Wreszcie 5 lipca zarząd spółki zdecydował wymówić pracę z dniem 9 lipca drugiej zmianie robotników z zachowaniem dwutygodniowego terminu wymówienia; pozostałym robotnikom obniżyć płace.

W kilka dni później, pod naciskiem związków zawodowych i inspekcji pracy, zarząd spółki przyrzekł, że zredukowanych robotników przyjmie do pracy po 16 tygodniach, tj. po upływie okresu, w którym bezrobotnym przysługiwało prawo do zasiłku. Termin wymówienia pracy tym robotnikom, którzy objęci zostali obniżką płac ustalono na 28 lipca. Robotnicy ci mieli otrzymać dwutygodniowe wymówienia. Ponadto już 11 lipca wymówiono pracę robotnikom draparni z terminem dwutygodniowym, a robotnikom przędzalni odpadkowej obniżono płace. Administracja zamierzała też zmusić tkaczy do pracy na 4 krosnach. Zmiana, która miała w całości ulec redukcji, liczyła około 1500 robotników. Była to w Pabianicach najwyższa od odzyskania niepodległości liczba włókniarzy jednorazowo pozbawionych pracy. Dla dotkniętym wielkim bezrobociem miasta oznaczało to gwałtowne pogorszenie i tak już ciężkiej sytuacji materialnej.

Antyrobotnicze zarządzenia dotyczyły wszystkich kategorii pracujących, godząc w podstawy ich egzystencji: olbrzymią część robotników pozbawiały pracy, pozostałym pogarszały jej warunki, obniżając wydatnie zarobki.

Robotnicy postanowili się bronić. Pierwsi rozpoczęli strajk okupacyjny robotnicy draparni – już 11 lipca, gdy dotarła do nich wiadomość o wymówieniu pracy. Robotnicy innych oddziałów także wypowiadali się za strajkiem. 12 lipca odbył się na podwórzu fabrycznym wiec z udziałem 3000 ludzi (gdy robotników drugiej zmiany nie chciano wpuścić, wyłamali oni bramę i dostali się do fabryki). Wiec miał burzliwy przebieg i zakończył się podjęciem decyzji natychmiastowego przystąpienia do strajku okupacyjnego. Na wybór tej formy strajku wpłynął dodatkowo fakt, że administracja zakazała wpuszczania na teren fabryczny tych robotników, którzy po skończeniu pracy wyszli z zakładów.

Organizacja i przebieg akcji strajkowej

Robotnicy wybrali komitet strajkowy, do którego weszło 10 osób – komuniści, socjaliści i bezpartyjni. Byli to: Feliks Osiński, Lucjan Feliksiński, Julia Stanisławska, Józef Hillo, Feliks Marszalek, Władysława Morawska, Tomasz Rutkowski, Andrzej Koziróg, Kazimierz Nowak i Władysława Seroczyńska. Powołano także komitet strajkowy młodocianych, złożony z członków KZMP, OM TUR i innych organizacji.

Komitet strajkowy przejął w swe ręce kierownictwo i organizację całej akcji. Zdecydował, by 1500 robotników okupowało fabrykę. Resztę podzielono na grupy, którym wyznaczono kierowników; grupy te kierowane były do innych zakładów, do mieszkań robotniczych lub po prostu na ulice miasta dla organizowania pomocy strajkującym. Komitet strajkowy reprezentował strajkujących robotników wobec dyrekcji zakładów, władz związkowych i inspekcji pracy.

Oficjalny patronat nad strajkiem i dość znaczne wpływy wśród strajkujących miał klasowy związek włókniarzy; niekiedy jednak strajk wymykał się spod jego kontroli. Pracą komitetu strajkowego współkierowali działacze komunistyczni. Szczególnie ruchliwa była młodzież – członkowie Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Już w pierwszym dniu strajku wydali oni odezwę do młodocianych robotników, w której rzucili hasło „równej płacy za równą pracę.”

Przystąpiwszy do strajku, robotnicy podjęli jednocześnie próbę pertraktacji z dyrekcją zakładów. Wysłani delegaci przedstawili administracji powody, które skłoniły robotników do strajku i wysunęli ich żądania. Dyrekcja odmówiła jednak jakichkolwiek rozmów z robotnikami, dopóki nie przerwą oni okupacji fabryki. Wysiłki związków zawodowych, inspekcji pracy, a nawet lokalnych władz państwowych, by zmienić stanowisko dyrekcji, nie odniosły rezultatów. Nacisk był jednak tak silny, a stanowisko robotników tak nieustępliwe, że zdawało się, iż 15 lipca dyrekcja zgodzi się na konferencję z przedstawicielami robotników. Zapowiedział ją oficjalnie inspektor Wojtkiewicz. Jednakże w ostatniej chwili dyrekcja odwołała swych pełnomocników i konferencja się nie odbyła. Była to z góry przemyślana gra właścicieli zakładów, którzy przyrzekając inspektorowi swój udział w pertraktacjach, przygotowywali jednocześnie nowe uderzenie w robotników.

Wybuch strajku nie zaskoczył ani władz państwowych, ani fabrykantów. Do Pabianic przyjechali zastępca starosty łaskiego Łazarski, a Krusche wezwał odział policji. Miejscowe władze wraz z dyrekcją zarządziły ochronę fabryki – policja obstawiła bramę i budynki fabryczne, nie wpuszczając robotników na teren zakładów, natomiast chętnie wypuszczała z fabryki każdego ze strajkujących. Interwencja nastąpiła już rankiem następnego dnia po wybuchu strajku, gdy o godz. 3 żony przyniosły strajkującym śniadanie. Policja nie chciała ich wpuścić do fabryki, lecz kobiety siłą przedarły się przez kordon i zostawiły jedzenie. Sytuacja taka powtarzała się, ilekroć rodziny przychodziły pod fabrykę. Dostarczano więc jedzenie przez bramę i płoty.

Tymczasem wzmagał się nacisk na robotników. W trzecim dniu strajku kierownictwa wszystkich związków zawodowych zażądały przerwania okupacji. Prezes pabianickiego oddziału klasowego związku włókniarzy, Władysław Raszpla, rozmawiał tego dnia ze starostą, a następnie zwołał zebranie strajkujących i nawoływał ich, by opuścili fabrykę. Tłumaczył im, że w dalszym ciągu stoi na stanowisku „ani jednej redukcji”, jednak uważa, że strajk okupacyjny nic robotnikom nie pomoże; przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że okupacja fabryki utrudni walkę. Wysunął przy tym propozycję wysłania do Warszawy delegacji strajkujących. W skład jej winno wejść dwóch przedstawicieli Lewicy Związkowej, dwóch członków PPS i dwóch członków Chrześcijańskiej Demokracji. Robotnicy nie przyjęli tej propozycji. Ponownie wystąpił z nią Raszpla w piątek. Odbyło się pięciokrotne głosowanie – lecz ani jeden głos nie padł za opuszczeniem fabryki. Wiadomość o próbach skłonienia strajkujących do przerwania okupacji rozeszła się szybko po mieście. Przed fabryką zbierały się tłumy robotników, chcąc się tam dostać, mimo obstawy policyjnej. Robotnicy sześciokrotnie przerywali kordon i wreszcie pod wieczór przedostali się do fabryki.

Tymczasem następowały interwencje u wojewody łódzkiego ze strony Związku Przemysłu Włókienniczego w Państwie Polskim oraz właścicieli zakładów Krusche i Ender. Domagano się, by wojewoda zezwolił policji na rozprawienie się z robotnikami i wyrzucenie ich siłą z fabryki. Jasne było, że zgodę taką uzyskają. Dlatego też robotnicy zwołali wiec, na którym uchwalili, iż w wypadku napadu policji ogłoszą „czarny strajk”. Jednocześnie Szczerkowski i Raszpla zwołali 15 lipca wiec w mieście. Przybylo około 5000 włókniarzy – robotnicy z fabryki Kindlera, z „Dobrzynki” i innych fabryk oraz liczni bezrobotni. Okazało się jednak, że głównym motywem zwołania tego wiecu było wezwanie robotników Kruschego i Endera do przerwania strajku okupacyjnego. Według „Nowego Przeglądu” (VII/VIII 1932, s. 78) Szczerkowski miał powiedzieć, że zgadza się na strajk, ale pod warunkiem opuszczenia przez robotników fabryki, na co miano mu odpowiedzieć: „Precz, zdrajco”. Raszpla mówił: „nas garstka –trzeba spokojnie”. Kiedy więc padł końcowy apel „Rozchodzimy się”, nikt nie ruszył się z miejsca, a komuniści wezwali zebranych do demonstracji. Wielotysięczny tłum robotników ruszył pod fabrykę, wznosząc okrzyki „Precz z rządem,” „Precz z fabrykantami,” „Niech żyje rząd robotniczo-chłopski”. Po drodze dołączyli się inni robotnicy i przed fabryką stanęło ponad 6000 osób. W pierwszych szeregach szły kobiety i młodzież. Robotnicy okupujący fabrykę powitali demonstrantów śpiewem „czerwonego Sztandaru”. Wtedy policja zaatakowała pochód, bijąc i strzelając do robotników. Walka trwała godzinę. Dopiero przy użyciu gazów łzawiących policja rozproszyła demonstrantów. Wtedy walka rozgorzała w całym mieście. Robotnicy pospiesznie wznosili barykady. Policja kordonem oddzieliła Stare Miasto od Nowego. Robotnicy nie tylko się bronili, ale z pasją atakowali. Jeszcze o drugiej w nocy 600 robotników znajdowało się pod murami zakładów Kruschego i Endera. W mieście zapanowało wyjątkowe napięcie. Liczono się z tym, że policja wzmocni atak na strajkujących. Istotnie, o trzeciej w nocy policja, wzmocniona oddziałami pieszymi i konnymi z Łodzi, rozpoczęła natarcie, poprzedzone odczytaniem nakazu prokuratora, by robotnicy natychmiast opuścili fabrykę. Odpowiedź była odmowna, a gdy policja rozpoczęła atak, robotnicy przystąpili do strajku czarnego.

Zdjęto niezbędną ochronę ze wszystkich urządzeń fabrycznych i przystąpiono do odpierania ataków policji. Gdy po pierwszym ataku policja cofnęła się, oblężeni w fabryce robotnicy zaczęli pospiesznie wzmacniać obronę. Z bielnika wynieśli balony z kwasem solnym i przelali do butelek, podłączyli jeden wąż do kotła z gorącą wodą, a dwa do hydrantów, naznosili kamieni i żelastwa, i uzbroili się w kije. Po tych przygotowaniach czekali w napięciu na kolejny atak. Przyszedł on z nieoczekiwanej strony. Policja w ciszy, chyłkiem – wskutek zdrady jednego z robotników – weszła na teren fabryczny od ul. Grobelnej, przez tylną niestrzeżoną bramę. (L. Włodkowski za relacją Wnuka, jednego z robotników tej fabryki, podaje, że bramę otworzył Niemiec Raut. Natomiast artykuł „Towarzysza” VIII 1932, s.5 informuje, że uczynił to Zahajkiewicz, członek OMTUR i komitetu strajkowego).

Losy walki były właściwie już przesądzone. Zaskoczeni robotnicy zamknęli się w tkalni. Zaatakowali policję gorącą woda z hydrantów i rzucali butelki z kwasem. Poparzeni zostali komisarz policji z Łodzi i jeden przodownik. Walka toczyła się do godz. 5 rano. Policja użyła gazów łzawiących, rzucając bomby do budynku tkalni. Obezwładnieni robotnicy zdecydowali się opuścić tkalnię. Na wychodzących policja rzuciła się z karabinami i pałkami: 60 robotników zostało pobitych i rannych. Na miejscu aresztowano 60 osób.

Na wieść o krwawej rozprawie z włókniarzami Kruschego i Endera zapanowało w mieście wzburzenie. Na ulicach demonstrowały grupy robotników, dochodziło do walki z policją. Pabianickie organizacje Komunistyczna Partia Polski i Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej rzuciły w sobotę 16 lipca hasło politycznego strajku generalnego. Spotkało się ono z natychmiastowym oddźwiękiem robotników Pabianic. Już tego samego dnia stanęła fabryka Kindlera – 2400 robotników przez 4 godziny strajkowało na znak solidarności z włókniarzami Kruschego i Endera; strajkujący śpiewali pieśni robotnicze i wznosili rewolucyjne okrzyki. W niedzielę krążyły wśród robotników Pabianic setki odezw komunistycznych, nawołujących do wytrwania i solidarności w walce. W poniedziałek strajk rozszerzył się na dalsze 6 fabryk. Tego dnia zwołany został z inicjatywy komunistów wielki wiec, na który przybyło około 3000 robotników. Przemawiał na nim poseł komunistyczny Chil Rozenberg. Policja dokonywała dalszych aresztowań, tropiąc po ulicach i domach aktywniejszych robotników. Około 150 przewieziono do Łodzi, do więzienia przy ul. Gdańskiej. Wśród aresztowanych znalazło się wielu komunistów i członków komitetu strajkowego. Wybrany nowy komitet strajkowy nie przejawiał już tak prężnej działalności jak poprzedni.

Fabryka Kruschego i Endera otoczona została wzmocnioną ochroną policyjną. Po ulicach krążyły patrole policji zapatrzonej w hełmy i patrol policji konnej. Wyszedł zakaz urządzania zgromadzeń. Związki zawodowe zmierzały do odebrania komitetowi kierownictwa strajku. Jednak wniosek ten nigdzie wśród debatujących, gromadzących się mimo zakazu robotników nie uzyskał większości. Strajk przedłużał się.

Na murach fabryki pojawiło się ogłoszenie, że zarząd spółki „wobec porzucenia pracy i dopuszczenia się akcji terroru” zamyka przędzalnie, tkalnię i wykończalnię, i rozwiązuje zawarta z robotnikami umowę, z ich winy. 16 lipca inspektor Wojtkiewicz przybył ponownie do Pabianic, by pośredniczyć w zatargu. Tegoż dnia odbyła się konferencja, w której uczestniczyli przedstawiciele klasowego związku włókniarzy z Szczerkowskim na czele, inspektor Wojtkiewicz i komisarz policji. Tym razem wszczęcie akcji mediacyjnej było wyjątkowo trudne, gdyż wobec wyrzucenia robotników z fabryki stanowisko dyrekcji było jeszcze bardziej nieustępliwe. Mimo to Wojtkiewicz uzyskał rozmowę z przedstawicielami kierownictwa fabryki. Zaproponował, by przyjęto do pracy wszystkich bez wyjątku robotników; zmiana, która miała być zredukowana, przepracowałaby jeszcze dwa tygodnie, po czym otrzymałaby zapłatę za urlopy i zaświadczenia dla Funduszu Bezrobocia, że zwolnienie z pracy nastąpiło na skutek redukcji personelu. Propozycje te kierownictwo fabryki kategorycznie odrzuciło. Przedstawiciele dyrekcji wysunęli jako podstawowy argument to, że nie mają żadnej gwarancji, iż robotnicy zwolnionej zmiany nie powtórzą strajku okupacyjnego. Wyrazili natomiast gotowość uruchomienia fabryki na jedną zmianę, czyli na warunkach proponowanych przed wybuchem strajku.

Podobnie zakończyły się rozmowy przeprowadzone 18 lipca. Sprawa utknęła na martwym punkcie. W takiej sytuacji delegaci strajkujących odbyli 19 lipca konferencję ze związkami zawodowymi, by omówić sprawę nawiązania rozmów z dyrekcją. Uczestnicy konferencji wystąpili z wnioskiem, by raz jeszcze nakłonić inspektora Wojtkiewicza do akcji mediacyjnej. Tegoż dnia pabianicki oddział Związku Związków Zawodowych (ZZZ) próbował zorganizować konferencję z właścicielami fabryki. Próba ta, jak i kolejne zabiegi pabianickiego oddziału Okręgowej Komisji Związków Zawodowych, nie dała rezultatu. Dyrekcja fabryki uparcie powtarzała, że planuje unieruchomienie zakładów i nie zamierza pójść na ustępstwa. Tegoż dnia Wojtkiewicz odbył szereg rozmów z przedstawicielami strajkujących, z reprezentantami związków zawodowych i właścicielami fabryki. Rozmowy te trwały także dnia następnego i nie dały wyników.

W tej sytuacji kierownictwo klasowego związku włókniarzy postanowiło interweniować w Ministerstwie Opieki Społecznej, dokąd pojechał Szczerkowski. 20 lipca na zebraniu członków enperowskiego (Narodowa Partia Robotnicza) związku „Praca” w Pabianicach jego przewodniczący Ludwik Waszkiewicz obiecał interweniować u władz. Interwencje te spowodowały, że 21 lipca przedstawiciele firmy Krusche i Ender wezwani zostali do warszawy do Ministerstwa Pracy. Zaproponowano im zatrudnienie robotników pierwszej zmiany, a przyznanie robotnikom drugiej zmiany odszkodowań za urlopy i zaświadczeń do Funduszu Bezrobocia celem uzyskania zasiłków. Przedstawiciele firmy wyrazili zgodę tylko na zatrudnienie jednej zmiany; pozostałe propozycje odrzucili. Tak więc akcja mediacyjna ministerstwa również nie odniosła skutku. Fabrykanci nie zamierzali ustąpić i nie ustąpili, mimo wielokrotnie podejmowanych prób interwencji.

Tymczasem do dyrekcji zgłosiła się bezpośrednio delegacja strajkujących robotników, która zaproponowała zgodę na obniżkę zarobków w zamian za przyjęcie do pracy wszystkich zatrudnionych przed strajkiem. Dyrekcja nie dala żadnej odpowiedzi, ponieważ musiała porozumieć się z zarządem przedsiębiorstwa. Na 26 lipca zwołana została przez inspektora Wojtkiewicza kolejna konferencja. Tym razem uczestniczyli w niej przedstawiciele związków klasowego, „Praca” i Chrześcijańskiego. Zakłady Kruschego i Endera reprezentował dyrektor Kanenberg. Przedstawiciele związków zawodowych twierdzili, że robotnicy gotowi są zgodzić się na zmniejszenie godzin pracy, byle tylko wszyscy byli zatrudnieni. Ponieważ fabrykantom nie zależało na szybkim uruchomieniu zakładów Kanenberg oświadczył, że nie posiada pełnomocnictwa i konferencja znów skończyła się na niczym.

Fiasko tych pertraktacji zniecierpliwiło robotników i wywołało masowe demonstracje w mieście. W obliczu tych demonstracji zarząd firmy zaczął rozważać propozycje robotnicze. Gdy jednak 27 lipca Kanenberg na konferencji w Inspektoracie Pracy nie przedstawił wyraźnego stanowiska dyrekcji, wywołał powszechne oburzenie zebranych. Udzielono mu poł godziny czasu, zarządzając przerwę w obradach, by ostatecznie porozumiał się z zarządem i przyniósł konkretną odpowiedź. Tymczasem tłumy rozgoryczonych robotników zbierały się na ulicach miasta. Sytuacja stawała się napięta. Fabrykanci bali się przeciągnąć strunę i po przerwie Kanenberg oświadczył, że firma gotowa jest uruchomić dwie zmiany po 3 dni w tygodniu, ale przy 15-procentowej obniżce plac; odmówił przy tym przyjęcia „kilku agresywnych w ostatnich ekscesach” robotników. Ten ostatni punkt odrzucili przedstawiciele związków zawodowych. Kanenberg wycofał się, a o wysokości obniżki płac postanowiono poinformować ogół robotników. O godz. 8 wieczorem odbył się wiec. Robotnicy wysłuchawszy sprawozdań przedstawicieli związków, zmęczeni i wyczerpani przeciągającym się strajkiem, postanowili zgodzić się na obniżkę i przystąpić do pracy.

Zakończenie strajku

Następnego dnia, 28 lipca, o godz. 13 pierwsza zmiana podjęła pracę. Warunki zakończenia strajku ustalone zostały w protokole spisanym przez inspektora pracy i poświadczonym przez przedstawicieli obydwu stron. Strajk zakończył się połowicznym sukcesem robotników – wszyscy mieli zachować prace, ale kosztem znacznej obniżki płac.

Fabrykanci nie dotrzymali jednak w całości swych zobowiązań. Dyrekcja nie wypłaciła należności urlopowych jednorazowo, ale zaczęła wypłacać je ratami. Przy pierwszych wypłatach stosowano zamiast 15-rocentowej 17-procentową obniżkę, zaś od 11 sierpnia do 20 procent. Ponadto, wbrew przyrzeczeniu, rozpoczęły się redukcje robotników. W parę dni po zakończeniu strajku 400 robotników zostało usuniętych z pracy, w tej liczbie ci, którzy brali w strajku najczynniejszy udział. Redukcje wzmogły się pod koniec roku. Wielokrotnie te nadużycia firmy były omawiane na zebraniach związków zawodowych, interweniowano w Inspekcji Pracy i w dyrekcji fabryki. 21 grudnia przeprowadzono półgodzinny strajk protestacyjny.

Strajkiem u Kruschego i Endera żywo interesowała się prasa różnych odcieni, zarówno burżuazyjna, jak i poszczególnych partii robotniczych. Ta ostatnia dawała próby ocen. Prasa socjalistyczna wskazywała na fakt, że okupacyjny strajk robotników Kruschego i Endera nie był zjawiskiem odosobnionym. Ta forma strajków już się rozpowszechniła wśród proletariatu polskiego, zwłaszcza w największych ośrodkach przemysłowych. Zwracano też uwagę na obronny charakter strajku, akcentowano jego ostry przebieg i wszystkie zwycięskie momenty. Warto przy tym zwrócić uwagę, że Robotniczy Przegląd Gospodarczy, organ Komisji Centralnej Związków Zawodowych (klasowych), zamieszczając informacje o strajku okupacyjnym w fabryce Kruschego i Endera, po raz pierwszy wspomniał o tej formie ruchu strajkowego. Prasa komunistyczna, zarówno polska jak i zagraniczna, zamieszczała obszerne korespondencje i artykuły omawiające strajk, zwracając szczególną uwagę na demonstracje i walki uliczne z policją. Momenty te uznała słusznie za „klasyczny przykład, jak w procesie walki o bezpośrednie żądania proletariat zdobywa świadomość, wolę i pragnienie walki z aparatem burżuazyjnego ucisku”. Jednak przesadnie uznała przebieg strajku za „swojego rodzaju element wojny domowej”. Dochodziła natomiast do prawidłowego wniosku, że „zajęcie fabryki nie powinno być formą pasywnego sprzeciwu, lecz zbyt pochopnie stwierdzała przy tym, że winno to stanowić „punkt wyjściowy dla rozszerzenia walki i nadania jej rewolucyjnego rozmachu”.

Głos Poranny: dziennik społeczny, polityczny i literacki. 1932-07-17 R. 4 nr 196

O strajkach pabianickich znajdujemy informacje m. in. w „Nowym Przeglądzie” VII/VIII 1932, „Towarzyszu” VIII 1932, „Gazecie Robotniczej” VII 1932, „Kurierze Łódzkim”, „Przełomie”, „Robotniczym Przeglądzie Gospodarczym”, „Łodzianinie”, ”Włókniarzu”, ” Болъшевику”, „Комунистическим Интернационале”.

Początki strajków okupacyjnych w Polsce łączą się z Pabianicami. Pierwszy strajk z 1900 roku został przypomniany nawet na pabianickim Pomniku Bojowników o Wyzwolenie Społeczne i Narodowe. Barbara Wachowska pisała: Pełniejsze zastosowanie znalazły strajki okupacyjne dopiero w początkach XX wieku, we włókienniczym okręgu łódzkim. 19 listopada 1900 r. wybuchł strajk okupacyjny w zakładach Kruschego i Endera, a następnego dnia w zakładach R. Kindlera. Były to największe fabryki w Pabianicach i jedne z największych w przemyśle włókienniczym Królestwa Polskiego. U podłoża obu strajków leżały przyczyny ekonomiczne – żądano podwyżki płac. Robotnicy okupowali fabryki w dzień, a na noc udawali się do swych domów. Po ośmiu dniach, 27 listopada, oddziały kozaków przystąpiły do akcji i zdławiły strajk. Na robotników spadły masowe aresztowania i inne represje.

***

O współczesnym odbiorze prac Antoniego Biłasa , który zaprojektował również pomnik komunistów w Pabianicach pisała Monika Nowakowska w „Spadku po socrealizmie” (Kalejdoskop nr 12/2014).

Malo kto wie, że wiele charakterystycznych dla Łodzi pomników wykonał jeden artysta – pochodzący ze Lwowa Antoni Bilas. Cztery płaskorzeźbione płyty na cokole odbudowanego w 1960 roku pomnika Tadeusza Kościuszki na placu Wolności, płaskorzeźby w prześwitach muru okalającego oddział Muzeum Tradycji Niepodległościowych na Radogoszczu, pomnik Feliksa Parnella przed Łódzką Szkolą Baletową czy rzeźba przedstawiająca Leona Schillera w pasażu jego imienia – to tylko niektóre z licznych realizacji Biłasa.

Utrzymujący się przez całe życie ze zleceń (rzeźbiarskich, ale tez graficznych, ceramicznych, wnętrzarskich) artysta wykonywał również prace na terenie województwa. Były to najczęściej publiczne monumenty, tematycznie wpisujące się w socjalistyczną martyrologię rewolucyjną, stylistycznie – w powojenny modernizm. Na wyobraźnię widza działać miały skalą, klasycznym wyważeniem form i eleganckim liternictwem. Po latach przypominają o epoce PRL, jak Pomnik Czynu Zbrojnego w Polichnie z 1966 roku w kształcie obelisku przełamanego płaskorzeźbionymi tablicami czy Pomnik Bojowników o Wyzwolenie Społeczne i Narodowe w Pabianicach, odsłonięty w 1968 roku na 20-lecie PZPR, wykonany w formie iglicy. Zupełnie inaczej artysta potraktował pomnik T. Kościuszki w Zelowie z 1969 roku, wzniesiony na miejscu zniszczonego przez hitlerowców obiektu, przy czym nie wzorował się na oryginale tak jak w przypadku łódzkiego monumentu. Powstało dzieło o klasycznych proporcjach: obłożony płytami granitowymi cokół zdobi płaskorzeźbione popiersie Naczelnika, całość wieńczy rzeźba betonowego orła. – Ta realizacja trafnie oddaje temperament mojego ojca, realisty szanującego warsztat i materiał – uważa córka artysty, Katarzyna Biłas. – Tata nie gonił za artystycznymi nowinkami, do pracy podchodził technologicznie, miał przy tym wyczucie skali i proporcji, harmonii; starannie konstruował bryłę – to efekt klasycznej lwowskiej edukacji. A przy tym cały czas się uczył; także od odlewników, sztukatorów, kamieniarzy, rodzaje liternictwa poznawał z fachowych książek i sprawiało mu to wielką frajdę.

Różnie potoczyły się losy dzieł Biłasa, różny jest dziś ich odbiór. Ma zaniedbany wygląd niszczejący monument z betonu na zgierskim placu Stu Straconych, dedykowany ofiarom publicznej egzekucji, którą hitlerowcy przeprowadzili w tym miejscu 20 marca 1942 roku, w odwecie za zlikwidowanie dwóch gestapowców przez polski ruch oporu. Pomnik dominuje nad otoczeniem masą i ekspresją form, polegającą na zderzeniu gładkich płaszczyzn surowego betonu z syntetycznie płaskorzeźbionymi głowami i dłońmi anonimowych postaci, jakby wołających o ratunek. Choć w latach 1999-2002 został on odnowiony ze składek mieszkańców, dziś jest popękany a w wielu miejscach brakuje tynku. Jak pomnik Stu Straconych odbierają zgierzanie? – Trudno mi go oceniać w kategoriach artystycznych, dla mnie ma znaczenie sentymentalne i patriotyczne – mówi Ewa Bagrodzka – Pierwszy raz pokazali mi go dziadkowie, kiedy byłam przedszkolakiem. Pamiętam, jak w czasach PRL, przed pomnikiem gromadził się pierwszomajowy tłum, dziś odbywają się tu apele harcerzy i uroczystości związane z ważnymi świętami narodowymi. Dzięki takim miejscom młodzi ludzie poznają historię swego miasta i narodu, a starsi mocniej integrują się z rodzinnymi stronami.

Propagandowe znaczenie w czasach PRL miało usytuowanie pabianickiego pomnika Bojowników na Starym Rynku w bezpośrednim sąsiedztwie zabytkowego kościoła św. Mateusza i św. Wawrzyńca. Pabianiczanie, których pytałam o monument, mieli mieszane odczucia. Młodzi ludzie krytykowali socjalistyczne treści reliefów (z datami komunistycznych rocznic). Inaczej pomnik odbierali starsi mieszkańcy.

- Mnie się takie formy podobają, działają na wyobraźnię i dobrze wpisują się w otoczenie – uważa pan Paweł. „Na co dzień” na Starym Rynku odbywają się jarmarki i duże koncerty (np. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy).

Najbardziej skrajne emocje wzbudza natomiast inne dzieło Biłasa, najmniej socrealistyczne w formie, czyli pomnik Tadeusza Kościuszki w Zelowie, a dokładniej jego tablica. Umieszczony na niej napis brzmi: „W 25. rocznicę PRL Tadeuszowi Kościuszce w hołdzie mieszkańcy Zelowa 22 lipca 1969 roku”. Jednak w 2003 roku Urząd Gminy zmienił treść tablicy na: „Tadeuszowi Kościuszce w hołdzie mieszkańcy Gminy Zelów”. Wywołało to sprzeciw organizatorów odbudowy pomnika w latach 60., czyli ówczesnych zelowskich harcerzy. Również córka Antoniego Biłasa jest zaskoczona zmianą - w wypadku renowacji zgierskiego pomnika społeczny komitet konsultował się z nią jako spadkobierczynią praw autorskich dzieła. Socjalistyczne pomniki nie są zazwyczaj wpisane do rejestru zabytków. Czy to oznacza, że można je swobodnie przekształcać lub skazywać na zniszczenie?

Warto przypomnieć sylwetkę Antoniego Biłasa – barwna postać lwowiaka, który przez pół wieku mieszkał w Łodzi i pozostawił tu imponujący dorobek, stojący w opozycji do konstruktywizmu propagowanego w łódzkiej PWSSP. Ostatnią pracą artysty w 1997 roku była rekonstrukcja zaginionej podczas wojny zgierskiej tablicy z 1927 roku z wizerunkiem Krzyża 31. Pułku Strzelców Kaniowskich – o czym Biłas zdążył opowiedzieć w wywiadzie, który ukazał się w Kalejdoskopie nr 12/1997. Zmarł 1 grudnia tego samego roku.

Wikipedia.org - Antoni Biłas

****

Tak zwane wyzwolenie społeczne zakończyło się fiaskiem. W 1990 roku mieszkańcom na każdym kroku towarzyszyła bieda. Wtedy bojownicy z pomnika, niejako wbrew swojej woli, stali się patronami dzikiego kapitalizmu. Pisał o tym Ryszard Binkowski w artykule „Targi pod pomnikiem” (Gazeta Pabianicka nr 27/1990 r.)

Nie minęły dwa lata, jakem nawoływał żarliwie do powrotu do źródeł, wspominając z łezką w oku handel na dawnym Rynku, swojsko brzmiące nazwy ulic i stojącego przed kościołem św. Mateusza starego Legionistę, którego też namawiałem do powrotu. Powiał z nagła wiatr historii, toteż mój głos nie był głosem wołającego na puszczy i słowo ciałem się stało.

Nie ma już placu Obrońców Stalingradu ani ulicy Armii Czerwonej, zdmuchnęło z piedestałów starą nomenklaturę, zniknęła w sposób cichy, aksamitny była PZPR. Jest za to ulica Zamkowa, na cokole stoi dumnie Legionista, a na Starym Rynku jak drzewiej króluje handel.

Pozostał jedynie monument „Chwała Bojownikom”, zwany przez pabianiczan „krematorium”, cieszący się dziś niesłychanym powodzeniem. Jeśli bowiem do niedawna partia urządzała pod pomnikiem dwa razy do roku generalny spęd ku czci 22 Lipca lub 1 Maja, to obecnie taki spęd mamy sześć razy w tygodniu. Wystarczy zapłacić 2 tys. zł placowego, rozstawić kramik i na Stary Rynek wkracza Europa. A więc sprzęt elektroniczny, audiowizualny, kasety, ciuchy, wódka i przeterminowane produkty spożywcze przywleczone z turystycznych eskapad rodaków.

Jeśli chcesz się spotkać z niewidzianym od lat kolegą ze szkolnej ławy lub ze studentem uniwersytetu, jeśli pragniesz się ukłonić swojemu profesorowi od matmy, pani magister filologii albo znajomemu inżynierowi – wal bracie, na Stary Rynek. Komuniści wykształcili ludzi, lecz nie pozwolili rozwinąć im skrzydeł, więc ofiary totalitaryzmu korzystając z demokracji handlują na cały regulator, obwieszając swoje auta czym chata bogata, ale za to po słonej cenie. Auta zaś tak poustawiane, że policjant z drogówki, aby nie dostać kota, musiałby połknąć bloczek z mandatami.

Znajomy ogrodnik, który handluje akurat ogórkami, bo musi opróżnić szklarnię pod chryzantem, powiada, że nie po to płaci placowe, aby musiał sikać na warzywa. Ano jest niby plac handlowy, ale nie ma szaletów. Nikomu nie chce się latać do cuchnącego kibla przy ul. Batorego, zagrożone są więc okoliczne posesje, a także sam kościół, bo łatwo przeskoczyć murek i w krzaki.

Najdziwniejsze zaś to, że trawniki wokół Starego Rynku są kompletnie zdeptane, natomiast połać wyłożonego płytkami byłego placu defilad świeci pustką, pośród której sterczy symbolicznie taczka i miotła sprzątacza. A za betonowym płotem od południa Starego Rynku rośnie na prywatnej posesji nielegalne śmietnisko. Tymczasem obszerne targowisko przy Batorego zarasta powoli brudem, chwastami oraz połamanymi blatami betonowych stołów.

A na Starym Rynku gryzą się psy, zwabione wonią krwi i świeżej padliny. Nad stołami z mięsem pracują żywe wentylatory – kobieciny machające żwawo gałązkami brzozy albo asparagusem. Pewien rzeźnik higienista, znudzony brakiem klientów, opiera się o stół i nożem od krajania mięsa czyści sobie paznokcie, witając w sposób godny rzeźnika inwazję czerwonki i salmonelli.

Słychać śpiewną słowiańską mowę, płynącą z rozstawionego namiotu. Tu handlują dwie dorodne blond Rosjanki. A dalej, chroniąc się przed słońcem lub deszczem pod bryłą pomnika także Rosjanie. Nie ma już placu Obrońców Stalingradu, ani ulicy Armii Czerwonej, a oni trafili. Nic dziwnego, nad ich głowami płaskorzeźba z żołnierzami dzierżącymi pepesze… Tylko skąd Rosjanie przywlekli tyle dobra, skoro u nich sklepy ponoć takie pełne, jak u nas w 81 roku, kiedy to z półek uśmiechał się do nas kwaśno sam ocet?

Magnetofony plują w niebo tonami modnych szlagierów i z pomnika sypią się płaskorzeźby, w związku z czym na temat przyszłości handlu na Starym Rynku krążą przeciwstawne wersje. Albo przenieść stąd handel, albo przenieść stąd pomnik, a najlepiej go zdetonować. Jeden pan oświadczył, że w tym celu należy wynająć terrorystę z byłej SB. Zdjęli sprytnie plakietkę Piłsudskiego z murów kościoła, to i ładunek wybuchowy założą.

No tak, ale kiedy zniszczymy wszystkie pomniki, to nasze dzieci za Chiny nam nie uwierzą, żeśmy żyli w dobie socrealizmu i epoce mrocznego stalinizmu.

Na Starym Rynku upojna wrzawa handlowa. Legionista na cokole ustawił się do tego bokiem, święty Roch (?) patrzy na to ze świętą cierpliwością, a mury kościoła z powagą i majestatem swych czterystu lat. Kościół wszystko przetrzyma.

***

Światowid, tygodnik turystyczny w numerze 37 z 1969 r. zamieścił artykuł „Zaczęło się od sukienników”- w cyklu Szlakiem Polski Ludowej - dotyczący miasta włókienników i rewolucjonistów walczących z kapitalistami o wyzwolenie społeczne, czyli Pabianic.

Od setek lat rej wodzili tu włókniarze. Mówimy o Pabianicach (woj. łódzkie) leżących na zachodnim stoku Wyżyny Łódzkiej nad rzeką Dobrzynką. Kiedy w roku 155 król zatwierdził status dla 5 cechów, sukiennicy i płóciennicy nadawali ton cechowemu bractwu, a także rozwojowi miasta. Przechodziły potem Pabianice złe dni epidemii, pożarów, wojny szwedzkiej i północnej, by ponownie rozkwitnąć już w XIX wieku. A stało się to znowu za sprawą przemysłu tekstylnego w Królestwie.

Zaczęło się niepozornie, w 1823 r. przybyło do Pabianic pierwszych siedmiu tkaczy – sukienników, dla których na zachód od Dobrzynki wznoszono Nowe Miasto. W okresie zmniejszonego popytu na sukno, po r. 1832, przestawiają się z produkcji wełnianej na bawełnianą. Pabianice w latach 40. XIX wieku stają się już jednym z najważniejszych ośrodków powstającego łódzkiego okręgu przemysłowego. Zastosowanie zaś po raz pierwszy w 1845 roku w przędzalni Klansnera warsztatów mechanicznych i napędu parowego przesądziło sprawę.

Pabianice wkroczyły na drogę kapitalistycznego rozwoju. Rosły wskaźniki bawełnianej produkcji, zarobki fabrykantów, głównie niemieckiego pochodzenia (Krusche, Miller, Fester, Ender), ale pod względem rozwoju oświaty, zdrowia, panowało wyjątkowe zaniedbanie. Pierwszy stały lekarz osiedlił się tu dopiero ok. 1858 r.

Szybko budziła się świadomość walki o społeczne i narodowe wyzwolenie. W tym względzie mają Pabianice piękną kartę. Silna staje się walka klasy robotniczej, kierowana przez SDKPiL, PPS, a następnie KPP. Znane są liczne strajki – w 1900 r. okupacyjny u Kindlera, w 1905 r. – solidarnościowy u Krusche i Endera na znak protestu przeciwko masakrze podczas „krwawej niedzieli” w Petersburgu, w czerwcu 1929 r. – pamiętny z walk włókniarzy na barykadach, a w 1933 z masakry policyjnej.

Walka toczyła się dalej i podczas okupacji. W 1942 r. podjęła ją pabianicka organizacja PPR inicjując akcje sabotażowe. Były one trudne, gdyż Niemcy wysiedlili z Pabianic wielu Polaków, wymordowali wiele ludzi, przede wszystkim pabianiczan żydowskiego pochodzenia (ok. 8350 osób).

Wróciły Pabianice ze zniszczonym prawie całkowicie przez hitlerowców przemysłem. Oprócz fabryki żarówek i chemicznej wszystkie zakłady były zrujnowane.

Minęło 25 lat PRL i jedno z większych miast polskiego włókiennictwa rozkwitło jak nigdy dotąd. Podwoiła się liczba mieszkańców. Powstały nowe zakłady: Madro, fabryka żarówek, środków opatrunkowych, narzędzi, olbrzymia zmechanizowana piekarnia. Dla robotników wybudowano nową dzielnicę koło stacji kolejowej. Rozbudowane zostały urządzenia komunalne i socjalne. Powstało dużo szkół (14 podstawowych, 2 licealne, 4 średnie i 14 zasadniczych szkół zawodowych).

Te osiągnięcia Pabianic można śledzić nie tylko oglądając kominy fabryk, urodę nowo wzniesionych domów, ale przede wszystkim w sposób poglądowy zwiedzając udostępnione zakłady produkcyjne: PZPB im. Bojowników Rewolucji 1905 r., Pabianickiej Fabryki Papieru, Pabianickie Zakłady Farmaceutyczne ”Polfa”. Historię zaś tego bohaterskiego, rewolucyjnego miasta odznaczonego w 1967 r. Orderem Sztandaru Pracy I klasy – oglądając pomnik bohaterów walk rewolucyjnych, muzeum, a także zabytki: XVI-wieczny barokowy kościół św. Tomasza (sic!), klasycystyczną synagogę z połowy XIX wieku oraz trzy domy miejskie z początku tegoż stulecia.

Informacje. Hotel turystyczne, ul. Bugaj 110, tel. 26-07, dom wycieczkowy KS „Włókniarz”, ul. Marchlewskiego 1, tel. 22-08, dom wycieczkowy PTTK, ul. Pułaskiego 21,tel. 29-05.

Restauracje: Stylowa, ul. Armii Czerwonej 20, Powszechna, ul. Armii Czerwonej 32; Bar Warszawski, ul. Warszawska 37, Golonka, ul. Pułaskiego 1.

Bary: szybkiej obsługi, ul. XX-Lecia Polski Ludowej 4, mleczny, ul. Armii Czerwonej 26.

Kawiarnie: Mocca, ul. Armii Czerwonej 26, Staromiejska, plac Obrońców Stalingradu 7.

Urząd Pocztowy Pabianice 1, ul. Pułaskiego 11, Oddział PTTK, ul. Pułaskiego 21, Pogotowie MO, ul. Wasilewskiej 6, tel. 07, Muzeum Regionalne, plac Obrońców Stalingradu 1, Ośrodek Sportów Wodnych, ul. Bugaj 110, Stacje Obsługi Samochodów – ul. Żymierskiego 34, Piotra Skargi 77, Stacje benzynowe- ul. gen. Żukowa 43, ul. Partyzancka, ul. Kilińskiego.

***

Na cmentarzu komunalnym znajduje się upamiętnienie pabianickich komunistów, które tworzą dwie tablice z nazwiskami i zdjęciami bohaterów oraz trzecia ze stylizowanym na odręczny, napisem PPR, i tekstem: Członkom PPR zamęczonym w hitlerowskich obozach zagłady i poległym w walce o wolną socjalistyczną Polskę.

Na liście nazwisk widzimy Stanisława Dybałę, Romana Franta, Mateusza Herszela, Bolesława Klimka, Stanisława Kobyłta, Edmunda Koziroga, Jana Kowalczyka (z dopiskiem: działał i zginął w Warszawie), Edmunda Krzemińskiego, Feliksa Osińskiego, Leona Pakina (zginął we Francji), Stanisława Pietrasiaka, Antoniego Suwarę, Hieronima Śmiechowicza, Jana Witusika, Antoniego Wszelakiego.

Jan Kowalczyk na przykład był absolwentem pabianickiego Gimnazjum im. Jędrzeja Śniadeckiego, jednym z najmłodszych działaczy PPR, kombatantem wojny domowej w Hiszpanii, uczestnikiem Ruchu Oporu we Francji, członkiem grupy do zadań specjalnych GL. I właśnie w stolicy, 14 maja 1943 roku, zginął w akcji na Bank Spółdzielczy. Miał wtedy 28 lat. Pośmiertnie został awansowany do stopnia kapitana.

Więcej informacji o wspomnianej akcji znajdujemy w książce Jerzego Klechty „Z walk GL i AL. W Warszawie 1942-1944”, 1968: (…) W maju 1943 r. Sztab Główny GL potrzebował pieniędzy dla oddziałów leśnych. Do ich zdobycia zgłosił się Franciszek Bartoszek przystępując gorączkowo do opracowywania akcji na bank „Społem” na Krakowskim Przedmieściu 16/18. Może zbyt gorączkowo…

Termin akcji został wyznaczony na 14 maja. Oprócz „Jacka” udział wzięli: Zygmunt Bobrowski („Tadek”), Jan Kowalczyk („Janek”), Bronisław Muszyński („Józef”), Kazimierz Sandecki (”Aleks”) i inni.

Ale akcja ta zakończyła się tragicznie.

Gdy gwardziści znajdowali się na terenie banku, zaalarmowana została żandarmeria i granatowa policja. Wywiązała się nierówna walka. „Jacek” byłby ocalał, gdyby nie to, że wrócił ratować rannego przyjaciela Zygmunta Bobowskiego. Został zabity strzałem w plecy, gdy klęczał pochylony nad Bobowskim. Zginęli wtedy prawie wszyscy uczestnicy akcji.

Zostali pośmiertnie odznaczeni pochwałą I stopnia i mianowani:

„Oficer GL Jacek (Franciszek Bartoszek) podpułkownikiem, oficer GL Tadek (Zygmunt Bobowski) majorem, oficer GL Władek (Jan Kowalczyk) kapitanem, oficer GL Józef (Bronisław Muszyński) kapitanem, oficer GL Aleks (Kazimierz Sandecki) kapitanem”. (Oczywiście w rozkazach nie podawano prawdziwych nazwisk. Pseudonim Jana Kowalczyka („Janek”) został w rozkazie podany mylnie).

Również Tomasz Strzembosz w „Akcjach zbrojnych podziemnej Warszawy 1939-1944”, 1983 wspomina pabianickiego bojowca: (…) Akcja w klinice „Omega” była jednym z ostatnich wystąpień spec grupy Sztabu Głównego GL, od marca znajdującej się pod dowództwem „Jacka”. W dniu 14 maja 1943 roku poległa w walce większość jej żołnierzy wraz z dowódcą, a zrekonstruowana potem na krótko grupa specjalna nie osiągnęła tego co przedtem stopnia operatywności.

Jak doszło do tej klęski? 14 maja specgrupa pod dowództwem „Jacka” przeprowadziła ekspropriację w banku „Społem”, mieszczącym się przy Krakowskim Przedmieściu 16/18, nieomal naprzeciwko dowództwa odcinkowego Orpo oraz komendy policji granatowej. W trakcie akcji, gdy gwardziści zdobyli już pieniądze, jedna z urzędniczek banku otwarła okno i wszczęła alarm. Natychmiast potem gmach otoczony został przez kordon policji niemieckiej, a do jego bramy wkroczyli policjanci granatowi z tak zwanej grupy wypadowej, dyżurującej przy polskiej komendzie policji. Polegli wówczas: ”Jacek” (Franciszek Bartoszek), jego zastępca „Tadek” (Zygmunt Bobowski), „Józef” (Bronisław Muszyński) oraz „Aleks” i „Janek”. Ci trzej ostatni, uczestnicy wojny w Hiszpanii, wchodzili w skład specgrupy dopiero od niedawna. W walce stoczonej już na ulicy raniono trzech policjantów granatowych oraz niestety jednego przechodnia zabito, a drugiego raniono. W przejętych przez policję dwóch teczkach z pieniędzmi zdobytymi w banku „Społem” znajdowało się 113 tys. zł. Polegli gwardziści otrzymali pośmiertnie wysokie stopnie wojskowe.

Do niedawna niektórzy z pabianickich komunistów upamiętnionych na cmentarzu komunalnym byli patronami ulic i spółdzielni pracy, np. Leon Pakin i Antoni Suwara. Ten ostatni patronuje firmie Suwary Spółka Akcyjna, ul. Piotra Skargi 45/47.

Suwary S.A. - kontakt

***

W mieście piszczała bieda, ale władze dbały o dostarczanie ludziom rozrywek. 24 października 1963 roku Pabianice przybrały odświętny wygląd. Budynki i ulice udekorowano czerwonymi i biało-czerwonymi transparentami oraz niebieskimi flagami. W witrynach sklepów zawisły … portrety radzieckich zdobywców Kosmosu.

Na granicy naszego miasta stanęła czerwona brama triumfalna. Wisiały na niej napisy: „Pabianice witają radzieckich kosmonautów” oraz „Kosmos – Pokój – ZSRR”. Przed Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (dziś jest tu Urząd Miejski) stanęła trybuna honorowa.

Po co to wszystko?

Pabianice miały gościć bohaterskich kosmonautów radzieckich. To oni – jak podawały ówczesne gazety – „swą bezprzykładną odwagą przyczynili się do rozszerzenia wiedzy całej ludzkości o wszechświecie”. Wśród wychwalanych śmiałków znaleźli się: Jurij Gagarin, Herman Titow, Andrian Nikołajew, Paweł Popow, Walentyna Tiereszkowa (pierwsza kosmonautka) oraz rekordzista w ilości lotów rakietą – Walery Bykowski. Ten ostatni miał zaszczycić Pabianice swą wizytą. Uciecha była wielka.

24 października 1963 roku podekscytowani pabianiczanie od rana zbierali się na ulicach – żeby mieć lepsze miejsce do oglądania bohatera. Dzieci nie musiały iść na lekcje. Urzędnicy, robotnicy, emeryci i renciści – wszyscy chcieli z bliska zobaczyć prawdziwego kosmonautę. Szkolna młodzież tłumnie zgromadziła się na ulicach: Partyzanckiej, Nowotki (św. Jana), Armii Czerwonej (Zamkowa), generała Żukowa. Wymachiwała kolorowymi chorągiewkami i goździkami – najbardziej wówczas popularnymi kwiatami.

O godzinie 10.45 u granic miasta zatrzymała się kawalkada samochodów. Do stalowoszarego auta marki Czajka, którym jechał kosmonauta Walery Bykowski z żoną Walentyną oraz pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – towarzysz Stefan Jędryszczak, podbiegła młodzież, pracownicy Zakładów Mięsnych i Fabryki Maszyn Drogowych Madro. Rozległy się okrzyki na cześć gości, posypały się kwiaty.

Kawalkada aut wolno sunęła głównymi ulicami Pabianic. Punktualnie o godz. 10.50 wśród kwiatów, powitalnych zawołań i słów piosenki „Zawsze niech będzie słońce” samochód z kosmonautą zatrzymał się naprzeciwko trybuny honorowej. Dostojni goście weszli na trybunę. Tam gorącymi oklaskami powitali ich włodarze naszego miasta, działacze ruchu robotniczego i przedstawiciele dwunastu największych zakładów pracy.

W imieniu mieszkańców Pabianic przemówił towarzysz Edward Żak: „Wiemy, że cały dorobek naukowy Związku Radzieckiego służy niezłomnie sprawie pokoju, o którym marzą wszystkie narody świata, pragnąc dla wszystkich pokoleń jasnego spojrzenia w przyszłość” – usłyszeli pabianiczanie. A wzruszony kosmonauta Bykowski podziękował w imieniu radzieckich kosmonautów za serdeczne przyjęcie nad Dobrzynką.

Chwilę później do trybuny podeszły delegacje zakładów pracy i młodzieży. Halina Nowakowa – sekretarz prezydium Miejskiej Rady Narodowej i Jerzy Goldman – naczelny dyrektor Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa wręczyli Bykowskiemu podarunki. Od załogi Pabianickich Zakładów Przemysłu Bawełnianego (późniejszy Pamotex) Bykowski dostał pamiątkowe czółenko tkackie, od uczniów Technikum Przemysłowo-Pedagogicznego – metalową popielniczkę z modelem rakiety, zaś od uczniów II LO – lalkę w stroju ludowym.

O godz. 11.10 kosmonauta wyjechał z Pabianic – przez Łask i Zduńską Wolę do Sieradza. Ci, którzy nie mieli szczęścia go zobaczyć, mogli to nadrobić w piątek (25 października). Wtedy to kosmonauta przejeżdżał przez nasze miasto w drodze do Łodzi. Ulice znów wypełnił barwny tłum, żegnający drogiego gościa.

Jak to się stało, że Pabianice gościły kosmonautę? Otóż 23 października 1963 r. zgodnie z rozporządzeniem ówczesnego przywódcy ZSRR Nikity Chruszczowa, kosmonauci Walery Bykowski i Walentyna Tiereszkowa wyruszyli w świat, głosząc propagandę radzieckiej przewagi kosmicznej nad Amerykanami. Ich triumfalne tournee wiodło przez kraje demokracji ludowej, czyli także przez Polskę. Gazety pisały: „Radziecki ustrój społeczny wyzwolił potężne siły narodu, porwał go do wielkich czynów, czynów jakich nie zna historia”. (Magdalena Gurazda „Jadą do nas kosmonauci”, Życie Pabianic, nr 3/2011 r.)

Причина смерти Валерия Быковского

W Pabianicach zatrzymał się na chwilę także Leonid Breżniew gensek Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Wspominał ten fakt kolejarz Jan Kałużny.

(…) W 1963 roku przez Pabianice przejeżdżał Leonid Breżniew – opowiada Kałużny. – Zatrzymałem pociąg w Pabianicach, bo akurat pękła szyna. Widziałem, jak Breżniew wygląda przez okno wagonu.

Sekretarz generalny radzieckich komunistów nie był jedyną „figurą”, oglądającą Pabianice z poziomu torów kolejowych. Przez miasto przejeżdżali też: Mao Tse-tung – przywódca komunistycznych Chin oraz marszałkowie: Konstanty Rokossowski i Michał Rola-Żymierski.

- Ja ich przepuszczałem – dodaje kolejarz Kałużny . (Katarzyna Giedrojć „Gdy z wagonu patrzył na nas Breżniew” Życie Pabianic, nr 15/2012 r.)

***

Tomasz Kapitułka

Tomasz Kapitułka, pseud. Ryszard (zm. 1939?), działacz ruchu robotniczego, ur. w łódzkim okręgu przemysłowym w Pabianicach, robotnik, był początkowo członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS), a po jej połączeniu się 16 XII 1918 r. z Socjaldemokracją Królestwa Polski i Litwy (SDKPiL) został członkiem Komunistycznej Partii Robotniczej Polski (KPRP). Z jej ramienia działał w l.1920-21, jako funkcjonariusz partyjny, kolejno na terenie Zagłębia Dąbrowskiego, gdzie posługiwał się pseudonimem Ryszarda, następnie wśród robotników rolnych. Był energicznym działaczem i zdolnym mówcą. Na II Konferencji KPRP w lutym 1921 r. został wybrany, na wniosek Henryka Lauera, zastępcą członka Komitetu Centralnego. Po krótkim czasie na tle ogólnego odpływu fali rewolucyjnej w Europie i odchodzeniu elementów centrowych z ruchu komunistycznego, Kapitułka usunął się od pracy partyjnej. Powrócił wówczas do Pabianic i w r. 1923 (?) wstąpił do Partii Niezależnych Sopcjalistów.

W tymże czasie był w Pabianicach członkiem zarządu koła Stowarzyszenia Wolnomyślicieli Polskich. Pod koniec 1924 r. był przewodniczącym komisji strajkowej w Pabianicach; stopniowo w partii, która od 21 II 1924 r. przyjęła nazwę Niezależnej Socjalistycznej Partii Pracy (NSPP) w Polsce, zyskiwał coraz większe znaczenie i przemawiał na jej akademii 1 V 1925 w Warszawie; na konferencji partyjnej w Warszawie (20-21 IX 1925) wygłosił referat „Najbliższe nasze zadania” i został wybrany jednym z dwu sekretarzy Komitetu Wykonawczego. Na tym stanowisku pozostał do 2 VI 1928 r. Jako funkcjonariusz NSPP rozwinął ożywioną działalność, przemawiał pod koniec 1925 r. na wiecach w Kaliszu, Częstochowie, Warszawie i in. miejscowościach.

Kiedy w początkach 1928 r. zaznaczyły się w NSPP różnice poglądów w sprawie dalszych losów partii, był Kapitułka jednym z głównych rzeczników reprezentowanego przez Bolesława Drobnera kierunku, wypowiadającego się za połączeniem z PPS. Na naradzie partyjnej w Częstochowie 15 IV 1928 został wybrany wraz z Drobnerem i S. Martynowskim do komisji mającej prowadzić rokowania połączeniowe z PPS. Na podstawie uchwały konferencji krajowej w Łodzi 15 IV 1928 r. wstąpił 2 VI t. r. wraz z większością NSPP do PPS.

Odtąd działał przeważnie na terenie ruchu zawodowego. Pod koniec 1928 był działaczem w Centralnym Związku Zawodowym Robotników Przemysłu Skórzanego i Pokrewnych Zawodów w Polsce, redaktorem i wydawca jego organu „Robotnik Skórzany”, od 1 XI 1929 r. pełnił funkcję Sekretarza Okręgowego Komitetu Związków Zawodowych w Białymstoku. W związku z tym brał udział w kierownictwie akcjami strajkowymi miejscowych włókniarzy (9V-12VII 1932, 14III-15 VII 1933) i był krytykowany ze strony działaczy komunistycznych za ugodowość i oportunizm. W listopadzie 1936 r. złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska sekretarza. Równolegle z działalnością na terenie zawodowym brał udział w życiu partyjnym PPS, jako działacz jej lewicowego skrzydła, skupionego początkowo wokół B. Drobnera. Przemawiał z dużym powodzeniem na XXII Kongresie PPS w Krakowie (23-25 V 1931), gdzie został wybrany zastępcą członka Rady Naczelnej, oraz na XXIII Kongresie w Warszawie (2-4 II 1934), kiedy został wybrany członkiem Rady Naczelnej. Po r. 1936 stopniowo zmniejszała się jego rola w życiu politycznym. Pod koniec 1939 r. został w Białymstoku aresztowany przez władze radzieckie i dalsze jego losy nie są znane. Opublikował kilka polemicznych artykułów w prasie Niezależnej Socjalistycznej Partii Pracy – w „Przedwiośniu” i „Socjaliście”. (Polski Słownik Biograficzny) Wikipedia.org - Tomasz Kapitułka

Witold Rozwens

Witold Rozwens pochodził ze znanej rodziny pabianickich działaczy polityczno-społecznych, był stalinowskim prokuratorem, a w późniejszym czasie adwokatem i obrońcą generała Wojciecha Jaruzelskiego w procesie Grudnia’70.

Biogram Rozwensa znalazł się w pracy Krzysztofa Szwagrzyka „Prawnicy czasu bezprawia – sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce, 1944-1956”.

Rozwens Witold – urodzony 22 marca 1931 roku w Pabianicach. Rodzice: Lucjan i Waleria z d. Statkiewicz. Ukończył OSP. Podprokurator w PO w Krakowie. Skończył prawo na UJ w 1959 roku. Podprokurator w PG w Krakowie. Wiceprokurator w PG w Żaganiu. Awansowany na stopień płk w 1969 roku. Prokurator w PG w Rzeszowie. Od 1973 do 1979 r. w Prokuraturze Generalnej. W 1979 w rezerwie.

O Rozwensie mówili Zofia i Zbigniew Romaszewscy, twórcy Biura Interwencyjnego KSS KOR w rozmowie z Pawłem Smoleńskim (Gazeta Wyborcza, 19.09.2006 r.).

(…) – Wielkie wrażenie zrobiła wówczas historia Witolda Rozwensa, dyrektora gabinetu prokuratora generalnego, opisanego w Biuletynie Informacyjnym przez Jana Walca.

- Prokurator Rozwens zastrzelił dziecko. Niby na polowaniu, ale po alkoholu. Takim sprawcom w PRL-u ukręcano łeb; prokuratorzy tej rangi byli ludźmi całkowicie bezkarnymi. Nam udało się sprawić, że Rozwens stanął przed sądem. Mecenas Stanisław Szczuka zaś wywalczył dla rodziny zastrzelonego chłopca bardzo przyzwoite odszkodowanie.

Bez adwokatów współpracujących z Biurem wiele nie udałoby się zdziałać. Jan Olszewski, Andrzej Grabiński, Stanisław Szczuka, Władysław Siła-Nowicki, Witold Lis-Olszewski. Później dołączył gdańszczanin Jacek Taylor. Wszyscy mają ogromne zasługi.(…)

Sprawę Rozwensa nagłośnił Jan Walc w artykule „Skrzywdzony i poniżony – Witold Rozwens przed Sądem” opublikowanym w podziemnym Biuletynie Informacyjnym.

(…) 14 lutego br. odbyła się przed Sądem Wojewódzkim w Białej Podlaskiej, rozprawa rewizyjna w procesie Witolda Rozwensa, b. dyrektora departamentu w Prokuratorze Generalnej, oskarżonego o nieumyślne zabicie dwoma strzałami z broni myśliwskiej 3-letniego chłopczyka.

Wyrokiem Sądu Rejonowego Rozwens został skazany na 3 lata bezwzględnego pozbawienia wolności o czym pisaliśmy w 25. numerze BI. Od wyroku odwołał się obrońca oskarżonego, mecenas Pociej. (…)

Powodów do uniewinnienia widział mec. Pociej kilka. Przede wszystkim zwrócił uwagę, że dziecko, szczególnie wieczorem powinno siedzieć w chałupie, a nie bezprawnie pętać się po prokuratorskim terenie. Wchodzenie w obejście prokuratorskiej gajówki jest po prostu zabronione – wywodził obrońca. I właściwie miał rację, dziecko nie umiało się przystosować do warunków otaczającego świata, toteż nic dziwnego, że wyginęło.

Następnie mec. Pociej podjął polemikę z twierdzeniem oskarżenia, że Rozwens strzelając mógł przewidywać ewentualne nieszczęśliwe skutki. Otóż zdaniem obrońcy należy tu rozróżnić między „mógł” i „można”. Oskarżyciele wywodzą, że decydując się na strzał, który przecina drogę publiczną, można, a nawet należy spodziewać się nieszczęśliwego rezultatu. Mec. Pociej zgodził się z tym stanowiskiem, ale jednocześnie oświadczył, że nie wynika z tego, że mógł taki rezultat przewidzieć akurat jego klient, skądinąd – jak pamiętamy – Dyrektor Departamentu Profilaktyki w Generalnej Prokuraturze. Tu jednak wywód swój przerwał oświadczając, że lojalność nie pozwala mu kontynuować.

Gdyby zaś sąd nie zechciał podzielić stanowiska obrony, że śmierć małego Mariusza Chacewicza była wynikiem czystego przypadku, za który nikogo nie można winić, obrońca prosi o uwzględnienie okoliczności łagodzących. Okoliczności te nie dotyczą samego czynu, ale osoby sprawcy, którego – mówi Mec. Pociej – „linia życiowa nie wszystkim się podoba. Niezrozumiałe, że ten porządek prawny, w którym brał udział przez lata oskarżony Rozwens, nie bierze tego pod uwagę! Wyrok w tej sprawie – wywodził dalej obrońca – będzie miał istotne znaczenie społeczne. Sąd powinien wziąć pod uwagę, jak społecznie potrzebne jest przekonanie, że „jeżeli człowiek pobłądzi i jeżeli przeszłość jego była uczciwa i społecznie użyteczna, to taki człowiek może liczyć, że wymiar sprawiedliwości krzywdy mu nie zrobi”.

Oskarżyciel publiczny zdecydowanie odrzucił sugestie obrony, zwracając uwagę na jej wewnętrzne sprzeczności. Zdaniem prokuratora, sam obrońca nie wierzy ani przez chwilę w możliwość uniewinnienia oskarżonego, którego wina jest dla wszystkich – łącznie z winowajcą – oczywista, a przy tym nie ma żadnych powodów, dla których należałoby łagodzić wyrok Sądu Rejonowego. Rozwens miał obowiązek przewidywać, że na linii jego strzału mogą znajdować się ludzie i jeżeli zdecydował się mimo to strzelać, wykazał rażącą lekkomyślność i brak zwykłego rozsądku, co bynajmniej nie stanowi okoliczności łagodzącej. W dodatku za utrzymaniem wyroku 3 lat bezwzględnego więzienia przemawiają ważne względy społeczne; zdaniem prokuratury należy wpajać społeczeństwu przekonanie, iż sprawiedliwość jest taka sama dla wszystkich i każdy, kto narusza prawo, będzie ukarany.

Do tego właśnie poglądu prokuratora nawiązał w swoim przemówieniu pełnomocnik rodziców zabitego dziecka, mec. Stanisław Szczuka, który podkreślił, że miarą lekceważenia przez Rozwensa podstawowych zasad prawnych jest fakt, że strzelał w kierunku drogi i znajdującego się po jej drugiej stronie domu Chacewiczów, odległego ok. 60 m śrutem, który wedle stosownej normy razi na odległość 200 m. A zakaz wychodzenia z chałup po zmroku został zniesiony ukazem Cesarza Wszechrosji, króla Polski etc, Aleksandra II ponad 100 lat temu. Mecenas Szczuka przypomniał również, nawiązując do miejsca tragedii, że Mazowsze i Podlasie były jedynymi dzielnicami w dawnej Polsce, gdzie prawo nie pozwalało na odkupienie śmierci grzywną.

- Obywatele Sędziowie – kończył swoje przemówienie oskarżyciel posiłkowy – według obowiązujących przepisów pan Chacewicz mógłby być myśliwym. Witold Rozwens ma syna. Proszę o wydanie takiego wyroku, jaki wydalibyście na Chacewicza za zastrzelenie syna Rozwensa.

Z kolei zabrał głos sam oskarżony, który w swoim ostatnim słowie rozpoczął od przeproszenia wszystkich ludzi i instytucji, których swoim postępowaniem skrzywdził. Następnie przypomniał, że pierwszy raz w życiu oskarżał przed Sądem w roku 1951 (przypomnijmy inne daty: urodził się w roku 1931, wstąpił do ZMW w 1946, do PPR w 1948 i w tym też roku wstąpił ochotniczo do wojska; oskarżony nie podał innych dat: kiedy mianowicie i w jakich zakładach naukowych się kształcił, aby w wieku lat 20 być już wojskowym prokuratorem) i ten jedyny raz w życiu był – nieobiektywny. Zwrócił mu na to uwagę tow. płk Pawłowski, żarliwy enkawudzista, prokurator wojskowy, którego widać na słynnym zdjęcie z Sielc nad Oką i od tej pory Witold Rozwens był już zawsze obiektywny, co osobiście uważa za swoją zaletę, a w dodatku ma na to dowody w postaci opinii służbowych na piśmie.

Następnie oskarżony oświadczył: Chciałbym usprawiedliwić swojego obrońcę, któremu utrudniałem prace i zabroniłem używać pewnych argumentów na swoją korzyść. Zabroniłem poruszać kwestię odpowiedzialności każdego dorosłego człowieka za los dziecka. Aleksander II zniósł wprawdzie zakaz wychodzenia po zmroku, jak wywodził oskarżyciel posiłkowy, ale ani Aleksander II, ani Sąd Najwyższy ani nikt inny nie zwolni rodziców z obowiązku opieki nad dzieckiem. A Chacewiczowie nie opiekowali się dzieckiem w sposób właściwy. Inni pracownicy Prokuratury Generalnej, którzy przede mną przebywali w gajówce, mogliby to potwierdzić. Nie podniosłem tej kwestii, bo wyrządziłem krzywdę i nie wypadało mi o tym mówić. Ale nie zwalnia to urzędu prokuratorskiego – tu oskarżony podniósł głos – z tego obowiązku.

Z kolei pan prokurator, to znaczy właśnie oskarżony, ale to się na Sali sądowej tym razem trochę myliło, przeszedł do określenia właściwego wymiaru kary. I rzekł: „Pan Prokurator domagał się dla mnie 4 lat kary, oskarżyciel posiłkowy zgodził się z nim, używając handlowego języka, że 20% bonifikaty (od górnej granicy zagrożenia) to aż nadto. Jaką bonifikatę uznano by za słuszną, gdybym nie służył wiernie cały czas Polsce Ludowej, ale w czasie Generalnej Guberni, gdzie był taki dystrykt radomski na przykład? To oczywiście przykład akademicki”.

Dopowiedzmy: dystrykt radomski był to teren konspiracyjnej działalności w szeregach Armii Krajowej oskarżyciela posiłkowego z pierwszej instancji, mec. Lisa-Olszewskiego, który zresztą za działalność tą zapłacił latami stalinowskiego więzienia.

Oskarżony rozpalał się coraz bardziej. Przypomniał starożytną zasadę, że za jeden czas wolno karać tylko jeden raz.

On zaś ukarany został wielokrotnie. „Oto co mnie spotkało: zostałem zwolniony z Prokuratury w trybie haniebnym. Zwolniono mnie w trybie art. 13 (bezzasadnie, ale się nie odwoływałem), mówiącego o zwolnieniu człowieka, który nie daje rękojmi należytego wykonywania obowiązków prokuratora. Nie znam przykładu, aby w ten sposób zwolniono człowieka, którego spotkała tragedia. Zwolniono mnie z wojska – pułkownik po 30 latach służby. Jest taki podręcznik: Ceremoniał Wojskowy. Jestem jednym z jego autorów. To ja pisałem rozdział o pożegnaniach żołnierzy odchodzących do cywila. Myślałem, że kiedyś odejdę i zostanę pożegnany. Odszedłem gorzej niż prosty szeregowiec. W 35 roku istnienia armii, dla której się poświęciłem ( jest teraz rencistą wojskowym – jak oświadczył przewodniczący składu sędziowskiego – ma 13000 zł renty. 74 razy więcej niż Zofia Iżak, o której piszemy na str. 28-31 tego numeru). Przez 32 lata nie otrzymałem w partii żadnego upomnienia, a teraz otrzymałem najwyższą karę, jaką człowiek może otrzymać poza wykluczeniem – naganę z ostrzeżeniem. Przestałem być członkiem Rady Głównej PKPS i OK FJN, musiałem ustąpić z redakcji „Prawa i życia”, zostałem pozbawiony możliwości pracy publicystycznej, która była moim drugim życiem.

Zostałem pozbawiony możliwości wykonywania jakiegokolwiek zawodu. Jestem żołnierzem i prawnikiem – żadnego z tych zawodów nie będę mógł wykonywać. Na wszystkie świętości prosiłem o jedną rzecz – aby matce staruszce zostało oszczędzone, aby się nie dowiedziała. Ale znaleźli się ludzie, którzy ją zawiadomili i dostała wylewu, złamała rękę, leży w gipsie. Chciałem się poskarżyć Wysokiemu Sądowi. Nie wiem, czy ci, którzy tak postąpili, mają matki, ale jeżeli mają, to nie życzę im, żeby z nimi tak postąpiono. Drogą plotek i insynuacji usiłuje się pozbawić mnie tej jedynej rzeczy, którą chciałem ocalić z tego pożaru – twarzy uczciwego człowieka. Czynią to ludzie, którym nie podoba się moja – zbyt prosta – linia życia, kopią leżącego, plują związanemu w twarz. Ale ja rozumiem – plucie jest ich zawodem. Tylko warto pamiętać, że wiatr historii często odwraca plwocinę w twarz plującego.

Macie rozważyć karę –zwrócił się do sędziego. – Jestem żołnierzem i każdą karę przyjmę. Rozważcie jednak, że wymierzenie mi kary bezwzględnego więzienia tylko pośrednio dotknie mnie. Kara ta w pierwszym rzędzie dotknie moje dzieci w stosunku do których mam nadal obowiązki (22 i 24 lata, syn żonaty, córka zamężna), matkę i Annę Nowakowska, która uczyniła mi ten zaszczyt i zgodziła się zostać moją żoną, osobą, o której sercu i szlachetności nie mogę po prostu mówić, bo brak mi słów na to.

Na zakończenie Rozwens jeszcze raz wyraził „żal i głębokie ubolewanie” za tragedię, którą spowodował „jednym, nieprzemyślanym w życiu krokiem”.

Sąd Wojewódzki Białej Podlaskiej podzielił stanowisko oskarżonego. Kategorycznie odrzucił twierdzenia oskarżycieli i uznał orzeczoną przez Sąd Rejonowy karę „za rażąco niewspółmierną”, w związku z czym postanowił ją zawiesić. W ustnym uzasadnieniu podkreślono, że przy wymiarze kary nie można pominąć zasług Rozwensa i że ze społecznego punktu widzenia – kara bezwzględnego więzienia byłaby niesprawiedliwa; wobec czego orzeczono grzywnę w wysokości 30000 zł, dokumentując tym samym, że nie obowiązują już na Podlasiu archaiczne tradycje na które powoływał się mecenas Szczuka i że dzisiaj szlachcic za ubicie chamskiego bachora płaci, co prawda grzywnę, ale do wieży nie idzie.

Sprawiedliwości stało się zadość. Wyrok jest prawomocny. Wyrok Temidy z zawiązanymi oczami, z dubeltówką w jednej, a legitymacją partyjną w drugiej ręce. ( Jan Walc „Skrzywdzony i poniżony – Witold Rozwens przed Sądem”, Biuletyn Informacyjny nr 2/1979 r.)

Na jednym z forów internetowych czytamy, że (…) Witold Rozwens w 1976 roku w Dzienniku Telewizyjnym udzielił głośnego wywiadu, w którym więzionych uczestników robotniczych protestów nazwał „pospolitymi przestępcami”, a zamordowanego w Krakowie studenta Stanisława Pyjasa usiłował przedstawić jako ofiarę porachunków kryminalnych. Prokuratorski stres był widać tak silny, że nie minęło wiele czasu i Rozwens przebywając w specjalnym ośrodku wypoczynkowym strzelił do psa, który śmiał rozszarpać skórę upolowanego zwierzęcia. Traf chciał, że pies należał do właściciela sąsiadującej z ośrodkiem chałupy i znajdował się na swoim podwórku wraz z trzyipółletnim dzieckiem sąsiada. Witold Rozwens nie trafił w psa.

Tej sprawie nie udało się ukręcić łba, jak wielu innym. Choć skazany za nieumyślne zabójstwo Rozwens nie spędził w więzieniu ani dnia. Co więcej, obciążał rodziców zabitego dziecka o to, ze go „nie upilnowali”, odmawiał też wypłacenia im odszkodowania, o które procesował się w dwóch instancjach. Sprawę o pieniądze przegrał jednak z reprezentującym rodziców przed sądem mecenasem Stanisławem Szczuką. A po tym, jak Jan Walc opisał w prasie podziemnej to „polowanie wyższego przeznaczenia” dokonane – a jakże po alkoholu – kariera prokuratora Rozwensa dobiegła końca.

Objawił się natomiast po latach w roli adwokata, jako właściciel dobrze prosperującej kancelarii w podwarszawskiej Jabłonnie. To jego wybrał generał Jaruzelski do swojej obrony w procesie Grudnia’70. W maju 2001 roku Rozwens wypowiedział jednak pełnomocnictwo obrończe, po pierwsze dlatego, że – jak powiedział – „sprawa nie zakończy się przed końcem jego aktywności zawodowej” (eksprokurator urodził się w 1931 r.), a po drugie – użalił się – brutalna nagonka mediów sprawiła, że „jego żona ciężko zachorowała, a syn nie chcąc słuchać o swoim ojcu, opuścił dom”. Ale nie unikał adwokat Rozwens innych głośnych spraw, np. katastrofy samolotu Iskra, w której 11 listopada 1998 r. w Święto Niepodległości zginęło dwóch pilotów. (…)

Rozwen’s Case

The trial of Witold Rozwens, who was accused of the unintentional murder of a child was

the most notorious of the cases investigated by the Intervention Bureau. During the time of

KOR’s existence, Colonel Rozwens served first as chief administrator of the Office of

the Prosecutor General, and then as a director of the Departament of Prophylactics in the

same administration. He was known to the wider public from an appearance on television in

the spring of 1977 when he made a statement concernig the arrest of the members and

associates of KOR. The public could learn from Rozwens that St. Pyjas was a drunkard and

that KOR had connections with foreign intelligence.

On August 11, 1978, Rozwens, who was himself drunk, hid himself in the courtyard of

a gamekeeper’s lodge near Biała Podlaska in an attempt to ambush the dogs of a

neighboring peasant which, during the previous night, had torn the skin of a goat hunted by

Rozwens. A three-and –a-half-year-old boy, Mariusz Chacewicz, was the victim of of this dog

hunt . Around: 8.40 P.M. , Rozwens twice fired buckshot at the dog. The distance was

sixteen meter at most, and supposedly Rozwens did not see the child. The boy was hit with

14 shot, which means that both of the two shots were „well aimed”. The dog was unharmed.

A blood test conducted at a time when it seemed that the whole case would be covered up,

did not serve Rozwens very well. It was ascertained that he had no alcohol in his blood,

while as investigation discovered later, Rozwens, together with his hunting comapnion

had indeed drunk a large quantity of Stock and brandy.

Attorney Witold Lis-Olszewski, an associate of the Intervention Bureau of KOR, represented

the prosecution in the name of child’s parents during the trial against Rozwens. Shortly after

this case, he was forced into early retirement, but that is another story. Rozwens was

sentenced to three years imprisonment ; though on appeal it was suspended. He was fined

30,000 zlotys.

An unintentional murder caused by shooting while drunk does happen occasionally. What

was different about Rozwen’s case was the manner of behavior exhibited during the trial,

which also permeated the atmosphere during the events and explained much about the

behavior of the accused – the actions of a feudal lord, a co-owner of the PRL. Jan Walc

captured it in his reports from the trial. (Jan J. Lipski „KOR. A History of the Workers’

Defense Committee in Poland”, 1985)

***

W kręgach partyjnych dawni komuniści byli traktowani z atencją. W Życiu Pabianic z lat 80. XX wieku mogliśmy przeczytać między innymi o Alojzie Jarzeńskiej.

Jej podobieństwo do nieżyjącego brata Andrzeja jest duże. Znawcy proletariackiej monografii Pabianic bezbłędnie rozpoznają w Niej Kozirogównę. Niewysoką, siwą i nadzwyczajnie pogodną damę.

Teraz żyje i porusza się powoli. Rytm dnia, godzin, minut nawet, wyznacza choroba. Ograniczająca wiele. Trudno się godzić stale ze słabością, narastającą i rozległą. Z górującymi nad wolą , kiedy przełamywanie fizycznych utrapień jest w programie codzienności. Nie tak dawno jeszcze dla Alojzy Jarzeńskiej pulsowała żywotnością. Roiła wciąż nowe plany.

Jest komunistką. Jedną z takich, co to szanują je przeciwnicy. Za prawość, wierność przekonaniom – bez względu na okoliczności. Za to, że nie zna fałszu. Była komunistką już wtedy gdy skazywano za to na więzienie i wtrącano w egzystencjalną niepewność.

- Pierwsze maje zwiastowała u nas w domu policja – wspomina Alojza Jarzeńska. Przychodzili w granatowych mundurach. Zabierali moich braci do aresztu. Zostawiali matkę w smutku i mnie, bo byłam mała. Ale nigdy nie opuściłyśmy pochodu. Wiedziałam – matka mi wpoiła – że ci co czczą to święto chcą … pracy i chleba. Kiedy podrosłam do 15 lat, trzeba było poszukać dla mnie roboty. Nauczycielki chciały, żebym się uczyła dalej, ale rodzina była bez ojca, a pięciu braci częściej w więzieniu niż na wolności. Były kłopoty. Nie chciano mnie nigdzie zatrudnić. Z moim nazwiskiem i przynależnością do Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, co parę miesięcy lądowałam na bruku. Kiedy już byłam w Komunistycznym Związku Młodzieży Polskiej to na 1 Maja wyznaczaliśmy sobie odcinek do przemarszu. Zbiórki były w różnych miejscach, tak, żeby nie na oczach policji. Jak już wychodziliśmy na Zamkową (dziś: Armii Czerwonej) to dołączali do nas robotnicy. Wznosiliśmy okrzyki : niech żyje wolność, równość, braterstwo , precz z wyzyskiem etc, a kiedy to było możliwe wyciągaliśmy z kieszeni czerwone szturmówki, rozpościerając je na wietrze i krzyczeliśmy jeszcze głośnej. Policja napadała na nas i biła gdzie popadło, a my łapaliśmy się za ręce. Nie baliśmy się bata. Wychodząc z domu na pochód czuliśmy go na plecach.

Potem przyszła wojna. Cztery lata na robotach w Hamburgu. Wyzwolenie i na obczyźnie polska pieśni w radiu. Polacy przyklękli na jej dźwięki. Ja płakałam stojąc. I 1 Maja w Pabianicach. Bez strachu, knutów, tajnej drukarenki i pospiesznego rozlepiania ulotek. Godnie. Euforycznie. Na całej jezdni i trotuarach. Gęsto od ludzi. Na drzewcach zatknięte biało-czerwone i czerwone flagi. Uniesienie. To było prawdziwe uniesienie. Radości tego dnia nie da się tak po prostu wyrazić.

Pochód pierwszomajowy był, jest i do końca życia pozostanie moim wielkim świętem. Takim co wzrusza do płaczu i boli kiedy jest innym obojętne. Czy w tym roku starczy mi sił, żeby w nim uczestniczyć?

Niepotrzebnie tuszuje zażenowanie, obciera łzy. Tak rzadko natykamy się na szczerość takiej próby, że zmieszania nie pokryje w nas nawet zadane naprędce pytanie. W schludnym blokowym mieszkaniu pani Alojzy pachnie lekarstwami. Subtelny aromat dla tych, co nie są nań uczuleni i na stałe skazani. Świeżo posłany tapczan jest ”w pogotowiu”. Nieustannie potrzebny. Przykuwał już do siebie właścicielkę na długie tygodnie i miesiące.

O tapczanie wspominam, bo jest to centralny rekwizyt. Ale nie go powinnam zapamiętać. Zazwyczaj w domach działaczy partyjnych i społecznych, a do takich należała w czynnym życiu pani Alojza, puszą się na ścianach dyplomy, a na piersiach ordery. A tu nic. Żadnego zewnętrznego śladu. Dlaczego?

- Nie lubię się nimi chwalić. W moim życiu nigdy nie dbałam o „fasadę”, raczej o wszystko co znajduje się za nią. Głębia idei. Szczerość działania. Prostolinijność w obcowaniu z ludźmi. Moi sąsiedzi wyznają inny niż ja światopogląd. Ale w czasie ciężkiej choroby, jeślibym miała tylko apetyt, to cztery obiady stały na moim stoliku. A dyplomy, wyróżnienia, listy gratulacyjne? Mam ich bardzo dużo. Odznaczeń i medali także.

Alojza Jarzeńska posiada: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Srebrny i Brązowy Krzyż Zasługi, Medale X, XXX i 40-lecia PRL, Odznakę 1000-lecia Państwa Polskiego. (Życie Pabianic, nr 18/1986 r.)

***

Pabianiccy komuniści byli wicepremierami, ministrami, posłami na Sejm PRL, a także członkami Komitetu Centralnego PZPR. W publikacji „VIII Plenum KC PZPR 26 lutego 1973. Podstawowe dokumenty i materiały, Warszawa 1973 zostało zamieszczone wystąpienia Bohdana Stusia, członka KC PZPR, ślusarza w Zakładach Przemysłu Bawełnianego „Pamotex” w Pabianicach.

Na wstępie – dzieląc się doświadczeniami załogi pabianickich Zakładów Przemysłu Bawełnianego w usprawnianiu gospodarki materiałowej – mówca stwierdził, że w przemyśle bawełnianym problem bariery surowcowej występuje szczególnie ostro.

Stawia to przed kadrą techniczną i załogą zadanie przechodzenia na technologie uwzględniające znaczny wzrost udziału włókien chemicznych produkcji tkanin. Na tym pola nasza załoga ma również poważne osiągnięcia, wyrażające się wzrostem o prawie 10 proc. udziału włókien chemicznych w roku 1972 w porównaniu z rokiem 1971. Od 1968 r. wzrost jest ponad dwukrotny.

Nasze zamierzenia w r. 1973 są jeszcze ambitniejsze. Planujemy osiągnąć oszczędność 33,3 t przędzy oraz 130 tys. mb. tkanin, w wyniku zmniejszenia odpadów. Nastąpi dalsze zastępowanie surowców naturalnych surowcami chemicznymi. Nasze osiągnięcia byłyby jeszcze większe, a na pewno łatwiej osiągalne, gdyby nie cały szereg trudności, których rozwiązanie wykracza poza ramy zakładu. Nie potrafimy dotąd w sposób właściwy zagospodarować odpadów poprodukcyjnych. Istnieją ciągle trudności ze zbytem niektórych surowców wtórnych. Taka sytuacja nie sprzyja tworzeniu nawyków oszczędności. Zachodzi pilna potrzeba opracowania nowego systemu organizacji skupu i przerobu wszystkich uzyskiwanych w gospodarce narodowej odpadów poprodukcyjnych, tzw. surowców wtórnych.

Myślę, że można by osiągnąć spore oszczędności poprzez większe niż dotychczas zagospodarowanie złomu, uzyskiwanego w zakładach na potrzeby wydziałów pomocniczych. Bodźcem do tego powinno być nagradzanie osób wykorzystujących złom zamiast nowych wyrobów hutniczych. Obecnie nagradza się tylko za maksymalizację wysyłek złomu do huty.

Chciałbym też podkreślić konieczność zastosowania systemu bodźców materialnego zainteresowania za oszczędne gospodarowanie materiałami i surowcami w ogóle. Wydaje się konieczne, aby część zysków osiągniętych w wyniku obniżenia kosztów produkcji poprzez oszczędności powstające na stanowisku pracy była przeznaczona na fundusz nagród.

Moim zdaniem, należy dążyć do koncentracji zapasów w jednostkach obrotu towarowego – mam tu na myśli centralę zaopatrzenia i hurtownie – a dekoncentracji zapasów w przedsiębiorstwach nabywających materiały. Oznacza to rozwijanie metody sprzedaży potrzebnej w danej chwili ilości materiału z tzw. półki. Osiągniemy przez to szybsze i prawidłowe pokrycie potrzeb, a jednocześnie ustrzeżemy się przed zapasami nieprawidłowymi.

***

W zasobach Hoover Institution on War, Revolution, and Peace. Stanford Raries znajduje się publikacja - IV Plenum KC PZPR 16-18 października 1981 r. Podstawowe dokumenty i materiały, a w niej wystąpienie pabianiczanina.

W drugim dniu obrad toczyła się dyskusja nad referatami Biura Politycznego i nad projektami uchwał. Zabrał w niej głos jako pierwszy Marek Morzyszek – członek KC PZPR, mistrz brygadzista w ZPF „Polfa” w Pabianicach.

Jestem brygadzistą, a ostatnio pełnię funkcję I sekretarza POP w Zakładach Farmaceutycznych „Polfa” w Pabianicach. Zakład nasz ze względu na specyfikę produkcji ma pewne wydziały, które z powodu trudnych i uciążliwych warunków pracy są zaliczane do I kategorii zatrudnienia. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jedno ”ale”, które już od wielu miesięcy powoduje wzburzenie i protesty załogi.

Konkretnie chodzi o urlopy profilaktyczne przysługujące z tytułu pracy w warunkach szkodliwych i uciążliwych dla zdrowia. Władze resortowe zobowiązały się załatwić ten palący problem dla całej chemii w terminie do 30 września tego roku. Przyjętego terminu nie dotrzymano. Wobec tego należało zainteresowane zakłady o tym powiadomić, jednak nie uczyniono tego, co spowodowało ogólne niezadowolenie i protesty załóg w postaci jednogodzinnych strajków ostrzegawczych, które na pewno nie przyczyniły się do zwiększenia produkcji tak potrzebnych leków.

Uważamy, że jest to nieudolność lub nawet niechęć do załatwiania spraw ludzkich przez nasze resortowe władze. Te fakty utrudniają w dużym stopniu pracę partyjną w zakładach oraz są powodem niepotrzebnych napięć.

Żyjemy w trudnych, skomplikowanych warunkach gospodarczych. Dlatego dziś wszelkie decyzje władzy muszą być podejmowane z troską o niewprowadzania dodatkowo zbędnych napięć. Tymczasem nasze władze centralne czy tez terenowe wydały już wiele aktów normatywnych bulwersujących społeczeństwo.

Istnieje w tym względzie ogromna dowolność. Mamy do czynienia z 49 odrębnymi księstwami, w których podejmuje się dowolne decyzje. Dotyczy to przede wszystkim reglamentacji. Trudno czasem nie pogubić się w tych różnorodnych rozdzielnikach. Coraz częściej też słyszy się o zjawisku wymiany „towar za towar”. Dzieje się tak nie tylko między ludźmi w układach rodzinnych, zawodowych czy sąsiedzkich, ale praktyka ta również wkracza do zakładów pracy.

Przedsiębiorczy sekretarz, działacze związków zawodowych, dyrektor, a najczęściej wszyscy razem organizują wymianę towarów na własną rękę dla tzw. dobra zakładu, załogi. Pytam, czy jest to słuszne działanie? Co ma powiedzieć ponad tysięczna załoga, która wytwarza ciężkie maszyny? Jaką możliwość przebicia będzie miała w tych układach fabryka narzędzi?

Wydaje się, że tak dalej być nie może i że czas najwyższy zastąpić ludzi niekompetentnych - nie umiejących i nie chcących dobrze pracować. Czas zaprzestać praktyk, by ciągle ci sami ludzie zamieniali się jedynie stanowiskami. Wytrzymałość ludzka ma swoje granice. Nie wolno nikomu dalej bezkarnie napinać tej struny. Doprowadziliśmy do sytuacji, w której społeczeństwo generalnie nie wierzy w możliwość przeprowadzenia skutecznych zmian na lepsze pod kierownictwem aktualnych władz partyjnych i rządowych.

Jako delegat na IX Zjazd i członek KC uczestniczę w wielu zebraniach i spotkaniach z członkami naszej partii. Muszę stwierdzić, że działalność partyjna w podstawowych organizacjach jest sparaliżowana. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest w dalszym ciągu brak szybkiej i rzetelnej informacji. Zwraca się powszechną uwagę na fakt niezrealizowania uchwał podjętych na IX Nadzwyczajnym Zjeździe naszej partii i kolejnych posiedzeniach plenarnych. Samymi hasłami i apelami nie da się nic zrobić. Potrzebne są konkretne działania, dzięki którym partia nasza uwiarygodni się.

Partia jest w dalszym ciągu w odwrocie. Dynamizm naszego działania został zahamowany wraz z zakończeniem Zjazdu. Stan obecny potwierdza bowiem diagnozę, że kierownictwo partii nie potrafiło tego dorobku zdyskontować w okresie sierpnia i września, powodując spadek aktywności członków, marazm w działaniach instancji partyjnych, niedopuszczalny w tych tragicznych dniach kryzysu gospodarczego i społecznego.

Uważam, że na dzisiejszym posiedzeniu plenarnym powinniśmy się wspólnie zastanowić nad tym, jak odzyskać zaufanie klasy robotniczej dla działania partii i rządu. Rządu, który do tego czasu ma nam tylko do powiedzenia, że jest źle i będzie jeszcze gorzej. Nie możemy zamknąć tego posiedzenia plenarnego bez udzielenia odpowiedzi na pytania, jakie padną z tej trybuny.

Mówca odczytał następnie oświadczenie egzekutywy Komitetu Miejskiego PZPR w Pabianicach, w którym żąda się m. in. doprowadzenia do końca procesu rozliczeń oraz dokonania na obecnym plenum imiennej oceny towarzyszy odpowiedzialnych za kierowanie partią i państwem w okresie po IX Zjeździe partii.

Mam jeszcze jedną sprawę. Jako członek najwyższych władz partyjnych, jednocześnie członek „Solidarności” podzielam całkowicie opinię, jaką wyraziła tow. Grzyb i inni towarzysze. Również z dniem dzisiejszym ja przestaję być członkiem „Solidarności”.

***

Publikacja „Sejm Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej IX kadencja”, Warszawa 1986 r. zawiera notki biograficzne posłów – pabianiczan.

Janecki Władysław Leszek

robotnik, okręg wyborczy nr 43, Łódź-Śródmieście, PZPR

Urodzony 23 marca 1934 r. w Pabianicach. Żonaty, jedno dziecko. Od 1950 r. do chwili obecnej pracuje w Pabianickich Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Bojowników Rewolucji 1905 r. „Pamotex” w Pabianicach, aktualnie na stanowisku mistrza. Członek PZPR od 1961 r. Pełnił przez wiele lat funkcje partyjne w Oddziałowej Organizacji Partyjnej. Jest członkiem prezydium rady pracowniczej. Jest członkiem sejmowej Komisji Przemysłu.

Kaczmarek Jan

profesor zwyczajny, dr hab. nauk technicznych, pracownik naukowy

lista krajowa, przewodniczący Komisji Planu Gospodarczego Budżetu i Finansów, PZPR

Urodzony 2 lutego 1920 r. w Pabianicach. Żonaty, dwoje dzieci. W 1948 r. ukończył studia w Politechnice Krakowskiej. W 1958 r. uzyskał stopień doktora habilitowanego nauk technicznych, w 1962 r. tytuł profesora nadzwyczajnego, a tytuł profesora zwyczajnego w 1969 r. Od 1965 r. członek korespondent, a od 1970 r. członek rzeczywisty PAN.

W latach 1949-1968 pracował w AGH i w Politechnice Krakowskiej. W Politechnice Krakowskiej pełnił funkcję kierownika katedry, prorektora i rektora. W 1968 r. został powołany na stanowisko przewodniczącego Komitetu Nauki i Techniki. W 1972 r. został ministrem nauki, szkolnictwa wyższego i techniki, a od 1974 r. do 1980 r. był sekretarzem naukowym Polskiej Akademii Nauk. Od 1981 r. pracuje naukowo w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN, jako kierownik zakładu i krajowego programu badawczo-rozwojowego z dziedziny rozwoju techniki wytwarzania maszyn

Członek PZPR. W latach 1971-1975 członek KC PZPR, a w następnych dwóch kadencjach członek CKR PZPR.

Członek zagraniczny Bułgarskiej Akademii Nauk, Belgijskiej Królewskiej Akademii Nauki, Literatury i Sztuki, Akademii Nauk Technicznych USA. Doktor h.c. zagranicznych uczelni, dożywotni członek Senatu Międzynarodowego Stowarzyszenia Naukowo-Badawczego Technologii Mechanicznej. Autor wielu publikacji naukowych, twórca licznych wynalazków.

Od 1980 r. pełni społecznie funkcję przewodniczącego ZG SIMP, a od 1984 r. prezesa Naczelnej Organizacji Technicznej. Był posłem na Sejm VI kadencji. Jest członkiem sejmowej Komisji Nauki i Postępu Technicznego.

Jan Kaczmarek – twórca polskiej szkoły nauki o skrawaniu metali oraz szkoły inżynierii warstwy wierzchniej – był człowiekiem na miarę konwergencji systemów społeczno-politycznych. Francuzi odznaczyli go Orderem Wielkiego Oficera Legii Honorowej (Grand Officier de Legion d’honneur) i Złotymi Palmami Akademickimi.

***

Życie Partii (nr 7/1980 r.) zamieściło krótki biogram Bogdana Kunki, prezydenta miasta Pabianic w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

Bogdan Kunka, ur. 20 IV 1940 r. w Pabianicach, województwo łódzkie. Pochodzenie społeczne robotnicze. Wykształcenie wyższe, socjolog. Członek partii od 1962 r., 1957-1964 r. praktykant mistrza, brygadzista oddziału w ZPB „Pamotex” w Pabianicach, 1964-1966 st. inspektor w dziale inwestycji w ZPB im. Armii Ludowej w Łodzi, 1968-1975 r. zastępca kierownika, kierownik działu inwestycji w ZPB „Pamotex” w Pabianicach. 1975-1976 r. I sekretarz  KZ PZPR „Pamotex” w Pabianicach. 1976-1979 r. słuchacz WSNS (Wyższa Szkoła Nauk Społecznych przy KC PZPR). 1979 -1980 r., sekretarz KM PZPR w Pabianicach. W maju 1980 r. wybrany I sekretarzem KM PZPR w Pabianicach.

***

Danuta Mikołajczyk, ur.18 III 1928 r. w Warszawie. Pochodzenie społeczne robotnicze. Wykształcenie wyższe, etnograf. Członek partii od 1954 r. 1952-1961 r. adiunkt w Muzeum Archeologii i Etnografii w Łodzi, 1961-1975 r. sekretarz Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Łodzi. 1975-1976 r. sekretarz KD PZPR Łódź Śródmieście. 1975-1978 r. naczelnik dzielnicy Łódź-Polesie. W kwietniu 1978 r. wybrana I sekretarzem KM PZPR w Pabianicach. (Życie Partii)

***

Totalne wychowanie

Zbigniew Mencwal, sekretarz KM PZPR w Pabianicach opublikował w Życiu Partii (nr 4/1976 r.) artykuł ”Wśród nauczycieli i uczniów”.

Oświata, szkoła, wychowanie – to temat obecnie szczególnie aktualny, zarówno ze względu na przygotowanie do reformy oświaty, jak i konieczność wzmożenia naszego wpływu ideowego na młodzież. Mówimy: budowa rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego. Musi to znaczyć jednocześnie kształtowanie człowieka o szerokich horyzontach, człowieka solidnej, wydajnej pracy, patrioty, internacjonalisty. Do tak poważnego, strategicznego zadania trzeba skutecznego działania partyjnego, poczynań wszystkich ogniw jednolitego frontu wychowania socjalistycznego, ze szkołą na czele.

W jakim stopniu pabianicka instancja i organizacja partyjna przyczyniają się do realizacji tego zadania? Zacznę od tego, co najbardziej utrudnia nam pracę w oświacie. Jest to absencja pedagogów, m. in. wynik niedomagań organizacyjnych i nienajlepszej atmosfery w pracy. Dziennie co dziesiąty nauczyciel jest nieobecny w szkole. Występuje także dysproporcja między nauczaniem a wychowaniem, wręcz fetysz nauczania, realizacja programu ”od-do”, bo to łatwiejsze do wykonania i do kontroli niż proces wychowawczy.

Spotykamy także poglądy niektórych nauczycieli, że takie przedmioty, jak matematyka, fizyka, angielski nie muszą zawierać ideowego ładunku – co prowadzi do osłabienia ideowego oddziaływań na uczniów.

Nie zawsze właściwie podchodzi się do harcerstwa. Powinno ono być traktowane jako platforma żywego, osobistego zaangażowania się młodzieży w specyficzne formy pracy tej organizacji. Tymczasem spotykamy się często z niedocenianiem tej specyfiki ZHP. Większość szkolnych kół zainteresowań np. prawie administracyjnie zamieniono na kluby harcerskie. Są one więc jakby przedłużeniem lekcji, przez co tracą na atrakcyjności i spontaniczności. Słabo rozwijają się kluby wiedzy społeczno-politycznej, jest ich raptem 4. Te i podobne słabości należy przezwyciężyć. Jak to staramy się robić?

Nic nie straciły ze swej aktualności ani uchwała VII Plenum KC, ani „Wytyczne Sekretariatu KC w sprawie szkolnych organizacji partyjnych”, ani uchwała III Plenum KC. Bardzo potrzebne były wspomniane „Wytyczne Sekretariatu KC”. Są one znane i wykorzystywane przez aktyw szkolnych organizacji partyjnych, nauczycieli – członków partii, ale słabo przez pozostałych nauczycieli. Staramy się ten stan rzeczy poprawić.

Jednym z owoców „Wytycznych” w Pabianicach było skuteczniejsze działanie Nauczycielskiego Komitetu Środowiskowego PZPR. Sprawdził się on w działaniu. Dobrze inspirowany przez Komitet Miejski, potrafił zintegrować środowisko oświatowe, ukierunkować pracę wszystkich szkolnych organizacji partyjnych.

Dzięki tym poczynaniom możemy stwierdzić np., że pabianickie przedszkola, szkoły podstawowe są placówkami środowiskowymi, otwartymi na problemy, którymi żyje społeczeństwo i otwartymi dla tych, którzy pragną korzystać z ich usług.

Oprócz systematycznego omawiania problematyki oświatowej na Egzekutywie KM organizujemy comiesięczne spotkanie z I sekretarzami szkolnych POP (Podstawowa Organizacja Partyjna), dyrektorami, prezesami ognisk ZNP, kierownictwem Wydziału Oświaty i Wychowania, Komendy Hufca ZHP, które mają na celu przede wszystkim zaprezentowanie Zadań wynikających z polityki partii na najbliższy okres, przystosowanych do potrzeb i możliwości pabianickiego środowiska.

Kształcenie ideowe

Nasze programy realizujemy poprzez 21 organizacji partyjnych. Dziś co 3 pabianicki pedagog jest członkiem partii. Uważamy jednak, że stopień upartyjnienia jest, jak na to środowisko, w dalszym ciągu za niski. W Państwowej Szkole Muzycznej nie ma Podstawowej Organizacji Partyjnej, a wśród nauczycieli nie ma żadnego członka partii. Jest to w jakimś stopniu dowód nieskuteczności naszej pracy na tym odcinku.

Komitet Miejski stara się ułatwić nauczycielom pogłębienie wiedzy ideologicznej. Toteż oprócz studiów, na przeszło 800 nauczycieli prawie 100 skończyło już Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu-Leninizmu, a w r. 1976/1977 następnych 20 będzie brało udział w tej najwyższej formie szkolenia ideologicznego. Przeszło 30 aktywistów –nauczycieli jest bezpośrednio zaangażowanych w pracy szkoleniowo- ideologicznej (wykładowcy, lektorzy) prowadzonej przez KM.

Każdemu działaczowi potrzebna jest ocena jego pracy. Takie oceny, łącznie ze sprecyzowaniem zadań, musi także przedstawiać instancja partyjna. W marcu br. przeprowadziliśmy więc rozmowy indywidualne z kadrą oświatową, wnioski zaś z tych rozmów pomogły usprawnić pracę polityczną w tym środowisku.

Obowiązkiem sekretarzy wszystkich organizacji partyjnych jest konsultowanie w KM materiałów przed zebraniem partyjnym. Jest to forma inspiracji, pomocy, ale na pewno jest to także forma kontroli. Dzięki temu wzrasta ranga i poziom zebrań partyjnych. Szczególnie cieszy nas, że w wyniku naszego aktywnego działania partyjnego w ciągu ostatnich 3 lat bardzo wyraźnie wzrósł autorytet sekretarzy szkolnych organizacji partyjnych.

Kierunek: młodzież

Kierownictwo KM spotyka się corocznie w gmachu KM z młodzieżą wszystkich klas maturalnych ze szkół średnich, a kierownik Miejskiego Ośrodka Kształcenia Ideologicznego wraz z pozostałymi pracownikami politycznymi z uczniami klas VIII. Tematem tych ciekawych spotkań są aktualne sprawy kraju, województwa i miasta. I uczestnicy, i temat i miejsce tego spotkania mówią chyba same za siebie. Władze polityczno-administracyjne spotykają się także kilkakrotnie w roku z najstarszą młodzieżą, tj. studentami w naszym – chyba jedynym w kraju – Klubie Studenckim w mieście nieakademickim.

Sekretarz KM, prezydent i kierownik Wydziału Oświaty i Wychowania spotykają się także z najlepszymi uczennicami, uczniami i aktywistami ZHP. Nie tak dawno byłem uczestnikiem takiego spotkania, a pretekstem były obchody Międzynarodowego Dnia Dziecka. Zrobiło ono na mnie szczególnie pozytywne wrażenie i potwierdzałaby się teza, że o postępie można mówić wtedy, kiedy postawa uczniów jest zapowiedzią prześcignięcia mistrzów.

Najlepszych, najstarszych uczniów –harcerzy ze szkół średnich przyjmujemy w szeregi partii. Spośród takich właśnie, szczególnie z III klas, tworzymy od kilku lat grupy kandydackie w szkołach, by na koniec szkolnej edukacji jako przepustkę w dorosłe życie, w tym życie polityczne, mogli oprócz świadectwa dojrzałości otrzymać partyjną legitymację.

Oczywiście, tę grupę młodzieżowego aktywu otaczamy szczególną opieką ideową i stawiamy jej różne zadania. M. in. do dyspozycji organizacji młodzieżowych oddaliśmy całą szpaltę w Życiu Pabianic. Młodzież publikuje tu w rubryce pt. „Młody Nurt” własne artykuły, prezentuje swoje opinie, oceny i postulaty.

Z myślą o wychowaniu młodzieży w połowie roku ubiegłego odbyliśmy plenarne posiedzenie poświęcone krzewieniu obywatelskiej, świeckiej obyczajowości i podjęliśmy stosowną uchwałę, ponadto dla aktywu młodzieżowego otwarto Studium Kultury Świeckiej obsługiwane przez wybitnych fachowców.

Wspomniałem na początku o nie zawsze należytym rozumieniu przez część pedagogów specyfiki pracy ZHP. Jednak ogólnie rzecz biorąc odnotowujemy i na tym odcinku osiągnięcia. Komenda Hufca – nie bez przeszkód wprawdzie – potrafiła zdobyć autorytet organizatora i ideowego przewodnika młodzieży uczącej się. Ostatnio organizacja harcerska powiększyła się o 1000 osób. Dziś stanowi to już ponad 50 proc. zorganizowania, ale są szkoły, gdzie ten procent sięga 90.

Zadania wychowawcze stojące przed szkołą, nauczycielami i ZHP nie będą maleć – lecz odwrotnie, wraz z przyśpieszonym tętnem życia gospodarczo-społecznego będą wyraźnie wzrastać. W społeczeństwie wychowującym całokształtowi obowiązków wychowawczych nie jest w stanie jednak podołać ani nauczyciel, ani szkoła. Sprawą partii jest więc cementować front wychowania socjalistycznego, wciągając do niego szkoły, rodziny, zakłady pracy i organizacje młodzieżowe oraz samych mieszkańców za pośrednictwem samorządu w miejscu zamieszkania.

***

Skibiński Alfred

Dwa grube zeszyty-bruliony, w czarnej okładce. Były towarzyszem więźnia w ciągu kilku lat. Pomagały znosić cierpkie uczucie samotności, wypełniać pustkę więziennych dni. W brulionach znajdujemy notatki na najrozmaitsze tematy: od politycznych pogadanek do dokładnej, obejmującej kilka stron recepty na garbowanie skóry, od wierszy, pieśni rewolucyjnych, rysunków i karykatur do kroniki życia więziennego, którą zamieszczamy poniżej.

Więzień nazywał się Alfred Skibiński. Pisał swe notatki we Wronkach. Był jednym wielu tysięcy i drogę życiową miał podobną do drogi tych tysięcy.

Syn tkacza i prządki z Pabianic z zawodu – szewc, w wieku lat 20 wstąpił do Związku Młodzieży Komunistycznej (1922), w roku 1925 – do KPP. W latach okupacji uczestniczył w organizowaniu pierwszej komórki PPR w Pabianicach (1942). Po wyzwoleniu tow. Alfred Skibiński, członek PZPR mieszkał i pracował w swym rodzinnym mieście – w Pabianicach. Tam też zmarł w roku 1954. Jego więzienne bruliony przechowuje archiwum Zakładu Historii Partii.

Kronika życia więziennego

Rok 1924

27 I Aresztowano mię o godz. 3 w nocy

28 I Transport z aresztu pabianickiego do Łodzi na Kilińskiego

7 II U sędziego śledczego. Przejście na Targową

26 II Przetransportowanie z Targowej do Sieradza

5 VI Rozpoczęcie głodówki o godz. 4 po południu

10 VI Wieczorem w sprawie głodówki przyjechał prokurator

11 VI Zakończenie głodówki o godz. 11 przed południem

2 VII Zakończenie śledztwa

12 VII Etap do Wronek – Łęczycki, Frydberg, Miller, Kałuża, Komorowski, Górski (…)

(Nowe Drogi nr 7/1955 r.)

Somorowski Hipolit

Na uroczystej akademii z okazji Święta 22 Lipca, zastępca przewodniczącego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Łodzi, tow. Edward Majek, udekorował Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski znanego działacza ruchu robotniczego – tow. Hipolita Somorowskiego.

Dla tow. Somorowskiego była to piękna chwila. Był bardzo wzruszony. W tych dniach spotkaliśmy się z tow. Somorowskim i poprosiliśmy, aby opowiedział nam o swoim życiu, o walce i działalności w szeregach Komunistycznej Partii Polski.

Tow. Hipolit Somorowski ma 64 lata. W fabryce już nie pracuje, jest rencistą, ale bierze czynny udział w życiu społecznym naszego miasta. Interesują go wszystkie sprawy i problemy, którymi żyją mieszkańcy. Przecież tutaj tow. Somorowski urodził się, tutaj przezył lata dobre i złe. Walczył i pracował.

- Miałem 14 lat – opowiada tow. Somorowski – kiedy zacząłem pracować w fabryce u Józefa Hansa, przy ul. Tuszyńskiej. Pamiętam, że gdy przychodził inspektor pracy, wyganiano nas z sali. Uciekaliśmy wtedy do pobliskich ogrodów. Fabrykantowi nie wolno było przyjąć do roboty młodego, który nie miał ukończonych 16 lat. A na nas „czternastoletnich” Hans nawet nieźle zarabiał.

Wkrótce wybuchła pierwsza wojna światowa. Pewnego dnia ojciec wysłał mnie po ziemniaki do dziadka, który mieszkał na Majdanach. Do domu już nie wróciłem, bo na ul. warszawskiej złapali mnie „pałkarze” (tajna policja niemiecka) i wywieźli mnie wraz z innymi młodymi chłopcami do Westfalii. Pracowałem tam w kopalni węgla.

Do Polski powróciłem dopiero w grudniu 1918 r. W 1921 otrzymałem pracę w fabryce u Gerszona Weinsteina w Pabianicach. Poznałem starych robotników Teofila Millera i Józefa Myśliwca. Spotykałem się z nimi po pracy na mniej ruchliwych ulicach, albo gdzieś poza miastem. To oni uczyli mnie historii ruchu robotniczego, wyjaśniali sens walki klasowej. Dużo opowiadali o Rewolucji Październikowej. Podsuwali książki, broszury. Wreszcie polecono mi wykonać pierwsze poważne zadanie. Miałem rozprowadzić po fabryce odezwy komunistyczne.

W 1928 r. przyjęto mnie do Komunistycznej Partii Polski. W komórce partyjnej pracowałem razem z towarzyszami: Ludwikiem Suwarą i Lucjanem Rozwensem. Organizowaliśmy strajki, masówki, Rozrzucaliśmy ulotki, odezwy. Roboty mieliśmy pełne ręce. W 1933 roku udało się nam zaagitować wszystkich robotników naszej fabryki, aby w dniu 1 Maja porzucili pracę. Wielu robotników poszło potem z nami na pochód pierwszomajowy, który zamienił się w prawdziwą manifestację. To było duże zwycięstwo.

W 1929 i 1933 roku byłem w fabryce delegatem robotniczym. Reprezentowałem lewicową grupę. W wypadku, gdy Weinstein zwalniał robotnika z pracy interweniowałem i broniłem pokrzywdzonego. Często ogłaszaliśmy strajki protestacyjne. Nie pozwalaliśmy na „obrywanie” i tak zresztą skromnych już zarobków, czy też na masową redukcję.

W pracy partyjnej dzielnie pomagała mi żona. Dzięki niej, nieraz udało mi się uniknąć aresztowania. Umiała dobrze schować ulotki, gazetki itp. Toteż granatowa policja nigdy nie mogła w moim domu znaleźć „kompromitujących materiałów”.

O swoim życiu, o walce tow. Somorowski opowiedział w słowach bardzo prostych. Ale ile wyrzeczeń, ile ciężkich chwil było w tym, to tylko on wie, bo je przeżył. To co dla nas, młodych, jest historią, dla tow. Somorowskiego było i jest treścią życia. Gizela Bargielowa (Życie Pabianic nr 34/1961 r.)

Pietrzak Piotr

Wczesną wiosną 1942 r. grupa pabianickich komunistów zaczęła się organizować. Były członek KPP tow. Piotr Pietrzak odegrał bardzo ważną rolę w organizowaniu PPR na terenie naszego miasta.

Tow. Piotr Pietrzak – członek KPP, PPR, PZPR, jako młody terminator krawiecki zetknął się z lewicą związkową w Związku Pracowników Krawieckich „Igła” w Pabianicach. W 1927 roku wstąpił w szeregi KPP. Mieszkał wraz z rodzicami we wsi Szynkielew. Dom jego był zawsze otwarty dla „spalonych” na robocie i ukrywających się przed „ofensywą” komunistów. Był też stałym punktem przerzutu literatury. Młody wówczas tow. Piotr brał udział we wszystkich akcjach strajkowych. Był jednocześnie kolporterem literatury partyjnej i sekretarzem wiejskiej komórki KPP we wsi Szynkielew.

Obecnie tow. Piotr Pietrzak ma 57 lat. Pracuje w Zakładach Chemicznych jako robotnik. Bierze czynny udział w życiu politycznym i społecznym swojego zakładu i miasta. Tow. Piotr Pietrzak, z którym rozmawialiśmy niedawno wspomina te trudne i ciężkie dni walki.

W marcu 1942 r. udało mi się nawiązać kontakt ze starym łódzkim komunistą, byłym członkiem KPP tow. Głażewskim, który przed wojna często przebywał w domu moich rodziców w Szynkielewie. Odwiedziłem go wówczas w jego mieszkaniu w Łodzi. Zaczęliśmy rozmawiać o sytuacji na froncie. Tow. Głażewski wyjaśnił mi bardzo dokładnie całą sytuację polityczna w okupowanej Polsce. Mówił długo o tym, że polscy komuniści muszą organizować się na nowo, by wspólnie podjąć bezkompromisową walkę z okupantem.

Rozmawialiśmy przez kilka godzin. A właściwie to mówił tow. Głażewski, ja tylko uważnie słuchałem. I przyznać muszę, że słuchałem tego wszystkiego z wypiekami n twarzy. Ogrom problemów oszołomił mnie. Zrozumiałem, że na mnie spada obowiązek skontaktowania się z pabianickimi komunistami.

Powiedziałem jednak szczerze tow. Głażewskiemu, że raczej nadaję się do wysadzania pociągów, do sabotażu, do walki w ręcz, niżeli do pracy organizacyjnej.

- Może w takim razie znasz towarzysza, który zająłby się pracą polityczną i organizacyjną? – zapytał tow. Głażewski.

Odpowiedziałem, że znam takiego towarzysza, który tę trudną pracę na pewno poprowadzi. Nazwiska jednak nie wymieniłem. Tak więc umówiliśmy się na konkretny dzień i godzinę u mnie w mieszkaniu w Pabianicach, przy ul. Rocha 5, obecnie Gwardii Ludowej.

Po kilku dniach przyjechał do mojego skromnego mieszkania (na drugim Pietrze, prawie pod dachem) tow. Głażewski wraz z drugim towarzyszem, którego nie znałem. (Towarzyszem był obecny sekretarz Komitetu Łódzkiego PZPR w Łodzi). Któż nie zna dzisiaj tow. Głąbskiego?

Przywitałem się serdecznie z towarzyszami i wyprowadziłem ich aż na ul. Partyzancką do mostu, gdzie czekał już na nas tow. Jan Morawski, stary, ofiarny działacz KPP. Na tym skończyła się moja misja.

Wkrótce po tym spotkaniu tow. Morawski wtajemniczył mnie, że w różnych dzielnicach Polski komuniści już zorganizowali się i przystąpili do walki z okupantem. Ale jeszcze wtedy nie wiedziałem, jaka to jest organizacja i jak się nazywa.

W pierwszych dniach kwietnia 1942 r. przyjechał do mojego mieszkania tow. Głąbski wraz z tow. Logą-Sowińskim. I wtedy odbyło się pierwsze wstępne zebranie pabianickich komunistów. Byli na nim obecni towarzysze: Jan Morawski, Stanisław Dybała, Stanisław Pietrasik, Henryk Kubicki, Feliks Marszałek i Lucjan Rozwens. Głównym celem zebrania było omówienie spraw organizacyjnych związanych z przyciągnięciem wszystkich byłych członków i działaczy KPP i KZMP z terenu naszego miasta. Tow. Loga-Sowiński podał nam wtedy szereg istotnych i aktualnych informacji z frontu. Kładł szczególny nacisk na dezorganizowanie gospodarki hitlerowskiej przez sabotaż w pracy. Zwrócił też towarzyszom uwagę, ażeby w pracy propagandowo-politycznej walczyli o podtrzymanie świadomości narodowej wśród społeczeństwa polskiego.

Jednakże na tym zebraniu żadnej jeszcze organizacji o określonej nazwie do życia nie powołano. Gizela Bargielowa (Życie Pabianic nr 42/1961 r.)

Książak Józef

Był późny, listopadowy wieczór roku 1943. Mało wówczas uczęszczana ulica Rocha była pusta. Gdyby jednak ktoś przyjrzał się uważnie bramom, zauważyłby w nich jakieś cienie. Z ulicy Zwierzyńca wyszło nagle dwóch młodych mężczyzn. Zatrzymali się przy magazynach bawełny firmy Krusche i Ender. Jeden z nich szybkim ruchem wybił szybę i wrzucił do środka materiał zapalający. Potężne, ciężkie bele bawełny zaczęły płonąć. Mężczyźni natychmiast odskoczyli w bok. W parę minut potem byli już w śródmieściu. Kiedy wchodzili w ulicę Kościuszki, usłyszeli głos syreny. To straż ogniowa pędziła do pożaru.

Z bram przy ulicy Rocha dawno już zniknęły tajemnicze cienie. Byli to towarzysze, którzy z bronią w ręku ubezpieczali dwóch „podpalaczy” – tow. tow. Książaka i Karbowiaka. Tego wieczoru w Pabianicach było bardzo niespokojnie. Gestapo i żandarmi szaleli. Zatrzymywano przechodniów. Łudzono się, ze wśród nich znajdują się sabotażyści. Wielki pożar magazynów bawełny w ów wietrzny, listopadowy wieczór roku 1943 zrobił na mieszkańcach Pabianic ogromne wrażenie. A kiedy dowiedziano się jeszcze, że dopiero co przywieziony przez Niemców potężny zapas bawełny spłonął doszczętnie, radość była wielka.

- I w naszym mieście faszyści nie mają spokoju – cieszono się.

Akcja ta została szczegółowo opisana w „Gwardziście” (był to biuletyn, wydawany przez Okręgowy Obwód Gwardii Ludowej). Słynny pożar magazynów bawełny – to jedna z wielu akcji sabotażowych na terenie Pabianic. Od jesieni 1942 r. działała bowiem Gwardia Ludowa, której pierwszym komendantem był tow. Józef Książak, komunista, członek Polskiej Partii Robotniczej.

Tow. Józef Książak urodził się w 1908 roku w rodzinie robotniczej. W 1927 roku wstąpił do PPS-Lewicy. Wkrótce zostaje delegowany przez partię do pracy wśród młodzieży, należącej do PPS-Lewicy. Po delegalizacji PPS-Lewicy w 1931 roku wstępuje w szeregi Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej.

Pracował w komórce partyjnej razem z towarzyszami: Zygmuntem Berlakiem, Hieronimem Śmiechowiczem, Janem Pawłowskim, Janem Morawskim i Leonem Pakinem. Po rozwiązaniu KPP w roku 1938 tow. Książak rozpoczyna pracę w Klasowych Związkach Zawodowych Pracowników Ceramicznych, Budowlanych i Pokrewnych Zawodów w Polsce, Oddział w Pabianicach. Ponadto w latach 1927-1938 pracował w Międzynarodowej Organizacji Pomocy rewolucjonistom.

Kiedy w 1936 r. wybucha w Hiszpanii wojna domowa, tow. Józef Książak zgłasza się jako ochotnik na wyjazd do Hiszpanii. Niestety, jak wielu innych ochotników, nie wyjechał by pomóc walczącym republikanom, ponieważ kierownictwo partyjne, które organizowało akcję werbunkową, zostało aresztowane i osadzone w Berezie Kartuskiej.

Przed wojną tow. Książak był kilkakrotnie aresztowany przez władze sanacyjne. Jego życie nie należało do łatwych. Bywało nieraz głodno i chłodno, lecz nigdy nie wyrzekł się swojej idei. W roku 1942 wstąpił w szeregi PPR. Komitet Miejski PPR w Pabianicach polecił towarzyszowi Książakowi zorganizowanie jesienią 1942 roku oddziału Gwardii Ludowej.

Ówczesny komendant Okręgowego Obwodu GL – tow. Mieczysław Moczar mianuje tow. Książaka pierwszym komendantem Gwardii Ludowej na terenie miasta Pabianic. Członkowie GL podpalali magazyny, przecinali przewody elektryczne, unieruchamiali transformator przy ul. Barucha.  Akcje te przyczyniały się do tego, że przez wiele godzin fabryki stały bezczynnie z braku dopływu prądu. Przecinali przewody semaforów na torach kolejowych, powodując poważne zakłócenia w transporcie.

Gwardia Ludowa na terenie naszego miasta działała sprawnie, niemal precyzyjnie i skutecznie. Przeszkadzano Niemcom na każdym odcinku. Takie było polecenie partii i to polecenie pabianiccy  gwardziści wykonali chlubnie i z honorem.

5 kwietnia 1943 roku wraz z grupą kilkunastu towarzyszy zostaje aresztowany pierwszy komendant GL w Pabianicach, tow. Józef Książak. Po okrutnym śledztwie s łódzkim Gestapo, zostaje wysłany do obozu koncentracyjnego w Mauthausen. W roku 1945 podczas ewakuacji obozu w Alpy grupa partyzantów jugosłowiańskich odbiła transport więźniów. Był między nimi tow. Książak, który potem, aż do zakończenia wojny, walczy w partyzantce.

Jesienią 1945 roku powraca do Pabianic. Jest chory, zmęczony ciężkimi przeżyciami wojennymi, a jednak natychmiast rozpoczyna pracę zawodową, partyjną i społeczną.

Rząd PRL, doceniając bohaterstwo tego skromnego, prostego człowieka, jego prace partyjną i społeczną w latach międzywojennych i po wyzwoleniu, odznaczył tow. Książaka Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Tow. Józef Książak ma obecnie 53 lata. Mieszka w Pabianicach, pracuje jako brygadzista w Stacji technicznej Obsługi Samochodów. Nadal aktywnie uczestniczy w życiu politycznym i społecznym naszego miasta. Gizela Bargielowa (Życie Pabianic nr 49/1961 r.)

PPR walczy

Działacze konspiracyjni z Łodzi na wiadomość o powstaniu PPR, nawiązali przez swego wysłannika Czesława Szymańskiego, kontakt z Komitetem Centralnym PPR. Już wiosną 1942 roku powstała w Łodzi PPR. Jej pierwszym sekretarzem był Ignacy Loga-Sowiński. Komitet Centralny postawił przed łódzka organizacją partyjną poważne zadanie, aby niezwłocznie nawiązała kontakt z komunistami z pobliskich miast: Pabianic, Zgierza, Ozorkowa.

W kwietniu 1942 roku łódzkiemu komuniście, towarzyszowi Głażewskiemu udało się nawiązać kontakt z byłym członkiem KPP, stałym mieszkańcem Pabianic, tow. Piotrem Pietrzakiem, któremu powierzył zorganizowanie pierwszego oficjalnego spotkania z pabianickimi komunistami.

W kilka dni później w mieszkaniu tow. Pietrzaka przy dawnej ulicy Rocha, spotkali się towarzysze: Ignacy Loga-Sowiński i Tadeusz Głąbski z Janem Morawskim, Stanisławem Dybałą i Pietrasikiem, Henrykiem Kubickim, Feliksem Marszałkiem i Lucjanem Rozwensem. Tow. Loga-Sowiński omówił z towarzyszami ostatnie wydarzenia polityczne w kraju.

Postanowiono natychmiast nawiązać ściślejsze kontakty z byłymi działaczami Komunistycznej Partii Polski i Komunistycznym Związkiem Młodzieży Polskiej z terenu miasta Pabianic. Niezwłocznie przystąpiono do organizowania Polskiej Partii Robotniczej w Pabianicach.

W połowie maja 1942 r. w mieszkaniu Stanisława Dybały przy ulicy Świętokrzyskiej, odbyło się zebranie, któremu przewodniczył tow. Loga-Sowiński. Na zebraniu tym powołano do życia PPR w Pabianicach. Na pierwszego sekretarza jednogłośnie wybrano tow. Dybałę. Pierwszymi członkami Komitetu Miejskiego PPR zostali tow. tow. Pietrasik, Czwórka, Marszałek , Rozwens.

Przystąpiono już do konkretnej roboty partyjnej. Jednym z pierwszych zadań, jakie postawił Komitet Miejski PPR przed komunistami, było tworzenie i organizowanie Komorek partyjnych, z ludzi pewnych, oddanych klasie robotniczej, nieprzejednanych antyfaszystów. Wkrótce powstały w fabrykach i w dzielnicach miasta trzyosobowe komórki PPR. Było ich aż 19. Na przykład w fabryce Krusche i Ender kierowali robotą partyjną: Feliks Marszałek, Franciszek Kapuściński, Stefan Rzepkowski, Józef Myśliwiec i inni. W komórkach terenowych Stare Miasto – Tomasz Rutkowski, Lucjan Rozwens, Edmund Krzemiński, Franciszek Patykowski, a sekretarzem terenowej komórki kobiecej na Nowym Mieście była tow. Wiktoria Dybałowa. Z rękodzielnikami pracował Jan Witusik,  w Szkole Rzemiosł Władysław Sobański. W komórkach młodzieżowych PPR działali Borkowski, Zając, Błoch.

Co robiła pabianicka organizacja PPR? W swojej pracy opierała się ona na pierwszej odezwie PPR ze stycznia 1942 roku, która była przecież deklaracją ideowo-programową całej partii. Działali oni w najbliższym kręgu swoich kolegów przy warsztacie pracy. Poprzez częste, odważne rozmowy budzili świadomość narodową i klasową. Wskazywali, że siły militarne okupanta hitlerowskiego nie są wcale taką potęgą, jaką usiłuje przedstawiać faszyzm. Akty sabotażu, dywersji gospodarczej, komunikaty o zwycięskich walkach Armii Radzieckiej na froncie i walczące oddziały partyzantów wskazywały na niechybną przegraną Hitlera.

W pracy propagandowo-politycznej posługiwano się literaturą, którą przywozili towarzysze z Komitetu Okręgowego w Łodzi. Wydawano własne gazetki. Na wyrwanych kartkach zeszytu przepisywano przez kalkę zdobyte wiadomości radiowe i rozdawano je sekretarzom Komórek. Wydawane były specjalne zeszyty, które z rąk do rąk ustawicznie krążyły wśród członków partii. W zeszytach tych, nie nie raz niewprawną ręką pisanych podawane były ostatnie wiadomości radiowe, uchwały KC PPR, a także uchwały pabianickiej organizacji. Wzywano pabianiczan do bezkompromisowej walki z okupantem. Opisywano akty sabotażowe.

Tow. „Mietek”

Już w październiku 1942 roku przybył do miasta tow. „Mietek” – znany wszystkim obecnie generał Moczar. To on właśnie zorganizował na naszym terenie Oddział Gwardii Ludowej. Jej członkowie, dzielni, sprytni, palili silniki w zakładach i w ten sposób unieruchamiali na pewien czas pracę na oddziałach produkcyjnych, niszczyli maszyny, surowiec i gotowe już towary.

Pierwszym komendantem pabianickiego Oddziału Gwardii Ludowej był tow. Józef Książak. To on wraz z tow. Karbowiakiem w listopadowy wieczór 1943 roku podpalili wielki magazyn bawełny przy ul. Rocha. W marcu 1943 roku Komitet Miejski PPR w Pabianicach przyjął uchwałę o organizowaniu komórek PPR po wsiach. I na tym odcinku pabianiccy PPR-owcy mieli poważne osiągnięcia

. Komórki PPR działały w Dobroniu, Ślądkowicach, Dłutowie, Żytowicach, Szynkielewie i w innych wsiach. Regularnie co dwa tygodnie towarzysze obsługiwali wiejskie komórki PPR.

Aresztowania

W styczniu 1944 roku po posiedzeniu KM PPR w Pabianicach, jak zwykle w mieszkaniu tow. Dybały omówiono sprawę powołania organów Rady Narodowej w mieście i powzięto uchwałę. Jej realizację m. in. powierzono członkowi KM tow. Czwórce. Jednakże do wykonania uchwały nie doszło. W czwartek 20 stycznia 1944 aresztowany został przez Gestapo Komitet Okręgowy PPR w Łodzi. Pabianiccy towarzysze postanowili przeczekać tę ciężką chwile. Ale już w marcu wracają z powrotem do roboty partyjnej. I wtedy właśnie spada na pabianicką organizację straszliwy cios. Na skutek prowokacji 20 marca  1944 zostaje aresztowanych 29 towarzyszy, wśród nich tow. Antoni Suwara, który mając w swych rękach całą nić organizacyjną, a znając metody śledztwa, jakie stosowało Gestapo, popełnia samobójstwo.

Aresztowano Stanisława Dybałę, Jana Witusika, Lucjana Rozwensa i jego żonę Walerię, Mateusza Herszla i jego żonę Marię oraz dwóch synów Mariana i Lucjana. Aresztowano Stanisława Kobyłta, Reginę Przyłęcką, Hieronima Śmiechowicza i jego żonę, Tadeusza Krupskiego, Romana Franta, Antoniego Wszelakiego, Edmunda Koziroga oraz Bolesława Klimka wraz z żoną.

Po paru dniach, kiedy zdawało się, że wszystko ucichło i można pracę partyjną rozpocząć na nowo, dnia 5 kwietnia 1944 r. Gestapo aresztowało  dalszych towarzyszy: Józefa Książaka, Tomasza Rutkowskiego, Stefana Rzepkowskiego, Henryka Kubickiego, Józefa Bartłomiejczyka, Franciszka Patykowskiego i Edwarda Łągiewczyka.

Wszystkich tych towarzyszy przewieziono do słynnego łódzkiego więzienia śledczego w Łodzi przy ul. Szterlinga i poddano bezlitosnym torturom, a następnie wysłano do ciężkich obozów koncentracyjnych, z których już nigdy nie powrócili. Byli to towarzysze: Stanisław Dybała, Mateusz Herszel, Jan Witusik, Maria i Bolesław Klimkowie, Hieronim Śmiechowicz, Roman Frant, Stanisław Kobyłt, Antoni Wszelaki, Edmund Koziróg, Feliks Osiński, Edmund Krzemiński. Odwaga i poświęcenie, krew i życie tych ludzi służyły największej ludzkiej sprawie – wolności!

Po wyzwoleniu

Jeszcze nie umilkł huk bomb, a już pabianiccy komuniści utworzyli Miejski Komitet Polskiej Partii Robotniczej, obejmujący swoim zasięgiem działania nasze miasto i teren powiatu łaskiego. Pierwszym sekretarzem KM PPR w wyzwolonym już mieście został towarzysz Zygmunt Kempa.

Jednym z pierwszych aktów KM PPR było powołanie do życia organów władzy bezpieczeństwa – Milicji Obywatelskiej (zwanej wówczas Milicją Miejską) i organizowanie normalnego życia, co nie było przecież takie łatwe w tych dniach. Na dworcu działał punkt sanitarno-odżywczy dla powracającej do miasta ludności. Działała pomoc dla najbiedniejszych – bezpłatna kuchnia miejska. ZWM-owcy dzielnie pomagali przy sprawiedliwym rozdziale chleba dla wszystkich mieszkańców.

W fabrykach w warunkach bardzo trudnych robotnicy odwalali gruzy i rumowiska spod których wyciągali maszyny, narzędzia pracy, przygotowywali się do uruchomienia pierwszych warsztatów pracy. Powstawały lub organizowały się na nowo komórki PPR – w dawnej fabryce Krusche i Ender, w Środkach Opatrunkowych, Papierni, „Osramówce” (dziś L-2), w Zakładach Wełnianych, Jedwabniczych i w „Odlewni” – dziś Fabryka Urządzeń Mechanicznych.

W końcu stycznia 1945 r. przyjechał do Pabianic pełnomocnik Rządu Marian Potapczuk, który wniósł wiele pracy nad organizowaniem życia w naszym mieście. Równocześnie PPR-owcy prowadzą szeroką działalność polityczną. Wyjaśniają na wiecach sens słów „Władza Ludowa”. Niełatwa to była praca. Wymagała wiele hartu i poświęcenia.

W początkach lutego 1945 roku pełnomocnik Rządu na miasto Pabianice zwołuje pierwsze posiedzenie Tymczasowej Rady Miejskiej. Delegaci organizacji politycznych, związkowych i społecznych wybierają na prezydenta miasta Michała Piasecznego. W tym czasie też zorganizowane było starostwo kierowane przez Kazimierza Popę i Franciszka Wyrwickiego.

Jednak główny ciężar pracy nad zorganizowaniem życia gospodarczego i społecznego spoczywał na barkach Polskiej Partii Robotniczej. 20 października 1945 roku odbyła się I Miejska Konferencja PPR, na którą przybyli delegaci z 19 kół fabrycznych, trzech kół terenowych i 4 kół przy większych instytucjach miejskich. Delegaci wybrali wówczas Komitet Miejski Partii. Pierwszym sekretarzem już z wyboru został tow. Józef Kusa.

Pierwsza Konferencja PPR jak gdyby zamknęła jeden z etapów pracy pabianickiej organizacji partyjnej. Praca tej jednak było ogromnie dużo. Trzeba było wydać zdecydowaną walkę aktom sabotażu, ukrócić spekulacje i nadużycia gospodarcze. Rozpocząć prace przygotowawcze do mającego się odbyć referendum, tak pod względem organizacyjnym jak i propagandowym, tworzyć  komisje wyborcze. Troszczyć się o zabezpieczenie miasta, by ludzie pracujący w fabrykach mieli co jeść. Porządkować sprawy gospodarcze i kadrowe w zakładach pracy. Edward Żak (Życie Pabianic nr 4/1962 r.) 

Związek Walki Młodych

Minęło przeszło trzydzieści lat od chwili, kiedy w Pabianicach rodził się Związek Walki Młodych, kiedy tamte dziewczęta i tamci chłopcy tworzyli swoją organizację – w warunkach niezwykle trudnych, w czasie ponurej, hitlerowskiej okupacji. Narażali się na straszne niebezpieczeństwo, na niechybną śmierć w razie wykrycia ich działalności przez hitlerowców – a przecież nie zważając na to utworzyli swój Związek. Pomagali im starsi towarzysze z szeregów istniejącej już wówczas w mieście Polskiej Partii Robotniczej. Było w PPR wielu młodych – chodziło jednak, o to, by powstała organizacja ściśle młodzieżowa, związana ideowo z partią, by rozwijała ona swą działalność wśród szerokich rzesz młodzieży.

Konkretne polecenia rozwijania pracy wśród  młodzieży otrzymali: Bronisław Karbowiak, Henryk Błoch, Zdzisław Zając, Kazimierz Borowski. Wymagała ta praca dużych umiejętności i konsekwentnego przestrzegania zasad konspiracji. W tych warunkach organizacja nie  mogła więc rozwijać się żywiołowo i masowo. Powstawała stopniowo lecz systematycznie.

Pamiętna data utworzenia ZWM w Pabianicach przypadła na niedzielę 12 września 1943 roku. Pierwsze zebranie organizacyjne odbyło się w mieszkaniu sekretarza PPR – Stanisława Dybały, przy ul. Świętokrzyskiej 5. W tym samym dniu po południu, w mieszkaniu Bronisława Karbowiaka, przy ul. Poniatowskiego 18, ukonstytuował się pierwszy zarząd organizacji ZWM. Przewodniczącym został Bronisław Karbowiak, sekretarzem – Kazimierz Borowski, a skarbnikiem – Henryk Błoch.

Takie były początki ZWM w naszym mieście. O tym, jak się toczyła działalność tej organizacji w czasie wojny i w pierwszych latach po wyzwoleniu – niech mówią sami jej członkowie…

Bronisław Karbowiak

Znany działacz partyjny i młodzieżowy z terenu Pabianic, a następnie Łodzi (gdzie pracuje do dziś w aparacie partyjnym). Oto fragment jego wspomnień z działalności w ZWM:

„Na pierwszym posiedzeniu ustalony został obowiązujący dla naszej organizacji system trójkowy, a cała praca skoncentrowana została w trzech kierunkach: organizacyjnym, propagandowym i sabotażowym. Pabianice wcielone były do Rzeszy i leżały na terenie tzw. Wartegau. Z faktem tym wiąże się pewna specyfika działania, odmienna w znacznym stopniu od tej, jaka istniała np. w tzw. Generalnej Guberni. Tutaj działano bezpośrednio pod bokiem Niemców – i to często mieszkających tu od dawna. W jednym domu organizowano zebranie konspiracyjne, a w drugim, bądź naprzeciwko, mieszkali Niemcy.

Organizacja nasza w tym okresie nie była liczna. Nie pozwalały na to ani zasady konspiracji, ani charakter ZWM, nie mówiąc już o tym, ze każdy wstępujący do organizacji narażał nie tylko wolność, ale bezpośrednio ryzykował życiem. Dlatego też każdy, kto był do ZWM przyjmowany, musiał być człowiekiem bezwzględnie pewnym, odważnym, zaangażowanym.

Co robili pabianiccy ZWM-owcy w czasie okupacji? Poza działalnością, która miała na celu kształtowanie  poglądów wartościowej młodzieży, licznymi zebraniami i ciekawymi dyskusjami, zajmowaliśmy się również innymi sprawami. Nawiązywaliśmy na przykład kontakt z ludźmi ze Związku Radzieckiego, którzy uniknęli obozów i byli zatrudnieni w Pabianicach w charakterze robotników. Pomagaliśmy im materialnie, dzieliliśmy się z nimi wiadomościami, których byli pozbawieni, naszą życzliwością i sympatią podnosiliśmy ich na duchu i pomagaliśmy im przetrwać. Pełniliśmy także funkcje łączników – dla towarzyszy, przybywających do Pabianic z zewnątrz, w celach partyjnych. Po aresztowaniu wielu członków PPR – mieliśmy zadanie  pomagać rodzinom aresztowanych – i z zadania tego wywiązaliśmy się z całą odpowiedzialnością, wykorzystując w tym celu wszelkie możliwości.

Potem i w naszych szeregach nastąpiły aresztowania. Działalność organizacji osłabła, ale nie ustała, a po pewnym czasie znowu zaczęła wzrastać. W końcowej fazie wojny niektórzy działacze ZWM zostali wywiezieni do Niemiec – ja również. Utrzymywaliśmy jednak cały czas łączność z tymi, którzy pozostali na miejscu”.

To tylko niewielki, ale jakże wymowny fragment wspomnień działacza ZWM – z okresu okupacji hitlerowskiej. Sięgnijmy do dalszych.

Henryk Błoch

Jeden z organizatorów pabianickiego ZWM, pierwszy komisaryczny przewodniczący Zarządu Miejskiego ZWM po wyzwoleniu. Aktywista partyjny , działający przez wiele lat na terenie Pabianic. Z jego wspomnień wybieramy fragment, dotyczący okupacji i pierwszych dni po wyzwoleniu Pabianic:

„Nasza praca w czasie okupacji dotyczyła miedzy innymi organizowania sabotażu w miejscu pracy. W tym okresie pracowałem w Elektrowni Miejskiej w Pabianicach, razem z Danielem Wawrowskim, z którym wspólnie  dokonywałem aktów sabotażu. Działalność ta polegała na powodowaniu przerw w dopływie prądu i na niszczeniu materiałów reglamentowanych. Na sieci napowietrznej niskiego napięcia dokonywaliśmy luzowania tak zwanych zacisków szczękowych. Skutek przeważnie był taki, że przez rozgrzewanie i iskrzenie – pod wpływem obciążenia przewód przepalał się przy mostkowaniu. W konsekwencji następował brak prądu w jednej fazie. Czynności tego rodzaju zostały dokonane na słupach przy zbiegu ulic Moniuszki i Świętokrzyskiej, Moniuszki i Konopnickiej, Łaskiej i Wiejskiej, Partyzanckiej i Żymierskiego, Warszawskiej przy Dąbrowie i innych. W pierwszych dnia po wyzwoleniu odbyło się spotkanie młodzieży z przedstawicielami KM PPR, na którym powołano tymczasowy zarząd ZWM. Zostałem przewodniczącym tego Zarządu. Pełniłem tę funkcję dość krótko – do końca marca 1945 roku – bowiem odwołano mnie do innych zadań, do pracy w organach bezpieczeństwa”.

Danuta Adamus

Ważną rolę w działalności ZWM odgrywały kobiety, a właściwie wówczas dziewczęta. Jedną z nich była Danuta Adamus, działaczka tej organizacji od pierwszych dni po wyzwoleniu. Już w czasie okupacji Brala ona udział w akcjach sabotażowych, pomagała rodzinom potrzebującym pomocy i dzieciom. W szeregi ZWM wstąpiła 25 stycznia 1945 r.

Mówi ona o tamtych czasach: „Pamiętam towarzyszy, którzy od pierwszej chwili potrafili stworzyć taką atmosferę, która nas, członków ZWM, mobilizowała do każdej pracy, bez liczenia jej godzin, bez zwracania uwagi na zdrowie i odpoczynek. Okupant zostawił zniszczenia i straty. Jako pierwsze zadanie otrzymaliśmy od partii polecenie zabezpieczania  sklepów żywnościowych i magazynów. Nasi chłopcy otrzymali karabiny i przydzieleni byli do zarządu aprowizacji. Brałam wraz z innymi udział w tych pracach.. Artykuły żywnościowe były spisywane i równo dzielone wśród ludności bezpłatnie.

Bardzo ważnym zadaniem była reforma rolna. Zostałam oddelegowana wraz z innymi dziewczętami i chłopcami z naszej organizacji. Kierowano nas do odległych wsi, mimo ze było jeszcze w okolicy sporo Niemców i różnych reakcyjnych elementów. Kiedy rozpoczął się ruch współzawodnictwa pracy – członkowie ZWM szli pracować do fabryk, do biur, do rolnictwa. Ja podjęłam pracę w Urzędzie Likwidacyjnym. Polegała ona m.in. na dzieleniu dzierżaw placów i ogrodów poniemieckich.

Oprócz pracy zawodowej i niezwykle aktywnej działalności społecznej, organizacyjnej – znajdowaliśmy jeszcze czas na działalność kulturalną. Braliśmy udział w występach artystycznych w sali przy ulicy Piotra Skargi. Potem były wielkie akcje związane z Referendum i z pierwszymi wyborami do Sejmu PRL. Były to lata niezwykle dla młodzieży pracowite, pełne trudu i wyrzeczeń – a przecież bogate w treści, bujne, aktywne, niezwykle ciekawe. Dla członków ZWM – na pewno niezapomniane”. Ada Jaskulska (Życie Pabianic nr 13/1974 r.)

Milicja Obywatelska

Milicja Obywatelska – uzbrojona formacja powołana do ochrony spokoju, porządku i bezpieczeństwa publicznego, powstała na mocy dekretu rządowego w dniu 7 października 1944 roku. O pracy ludzi w szarobłękitnych mundurach można pisać wiele i ciekawie. Bo to już taka praca – odpowiedzialna, niebezpieczna, ale pasjonująca. Taka była od pierwszych dni, taka – choć odbywa się w zupełnie odmiennych warunkach – jest i teraz.

Z uwagą wertuję w pabianickiej komendzie stare, pożółkłe już nieco kartki pierwszych milicyjnych meldunków i raportów sprzed blisko trzydziestu laty. Z poczynionych zapisków staram się odtworzyć historię tamtych dni.

Pamiętna, mroźna noc z 19 na 20 stycznia 1945 roku. Wtedy przyszła do naszego miasta od dawna oczekiwana wolność. Pierwszy dzień wolności upłynął pod znakiem bombardowania, ale działania wojenne nie zahamowały procesu tworzenia się organów władzy ludowej w mieście. Jako jeden z pierwszych organów powołano Milicję Obywatelską i wyznaczono jej siedzibę przy ul. Warszawskiej 41. Pierwszym oddziałem MO dowodzą członkowie PPR – Janik, Grambo, Włodarczyk.

21 stycznia 1945 r. zorganizowano drugi oddział MO z siedzibą przy ul. Moniuszki 16 – stanowił on zalążek przyszłej Komendy Powiatowej MO na powiat łaski, którym dowodził plut. Eugeniusz Błoch. Od lutego tego roku komendantem tego oddziału został Tadeusz Łaznowski.

Trudne to były dni. Pierwsze szeregi milicji i pracowników aparatu bezpieczeństwa powstawały niemal samorzutnie. Wielu mieszkańców Pabianic zgłaszało się do ochrony obiektów przemysłowych. Z biało-czerwoną opaską na ramieniu i wysłużonym „kabekiem” w garści patrolowano w dzień i w nocy wyniszczone i spustoszone miasto. Pracowało się wówczas bez żadnego wynagrodzenia, często w oderwaniu od rodziny, w ciągłym niebezpieczeństwie.

W ciągłym niebezpieczeństwie, bo przecież raz po raz zdarzały się wypadki morderstw popełnianych na funkcjonariuszach MO i UB, na pracownikach aparatu partyjnego, działaczach ZMW, a nawet na nauczycielach i innych osobach cywilnych. Nie było umundurowania. Brakowało bielizny i butów, racje żywnościowe były niewielkie (we wrześniu 1945 r., dla przykładu, pracownicy komendy MO otrzymali: 120 sztuk papierosów, 3 puszki konserw, 4 kg kaszy …). Uzbrojenie funkcjonariuszy – to przede wszystkim kbk; było wprawdzie na stanie komendy 8 sztuk automatów MP, z których nie korzystano z zupełnie prozaicznej przyczyny – brak amunicji.

W początkowym okresie, oprócz normalnych obowiązków, do zadań funkcjonariuszy MO i UB należało ujawnianie przy pomocy władz radzieckich, byłych działaczy hitlerowskich, żandarmów i konfidentów. Niezależnie od tego trzeba było zabezpieczać mienie społeczne, chronić obiekty przemysłowe przed kradzieżami, walczyć z dewastacją urządzeń, szabrownictwem i samosądami, a także likwidować grupy bandyckie wyposażone w broń porzuconą przez wojska niemieckie.

Walka z działającymi bandami była ciężka. Bandy nie przebierały w środkach – dokonywały skrytobójczych mordów i napadów.

11 czerwca 1945 r. miał miejsce głośny napad na pabianicki Urząd Bezpieczeństwa. Ludzie z WiN przyjechali trzema samochodami w mundurach polskich i radzieckich oficerów. Pozorowali przywóz rannych. Garstka ludzi z Urzędu nie podejrzewając podstępu, otworzyła drzwi. Odbito wówczas kilkunastu członków bandy, przebywających w areszcie, zabrano broń, amunicję, umundurowanie.

Niestety, większość funkcjonariuszy MO i UB znajdowała się akurat w akcji na odległych terenach i w pierwszej chwili nawet nie miał kto ścigać bandy, która udała się w kierunku Dłutowa. W okolicach Wadlewa wszelki ślad po niej zaginął.

W 1945 roku na terenie powiatu łaskiego działały dość liczne, dobrze uzbrojony bandy: „Zryw”, „Grom”, „Groźnego”, „Szarego”. Dokonywały one aktów rabunku, napadały na posterunki MO, działaczy PPR. Funkcjonariusze MO i UB prowadzili z nimi krwawe walki. W rezultacie tych działań, wiele band oraz grup terrorystyczno-rabunkowych zlikwidowano, a większe ugrupowania rozbito.

Niemal przez pięć lat trwał ten pierwszy, najtrudniejszy okres. Bo dopiero w 1948 roku zlikwidowano bandę głośnego „Murata”, a w 1949 roku jeden z ostatnich jego oddziałów, dowodzony przez „Marianka” i „Kuzia” – kata bandy.

Walka z bandami wymagała wielu ofiar. W walkach o utrwalenie władzy ludowej zginęło w województwie łódzkim 226 funkcjonariuszy MO i UB oraz 30 członków ORMO. Wśród poległych znajdują się również pabianiczanie: chorąży Ryszard Osmelak, chorąży Stanisław Kłosowski, plutonowy Jan Przybut, kapral Bolesław Smusz, kapral Mieczysław Florczak, kapral Czesław Młynarczyk, szeregowiec  Jan Adamkiewicz, kapral Józef Minias, szeregowiec Roger Szczepaniak , szeregowiec Antoni Wawrzyniak oraz ormowcy – Ignacy Bartosik i Walenty Pietrzak. Ich nazwiska upamiętnia tablica – dar społeczeństwa Pabianic – wmurowana na frontonie budynku komendy miejskiej MO w 20. rocznicę powołania Milicji Obywatelskiej w 1964 roku.

Od 1949 roku zaczął się dla pracowników MO okres stabilizacji. Uporano się z wrogim podziemiem. Milicja Obywatelska zyskała w społeczeństwie sympatię i szacunek, ale jej praca pozostała nadal trudna i niebezpieczna. Nieustanne czuwanie nad bezpieczeństwem w mieście, dbałość o ład i spokój – oto codzienne zadania naszej MO. (Życie Pabianic nr 39/1974 r.)

1 Maja

33 lata temu klasa robotnicza naszego miasta też obchodziła swoje święto. O tamtych latach rozmawiamy z tow. Rudolfem Hajdanem, byłym członkiem KPP.

- Rok 1930 nie był łatwy w Polsce – wspomina tow. R. Hajdan. – Terror utrudniał pabianickim kapepowcom rozwijanie na szeroką skalę pracy uświadamiającej wśród robotników Pabianic. Mimo to z inicjatywy pabianickiego Komitetu Dzielnicowego KPP i PPS-Lewicy powstał w Pabianicach, w kwietniu 1930 r., Ogólnorobotniczy  Komitet Obchodu 1 Maja. Jego prezydium postanowiło zwołać w dniu 28 kwietnia konferencję, w której mieli wziąć udział przedstawiciele wszystkich postępowych organizacji politycznych, związków zawodowych i stowarzyszeń.

Starostwo powiatowe w Łasku udzieliło zezwolenia i konferencja ta miała się odbyć w Sali Hegenbardta. Jednak do obrad nie doszło, na skutek nieoczekiwanych represji ze strony miejscowego komisariatu policji, na czele z osławionym komisarzem Gizińskim. W przeddzień konferencji został aresztowany członek  Komitetu 1-Majowego – przewodniczący Komitetu PPS-Lewicy – tow. Roman Szymczyk.

Uznano więc za konieczne zwołanie konferencji w miejscu zakonspirowanym. Do lasku miejskiego przybyło wówczas 50 przedstawicieli KPP, PPS-Lewicy, związków zawodowych,  a także wielu bezpartyjnych, sympatyków KPP.

Znalazł się jednak prowokator, który zawiadomił policję o mającej się odbyć konferencji. Policjanci otoczyli las. W ręce „Defy” dostali się towarzysze – Czesław Gryzel, Bogumił Fiszebrandt, Rudolf Hajdan, Antoni Drobniewski, Zygmunt Wróbel i Karol Świercz. Ponieważ nikt z aresztowanych nie przyznał się policji do przynależności partyjnej, ani do uczestnictwa w nielegalnym zebraniu, po sześciotygodniowym śledztwie zwolniono aresztowanych. Zatrzymano tylko towarzysza Fiszebrandta, u którego w chwili aresztowania znaleziono listę składkową MOPR.

Na rozprawie sądowej, która odbyła się w Łodzi, tow. Fiszebrandt otrzymał za to „przestępstwo” wyrok skazujący go na 18 miesięcy więzienia. W takich warunkach pochód pierwszomajowy w 1930 r. nie mógł się odbyć. Pozostali na wolności towarzysze z KPP i PPS-Lewicy zorganizowali, pod egidą Ogólnorobotniczego Komitetu Obchodu 1 Maja akademię w sali Hagenbardta, zapełnionej po brzegi publicznością, która dowiedziała się wówczas, że podczas śledztwa, towarzysze R. Hajdan i B. Fiszebrandt zostali nieludzko pobici przez policję; żonie tow. Hajdana udało się przemycić z więzienia (w garnuszku z niedojedzonymi ziemniakami) zakrwawioną chusteczkę – widomy znak znęcania się policji nad więźniami politycznymi.

Podczas akademii wtargnęła na salę policja i w brutalny sposób rozpędziła zebranych robotników, którzy w dniu 1 Maja 1930 roku czcili swoje międzynarodowe święto solidarności, święto ludzi pracy na całym świecie. (Życie Pabianic nr 18/1963 r.)

Walka z bandami

Zgodnie z nakazem partii funkcjonariusze MO i UB z Pabianic brali również aktywny udział w urzeczywistnianiu reformy rolnej. Ochraniano członków partii, przeprowadzających na terenie powiatu łaskiego podział gruntów, przed napadami wrogich elementów, które za wszelką cenę pragnęły nie dopuścić do realizacji reformy.

Powstawaniu prawowitych organów władzy towarzyszyło tworzenie się samozwańczych władz inspirowanych przez delegatury „rządu londyńskiego”, które trzeba  było rozbrajać i likwidować. Pomyślna realizacja programu PKWN spowodowała, że ugrupowania prolondyńskie, widząc nadchodzącą klęskę, zaktywizowały się i organizowały zbrojne bandy.

Ugrupowania te nie przebierały w środkach – dokonywały skrytobójczych mordów funkcjonariuszy MO i UB, członków partii i tych bezpartyjnych, którzy czynnie pomagali w formowaniu władzy ludowej. Pierwszymi ofiarami byli funkcjonariusze MO i UB – Jan Paszybut, Kłosowski, Ryszard Osmelak oraz jego żona, a na terenie Pabianic, członek PPR – Mik.

W r. 1945 na terenie powiatu łaskiego działały dość liczne, dobrze uzbrojone bandy: „Zryw”, „Grom”, „Groźnego”, „Szarego” i braci Waladów. Dokonywały one aktów rabunku, napadały na posterunki MO, działaczy PPR. Funkcjonariusze MO i UB prowadzili z nimi krwawe walki. W rezultacie tych działań, wiele band oraz grup terrorystyczno-rabunkowych zlikwidowano, a większe ugrupowania rozbito. W tym czasie zatrzymano około 70 bandytów, zdobyto 17  RKM-ów, 23 – sztuki MP, 19 „pepesz” , 117 – KB, 280 pistoletów, wiele min, granatów i amunicji.

Rok 1946 również obfitował w starcia z bandami. W kwietniu banda „Cistroja” dokonała napadu na członka ORMO Stanisława Szymczaka (zam. w Strupinach), którego bezlitośnie skatowano, a następnie zastrzelono. W sierpniu ta sama banda zatrzymała ob. Lucjana Majchrzaka (zam. w Sobkach) i uprowadziła go do lasu. Tam odczytano mu wyrok, że za poglądy demokratyczne zostaje skazany na karę śmierci. Polecono mu, aby gołymi rękoma wykopał dla siebie grób … W pewnym momencie skazany skorzystał z nieuwagi bandytów i zbiegł.

Banda „Cistroja” działała jeszcze przez kilka lat i dokonała wielu napadów na różne placówki handlowe, urzędy i instytucje. Grupę tę udało się milicji zlikwidować dopiero w 1950 r.

W tym samym czasie co „Cistroj” na terenie powiatu łaskiego działała również banda „Murata”. Dokonywała ona „akcji” na posterunki MO, Gminne Spółdzielnie, poczty, rabując mienie i niszcząc urządzenia. W listopadzie 1946 roku banda ta napadła w lesie naprze bywających w terenie funkcjonariuszy i w bestialski sposób zamordowała: Bolesława Smusza, Rogera Szczepaniaka, Jana Adamkiewicza i Mieczysława Florczaka.

Bandy działające na terenie powiatu łaskiego nie tylko rabowały mienie państwowe i społeczne, nie tylko mordowały i prześladowały działaczy politycznych, ale także siały terror wśród okolicznej ludności.

Postanowiono je ostatecznie zlikwidować. W wyniku energicznej walki w roku 1948 rozbito bandę „Murata”, a w 1949 grupę „Marianka” i „Kuzia”. Po rozbiciu band zbrojnych reakcyjne podziemie nie zaprzestało walki z władzą ludową. Przeszło do działalności zakonspirowanej, tworząc podziemie organizacyjne, którego zadaniem było szerzenie wrogiej propagandy, gromadzenie broni palnej, dywersja w zakładach produkcyjnych, nawoływanie do strajków, szkalowanie funkcjonariuszy MO, działaczy partyjnych i społecznych.

W latach 1948-49 na terenie miasta Pabianic działała organizacja WiN, kontrrewolucyjna organizacja pod nazwą „Konspiracyjne Przysposobienie Wojskowe” oraz inne małe, nielegalne organizacje bez nazwy.

Władza ludowa umacniała się, w kraju zapanował względny spokój, ład i porządek, ale nadal działało wrogie podziemie. W 1950 roku w Łasku zlikwidowano nielegalną organizację „Bezład”.

W marcu 1953 roku zlikwidowano nielegalną organizację młodzieżową „Skauting”. W sierpniu kontrrewolucyjną organizację pod nazwą „Zorza”. Tego samego roku na terenie powiatu łaskiego zlikwidowano nielegalną „Tajną Organizację Młodzieżową”.

Uporano się z bandami, uporano się z wrogim podziemiem. Milicja Obywatelska zyskała w społeczeństwie sympatię i szacunek, ale jej praca pozostała nadal trudna i niebezpieczna. Nieustanne czuwanie nad stanem bezpieczeństwa w mieście, dbałość o ład i spokój – oto codzienne zadania naszej MO. Przekonywanie o tym, że wywiązuje się ona z nich solidnie byłoby truizmem.

Za tą niezwykle ważną dla każdego obywatela działalność należą się milicjantom – wszelkich stopni i specjalności – słowa najwyższego uznania i gorące podziękowania. (Życie Pabianic nr 40/1969 r.)

Żywioły komunistyczne

Żywioły komunistyczne usiłowały dokonać napadu na pabianicką wartownię i składy  amunicji w celu wysadzenia ich w powietrze. Kilku osobników zakradło się w pobliże wartowni i usiłowało podejść wartownika wołając: „Rzuć broń”, gdy zaś posterunkowy tego nie uczynił, dając znać wystrzałem warcie dalszej – nieznajomi poczęli wartownika ostrzeliwać. W razie gdyby zamach się udał, połowa miasta Pabianic byłaby, skutkiem wybuchu, w gruzach. Podczas prowadzenia aresztowanych jakiś przechodzień wyraził się do żołnierzy: „Nie cieszcie się, niedługo głowy polskich żołnierzy będą latały w powietrzu”. Jegomościa owego aresztowano. (Kurier Częstochowski nr 158/1919 r.)

Paczka pod paltem

W ubiegłym tygodniu w godzinach bardzo rannych patrolujący policjant w Pabianicach zauważył jakiegoś młodego człowieka, ukrywającego paczkę pod paltem. Posterunkowy zatrzymał go i poddał rewizji. Paczka zawierała literaturę komunistyczną w językach polskim i niemieckim, wydaną w Moskwie i przeznaczona była dla jednego z większych miast województwa łódzkiego. Przeprowadzono natychmiast rewizję u zatrzymanego, którym się okazał Adam Dunajczyk i znaleziono cały skład literatury komunistycznej oraz wiele paczek posegregowanych do różnych miast województwa.

O powyższym zawiadomiono natychmiast organa specjalne policji łódzkiej, które udały się natychmiast do Pabianic i przeprowadziły cały szereg rewizji. Okazało się, że w Pabianicach znajdowała się zorganizowana szajka kolporterów bibuły komunistycznej, której członków aresztowano i osadzono we więzieniu. Między aresztowanymi znajduje się członek Centralnego Komitetu KPP niejaki Mieczysław Górski, który ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem Mieczysława Jasińskiego. Podczas rewizji znaleziono u niego większą ilość bibuły komunistycznej. (Goniec Krakowski nr 28/1923 r.)

Rosiak

Znany ze swej działalności wywrotowej na terenie łódzkim komunista Rosiak został w Pabianicach przez swoich towarzyszy strasznie pobity. Od dłuższego czasu bowiem podejrzewany był o przywłaszczanie sobie zapomóg otrzymywanych z Moskwy na cele partii komunistycznej. Dlatego też przed kilku miesiącami wzbudziła sensację wiadomość, że poseł Rosiak rzeczywiście kupił dom przy ul. Kijowskiej w Łodzi. Ponieważ zaś pojawiły się również pogłoski, że poseł Rosiak z pieniędzy moskiewskich zamierza kupić sobie folwark w Poznańskiem, więc komuniści łódzcy zwołali konferencję partyjną w Pabianicach. Na konferencji tej naczelny komitet wykonawczy zarzucił posłowi Rosiakowi przywłaszczenie 30.000 zł otrzymanych z Rosji. Poza tym zarzucono mu jeszcze sprzeniewierzenie pieniędzy ze składek partyjnych.

Jak się dowiadujemy konferencja w Pabianicach miała tak burzliwy przebieg, że posła Rosiaka okładano laskami i pokrwawiono, że dopiero policja zdołała wyrwać komunistycznego posła o „burżujskich” zapędach  z rąk rozwścieczonych, bo jeszcze niewzbogaconych towarzyszy. (Dziennik Bydgoski nr 55/1930 r.)

Od dłuższego czasu wśród członków łódzkiej komunistycznej partii panowało pewne nieporozumienie wynikłe na tle niewyliczenia się z nadesłanych ze strony centrali subsydiów na cele partyjne oraz hulaszczego życia posła Rosiaka. Położenie to pogarszał jeszcze fakt, iż Rosiak mimo wesołego i kosztownego trybu życia, zdołał uciułać coś nie coś na czarną godzinę i kupił przed niedawnym czasem dom przy ulicy Kijowskiej. W związku z powyższym komuniści łódzcy w obawie przed policją łódzką zwołali konferencję partyjną w Pabianicach, na którą wezwali posła Rosiaka.

Konferencja rozpoczęła się o godz. 0.30 w nocy. Lokalny komitet wykonawczy partii zarzucił  posłowi Rosiakowi wręcz przywłaszczenie na rzecz swoją nadesłanych pod jego adresem pieniędzy z Rosji Sowieckiej w wysokości 30.000 zł, które to pieniądze przeznaczone były na cele propagandy. Sumę powyższą Rosiak według towarzyszy miast przekazać partii, zamierzał obrócić na kupno majątku ziemskiego w Poznańskiem, w której to sprawie bywał nawet w Poznaniu. Poza tym pod adresem Rosiaka skierowano zarzuty, że już od dłuższego czasu nie zwracał sum podjętych na cele partyjne.

Po odczytaniu przez oskarżyciela partyjnego zarzutów, nad sprawą tą wywiązała się burzliwa dyskusja, przy czym wszyscy uczestnicy konferencji jak jeden mąż solidarnie stanęli przeciw Rosiakowi. Dyskusja ta stała się jeszcze bardziej drażliwą z chwilą gdy kilku bardziej krewkich towarzyszy jęło się kija i poczęli grzmocić swego patrona Rosiaka. W ślad za nimi pospieszyli inni. Wobec czego Rosiak wszczął krzyk, na który nadbiegła policja i rozproszyła zebranych, stając w obronie „nietykalności pana posła”.

Wszystkim uczestnikom awantury sporządzono protokół, celem pociągnięcia ich do odpowiedzialności za zakłócenie spokoju publicznego i bójkę w nocy, a posła Rosiaka na jego własną prośbę, w obawie przed zemstą towarzyszy, pod opieką policji, przetransportowano do domowych pieleszy. (Rozwój nr 62/1930 r.)

Dzień głodnych

Zapowiadany przez tajne organizacje komunistyczne na dzień wczorajszy Dzień Głodnych i pochód tychże, zakończył się zupełnym fiaskiem. Jedynie w Pabianicach grupa zwolenników Trzeciej Międzynarodówki w liczbie około 200 osób, zgromadziła się na rynku, gdzie oczekiwała na przybycie posła Rosiaka który jednak w obawie przed powtórzeniem się historii obicia go, jaka miała miejsce przed kilku dniami, nie stawił się na zapowiadany wiec. Zebranie wykorzystali miejscowi działacze partii komunistycznej, którzy usiłowali przemawiać do zebranych. Wówczas jednak policja przypuściła szarżę i rozproszyła  zebranych, przywracając porządek. (Rozwój nr 65/1930 r.)

Odezwy

W ostatnich dniach na terenie miasta Pabianic ukazały się odezwy Łódzkiego Okręgowego Komitetu KPP skierowane do wszystkich zrzeszonych i niezrzeszonych w związkach zawodowych wszelkiego rodzaju. Odezwy nawołują do stworzenia jednolitego frontu całego proletariatu dla zmuszenia fabrykantów do honorowania podpisanych przez nich umów zbiorowych. W tym celu proponowane jest zwołanie narady robotniczej przedstawicieli robotników dla zorganizowania jednodniowego strajku protestacyjnego. Policja odezwy skonfiskowała. (Echo nr 18/1935 r.)

Na odczycie zorganizowanym  przez TUR w lokalu przy ul. Zamkowej 1 pomiędzy słuchaczami kręcił jakiś osobnik, kolportujący odezwy komunistyczne. Obecni na odczycie funkcjonariusze policji osobnika zatrzymali i odprowadzili do komisariatu. Kolporterem odezw komunistycznych okazał się stały mieszkaniec Pabianic Lajzerowicz Berek, zamieszkały przy ul. Konstantynowskiej 32, któremu odebrano pakiet odezw.  Lajzerowicza osadzona w areszcie do dyspozycji władz sądowych. (Echo nr 19/1935 r.)

W okolicy fabryk firmy Krusche i Ender w Pabianicach na ulicy Zamkowej rozrzucone zostały odezwy komunistyczne. Odezwy te policja skonfiskowała a następnie przeprowadziła kilka rewizji w mieszkaniach prywatnych, podejrzanych o kolportowanie odezw, osób. Jeden z robotników został aresztowany. (Echo nr 60/1935 r.)

Przemówienie podburzające

Przed fabryką firmy Urbach i Bicz  przy ul. Warszawskiej podczas wychodzenia robotników z fabryki usiłowała wygłosić przemówienie podburzające jakaś Żydówka pochodząca z Łodzi. Zaledwie agitatorka zdołała wymówić kilka zdań zjawiła się policja, która niedoszłą mówczynię aresztowała i osadziła w areszcie miejskim. W związku z powyższym incydentem policja aresztowała także kilku młodych robotników narodowości polskiej i żydowskiej mieszkających w Pabianicach, u których przeprowadzono rewizje. (Echo nr 79/1935 r.)

Komunista obrzezany

Znany w Pabianicach komunista Klemens Derdoń, karany więzieniem, zamieszkały przy ul. Świętokrzyskiej ożenił się w ubiegłym roku z Żydówką mieszkanką Pabianic, która pozornie przeszła  na katolicyzm. Po roku wspólnego pożycia mieszanemu małżeństwu urodziła się córka, którą pomimo sprzeciwu zony Derdoń ochrzcił w kościele katolickim. Przeciwności życiowe załamały jednak moralnie Derdonia i zepchnęły go na śliską drogę. Wymieniony uległ wreszcie złym podszeptom swojej żony Żydówki i w tych dniach oficjalnie przeszedł na judaizm wraz z całą swoją rodziną. Operacji rytualnej na osobie Derdonia dokonali specjaliści z Warszawy i nowo kreowany starozakonny pozostał w szpitalu miejskim do wyleczenia. Po wyzdrowieniu udaje się do Palestyny, gdzie wysyłają go na swój koszt nowi współwyznawcy. (Echo nr 109/1935 r.)

Protest wyborczy

Z Pabianic donoszą – w ubiegły poniedziałek przedstawiciele unieważnionych podczas wyborów list komunistycznych nr 15 i 16 wnieśli protest do Najwyższego Trybunału Administracyjnego przeciwko unieważnieniu. Decyzję swą główna komisja wyborcza motywowała tym, że kandydaci z unieważnionych list byli zadeklarowanymi komunistami, a jako tacy nie mogą być w samorządzie tolerowani. Protest przedstawicieli obu unieważnionych list pozostanie prawdopodobnie bez skutku. (Łódzkie Echo Wieczorne  nr 103/1928 r.)

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij