Rajchbart
A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkęW 2025 roku w Nowym Jorku ukazała się książka Bonny Reichert „How to Share an Egg”, która w paraliterackiej formie przedstawia m. in. losy urodzonego w Pabianicach Szlamy Rajchbarta.
(…) Julie dowiaduje się, że archiwistka z Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie przyjeżdża do Toronto i organizuje spotkanie. W sali ośrodka żydowskiego, ja i moja siostra, opowiadamy wszystko co wiemy i czego nie wiemy na temat naszego taty, jedynego ocalałego spośród ośmioosobowej rodziny, zamkniętego w gettach Pabianic i Łodzi, wysłanego do Auschwitz-Birkenau, wybranego do pracy niewolniczej w Gleiwitz i następnie Sachsenhausen, wyzwolonego w momencie zakończenia wojny. – Czy coś jeszcze ? – mówi archiwistka, notując nasze informacje. Nie mamy nic więcej do dodania. – Dobrze, zobaczymy co się da zrobić – mówi - Muzeum ma dostęp do gigantycznej bazy danych: dokumentów i świadectw ocalałych. Naszym priorytetem są ci którzy przetrwali Holocaust i nadal żyją. Dajcie mi kilka tygodni. (…)
Jedenastolatek wsiada do tramwaju jadącego do Łodzi. Chociaż przestało padać, to jednak nie ma to znaczenia – jest przemoczony do samej skóry, skarpetki uwierają. Trzęsie się i trochę poci. Choć drzwi w wagonie są otwarte, to z powodu ścisku jest bardzo duszno. Wydziela woń mokrego ubrania i strachu.
Jest 17 maja 1942 roku.
Nie rozumie dlaczego Niemcy kazali im stać przez całą noc na stadionie. Czy to jest właśnie wojna? Stanie coraz bliżej siebie, gdy zabierają starsze osoby i dzieci? Babcia wydawała się tak mała na tle żołnierzy odprowadzających ją i innych starców. W niczym nie przypominała gospodyni piątkowych wieczorów szabasowych. Dokąd ją prowadzą?
Mama kazała mu przykucnąć, aby i jego nie zabrano, został podeptany i ubłocony, ale to zadziałało. Teraz jest tutaj. Wszystko zaczęło się przed dwoma laty, kiedy żołnierze nakazali opuścić wygodne mieszkanie i wprowadzić się do dwóch pokoików w gorszej części Pabianic. Wówczas zrozumiał znaczenie słowa „getto”. Przeprowadzali się w takim pośpiechu, że zapomniał swoich butów szabasowych. Teraz znowu się przemieszczają. Nie wiadomo dokąd.
Przygląda się ludziom. Odkąd stłoczono ich razem w starych zabudowaniach poznał lepiej ich twarze. Sąsiedzi, sklepikarze, przyjaciele. Ale obecnie znajome twarze wyglądają dziwnie, mokre od łez patrzące w pustkę szarego światła.
Mama widzi go, ale zbyt wiele osób między nimi, nie pozwala na kontakt. Zmienia pozycję, staje na palcach. Gdy odnajduje jej ciemne oczy, jej twarz rozjaśnia zdawkowy uśmiech. Czeka aż dojadą do Łodzi. Chana stoi obok mamy, zakrywając Devorah szalem. Obok niej , Nachama trzyma przemiękniętą torbę papierową . Jedna torba z dobytkiem całej rodziny. On zabrał zaledwie tałes taty i zostawił całą resztę.
Żołądek upomniał się o swe prawa. Kiedy jadł po raz ostatni? Było to przed wyprowadzeniem ich na stadion, wczoraj po południu. „Shlaimeleh” – zawołała mama kiedy w pospiechu zakładali płaszcze – weź to. W obecności sióstr odwinął chleb ze smalcem, odłamał kawałek i włożył do ust. – Chcecie? Siostry zaprzeczyły, wpatrując się w swoje buty. Z ulicy dochodziły żołnierskie wrzaski w ich strasznym języku. Nienawidził ich czerwono czarnych opasek na rękawach i warczących psów. Każdego ranka odkąd wprowadzili się do getta musieli stawać na zbiórce pod wycelowanymi karabinami.
Po raz pierwszy, gdy zobaczył jak kogoś zastrzelili, myślał, że jest to jakaś zabawa. Pyknięcie, upadający mężczyzna. Bezwładna forma. Dopiero kiedy odciągnęli go dalej, zostawiając smugę krwi na brudnej ulicy, zrozumiał, że to dzieje się naprawdę.
Gdy tramwaj skręcił poczuł, że Machla opiera się na jego ramieniu. Da radę – w chederze przezywali go „bykiem”. Czy ona śpi, stojąc. Szturcha ją w bok, a ona otwiera jedno oko, oddaje szturchnięcie i zamyka znowu oko.
Byli szczęściarzami bo mieli polskich przyjaciół – mówiła mama. Za każdym razem gdy była szykowana łapanka na chłopców, wysyłała go do kryjówki. Nie chciał iść z drobnym siwowłosym mężczyzną, ale ona powtarzała, że musi być dzielny. Jak często ukrywał się w szopie za zwilgotniałymi workami kartofli i stertą zakurzonych walizek? Dwa? Trzy razy? O poranku, gdy szczekanie i wrzaski ucichły, przychodziła Chana i prowadziła go do domu. Nie potrzeba było wiele czasu, żeby się zorientować ile dzieci ubyło w najbliższym otoczeniu.
Myśli o dużym mieszkaniu przy ulicy Kościuszki, gdzie babcia posiadała całą kamienicę, piętro niżej mieszkał kuzyn Mickey. Babcia i Zaida Mendel były niegdyś bogate, ale nastał kryzys i straciły niemal wszystko, uchował się przynajmniej sklep.
Mnóstwo mieszkańców getta w Pabianicach nie miało co jeść, lecz mama miała wielu przyjaciół. Pani Czech wkradała się, aby wymienić bochenki chleba na ich stare futra. Dawni klienci przekazywali paczki z jedzeniem lub przychodzili nocą, aby w zamian za kartofle otrzymać pierścionki lub bransoletki. W ich sklepie było więcej towarów niż mogli sprzedać lub wymienić – farby, narzędzia, przedmioty gospodarstwa domowego, ale Niemcy zabrali większość cenniejszych rzeczy i zakazali im prowadzenia sklepu.
Czy będzie jakiś posiłek w miejscu, do którego jadą? Nogi odmawiają posłuszeństwa, głód doskwiera, zastanawia się kiedy mama znowu przygotuje piterkuchen. Ponad czyimś ramieniem dostrzega fragment nieba. Drzewa o jasnozielonych liściach przesuwają się szybko. Przypomina sobie chwile, gdy z tatą szedł do lasu. W pamięci zachował długą, rudą brodę, ale nie tak długą jak broda rabina. Tato zawsze zajęty, pracując w sklepie, studiując wraz z innymi mężczyznami lub odpoczywając ze względu na słabe serce.
To był magiczny moment, gdy pewnego razu tato zabrał go do domku w lesie. Kiedy pakował jego rzeczy do jutowego worka podśpiewywał „V’taher libenu…” . Zbierali borówki. Nocą szli przez las ze świecą, żeby odstraszyć złe moce. Spali w malutkim pomieszczeniu, tylko oni dwaj. Stara się zapomnieć o głębokim dole w ziemi i odgłosach spadających grudek na trumnę taty. Jest mi przykro, chciał powiedzieć, kiedy usypano mogiłę. „Wracajcie do domu ze mną wszystko w porządku” – to nie była jego wina. Tato miał przecież słabe serce – mówiła mama. Jednak ciągle się zastanawiał, czy jego ojciec zmarł, bo zrobił coś złego.
Tramwaj zwalnia, a on znowu zmienia pozycję, aby zobaczyć gdzie są. Obrazy przewijają się jak w kinie, w którym był kiedyś. Jacyś ludzie poruszają się, ciągną wózki. Czy są poza ekranem , niewyraźni i odlegli. Tramwaj staje. Do wagonu podchodzą żołnierze i zaczynają wyciągać pasażerów, wrzeszcząc po niemiecku (…)
- Gdzie jesteśmy ? – Shlomo pyta nieśmiało.
- Getto – szepcze mama.
Getto? W Pabianicach getto było otwarte. Powiedziano im oczywiście, że gdy wyjdą z getta zostaną zabici, ale Niemcy zawsze tak mówili. Czasami strzelali, czasami nie strzelali. (…)
Autor: Sławomir Saładaj