www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Zelów

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

Ossowskiego jest główną ulicą Młodzieniaszka. Tutaj mieszkali  zarówno znani lewicowcy, „ojcowie miasta” – Stanisław Fronczak i Bogdan Kunka, jak i narodowcy. Jednym z nich był Tadeusz Byjoch, który po zakończeniu drugiej wojny światowej, zmienił sympatie polityczne i został funkcjonariuszem aparatu represji – oficerem KBW, a później – po wielu przejściach -  dyrektorem szkoły podstawowej w Zelowie. Tam też w wyniku rozstroju nerwowego, w pewien listopadowy poranek, wpadł w morderczy szał i z siekierą w ręku rzucił się na uczniów i nauczycieli.

Na stronie Parafii rzymskokatolickiej pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Zelowie na Facebooku  znajdujemy opis (z 2016 r.) tragicznych wydarzeń z udziałem T. Byjocha.

4 listopada 59 lat temu (1957 r.) wydarzyła się wielka tragedia, której uczestnicy nie zapomnieli nigdy. Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Zelowie Tadeusz Byjoch zaatakował sześcioro uczniów siekierą. Był chłodny listopadowy poniedziałek. Wydawało się, że jak każdy dzień skończy się lekcjami i pójściem do domu. Niestety poranek tego dnia potoczył się zupełnie inaczej. Kilka minut przed godzina ósmą Tadeusz Byjoch wyszedł z mieszkania, które mieściło się w budynku szkoły, szedł z siekierą w ręku i pidżamie w paski w kierunku sal lekcyjnych. Zatrzymał się tuż za małym Romkiem Gapikiem, który był nieświadomy tego co może się za chwilę stać. Gdy Romek miał już wchodzić do klasy obok, dyrektor chwycił siekierę w obie dłonie, zamachnął się i zadał śmiertelny cios w głowę Romka. Uczniowie oraz nauczyciele zobaczyli strumienie krwi w korytarzu płynące z głowy chłopaka.

Dyrektor wszedł na piętro, gdzie uczniowie kręcili się jeszcze po korytarzu. Byjoch podszedł do Zbyszka z piątej klasy, po chwili chłopak miał całą głowę we krwi. Wydawało się, Dyrektor miał upatrzone ofiary. Wybierał jednego ucznia, na resztę nie zwracając uwagi. Gdy wszedł do sali klasy VII a uderzył obuchem siekiery 3 dziewczynki. Kolejna była klasa V b. Tam cios otrzymały dwie dziewczynki i jeden chłopak. Cały dramat jaki odgrywał się na szkolnym korytarzu i w salach lekcyjnych trwał zaledwie kilka minut.

Uczennica klasy IV b zauważywszy dyrektora zakrwawionego, bosego, w pidżamie, z siekierą w ręku idącego w stronę jej klasy ostrzegła kolegów. Zastawili drzwi od środka szafkami, półkami, biurkiem, aby nie dostał się do środka. Widząc, że nie dostanie się do tej sali dyrektor ruszył w stronę swojego mieszkania. Po drodze ranił jednego z nauczycieli. Byjoch w końcu napotkał na swojej drodze księdza Józefa Stanka.

Katecheta zwabił dyrektora do łazienki. Ten przewrócił Stanka na podłogę. Ukląkł i kilka razy zamachnął się, ale jakimś cudem w głowę ani raz nie trafił. Wreszcie księdzu udało się chwycić trzonek toporka. Wyrwał się oszalałemu i wstał. Toporek zabrał z sobą na plebanię. Dyrektor nie mając siekiery w ręku nie poddawał się. Brutalnie pobił nauczycielkę rosyjskiego, która poślizgnęła się na kałuży krwi. Następnie rzucił się na woźnego. Po chwili idąc w stronę dziedzińca krzyczał do stojących nieopodal dzieci „Kto następny?”. Nie zranił już żadnego z nich. Byjoch idąc środkiem ulicy został obezwładniony przez sześciu mężczyzn.

4 listopada 2012 roku, dokładnie w 55. rocznicę tragicznych wydarzeń w zelowskiej szkole, przy kościele rzymskokatolickim w Zelowie, odsłonięto tablicę poświęconą kanonikowi księdzu Józefowi Stankowi, wieloletniemu wikariuszowi  tamtejszej parafii. Dzięki bohaterskiej postawie, ksiądz Stanek uratował życie innych, potencjalnie zagrożonych w ów feralny dzień.

*

Tadeusz Byjoch nie poniósł kary. W 1962 r. zakończył pobyt w szpitalu więziennym. Lekarze stwierdzili, że nie jest chory psychicznie i … sprawę umorzono.   Sąd Najwyższy zadecydował o powrocie mordercy „do społeczeństwa”, stawiając warunek, że nie będzie spożywał alkoholu oraz wydając zakaz pobytu na terenie województwa łódzkiego. Byjoch mieszkał z żoną i córką w Szczawienku, w Słupcy koło Kłodzka i w Nowej Rudzie. Pracował w wydziale edukacji jako kierownik ds. planowania dydaktycznego. Ukończył także zaoczne studia ekonomiczne. Bezkarność Byjocha świadczyła o tym, że ktoś trzymał nad nim parasol ochronny.

Biografia Tadeusza Byjocha obejmuje także działalność konspiracyjną w okresie okupacji niemieckiej w Staromiejskiej Kompanii Orzeł Biały Narodowej Organizacji Wojskowej w Pabianicach. W książce E. Debicha, H. Adamusa i K. Woldańskiego „Młodzież pabianicka w walce z okupantem lata 1939-1945”, Pabianice 1997 czytamy: Tadeusz Byjoch – starszy podoficer Wojska Polskiego sprzed 1939 roku. Ukończył Seminarium Nauczycielskie. W pierwszych latach okupacji podjął naukę w zakresie zawodu kominiarskiego. W wyniku tej nauki uzyskał zaświadczenie czeladnicze upoważniające go do wykonywania zawodu na terenie Pabianic. Dzięki wykonywanemu zawodowi mógł swoją działalność organizacyjną swobodnie prowadzić na terenie całego miasta, nie zwracając na siebie specjalnej uwagi ze strony gestapo czy żandarmerii.

Osobiście dobrze zakonspirowany podjął się dość wcześnie, bo na początku 1940 r. organizować kontakty w ramach tworzonej Staromiejskiej Kompanii „Orzeł Biały”, w której był zastępcą dowódcy Kompanii Romana Molendy. Jesienią 1941 roku zostaje Dowódcą Kompanii, w której następuje przeorganizowanie i szybki ilościowy i jakościowy wzrost szeregów. Organizuje sprawnie działającą łączność między Pabianicami a Generalną Gubernią na linii Piotrków Trybunalski – Warszawa.

W wyniku aresztowań w lutym 1944 roku Czesława Pawlaka, Jerzego Łacwika i Janusza Woldańskiego ucieka do Generalnej Guberni i przebywa tam na różnych punktach kontaktowych NOW i AK. Bierze udział w akcjach partyzanckich NOW-AK, zorganizowanych w rejonie piotrkowskim  i radomskim.

Po wkroczeniu wojsk sowieckich zgłasza się do WP i zostaje zmobilizowany. Otrzymuje stopień porucznika WP. Stacjonuje przez jakiś czas w Warszawie. Zdemobilizowany w 1946 r. wraca do zawodu nauczyciela.

Sławoj Kopka w książce „Zelów. Zdarzyło się”, Łódź 2022 podaje, że:  Tadeusz Bajoch urodził się w 1915 roku w Pabianicach, w 1936 roku ukończył seminarium nauczycielskie w Płocku. W następnym roku został powołany do wojska, zaliczył kurs dywizyjny podchorążych, odbył stosowną praktykę w pułku piechoty i w stopniu plutonowego odszedł do cywila. Wrócił do Pabianic, ale nie podjął pracy w wyuczonym zawodzie, przez rok był buchalterem w największej pabianickiej manufakturze.

W marcu 1939 roku został zmobilizowany, z 37 Pułkiem Piechoty stacjonującym w Kutnie wyjechał w pobliże granicy polsko-niemieckiej w rejon Wągrowiec-Żnin. Z plutonowego awansował na podporucznika. Już jako dowódca plutonu łączności we wrześniu 1939 roku walczył z Niemcami. W czasie akcji pod Inowrocławiem wybuchł obok niego pocisk, został częściowo zasypany, doznał urazu nogi i czaszki, stracił przytomność, wraz z całą dywizją dostał się do niewoli. Trafił do obozu pracy w Zduńskiej Woli, skąd w połowie stycznia 1940 roku uciekł i przekroczył granicę Kraju Warty i Generalnego Gubernatorstwa (GG) w pobliżu Piotrkowa Trybunalskiego.

Wiedział, że w Pabianicach będzie poszukiwany, więc na jakiś czas pozostał na terenie GG. Po kilku miesiącach przedostał się do rodzinnych Pabianic, pracował w niemieckiej teraz firmie Kindlera – jak sam podał – nadal jako buchalter. Potajemnie spotykał się z młodymi ludźmi, udzielał lekcji. W 1943 roku umarł jego ojciec, Bajoch dowiedział się też o śmierci dwóch swoich szwagrów przebywających w Dachau. Gdy poczuł niebezpieczeństwo ze strony Gestapo, przeniósł się znów do GG w okolice Piotrkowa Trybunalskiego.

Z akt zachowanych w IPN, z dokumentów – co istotne – wypełnianych osobiście przez Bajocha nie zawsze jednoznacznie określających jego okupacyjna działalność wyłania się nietuzinkowa postać. Od grudnia 1943 roku działał w partyzantce w Warszawie, w styczniu 1944 roku znalazł się w Armii Ludowej jako dowódca patrolu wywiadowczego, w lutym 1945 roku był członkiem PPR w Pabianicach, 7 kwietnia, jak napisał, powołano go do odrodzonego Wojska Polskiego. Działalność „Czarnego” (tak miał brzmieć jego pseudonim konspiracyjny) potwierdzają co najmniej dwaj świadkowie.

W maju 1945 roku jego jednostka została przekształcona i weszła w strukturę Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW), Tadeusz Bajoch stał się oficerem tej bardzo mobilnej formacji, której zadaniem było fizyczne rozprawienie się z przeciwnikiem politycznym. Trafił do Warszawy, pełnił służbę jako oficer służby łącznościowej KBW. Od samego początku zwracał na siebie uwagę, wyróżnia się jako „politycznie uświadomiony i pewny, moralnie wytrwały, w pracy stanowczy, pracowity, energiczny, inteligentny, bez nałogów”. Po pół roku służby, w grudniu 1945 roku, awansował na porucznika i zaproponowano jego kandydaturę na szefa zaopatrzenia artyleryjskiego warszawskiego oddziału KBW. Tego stanowiska chyba jednak nie objął, bo wkrótce znalazł się w dowództwie KBW w Łodzi.

Chodził w mundurze z granatowymi wyłogami, wyróżniającymi żołnierzy KBW, przepasany koalicyjką, z krótką bronią przy pasie. Jego kariera zapowiadała się obiecująco, i kto wie, jak wysoko wspiąłby się po szczeblach bezpieczniackiej struktury, gdyby nie jego fatalne kontakty i znajomości. W lipcu 1946 roku został zatrzymany w Warszawie przez I Oddział Zarządu Informacji KBW. Zarzut – kontakty z dezerterem z KBW, utrata służbowej broni i amunicji, kontakty i biesiady z innymi dezerterami. „Dopuścił się czynu hańbiącego honor wojskowy” – stwierdził sąd wojskowy i skazał Tadeusza Bajocha na rok więzienia, jednocześnie degradując go do stopnia szeregowca. Legitymację oficera odebrał mu osobiście sowiecki „opiekun” w KBW, mjr Miazdrykow. Bajoch przestał być członkiem PPR.

W lutym 1947 roku ogłoszono amnestię i w połowie kwietnia Bajoch wyszedł na wolność. Wrócił do Pabianic, podjął pracę w szkolnictwie (…). Według jego szwagra, Bajoch w 1953 roku już ”nie mógł się obejść bez wódki”, w 1954 roku miał pierwsze objawy halucynacji; cierpiał na bezsenność, męczyły go omamy.

Sławoj Kopka, autor wspomnianej książki, z wielkim zaangażowaniem badał „sprawę Byjocha”, był m. in. w pabianickim muzeum i dotarł nawet na ulicę Ossowskiego: (…) W Pabianicach odszukałem ulicę Ossowskiego, przy której mieszkała siostra Bajocha. Chciałem zobaczyć dom, którym mieszkał wcześniej i w którym spędził dwa i pół dnia przed tragicznym poniedziałkiem. Posesję zajmowali już inni ludzie i nic o nim nie wiedzieli, co najwyżej pamiętali byłą właścicielkę: „zamożną pabianiczankę, co dorobiła się fortuny na wieńcach”. Więcej natomiast informacji miała starsza pani, która – ot, przypadek, częsty sojusznik reportera – naraz pojawiła się przed sąsiednim domem. Zagadnąłem, bardzo zainteresowało ją moje pytanie o rodzinę Bajocha: „Leokadia S., dawna właścicielka, już nie żyje; ten jej brat, o którego pan pyta, bywał u siostry często, ale ja go widziałam może ze dwa razy. Wiem, że miał zrobić coś strasznego, podobno kogoś zabił” (…).

Masakra w zelowskiej szkole. Dyrektor siekierą atakował przerażone dzieci [HISTORIA]

Zelów. Zdarzyło się

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij