Masakra
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę15. Pułk Piechoty „Wilków” po zakończonym starciu z pułkiem Leibstandarte SS Adolf Hitler zaczął opuszczać stanowiska bojowe. Zebrał się na ulicy Warszawskiej i 7 września 1939 r., około godziny 21.00 ruszył z Pabianic w dwóch kolumnach. Kolumna główna w składzie: dowództwo pułku, II i III batalion, oddziały specjalne, artyleria i tabory odchodziła po trasie Pabianice – Ksawerów - Ruda Pabianicka. Zdobyczny czołg niemiecki prowadzili: kpr. Mazurkiewicz i sierżant Władysław Walczak. Kolumna druga, boczna, w składzie: I batalion z baterią 28. pal i kompanią ppanc. szła po osi Pabianice – Dąbrowa - Łaskowice – lotnisko i zachodni skraj Łodzi.
Zbigniew Gnat-Wieteska w publikacji ''15. Pułk Piechoty „Wilków”” relacjonuje tragedię do jakiej doszło w Ksawerowie: Dowódca 15. pp sadząc, że jakieś drobne oddziały nieprzyjaciela mogą już być w Łodzi, nakazał szczególną ostrożność w czasie marszu oraz ubezpieczył się od czoła plutonem cyklistów ppor. Zbigniewa Marcinkowskiego. Zajmujący Ksawerów Niemcy przepuścili cyklistów, wysadzili przepust na szosie w odległości 100 -150 metrów od wioski, wystrzelili rakiety oświetlające i ostrzelali kolumnę główną silnym ogniem z broni maszynowej. Niespodziewany atak wroga wprowadził zamieszanie w szeregach pułku. Ostrzeliwane bataliony zaczęły rozwijać się do natarcia – na lewo od szosy II batalion, na prawo III – ponosząc straty w zabitych i rannych. 2. kompania ckm por. Ochapa zajęła stanowiska i otworzyła ogień, ostrzeliwując nie tylko stanowiska wroga, ale i niekiedy swoich żołnierzy. Do akcji włączył się także zdobyczny czołg niszcząc 2 ckm nieprzyjaciela. Piorunujące zaskoczenie ogniowe – wspominał ppor. Nasiełowski – którego się każdy raczej z tyłu, niż z przodu spodziewał, podziałało na żołnierzy, jak kij włożony w mrowisko. Jęk ludzi, trzask łamiących się wozów, kwik rozszalałych koni, tysiące pocisków, syczących jak osy, stworzyło w przeciągu minuty atmosferę prawdziwego piekła. Pierwszym odruchem wszystkich było uciekać z piekła, cofnąć się do lasu, oddalonego o kilometr od ziejących ogniem maszynek. Oddziały poczęły się mieszać, wozy łamać i raz rozpoczęty odwrót trudno było zatrzymać. Trafiły w końcu do przekonania żołnierzy nawoływania dowódców, że cofać się w tej sytuacji, to znaczy narazić się na ogień ścigającego nas npla. W ogólnym zamieszaniu usłyszałem donośny głos dowódcy pułku: „Czołg do przodu!”. W pierwszej chwili sam się zdziwiłem, skąd nagle dowódca dysponuje czołgami? Dał się słyszeć warkot motoru i czołg niemiecki zdobyty pod Pabianicami i obsługiwany przez naszego szofera ruszył w kierunku ziejących ogniem luf.
Ten jeden czołg, użyty w odpowiedniej chwili, dziwnie podziałał na psychikę zgnębionego odwrotem i głodnego żołnierza. Każdy zapomniał o tym, co boli i znów żołnierze poczęli się skupiać w tej ciężkiej chwili koło dowódców, powierzając im swe życie.
Panika, jaka wdarła się w szeregi w pierwszym momencie zaskoczenia ogniowego, była trudna do opanowania. Ale gdy oficerowie, podchorążowie i podoficerowie na czele grup żołnierzy z pomieszanych pododdziałów dali rozkaz do parcia naprzód – wojsko się opanowało. Niektóre grupy zdołały przedrzeć się przez zaporę ogniową. Wielu ominęło zasadzkę, wielu innych przeczekało w polu i po zejściu nieprzyjaciela z zasadzki skierowało się na Łódź. Straty 15. pp były ogromne – poległo około 300 żołnierzy. Pułk stracił swoją artylerię i prawie cały tabor. Wielu było rannych, w tym m. in. dowódca 5. kompanii por. Stanisław Piechowicz, wielu rozproszonych, „oderwańców”, którzy dołączali do swych dowódców w ciągu kilku następnych dni.
Wspominając kilka lat później ten tragiczny fragment dziejów pułku, kpt. Jan Kowalczyk napisał m.in. … baon II zanim się rozsypał poniósł bardzo duże straty, tak w rannych jak i zabitych, ponadto wybito wszystkie konie zaprzęgowe dyonu 28 pal i konie od kuchen pol. i wozów przykuchennych, oraz biedek. Inne baony poniosły mniejsze straty. Zaskoczenie to zdezorganizowało pułk.
I batalion kpt. Michała Mordwiłki (objął dowództwo po mjr. Ratajczaku) maszerował inną trasą. Słysząc odgłosy walki zatrzymał się i próbował nawiązać kontakt z kolumną główną. Ponieważ próby te zakończyły się niepowodzeniem, ruszył dalej i przeszedł przez Łódź.
Wydarzenia w Ksawerowie próbował analizować także Roman Peska autor publikacji „Bitwa Pabianicka. 15. pp „Wilków” w obronie Pabianic. 7 wrzesień 1939 rok”.
Czoło kolumny pierwszej, wycofującej się na Łódź, poprzedzone było kompanią zwiadowczo-rozpoznawcżą rowerzystów, dowodzoną przez kpt. Pierożka. Jak się okazało 'kompania” zwiadowcza w rzeczywistości składała się zaledwie z kilku żołnierzy. Nie gwarantowało to wykonanie tak ważnego, w tym miejscu, niemieckiej enklawy dywersyjnej- wyznaczonego zadania.
Mimo to dowódca pułku, wiedząc o tym, nie odstępował od tego rozkazu. Nie ma na to jednoznacznych dowodów, ale najprawdopodobniej, grupka rowerzystów zwiadu, jadąc w zupełnych ciemnościach , została znienacka napadnięta przez dywersantów i zlikwidowana bez użycia broni palnej. Potwierdzeniem takiego rozwoju sytuacji może być to, że rowerowy zwiad nie przekazał dowództwu pułku żadnego uprzedzającego sygnału.
Nie uprzedzony o zagrożeniu pułk maszerował dalej. Gdy się zbliżał do Teklina (następny przystanek tramwajowy od Dąbrowy w kierunku na Łódź), w pełnym blasku niemieckich rakiety świetlnych, został zaatakowany krzyżowym ogniem ciężkich karabinów maszynowych ze wszystkich stron m.in. z budynku nr 169, stojącym do dziś. Z tego budynku , głównego gniazda ataku dywersantów, padł masowy ogień na całej szerokości, od szosy po obecną ulicę Wschodnią. Tu też poległo najwięcej polskich żołnierzy.
Z przeprowadzonych rozmów i relacji wynika, że z budynku tego strzelały co najmniej dwa, a może trzy ckm-y. Jeden miał być ustawiony na strychu, a dwa pozostałe – jeden na pierwszym piętrze, a drugi na parterze.
Z prawej strony (z kierunku od Łodzi do Pabianic) strzelał ckm z jednego z budynków oraz z innych miejsc zarośniętych krzakami i drzewami. Padały również z budynku policyjnego. Niektórzy ludzie – świadkowie tamtych wydarzeń – twierdzą, że strzały padały również od tyłu, od strony budynku w którym mieszkał Jan Wize, na rogu ulic Ksawerowskiej i Łódzkiej.
Jednocześnie Peska ustalił, że z niemieckiego ugrupowania w Chechle, podczas kolejnych starć w dniu 7 września, bocznymi flankami przedarły się do Niemców w Ksawerowie – po uprzednim kontakcie radiowym – dwie grupy żołnierzy niemieckich z zadaniem przygotowania i dowodzenia atakiem dywersyjnym na wycofujące się „Wilki”. Teza ta – pisał w 1998 r. Peska - bardzo prawdopodobna i możliwa w realizacji, nie znajduje jednak potwierdzenia w aktualnie dostępnych archiwaliach. Duże prawdopodobieństwo tej akcji ma związek z bezspornym faktem łączności radiowej jaką utrzymywały grupy dywersyjne z Pabianic i Ksawerowa z z ugrupowaniem Wehrmachtu w Chechle, kierując ostrzałem artyleryjskim polskich pozycji obronnych.
W 2009 r. internauta Nimbus na portalu historycznym przekazał nowe informacje o finale bitwy pabianickiej: A oto jak bitwa pod Pabianicami wyglądała od strony Infanterie Regiment 55 ( w moim wielce niedoskonałym tłumaczeniu; niektóre akapity potraktowałem skrótowo, niektóre dosłownie, w nawiasach kwadratowych moje wtrącenia lub wyjaśnienia). Źródło: Franz Kurowski „Frankische infanterie. Geschichte des Infanterie – Regiments 55, 170, 521 und der Sanitatskompanie 2/173”, Poppinghaus, Bochum 1970.
Noc 6/7.IX. pułk spędził w rejonie na południowy-wschód od Zduńskiej Woli. Sztab pułku nocował na dworcu „Krasnice” [prawdopodobnie chodzi o Karsznice. W dniu 7.IX. Pułk maszerował na wschód i o godzinie 16.00 I batalion IR 55 dotarł do Markówki [8km na zachód od Pabianic]. Ponieważ we wsi mieszkało dużo Niemców batalion był tam przyjaźnie powitany i zrobił sobie odpoczynek. Nagle przyszedł rozkaz pilnego wymarszu. Okazało się, że Leibstandarte utknął pod Pabianicami i jego ataki trafiają na silny opór przeciwnika. IR 55 wraz z przyporządkowanym II/AR 17 otrzymał rozkaz dotarcia przez Kudrowice do szosy Pabianice – Łódź i dalej manewrowania w okolicy szosy Pabianice – Rzgów, aby złamać opór przeciwnika walczącego z Leibstandarte. Pułkowi przyporządkowano także 1/Pi 17 oraz właśnie wysłaną do Piątkowiska kompanię czołgów.
Pierwszy batalion 55 Pułku Piechoty ( I/IR 55) wyruszył w kierunku Piątkowiska. Pozostałe bataliony bez odpoczynku szły za nim. W Piątkowisku spotkali czołgi. Ponieważ pozostałe oddziały były jeszcze w drodze dowódca pułku nakazał atak pierwszemu batalionowi. Oddziały zaczęły przygotowywać się do ataku w następującym szyku: 2. kompania po prawej, 1. kompania po lewej. W międzyczasie czołgi zawróciły i zameldowały, że zarówno nasyp kolejowy, jak i wzgórza za nasypem są obsadzone przez wroga (zarówno piechota jak i karabiny maszynowe). Aby poruszać się szybciej, część żołnierzy I/IR 55 wsiadła na czołgi. Nagle w trakcie przemieszczania się nieprzyjaciel otworzył ogień z karabinów maszynowych. Bitwa zaczęła się!
Z wozu – nakazali dowódcy. Skokami dotarły kompanie do nasypu kolejowego. Nasyp był opuszczony a ogień karabinów maszynowych pochodził ze wzgórz koło miejscowości „Tomyowice”. Do bitwy przystąpiła wroga artyleria. 6/AR 17 odpowiedział ogniem. Kompanie atakowały dalej. Ogień artylerii skoncentrował się na I /IR 55. Atak zatrzymał się na krótko. Plutony będące z tylu szybko podeszły bliżej. Celny ogień karabinów maszynowych [dosłownie: „bił do środka”]. Pierwsi ranni . Jeszcze 200 metrów dzieli nas od nasypu kolejowego, gdy pociski wrogiej artylerii zaczynają rozrywać się wokół nas. Wielkimi susami gnamy przez kartofle i buraki. 1. kompania dociera do rowów przy nasypie i okopuje się. 2. kompania również, 3. i 4. kompania znajdują się jeszcze w tyle. Dowódca pułku krzyczy do szefa 1. kompanii: - Będziemy pili kawę na ulicach Łodzi.
Robi się ciemno. Na gwizd dowódcy 1. kompania pokonuje nasyp. 2. kompania zostaje chwilowo z tyłu, gdyż otrzymuje ogień flankujący z prawej, od strony Pabianic. 1. kompania zdobyła leżące za nasypem wzgórze. Ogień z prawej strony palących się domów trafia 2. kompanię. Ginie jej dowódca, oberleutnat Grüneisen. Jego ostatnie słowa brzmiały: Atakować, ciągle atakować!
1. kompania postępuje naprzód. Dociera do strumyka w miejscowości „Typultowice” [pewnie Rypułtowice] i zalega między domami. Jest tam sama. Łączność z drugą kompanią także zerwana. Osiągają Widzew. Tutaj krótki odpoczynek. Ludzie śpią w rowach przy drodze. Tylko obsługi karabinów maszynowych czuwają.
Wystrzelono białą racę. W końcu jest jakiś odzew z tyłu. To mogła być tylko 2. kompania, którą przyprowadził wysłany łącznik. W związku ze śmiercią dowódcy 2. kompani, została ona podporządkowana dowódcy I/IR 55.
A więc dalej! Przez żywopłoty i między drzewami do Ksawerowa. Pierwsze domy osiągnięte. Niedługo po tym jak dotarli do drogi Pabianice – Łódź pojawił się łącznik z rozkazem powrotu do nasypu kolejowego, gdzie od kilku godzin toczyły się ciężkie walki. Dowódca 1. kompani kazał mu zameldować, że 1. i 2. kompania osiągnęły cel ataku i zatrzymały się. Niedługo nadjechał konno polski oddział. Wzięto do niewoli rannego porucznika. Kompanie pomaszerowały w kierunku na Pabianice i okopały się przed Pabianicami. Pierwsza na lewo a druga na prawo od drogi. Wyprawiono zwiadowców w kierunku Pabianic. Zaledwie wyruszyli a pojawiła się polska kolumna rowerowa. Kompanie otworzyły ogień. Ponownie rozpoczęła się walka. Z Pabianic nadjeżdżały kolejne grupy jeźdźców i tabory konne. Także one zostały zatrzymane i zniszczone.
Nagle usłyszano odgłosy silników. Nadjechał panzer, a za nim lekkie pojazdy. Ogień karabinów maszynowych zniszczył reflektory czołgu. Czołg pojechał w kierunku Lodzi. Wtedy wyłoniła się kolejna długa kolumna. W odległości 400 metrów strzelcy otrzymali pozwolenie na otwarcie ognia. Straszny jest skutek działania karabinów maszynowych, które trafiły pierwsze zaprzęgi. Konie rżą. Ludzie krzyczą. Próbują odczepić działo. Polski major, który dowodzi, śmiertelnie trafiony spada z konia. Wtedy także Polacy otwierają ogień z karabinów maszynowych. Przeciwnik rozwija atak. W ciemności słychać dźwięki ;'rogu' [pewnie trąbka sygnałowa]. Polacy próbują skokami poruszać się na wschód. Wśród Niemców również padają zabici. Polacy podchodzą na 20 metrów. Obie strony z wielkim hukiem rzucają granaty. Jeden z Niemców jest śmiertelnie ranny odłamkami, ale atak zalega. Karabiny maszynowe z 3. plutonu wspierają te z 1. plutonu, atak zostaje powstrzymany.
Jest 3.00 w nocy. Nikt nie odpowiedział na białe race wystrzelone przez dowódcę. Do godziny 6.00 przeciwnik atakuje jeszcze dwa razy. Wreszcie nadchodzi ranek. Coraz więcej rannych i zabitych. Sytuacja kryzysowa.
Kilku ludzi wyrusza na zwiady, ale co to? Z naprzeciwka wychodzi około 40. Polaków z rękami w górze. Stracili nerwy i się poddali. Ogień ucichł. Pod białą chustą poddaje się 150. kolejnych osób ze zniszczonej kolumny pojazdów, wśród nich czterech oficerów. Do godziny 6.00 dowódca 1. kompani mógł zameldować do batalionu: Droga Pabianice - Łódź osiągnięta przez 1. i 2. kompanię. Nieprzyjacielskie próby przełamania odparte. Kolumna pojazdów zniszczona. Wzięto 180 jeńców, 4 armaty i dużo karabinów maszynowych. Gdy dowódca pułku przybył do Ksawerowa liczba jeńców wzrosła do 230. Kilka dni później kapitan Schulze, dowódca I. Batalionu 55. Pułku Piechoty otrzymał za ten atak Krzyż Żelazny.
Autor: Sławomir Saładaj