www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Bugaj

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Pojawienie się nowego osiedla po prawej stronie rzeczki Dobrzynki dało w miarę komfortowe warunki życie tysiącom mieszkańcom, ale jednocześnie zdewastowało dotychczasową wspólnotę sąsiedzką kojarzoną z bardzo starą  ulicą Bugaj. Jak na ironię jej nazwa  przylgnęła do rozległego blokowiska, które oficjalnie pozostaje osiedlem Mikołaja Kopernika.  Życie Pabianic (nr 51/1987 r.) zamieściło refleksje obyczajowe na temat dawnych Pabianic .

*

Bugaj to okna. Jedno przy drugim, rząd przy rzędzie. Setki, tysiące szyb odbijających światło słońca, latarni lub księżyca, zależnie od pory, w jakiej się je ogląda. Okna są jasne, ponure, wesołe, smutne, bogate, skromne, czyste, brudne, ciepłe, optymistyczne i lodowate też. W cementowych bryłach tylko one nie są beznadziejne. Wyłamują się z monotonii i szarości, różnicując właścicieli.

Każde okno to jeden cały świat, należący do samotnego człowieka, bądź szczęśliwej rodziny. Świat cichy, ukryty na kilkudziesięciu metrach kwadratowych między  oknami i drzwiami. Nie ma chętnych do wciskania się doń, tak samo jak do dzielenia się nim. Beton dał ludziom łazienkowy komfort – zabrał wiarę, uczucia i ufność. No cóż, jest koniec dwudziestego stulecia. W tej epoce wydarzyło się już prawie wszystko.

W jednym bugajowym mieszkaniu przy Marchlewskiego (Roweckiego), wolno mijają godziny, minuty i sekundy. Zostawiać za sobą czas można przecież w różny sposób, wszystko zależy od tego ile go jeszcze mamy. I choć nikt nie wie na pewno jak to z nim jest, młodzi tracą czas niespokojnie, nie zauważając strat. Jedynie ci, co mają go za sobą szmat, szanują zegary.

- Pani by chciała wiedzieć, co widzimy przez okno. Asfaltowe jezdnie i bloki dookoła? To też, ale najchętniej spostrzegamy wspomnienia co są naprzeciwko. Kawał niczyjej teraz ziemi i dwie lipy, które nie chcą uschnąć muszą wystarczyć, żeby po wielu latach, powrót na Bugaj usprawiedliwiał decyzję: tam gdzieś się urodził, musisz się zestarzeć. Od naszego, dawnego domu dzieli nas parking, zapchany samochodami i szeroka, asfaltowa szosa, jeszcze czterdzieści  lat temu nie do pomyślenia jedno i drugie. Starego Bugaju właściwie już nie ma. To co zostało, mówi tylko o jego brzydocie, niewygodzie i prymitywnej prostocie. Ale to nie tak tu kiedyś było. Nie tak.

Pabianice w średniowieczu rozwijały się w kierunku Majdanów, dokąd sięgały zabudowania dworskie. Posiłkujące dwór ulice: Garncarska, Szewska i te nazwane później imieniem Piotra Skargi i Kopernika wyznaczyły dalsze miejsca pod miejską zabudowę.

Bugaj (nazwę swoją wziął chyba od Bożego Gaju, bo tak jest we wszystkich miastach, m. in. w Piotrkowie i Warszawie), jeszcze w XIX wieku nazywany był WIEŻKĄ, grupującą dzikie gospodarstwa rolne ze wspólnym pastwiskiem pod Miejskim Laskiem. Ulica bez planowej zabudowy z przypadkowo ustawionymi frontonami domów i zakrętami ukształtowała się – według ludowego podania  - tak jak wracały z pastwiska krowy.

Domy wznoszono tu zwykle czteroizbowe z sienią pośrodku i piecem chlebowym. Drewniaki przytulały się do siebie w ciasnej zabudowie, a najstarsze z nich robione były bez jednego gwoździa. Ludzie żyli w nich wedle porządku bożego, szanując swoje miejsce na Ziemi, hołdując bardziej wiejskiej niż miastowej tradycji.

„Cywilizacyjnych” zmian dostarczył Bugajowi rozwój tkactwa ręcznego w Pabianicach, czym zainteresowali się i ”bugajowi” ludzie. Izby przeznaczano na lokum dla krosien, podporządkowując  rzemiosłu dotychczasowy rytm i poziom życia. Bogaczy rękodzielniczych Bugaj się nie dorobił, ale stabilizacji materialnej tak. Jeszcze przed II wojną światową był Bugaj „oazą” w staromiejskiej enklawie, różniąc się zasadniczo od reszty Pabianic i ich mieszkańców. Zaznaczając  na każdym kroku swoją odrębność, „wydał”  na świat zwyczaje i moralność tę odrębność cementujące. W latach okupacji bugajowe domy po obu stronach brukowanej ulicy były skupiskiem pracy konspiracyjnej i wielu wynikających z tego dramatów..

Kiedy Bugaj był starym Bugajem z kilkudziesięcioma domami i przylegającymi doń polami, obco jawił się wyłącznie nieziomkom, czyli tym z Nowego Miasta, nazywanym przez „bugajowych” Niemcami. Swoi byli skonsolidowani jak wielka szczerze  szanująca się rodzina. Więzi zaciskane przez lata dały model wychowawczy, kulturowy oraz obyczajowy, przekazywany z pokolenia na pokolenie, i przyjmowany bez sprzeciwu. Starszy zawsze miał rację, choćby nawet mniejszy był o połowę od młokosa, którego pouczał. Uroczystości rodzinne niosły radość i poczęstunek niemal całej ulicy. Pomoc sąsiedzka nie znała granic, a zażyłość stworzyła kodeks – bez zapisu – z zakazami i nakazami honorowanymi przez społeczność.

Trzeba tylko zamknąć oczy, cofnąć się w czasie i już się widzi życie proste, oddycha powietrzem czystym, odczuwając radość istnienia. Na przykład: Bugaj szykuje się do Świąt Bożego Narodzenia. W co bogatszych domach rzeźnicy robią świniobicie, po którym sąsiedzi dostaną paczki z „wyrobami”. Gospodarze już wycięli choinki z pobliskiego lasu i dzieci pięknie je przystroją. Matrony poniosły drożdżowce na wielkich blachach do piekarza i pachnie dookoła słodką kruszonką. Gospodynie sprzątają izby i gotują wieczerzę. Zostało tylko mycie. Dla oszczędności, w jednej wodzie, w dużej balii kąpie się cała rodzina: od najmłodszego do najstarszego.

Pierwszy, migotliwy znak na niebie zastawał przygotowane w pełni do świąt rodziny. Po Wigilii głos dzwonu od św. Mateusza niósł się po świeżym białym śniegu i przywoływał „bugajowych” na pasterkę. Pustoszały domy, ożywiała się ulica i słychać było odgłos skrzypiących na mrozie butów. Wyjąwszy lata niewoli hitlerowskiej, święta na Bugaju miały niespotykanie dobry smak i duży urok.

Okres bożonarodzeniowy był czasem wesel. Każdy młody miał ambicję połączyć się z kimś na zawsze właśnie w święta. Ceremoniał ślubny był taki, że w przeddzień wesela sąsiadki tłukły naczynia pod drzwiami panny młodej, za to były podejmowane poczęstunkiem. Cała ulica słyszała też, a niektórzy jej mieszkańcy włączali się w orszak ślubny, jak weselni goście szli – obowiązkowo – na ślizgawkę do Hipolita Kuligowskiego. Zamarznięta woda (latem czysta, pachnąca wodorostami służyła przejażdżkom łódkami), była tam, gdzie dzisiejsze bulwary. Pyszna zabawa na mrozie trwała nieraz kilka godzin.

Wyrazem nieufności wobec reszty miasta stała się, miedzy innymi, tradycja kojarzenia par urodzonych i wychowanych na Bugaju. Prawo pięści przez długie lata stało na straży zwyczaju, który obowiązywał jeszcze wiele lat po ostatniej wojnie. Niejeden kawaler z Nowego Miasta został skutecznie zniechęcony do ożenku z bugajową panną.

Święta Bożego Narodzenia były na Bugaju czasem aktywności towarzyskiej oraz załatwiania interesów. Odwiedziny sąsiedzkie były naprawdę chciane przynosiły ludziom wytchnienie i ukontentowanie. Goszczono się  szczerze i obficie. Kultywowano też zwyczaj odnawiania w tym okresie umów o pracę  z parobkami i dziewczynami służebnymi.

Teraz jest tu inaczej. Zmiany zaczęły się na dobre, kiedy „bugajowi” zaczęli emigrować do … miasta. A miasto zaczynało się kilka ulic dalej. Chłopcy wżenili się w rodziny z centrum, dziewczyny wyniosły się do mężów spoza Bugaju. Reszty dokonali urbaniści, architekci i budowlani, zamieniając zieloną wieżkę na cementową wioskę z wygodami. Nie negując pozytywnej strony tej epokowej przemiany, trzeba dostrzec i to, że ludzie są sobie obcy, niepodobni do siebie, bo wywodzą się albo z prawdziwej wsi albo z prawdziwego miasta, a Bugaj był zawsze czymś pośrednim między jednym a drugim. (Grażyna Sałacińska „Widok z okna” )

*

O Bugaju pisał także Kazimierz Brzeziński (Pab-Art/ maj 2000r.), podkreślając, że ulica  już była skazana na unicestwienie, ale ocaliły ją zmiany  ustrojowe.

 Bugaj – jedna z najstarszych ulic w Pabianicach, ciągnąca się wzdłuż prawego brzegu Dobrzynki, od kościoła św. Mateusza hen aż do podmiejskich pól. Nazwa nawiązuje do prasłowiańskich obyczajów kultowych – oznacza prawdopodobnie święty gaj, choć tu akurat w Pabianicach nic nie wskazuje, jakoby takie miejsce istniało. Ciekawe, że tę samą nazwę spotkać można w niedalekim Piotrkowie Trybunalskim, co zdaje się potwierdzać historyczność „bugaju” na tym obszarze ziem polskich.

Ulica Bugaj, w odróżnieniu od większości pabianickich arterii, nie przebiega w linii prostej, a wije się zakolami, co przydaje jej swoistego uroku oryginalności. Mój rubaszny dziadek Antoni mawiał, że ta ulica wytyczona jest „jakby wieprzek szczał”, ale to oczywiście żart. Swoją nieregularną linię Bugaj zawdzięcza raczej biegowi Dobrzynki, od której prawdopodobnie mierzono osadnicze grunta …

Przez wiele lat, na które częściowo się jeszcze załapałem, Bugaj uchodził  za typowo staromiejską ulicę, odgrodzoną od nowszej części miasta prywatnymi terenami fabryczno-rekreacyjnymi rodziny Enderów. Z nowego Miasta dostać się można było albo na sam początek Bugaju – ulicą Grobelną, albo na sam jego koniec – jutrzkowickimi polami. Dopiero we wczesnych latach 50. przebito ulicę Marchlewskiego (dziś Roweckiego), która wówczas połączyła tylko Bugaj z ul. Kilińskiego. Nowość tego połączenia na wiele powojennych lat utrwaliła się w świadomości pabianiczan tym, że mało kto używał oficjalnej nazwy ulicy – o Marchlewskiego mówiło się po prostu „Nowa Droga”.

Kiedy w początkach dekady Gierkowskiej zrodziła się koncepcja budowy nowego osiedla na południowo-wschodnich terenach Pabianic, ówcześni urbaniści wydali wyrok na ulicę Bugaj. Uznano ją za strefę nierozwojową, co w praktyce oznaczało, że wszelkie stare budynki miały tam stać, nieremontowane, do fizycznej śmierci. Od ulicy do rzeki zaplanowano strefę zieleni, rodzaj zielonych płuc dla rozbudowującego się osiedla.

Te plany wzięły w łeb po zmianie ustroju i powrocie prawa własności w pełnej gamie. Bugaj odżył nowymi elewacjami, efektownymi ogrodzeniami, nawet całkiem nowymi budynkami. Stara i wciąż nieremontowana jest tylko nawierzchnia na pierwszym odcinku ulicy: od Piotra Skargi do Roweckiego (dawną Marchlewskiego w związku z osiedlem przedłużono aż do ul. 20 Stycznia). Kocie łby, wykruszone krawężniki, wyboje i kałuże utrudniają przejazd, lecz przecież jeżdżą tam samochody, bo ludzi wciąż na Bugaju mieszka sporu. I tak już pozostanie, co skłonić powinno ojców miasta do przypomnienia sobie o tej najstarszej, ale wciąż żywej uliczce. Fotopolska.eu - Ulica Bugaj

*

Szczególne znaczenie dla mieszkańców Bugaju miał pobliski kościół św. Mateusza wraz z plebanią, w której rezydowało – przez lata - wiele interesujących i zasłużonych osób duchownych. Reporterka ŻP odwiedziła tam w grudniu 1987 roku  ks. Lucjana Jaroszkę (1904-1995, Honorowy Obywatel Pabianic – 1993 r. ).

Plebania u św. Mateusza prześliczna jest latem kiedy kąpie się w soczystych i silnych roślinach, które – walcząc ze żrącym odorem przemysłu – zwyciężają go i dają kwiatowe wytchnienie skrawkowi ziemi przy Grobelnej. Wypada, żeby tak było, bo na księżowski dworek patrzą wieki starsze od niego, schowane w kościelnych murach naprzeciwko.

Tak, Stare Miasto choć w całości swojej nieurodziwe i biedne, kokietuje nas i obcych, tym co ma najlepszego. A ma: Zamek oraz kościół św. Mateusza, których i Krakowowi i Warszawie życzę.
Zimą i w porze takiej jak ta, piękno mało zachwyca i dumać mało kto chce nad przeszłością. Upodobania już inne nami kierują, bo czas co nadejdzie ciekawszy jest od tego co przegnał sześć wieków. Nielicznych, szperających w stuleciach szanować więc trzeba podwójnie. Za cierpliwość i przeciwstawienie się zbiorowej niepamięci.

Pabianickie dzieje biorą się od świątyni i dworu. Z nich wyrosła historia co lat ma przeszło sześćset i pięćdziesiąt każąc temu miastu wywyższać się ponad inne w okolicy.

Plebania u św. Mateusza też już przeżyła niejedno ludzkie życie. Ma swoje lata i umie je obnosić. Ganek i werandowe wejście prowadzą do sieni, ciemnej i ciasnej, z której domowników przywołuje się dzwonkiem takim jak kiedyś były w szkołach. Kiedy oznajmiono, że jest na dole ktoś do księdza prałata Lucjan Jaroszki, po skrzypiących, wąskich schodach zszedł duszpasterz  nietęgiego już zdrowia , lecz usposobienia przepogodnego. Po godzinnej z nim rozmowie uwierzyłam, że skromnością i wiedzą mógłby ksiądz obdzielić szczodrze wielu  i jeszcze by mu tego zbywało.

- Miasto bez genezy, bez uświadomionego początku jest ubogie i źle traktowane. Żeby naprawdę istnieć i liczyć się dla innych trzeba znać korzenie, mieć swoją historię.

- Pabianice mają bogaty materiał historyczny, ponieważ należały do dwu skupisk kościelnych: krakowskiego i gnieźnieńskiego. Baruch, historyk, który dał nam podstawową wiedzę o rodowodzie miasta nie dotarł do wszystkich dokumentów historycznie ważnych. Ominął na przykład (niezamierzenie) papiery wizytacyjne biskupów gnieźnieńskich, w których pośród spraw kościelnych i koloryt  społeczno-gospodarczy był zawarty także. Pierwszy wizytacyjny protokół pochodzi z roku 1637. Skopiowałem go … we Włocławku (po 1918 roku Gniezno tam go skierowało) włączając do I tomu kroniki parafii św. Mateusza.

- Spisując przeszłość parafii zgłębił ksiądz prałat dzieje Pabianic?

- Trudno wyobcować parafię z miasta lub oddzielić je od siebie skoro przez stulecia parafia dominowała we wszystkich przejawach życia tutejszej społeczności.

- Pabianice zamieszkiwał lud …

- Biedny, choć pracowity, bez większych ambicji cywilizacyjnych, odcięty od nowinek z zewnątrz. Miasto rozwijało się wolno. Jego granicą była Dobrzynka, od której w górę pięła się prymitywna, oparta na tradycji zabudowa.

- A przemysł, który włada dzisiaj miastem niepodzielnie?

- Dotarł do nas po III rozbiorze, zaś fabrykancka potęga zrodziła się w Pabianicach na … ziemi kościelnej.  Za udział księży w powstaniu styczniowym oddano grunta kościelne niemieckim fabrykantom. Dobra sięgały aż do cmentarza  - przed powstaniem. Potem kościół otoczono murem, a z dawnego majątku ocalał kapuśnik – dzisiejszy teren przy plebanii.

- Pabianice stały się wówczas niejednorodne etnicznie?

- Ostatni protokół przedrozbiorowy mówi, że nie ma w parafii żadnych innowierców. Monolit narodowościowy przerwały rozbiory i przypływ Niemców, którzy pozbawieni byli ekonomicznych szans u siebie. W 1827 roku powstaje pierwsza część parafii ewangelickiej. Przed tą datą ewangelicy chrzcili się, żenili  i grzebali korzystając z usług katolickich księży i kościoła.

- Kronika parafialna składa się  z kilku tomów wartościowych nie tylko historycznie lecz estetycznie. Obszerne skórzane księgi zapisane kaligraficznymi literami, wypełnione ikonografią, datami, tudzież wydarzeniami starymi jak nasze miasto  musiały zabrać księdzu kulka lat. Czy stworzenia takiego dzieła podejmował się ksiądz tylko z obowiązku?

- Przez wojnę pozbawieni zostaliśmy kroniki, której odtworzenia życzyła sobie parafialna wspólnota, lecz żeby ją napisać trzeba być emerytem częściowo z duszpasterstwa zwolnionym i mieć upodobanie w odkrywaniu historii.

- Czy to, że ksiądz prałat jest pabianiczaninem, ułatwiło zadanie, sprawiło, że praca przy nim była sympatyczniejsza?

- Po części tak, ale przede wszystkim zainteresowania czynią pracę miłą lub nie.

- Zainteresowania księdza są głośne w mieście i przysparzają mu faktograficznej dokumentacji chociaż nie tylko Pabianicom ksiądz swoje prace piśmiennicze zostawił.

- Długie powojenne lata, po opuszczeniu obozu koncentracyjnego, przebywałem nsa emigracji także w Australii. Do kraju wróciłem w 1974 roku przywożąc ze sobą pracę zawierającą badania nad duszpasterstwem emigracyjnym. Materiały przekazałem Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu w Lublinie. Duża podzięka mnie za to spotkała.

- Za pobytu księdza w Australii przyjeżdżał tam kardynał Karol Wojtyła. W tym roku wręczał ksiądz już Ojcu Świętemu ufundowany przez parafian kielich z wizerunkiem Maksymiliana Kolbego.

- Papież Jan Paweł II powiedział do mnie: pamiętam, Australia!

-  Australijskie sprawy i prezenty – między innymi dla pabianickiej służby zdrowia – odłóżmy do następnej rozmowy. Notowała: Grażyna Sałacińska

*

O Bugaju staropolskim pisał Tadeusz Nowak w  pracy ”650 lat Pabianic”: Podstawą do wykształcenia się tego punktu osadniczego było uposażenie ziemią kościoła parafialnego św. Mateusza. Pochodziło  ono z nadania kapituły krakowskiej jako fundatora kościoła parafialnego. Oprócz działki przeznaczonej na plebanię, w skład nadania wchodziły przede wszystkim grunty orne, wynoszące według późniejszych danych dwa łany. Były one podstawą do utworzenia folwarku plebańskiego.

W pocz. XVIII w. w stosunku do ludności zamieszkującej w dobrach będących uposażeniem kościoła parafialnego św. Mateusza posługiwano się określeniami: „poddani z części  plebańskiej”(„de sorte plebanali”) lub ”z części plebańskiej poza miastem” („de sorte plebanali extra urbem”). W 1729 r. spotykamy zapis: „ze wsi części plebańskiej”(„de uilla sorte plebanali”).

Majętności wchodzące w skład uposażenia proboszczów pabianickich były niekiedy wypuszczane w dzierżawę szlachcie. Na przykład, w 1701 r. dzierżawcą dóbr plebańskich był Bartłomiej Jerzy Pawłowicz. W 1706 r. występował Mikołaj Wysocki, tenutariusz folwarku plebańskiego. Jeszcze w 1796 r. napotykamy na wzmiankę o Józefie Tymińskim, posesorze plebanii pabianickiej, oraz Magdalenie Tymińskiej, żonie dzierżawcy (posesora) plebanii pabianickiej.

Spis ludności z  1789 r. wyszczególnia, oprócz miasta Pabianice i Młodzieniaszka, osadę o nazwie Plebania, zamieszkaną przez 40 osób, z których 19 było płci męskiej, 21 płci źeńskiej. Na jej obszarze znajdowało się 9 ”dymów” (domów). Były to: plebania, browar, karczma, dwie chałupy zamieszkane przez gospodarzy posiadających grunty, trzy chałupy „ogrodowe” (zagrodnicze) i wreszcie jedna chałupa zagrodnicza, ale bez ogrodu i gruntów. W zapiskach metrykalnych często występowały osoby związane z folwarkiem plebańskim (”praedium plebanale”).

Jak widzimy, folwark plebański przekształcił się w wieś, zwaną na przełomie XVIII i XIX w. Poświątnicą lub Bugajem. Nazwa Bugaj (podobnie jak i Młodzieniaszek) występuje na mapie Prus Południowych, przedstawiającej  część ziem zajętych przez Prusy w II i III rozbiorze Polski, którą w latach 1802-1803 wydał Dawid Gilly. Dodać można, że szynk na Bugaju funkcjonował także w późniejszym czasie. W zapisce metrykalnej z 1.02.1814 r. wymieniony został Wilhelm Rychter, „utrzymujący szynk w browarku księżym”.

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij