www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Pakin

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Leon Gerszon Pakin (1910 – 1942) w okresie PRL cieszył się sporą atencją w Pabianicach. Jego imię nosiła spółdzielnia pracy, ulica (obecnie Prosnaka), osiedle domków jednorodzinnych w pobliżu Parku Wolności. Był niebezpiecznym rewolucjonistą. Ze względu na zagrożenie jakie stanowił dla ówczesnego porządku politycznego znajdował się pod kontrolą policji. Uczestniczył w strajkach robotniczych. Odbywał wyroki sądowe w sanacyjnych więzieniach. W latach 30. brał udział w wojnie domowej w Hiszpanii. Walczył we Francuskim Ruchu Oporu. Został rozstrzelany przez nazistów w Paryżu. Wzmianki o pabianiczaninie odnajdujemy na francuskich, niemieckich, amerykańskich stronach internetowych.

Leon Pakin stał się bohaterem strajku 1933 roku w Pabianicach. Pisał o tych wydarzeniach stalinowski Głos Pabianic (21.10.1948): Złoty deszcz więdnących liści pada z wysokich klonów. Wśród nagrobków starego pabianickiego cmentarza krążą jak cienie kobiety – dźwigające naręcza zieleni. Groby przybierają wyraz odświętny.

Jest cisza – z daleka tylko dobiega brzęczenie pracowitego miasta, gdzie tysiące pabianickich robotników buduje przyszłość kraju.

To tutaj … Cztery groby. Z odłamka strzaskanego piaskowca patrzy na nas uśmiechnięta twarz młodego robotnika: Stefan Żuchowski urodzony 6 marca 1895 roku, poległ 17 marca 1933 roku. Dalej: Zygmunt Berlak, Józef Sokołowski, Stefan Sitkiewicz – polegli w czasie strajku włókniarzy, w walce o chleb i wolność.

O kilkadziesiąt kroków dalej, na ewangelickim cmentarzu jeszcze jeden nagrobek, wzniesiony z robotniczych groszy, z ubogich składek - Herman Pusz – piąta ofiara.

W piątek, szóstego marca, 1933 roku, stanęły pabianickie fabryki. Robotnicy zażądali 20-procentowej podwyżki głodowych zarobków. Cztery tysiące włókniarzy Kruschendera, dwa tysiące włókniarzy Kindlera – ci od Truskolaskiego, od Siennickiego, od Wajnsztajna, z małych, drobnych bud -ruszyli wszyscy na miasto. Siedem tysięcy pabianickich robotników wydało walkę pabianickim baronom. Przed pałacami fabrykantów poczęły się gromadzić tłumy. „Podwyżki , żądamy podwyżki! Nie chcemy konać z głodu” – rozlegały się do późnej nocy okrzyki po cichych zazwyczaj ulicach.

Telefony poszły w ruch. Nad ranem przyjechał w zakurzonym aucie starosta powiatowy z Łasku, pan Walas. U Kindlera odbyła się konferencja, na którą przybył pan komisarz Giziński w otoczeniu przodowników – specjalistów: Olejnika, Sałagackiego, Pastusiaka i Łukasika. Telefon jęczał całą noc. Wezwano oddziały policyjne z Łodzi. Wezwano „szkołę policyjną” z Tomaszowa. Panu wojewodzie Józewskiemu meldowano posłusznie, że komuna pabianicka podniosła głowę, ze mimo nocy na ulicach krążą robotnicy.

Dzień po dniu odbywały się zgromadzenia, masówki i wiece. Oficjalny „komitet strajkowy” niewiele mógł robić. Zawiązano więc drugi komitet, nielegalny, podziemny, na którego czele stanęli wypróbowani bojownicy sprawy proletariatu: Morawski, Gabryjańczyk, Rozwens, Pakin, Dajcz, Żuber, Sonnenberżanka . Poczęto zbierać składki na głodujące rodziny. Ludzie ruszyli na wieś, do chłopów, którzy dawali ochotnie, szczególnie ci z pańskich czworaków, którzy sami znali co to strajk, którzy na własnym grzbiecie czuli pańskie pałki. Dawali, co kto mógł. Dawali sklepikarze, handlarze, piekarze – po cichu, pokryjomu przed okiem bacznych szpiclów pana komisarza Gizińskiego.

W sobotę, czternastego marca 1933 roku, odbył się na Nowym Rynku wielki wiec strajkujących robotników. Wystąpił także doktór Eichler z BBWR-u, który chciał tłumaczyć robotnikom, ze nawet za siedem złotych tygodniówki można żyć i utrzymać rodzinę. Zepchnięto prowokatora z m& oacute;wnicy.

Towarzysz Leon Pakin nakładacz z drukarni Gutsztadta, zabrał głos.

Wielotysięczny tłum słuchał. Towarzysz Pakin mówił o walce, jaką toczy świat pracy z kapitalizmem, o walce, która się musi zakończyć zwycięstwem ludzi pracy. Fabryki, wzniesione krwawym trudem robotnika – wrócą kiedyś do niego. W pałacach Kindlerów i Enderów, gdzie na jedwabnych poduszkach wylegują się rasowe pudle i koty – będą się bawiły dzieci robotników. W ogrodach, gdzie mieszkają sowy - rozbrzmi wesoły śmiech robotniczej dziatwy.

Z tłumu podnoszą się pięści zaciśnięte kułakiem. Poseł Szczerkowski widzi poprzez tłum ukryte w bramie twarze policjantów. Nawołuje do rozejścia się. Nikt go nie słucha. Padają okrzyki: „Pod pałace, pod pałace. Wyrzucić darmozjadów z puchowych łóżek”. Tłum rusza naprzód..

Na czele, w pierwszej czwórce - idzie towarzysz Pakin. Nie widzi przed sobą ulicy, nie widzi niebezpieczeństwa, ukrytego za rogiem. Jest jak w transie – marzy mu się, że może to już nadeszła godzina sprawiedliwości społecznej, że nadszedł dzień zapłaty.

Nagle, na rogu Złotej wyskakuje z bramy ostry wąż granatowej policji „Chłopcy z Tomaszowa” w pancerzykach, z karabinami w ręku. Błyszczy stal bagnetów. Specjalista z Łodzi - komisarz Grzywak – staje oko w oko z Pakinem. Ci dwaj znają się doskonale. – Brać go! Żywcem brać go”! - krzyczy komisarz Grzywak.

Szóstka granatowych atletów chwyta Pakina za ręce, za głowę, za nogi. Pakin chwyta karabin, wyrywa broń z ręki „glinie”. Otrząsa się. Biją go – on bije także! Jest przecież silny, góruje zwykle o całą głowę nad tłumem, gdy kroczy w pierwszym szeregu demonstracji.

Bagnety wrzynają się w tłum robotników. Nad głowami poczynają fruwać z furkotem brukowce. Pakin dostaje cios kolbą, straszny cios w ciemię. Pada na bruk. W jednej chwili pokrywa go granatowa ciżba. Gniotą, wdeptują w ziemię, wiążą , zakuwają w kajdany. Kilka sekund i Pakin leży w policyjnym aucie, posiniaczony i zbity do utraty przytomności. Na Kilińskiego walka jeszcze trwa. Są pierwsi ranni.

Niedziela, piętnastego marca przeszła w napięciu grozy. Do Pabianic ściągnięto nowe posiłki policyjne. Starosta Walas czuwał bez przerwy. Telefony jęczały bez przerwy, po ulicach bez przerwy snuli się robotnicy, obserwowani bacznie przez szpiclów.

Aż nadszedł ów wtorek, który po dzień dzisiejszy żyje w pamięci pabianickich robotników. Dzień był wiosenno-pochmurny. Od południa tchnął ożywczy wiatr –niosący nadzieję wiosny. Nadeszły pierwsze dni ciepła. Ludzie wylegli na ulice. „Na wiec!” – podawano sobie z ust do ust hasło. Na Bagateli tłum rósł w oczach. Wyszły kobiety z dziećmi. Głowa przy głowie stanęli włókniarze Pabianic.

Mowy zabrzmiały groźnie. Lud jest dość silny, by nie pozwolić sługusom panów Enderów na bicie i maltretowanie. Gdy mówił Morawski, Dajcz, czy Osiński – zrywały się jak burza oklaski i okrzyki. Przejdziemy jeszcze raz naszymi ulicami! Nikt nam tego nie może zabronić. Uczynimy przed oknami pałaców defiladę, która pokaże niemieckim fabrykantom, kto u nas panem!

Szczerkowski znów wstępuje na trybunę i wzywa do rozejścia się do domów, ale nikt go nie słucha. Nowy pochód formuje się i rusza ulicami miasta.

Pochód idzie ulicą Limanowskiego, Moniuszki. W pierwszych szeregach najstarsi robotnicy i najmłodsi zapaleńcy wielkiej sprawy. Z okien patrzą tysiące ludzi. Śpiew robotniczy huczy nad miastem.

Nagle przy rogu Krótkiej, z portierni Preissa wysuwa się ostre żądło bagnetów – prosto w tłum. Krótki rozkaz: ”Bić! Bić! Rozpoczyna się walka. Kolby idą w ruch, z ziemi podnoszą się kamienie. Jak grad lecą nad głowami. Policja cofa się w popłochu. Bruk tu już był naderwany w sobotę, każdy wiedział co czeka demonstrantów. Jak ptaki furkoczą brukowce, kocie łby i cegły. Policja cofa się..

Ale w pałacu Endera czuwa starosta Walas w otoczeniu komisarzy Gizińskiego i Grzywaka. Drugi rozkaz - z Narutowicza skacze prosto w tłum kolumna policji z najeżonymi bagnetami. Potem gdy tłum faluje i walczy – trzeci rozkaz i starosta Walas rzuca „do tańca” szkołę policyjna z Tomaszowa. Tępe chłopiska wybrane z rzezimieszków i złodziei, których ułaskawiono dla „służby specjalnej” pod rozkazami Sławoja – rzucają się na tyły pochodu, gdzie szły kobiety i dzieci.

Ale tłum odcina się na boki. Pluje w ślepia napastników kamieniami i cegłą. Pod granatowymi bluzami zatrząsł się strach. Policja zaczęła cofać się przed gniewem ludu. Wówczas ostatni rozkaz – Strzelać, strzelać nie żałować naboi!

Kule biją w tłum, trzaskają po ścianach kamienic. Tuż przy krawężniku ulicy pada pierwsza ofiara – Sitkiewicz. Po nim wali się na bruk ślusarz Berlak. Na samym środku ulicy pada raniony kilkoma kulami towarzysz Stefan Żuchowski. Robotnicy biorą go na ręce. Brocząc obficie krwią kieruje obroną. Niosą go z powrotem ulicami. Tymczasem pada nowa ofiara – Sokołowski, po nim Herman Pusz. Dziesiątki rannych słaniają się po trotuarach, po jezdni. Żuchowski rozkazuje – brać wszystkich, ukryć po domach, nie dać policji!

Na Zamkowej towarzysz Stefan Żuchowski skonał im na rękach. Ułożono go na jezdni jak straszliwy wyraz protestu, jak krzyk męczonego ludu.

Policja zabrała pięć podziurawionych kulami ciał. Zabitych ukryto w prosektorium miejskiego szpitala. W obawie dalszych starć wojewoda Józewski kazał pochować ich nocą pod osłoną policji. Do Pabianic ściągnięto nowe posiłki policji. Aresztowano setki osób.

W niedzielę ksiądz Petrzyk potępił ostro z ambony krwawy wyczyn policji. W kościele parafialnym odbyło się uroczyste nabożeństwo za pomordowanych. Ksiądz Petrzyk znów gromił zbrodniarzy! Po nabożeństwie wezwano go do komisariatu. Ksiądz Petrzyk zniknął potem z Pabianic bez śladu. Takich biskupi nie lubią.

Minęło dziesięć dni. Robotnicy Pabianic, Łodzi, Zgierza, Aleksandrowa, Ozorkowa, Brzezin, hutnicy Piotrkowa, metalowcy Radomska, chłopi z czworaków – przybyli do Pabianic z tysiącami wieńców, kwiatów ze sztandarami.

Policja czuwała po drogach, po szosach, nie wpuszczano do tramwajów, rozbijano pochody. Ludzie szli lasami, przekradali się przez parkany i płoty. Ulica Kilińskiego zamrowiła się pochodami.

Nad mogiłami pięciu pomordowanych robotników pochyliły się sztandary, a groby okryte zostały stosami żywego kwiecia.

Przechodzień, zdążający na pabianicki cmentarz staje przy domu na rogu Moniuszki i Krótkiej. Krótka nazywa się dzisiaj Bohaterów. Na domu rogowym, na opadającym tynku widać jeszcze ślady morderczych kul granatowej policji.

Trzeba tu wmurować tablicę – a ślady otoczyć opieką, by dzieci i wnuki nasze mogły się z nich uczyć historii walki o to, co dziś stało się rzeczywistością.

Marzenia robotników pabianickich, marzenia towarzysza Pakina, Żuchowskiego spełniły się. Nie ma już w Pabianicach niemieckich baronów przemysłu, w pałacach bawią się robotnicze dzieci.

Siedemnastu otrzymało wówczas wyroki od pięciu do ośmiu lat – przed Sądem Okręgowym w Łodzi. Towarzysz Pakin, po prezydenckiej amnestii ruszył do Hiszpanii, by walczyć pod rozkazami Waltera-Świerczewskiego w brygadzie Dąbrowszczaków. Pocisk artyleryjski obszarpał mu nogi. Niemcy go rozstrzelali w Paryżu w roku 1942.

Antoni Suwara, jeden z najczynniejszych członków nielegalnego komitetu strajkowego zamordowany został przez Niemców jako komunista. Sonnenberżanka zginęła w Białymstoku – w roku 1944.

Nie stało też starego felczera pabianickiego – przyjaciela biedaków- Szymona Klepkarczyka, kt& oacute;ry leczył ukradkiem czterdziestu rannych wówczas towarzyszy, przekradając się nocą do piwnic i poddaszy.

Reszta uczestników walki o chleb i wolność –pracuje dziś, buduje dziś w pocie czoła Nową Polskę Sprawiedliwości Społecznej, Polskę Socjalistyczną.

Już wcześniej bo w 1929 roku Pakin trafił do więzienia. Łódzka Republika (12.02.1929) informowała: „Za agitację komunistyczną skazano Pakina na 2 lata więzienia”.

W Pabianicach na wiecu jednej z partii politycznych, odbywającym się w lokalu kina miejscowego znalazła się grupa komunistów, która nie dopuszczała mówców do głosu i rozrzucała po sali odezwy komunistyczne.

Jakaś młoda niewiasta, stanęła na krześle i rozpoczęła mowę agitacyjną, wnosząc okrzyki na cześć rewolucji socjalnej.

Przybyła policja chciała wyprowadzić ze sali komunistkę, lecz w jej obronie stanęli jacyś młodzieńcy, którzy umożliwili jej ucieczkę.

Policji udało się jedynie przytrzymać jednego z młodzieńców, który występował w obronie agitatorki. Był to 19-letni Gerszon Pakin. Miał on przy sobie spory zapas odezw komunistycznych. Pakin po przesłuchaniu w policji został odstawiony do więzienia.

W dniu wczorajszym znalazł się on przed sadem okręgowym, który sprawę tę rozważał pod przewodnictwem wiceprezesa sądu B. Wałkowskiego w asyście sędziów Faita i Tauberszlaka.

Na sprawie oskarżony nie przyznał się do winy. Twierdził on, że odezwy otrzymał od jakiegoś nieznajomego osobnika i nie znał nawet ich treści i nie brał udziału w zajściach, które miały miejsce podczas wiecu.

Sąd po zbadaniu świadków, funkcjonariuszy policji politycznej oraz wysłuchaniu prokuratora, skazał Pakina na 2 lata więzienia.

W latach 60. Pakina wspominali jego współtowarzysze, m. in. Antoni Rusak, Alojza Jarzyńska , Józefa Rogowska, Aleksander Przeździecki. Wśród klasy robotniczej Pabianic cieszył się też dużym autorytetem.

Ludwik Mroczka: Leon Pakin urodził się w roku 1910. Pochodził z drobnomieszczańskiej rodziny żydowskiej, trudniącej się chałupnictwem. Z ruchem robotniczym związany był już od wczesnej młodości. Ogromny wpływ na kształtowanie się jego politycznej świadomości miał fakt, iż dość wcześnie znalazł się w kręgu oddziaływania rozwijającego żywą działalność w Pabianicach Stowarzyszenia Wolnomyślicieli Polskich. Przez pewien czas Pakin wchodził w skład zarządu tego stowarzyszenia. Jednakże prawdziwą szkołą polityczną Pakina był Komunistyczny Związek Młodzieży.

Nie znamy dokładnej daty wstąpienia Pakina do KZM, w każdym razie po roku 1924 znany jest jako jeden z najlepszych „techników” partyjnych, a następnie staje na czele pabianickiej organizacji KZM. Ta różnorodna i intensywna działalność Pakina wnet zwróciła uwagę policji. Wcześnie też zapoznał się Pakin z sanacyjnym więzieniem. 26 lutego 1928 r. na zorganizowanej przez komunistyczną Partię Polski masówce policja aresztowała szereg osób wśród których był Pakin. Sąd Okręgowy w Łodzi skazał 18-letniego wówczas Pakina za „udział w zbiegowisku w celach antypaństwowych” na jeden rok więzienia, zmniejszając jednocześnie ten wyrok do sześciu miesięcy z uwagi na młody wiek oskarżonego.

Niedługo po wyjściu z więzienia zostaje Pakin ponownie aresztowany 7 października 1928 r. w czasie akcji kolportowania odezw i ulotek Komunistycznego Związku Młodzieży. Oskarżony o przynależność do KZM, „jako znany komunista, prowadzący destrukcyjną robotę” skazany został na dwa lata więzienia „zastępującego dom poprawczy”. Wyrok ten i następnie służba wojskowa na długo oderwały Pakina od pabianickich towarzyszy, ale nie przerwały jego działalności politycznej oraz pracy samokształceniowej w zakresie marksizmu. Powrócił do Pabianic już w nowej zaostrzonej sytuacji politycznej. Były to końcowe lata ogromnego kryzysu gospodarczego (1929-1933), lata masowych wystąpień klasy robotniczej.

W tej sytuacji Pakin nie zważając na grożące mu niebezpieczeństwo aresztowania rzucił się w wir gorączkowej działalności politycznej wśród miejscowych włókniarzy. Wkrótce też stał się jednym z czołowych działaczy pabianickiej organizacji KPP. W 1933 r. brał aktywny udział w przygotowaniu pamiętnego strajku włókniarzy, wchodził w skład pabianickiego komitetu strajkowego.

Ponowne aresztowanie wyrwało Pakina z szeregów walczących towarzyszy nazajutrz po rozpoczęciu strajku, 7 marca 1933 r. po zorganizowanym przez KPP olbrzymim wiecu strajkujących włókniarzy, do których przemawiał Pakin, uformowała się demonstracja, która ruszyła ulicami miasta. Demonstrujące tłumy zaatakowała policja, aresztując szereg osób, a wśród nich znajdującego się na czele pochodu Pakina. Tym razem sąd skazał Pakina na 6 lat więzienie. Tak ciężki wyrok nie załamał tego młodego, ale zahartowanego działacza. Korzystając ze względnie łagodnych jeszcze wtedy warunków w łódzkim więzieniu rozwinął Pakin wśród więźniów akcję polityczno-oświatową.

Ówczesny naczelnik więzienia zeznał na procesie: „Pakin od chwili osadzenia go w celi nr 15 nadal prowadził robotę organizacyjną komuny, cieszył się wśród więźniów komunistów autorytetem , należał do agitpropu, to znaczy trójki polityczno-oświatowej, miewał wykłady”.

Po wyjściu z więzienia w 1937 r. (ustawa amnestyjna zmniejszyła mu wyrok o jedną trzecią) Pakin na wezwanie partii wyjechał do Hiszpanii.

Walczył w kompanii im. Naftalego Botwina, pełniąc funkcję komisarza politycznego. Następnie przedostał się do Francji. Zginał zamordowany przez hitlerowców w Paryżu w 1942 r.

Życie Leona Pakina to pasmo nieprzerwanej, niesłychanie uporczywej i ofiarnej walki za sprawę socjalizmu.

Alojza Jarzyńska: Tow. Leona Pakina znałam jako ofiarnego i bojowego działacza KMP-owca i KPP-owca . Pakin Leon wywodził się ze środowiska drobnomieszczańskiego. Rodzina tow. Pakina, jak wiem, nie była zadowolona z jego zapatrywań i działalności. Niejednokrotnie tow. Pakin nam młodszym, kiedy już razem współpracowaliśmy, opowiadał o swoich utarczkach i poważnych przeżyciach rodzinnych. Jako jeden z faktów, który dobrze pamiętam z opowiadań Pakina to to, że będąc jeszcze młodym chłopcem , a było to w 1923 roku, tow. Pakin wstąpił do Stowarzyszenia Wolnomyślicieli Polski w Pabianicach, gdzie pełnił funkcję członka zarządu. Na wniosek tow. Pakina zostało powołane koło esperantystów, któremu przewodniczył Pakin, za co był niejednokrotnie aresztowany przez granatową policję. W tymże roku 1923 tow. Pakin wygłosił odczyt „Kwestia żydowska a myśl wolna”. Żydzi spod znaku „zakonu husyckiego” (chodzi o chasydów) nie mogli Pakinowi tego darować, gdyż odczyt ten odbył się w sam sądny dzień (święto żydowskie). Właśnie tu rodzina tow. Pakina odkryła prawdziwe swoje oblicze, bo w trakcie owego odczytu tow. Pakin został przez swojego szwagra podstępnie wywołany na ulicę, gdzie został otoczony przez swoją rodzinę i tępymi narzędziami mocno pobity. Wówczas również został aresztowany, jednak nie załamał się, nie uległ rodzinie. W 1924 roku wstąpił do ZMK, gdzie był sekretarzem tejże organizacji. Pakin uchodził za jednego z najofiarniejszych bojowników o socjalizm i znów został aresztowany. Po kilku miesiącach wrócił z więzienia, a wrócił już jako zdeklarowany i zahartowany komunista.

Fragmenty, które teraz podaję znam już jako osobiste przeżycia członka KZM. W 1927 roku w Pabianicach odbywał się wiec PPS, na którym przemawiał poseł na sejm tow. Dubois, tow. Pakin zapisał się wówczas do głosu lecz prezydium wiecu nie udzieliło głosu Pakinowi. Tow. Pakin nie zrażając się tym samowolnie przemówił kilka slow do zebranych na wiecu i wzniósł kilka okrzykó w między innymi: „Niech żyje Polska Republika Rad” za co został aresztowany, lecz jakim wyrokiem skazany nie pamiętam.

W 1933 roku brałam również udział w wiecach i w strajku powszechnym i tu z własnego doświadczenia chcę nakreślić sylwetkę tow. Pakina. Na początku 1933 r. odbywała się konferencja delegatów robotniczych w sali Związków Klasowych przy ul. Bagatela w Pabianicach, na której przemawiał tow. Pakin z ramienia robotników żydowskich, za co został aresztowany, lecz winy mu nie udowodniono i po krótkim czasie został zwolniony. 6 marca 1933 roku wybuchł powszechny strajk włókniarzy w Okręgu Łódzkim tow. Pakin wchodził w skład nielegalnego komitetu strajkowego, 7 marca tego roku tow. Pakin zwołał potężny wiec na dziedzińcu Związku Klasowego przy ul. Bagatela, na którym tow. Pakin przemawiał i nawoływał do kontynuowania strajku az do zwycięstwa. Wtedy też tow. Pakin wysunął wniosek do utworzenia komitetu żywnościowego dla mas strajkujących i wyprowadził masy na ulice. Tłum ruszył ulicami: Fabryczną, Moniuszki i Kilińskiego. Na czele pochodu między innymi szedł bojowy tow. Pakin, gdzie wzniósł kilka okrzyków jak: „Precz z rządem dyktatury faszystowskiej”, „Niech żyje rząd robotniczo-chłopski”, „Niech żyje strajk aż do zwycięstwa”, wówczas z bram wyskoczyła granatowa policja, zaczęła bić kolbami. Mocno pobity został też tow. Pakin i znów został aresztowany. Zaś 17 marca 1933 roku komitet nielegalny zwołał wiec sprawozdawczy na posesji Związków Klasowych przy ul. Bagatela, na którym przemawiali tow. tow. Morawski Jan, Osiński Feliks, Hajdan Rudolf i członek zarządu skórzanego z Łodzi, który rzucił hasło do marszu demonstracyjnego pod magistrat.

Na ul. Krótkiej, obecnie Bohaterów, tłum został zaatakowany przez granatową policję lecz atak został odparty, widząc to komisarz policji powiatowej Kieroński dał rozkaz strzelania do tłumu, skutkiem tego 5 demonstrantów zostało zabitych i wielu rannych. Tejże nocy nastąpiły liczne aresztowania. 11 kwietnia 1934 roku zostali skazani przez Sąd Okręgowy w Łodzi tow. tow. Pakin Leon – 6 lat. Morawski Jan – 5 lat, Osiński Feliks – 5 lat, Fiszebrand Bogumił – 3 lata, Hajdan Rudolf -1,5 roku i kilku bezpartyjnych od 10 miesięcy do 1 roku więzienia.

W 1936 roku z dekretu amnestyjnego tow. Pakin i inni zostali wypuszczeni na wolność. Po wyjściu z więzienia nieustraszony tow. Pakin wyjechał do Hiszpanii, gdzie brał czynny udział w walce w Brygadzie Dąbrowskiego, został tam ciężko ranny, następnie zostaje internowany we Francji, gdzie w 1942 r. ginie z rąk zbirów hitlerowskich.

Tow. Pakina Leona cechowała wielka odwaga, bo zawsze i wszędzie szedł na pierwszy ogień. Jestem pewna, że obszerniejsze wspomnienia o tow. Pakinie mógłby jeszcze dać tow. Dajcz Dawid serdeczny jego przyjaciel i dobry towarzysz, który obecnie mieszka w Warszawie.

Jan Pawłowski: Lolka Pakina poznałem pod koniec 1928 r., później poznałem jego rodzinę. Pakin wywodził się z rodziny drobnomieszczańskiej, niezamożnej, jego rodzina chodziła już ubrana „na styl europejski” (bez pejsów i bród). Rodzice mieli małą farbiarnię w której pracowała rodzina. Lolek, gdy go poznałem, był szoferem z zawodu. Krótko to jednak trwało. Lolek miał wypadek i pracodawca skorzystał z okazji, aby zwolnić go z pracy gdyż nie podobały mu się jego poglądy. Był długi czas bez pracy i pomagał rodzicom w farbiarni. Najwięcej jednak pracował w partii.

Poznałem go na zebraniu partyjnym razem z Jankiem Morawskim i kilkoma innymi towarzyszami. Zebranie mieliśmy wtedy w lasku miejskim, był to wiosenny dzień. Pakin był wysoki, barczysty, muskularny, był entuzjastą walk rewolucyjnych. Wyrażał pragnienie, aby partia była jak największa i najsilniejsza, by mogła realizować wszystkie cele rewolucji.

Tow. Przeździecki: Pakina poznałem w 1937 roku na froncie, kiedy przyjechał do Hiszpanii. Spotkałem go na Ponte de Egro. Pakina poznałem nie jako młodzieżowca, ale jako starego działacza. W Hiszpanii wówczas był delegatem politycznym przy kompanii, jeśli się nie mylę, w Palastros. Z Pakinem często nie spotykałem się, gdyż ja byłem w innej jednostce niż Pakin. Ja byłem w jednostce przeciwczołgowej, a Pakin w piechocie. Był aktywny politycznie i wyrobiony. Uświadamiał i szkolił ludzi, którzy mało wiedzieli, opowiadał w jednostce o życiu w Polsce. Utrzymywał kontakty z młodzieżą hiszpańską na froncie. Był walecznym żołnierzem. Dla sprawy poświęcił rodzinę, ojca i matkę. Można go było stawiać za przykład innym. Pakin początkowo był delegatem politycznym, później zaś komisarzem.

Następnie spotkałem tow. Pakina już po przegranej walce w Hiszpanii, razem żeśmy się wycofywali do Francji, razem przebywaliśmy w obozie koncentracyjnym. Później jednak wywieziono mnie do innego obozu. Pakin uciekł z obozu i dostał się do ruchu oporu na terenie Francji. Należał do grupy, która produkowała bomby dla partyzantów, dla ruchu oporu we Francji.

Wspomnienia Pakina z Hiszpanii zostały opublikowane w książce „Ochotnicy wolności: księga dąbrowszczaków”, Warszawa 1957. Pakin pisze: Stanęliśmy na ziemi hiszpańskiej. Witani entuzjastycznie przez ludność zajechaliśmy do twierdzy w miasteczku Figueras. Znajdowało się już tam kilkudziesięciu Amerykanów, Anglików, Włochów, Niemców i wielu towarzyszy innych narodowości.

Leon Pakin wstąpił do kompanii imienia Naftalego Botwina. Jednostka ta została wyodrębniona z Brygady Dąbrowskiego. Składała się ze 150 żołnierzy pochodzenia żydowskiego z Polski, Francji, Belgii, Palestyny, Hiszpanii. Kompania była jedynym oddziałem wojskowym, w którym komendy wydawano w jidysz. Przeszła do historii wojskowości jako symboliczny zalążek przyszłej armii izraelskiej. Patronem oddziału obrano Naftalego Botwina, komunistę ze Lwowa, skazanego na karę śmierci za zabójstwo współpracownika polskiej policji państwowej. Na sztandarze kompani widniał napis w języku polskim i jidysz: „Za wolność waszą i naszą”. Na froncie aragońskim żołnierze jednostki rozpoczęli wydawanie własnej gazet - Botwin Cajtug. Mieli też swój hymn –„Der March der Botvin Soldaten”. Po intensywnych ćwiczeniach w bazie Albacete, 12 lutego 1938 botwinowcy wzięli udział w bojach w Sierra Quemeda obok Belal Alcazar. Następnie w dniach 12-16 marca 1938 r. walczyli o Belchite. Zostali nieomal unicestwieni na froncie: Ebro/Estramadura – wzgórze 281. Ze 120 żołnierzy przeżyło 18. Kompania straciła także czterech kolejnych dowódców.

Pakin kontynuował walkę we Francji w szeregach Wolnych Strzelców i Partyzantów Francuskich - Emigracyjnej Siły Roboczej utworzonych przez Komunistyczną Partię Francji (Francs-Tireurs et Partisans Commission Centrale de La Main d’Oeuvre Immigree). Dowodził żydowskim „drugim oddziałem”. Grupę uderzeniową stanowili Leon Pakin, Abraham Lissner i Sevek Kirschenbaum.

Resistance action in the factories, along with more limited ones such as the burning of German direction signs, were the training ground for many of the people who were later to form the 2nd Detachment of the FTP-MOI – the Jewish Detachment. (The others were the 3rd, the Italians, and the 4th, the Spaniards.) The original leadership of Leon Pakin, Sevek Kirschenbaum and Abraham Lissner recruited heavily among veterans of the Spanish Civil War.

Sevek Kirschenbaum pochodził z biednej polskiej rodziny robotniczej. Jako młody chłopak zaangażował się w działalność polityczna. Był inwigilowany przez policję. Musiał uciekać z Polski do Paryża. Wstąpił do Komunistycznej Partii Francji i został sekretarzem „Czerwonej Pomocy”. Przybył do Hiszpanii, kiedy tworzył się zaczątek Brygad Międzynarodowych. Zasilił jednostkę Libertad – Batalion Dąbrowskiego. Po klęsce brygad był przetrzymywany w obozach Sain-Cyprien, Gurs i Argeles we Francji. Udało się mu zbiec i przystąpić do Ruchu Oporu (Resistance). Wkrótce po utworzeniu oddziału żydowskiego FTP został aresztowany przez Niemców i wysłany do Auschwitz, gdzie zmarł na tyfus we wrześniu 1943 r.

Wojnę przeżył Abraham Lissner, który opisał działalność partyzantów żydowskich w książce „ Un Franc-Tireur Juif Raconte” (wyd. angielskie „Diary of a Jewish Partisan in Paris”), Paryż 1969. A. Lissner pokazuje w jakich okolicznościach powstał oddział żydowski FTP-MOI: On the 19th of March, 1942, in the course of secret meeting in Paris, Sevek Kirschenbaum, who was in charge of the cadres of Paris, announced to me that the direction of the Jewish Resistance organizations had asked the veterans of Spain to form a Jewish FTP unit in Paris. I gave him my agreement, and I helped in preparing the meeting of the organization, which was to take place four days later, March 23. The first members of that unit were, aside from Kirschenbaum and myself: Leon Pakin, Meyer List, Nachman Flek, Sioma, Jonas Geduldig, Hersh Zimmerman, Boris Lerner, Elie Wallach, Salek Bot and Szyfman. With the exception of the last three all were veterans of Spain.

Jak doszło do aresztowania Pakina?

W okupowanym przez nazistów Paryżu znalazło się wielu uchodźców - rzemieślników i przedsiębiorców żydowskich, którzy pracowali dla Niemców w zamian za legalizację pobytu. Komuniści postanowili dać nauczkę kolaborantom.

Among those Jews who had manage to carve out a place for themselves in occupied Paris, we find makers of gloves, knit shirts, and fur goods who had been issued an Ausweis by Geraman authorities eager to get this sort of merchandise. There were as many as three thousand immigrant workers who were able to subsist thanks to such valuable documents. And it was against them that the Jewish Communists turned in the fall of 1941, as they urged them first to boycott, then to sabotage a production of foods that profited the Germans. – It is shameful to work for Hitler’s war machine, proclaimed issue 36 of the Yiddish paper Unser Wort: Jewish business owners and workers are successfully carrying out a boycott of production for Hitler’s war machine. A wide effort of solidarity must be undertaken in order to suport the workers who have chosen to go hungry rather then to work for bands of Nazis.

And yet there are certain business owners who either because they are greedy or because they are under the illusion of escaping the threat of camps, are refusing to refuse this work. Today, there is nothing more shameful for Jews then to work for the very machine that is destroying them. The Jewish masses will remember such individuals and will not fail to settle their accounts along with those of the riff-raff and traitors.

Nie były to tylko puste słowa. W maju 1942 grupa komunistycznych bojowników pod dowództwem Leona Pakina spaliła pracownię wyrobów futrzarskich i rękawic przy Rue Taylor.

This was not an empty threat: in May 1942, the workshop of a maker of fur clothes and gloves on Rue Taylor was burned by a group of communists militants led by Leon Pakin from Pabianice.

O decydującej dla dalszych losów Pakina akcji pisze także Mitchell Abidor „The Jewish Resistance in France”, Jewish Currents, 11/1982: Na początku czerwca grupa partyzantów dowodzona przez Leona Pakina wchodzi w porze lunchu do pustej pracowni żydowskiej. Partyzanci polewają podłogi benzyną i podpalają budynek. Wezwani strażacy, dowiadując się, że tutaj produkowano dla Niemców, nie śpieszą się z gaszeniem ognia.

Podobne akcje były bardzo często dokonywane przez partyzantów, chociaż nie zawsze szczęśliwie. Pod koniec czerwca Pakin z Pabianic, weteran walk w kompani Botwina i były więzień polityczny w Polsce oraz Elie Wallach, 21-letni mieszkaniec Lublina, od sześciu lat we francuskiej młodzieżówce komunistycznej wchodzą do pracowni rzemieślniczej, aby wyperswadować właścicielowi współpracę z Niemcami. Zanim otworzyli usta usłyszeli przeraźliwy krzyk właściciela, który widząc wycelowane w niego pistolety zaczął wzywać pomocy. Myślał, że ma przed sobą pospolitych złodziei. Uciekający partyzanci wpadli w ręce wzburzonych przechodniów, którzy chcieli ich zlinczować. (Według innej wersji zdarzenia, wrzeszczący w niebogłosy właściciel pracowni wiedział dobrze, że odwiedzili go partyzanci. Tak czy inaczej skutki były takie same). Partyzanci wyciągnięci z tłumu przez policję zostali aresztowani, byli torturowani i przesłuchiwani. Rozstrzelano ich na Mont Valerian 27 lipca 1942 roku.

W ostatnim liście z więzienia Pakin pisał: „ Nie mam już czasu, aby opowiadać o swoim życiu, ale wiem, że było ono trudne i piękne”.

„I have no time to recall for you my life, but I know that it has been hard and beautiful” - from the last letter of Leon Pakin from Pabianice, one of the founders of the Jewish Botwin company, before being executed by the Nazis in Paris in 1942.

O Pakinie wspomina Henri von Amouroux w artykule „Kollabs, Helden und Verräter” (Der Spiegel 21/1990)

Selbst Juden wandten sich gegen Widerstandskämpfer ihrer eigenen Religion. Als die beiden Juden Pakin und Elie Wallach am 8. Mai 1942 in die Wohnung eines jűdischen Kűrschners eindrangen und ihn beschuldigten, Handschuhe fűr die Wehrmacht herzustellen, setzte der sich so lautstark zur Wehr, daß die Nachbarn zusammenliefen. Am Treppenausgang wurden die Baden von Juden und Nichtjuden zusammengeschlagen. Zwei Polizisten hatten die größte Műhe, die beiden Widerstandskämpfer aus den Fängen der Leute zu befrein. Sie űbergaben sie den Deutschen, die Pakin und Wallach einige Wochen später erschossen.

18 rue de Chabrol

Quartier: St. Vincent de Paul – Fbg Poissonnière – Arrondissement: 10-Lieu: Demeure de Jeanne et Lèon Pakin – Personnages: Jeanne Pakin/Lèon Pakin (Combattant FTP – MOI, Ancien des Brigades international es) – Evénemnts: Arrestation d’un des members du Zéme dètachement des FTP – MOI le 29 juin 1942 - Date: mai et juin 1942 –Guerre 39-45.

Na Leona Pakina zwrócił także uwagę Józef Stalin. W pierwszym tomie Pamiętników Władysława Gomułki czytamy: Decyzję o rozwiązaniu Komunistycznej Partii Polski Prezydium Komitetu Wykonawczego Międzynarodówki Komunistycznej powzięło dopiero 16 sierpnia 1939 roku w trybie obiegowym. Ta wielomiesięczna zwłoka nie była możliwa bez wiedzy i zgody Stalina. Można jedynie przypuszczać , że jej przyczyną były wahania w kwestii sposobu i trybu wznowienia działalności partii pod nowym kierownictwem. 16 sierpnia sekretariat KW MK powołał również Grupę Inicjatywną (Jan Sobecki, Chil Szraga, Leon Pakin oraz jako przedstawiciel KW MK – Kozinarow) dla rozwiązania KPP (de facto już zakończonego) oraz przygotowania odbudowy partii.

Charles Nowicki w „Seyfer Pabianice” (Melbourne 2014) pisze, że znał Pakina od wczesnej młodości. Pakin był wtedy uczniem żydowskiej szkoły średniej i członkiem Hashomer Hatzair [„Młody Strażnik”- międzynarodowa organizacja młodzieżowa]. Swym młodzieńczym entuzjazmem dla idei syjonistycznej dawał przykład kolegom w szkole i organizacji.

Pabianicki Hashomer Hatzair prowadził ożywioną działalność wśród nastolatków w latach 1915-1925. W latach 20. organizacja składała się z dwóch grup. Starsi członkowie tworzyli tzw. Koło, sympatyzujące z lewicową frakcją ruchu syjonistycznego. Młodsi koledzy działali jako skauci. Nazwa, którą przyjęli – „Młode Lwy” dowodzi, że kierowali się zasadami określonymi przez Baden-Powella, jednak czynili to w żydowskim duchu narodowym.

Starsi chłopcy & ndash; „Ryczące Lwy”, którymi kierowałem, mieli po 12 i 13 lat. Wśród tej grupy wyróżniał się Gerszon Pakin. Pakin przybył do Pabianic z Tomaszowa Mazowieckiego pod koniec pierwszej wojny światowej. Jego matka urodziła się w Pabianicach. Była córką Zisze Gelbarta. Postanowiła wrócić do rodzinnego miasta. Zapisała swojego syna do nowo otwartej hebrajskiej szkoły średniej. Młody człowiek wkrótce zyskał opinię zdolnego ucznia i dobrego kolegi.

W 1920 roku powstała nowa grupa Hashomeru. Gerszon wstąpił do niej z kilkoma kolegami z klasy. Na jednym z pierwszych spotkań grupy został wybrany drużynowym. Wykazywał się cechami i umiejętnościami harcerskimi – uczciwość, odpowiedzialność, lojalność, zapał. Podczas obozów letnich urządzanych we wsi Dąbrowa, obok Pawlikowic Gerszon opiekował się 10-letnimi skautami. Grupa pod jego kierunkiem postanowiła nawet wydawać gazetę „Z naszego kapelusza” (kapelusz był oryginalną częścią munduru skauta). Gazeta wychodziła raz w miesiącu. Pierwsze numery były pisane odręcznie, następne odbijano na powielaczu. Artykuły, opowiastki, wiersze ukazywały się w językach polskim, hebrajskim i jidysz. Ilustracje wykonywał Gerszon. Głównymi autorami byli Gerszon Pakin i Józef Działoszyński oraz dziewczęta z grupy „Szczęśliwych” prowadzonej przez Esterę Birnbojm. Pierwszymi próbami literackimi Gerszona były opowiadania pisane w języku polskim. Na przykład „Ibrahim” – tekst o pewnym Arabie, który okazał się Żydem oraz „Przygody wędrowca”, będące zapisem wrażeń z wycieczek skautowskich.

Darzył romantycznym uczuciem ziemię Izraela. Podczas obozów letnich nosił rodzaj chusty, niczym Arab lub osadnik żydowski w Palestynie. Pamiętam, że na koniec dnia śpiewał satyryczną piosenkę o sobie, którą napisali jego podopieczni. Zaczynała się od słów : „Prawa ręka Dawida, to ja Gerson, jego pomocnik”. Lubił recytować poezje i przybliżać cele Hashomeru.

Jednak nadszedł rok 1925, który okazał się przełomem w krótkiej historii pabianickiego Hashomer Hatzair. Wtedy z Pabianic wyjechali najbardziej aktywni członkowie organizacji. Pierwsza opuściła miasto Rochla Działoszyńska, wyjechała do Palestyny, dołączyły do niej siostry Estera I Sara Birnbojmówny, ja udałem się na studia do Francji. Elie Mażyński i Nosh Glass rozpoczęli służbę wojskową w polskiej armii. Izaak Mażyński, Majer Jelenowicz oraz ich koledzy wstąpili do Komunistycznej Partii Polski. Doświadczeni towarzysze zostali rozproszeni po świecie, a członkowie grupy młodszej nie byli w stanie ich zastąpić. Po 10 latach pabianicki Hashomer przestał istnieć. Przed wyjazdem do Francji spotkałem się po raz ostatni z moimi skautami. Gerszon dał mi prezent w imieniu grupy. Była to hebrajska wersja poezji Heinego. Wtedy ostatni raz widziałem Gerszona Pakina.

Po roku przyjechałem do Pabianic na wakacje. Gerszon był już znanym w mieście komunistą. Często przemawiał na masowych zgromadzeniach i organizował strajki. Gdy miał 17 lat trafił po raz pierwszy do więzienia. Z krótszymi lub dłuższymi przerwami przebywał w miejscach odosobnienia od 1926 do 1936 roku. Wyjechał do Hiszpanii, aby walczyć o swoje ideały.

W 1947 roku w Paryżu ukazała się broszura „Listy Romaina Rollanda do bojownika podziemia”. Listy te wyszły spod pióra znakomitego francuskiego literata i były adresowana do Eliego Wallacha, przyjaciela Leona Pakina. Broszura zawiera także cenne informacje dotyczące Pakina.

Paryska gazeta „New Press” z 18 marca 1950 roku zamieściła ostatni list Pakina pisany z więzienia do żony Zuzanny, która spodziewała się dziecka.

… In a few hours time I will be dead. I have no time to write much to you, but what value these words have! I have loved you with such strong yet gentle love that is difficult to express.

With all my heart I wish that you will be very, very happy. If it is a daughter [she later gave birth to a son], as you wanted, may she be a brave woman just like you. (…) I am of good spirit and I will do everything necessary until the last minute, because it is hard to die at only thirty–two and when one is in love. (…) I am sending you the few things that I have for you to put away as a remembrance.(…)

Ta sama gazeta przypomniała śmierć Leona Pakina: Leon Pakyn urodził się w Tomaszowie Mazowieckim (Polska) 29 września 1909 roku w rodzinie tkaczy. Szybko poszedł do fabryki włókienniczej w Pabianicach. Wkrótce stał się aktywistą komunistycznego ruchu młodzieżowego i partii. Był nieustannie obserwowany przez policję. W wieku 26 lat, miał już za sobą 10 lat więzienia.

W 1936 r. walczył w Hiszpanii, jako członek kompanii Botwina. Wyróżnił się w walkach pod Laredo.

Podczas okupacji niemieckiej Leon Pakyn był jednym z twórców bohaterskiej, żydowskiej jednostki partyzanckiej. Od samego początku on i jego oddział przeprowadzili wiele aktów sabotażu. W trakcie jednej z akcji dostał się wraz ze swoim młodszym towarzyszem Wallachem w ręce wroga. Zostali skazani na śmierć. Egzekucję wykonano 20 lipca 1942 r.

We włókienniczych Pabianicach, gdzie pracował i spędził swoje młode lata, żydowska spółdzielnia pracy otrzymała imię Lona Pakyna.

http://www.infocenters.co.il/gfh/notebook_ext.asp?book=7354&lang=eng&site=gfh

http://maitron-fusilles-40-44.univ-paris1.fr/spip.php?article124670

Leon Pakin, robotnik z Pabianic, o swym pierwszym boju:

Stanęliśmy na ziemi hiszpańskiej. Witani entuzjastycznie przez ludność zajechaliśmy do twierdzy w miasteczku Figueras. Znajdowało się już tam kilkudziesięciu Amerykanów, Anglików, Włochów, Niemców i wielu, wielu towarzyszy innych narodowości. Jedną z najliczniejszych była grupa polsko-ukraińska. Daliśmy dowód, że wierni jesteśmy pięknym tradycjom wolnościowym i hasłu rozbrzmiewającemu dziś na całym świecie: „Za wolność wasza i naszą!” Wielu z nas przedzierało się przez kordony faszystowskiej Polski i hitlerowskich Niemiec – czasem przez kilka nawet miesięcy walcząc z trudnościami, aby wreszcie dopiąć celu. Nie przestraszył nas zakaz ani też dekret hitlerowskich sługusów – Składkowskiego i Becka – grożący nam odebraniem obywatelstwa za walkę z międzynarodowym faszyzmem na polach Hiszpanii. Nie odbiorą nam naszej polskości ci, którzy zaprzedają Polskę niemieckiemu faszyzmowi! Zrozumieliśmy, gdzie nasz posterunek, zrozumieli to i inni przyjeżdżając z Kanady, Argentyny, Kuby i innych odległych krajów.

Wieczorem w imieniu Brygad Międzynarodowych powitał nas komendant twierdzy. Wzywał do jedności i dyscypliny, wyraził pewność, że godnie spełnimy swój obowiązek. Podniosły się w górę zaciśnięte pięści, jak przysięga potężnie zabrzmiała „Międzynarodówka”, pieśń, którą zrodziły barykady Komuny Paryskiej, pieśń, z którą na ustach szliśmy ulicami miast Polski przeciw kulom i pałkom policyjnym – pieśń, która prowadzi bohaterski lud Hiszpanii do walki i zwycięstwa.

Nazajutrz ruszyliśmy dalej. Już w czasie podróży mogliśmy zauważyć ślady zniszczenia dokonanego przez faszystowskie bomby. Mijaliśmy miasta i miasteczka, wszędzie serdecznie witani przez miejscową ludność. Ludzie zasypywali wprost nasze wagony koszami pomarańcz – wszelkimi sposobami starali się wyrazić nam serdeczność. Po dwudniowej podróży przybyliśmy do głównej bazy Brygad Międzynarodowych w Albacete. Otrzymaliśmy umundurowanie, porozdzielano nas do poszczególnych batalionów.

My, Polacy, zostaliśmy dąbrowszczakami. Kompania nasza znajdowała się w pobliskim miasteczku i pojechaliśmy tam ciężarówkami. Trafiliśmy na referat omawiający ostatnie wydarzenia w Barcelonie i zadania nowego rządu Negrina. Już następnego dnia po przybyciu zaczęliśmy się szkolić w sztuce wojennej.

Minęły 4 dni. Wieczorem zawiadomiono nas, że wyjeżdżamy. Krążyły pogłoski, że idziemy na front. Rozpromienieni przygotowaliśmy się do wymarszu. By nas pożegnać, zbiegła się ludność z całego miasteczka. Chwila była wzruszająca, wiele kobiet płakało. Znów podniosły się pięści w górę, znów zabrzmiała „Międzynarodówka”.

Pogłoski, ze idziemy na front, okazały się przedwczesne. Znaleźliśmy się w obozie o kilkadziesiąt kilometrów za frontem jako rezerwa. Spotkaliśmy starych dąbrowszczaków. Z zaciekawieniem i uwagą przysłuchiwaliśmy się ich opowiadaniom o przebytych walkach. Oglądaliśmy na własne oczy polskie granaty, zdobyte na faszystach pod Guadalajarą. W ręce Armii Ludowej dostała się olbrzymia ilość tych granatów. Granaty, wytwarzane przez polskiego robotnika dla obrony ojczyzny, a wysyłane faszystom przez katów ludu polskiego – tym razem dostały się w dobre ręce i dobrze zostaną wykorzystane.

Uczymy się ciągle i staramy się jak najszybciej zdobyć potrzebne nam wiadomości, gdyż doskonale rozumiemy, że im lepiej będziemy wyszkoleni, zgrani, tym skuteczniej przeciwstawimy się faszystom.

Wieczory spędzamy na wspólnych śpiewach i pogawędkach. Nastrój doskonały. Jesteśmy gotowi! Nie pomoże faszystom mordowanie kobiet i dzieci, nie pomoże Guernica i Almeria!

Każdy gwałt faszystów coraz głośniejszym echem odbija się po całym świecie. Potężnieje międzynarodowy front antyfaszystowski. Front ten rozbije i zniszczy raz na zawsze faszyzm!

Jesteśmy gotowi!

My, młodzi dąbrowszczacy, zostaniemy wierni słowom naszej pieśni:

Nie zabraknie z nas ani jednego,

By zniszczyć faszystów i zgnieść

Na front! Batalion Dąbrowskiego

Sztandar do góry swój wznieś!...

Słowa Pakina ilustruje jego zdjęcie, pod którym widniej podpis: Leon Pakin. Przywódca partyzantów okręgu paryskiego FTPF zginął we Francji w 1942 r. rozstrzelany przez hitlerowców.

Propagandowa wypowiedź komunisty Leona Pakina zaczerpnięta została z publikacji „Ochotnicy wolności. Księga wspomnień dąbrowszczaków”, red. Zofia Szleyen, 1957. I wciąż nie wiemy jak przebiegał pierwszy bój pabianiczanina na ziemi hiszpańskiej.

O paryskim epizodzie walki L. Pakina wspomina także Lucien Steinberg w książce „La revolte des Justes: Les Juifs contre Hitler”, 1970.

https://books.google.pl/

Domki pakinowskie

Pamięć o Leonie Pakinie podtrzymywała w sposób szczególny spółdzielnia jego imienia. W 1986 roku został przygotowany na przykład okolicznościowy medal: „Włókiennicza Spółdzielnia Pracy im. Leona Pakina w Pabianicach. Jubileuszowy medal 40-lecia działalności spółdzielni 1946-1986”.

W 1961 roku w Życiu Pabianic (nr 45) ukazał się reportaż „Z wizytą w domkach pakinowskich”.

Kiedy cztery lata temu Spółdzielnia Pracy im. Pakina budowała domki jedno- i dwurodzinne dla swoich pracowników, sceptycy z powątpiewaniem kiwali głowami – „czy to aby wytrzyma?”. To – to znaczy prefabrykowane, lekkie płyty, z których szybko powstawały nieduże budynki. No i wytrzymały. „Domki pakinowskie” są ciepłe, wygodne i ładne.

Odwiedziliśmy niedawno „pakinowskie” osiedle. Dużo tam przestrzeni, dużo drzew. Przy każdym z domków – ogródek. Właśnie w jednym z ogródków zastaliśmy Władysława Libiszewskiego, który jako jeden z pierwszych sprowadził się cztery lata temu na osiedle. Był wtedy jeszcze pracownikiem Spółdzielni im. Pakina. Obecnie jest już emerytem. Zapytany, jak mieszka mu się w osiedlu, odpowiedział:

- Bardzo dobrze. Zajmuję razem z rodziną połowę domku. Mamy dwa pokoje z kuchnią, łazienkę, wygody. Kiedy sprowadzałem się tutaj, wszyscy mówili – „kup pan dużo węgla, bo tu będzie zimno”. Kupiłem więc więcej opału niż zwykle, ale okazało się, że było to zupełnie zbyteczne. Płyty, z których zbudowano domki są świetnymi izolatorami. Cieplej jest u nas niż w budynkach murowanych. Przyjemnie jest mieszkać w takim osiedlu, bo i ogródek można sobie założyć i jakąś hodowlę. Ja na przykład hoduję kury i króliki. Zresztą tutaj każdy coś hoduje – jest przecież miejsce. Zauważyłem, że moi znajomi, którzy przedtem lubili zaglądać do kieliszka, po sprowadzeniu się na osiedle zaczęli więcej przebywać w domu, zajmować się ogródkami, hodowlą.

Rzeczywiście, przy każdym prawie domku widzi się jakieś kojce i kurniki. Ogródki są zadbane, dobrze utrzymane. Dużo kwiatów, drzew owocowych. Mieszkańcy „domków pakinowskich” zżyli się już bardzo ze swym osiedlem, zagospodarowali je i upiększyli. Jest to teraz jedna z najprzyjemniejszych dzielnic miasta.

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij