www.um.pabianice.pl
Pabianice znajdują się w aglomeracji łódzkiej. Stanowią zarazem centrum 120-tysięcznego powiatu. Funkcjonują tutaj najważniejsze dla społeczności instytucje i urzędy. Miasto liczy 58 tys. mieszkańców i obejmuje obszar 33 km2.

Marczyński

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę

W 1959 roku redakcja Życia Pabianic nawiązała owocny kontakt z Antonim Marczyńskim, autorem popularnych powieści.

Halo tu Nowy Jork – Halo tu Pabianice: wywiad przez ocean z doktorem Antonim Marczyńskim. Rafał Królik jako pomocnik szpiega francuskiego? „Chytre” melodramaty sceniczne. Ile jest radiostacji i stacji telewizyjnych w USA? Czy można grać w szachy i jednocześnie prowadzić auto? O tych i wielu innych ciekawych sprawach dowiesz się drogi czytelniku po przeczytaniu tego wywiadu przez ocean, napisanego specjalnie dla Życia Pabianic przez Antoniego Marczyńskiego sławnego autora powieści sensacyjnych!

Jedna z wielu powieści napisanych przez p. Marczyńskiego pt. „Czarci Jar” jest drukowana obecnie w naszym tygodniku.

- Ponieważ ukazała się w zeszłym roku pięćdziesiąta pańska pozycja w wydaniu książkowym i święci pan z tej okazji „mały jubileusz” pragnąłbym zadać panu kilka pytań. Czy odpowiada panu forma wywiadu korespondencyjnego?

- Ha, skoro chwilowo pan nie może odwiedzić mnie w Nowym Jorku, ani ja pana w Pabianicach, musimy na razie ograniczyć się do wywiadu w drodze korespondencji.

- Słyszałem, że przyjeżdża pan w tym roku na miesiąc z wizytą do Polski. Jak chciałby pan spędzić czas pobytu w kraju i co chciałby pan przez ten okres zobaczyć?

- Pragnąłbym zobaczyć wszystko, albo choć maksimum, gdyż wyjechałem z Polski w pierwszych dniach maja 1938, a od tego czasu zmieniło się dużo. Na same turystyczne oględziny nie wystarczyłby jeden miesiąc, cóż dopiero na pogawędki z przyjaciółmi starymi i nowymi, na zobaczenie wszystkich sztuk granych w teatrach i wszystkich filmów polskich. Przewiduję zatem, że nasza, tj. żony i moja wizyta trwałaby raczej kwartał niż miesiąc.

- Interesuje pana z pewnością życie literackie w Polsce. Jakie nowe książki pan czytał i które z nich uważa pan za najcenniejsze?

- Dopóki w Nowym Jorku istniał Konsulat Polski, można było w jego czytelni przejrzeć polskie nowości literackie i czasopisma. Skończyła się ta jedyna tutaj okazja, gdy kilka lat temu zamknięto polskie  konsulaty w Stanach Zjednoczonych. Odtąd czytam tylko to, co mi od czasu do czasu przyjaciele nadeślą z Polski, a co z pewnością nie przekracza  jednego procenta całej  współczesnej twórczości. Ale choćbym znał całą, także nie wyjawiłbym publicznie, które dzieło uważam za najcenniejsze. To najprostszy sposób narobienia sobie nowych wrogów, a ja starych mam tutaj tylu, ze chętnie mogę ich kilka tuzinów odstąpić gratis.

- Słyszałem, że pisze pan nowe współczesne powieści z cyklu o Rafale Króliku, detektywie mimo woli. Czy nie zamierza pan jednak cofnąć się wstecz z opisem przygód Rafała? Na przykład do okresu ostatniej wojny, w którym byłby on zamieszany w jakąś aferę szpiegowską?

- Owszem, nawiedzały mnie takie pokusy i miałem już naszkicowaną fabułę takiej powieści z akcją w 1944 we Francji, gdzie Rafał przez omyłkę wcielony do armii niemieckiej i zdegradowany na ordynansa pułkownika, jest równocześnie filarem miejscowego podziemia francuskiego (maquis) i pomocnikiem szpiega alianckiego, a z tarapatów ratuje go inwazja Aliantów dnia 6 czerwca 1944, poprzedzona w nocy zrzuceniem spadochroniarzy. Aliści przekonano mnie na przykładzie moich dwu wojennych nowel, „Klątwa skrzywdzonej dziewczyny” i „Żywe torpedy”, że w nazbyt czarnych kolorach maluję nazistów i ich wojnę, której rzeczywiście z bliska nie widziałem, gdyż spędziłem cały jej okres w Ameryce. Zrezygnowałem przeto z wojennych przygód Rafała, choć chciałem go pokazać także w innych częściach Francji, we Włoszech i w Afryce Północnej, słowem w okolicach, które osobiście dobrze znam. Ale przecież powojenne czasy są także ciekawe, a świat dość obszerny, zatem tła do dalszych przygód Rafała nie braknie. O tym zaś, czy warto go będzie pokazywać gdzie indziej, zadecyduje sukces lub klapa powieści turystycznej z Rafałem pt. „Krętą drogą do Hollywood” i także z nim w głównej roli powieści egzotycznej pt. „Tam gdzie szalał Ku-Klux-Klan”.

- W czasie wojny był pan m.in. założycielem, redaktorem i wydawcą własnego tygodnika satyryczno-humorystycznego „Osa”. Napisał pan wówczas około 6000 artykułów, satyr, felietonów. Czy zamierza pan kiedyś wybrać z tej bogatej twórczości dziennikarskiej utwory do ewentualnego wydania ich w formie książki?

- Chętnie, lecz obawiam się, że znaczna większość tych utworów straciła już wszelką aktualność. Dalej, satyra i karykatura śmieszy tych, którzy znają wyśmianą jednostkę, organizację, czy ferajnę, a któż w Polsce zna tutejszych pyszałków, półgłówków, „rejtanów” i kombinatorów żerujących na wszystkim? Ongiś kusiło mnie napisać o nich powieść obyczajowo-satyryczną pt. „Saga rodu O’Górków” i materiałów do niej nagromadziłem dużo także poza „Osą”, ale również i ta powieść, choć obmyślana w całości, nigdy nie „wylała się z kałamarza na papier”.

- Pańskie przedwojenne powieści, mimo że nie wznawiane, cieszą się nadal wielką popularnością i poczytnością wśród czytelników. Jaką z własnych przedwojennych książek uważa pan za najlepszą?

- „Pieniądze  zdobyć łatwo, ale…”, jeśli idzie o powieść z tłem krajowym, a „Gdy bestia budzi się”, gdy idzie o utwór z tłem egzotycznym.

- Jakie są w tej chwili pana plany literackie na najbliższą przyszłość i jaka jest pana największa ambicja w zakresie napisania nowego utworu?

- Pańskie przedwojenne powieści, mimo że nie wznawiane, cieszą się nadal wielką popularnością i poczytnością wśród czytelników. Jaką z własnych przedwojennych książek uważa pan za najlepszą?

- „Pieniądze  zdobyć łatwo, ale…”, jeśli idzie o powieść z tłem krajowym, a „Gdy bestia budzi się”, gdy idzie o utwór z tłem egzotycznym.

- Jakie są w tej chwili pana plany literackie na najbliższą przyszłość i jaka jest pana największa ambicja w zakresie napisania nowego utworu?

- Prócz nowel i satyrycznych humoresek, pociągają mnie dwa tematy do większych utworów, oba z egzotycznym tłem, które chcę w najbliższej przyszłości obejrzeć, aby przy pisaniu nie bujać na niewidzianego, jak to praktykowałem w samych początkach swej kariery. Korci mnie, żeby tym utworem dać formę melodramatów na scenę z minimalną ilością dekoracji. Ponieważ jednak kasta dramaturgów jest prawie tak ekskluzywna i zazdrosna jak kasta filmowców, przewiduję trudności z uplasowaniem swoich melodramatów. Dlatego spróbuję pisać je w tak „chytry” sposób, by melodramat sceniczny po przekreśleniu objaśnień stał się gotowym maszynopisem powieści. Słowem pragnę zapewnić sobie odwrót na uprzednio umocnione pozycje, jeśli kasta teatralna moje prace odrzuci.

- Ile czasu poświęca pan codziennie na swą pracę literacką i jaka jest pana stała forma odpoczynku po pracy, oczywiście oprócz snu.

- Jeszcze do końca wojny czułem się młodzieńczo tak, że mogłem pracować piórem po osiemnaście godzin dzień w dzień. Za to raz na rok dawałem sobie pełny urlop od pisania i całkowite wakacje, które spędzaliśmy z żoną w aucie, zwiedzając co raz to inne atrakcje turystyczne Ameryki Północnej. A ponieważ same Stany Zjednoczone dorównują obszarem całej Europie, a Kanada jest jeszcze większa, turysta ma tu co zwiedzać przez piętnaście lat, jeśli na to może poświęcić tylko sześć tygodni rocznie.

Te dobre czasy skończyły się nam w 1951 roku. Odtąd mogę pracować jednym ciągiem najwyżej dwanaście godzin, czasem tylko dziesięć, potem muszę iść odpocząć sobie choć godzinkę przed telewizorem. Aby i tam nie próżnować, gimnastykuję zagrożone reumatyzmem palce na pianinie. Słowem brzdąkam sobie melodie z lekkiego repertuaru, jakie słyszałem przy robocie, gdyż radioodbiornik przy moim biurku gra bez przerwy. Tylko gadanie mi przeszkadza, wówczas przeskakuję na inną stację, a radiostacji mamy w New Yorku dwadzieścia jeden i telewizyjnych siedem, jest więc w czym wybierać. Czasem, gdy sztuka w telewizji jest słaba, dorabiam do niej wesoły akompaniament i tak z wzrokiem utkwionym w ekran telewizora, z palcami na klawiaturze, z paszczą gwiżdżącą melodię lub żującą gumę (bo palić przestałem już dawno), odpoczywam godzinę, czasem półtorej. Potem wracam do biurka, albo zabieram stosy lektury do łóżka. A niestety muszę teraz marnować sześć godzin na sen, podczas gdy dawniej próbowałem naśladować dobrowolną bezsenność Napoleona i wystarczyły mi cztery godziny plus jedna noc na tydzień całkowicie spędzona na czytaniu. Teraz potrafiłbym się zmusić do tego również, ale bez pożytku, gdyż głowa pękałaby mi z bólu przez cały następny dzień.

- Jakie utwory czyta pan najchętniej i jakie książki chciałby pan przeczytać z tych, które ukazały się w kraju ostatnio?

- Lubiłem zawsze opisy podróży i powieści obyczajowe. Odkąd zaś nie mam czasu i forsy na teatry (w New Yorku bardzo słone) lubię czytać także utwory dramatyczne. Nie wiem, co wyszło w Polsce ostatnio, dlatego nie mogę nic wymienić z żadnych nowych tytułów.

- A teraz pytanie zawsze zadawane i już klasyczne we wszystkich wywiadach: jakie jest pana „hobby” i jaki jest pana ulubiony pisarz, kompozytor, malarz?

- „Hobby”, to ulubione zajęcie, albo ulubiona rozrywka, albo pasja zwłaszcza kolekcjonowania czegoś. Kolekcjonować lubię honoraria autorskie i książki, a żona lubi pamiątki z podróży i fotografie, których ma ponad dwadzieścia albumów, jak dotąd. Ulubioną moją rozrywką były ongiś szachy, zwłaszcza grywane na dwu do pięciu szachownic na raz, ale na to miałem czasu dość tylko w gimnazjum chyrowskim, a potem w długich podróżach morskich. Przy turystyce lądowej to jest niemożliwe, bo jakże tu prowadzić auto i równocześnie grać w szachy? Toteż zarzuciłem je kompletnie zwłaszcza gdy w 1950 roku kupiliśmy sobie telewizor. Lecz jeśli „hobby” ma znaczyć ulubione zajęcie, to było i jest nim dla mnie podróżowanie i wykorzystywanie wrażeń z podróży piórem w utworach lekkich.

Moim ulubionym pisarzem był najpierw Jules Verne, potem Henryk Sienkiewicz, potem Juliusz Słowacki, wreszcie autorzy amerykańscy, jak Jack London, Upton Sinclair, Dreiser, Dos Passos, Steinbeck, Caldwell, Faulkner i Hemingway. Kompozytorów ulubionych mam takie mnóstwo, że wymienię tylko najulubieńszych:  Chopin, Czajkowski, Dworzak, Verdi, Rimski-Korsakow, Albeniz, Granados, Debussy, za to nerwy mi drze Strawiński. Już wolę Wagnera. Na „malarii” mało się znam to referat mega brata. Ale jako laik lubię „szkołę francuską”, jeśli tym określeniem można objąć takich, jak Gauguin, Cezanne, Toulouse-Lautrec, Manet, Degas, Van Gogh. Pierwszego faworyzowałem za egzotyczne płótna, malowane na Tahiti, jeśli pomnę.

- Ostatnie pytanie na zakończenie, co chciałby pan niezależnie od moich pytań przekazać czytelnikom w Polsce?

- Najserdeczniejsze pozdrowienia i do „miłego zobaczyska”.

Korespondencyjną rozmowę z pisarzem przeprowadził: Zdzisław Knorowski

A. Marczyński pozostawał w konflikcie z emigracją polityczną. „ … Stąd z Ameryki – pisał – skoro tylko przebrzmiały echa wystrzałów w 1945 usiłowałem z powrotem nawiązać kontakt z Polską”. Ale za ten kontakt oraz za oświadczenie po Konferencji Jałtańskiej, na  której zatwierdzono nowe granice Polski), że lepsze są Ziemie Zachodnie od poleskich bagien, wszyscy ”patrioci” skupieni wokół Londynu oskarżyli Marczyńskiego o „zdradę stanu”. Pisarz popadł w niełaskę, był „skompromitowany” a co za tym idzie utracił wszystkie posady dotychczasowe, jakie w tym czasie piastował.

Życie Pabianic w numerze ósmym z 1959 roku zapowiadało druk powieści Antoniego Marczyńskiego „Czarci jar”: „Trup leżał pod samą ścianą, przylegając do niej lewym bokiem. Jego prawa dłoń czarna od krwi spoczywała na piersiach prawdopodobnie na ranie, bowiem w tym miejscu zakrzepła dawno krew utworzyła największą kałużę. Lewe ramię dotykało ściany i dlatego właśnie Rafał stracił od razu pewność przy której dłoni brakowało Turnie palca…” Powieść  Marczyńskiego drukowano również w zduńskowolskiej mutacji Życia Pabianic.
Pisarzowi spodobała się współpraca z miejscowym tygodnikiem. W numerach 28-31/1959 ukazał się „Dramat w ojczyźnie kangurów- humoreska satyryczna”: „Australia, ciepło. Strumyk. Nad wodą beczące stado. Jego pan, Teodor pasąc barany od życia zarania kompletnie – zdaniem rodziny- zbaraniał (…)”.

Ostatnio redakcja nasza otrzymała z Ameryki życzenia świąteczne od Antoniego Marczyńskiego autora drukowanej w naszym tygodniku powieści „Czarci jar”. W imieniu własnym i czytelników serdecznie dziękujemy panu Marczyńskiemu za nadesłane życzenia.

Poniżej zamieszczamy kartę (z panoramą drapaczy chmur)  i tekst pozdrowienia:
PT Życie Pabianic, Tygodnik Społeczno-Informacyjny, ul. Kościuszki 14, Pabianice koło Łodzi, Poland-Polska, Europa

Szanownej Redakcji i Kochanym Czytelnikom Życia Pabianic serdeczne pozdrowienia a zarazem życzenia świąteczne zasyła Antoni Marczyński. New York, 1 marca 1959 r.

P.S.
Szczerze pragnę odwiedzić Was w tym roku, ale boję się, że biurokraci znowu mi przeszkodzą.

Twórczość A. Marczyńskiego przybliżył  Zdzisław Knorowski , ŻP numery  40-42/1958 r. i   4-7/1959 r.  Janusz Dunin w książce „Moja Łódź pełna książek” pisał: Niezwykłą postacią był pabianiczanin Zdzisław Knorowski z zawodu księgowy z zamiłowania humanista i bibliofil. Z ogromnym nakładem energii zgromadził wielką bibliotekę, w znacznej mierze poświęconą autorom popularnym, często tym, których popularność zgasła. Korespondował m. in. z Melchiorem Wańkowiczem, badaczami zainteresowanymi osobą Antoniego Ossendowskiego. Odszukał i nawiązał kontakt z autorami przedwojennych bestsellerów. Antoni Marczyński, który zamieszkał w Stanach Zjednoczonych przesyłał mu nie tylko swoje nieznane w Polsce publikacje, ale także bogatą i ciekawą korespondencję. (…) Przesłał do Pabianic swoje opowiadanie, które kolekcjoner wydał jako Privatdruck w 5 bibliofilskich egzemplarzach.

Janusz Dunin wraz ze Zdzisławem Knorowskim (1932-1999) opublikował „Polskie powieściowe serie zeszytowe. Materiały bibliograficzne”, Łódź 1984. Praca ta jest przywoływana przez wielu badaczy, m.in. ostatnio Nathan Cohen „Yiddish Transformed: Reading Habits in the Russian Empire”, 2023: „(…) The wide scope of the printing of these booklets  and their circulation is discussed in Janusz Dunin and Zdzisław Knorowski „Polskie powieściowe serie zeszytowe””.

W numerze 2. Życia Pabianic z 1984 roku ukazał się wywiad ze Zdzisławem Knorowskim – bibliofilem.

W roku 1978 Leszek Mazan pisał w „Przekroju” (nr 1754): „Najpełniejszy zbiór utworów mistrza Antoniego – i najbogatszy chyba zbiór wiadomości, posiada Zdzisław Knorowski z Pabianic, apologeta twórczości autora „Niewolnic z Long Island” i przyjaciel pisarza z ostatnich lat jego życia, którą to wiadomość podaję na użytek historyków literatury…” Zaciekawiona tą wiadomością postanowiłam dotrzeć do źródła i … nakłonić mojego interlokutora do zwierzeń. Początkowo nie było to takie łatwe, ale kiedy wreszcie pierwsze lody zostały przełamane, rozmowa potoczyła się w przyjaznej atmosferze, wśród książek, bibelotów, grafik i ekslibrisów.

- Czy jest pan zrzeszonym bibliofilem? – zapytałam.

- Tak należę do Łódzkiego Towarzystwa Przyjaciół Książki oraz do Towarzystwa Przyjaciół   Książki w Warszawie.

- Ostatnio ukazała się książka Cecylii i Janusza Duninów „Philobiblon Polski”, mamy więc sposobność porozmawiać o książce.

- Tak, ale trzeba jeszcze wspomnieć o innej wydawniczej nowości wchodzącej w temat. Myślę tu o książce „Szaleńcy i nawiedzeni”. Jeden jej rozdział – zatytułowany „Bibliofil” – Matylda Wełna poświęciła prezesowi Lubelskiego Towarzystwa Miłośników Książki – dr. Stefanowi Wojciechowskiemu, który był szczególnie malowniczą postacią świata bibliofilskiego. Wracając do książki Duninów muszę powiedzieć, iż „Philobiblon Polski” wzbudził we mnie mieszane uczucia: radości i żalu.

- Jak wobec tego ocenia pan to dzieło?

- Nie jestem krytykiem literackim i mogę mówić tylko o subiektywnym odbiorze książki jako czytelnik, tym bardziej, że jest tam wzmianka o moim zbiorze bibliofilskim, potraktowanym zresztą anonimowo.

- Proszę o kilka słów na ten temat.

- Skoro pani nalega … A więc Duninowie napisali tak: „Pewien nasz komiliton interesuje się twórczością przedwojennego „kryminalisty” Antoniego Marczyńskiego .. etc. etc. W konkluzji autorzy powiedzieli… Zbieracz może już pochwalić się unikalnym zbiorem materiałów, zapewne najlepszym w tej dziedzinie w kraju, a może i na świecie.

- Taka ocena wysoko plasuje pana zbiory, należałoby się radować..

- Tak, gdyby nie pewien szkopuł. Otóż wydaje mi się, że właściciel unikalnej kolekcji nie powinien pozostać w cieniu, tym bardziej iż kolekcja nie jest hermetyczna – wręcz przeciwnie – stoi szeroko otwarta dla badaczy twórczości Antoniego Marczyńskiego.

- Jednym słowem daleki „Przekrój” okazał się dla pana łaskawszy pod tym względem od bliskich komilitonów spod znaku ŁTPK!

- Niestety, to prawda. Mój sprzeciw budzi także sformułowanie określające Marczyńskiego jako „kryminalistę”. Wyrażam pogląd, że pisarz tworzył powieści w konwencji sensacyjnej o wzorcu przygodowym, przeto jego utwory plasują się daleko od swego rodzaju klasycznej powieści kryminalnej.

- Czy jako bibliofil ogranicza się pan tylko do tworzenia kolekcji?

- Nie, nie tylko. Znakomici znawcy bibliofilskich spraw- Cecylia i Janusz Duninowie –powiedzieli … koroną zbieraczego trudu, formą dająca kolekcjonerowi najwięcej osobistej satysfakcji i społecznego splendoru, jest napisanie i opublikowanie dzieła naukowego, dokumentacyjnego lub publicystycznego powstałego na bazie posiadanej kolekcji. Jest to trafne spostrzeżenie, nic dodać, nic ująć. Powodowany takimi właśnie racjami opracowałem, „Marczyńściana  - dzieje gromadzenia zbioru” i przekazałem w 1976 roku do Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk. Inna, wcześniejsza moja praca – powstała zresztą z inicjatywy dr. Dunina – mianowicie „Rozmowa o książkach z dedykacjami”, znajduje się w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie. Sądzę jednak, iż koroną zbieraczego trudu stała się bibliografia „Polskie powieściowe serie zeszytowe”, opracowana wespół z dr. Januszem Duninem. Uniwersytet Łódzki, w którym pracujemy, przyjął bibliografię do druku i w przyszłym roku opublikuje ją we własnym wydawnictwie.

- Czy praca nad tą bibliografią dała panu dużo satysfakcji?

- Satysfakcji jest mnóstwo, jak chociażby ustalanie autorstwa anonimowych tekstów. Są to zazwyczaj zagadki pasjonujące.

- Czy może pan podać jakiś przykład, jakąś rozwikłaną zagadkę?

- Oczywiście! Dzięki korespondencji z Kazimierzem Krukowskim – nestorem aktorów warszawskich – ustaliłem, iż był on wraz z Janem Brzechwą autorem serii zeszytowej i podpisywał się pseudonimem „Zawisza”. W innym przypadku udało mi się rozwiązać zagadkę, kto był autorem popularnej serii „Hary Dickson”, wydawanej przed wojną przez łódzki koncern prasowy „Republika”. Serię drukowano anonimowo, trzeba więc było sięgnąć do źródeł obcojęzycznych, by ustalić, że autorem jest pisarz belgijski Rajmundus Maria de Kremer, posługujący się pseudonimem „Jean Ray”.

- Skąd się wzięła u pana pasja do rozszyfrowywania pseudonimów literackich oraz ustalania autorstwa anonimowych tekstów?

- Mam poczucie, że zaszczepił ją we mnie – na wykładach z literatury staropolskiej – doc. dr Rafał Leszczyński. Studiowałem wówczas filologię polską w Uniwersytecie Łódzkim. Zdobytą wiedzę pogłębiła lektura rozprawy doktorskiej Dobrosławy Świerczyńskiej - ”Polski pseudonim literacki” – i tak to trwa do dzisiaj.

- Czy to oznacza, że wciąż pan poszukuje literackich zagadek?

- Kto raz odda się tej pasji, pozostanie w jej mocy przez całe życie. Rozwiązywanie owych zagadek bywa czasem zaskakujące. Opowiem na przykład o takiej zagadce, która doczekała się finału na dalekich antypodach. Od kilku lat korespondują z zamieszkałym w Australii pisarzem Adamem Nasielskim, który przed wojną stworzył polskiego Sherlocka Holmesa w postaci Bernarda Żbika. Pewnego razu przeglądałem zeszyty z serii „Co tydzień powieść”. Mając rozeznanie w utworach mistrza Adama byłem zaskoczony odnalezieniem znanych mi skądinąd tekstów podpisanych wszelako enigmatycznym nazwiskiem  - „Bill Tramp”. Ogarnęła mnie euforia … Eureka! Czyżbym odkrył nowy pseudonim A. Nasielskiego? Nie namyślając się wiele napisałem list w tej sprawie do Nasielskiego, ale pisarz mi oświadczył, że nie używał takiego pseudonimu. Można sobie wyobrazić moją konsternację. Mimo wszystko byłem przeświadczony, że tkwi tu jakaś niezgodność i postanowiłem przeprowadzić analizę porównawczą tekstów. Skonstatowałem wówczas, że zeszyty – odbiegające tytulaturą od utworów Nasielskiego – były adaptacjami wcześniej opublikowanych powieści pod nazwiskiem autora. Ponownie napisałem do Australii, ale teraz otrzymałem odpowiedź: „… Może pan sobie wyobrazić jak ja się czułem po tym nieodpartym, Knorowskim wywodzie o istnieniu Billa Trampa. Mogę to uzasadnić, a raczej spróbować wytłumaczyć – nie tyle upływem czasu, bo pamięć wciąż funkcjonuje jak się należy – ile blankietowym upoważnieniem do zmiany tytułu i drukowania pod pseudonimem ilekroć termin wydania książkowego kolidował z datą druku w CTP. Albowiem taką umowę miałem tylko z łódzką „Republiką”, która w CTP opublikowała sporą liczbę moich książek w podwójnych zeszytach. Ponieważ często byłem w podróży, więc sprawę zmiany nazwisk zwykle uzgadniałem z moim sekretarzem … Jednak, pomimo powyższego wyjaśnienia wciąż się rumienię, gdy pomyślę o tym lapsus memoriae tak benedyktyńsko wykrytym przez pana. Rozumiem, że 45 lat to kawał czasu i, że lata wojny liczą się podwójnie – ale nie mogę sobie darować tego „Billa Trampa”  i jego całkowitego zniknięcia z mojej pamięci. Lecz nie mogę też negować faktu. W każdym razie należy się panu podziękować za ten wyczyn literackiego śledztwa”. Takie było zakończenie tej niezwykle ciekawej zagadki. Teraz pracuję nad bibliografia twórczości Adama Nasielskiego – apeluję przeto do czytelników Życia Pabianic, by udostępnili mi jego dzieła.

- Tym apelem, przeniósł się pan na pabianickie podwórko, proszę więc powiedzieć czym zaznaczyła się pańska działalność w naszym mieście?

- W latach 1957-1961 pisywałem w Życiu Pabianic „Notatnik bibliofila” omawiający nowości wydawnicze, zamieszczałem też rozmaite artykuły, przy czym na łamach tygodnika ukazał się – jako pierwodruk – mój wywiad z Antonim Marczyńskim, zamieszczony następnie w skrótowych wersjach w innych czasopismach jak: Dziennik Wieczorny, Express Poznański,  Głos wielkopolski, Nowiny Gliwickie, Nowy Nurt. Natomiast moje opracowanie „Henryk Marian Koziarkiewicz i jego wypożyczalnia książek w Pabianicach” ukazało się w pracy zbiorowej „Listy bibliofilskie” (Łódź 1974), w którym przypomniałem postać Koziarkiewicza, popularyzującego w latach międzywojennych – wraz z małżonką Wandą z Szalerów – książkę i czytelnictwo na terenie naszego miasta.

- Skoro mowa o naszym mieście wypada zapytać, czy zbiera pan druki pabianickie?

- Kolekcjonuję zapamiętale w szeroko pojętym znaczeniu tego słowa, bowiem gromadzę wydawnictwa dotyczące miasta oraz druki opublikowane w Pabianicach. Z tych ostatnich posiadam arcyrzadkie „Wiersze i monologi” Jana Niedzielskiego, wydane w Pabianicach w 1918 roku „swoim na pamiątkę”! Druki te opatruję specjalnym ekslibrisem „Pabianiciana”, wykonanym techniką akwaforty przez Norberta Hansa, artystę plastyka rodem z Pabianic.

- Czy ma pan poważne osiągnięcia w gromadzeniu lokalnego zbioru?

- Raczej znikome, bowiem specyficzna kolekcja ogranicza źródła nabywania w zasadzie do naszego miasta. Wciąż szukam monografii historycznej Maksymiliana Barucha „Pabianice, Rzgów i wsie okoliczne”, wydanej w roku 1903 w Warszawie. Parafrazując myśl Etienne Souriau powiadam „zawsze istnieć będą książki, których szukać będziemy przez całe życie, a których nie odnajdziemy nigdy”.

Na tych słowach zakończyłam rozmowę z człowiekiem, który książki ukochał ponad wszystko. Jestem pewna, panie Zdzisławie, że nasi czytelnicy pomogą panu w odnalezieniu poszukiwanych przez pana książek i mam również nadzieję, że nie jest to ostatnie spotkanie na naszych łamach, bo książki istnieć będą zawsze i można o nich mówić bez końca. Rozmawiała: Grażyna Bartoszek.

Wikipedia.org - Antoni Marczyński

Autor: Sławomir Saładaj

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Zamknij