Listopad 1918
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęPublikujemy mało znane wspomnienia oficera Wojska Polskiego i architekta Eugeniusza Maciejewskiego, dotyczące rozbrajania Niemców w 1918 roku w Pabianicach.
Dnia 10 listopada 1918 roku ok. godz. 12-tej spotkałem znajomego Dowborczyka Januszkiewicza, pabianiczanina, na ulicy Zamkowej, który zakomunikował mi jako komendantowi I Pabianickiej Drużyny Harcerskiej im. T. Kościuszki, poufne polecenie zorganizowania starszych harcerzy w oddział do pomocy oddziałom Dowborczyków i Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), które przyjdą z Łodzi dnia 10 listopada 1918 r. około godz. 11-tej wieczorem w celu rozbrajania wojskowych garnizonów niemieckich w Pabianicach i okolicy. Wiadomość tą przekazałem ówczesnemu komendantowi Hufca Pabianickiego ZHP Edmundowi Maciejewskiemu. Po naradzie z drużynowymi komendant hufca wydał rozkaz zbiórki oddziału „0” składającego się ze wszystkich starszych harcerzy hufca. Również zawiadomił o tym organizację ''Sokoła” w celu zmobilizowania większych sił pomocniczych.
Zebraliśmy się w tajemnicy przed rodzinami, najpierw w mieszkaniu druha Stanisława Morawskiego. Stawili się prawie wszyscy drużynowi, plutonowi i zastępowi oraz kilku starszych szeregowych w liczbie przeszło 40 osób. Broni nie mieliśmy oprócz jednego pistoletu, natomiast mieliśmy kilka kijów i lasek. Następnie wymaszerowaliśmy szykiem rozrzuconym i ubezpieczonym krokiem do izby harcerskiej, która mieściła się przy domu parafialnym na Starym Mieście. Na rynku Starego Miasta wystawiliśmy czujki, jak również na miasto wychodziły patrole kontrolne. Na oddziały z Łodzi i dalsze rozkazy oczekiwaliśmy bezskutecznie prawie do godz. 2-giej w nocy, po czym po meldunkach patroli o zwiększonych ruchach i transportach konnych wojska niemieckiego, ewakuujących swoje miejsce postoju, zdecydowaliśmy się rozpocząć akcję rozbrajania na własną rękę w celu zdobycia broni i majątku wywożonego przez okupanta.
Przeszliśmy znów grupkami na ul. Kościuszki do bramy domu gdzie mieściła się bursa uczniowska 7 kl. Szkoły Handlowej Spotkaliśmy tam również grupę kilkudziesięciu zebranych Sokołów. Stąd przy zupełnie ciemnej nocy robiliśmy wypady grupkami,. rozbrajając pojedynczych żołnierzy, żandarmów, którzy zdezorientowani i zdumieni naszym napadem w kilku, nie stawiali większego oporu. Ulicą Cmentarną (obecnie Kilińskiego), jak stwierdziły patrole, szedł duży oddział piechoty w pełnym rynsztunku z taborami z tyłu i skręcał w ulicę Zamkową w stronę Łasku. Takiej siły zaatakować nie mogliśmy. Początkowo, kiedy w ciemnościach nie orientowaliśmy się w liczebności Niemców, kmdt Edmund Maciejewski w otoczeniu kilku śmielszych druhów zatrzymał Niemców. Po oświeceniu latarką elektryczną okazało się, że był to długi wąż oddziału. Na czele stał oficer niemiecki . Na żądanie w łamanym języku niemieckim, oddano nam broń. Jeden z oficerów chwycił za pistolet i strzelił do kmdta Maciejewskiego. Na szczęście stojący obok niego druh Eugeniusz Wyrwicki (zginął jako ppłk pilot w samolocie pod Amiens w 1940 r. w obronie Francji), o szybkim refleksie, uderzył silnie oficera w rękę i kula trafiła w bruk uliczny. Harcerze rozbiegli się, a Niemcy spłoszeni uciekali w kierunku Łasku, pozostawiając część broni. Ostatni wóz dwukonny został przez nas zatrzymany, konwojent rozbrojony, a wóz z workami mąki skierowany do dotychczasowej kwatery przy ul. Kościuszki. Po strzałach rozbiegli się również bezbronni Sokoli i już nie chcieli brać udziału w dalszych akcjach nocnych.
Od kmdta Edmunda Maciejewskiego otrzymałem rozkaz zbadania sytuacji w koszarach piechoty w budynku dawnej szkoły podstawowej „R. Kindler”, naprzeciw nowego kościoła. Razem z ochotnikiem druhem Leonem Muellerem podeszliśmy w ciemnościach pod koszary i stwierdziliśmy, że już ostatni żołnierz niemiecki opuszczał budynek, objuczony pełnym rynsztunkiem z karabinem przewieszonym przez ramię. Postanowiliśmy odebrać mu karabin. Zaatakowaliśmy go od tyłu, ale podniósł taki wrzask, że kamraci z karabinami pospieszyli mu z pomocą. Musieliśmy wrócić. Na pustym placu nie było gdzie się schować. Niemcy jednak szybko uciekli w kierunku Łasku. My zaś ostrożnie weszliśmy do koszar i tam znaleźliśmy pozostawiony w magazynie karabin, amunicję oraz duże zapasy ciepłych koców, bielizny, prześcieradeł, mydła itp. oraz umeblowanie w łóżka, szafy, stoły, ławy, stołki itp. Po powrocie do kwatery przy ul. Zamkowej zameldowaliśmy o powyższym kmdtowi Edmundowi Maciejowskiemu, który nakazał wysłanie tam wartownika w celu ochrony tego majątku przed grabieżą. Wybór padł na druha Stefaniaka. Po kilku godzinach druh Stefaniak wrócił do kwatery, ale bez karabinu i naboi. Okazuje się, że został rozbrojony ok. godz. 7 rano przez bojówkę Polskiej Partii Socjalistycznej – PPS, składającej się z kilku starszych i silniejszych od niego ludzi. Rano do akcji rozbrajania przyłączyli się również starsi uczniowie Szkoły Realnej i ludność. Byłem świadkiem jak dwaj 12-13 letni chłopcy zaatakowali w alejach ul. Zamkowej żandarma niemieckiego, który także przespał ewakuację. Oczywiście nie daliby rady Niemcowi, gdyby nie moja pomoc (miałem już 19 lat) i innych harcerzy z karabinami. Własnoręcznie odebrałem Niemcowi pas i pistolet i założyłem sobie. Byliśmy niewyspani, zmordowani i głodni. Niektórzy rodzice przynieśli nam śniadanie. Uważaliśmy siebie za ochotniczych żołnierzy polskich, a kmdt hufca Edmund Maciejewski był w ciągu nocy i następnego dnia komendantem miasta samorzutnym z braku jakiejkolwiek innej władzy. Rano ok. godz. 8 przyszłą wiadomość, że Niemcy opuszczają dworzec kolejowy, a ludność grabi magazyny kolejowe i składy węgla.
Na rozkaz kmdta E. Maciejewskiego zorganizowany został oddział przeważnie już uzbrojony w karabiny, liczący ok. 20 ludzi. Pod moim dowództwem udał się wytężonym marszem czwórkami na dworzec. Po drodze witali nas radośnie mieszkańcy miasta, rodziny, znajomi. Również dołączyli się do oddziału spóźnieni harcerze. Po drodze wstąpiliśmy do koszar (dawna szkołą podstawowa R. Kindlera) i stwierdziliśmy, że zapasy koców, bielizny i żywności zniknęły z magazynów i wobec tego zaciąganie warty na nowo nie było już potrzebne. Po przybyciu na dworzec w krótkim czasie opanowaliśmy sytuację. Przepędziliśmy grabiących osobników, ku ich niezadowoleniu, wystawiliśmy warty, a magazyny kolejowe z żywnością zamknęliśmy na kłódki. Na dworcu już nie było żołnierzy niemieckich, pojedynczo tylko trafiali się oficerowie, żołnierze maruderzy, którzy byli rewidowani, rozbrajani i wsadzani do pociągów ewakuacyjnych, które dość gęsto szły od strony Łodzi z żołnierzami już rozbrojonymi w Warszawie bądź gdzieś po drodze. Również na dworcu zastaliśmy jeszcze zawiadowcę stacji, wyższego urzędnika kolejowego w mundurze i kasjera, którzy szykowali się do odjazdu. Nie zdążyli jeszcze zabrać pieniędzy z kasy. Druh Dobrosław Wyrwicki, władający nieco językiem niemieckim, został wyznaczony do przejęcia kasy. Stwierdzono w kasie przeszło 4000 marek. Z tego stanu kasy sporządzono protokół w 2 egzemplarzach. Jeden wręczono niemieckiemu kasjerowi. Do tej sumy doszły jeszcze pieniądze skonfiskowane w czasie rewizji osobistej żołnierzy i oficerów. Ja osobiście zająłem się zbadaniem mieszkania, biura i bagażu zawiadowcy stacji. Został mu skonfiskowany małokalibrowy karabinek.
Po południu przybył na dworzec z posiłkami druh kmdt hufca, gdyż był to w tych momentach najważniejszy punkt do zabezpieczenia oraz byli także potrzebni ludzie do zmiany warty. Nadchodzi pociąg towarowy od strony Łodzi pełen nie do końca rozbrojonych żołnierzy niemieckich. Pociąg miał dwie lokomotywy. Początkowo nie chciał się zatrzymać. Ale po otwarciu ognia z karabinów maszynista zatrzymał pociąg. Zostawiwszy wartowników na peronie, w kilkunastu wchodziliśmy do wagonów. Kazaliśmy podnieść ręce do góry i przeprowadzaliśmy osobistą rewizję w poszukiwaniu broni. Znaleźliśmy jeszcze kilka pistoletów, bagnetów i amunicję. Ponieważ uważaliśmy, że jedna lokomotywa wystarczy dla dowiezienia pociągu do granicy, kazaliśmy maszyniście odstawić drugą na bocznicę. Druh Roman Rondecki posiadający pistolet, wskoczył na lokomotywę i zmusił maszynistę niemieckiego do odprowadzenia lokomotywy.
W ten sam sposób przepuściliśmy jeszcze kilka pociągów ewakuacyjnych z wojskiem niemieckim. Pod wieczór wzmógł się nacisk zebranych ludzi na wartowników pilnujących składów węgla i magazynów kolejowych. Musieliśmy interweniować strzelając na postrach w powietrze, Trzymaliśmy straż na dworcu kolejowym przez kilka dni do czasu zorganizowania się władz kolejowych.
Na mieście panowała radość z odzyskania niepodległości. Wszędzie pojawiły się flagi narodowe. W zarządzie miasta zaczęli się zbierać przedstawiciele partii, organizacji sportowych i wojskowych w celu utworzenia władz miejskich i wojskowych. Powstał komitet, który miał za zadanie przejęcie majątku i broni zdobytych przez harcerzy, i społeczeństwo. Dla większej wygody przeniesiono kwaterę główną kmdta hufca do portierni i kantoru byłej fabryki Rudolf Kindler przy ulicy Zamkowej. Odkryto jeszcze dalsze składy poniemieckie w Społem: 2 konie wierzchowe, kilka świń i wśród cywilnej ludności dalsze karabiny, amunicję i wozy wojskowe.
W dniu 12 listopada Komitet Społeczny w osobach prof. wychowania fizycznego Stanisława Starzyńskiego, prof. Zygmunta Fuksa, Wacława Jędrychowskiego i innych przejął cały majątek znajdujący się pod pieczą harcerzy, od druha kmdta hufca Edmunda Maciejewskiego, z czego został sporządzony szczegółowy protokół. Komendantem garnizonu Pabianic został wyznaczony porucznik Jankowski, b. oficer armii rosyjskiej i Dowborczyk, na zastępcę szefa POW Zygmunt Waligórski. Oni przejęli broń i sprzęt wojskowy, i zaczęli tworzyć ochotnicze oddziały wojskowe. Kmdt hufca Edmund Maciejewski wraz z kilkudziesięcioma starszymi harcerzami wstąpił do Batalionu Harcerskiego, który tworzył się w Warszawie Okręgowa Komenda ZHP w Łodzi komendę hufca powierzyła mnie.
W pracy hufca postanowiono położyć większy nacisk na wyszkolenie wojskowe, musztrę, terenoznawstwo i zapoznanie się z bronią., jak również patrolowanie miasta i okolicy. Dnia 18 marca 1919 roku przekazałem komendę komendę druhowi Franciszkowi Janowskiemu, ponieważ wstąpiłem do Wojska Polskiego. Należałoby jeszcze wyjaśnić jak to się stało, że żołnierze niemieccy pozwalali się tak łatwo rozbrajać nieletnim chłopcom; że obyło się bez ofiar. Otóż w Niemczech nastąpiła rewolucja, która zmiotła z tronu cesarza Wilhelma II i utworzyła socjalistyczny rząd. Rząd ten nie chciał dalszej wojny na Wschodzie po klęsce na Zachodzie. Wśród wojsk niemieckich pod wpływem rewolucji bolszewickiej utworzyły się Rady Żołnierskie, które przejęły władzę w oddziałach. Również w garnizonie w Pabianicach zostały utworzone Rady Żołnierskie. Na budynkach koszar, na kilka dni przed rozbrajaniem, powiewały czerwone flagi. Żołnierze niemieccy nie chcieli dalszej wojny, oddawali broń, aby dostać się szybko do domu. Myśmy im to ułatwili.
Napisane w Gdyni, 31 marca 1967 roku.
Rok 1918 zawsze budził wielkie emocje. Jan Chrzanowski w 17. numerze Życia Pabianic z 1983 roku opublikował artykuł „Pierwsze lata w niepodległej Polsce”, w którym, z pozycji proletariackich, opisuje ówczesne wydarzenia w Pabianicach. Ubolewa, że nie udał się wtedy radykalny zwrot polityczny, a na „zwycięstwo” socjalizmu trzeba było czekać aż do 1945 r.
Uzyskanie niepodległości w listopadzie 1918 r. zmieniło sytuację społeczno-polityczną, gospodarczą i kulturalną narodu polskiego, w tym oczywiście i klasy robotniczej. W Pabianicach, podobnie jak w całej Polsce, fakt ten przyjęto z ogromnym entuzjazmem. Wieczorem, 10 listopada 1918 r. z inicjatywy działaczy robotniczych – głównie Antoniego Szczerkowskiego – odbyła się w naszym mieście konferencja przedstawicieli społeczeństwa, w której wzięło udział: 4 delegatów z PPS – Frakcji Rewolucyjnej, 15 z Opozycji Robotniczej PPS-Lewicy (grupa A. Szczerkowskiego), 4 z PPS-Lewicy i 9 z Narodowego Związku Robotniczego. Przedstawicieli SDKPIL nie zaproszono.
Konferencji przewodniczył Stanisław Wojtaszczyk. Postanowiono powołać Radę Delegatów Robotniczych jako Radę Robotniczą miasta Pabianic. Przewodniczącym został Antoni Szczerkowski. Rada ta już od początków swego istnienia nie zdobyła zaufania robotników. Poważne odłamy zorganizowanej klasy robotniczej nie były w niej reprezentowane. Dlatego już następnego dnia w sali Stowarzyszenia Kulturalno-Robotniczego „Światło” odbyła się konferencja przedstawicieli wszystkich partii robotniczych Pabianic. W toku obrad apelowano o konsolidację sił narodowych i klasowych robotników, nie uznano Rady Robotniczej A. Szczerkowskiego i postanowiono objąć władzę polityczną i administracyjną w mieście.
W tym celu powołano nową, obdarzoną powszechnym zaufaniem robotników Radę Robotniczą składającą się z 37 osób reprezentujących wszystkie znaczące ugrupowania polityczne w mieście. Na jej czele stanął ponownie A. Szczerkowski. Nazajutrz powołano Straż Robotniczą i od rana 12 listopada członkowie Rady Robotniczej oraz Straży Robotniczej wspólnie udali się do posterunków wojskowych, urzędów niemieckich, gdzie rozbrajali żołnierzy, zabezpieczali obiekty wojskowe i gospodarcze, tworzyli własne oddziały wartownicze uzbrojone w broń zdobyczną.
Akcja ta rozszerzyła się szybko na inne organizacje, zwłaszcza młodzieżowe. Do rozbrajania Niemców wspólnie ze Strażą Robotniczą przystąpili harcerze, członkowie mniejszych organizacji robotniczych, POW i uczniowie miejscowego gimnazjum (dziś liceum im. Jędrzeja Śniadeckiego). Do południa przejęto wszystkie urzędy, usunięto burmistrza, zarząd miasta i naczelnika policji miejskiej. Opanowano dworzec kolejowy, pocztę, Centralę Chleba i Mąki oraz inne agendy zarządu miejskiego. Funkcję burmistrza przejęło prezydium Rady Robotniczej, urzędy w mieście obsadzono Polakami, powołano Milicję Ludową.
Rada Robotnicza stała właściwym gospodarzem miasta. Zorganizowała ona po południu olbrzymi pochód z czerwonymi i biało-czerwonymi sztandarami. Pochód zatrzymał się przed magistratem (obecnie muzeum miasta), gdzie odbył się wiec. Po przemówieniach zatknięto wśród ogromnego entuzjazmu zebranych czerwony sztandar na murach magistratu. Rada Robotnicza wydała także odezwę do mieszkańców Pabianic, w której zapewniała, ze została powołana z woli ludu pracującego, że dążyć będzie do „dokonania rewolucyjnego przewrotu w mieście, do wcielenia w życie ustroju republikańsko-demokratycznego i daleko idących reform ustroju społeczno-demokratycznego oraz obrony interesów klasy robotniczej”.
Wieczorem na pierwszym plenarnym posiedzeniu Rady Robotniczej m. Pabianic podjęto szereg uchwał m. in. w sprawie ośmiogodzinnego dnia pracy, podwyższenia racji żywnościowych do możliwego maksimum i obniżenia ich cen do minimum, wprowadzenia bezpłatnej pomocy lekarskiej.
Działalność Rady Robotniczej zyskiwała coraz większą popularność. Przełamała ona nieufność drobnomieszczaństwa. 20 listopada do prac Rady zgłosiły swój akces: stowarzyszenie Niezawisłości Narodowej, Związek Nauczycielstwa Polskiego i Związek Pracowników Biurowych. Szczerkowski, który wraz ze swoją rozłamową grupą wszedł w skład PPS-Frakcja Rewolucyjna, w początkach grudnia 1918 roku został członkiem CKR PPS i zrzekł się funkcji przewodniczącego Rady Robotniczej m. Pabianic. Wybrano go przewodniczącym Zarządu Głównego Związku Zawodowego Robotników i Robotnic Przemysłu Włókienniczego i wszedł wraz z 2 działaczami pabianickimi – Karolem Sulejem i Teofilem Lubońskim – w skład Rady Delegatów Robotniczych m. Łodzi i okolic.
W tej sytuacji na przewodniczącego pabianickiej Rady Robotniczej wybrany został Teofil Wojeński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, nauczyciel miejscowego gimnazjum.
Wzrastająca z każdym dniem popularność Rady wywoływała niepokój wśród miejscowej wielkiej burżuazji i prawicy społecznej, zwłaszcza fabrykantów i zamożnych mieszczan. Początkowo próbowali oni powołać konkurencyjny dla Rady polityczny ośrodek dyspozycyjny pod nazwą Komitet Polski do Spraw Narodowych. Próba ta napotkała ostry sprzeciw organizacji robotniczych, które masowo poparły działalność Rady. Konkurencyjnej organizacji nie udało się burżuazji powołać, postanowiła ona systematycznie utrudniać wykonywane czynności Rady Robotniczej, torpedując jej posunięcia, podważać jej autorytet. Sama Rada pracowała w coraz trudniejszych warunkach. Pogłębiały się rozbieżności wśród jej członków. Wystąpili z niej działacze endeccy, a następnie Narodowy Związek Robotniczy.
Pozostali członkowie Rady byli zewsząd atakowani, tracili swój rozmach i wiarę. Przez styczeń 1919 r. Rada działała w coraz to skromniejszym zakresie. Teofil Wojeński zrzekł się przewodnictwa. Przeszkody jakie Rada Robotnicza napotykała w swojej działalności spotęgowane były olbrzymimi trudnościami gospodarczymi powstałymi w wyniku wojny. Wiele zagadnień nie dało się rozwiązać w zakresie lokalnym. Na czoło wysunął się problem bezrobocia i zaopatrzenia ludności w żywność. Pabianicka Rada Robotnicza, mimo zorganizowania robót publicznych i pomocy materialnej dla bezrobotnych nie mogła zlikwidować bezrobocia i głodu.
W mieście pojawiły się głosy, by minister przemysłu zmusił fabrykantów do uruchomienia swoich zakładów. Fabrykanci byli jednak nieugięci. W tej sytuacji działalność Rady Robotniczej była bezowocna, a ciągłe na nią ataki ze strony prawicy i centrum zmusiły ją do samolikwidacji. Jej funkcję przejęła Rada Miejska.
Pierwsze masowe wystąpienia bezrobotnych odbyły się 18 sierpnia 1919 r. Policja strzelała do kilkutysięcznego tłumu. Manifestacja powtórzyła się kilka dni później. 1 września 1919 r. bezrobotni otoczyli magistrat, domagając się wypłaty zasiłków. Policja szarżowała, kilka osób pobito, kilka aresztowano. Przez cały wrzesień i październik manifestacje nie ustawały, ale i aresztowanych było coraz więcej. 9 listopada radni socjalistyczni złożyli na posiedzeniu Rady Miejskiej rezolucję, w której m. in. stwierdzili: „My, robotnicy, którzy wyobrażaliśmy sobie Polskę jako matkę cierpiących i wydziedziczonych, jakżeśmy się srodze zawiedli. Robotnik, który tyle poniósł ofiar dla wyzwolenia Polski, w Polsce tej jest katowany … obecne rządy jako wrogie klasie robotniczej muszą ustąpić.”
Drugim ważnym problemem była w mieście aprowizacja. Zaopatrzenie ludności, zwłaszcza robotniczej, w żywność było niedostateczne. Lichwa, paskarstwo i spekulacja pogłębiały trudności aprowizacyjne. Miasto otrzymywało bardzo małe przydziały żywności z magazynów państwowych, gdzie dokonywano wielu nadużyć. W grudniu 1918 roku i w styczniu 1919 r. na jednego mieszkańca Pabianic przypadało zaledwie 15 funtów ziemniaków (funt – 0,5 kg), na papierosy wyznaczono horrendalnie wysoka cenę 5 marek za 10 sztuk, a cukru - za który wzięto z góry pieniądze – w ogóle nie dostarczono. Starania o podwyższenie przydziału żywności nie odnosiły skutku. Wypadki zasłabnięć przy pracy były częstym zjawiskiem.
Jednym z bohaterów roku 1918 w Pabianicach był Teofil Wojeński (1890-1963), pedagog, działacz oświatowy i związkowy. Od 1916 nauczyciel. Działacz Związku Zawodowego Nauczycieli Polskich Szkół Średnich oraz Związku Nauczycielstwa Polskiego. Organizator tajnego nauczania w okręgu warszawskim podczas drugiej wojny światowej, członek władz Tajnej Organizacji Nauczycielskiej. Po wojnie w Zarządzie Głównym ZNP, w latach 1956-1960 prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego w Polsce, redaktor naczelny Głosu Nauczycielskiego. Od 1957 r. profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Autor m. in. „Historii literatury polskiej”.
O pierwszych dniach niepodległości pisał też Robert Adamek „Listopad 1918” w pracy R. Adamek i T. Nowak „650 lat Pabianic: studia i szkice”, Łódź 2005.
Jednym z przełomowych momentów w dziejach Pabianic było wyzwolenie miasta w listopadzie 1918 r. po 125 latach zaborów. Decydującą rolę w tym czasie odegrały organizacje niepodległościowe: POW, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, Polska Macierz Szkolna, skauci oraz partie polityczne: PPS i NZR.
Już 1 XI 1918 r. w Dzień Wszystkich Świętych na cmentarzu katolickim wystąpił z przemową działacz NZR Mieczysław Tomczak, który nawoływał społeczeństwo Pabianic do czuwania i przygotowywania się do dziejowego momentu – powstania Państwa Polskiego. Tego samego dnia Tomczak musiał ukryć się, gdyż zainteresowały się nim władze niemieckie i rozpoczęły poszukiwania.
Powołanie Rady Robotniczej. 10 XI 1918 r. wieczorem zwołano wspólną konferencję partii lewicowych, związków zawodowych i spółdzielni robotniczych. Przewodniczył spotkaniu Stanisław Wojtaszek, sytuację polityczną przedstawił Antoni Szczerkowski. Po krótkiej dyskusji podjęto uchwałę o utworzeniu zalążka władzy miejskiej pod nazwą Rady Robotniczej m. Pabianic. W skład Prezydium Rady weszli: Antoni Szczerkowski (przewodniczący), Konrad Skowroński (wiceprzewodniczący), Ignacy Trzeszczak (członek), Jagiellak (sekretarz).
Rozbrajanie Niemców. W niedzielę, 10 XI 1918r., wieczorem odbyło się spotkanie POW w Domu Ludowym (obecnie Miejski Ośrodek Kultury) w celu opracowania planu akcji rozbrojeniowej Niemców. W tymże czasie w Szkole Handlowej zebrało się 30 uczniów klas VI-VIII, którzy razem z harcerzami udali się do Domu Ludowego. Na rozkaz Waligórskiego, komendanta POW, mieli obsadzić m. in. pocztę, fabryki, dworzec kolejowy, „Kreisamt” mieszczący się w budynku Towarzystwa Akcyjnego Krusche i Ender przy ul. Zamkowej oraz posterunek żandarmerii.
Około godz. 23.00 przed wojskowymi koszarami w domach familijnych firmy Krusche i Ender zgromadził się tłum pabianiczan. Wśród zebranych ludzi byli peowiacy, harcerze, uczniowie Szkoły Handlowej, sokoli oraz robotnicy PPS i NZR. Żołnierze niemieccy przygotowywali się do ewakuacji („gwałtownie pakowali swoje rzeczy na wozy”). Jako pierwszy, który ściągnął niemieckiemu żołnierzowi karabin, był Feliks Rutkowski – Dowborczyk, który czasowo przebywał w Pabianicach u K. Skowrońskiego. Następnie tłum wpadł do koszar i rozbroił cały oddział niemiecki. Kolejnym celem była żandarmeria niemiecka znajdująca się w zabudowaniach fabrycznych firmy papierniczej. Na miejscu rozbrojonych Niemców zostały wystawione polskie posterunki. Broń odbierano luźnym oddziałom żołnierzy, którzy maszerowali od strony Łodzi w kierunku Kalisza. Rozbrojona została także załoga w kasynie wojskowym oraz zajęta Kasa Powiatowa oraz Poczta. Uczniowie Szkoły Handlowej rozbroili „Landsturmowców” skoszarowanych w domu, w którym później mieściła się szkoła nr 12. Oddział „Huzarów Śmierci” stacjonujących w fabryce R. Kindlera uzyskał prawo wyjścia z bronią. W czasie rozbrajania okupantów niemieckich w Pabianicach nie doszło do żadnych ekscesów. Natomiast doszło do konfrontacji poza miastem. Niektórzy żołnierze niemieccy wyjechali z Pabianic, kierując się przez Łask i Zduńską Wolę na zachód. Miasto opuścił oddział dragonów, oddział żandarmów i oddział piechoty. Za Pabianicami podobno doszło do strzelaniny między Niemcami a oddziałem POW, który chciał rozbroić żołnierzy. Były ofiary śmiertelne i ranni (wg. G. Kędzierski „Społeczeństwo Pabianic w czasie I wojny światowej”, Piotrków 2002 – praca magisterska, s. 159).
W lokalu Szkoły Handlowej zorganizowano tymczasowy punkt komendy i koszary. Uczennice starszych klas zajęły się gotowaniem ciepłych posiłków dla pełniących służbę wartowników. Peowiacy, harcerze, sokoli i robotnicy wspólnie i solidarnie pod komendą J. Waligórskiego zajęli pabianicki dworzec kolejowy. W nocy, w czasie rozbrajania Niemców, przybyły do Pabianic dwa oddziały peowiaków liczące około 160 ludzi z okolic Dobronia, Jutrzkowic, Bychlewa, Rydzyn i gminy Dłutów. Przyłączyli się do miejscowych organizacji, zaprowadzając w mieście ład i porządek.
Harcerze biorący udział w rozbrojeniu utworzyli Harcerskie Pogotowie Wojenne liczące 40 osób. Najpierw zgromadzili się w gmachu Progimnazjum przy ul. Kościelnej, w siedzibie drużyny im. J. Kilińskiego, gdzie odbył się przegląd oddziału i wspólna modlitwa, a następnie dołączyli do akcji rozbrajania Niemców. Oprócz tego utworzone zostały Pogotowia Młodzieży, w skład których wchodzili młodzi ludzie, nie należący do harcerstwa. Pogotowie utrzymywało warty m. in. na dworcu i przy Magistracie.
11 listopada 1918 roku. Wreszcie w poniedziałek, 11 XI 1918 r., w Pabianicach odbyło się zebranie wszystkich głównych partii politycznych. Dominowały organizacje robotnicze NZR i PPS. Rada Robotnicza została poszerzona. W jej skład weszło 57 przedstawicieli wszystkich ugrupowań. Na jej czele stał nadal Antoni Szczerkowski.
Organizacje niepodległościowe zorganizowały pochód, na czele którego szła kompania peowiaków, licząca około 250 ludzi, uzbrojona w karabiny, ubrana po cywilnemu, ale w czapkach maciejówkach i z biało-czerwonymi opaskami na rękach. Za nimi szli harcerze, sokoli, robotnicy z NZR (także z biało-czerwonymi opaskami). Z tyłu podążały tłumy pabianiczan. Do zgromadzonych ludzi przed Magistratem (tzw. Zamkiem) przemawiał Antoni Szczerkowski, działacz robotniczy PPS.
Rada Robotnicza przybyła na posiedzenie Rady Miejskiej i pod presją zmusiła ją do ustąpienia. Radę reprezentowali na zewnątrz: A. Szczerkowski, M. Jagiellak, K. Skowroński, którzy podpisywali nominacje i zwalniali urzędników podległych Magistratowi. Magistrat został zdymisjonowany. Powołano Radę Pięciu, składającą się z Józefa Hansa, W. Kamieńskiego, G. A. Roznera, Pawłoskiego i J. Jankowskiego. Burmistrzem m. Pabianic Ministerstwo Spraw Wewnętrznych mianowało Jana Jankowskiego. Pabianice po 125 latach zaborów stały się miastem wolnym w niepodległej Polsce.
Organizowanie wojska polskiego. Kilka dni później zorganizowano pierwszy oddział wojska polskiego w Pabianicach. Peowiacy zostali skoszarowani, wydano im płaszcze, a komendę objął Antoni Jankowski, porucznik z armii gen. Dowbora-Muśnickiego, który został mianowany Komendantem Garnizonu Pabianice.
W skład pabianickiej kompanii wojskowej, oprócz peowiaków, weszli ochotnicy i starsi uczniowie Szkoły Handlowej, wśród których znaleźli się: J. Barthke, J. Żmigrodzki, St. Wójcik, P. Wojcieszak, Z. Waligórski, J. Szaniawski, H. Śpionek, Wł. Rudnicki, J. Petrykowski, I. Morzyszek, Fr. Janowski, K. Grun, K. Grezer, K. Pietrasik, Wł. Frencz, J. Fiedler, M. Denus, S. Berkowicz, St. Rutkowski, L. Milke, A. Żurawicz, L. Zastrużny, T. Lagner,B. Wyrwicki, J. Sułocki, L. Sokołowski, St. Michałowski, A. Lortz, J. Lehman, G. Jerke, L. Jarociński, A. Grezer, Cz. Bocianowski. Razem wstąpiło do wojska około 40 uczniów.
Zorganizowano także Straż Leśną przeznaczoną do pilnowania lasów państwowych. Jej szkoleniem zajął się Henryk Świetlicki, były uczeń Szkoły Handlowej, legionista, który następnie został powołany na komendanta tejże straży.
W listopadzie 1918 r. przy ulicy Zamkowej stacjonowali Huzarzy Śmierci. Była to elitarna jednostka kawalerii pruskiej, której początki sięgają czasów Fryderyka Wielkiego. Nazwę wzięła od okazałej trupiej czaszki noszonej przez kawalerzystów na czapkach. Dała się we znaki swoim wrogom zwłaszcza podczas wojen napoleońskich oraz wojny francusko-pruskiej. W huzarskim, budzącym postrach, nakryciu głowy chętnie pokazywał się cesarz Wilhelm II, a także jego córka Wikoria Luiza. W Huzarach Śmierci służył generał August von Mackensen. W Pabianicach z pruskimi kawalerzystami skonfrontowali się skauci i uczniowie handlówki.
O „Pabianicach u progu niepodległości (1918-1922)” pisał Dariusz Wypych w 2. numerze Pabianician z 1993 roku.
Wyzwolenie miasta
Organizacje niepodległościowe w Pabianicach, tj. te, które w przełomowym listopadzie 1918 r. odegrały decydującą rolę, pojawiły się w mieście jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. Środowiska które je tworzyły wywodziły się spośród uczestników rewolucji 1905-1907. Można do nich zaliczyć: Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, Związek Strzelecki, Związek Walki Czynnej, Polską Macierz Szkolną, skautów. Największe wpływy polityczne posiadały: PPS i NZR. W czasie I wojny światowej powstał także oddział Polskiej Organizacji Wojskowej (POW).
Mimo, że środowiska te były bardzo aktywne w czasie I wojny światowej prawdziwym egzaminem dojrzałości politycznej pabianiczan, stały się dopiero wydarzenia pamiętnego listopada 1918 r. Dnia 10 listopada w godzinach wieczornych, patriotyczne grupy pabianiczan zaczęły tłumnie gromadzić się w Domu Ludowym, gdzie POW opracowywała plan rozbrajania oddziałów niemieckich. Około godz. 23.00 wszyscy wyruszyli do miasta, rozpoczynając akcję rozbrajania. Najpierw prawie wszyscy udali się do tzw. domów familijnych Towarzystwa Akcyjnego Wyrobów Bawełnianych Krusche i Endera, gdzie stacjonowały niemieckie oddziały. Po zajęciu koszar, zaczęto obsadzać najważniejsze punkty w mieście. Uczniowie klas VI i VII Szkoły Realnej zajęli budynek pocztowy.
Wspólnie z robotnikami brali udział w opanowaniu fabryk, dworca kolejowego i rozbrajaniu oddziałów miejscowych Niemców. Starsi z nich otrzymali przydział do tzw. Straży Leśnej, której zadaniem było nadzorowanie lasów państwowych.. Na czele tego oddziału stał były uczeń szkoły handlowej, legionista Henryk Świetlicki. Komendantem miasta był Antoni Jankowski, który z młodzieży i przedstawicieli różnych środowisk utworzył kompanię wojskową. Jej tymczasowa komenda znajdowała się w budynku Szkoły Handlowej.
W szkole tej zakwaterowały się także oddziały POW z okolicznych wiosek., które w sile ok. 150 ludzi przybyły do Pabianic w nocy z 10 na 11 listopada z Bychlewa, Dobronia, Dłutowa, Jutrzkowic i Rydzyn. Przejęcie władzy w Pabianicach przez Polaków odbyło się bezkrwawo. Teraz podstawowym problemem stało się utrzymanie tej władzy przez jedną z wielu sił politycznych miasta. Jako pierwsza zaczęła starać się o to lewica.
Już 10 listopada wieczorem, zwołano wspólną konferencję przedstawicieli partii lewicowych, związków zawodowych i spółdzielni robotniczych. Konferencji przewodniczył Stanisław Wojtaszek a ówczesną sytuację polityczną przedstawił Antoni Szczerkowski. Po krótkiej dyskusji podjęto uchwałę o utworzeniu zalążka władzy miejskiej, pod nazwą Rady Robotniczej m. Pabianic. W skład prezydium Rady wchodzili: Antoni Szczerkowski – przewodniczący, Konrad Skowroński – wiceprzewodniczący, Ignacy Trzeszczak – członek, Jagiellak – sekretarz.
W poniedziałek 11 listopada, w godzinach rannych odbyło się spotkanie wszystkich głównych partii politycznych miasta. Zdecydowaną przewagą miały tutaj stronnictwa robotnicze, tzn. PPS i NZR. Zebrani przemodelowali Radę, poszerzając jej skład do 37 osób ze wszystkich ugrupowań. Na jej czele nadal stał A. Szczerkowski.
W tym samym dniu po południu, odbyła się w mieście wielka manifestacja. Pochód zatrzymał się przed siedzibą magistratu (Zamek), skąd do zgromadzonych przemówił A. Szczerkowski. Wieczorem następnego dnia w Zamku odbyło się pierwsze posiedzenie Rady Robotniczej. Odgrywała ona jednak coraz mniejsza rolę wskutek narastających wewnątrz niej konfliktów. Środowiska centroprawicowe odchodziły z Rady tak, że stała się ona całkowicie strukturą zdominowaną przez lewice. Nie wiadomo, kiedy przestała formalnie istnieć; na pewno działała jeszcze w ograniczonym składzie do stycznia 1919 r.
Obok Rady Robotniczej, pojawił się w mieście przedstawiciel władzy centralnej – komisarz ludowy, Juliusz Mieszkowski. Zbyt duża ilość pracy spowodowała, że na mocy decyzji ministra spraw wewnętrznych postanowiono utworzyć tymczasową radę doradczą w składzie 5 osób. Powołano ją 25 stycznia 1919 r. w składzie: Jan Jankowski (właściciel nieruchomości), Bolesław Pawłowski (fabrykant), Józef Hans (fabrykant), Gustaw Adolf Rosner (chemik i właściciel nieruchomości), Jan Kamiński (robotnik). Ciało to przyjęło nazwę: Tymczasowa Rada Magistracka (TRM).
Rada posiadała formalną władzę w mieście, aż do wyborów samorządowych, które odbyły się 9 marca 1919 r. Po raz ostatni zebrała się 30 marca.
Swoje inauguracyjne posiedzenie TRM odbyła 27 stycznia 1919 r. w obecności wszystkich „radnych” oraz Komisarza, rozpoczynając czterodniową sesję. W czasie której podjęto już pierwsze decyzje dotyczące funkcjonowania miasta. Na pierwszym posiedzeniu, Rada postanowiła wypłacić pedagogom dodatek wyrównawczy, obowiązujący w miastach trzeciej kategorii oraz dodatek gminny. Zdecydowano również powołać do życia nowy oddział szkolny w Szkole Powszechnej nr 12, a także ustalono pensje dla pracowników szpitali miejskich na ok. 100 mkp (marki polskie). Na posiedzeniu tym postanowiono również przystąpić do rejestrowania strat poniesionych przez miasto wskutek wojny.
Uchwały podjęte przez Rade następnego dnia były już mniej popularne, gdyż u ich genezy leżała zła sytuacja finansowa miasta. Odebrano m. in. pracownikom miejskim prawo nabywania artykułów spożywczych po cenach hurtowych z Centrali Chleba i Mąki. Rada odrzuciła prośbę Stowarzyszenia „Strzecha Robotnicza” o założenie na koszt miasta oświetlenia elektrycznego w szkole żydowskiej przy ul. Garncarskiej oraz prośbę zarządu Pabianickiej Straży Ogniowej o podwyższenie opłat za używanie koni strażackich dla celów magistratu. Przyjęła natomiast wniosek Komitetu Obchodu 100-letniej rocznicy śmierci Jana Kilińskiego w sprawie zmiany nazwy ulicy Nowej na Jana Kilińskiego. Nauczyciele Szkoły Realnej zostali pozbawieni dodatku 2 funtów cukru miesięcznie na osobę z zapasów Centrali Chleba i Mąki. W celu złamania monopolu piekarza G. Prufera w dostawach dla instytucji miejskich, Rada podzieliła dostawy chleba dla tych instytucji na kilka innych piekarni. Pozytywnie ustosunkowała się do prośby rzeźników, którzy domagali się światła elektrycznego w rzeźni oraz innych ulepszeń sanitarno-higienicznych., a także zdecydowała wypłacić pracownikom szpitala miejskiego i wenerycznego 25 proc. dodatek drożyźniany oraz podwyższyć pensję zegarmistrzowi Malinowskiemu za nakręcanie i remont zegara kościelnego (św. Mateusza) z 37,44 na 50 mkp miesięcznie. Ustalono także pensje dla pracowników i urzędników magistratu.
Ówczesny Urząd Miasta zatrudniał 36 osób, wśród nich tak znanych pabianiczan jak dr Witolda Eichlera, dr Ignacego Broniewskiego, dr Józefa Szwarcwasera (patrz Wyłowione z sieci – Miasto tkaczy. s), Jana Jankowskiego. Sekretarzem miasta był A. Podgórski, a skarbnikiem J. Petrykowski. Wśród profesji, które występowały w magistracie źródła odnotowują: buchaltera, archiwistę, kwatermistrza, maszynistę, akuszerkę, intendenta, 2 stróży, 3 woźnych, gajowego, felczera, kontrolera żywności, sekwestratora i registratorkę. Pensje tych urzędników wynosiły od 60 mkp (akuszerka) do 520 mkp (sekretarz). Otrzymywali oni również dodatki w wysokości 10 proc – kawalerowie, 20 proc. – żonaci, 35 proc. – żonaci z dziećmi, od wysokości pensji.
Trzecie posiedzenie TRM odbyło się 29 stycznia 1919 r. Najważniejszym punktem obrad było rozpoczęcie działań w kierunku zaciągnięcia pożyczki miejskiej. W tej sprawie ustalono spotkanie z członkami Sekcji Finansowej na dzień następny, na godz. 20.00.
Problem środków finansowych stał się jedną z głównych bolączek, przed którymi stanęła Rada magistracka. Nie pojawił się on nagle, lecz narastał od kilku miesięcy.
Jeszcze w czasie trwania wojny na przełomie października i listopada 1918 r. władze Pabianic czyniły starania, aby wypuścić w obieg obligacje miejskie i by móc spłacić przede wszystkim długi zaciągnięte w czasie wojny w Urzędzie Starszych Zgromadzenia Kupców m. Łodzi i Komitecie Giełdowym. Miasto było z tego tytułu zadłużone na 165 000 mkp, z czego 150 000 mkp przeznaczono na potrzeby byłego Komitetu Obywatelskiego, a 15 000 mkp Komitetu Opieki nad rodzinami rezerwistów.
Po odzyskaniu niepodległości władze miasta idąc po najmniejszej linii oporu, zdecydowały domagać się pieniędzy od państwa. Ponieważ największym problemem było bezrobocie, przeto miasto otrzymało od Ministerstwa Robót Publicznych (7 maja 1919 r.) pożyczkę w wysokości 2 000 000 mkp. Następna lipcowa pożyczka wynosiła 500 000 mkp.
W celu poprawy swojej działalności TRM utworzyła cztery tzw. sekcje (komisje), które harmonizowały jej pracę. Były to: Sekcja Żywności i Opału (kierował B. Pawłowski), Szpitalna i Sanitarna (G. A. Rosner), Budowlana (J. Hans) i Sekcja Pomocy Biednym (J. kamiński).
TRM nie ograniczała swojej działalności tylko do terenu Pabianic. W marcu 1919 r. wydała trzy odezwy-listy do władz centralnych w Warszawie, dotyczące spraw ogólnopaństwowych. Pierwszy z nich dotyczył poparcia dla starań, by Gdańsk został przyłączony do Polski. Drugi brzmiał: „Rada Miejska miasta Pabianic na posiedzeniu odbytem dziś (tj. 23 III) uchwaliła jednogłośnie zwrócić się do Związku Miast polskich, by tenże poczynił wszelkie możliwe starania u Rządu Polskiego zmierzające do odzyskania rdzennie polskich ziem Spisza i Orawy”. Trzeci był podobnej treści i stwierdzał, ze „rada Miejska m. Pabianic na posiedzeniu odbytem dziś (również 23 III) uchwaliła jednogłośnie przyłączyć się do głosu ludu polskiego, żądającego przyłączenia do polski prastarego grodu piastowskiego Cieszyna oraz całego Księstwa Cieszyńskiego z okręgiem Czaca”.
Jak już wyżej nadmieniłem, TRM zakończyła swoją działalność wraz z wyborem pierwszego samorządu. Jej znaczenie historyczne polega na tym, ze było to pierwsze formalne ciało władzy w mieście, które rozpoczęło proces porządkowania życia publicznego w pierwszych, najtrudniejszych tygodniach odrodzonej Rzeczypospolitej.
Warto dodać, że syn Juliusza Mieszkowskiego, szefa Tymczasowej Rady Magistrackiej w Pabianicach uczęszczał przez pewien czas do gimnazjum męskiego przy ulicy Pułaskiego. Był to Stanisław Mieszkowski (1903-1952) przyszły komandor Marynarki Wojennej, obrońca Wybrzeża 1939, komendant Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej, dowódca Floty.
Pierwszy rok niepodległości w Pabianicach obfitował w wiele dramatycznych wydarzeń. Oto Ilustrowany Kurier Codzienny z 8 września 1919 roku donosił: Komunistyczny zamach w Pabianicach. Usiłowanie wyrzucenia w powietrze składów amunicji. Pogróżki komunistów pod adresem żołnierzy.
Dzisiejszej nocy około godziny trzeciej żywioły komunistyczne usiłowały dokonać napadu na pabianicką wartownię i składy amunicji, celem wysadzenia ich w powietrze. Kilku osobników zakradło się w pobliże wartowni i usiłowało podejść do wartownika, wołając: „rzuć broń”, gdy zaś posterunek tego nie uczynił, dając znać wystrzałem warcie dalszej - nieznajomi poczęli wartownika ostrzeliwać.
Na huk wystrzałów nadbiegło ostre pogotowie żołnierzy z oficerem inspekcyjnym i rozpoczęto poszukiwania, niestety, bezskuteczne. Sprawcy ukryli się w mrokach nocy. Aresztowano jednakże kilka podejrzanych osób, które odesłano na śledztwo do dowództwa żandarmerii łódzkiej.
Gdyby zamach się udał – połowa miasta Pabianic byłaby - skutkiem wybuchu – w gruzach.
Podczas prowadzenia aresztowanych – przechodzący podówczas jakiś człowiek wyraził się do żołnierzy. – Nie cieszcie się, niedługo głowy polskich żołnierzy będą latały w powietrzu. Owego człowieka aresztowano.
Głos Polski z soboty 6 września 1919 r. donosił: Ostatnie zajścia, jakie miały miejsce w Pabianicach, powstały na tle niezadowolenia ludności wskutek braku żywności i pracy, oraz wstrzymania wypłaty zapomóg. Oto szczegóły tych zajść.
W ubiegłą środę zgromadził się tłum bezrobotnych na placu przed magistratem i przez specjalnie wybraną delegację, która udała się do prezydenta przedstawił swoje nad wyraz krytyczne położenie i zaczął domagać się od zarządu miasta poczynienia jak najenergiczniejszych kroków, w celu ulżenia ich doli.
Tłum w czasie rozmowy delegacji z prezydentem wyrażał swe niezadowolenie w okrzykach nader ostrych pod adresem magistratu. Delegacja tłumu otrzymawszy rzeczowe wyjaśnienie ze strony prezydenta i wiceprezydenta, przedłożyła takowe zebranym. Udzielone wyjaśnienia zgromadzonych jednak nie zaspokoiły. Nie mogąc się dostać do magistratu, tłum udał się do miejscowej ujeżdżalni i tam urządził wiec. Na wiecu tym cały szereg mówców krytykował gospodarkę zarządu miasta. Jeden z obecnych na wiecu urzędników tajnej policji sekretnie zapisywał do notesu nazwiska przemawiających. Spostrzegłszy to tłum, rzucił się na niego z okrzykiem : szpicel i bardzo silnie go poturbował. Znajdujący się jeszcze i inni urzędnicy policji przybiegli napastowanemu koledze na pomoc, gwizdkami alarmując pobliskie posterunki policyjne. Tłum widząc zbliżającą się policję, zaczął się burzyć i awanturować, obrzucając przy tym policję gradem wymysłów i przekleństw. Policja z pomocą kolb i karabinów tłum rozpędziła i mocno pobitego urzędnika wyzwoliła z opałów. W czasie tego zajścia dokonała policja cały szereg aresztowań osób podejrzanych. Wkrótce po tym zajściu ukazały się silne i uzbrojone posterunki policyjne i wojskowe na mieście, aresztując wiele osób.
We czwartek tak samo przez cały dzień krążyły silne i zbrojne patrole policyjno-wojskowe, aresztując niezadowolonych i rozpędzając gromadzące się grupki ludzi.
W piątek o godz. 3 rano zebrała się spora gromadka ludzi na ulicy Grobelnej róg Kilińskiego i stamtąd udała się do składu amunicji i broni załogujących tutaj wojsk w celu opanowania tego składu i zaopatrzenia w broń, by z tą – że w ręku udać się do więzienia i aresztowanych oswobodzić. Kilkunastu mężczyzn zakradło się w pobliżu wartowni, usiłując raptownym ruchem obezwładnić wartownika. Atoli podstęp ten się nie udał; wartownik w porę zdołał się zorientować na co się zanosi i wystrzałem zaalarmował pobliską wartę. Na odgłos wystrzałów nadbiegło zbrojne pogotowie, lecz już nikogo nie zastało. Uczestnicy napadu w mrokach nocy rozbiegli się i pochowali.
Zaaresztowano 4 podejrzanych mężczyzn i 2 kobiety, których o godz. 6 rano odtransportowano do dowództwa żandarmerii łódzkiej. Miejscowe władze policyjne i wojskowe starają się o wzmocnienie ochrony wojskowo-policyjnej i wprowadzenie stanu wojennego, oraz ograniczenie ruchu po godz. 12 w nocy.
W styczniu 1919 roku przez Pabianice przejeżdżał pociągiem Ignacy J. Paderewski, towarzyszyli mu reporterzy prasy polskiej, którzy szczegółowo relacjonowali przebieg podróży wybitnego artysty i męża stanu.
„W tej chwili różowe blaski padają na żółte obicia wagonów i nikną szybko. Chwytają się szyb wagonów i giną, dochodzą nas odgłosy okrzyków i tony muzyki, które szybko zostawiamy poza sobą. To Pabianice w przelocie pociągu ślą hołd Paderewskiemu”. (Kurier Warszawski, 2 stycznia 1919 r.)
Głos Polski z czwartku 14 listopada 1918 r. zdawał relację z pierwszych dni wolności w Pabianicach.
W poniedziałek ubiegły została zwołana z inicjatywy stronnictw politycznych konferencja międzypartyjna, celem wzajemnego porozumienia się w sprawie utworzenia rady robotniczej na wzór, jaki tworzą się w byłej okupacji austriackiej. Na konferencję naznaczoną na godz. 9 i pół rano przybyło około stu osób, reprezentujących wszelkie ugrupowania polityczne, społeczne i zawodowe.
W sprawie powoływania rad robotniczych do życia przez wspólne zsolidaryzowanie się wszelkich ugrupowań politycznych robotniczych zabierało głos wielu mówców, każdy w imieniu swego ugrupowania. Z powodu jednakże niezdążenia powiadomienia wszystkich istniejących i działających na gruncie miasta Pabianic stronnictw politycznych, postanowiono dalszy ciąg konferencji odłożyć na godz. 8 wieczorem.
O godz. 8 wieczorem zgromadzili się w Sali stowarzyszenia „Światło” powtórnie na konferencję przedstawiciele już wszystkich ugrupowań politycznych. Ostatecznie uchwalono, mimo różniące się zapatrywania i poglądy, ze względu na konieczność skonsolidowania wszystkich sił robotniczych w celu uchwycenia władzy, zawiązać radę robotnicza, która ujęłaby rządy miasta i zabezpieczyła temuż bezwzględne bezpieczeństwo i spokój.
Rada Robotnicza składa się z 37 osób reprezentujących niemal wszystkie ugrupowania i stronnictwa polityczne.
We wtorek wczesnym rankiem, bo już o godzinie 6 rano powołana została do życia straż robotnicza zaopatrzona w czerwone opaski. Straż ta wespół z członkami rady robotniczej, podzielona na oddziały, udała się natychmiast do wszystkich urzędów i posterunków niemieckich, rozbrajać żołnierzy, wszędzie ustawiono warty robotnicze, uzbrajane w zdobyte na żołnierzach karabiny i szable. Już o godz. 8 rano zostały wszystkie urzędy obsadzone przez rade robotniczą, a posterunki i warty zniesione. Wspomnieć należy, ze odbyło się to zupełnie spokojnie i bez krwi rozlewu z obu stron. Akcja rady robotniczej zupełnie prawidłowo i sprężyście została przeprowadzona. Ekscesów nie było żadnych.
Zajęte i obsadzone zostały przez Radę Robotniczą: urząd powiatowy, komendantura, kasyno oficerskie, policja, magistrat, centrala chleba i maki, poczta, oraz stacja kolejowa.
Zdobyczą Rady Robotniczej jest wzięcie pod swoją opiekę kilkunastu koni, parę sztuk zabitej trzody, zapasów żywności przygotowanej do wywozu, kilkudziesięciu karabinów, szabel i bagnetów, naboi, granatów ręcznych itd.
Po południu Rada Robotnicza zorganizowała olbrzymi pochód przez miasto ze sztandarami czerwonymi amarantowymi.
Pochód zatrzymał się przed magistratem, gdzie ze stopni wygłoszone zostały liczne przemówienia delegatów poszczególnych stronnictw i partii politycznych przy licznych i głośnych okrzykach rozentuzjazmowanego tłumu na rzecz wyzwolenia klasy robotniczej, utworzenia się rządu ludowego i wolnej niepodległej republiki ludowej polskiej. Po skończonych przemówieniach zatknięto czerwony sztandar na murach magistratu. Po czym odbyło się posiedzenie Rady Robotniczej w Sali obrad Rady Miejskiej.
Postanowiono utworzyć milicję ludową, a na stanowisko komisarza jej powołano p. Śmigłego z Łodzi. Miasto postanowiono podzielić na 4 okręgi i na czele każdego okręgu postawić podkomisarza. Na podkomisarzy powołano pp. Brzozowskiego, Staniaka, Łyszkowskiegoi i Jakóbczaka. Komisarz wraz ze swoimi pomocnikami ujął władzę w swe ręce następnego dnia. Dotychczasowa policja miejska wraz z naczelnikiem p. Żurawiczem zwolniona została ze swoich zajęć i obowiązków.
Następnie na wysunięte żądanie delegata tworzącej się Rady Włościańskiej w gminie Wymysłów określono stosunek i stanowisko Rady Robotniczej miasta Pabianic do tworzących się Rad Włościańskich w okolicznych wsiach i gminach.
W sprawie przejęcia rządów miastem postanowiono personelu urzędniczego magistratu nie zmieniać. Sekretarza magistratu p. Podgórskiego mianować głównym szefem magistratu. Obu burmistrzów natychmiast usunąć. Zwierzchnią władzą magistratu będzie Rada Robotnicza.
Takie samo postanowienie powzięto w sprawie centrali chleba i mąki. Na czele centrali postawiono p. Ebenrytera.
W sprawie nieczynnej poczty uchwalono zaangażować 2 urzędników, którzy już za moskali na tutejszej poczcie pracowali i którzy objęli swe czynności następnego dnia.
Głos Polski - 16 listopada 1918 - wziął w obronę pabianicką Radę Robotniczą: Utworzona w Pabianicach pierwsza w dawnej okupacji niemieckiej Rada Robotnicza, reprezentuje wszystkie ugrupowania polityczne, społeczne i zawodowe warstw pracujących.
Rada Robotnicza stanęła od razu na wysokości zadań chwili. Energicznie, przy wydatnym współudziale skautów i sokołów, przeprowadziła rozbrojenie posterunków wojska niemieckiego, zorganizowała milicję, która znowu, przy pomocy skautów i sokołów, objęła straż bezpieczeństwa nad miastem, zapewniając mu niczym niezmącony spokój.
Podniosły nastrój, panujący w czasie pochodu, urządzonego przez Rade Robotniczą, przemówienia licznych mówców na wiecu, odbywającym się przed magistratem, gromkie aplauzy tłumu zaświadczały wymownie, zaraz pierwszego dnia, ze Rada Robotnicza jest istotną reprezentantką szerokich kół miejscowej ludności.
Manifestując na rzecz Rady Robotniczej, wyrażając jej swoje zaufanie, ludność Pabianic wypowiedziała zarazem niedwuznacznie nieufność wobec dotychczasowych władz miejskich, skompromitowanych w oczach społeczeństwa nieudolną gospodarka przez cały ciąg wojny, uległością posuniętą aż do stania się bezsilnym narzędziem w rękach okupanta.
Zdawało się, że władze miejskie same potrafią wyciągnąć wniosek z niedwuznacznej postawy ludności i poddadzą się kontroli Rady Robotniczej , w myśl życzeń szerokich warstw.
Wolały one obrać drogę inną. Rozpoczęto gorączkową akcję, zmierzającą do przedstawienia Rady Robotniczej, jako przejawu „bolszewizmu” (w ujemnym tego słowa znaczeniu), jako przejawu anarchii i rozkładu, świadomie przeistaczając fakty, gdyż władze miejskie były świadkami sprawnego i taktownego postępowania Rady Robotniczej.
A że strach ma wielkie oczy, znalazły się jednostki nieuświadomione, tchórzliwego serca, dające posłuch plotkom i gruchnęła wieść kłamliwa po okolicy, dotarła nawet do Łodzi.
Tylko taktownemu, choć stanowczemu postępowaniu Rady Robotniczej zawdzięczać należy, że nie wywołało to zamętu. Rada Robotnicza oświadczyła wyraźnie, że uważa się za władzę prowizoryczną, która trwać będzie póty, póki nowy rząd polski nie unormuje stosunków w kraju. Władze miejskie trwały jednak w swoim uporze, krecią robotą usiłując podkopać stanowisko Rady Robotniczej. Kres uporowi położyła zdecydowana postawa tłumów, zebranych wieczorem dnia 14 bieżącego miesiąca pod magistratem.
Rada miejska oddala na żądanie delegatów Rady Robotniczej policję miejską komisariatowi wyznaczonemu przez Radę Robotniczą, uznała prawa tej ostatniej do kontroli działalności władz miejskich, samą formę tej kontroli pozostawiając dalszemu omówieniu. Obaj burmistrzowie ustąpili ze swych stanowisk.
Obawy i przewidywania przeciwników Rady Robotniczej, okazały się najzupełniej niesłuszne. Zaufanie do niej społeczeństwa wzrosło przez przystąpienie inteligencji zawodowej, zgrupowanej w Stronnictwie Niezawisłości Narodowej oraz przedstawicieli nauczycielstwa.
Strach ma wielkie oczy – widzi niebezpieczeństwa anarchii tam, gdzie widzieć powinien czynnik ładu, twórczej siły i dojrzałości politycznej.
W 1918 r. na zasadzie wyborów kurialnych (sposób wyboru charakteryzujący się podziałemwyborców na grupy w zależności od stanu posiadania, wykształcenia, statusu społecznego) powołana została nowa Rada Miejska, której przewodniczył Henryk Lipski. Burmistrzem został Aleksander Orłowski. Rada działała do 11 listopada 1918 r. Wtedy też znalazła się w ogniu krytyki nowo powstałej Rady Robotniczej. Głos Polski z 12 listopada 1918 r. opublikował sprawozdanie z działalności magistratu w latach 1917 – 1918.
Ponieważ magistrat już ukończył sprawozdanie ze swej działalności za rok 1917-18, przeto w celu poinformowania szerszego ogółu mieszkańców naszego miasta podajemy poniżej w streszczeniu stan gospodarki miejskiej
Trudne i ciężkie warunki ekonomiczne, w jakich znalazło się nasze miasto z powodu trwającej wojny odbiły się poważnie i zaważyły dotkliwie na ogólnym stanie i systemie gospodarki miejskiej. W okresie sprawozdawczym za czas od 1 kwietnia 1917 r. do 31 marca 1918 r. magistrat pokonywać musiał trudności w wynalezieniu odpowiednich źródeł dochodów i kredytów miejskich na pokrycie coraz to większych i liczniejszych potrzeb, oraz przyjścia z pomocą szerzącej się coraz dotkliwiej biedzie i nędzy licznych mieszkańców naszego miasta. Zmiany i opóźnione prace budżetowe nie mogły również wpłynąć dodatnio na uregulowanie spraw miejskich, aczkolwiek usilnym dążeniom zarządu miasta było pokonywać wynikające trudności.
W okresie sprawozdawczym magistrat odbył 86 posiedzeń plenarnych, rezultatem których był szereg doniosłych uchwał i postanowień.
Miedzy innymi opracowano i wprowadzono w życie regulamin podatku majątkowo-dochodowego, regulamin podatku od biletów kolei podjazdowej elektrycznej Łódź – Pabianice, regulamin opłat za czyszczenie kominów, oraz regulamin opłat na korzyść miasta przy sprzedaży nieruchomości miejskich. Opracowano i wydano przepisy obowiązujące dla właścicieli domów i mieszkańców dotyczące czystości, porządku i higieny w podwórzach i domach prywatnych, o czasie i sposobie wywożenia nieczystości z domów oraz odpowiedzialności za nieprzestrzeganie przepisów sanitarnych. Celem przeciwdziałania możliwości szerzenia chorób zakaźnych przez wędrujących i nocujących po domach żebraków, założono gospodę noclegową, gdzie po przedwstępnym wykąpaniu i zdezynfekowaniu, biedny dostaje nocleg i pożywienie.
Rozciągnięto opiekę nad niezdatnymi do pracy i żebrakami przez umieszczanie ich w przytułku, zaopiekowano się dziećmi leczonych prostytutek przez urządzenie odpowiedniego schroniska, oraz unormowano sposób wydawania zasiłków pieniężnych biednym miasta. Powołano do życia przy Chrześcijańskim Towarzystwie Dobroczynności kuchnię dla biednych, gdzie za opłatą 20 fenigów biedni otrzymują obiady. Podtrzymano działalność tanich kuchni robotniczych w mieście przez przekazanie odpowiednich sum pieniężnych.
Wzięto w opiekę przebywających w mieście weteranów 1863 roku przez wypłacanie im stałej miesięcznej zapomogi. Wyasygnowano sumę pieniężną dla przebywających w Szczypiornie legionistów pabianiczan.
Unormowano pensje urzędników, nauczycieli pracowników miejskich. Przekazano odpowiednią sumę pieniężną na stypendium dla urzędników municypalnych. Współdziałano przy przeprowadzeniu wyborów nowego kato0lickiego nadzoru kościelnego przy parafii staromiejskiej, oraz porozumiano się z prasą, dla informowania ludności o rozporządzeniach i poważniejszych postanowieniach magistratu. Rozpoczęto prace około zorganizowania archiwum dawniejszych aktów i ksiąg magistrackich. Przystąpiono w charakterze członka zwyczajnego do Związku Miast Królestwa Polskiego.
W dziale reprezentacyjnym magistrat brał udział w uroczystym obchodzie stuletniej rocznicy zgonu Tadeusza Kościuszki, przesłaniu powitania Radzie Regencyjnej Królestwa Polskiego, oraz uczestniczył w krajowym zjeździe przedstawicieli miast w Warszawie.
Przed wojną miasto nasze wraz z przedmieściem „Zielona Górka” liczyło 57 847 mieszkańców; obliczenie w lutym 1916 r. wykazało 38 500 mieszkańców, obecnie liczba ta znacznie spadła.
W okresie sprawozdawczym od 1-go kwietnia 1917 r. do 1-go maja 1918 roku zmarło: 983 chrześcijan, 135 żydów, razem 1118 osób. Liczba urodzeń była: chrześcijan 499, żydów 186, razem 685 urodzeń.
Jak widzimy liczba zgonów znacznie przewyższa liczbę urodzeń. Tak znaczna różnica pomiędzy cyfra urodzeń i zgonów tłumaczy się wzrostem w okresie wojennym chorób oraz szerzącą się coraz bardziej nędzą i głodem.
Środowiska prawicowe, widząc ekspansję Rady Robotniczej, podjęły próbę utworzenia Komitetu Polskiego ds. Narodowych. W tym samym numerze Głosu Polski czytamy:
Wśród grona mieszkańców naszego miasta powstała myśl utworzenia Komitetu Polskiego do spraw narodowych, którego zadaniem byłoby: urządzanie wieców i odczytów na tematy polityczno-społeczne, wydawanie pisma pt. „Wiadomości Komitetu”, w celu informowania ogółu mieszkańców o pracach komitetu, prowadzenie czarnej księgi lichwiarzy, paskarzy i sprzedawczyków, tworzenie służby bezpieczeństwa publicznego, urządzanie uroczystości narodowych, prowadzenie agitacji za pożyczką państwową polską i armią narodową, oraz stworzenie biura pracy, w którym by rejestrowano wszelkie siły męskie i żeńskie zdolne do służby administracyjnej i municypalnej w Państwie Polskim. Przeciwko powstaniu takiego komitetu występuje pewna grupa robotników.
Jest to nad wyraz smutny objaw. Dzisiaj gdy granice Polski są zagrożone, należy się bezwzględnie skupić pod jednym wspólnym sztandarem dobra i całości naszego kraju.
W bieżącym tygodniu ma się odbyć zebranie delegatów wszystkich zrzeszeń i stowarzyszeń, oraz partii i stronnictw politycznych w celu powołania do życia wspomnianego Komitetu. Prawdopodobnie, że stworzenie Polskiego Komitetu do spraw narodowych dojdzie do skutku, co byłoby wielce pożądane na naszym pabianickim gruncie.
Głos Polski z 21 listopada 1918: Dnia 15 bm. o godz. 7 i pół wieczorem odbyło się zebranie informacyjne, urządzone przez Stronnictwo Niezawisłości Narodowej w Pabianicach.
Po zagajeniu zebrania przez p. Teofila Wojeńskiego, ideologię Stronnictwa wyświetlił prelegent, prezes Stronnictwa w Łodzi, p. Bolesław Pienkiewicz, po czym rozwinęła się ożywiona dyskusja.
Dnia 17 bm. o godz. 3-ej po południu odbyło się walne zebranie członków Stronnictwa Niezawisłości. Po wysłuchaniu sprawozdania z dotychczasowej działalności i po omówieniu wytycznych dotyczących akcji, przystąpiono do wyboru zarządu. W skład zarządu weszli: pp. Teofil Wojeński (prezes), Zygmunt Frohs (sekretarz), Jerzy Stanisław Chodkiewicz (skarbnik), Leonard Makowski, Andrzej Starzyński.
Zebranie potwierdziło mandaty do rady robotniczej 2 przedstawicieli Stronnictwa pp. T. Wojeńskiego i A. Starzyńskiego.
Zarząd Stronnictwa podaje do wiadomości, iż udziela informacji dotyczących Stronnictwa w czasie dyżurów, w lokalu własnym przy ulicy Rocha nr 23, pierwsze piętro w godzinach od 7 do 8 wieczorem.
Stronnictwo Niezawisłości Narodowej - partia centrolewicowa w Królestwie Polskim w latach 1917-1918, związana politycznie z PPS- Frakcja Rewolucyjna.
W mieście wrzało, odbywały się spotkania, zbiórki i wiece. Rozwój z 11 grudnia 1918 r. donosił: Wiec obywatelski. Onegdaj pod przewodnictwem p. Hansa odbył się tu w obecności przeszło 800 osób wiec obywatelski, na którym po ożywionej dyskusji uchwalono między innymi: 1) zaciągnąć długoterminową pożyczkę na rozpoczęcie robót publicznych, by w ten sposób przyjść z pomocą bezrobotnym oraz 2)zwrócić się do dyrekcji kolejek dojazdowych z żądaniem jak najszybszego rozpoczęcia budowy wąskotorowej kolejki na przestrzeni Pabianice – Łask. W końcu z okazji zbliżających się wyborów sejmowych wybrano komitet przedwyborczy, w skład którego weszli: pp. A. Rakowski, B. Pawłowski, A. Wajs, M. Kalinowski, J. Magrowicz, T. Śródka, J. Hans, S. Stefan, S. Grabski, E. Wetzler, A. Wlazłowicz, J. Ebenrytter.
Zorganizowana przez specjalny komitet kwesta na rzecz jeńców Polaków przyniosła marek 5736 i 85 fenigów, rubli 3 i kopiejek 36, koronę 1, halerzy 40 z czego wydatkowano na akcję związaną z kwestą marek 54 fenigów 30.
Polski Klub Mieszczański. Rada Polskiego Klubu Mieszczańskiego ukonstytuowała się następująco: prof. J. Biskupski – przewodniczący, J. Magrowicz – zastępca, T. Kalinowski – sekretarz, A. Lewityn – skarbnik i J. Biskupski – gospodarz. (Rozwój, 13 grudnia 1918)
Polski Klub Mieszczańskie – centrowe ugrupowanie konserwatywne, akcentujące rolę miast i warstwy średniej w rozwoju państwa.
Staraniem koła Polek odbył się tu w Domu Ludowym wiec kobiet polskich. Po zagajeniu wiecu przez p. Jędrychowską, która nawoływała kobiety polskie do organizacji i wspólnej pracy w przyszłym życiu niepodległej i zjednoczonej Polski, przemówiła jeszcze p. Siennicka o Sejmie i o roli kobiety w życiu społecznym i politycznym państwa, robotnica Powidełkówna o udziale kobiet pracujących w życiu narodowym i dr Eichler o wyborach do Sejmu. W końcu przyjęto między innymi rezolucję oświadczającą się za stworzeniem rządu narodowego, trójdzielnicowego (Rozwój, 29 grudnia 1918)
Zmiana władzy w miasteczku nie stanowiła łatwego zadania. Urzędujący jeszcze burmistrz był pełen obaw, o czym świadczy informacja zamieszczona w Gazecie Łódzkiej z 13 listopada 1918 r.:
Burmistrz miasta Pabianic zwrócił się do komendy placu w Łodzi z prośbą o nadesłanie posiłków wojskowych celem zabezpieczenia porządku i spokoju w mieście ponieważ wobec agitacji lewicowych żywiołów wywrotowych zachodzi obawa nieprzewidzianych zajść ze strony zbrodniczych jednostek podburzających masy.
Przez kilkanaście dni miastem próbowali zarządzać robotnicy i inni pracownicy, przy wyczekującej postawie fabrykantów – pracodawców. Robotnicy nadzorowali nawet magistrat. Gazeta Łódzka z 25 listopada 1918 roku informowała:
Po usunięciu burmistrza Orłowskiego, w Pabianicach zaprowadzono rządy robotnicze. Na czele Rady Robotniczej jako burmistrz stoi robotnik, prezes Związku Zawodowego Robotników Przemysłu Włóknistego, towarzysz Antoni Szczerkowski, prezydium Rady Robotniczej z Opozycji Lewicy stanowią towarzysze Jagiellak, Skowroński i Sulej.
Usunięto naczelnika milicji Zurawicza, komisariat milicji objął komendant Śmigły, mając do pomocy podkomisarzy: Jakoczaka, Zyskowskiego, Brzozowskiego i Staniaka. Wszystkie instytucje społeczne i komunalne funkcjonują prawidłowo, wszyscy urzędnicy magistratu pozostali na stanowiskach i prowadzą normalnie czynności urzędowania. Kierownictwo spraw magistrackich powierzono urzędnikowi Podgórskiemu, do każdego z wydziałów dodano z ramienia Rady Robotniczej po pięciu delegatów robotniczych do kontroli oraz współpracy i pomocy w czynnościach.
Przy magistracie utworzony został nowy wydział, jako sekcja miejska ochrony pracy. Zaprowadzono dla wszystkich fabryk pabianickich i w ogóle instytucji przemysłowo-handlowych ośmiogodzinny dzień pracy, uregulowano sprawę unormowania w miarę możności płacy, oraz w ogóle przystąpiono do intensywnego usunięcia wszelkich śladów ucisku okupacyjnego Niemców. Postanowiono powiększyć racje chleba i ulepszyć jego jakość, oraz sprawę aprowizacji zreformować, artykuły kontyngentowe sprzedawać po cenie własnej. W okolicach Pabianic, po wsiach wybierane są Rady Chłopskie.
W piątek odbył się tu w Domu Ludowym wiec rzemieślniczy w celu zorganizowania rzemieślników, wyboru Rady Rzemieślniczej, oraz 2-ch delegatów do Rady Robotniczej. Przewodniczył na wiecu pan Nyss. Przemawiali pp. M. Bawarski, Graliński i Szybiłło – wszyscy trzej z Łodzi, z Pabianic p. Wojtaszek.
W Pabianicach rządy nad miastem objęła Rada Robotnicza, rozwiązując Radę Miejską, władze magistrackie i dawniejszą milicję. W mieście panuje spokój i porządek. W skład Rady Robotniczej weszło po 2-ch delegatów z każdego stronnictwa politycznego, kooperatywy i związku zawodowego, również związek nauczycieli miejscowych i Związek Budowy Państwa Polskiego przyłączył się do Rady Robotniczej, która natomiast odmówiła przyjęcia do nowego grona delegatów od Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości. (Gazeta Łódzka, 17 listopada 1918)
Gazeta Łódzka, 26 listopada 1918 r. : Popołudniu odbył się również wiec organizacyjny Polskiego Klubu Mieszczańskiego w Pabianicach w przepełnionej sali Domu Ludowego. Po zagajeniu przez obywatela miejscowego p. Magrowicza, na przewodniczącego wiecu zaproszono radnego Szybiłłę, pióro trzymał p. Kowalski. Przemawiali ci sami mówcy, którzy występowali na wiecu organizacyjnym Klubu w Łodzi, uchwalając jednobrzmiące z łódzkim Klubem uchwały. Udział w nim brało i zgłosiło akces do klubu ponad 600 osób. Oba wiece wykazały stanowcze dążenie stanu mieszczańskiego Łodzi i okolicy do ostatecznego skonsolidowania się we własnym opartym na zdrowych podstawach stronnictwie politycznym.
W styczniu 1919 roku pojawiły się problemy aprowizacyjne. Głos Polski z 16 stycznia 1919 podawał:
Mieszkańcy Pabianic na próżno zadają sobie pytanie, dlaczego ceny na artykuły kontyngentowe są znacznie wyższe niż w Łodzi.
Na przykład cukier (kryształ) w Pabianicach kosztuje 2.60 mrk za funt, w Łodzi - 2.18 mrk, chleb 62 fen., w Łodzi – 35 fen.
Konia z rzędem, kto odgadnie w czym leży przyczyna tak znacznych różnic. Nie lepiej się dzieje w przyległej do miasta części gminy Górka Pabianicka – ceny są takie same, jak w Pabianicach, a gospodarka znacznie niedołężniejsza.
Od początku ubiegłego tygodnia, na skutek rozporządzenia z góry, otrzymaną z centrali mąkę kontyngensową sklepy sprzedawały po 56 fen. za funt. W piątek nakazano sprzedawać tę mąkę po starej cenie tj. po 34 fen. za funt (czyżby mąka tak gwałtownie staniała? Rozporządzenie to spowodowało niezadowolenie tych, którzy zdążyli już zrealizować kartki na mąkę, a były nawet wypadki żądania zwrotu różnicy. Z tego powodu wstrzymano na razie sprzedaż mąki na kartki.
To samo dzieje się z chlebem. Niektóre sklepy i piekarze sprzedawali w tygodniu ubiegłym chleb już po nowej cenie, inne zaś jeszcze po starej cenie, tj. po 30 fen..
Celem położenia kresu tym nieporządkom, czynniki miarodajne powinny przedsięwziąć odpowiednie kroki.
W innych miejscowościach kraju wydano rozporządzenie o skasowaniu szyldów niemieckich, u nas figurują one najspokojniej w dalszym ciągu, jak gdyby „radosne” wspomnienie po okupantach.
W ostatnich czasach rozeszła się pogłoska, że aptekę p. Jędryki przy ulicy Zamkowej nabyli Żydzi. Jak się okazało, pogłoski te były fabrykowane przez nieuczciwą konkurencję, która sama nic wspólnego z polskością nie ma. W rzeczywistości aptekę, o które mowa nabyli pp. Stefan Nowakowski i Mieczysław Esman – obaj Polacy.
16 kwietnia 1919 roku Głos Polski przyniósł wiadomość o „zaburzeniach głodowych w Pabianicach”
Na wczorajszym posiedzeniu nowy magistrat pabianicki, pomiędzy innymi, obradował nad pytaniem, w jaki sposób wyjednać od ministerium aprowizacji przysłanie mąki, której mieszkańcy chrześcijańscy Pabianic w okresie bieżącym wcale nie otrzymali.
Jeszcze magistrat nie skończył obrad kiedy przed gmachem na placu gromadzić się zaczął tłum mieszkańców. Tłum ten rósł szybko i wznosił okrzyki:
- Dajcie mąkę! Żydzi otrzymali na święta po 7 funtów, a Polacy nie!
Na schodach ukazał się prezydent Makowski i oświadczył, ze już w poniedziałek telegrafował do Warszawy do ministerium o mąkę i smalec, że wysłano tam delegata.
Nic to nie pomogło. Tłum rósł coraz bardziej i o godz.8, usunąwszy stojących na straży policjantów z karabinami, wtargnął do kancelarii magistratu, grożąc, że nie wypuści nikogo, dopóki nie otrzyma mąki.
Prezydent zatelefonował o mąkę do Łodzi, uspakajał, o cierpliwość prosił. Na próżno przemawiał wiceprezydent Jankowski, następnie komisarz miejscowy, tłum cisnął się coraz bardziej i przybierał postawę groźną.
Przypadkowo obecny w magistracie redaktor Filipowicz wygłosił przemówienie ze schodów, tłumacząc, że nie mogą mieć żalu do nowego magistratu, który nie miał jeszcze czasu na zapobiegnięcie brakowi mąki, ale już rozpoczął energiczne starania, że sprawę poruszy Głos Polski i pisma warszawskie, a wówczas ministerium dowie się, do czego doprowadza jego zaniedbanie.
Przemawiali następnie pp. dr Eichler i Wojtaszek – i około godz. 8 wieczorem wzburzenie uspokajać się zaczęło. Deszcz zachęcił ostatecznie wszystkich do rozejścia się.
Zaburzenie wczorajsze powinno skłonić ministerium aprowizacji do większej dbałości o zaprowiantowanie zgłodniałych Pabianic.
Głos Polski, 21 maja 1919 r.: Na posiedzeniu Rady Miejskiej w Pabianicach burmistrz Makowski referował sprawę przeprowadzenia koniecznych robót publicznych w Pabianicach. Poza koniecznymi robotami brukarskimi przewidywane są: urządzenie parku poza domkiem strzeleckim, urządzenie gazonów przed gmachem magistratu, regulacja rynku przed rzeźnią miejską. Dalej budowa elektrowni, domu kąpielowego, szkoły przy ul. Tuszyńskiej, przedłużenie linii tramwajowej do dworca kolejowego. Na pierwsze z robót wyżej wymienionych uchwalono zaciągnięcie pożyczki rządowej w sumie 2 milionów marek.
Zgodnie z wnioskiem doktora Eichlera, Rada Miejska w Pabianicach utworzyła komisję dla przeprowadzenia sprawy umiastowienia pabianickiego progimnazjum.
W Pabianicach obiegały pogłoski o wykrytych jakoby nadużyciach w komitecie dla bezrobotnych. Otóż na jednym z posiedzeń, delegat min. Pracy i opieki społecznej, p. Izdebski zwrócił uwagę na nieprawidłowość pobierania wynagrodzenia przez członków prezydium komitetu, a mianowicie dwóch wiceprzewodniczących i sekretarza. Co do wynagrodzenia sekretarza (200 marek miesięcznie) może ono jeszcze być uwzględnione, jednak opłacanie pensjami wiceprzewodniczących jest rzeczą w ogóle nigdzie nie stosowaną i wprost nadużyciem. Dwaj wiceprzewodniczący wypłacili już sobie od 17 lutego 2 000 mk. Delegat ministerstwa Izdebski zaznaczył, że wystąpił do ministra z propozycją akceptowania tego nigdzie niepraktykowanego honorowania członków prezydium, lecz dotychczas jeszcze przychylnej w tej kwestii odpowiedzi nie otrzymał.
Radę Miejską rozsadzały spory polityczne. Głos Polski, 28 listopada 1919 r. informował:
Na ostatnim posiedzeniu Rady Miejskiej radny Piechota odczytał oświadczenie radnych z Narodowego Związku Robotniczego, zwalające całą winę ciężkiej sytuacji w mieście na socjalistycznych radnych i członków magistratu. W końcu oświadczenie to wyraża votum nieufności prezydentowi Makowskiemu. Grupa radnych NZR wycofuje się, zgodnie z deklaracją ze wszystkich stanowisk kierowniczych zarówno w magistracie, jak i w Radzie Miejskiej, pozostając w Radzie wyłącznie w charakterze radnych i zrzekając się wszelkiej odpowiedzialności za dalszą gospodarkę miejską. NZR zażądał, aby sprawę votum nieufności dla prezydenta Makowskiego poddać głosowanie. Z powodu jednak nieobecności prezydenta większość Rady wypowiedziała się za odłożeniem tej sprawy do najbliższego posiedzenia.
Po odczytaniu powyższego oświadczenia przewodniczący rady dr Eichler złożył swój mandat przewodniczącego. Również i radny Szefer złożył na piśmie swą rezygnację ze stanowiska sekretarza Rady. Wobec złożenia mandatu przewodniczącego przez dr Eichlera i z drugiej strony – nieobecność na posiedzeniu wiceprzewodniczącego, który podówczas znajdował się w Warszawie, dalszy ciąg posiedzenia nie mógł się odbyć i radni rozeszli się do domów.
Stoimy wiec w obliczu kryzysu Rady. Stanowisko NZR siłą rzeczy zmusi i pozostałe ugrupowania w radzie do zajęcia bardziej określonego stanowiska wobec wytworzonej sytuacji. Czy pozostałe ugrupowania zechcą przyjąć na swoje barki całą odpowiedzialność za gospodarkę miejską? Czy wobec tego istnieje groźba rozwiązania Rady? Byłaby to ostateczność, której z wielu względów należałoby uniknąć. Wątpliwe bowiem jest, czy nowa Rada lub jakakolwiek inna w obecnym ciężkim położeniu kraju, uleczy wszystkie niedomagania czasu dzisiejszego.
Czasy były niespokojne. Głos Pabianic, 28.11.1919: Onegdaj o godzinie 11-ej przed południem na szosie Pabianickiej, dwie wiorsty od Łasku, zabity został przez nieznanego bandytę dwoma strzałami policjant konny z Pabianic, Wojciech Kłos. Bandyta, po dokonaniu zabójstwa, zrabował policjantowi karabin i wszystkie naboje. Zabity osierocił żonę i dziecko. Zawiadomiona o powyższym policja w Pabianicach, udała się na miejsce wypadku, lecz mordercy nie ujęto. Śledztwo w toku.
Listopadowe dni 1918 roku opisywał także Edward Sławiński w Prawdzie Pabianickiej (pismo lewicowe).
Po przeszło trzyletniej męce okupacji niemieckiej po pokonaniu butnych Prusaków przez koalicje w wigilię 11 listopada 1918 roku tak zwana Opozycja Robotnicza PPS urządziła w Pabianicach w biały dzień – na oczach żandarmerii niemieckiej, wielka manifestację, na której przemawiał p. Antoni Szczerkowski, nawołując mieszkańców miasta do walki z okupantami. Późnym wieczorem tegoż samego dnia z rozkazu władzy naczelnej PPS p. Antoni Szczerkowski na czele delegacji składającej z trzech osób, udał się do komendy wojsk niemieckich z żądaniem natychmiastowego opuszczenia Pabianic oraz oddania uzbrojenia i ekwipunku wojskowego.
Aczkolwiek na razie delegacja otrzymała odmowną odpowiedź, to jednak szaleńcza odwaga 4 robotników dała dużo do myślenia Niemcom, którzy nazajutrz tj. 11 listopada 1918 dali się bez oporu rozbroić i opuścili na zawsze nasze miasto.
W nocy z 10 na 11 listopada odbyła się w Pabianicach w lokalu Towarzystwa Robotniczego „Światło”, przy ul. Zachodniej, historyczna konferencja wszystkich organizacji i stowarzyszeń robotniczych, zwołana z inicjatywy Opozycji Robotniczej PPS, na której przewodniczył zmarły przed kilku laty Stanisław Wojtaszek, wybitny działacz robotniczy.
Na konferencji tej, między innymi na wniosek p. Szczerkowskiego utworzona została Rada Robotnicza m. Pabianic, która sprawowała władzę miejską do czasu powołania, przez Naczelnika Państwa, Rządu Ludowego na czele z Jędrzejem Moraczewskim.
Jak wynika z powyższego w chwili tak doniosłej dla Polski klasa robotnicza naszego miasta odegrała dominującą rolę, walcząc skutecznie z piętrzącymi się z dnia na dzień trudnościami i nie bacząc na krecią robotę kołtunerii pabianickiej, która na każdym kroku starała się utrudniać działalność pierwszej w naszym mieście – władzy miejskiej pozostającej wyłącznie w rękach robotników. (Prawda Pabianicka, 10 listopada 1935)
W pochmurny, listopadowy ranek 1914 roku, wkroczyły do Pabianic, po zaciekłych krwawych walkach, toczących się od szeregu tygodni na linii bojowej – obejmującej wiele miast i wsi okręgu łódzkiego – pierwsze odziały butnego prusactwa, upitego do szalu zwycięstwem nad Moskalami, by po krótkim czasie – po zdobyciu Warszawy i wyparciu uciekających w popłochu wojsk nieprzyjacielskich, hen aż za Bug, osiąść w Polsce, wespół z ich sprzymierzeńcami Austriakami na długie lata.
Była to niedziela. Grzmot salw armatnich, słabnących gdzieś w oddali z każdą chwilą, zlewał się z głuchym dudnieniem, ciągnących przez ulice miasta, kilometrowych wężów: artylerii, taborów i kuchen polowych.
Długie kolumny ludu zbrojnego znad Szprewy, Odry i Renu z pieśnią wojenną na ustach, rozlały się szeroką falą po dymiących jeszcze zgliszczach, spalonych osiedli ludzkich, jako zapowiedź: ciemięstwa, gwałtu i wszelkiego bezprawia nad spokojną ludnością okupowanego obszaru.
I nastały dni chmurne i górne.
Niezwykle szybko, a składnie zdołali Niemcy zorganizować w okupowanym przez nich kraju, administrację. Pokryli oni zajętą połać b. Kongresówki siecią najrozmaitszych urzędów, nad którymi naczelną władzę sprawował osławiony Beseler.
Żelazne kleszcze administracji pruskiej, bezwzględne w swych barbarzyńskich poczynaniach, zaciskały się coraz silniej na życiu gospodarczym i politycznym nieszczęsnego kraju, a w ślad za tym rozpanoszyła się wśród ludności miast niesłychana nędza i głód.
Zachłanna chciwość Teutonów nie znała granic. Rekwirowano i wywożono do Niemiec wszystko – co przedstawiało dla nich jakakolwiek wartość, a przede wszystkim żywność. Ogołocono kraj do szczętu z jego bogactw, czyniąc go zarazem spichlerzem żywnościowym wygłodniałego żołdactwa frontu zachodniego. Mało tego zmuszano polskich robotników do pracy w niemieckim przemyśle wojennym i kopalniach, aby w ten sposób móc zasilić świeżym materiałem ludzkim swoje regimenty, pławiące się w odmętach krwi – ku zagładzie kultury europejskiej.
Ostoją ciemiężycieli, główną sprężyną działającego nader sprawnie aparatu administracyjnego, była podówczas instytucja, o bardzo szerokich uprawnieniach, zwana Feldpolizei, oddziały której znajdowały się prawie we wszystkich miastach okupacji niemieckiej.
Zadaniem Feldpolizei, na czele której stali znani z okrucieństwa Prusacy, było między innymi, utrzymanie szerokich mas ludności polskiej w posłuszeństwie do władz okupacyjnych, likwidowanie szpiegostwa wojennego, oraz , co trzeba ze szczególnym naciskiem podkreślić , tępienie pracy niepodległościowej, na którą zrazu Niemcy patrzyli przez palce, a która jednakże, stosunkowo po krótkim czasie przeniosła się do podziemia, w skutek wrogich prześladowań okupantów. Niezrozumiani, otoczeni niechęcią szli wytrwale do celu, ci, którym przyświecała w życiu nade wszystko idea niepodległej Polski.
Atoli nie wszyscy doszli do celu. Wielu z tych szarych, skromnych pionierów zginęło od głodu i chorób w ponurych kazamatach więzień pruskich – sprzedani za judaszowe srebrniki przez swoich współbraci, nikczemników, pozostających na usługach wrażych Niemców.
Gdy krew polska płynęła strumieniami w walkach o wielkie dzieło wyzwolenia, gdy bezwzględna, twarda pięść żołdaka pruskiego, wyciskała resztki soków żywotnych z zagarniętego kraju, znaleźli się Polacy, którzy dla korzyści majątkowych oddali się na usługi osławianej Feldpolizei, bądź w charakterze agentów, bądź też co gorsza w charakterze konfidentów.
W tych bezprzykładnych warunkach żyła ludność m. Pabianic z dnia na dzień znosząc z podziwu godnym stoicyzmem, prześladowania ze strony ciemiężców, cierpiąc zarazem nieopisany głód i chłód. Zamknęły się na długo bramy fabryk pabianickich, zamilkły rozbrzmiewające donośnie rano i wieczorem syreny fabryczne, ucichł trajkot krosien tkackich, zamilkły dźwięczne dzwony kościelne, złupione i przetopione przez krzyżacką drań, na działa burzące.
Na ulicach Pabianic, przed sklepami żywnościowymi, piekarniami pojawiały się długie, żywe „ogonki” wyczekujące na mrozie i słocie, na mizerne ochłapy „Ersatz” – żywności.
Zarządzenia, ograniczające dowóz artykułów pierwszej potrzeby do miast, wygnały ludność naszego grodu do okolicznych wsi, gdzie jeszcze można było nabyć garstkę maki, kęs chleba i worek kartofli. Biedota zaś nie posiadająca grosza przy duszy, rekrutująca się po części z żyjących dostatnio robotników, utrzymywała się wyłącznie z żebraniny po wsiach.
Szerokie gościńce podmiejskie, drogi wiejskie, drożyny leśne nawet roiły się od ludu miejskiego, przekradającego się chyłkiem z tobołkami na plecach do miasta w obawie zetknięcia się z żandarmeria pruską, bowiem groziło to z reguły konfiskatą z trudem uzyskanej żywności i surowymi karami.
Chłopi, jakkolwiek nie głodowali, jednakże nękani byli przez Prusaków ustawicznymi rekwizycjami zboża, bydła i koni, co się rzecz oczywista odbijało ujemnie na aprowizacji miast, drogą nielegalnego nabywania produktów spożywczych na wsiach, przez głodne rzesze robotnicze.
I oto w takich czasach, stała się rzecz nie do wiary. Wielu pabianiczan, zatraciwszy wszystko – co człowiekowi winno być najdroższe: miłość ojczyzny, honor i uczciwość, zaprzedało się haniebnie wrogom, by wespół z nimi pastwić się nad bezbronną ludnością.
Grozą do dziś dnia przejmuje nas fakt rozstrzelania przez Niemców pabianiczanina śp. Ulasa, którego skazano na śmierć za nielegalne posiadanie broni. A stało się to, w skutek „gorliwości służbowej” jednego z tych nikczemnych pachołków pruskich, wysługujących się najeźdźcom na oczach wszystkich, bez cienia wstydu na obliczu.
A czyjąż to „zasługą” było aresztowanie wybitnych niepodległościowców w okręgu łódzkim? A kto nasyłał Feldpolzei na konspiracyjne zebrania działających na terenie Pabianic organizacji robotniczych, mających na celu budzenie ducha narodowego wśród społeczeństwa pabianickiego?
A wreszcie, kto katował do krwi spokojnych mieszkańców naszego miasta, bez względu na płeć i wiek, za nierespektowanie rozporządzeń władz okupacyjnych, dotyczących zakazu przewożenia żywności ze wsi do miasta?
Wśród tych kreatur, łotrów bez czci i sumienia, wyróżnił się onczas, konfident w wyższym nieco stylu, typek z najciemniejszych typków, o czarnym charakterze, którego codziennie spotkać było można w przedsionkach urzędów niemieckich, zginającego grzbiet, przed byle żandarmem w czołobitnych ukłonach.
I wybiła dziejowa godzina wolności dla męczeńskiej Polski na zegarze bohaterskich walk o niepodległość. Przyszedł oczekiwany dzień 11 –go listopada 1918 roku. Poniedziałek był …oddziały bojowe miejscowych organizacji robotniczych (PPS, NPR) i POW śmiało i solidarnie, przystąpiły do rozbrajania okupantów. Nieomal gołymi rękami robotnicy, a nawet młodzież pabianicka zdołali w ciągu kilku godzin zaledwie oczyścić miasto z plugawego żołdactwa pruskiego. (Prawda Pabianicka, 16 grudnia 1934)
Redaktor Sławiński powrócił raz jeszcze do problemu kolaboracji z okupantem niemieckim podczas pierwszej wojny światowej w Pabianicach.
Wielu pabianiczan, musimy ze wstydem przyznać, oddało się na usługi policji i żandarmerii niemieckiej. Jedni z nich pracowali w charakterze wywiadowców policji politycznej i kryminalnej, drudzy pracowali jako konfidenci policji i żandarmerii wojskowej. Tak pierwsi, jak i ostatni, byli ogólnie znienawidzeni przez wszystkich mieszkańców miasta i nazywani popularnie „szpiclami”.
W ciężkich dniach głodu i nędzy, gdy nie było po prostu co do garnka włożyć, gdy ludność żywiła się obierzynami z kartofli i otrębami, ci panowie z całą gorliwością spełniali swoje obowiązki służbowe – odbierając głodnym odrobinę maki czy tez chleba użebranego u krewnych na wsi. A iluż to pabianiczan musiało uciekać z rodzinnego miasta z obawy przed aresztowaniem za pracę niepodległościową? Szpiclostwo i denuncjacja były na porządku dziennym. Warto dodać, że panowie ci z tych „zaszczytnych obowiązków wywiązywali się ku zadowoleniu swoich przełożonych – Niemców.
Przyszedł listopad 1918 r. Niemców przepędzono na cztery wiatry. Sprzedawczyki przed zemstą ludności opuścili miasto. Część wyjechała razem z okupantami do Niemiec, niektórzy o dziwo powstępowali nawet do Wojska Polskiego, celem ukrycia się przed ewentualnym pociągnięciem ich przez władze polskie do odpowiedzialności sadowej za niecną antypolską działalność.
Po kilku latach sprawki tych panów poszły w zapomnienie. Przyszły lepsze czasy. Wśród ludności panowało ogólne zadowolenie. Ludzie mieli pracę i prawie, że nie było biedy. Tak się okoliczności złożyły, że nad występkami nikczemnych sprzedawczyków mieszkańcy przeszli do porządku dziennego. W niedługim czasie panowie ci wypłynęli na widownię życia społecznego, jako gorący patrioci i nawet udało im się jakimś cudem otrzymać poważne stanowiska, na których dzisiejszego dnia tkwią, manifestując po różnych stowarzyszeniach społecznych i półwojskowych swoją lojalność w stosunku do państwa i rządu. (Prawda Pabianicka, 19 marca 1933)
Na miejscowym cmentarzu katolickim, tuż obok bramy wejściowej, skromna mogiła kryje zwłoki śp. Ulasa.
Kto to był Ulas?
W 1915 roku, sprzedawczyk Majewski, wydał żandarmom niemieckim Ulasa. Majewski, jak wielu pabianiczan, był na usługach niemieckiej policji kryminalnej i za judaszowe srebrniki sprzedawał Niemcom swoich braci.
Ulas znalazł na polu karabin, który ukrył w swoim mieszkaniu w szafie. Niewątpliwie jakiś jego wróg, zadenuncjował go w żandarmerii i w rezultacie Majewski otrzymał polecenie przeprowadzenia rewizji u Ulasa i ewentualnie aresztowania go. Majewski mógł sprawę zatuszować. Nawet żandarmi z uwagi na wiek Ulasa (62 lata), byliby się na to zgodzili, lecz szpicel w swojej „gorliwości” służbowej nie chciał słyszeć o milczeniu. W rezultacie czego Ulas wyrokiem sądu polowego został skazany na śmierć i rozstrzelany.
Dzień egzekucji nieszczęśliwego staruszka zachował się w pamięci pabianiczan. Około godziny 4 popołudniu przed Magistrat zajechał kryty powóz, który zawiózł delikwenta na miejsce kaźni w parku enderowskim. Przed powozem pomaszerował pluton egzekucyjny. Padła salwa i Ulas skończył życie.
Majewski przed kilkoma laty zabił w uniesieniu swoją żonę, za co został skazany na 8 lat więzienia. W więzieniu zwariował i obecnie znajduje się w domu dla obłąkanych. (Prawda Pabjanicka, 22 października 1933)
W 1938 r. ukazała się publikacja Jana Klimka „Polska Organizacja Wojskowa na terenie powiatu łaskiego”, której fragmenty zostały wykorzystane także w „Jednodniówce P.O.W. powiatu łaskiego: szkice historyczne i wspomnienia” (1938).
Autor pisze: Wybuch wojny europejskiej w 1914 r. powoduje porozumienie się wszystkich organizacji i utworzenie Komitetu Pogotowia Wojennego. Idea legionowa natrafiła na przygotowany grunt. Zarzewiacy (Organizacja Młodzieży Niepodległościowej „Zarzewie” powstała w 1909 r. we Lwowie, działała we wszystkich zaborach) i młodzi robotnicy przedzierając się z trudem przez kordon, spieszą do Legionów. Poszło ich z Pabianic ok. 40 osób, a pozostało na polach walki w latach 1914 -1920 – 12 osób.
W Pabianicach zatrzymał się oddział legionistów pod dowództwem śp. Boernera, gdzie odegrali pierwszy raz hymn narodowy „Jeszcze Polska nie zginęła”, (Ignacy Boerner ur. 1875 w Zduńskiej Woli, zmarł w 1933 w Warszawie – inżynier, pułkownik, bliski współpracownik Piłsudskiego, minister poczt i telegrafów w czterech rządach II RP).
Zawiązuje się Liga Kobiet Pogotowia Wojennego w skład której wchodzą: C. Missalówna, obecnie zamężna Jankowska, J. Missalówna, obecnie zamężna kapitanowa Kalczyńska, Z. Chodkowska, W. Chodkowska, M. Wasilewska obecnie zamężna Staszewska, śp. Gryzelówna i in., których zadaniem było m.in. nieść pomoc legionistom.
Stronnictwa polityczne rozpoczęły energiczną pracę nad szerzeniem idei legionowej i uświadomieniem obywatelskim.
W dniu 22 stycznia 1915 r. odbywa się w mieszkaniu K. Freislerowej pierwsze zebranie niepodległościowców. Zebrała się tu i młodzież szkolna, harcerstwo, robotnicy, inteligencja. Wygłoszono szereg przemówień, deklamacji i odśpiewano pieśń „Z dymem pożarów”.
W końcu stycznia 1915 roku w mieszkaniu Missalów odbywa się pierwsze zebranie POW. Na zebraniu tym byli obecni: W. Missala, B. Hans, K. Freisler, R. Schmidt, T. Wittich, M. Tomczak, J. Koziara, J. Wasilewski, śp. S. Klimkiewicz. Potrzebę organizacji POW zreferował M. Pęczkowski, który zamieszkał u Missalów, a następnie prowadził prace peowiacką w I obwodzie, IV okręgu przez cały czas. Na tym zebraniu założono pierwszą sekcję na gruncie pabianickim. Ustalono również, aby przeprowadzić wywiady w okolicy, w których miejscowościach można by było założyć organizacje peowiackie.
W sierpniu 1915 r. wyrusza z Pabianic na 2 – tygodniowy kurs podoficerski POW w Aniołowie H. Klimek ps. Promyk.
Ćwiczenia peowiackie odbywały się na posesji Missalów, w Sali Domu Ludowego oraz w sali Straży Ogniowej, a ćwiczenia polowe w Lasku Miejskim i na polach pod wsią Karolew.
W dniu 2 lutego 1916 r. w sali Domu Ludowego odbywa się wielki wiec chłopski, na który przybywają działacze chłopscy: I. Klimek, Fr. Plocek z Retkini, L. Salski z Wiskitna i B. Stolarski ze Sługocic oraz Ostoja Neugebauer. Prócz tych mówców przemawiał również pabianiczanin M. Tomczak. Zebranych uświadamia się o potrzebie organizowania POW i przygotowania się do walki o Polskę. Prócz wspomnianych działaczy chłopskich na teren powiatu łaskiego przyjeżdżali: I. Mieszek z Woli Biskupiej i I. Makowski z Remiszewic. Z POW współpracował dr Ostaniewicz.
Uroczyste święto odbyło się w dniu 3 Maja 1916, przy czym był olbrzymi pochód, co odbiło się głośnym echem w społeczeństwie.
Pabianicka organizacja POW bierze udział m. in. w wielkich ćwiczeniach na terenie powiatu łaskiego w dniach 27 i 28 maja 1917 r. na polach wsi Mauryca – Ostrów. Odnośny rozkaz opiewa: „Obwód IV zbierze się o godz. 9.30 dnia 26 maja 1917 r. na placu strażackim w Pabianicach w celu wspólnego wymarszu z Okręgiem IV a i Obwodem II. Ze zbiórki w Pabianicach wyłącza się punkty organizacyjne Chechło i Dobroń, które zbiorą się jako pluton w Dobroniu przy szosie o godz. 14 i pod komendą podoficera Skrzetuskiego będą one oczekiwały nadejścia kolumny.”
W Pabianicach mamy dwa plutony peowiaków: komendantem I plutonu jest Szlej (Kazimierz Freisler), komendantem II plutonu Olszewski (Waligórski), który jest jednocześnie komendantem IV Obwodu w Pabianicach, zaś Freisler komendantem placu. W dniu 10 czerwca 1917 r. odbyły się ćwiczenia obwodów w Górach Dobrońskich. (…)
Zbliża się listopad 1918 r., praca peowiacka pogłębia się i ściśle konspiruje, gdyż czujne oko żandarmerii i oddziałów niemieckich pilnie uważa na wszelkie przejawy pracy społecznej.
W dniu 1 listopada 1918 r. M. Tomczak przemawia na cmentarzu katolickim, nawołując ludność do czuwania i przygotowywania się do dziejowego momentu – powstania Państwa Polskiego. Tego samego dnia Tomczak musiał się oddalić i ukrywać się, gdyż Niemcy wszczęli poszukiwania za nim.
W niedzielę, dnia 10 listopada 1918 roku wieczorem około godziny 11 przed wojskowymi koszarami w domach familijnych Krusche i Ender żołnierze niemieccy gwałtownie pakowali swoje rzeczy na wozy. Obok stał tłum ludzi, wśród których byli peowiacy, harcerze, uczniowie wyższych klas, sokoli oraz robotnicy Polskiej Partii Socjalistycznej i Narodowego Związku Robotniczego. Przebywający czasowo w Pabianicach u śp. K. Skowrońskiego Dowborczyk (żołnierz I Korpusu Polskiego sformowanego w Rosji w czasie I wojny światowej i dowodzonego przez gen. Józefa Dowbora – Muśnickiego) – Feliks Rutkowski wysuwa się z tłumu, ściąga żołnierzowi niemieckiemu karabin i na czele ze zgromadzonymi rozbraja cały oddział niemiecki. Zostają wystawione polskie posterunki, a wszyscy biorący udział w rozbrajaniu zdążają do zabudowań fabrycznych „papierni”, gdzie mieściła się żandarmeria niemiecka. Żandarmi zostają rozbrojeni i wystawione zostają posterunki z bronią.
Peowiacy, harcerze, sokoli, robotnicy z PPS i NZR wspólnie i solidarnie rozbrajając luźne oddziały żołnierzy, spieszące od strony Łodzi w stronę Kalisza. Rozbrajają również załogę w kasynie wojskowym, zaś Rutkowski i śp. K. Skowroński (Konrad Skowroński, 1883-1936, wiceprezydent miasta, radny, spółdzielca, działacz Stowarzyszenia Kilińczyków i Enzeterowców, odznaczony Medalem Niepodległości) i inni zajmują Kasę Powiatową oraz Pocztę. Wszędzie wystawiane są posterunki, a w lokalu Szkoły Handlowej uczennice starszych klas gotują ciepłą strawę dla pełniących służbę wartowniczą.
Dworzec kolejowy zajmują peowiacy, harcerze, sokoli i robotnicy pod komendą J. Waligórskiego.
W nocy, w czasie rozbrajania przybywa na pomoc oddział peowiaków w sile 80 ludzi z okolic Dobronia i drugi oddział peowiaków również w sile około 80 ludzi z Jutrzkowic, Bychlewa, Rydzyn, Gminy Dłutów, przyłączają się oni do miejscowych organizacji, zaprowadzając w całym mieście ład i porządek.
Harcerze biorący udział w rozbrajaniu byli w Harcerskim Pogotowiu. Zgromadzili się w gmachu Progimnazjum przy ulicy Kościelnej, w siedzibie drużyny im. J. Kilińskiego, gdzie odbył się przegląd oddziału i wspólna modlitwa, a następnie rozpoczynali pracę rozbrojeniową.
W poniedziałek odbył się olbrzymi pochód przez miasto, na czele szła kompania peowiaków w sile około 250 ludzi uzbrojona w karabiny, ubrana po cywilnemu, lecz w maciejówkach z opaskami biało – czerwonymi na rękach, za nimi szli harcerze, sokoli, robotnicy z Narodowego Związku Robotniczego, wreszcie robotnicy z Polskiej Partii Socjalistycznej z czerwonymi opaskami i olbrzymi tłum publiczności.
Do licznie zgromadzonych przed Magistratem przemawiał Antoni Szczerkowski, wskazując na moment dziejowy – odzyskanie Niepodległości Państwa Polskiego.
Peowiacy zostali skoszarowani, wydano im płaszcze, a komendę obejmuje śp. Jankowski, porucznik z armii Dowbora, który zostaje mianowany komendantem Garnizonu Pabianice. Odbiera on przysięgę od peowiaków i zgłaszających się ochotników.
Odebrano od Niemców dużą ilość ubrań, płaszczy, broni, a na dworcu amunicji. Praca peowiacka, harcerzy, uczniów oraz robotników zorganizowanych w NZR i PPS w mieście oraz peowiaków i PSL na wsi była prowadzona bardzo sumiennie i dobrze, gdyż natychmiast z Pabianic i okolicy zgłosiły się do wojska polskiego w Garnizonie Pabianice trzy pełne kompanie ludzi, z których dwie kompanie, w tym jedna peowiacka zostają zaraz wcielone do 28 Pułku Strzelców Konnych w Łodzi i wysłane na front, natomiast trzecia później pod dowództwem Jankowskiego wyrusza na front ukraiński. W dniu 19 czerwca 1918 porucznik A. Jankowski poległ na polu chwały pod Patutorami.
Jak zaznaczyliśmy szkolenie żołnierza polskiego przez POW na terenie Pabianic i okolic było bardzo dobre, gdyż żołnierze pospieszyli gremialnie ochotniczo w szeregi, by z bronią w ręku ustalać i utrwalać granice i zręby odrodzonej Ojczyzny.
W zbiorowym wysiłku wykazali wielka ofiarność. Z broszury „Pabianiczanie, którzy oddali życie za Ojczyznę 1914-1920” wynika, iż poległo na polu bitwy 48 osób, zmarło z ran 9 i zginęło bez wieści 8. Poległych było o wiele więcej, których nazwisk nie można było ustalić, lecz jeszcze do tych, których wskazano, należy zaliczyć poległych w 1920 r. pabianiczan: ppor. J. Kołaczkowskiego, K.L. Kitzmana, Wł. Fronczaka, Ign. Klimka oraz zmarłych z powodu odniesionych ran: Zdz. D’Amana i A. Grzegorzewskiego.
Pabianice - starożytny gród Piastów - swój obowiązek w stosunku do Ojczyzny spełniły.
W 1988 roku dla uczczenia 70. rocznicy odzyskania niepodległości Muzeum Miasta Pabianic zorganizowało wystawę „Walka o Niepodległą Polskę: udział pabianiczan”. Wystawie towarzyszył katalog, w którym możemy przeczytać tekst Jana Keplera o akcji niepodległościowej w naszym mieście. Była to pierwsze po drugiej wojnie światowej szeroka prezentacja pabianiczan uczestniczących w czynie niepodległościowym. Autor m. in. śmiało wspomina wojnę polsko – bolszewicką 1920 roku oraz przypomina Pomnik Niepodległości, który miał być dopiero odbudowany za kilka lat.
W Pabianicach ruch niepodległościowy powstał już po upadku Powstania Styczniowego w niezorganizowanej jeszcze formie. Od 1905 r. działa Koło Polskiej Macierzy Szkolnej, które dzierżawi Domu Ludowy, w którym organizuje czytelnię z biblioteką, kursy dla analfabetów, wykłady naukowe, odczyty popularne, koncerty, przedstawienia teatralne. W 1907 r. dr W. Eichler zakłada tu muzeum, a w 1912 r. inicjuje z członkami zarządu (T. Makulskim, inż. Kistelskim, W. Kamieńskim, dr. Ostaniewiczem, J. Hansem, K. Pączkiewiczem, J. Hornostajem, prof. Lipskim) powstanie gazety Życie Pabianickie. Polska Macierz była ośrodkiem życia kulturalnego, mimo przeciwności i szykan zaborcy, krzewiła oświatę pozaszkolną.
Pracę konspiracyjną zakamuflowaną w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół” prowadzi ( ks. Stefan Trzask, Roch Pietrzak, Tomasz Trojan, Alojzy Szkudlarek, Jan Gertner, Eleonora i Władysław Sikorscy, Karol Sroczyński, Konrad Skowroński i inni) stowarzyszenie o społeczno-wychowawczych celach, założone we Lwowie w 1867 r. Salę na potrzeby towarzystwa przekazał w dzierżawę fabrykant Kindler (obecnie róg Chłodnej i Żeromskiego).
W oparciu o PPS kierowane wówczas przez J. Piłsudskiego powstają w pabianickich fabrykach i szkołach pierwsze koła niepodległościowe. Koła z różnych miast utrzymują między sobą kontakt. Pod wpływem patriotycznej pracy nauczycieli: Michalskiego, Minkiewicza, Dąbrowskiego, Grabca, Rembertowicza, w 1905 r. wybucha w Pabianicach strajk szkolny przeciw rusyfikacyjnym działaniom władz. Obok PPS działa narodowy Związek Robotniczy, wydawane są nielegalne pisma, młodzież starszych klas gimnazjalnych organizuje się w „Zarzewiu”, które wywodzi się od nazwy pisma wydawanego we Lwowie.
Były to kola samokształceniowe prowadzone przez patriotycznie uświadomionych uczniów, którzy zaciągali się do zakonspirowanych organizacji. Duchowym kierownikiem takich poczynań był w Pabianicach ks. T. Zalewski, w którego mieszkaniu odbywały się zebrania. Tu kultywowano ducha ofiarnego patriotyzmu, przygotowywano do czynnego udziału w walce o niepodległość. W 1911/1912 powstają w „Zarzewiu” tajne zastępy ćwiczebne. Wielu uczestników wstępuje później do prężnie rozwijającego się skautingu.
Skauci pracują w zastępach, ćwiczą terenoznawstwo, marsze, musztrę, posługiwanie się mapami, oraz uczą się historii polski. Najzdolniejszych wysyłano potajemnie w czasie ferii wielkanocnych, przez rosyjska granicę, na przeszkolenie do Krakowa. Tam pieczę nad nimi pełnili instruktorzy „Strzelca”. Kurs kończył się przeglądem dokonanym przez Komendanta Piłsudskiego, który umiał zagrzać młodych do czynu. Wielki zapał i umiejętności, gorący patriotyzm, wolę czynu, przywozili kursanci do tajnych drużyn harcerskich, które zaczęły spełniać rolę przysposobienia wojskowego. Pabianickimi kursantami „Strzelca” w Krakowie byli: Skubiszewski, Mielczarek, Krakowski, i Wróbel, a harcerstwa: Klimek i Trzask, na miejscu zaś pracowali: Fuks, Guzenda, Zając, Petrzykowski, Maciejewski, Chodkowski. Zaczęły też powstawać zastępy żeńskie. Do pierwszego zastępu należały: Wocalewska, Chodkowska, Godlewska, Kalecińska, Knorówna, Pęczkiewiczówna, Wajsówna. Organizatorkami żeńskich zastępów były panie: Głowinkowska – Somorowska i Goldberżanka. Po zjednoczeniu organizacji skautowych w Związek Harcerstwa Polskiego utworzono drużyny. W szkołach pabianickich drużynowymi byli: Maciejewski, Fuks, Małachowski, Janowski, Rudnicki, Plich, Musiał.
Polską Organizację Wojskową organizuje w Pabianicach Mieczysław Pęczkowski. Komendantem zostaje Józef Waligórski, natomiast pierwszy oddział Wojska Polskiego w Pabianicach obejmuje pod dowództwo porucznik Jankowski – Pabianiczanin. Najintensywniej rozkrzewia się POW wśród młodzieży robotniczej i uczniów wyższych klas gimnazjum. Pęczkowski zostaje później zastępcą komendanta IV Obwodu POW, a Waligórski – komendantem IV Okręgu. Także i inni pracowali pilnie nad rozwojem pabianickiej POW, np. M. Jeżewski, St. Kiełczewski – komendant VI Obwodu, A. Krakowski – komendant plutonu gminy Buczek, L. Berkowicz, L. Milke, K. Freisler, trzej bracia Missalowie – Witalis, Marian i Feliks, E. Sztark, J. Dobrowolski; o innych osobach brak danych.
Jednostką organizacyjną POW w Pabianicach była II Kompania Obwodu Łaskiego licząca 150 ludzi pod komendą Olszewskiego, utworzona w sierpniu 1915 r. Rok później Pabianice stanowią IV Obwód Okręgu Łódź. Komendantem zostaje zastępca komendanta Okręgu Łódź – podchorąży „Grzymała” (Mieczysław Pęczkowski). Organizatorami POW byli przeważnie nauczyciele.
Już w sierpniu 1914 roku porozumiewają się wszystkie organizacje niepodległościowe w Pabianicach i tworzą Komitet Pogotowia Wojennego. Młodzi robotnicy i młodzież gimnazjalna przedzierają się przez kordon graniczny i śpieszą do Legionów, poszło ich 40. 12 z nich poległo na polach walk 1914 -1920. Zawiązuje się Liga Kobiet Pogotowia Wojennego, która niesie pomoc legionistom. Spośród ustalonych nazwisk są to: J. C. Missalówny, Jankowska, Kalczyńska, W. Z. Chodkowskie, Wasilewska, J. Prajsówna, Fuksowa, Wajsówna, Freislerowa, Wiśniewska, Staszewska, Gryzelówna.
Pierwsze zebranie niepodległościowców odbywa się 22 stycznia 1915 r. w mieszkaniu Freislerowej. Zebrała się tu młodzież szkolna, harcerska, robotnicy, inteligencja, a 30 stycznia odbywa się pierwsze zebranie POW w mieszkaniu Missalów. Obecni byli: W. Missala, B. Hans, K. Freisler, R. Schmidt, T. Wittich, M. Tomczak, J. Koziara, J. Wasilewski, S. Klimkiewicz i Skubiszewski. Rozdzielono między siebie obwody, gdzie chciano założyć sekcje POW celem przeprowadzenia zebrań założycielskich. Odbywały się kursy podoficerskie i ćwiczenia wojskowe.
Peowiacy organizują uroczystości 3 Maja, wiece. W 1917 r. są już w Pabianicach dwa wyszkolone plutony POW. Komendantem pierwszego zostaje Kazimierz Freisler („Szlej”), drugiego – Józef Waligórski („Olszewski”), który jest jednocześnie komendantem Obwodu IV.
W Bychlewie organizował POW K. Kneblewski („Gryf”), powstają też sekcje w Dąbrowie, Rydzynach, Pawlikowicach, Hucie Dłutowskiej, Jutrzkowicach, Dłutowie. Ćwiczenia odbywały się w polach, a nauka o broni – w mieszkaniach prywatnych. Wykłady i ćwiczenia prowadzili: Pęczkowski, Grończyński, Kalinowski, Freisler, Pełka. W Karniszewicach sekcję POW zorganizował J. Grzanka i nauczyciel Z. Jungowski. Powstają sekcje w Szynkielewie, Chechle, Dobroniu, Ldzaniu, Górce Pabianickiej. W organizowaniu POW i pracach innych organizacji niepodległościowych czynny udział biorą księża, np. ks. Zalewski, moderator harcerstwa w Pabianicach, ks. Portych i ks. Rylski. U nich powstają koncepcje wspólnych działań wobec pobudzonego ducha narodowego.
Stronnictwa niepodległościowe w osobach swoich przedstawicieli zbierają się w domach u pp. Freislerów, Wajsów, Chodakowskich, Missalów. Ożywia się działalność partii politycznych. Na czele PPS – Frakcja Rewolucyjna (którą kierował J. Piłsudski) stanął w Pabianicach Teofil Luboński, wspomagany przez Malinowskiego.
Działa aktywnie NZR z Jeżewskim, Tomczakiem, Pęczkowskim, Fuksem. Prowadzą oni werbunek do legionów i POW. Następnie organizację prowadzi również Neugebauer, Jurek, Klimkiewicz, Schmidt, Wasilewski, Koziara, Studnicki, Guzenda.
Duże wrażenie wywołuje wystawienie 23 maja 1915 r. w Domu Ludowym należącym do PMS – Dziadów A. Mickiewicza. Coraz częściej odbywają się tu uroczystości i odczyty. W kościołach tłumy śpiewają pieśni patriotyczno – religijne. Żywiołowego ruchu nie jest już w stanie opanować policja i cenzura, choć mają wśród ogólnego ożywienia politycznego sojuszników w odłamach biernego, zalęknionego społeczeństwa, a także przedstawicieli Narodowej Demokracji, nadal lojalnej wobec władz. Im wystarczyłby samorząd w ramach istniejącego stanu rzeczy. Nie biorą udziału w akcjach niepodległościowych ani uroczystym pochodzie 3 maja 1916 r. z obawy przed represjami.
Do pracy niepodległościowej włączają się też harcerki i „Zarzewiaczki”, robią rękawiczki, szyją bieliznę, wysyłają paczki do legionistów, a potem do wstępujących do wojska.
Pierwsi legioniści Piłsudskiego pojawili się w Pabianicach pod dowództwem Bernera w październiku 1914r. Przybywa z nimi pabianiczanin Ochman. Kiedy ”Strzelcy” wyruszyli z Krakowa jako Pierwsza Kadrowa do walki z Rosją, w Pabianicach przechodzą w „Strzelcu” przeszkolenie ideowe i wojskowe do walki z zaborcą skauci, uczniowie, „Zarzewiacy”.
Werbunek ochotników z Pabianic odbywał się w końcu 1914 r. gdy przybyły do Łodzi większe oddziały legionistów. Reszta skautów i „Zarzewiaków” służyła na miejscu w POW. W sierpniu 1918 r. młodzież pabianicka udaje się do byłego zaboru austriackiego i wstępuje do tworzącego się tam Wojska Polskiego. Ustalono niektóre nazwiska wstępujących do wojska: Żmigrodzki, Wójcik, Barthke, Wojcieszak, Waligórski, Szaniawski, Śpionek, Rudnicki, Petrykowski, Morzyszek, Janowski, Grun, Grezer, Pietrasik, French, Fiedler, Denus, Berkowicz, Rutkowski, Milke, Żurowicz, Zastrużny, Lagner, Jerke, Jarociński, Gryzel, Boczanowski, Mielczarek, Łyszkowski.
10 listopada 1918 r. patriotyczna młodzież Pabianic gromadzi się w Domu Ludowym, gdzie POW opracowuje plan rozbrajania stacjonujących w mieście oddziałów niemieckich. O godz. 23 tłum peowiaków, skautów, sokołów, uczniów, harcerzy i robotników z PPS i NZR zgromadził się przed domami familijnymi Kruschego i Endera, gdzie mieściły się koszary. Rozbroili Niemców, obsadzili pocztę, dworzec kolejowy i fabryki. Uczniowie pilnowali lasów państwowych z legionistą H. Świetlickim – ich instruktorem. Wystawione zostają polskie posterunki, które solidarnie rozbrajają luźne oddziały spieszące od Łodzi w stronę Kalisza.
Kasę Powiatową i Pocztę zajmuje Feliks Rutkowski i K. Skowroński z kolegami. Dworzec – peowiacy, sokoli i robotnicy pod komendą J. Waligórskiego. Starsza młodzież utworzyła kompanię wojskową, którą dowodził Antoni Jankowski. W Szkole Handlowej umieszczono tymczasową komendę. Uczennice starszych klas gotują ciepłe posiłki dla wartowników i oddziałów rozbrajających Niemców. W nocy przybywają posiłki POW z okolicy, w sile 150 ludzi (z Bychlewa, Jutrzkowic, Rydzyn, Dłutowa, Dobronia).
W poniedziałek 11 listopada 1918 r. odbył się wielki pochód. Na czele szła 250 osobowa kompania POW ubrana po cywilnemu, ale w maciejówkach z biało-czerwonymi opaskami. Za nimi szli sokoli, harcerze, robotnicy z PPS i tłumy mieszkańców. Przed magistratem, do zebranych przemówił Antoni Szczerkowski, podkreślając dziejowy moment odzyskania Niepodległości Państwa Polskiego.
Koszary obsadzili peowiacy, nad którymi komendę objął A. Jankowski, porucznik z armii gen. Dowbora – Muśnickiego. Jankowski został mianowany komendantem pabianickiego garnizonu. Zgłasza się wielu ochotników. Pabianice z okolicami wystawiają 3 pełne kompanie do Wojska Polskiego. W obronie i utrwalaniu zrębów odrodzonej Ojczyzny, ochrony granic Rzeczypospolitej poległo wielu pabianiczan.
W listopadzie 1918 r. powracają z niemieckiego obozu w Szczypiornie internowani tam legioniści. Wśród nich pabianiczanie H. Świetlicki i Wł. Godlewski, którzy zaraz wstępują do armii Polskiej, aby zagwarantować Odrodzonej Ojczyźnie spokojny byt. 6 sierpnia 1922 r. odbywa się pierwszy Zjazd Legionów Polskich; obecni z Pabianic są na nim Godlewski, Małecki, Kaczorowski, Świetlicki i po powrocie organizują Związek Byłych Legionistów, który dołącza do Oddziału Łódzkiego.
W okresie wojny polsko-bolszewickiej młodzież Pabianic wstępuje ochotniczo do Wojska Polskiego. Samych tylko uczniów wyższych klas gimnazjalnych w 1919 roku wstąpiło 67, nie licząc młodzieży robotniczej (fabryki nie prowadziły takich statystyk).
Wielu pabianiczan zginęło walcząc od 1914 do 1920 roku w Legionach i Wojsku. Wszystkim walczącym społeczeństwo miasta wystawiło Pomnik Niepodległości przedstawiający Legionistę, dłuta M. Lubelskiego (autora pomnika T. Kościuszki w Łodzi) na cokole umieszczając tablicę z nazwiskami poległych o wolność Polski, a na froncie cokołu – brązową plakietkę głowy marszałka Piłsudskiego.
Odzyskanie niepodległości umożliwiło działalność w pełni wolnego samorządu terytorialnego. W kwietniu 1919 roku zebrała się nowo wybrana rada miejska. Historyczne posiedzenie rady relacjonował korespondent Robotnika (19.04.1919):
W dniu 3 kwietnia w gmachu miejscowego magistratu odbyło się organizacyjne posiedzenie nowo wybranej rady miejskiej. O godzinie 3 minut 45 po południu krótką przemową zagaił posiedzenie tymczasowy burmistrz ob. Jankowski, podkreślając, iż rada winna być apolityczna i bezpartyjna.
Następnie zabrał głos radny poseł tow. Szczerkowski, który w krótkim przemówieniu podkreślił bezsprzecznie wyzywające stanowisko rządu „fachowego” w stosunku do klasy robotniczej, przez ogłoszenie stanu wyjątkowego w Polsce i w tej sprawie, w imieniu frakcji radnych PPS złożył wniosek następującej treści: „Ukazanie się w dzisiejszych dziennikach porannych komunikatu urzędowego o bezpodstawnym i niczym nieusprawiedliwionym wprowadzeniu na terenie b. Królestwa Kongresowego stanu wyjątkowego, godzącego w autorytet Sejmu, przejęło Radę Miejską w Pabianicach słusznym oburzeniem. Rada miejska jak najenergiczniej protestuje przeciw wyzywającemu postepowaniu rządu w stosunku do ruchu robotniczego i żąda kategorycznie niezwłocznego zniesienia stanu wyjątkowego.”
Nad wnioskiem tym odbyło się glosowanie. Za wnioskiem głosuje tylko frakcja radnych PPS. Przezorni syjoniści oświadczają, iż wstrzymują się od glosowania, nie poddając żadnych motywów. Wniosek bez dyskusji zostaje odrzucony glosami enzeterowców, endeków, chadeków, ortodoksów i Niemców. A więc wiwat panowie enzeterowcy! Niech żyje polski stan wyjątkowy!
Przewodniczący w myśl regulaminu, powołuje komisję wyborcza. Po załatwieniu formalności przystąpiono do ustalania wynagrodzenia dla członków magistratu. Po dość długiej i jałowej dyskusji ustalono roczne wynagrodzenie: dla prezydenta miasta marek 15.000, dla wiceprezydenta 12. 000 marek, dla ławników po 10.000 marek. Ławnicy mają wyłącznie poświęcić się sprawom gospodarki miejskiej, czynności ich ma określić na najbliższym posiedzeniu rada miejska
Dalej przystąpiono do wyborów prezydenta miasta. Tu prawica gra – choć zresztą zupełnie niedołężnie – komedię, proponując dla pozoru przerwę, jakoby dla porozumienia się grup, zapominając jednak o tym, ze już i wróble na dachach ćwierkały o utworzonym przez nią pakcie enzeterowsko- ortodokso – endecko – chadecko – nacjonalistyczno – niemieckim przeciwko frakcji radnych PPS jednej z najliczniejszych grup w radzie miejskiej. Po 20 – minutowej przerwie przystąpiono do wyborów. Frakcja PPS wysuwa spoza ogółu radnych kandydaturę ob. Makowskiego (radykalny demokrata), prawica tymczasowego burmistrza ob. Jankowskiego. Głosowanie. Chwila ogólnego podniecenia. Liczenie głosów, wreszcie rezultat. Na ogólną liczbę radnych 30 ob. Jankowski otrzymuje 16 głosów, ob. Makowski 13 głosów, jedna kartka pusta. Na prawicy błogie zadowolenie.
Frakcja PPS podjęła rzucona jej rękawicę przez blok 16-tu, zmierzający do zmajoryzowania nas w sprawach zarządzania gospodarka miejska i złożyła przez usta tow. Gryzla następujące oświadczenie: ”Wobec ujawnienia się wyraźnego bloku radnych stronnictw klas posiadających: Żydów, Niemców i Polaków, celem przeprowadzenia na terenie rady miejskiej polityki w myśl obrony interesów tychże klas posiadających, oraz niedopuszczenia przeprowadzenia kandydatów: na prezydenta miasta szczerego demokraty, a socjalisty na wiceprezydenta – od wyborów na członków magistratu i prezydium rady miejskiej się uchylamy i odpowiedzialności za przyszłą działalność magistratu nie bierzemy.”
Po złożeniu powyższego oświadczenia frakcja radnych PPS opuściła posiedzenie. W tejże samej sprawie – nie opuszczając posiedzenia – frakcja socjalistyczna złożyła oświadczenie tej treści: „Wobec tego, iż przy obecnym ugrupowaniu partyjnym nie rokujemy sobie korzyści dla naszego stanowiska politycznego, przeto zrzekamy się udziału w dalszym glosowaniu na wiceburmistrza i ławników.”
Oświadczenie frakcji radnych PPS i usunięcie się jej z posiedzenia podziałało na prawice jak uderzenie obuchem. Błogie zadowolenie „zwycięstwa” prysnęło, jak bańka mydlana, a bezradność i konsternacja zapanowały niepodzielnie. Na ustach całej prawicy zawisło pytanie: co robić? Aż wreszcie patron miejscowej chrześcijańskiej demokracji radny ks. Rylski, duchowy przywódca bloku, rzucił zbawienną myśl urządzenia kilkunastominutowej przerwy, co zostało przyjęte z westchnieniem ulgi przez całą szesnastkę.
Po 15-minutowej przerwie radni wracają na salę, zajmując swoje miejsca. Po lewej stronie krzesła świeca pustkami. Syjoniści, nie biorąc udziału w wyborach, pozostają na Sali. Rada, a właściwie blok 16-tu przystępuje do wyborów wiceprezydenta i, o chwilo śmiechu warta! – wysuwa nieprzyjemną sobie kandydaturę ob. Makowskiego, nie mając jego zgody i przeciw któremu się szło w pierwszych wyborach.
Radni piszą kartki. Liczenie głosów. Jest ich wszystkich akurat 16-cie, a więc jest potrzebna absolutna większość. Lecz o zgrozo! Wśród tych 16-tu głosów jest jedna kartka pisana w języku żydowskim. I znowu powstaje pytanie: co robić? Unieważnić czy przyjąć? Radny ks. Rylski proponuje wszystkie głosy unieważnić i głosować po raz drugi. Radny dr Eichler proponuje glos pisany w języku żydowskim uznać za ważny, motywując, iż w regulaminie, co do tego nie jest jasno powiedziane. Wniosek dr. Eichlera przyjęto, no i słowo ciałem się stało: ob. Makowski wbrew swej woli wybrany został na wiceprezydenta. Następnie radny Eichler składa wniosek następującej treści: „Wobec tego, że językiem obrad rady jest język polski, rada miejska zobowiązuje radnych w przyszłości posługiwać się językiem polskim w słowie i piśmie.”
Radny Zieliński (syjonista) oponuje przeciw wnioskowi radnego Eichlera i wskazuje, ze wniosek ten winien być złożony w chwili rozstrzygania ważności kartki pisanej po żydowsku, ze jeżeli wówczas to nie miało miejsca, to tylko dlatego, że głos ten był potrzebny dla otrzymania absolutnej większości, inaczej nie byłoby można dokonać wyborów i składa wniosek, aby w sprawie kartki pisanej po żydowsku zwrócić się po wyjaśnienia do ministerium. Wniosek radnego Zielińskiego upada, niepoparty przez jego kolegów, wniosek dra Eichlera zostaje przyjęty 16 –ma głosami.
Przystąpiono do wyborów na ławników, których w myśl regulaminu ma być 10 % ogółu radnych, a wiec trzech. Następuje kilkunastominutowa przerwa, po której przewodniczący prosi radnych o składanie list kandydatów. Jednak wobec tego, iż frakcja PPS usunęła się z posiedzenia, syjoniści w myśl swego oświadczenia również udziału w wyborach nie brali, wiec wpłynęła tylko lista bloku, przeto i bez wyborów się obyło. Ławnikami zostali Pawełczyk (Narodowy Związek Robotniczy), Silberberg (ortodoks) i Rozner (Niemiec). Wszystko idzie, jak po maśle.
Wreszcie przystąpiono do ostatniego punktu porządku dziennego, wyboru przewodniczącego rady miejskiej. Przewodniczącym Rady Miejskiej w Pabianicach zostaje wybrany radny dr Eichler 16-ma głosami.
Następnie radny dr Eichler, dziękując za wybór, wygłosił swoje expose, w którym między innymi mówił o ciężkich warunkach, w jakich nowa rada miejska musi podjąć pracę, a zwłaszcza wobec zdecydowanego stanowiska frakcji radnych PPS.
Taki był mniej więcej przebieg pierwszego organizacyjnego posiedzenia rady miejskiej, na którym się wykazało, iż nasi towarzysze w radzie miejskiej będą mieli trudną i ciężką walkę z blokiem miejscowego międzynarodowego kołtuństwa, idącego przeciw wszystkiemu, co tylko tchnie radykalizmem. I enzeterowcy raz jeszcze zadokumentowali wobec pabianickich robotników, że partia ich nie ma nic wspólnego z obroną klasowych interesów robotników, że partia ich to wysunięta naprzód placówka polskich klas posiadających w walce z klasowym ruchem wyzwoleńczym, z socjalizmem. Blok ich w radzie miejskiej, przypieczętowany odrzuceniem wniosku o zniesienie stanu wyjątkowego, robotnicy pabianiccy nie prędko zapomną.
Socjaliści nie znosili konkurentów z Narodowego Związku Robotniczego, których określali wraz z chadekami i endekami jako „bogoojczyźnianą kołtunerię”. Różnice zaznaczyły się podczas próby uczczenia pierwszej rocznicy odzyskania niepodległości. Robotnik (17.12.1919) podawał:
Jak dziecko marnotrawne, Narodowy Związek Robotniczy po okresie buntu przeciw swej macierzy – endecji, nawrócony powraca na jej łono. Sprawdziło się jeszcze raz przysłowie: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. NZR wyrósł z endeckiego pnia i to jego pochodzenie jak przekleństwo ciąży nad nim. Okres lewicowego grawitowania i rozpaczliwych umizgów w stronę obozu demokratycznego widocznie zakończył się.
NZR organizacja robotnicza – ba klasowa- a jakże, po kilku latach spuszczonej przyłbicy postanowiła ją podnieść, by ukazać właściwe swe endeckie oblicze. Dotychczas w Sejmie unieśli tylko połowę przyłbicy; odrzucili zaś ją zupełnie w Pabianicach.
Poszli w zwartym szyku z kołtunami, paskarzami, klechami, wyzyskiwaczami na robotniczą Radę Miejską i Magistrat. Samo kołtuństwo było zbyt słabe w tej walce: NZR usłużnie przyszedł im z pomocą.
Ale przejdźmy do opisu wypadków, jakie miały miejsce w Pabianicach i w których pierwszorzędna rolę odegrali NZR-owcy ze swym od kilku miesięcy naczelnym reżyserem (są i pomniejsi – adiutanci) obciążonym organicznie endectwem doktorem W. Eichlerem.
Na uroczystym posiedzeniu Rady Miejskiej w dniu 9 listopada br. zwołanym przez przewodniczącego Rady, wspomnianego dr. Eichlera, dla uczczenia rocznicy zdobycia Niepodległości, frakcja radnych PPS zgłosiła następujący wniosek:
„Rada Miejska m. Pabianic przywiązując wielką wagę do rocznicy zrzucenia jarzma okupacji niemieckiej łączy ją z dniem 7 listopada, to jest z dniem powstania w Polsce pierwszego Rządu Ludowego, który został powołany z woli ludu, wbrew najeźdźcom i reakcyjnej Radzie Regencyjnej. Zadaniem Rządu Ludowego było w pierwszym rzędzie – usunięcie resztek okupacji, organizacja władz polskich, zwołanie Sejmu Ustawodawczego i w ogóle utrwalenie Niepodległości. Historycznego zadania tego Rząd Ludowy dokonał.
Wobec powyższego Rada Miejska solidaryzuje się z polską robotniczą demokracją, obchodzącą uroczystość rocznicy dnia 7 listopada, dnia powstania Rządu Ludowego, z konsekwentnego działania którego wynikło wyzwolenie kraju spod najazdu i zdobycia Niepodległości. Jednocześnie Rada Miejska, wybrana na podstawie najbardziej demokratycznego prawa wyborczego, z okazji 1-ej rocznicy powstania Rządu Ludowego – śle byłemu prezydentowi ministrów Rzeczypospolitej Polskiej ob. Moraczewskiemu, jako twórcy wspomnianej ordynacji wyborczej, wyrazy głębokiej czci i wdzięczności.”
Większością głosów wniosek został uchwalony (enzeterowcy, chadecy i endecy razem wzięci mają w radzie tylu radnych, ilu socjaliści – mianowicie 11-tu). Oburzyli się nazarety (członkowie NZR) i kołtuny. Moraczewski? Przecież to największy wróg ludzkości! Bolszewizm! Ratuj, kto w Boga wierzy. Moraczewski – a kysz! Przecież to nie kto inny, jak ten wyrodek ogłosił 8 –mio godzinny dzień roboczy, ustanowił zapomogi dla bezrobotnych, stworzył demokratyczne prawodawstwo robotnicze, nadał powszechne prawodawstwo robotnicze, przeprowadził wybory do Sejmu.
Dr Eichler wybrany do Rady z listy endeckiej (mającej 2 mandaty), ale obecnie enzeterowiec, bo ci mają 7 mandatów, rozumie, że dawno oczekiwana chwila nadeszła. Należy urwać łeb hydrze socjalizmu. Teraz lub nigdy! Wszak nie na próżno zamieniło się endecka firmę na enzeterowski szyld. Bo czyż to tak trudno w enzeterowskim kotle warzyć endeckie piwo. Doktor obmyśla plan działania. Na razie pisze votum separatum do uchwalonego wniosku i demonstracyjnie opuszcza sale obrad wraz z kolegami bogoojczyźnianymi i znajdującą się na galerii zaproszona miejscową kołtunerią. Na następne dwa posiedzenia koledzy nie przychodzą. Radzą, jak się zemścić na bolszewikach. Nareszcie uradzili. Kolega doktor napisał ponumerowane oświadczenie, radni nazareccy posłusznie podpisali i wreszcie towarzystwo zjawiło się. Ponieważ reżyser miał ze swą trzódką kilka repetycji, przeto przedstawienie poszło gładko. Mistrz skinął – sfora wypadła. Huź-ha! Bolszewiki! Socjalisty! Magistrat partyjny! (2 pepesowców, 2 enzeterowców, 1 Żyd). I myślicie, że precz z Magistratem! A gdzie tam! Precz z prezydentem Makowskim, bo to pepesowiec. Logika enzeterowców musi kroczyć odmiennymi drogami. Musi być oryginalna.
Wreszcie powiedzieli, że będą siedzieli w Radzie, ale skromnie, jak niewiniątka, wtrącać się wiele nie będą. (…)
O sytuacji panującej w mieście po odzyskaniu niepodległości świadczy także kolejna korespondencja przysłana do socjalistycznego Robotnika (6.07.1919). Daje się zauważyć podział na sympatyków lewicy – socjalistów i zwolenników orientacji narodowej, i zachowawczej, który określi charakter stosunków politycznych w okresie międzywojennym w Pabianicach nacechowanych nieustanymi waśniami, sporami, rozłamami i konfliktami.
Miasto nasze chociaż zamieszkane jest przeważnie przez brać robotniczą, posiada spory zastęp wzbogaconego mieszczaństwa, które krzywo patrzy na szybkie organizowanie się robotników. Tę dążność do organizowania się w związki zawodowe nasi paskarze nazywają nie inaczej, jak pchaniem się w objęcia bolszewizmu. Boć przecie tylko oni – paskarze –są prawdziwymi patriotami. Boć przecie tylko oni i ich poplecznicy wywiesili na swym sztandarze hasło „Bóg i Ojczyzna”, a to chyba jest dostatecznym dowodem miłości i poświęcenia się dla Ojczyzny. Każdy , nie idący z nimi, to wróg Polski, to bolszewik. Z tymi pięknymi słowami na ustach, pobudzeni przykładem robotników, pomyśleli o zorganizowaniu się.
I powstał Klub Mieszczański.
Naturalnym biegiem okoliczności skojarzył Klub cały kwiat paskarstwa pabianickiego, a chwilowo i kilku inteligentów, którzy otumanieni pięknymi hasłami, przebywali czas jakiś w Klubie. Ale stało się coś bardzo nieprzyjemnego. Wykryto w mieście kilka tajnych gorzelni, właścicielami których byli przeważnie członkowie Klubu, a jeden z nich był nawet członkiem Zarządu Klubu. Członkowie ci rozumowali bardzo prosto: daje się odczuwać w Polsce brak napojów alkoholowych, rodacy pozbawieni są jedynej przyjemności – picia wódki, trzeba im przyjść z pomocą. Czy to zbrodnia wykupić w sklepie cukier, na wsiach zboże, by przemienić to w wódkę? Wszystko się robi dla dobra Ojczyzny!
Po tej kompromitacji wszyscy szanujący się członkowie wystąpili z Klubu, by przejść do … Narodowego Związku Robotniczego. Widać NZR mało się różni od Klubu Mieszczańskiego. Istnieje w Pabianicach spółka komandytowa pn. „Żelazo”, będąca w rękach naszych „patriotów” – wzbogaconych piekarzy, rzeźników, murarzy i in. Ci to wielcy ludzie, chełpiący się przy każdej sposobności swym patriotyzmem, oni to bronią, jak mogą dostępu „bolszewizmowi” do swojej firmy. A tym bolszewizmem jest dla nich np. żądanie podwyższenia pensji. Przecież pensje są chyba aż nadto wystarczające! Kasjerka np., pełniąca czynności sprzedającej, buchalterki, no i kasjerki otrzymuje w tej poważnej firmie aż 100 marek miesięcznie. Nic dziwnego, że przy takiej pensji personel wyżyć nie może i dezerteruje przy każdej sposobności. Wakuje w „Żelazie” miejsce chłopca sprzedającego. Kandydat, który winien mieć co najmniej wykształcenie czteroklasowe, miał otrzymywać miesięcznie aż 50 marek. Niestety, pomimo tak „korzystnych” warunków nie zjawił się nikt. Dopiero po niejakim czasie znalazł się kandydat, chłopiec ze sfery robotniczej, jednakże z wykształceniem niższym. Wtedy zarząd spółki, ciągnący tysiącami zyski z akcji, bezczynnie leżących, ofiarował kandydatowi 30 marek miesięcznie. Nic dziwnego, że oburzona do głębi matka chłopca, zawołała: „Lepiej go na bandytę wychować, by rabował takich jak wy – łotrów”.
Nie w lepszych warunkach żyje personel stowarzyszeń „Społem” i „Światowid”.
I tacy to ludzie głoszą ze słodką miną, że hasłem ich jest „Bóg i Ojczyzna”. I tylko dzięki tej obłudzie udało im się przy wyborach do Sejmu uzyskać jeszcze sporo głosów na swą listę.
Lecz maska obłudy spada im, a lud przegląda już. Nie idzie na lep słodkich słówek, dowodem czego są wybory do Rady Miejskiej, do której paskarze-patrioci, pomimo pięknych haseł zdołali wprowadzić trzech czy czterech radnych.
Każda chwila niesie kłam „patriotyzmowi” naszych reakcjonistów. I przyjdzie niezadługo czas, że należeć oni będą tylko do smutnie zapisanej w historii przeszłości.
Robotnik (7.05.1919) opublikował też jedno z pierwszych wystąpień sejmowych pabianickiego posła na Sejm Ustawodawczy – Antoniego Szczerkowskiego.
Przemówienie tow. Szczerkowskiego
Wysoki Sejmie! Wojna postawiła przemysł w takich warunkach, że dziś nie jest on w stanie rozwijać się o własnych siłach. Wojna, która wybuchła wbrew interesom klasy robotniczej, wywołana przez kapitalizm i imperializm, doprowadziła do zatamowania rozwoju kapitalizmu, który sam w dużej mierze przyczynił się do wybuchu wojny.
Ta sytuacja najbardziej odbiła się na klasie pracującej. Klasa pracująca w dzisiejszym społeczeństwie kapitalistycznym, może mieć o tyle zapewnioną egzystencję, o ile przemysł się rozwinie, o ile warunki pracy będą odpowiednie, o ile płaca będzie wystarczająca na utrzymanie rodziny robotniczej.
Toteż my, socjaliści, uważamy, że w dzisiejszych warunkach, kiedy przemysł jest zniszczony przez okupantów, przez wojnę, jest koniecznością, ażeby przemysł ten został odbudowany, aby robotnicy mogli otrzymać zajęcie.
Ale jeżeli się mówi o odbudowie przemysłu, to trzeba wziąć pod uwagę warunki, w jakich będą pracowali robotnicy.
My wiemy, że przemysł wielki zwykle jest uprzywilejowany w dzisiejszym społeczeństwie kapitalistycznym i prowadzi wyzysk niezmierny względem klasy pracującej, że byłe prawodawstwo nie pozwalało prowadzić należytej obrony pracującym klasom, brak było wolności organizowania się w związki zawodowe.
Rząd stał po stronie kapitalizmu, wszystko zmierzało zawsze ku obronie kapitalizmu. Dziś czasy się zmieniły, dziś musimy zwrócić uwagę na to. Jeżeli państwo asygnuje tak olbrzymie sumy dla uruchomienia przemysłu, to domagamy się, żeby ustawa zabezpieczała robotników przed wyzyskiem ze strony tych kapitalistów i dawała gwarancję, że warunki pracy będą odpowiednie, że płaca będzie sprawiedliwa, i że nie będzie takiego wyzysku, jak dawniej.
Ta ustawa w całości nie daje gwarancji pod tym względem, gdyż jest zredagowana tak, jak by ją chcieli widzieć przemysłowcy.
Jeżeli wziąć drobny przemysł i rzemiosła, dla których przeznacza się 25 milionów marek, to wiemy, że w tym przemyśle robotnik jest bodajże najbardziej wyzyskiwany. Tam robotnicy pracują nieraz 12, 13 do 16 godzin dziennie. Wyzysk jest straszny, mieszkania brudne, ciasne, brak w ogóle higieny, nie ma żadnej opieki, ani kas chorych, płaca bardzo niska.
Czemu to przypisać? Temu, że mały przemysł chciałby się rozwinąć za jaką bądź cenę, a obok niego spotykamy wielki przemysł, który w swej konkurencji niszczy drobny przemysł i rzemiosła, chociaż dla robotnika ten drobny przemysł i rzemiosła utrudniają zdobycie lepszych warunków pracy i obalenie kapitalizmu.
W tym wielkim przemyśle, nowocześnie zorganizowanym, podług nowoczesnej techniki – mogą robotnicy otrzymać lepsze warunki pracy i lepszą płacę, higieniczniejsze warunki. W drobnym przemyśle pod tym względem jest znacznie gorzej. Jeżeli wziąć tę ustawę, to pod tym względem nie mamy żadnej gwarancji co do warunków pracy i płacy.
Jeżeli chodzi o udzielenie tych ulgowych pożyczek, to tutaj ministerium przemysłu i handlu, to ministerium najbardziej reakcyjne (Na lewicy głosy: Słusznie, w centrum śmiech) będzie miało wpływ na uchwalanie tych pożyczek. Komu dać zechce, temu udzieli, komu zaś nie, to nie.
W ustawie mówi się o zrzeszeniach przemysłowych. Jest to tak ujęte, że można różnie zrozumieć, ale twierdzę, że pod redakcję nie można wyraźnie podciągnąć kooperatyw wytwórczych robotniczych, kooperatyw szczerze demokratycznych. (Głosy: Szczerze). Bo mamy kooperatywy, które się mało różnią od przedsiębiorstw prywatnych, tak samo zysk idzie do kieszeni jednostki.
Należy uwzględnić przede wszystkim przy udzielaniu ulgowych pożyczek kooperatywy robotnicze, które są szczerze demokratyczne i które dają najlepsze warunki pracy i należy dążyć do uspołecznienia przemysłu. Rząd w tym celu nic nie zrobił.
Zgłoszę parę poprawek do tej ustawy. Te poprawki były zgłoszone na komisji przemysłowo-handlowej, ale wtedy przy ostatecznej redakcji wniosku i ustawy nie były brane pod uwagę i odrzucone. Oświadczamy, że jeżeli te poprawki nie będą przyjęte, to Związek Polskich Posłów Socjalistycznych będzie głosować przeciwko tej ustawie. (Głosy: To nic, my się tego nie boimy). (…)
Pierwsze miesiące wolności były pełne skrajnych emocji. Socjaliści z sympatią spoglądali w stronę Kraju Rad. Robotnik (22.07.1919) informował:
W niedzielę 20-go bm. odbył się wielki wiec w sali stowarzyszenia gimnastycznego, zwołany przez PPS celem omówienia spraw związanych z protestem przeciwko interwencji rządów koalicji do stosunków wewnętrznych Rosji i Węgier.
Wiec zagaił w imieniu PPS tow. Lipiński na przewodniczącego powołano tow. Suleja.
W imieniu PPS przemawiali tow. tow. Raczyński i poseł Szczerkowski, który odczytał następującą rezolucję: „Robotnicy i robotnice zebrani na wiecu zwołanym w Pabianicach dnia 20 lipca 1919 r. wyrażają swój protest przeciwko zbrojnemu wmieszaniu się burżuazyjnych rządów koalicji do stosunków wewnętrznych Rosji i Węgier, łączą się solidarnie z protestem proletariatu Francji, Anglii, Włoch i innych krajów Zachodu.
Współczując doli znękanych wojną ludów Rosji i Węgier, oświadczają, iż nie przyłożą ręki do zdławienia ruchu rewolucyjnego silą oręża państw reakcyjnych koalicji.
Zebrani protestują przeciw sojuszowi Polski z rządem Kołczaka i Denikina, widząc w tym dążenie zdławienia ruchu socjalistycznego w Rosji i wzmocnienia panowania reakcji w Polsce.
Zebrani stwierdzają, iż są gotowi poprzeć każdą akcję planową w łączności z proletariatem innych krajów, zmierzającą do położenia kresu reakcji międzynarodowej oraz stwierdzają, iż ostateczne wyzwolenie proletariatu Polski i innych krajów może nastąpić drogą walki międzynarodowej rewolucji społecznej.
Zebrani protestują przeciwko dalszemu prowadzeniu wojny i żądają natychmiastowego wszczęcia rokowań pokojowych na wszystkich frontach Polski, oraz natychmiastowego uruchomienia przemysłu, aby wreszcie kres położyć nędzy, przejawiającej się wśród szerokich mas ludności.
Zebrani jednocześnie stwierdzają, że walka ta musi być prowadzona zgodnie z hasłem Niepodległej Polskiej Republiki Socjalistycznej o zdobycie rządu socjalistycznego klasy robotniczej miasta i wsi.”
Następnie przemawiał komunista, który w myśl swych wywodów zgłosił mętną rezolucję. Po odpowiedzi udzielonej mu przez tow. Szczerkowskiego na czynione PPS - owi zarzuty, zebrani uchwalili prawie jednomyślnie rezolucję zgłoszoną przez tow. posła Szczerkowskiego.
Po skończonym wiecu odbył się pochód demonstracyjny ze sztandarem PPS na czele. Udział w pochodzie wzięli również komuniści ze swym sztandarem. Śpiewając pieśni rewolucyjne pochód szedł ul. św. Rocha, Saską, Zamkową przed Klub PPS; tam jeszcze z balkonu przemówił tow. Raczyński z PPS i zebrani się rozeszli spokojnie. Policja zachowała się neutralnie.
Przed Klubem PPS cały dzień powiewały dwa czerwone sztandary na znak protestu.
Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że w południe komuniści zwołali wiec na rynku w Starym Mieście i tam chcieli urządzić pochód samodzielnie, ale im się nie udało, bo przybyło wszystkiego 30 osób; nic nie pomogły sztuczki głoszone, że PPS-owcy to zdrajcy, ugodowcy itp.
Robotnik (19.11.1919) przyniósł informacje o „Groźnym położeniu w Pabianicach” :
Przybyła delegacja z Pabianic do Urzędu Rozdziału Węgla w sprawie uruchomienia przemysłu w Pabianicach i dostarczenia węgla do fabryk już czynnych, które od kilku dni są opalane tylko drzewem. A drzewo to również jest na wyczerpaniu. Ani fabryki ani miasto od szeregu tygodni nie otrzymują węgla. W fabrykach z tego powodu wymawiają miejsca robotnikom. A więc w firmie Krusche Ender dnia 12 bm. wymówiono pracę 800 robotnikom, grozi wstrzymanie ruchu w fabryce Kindlera (200 osób), Szwajkerta (100 osób), Fidlera (100 osób), Tow. Akc. Singer (300), Tow. „Consortium” (100) i cały szereg pomniejszych w ogólnej liczbie 500 osób. Razem więc 2100 robotników, a z rodzinami przeszło 6. 000 osób zagrożonych jest głodem i wyrzuceniem na bruk. Groźne położenie zwiększa jeszcze i to, że wypłata w komitetach bezrobotnych również nie została uskuteczniona. Tak samo aprowizacja jest zła. Chleba mało i bardzo drogi. Kartofle podrożały do 80 marek za korzec. Mróz pcha ludność do czynów rozpaczliwych.
Robotnik (22.11.1919): Delegacja, która udała się do Warszawy w sprawie przemysłu, któremu grozi zupełne wstrzymanie z powodu nieotrzymania węgla, składa się z dwóch przedstawicieli Związków Zawodowych, 1-go przedstawiciela magistratu i 1-go przedstawiciela przemysłowców. Delegacja udała się do Państwowego Urzędu Rozdziału Węgla i po przedstawieniu groźnego położenia otrzymała odpowiedź, że węgiel wprawdzie przyznany, lecz z powodu braku wagonów, dotąd nie wysłany.
Referent tegoż urzędu p. Bielski przyrzekł, że natychmiast wyśle list do Zagłębia, aby przyspieszyć wysyłkę węgla do Pabianic. Następnie delegacja udała się do Ministerium Pracy i Opieki Społecznej. Referent p. Konopczyński przyrzekł poprzeć naszą akcję jak najenergiczniej, aby nie dopuścić do zatrzymania przemysłu w Pabianicach. Poruszono też sprawę w Ministerium Przemysłu i Handlu.
Po otrzymaniu tych obietnic, delegacja zwróciła się do komisji opalowej przy Sejmie Ustawodawczym, do p. Wierzbickiego przy poparciu posłów robotniczych z Pabianic i Łodzi. Przypuszczam, że w najbliższych dniach Pabianice otrzymają węgiel. Oby tylko spełniły się te przyrzeczenia, gdyż w przeciwnym razie około 6.000 robotniczych rodzin znajdzie się na bruku, bez chleba, bez opału w najgorszych warunkach i przy mrozie dochodzącym do 15 stopni. Stanisław Wojtaszek
Robotnik - pismo związane z Polską Partią Socjalistyczną, istniało w latach 1894 -1948.
Pabianicami interesowała się także prasa chadecka. Robotnik Polski (20.07.1919) zamieścił sprawozdanie z pobytu delegacji Polskiego Zjednoczenia Zawodowego Robotników Chrześcijańskich w Pabianicach.
29 czerwca wyjechali goście krakowscy do Pabianic, by z tamtejszymi robotnikami się zapoznać i wspólnie się naradzić nad rozmaitymi sprawami. Natrafili tam na olbrzymi wiec, który zwołany został przez komitet złożony z przedstawicieli wszystkich związków zawodowych. Przedmiotem obrad tego wiecu była sprawa zatrudnienia bezrobotnych, których w Pabianicach jest 24. 000. Wiecowi przewodniczyli pp. Wojtaszczyk (socjalista) i Debich (Stronnictwo Chrześcijańsko-Narodowe) . Po przemówieniach kilku przedstawicieli organizacji zabrał glos kol. red. Horowicz, który w dłuższym przemówieniu oświetlił wszechstronnie sprawę bezrobocia oraz dzisiejsze położenie robotników. Wywodów kol. Horowicza wysłuchała sześciotysięczna rzesza robotnicza z nadzwyczajnym zapałem, czego dowodem były częste, żywiołowe oklaski. Mówca potrafił w zupełności zapanować nad zgromadzeniem różnych partii i organizacji. Wywody kol. Horowicza poparli dzielnie koledzy: Wolny z Łodzi oraz Debich z Pabianic. Rezolucja uchwalona przez wiecowników była dowodem, że w sprawach chleba robotnicy zawsze pójdą solidarnie.
W dużej Sali strażackiej odbyło się w ten sam dzień o godz. 6 wieczorem bardzo liczne zgromadzenie robotników chrześcijańskich. Zagaił je prezes Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich kol. Debich. Do przewodniczenia zaproszono p. Nowakowskiego, miejscowego nauczyciela. Pierwszy referat wygłosił kol. inż. Mianowski, następny kol. red. Horowicz. Przemówienia trafiły do przekonania setek zebranych, czemu wyraz dali następni mówcy kol. Wolny, Debich oraz patron Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich ks. Rylski, który w podniosłych słowach zachęcał zebranych do organizowania się w chrześcijańskich związkach robotniczych.
Robotnik Polski – pismo poświęcone sprawom chrześcijańskiego ludu pracującego, ukazywało się w Krakowie w latach 1918-1921.
Gazeta Pabianicka z 2 grudnia 1928 roku opublikowała fragment wspomnień Kazimierza Staszewskiego z okresu walki o niepodległość zatytułowanych „Rozwój idei legionowej w Pabianicach”.
Wojna europejska zastaje w Pabianicach następujące ugrupowania stojące na stanowisku Polski Niepodległej: Narodowy Związek Robotniczy, Harcerstwo i Organizacje Niepodległościowe na terenie Szkoły Handlowej. Były to organizacje o charakterze konspiracyjnym.
Gdy wybuchła wojna organizacje niepodległościowe wskutek wakacji, nie miały możności zorientowania się co do kursu jaki należałoby podjąć w dziele polityki niepodległościowej. W mieszkaniu ks. T. Zalewskiego, gorliwego propagatora harcerstwa na terenie Pabianic, odbywają się zaraz po wybuchu wojny konferencje w celu zbadania sytuacji.
Brakowało jednak wiadomości, które by stanowiły podstawę do dyskusji. Pierwszy oddział legionistów, który zawitał do Pabianic w dniu 2 października 1914 r. był dowodem, że polityka polska pracuje, że musiały powstać jakieś nowe koncepcje co do taktyki polskiej.
W mieszkaniu p. Wojsówny potem u p. Chodakowskich odbywają się tajne konferencje w celu ustalenia wspólnej taktyki organizacji niepodległościowych. W konferencjach tych biorą udział Jeżewski, Tomczak. Pęczkowski, Fuks. Za przykładem Łodzi powstaje wtedy w Pabianicach Zjednoczenie Stronnictw Niepodległościowych.
W tym czasie przybywa do Pabianic socjalista Malinowski, zwany Wojtkiem i przy pomocy miejscowych działaczy niepodległościowych tworzy Frakcję Rewolucyjną PPS, na czele której staje Luboński Teofil. Przybyło więc nowe stronnictwo niepodległościowe.
Stronnictwa te dążą do obudzenia ducha narodowego wśród społeczeństwa. Pięknym ich krokiem był pierwszy wieczór narodowy, zorganizowany w mieszkaniu p. Freislerowej w dniu 22 stycznia 1915 roku. Po raz pierwszy zobaczyli się razem pabianiccy niepodległościowcy: była to młodzież szkolna, harcerstwo, robotnicy i inteligencja. W uroczystym nastroju padają słowa przemówień, deklamacji, brzmi muzyka, wreszcie wszyscy intonują „Z dymem pożarów”.
Od tej chwili praca niepodległościowców znajduje szerszy oddźwięk wśród społeczeństwa; do tego ruchu garnie się coraz więcej ludzi.
Aby móc wciągnąć kogoś do Legionów, trzeba był dość się napracować. Wszyscy stawiali pytania, dlaczego idziemy z Niemcami, jaka będzie przyszłość w razie zwycięstwa itd.?
Początkowo informacji w tej sprawie udzielali sami legioniści, lecz w 1915 r. powstają już organizacje, które idą legionistom z wydatną pomocą. Powstaje więc Liga Kobiet, Pogotowie Wojskowe (później POW), Związek Niepodległości.
W lokalu Związku Zawodowego Praca, będącego pod wpływem Narodowego Związku Robotniczego zorganizowane zostaje biuro werbunkowe, przez które przechodzą prawie wszyscy legioniści. Pabianiczanie coraz częściej zgłaszają się do Legionów. Badania ich odbywają się w mieszkaniu prywatnym p. L. Wiśniewskiego, lub gdzieindziej. Wysyłano ludzi przeważnie do 6. Pułku Legionów (utworzony w 1915r. w Rozprzy pod Piotrkowem wszedł w skład III Brygady Legionów Polskich, walczył pod Kostiuchnówką, Kuklami, Kamienichą, oraz pod „Polską Górą”) . Tymczasem stronnictwa niepodległościowe starają się rozbić mur obojętności społeczeństwa wobec Legionów. Rozpoczęła się intensywna praca propagandowa.
W dniu 23 maja 1915 roku wystawione zostają „Dziady” Mickiewicza, połączone z koncertem i deklamacjami patriotycznymi. Widowisko wywołało ogromne wrażenie. Nie przyszli jednak na nie endecy, zwani mamutami.
Nadchodzą wiadomości o niepowodzeniach Moskali i o ich okrutnej taktyce na terenie Galicji. To orzeźwiająco działa na nasze społeczeństwo. Postanowiono wyzyskać sytuację. W dniu 17 czerwca 1915 r. w mieszkaniu ks. Rylskiego zebrała się duża gromada inteligencji i robotników. Legionista, który przybył, aby przeprowadzić agitację przemawiał cztery godziny. Krótkie przemówienie wygłosił dnia następnego, w którym też odbyła się dyskusja. Narodowy Związek Robotniczy wysyła ludzi na wieś. Podzielono powiat na dzielnice, w których gorliwie pracują robotnicy z Mieczysławem Tomczakiem i jego bratem Zygmuntem na czele. Społeczeństwo nie mogło się wyraźnie zdeklarować. Najszybciej zdeklarowały się panie z Ligi Kobiet. One stanowiły żywioł najgorętszy i najczynniejszy.
We wrześniu 1915 roku uruchomiona została Szkoła Handlowa, w której powstaje szereg zatargów między uczniami, stojącymi na gruncie niepodległości a „mamutem” dyrektorem Lipskim.
Przychodzi hasło wstrzymania werbunku do Legionów. Obecnie pcha się ludzi do POW. Polską Organizację Wojskową prowadza w Pabianicach; Pęczkowski, Neugebauer, Jurek, Klimkiewicz, Szmidt, Wasilewski, Koziara, Toczaki później Waligórski. Siedzibą POW jest głównie Dom Ludowy. Tu odbywają się zbiorki, wykłady.
Stronnictwa niepodległościowe ustaliły następującą taktykę: ponieważ trudno jest przekonać miejscowe społeczeństwo, działając na rozum, uderzmy w serca. Rozpoczyna się szereg uroczystości, odczytów, odbywa się sprzedaż znaczków, orzełków, broszur. Odczyt ks. Giebartowskiego o pięknym czynie Legionów wywołuje wielkie wrażenie.
22 stycznia, 29 listopada, 3 maja zebrany po kościołach tłum śpiewa „Boże coś Polskę”. Niemcy węszą rewolucję. Odbywa się ciągle śledzenie niepodległościowców, cenzura stara uniemożliwić każdą imprezę narodową. Zebrania niepodległościowców odbywają się teraz u p. Missalów, u ks. Portycha, potem w lokalu Ligi Kobiet przy ul. Świętokrzyskiej. 22 stycznia 1916 roku uczniowie Szkoły Handlowej nie przybyli z okazji rocznicy powstania styczniowego do szkoły, co wywołało szalone oburzenie dyrektora Lipskiego.
W mieszkaniu ks. Portycha odbywa się zgromadzenie, na którym przemawia Władysław Studnicki (polityk i publicysta orientacji proniemieckiej), wypowiadając się bezwzględnie za Legionami.
2 lutego 1916 r. w Domu Ludowym odbywa się zjazd chłopów z powiatu, do których przemawia Mieczysław Tomczak. Ligawki (członkinie Ligi Kobiet) przypominają odważnie znaczki, rozdają bibułę niepodległościową. Przyjeżdżać zaczyna też i Błażej Stolarski (prezes PSL „Wyzwolenie”, poseł, minister, etnograf, publicysta), który ułatwia organizowanie chłopów.
Ponieważ ochotnicy zgłaszający się do Legionów, zostali odesłani z Piotrkowa do Pabianic, gdyż werbunek wstrzymano, całą akcję skierowuje się obecnie w stronę POW.
Mamuty jednak po staremu myślą o samorządzie miejskim, który ich całkowicie zadowoli. Mecenas Stypułkowski przyjeżdża z Łodzi i w sali Towarzystwa Gimnastycznego referuje, jakie korzyści otrzymamy od Moskali. Mieczysław Tomczak przemówieniem swoim o niepodległości porwał słuchaczy, którzy wygwizdali endeków.
Akcja na wsi przynosi coraz to lepsze rezultaty. Szczególnie żywo na ruch niepodległościowy reaguje Dłutów. Powstają organizacje niepodległościowe i POW. Dwór Janusza Szwajcera w Ostrowie jest prawdziwym składem bibuły niepodległościowej. Tu też znajduje opiekę każdy legionista i peowiak.
3 maja 1916 r. Niemcy pozwolili na uroczysty obchód narodowy. Olbrzymi pochód, który przeciągnął ulicami miasta i wywołał olbrzymie wrażenie. Ludzie nabrali śmiałości. Niepodległościowcy podnoszą głowy do góry. Gdy 9 lipca 1916 powołana zostaje do życia Polska Macierz Szkolna, niepodległościowcy już zorganizowani i przygotowani do walki, obejmują Zarząd Macierzy, co wywołuje głośne protesty mamutów i ich wyjście z sali obrad wśród szyderczych krzyków Młodej Polski. Prezesem Macierzy zostaje ks. Portych. Za akcję niepodległościową ks. Portych zostaje translokowany do Piotrkowa na prefekta. Spośród bardziej postępowych żywiołów prawicy, wyłaniają się elementy niepodległościowe z prezydentem Orłowskim na czele. W mieszkaniu p. Orłowskiego trwają obrady nad zorganizowaniem Centrum Narodowego. Pracują tu p. Orłowski i dr Ostaniewicz.
Akt 5 listopada, proklamujący Królestwo Polskie z nieokreślonymi granicami, społeczeństwo polskie przyjęło dość chłodno. Ambicje narodu zbyt były wybujałe, aby zadowolić się maleńkim królestwem, co do niezależności którego zbyt wiele istniało zastrzeżeń. Dziś głośne było hasło Polski od morza do morza.
Praca w duchu niepodległościowym szła teraz w szybkim tempie naprzód. Wśród społeczeństwa pabianickiego panował nastrój doniosły.
Wszyscy oczekiwali wielkich wydarzeń. POW ćwiczy intensywnie, zagarnia coraz to szersze masy. Musi się jednak wystrzegać okupantów, którzy węszą na wszystkie strony niebezpieczeństwo.
W dniu 1 listopada 1918 roku do zebranych na cmentarzu parafian przemawia Mieczysław Tomczak, wzywają do czujności i nawołując do przygotowań. Na wieść o przygotowaniach Niemców do ucieczki POW, Sokół, Harcerze, uczniowie szkół średnich, robotnicy w nocy z 11 na 12 listopada opanowują niemieckie urzędy.
W dniu 11 listopada Antoni Szczerkowski przemawia przed Magistratem do zebranych tłumów, wskazując, że zbliżają się czasy przełomowe. Niemcy manifestacji nie przeszkadzali. Miasto dostało się w ręce polskie. Całe POW wchodzi do Wojska Polskiego.
http://bcul.lib.uni.lodz.pl/dlibra/docmetadata?id=49021&from=publication
Feliks Wilski opublikował „Garść wspomnień” w Niepodległości t.20, 1939 r., które dotyczą pierwszych dni wolności na terenie powiatu łaskiego. Największym miasteczkiem powiatu były Pabianice.
(…) W początkach listopada (1918) wyczuwaliśmy w środowisku niemieckim źle ukrywany niepokój i pewne rozprzężenie w ich wzorowej dotychczas organizacji. Zdenerwowanie to doszło do szczytu na skutek depeszy, jaka nadeszła z Warszawy dnia 10 listopada pod adresem jednego z nas (urzędników przygotowanych do służby samorządowej), treści następującej: „przyjechać natychmiast dla objęcia stanowisk”.
Wyruszyłem nazajutrz przed południem, wśród niesłychanej paniki i ogólnego zamętu. O regularnej komunikacji kolejowej nie było mowy; pociąg, którym jechałem, zatrzymywał się niezliczona ilość razy nie tylko na stacjach, ale i w szczerym polu, wskutek czego przestrzeń około 100 km przebył w ciągu 12 godzin. Przed 1-szą w nocy przybyłem do Warszawy. Nastrój stolicy całkiem rewolucyjny. Co chwila mijały nas samochody ciężarowe, pełne niemieckich żołnierzy, to znów legionistów, lub cywilów z jakimiś opaskami na rękawach; z różnych stron padały strzały, nie wiadomo czyje i dla kogo przeznaczone. Chyłkiem, pod ścianami domów, dobrnąłem do mieszkania przy ul. Mokotowskiej.
Nazajutrz zameldowałem się w gmachu Ministerstwa przy ul. Nowy Świat. W wielkiej sali tłum i gwar nie do opisania – to kadry naszej przyszłej administracji. Po parogodzinnym oczekiwaniu zaczęto nas wywoływać z imienia i nazwiska. Gdy usłyszałem swoje, przecisnąłem się do stolika, przy którym stał sympatyczny młodzieniec z pocztówką w ręku i rzucił mi pierwszy pytanie czy mam jakiekolwiek życzenie, lub zastrzeżenie co do miejsca mego urzędowania. Wymieniłem 5 powiatów, w których nie chciałbym pracować, ponieważ, wśród tamtejszego ziemiaństwa mam bliższych i dalszych krewnych; obowiązki więc moje służbowe mogłyby kolidować z uczuciami rodzinnymi. „Wobec tego poślemy Pana do powiatu łaskiego”. To mówiąc skreślił parę wyrazów na przygotowanej pocztówce (była to nominacja na komisarza rządu na powiat) i, wręczając mi ją, oświadczył; „Proszę wyjechać pierwszym pociągiem odchodzącym w tamtym kierunku”.
Wkrótce zza stołu prezydialnego powstał Ekscelencja, Kierownik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Ustjanowski, i wygłosił krótkie błogosławieństwo na drogę. Wysypaliśmy się na ulicę. Jeden z kolegów- praktykantów, z którym zetknęliśmy się w tłumie, objaśnił mnie że przede wszystkim musimy kupić sobie czapki urzędowe, mające być jedynym, na razie, symbolem najwyższej władzy w powiecie. Uskuteczniliśmy to w sklepie z przyborami wojskowymi. Nazajutrz, spojrzawszy w lustro, przy rannej toalecie, ujrzałem, po raz pierwszy w życiu, żywego starostę. Wrażenie nieszczególne, zwłaszcza w porównaniu ze starymi portretami i tradycją. – No, trudno – pomyślałem – jednak jechać trzeba”.
W godzinę później siedziałem w pociągu, który, we właściwym czasie (co mi zaimponowało) powiózł mnie na miejsce nieznanych przeznaczeń. Znalazłem się na dworcu, obcego mi zupełnie, fabrycznego miasta. Tragarz nie umiał wskazać adresu biura mego niemieckiego poprzednika. Skierowałem się na rynek. Ratusz, przyozdobiony czerwonymi sztandarami i otoczony zwartym tłumem bezrobotnych. Z sąsiedniej ulicy nadchodził, kilkutysięczny pochód, śpiewający i niosący również czerwone sztandary, oraz wielkie napisy: „Żądamy chleba i pracy”.
Nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić i dokąd się udać. – Przystanąłem chwilę, wśród grupki gapiów i pierwszego z brzegu zapytałem uprzejmie: „czy nie wie pan, gdzie znajduje się biuro, byłego Krajschefa?” – Odburknął niechętnie: „na Fabrycznej, ale ni mo to pan po co tam chodzić, bo tam nikogój ni mo; zamknięte”. -”Dlaczego zamknięte?”- zapytałem. – „Jak to dlaczego? – to pan nie wi, co tu się dzieje (tu łypnął podejrzliwie na moją czapkę). Od wczoraj nasi rzondzom”. – „To znaczy kto? Zapytałem. – To się wi, że rada robotnicza, na ratuszu”.
Podziękowałem za informację i automatycznie ruszyłem przed siebie, starając się próżno obmyślać jakąś sensowną i celową drogę dalszego postępowania. – Zdawało mi się, ze należy iść do Ratusza i nawiązać kontakt z obcymi władzami miasta; - po chwili uznałem to za niemożliwe, nie będąc pewnym przyjęcia. W tym momencie spostrzegłem, a raczej wyczułem, że ktoś kłania mi się i jednocześnie podszedł do mnie jakiś jegomość z czarną bródką i bardzo uprzejmie zapytał: „Zdaje mi się, że mam zaszczyt powitać pana starostę? – Nazywam się Olszewski. (Tu zaznaczyć warto, że wszyscy, bez względu na stanowisko socjalne zaczęli instynktownie tytułować nas, Komisarzy Rządu – Starostami). Jestem naczelnikiem pańskiej kancelarii, i od wczoraj, oczekuję z niecierpliwością pańskiego przyjazdu; - chciałem przygotować biuro, ale Rada Robotnicza, rozbroiwszy Niemców, zawładnęła całym miastem, biuro nasze zamknęli, a klucz zabrali. Byłem u nich wczoraj, prosiłem o zwrot klucza i akt, ponieważ lada chwila, spodziewam się przyjazdu pana komisarza. A oni na to: „Poradź pan swemu komisarzowi, żeby lepiej się nie fatygował, bo prędzej stąd wyjedzie, niż myśli; jak nam będzie potrzebny komisarz, to go sobie sami wybierzemy, a żadnych nasłanych tam przez kogoś nie uznajemy”.
Wysłuchawszy tej zachęcającej relacji, zauważyłem, że panu Komisarzowi Rządu i naczelnikowi jego kancelarii nie wypada jakoś deliberować nad sprawami państwowymi na ulicy, tym bardziej, że „symbol władzy” koloru khaki z amarantowym otokiem i metalowym okuciem daszka, wzbudzał coraz żywsze zainteresowanie i niezbyt miłe komentarze ze strony wałęsającego się tłumu.
Poszliśmy, więc, do miejscowego „Bristolu”, gdzie oświadczyłem memu naczelnikowi, że, zanim powezmę jakąkolwiek decyzję co do dalszego postepowania, muszę przede wszystkim gdzieś się zainstalować; trzeba więc znaleźć jakieś odpowiednie mieszkanie. Usłużny kelner, słysząc częściowo naszą rozmowę, a zwłaszcza tytuł starosty, począł kłaniać mi się, trzy razy niżej, i zapewnił, ze „z mieszkaniem pan starosta żadnego kłopotu mieć nie będzie, ponieważ opuszczonych przez Niemców jest „do cholery”. Jakoż zaprowadził nas do pięknej willi z przyległym ogrodem, zamieszkałej tylko przez służbę i jedynego młodocianego przedstawiciela właścicieli dużej fabryki, który przyjął mnie, jak zbawcę, oddając do rozporządzenia komfortowe, 4-pokojowe mieszkanie, całkowicie i bardzo wygodnie urządzone.
Mając więc grunt pod nogami, poczułem się pod każdym względem znacznie lepiej. Powziąłem decyzję; zatelefonowałem do ratusza i nawiązałem następujący dialog:
„Kto tam znowu u diabła?”
Tu dzwoni Komisarz Rządu na powiat łaski – chcę mówić z przewodniczącym rady robotniczej.
„Teraz odbywa się posiedzenie, przewodniczący zajęty”
To proszę, żeby do mnie zadzwonił, jak tylko mu czas na to pozwoli; mam ważne sprawy do omówienia …
Zawiesiłem słuchawkę. – I teraz przeżyłem godzinę, najcięższego niepokoju i zdenerwowania.
Zatelefonują, czy też nie? – Co zrobić w takim wypadku? Iść do ratusza niepodobna, zwłaszcza po znamiennym raporcie Olszewskiego o nastrojach tam panujących. Mogą nie wpuścić; mogą łeb ukręcić … trudno … Nie nadstawiałeś łba na froncie wojennym, musisz spełnić ten obowiązek teraz, na froncie cywilnym …
Po 50 minutach oczekiwania rozległ się dzwonek telefonu. Brzmiał, jak glos zbawienia; przecież nikt inny nie mógł telefonować, tylko ratusz!
- „Tu ktoś dzwonił do mnie – tu mówi przewodniczący Rady Robotniczej”.
- Niedokładnie pana poinformowano, mówiłem wyraźnie, ze telefonował Komisarz Rządu na powiat łaski. Widzę na mieście bardzo niepożądane nastroje. Ludność, zamiast stać przy warsztatach, wałęsa się po ulicy, bez pracy i głodna. Uważam za mój pierwszy obowiązek zająć się tymi sprawami i chciałbym na ten temat naradzić się z panem; będę bardzo obowiązany, jeżeli pan zechce ułatwić mi to i pofatyguje się do mnie.
- Chwila milczenia – po czym wyraźna zmiana tonu i słyszę słowa:
- „Rzeczywiście, że te pochody to nasze największe zmartwienie… ale ja nie mogę rozmawiać z panem komisarzem w cztery oczy, a prowadzić ze sobą taką gromadę, bo to w Radzie zasiada 40 osób, to jakoś … nie zręcznie; może więc pan komisarz to uwzględni i pofatyguje się do nas na ratusz”.
Zrozumiałem, że biedaczysko sam musi być w opałach i ze słów moich wywnioskował, że mam jakieś cudowne i gotowe środki na uspokojenie rozagitowanych towarzyszy. Odpowiedziałem więc:
- Proszę pana, gdzie idzie o sprawy publiczne i tak ważne, uważam wszelkie ceremoniały za niedopuszczalne; chętnie przyjdę do was za 10 minut.
- No, panie Olszewski, idziemy!...
- Panie Starosto, może to pułapka?
- O tym, przekonamy się na miejscu.
Wszedłszy na salę posiedzeń, skierowałem się bez wahania do stołu prezydialnego i zająłem miejsce przewodniczącego, który wyszedł na moje spotkanie. Olszewski stanął za moim fotelem. Włożywszy na głowę „symbol władzy” (tak!) palnąłem pierwszą w życiu mowę oficjalną, tej więcej treści:
- Jeżeli spotkał mnie ten zaszczyt niezmierny, ze zostałem mianowany przedstawicielem Rządu Polskiego na tym małym odcinku Niepodległej Rzeczypospolitej, to uważam, ze moim obowiązkiem jest wykorzystać to wysokie stanowisko w tym sensie, żeby życie ludziom ułatwiać, a nie utrudniać. Będąc urzędnikiem, i korzystając ze wszystkich przywilejów z posiadaniem władzy związanych, nie przestanę ani na chwilę, być żywym członkiem społeczeństwa i jego sługą, odczuwać wszystkie jego potrzeby i, w miarę możności, potrzeby te zaspakajać. Nie doczekacie, jednak, obywatele, ode mnie, nigdy, żadnych obietnic, których nie mógłbym dotrzymać. Okłamywać was, ani łudzić nie mam zamiaru, bez względu, czy słowa moje i czyny będą wam się podobać – czy też nie”.
Zakończyłem wezwaniem: proszę wstać!
Wstali hurmem, jak jeden człowiek.
- Najjaśniejsza Rzeczypospolita i Jej Wskrzesiciel Józef Piłsudski niech żyją!!
Po czym zwróciłem się do przewodniczącego:
- Dziękuję panu serdecznie za opiekę nad moim biurem … jestem przynajmniej spokojny, ze tam nic nie zginęło – proszę o klucz…
Zaczęło się gorączkowe poszukiwanie klucza, a ja tymczasem do Olszewskiego na stronie:
- Masz pan tu 5 marek, kupi pan białego płótna, oraz orła naszego, płótno przyszyje pan do czerwonego sztandaru, wiszącego obecnie na balkonie naszego biura, orła pan wywiesi nad drzwiami, kancelarię pan uporządkuje, za godzinę tam będę. Po czym, rozpocząłem obrady z Radą Robotniczą nad sytuacją w mieście. Przede wszystkim rozwiązałem złudne przypuszczenie, że lada chwila nadejdą wagony z mąką, cukrem lub ryżem… Po godzinie rozpocząłem urzędowanie we własnym gabinecie.
Nazajutrz, Rada Robotnicza zawiadomiła mnie o swym rozw3iazaniu, zrzekając się na moją „korzyść” swych uzurpatorskich przywilejów, no i i wszystkich, oczywiście trudności, z chwila ówczesną związanych.
W ciągu dni kilku, co rano, oczekiwały mnie, przed gmachem i na schodach starostwa tysięczne tłumy bezrobotnych. Rozstępowały się życzliwie przede mną, dając wąskie przejście, i zlewały się natychmiast za moimi plecami, w zwarte, nieustępliwe, groźne fale, by po chwili, w sposób bezwzględny, żądać natychmiastowego zaspokojenia ich głodu i braku pracy, lub przynajmniej złożenia obietnicy, ze to nastąpi w dniach najbliższych.
Oczywiście, przyrzeczeń takich dawać nie mogłem; i wtedy to zrozumiałem i oceniłem w całej pełni, jak mądrym i przewidującym było taktyczne posunięcie Naczelnika Państwa, kiedy na ową, tak niebezpieczną chwilę, na czele rządu postawił nie kogo innego, lecz właśnie Jędrzeja Moraczewskiego. Nazwisko to działało wówczas, jak beczka oliwy na wzburzone bałwany i nieraz ułatwiało mi pracę.
Tradycyjny antagonizm pomiędzy wsią a dworem, tak troskliwie podtrzymywany przez rządy zaborcze, a wówczas przez rodzimych agitatorów, gorliwie podniecany, był doskonałym podłożem dla rewolucyjnych haseł, płynących z Rosji olbrzymią falą propagandowej bibuły.
Ciemne masy ludowe, tak nagle obdarzone wolnością, nie rozumiały ani znaczenia, ani celu tego pojęcia, utożsamiały je z samowolą i anarchią, i ulegały różnym, co chwila, nastrojom; zasadniczo, jednak i najczęściej, silnym zawrotom głowy i atakom szaleństwa.
Dominujące hasło Polski „ludowej” identyfikowano z dyktatura proletariatu i, w konsekwencji dochodzono do wniosku, ze jeżeli jakakolwiek władza w ogóle jest potrzebna, to już nie inna, jak tylko chłopsko-robotnicza; a więc: na czele państwa – chłop, komisarzem ludowym – chłop, burmistrzem - robotnik. Jednocześnie zaś, wzajemna podejrzliwość, nieufność i niechęć pomiędzy proletariatem wsi i miasta wytwarzały, łącznie z powyższymi nastrojami, atmosferę niezwykłego chaosu, wielkiego napięcia i wszelakich możliwości. Praca więc w tych warunkach była nie łatwa i dość emocjonująca, ponieważ jej skutków nie można było nigdy przewidzieć, jak zwykle, zresztą, gdy ma się do czynienia z tłumem, zwłaszcza wygłodzonym i rozagitowanym. Mając w pogardzie papierową stronę mego urzędowania, zleciłem ją referentom i kancelistom, sam zaś oddałem się żywej pracy w terenie. Rozumowałem, że tylko ta bezustanna, bezpośrednia styczność z ludnością da mi możność względnego, przynajmniej, poznania rzeczywistości, właściwej oceny sytuacji, odpowiedniego ustosunkowania się do ówczesnych wydarzeń i jakiegokolwiek na nie wpływu. (…)
****
Adam Dobrzyński w Życiu Pabianic z 6 listopada 2018 roku zamieścił tekst pt. „Niemcy precz z Pabianic! Niepodległość”. Autor skupia uwagę przede wszystkim na działaniach harcerskich. Jednak w okresie międzywojennym o palmę pierwszeństwa toczyli spór socjaliści, którzy zasadniczą rolę podczas rozbrajania Niemców i zaprowadzenia porządku w mieście przypisywali milicji robotniczej. Narodowcy byli przekonani, że to niedawni żołnierze Dowbor- Muśnickiego, członkowie Sokoła i bojowcy z Narodowego Związku Robotniczego opanowali trudną sytuację w czasie powojennej zawieruchy. Swoje racje przedstawiali rzecz jasna byli legioniści Piłsudskiego i peowiacy. To wszakże harcerze zapisali swoje wspomnienia z pamiętnych dni listopadowych 1918 roku i oni wydają się zwycięzcami.
Listopad 1918 roku: Gdy na frontach pierwszej wojny światowej milkły działa, w naszym mieście szykowano się do wypędzenia okupantów, przejęcia władzy i rozgrabienia poniemieckich magazynów z mąką, cukrem, kocami i węglem.
„Lud żywi się czarnym gliniastym chlebem, którego pochodzenia nie może określić. Tłumy głodnych oczekują w długich ogonach na wyznaczone okruchy rzekomego chleba, brązowego cukru, odrobinę nafty” – pisała Gazeta Pabjanicka. Harcerze układali śmiałe plany ataku na pruskie koszary, a złodzieje obserwowali, którędy najlepiej się dostać do wojskowych składów żywności. Tak wyglądały pierwsze dni listopada 1918 roku nad Dobrzynką.
W rękach młodzieży ze Starego Miasta, konspiratorów z Polskiej Organizacji Wojskowej i Dowborczyków (byłych żołnierzy sformowanego w Rosji polskiego korpusu pod dowództwem gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego) było ledwie kilka rewolwerów, pistoletów , bagnetów i szabli. Do ulicznych walk z Niemcami sposobiono noże, żelazne laski i drewniane pałki.
W pierwszych dniach listopada z Pabianic wymaszerował oddział pruskich „huzarów śmierci”, stacjonujący w murach fabryki Kindlera przy ul. Zamkowej. Prusacy zabrali karabiny maszynowe i armatki. Żegnały ich gwizdy pabianiczan. Miasto opuścił też oddział dragonów, żandarmów i piechoty.
Najmocniej wrzało w polskich szkołach. W ośmioklasowej Szkole Handlowej, mieszczącej się w trzypiętrowym budynku przy ul. Długiej 24 (dziś ul. Pułaskiego) od lat działała nielegalnie drużyna harcerska. Druhowie, którzy latem przeszli szkolenie wojskowe w Lasku Miejskim, teraz gotowali się do walki.
Wydarzenia z 10 listopada 1918 r. w Pabianicach tak wspominał ówczesny harcerz i drużynowy, 19-letni Eugeniusz Maciejewski (po wojnie architekt i oficer Wojska Polskiego): „Około południa spotkałem na Zamkowej Dowborczyka Januszkiewicza, który przekazał mi poufne polecenie zorganizowania starszych harcerzy do pomocy Dowborczykom i peowiakom, którzy wieczorem mieli przyjść z Łodzi do Pabianic w celu rozbrajania wojskowych garnizonów niemieckich. Wiadomość przekazałem komendantowi hufca ZHP, Edmundowi Maciejewskiemu. Po naradzie z drużynowymi komendant wydał rozkaz zbiórki oddziału starszych harcerzy. Zawiadomił o tym ludzi z Towarzystwa Gimnastycznego Sokół (patriotycznej organizacji młodzieży), by zmobilizować większe siły pomocnicze”.
Wieczorem 30 harcerzy z klas szóstej, siódmej i ósmej Szkoły Handlowej stawiło się w Domu Ludowym przy ul. Kościuszki (dziś MOK), by uczestniczyć w układaniu planów rozbrajania Niemców. Plany układali działacze POW i Dowborczycy. Byli wśród nich Henryk Świetlicki i Antoni Jankowski. Druhowie zawiązali Harcerskie Pogotowie Wojenne (40 osób) i Pogotowie Młodzieży (niezrzeszonej). Miejscem zbiorki jednej grupy był budynek progimnazjum męskiego przy ul. Kościelnej. Tutaj, w siedzibie drużyny harcerskiej im. Jana Kilińskiego, dokonano przeglądu drużyn. Po modlitwie harcerze wybiegli w miasto.
Druga grupa konspirowała w prywatnej kamienicy. „Zebraliśmy się w tajemnicy przed rodzinami, najpierw w mieszkaniu druha Stanisława Morawskiego” – wspominał druh Maciejewski.
„Stawili się prawie wszyscy drużynowi, plutonowi i zastępowi oraz kilku starszych szeregowych. Broni nie mieliśmy, oprócz jednego pistoletu, kilku kijów i lasek”. Wśród konspiratorów był 17-letni Gienek Wyrwicki, syn szewca ze Starego Miasta, którego na akcję zabrał starszy brat (po odzyskaniu niepodległości Wyrwicki został pilotem wojskowych myśliwców, we wrześniu 1939 r. bronił Warszawy, poległ w powietrznej bitwie nad Francją.).
Z ciasnego mieszkania druha Morawskiego chłopcy pobiegli do izby harcerskiej przy domu parafialnym św. Mateusza. W rynku Starego Miasta wystawili czujki. Na ulice wyszły patrole kontrolne. Sześciu harcerzy wypatrywało polskich oddziałów, które miały przymaszerować od strony Łodzi – co obiecali peowiacy.
Ale oddziały nie nadciągały. „Po meldunkach patroli o zwiększonych ruchach i transportach konnych wojska niemieckiego, zdecydowaliśmy się sami rozpocząć akcję rozbrajania żołnierzy w celu zdobycia broni i majątku wywożonego przez okupanta” – wspominał Maciejewski.
O zmroku chłopcy dostali rozkaz przedostania się na ulicę Kościuszki, do bramy bursy Szkoły handlowej. Pobiegli tam ostrożnie, pod murami kamienic. W podwórzu bursy już czekali na nich „sokoli” – czyli chłopcy z „Sokoła”. Było ich około 40. Razem z harcerzami stanowili znaczną silę – niestety, bez broni.
Bojówki na ulicach
Do rozbrajania okupantów pierwsi zgłosili się chłopcy z nożami i żelaznymi laskami. Gdy harcerska czujka zauważyła idącego ulicą Niemca albo dwuosobowy patrol żandarmów, z bramy wypadała bojówka. Zaskoczeni Prusacy nie bronili się. Byli zdezorientowani. W godzinę harcerzom i „sokolim” poddało się siedmiu żołnierzy okupanta, bez walki oddając karabiny i pistolety.
Tymczasem uczniowskie patrole zameldowały, że ulica Cmentarną (dziś Kilińskiego) maszeruje oddział niemieckiej piechoty w pełnym rynsztunku, z taborami. Kolumna skręcała w Zamkową, zmierzając w stronę Łasku. „Takiej siły zaatakować nie mogliśmy” – wspomina jeden z druhów. „Początkowo, kiedy w ciemnościach nie orientowaliśmy się w liczebności Niemców, komendant wraz z kilkoma śmielszymi druhami zatrzymał oddział i oświecił go latarka elektryczną. Na czele stał oficer”.
Komendant Maciejewski w kilku prostych słowach po niemiecku rozkazał żołnierzom złożyć bron. Wtedy jeden z pruskich oficerów wyciągnął pistolet, mierząc do bezczelnego Polaka. Maciejewski niechybnie oberwałby w głowę, lecz niesamowitym refleksem popisał się 17-letni druh Wyrwicki. Błyskawicznym ciosem Gienek uderzył oficera w rękę, a pocisk wystrzelony z pistoletu trafił w uliczny bruk. Wybuchła panika. Spłoszeni harcerze rozbiegli się do pobliskich bram, Niemcy zaś pognali w stronę Łasku, porzucając kilka karabinów i ładownic.
„Po pierwszych strzałach rozbiegli się bezbronni chłopcy z Sokoła. Tego dnia już nie chcieli brać udziału w dalszych akcjach nocnych” – wspominał Maciejewski.
Kilka minut później harcerze osaczyli ostatni dwukonny wóz z pruskiego taboru. Rozbroili konwojenta i zajrzeli do transportowanych worków. Była w nich mąka. Komendant kazał zaprowadzić wóz do kwatery przy ul. Kościuszki, gdzie chciano podzielić ładunek na racje żywnościowe dla głodujących pabianiczan.
Dlaczego świetnie wyszkoleni i doświadczeni na frontach niemieccy żołnierze pozwalali się rozbrajać smarkaczom z Pabianic?
Eugeniusz Maciejewski tłumaczył to tak: „W Niemczech nastąpiła rewolucja, która zmiotła z tronu cesarza Wilhelma II i utworzyła socjalistyczny rząd. Rząd ten nie chciał dalszej wojny. Wśród wojsk niemieckich pod wpływem rewolucji bolszewickiej tworzyły się rady żołnierskie, przejmujące władze w oddziałach. Również w pruskim garnizonie w Pabianicach utworzono rady żołnierskie. Na budynkach koszar powiewały czerwone flagi. Żołnierze chcieli jak najszybciej wrócić do swych domów”.
Na koszary!
Redutą okupantów były koszary pruskiej piechoty, mieszczące się w budynku fabrycznej szkoły elementarnej dla dzieci robotników, a także w domach familijnych, naprzeciw nowego kościoła NMP. Stacjonowało tam ponad stu żołnierzy. Na wyposażeniu mieli m. in. karabiny maszynowe. Frontowy atak harcerzy na koszary wojska zaprawionego w bojach byłby samobójstwem. Dlatego komendant wydał rozkaz rozpoznania sytuacji w koszarach.
Około 23. 00 „razem z ochotnikiem, druhem Leonem Muellerem podeszliśmy w ciemnościach pod koszary. Stwierdziliśmy tam, że już ostatni żołnierz niemiecki opuszczał budynek, objuczony pełnym rynsztunkiem z karabinem przewieszonym przez ramię. Postanowiliśmy odebrać mu karabin” – wspominał druh Maciejewski.
Dwaj nastoletni harcerze zaatakowali Prusaka z tyłu, rzucając się na niego. Ale żołnierz przytomnie odskoczył i wrzasnął, alarmując kolegów z karabinami, którzy byli już na ulicy. Żołnierze podnieśli bron i wycelowali w harcerzy. Obaj druhowie uciekli. Niemieckiego piechura próbował rozbroić Dowborczyk Feliks Rutkowski, goszczący w Pabianicach u kolegi, Kazimierza Skowrońskiego. I też nie dał rady, choć był wyszkolonym żołnierzem frontowym.
Niemcy pomaszerowali w kierunku Łasku. Zanim zniknęli w ciemnościach, harcerze ostrożnie weszli do koszar. Znaleźli tam jeden uszkodzony karabin, amunicję oraz duże zapasy koców, żołnierskiej bielizny, prześcieradeł, szarego mydła, a także kuchnię polową, łóżka, stoły, szafy i ławy.
„Zameldowaliśmy o tym komendantowi, który nakazał wysłanie do koszar wartownika w celu ochrony majątku przed grabieżą” – wspominał druh Maciejewski. „Wybór padł na druha Stefaniaka. Po kilku godzinach druh Stefaniak wrócił do kwatery, ale bez karabinu i naboi. Okazuje się, że około godziny 7.00 został rozbrojony przez bojówkę Polskiej Partii Socjalistycznej, składającą się z kilku starszych i silniejszych od niego ludzi”.
Zanim na niebie zrobiło się jasno, mieszkańcy okolicznych domów, rozgrabili zapasy poniemieckich koców, bielizny, mydła i mebli.
Po zajęciu koszar peowiacy pod komendą 24-letniego Józefa Waligórskiego (ps. „Olszewski”) opanowali budynek poczty, Kreisamt (urząd powiatowy) przy Zamkowej i posterunek żandarmerii, zainstalowany w papierni. Wdarli się do kasyna i rozbroili Niemców z obsługi.
W tym czasie uczniowie Szkoły handlowej rozbroili pruskich „landsturmowców” (umundurowanych ochotników) skoszarowanych w domu przy ulicy Długiej (później mieściła się tam Szkoła Podstawowa nr 12). Komendantem miasta został Antoni Jankowski, który zajął się formowaniem oddziałów zbrojnych.
Nocą przymaszerowały dwa oddziały peowiaków – 160 bojowników. Byli to mieszkańcy okolic Dobronia, Dłutowa, Bychlewa, Jutrzkowic i Rydzyn. Skierowano ich do pilnowania porządku w mieście.
Harcerze przeciw złodziejom
Rankiem do akcji rozbrajania Prusaków przyłączyli się co odważniejsi młodzieńcy ze Starego Miasta, głównie synowie fabrycznych robotników. „Byłem świadkiem jak dwaj dwunastoletni chłopcy zaatakowali w alejach ul. zamkowej niemieckiego żandarma” – wspomina Maciejewski. „Oczywiście nie daliby rady Niemcowi, gdyby nie moja pomoc i innych harcerzy z karabinami. Odebrałem Niemcowi pas i pistolet.”
„Byliśmy niewyspani, zmordowani i głodni. Niektórzy rodzice przynieśli nam śniadanie” – wspominał druh. „Uważaliśmy siebie za ochotniczych żołnierzy polskich. Około 8.00 nadeszła wiadomość, że Niemcy opuszczają dworzec kolejowy, a ludność grabi pobliskie magazyny i składy węgla”.
Harcerze, którzy zdobyli 20 niemieckich karabinów i pistoletów, na rozkaz komendanta hufca szybko utworzyli uzbrojony oddział, liczący 28 najstarszych druhów. Czwórkami pomaszerowali na dworzec, by go zająć i kontrolować. „Po drodze witali nas radośnie mieszkańcy miasta, rodziny, znajomi. Do oddziału dołączyli się spóźnieni harcerze” – wspominał druh Eugeniusz.
Przy dworcowych budynkach uwijali się szabrownicy, pospolici złodzieje i dzieci przysłane tu przez rodziców po węgiel z rozbitych składów. Nie pomogły ostrzeżenia, znów trzeba było strzelać w powietrze. Dopiero wtedy szabrownicy odstąpili. Przy zamkniętych na kłódki magazynach z mąką i cukrem oraz w składach węgla stanęły harcerskie warty, zmieniane co cztery godziny.
W głównym budynku dworca harcerze natknęli się na dwóch niemieckich oficerów, kilku szeregowców – maruderów, zawiadowcę stacji (Niemca), wyższego urzędnika kolejowego w mundurze i pruskiego kasjera. Wszyscy szykowali się do wyjazdu z Pabianic. Żołnierze bez oporu oddali broń, amunicję i pieniądze. Pozwolono im wsiąść do pociągu ewakuacyjnego. 11 listopada 1918 r. przez miasto przejechało 6 pociągów z pruskimi żołnierzami już rozbrojonymi w Warszawie lub Łodzi.
W dworcowej kasie biletowej zostały pieniądze – ponad 4.000 marek. Zarekwirował je druh Dobrosław Wyrwicki, jako tako władający językiem niemieckim. Druh spisał protokół poświadczony przez niemieckiego kasjera. Jeden egzemplarz protokołu dostał kasjer, drugi wysłano do komendanta hufca – wraz z pieniędzmi. Harcerze przeszukali także dworcowe biuro, mieszkanie i bagaże zawiadowcy stacji. Skonfiskowali małokalibrowy karabinek.
Dworzec trzeba było przemienić w małą twierdzę, gdyż magazyny z jedzeniem mocno wabiły szabrowników i złodziei. Po południu na dworzec wkroczył oddział uzbrojonych harcerzy. Wyznaczono dodatkowe posterunki.
Wkrótce od strony Łodzi nadjechał pociąg towarowy wiozący na zachód niemieckich żołnierzy. Miał dwie lokomotywy. Harcerze zauważyli, że niektórzy Niemcy mają broń. Dali znak maszyniście, by się zatrzymał. Maszynista (Niemiec) nie usłuchał i trzeba było kilku wystrzałów z karabinów, by sięgnął do hamulca.
„Zostawiwszy wartowników na peronie, w kilkunastu wchodziliśmy do wagonów. Kazaliśmy Niemcom podnieść ręce do góry i przeprowadzaliśmy osobistą rewizję w poszukiwaniu broni” – wspominał druh Maciejewski. „Znaleźliśmy kilka pistoletów, bagnetów i amunicję. Ponieważ uważaliśmy, że jedna lokomotywa wystarczy dla dowiezienia pociągu do granicy, kazaliśmy odstawić drugą na bocznicę. Druh Roman Rondelki, posiadający pistolet, wskoczył na lokomotywę i zmusił niemieckiego maszynistę do odprowadzenia lokomotywy”.
Wreszcie rządzą Polacy
Do wieczora harcerze przeszukali i odprawili kilka pociągów z pruskim wojskiem. O zmroku znów padły strzały. Na postrach, bo do szturmu na magazyny z węglem i mąką ruszyli szabrownicy i mieszkańcy okolicznych domów. Gdy gruchnęła salwa, uciekli. Mimo to, straż na kolei trzeba było trzymać jeszcze przez kilka dni i nocy, póki dworca nie przejęli polscy kolejarze.
Nazajutrz na Nowym Mieście odkryto poniemieckie składy żywności, ukryte w dwóch fabryczkach i spółdzielni Społem. Zarekwirowano też dwa konie, kilka świń i wojskowe furmanki.
W Pabianicach czuło się radość z wypędzenia okupantów i odzyskania niepodległości. Powściągliwi byli tylko mieszkańcy narodowości żydowskiej i rosyjskiej. W oknach tkalni i domów powiewały bialo-czerwone flagi. Pochód pabianiczan i mieszkańców wsi dotarł do zamku – siedziby władz miejskich. Do tłumu przemówił 37-letni Antoni Szczerkowski – tkacz i działacz socjalistyczny (po wojnie poseł na sejm i wiceprezydent Pabianic). Po 123 latach niewoli Polska odzyskała niepodległość.
Przez kolejne dni miastem próbowali zarządzać robotnicy przy wyczekującej postawie fabrykantów. Gazeta Łódzka z 25 listopada 1918 r. informowała: „Po usunięciu burmistrza Aleksandra Orłowskiego, w Pabianicach zaprowadzono rządy robotnicze. Na czele Rady Robotniczej stoi prezes Związku Zawodowego Robotników Przemysłu Włóknistego, towarzysz Szczerkowski. Prezydium stanowią towarzysze: Jagiellak, Skowroński, Sulej. Usunięto naczelnika milicji Żurawicza, a komisariat objął komendant Śmigły, mając do pomocy podkomisarzy: Jakoczaka, Zyskowskiego, Brzozowskiego i Staniaka. Wszyscy urzędnicy magistratu pozostali na stanowiskach. Kierownictwo spraw magistrackich powierzono urzędnikowi Podgórskiemu, skarbnikiem został J. Petrykowski. Zatrudniono ponadto: buchaltera, archiwistę, kwatermistrza, maszynistkę, akuszerkę, intendenta, 2 stróżów, 3 woźnych, gajowego, felczera, kontrolera żywności, sekwestratora i registratorkę. Zaprowadzono ośmiogodzinny dzień pracy, zwiększono racje chleba i wprowadzono niepłatną pomoc lekarską”.
Komendantem garnizonu Pabianice został 25-letni porucznik Antoni Jankowski, były oficer armii rosyjskiej i Dowborczyk. Komendant przejął zdobyczna broń i sprzęt wojskowy, by formować ochotnicze oddziały do obrony niepodległości Polski.
Autor: Sławomir Saładaj